PDA

Zobacz pełną wersję : "La Prostituto"


Sensiqúe
16.05.2005, 19:55
Wiem, że mojego innego Fs nie skończyłam, jestem tego świadoma :P Robię dwa jednocześnie, mam nadzieję, że będzie dobrze :)

Tytuł tego FS jest z lekka głupawy, ale taki mi najbardziej pasuje. Tak na marginesie: nie jest on zaczerpnięty z jakiegoś konkretnego słownika :P To w pełni mój wymysł, którego zapewne wyjaśniać nie muszę... xP

Zapraszam do czytania i komentowania :) Następna część pojawi się najdalej za tydzień, bo teraz tochę sprawdzianów muszę nadrobić ;p Więc w przyszły weekend dam na 100% drugi odcinek :)
Będzie krwiście :P

ODCINEK II (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=399504&postcount=36)
ODCINEK III (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=404364&postcount=53)
ODCINEK IV (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=407089&postcount=65)
ODCINEK V (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=414427&postcount=78)
ODCINEK VI (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=428499&postcount=89)
ODCINEK VII (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=446047&postcount=102)
ODCINEK VIII (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=450655&postcount=114)
ODCINEK IX (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=472428&postcount=124)
ODCINEK X (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=480875&postcount=130)
ODCINEK XI - KOŃCZĄCY TOM PIERWSZY (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=481548&postcount=136)

"La Prostituto"

Odc. I
"Narodziny"

Rok 1982, godzina 17:36:
Nad chłodnym Londynem zawisły burzowe chmury. Na Several Street, wśród bloków mieszkalnych krzątały się uliczne prostytutki, jednak tym razem brakowało jednej z nich – Amandy. Gdzie ona była?
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio1.jpg
Parę metrów dalej, przy kontenerach dało się słyszeć kobiece pojękiwania i dyszenie. W tym momencie rozpadało się na dobre, uderzenia deszczu o chodniki skutecznie zagłuszały odgłosy ze śmietniska.
-Lil! Gdzie Amanda? –spytała jedna ze skąpo ubranych kobiet.
-Nie wiem. Chodź już, bo zaraz zmokniemy do cna. –odpowiedziała druga.
Grupka dziewcząt do towarzystwa pobiegła w kierunku jednego z budynków. Miały tam wspólne mieszkanie, brudne i obskurne, przepełnione szafkami ze skąpą odzieżą i kosmetykami.
-Nadin! Coś ty tu zostawiła?! –spytała Lil, gdy jako pierwsza weszła do lokum.
-Upsss.. –Nadin zmieszała się, po czym szybkim ruchem zabrała z podłogi zużytą prezerwatywę.
Między kobietami rozgorzała lekka kłótnia o dostęp do łazienki, jednak ten konflikt został po chwili zażegnany.
Oślepiająco jasna błyskawica przecięła niebo, nastąpił ogłuszający huk, deszcz padał jeszcze mocniej-takiej burzy Londyn dawno nie przeżył. Przy stertach śmieci, w ogólnej pustce i osamotnieniu siedziała skulona Amanda, właśnie ta towarzyszka dziewcząt lekkich obyczajów. Am ubrana była w czarną bluzkę, która pod wpływem ulewy przylgnęła do jej ciała i uwydatniła pokaźne piersi. Spódnica i pończochy tej ponad dwudziestopięcioletniej kobiety leżały obok niej. Młoda prostytutka odczuła ogromny ból, znów wyraziła go krzykiem. Praca ulicznej płatnej damy to sprawa mająca wady, a jedną z nich poznała Amanda. Dziewięć miesięcy temu w klubie, pod wpływem alkoholu oddała się nieznajomemu mężczyźnie, a to zaowocowało teraz. On nawet nie wiedział, że ta „przygoda” da Ami okazję przekonania się, co to znaczy urodzić dziecko. Żałowała tego, że nie zabezpieczyła się wtedy, ale teraz to już za późno, nawet jej koleżanki nie miały ochoty na udzielenie pomocy. Amanda już wiedziała co zrobić po poczęciu malca, poradziła się lil, któa miała kiedys podobną sytuację.
Kolejna błyskawica przecięła niebo. Wykończona już kobieta wydała z siebie najgłośniejszy wrzask, odchyliła głowę do tyłu, z jej kruczoczarnych włosów kapały krople wody –nikt nie dosłyszał tego, przez coraz mocniejszą ulewę, która zamieniła się w ścianę wody. W parę minut potem kobiecy krzyk ustał, a na jego miejsce wystąpił płacz dziecka. Amanda urodziła, oddech miała ciężki, zrobiła to co wiedziała od Lil. Porzuciła małą dziewczynkę na smietniku, opatuliła ją tylko w swoje pończochy. Założyła spódnicę i chwiejnym krokiem doszła do mieszkania. W środku koleżanki o nic nie pytały, wiedziały że tak będzie najlepiej.
Rankiem dnia następnego, przy śmietniku krzątała się pewna bezdomna emerytka. Prowadziła ze sobą wózek pełen złomu, powoli kroczyła po kałużach jakie były owocem nocnej zawieruchy. Szukała jedzenia, gdy nagle jej oczom ukazało się małe zawiniątko. Stara wyciągnęła z kieszeni zniszczone okulary z grubymi szkłami i sklejonymi oprawkami, założyła je na nos, po czym przyjrzała się swojemu znalezisku.
-Toż to człowiek! Dziewczynka! –powiedziała sama do siebie.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio2.jpg
Starsza pani choć bez grosza przy duszy, zabrała śpiące maleństwo do swojej lepianki na obrzeżach Londynu. Dziecko nosiło w przyszłości „dumne” nazwisko Westerpsorn, a na imię Ann...
W 23 lata później...
Rok 2005, zatłoczone ulice Londynu, zegary wybijały 19:00. Jak zawsze o tej wieczornej porze w klubie „Flamingo” panował ruch. Co chwilę wchodzili mężczyźni, a już po paru minutach wychodzili z kobietą u boku.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio3.jpg
Przy barze klientów obsługiwała wysoka blondynka o niebagatelnym biuście, a na imię jej było Bell, pełniła rolę tancerki ale przede wszystkim funkcję szefowej tego całego interesu.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio4.jpg
Każdy przecież wiedział, że „Flamingo” to zwykły londyński burdel.
-Bell! Ja idę na chwilę. –powiedziała Irisz, prostytutka o pięknych czarnych włosach i niezwykłych oczach.
-Ok., ale wróć przed zamknięciem. –Bell odpowiedziała swojej pracownicy.
Irisz wyszła z klubu z młodym biznesmenem.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio5.jpg
On zaprowadził ją do swojego nowego samochodu, nie pierwszy raz zresztą, bowiem był stałym klientem.
-Proszę. –mężczyzna powiedział i kulturalnie otworzył drzwi auta prostytutce.
Ona uśmiechnęła się do niego zalotnie, w końcu taką miała pracę, w pewnym momencie jazdy spytała:
-Colin, do jakiego hotelu jedziemy?
Mężczyzna zmarszcz czoło, wjechał w aleję pełną bloków zamożnych ludzi, zatrzymał samochód i spojrzał na kobietę mówiąc:
-Kotku, zasługujesz na coś więcej, więc przyjmę cię w moim mieszkaniu.
-Ale, ale.. Bell mówiła, że nie mogę pakować się ludziom do domu. –odpowiedziała Irisz.
-Zapłacę dwa razy więcej niż zawsze... –biznesmen nalegał, zaczął delikatnie wodzić ręka po jej kolanach.
-No to trzy razy więcej! –młoda *****a była łasa na pieniądze. Colin stanowił dla niej dobrą zabawę, zawsze czuła się z nim wspaniale, jej zdaniem: „umiał dogodzić kobiecie”. U większości koleżanek Irisz budziła się zazdrość, że taki bogacz nie interesuje się nimi... Mężczyzna wyszedł z samochodu, razem z dziewczyną zmierzyli ku mieszkaniu. Prędko znaleźli się w okazałej sypialni.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio6.jpg
Biznesmen bez zbędnych czułości rzucił Irisz stanowczym ruchem na łóżko, oboje byli uśmiechnięci od ucha do ucha.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio7.jpg
Zabawa zaczęła się na dobre, ich ciała współpracowały wręcz idealnie, razem odczuwali głęboką rozkosz. Torebka kobiety osunęła się bezwładnie na podłogę, z jej środka wypadł dowód osobisty Irisz, otworzył się na stronie z głównymi danymi:
Imię: Ann
Nazwisko: Westerpsorn.

C.D.N............................................. .................................................. ..............

Przepraszam za interię i jakiekolwiek błędy ;)

Sensiqúe
28.05.2005, 20:03
Oto następny odcinek, pozostaje mi tylko zaprosić Was do czytania i komentarzy :)
Przepraszam za interię i wszelkie błędy :)
Następna część będzie albo w wtorek/środa albo piątek/sobota.., nauka mi przeszkadza w szybszym pisaniu części..wybaczcie xP

"La Prostituto"

Odc. II
"Gość"



-Och kotku, zostań jeszcze.- Colin mówił błagalnym tonem leżąc na łóżku.
-Zrozum, że nie mogę. Muszę jeszcze dziś dać utarg, bo inaczej Bell mnie wywali, a na tym mi nie zależy. –Ann tłumaczyła.
Dziewczyna wstała z łóżka, wzięła odzież i założyła ją.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio8.jpg
-Pieniądze. –rzuciła sucho do mężczyzny.
On wyciągnął z kieszeni spodni portfel, który wręcz pękał od zawartości.
-Proszę, oto trzy razy więcej niż zawsze. –podał pieniądze kobiecie.
-Ale jakiś buziak na koniec musi być. –zachęcał.
Ann pocałowała delikatnie biznesmena, ten chwycił ją, ale ona odepchnęła się i wyszła z mieszkania.
-Ach, jak ja ją uwielbiam. –Colin powiedział sam do siebie.
Londyńskie zegary wybijały 0:00,a to oznaczało że pozostała godzina do zamknięcia „Flamingo”. Młoda Westerpsorn schodziła po schodach w budynku, zdecydowała się wyjść od podwórza, tak było szybciej. Obcasy butów stukały w jednym rytmie, już zeszła z ostatniego stopnia, gdy nagle przystanęła. Jej uwagę przykuły dziwne odgłosy dochodzące z piwnicy. Obróciła się, podeszła do wąskich schodków, bała się zejść więc wytężyła słuch. Z dołu słychać było jakieś wzdychanie i pojękiwania, które nie wydawały się zbyt miłe. Irisz cofnęła się parę kroków, spojrzała na swój srebrny zegarek i wyszła z budynku.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio9.jpg
Ann nie wiedziała co myśleć ... „Może ktoś tam cierpi? Leży? Jakiś bezdomny czy ranny?” –nękała sama siebiew głowie sostami pytań.
-A jak to złodziej? I idzie za mną... –wyszeptała, po czym ścisnęła kurczowo torebkę. Jednak za prostytutką nikogo nie było.
Ciemne ulice Londynu, nikłe światła latarni podsycały niepokój kobiety. Na myśl przyszedł jej pewien artykuł z lokalnej gazety:
„Brutalny kobieciarz”
Nieznany mężczyzna zgwałcił już dziesięć prostytutek, po czym dokonał na nich bestialskiego mordu. Władze przestrzegają przed spacerami późną porą.
dalszy ciąg, str. 21

Po ciele Irisz przeszedł gwałtowny dreszcz, zaczęła iść szybciej, jej obcasy stukały coraz głośniej, jednak bardzo niepewnie. Dziewczyna potknęła się brudząc tym samym kawałek spódnicy.
-Cholera! –powiedziała sama do siebie.
Upał dawał się we znaki, po szyi kobiety zaczęły spływać krople potu, cały puder na twarzy starł się. Próbowała myśleć o czymś przyjemnym, choćby jakie zakupy zrobić i czy brać czarną suknię, ale to nie pomagało. Lekki wiatr musnął Irisz, jednak pot oblegał ją całą, czuła jak strużki cieknął pod bluzką po plecach. Ogarnął ją nieznany strach, serce przyspieszyło biciem dłonie miała zimnie i mokre. Chciała biec, lecz szpilki skutecznie to uniemożliwiały. Przystanęła więc na chwilę, wyjęła z torebki jedwabną chustkę i przetarła nią czoło. Na różowym kawałku pięknej tkaniny znalazły się brązowe ślady makijażu, ale Ann nie przejmowała się tym, pragnęła dotrzeć do Bell i w końcu pójść być w domu. Szła dalej, usłyszała za sobą czyjeś kroki... Obejrzała się do tyłu, nić prócz latarni nie było.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio10.jpg
Zaczęła się rozglądać, miała wrażenie że ktoś chce ja osaczyć. Przetarła oczy, raz jeszcze przyjrzała się owej latarni...
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio11.jpg
Ann stanęła jak wryta, widziała tam jakiegoś mężczyznę! Wiatr mocniej zawiał, płaszcz nieznajomego falował przez ruch powietrza. Irisz spanikowała, nie miała najmniejszego zamiaru rozstrzygać kim jest człowiek w czarnym ubraniu. W parę minut później kobieta przyszła do „Flamingo”, zaznała tym samym głębokiej ulgi.
-No wreszcie! –Bell uśmiechnęła się lekko.
-Proszę, oto pieniądze. –Irisz posłusznie oddała zarobioną walutę.
-Hmm, aż tyle? Świetnie! Masz z tego połowę. A jeśli mogę wiedzieć, coś ci się stało? Marnie wyglądasz... –pracodawczyni zrobiła się podejrzliwa.
-Ach, to tylko ten.. upał. –odpowiedziała prostytutka.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio12.jpg
Irisz odetchnęła z ulgą, schowała swoją część zarobku. Odwróciła się w stronę parkietu i stolików dla gości, wbiła wzrok w jedno miejsce..
-Ann.. Ej! –Bell trąciła pracownicę.
-Co? Co?! Bell! Widzisz, ktoś tam siedzi! –młoda *****a oderwała spojrzenie i skierowała je na blondynkę.
-Ależ tam nikogo nie ma. Chyba jesteś nieco zmęczona. –odparła szefowa, z lekką drwiną w głosie.
Ann znowu obserwowała stolik, jednak faktycznie stał pusty.
-Ale, ale.. tam był mężczyzna w czarnym płaszczu, kapeluszu. –dziewczyna próbowała się tłumaczyć.
„Nic z tego nie rozumiem” –pomyślała po chwili.
-Może odwieźć cię do domu? –zaproponowała Bell.
-Z chęcią, nie mam zamiaru sama wracać. –pracownica zgodziła się.
Obie kobiety wyszły z klubu, wsiadły do samochodu i pojechały. Po paru minutach Ann znalazła się już przed swoim budynkiem. Pojechała windą, otworzyła mieszkanie i zmierzyła ku sypialni. Chciała jak najszybciej zasnąć, nawet nie ważne dla niej było umycie się. Pociągnęła za klamkę pokoju, lampka koło łóżka świeciła się delikatnie. Dziewczyna zamarła w bezruchu na widok mężczyzny ubranego... w czarny płaszcz i kapelusz, który grzebał w szafie z drogą odzieżą. Irisz odsunęła się krok do tyłu, w tym momencie nieznajomy zaprzestał przeszukiwania, zaczął cos mamrotać dziwnym tonem:
-Irisz.., Irisz, Irisz....
Odwrócił się powoli, Ann ujrzała twarz gościa.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio13.jpg
Czuła, że nie może poruszać się, jakby nogi były z betonu. Całą ją przeszedł dreszcz, zrobiło się zimno, nie mogła wykonać żadnej czynności czy choć krzyknąć. Mężczyzna patrzył na kobietę swymi oczami w kolorze soczystej czerwieni, niczym krwi. Dziewczynę ogarnęło dziwne uczucie lekkości, widok stawał się dla niej coraz bardziej zamazany...
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio14.jpg
I bardziej.., i bardziej, aż w końcu młode, powabne ciało osunęło się na podłogę... Zasnęła na krótką chwilę, sen który zrodził się w jej głowie był co najmniej intrygujący. Słyszała czyjś męski głos, nakazujący posłuszeństwo ku Panu .. Jedyne senne obrazy jakie zdołała spamiętać to las i tajemnicze przedmioty.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio15.jpg
I chyba najbardziej szokująca wizja, podobizna samego Szatana spowita w ciemności i mroku.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio16.jpg
Irisz obudziła się...

C.D.N............................................. .................................................. .................

Tytuł następnego odcinka: "Naznaczenie'

PS. Cholera jasna, jak tak sama spojrzę teraz, to kurczę krótka ta część :P

Sensiqúe
07.06.2005, 19:23
I tak oto, bez moich zbędnych wypowiedzi:


"La Prostituto"

Odc. III
"Naznaczenie"

