PDA

Zobacz pełną wersję : Imitation of Life


Sunrise
22.06.2005, 10:00
Witam w moim pierwszym fotostory :) Podobno pierwsze odcinki są zazwyczaj nudne, więc wybaczcie. Poza tym w moim wypadku jest on trochę przydługi, ale nie wiem kiedy uda mi się wstawić kolejny. To tak na zapas:) Pewnie jest tu masę błędów, postaram się to zmienić. Zapraszam do czytania :)

Imitation of Life

http://img192.echo.cx/img192/8627/elisabeth2on.jpg
Imię: Elisabeth Ann
Nazwisko: Parker
Data urodzenia: 4 lipiec 1979
Imię ojca: sir Lenart Parker
Imię matki: Megan Wood-Parker
Cechy przewodnie: Uparta, inteligenta, bezpośrednia
Dane: Urodzona w hrabstwie Norwich. Najmłodsza z trójki rodzeństwa. Przez trzy lata studiowała na uniwersytecie w Cambridge na wydziale Informatyki pod okiem profesora Jasona Brummie. W 2002 roku została zawieszona w prawach studenckich, z powodu wywołania poważnej awarii systemu uczelni. Dzięki interwencji prof. Brummie (którego była wyraźną faworytką) sprawa nie miała większych konsekwencji. W 2003 roku E.A Parker obroniła pracę magisterską („Teoria automatów” ), po czym natychmiastowo została zwerbowana do SIS*

http://img192.echo.cx/img192/4083/bryan3mj.jpg

Imię: Bryan Edward
Nazwisko: Matthew
Data urodzenia: 18 sierpień 1977
Imię ojca: nieznany
Imię matki: Susan Matthew
Cechy przewodnie: Przenikliwy, inteligentny, konfliktowy
Dane: Urodzony w Bostonie. Brak rodzeństwa. Ukończył studia z wyróżnieniem na uniwersytecie w Philadelphii na wydziale Prawa i Administracji. Po obronie pracy magisterskiej zwerbowany do SIS Wyraźne zatargi z E.A. Parker.

http://img192.echo.cx/img192/7858/jack8eu.jpg
Imię: Jack Andrew
Nazwisko: Luton
Data urodzenia: 21 grudnia 1978
Imię ojca: Thomas Luton
Imię matki: Elwira Fletcher –Luton
Cechy przewodnie: Komunikatywny, pracowity, oddany
Dane: Urodzony w Londynie. Mieszka z siostrą. Ukończył studia w Cambridge na wydziale Prawa i Administracji. W 2004 zwerbowany do SIS

http://img169.echo.cx/img169/2665/clark2zb.jpg
Imię: Clark Dwight
Nazwisko: Ramsgate
Data urodzenia: 5 październik 1977
Imię ojca: dane poufne
Imię matki: dane poufne
Cechy przewodnie: niesamowicie zdolny, inteligentny
Dane: dane poufne

http://img169.echo.cx/img169/4103/victor5ck.jpg
Imię: Victor Emanuel
Nazwisko: McArthur
Data urodzenia: TAJNE
Imię ojca: TAJNE
Imię matki: TAJNE
Cechy przewodnie: TAJNE
Dane: TAJNE

22 czerwca 2005
godzina 22.25
Londyn

-Jesteś wreszcie – powiedział młody mężczyzna i kocim ruchem zbliżył się do stojącej w drzwiach Elisabeth – Wracasz coraz później kochanie. Pocałował ją delikatnie i lekko zdjął przyciasną, białą bluzeczkę.
http://img169.echo.cx/img169/8977/witaj6aw.jpg
Okrążył wzrokiem każdy zakamarek ciała kobiety i uśmiechnął się szelmowsko. Po kilku minutach Jason Keswick i Elisabeth Parker znaleźli się w sypialni. Byli jak dwie połówki jabłka, które nie są zdolne do życia oddzielnie.
http://img181.echo.cx/img181/6649/322380ko2vz.jpg
Ich ciała idealnie współgrały, dając im maksimum rozkoszy. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie rozpraszający dźwięk telefonu. Niewielkie urządzenie złośliwie piszczało na stoliku obok łóżka. Wspaniałe wyczucie czasu – pomyślała Elisabeth i z trudem wygramoliła się z objęć Jasona.
http://img181.echo.cx/img181/2849/wstaje8wh.jpg
-Halo? –zapytała tłumiąc śmiech, gdyż Jason właśnie próbował ją pocałować.
-Parker? – zachrypiał głos w słuchawce. Kobieta natychmiast sztywno usiadła na łóżku, jakby stała przed najważniejszą osobą w państwie. Jedną ręką zapięła stanik i przygładziła włosy.
http://img181.echo.cx/img181/3375/telefon6zk.jpg
-Komandorze – powiedziała – jak mogę panu pomóc? –Elisabeth wiedziała, że coś się stało. Po pierwsze dzwonił do niej sam Victor McArthur –szef wydziału w którym pracowała. Zwykle zamknięty w swoim gabinecie, nie zajmował się sprawami przyziemnymi. Liz widziała go tylko dwa razy w życiu. Mężczyzna zrobił na niej wrażenie twardego i nieustępliwego. Po drugie było już po 23, a SIS nie miało w zwyczaju budzić swoich pracowników, bez wyraźnej potrzeby.
-Parker, chcę cię widzieć w moim gabinecie za pół godziny. – głos McArthur’a nie zdradzał niczego niepokojącego. Wręcz przeciwnie. Mężczyzna mówił spokojnie, akcentując każdy wyraz bardzo dokładnie.
Elisabeth zdążyła jedynie przytaknąć i w ciągu kilku sekund była już ubrana i gotowa do wyjścia. Rzuciła spojrzenie w stronę mocno niezadowolonego kochanka i czując rosnące poczucie winy usiadła w fotelu.
http://img181.echo.cx/img181/3889/lezy9qr.jpg
-Przepraszam –wyszeptała –muszę jechać. To moja praca.
-Praca! –wykrzyknął Jason strącając na podłogę niewielki flakonik z różą – Tylko to się dla ciebie liczy?! A ja? A my? Widujemy się coraz rzadziej, a nawet jak już jesteśmy razem, to i tak agencja ma nad tobą władzę! – mężczyzna krzyczał coraz głośniej.
http://img181.echo.cx/img181/9633/k322tnia0jr.jpg
Długo tłumił swój gniew na Elisabeth. Chciał być wyrozumiały, wiedział że samorealizacja jest dla kobiety, którą kocha bardzo ważna. Mimo to często zadawał sobie pytanie, czy dwie całkiem inne osoby mają szansę na wspólne życie. Muzyk i informatyk. Tak dwa różne zawody, ale do tej pory udawało im się osiągnąć kompromis.
-Możemy tą rozmowę przełożyć na później? – Elisabeth była już mocno zdenerwowana. Nienawidziła, gdy ktoś na nią krzyczał. Stawała się wtedy zadziorna i nieprzyjemna.
-Jasne na później...-Jason podniósł rozbity wazon i wyszedł do łazienki. Nie usłyszał nawet odgłosu zamykanych drzwi.