Irisz obudziła się..., jej głowę wypełniał dotąd nieznany pulsujący ból. Całe ciało miała drętwe, ciężkie niczym skała. Powolnym ruchem wstała z podłogi, nie mogła otworzyć oczu choć w pomieszczeniu paliło się tylko lekkie światło lampki nocnej. Czuła, że cały świat oślepia ją niemiłosiernie.
-Co.. Co jest? –powiedziała nieco sennie.
Ann przetarła twarz, w końcu mogła normalnie ujrzeć pokój. Wodziła wzrokiem po sypialni, aż zatrzymała się przy jednym punkcie – łóżku. Otóż na nim siedział ten dziwny jegomość, widać prowadził sobie buszowanie w regałach, bowiem czytał książkę. Kobieta wpadła w panikę, nerwowo odwracała się na wszystkie strony, kierując się niepewnie ku drzwiom. Chwyciła swą delikatną dłonią metalową klamkę, pociągnęła za nią, ale ta niczym mosiężny strażnik, mimo szarpaniny wyjście wciąż pozostawało zamknięte. Gdyby znajdował się tam zamek i otwór na klucz.., ale takiego nie było. Oddech Irisz stawał się coraz szybszy, strach wziął górę i zapędził młoda dziewczynę w kąt. Trzask! Mężczyzna zamknął lekturę i spokojnym ruchem odłożył ją na stolik. Spojrzał na Ann swym obojętnym i krwistym wzrokiem. Kobieta poczuła nagły ból w wewnętrznej stronie lewej ręki. Doznała tak głębokiego cierpienia, aż osunęła się na kolana w rogu pokoju. Dysząc i jęcząc powoli podnosiła głowę, włosy opadały jej bezwładnie na twarz..., spojrzała na swoje ramię dojrzawszy tym samym dziwną ranę, jakby wyryty w skórze wzór odwróconego krzyża.
-Matko Boska! Jezu! Co pan ze mną zrobił?! –dziewczyna czuła na sobie zimny pot, zwróciła oczy ku obcemu.
Już chciała wstać, ale nieznajomy marszczył czoło i powodował to nieprzyjemne uczucie, powalające na ziemię.
-Nie bądź taka zadziorna., w końcu nie każdy może dostać Naznaczenie. –stanowczo tłumaczył mężczyzna.
-Co?! –Ann nic nie rozumiała.
Nieznajomy wstał z łóżka, podszedł do kobiety kulącej się z cierpienia, sam pochylił się i ze złośliwym politowaniem zapytał:
-Jeśli mam być szczery, to jesteś potępiona, a jaśniej mówiąc będziesz nędzną służką samego Wielkiego Szatana. Chcesz wiedzieć jaka twa rola?
-Chcesz?! –dziwny osobnik w czarnym płaszczu wstał i zaczął mówić tonem pełnym pogardy i władczości.
-Jako Naznaczona, obojętnie czy się temu sprzeciwisz czy nie, ale aby żyć, raz na dzień poczujesz zimno, pot spłynie ci z ciała całymi strużkami, dreszcz ogarnie twe zgrabne krągłości... A żeby zaspokoić tą mękę zabijesz człowieka i z niespotykanym apetytem wypijesz z niego płyn życia, krew..! –ciągnął dalej.
-Nie! Proszę, błagam! Nie! –Ann wpadła w szok, przeczołgała się w drugi kąt pokoju, skryła głowę w rękach płacząc jak histeryczka.
-Hahahaha! Nie myśl sobie, że od tego uciekniesz! Mój czas dobiegł końca, ale wiedz że chętnie bym tu u ciebie dłużej został. Nie martw się, jeszcze wpadnę i obiecuję iż zabawię się z tobą jak nikt inny. A.., jeszcze jedno: mały prezent znajdziesz w torebce, zapewne ułatwi ci on zdobycie pożywienia. –mężczyzna skończył mówić, na jego twarzy malował się złośliwy uśmiech. Wyszedł.
Irisz trwała w bezruchu jeszcze kilka godzin, nad ranem poruszyła się i ledwo położyła na łóżku. Z odpoczynku wyrwał ją dźwięk telefonu. Poderwała się z pościeli, otarła czoło i przez chwilę siedziała na brzegu spania. Jazgot urządzenia coraz bardziej kazał kobiecie odebrać.
-Czemu cię jeszcze nie ma w robocie?! –to głos Bell, pełen pretensji wydobywał się ze słuchawki.
-Och wiem, ale zaspałam. Noc miałam ciężką, obiecuję że do wieczora przyjdę. –odpowiedziała nieco sennie Ann.
-Niech będzie, to do zobaczenia. –pracodawczyni zakończyła rozmowę.
Irisz odczuwała ból głowy, jednak zabrakło jej ochoty na dalszy sen. Przeszła do kuchni, a w parę minut później dało się już słyszeć pracę ekspresu do kawy. Westerpsorn uszczknęła nieco kofeinowego napoju, spojrzała na siebie i wyszeptała:
-Cholera, muszę się koniecznie umyć. Przecież od wczoraj jestem w tej samej bieliźnie.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio17.jpg
Wtedy uświadomiła sobie bieg wydarzeń sprzed paru godzin, zamarła na chwilę, pusty kubek wypadł z jej ręki. Ona sama poczęła nerwowo oglądać własne ciało, dostrzegła dziwną ranę wyrytą w lewej ręce. Szybkim ruchem podeszła do apteczki i wyjęła z niej długi, biały bandaż. Chciała owinąć miejsce z krzyżem, jednak gdy to zrobiła cierpienie zmuszało ją do skulenia się. Nie było wyjścia, opatrunek czy chociaż woda sprawiały ogromny ból rany, właściwie całego ciała. Ann utwierdziła się w przekonaniu, że to Naznaczenie nie jest zbyt normalne. Przez strach i natłok myśli dziewczyna ledwo pozbierała się do 18:30, kiedy to wyszła do „Flamingo”. Starannie przekręciła klucz w zamku swojego mieszkania, obejrzawszy się jeszcze przed budynkiem mieszkalnym, w lekkim biegu zmierzała ku miejscu pracy. Z racji wieczornej pory i pośpiechu nie spostrzegła, że ktoś już znajomy bacznie obserwuje każdy jej ruch.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio20.jpg
-Hej Bell! – powiedziała Irisz wchodząc do klubu.
-No nareszcie! Coś się stało? –blondynka nalegała o wyjaśnienia.
-Ależ po prostu miałam ciężką noc, chyba się przeziębiłam. –pracownica zwodziła, nie chciała mówić o tajemniczym mężczyźnie, Naznaczeniu, a już tym bardziej nie o sennych wizjach reliktów.
-No to droga Westerpsorn, Colin tu dzwonił i masz dzięki niemu robotę. –Bell ciągnęła rozmowę z lekkim żartobliwym uśmiechem.
-Oj, ale, ale.. –Ann nie miała najmniejszych chęci na klientów.
-Już! Nie ma dyskusji, jak robota to robota. Za klubem czeka już w wozie, czuję że dziś zapłaci więcej niż ostatnio, bo wygląda na niezaspokojonego. Jednak to tylko moja cicha nadzieja, dlatego pędem! –szefowa okazała się bezwzględna.
Prostytutce nie pozostawało nic innego, jedyne co wprawiało ją w jako taki nastrój, to fakt że zarobi sporo. Kobieta zapukała w szybkę luksusowego auta, biznesmen przywitał się ciepło:
-No kotku! Nareszcie, czekam tu już od pół godziny.
Irisz bez zbędnych czułości usadowiła się na przednim siedzeniu, silnik ruszył.
-Cos taka spięta? –mężczyzna spytał podczas jazdy.
Ann przytuliła się do Colina rozluźniając mu krawat, próbowała uśmiechnął się jak zawsze, ale wyszło to dosyć sztucznie. Jednak klient nie zauważył tego, co oznaczało że został skutecznie uspokojony. W parę minut później para kochanków znalazła się w mieszkaniu. Dwa ciała wylądowały na miękkiej, aksamitnej kanapie...
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio18.jpg
Colin wpadł w namiętność, sam zdjął z siebie koszulę i resztę odzieży. Irisz odwzajemniła pieszczoty, jak każdemu. Obie postacie obległa fala gorąca, odgłosom rozkoszy nie było końca, a jednak.. Nagle Ann poczuła dziwny …ból swojej rany, na czole obległ ją zimny pot. Zegar wybijał 19:15. Kobiecie znacznie pogorszyło się samopoczucie, chciała odepchnąć kochanka, ale wiedziała że jego nie da się już powstrzymać. Biznesmen nie baczył na nagłą oziębłość partnerki, dalej kontynuował tą grę ciał.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio19.jpg
Ten wieczór był dla prostytutki inny niż zawsze. Szybko wyszła po swojej „pracy”, zabrała też pieniądze. Partner wpadł w niemiłe zdziwienie, lecz nie miał nawet czasu na jakiekolwiek pytania. Prawdę mówiąc mało go to interesowało, grunt że jego męskie potrzeby zostały zaspokojone po raz kolejny. Zapłata trafiła do Bell, a pracownica posłusznie poszła do domu. W jej głowie narastało dziwne uczucie, jakby strach ale też niewyjaśnione pożądanie, bardziej głód.. jednak dziewczyna nie miałam pojęcia na co. Szła ciemną uliczką, zaraz za zakrętem było mieszkanie, to do niego chciała nareszcie dojść i położyć się. Już otwierała swymi zimnymi rękoma drzwi budynku, gdy zauważyła spadającą na nią z nieba krople..
-Deszcze? Przecież nie ma chmur... –powiedziała sama do siebie.
Spojrzała w górę... i faktycznie niebo zdobiły jedynie gwiazdy i ich jasne światła. Zaraz po tym, jeszcze kilka kropel musnęło z anielską delikatnością ramion Irisz. Prostytutka przyjrzała się im, spływały powoli i miały gęstą konsystencję, gdy padł na nie błysk latarni, okazały się koloru czerwonego...
-O Boże! –Ann krzyknęła, zaczęła jak najszybciej ścierać dziwne ślady, ale tego dziwnego „deszczu” nie brakowało. Kobieta wbiegła do mieszkania zdyszana, prędko weszła pod prysznic, naszły ją dreszcze. W końcu, ledwo przytomna położyła się na nie usłanym łóżku. Przez sen trzęsła się jak w gorączce, skóra pobledła jej znacznie...
Ranek nadszedł szybko, kolejny dzień pracy. Młoda Westerpsorn pozbierała się w miarę wcześnie i popędziła do „Flamingo”. Zaraz po przekroczeniu progu klubu przez Ann, Bell podbiegła do niej z poranną gazetą.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio21.jpg
-Patrz, patrz! –pracodawczyni wcisnęła prasę Irisz. Na pierwszej stronie widniał artykuł:
”Słynny biznesmen – Colin Senderson zamordowany!”
Kilka godzin temu, przed drukiem naszego numeru, który właśnie państwo czytają, Colin Senderson został zabity. Ciało znaleziono w Jego własnym mieszkaniu. Według najświeższych danych słynnemu biznesmenowi ktoś poderżnął gardło ostrym narzędziem, a następnie pozbawił zmarłego krwi. Jak twierdzi szef londyńskiej policji Alan Moswerson:
-„To chyba najbardziej okrutny mord od kilku lat. Kilku, bowiem dokładnie 5 lat temu spotkałem się z falą takich zabójstw. Niestety do tej pory nie ujęto sprawcy.”
Zwłoki na domiar tego, zostały (wg śladów krwi) ciągane po całym mieszkaniu, aż w efekcie końcowym zostały brutalnie obite niezidentyfikowanymi przedmiotami (świadczą o tym liczne siniaki). Policja prowadzi intensywne dochodzenie. Podejrzewane są liczne prostytutki, od których kipiało życie seksualne zamordowanego. Jednak nie można oceniać powierzchownie. Śledztwo trwa, cały Londyn łączy się w bólu po stracie tak słynnego i wspaniałego biznesmena, właściciela najbardziej wyrafinowanych restauracji w całej Europie.
Nasza załoga redaktorów obiecuje, iż podamy najdokładniejsze informacje na ten temat.


Prostytutka nie mogła powstrzymać rozpaczy, kolejny szok uderzył w jej serce. Chciała wyciągnąć chustkę z torebki, aby otrzeć twarz z fali łez. Szperała między kosmetykami, gdy nagle poczuła coś zimnego, spojrzała dokładniej.., to rzekomy „prezent” od nieznajomego w czarnym płaszczu –kompletnie o tym małym nożu zapomniała! Prędko zagrzebała go z powrotem w swoje rzeczy, przecież Bell nie mogła tego wiedzieć. Ostrze aż ociekało krwią, jednak nie od Irisz.., to nie czerwony płyn życia należący do Ann, tylko kogoś innego...

C.D.N............................................. .................................................. ................

[COLOR=Red][B]Przepraszam za błędy.
Zapraszam do komentarzy :)
Przepraszam za interię :P

Sensiqúe
13.06.2005, 17:38
I tak oto, jak na mnie nadzwyczaj szybko, daję czwarty odcinek "La Prostituto".

Przepraszam za interię, a także za wszelkie błędy. Jednym z mankamentów tej części jest pewne powtórzenie słowa, nie powiem jakiego, ale nie umiem go niczym innym zastąpić. Zresztą może nawet tego nie zobaczycie ;p
Aha, wiem że treści jest raczej mało, ale za zdjęć dużo ;p Mam tendencje do pisania krótkich części, ale moim zdaniem dobrych ;)
Miłego czytania i... zapraszam do komentowania xP


"La Prostituto"

Odc. IV
"Klient"

Muzyka w klubie „Flamingo” stawała się dla Irisz coraz głośniejsza. Dziewczyna pobiegła do damskiej toalety nie zważając na zdziwienie Bell. Spojrzała w lustro, przetarła oczy i ponownie zaczęła grzebać w torebce, wyciągnęła mały nóż ociekający ludzką krwią.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio22.jpg
Jej wzrok był pełen przerażenia, wiedziała że w łazience nikogo nie ma, ale strach brał górę. Po srebrnym ostrzu spływały czerwone strugi, aż dotarły na złota rączkę a następnie zatrzymywały się w dłoniach właścicielki. Ann obmyła w umywalce ostre narzędzie, po czym skrzętnie uchowała je obok pudru i szminki.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio23.jpg
Kobieta spojrzała jeszcze w swoje odbicie, które powoli zamazywało się... Irisz oparła się o ścianę, głowę miała ciężką, straciła panowanie nad sobą. W jej myślach kłębiły się dziwne obrazy, trudne do odczytania i zrozumienia.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio24.jpg
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio25.jpg
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio26.jpg
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio27.jpg
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio28.jpg
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio29.jpg
W pewnej chwili do toalety weszła jedna z prostytutek – Anizja:
-Ann, a tobie co? –spytała.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio30.jpg
Irisz odwróciła się przodem do rozmówczyni, po czym podeszła do niej powolnym i nieco chwiejnym krokiem. Anizja poczuła na sobie ten przeszywający wzrok koleżanki, odsunęła się parę kroków w tył. Młoda Westerpsorn mierzyła oczami dekolt blondynki. Miała ochotę wyjąć ten mały nóż z wnętrza kosmetyczki i szybkim ruchem zranić nim swoją znajomą. Już trzymała rękę w torebce, gdy nagle do pomieszczenia weszła jedna z gości klubu. Irisz zmieszała się, potrząsnęła głową i pospiesznie wyszła. Anizja zdziwiła się lekko, poprawiając włosy i makijaż, zapominając o całym zajściu. Tymczasem Ann siedziała przy stoliku sącząc drinka. Próbowała wyjaśnić sobie tą gwałtowną chęć mordu, którą ledwo powstrzymała. Starała się zrozumieć wizje jakich doświadczyła, a także krew na ostrzu. Dodatkowo dobijała ją śmierć Colina, w końcu to przeważnie dzięki niemu mogła pozwolić sobie na dostatnie życie.
-Czemu to takie wszystko zagmatwane?- wyszeptała.
Z rozmyślań wyrwał ją męski głos:
-Hej kotku, mogę się dosiąść?
To pytanie było bezcelowe, bo nieznajomy usiadł mimo wszystko. Irisz spojrzała na gościa, który okazał się blondynem w gustownym garniturze i okularach, co tworzyło razem postać zamożnego intelektualisty.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio31.jpg
-Może byśmy zatańczyli? To będzie dla mnie zaszczyt. –mężczyzna ciągnął dalej, choć z jego miny wiadome były zamiary co do kobiety...
Prostytutka odczuła, że musi to zrobić, w końcu dostanie może jakieś większe pieniądze. Lekka i luźna rozmowa, trochę alkoholu i po chwili para ludzi wyszła z „Flamingo”.
-„Ciekawe gdzie ma samochód?” –Westerpsorn myślała.
Ku jej zaskoczeniu przystojny Anton (tak też miał na imię, ten z pozoru bogacz) zaprowadził ją w..okoliczny skwer. Bez zbędnych czułości, klient rzucił dziewczynę na starą ławkę i zaczął coraz śmielej dobierać się do niej.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio32.jpg
-Ej! Nie jestem prostą *****ą! –Ann odepchnęła się.
-Nie podoba ci się?! –mężczyzna wpadł w złość.
Irisz wstała, poprawiła ubranie i oddalała się w kierunku pracy, pozostawiła tak swego wielbiciela samego. Spojrzała w niego pełne gwiazd, nagle zimny pot spływał po jej twarzy, aż pojawił się na plecach, kobieta przystanęła. Otarła czoło chustką, oblizała językiem swe ciemnoczerwone usta i jeszcze raz zwróciła głowę ku gwiazdom, a te stały się inne..
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio33.jpg
Odwróciła się z powrotem w kierunku blondyna, aż stanęła przed nim.
-No laseczko, wreszcie! –chłopak mówił z satysfakcją w głosie.
Anton wstał z ławki, objął prostytutkę i zaczął pieścić ustami jej dekolt, wodził dłońmi po całym ciele kobiety, odgłosy jakie przy tym wydawał dawały do zrozumienia, że jest w pełni euforii. Już dotykał suwaka z tyłu bluzki..., gdy nagle wręcz z nadludzką siłą został odepchnięty na twardy chodnik.
-Co ty ***** robisz?! –krzyknął.
-Nie mów, że nie lubisz brutalnych dziewuszek. –Irisz odpowiedziała dziwnym tonem.
Dziewczyna przyparła co betonu klienta jedną ręką tak mocno, że on nie mógł wykonać żadnego ruchu. Drugą dłonią sięgnęła do torebki aż oczy zaczęły jej się świecić, wyciągnęła z niej swoje ostrze, bacznie się mu przyglądała w blasku księżyca obracając go w jedną i drugą stronę.
-Przestań, proszę cię, Błagam! –mężczyzna był przerażony.
-Och nie mów kotku, że ciebie to nie kręci i nie podnieca. Zresztą i tak już nikt ci nie pomoże. –mówiąc wodziła po jego smukłej szyi diabelskim nożem.
-Ratu.. –Anton nie zdążył dalej krzyknąć, Ann zakryła mu usta.
Klient zaczął płakać, chciał wydać z siebie dźwięk, ale dał rady. Prostytutka po chwili napawania się tym widokiem przecięła szybkim ruchem kark ofiary. Życiodajna krew ubywała z ciała mężczyzny kropla po kropli, aż w końcu cały strumień. Anton umarł. Kobieta uszczknęła nieco krwi z szyi na swój palec, po czym oblizała go ze smakiem. W końcu zatopiła usta w czerwień, łapczywie niczym wygłodniałe zwierzę. Nagle zza rogu dobiegły ją głosy ludzi, pewnie wracali z jakiejś dyskoteki. Irisz wiedziała, że jest na widocznym miejscu, więc zostawiła zwłoki i uciekła w ciemne drogi między budynkami.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio34.jpg
Grupa młodych ludzi zauważyła ciało zabitego, w parę minut później znalazła się tam londyńska policja. Na miejscu pojawili się też reporterzy, inaczej „gazeciarskie sępy”. Wiadome już było, że poranna prasa zajęta zostanie w artykuł o mężczyźnie w kałuży własnej krwi.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio35.jpg
Tymczasem morderczyni dotarła do domu i prędko ułożyła się w łóżku, nie miała jeszcze świadomości swego czynu...
Ranek nadszedł szybko, słońce wzniosło się nad Londynem, a młodą prostytutkę obudził dźwięk budzika. Delikatna kobieca dłoń z pozoru niezdolna do krwawej przemocy, wyłączyła hałaśliwy dzwonek wskazujący 7:30. Irisz odtrąciła puchową kołdrę, usiadła na końcu łóżka. Przetarła oczy, poczuła coś dziwnego na twarzy, palcem przejechała po ustach. Oblizała wargi, które miały jakże tajemniczy smak.., dziewczyna zamarła w bezruchu...


C.D.N............................................. .................................................. ......................

Jeszcze raz sorry za interię, jeśli zdjęć nie ma , to prosze zajrzeć później :P

PS. te drugie przeprosiny sa bardziej dla mniej kumatych ludzi, którym trzeba dwa razy powtarzać xP Po prostu myślę o wszystkich (tych mądrych i tych..mniej mądrych). Wsio! ;p

Sensiqúe
26.06.2005, 19:25
To tak, ogólnie nie wiem kiedy dam następną część, choć juz nad nia pracuje i mam lekki zarys w głowie co będzie sie działo ;p

Sorry za interię i wszlekie błędy, ale ZAPRASZAM DO CZYTANIA I KOMENTARZY ;)


"La Prostituto"

Odc. V
"Podejrzana"