Zbliżała się północ, kiedy Elisabeth Parker przekroczyła próg MI6. W międzyczasie trzy razy musiała pokazać swoją legitymację, mimo że przechodziła tędy codziennie od kilku lat.
-Takie procedury – powiedział jeden ze strażników stojących przy ostatniej bramce.
Główny korytarz SIS był długi i szeroki. W każdym z czterech rogów stały duże donice z orientalnymi roślinami. Pod ścianą ustawiono rząd identycznych kanap. W końcu Elisabeth doszła do dużego przeszklonego pomieszczenia, gdzie zazwyczaj urzędowała sekretarka. W samym rogu pokoju znajdowały się niewielkie, drewniane drzwi. To pewnie tutaj – pomyślała kobieta. Już miała zapukać, kiedy usłyszała głosy dwóch rozmawiających ze sobą mężczyzn. Jednym z nich był niewątpliwie Victor McArthur.
http://img181.echo.cx/img181/3687/pods322uchuje4qd.jpg
-Mam nadzieję, że sobie poradzi – komandor chodził po pokoju, co chwilę głośno odchrząkując – Jest najlepsza. No i niebrzydka – obaj mężczyźni zachichotali – to bardzo pomoże w tym zadaniu.
Teraz odezwał się drugi mężczyzna, jednak musiał znajdować się za daleko drzwi. Elisabeth słyszała jedynie niewyraźne pomruki. Stała jeszcze przez chwilę, zastanawiając się czy nadszedł właściwy moment na wejście.
-Hej Liz ładnie to tak? – kobieta podskoczyła ze strachu i odruchowo złapała się za serce. Przed sobą dostrzegła postawnego blondyna w ciemnych okularach.
http://img181.echo.cx/img181/2475/straszy3od.jpg
Trudno było powiedzieć czy Jack nosił je z powodów zdrowotnych, czy po prostu dla szpanu. Luton był pierwszą osobą jaką poznała w MI6 Od razu przypadli sobie do gustu i gdyby nie to, że blondyn jest gejem, Elisabeth chętnie by się z nim umówiła.
-Musisz mnie tak straszyć? – wydusiła kobieta z trudem łapiąc oddech.
-Za podsłuchiwanie szefa wielu wyleciało z pracy – zaśmiał się Jack i przytulił dziewczynę na powitanie – McArthur cię wezwał?
-Dzwonił jakiś czas temu. Rujnuje mi życie prywatne, ale to nic –uśmiechnęła się złośliwie i pociągnęła za srebrną klamkę od drzwi.
Gabinet komandora był podobnej wielkości co poprzednie pomieszczenie. Na ścianach położone były drewniane panele najwyższej jakości. Na środku pokoju stało stare, drewniane biurko zawalone papierami i niewielki stoliczek z butelką whiskey.
-15 minut spóźnienia – warknął McArthur – I naucz się na przyszłość pukać. – mężczyzna zaprosił Elisabeth i Jack’a do środka. Dopiero teraz kobieta dostrzegła kto siedzi na wygodnej, skórzanej kanapie.
http://img298.echo.cx/img298/5936/ktotujest4vt.jpg
-Drinka? – zapytał Bryan Matthew i wyszczerzył lśniąco białe zęby.
Wargi Elisabeth wykrzywiły się w wymuszonym uśmiechu. Nie znosiła go od pierwszego dnia. Na każdym kroku daje jej do zrozumienia, że znalazła się w SIS tylko dzięki protekcji profesora Brummie, a jej wydawać by się mogło „wielkie” osiągnięcia z dziedziny informatyki są w rzeczywistości żałosne. Gdyby dodać jeszcze codzienne uwagi o zbyt krótkiej spódniczce lub zbyt głębokim dekolcie, Liz mogłaby uznać Bryan’a Matthew za największego wroga w agencji.
-Nie przyszłam tu pić – wycedziła przez zęby i usiadła na nowiutkim, brązowym fotelu. Jack Luton szybko uścisnął rękę swojego szefa i zostawił na biurku niewielką teczkę. Po chwili zniknął za drzwiami pozostawiając w gabinecie grobową ciszę.
-Więc....? – kobieta była już zniecierpliwiona. Chciała jak najszybciej znaleźć się znowu w objęciach Jasona.
http://img298.echo.cx/img298/2850/mwi4wm.jpg
-Ach tak tak – chrząknął McArthur – Dokładnie śledzę twoje postępy Elisabeth i muszę przyznać, że mi imponujesz – Liz spłonęła dziewczęcym rumieńcem i z dumą spojrzała w ciemne oczy Bryan’a – Właśnie dlatego chcę tobie....wam powierzyć to zadanie. Otóż dokładnie dwie godziny temu dostaliśmy wiadomość od naszego łącznika na Kremlu. Doniósł o planowanym zamachu na królową. Zaraz potem został zastrzelony...Problem, że nie wiemy kto za tym stoi i co dokładnie planuje...Mamy jedynie podejrzenia.
-Boris Wisho – wtrącił Matthew – Przywódca rosyjskiego podziemia. Przeprowadził dwa zamachy na głowy państwa, nie osobiście oczywiście – dodał – Jeden udany.
http://img96.echo.cx/img96/339/wtr261ci3221qs.jpg
-Ale po co wam informatyk? – Elisabeth nadal nie wiedziała dlaczego McArthur zwrócił się właśnie do niej.
-Godzinę temu Luton przechwycił wiadomość z Moskwy. Jest zaszyfrowana, ale nasi kryptolodzy już nad tym pracują. Na razie wiemy, że kluczem do znalezienia potencjalnego zamachowca jest S.S.S** I właśnie tutaj przydasz się ty Parker. Wszystkie informacje są w tej teczce.
Elisabeth siedziała na fotelu nie mrugając nawet okiem. Słyszała już o S.S.S, ale nigdy nie miała z nim styczności. Na świecie były tylko dwa takie komputery. Dość trudno było jej uwierzyć, że jeden z nich znajduje się w rękach jakiegoś rosyjskiego bandziora.
-Nigdy nie pracowałam z czymś takim –wykrztusiła – Nie wiem czy sobie poradzę.
-Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego mamy –McArthur przyjął ojcowski ton – Jesteś inteligentna, błyskotliwa i śliczna. Nawet nie wiesz ja te cechy mogą ci pomóc.
-Zdjęcia byle kogo nie zdobią męskiej toalety – zachichotał Bryan i wstał żeby dolać sobie whiskey.
http://img96.echo.cx/img96/3249/bylekto8ij.jpg
Tego było za wiele. Parker za długo znosiła docinki tego niewychowanego gbura. Podbiegła do mężczyzny i bokserskim ruchem uderzyła go w twarz.
http://img96.echo.cx/img96/1182/bije3ln.jpg
-Na drugi raz uważaj co mówisz gnoju – warknęła do leżącego na podłodze Matthew i porwała znajdującą się na biurku niebieską teczkę. Jak burza wypadła z gabinetu komandora i ruszyła prosto w stronę głównego wyjścia.
-Co o niej myślisz? – zarechotał McArthur pomagając Bryan’owi wstać.
http://img96.echo.cx/img96/6672/bryanwstaje6oa.jpg
-Staram się nie myśleć... – odpowiedział szatyn rozcierając czerwony policzek.

*Super Intelligence Service (znane także jako MI6 - Military Intelligence Section 6, wywiad wojskowy Sekcja 6) - tajna brytyjska służba wywiadowcza powołana w roku 1909 do prowadzenia wywiadu zagranicznego.
**Super Security System
C.D.N.

Przebrnęliście :) Brawo:) Jeszcze raz sorki za długi odcinek :) Pozdrawiam.

Sunrise
24.06.2005, 10:01
No i jest :D:D Witam w drugim odcinku "Imitation of Life". Wydaje mi się, że jest on nieco nudniejszy od poprzedniego (tak, tak, da się), ale jest to rodzaj jakiegoś wprowadzenia do konkretnej fabuły. No i nie jest jakoś szczególnie przegadany. Wybaczcie i z herbatką w ręku zasiądźcie do czytania :)

Imitation of Life: rozdział 2

Elisabeth Parker wypadła z głównego gmachu MI6 i ze złością popędziła w stronę najbliższego parkingu.
-Cholera! – krzyknęła, kiedy jeden z obcasów jej butów roztrzaskał się w drobny mak. Utykając dotarła w końcu do czarnego, wysłużonego samochodu. Miała go jeszcze od osiemnastki, ale mimo funduszy nie chciała się z nim rozstać. Wiele razem przeszli, choć ich związek był raczej burzliwy. Liczne zabrudzenia tapicerki, brak klamki w tylnych drzwiach i wieczne wizyty u mechanika, to tylko kilka z powodów, dla których stary Ford czasem odmawia posłuszeństwa.
-No zapal wreszcie – warknęła kobieta kolejny raz przekręcając niewielki kluczyk z zielonym breloczkiem. Maszyna jednak nie dawała za wygraną. Po kilku głośniejszych kaszlnięciach padła bez życia.
http://img226.echo.cx/img226/1739/samochd0js.jpg
Elisabeth przeczesała palcami gęste włosy i odetchnęła głęboko. Rozejrzała się uważnie po parkingu, po czym otworzyła zniszczoną teczkę, którą zabrała z gabinetu McAthur’a. Poczuła zapach starego papieru, który mieszał się z jej perfumami. W środku znajdowało się kilka zdjęć, pożółkły plik dokumentów oraz bilet lotniczy. „Londyn-Moskwa,23 czerwca 2005, godzina 8.00” przeczytała. Wyobraziła sobie „ucieszoną” minę Jasona i jego reakcję na kolejne rozstanie. Ich związek wisiał na włosku, a ona nie miała na to wpływu. Oczywiście może nie jechać, ale jakiś wewnętrzny głos nie pozwalał jej zmarnować tej szansy.
Kobieta schowała kopertę z biletem do wewnętrznej kieszeni i zabrała się do oglądania zdjęć. Na pierwszych trzech znajdował się szczupły mężczyzna z haczykowatym nosem. Miał jasne włosy i mocno opalone ciało. Prawdopodobnie był to Boris Wisho, o którym wspominał Matthew. Sama myśl o Bryan’ie znowu wyzwoliła w niej instynkt mordercy. Nie żałowała, że uderzyła mężczyznę, a tym bardziej że nazwała go gnojem. Należało mu się już od dawna. Elisabeth mechanicznie przerzucała zdjęcia z Rosjaninem, ciągle rozmyślając o zajściu w biurze. W końcu natrafiła na coś, co natychmiast przykuło jej uwagę. Na ostatnim zdjęciu uwieczniono zakrwawione ciało Franka Donalds’a – Amerykanina, który z polecenia Matthew działał dla MI6.
http://img226.echo.cx/img226/3451/trup2yz.jpg
Nic więc dziwnego, że McArthur stworzył właśnie taki duet. Informatyk i prawnik, który przyjaźnił się z ofiarą. Do Elisabeth dotarło, że chyba była za ostra dla mężczyzny. Na zewnątrz złośliwy i arogancki szatyn, w rzeczywistości musiał przeżywać ciężkie chwile.
Zdjęcie brytyjskiego szpiega było zrobione z bardzo bliskiej odległości. Wyraźnie widać było wykrzywioną twarz i zakrwawione ubranie. Z tyłu fotografii ktoś szybko nabazgrał kilka zdań. Data zgonu:22 czerwiec około godziny 20.30 Przyczyna: Brak oznak jakiejkolwiek walki, sekcja zwłok w toku.
-Żadnej walki? A krew? – kobieta jeszcze raz powoli przeczytała notatkę i ponownie spojrzała na ciało Donalds’a. Mężczyzna leżał na białej posadzce cały skąpany we krwi. Jedno oko wciąż miał otwarte. To niemożliwe żeby wcale się nie bronił. To nielogiczne. Elisabeth schowała zdjęcia z powrotem do teczki i ponownie spróbowała odpalić samochód. Tym razem silnik zaskoczył, a auto wydało przyjemny syk. Kobieta była już śpiąca i nie liczyła, że Jason czeka na nią z otwartymi ramionami. Pewnie poszedł spać jak zwykle. Codzienne wracając z pracy, Liz obiecywała sobie, że od dzisiaj postara się wynagrodzić mężczyźnie wszystkie krzywdy. Niestety to „dzisiaj” wciąż uciekało w przyszłość, a Jason stawał się coraz bardziej osowiały i nieobecny. Bywało, że nie widzieli się przez cały dzień.
Parker zatrzymała się na skrzyżowaniu i zamknęła oczy. Znów podświadomie zobaczyła obraz martwego Franka.
-Co u licha się tam stało? – pomyślała i zniszczonym butem nacisnęła pedał gazu. Przejechała dwie przecznice, aż znalazła się przed czteropiętrowym, ceglanym budynkiem. Jason kupił to mieszkanie dwa lata temu, kiedy jeszcze się nie znali. Wdrapała się po schodach i przystanęła przed białymi drzwiami z syntetycznego drewna. Zabrała się do szukania kluczy w torebce, ale za nic nie mogła ich znaleźć. Drzwi jednak się otworzyły, a w progu stał ubrany w jasną koszulkę z napisem Greenpeace, Keswick.
http://img226.echo.cx/img226/1500/dom0wd.jpg
Wyciągnął rękę i ze złośliwym uśmiechem pomachał dzwoniącym pękiem kluczy.
-Zapomniałaś czegoś? –zapytał.
-Tak, przepraszam. Ale widzę, że nie śpisz. Bałam się, że cię obudzę – wydusiła jednym tchem Elisabeth i zrobiła krok do przodu. Mężczyzna jednak stał w miejscu. Zagrodził wejście i włożył ręce do kieszeni.
-Dzwonił twój kolega z pracy.-oznajmił. W jego głosie dało się wyczuć irytację – Powiedział, że będzie na ciebie czekał na lotnisku. Co, mały romantyczny wypad we dwoje? – twarz Jasona przybrała groźny wygląd.
-Kochanie...jadę do pracy. Jak możesz mnie w ogóle o coś takiego posądzać? Nie masz do mnie zaufania?
-Obawiam się, że nie...już nie. Nie pasujemy do siebie Liz. Ty masz swój świat, w którym nie ma miejsca dla mnie. Kochasz pracę, nie mnie. Musimy się rozstać. Żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej.– Oczy Elisabeth wypełniły się łzami. Chciała coś powiedzieć, ale zabrakło jej słów. Jason zniknął w przedpokoju, po czym wrócił trzymając w rękach dwie wypchane walizki.
http://img226.echo.cx/img226/5307/walizki3bm.jpg
-Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa z Matthew....-powiedział i postawił bagaże na zimnej, czarnej podłodze.
-Między nami nic...-wykrzyczała kobieta, ale mężczyzna ją uciszył.
-Chciałbym żebyś nigdy więcej tu nie przychodziła – powiedział i wrócił do mieszkania. Drzwi zatrzasnęły się przed kobietą. Stała w osłupieniu przez kilka minut, nie mogąc uwierzyć że tak to się kończy. Otarła spływające łzy i podniosła walizki. Były ciężkie. Dorobek jej życia, zamknięty w dwóch małych torbach.