http://blondi1610.w.interia.pl/proscio36.jpg
Z okna sypialni bił jasny promień słońca, oświetlał on siedzącą Irisz na pościeli. Dziewczyna poczuła wokół siebie tępą i bezgraniczną ciszę, wstała szybkim ruchem i pobiegła w stronę łazienki. Spojrzała w lustro. Usta miała pokryte żelistą, czerwoną cieczą. Ann chwyciła z wieszaka mały ręcznik, po czym nerwowo wytarła twarz. Przyjrzała się jeszcze swemu odbiciu, na sobie nie miała ani grama makijażu, a więc tą dziwną substancją mogło być tylko jedno...
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio37.jpg
Młoda kobieta ruszyła nagle z toalety, uporczywie szukając torebki. Wiedziała, że jedynie pomiędzy damskimi kosmetykami znajdzie odpowiedź na wiele pytań. Wiotka i delikatna dłoń sięgnęła w głąb pudru, szminki i komórki. Zatrzymała się gdy poczuła ten znajomy chłód, ścisnęła kurczowo przedmiot i wyciągnęła z wnętrza. Bez wątpienia było to ostrze. Irisz wszystko zrozumiała, zarazem wizje jak i rzekomy „makijaż”.
-Colin, i ten blondyn... –szeptała.
Do jej oczu napłynęły łzy, siadła bezwiednie na łóżko, tępo wpatrując się w podłogę.
-Nie! Nie! Nie! To nie może być prawda! –kobieta nie potrafiła przyswoić sobie, że to wszystko przez nią.
Rzuciła puchowe poduchy w kąt, a jej twarz spoczęła przodem do kołdry. Trwała w tej pozycji całkiem bez ruchu. Otwarte okno pomieszczenia wpuszczało lekkie podmuchy wiatru, białe i aksamitne firanki ulegały powietrzu. Słońce ogrzewało dłoń Ann i znajdujące się w niej ostrze. Nóż świecił się wręcz pięknie, tym szlachetnym srebrnym kolorem, pełnym siły ale i zła. Irisz powoli dotykała broń, pozbierała się i znów zaczęła wodzić oczyma po trzymanym przedmiocie.
-No tak, musiałam zabić ich oboje i to bez wątpienia. Pamiętam... –myślała na głos.
Dziewczyna wstała i wyjrzała na ogród przez drewniane ramy. Ranek oślepiał wzrok, młoda postać odwróciła się.
-A jeśli ja naprawdę muszę tak żyć? Zabijać... ? –szeptała.
-Nie, to bez sensu. Chyba powinnam pójść z tym do psychologa... Tak! –ciągnęła dalej.
Chwilę potem kobiece palce starannie przemierzały książkę telefoniczną.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio38.jpg
Ann wiedziała, że kilka jej koleżanek z „Flamingo” miało terapię u pewnej pani Dorothy McPherson. Skutki tych sesji kończyły się sukcesem... Przy literze „M” Irisz baczniej wypatrywała owej specjalistki. I w końcu...
McPherson Dorothy – psycholog; tel. 518-216-123
Prostytutka chwyciła za komórkę i wystukała numer, rozmowa zaczęła się po paru sekundach:
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio39.jpg
-Dzień dobry, tu poradnia psychologiczna „McPherson”. W czym mogę pomóc?
-Dzień dobry. Ja chciałam się zarejestrować na jak najszybszy termin do pani Dorothy McPherson... –Ann mówiła nieco niepewnie.
-... na sesję. –dodała zaraz.
-Najbliższy termin to..., dziś o 11:10. Jeden pacjent zrezygnował, więc mamy wolne miejsce.
-Bardzo dobrze. Więc proszę mnie wpisać, Ann Westerpsorn.
-Rozumiem. Proszę się zgłosić o 11:10 na pierwszym piętrze do pokoju numer 30. Coś jeszcze?
-Nie, to dziękuję i do widzenia. –Irisz pożegnała się.
-Do widzenia.
Ann wiedziała, że w „Flamingo” może wziąć sobie wolne, z racji tego iż zarabia duże sumy. Z drugiej strony, młoda Westerpsorn nie miała do końca pojęcia jak powiedzieć lekarzowi, że kogoś zabiła, a przecież na komisariat tym bardziej nie chce iść. Zeznania oznaczałyby bez sprzeciwów, że dziewczyna zasługuje na więzienie... może do śmierci. Irisz obiecała sobie, że tej właściwej prawdy nie wyjawi. Jak na razie wiedziała jedno, że wypadałoby się umyć.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio40.jpg
Strugi wody spływały po nagim ciele, smukłej szyi, wydatnych piersiach, płaskim brzuchu i długich nogach. Mokre, kruczoczarne włosy opadały na ramiona i plecy. Taki widok kusiłby niejednego mężczyznę. Miękkie niczym u niemowlaka stopy zeszły z podestu prysznica. Irisz czuła się bardzo swobodnie, gdy nagle przystanęła. Miała wrażenie, że ktoś za nią stoi...
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio41.jpg
Obejrzała się szybkim ruchem, lecz nikogo za sobą nie spostrzegła. Na myśl przyszedł jej ten dziwny obcy w czarnym płaszczu, czuła taki sam nagły strach gdy wtedy... Ubrała się prędko i skierowała na śniadanie. Ledwo kroiła chleb i wędlinę, ręce trzęsły się jej niemiłosiernie. Z trzaskiem upuściła nóż...
-O cholera! –podniosła przedmiot i starannie obmyła go przy kranie.
„Nie, w takiej grobowej ciszy tkwić nie mogę”- pomyślała , po czym przyniosła z salonu na kuchenną szafkę małe radio. Z głośników wydobywała się muzyka, kobieta od razu nabrała pewności siebie i wróciła do przygotowania potrawy.
-Ach, no i już mi lepiej. –powiedziała do siebie, popijając kofeinowy napój. Tą chwilę radości przerwał jej jakiś dźwięk, jakby czyichś kroków. Łyk kawy przeszedł przez gardło głośniej niż pozostałe, oczy nerwowo zabłysnęły i poczęły rozglądać się. Ann odłożyła filiżankę i wyłączyła radio, podejrzane szmery ucichły.
-Nie, ja tego nie rozumiem... –szeptała.
-Jak ktoś tu..., jak ktoś tu do cholery jest, to niech wyjdzie! Nie, nie boję się! –krzyczała, choć sama nie wiedziała do kogo dokładnie.
Jednak na nawoływania odpowiadała tylko głucha cisza i falujące od wiatru firanki. Dziewczynie pozostało jedynie znaleźć w sobie siły i kontynuować posiłek, ale audycji radiowej nie ponowiła. Wolała siedzieć i jeść w spokoju, bacznie nasłuchując czy w mieszkaniu nikt się nie kręci. Po umyciu talerzy zegar wskazywał 9:00, a to oznaczało że czas na chwilę ćwiczeń. Ann przebrała się w dres i rozpoczęła biegi na bieżni.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio42.jpg
Wysiłek fizyczny zawsze ją uspokajał, a raczej nie dopuszczał do negatywnego myślenia. Dla umilenia tych kilku minut młoda prostytutka przyniosła radio, właśnie trwały poranne wiadomości:
-Wczoraj w nocy, londyńska policja z pomocą grupki ludzi odnalazła zwłoki pewnego mężczyzny. Danych zabitego blondyna nie podano, ale wiadome jest już, że przed śmiercią zabawiał się z kobietą. Świadczą o tym liczne ślady szminki. Policja nie chce nic więcej powiedzieć, a i nasi reporterzy niewiele wiedzą. Ale obiecujemy informować, gdy czegoś dowiemy się o tym tragicznym morderstwie na Several Street. A teraz przejdźmy do prognozy...
Ann wyłączyła źródło informacji...
-Nie! Nie! Nie! –jej krzyki roznosiły się po całym mieszkaniu.
Dziewczyna wpadła w złość, pobiegła do łazienki. Przed lustrem odetchnęła głęboko, chwyciła szczotkę do włosów, kilka kosmetyków do makijażu. Zaczęła radykalnie zmieniać fryzurę i wygląd. Czuła, że ktoś mógłby ja rozpoznać, właśnie ci młodzi ludzie z miejsca mordu tego blondyna. W parę chwil potem Irisz już wyglądała inaczej, na pewno nikt nie skojarzy jej z zabójstwem.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio43.jpg
Mimo zmiany tej zewnętrznej, to wciąż istniał w niej niepokój. A jak coś złego znowu trafi do głowy? W końcu nadeszła godzina 10:30. Ann zabrała torebkę, jeszcze raz spojrzała w lustro aż wyszła. Przekręciła klucz w drzwiach mieszkania, znalazła się przed budynkiem. Słońce grzało jakby mocniej niż zawsze, na chodnikach spacerowały tylko dzieci, za mało małe aby iść do szkoły.
„Żebym tylko nie chciała zabić...” –Irisz myślała.
Nie miała zamiaru zaspokajać ewentualnych i dziwnych potrzeb kosztem brzdąców. Kobieta uniosła dumnie głowę, poprawiła spódnicę i ruszyła w kierunku poradni psychologicznej. Faktycznie, ulice Londynu nie kipiały ruchem, ale w wieżowcach firm trwała prawdziwa praca. Irisz naszły wspomnienia z lat dzieciństwa. Już nie pierwszy raz zdała sobie sprawę z tego, że nigdy nie poznała własnej matki. Całe lata wychowywała ką stara kobieta – Dona, która zakończyła żywot gdy sierota miała 16 lat. Gdyby żyła, to Ann nie skończyłaby w Domu Dziecka, a potem na ulicy jako zwykła *****a. Dziewczyna obawiała się, że będzie musiała opowiadać każdy skrawek swojej przeszłości. Irisz szła powolnym krokiem, przez chwilę utkwiła wzrok w jednym z wieżowców, a konkretnie w siedzibie słynnej gazety „Codzienny świat”. Odwróciła spojrzenie i przypomniała sobie, jak to mając 11 lat chciała z wielkim zapałem zostać dziennikarką. Pamiętała, że Dona specjalnie ograniczyła swoje jedzenie, aby kupić „córce” literaturę dla początkujących reporterów. Młoda Westerpsorn czuła, że to właśnie ta wiekowa biedaczka dawała miłość, której od wielu lat nie zaznała. Z tych rozmyślań prostytutkę wyrwał fakt, że dotarła na miejsce. Weszła do małego budynku, a w środku ujrzała kilka drogich komputerów i siedzące przy nich pracownice. Ann nie chciała zbytnio przyglądać się temu miejscu, więc od razu skierowała się schodami na pierwsze piętro. Na górze było pusto i cicho, długi korytarz ciągnął się niemiłosiernie. Sala numer 30 witała dziewczynę białymi, zwykłymi drzwiami. Kobieta zapukała dosyć nieśmiało...
-Proszę. –odpowiedział głos zza drzwi.
-Dzień dobry. –Ann powoli weszła do środka.
-Ann Westerpsorn, byłam umówiona na 11:10. – kontynuowała.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio44.jpg
-Ależ oczywiście, proszę ułóż się wygodnie na fotelu.
Cały gabinet wydawał się ciężki od ogromu książek, poukładanych wręcz z przesadną dokładnością. Samo biurko też nie wyglądało przyjaźnie, jeszcze jako takiej swobody i piękna dawało skromne akwarium. Jednak i ono zostało skrzętnie wtopione w surowe regały. Czy fotel był wygodny? Trudno to określić, bo w końcu służył już bardzo długi czas. Pani McPherson przysunęła krzesło obok pacjentki:
-Z czym ma pani problem? Mogę jakoś pomóc? –głos lekarki brzmiał arcypoważnie, ona chyba tkwiła tam wyraźnie dla wypłaty.
Ann zmieszała się, cała wypowiedź utknęła jej w gardle. Przecież nie powie o morderstwie, zresztą straciła już całkiem chęć głębszych rozważań przy tak przygnębionej Dorothy.
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio45.jpg
-Halo, proszę pani! Czas leci.. –blond włosa psycholog ponaglała.
-Bo ja właśnie..., robię czasem takie... –Ann urwała.
-Jakie takie? –McPherson wydawała się złośliwa.
-Przy różnych czynnościach, po prostu nie zawsze kontroluję to, co robię... –pacjentka dokończyła.
-Jakiś przykład może?
-Oj, takiego konkretnego przykładu podać nie potrafię. –Irisz miała coraz większą chęć wyjść.
-Jeśli pani nie poda jakiejkolwiek sytuacji, to nie pomogę. –pani psycholog dystyngowanym ruchem poprawiła okulary.
-Może ma pani jakieś konflikty w pracy? Bądźmy szczere, wiem gdzie pani zarabia na siebie, to widać.. Mylę się?
Irisz nie potrafiła przeboleć tego pytania. Poderwała się z fotela, chwyciła torebkę i wyszła bez słowa. Dorothy trwała na krześle, w jej głowie kłębiły się myśli pogardy i złośliwości. W końcu wstała, otworzyła drzwi i zaprosiła z miłym uśmiechem kolejnego pacjenta. Tymczasem Ann zeszła na parter i z racji złości wykrzyczała w stronę sekretarek:
-Ta wasza słynna McPherson to wyłącznie głupia i nadęta suka! –po czym odwróciła się na pięcie i ostatecznie opuściła budynek.
Pracownice przerwały monotonną klepaninę w klawiatury, spojrzały na siebie oczyma pełnymi zdziwienia. Jednak zaraz powróciły do obowiązków, a swoje spostrzeżenia i zdania wymieniały skrzętnie.
„Suka, suka, suka! Wyniosła dupencja! Ach, gdybym.., gdybym wtedy miała ochotę na mordowanie. Hehehe! Nie! Opanuj się! Co ty myślisz?! Już, już dosyć!” –Irisz w drodze do domu przeżywała natłok myśli.
Szła tak wściekła, że nawet nie spostrzegła kilku żebraków, wyraźnie narzucających się. Upychała już klucz do zamka budynku, chciała prędko dojść do mieszkania. Weszła po schodach na swoje piętro, otworzyła drzwi i pędem siadła na miękką kanapę. Poczuła głęboki relaks –tego potrzebowała. Nagle do lokum zadzwonił dzwonek.
-No nie! Nie! Nie! –Irisz podniosła się ku otwarciu niespodziewanemu gościowi.
Zamaszystym ruchem pociągnęła za klamkę i rzuciła:
-Czego?!
Gdy ujrzała przybysza, swobodnie wywnioskowała że to było niestosowne przywitanie.
-Nie czego, a dzień dobry. Policja. Czy to pani Ann Westerpsorn? –spytał policjant.
-Tak, to ja. A co? –kobieta przeraziła się.
-Idzie pani ze mną. Jest pani podejrzana w sprawie zabójstwa Aarona Westa.
-Dlaczego?!
-Na komendzie dowie się pani więcej. Teraz mogę tylko spytać czy ma pani dowód osobisty?
-A co to za, ależ.... –dziewczyna przejrzała kosmetyczkę i spostrzegła brak dokumentów...
-No właśnie, na miejscu zbrodni został znaleziony owy świstek. Więc chyba nie stawi pani oporu? –funkcjonariusz ponaglał.
-Ależ, ależ... nie. Jestem niewinna, nawet nie mam pojęcia o co chodzi. –Ann wzięła torebkę i uległa stróżowi prawa.
Oboje wsiedli do radiowozu. Kobieta bała się, czuła że zaraz przyjdzie czas zeznań.., a zarazem kłamstw. W pewnej chwili każdy Irisz doszły jakby pewne myśli, dziwne i obce, nie mogą ich powstrzymać:
„No dalej, zabij go! Umiesz mordować, nawet bez głodu. No dalej, przecież jesteś zbyt piękna aby trafić do pudła”
Prostytutka sięgnęła do kosmetyków swoją zgrabną ręką, czuła ostrze. Metalowa część zimna niczym lód tylko kusiła aby jej użyć... Złota rączka połyskiwała rządzą, a wbity w nią czerwony, mistyczny kamień ponaglał do grzechu...
http://blondi1610.w.interia.pl/proscio46.jpg


C.D.N............................................. .................................................. ..........................

Sensiqúe
02.08.2005, 19:37
Tak, oto przed Wami wreszcie i nareszcie - VI część.
Długooo czekaliście, wiem. Jednak każdy potrzebuje wakacji,a te u mnie miały miejsce jak widać... Przepraszam za zwłokę, postaram się dać szybciej VII odcinek.
Mogę powiedziec tyle dobrego, że ten odcinek jest długi i zdjęcia są na imageshack ; D Więc..zapraszam do komentów, a jeszcze prosze o cierpliwość co do następnej częsci. Bowiem wena twórcza po moich wakacjach od pisania uaktywniła się, więc.., więc w przeciągu tygodnia coś dam ;]


"La Prostituto"

Odc. VI
"Kult"

Sala przesłuchań – miejsce szare i ponure. Na suficie zawieszona jedna nędzna żarówka, która ledwo oświetlała. Do pomieszczenia wprowadzono Ann a za nią wszedł funkcjonariusz.
http://img249.imageshack.us/img249/6988/proscio478ag.jpg
-Pani Westerpsorn, zapewne i oczywiście nie ma pani żadnego pojęcia o co chodzi? – spytał policjant.
-Ależ nie. – Ann starała się być przekonywująca.
-Przejdę więc do rzeczy. Zna pani Aarona Smitha?
-Aa-arona? Nie, nigdy kogoś takiego nie spotkałam. – zająkała się.
-Właśnie ten pan został zamordowany i na pani nieszczęście, obok zwłok leżał dowód osobisty. A wie pani do kogo należał?
-Ja.. nie wiem. – kobieta speszyła się.
-Otóż do pewnej prostytutki z klubu „Flamingo”. Do takiej, co wychowała się w rodzinie zastępczej i ma pseudonim Irisz. Konkretnie rzecz ujmując, mam na myśli panią Ann Westerpsorn, z którą w tej sekundzie rozmawiam.- stróż prawa mówił tonem pełnym pogardy i braku szacunku. Zawsze tak się odnosił do „kobiet ulicy”.
-Ależ to przypadek! Zgubiłam dowód , ale to gdzieś po drodze. Ten mężczyzna musiał go znaleźć!
-Hm, jest pani pewna, że ostatniej nocy nie miała pani do czynienia z zabitym blondynem? Radzę się przyznać...
-Mówię prawdę! Wczoraj wieczorem byłam w klubie, a i wcześnie wyszłam do domu i już...
-Cóż... – policjant oddał Irisz dokument.
Komenda nie miała właściwie żadnych innych dowodów, choćby damskich odcisków palców na ciele Aarona.
-Może pani iść do domu. Ale proszę uważać, bo mimo wszystko jest pani na naszym oku, więc nalegam pozostać w Londynie. Żadnych wyjazdów!
Tym sposobem przesłuchanie dobiegło końca. Kobieta od paru dni dziwiła się, czemu na szklankach nie zostawia śladów rąk... Wszystko wskazywało na to, że nie jest do końca zwyczajna, po części to powód do radości, ale i ku smutkowi.
Słońce grzało mocno, na londyńskich ulicach panowała cisza. Irisz szła powoli, zdecydowała się pójść do domu i bezmyślnie zalegnąć na kanapie, przy misce popcornu. Przed wejściem do bloku, drogę zastąpił jej pies. Kobieta poczuła dziwne ukłucie w żołądku, nagle całe otoczenie spowiła czerwona mgła. Ann słyszała swoje bicie serca, zaczęła nerwowo rozglądać się. Do uszu napłynęły dźwięki głosów ludzkich – to śmiechy, a innym razem płacz. Dziewczyna sięgnęła do torebki po klucze, zrobiła to tak niezdarnie, że większość kosmetyków wylądowała na ziemi. Ręce trzęsły się jej niemiłosiernie, pot spływał z czoła i pleców. W końcu skończyła zmagania z zamkiem, popędziła po schodach ku mieszkaniu. Już była w środku, pognała do kuchni i wzięła szklankę wody. Powoli wypiła, strach i panika przeszła, ale narastało wewnątrz przenikliwe uczucie „głodu”. W pewnej chwili do drzwi zadzwonił dzwonek. Irisz nie miała ochoty otwierać, ale gość co kilka sekund powodował nieznośny brzęk.
-Idę, idę. – odburknęła mieszkanka.
Kobieta pociągnęła za klamkę... Dostała jakimś błyskiem prosto w twarz, to flesz aparatu. Pod mieszkaniem prostytutki stało paru dziennikarzy, zalewających falami pytań.
-Odczepcie się! Wynocha! – Ann zamknęła wejście, przetarła oczy i zaczęła myśleć: „Te sępy jedne! Pewnie pochowali się przy komendzie i będą mi teraz tyłek zawracać. Banda kretynów!” Niby żadnych śladów policja nie znalazła, ale reporterzy dobijają mimo wszystko... Irisz resztę dnia spędziła przed telewizorem, wcześnie poszła spać, ponieważ obawiała się nocnego nadejścia „głodu”.
http://img249.imageshack.us/img249/2854/proscio488rr.jpg
Noc okazała się parna, o burzy można było jedynie pomarzyć.
Ranek nadszedł szybko, słońce stanęło nad Londynem w całej swej okazałości. Kobieca postać wstała z łóżka na dźwięk budzika.
-Och... – Ann odczuwała przeszywający ból głowy.
Skierowała się do łazienki i spojrzała w lustro. Po kilku sekundach jej oczy otworzyły się szeroko, dziewczynę ogarnęło przerażenie. Piękna i młoda twarz zamieniła się w bladość, przechodzącą w szarą barwę niczym chodniki.
-Boże mój! – wykrzyknęła, po czym weszła pod prysznic.
Zdziwiła się, gdy jej włosy zaczęły wypadać do spływu, a ubyło ich kilka garści. Natychmiast wyszła z kabiny, ubrała się i czym prędzej zerknęła w odbicie. Policzki powoli nabierały dawnego koloru, reszta skóry również. Irisz dotknęła czoła, a okazało się ono nadzwyczaj suche, choć pozornie powróciło do normalnego stanu. Kobieta wodziła wzrokiem, nie miała pojęcia co i dlaczego tak na nią zadziałało. Od strony drzwi toalety zawiał delikatny wiatr, bardziej podmuch powietrza – jednak przecież żadne okno nie było otwarte. Ann zaniepokoiła się, ale kontynuowała robienie makijażu. Nagle poczuła wokół siebie dziwne ciepło, jakby ktoś stał obok. Czyjś oddech przesuwał się po szyi prostytutki. Dało się odczuć, że obca ręka wodzi stopniowo od brzucha i jednocześnie zatrzymuje się. Druga dłoń splotła się z pierwszą tak, że Irisz nie mogła wykonać żadnego ruchu. W tym momencie kobieta ocknęła się, jednak próby uwolnienia okazały się niemożliwe.
-Co się w cholerę dzieje?!
W odbiciu lustrzanym oprócz Ann, znajdował się ktoś jeszcze...,a mianowicie mężczyzna w czarnym płaszczu.
-To ty?! – dziewczyna wciąż chciała się wyswobodzić, ale nadludzka siła gościa okazywała się zbyt duża.
-Kotku, nie bądź oziębła. Przecież wiem, że tęskniłaś za mną, podobnie jak ja za tobą. – mężczyzna przerwał i począł wodzić ustami po kobiecych ramionach.
-Spisałaś się na medal, zabiłaś dwoje ludzi i to mnie cieszy. Sam nasz Pan uradował się, że ma taką sprytną niewolnicę.
-Czego chcesz?! Odczep się ode mnie i mojego życia!
-Czego bym chciał? Ty już dobrze wiesz... 0 odpowiedział z lekką ironią, gładząc włosy zirytowanej Westerpsorn.
-Jeśli mam być szczery, to przyszedłem aby zawiadomić cię o tym, iż masz mordować. A jak okażesz się jeszcze lepsza, to ... dam ci coś od siebie. – ciągnął dalej.
-Nalegam abyś... – Ann wyrwała się, chciała krzyknąć, ale tajemniczy osobnik zniknął.
Po twarzy kobiety spłynęła łza, potem jeszcze jedna i kolejna. Irisz siadła na podłodze, skryła głowę w dłoniach. Dało się słyszeć cichy płacz...
Dnia następnego:
Poranna prasa już nagłośniła dwa morderstwa, reporterzy zamieścili tez informacje o Ann i jej związku ze sprawą. Tymczasem, w jednym z małych mieszkań bardziej ubogiej społeczności Londynu... Młody mężczyzna wyszedł spod prysznica, wytarł się i ubrał bieliznę. Jego kroki zmierzały do pewnego pokoju, za którego drzwiami znajdowała się spora ilość papierów, wycinek z gazet. Na małym stoliku już czekał najnowszy numer „Londyńska wspólnota”.
http://img249.imageshack.us/img249/5198/proscio493pq.jpg
Brunet chwycił w ręce owa prasę o zasiadł w fotelu. Zanim zaczął czytać, zorientował się iż czegoś zapomniał, a konkretnie... kawy. Wstał i udał się do kuchni. W nie całe pięć minut potem, zasiadł wreszcie do upragnionej lektury. Przyjrzał się pierwszej stronie. Już chciał wziąć łyk gorącego, kofeinowego napoju, gdy nagle zamarł w bezruchu. Podniósł się z wygodnego miejsca, znalazł zapalniczkę i paczkę papierosów – zapalił jednego.
Podrapał się kilka razy po swojej bujnej czuprynie i zaczął grzebać w stertach jakichś notatek. Szczególną uwagę zwrócił na swoje zapiski sprzed dwóch lat:

Moja praca –Clark Handwitch
Temat: Kult Szatańskiego Rodu (?) – Rodzina Wansberg’ów.
Data: 17 lipca 2003 r. do 18 grudnia 2003 r.
Wynik: NIEZROBIONE!
Artykuły:
Zeznanie Joshuy Wansberga: nie miałem pojęcia co zrobić. Moja żona przyznała się mi, że zabiła [płacz] nasze dzieci, bo była „głodna”! pamiętam jak mi pokazała zwłoki Jessici i Antuana [dzieci: J-6 lat, A.-10 lat], wyglądały jak rodzynki, takie pomarszczone przez brak krwi. Wtedy wziąłem świecznik z komody obok i [tu przerwa] uderzyłem ją, po czym uciekłem z domu, tu do was. Jednak kolejka ustawiła się do każdego z policjantów, więc wyszedłem. Znalazłem się w barze „Chick” i tam utopiłem całą wypłatę. Pytacie na co? Na browar, inny alkohol i trzy *****i. Rano obudziłem się na ławce w parku, postanowiłem pójść do domu. Zszedłem do piwnicy, gdzie poprzedniego wieczora uderzyłem Ednę [żona Joshuy, 3 lat, zaginęła], ale jej już tam nie było.
Joshua W. 40 lat, blondyn, obecnie mieszka sam.