-To tutaj panno Parker. Pokój numer 214. – uśmiechnął się boy hotelowy i przekręcił pozłacaną klamkę. Kobieta skinęła głową i wręczyła chłopcu 5 dolarów. Oczy miała opuchnięte, a makijaż całkowicie się rozmazał.
http://img159.echo.cx/img159/4266/kasa6ls.jpg
Pokój numer 214 był jednym z najlepszych w hotelu Southwark. Z okna rozchodził się piękny widok na Tower Bridge. Oświetlony most sprawiał wspaniałe wrażenie, aż trudno uwierzyć, że był dziełem ludzkich rąk.
http://img218.echo.cx/img218/7148/pokj8pi.jpg
Na środku pokoju stało duże, królewskie łóżko z jasną pościelą. Wokół roznosił się delikatny zapach jaśminu. Liz postawiła walizki obok starej, drewnianej szafy i wybuchając płaczem rzuciła się na posłanie.
http://img218.echo.cx/img218/6485/lozko5av.jpg
Dochodziła czwarta nad ranem, kiedy Elisabeth zmorzył sen.
W tym samym czasie mężczyzna ubrany w czarny płaszcz i ciemne okulary przystanął pod pokojem numer 214.
http://img218.echo.cx/img218/7576/facet0xh.jpg
Zdjął skórzane rękawiczki i sięgnął do głębokiej kieszeni. Przez lukę pod drzwiami przeleciała beżowa koperta. Na środku widniał duży, drukowany napis: Elisabeth Parker.
http://img218.echo.cx/img218/5540/koperta1wd.jpg
Na piętrze słychać było oddalające się kroki.....aż w końcu całkowicie ucichły...

C.D.N.

Zauważyłam zwiększone stężenie zdjęć przy końcu..Hmm w następnym odcinku postaram się, żeby były rozmieszczone w miarę równomiernie :) :* No i na jedym zdjęciu jest dzień zamiast nocy.....Przepraszam, że go już nie zmieniam, ale za moment wychodzę, a chciałam wkleić już drugą część...Oj coś za dużo się tłumaczę :P :D

Sunrise
29.06.2005, 09:43
Oto jest! :D Trzecia część (mam nadzieję, że oczekiwana). Wybaczcie to lekkie opóźnienie, ale wierzcie mi: nie miałam czasu. Kończyłam odcinek wczoraj w nocy (doceńcie :P ). Zapraszam do czytania.

Imitation of Life: Rozdział 3

Promienie londyńskiego słońca bezczelnie wdzierały się do pokoju numer 214, oświetlając każdy zakamarek pomieszczenia, w tym skuloną na łóżku kobietę. Z trudem otworzyła opuchnięte oczy i głęboko ziewnęła. Miała mocno pogniecione ubranie i rozczochrane włosy. Automatycznie spojrzała na stojący na szafce, plastikowy zegarek. Była 7.32...
-Samolot! – krzyknęła Elisabeth i szybkim ruchem wygramoliła się z pościeli.
http://img145.echo.cx/img145/4012/wstaje1dh.jpg
Zgarnęła kilka najpotrzebniejszych rzeczy do jednej z walizek i ruszyła w kierunku wyjścia. Jej uwagę przykuła niewielka koperta leżąca pod drzwiami. 7.39....Liz wrzuciła przesyłkę do ciemnej torebki i wypadła na korytarz hotelowy.
-Pokój będzie na panią czekał, panno Parker. – uśmiechnął się boy hotelowy i wziął od kobiety niepotrzebną walizkę.
http://img145.echo.cx/img145/7659/boy7sc.jpg
-Słucham? – Liz nie bardzo wiedziała o co chodzi. Wynajmowała pokój tylko na jedną noc.
-Po powrocie z podróży pokój będzie do pani dyspozycji.
Elisabeth uśmiechnęła się w podzięce i szybkim krokiem zeszła do recepcji. Minęła grupkę japońskich turystów oraz rodzinę z małym dzieckiem. Chłopiec zawzięcie szturchał matkę i wskazywał na burzę włosów Elisabeth. Liz przygładzając włosy pobiegła do wyjścia. Znalazła się na ruchliwej ulicy przepełnionej ludźmi. Słońce jak szalone świeciło wszystkim po oczach i doprowadzało do szału kierowców.
-Taxi! – zawołała kobieta machając do czarnego samochodu z logo hotelu – Jak najszybciej na lotnisko Heathrow . – wydyszała. Kierowca skinął głową i nacisnął pedał gazu.
Jechali przez zakorkowane ulice Londynu. Minęli tylko jedno skrzyżowanie, na którym nie musieli stawać na czerwonym świetle.
http://img282.echo.cx/img282/944/korek1hf.jpg
-Nie może pan szybciej?! –warknęła Elisabeth.
-Taka godzina. Nie da rady –zachrypiał kierowca i zatrąbił klaksonem.
Wybiła równo 8, kiedy samochód wjechał na ogromny parking. Liz rzuciła kierowcy kilka banknotów i porwała starą walizkę. Najszybciej jak potrafiła pobiegła w stronę głównego wejścia. Przebiła się przez grupy wycieczkowe i z trudem znalazła się przy terminalu numer 3. Wiedziała, że trafiła dobrze. Przed nią stał Bryan Matthew, opierając się o metalową poręcz. Miał na sobie krótkie spodnie i luźną koszulę. Całkowite przeciwieństwo Elisabeth, która wyglądała jakby wyszła prosto z pracy.
http://img282.echo.cx/img282/6198/nalotnisku3ko.jpg
-Parker... już myślałem, że stchórzyłaś – zaśmiał się szatyn. Kobieta nie odpowiedziała i dumnym krokiem przeszła przez bramkę, strzeżoną przez dwóch postawnych mężczyzn. Bardzo chciała coś nagadać towarzyszowi, ale w porę przypomniała sobie o śmierci Franka. Jak ona zachowywałaby się w podobnej sytuacji? Matthew ruszył za nią. Znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu, gdzie jedyną ozdobą była latynoska sprawdzająca bilety.
-Życzę miłej podróży. – powiedziała i uśmiechnęła się zalotnie.
http://img282.echo.cx/img282/7554/latynoska8ov.jpg