Rok po zeznaniach Joshuy: znaleziono kilka ciał zabitych mężczyzn. Zgon nastąpił poprzez stopniowy ubytek krwi.
Edna W. Znaleziona w rowie, pod Londynem.
Kolejne morderstwa po śmierci Edny W. [równa się temu, iż morderców przybywa]
Bezradność szefa policji: „Nie wiem, nie wiem. Żadnych dowodów i poszlak.”
Zeznanie Hannach Winterswing [zabita w dwa dni po złożeniu zeznań]: pod moim domem stała kobieta, jakaś druga przyszła do niej i zaczęły się szamotać. Obie wydawały jakieś dzikie okrzyki. Jedna z nich wyciągnęła coś błyszczącego i długiego, po czym wymierzyła tym w drugą. Jedna [ta z posiadanym przedmiotem] skuliła się do leżącej i jakby zaczęła ustami dotykać szyi koleżanki.

Jeszcze kilka zeznań brzmiało podobnie, a na końcu (jako podsumowanie) znalazł się wpis Clarka:
Moje wnioski i wyniki: Wszystkie zgony spowodowane na tle ubytku krwi, popełnione tą samą metodą. Kompletny brak dowodów, poszlak i podejrzanych. Sposób zabicia: ostra broń użyta na ofiarach, ode ssanie (?) krwi z ciała.
Moje podejrzenie o sprawie: Morderstwa dokonane niczym z Mrocznej Księgi Grzechu (satanistyczny odłam – Zakon Braci Pana), rozdział pt.: „Kult Szatańskiego Rodu”.
Nie rozstrzygnięto.

Mężczyzna zebrał kilka teczek i zagłębił się ponownie w artykuł świeżej gazety:

Powrót nieznanego mordercy?
Cały Londyn ma świadomość, że dwa lata temu miały miejsce tajemnicze i niewyjaśnione mordy. Ofiarą padali najczęściej mężczyźni (...) W tym tygodniu znaleziono dwa ciała młodych ludzi (Colin S., Aaron S.), zabitych identycznie, jak miało to miejsce dwa lata temu. Na jednym z pól zbrodni, policja odnalazła dowód osobisty pewnej kobiety (Ann W.) o pseudonimie Irisz. Kobieta wypiera się zarzucanych zbrodni. Przez brak większej i skutecznej ilości dowodów na osądzenie rzekomej niewinnej, londyńscy funkcjonariusze wypuścili Irisz.

Mężczyzna strzepnął popiół do popielniczki, po czym rzucił sam do siebie :
-Tak samo, wręcz identycznie.
Schował zapiski, a gazetę włożył do szuflady biurka. Clark zaciągnął się papierosem. Kaszlnął kilka razy, zgasił małego, nikotynowego zabójcę. Skierował się do sypialni, gdzie otworzył dużą szafę z ubraniami. Wyjął garnitur i gustowny kapelusz, sięgnął jeszcze po deskę do prasowania. Po paru minutach Clark powiesił gotowy strój na wieszaku, mruknął sam do siebie:
-No. Szykuję się dziś wieczorem robota, więc muszę być odstawiony.
-----------------------------------------------------------------
Clark spojrzał na zegarek, który wskazywał równo 15:30. Mężczyzna przebrał się, po czym wyszedł z mieszkania, miał zamiar spotkać się z kimś znajomym...
Komenda policji w Londynie, godzina 16:10. Przez korytarz szedł pewien osobnik, doszedł do jednego z biur – zapukał.
-Proszę. – odezwał się głos zza drzwi.
-Hej Steven.
-Dzień dob... Clark?! Jasna cholera, przez twoje wizyty szef może mnie wyrzucić! – funkcjonariusz irytował się.
-Ach przestań, w końcu kto mi pomoże, jak nie ty? – brunet usiadł.
-Dobra Stev, do rzeczy. Chcę mieć za pięć minut wszystko o niejakiej Irisz – Ann W. Była u was wczoraj... –ciągnął dalej.
Policjant sięgnął do szuflad biurka i wyciągnął teczkę z aktami kobiety, podał je swemu gościowi.
-Widzę, że się tu obijasz. – Clark próbował rozluźnić atmosferę, ale zaraz spoważniał i skupił się nad dokumentami.
http://img249.imageshack.us/img249/9006/proscio500qe.jpg
-Tylko szybko, teraz robią tu takie kontrole, że głowa mała.
-Tego tak prędko nie przerobię... Weź, skseruj mi to wszystko i po kłopocie. – Handwitch zaproponował.
-Och! – funkcjonariusz wpadł w lekką panikę, wydarł z rąk kolegi plik papierów i spełnił prośbę. Już po paru sekundach było gotowe...
-Masz, trzymaj i spadaj! Nie proś mnie o nic więcej, w kwestii pracy oczywiście.
-Zawsze rozbawiasz swoją złością... Dzięki i póki co. – Clark wyszedł z biura zostawiwszy przez chwilkę otwarte drzwi, zaczął mówić głośniej:
-No i abyś pozdrowił żonę za ten placek! Nie martw się, wpadnę do was na obiad!
Nie ma jak skuteczne zmylenie reszty pracowników komisariatu...
Brunet schował kserowanki pod garnitur i udał się do domu, aby oddać się dokładnej lekturze.
http://img249.imageshack.us/img249/6638/proscio519ia.jpg
Tymczasem u Irisz, w „Flamingo” trwała rozmowa...
-Ale Bell, pamiętaj że gdyby co, to ja w dniu mordu byłam tu.
-Rozumiem Ann, już po raz piąty mi to powtarzasz. – odpowiedziała Bell.
-Dzięki, naprawdę wielkie dzięki. – odparła Irisz.
-Nie dziękuj. Swoją drogą, jeśli to nie ty popełniłaś zbrodnię, powinnaś nie przejmować się...
Prostytutka nie wiedziała, co odpowiedzieć swej pracodawczyni. Kobieta odeszła od lady i wyszła na zewnątrz, by choć trochę odetchnąć świeżym powietrzem. Niebo Londynu zakryło kilka chmur, a wraz z nimi wieczorny księżyc i gwiazdy. Ann stała przed klubem, spojrzała na zegarek, który wskazywał już 19:15.
Do „Flamingo” wszedł gość. Zapachniało dobą, męską perfumą, na co uwagę zwróciła nawet sama Bell, mimo iż nie obciążała się pracą prostytutki. Swoją drogą, każdy dziwił się, że tak piękna blondynka jest ze swym domem towarzyskim, a w nim nie zarabia jako „dama” (tak nazywała każdą pracownicę). Zarzucano nawet tej kobiecie homoseksualizm, co było kłamstwem...
Mężczyzna w gustownym garniturze za kwotę niebanalną, kapeluszu, zegarkiem Rolex i z lekkim uśmiechem, podszedł do barku.
http://img249.imageshack.us/img249/7564/proscio525xi.jpg
-Witam piękną panią. – przywitał się.
-Dzień dobry panu. Czym mogę służyć? – Bell rozpromieniła się na twarzy, dawno nie przeżyła takiego stanu. Sposób wymowy nieznajomego, jego brytyjski akcent i ton urzekł ją bez chwili wahania.
-Cóż, głupio mi pytać, ale.. szukam niejakiej Irisz.
-Ach, to jedna z moich „dam”.
-No właśnie, chciałbym, że tak powiem: skorzystać z jej usług.
Blondynka odgarnęła nieco uwodzicielsko włosy, wyjrzała przez okno na zewnątrz klubu, po czym wskazując palcem rzekła:
-widzi pan tą kobietę przed wejściem/ To Irisz, proszę do niej podejść i..., dokonać tego, co pan chce.
-Dziękuję. – rzekomy klient pożegnał się z właścicielką, uśmiechnął i wyszedł.
-Przepraszam, czy to pani jest Irisz? – spytał tajemniczy brunet.
-Ależ tak, a o co chodzi? – Ann odwróciła się twarzą do rozmówcy.
http://img249.imageshack.us/img249/9379/proscio532ul.jpg
-Miło mi, jestem Clark. Wiem, że jest pani wyjątkowa i nieprzeciętna, więc ... Chyba mnie pani rozumie? – Clark zachowywał się trochę nieporadnie, co jednak podobało się prostytutce.
Irisz przyjrzała się mężczyźnie, uśmiechnęła nieco figlarnie, a następnie odrzekła:
-Chyba wiem co pan ma na myśli. To gdzie mamy dokonać naszego „interesu”?
-Może w tym hotelu, kilka metrów stąd? – spytał „klient”.
W niecałe pół godziny potem, dwoje ludzi znalazło się w wynajmowanym pokoju.
-Wolisz tak od razu, czy najpierw chcesz pogadać? – Ann spytała, zasiadając na łóżku.
-Mhm... –Clark usiadł obok kobiety, dotknął jej ramion.
-Widzę, że jednak chcesz przejść do rzeczy...
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko zmierzył ustami ku szyi kochanki, wodził tak po całym karku, aż doszedł do dekoltu. Jedną rękę wsunął pod damską bluzkę, wciąż całując część wydatnego biustu. Młoda prostytutka odchyliła lekko głowę, chwyciła za tył karku Clarka... Odniosła wrażenie, że pierwszy raz w życiu ktoś obchodzi się z nią tak subtelnie. Westerpsorn wydała z siebie cichy jęk, oznaczający uczucie rozkoszy i spełnienia. W tym momencie brunet oderwał się od wiotkiego ciała, spojrzał w oczy swej „damy”... Zbliżył usta do jej usta, delikatnie chwytał wargami jej wargi, następnie spytał wręcz szeptem:
-Kotku, powiedz mi, czy..., czy kręci cię brutalność, sprzeczność do religii i... –tu urwał.
Irisz ocknęła się z fali pieszczot, momentalnie zmienił nastrój i nastawienie.
-i krew? – kochanek skończył tym słowem.
Ann wyrwała się z uścisku, wstała i odeszła w stronę okna pokoju. Na zewnątrz panował ruch, światła samochodów wpadały do hotelu.
-Jak, ja-jaka krew?- zająkała się po chwili.
-Wiem dużo, choćby to iż masz problem, chce ci pomóc. – Clark podniósł się ze śnieżnobiałej pościeli.
-Chciałeś się ze mną przespać, czy po prostu zadać głupie pytania? Jak każdy nędzny dziennikarzyna!
-Proszę, przestań. Nie jestem ot takim „sępem z gazety”, ale... ale detektywem, prywatnym.
-Że co?!
-Właśnie. Te mordy i ty, z Colinem łączyło cię wiele, a Aaron t tez twój klient. Prowadziłem śledztwo nad takimi samymi zabójstwami, tyle że dwa lata temu. Kobieto, ocknij się! Jesteś kolejną opętaną, Naznaczoną przez mistyczny i chory Kult Szatańskiego Rodu. A wiesz, czemu tu jestem? Aby ci pomóc...
-Co pan sobie myśli?! Jestem zwykłą *****ą, a poza tym nie mam pojęcia o czym mowa! Żegnam. – Irisz chwyciła torebkę i wybiegła z hotelu, do „Flamingo”. Szła, a w jej głowie kłębiło się całe mnóstwo myśli: „On wie, on do cholery wie! Może go... zabić? Nie! Nie! Ale mój „głód”, czuję że zaraz wstąpi... Wrócić, nie wrócić?” Ann oparła się plecami o latarnię, po twarzy obsunęła się łza. Nagle z samego nieba, na dekolt opadła kropla krwi, świecąca się od blasku księżyca. Westerpsorn spostrzegła czerwoną oznakę nadejścia najgorszego. Prostytutka wpadła w panikę, zebrała się w sobie i zaczęła biec przed siebie. Wpadła na ulicę, nie oglądała się, w tym momencie przeszedł ją przeraźliwy pisk opon i klakson. Krótkie uderzenie, zapadła głucha cisza, księżyc skrył się za obłokiem...


C.D.N............................................. .................................................

W następnym odcinku będzie .., a co będzie to nie powiem : P

Sensiqúe
16.09.2005, 20:02
Przepraszam za totalne opóźnienie, ale nauka to rzecz dużo ważnieszja. Jednak, jak to mówią: "lepiej późno, niz wcale".

Tak czy siak, oto kolejna część, mam ndzieję, że w miarę bez błędów, a jesli takowe są, to postaram sie poprawić..

Jednocześnie pozwolę sobie zauważyć, że jest tu scena erotyczna (lol), a ostatnio komuś to nie pasowało, więc informuje o owej erotyce i rozpinaniu spodni.

Pozostaje mi zaprosić do lektury i komentarzy.

Następny odcinek.., będzie wtedy, kiedy zrobię ; ]


"La Prostituto"

odc. VII

"Paryż"

-Pani Westerpsorn, pani Westerpsorm...
-Co? C – c – co? – Irisz otworzyła oczy, jej wzrok padł w białe tło nad sobą, a konkretnie na sufit.
-Gdzie..., gdzie ja jestem? – kobieta odchyliła głowę w prawo, a potem w lewo, spostrzegając tym samym Clarka.
-Nie zdążyłem pani dognić ostatniej nocy, krzyczałem, ale pani przebiegła przez ulicę. Wtedy ..., wtedy jakiś samochód potrącił panią i oto jesteśmy tutaj – w szpitalu.
http://img15.imageshack.us/img15/4536/proscio547cp.jpg

Ann przez chwilę nie mogła sobie nic przypomnieć. Nagle otworzyła szerzej oczy i rzuciła w stronę gościa:
-Idź, idź pan stąd!
-Rozumiem..., ale na wszelki wypadek ma pani moją wizytówkę w torebce. – mężczyzna domyślał się, że pacjentka jest zmęczona, potrzebuje odpoczynku.
Clark wyszedł z pomieszczenia, a za nim ciągnął się zapach drogich perfum. Irisz nie wytrzymała, sięgnęła do kosmetyczki o ani się obejrzała, a jej oczom ukazała się wizytówka:
„Clark Handwitch – prywatny detektyw
tel. 0803 695 121”
-Niech się odczepi! – syknęła.
Zgniotła swą delikatną dłonią kawałek zalaminowanego papieru. Już sięgała ku małemu śmietnikowi, gdy rozmyśliła się i upchnęła potencjalny śmieć na dno torebki.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zegarek wskazywał 3:30 w nocy. Samotne leżenie w szpitalnym łożu, to koszmar dla rozrywkowej prostytutki. Kobieta wodziła wzrokiem po pokoju, aż natrafiła na stolik obok, obłożony pokaźną ilością gazet. Chwyciła pierwszą prasę i zaczęła przeglądać. Palce młodej Westerpsorn przewracały kartki jedna po drugiej. Nagle szmer stron ucichł. Irisz wpatrywała się w artykuł: „Krew – oddaj swoją, pomożesz innym”. Przez głowę Irisz przebrnęło słowo „krew”, potem jeszcze raz i znowu. Gazeta spadła na wykafelkowaną posadzkę, Ann wbiła swoje ciemne oczy w drzwi, jej myśli wciąż oblegał wyraz, zaczynający tytuł szpitalnego pisma. Zadrżały skromne firanki, zawieszone na otwartym oknie. Razem z delikatnym podmuchem wiatru zmieszał się... czyjś szept:
-No kotku śmiało. Wyjdź stąd, wyjdź...
Prostytutka odgarnęła puchową kołdrę, prawie zasiadła na skraju posłania, gdy do pomieszczenia zawitała pielęgniarka.
-A pani dokąd chce? Oj nie, nie. Jak ma pani potrzebę, musi do toalety, to nalegam dzwonić po mnie. Jeszcze się pani sama wywróci... – pracownica szpitala chwyciła ramię Ann.
-A ja.., ja nie wiem gdzie idę.... – Irisz dukała coś pod nosem.
Wejście postaci w fartuchu, ocknęło pacjentkę od dziwnych podszeptów.
-To niech się pani dowie, że trzeba leżeć.
-Ale, ale...
-Nie pani Westerpsorn, nie ma żadnych sprzeciwów. – pielęgniarka położyła chorą, a następnie przykryła kołdrą.
Ann wpatrywała się w pracownicę szpitala. Kobieta miała tak śnieżnobiały strój, do tego zwiewne blond loki zgrabnie upięte spinką. Szczupła sylwetka, długie nogi i ten dobroczynny wyraz twarzy, na której widniał subtelny makijaż – prostota i skromność. Prostytutka nie miałaby te ileś dni temu pretensji co do owej postaci, ale teraz..., teraz czuła do niej niechęć i nienawiść. Blondynka skierowała się ku otwartemu oknu, zamknęła je, poprawiła firanki. Ann chwyciła w tym czasie torebkę, grzebała w nadziei znalezienia ostrza. Jednak, ku jej zaskoczeniu... broni nie było!
-Co pani tak nerwowo szpera w swoich rzeczach?
-A, a nic. Nikt z personelu nie brał moich rzeczy?
-Nie proszę pani, zapewniam, że nie. – pielęgniarka uśmiechnęła się i wyszła.
„Cholera, co się z tym stało?!” – Ann pytała sama siebie w myślach.
Kobieta natknęła się na wcześniej schowana wizytówkę.
-No tak, to on! – po chwili rzuciła, głośno myśląc.
Pacjentka była zła i wiedziała, że tylko detektyw mógł zabrać ostrze. W szpitalnym łóżku, pod kontrolą pracowników nie wiele się zdziała. Kobieta spojrzała na zegarek, noc w pełni. Położyła głowę na już nieco wyleżaną poduchę, a wkrótce usnęła.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ranek nadszedł szybko.
W jednym z londyńskich mieszkań dzwonił budzik – 6:30. Czyjaś dłoń wyłączyła małe i hałaśliwe urządzenie, po czym ta sama ręka odchyliła kołdrę. Spod przykrycia wyłoniło się pięknie zbudowane, męskie ciało. Mięśnie brzucha zmieniały swoje ukształtowanie pod wpływem ruchu owej osoby.
http://img15.imageshack.us/img15/9369/proscio554lb.jpg

Mężczyzna wstał, potarł palcami o delikatny świeży zarost, przez chwilę pomyślał i skierował kroki ku łazience.
http://img15.imageshack.us/img15/4921/proscio568bh.jpg
http://img15.imageshack.us/img15/781/proscio575ul.jpg

-Oj tak, tak Clark... - detektyw wyszeptał sam do siebie, gdy sięgnął po nożyk do golenia.
-Z nocy na noc coraz gorzej z tobą.... – ciągnął dalej.
Po doprowadzeniu siebie do ładu, Clark ubrał się i poszedł do kuchni. Wziął łyk zimnej kawy – pozostałości z nocy pełnej myśli i dobieraniu faktów.
-Ohyda. – syknął.
Nasmarował kromkę chleba masłem i zjadł ją ze średnim apetytem.
„To do pracy.” – pomyślał, siadając w gabinecie przed księgą i .. ostrzem Irisz.
Sprawne dłonie wertowały literaturę o wdzięcznej nazwie „Kult Szatańskiego Rodu”, a szelest stron zatrzymał się na stronie 1058 – „Ostrze Marata”.
Clark przyjrzał się „pożyczonej” broni i zdjęciu tej, przy której przerwał poszukiwania. Nie było żadnych wątpliwości, że oba przedmioty są identyczne.
„Ostrze Marata”
Długość ostrza: 16 cm
Długość całości z rękojeścią: 24 cm
Sztylet
Wygląd: Ostrze tylko srebrne. Rękojeść ze szczerego złota, ozdobna. W rękojeść wbity Kamień Pana, rzadki czerwony kamień, wytapiany z lawy i bursztynu.
Stopień broni: 3 (b. wysoki)
Dla: Ostrze Marata, to broń dla szczególnych sług Pana, obserwowanych wiele lat i przygotowywanych do posiadania owego przedmiotu.
Przeznaczenie: Śmierć drugiego człowieka, ku czci Pana!
Historia: Ostrze Marata pochodzi z 1389 roku, czyli w rok po utworzeniu Zakonu Braci Pana. Sztylet wyrobiony przez Marata – jednego z największych sług Pana. Marat żył 109 lat, na Jego część wykuto Ostrze, które teraz pełni chlubną funkcję.

Clark odłożył książkę, podrapał się po swojej bujnej czuprynie i zmarszczył czoło.
-Trzeba by coś więcej dowiedzieć się o tej prostytutce... Ale skąd? – szeptał sam do siebie.
Wtem do głowy przyszła mu pewna myśl. Podszedł do telefonu i chwycił słuchawkę, powoli wystukując numer.
http://img15.imageshack.us/img15/1738/proscio586jb.jpg

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tymczasem w szpitalu...
W sali 216, gdzie leżała Ann, pielęgniarka zmieniała pościel. Wniosek z tego, że na tym łóżku zagości nowy pacjent. Cały szpital tętnił życiem, po korytarzach biegały kobiety w białych fartuchach i lekarze – jak co rano, trwało lekkie zamieszanie. Irisz pożegnała się z doktorem i wyszła z budynku, cieszyła się, że wreszcie nie musi znosić tego charakterystycznego zapachu. Służba zdrowia dziwiła się byłej pacjentce, iż mimo takiego wypadku, nic jej szczególnego nie jest. Kobieta stanęła na rogu ulicy, pomyślała przez chwilę, po czym wyjęła z torebki telefon.
-Halo? – powiedziała do komórki.
-Dzień dobry. Nie mogę teraz rozmawiać, zostaw wiadomość po sygnale. – odpowiedział głos automatu.
-Cholera... – prostytutka syknęła pod nosem.
-Hej Bell, tu Irisz. Wybacz, ale miałam drobny wypadek, jednak już jest dobrze i wracam do domu. Nie wiem, czy dziś przyjdę, chciałabym wyjechać... – tu urwała.
-Możliwe, że udam się do Paryża, mam taki zamiar. Wrócę, ale nieprędko, więc jak chcesz, to mnie zwolnij. Aha, pod żadnym pozorem nie mów nikomu gdzie będę, proszę cię... Dzięki i nie dzwoń do mnie, to ja się odezwę. Pa. – ciągnęła dalej.
-No Ann, oby ci to na dobre wyszło. – powiedziała sama do siebie i ruszyła w stronę domu.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I akcja znów w gabinecie Clarka...
-dzień dob... – mężczyzna zamilkł, gdy usłyszał automatyczną sekretarkę.
Krótki dźwięk sygnału i...
-Dzień dobry. Jestem Clark Handwitch, ten brunet, który był wczoraj w pani lokalu. Zapewne takich jak ja było wielu, ale ryzykuję i dzwonię do pani. Chciałbym zaprosić panią na kolację, będzie to dla mnie zaszczyt. Przyjdę do „Flamingo” może gdzieś o... 20:00? Wtedy chętnie panią zabiorę do jakiejś restauracji, może „San Seredil”? Liczę, że się pani zgodzi... –mężczyzna mówił tonem pełnym serdeczności, a na końcu delikatnie zaśmiał się. Wiedział, że jego propozycja nie zostanie tak łatwo odtrącona.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Godzina 17:00, tłok i korki na londyńskich ulicach. Tysiące ludzi wraca z pracy do domu. Tymczasem jedną z taksówek, w tym gąszczu spalin, przemieszcza się Ann. Na siedzeniu widnieją walizki, kierowca narzeka na zatłoczenie, a w radiu słychać wiadomości:
„ Policja nadal nie wiem, kto i dlaczego zabił tak brutalnie dwoje mężczyzn. Może mieli jakieś powiązanie? Nikt tego nie może określić. Będziemy państwa informować na...”
-Ej, co pani robi?! – spytał taksówkarz, gdy zobaczył, że Irisz wyłączyła audycję.
-Nic, po prostu denerwuje mnie ta paplanina.
-Mnie raczej martwi, bo w końcu znowu nasi rzekomi stróże prawa legną w kropce. Teraz, to się człowiek na ulicę wyjść boi, nawet za dnia. – w głosie mężczyzny dało się dostrzec ironię.
Westerpsorn nic nie odparła, tylko wlepiła swe czarne oczy w szybę i widok pędzących aut.
„Mhm, może to i lepiej, że ten detektyw wziął ostrze... W Paryżu, mam nadzieję, iż uwolnię się od tych dziwnych uczuć. Tak, na pewno!” – prostytutka uśmiechnęła się lekko z wyraźna satysfakcją. Wyciągnęła z kosmetyczki wizytówkę Clarka, po czym szybkim ruchem wyrzuciła ją przez uchylone okno wozu.
-Proszę pani! – zdenerwował się kierowca.
-Jak można tak śmiecić?! – ciągnął dalej.
-Lepiej niech pan zamilknie i jedzie, bo się na lotnisko spóźnię. – odparła młoda osoba, spoglądając jak zalaminowany świstek pognał gdzieś pod koła samochodów.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przed „Flamingo” stał mężczyzna. Spojrzał na swój srebrny zegarek – wybiła 19:59.
-No! Ruszamy staruszku... – szepnął sam do siebie i przekroczył próg klubu.
Pomieszczenie świeciło pustką, nawet żadnych „dam” nie było, a to oznaczało, że lokal zaraz wygaśnie na ten wieczór, aż do rana.
Nagle z damskiej toalety wyszła smukła postać, poprawiająca spódnicę, wręcz z zaciętością i impetem. Dopiero po chwili blondynka spostrzegła gościa, nieco zmieszała się, lecz zaraz lekko uśmiechnęła. Ramiączko bluzki obsunęło się, kobieca dłoń trochę nieporadnie wróciła je na swoje miejsce. Wyglądało to zarazem zabawnie , ale i słodko. Kto to był? Nikt inny jak... Bell Surion, sama właścicielka. Widać, że dawno nie miała okazji ku wieczornym spotkaniom...
-Dzie – dzień dobry... – odparła po paru sekundach.
-Witam panią. Odnoszę wrażenie, że odebrała pani moją wiadomość, nagrałem się na telefon. – brunet uśmiechnął się.
-A tak, poznaję, Clark Handwitch, miło mi. – Bell wyciągnęła rękę na powitanie, gość przyjął gest i uścisnął gładką dłoń.
-To może zechce mnie pani uraczyć swoją osobą w „Sam Seredil” ? Wręcz nalegam...
-Ja, ja..., ja.. – blondynka jąkała się, co wprawiło Clarka w przyjazny śmiech.
http://img15.imageshack.us/img15/4214/proscio591nn.jpg
-Mam rozumieć, że tak? – detektyw wziął rękę kobiety pod swoje ramię i tym kulturalnym gestem wyszli oboje, zgasiwszy światła i zamknąwszy klub.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na paryskim lotnisku wylądował pasażerski samolot. Głos uroczej stewardessy oznajmił owy przylot. Tłumy ludzi wyruszyło z maszyny, a wśród nich schodziła po specjalnych schodkach, pewna kobieta o niezwykle kruczoczarnych włosach i mnóstwem bagaży. Ta sama osoba przystanęła na chwilę, po czym zgrabnym ruchem chwyciła walizy i zmierzyła na postój taksówek.
-Może przewieźć? Będzie tanio... – z pierwszej taksówki wyszedł trzydziestoletni Francuz, natychmiast pomógł młodej kobiecie.
-Och, dziękuję. – odpowiedziała pasażerka, wsiadając do wozu.
Silnik ruszył.
-Dokąd jedziemy?
-Na Labell 7 – odpowiedział kobiecy głos.
-Widzę, że pani chyba turystka?
-Owszem, ale jak widać francuskim władam dobrze. – usta skąpane w szmince zdały się wyrażać uśmiech.
-Tak, tak, można by sądzić, że jest pani Francuzką, ta uroda i mowa... W ogóle jestem Juan.
-Miło mi, a ja jestem Ann.
Lekka i miła rozmowa, zakończyła się po kilku minutach. Irisz wyszła z walizami, przy drobnej pomocy ze strony kierowcy, po czym pieniężnie uregulowała przejazd. Młoda Westerpsorn stała przed drzwiami mieszkania, którego klatka schodowa nie wyglądała zbyt przyjemnie.
„mam nadzieję, że Louis jeszcze tu mieszka.... Cholera, mogłam telefonować, no ale...” – pomyślała, aż w końcu dłonią z paznokciami w kolorze bordowym, zadzwoniła w dzwonek.
http://img15.imageshack.us/img15/5118/proscio601zz.jpg

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Delikatne światła kryształowych żyrandoli, subtelna muzyka wydobywająca się z pianina.. Co się tak prezentuje? Otóż, sama wielka restauracja „San Seredil” – chluba Londynu wśród gastronomii. Przy jednym ze stolików trwała rozmowa, gdzieniegdzie ubarwiana cichym, kobiecym śmiechem.
-Tak Clark, właśnie zarządzam tym klubem. – Bell po już kilku łykach szampana i porcji owoców morza, zdawała się być w pełni rozluźniona.
-Miło, masz czyste zyski.. A jeśli mogę wiedzieć, co wiesz na temat tej.., tej Irisz? To jakaś miła osoba..? – detektyw również czuł swobodę po alkoholu, nawet nie zastanawiał się zbytnio, że powinien inaczej spytać.
-Co to za pytanie, ot normalna kobieta, pracuje u mnie... – blondynka urwała i zaczęła się śmiać.
-Cóż cię tak bawi?
-Ach nic, nic.. Po prostu świetnie mi w twoim towarzystwie.
Trudno nie przyznać, że rozmówcy przeszli na „ty”, raptem po godzinie pogawędki...
-Ale może powiesz cos więcej o niej? – Handwitch trochę naciskał, ale tak aby nie okazać się podejrzanym.
-Ale po co. – kobieta zdawała się nie słyszeć pytania, jedynie chwyciła dłoń mężczyzny i zaczęła ja gładzić swoją.
Jasna skóra ręki Bell ocierała się o męską. Manikiur Surion błyszczał w nienaturalnym choć efektownym świetle pomieszczenia.
-A gdzie taki przystojniak mieszka? – spytała zadziornie, po piciu nie była już tą samą kobietą, co kilka godzin temu.
-Nawet nie daleko..., jakieś ileś metrów stąd. – Clark czuł, że jego rozmówczyni nie jest do dalszych wypytywań, a że i jego umysł zmącony nieco procentami, miał pragnienie zabawy i hulanki.
-To może pokażesz swojej znajomej, gdzie bytujesz? – właścicielka „Flamingo” stałą się nachalna..., jednak zachowując jakiś urok.
-No nie wiem... – brunet nie miał pewności, czy dobrze zrobi.
-Oj tak, pójdziemy pieszo, bo w końcu nie będziesz prowadzić po pijaku. – kobieta wstała i trochę chwiejnym krokiem zmierzyła ku wyjściu.
Handwitch musiał ulec, przynajmniej tak uważał.
Księżyc oświetlał parę ludzi, a gwiazdy kryły się za chmurami. Nie potrzeba było dużo czasu, a owa parka znalazła się w skromnym mieszkanku.
Ponętna blondynka od razu trafiła do typowo męskiej sypialni, oprawionej wśród gablot i półek z aktami, dowodami i zapiskami. Mieszkaniec domu wszedł za swoim „gościem”. Rozległ się szmer rozpinanego rozporka, Bell oplotła ramionami szyję Clarka, szepcząc mu do ucha:
-No chodź, daj mi trochę szczęścia.
http://img15.imageshack.us/img15/6892/proscio613ln.jpg


Mężczyzna przyjął pieszczoty, choć w swoich zbyt wylewny nie był. Objął w talii delikatne ciało i muskał ustami nagie ramiona partnerki. Surion odchyliła głowę do tyłu, wydając z siebie lekki jęk, pełen rozkoszy i upicia szampanem. Delikatne dłonie z manikiurem, zrzuciły po chwili na podłogę krawat, marynarkę.., koszulę. Silne, męskie dłonie nie były na to bierne, szybko uporały się obcisłą i bluzką i spódnicą, a spod tego wyłoniła się kusząca i słodka bielizna. Obaj kochankowie rzucili się na łóżko, w ciemną pościel, a to oznaczało, że gra ich ciał rozpoczęła się.
http://img15.imageshack.us/img15/2848/proscio621kr.jpg

Małe londyńskie mieszkanie okazało się na tę noc, oazą zmysłów i falą namiętności. Każdy ruch, gest i dotyk dwojga ludzi obserwował przez okno księżyc, dając tym samym błysk znikomego światła. Clark wodził ustami po Bell, każdy jej cal „badał”, a ona nie pozostawała dłużna.
Każdy wiedział, że upojenie i rozkosz zakończy się wraz z nadejściem świtu, szybciej niż się to wydaje... Wtedy przyjdzie być może żal nocnych czynów, które teraz stawały się tak przyjemne, aż obaj ich wykonawcy zatracili się w sobie.


C.D.N............................................. ................................................

Jak widać, jest tutaj dużo przerzutów akcji, ale tak jakoś mi wyszło : P

Jeszcze raz zapraszam do komentarzy i czytania : )

Sensiqúe
27.09.2005, 20:51
Więc tak...
Oto kolejna część, następna będzie najwcześniej na weekend. Niestety mam naukę i to przez nią takie opóźnienia.. W tym odcinku mało się dzieje, to bardziej taki wstęp do następnego, bardziej energicznego. Zapraszam do lektury i komentarzy ;]

Acha.., zdjęć mniej niż chciałam, ale naprawdę, nie mam już sił do mojej zamuloneeeeej gry. Wystarczy, że te kilka fotek zajęły mi..trzy poranki.

I takie PS. nucca, napisałaś "postarałeś się" w odniesieniu do mnie.., ale ja to kobieta więc lol : PP

"La Prostituto"

Odc. VIII
"Przełom"

Noc. Gdy Clark i Bell spędzali razem upojne chwile, to Irisz zalegała pod drzwiami jednego z paryskich mieszkań. Delikatna dłoń po raz kolejny nacisnęła dzwonek i dostała w odpowiedzi niezłomną ciszę. Ann odwróciła się na pięcie i już zmierzała ku chodom, gdy nagle do jej uszu dobiegł cichy i zaspany głos:
-Idę, idę...
Wejście otworzyło się, a z niego wychyliła się iście komiczna postać, której nijak nie można by przypisać cech lwa salonowego. Młoda Westerpsorn aż zamilkła i tylko wpatrywała się w osobnika.
-O, słucham piękną panią. – przemówił rud mieszkaniec.
-Ja, ja.. – kobieta zmieszała się.
-Ależ tak, pani... No słucham. – wiatr z otwartych okien klatki schodowej smagał znikomymi włosami mężczyzny.
-Szukam Lousia Sana, mieszkał tu, ale przepraszam, widzę iż już go tutaj nie ma. – Irisz odwróciła się i nieco szybkim krokiem oddalała.
-Ej, panienko! – właściciel lokum wybiegł za swym gościem.
-To ja jestem Louis San. – dodał po chwili.
-Co?! – stukot damskich obcasów przycichł.
-Właśnie to. Nazywam się Louis San... A i po głosie sądzę, że ty to Ann! – spod wąsów uniosły się kąciki ust.
-Że jak?! Ty..., ale przecież Louis był biznesmenem, garnitur, perfuma. To ty?
Rzekomy San posmutniał, po czym odparł:
-Widzisz, jak to interesy mogą zmienić pozornie silnych ludzi? Moja firma upadła, a razem z nią i ja. Sprzedałem nawet dom w Miami... Ale może nie stójmy tak, a wejdźmy do mnie?
Prostytutka z politowaniem i współczuciem obdarzyła dawnego kochanka, zmierzyła do jego skromnych progów.
Obaj znajomi zasiedli w ubogiej kuchni, przy małym stoliku. Odrapane ściany, stare meble i ogólny brud dawały poczucie strachu i obrzydzenia zarazem.
http://img189.imageshack.us/img189/6381/proscio631sc.jpg
-Oj zapomniałbym. Może chcesz się czegoś napić? Woda, kawa..., piwo?
-Poproszę... – nagle urwała – Jednak nie, nic nie chcę. – dokończyła, bowiem głupio jej było prosić kogoś tak biednego.
-Mhm, rozumiem. Niestety whisky, czy choć koniaku nie mam – wyszło. – Louis zaśmiał się z własnej nędzy.
-A powiedz mi, czym się teraz zajmujesz? – Ann zmieniła temat.
-Szczerze? Żyję z prac dorywczych, ot komuś śmieci wynieść, posprzątać i takie tam. Dzięki temu, mam co jeść, choć i tego mało. A ty, masz pewnie jakąś posadę? W końcu jesteś piękna i mądra...
-Może zostawmy mój życiorys, bo dużo opowiadać a mało słuchać. Powiem tyle, że mieszkam w Londynie i mam do ciebie prośbę.
-Do mnie? Ale co ja mogę, wpływy jakie posiadałem, dawno wygasły.
-Posłuchaj, potrzebuję u ciebie zatrzymać się na trochę.
-Że co? Dlaczego? – Louis spoważniał.
-Jeśli jestem ciężarem w twojej trudnej sytuacji, to wrócę do siebie.
-Mowy nie ma, pewnie że możesz tu pomieszkać. Jednak dziwi mnie, czy komuś podpadłaś?
-Nie , po prostu potrzebuję odpoczynku od codzienności i spraw, o których chcę pomyśleć. Mogę na ciebie liczyć? – Ann spojrzała błagalnie.
-Cóż, ale nie myśl, że są tu luksusy. – San potaknął na znak zgody.
-A tam, mam trochę pieniędzy, więc poradzimy sobie. – kobieta próbowała się uśmiechnąć, jednak perspektywa biedy zbytnio dobijała.
-Jak co, to rozłóż rzeczy w sypialni. Tam jest podwójne łóżko, więc możesz spać wygodnie, ja usadowię się na kanapie.
-A mowy nie ma! To twój dom, jeśli już, to sypiać będziesz obok mnie.
-Ale..., nie zrazi cię moja obecność? W końcu jakoś tak... – mężczyźnie trudno przyszło wysławianie się.
-Nie, nie mam oporów. Z racji pracy, którą wykonywałam jeszcze parę dni temu, to przyzwyczaiłam się do różnych facetów obok.
Louisa kusiło spytać, choć po części sam się domyślił, jaki to zawód pełni Ann.
„Mhm, taka piękna, a musi w ten sposób zarabiać. Gdybym był bogaty nadal i tak samo mądry jak dziś” – San rozmyślał, prowadząc swego gościa do sypialni. Rudowłosy wiedział, że te trzy, może dwa lata temu, gdy pracował na delegacji w Londynie, to starszy od niej o sześć wiosen, jedynie robił sobie sprośne żarty z owej adoratorki. Teraz żałował...
http://img189.imageshack.us/img189/357/proscio642ki.jpg
„A kiedyś był tak przystojny..., że też teraz inny, o matko.” – Irisz również oblegały myśli.
Obie postaci usnęły na skrzypiącym łóżku, nakrywszy się lichym kocem.
-----------------------------------------------