Lecieli pierwszą klasą, co dla pracowników MI6 było prawdziwym zaszczytem. Elisabeth i Matthew siedzieli naprzeciwko siebie, co chwilę mierząc się wzrokiem.
-Tu być wolne? – zapytał otyły mężczyzna o wschodnich rysach. Kobieta skinęła głową i błagalnym wzrokiem spojrzała na tłumiącego śmiech Bryan’a. Obcokrajowiec jednak szybko zasnął i nie stwarzał większych problemów. Elisabeth spojrzała za okno i zanurzyła się w myślach. Mimo całej tej sytuacji, ciągle powracała do Jasona. Chyba miał rację...ale mimo wszystko szkoda. Może gdyby została lekarzem, tak jak chciał jej ojciec, wszystko potoczyłoby się inaczej.
http://img282.echo.cx/img282/2350/marzenia4gp.jpg
Z rozmyślań wyrwał ją cichy głos Matthew.
-Odebrałaś dzisiaj pocztę? –zapytał nieśmiało.
-Dlaczego pytasz? –zdziwiła się Elisabeth. Mężczyzna jednak nie odpowiedział. Wzruszył ramionami i wrócił do czytania porannego „Times’a”. Kobieta przypomniała sobie kopertę, która teraz bezpiecznie spoczywała na dnie jej torebki.
-Muszę iść do łazienki –powiedziała i ruszyła w stronę bordowych drzwi w przedniej części samolotu.
-Lepiej popraw sobie makijaż. Wyglądasz potwornie.
Pociągnęła za czarną zasuwkę z napisem „zajęte” i wysypała całą zawartość skórzanej torebki na blat wąskiej szafki. Popatrzyła w lustro. Faktycznie wyglądała nie najlepiej.
http://img282.echo.cx/img282/9760/lustro2sr.jpg
Zwinnym ruchem uczesała włosy i doprowadziła się do porządku. Szybko zmieniła wczorajsze ubranie i sięgnęła po nieco już wymiętą kopertę. Była mocno zaklejona, a napis „Elisabeth Parker” całkowicie się rozmazał. Liz jednym szarpnięciem otworzyła przesyłkę. W głowie zaczęły kotłować się jej setki myśli. Blada usiadła na podłodze wypuszczając z ręki plik fotografii. Na każdej widać było nagą kobietę, leżącą w zakrwawionym pomieszczeniu...Kobietę z twarzą Elisabeth...
http://img101.echo.cx/img101/931/zdjecie5mx.jpg
Niewiele różniła się od Franka Donalds’a. Kto mógł przysłać jej coś takiego? Liz z trudem podniosła się z zimnej posadzki i chwiejnym krokiem wróciła do Matthew.
-Dobrze wiesz, że odebrałam dzisiaj pocztę! Co to za zdjęcia?! – krzyknęła nie zwracając uwagi na pozostałych pasażerów. W jej głosie wyraźnie słychać było nutkę paniki.
http://img101.echo.cx/img101/3479/samolot2om.jpg
-Siadaj! –warknął mężczyzna i pociągnął Elisabeth na fotel. – Bądź bardziej dyskretna, albo kiepsko skończymy.
-Przestań mnie pouczać, tylko powiedz o co w tym wszystkich chodzi.
Matthew sięgnął do kieszeni i wyjął pogiętą, zieloną kopertę. Podobnie jak poprzednia, była opatrzona dużym nadrukiem „Bryan Matthew”. Liz niepewnym ruchem wyjęła kilka zdjęć...Tym razem postać była ubrana. Jednak znów wokół niej roztaczało się może krwi.
http://img214.echo.cx/img214/1060/bry9xz.jpg
-To jest jakiś koszmar – wysapała kobieta i przetarła oczy.
-Gdyby nie ta krew zaryzykowałbym stwierdzenie, że całkiem ładna z ciebie dziewczyna – zachichotał Bryan i schował wszystkie fotografie do jednej z kopert.
-To wcale nie jest śmieszne! Jak w ogóle możesz z tego żartować?!
-Wystarczy, że ty panikujesz. Lepiej się zrelaksuj. Przed nami dwie godziny lotu...-to mówiąc szatyn usadowił się wygodnie z fotelu i zasunął na oczy czapkę baseballową. Elisabeth odetchnęła głęboko. Była 8.34, a ona już miała serdecznie dość tej wyprawy.

Zegar wybił godzinę 10.30 kiedy brytyjski samolot wylądował na rosyjskim lotnisku Szeremetiewo. Było znacznie cieplej niż rano. Ogromny telebim wskazywał na zmianę godzinę i obecną temperaturę: 35 stopni Celcjusza.
-Ktoś nam zgotował komitet powitalny – zawołał Matthew wskazując na idącego ku nim mężczyznę ubranego w czarny prochowiec i ciemne okulary.
- Nie ma szans, żebyś poznał, że to tajniak – zachichotała Elisabeth i pierwszy raz uśmiechnęła się do szatyna.
http://img221.echo.cx/img221/1866/killler2ds.jpg
Potężny mężczyzna podszedł do nich i chrapliwym głosem wydyszał ledwo słyszalne zdanie.
-Przysłano mnie, żebym odebrał państwa z lotniska...
-Dziękujemy, ale już zamówiliśmy taksówkę – odpowiedział Bryan, starając się, aby jego głos był stanowczy i opanowany.
-Nalegam –odezwał się przybysz i skierował niewielki pistolet prosto w pierś stojącej obok Elisabeth.– Jaka jest państwa decyzja?

C.D.N...wkrótce

Sunrise
13.07.2005, 10:17
I jest :) Wybaczcie to potworne opóźnienie, ale cały czas mam w domu remont i do tej pory mój komputerek stał osamotniony i bez zasilania...Odcinek może być trochę niedopracowany, ale robiłam go w wielkim pośpiechu. Przes to całe domowe zamieszanie z trudem było mi dokopać się do komputera i kabli. Zapraszam do czytania :)