Ranek w Londynie nie był zbyt przyjemny. Ciężkie chmury zebrały się nad miastem, strasząc nadejściem ulewy.
Bell lekko poruszyła się w pościeli, po czym bardzo powoli otworzyła oczy. W nocnym alkoholowym zamroczeniu, całe pomieszczenie tętniło romantyzmem i atmosferą, lecz teraz po przebudzeniu, wszystko zniknęło, niczym sen. Kobieta ujrzała duże regały z licznymi książkami, komputer i wszędzie porozkładane papiery. Całość przeszyta surową tapetą i ciemną podłogą – wystrój typowy dla kawalera. Blondynka wodziła oczami po jeszcze śpiącym partnerze. Wstała jak najciszej i podeszła do stolika, bacznie oglądając leżące tam notesy.
http://img189.imageshack.us/img189/7167/proscio654md.jpg
Ranek nie sprzyjał myśleniu, a kac dodatkowo to utrudniał. Właścicielka „Flamingo” już chciała wrócić w pościel, gdy nagle coś przykuło jej uwagę, a mianowicie nic innego, jak teczka z tytułem: „Ann Westerpsorn – akta i życiorys”. Delikatne dłonie chwyciły owe papiery...
-Kotku, co robisz? – Clark leżał, lecz obudzony szmerem kartek, spytał, patrząc ze zdziwieniem.
Bell aż wypadły z rąk stronice przeglądanych dokumentów.
-Słonko, czego szukasz? – partner wstał i pomógł zbierać świstki, a jednym z nich okazała się wizytówka Handwitcha – kobiecy wzrok padł na ten mały papier.
-Zaraz, chwila... Jesteś detektywem? Czemu nic nie mówiłeś?! A.. Ann, po co ci jej akta? Clark, co jest?!
Mężczyzna dopiero teraz zrozumiał z kim jest, gdzie, a także co zrobił. Wzrok kobiety uświadomił mu, że nie ma jak wykręcić się, a należy powiedzieć prawdę.
-Bo widzisz, to jest tak, że... – brunet zaczął tłumaczyć, z niemałym zmieszaniem na twarzy.
http://img189.imageshack.us/img189/1373/proscio669mx.jpg
-Chodzi o to..., och nie wiem od czego zacząć. Tak, jestem prywatnym detektywem i niekiedy pomagam niezbyt spostrzegawczej policji. Po prostu taką mam pracę, a te wszystkie rzeczy, które tu są, służą mi jako źródła informacji.
-Acha, w porządku. Ale w cholerę, co Ann ma do tego?!
http://img33.imageshack.us/img33/8386/proscio674fp.jpg
-Spokojnie... Otóż Irisz, znaczy Ann ma bardzo możliwe powiązanie z morderstwami sprzed kilku dni, które to ponownie powróciły. Chyba słyszałaś o niejakim Colinie i Aaronie?
-Owszem. Coli, to był klient Ann. Och! Wiem, czytałam jakieś oszczerstwa w prasie, jednak myślę, iż jest to zwykły bzdet. Moja Ann nie mogła mieć z tym nic wspólnego!
Clark wyciągnął z szuflady skórzany futerał i wyjął z niego Ostrze Marata.
-A jak myślisz Bell, co to jest?
-Nóż, ale dosyć.. dziwny? – kobieta wlepiła swe piękne oczy w kusząco błyszczący przedmiot.
-Hmm, konkretnie sztylet, o nazwie Ostrze Marata.
-Co? – delikatna dłoń z francuskim manicurem, przejechała po blond pasmach.
-A właśnie to, że owy przedmiot znalazłem... Gdzie?
-Nie wiem...
-W torebce Irisz. I powiem tyle, iż takiego czegoś nie znajdzie się nigdzie, w żadnym sklepie czy targu. No, chyba jeśli będzie to podróbka.
Handwitch otworzy przed Bell „Kult Szatańskiego Rodu”, przewrócił kilka stron, aż dotarł do rozdziału o broniach.
-Ej, czy to jakiś satanizm?! – Surion nad wszystko, od samego urodzenia, bała się pogłosek o diable i potajemnych sektach, zbiorach, ku czci zła.
-Po części tak, ale różni się od rasowego satanizmu. Czym? Tym, że tutaj tkwi pojęcie, jak zakon a i jest dużo więcej brutalnych obrzędów. Proszę, spójrz na sztylet opisany i ten, co mamy na stole, z kosmetyczki Irisz.
Właścicielka „Flamingo” zaczęła lekturę, strach i lekkie podniecenie przeszywało ją od środka.
-Zrobię kawy... – Clark udał się do kuchni.
Po paru minutach wrócił z tacą, na której były dwie filiżanki kofeinowego napoju i świeże tosty z serem. Bell stała przy oknie, bezdennie wpatrując się w początek porannej ulewy.
-Proszę, napij się i zjedz. – mężczyzna zaprosił do posiłku.
Oboje zasiedli.
-Ale, ale myślisz, że Ann mogłaby... – Surion zaczęła z lekkim poirytowaniem w głosie, nadgryzając kromkę.
-Bell, wierz mi, chciałbym aby to był prasowy blef i afera o nic. Jednak, jestem pewien, iż ona ma z tym główny związek.
-I co teraz?
http://img189.imageshack.us/img189/8610/proscio685qv.jpg
-Nie powiem o tym glinom, choć powinienem. Ale z mojego punktu widzenia, trzeba by jej spróbować pomóc wyjść z tego. Policja tylko potrafi upchać człowieka do więzienia, a w przypadku Ann, jest to średnio dobre. Jednak problem w tym, że ona wsiąknęła od jakiegoś czasu, jak kamień w wodę.
-Nie wie, sama nie wiem. – nagle kobiecy głos zamilkł, po czym znów wznowił się, ale tonem bardzo podejrzliwym:
-Chwila, czy ty przypadkiem nie wykorzystujesz mnie?
-Słucham? – mężczyzna odparł, z kawałkiem tostu w ustach.
-Czy może przespałeś się ze mną, by wiedzieć gdzie przebywa Ann?!
Clark przełknął pieczywo z serem:
-Jak możesz tak sądzić, zapewniam, że mylisz się. – detektyw w głębi ducha chciał tylko kolacji z kobietą i informacji, ale serce nie sługa, a i głupio by było się teraz przyznać.
Bell patrzyła sucho, potem jednak obdarzyła partnera czułym i miłym wyrazem twarzy.
-To dobrze. – odpowiedziała krótko i z uśmiechem wzięła się za śniadanie.
-Naprawdę, zależy mi na tobie. Choć myślę..., myślę, że źle zaczęliśmy. – tak pozornie twardy i silny Clark, stał się uległy, chwycił za kobiecą rękę. Poczucie miękkiej i subtelnej dłoni, której skóra była tak zadbana, wprowadziła go w stan błogości.
-Tak, rozpoczęliśmy od łóżka, a i to po pijaku. – Surion wyraziła ironię i poddała się przyjemnym pieszczotom.
-Jednak, mam nadzieję, a raczej wiem, że nie skończy się to w ten sposób. Naprawdę, wiem... – dodała po chwili, po czym roześmiała się, co urzekło jej rozmówcę.
-Piękny masz uśmiech. – on odparł.
-Aj przestań, gadasz jak pryszczaty nastolatek. – Bell odpowiedziała żartem i z zadziornym wyrazem twarzy, szturchnęła przyjacielsko Clarka.
Wystarczyło parę minut, a tosty znikły wraz z kawą.
Detektyw dopijał „czarnuchę”, gdy nagle usłyszał od partnerki krótkie:
-Paryż.
-Co Paryż? – spytał, odkładając filiżankę.
-Irisz, znaczy Ann, obiecałam jej, że nikomu nie powiem, ale teraz wiem przed czym uciekła.
-Do Paryża?!
-Tak, właśnie tak. Do tej wspaniałej stolicy Francji.
-O cholera, daleko. Ma tam rodzinę, przyjaciół?
-Clark, wątpię żeby jakichś krewnych. Jak zaczęła pracować w moim klubie, to opowiadała mi o pewnym paryskim biznesmenie. Jednak on ją odtrącał, bo był starszy o ponad te pięć lat. Jeśli już, to z paryżą zna tylko jego, może jeszcze kogoś, ale ja nie wiem.
-A pamiętasz jak się gość nazywał?! – brunet zaaferował się sytuacją, czuł, że to mógłby być trop, choć i tak znikomy, dość nieprawdopodobny.
-Hmmm, oj wiem, że na nazwisko miał San – takie krótkie i rzadkie jak na Paryżanina. Kasą szastał na lewo i prawo, do Londynu sprowadziły go tymczasowe interesy – jakieś prawie pół roku. W moim klubie zawitał raz, a i to tylko się napił. Irisz starała się wtedy o robotę, gdzieś w szkole jako kucharka, ale zaglądała do mnie, żeby wypić drinka, góra dwa. Strasznie zakręcił ją San – gęsta ruda czupryna, drogie perfumy i Lincoln na parkingu. Zresztą, każda kobita w mieście miała chęć na bogacza, nawet ja... Ale ja głównie i tylko dlatego, bo posiadał urok zewnętrzny. Lecz w środku, to drań i zarozumialec.
-Cos jeszcze? – Handwitch wszystko zapamiętywał.
-Może tyle, że on dał Ann wizytówkę i namiary na siebie w Paryżu. Nigdy tam nie zmierzyła, telefonicznie tez się nie odzywała, podobnie jak on. Cały czas kpił z jej zalotów, naśmiewał, a ona dalej próbowała. W końcu facet wyjechał, Irisz posmutniała, ale prędko wróciła do siebie.
-San, San..., San... jasny gwint, to może być ślad! Ba, nawet przełom! Pamiętam z prasy takiego Francuza, co właśnie parę lat temu podpadł trochę glinom. Ale gnojek wywinął się, chcieli go oskarżyć o handel narkotykami... ja tam myślę, że gość sypnął pieniędzmi i zmył się z powrotem do Paryża.
-Dadzą ci coś te informacje? – Bell poczuła się lepiej po tych wyznaniach.
-Oczywiście! Teraz muszę pogrzebać za Francuzikiem i pojechać do niego. Dyskretnie, rzecz jasna.
-Ale..., chyba nic nie stanie się tobie czy Ann?
-Nie kochanie, jestem zawodowcem, choć też mogę popełnić błąd. Znajdę ja i sprowadzę tutaj...
Surion siadła na kolanach mężczyzny, zaczęła całować jego kark i szeptać do ucha czułości. Clark odwzajemnił pieszczoty, objął partnerkę, powoli zmierzając ręką ku jej wewnętrznej stronie ud.
---------------------------------------

-Louis, Louis... – Irisz trącała towarzysza.
-Co? – on odpowiedział zaspany.
-już grubo po świcie, trzeba wstać.
-Oj, chcesz, to się ruszaj, masz cały dom do dyspozycji. – mężczyzna przewrócił się na drugi bok i ponownie pogrążył się w chrapaniu.
Ann udała się do skromnej kuchni, pierwsze jej kroki zmierzyły ku lodówce.
http://img189.imageshack.us/img189/4716/proscio695vn.jpg
-No pięknie, jest musztarda, masło... O! Nawet coś w stylu sera. Jeszcze stary, czerstwy chleb-bosko. – kobieta myślała na głos, a jej wypowiedź skąpana była w ironii.
-Trzeba iść po zakupy. – ponownie rzuciła do siebie, po czym zajęła się szukaniem toalety.
Prysznic i klozet świeciły nadzwyczajną sterylnością, co wprawiło prostytutkę w radość. Ann ogarnęła się i zrobiła sobie, jak zawsze, perfekcyjny makijaż.
-No kotku, trochę pudru, tuszu, parę innych i jesteś wręcz kimś innym! – stwierdziła, poprawiając się jeszcze w lustrze.
http://img189.imageshack.us/img189/620/proscio704ho.jpg
Delikatna dłoń chwyciła torebkę i otworzyła drzwi, po czym zamknęła na klucz. Młoda Westerpsorn ruszyła do sklepu.
-------------------------------------

Popołudnie, prawie wieczór.
Zmęczone oczy wodziły po ekranie komputera, wcześniej patrząc w stosy papierów.
-San, San..., San. Cholera! – Clark denerwował się z powodu nieudanych poszukiwań.
http://img189.imageshack.us/img189/2777/proscio716tv.jpg
Wtem rozległ się dźwięk z komórki, który świadczył o wiadomości – tym razem nie od Stevena z policji, ale od Bell.
„Miłej pracy, ja zamykam i lecę spać, bo padam. Dobrej nocy kotku : * ”
Na twarzy detektywa pojawił się uśmiech, oznaczający stan chwilowej błogości i szczęścia. Handwitch pospiesznie odpisał na sms-a:
„Kochanie, śpij dobrze : * ”
Wystukał słowa i wysłał, odłożył telefon, dziwiąc się nieco, czy to uczucie nie jest zbyt szybkie i aż za bardzo piękne, aby mogło być realne. Jednak odpuścił złe myśli i cieszył się z sytuacji, że wreszcie i jego serce pokochało tak prędko, już po samym spotkaniu w „Flamingo”, kiedy to się nie znał z Bell. Mężczyzna czuł, iż znalazł sens życia, pomijając ten, czyli wsadzanie zgorzkniałych przestępców do więzienia.
„Tak Clark, masz dla kogo oddychać.” – pomyślał w duchu i powrócił wzrokiem w niezłomny, jarzący się ekran. Nagle w „pudle” mrugnęło długo upragnione okienko:
„Louis San – Francja, Paryż – ulica Masinn 8”
Pod spodem widniał krótki opis, taki jak podała Surion. Jeszcze kilka nazw firm, które owy poszukiwany posiadał.
-A to ci skubaniec, bogacz a narkotyki miał na sto procent! Gdybym miał wtedy więcej dowodów... No ale, ale... Te dane są sprzed dwóch lat. Oby były aktualne. – mruczał do siebie.
-Ha! No Clark, wprawdzie oczy bolą, ale opłacało się kopiować płyty CD z komisariatu. Ach Steven, he he... – dodał po chwili, przeciągając się na krześle.
----------------------------------

Dnia następnego – ranek.
-Louis, wstawaj, śniadanie!
-Oj Ann, daj mi spać... – mężczyzna przewrócił się na drugi bok.
-Chodź, zrobiłam naleśniki z dżemem. Pierwsza klasa! No i świeża kawa... – kobieta odpowiedział z zachętą w głosie.
-Idę, idę zaraz... – były biznesmen wstał z pościeli i udał się powoli do kuchni.
-No nareszcie! Masz, siadaj i jedz ze mną. – Irisz starała się zrobić miłą atmosferę.
Rozmówca usiadł przy małym blacie i rozpoczął posiłek.
-Postarałaś się, ale wydałaś z własnej kieszeni.
-Aj tam, mam jeszcze dużo pieniędzy. Już ty się nie martw.
-Louis... – zaczęła nieśmiało.
-Taaa?
-Chcę cię prosić, abyś nikomu o mnie nie mówił. To dla mnie ważne, zrozum.
-W porządku, masz moje milczenie.
-Dzięki. – Ann powróciła do jedzenia.
Nagle mężczyzna wstał od stołu.
-Gdzie idziesz, ledwo co ruszyłeś naleśniki?
Prostytutka w odpowiedzi dostała milczenie. San prędko ubrał koszulę i spodnie, po czym wyszedł rzucając krótko:
-Wrócę późno, nie otwieraj nikomu.
-Ale... - młoda Westerpsorn chciała wybiec za rudzielcem, jednak powstrzymała się.
------------------------------------

-Halo, Bell?
-Tak, kochany?
-Przełom! Zgadnij.
-Nie wiem.
-Mam namiary na tego Sana, Louis ma na imię!
-O właśnie, teraz pamiętam! Świetnie, cieszę się.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo. Teraz tylko muszę tam dotrzeć.
-Oj kotku, a kiedy?
-Jak najszybciej, postaram się najdalej jutro wylecieć samolotem.
-Czyli raczej powinieneś się wyspać?
-Taa..., bo to dłuższa podróż, a i jej powody są trudne.
-Chciałam wieczorkiem wpaść... Ale zrobię to, jak przylecisz, dobrze? – kobiecy głos brzmiał bardzo kusząco.
-Oczywiście koteczku. Jak trafię do domu, to zadzwonię i pomruczysz mi trochę w pościeli. – mężczyzna nie mógł się oprzeć.
-Dobrze, dziś mam masę pracy w klubie. A jutr spotkanie w banku. Dlatego..., kiedy się zobaczymy?
-Hmmm, za dwa dni, najdalej trzy. Jeśli wszystko pójdzie sprawnie, to za dwa. Sprowadzę Ann do Londynu.
-Będę tęsknić za tobą, ale sprawa jest ważna. Przylecisz, to przedzwoń, a ja przygotuję ci cos szczególnego...
-Mhm, aż mi cieplej na sama myśl... – Clark zarumienił się nieco.
-Ale nie masz kluczy do mnie, więc jak? – dodał po chwili.
-Oj głuptasie, po podróży zmierzysz w moje progi. Ale zobaczysz, spodoba ci się. – Bell uśmiechnęła się zadziornie.
-Robisz mi apetyt, będę o tobie myślał cały czas.
-O to mi chodziło. Oj, przepraszam, gościa mam. Musze kończyć, wróć szybko. Całuję, pa.
-Pa słodziutka, do zobaczenia.
Rozmowa dobiegła końca. Handwitch spojrzał na zegarek – 19:30.
-No, to pakujemy walizy. – rzucił sam do siebie i poszedł w stronę szafy z ubraniami. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy, pieniądze, trochę odzieży i jeszcze parę drobiazgów. Nie duża walizka, już o godzinie stała wypełniona w korytarzu mieszkania.
-Hmmm, poszło szybciej niż przewidywałem. Samolot ma być o 21:00, zdążę. – po tych słowach, detektyw chwycił bagaż i zszedł przed budynek.
Rozejrzał się wokół za taksówką. Wsiadł do jednej z nich i ruszył na lotnisko. Stamtąd droga już prosta. Latająca maszyna, prowadziła lekko zaspanego bruneta, do Paryża – stolicy Francji, pełnej piękna i kultury.
------------------------------

Ann wyszła z łazienki. Martwiła się, bo Louisa nie było od rana, nie dał znaku życia.
-Cholera. – powiedziała sam do siebie i udała się w pościel.
Nagle rozległ się chrzęst zamka u drzwi. Młoda Westerpsorn uniosła głowę i ujrzała ciemną postać, która mamrotała coś pod nosem.
-San, to ty ?
-Co? Tak, tak…
Rudzielec zdjął koszulę i położył się na łóżku.
-Śmierdzisz alkoholem! – kobieta miała pretensję.
Mężczyzna spojrzał z ironią, aż po kilku sekundach wybuchł dziwnym i donośnym śmiechem.
-Chyba śmieszna jesteś. Alkohol?! Żeby to tylko alkohol! Trochę się wypiło a i poprawiło paroma skrętami, ot co! – mówił głośno, z lekką złośliwością, powoli przesuwając dłoń w kierunku majtek Irisz.


C.D.N............................................. ........................................

Sensiqúe
18.11.2005, 20:58
I oto witam po długiej przerwie. Jednak nauka i sprawy osobiste, to było dla mnie duże obciążenie.

Dlatego powracam w chwale, albo poraże.. i daję dziś nowy odcinek. W ten weekend dam jeszcze jedną częśc, będzie ona albo ostatnia lub przedostatnia - zależy.

Pisząc tą część, wyszło więcej niż chciałam - coś ponad 10 stron formatu A4 - znaczy najpierw napiszę ręcznie a potem klepię do Worda i mam.

A i przepraszam, ale trzy ostatnie zdjęcia.., moga być z nimi problemy, bo wgrałam je tymczasowo na imgashack. Moje normalne konto coś sie zepsuło, z samym serwisem coś nie tak, za jakiś czas wgram normalnie na mojekonto. jednak jeśli image będzie chrzanić sie do jutra, to po prostu trzy ostatnie foty pójdą na konto interii.

Zapraszam do czytania i komentarzy... : )


"La Prostituto"
-
Odc IX
"Cicha śmierć"

-Louis, w cholerę! – irisz wyczuła, co jej towarzysz chce zrobić.
-Kotku, wiem, że tego chcesz. Parę lat temu, prawie byś się zabiła o szczyptę zainteresowania z mojej strony.
http://img50.imageshack.us/img50/8328/proscio721wp.jpg
http://img50.imageshack.us/img50/87/proscio730mb.jpg
Kobieta wstała z pościeli i widziała te same oczy, które drwiły z niej, tak jak kiedyś.
-Nic się nie zmieniłeś, nic a nic! – krzyknęła.
-Mylisz się. Jestem inny, bowiem mam zapędy ku dobraniu się do ciebie – tak głupiej osoby. I powiem ci tyle, że gdybym był bogaty w tym czasie, to już siedziałabyś na ulicy. – pijak podniósł swoje ciało z łóżka.
-Gnój! – Ann wymierzyła dłonią w twarz rozmówcy, lecz ten bez zbędnych trudności odparł atak.
-I co, myślisz, że się ciebie boję? – zaśmiał się nader głośno.
-Nie wiem jakie masz kłopoty w tym Londynie, ale jestem świadom czemu przyleciałaś od razu do mnie. Masz ochotę wiedzieć?
Irisz odepchnęła mężczyznę, zmierzając ku wyjściu z mieszkania.
-Bo masz naiwną duszę i nadal cię pociągam! Podniecam cię kotku, ja to wiem! – męski głos dobiegł na klatkę schodową, na której dało się też słyszeć tupot obcasów.
--------------------------------------------
Kilka minut i kobieta znalazła sobie miejsce w miejskim parku...
http://img50.imageshack.us/img50/5553/proscio743iv.jpg
--------------------------------------------

Lotnisko w Paryżu. Potężny samolot wylądował, a z niego wyszedł Clark. Mężczyzna spojrzał na zegarek, który wskazywał porę nocną. Handwitch założył swój gustowny kapelusz , po czym wyszedł z budynku.
-I gdzie ja znajdę taxi? – pomyślał na głos.
-No to zasuwamy piechotą. – podsumował i już szedł, gdy do jego uszu dobiegły głośne śmiechy.
-Co u licha... – odwrócił się na pięcie, a jego oczom ukazały się.. dwie skąpo odziane Francuzki.
-Jaki przystojny brunet. – powiedziała jedna z kobiet.
-Aj przestań, widać, że facet ma klasę, więc trzeba się przywitać. Jestem Hasinde, a ta wydra obok, to Diana. – ciemnowłosa „piękność” podała rękę detektywowi, który odwzajemnił gest.
http://img50.imageshack.us/img50/5424/proscio758ho.jpg
http://img50.imageshack.us/img50/554/proscio765vs.jpg
-Proszę wybaczyć mojej siostrze, jest jeszcze nielet.., oj młoda i mało wie, jak obnosić się z mężczyznami.
-Właśnie, że nie! – Diana podeszła do Clarka, chwytając jego krawatu, kusząc:
-Widać, że lubisz młodsze. A ja bym umiała pokazać ci, co potrafię, mimo mojego wieku.
-Diana! – druga nieznajoma odgoniła natarczywą adoratorkę.
-Ależ drogie panie, ja się spieszę i nie...
-Spieszysz się? Dla mnie, to nie problem.. – blondynka znów zaczęła się przystawiać.
-Proszę mnie zostawić. – Clark odepchnął kobiety.
-Dianuś, pan szuka dojrzałej, a nie takiej siuśki jak ty. – Hasinde mówiła tonem iście poważnym.
-Przykro mi, ale żegnam. – Handwitch zawrócił się i szybkim krokiem zmierzył ku motelowi.
-Ale... – starsza kobieta jeszcze próbowała.
Młodsza siostra roześmiała się.
-Ty gówniaro, to przez ciebie! – prostytutka chwyciła mocno rękę blondynki i obie oddaliły się.
-Wcale ci go nie odbiłam, tylko...
-Oj zamknij się smarkulo! Co z ciebie będzie?!
Już więcej ich słychać nie było.
------------------------------------------------------

Ranek. Nad Paryżem wznosiło się słońce, dając tym samym nadzieję na nowy i piękny dzień. Ulice już obfitowały w samochody, którymi poruszali się ludzie pracy. Po chodnikach szwendała się Paryska młodzież, z mniejsza lub większą chęcią zmierzała do szkół. Ptaki śpiewały, mieszkańcy budzili się do życia, a w radiu można było usłyszeć o kolejnej aferze politycznej.
Motelowy nadajnik umieszczony w recepcji, również nadawał informacje:

„Radio Paryski Powiew wita Paryżan. Czas na wiadomości z Paryża. Nasz reporter przeprowadził wczoraj wywiad z samym prezesem fabryki maszyn rolniczych „SUP”, co zaowocowało małym skandalem. Otóż owy prezes przyznał się do długów, jakie popełnił w ciągu tych pięciu miesięcy. Jednak, na pytanie o liczne krętactwa wobec klientów z Anglii, wypiera się. Całości zajścia przyjrzał się sam prezydent Francji...”