Imitation of Life: Rozdział 4

-Jaka jest państwa decyzja? – powtórzył mężczyzna, wciąż trzymając wyciągnięty pistolet. Zapadła cisza. Mimo, że wokół przewijało się wielu ludzi, nikt nie zwrócił uwagi na stojącą na środku trójkę osób. Napastnik stawał się coraz bardziej niecierpliwy i głupstwem byłoby wdawanie się z nim w dyskusję. Zwłaszcza jeśli miał w ręku CZ 75 Champion. Bryan znał dobrze ten rodzaj broni. Taki sam pistolet nosił konkubent jego matki i wiedział co to cudeńko potrafi zdziałać.
http://img299.imageshack.us/img299/5308/kiler4kr.jpg
-9 milimetrów.. Szybki jak strzała. – powiedział przybysz, a jego ręka niebezpiecznie zadrgała.
-W takim razie proszę prowadzić – ton głosu Matthew nie zdradzał zdenerwowania. Był spokojny i stanowczy. Wziął Elisabeth za rękę i powoli podeszli do mężczyzny w ciemnym płaszczu. Kobieta była cała spocona, a po jej ciele co chwilę przebiegały dreszcze. Napastnik opuścił lufę pistoletu, zadowolony że i tym razem nie zawiedzie swojego szefa. Jednak ten niewielki ruch okazał się największym błędem, jaki mógł popełnić. Matthew zwinnym ruchem podskoczył do mężczyzny i ze sprawnością boksera powalił przeciwnika na ziemię.
http://img299.imageshack.us/img299/5757/bija2fe.jpg
Przez kilka sekund szamotali się na rozgrzanym chodniku ku uciesze nieświadomych przechodniów. Matthew wyrwał z rąk leżącego pistolet i rzucił go przerażonej Elisabeth.
-Potrzymaj! – krzyknął, ale w tym momencie napastnik zafundował mu potężny cios w plecy. Szatyn jęknął z bólu, ale dalej walczył zawzięcie. Zbir okazał się potężnym przeciwnikiem i zdawał się wcale nie męczyć.
-Zrób coś! – wrzasnął Matthew, a jego głos brzmiał jakby właśnie przechodził młodzieńczą mutację. Ramiona paliły go niemiłosiernie, co chwilę ocierając się o rozgrzany asfalt. Elisabeth podbiegła do szamoczących się mężczyzn i stanęła jak wryta. Dopiero kiedy Bryan oberwał kolejne uderzenie, a z jego nosa pociekła strużka krwi, kobieta drżącymi rękami uderzyła pistoletem głowę napastnika. Mężczyzna momentalnie stracił przytomność, a jego włosy zaczęły zalewać czerwone krople.
http://img299.imageshack.us/img299/5221/snapshotafe0764ccfe0784a7qa.jpg
-Uch....dzięki. –wydyszał szatyn ocierając sączącą się krew. Roztarł posiniaczone ręce i popatrzył w stronę powalonego mężczyzny. Miał rozcięty kawałek głowy, ale poza tym nic mu nie było.
-Niezły cios jak na kobietę.– uśmiechnął się Matthew i zajrzał do wewnętrznej kieszeni płaszcza napastnika. Na niewielkim dowodzie widniało nazwisko „Lenart Pietrov”.
-Myślisz, że przysłał go Wisho? – zapytała Elisabeth rozglądając się nerwowo po parkingu. Co chwilę mijali ich zaciekawieni przechodnie, pytając czy owy leżący mężczyzna nie potrzebuje pomocy.
-Jak na razie jest jedynym podejrzanym, ale coś mi tu nie pasuje....Po co magnat narkotykowy miałby organizować zamach na królową?
http://img299.imageshack.us/img299/1272/poco9po.jpg
-Sam mówiłeś, że ma ich już kilka na koncie...
-Tak, ale w każdym z tych przypadków odzywał się odpowiednio wcześniej. Ostrzegał, że zamierza uderzyć, podawał powód. Lubił utrudniać sobie pracę. Im trudniej było dokonać zamachu, tym bardziej był z siebie dumny. I nie chodziło mu tylko o głowy państw, ale o faktycznych przywódców. Chyba wszyscy wiemy, że nasza poczciwa władczyni nie ma wielkiego wpływu na politykę. Poza tym zwykle mścił się na swoich wcześniejszych przeciwnikach. Ludzie mający zatargi z Borisem mają czego się bać. – Bryan z trudem podniósł się z ziemi i otrzepał koszulę z jasnego pyłu.
-Może Frank się pomylił. Może przekazał złą informację, albo kryptolodzy MI6 nie potrafili odszyfrować jego przekazu....-kobieta natychmiast pożałowała tego co powiedziała. W oczach Matthew pojawił się ból po stracie przyjaciela, ale jego twarz nadal pozostawała niewzruszona i opanowana.
-Przepraszam...-wyszeptała.
-Nie przejmuj się...Poza tym nie chcę mieszać spraw prywatnych i zawodowych. – Mimo lekkiego drżenia głosu, mężczyzna uśmiechnął się ciepło. Przez głowę Elisabeth przemknęła myśl, że chyba zbyt pochopnie oceniała współpracownika – Powinniśmy pojechać do laboratorium, w którym go znaleźli...
Kobieta kiwnęła przytakująco głową.
-Szefie!? Jest tam szef?! – z niewielkiego głośnika przypiętego to paska Pietrova zabrzmiał piskliwy głos. Parker i Matthew stali naprzeciwko siebie, niepewnie oczekując na rozwój sytuacji. Głos jeszcze kilka razy wywołał imię Lenarta, po czym zza stojącej parę metrów dalej, niebieskiej furgonetki wybiegło dwóch uzbrojonych po zęby mężczyzn.
http://img299.imageshack.us/img299/705/bieg4no.jpg
-Załatwili szefa! –krzyknął jeden z nich wskazując na leżącego na ziemi bruneta – Pożałujecie tego!
Blondyn skierował pistolet w stronę Elisabeth i Matthew i wypuścił z niego potężną partię naboi. Stał jednak za daleko by mógł trafić. Kilka kul drasnęło stojące obok BMW, które odezwało się długim i głośnym alarmem.
-Tutaj! – wrzasnął szatyn i pociągnął Liz za najbliższy samochód. Na szczęście był do duże auto dostawcze, które dało im chwilowe schronienie. Z oddali słychać było przekleństwa dwóch napastników.
http://img299.imageshack.us/img299/4690/ukryci8md.jpg
-Trzymaj – powiedział i wręczył kobiecie pistolet, który udało mu się wyrwać z rąk Lenarta Pietrova. Sam wyciągnął spoczywający w wewnętrznej kieszeni P-64. W ciągu całego życia użył go tylko raz. Choć to jedyna pamiątka jaką miał po dziadku, pozwolił aby pracownicy MI6 wnieśli do tego antyku trochę nowoczesności.
Bryan Matthew wychylił się delikatnie zza brązowego bagażnika i mrużąc jedno oko wycelował w blondyna. Pudło. Kula minęła obu mężczyzn o dobre kilka metrów.
-Zostań tu. – powiedział i wciąż kucając ruszył między samochodami. Był już całkiem blisko celu, kiedy jego uwagę przykuł przemykający po pobliskich krzakach cień. Elisabeth na drżących nogach, kryjąc się za coraz to nowymi autami biegła w stronę napastników. Nie była jednak wystarczająco niezauważalna....
-Już uciekasz kotku? – zapytał blondyn i wycelował pistolet prosto w czoło kobiety.
http://img299.imageshack.us/img299/3723/blond0vy.jpg
Przerażonym wzrokiem obiegła parking, ale nie zdołała dostrzec Bryan’a. Wiedziała, że i tym razem musi poradzić sobie sama. Najgłupszą rzeczą jaką mógł teraz zrobić Matthew było wyjście z ukrycia. Wypuściła z rąk broń Lenarta i posłusznie uniosła ręce. Blondyn uśmiechnął się szyderczo i oblizał wargi. W tym momencie jednak stała się najmniej oczekiwana rzecz. Zza krzaków wyszedł Bryan, trzymając nad głową pistolet.
-Ona nie ma z tym nic wspólnego –powiedział – To ja jestem wam potrzebny.
-Ty kretynie! – wrzasnęła Elisabeth, co jak się okazało było bardzo dobrym posunięciem. Zdezorientowany brunet kręcił głową, starając się nie spuścić z oczu kobiety i szatyna. Chwila nieuwagi wystarczyła i wściekła Liz rzuciła się na niego, wytrącając mu broń i zadając kilka ciosów w twarz. To była ich szansa.
http://img291.imageshack.us/img291/6609/drapie3tr.jpg
-Ty suko! –krzyknął blondyn i automatycznie wystrzelił prosto w Matthew. Kula wbiła się w jego ramię wydając nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Szatyn jęknął i bezwładnie opadł na ziemię. Nie stracił przytomności, ale ból zagłuszał wszelkie jego odczucia. Z ust Elisabeth wyrwało się jedynie ciche „nie”. Do oczu napłynęły jej łzy. Teraz blondyn celował w jej serce.
http://img291.imageshack.us/img291/1590/rana6mr.jpg
-Myślałaś, że to będzie takie proste? –wysyczał i spojrzał z odrazą na swojego towarzysza. Miał całą podrapaną twarz, a z nosa sączyła się krew. Leżał obok Bryan’a, którego zdawał się być nieobecny. – Twój przyjaciel powinien na przyszłość uważać. Wielki Mistrz zadowoli się tobą....
Napastnik zbliżył się do Elisabeth, trzymając w ręku gruby sznur. Zaśmiał się złowieszczo i naprężył go jeszcze mocniej.
-Przygotuj się laleczko – szepnął, ale jego słowa przerwa huk dwóch wystrzałów. W plecach blondyna utkwiła kula, pozbawiając go życia...Drugi pocisk na wylot przeszył jego czaszkę.
http://img291.imageshack.us/img291/5889/strza3220ja.jpg
Mężczyzna upadł na ziemię, wydając z siebie ostatni jęk. Obok niego stała oniemiała Liz, trzymając się na obryzganą krwią sukienkę.
-Zwykle nie strzelam w plecy, ale on też nie był fair – odezwał się tajemniczy głos wybawiciela – Musimy go zabrać do mojego domu – powiedział i wskazał na w pół przytomnego Matthew. Elisabeth oczami pełnymi łez spojrzała na mężczyznę...Przed nią stał ten sam otyły cudzoziemiec, z którym siedzieli w samolocie....
http://img291.imageshack.us/img291/493/grubas2kw.jpg
C.D.N.