Tymczasem w jednym z motelowych pokoi, dało się słyszeć stukot zamykanych drzwi szafy. Clark założył swój garnitur i niezmordowany kapelusz, po czym sięgnął telefonu. Wystukał pięciocyfrowy numer.
-Tu Paryskie Taxi 29293. Słucham?
-dzień dobry, proszę o taksówkę pod Motel „Luvion” na Miltiador 8.
-Oczywiście, już jedziemy.
W parę minut później, detektyw już wsiadł do zamawianej podwózki.
-Gdzie ruszamy?
-Na Masinn 8. – Handwitch zamknął drzwi wozu.
-Mhm, piękna okolica – przedmieścia, w których bytują bogaci. – odpowiedział taksówkarz i ruszył w podane miejsce.
Nawet w Paryżu bywają korki, więc zawsze można umilić sobie czas poprzez zwykłą pogawędkę.
-No to trochę postoimy. – kierowca przystanął w długim „sznurze” samochodów.
-A pan tutaj w interesach, czy może turysta? – ciągnął dalej.
-można powiedzieć, że to pierwsze. – Clark świetnie władał francuskim.
-Widać, widać. Pan na brak funduszy pewnie nie narzeka. Czyżby jakaś transakcja na tych przedmieściach? Bowiem dużo zamożnych tam stawia sobie domy.
Handwitch znał już bardzo dobrze detektywistyczny fach, więc odparł:
-Ależ tak, chciałbym kupić pewien dom, a następnie odremontować i sprzedać, rzecz jasna drożej. W końcu liczą się zyski. – nie ma jak dobre kłamstwo i tym samym, zachowanie swej prawdziwej funkcji.
-A pan z Paryża? – taksówkarz zaczął jechać, tłok zmniejszał się.
-Nie, ja jestem z Londynu. Tutaj często bywam i ku zarobkom.
-Oj, to zapewne słyszał pan tą aferę o firmie „SUP”? Znowu wypchali sobie kieszenie, a teraz tłumaczą się.
-No pewnie, zgraja krętaczy. – brunet sprawnie prowadził rozmowę.
-Gdybym ja miał tyle pieniędzy, to.., to sam nie wiem, ale pewnie też kupiłbym dom.
-Rozumiem pana, w końcu robota taksówkarza, okazuje się marna w obecnych czasach.
-Owszem, ale żyć musze z czegoś i trójkę dzieci wykarmić. O proszę, jesteśmy drogi panie, na miejscu – Masinn 8.
Clark wręczył opłatę za podwóz i pożegnał kierowcę.
Po chwili przyjrzał się okazałej willi.
http://img50.imageshack.us/img50/4803/proscio777xz.jpg
-Cholera! – ręką popukał się w czoło.
-Jaki ja głupi! Odesłałem taxi, a przecież jeśli tu będzie Ann, to musze z nią jechać. No, ale trudno.
Mężczyzna zadzwonił do drzwi domu i czekał... Znowu zadzwonił i... czekał.
-Idę, oj idę... – odparł głos ze środka budynku, a za nim ciągnęło się ujadanie psa.
-Oj Mimu, cicho, siad! – chyba ktoś wydał skuteczną komendę, bo zwierzak przycichł i widać było jego łepek, który wyglądał z jednego okna. – ot wścibski czworołap.
Wejście otworzyło się i ku zaskoczeniu, pojawiła się postać starszej pani.
http://img50.imageshack.us/img50/8933/proscio783ox.jpg
-Kogo to moje stare oczy widzą. Młody i przystojny biznesmen?
Handwitch zmieszał się, bowiem oczekiwał kogoś zupełnie innego.
-Witam, powodem mojej wizyty jest niejaki Louis San. Zastałem go może? – mężczyzna zaczął rozmowę.
-A kto pyta? – kobieta zrobiła się nieco podejrzliwa.
-Clark, przyjaciel w interesach. – odpowiedział poważnym tonem.
-Ach tak, no to zapraszam na kawę i ciasto, w końcu nie będziemy tak stać młodzieńcze. – staruszka zaprosiła gościa do salonu, gdzie czekał już owy posiłek.
Detektywa zdziwiło wnętrze posiadłości, utrzymane w staromodnym, gustownym stylu. Wystrój jakoś nie wskazywał, iż mógłby tu przebywać ktoś w typie „rekina biznesu”.
Obie postaci zasiadły na kanapie.
-Kate Watson, miło mi. A czyżby San znów coś schrzanił? Kolejne długi?
-Jak to.. kolejne? – detektyw wziął łyk małej czarnej. Wprawdzie odmawiał sobie nieraz kofeiny, ale tym razem należało wypić.
-Widzę, że pan jest kolejnym jego wspólnikiem, który nie wie. Otóż Louis nie mieszka już tutaj. Jestem jego babką, a iż ja miałam z czego żyć, to sprzedał mi ten dom. Jak widać, zmieniłam wystrój z nowoczesnej budy playboya na gustowny.
-Ależ droga pani, to niemożliwe, że tak.. sprawny i sprytny człowiek zszedł na dno! Jakim cudem?
-Widzę, że pan zielony jak galaretka na moim cieście. A zaczęło się niewinnie, bowiem Louis wdał się w dosyć pikantny romans z pewna prawniczką – znaną i przebiegłą. Jak jej było.., Melinda chyba, ale pewna nie jestem, bo to dawno a i pamięć już nie ta. Przecz jasna, przestrzegłam wnuka od tej damy, wszyscy prawnicy i adwokaci, to krętacze. No, ale Luisa zaślepiło totalnie i ani się obejrzał, a jej nie było., zaraz po tym, jak on ujawnił przed nią numery kont bankowych. Nasza adoratorka przepadła w świecie, razem z kilkoma milionami. Bóg jeden wie, gdzie się teraz szwęda. – staruszka wzięła kawałek wypieków.
-O cholera...
-Właśnie! Ja pomyślałam dokładnie to samo. O cholera! Więc mój wnuk spadł na niziny społeczne i majątkowe, tym samym popadając w długi. Ludzie, z którymi, bądźmy szczerzy, robił nielegalne transakcje, do cierpliwych nie należeli. Ode mnie pożyczki nie chciał, też nie miał kiedy się unosić tą jego pseudodumą . – odparła z ironią.
-No więc, zawarł ze mną interes i oto mieszkam tutaj. Taki zdolny chłopaczek, a dał się podejść kobiecie. Choć powiem szczerzej, że charakterek miała, a i wygląd niczego sobie. Młodsza o jakieś dwa lata od Sana, sprytniejsza jak widać. Mogę powiedzieć, że ją lubiłam, bo zacięciem do biznesu grzeszyła. Cóż, wzbogaciła się, zabawiła i zwiała. Ale rozgadałam się może nazbyt.
-Nie, skądże. Dzięki pani mam aktualne dane. – Handwitch zdziwił się mocno.
-Także wnuka mego tu nie ma.
-A wie pani, gdzie go znajdę?
-Sama nie wiem, czy tam jeszcze mieszka, ale.. Labell 7. To całkiem blisko, w części tych bloków dla Paryskiej biedoty. Okropna okolica. – Kate napisała adres na małej kartce i wręczyła rozmówcy.
-Hm, nie podziewałem się, że on tam może... A pani mu nie chce pomóc, końcu rodzina?
-Chyba jest pan śmieszny. Wprawdzie ta sama krew, ale Louis ewidentnie odmówił mi. Od tej sytuacji kompletnie mu odbiło, stał się menelem. A ja tam silić się nie będę, jak nie to nie. San, dorosły facet, na siłę mu nic nie mogę. A pan co, skory do ratowania go?
-Chciałbym się z nim zobaczyć, może nawet wesprę. – detektyw musiał kłamać i szło mu to wręcz znakomicie.
-Pozostaje mi tylko życzyć szczęścia. – siwowłosa dama popijała powoli kawę.
-Niezmiernie dziękuję za te informacje, ale nie będę pani więcej czasu zajmował.
-Jak pan uważa. – kobieta mówiła bez zbędnych czułości.
Pani Watson odprowadziła gościa do drzwi, po czym oboje pożegnali się.
-Labell 7, to na lewo i prosto. – właścicielka pięknego domu jeszcze ciągnęła dalej.
-Ponownie dziękuję, życzę miłego dnia i do widzenia. – Clark wyszedł na chodnik i udał się pod wskazany adres.
---------------------------------------------------

Tymczasem w jednym z parków, wśród bujnej zieleni...
Na jednym z drzew siedział ptak. Dreptał po mocnej gałęzi, aż dziw bierze, że jego małe i cienkie nóżki stoją stabilnie na takiej wysokości. W pewnym momencie ten śpiewak przestał szczebiotać. Zrobił kilka podskoków, poruszał skrzydłami, a następnie ogonem. Dalej dało się słyszeć pewien charakterystyczny dźwięk: „plask!”.
-Co u licha... – Irisz obudziła się na parkowej ławce, tym samym zauważając na ręce ptasie odchody.
http://img50.imageshack.us/img50/1557/proscio798sc.jpg
-Ty mały i wredny! – wykrzyknęła, gdy nad sobą zobaczyła pierzastego sprawcę, który jedynie świergolił radośnie, jakby ciesząc się.
-Paryski brudas... – odparła Ann, wycierając zaplamione miejsce.
Skromne stworzenie zaćwierkało donośniej, niczym obrażone na obelgę człowieka. Ptaszek zatrzepotał skrzydłami, wzniósł się ku niebu, jednak zrzucając jeszcze jedną „niespodziankę”.
-Naiwny... – mruknęła kobieta, gdy usłyszała „plask”, ale tym razem na oparciu ławki.
-Jasna cholera, w życiu tak mnie plecy nie bolały. Pieprzona ławka, mam dość! – wykrzykiwała, zmierzając ku stawowi.
Prostytutka przyglądała się mętnej wodzie, a w której pływało mniej lub bardziej żwawo kilka kaczek.
-Oj, co panienka taka smętna? – za Irisz przechodził jakże zacny przedstawiciel Paryskich meneli, wożąc swój wózek.
-A spadaj pan... – ona odparła sucho.
-Spokojnie, chciałam być miły. – odpowiedział błagalnym tonem
-Wprawdzie widać, żeś *****a, ale chciałem być tylko miły dla kogoś na tyle biednego. – ciągnął dalej, ale już mnie przychylnie, po czym odjechał ze swym „bagażem”.
-Nędzarz i tandeciarz. – powiedziała do siebie.
Ann spojrzała na własne ubranie i westchnęła ciężko. Tęskniła za domem, ciepłym łóżkiem, no i za kosmetykami oczywiście. Kobieta zdała sobie sprawę, że jest bardzo źle, bardziej niż kiedykolwiek. Mimo, iż miewała życiowe kryzysy, to nie aż takie, jak ten teraz. Ostrze, jakieś Naznaczenie, całość nawarstwiała się i ciążyła.
„Dobrze, że choć nie mam tego uczucia do mordu.” – w myślach starała się pocieszyć, ale z mizernym skutkiem.
Młoda Westerpsorn udała się kamienną dróżką gdzieś, skąd mogłaby ukraść coś do jedzenie. Cokolwiek, byle w żołądku nie burczało.
-----------------------------------------------

-Labell 7..., to tu. O Boże! – Clark przeraził się z lekka na widok tak obskurnej dzielnicy.
Stare budynki, brak chodników, ze dwa zardzewiałe trzepaki i para ćpunów – ot „luksus”.
„Tak, nic tylko dać tabliczkę: ‘ Paryż wita!’ . „ – mężczyzna pomyślał w duchu i wszedł do poszukiwanej kamienicy.
Schody skrzypiały niemiłosiernie, cud iż w ogóle jeszcze się trzymały.
-Które to mieszkanie? – pytał sam siebie na głos.
Detektyw zapukał do pierwszych lepszych drzwi i czekał. Minęła minuta, dwie i nawet trzy, a wejście wciąż zamknięte. Mężczyzna już miał zamiar zrezygnować, gdy nagle zamek zachrobotał. Ze środka wydobył się dosyć nieprzyjemny odór, a w tym alkohol.
-Czego? – spytał właściciel.
-Witam, szukam Louisa Sana, podobno tu mieszka.
-A kto pyta? – San wolał się nie ujawniać zbyt szybko.
-Albo niech będzie, to ja. Więc czego? – jednak dokończył po chwili.
-Clark. Szukam Irisz. – brunet nie owijał w bawełnę.
-A ona wyszł... Kto? Nie, nie znam nikogo takiego.
http://img50.imageshack.us/img50/7290/proscio802co.jpg
-A właśnie, że pan zna. – Clark mówił swoim spokojnym, ale i stanowczym głosem.
-Do cholery, mówię, że nie! – pijany gospodarz irytował się.
-Człowieku, dobrze wiem jak jest i nie wciskaj mi tu kitu! – Handwitch próbował dalej.
Podczas, gdy Louis rzucał falą przekleństw, detektyw zauważył istotny szczegół – damską szminkę na szafce w mieszkaniu. Ten dowód starczył...
-Już dobrze, dobrze. Jednak zostawię namiary na mnie, jakby pan zmienił zdanie.
Łysawy rudzielec wziął kartkę z numerem telefonu, po czym zamknął mieszkanie.
„Tyle mi było potrzeba.” – mężczyzna pomyślał i oddalił się do motelu zamówioną taksówką.
------------------------------------------------------

Bramka wejściowa sklepu spożywczego wydała piskliwy dźwięk, a to oznaczało, że ktoś wszedł. Młoda kobieta o kruczoczarnych włosach w spokoju przeglądała półki z towarem.
„Ale czym zapłacę, przecież nie mam torebki.” – głowiła się.
-A jak taka piękna dama ma na imię?
-Ann, a bo co... – nie dokończyła, gdyż po odwróceniu się ujrzała starszego człowieka, który do najzamożniejszych nie należał.
„Stary menel, no pięknie!” – pomyślała ironicznie.
http://img504.imageshack.us/img504/7043/proscio814xa.jpg
-Taka ślicznotka, a sama z rana?
-Odczep się pan.
-Ej, widzę przecież, że nie posiadasz żadnych funduszy, a kichy marsza na pewno grają. Powiem co tyle, bowiem kraść swobodnie da tutaj radę, ale tylko drobiazgi. Jakbyś kotku poszła ze mną na tyły śmietnika i zapewniła rozrywkę takiemu jak ja, to dam ci coś z mojej spiżarni na działce. W altance mieszkam. To co? – zbereźny dziad uśmiechnął się.
-A spadaj pan! – prostytutka zniesmaczyła się od tej propozycji. Ukradła prędko jedną bułkę i wyszła ze sklepu.
---------------------------------------------

-Halo, Bell? No witaj kotku, otóż mam świetną wiadomość! Już właściwie wiem gdzie bytuje Ann, a więc z dwa dni i pewnie będzie po wszystkim.
-Serio? Nareszcie! Już tęskniłam za tobą... – Bell mówiła łagodnym tonem.
-Ja też, wierz mi. Kocham cię. A teraz wybacz, bo dzwonię z motelowego telefonu. Komórkę musze ładować. Także pa kotku i czekaj na mnie.
-Do zobaczenia i wracaj szybko! – blondynka rozłączyła się.
-Heh, oby było dobrze. – mężczyzna westchnął sam do siebie i położył słuchawkę, udając się do pokoju.
------------------------------------------------

-Głupek myślał, że mu powiem. Naiwny! – San siedział na rozpadającym się krześle i popijał tania wódkę.
-Swoja drogą, co ona mogła zrobić, że ten gość tu się aż tak dobijał? – myślał na głos.
-A co mnie to! Ciekawe gdzie moja piękna polazła.. – już chciał zażyć kolejnego łyka trunku, gdy od drzwi rozległo się donośne pukanie.
-No nie! Nawet kulturalnie schlać się nie można! – Louis powstał i otworzył gościowi.
Mężczyzna miał zamiar wyżyć się, ale ku zaskoczeniu ujrzał kogoś znajomego.
-Oj, pan Silvestre Amir, oj witam. – gospodarz momentalnie zmienił nastawienie.
-No owszem. – owy osobnik o ciemnej karnacji pozwolił sobie wejść bez zbędnych pozwoleń.
-Słuchaj San, jest problem.
-Och, czyżby klienci się wycofali? No tak! Wiedziałem, że się nie znają i nie wezmą naszych działek koki! – rudowłosy starał się być pewny siebie, jednak niezbyt mu to wyszło.
http://img504.imageshack.us/img504/5798/proscio825ud.jpg
-Zamknij się San. Pracujesz dla mnie, a towar nie nasz, ale mój. Twój czas dobiegł końca.
-Jak to?!
-Długi, długi i jeszcze raz długi! – Silvestre mówił donośniej.
-Spłacę co do centa. Jednak daj mi trochę czasu.
-Nie.
-Dlaczego? Przecież wiesz, że możesz na mojej osobie polegać.
http://img405.imageshack.us/img405/4654/proscio836kc.jpg
-Powiedziałem, że nie. Marnujesz czas, a i nie mam z ciebie i twojej działalności żadnych korzyści.
-Proszę! – Louis pchnął swego pracodawcę w ferworze przypływu emocji.
Amir jedynie zachwiał się lekko. Jego mocna postura nie dała się nędznemu pijaczynie.
-Kiedyś byłeś taki jak ja, miałeś co zechciałeś. Ale przez głupi błąd, straciłeś całość. Przykro mi, ale to koniec. – gość mówił dalej ze swoim stoickim spokojem.
-Ale co ze mną zrobisz?!
-Spójrz jak żyjesz, zszedłeś na dno. A wiesz co z dnem się robi?
-Nie, nie... nie!
-Tak San, właśnie tak.
Silvestre szybkim ruchem wyjął pistolet i celnie wymierzył w pracownika, już byłego.
Postawny mężczyzna wyszedł, nie zostawiając zbędnych śladów za sobą. Wprawdzie wystrzał padł z cichej broni, jednak jeśli nawet ktoś to usłyszał, to i tak nic by nie zrobił. Dzielnica biedoty i marginesu społecznego przeżywała na co dzień takie sytuacje, jakoś nikt z tego „plebsu” nie kwapił się ku policji czy prawu. Louis San leżał martwy..., a raczej nic innego by go w życiu nie czekało.


C.D.N............................................. ...........

Jeszcze raz zapraszam do komentarzy : )

I takie tycie coś na koniec...

Specjalne podziękowania dla:

Eveline
i
Fizzly'ego

za część zdjęć - gdyby nie Oni, to bym zwariowała ; ]

Sensiqúe
10.12.2005, 18:09
Oto przed Wami przedostatni odcinek tego FS. Jutro dam ostatnią część...
Tak myślałam nad jakąś komedią, parodią i dojdę do tego, ale prędzej w formie samej treści, bez simowych zdjęć.

I takie pytanie do Was... Czy jest sens robić drugi tom "La Prostituto", czy też nie?

Zapraszam do czytania i komentarzy : )

"La Prostituto"
Odcinek X
-
„Zguba”

Irisz błąkała się po centrum Paryża. Jedna sucha bułka, to mało aby się najeść. Wystawy sklepowe obfitowały w towar. Kobieta smętnie patrzyła w kierunku klientek drogerii.
-Ech... – westchnęła ciężko i szła dalej.
Nagle z naprzeciwka wyszła grupa młodzieży – ot kilka dziewcząt i paru chłopaków, ale wszyscy roześmiani od ucha do ucha. Ann poczuła duszność i zimny pot na plecach, który odbił plamę z tyłu bluzki.
„Spokój, zachowaj spokój...” – powtarzała w myśli.
Młoda Westerpsorn nie wytrzymała, pchnęła jednego z mężczyzn prosto na ścianę sklepu.
-Kobieto, co ty robisz?! – ofiara poczuła się zdezorientowana.
Irisz dziwnie nadludzką siłą naparła na zaatakowanego przechodnia. Jedna z dziewczyn poderwała się gwałtownie i szturchnęła napastniczkę. Reszta grupy nabrała odwagi i pomogli. Prostytutka wpadła na latarnię i stała oparta o nią, wpatrując się tępo w uciekających ludzi.
-Ja..., ja nie chciałam. – wymamrotała, a obraz zaczęła jej przysłaniać czerwona mgła.
Przetarła oczy, dysząc coraz mocniej a w gardle czując niesamowitą suchość.
Ann nie miała zamiaru się temu poddać, więc pobiegła ku mieszkaniu Sana.
Paryżanie patrzyli na pędzącą postać, która co chwilę potykała się. Jednak wzrok innych nie był ważny – Irisz wiedziała, że mu wrócić do Londynu.
Wystarczyło kilka minut, a kobieta weszła do domu Louisa. Od razu zauważyła na podłodze małą kartkę...
-Clark Handwitch, w cholerę... – mruknęła i odrzuciła wizytówkę.
http://img470.imageshack.us/img470/5476/proscio841ik.jpg
Ten dowód jeszcze bardziej utwierdził, że czas na wyjazd. Irisz uszła kilka kroków, aż spostrzegła plamę krwi i znajome ciało.
-O Boże! Nie, nie... – zaczęła panikować.
-tego za wiele, nie zostanę tu... – szeptała, starając się nie dotykać zwłok.
Szybko spakowała bagaże i czym prędzej wyszła, aby już nigdy tutaj nie wrócić.
http://img470.imageshack.us/img470/5606/proscio850kp.jpg
-----------------------------------------------------

Południe w Londynie. Palące słońce i duchota, to nic przyjemnego szczególnie gdy wokół spaliny...
Niezbyt czyste powietrz unosiło się również nad jeszcze nieczynnym „Flamingo”. W środku widać było właścicielkę, która porządkowała barek, a przed samym budynkiem ... Kto? Nikt inny, jak postać o niezwykle czarnych włosach – Irisz.
http://img470.imageshack.us/img470/8624/proscio866rn.jpg
-Jak mam z nią rozmawiać... – Ann myślała na głos.
Chciała wrócić do pracy, choć to zapewne średnio możliwe, jednak potrzebowała tego.
Kobieta już sięgała klamki, gdy jej wzrok padł na drugą stronę ulicy.
-O cholera... – wymamrotała.
Takie poruszenie wywołał pewien mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu, a w ręce trzymał tlącego się papierosa. Młoda Westerpsorn stała tak, niczym posąg, zauważyła iż oddalony osobnik jest jej znajomy, ale na domiar rusza ustami, a mowa jego rozbrzmiewa w głowie okrytej kruczoczarną fryzurą.
-No kotku, śmiało. W szpitalu nie chciałaś słuchać, ale teraz sama wiesz, co do ciebie należy. Pan czeka...
Prostytutka przetarła oczy, a nagle szepty i wizja znikły. Cały szok zburzyło dziwne uczucie. Irisz spojrzała na rękę, gdzie miała swoje „Naznaczenie”.
„Nie, nie, to nazbyt chore.” – myślała, a tymczasem owa rana otworzyła się, a krople krwi spływały po delikatnej skórze. Czerwień – jak piękna silna i dumna, teraz stawała się potępieniem i zgrozą. Czymś, czego nikt by doznać nie chciał.
Kobieta miała zamiar odejść, gdy uwagę skupiła na rozmowie telefonicznej Bell.
-Tak Clark, kotku... dziś mam zamknięty interes, bo rozliczenia czekają. Wiesz, papiery i jeszcze raz papiery. – blondynka mówiła donośnie, spacerując z komórką, a i gestykulując nieco.
Irisz nie weszła do dawnego miejsca zarobku – jedno zdanie Bell uświadczyło ją w swych niezdrowych poglądach. Pobiegła do domu.
------------------------------------------------------

-Tak, słucham?
-Witaj...
-Ann! Jak dobrze. – właścicielka „Flamingo” szczerze radowała się z kontaktu.
-Posłuchaj, chciałabym wpaść do siebie. Tak, ja w Londynie.
-Wspaniale! Bo wiesz..., ja powiedziałam Clarkowi, temu, wiesz komu?
-Wiem, aż za dobrze. – Ann odparła poważnym tonem.
-No więc, że byłas w Paryżu. On tam za tobą ruszył, chcemy ci pomóc...
-Dobrze. Mogę być wieczorem?
-Oczywiście, będę o 19:00 w klubie. Mam dziś wolne id otwierania, więc zapraszam.
-Wiem, iż masz rozliczenia. – Westerpsorn odłożyła słuchawkę.
-Ej, wiesz? Skąd? Irisz?
Prostytutka zmarszczyła czoło, jej oczy nabrały niespotykanego błysku. Postać podeszła wolnym krokiem do kuchennego okna we własnym mieszkaniu, odsłoniła firnakę. Kiedyś tak piękna dama, a zeszła na poniżający sposób zarobku. Jednak posiadała spryt i pewne zacięcie do biznesu. Można by pomyśleć, że się marnowała, lecz teraz zmieniła się. Inne spojrzenie, wyraz twarzy... Do czego ją to zaprowadzi?
-----------------------------------------------

-Clark?
-Tak?
-Irisz.. I-i-irisz. – blondynka jąkała się.
-Co? Mów jaśniej.
-Ona dziś będzie u mnie o 19:00, znaczy dzwoniła, chyba ze swojego mieszkania.
-No to musze wracać. Jest... 12:15, myślę, że trafię na wieczór.
-Proszę cię, bądź!
-Wiem, ale uważaj...
-Boję się trochę, miała taki inny głos. – Surion bawiła się włosami.
-Nie martw się, przylecę. Do wieczora.
-Pa... – kobieta faktycznie odczuwała obawę, iż coś dzieje albo zdarzy się nie tak, jak trzeba.
--------------------------------------------------

Wieczór, coś koło 19:00. Ulice Londynu świeciły pustkami, a ciemne zakamarki oblegali pijacy, czy zdegenerowana młodzież.
-Cholera, uspokój się, no już! – Bell szeptem starała się odrzucić lęk i stres.
Zawsze potępiała satanizm i tym podobne chore obrzędy, czy opętanie. Jednak przeszywał ją strach w tych kwestiach, szczególnie gdyby miała się z nimi stykać.
http://img468.imageshack.us/img468/4301/proscio871te.jpg
Nagle dało się słyszeć skrzyp drzwi. Surion wzdrygnęła się i rozglądała.
-To ja... – z tylnego wyjścia klubu wyłoniła się Irisz.
-Główne zamknięte, więc wolałam tędy. – ciągnęła dalej. Zbliżając się do lady.
-Ach tak, wybacz, zapomniałam się. – w głosie wyczuło się lekką panikę.
-Powiedz, powiedz co u ciebie?
-A nic, musiałam wybyć na jakiś czas, potrzebowałam spokoju. Paryż, to miłe miejsce.
-Możliwe, nigdy tam nie byłam. – właścicielka „Flamingo” próbowała się uśmiechnąć.
http://img468.imageshack.us/img468/5653/proscio888do.jpg
-Coś taka spięta? A w ogóle, co cię łączy z Clarkiem?
-A zmęczona jestem, tyle rozliczeń...
-Clark? – Irisz nie dała dokończyć Bell.
-Oj nic takiego.
-Mów szczerze, proszę. – z twarzy oplecionej ciemnymi włosami, zniknął uśmiech.
-Cóż, myślę, że to coś więcej. – zarumieniła się.
-Szpiegował mnie...
-Jest bardzo wychowany i miły. – Surion wciąż mówiła swoje, ale z wyrazem strachu, chciała nie słyszeć i zmienić temat.
-Szpiegował.
-Taki ciepły i kochany.
-Szpiegował!
http://img468.imageshack.us/img468/1765/proscio895zu.jpg
-Chyba go koch...
-Zamknij się! – Irisz pchnęła rozmówczynię.
-Ann, co ci?!
Westerpsorn strąciła z blatu kieliszki, a te wydały nieznośny dźwięk w zetknięciu z podłogą.
http://img43.imageshack.us/img43/9273/proscio908ge.jpg
-Już wiem, chcieliście mnie wrobić, że jestem opętaną wariatką!
-Nie, nie. Martwimy się, bo to chodzi o taki.. Kult...
-Odpieprzcie się! – prostytutka trąciła dawną szefową, a ta wpadła w stoliki i krzesła.
Słabsza kobieta próbowała wstać, lecz została uderzona prosto w barek.
-Ann, proszę, uspokój się! Proszę...
Irisz zamierzała znowu zaatakować, ale ni z tego ni z owego, jej spojrzenie złagodniało, zbliżyła się do „ofiary”. Surion wykorzystała to, jakimś ostatkiem sił podniosła się i przyparła napastniczkę do ściany. Odgarnęła jasne rozwichrzone włosy, a z ust wydusiła kilka słów:
-Opanuj się, wiem że nie jesteś zła, za dobrze cię znam. Wybrniesz z tego, ale posłuchaj mnie...
-Powiedziałam! – nadludzka kondycja Naznaczonej uaktywniła się jeszcze bardziej.
Blondynka wylądowała przewrócona pod przeciwległym murem.
-Odpieprz się, do cholery!
Dama o kruczoczarnej fryzurze, cała spocona podbiegła do drugiej kobiety, wyciągając tym samym coś świecącego zza paska spódnicy.
Krótki krzyk rozniósł się w budynku...
Młoda i piękna, która nigdy nie zhańbiła się „dawaniem” klientom „Flamingo”, ta która pierwszy raz mogła zaznać miłości... Jej głowa spuszczona bezwiednie na bok, oczy zamknięte, a na bluzce zakrywającej wiotkie ciało, krew zgubna Przesiąkała ubrania aż ze spodniami włącznie. Plama „płynu życia” powiększała się na posadzce.
Druga, żywa postać upuściła nóż i wybiegła gdzieś. Nikt nie słyszał, nikt nie widział jak szybko uszła dusza z tak cudownej osoby.

C.D.N............................................. ..........................

Choć jak się wkurzę, to dam ostatni odcinek jeszcze dziś, bo to kwestia przepisania.. he he : P

Sensiqúe
11.12.2005, 20:31
Oto ostatni odcinek tego FS : P Planuję drugi tom, więc nie jest to ewidentny koniec serii.
Zakończenie tego odcinka troszkę mówi, gdzie i wokół na pewno będzie owijac się drugi tom - a takowy powstanie niedługo myślę ; )

Szczerze powiem, że to FS jest moim najlepszym i najbardziej dopracowanym.. To prawie stio zdjęć i sto stron w zeszycie formatu A4 moim ręcznym pismem. Wprawdzie ciągnęłam to opowiadanie od maja tego roku (2005r.), jednak dokończyłam i dotrwałam, choć miałam nie raz myśl zerwac i porzucić ten projekt.

Dziękuję wszystkim, którzy czytali i wyrazili swoje opinie, a także dzięki dla Eveline i Fizzly'ego, bowiem dzięki nim w jednym zodcinków jest o kilak fotek więcej, co dodaje pozytywów.

Także zapraszam do komenatrzy i czekania, bowiem drugi tom chce zacząc publikować jeszcze przed Świętami 2005r., a że ferie są luźne, to wręcz idealny czas dla rozwinięcie mojej twórczości. Potem, po nowym roku wprawdzie do szkoły, ale tylko na dwa tygodnie, bo potem nzów ferie, więc czasu mam i postaram się nie zawieść siebie i Was : )

"La Prostituto"
-
odcinek XI
"Końcowa ucieczka"

http://img43.imageshack.us/img43/4084/proscio911rh.jpg
Gwiazdy i księżyc na niebie, piękny wieczór, wprost idealny na spacer...
Jakaś postać szła cichym i spokojnym krokiem po równych chodnikach, między budynkami. Tupot obcasów zdradzał, kim był owy ktoś – Irisz.
http://img43.imageshack.us/img43/324/proscio951fo.jpg
Nie miała pojęcia co ze sobą zrobić, dążyła gdzieś w kierunku domu. Krew na bluzce, nie jej, ale Bell – tej, której zawsze się zwierzała, taka przyjaciółka i niegdyś pracodawczyni. Teraz leżała sama i martwa, a dusza ulotniła się, zostały tylko suche zwłoki.
Ann błąkała się w tych ciemnościach, wiedziała do przed chwilą uczyniła, ale nie miała ku temu wyrzutów sumienia. Już zapomniała, co to wina... W końcu dotarła do mieszkania, siadła w kuchni a przed sobą postawiła szklankę wody.
--------------------------------------
Clark wyszedł na lotnisko w Londynie. Spojrzał na zegarek – 19: 33.
-Cholera! – powiedział na głos i ruszył taksówką do klubu.
"Czemu nie odpowiesz?” – myślał podczas każdy, gdy Surion nie odpowiedziała na SMS-a,
-Szybciej, nalegam!
-Oj panie, muszę uważać, bo wóz stary...
Detektyw nic nie odparł, tylkko czekał nerwowo bawiąc się guzikiem marynarki.
19:50 – wreszcie na miejscu...
Handwitch wyszedł z samochodu, ale kazał czekać kierowcy. Do „Flamingo” tylko parę metrów, ale mężczyzna wyjął komórkę i wystukał numer Bell. Cisza.
http://img43.imageshack.us/img43/4584/proscio923hm.jpg
Brunet schował telefon i szybkim krokiem zamierzył ku klubowi.
„Pogaszone światła?” - ,yślał.
Jego dłoń spoczęła na klamce, drzwi otworzyły się.
http://img43.imageshack.us/img43/4219/proscio932kh.jpg
-Bell? Kochanie?
Nikt nie odpowiadał.
-O w mordę! – krzyknął, gdy potknął się o wywrócone krzesło.
http://img43.imageshack.us/img43/2308/proscio941kn.jpg
-Co u licha...? – wymamrotał wdeptując w coś dziwnego i wodnistego na podłodze.
Clark badał po omacku ściany, aż natknął się na upragniony włącznik. I stała się światłość, padająca od flamingów za barkiem.
-Bell! Dlacze... – nie dokończył, bowiem odwróciwszy się ujrzał swoją ukochaną, skąpaną w mocy własnej krwi.
Mężczyzna stał jak wryty, a wokół niego błoga cisza. Patrzył i patrzył, chciał podejść bliżej, o mały włos a by wpadł w czerwoną kałużę. Zbliżył rękę do twarzy blondynki, odgarnął jej włosy i pogładził po policzku, który zimny niczym lód. Postać piękna, blada. Spała teraz snem wiecznym, nikt już w tym nie przeszkodzi.
Handwitch przykucnął i klęknął, wbijając swe smutne oczy w suche usta właścicielki „Flamingo”. Już koniec, zatracił się w owym widoku, pragnął tak zostać...
W pewnej chwili wstał, podszedł do lady i papierów, butami gniotąc rozbite kieliszki. Wertował dokumentacje, przerwał i zatrzymał się przy jakichś informacjach.
-To blisko, wiem gdzie... – wyszeptał do siebie coś chaotycznego i wyszedł z budynku, gasząc oświetlenie.
Minął zdezorientowanego taksówkarza, kazał mu czekać. Nie płakał, choć oczy szkliły mu się jak nigdy wcześniej. Jednak w środku cierpiał, a jedyne co nim teraz kierowało, była nadzieja. Ma co? Chyba sam nie wiedział, ale musiał to zrobić...
----------------------------------------------
Irisz wstała od stołu w kuchni i podeszła do okna, którego widok rozciągał się na ulicę. Tępo patrzyła w owy krajobraz, aż nagle ujrzała kogoś idącego do kamienicy...
http://img43.imageshack.us/img43/9008/proscio966xh.jpg
-Cholera! – odparła i czym prędzej wybiegła z mieszkania, zabierając torebkę.
Tymczasem te kilka pięter na dole...
Clark dzwonił na domofon, a odpowiadała tylko cisza i miauczenie kota z okolicznych śmietników. Brunet odstąpił kilka kroków do tyłu i rozglądał się wszędzie. Jego uwagę przykuł czyjś tupot i jakby potknięcie. Odwrócił się, po czym zobaczył iż z wejścia od podwórka wybiega kobieta. Nie myśląc wiele pobiegł za ciemna postacią.
http://img43.imageshack.us/img43/8030/proscio971dd.jpg
Ann spostrzegła kto ją goni, więc przyspieszyła. Przez moment myślała aby stanąć, ale dziwna siła odtrąciła od tego.
Biegli tak oboje przez zgubne uliczki, co parę minut natykając się na kamienie i śmieci.
-Irisz, stój! – detektyw zbliżał się do ściganej coraz bardziej.
Ona nawet nie patrzyła na tyły, wręcz ślepo gnała. Już nie mogła, dyszała i spociła się, a na jej drodze widniał płot. Brunet widział, iż Ann jest w kiepskiej sytuacji. Kobieta miotała się i panikowała. Zauważyła w ostatniej chwili przestrzeń między zabudowaniem i wbiegła.
http://img43.imageshack.us/img43/7744/proscio988nm.jpg
Mężczyzna prawie ja miał, lecz zgubił, po prostu znikła niczym kamień w wodzie.
Tymczasem młoda Westerpsorn urządziła sobie mały odpoczynek przy śmietniku. Weszła pośród graty, aby skryć się.
http://img43.imageshack.us/img43/2421/proscio992am.jpg
Sapała ciężko, az przysiadła na zimnym chodniku, obok starego klopa i pudeł. Nie wiedziała, że właśnie tu w 1982 roku, w deszczu i burzy ktoś ją urodził i porzucił...
Sięgnęła delikatną dłonią do wnętrze czarnej torebki. Znalazła tam kosmetyki, chusteczki o cos czego się kompletnie nie spodziewała – Ostrze.
„Zaraz, skąd to..?! Przecież ten detektyw zabrał mi..” - nie miała pojęcia skąd to narzędzie znalazło tam.
Ostrze błyszczało jak nigdy, kusiło do czynu. Prostytutka wodziła po nim palcami, przypadkiem skaleczyła się, co wywołało wręcz błogi uśmiech. Zamknęła oczy, zaczęła się głośno śmiać. Szybkim ruchem przejechała bronią po nadgarstku, a z niego i Naznaczenia wypłynęła krew. Radosne odgłosy zamilkły. Księżyc skrył się za czarnymi, kłębiastymi chmurami. W kilka sekund niebo stało się czarne, a w oddali padł niby burzowy błysk.
Clark szedł pomiędzy budynkami, dziwnie zjawisko atmosferyczne przykuło jego uwagę.
-Nie... – szepnął.
-Ann? Ann!
Kilka minut i pogoda wróciła do normy, a detektyw ujrzał poszukiwaną, martwą. Nie wiedział co robić, stał i patrzył, miał świadomość, iż to koniec. Nie pomógł, nie zdążył, aż napełniło go zdziwienie, gdy ujrzał Ostrze.
-A to skąd? – wydusił i sięgnął po przedmiot, którego nawet nie zdążył dotknąć, bowiem rozpłynął się w powietrzu.
Clark Handwitch wstał, chwycił za komórkę:
-Steven? Jesteś dziś na noc w robocie na policji?
-Tak. A co?
-Mam sprawę, szykuj się na długi raport.
http://img43.imageshack.us/img43/8764/proscio1001ni.jpg
----------------------------------------------------------

Jakiś czas potem...
-Zabójstwo Bell Surion nie zostało nikomu zarzucone, ze względu na brak dowodów,
-Ann Westerpsorn „Irisz” zmarła, ze względu na brak dowodów nic jej nie zarzucono,
-Silvestre Amir nadal żyje i pławi się w narkotykowym biznesie. Przez swoje liczne wpływy nie został oskarżony o zamordowanie Louisa Sana,
-mężczyzna w czarnym płaszczu i kapeluszu..., nikt go nie widział i nikt o nim nic wie,
-„Damy” z klubu „Flamingo” rozeszły się gdzieś, po zamknięciu owego lokalu,
-„Flamingo” stoi opustoszałe bez właściciela,
-Ostrza nie odnaleziono,
-Steven, nadal przyjaciel Clarka, któremu swoją posadą w policji ciągle pomaga. Z żoną rozwiódł się, ich dzieci przyznano jej, a samą przyczyną była praca mężczyzny. Wniosek prosty, że został mu tylko komisariat i Handwitch...
-Clark Handwitch pracuje obecnie jeszcze więcej niżeli kiedyś, próbując zapomnieć. Obwinia siebie o samobójstwo Ann i śmierć Bell. Może kiedyś wróci do formy...
A Kate Watson? Ta starsza pani z Paryża wziąć lubuje się w kawie i ciastkach z galaretką, a także... W nowo otrzymanej od anonima książce pt.: „Kult Szatańskiego Rodu”...

KONIEC

Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do komentarzy, a także do czekania na drugi tom "La Prostituto"
Więc może bardziej.. C.D.N... ? ; DD

.:A-l-e-X-i-s:.

Sensiqúe
24.01.2006, 08:04
Cóż, nie lubię rozgrzebywać (albo lubię, ale tylko offtopic xD), jednak tak mnie naszło... A więc, żeby nie śmiecić i nowego tematu nie robić, wykorzystam ten mój temat.
Wprawdzie zakończyłam pierwszy tom "La Prostituto", to za głosem mojej weny twórczej, zrobiłam plakacik, coś, co symbolizować będzie to Fotostory.
Proszę:

http://img15.imageshack.us/img15/9375/plakatlaprostituto11ju.jpg

Ale bardziej w tym pości
58E
e chciałam się skupić nad..drugim tomem tej powieści. Konkretnie, pisze go i mam wątek na trzeci tom nawet (kończący). Jednak póki co, taki..plakacik vel przedsmak drugiego tomu zatytułowanego "La Prostituto 2: Maska"
I oto proszę...:

http://img15.imageshack.us/img15/9589/plakatlp2maska7fg.jpg

Pytanie: Kiedy zacznę publikować owa drugą serię odcinków? Nie wiem, przynajmniej nie do końca. Ale w styczniu tego roku, na pewno pojawi się jeden odcinek.
Także, nie zaśmieciłam nowegotematu tą lekka zapowiedzią, tylko wykorzystałam swój stary temat, co uważam za y..mądre? No, mądre posunięcie : P

Dziękuję za uwagę i.. hm....
Specjalne podziękowania dla Oaz. Za co? Jakoś swoją obecnościa i ukazaniem własnej twórczości dała mi jakąś inspirację. Można powiedzieć, że gdyby nie Ona, to na kontynuacje "LP" bym się jednak nie zdecydowała. A tak, dzięki Oaz i dzięki po części sobie no i Wam oczywiście, dziś usiądę nad nowym zeszytem A4 ze "sprężynkami" po bokachm, chwycę długopis i zacznę pisać moim obleśnym pismem.