Sunrise
01.08.2005, 20:51
Wybaczcie, że tyle kazałam Wam czekać na kolejną część moich wypocin, ale siła wyższa. Odcinek miał się ukazać ponad tydzień temu, ale wyjazd na wakacje nieco się przyspieszył i po prostu nie zdążyłam. Zobaczmy co z tego wyszło :) Zapraszam do czytania i komentowania. Aha i przepraszam za modyfikację w wyglądzie "otyłego mężczyzny" ;)

Imitation of Life: Rozdział 5

-Kim ty do cholery jesteś? –wyjąkała Elisabeth starając się zachować spokój. Wychodziło jej to jednak kiepsko. Nie mogła opanować drżenia rąk i łez co chwilę skapujących z jej szarych oczu.
-To chyba nie jest najlepszy moment na przedstawianie...-powiedział przybysz i ruszył w stronę leżącego Matthew – Powinniśmy się pospieszyć... mocno krwawi..
Mężczyzna wyjął z kieszeni spodni mały telefon komórkowy, wystukał kilkucyfrowy numer i szepnął coś po rosyjsku. Jak na zawołanie, zza żywopłotu okalającego parking lotniska, wyjechała długa, czarna limuzyna. W jej połyskującej karoserii odbijało się moskiewskie słońce, uderzając prosto w oczy zmęczonych podróżą ludzi. Samochód zatrzymał się przed grubym mężczyzną, a z jego wnętrza wyskoczyło dwóch ubranych na czarno ludzi. Podskoczyli do rannego Bryan’a i delikatnie wprowadzili go do samochodu. Szatyn jednak nie wiedział co się z nim dzieje i gdzie jest. Ból bijący od postrzelonego ramienia promieniował na całe ciało i blokował wszystkie inne zmysły. Markowa koszula przesiąknięta była krwią wylewającą się z rany. Na rozgrzanym chodniku pozostało sporo czerwonych kropel.
Zaraz za nimi do samochodu wsiadł ów Rosjanin. Zanim jednak zamknął drzwi wychylił się nieco i zawołał do Elisabeth.
-Radziłbym wsiadać o ile mamy dowieść go żywego.
http://img133.imageshack.us/img133/7839/boris9zi.jpg
Kobieta bez słowa wsiadła do limuzyny. Wewnątrz zdawała się być dużo większa niż można się było spodziewać. Siedzenia obite najwyższej jakości skórą dodawały uroku i wytwornego stylu. Na środku ustawiono mini barek z kilkoma kieliszkami i jednym z francuskich win. Elisabeth usadowiła się obok bruneta i wzrokiem pełnym obaw spojrzała na Bryan’a. Widząc jego puste oczy i zalane krwią ciało zdała sobie sprawę, że od tych kilku minut zależy jego życie.. Zdążą, albo będzie miała go na sumieniu do końca swoich dni.
http://img133.imageshack.us/img133/7313/mysli8lr.jpg
. Samochód przyspieszył i nie zwracał uwagi na światła. Mknęli przez zatłoczone ulice Moskwy, zwinnie prześlizgując się pomiędzy innymi autami.
-Zwrotna jak na limuzynę prawda? –powiedział mężczyzna, jednak nie doczekał się jakiejkolwiek reakcji. Parker siedziała z wzrokiem wbitym w okno i bezmyślnie wpatrywała się w nieznane jej ulice. Dochodziła 10 kiedy samochód znalazł się przed ogromnym pałacem, stylizowanym na rzymską willę. Z dala wybijały się egzotyczne rośliny.
http://img133.imageshack.us/img133/3829/willa7sn.jpg
-Myślałam, że jedziemy do szpitala! –w głosie Liz zabrzmiała panika.
-Widać, że jeszcze nigdy nie była pani w Rosji – odpowiedział brunet i wysiadł z samochodu. Kiedy Elisabeth wygramoliła się z limuzyny jej oczom ukazał się zabytkowy budynek z ogromnym, czerwonym dachem i wysokimi schodami. Właśnie stamtąd dobiegały czyjeś głosy. Z marmurowych stopni zbiegało dwóch sanitariuszy i człowiek z białym fartuchu lekarskim. Mieli ze sobą nosze i sporych rozmiarów walizkę, prawdopodobnie pełną lekarstw i opatrunków.
-Jest w środku –krzyknął brunet i wskazał na otwarte drzwi. Sanitariusze z pomocą dwóch ochroniarzy położyli Matthew na noszach i szybkim krokiem ruszyli z powrotem w stronę pałacu.
http://img133.imageshack.us/img133/5001/lekarz0qi.jpg
-Idę z nimi – powiedziała Liz, nieco już uspokojona widokiem lekarza.
-Stój panienko – brunet złapał kobietę za rękę i mocnym szarpnięciem przyciągnął ją do siebie. – Poradzą sobie bez ciebie. To najlepszy lekarz w Moskwie. Lepiej chodźmy do środka. Zakładam, że marzysz o zimnym prysznicu...
http://img134.imageshack.us/img134/4707/gadaja7kf.jpg
Elisabeth chciała coś powiedzieć, ale mężczyzna uciszył ją palcem.

Pomieszczenie do którego weszli było przesycone złotymi dodatkami i znajdowało się na granicy dobrego smaku. Na ścianach widniała zielona tapeta, co parę metrów zdobiona drogimi płótnami. Drewniane podłogi mogłyby z powodzeniem zastąpić licznie porozwieszane, zdobione lustra. Dokładnie wypolerowane i wyczyszczone były zasługą najwyższego stopniem pracownika posiadłości. Ernest Baloccio – pół Włoch, pół Rosjanin – zdawał się być zachwycony swoją pracą. Ubrany w staromodny sweter i muszkę, wybiegł na powitanie właściciela w domu.
-Młody pan domu wrócił – krzyknął uradowany, kłaniając się nisko przed grubym brunetem. Słowo „młody” wywarło na Elisabeth dość dziwaczne wrażenie, zwłaszcza że jej nowy towarzysz wyglądał co najmniej na pięćdziesiąt lat. Z drugiej strony, w porównaniu z siwym służącym, ona sama wydawała się dzieckiem.
-Zaprowadź panią do apartamentu i przygotuj kolację – powiedział mężczyzna i żegnając się z Liz zniknął za ogromnymi, rzeźbionymi drzwiami.
-Tędy – odezwał się Ernest i wskazał na wysokie schody, pokryte różową wykładziną.
http://img343.imageshack.us/img343/4281/ernets4zf.jpg
Znaleźli się na drugim piętrze, kiedy Baloccio otworzył jedne z drzwi na końcu jasnego, elegancko urządzonego korytarza.
-Tu tutaj. Kolacja będzie za pół godziny na dole. –powiedział uprzejmie i pokuśtykał z powrotem na dół.
-Przepraszam..- krzyknęła Elisabeth. Chciała zapytać o swojego „wybawiciela”, ale starzec już zniknął.
Pokój, który dostała był jednym z najpiękniejszych jakie widziała. Wesołe promienie słońca padały na jasną tapetę i drewniane meble. Po środku stało ogromne łoże królewskie otoczone kilkoma bukietami kwiatów, a zza okna dobiegały radosne odgłosy ptaków. W samym rogu znajdowały się białe drzwi prowadzące do wyłożonej marmurem, przestronnej łazienki.
http://img86.imageshack.us/img86/1488/pokoj7zl.jpg
Elisabeth położyła na łóżku skórzaną torebkę, którą przez cały czas ściskała w dłoniach. Rozpięła suwak od sukienki i lekkim krokiem ruszyła pod prysznic. Letni strumień wody zmył z niej trudy całego dnia. Jej gładkie ciało ponownie nabrało świeżego koloru i z każdym kolejnym muśnięciem wody, stawało się coraz bardziej wypoczęte.
http://img86.imageshack.us/img86/3729/prysznic7pp.jpg
Po dwudziestu minutach, owinięta od stóp do głów w biały ręcznik, Liz wyszła z łazienki. Jej uwagę przykuła piękna, różowa sukienka, którą ktoś położył na łóżku. Obok stały pasujące do niej szpilki i otwarte pudełko z małymi, srebrnymi kolczykami wewnątrz. Nieco onieśmielona podarunkiem, postanowiła wyglądać dzisiaj oszałamiająco...Poza tym nie miała innego wyjścia. Jej czerwona sukienka za 150$ wyglądała koszmarnie. Naderwane ramiączko, wystrzępione zakończenie i pomięty przód zupełnie nie komponowały się z otoczeniem.
Minęło dokładnie pół godziny, kiedy Elisabeth z pełną gracją zeszła na kolację. Ogromny stół nakryty był na trzy osoby i zastawiony najróżniejszymi przysmakami. Przy dwóch talerzach już ktoś siedział.
http://img143.imageshack.us/img143/7895/kolacja5jd.jpg
Rosjanin podniósł się z krzesła i wskazując na towarzyszącą mu kobietę powiedział:
-Moja żona Natalia. – Drobna blondynka skinęła delikatnie głową i posłała Liz pełen serdeczności uśmiech.
-Proszę siadać. Ernest jak zwykle przeszedł samego siebie – powiedziała. Miała bardzo aksamitny głos, a Elisabeth przez chwilę wydało się, że gdzieś go już słyszała.
-Kochanie –przerwał jej mąż – Myślę, że panna Parker wolałaby najpierw zobaczyć się z Bryan’em. – Mężczyzna wyszczerzył zęby i wskazał na drewniane drzwi obok kominka. Elisabeth uśmiechnęła się szeroko i pognała do pokoju. Zatrzymała się przed wejściem i oddychając głęboko, delikatnie zapukała.
http://img143.imageshack.us/img143/8283/przedpokojem0em.jpg
. Z pomieszczenia odpowiedział dobrze jej znany luzacki ton głosu. Kiedy weszła do pokoju siedząca na kolanach Matthew, prześliczna latynoska, zerwała się z łóżka i zarumieniona wyszła do jadalni. Bryan uśmiechnął się złośliwie.
http://img143.imageshack.us/img143/7965/nakolanach2ow.jpg
-Wyglądasz.....inaczej. –powiedział powoli.
Liz spłonęła rumieńcem, ale nagle widząc wspaniały stan Matthew, jej nastawienie stało się mniej przyjazne.
-Co ty sobie wyobrażasz?! –wrzasnęła – Odkąd tu przylecieliśmy próbowano nas zabić, postrzelić, przejechać! I mam podłe wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego! Zamiast zastanowić się nad zadaniem, flirtujesz sobie z tą lalunią! I ten facet! Kto to w ogóle jest?! Jakiś pieprzony samarytanin?!
http://img134.imageshack.us/img134/1117/krzyczy7lv.jpg
-Hej, nie nakręcaj się tak – powiedział Matthew i z trudem usiadł na brzegu łóżka – chyba czas, żebyśmy pogadali we troje: ty, ja i Boris.
http://img134.imageshack.us/img134/2162/siada4vh.jpg
-Boris? Boris Wisho?!

C.D.N......

Falcon
03.08.2005, 20:28
Pomimo, że nasza kochana Sunrise nie chce tu wracać, nawet pod innym nickiem udało mi się wybłagać u niej kolejny odcinek. Przesłała mi go wraz ze zdjęciami i pozwoliła na opublikowanie.

Imitation of Life: Rozdział 6

Boris Wisho siedział na sofie obitej jasnym materiałem i co chwilę przygładzając resztki włosów, przyglądał się spacerującej po pokoju Elisabeth. Po tym co usłyszała potrzebowała kilku chwil, aby dojść do siebie. Na puszystym dywanie odznaczały się coraz głębsze ślady obcasów. Bryan Matthew ubrany w czarną, satynową piżamę, ponownie wgramolił się pod kołdrę i czekał na rozwój sytuacji. Wymienił kilka spojrzeń z Rosjaninem i uśmiechnął się spokojnie.
-Czegoś tu nie rozumiem – powiedziała Elisabeth i oparła się o zdobioną poręcz łóżka – Przecież MI6 dało nam twoje zdjęcia.
-I właśnie to było dla mnie największym zaskoczeniem –zachichotał Wisho – Facet, którego widziałaś na fotografii nazywa się Andriej Luković. Trzy lata temu moi ludzie wyrwali go MI6 podczas transportu do więzienia w Londynie. Jeszcze w czasie przesłuchań, Luković dla żartu przedstawił się jako Boris Wisho.
-MI6 nie jest głupie! – Liz nie znosiła, kiedy ktoś krytykował działania SIS. – Musiał mieć jakieś dokumenty.
-I miał. Tyle, że wasi „spece od wywiadu” uznali je za fałszywki. Uwierzyli, że mają przed sobą jednego z największych dealerów narkotykowych. Chyba nie muszę ci przypominać, że był to dość ciężki okres dla brytyjskiego rządu. Zbliżały się wybory i ówczesny premier chciał zapewnić sobie reelekcję – co zresztą mu się udało. –Elisabeth trudno było uwierzyć w niekompetencję pracowników MI6 –Zdjęcia, które widziałaś zostały zrobione na dwa dni przed ucieczką Andrieja. Luković zaraz potem został przywieziony do mojej willi w Petersburgu i odtąd pracuje dla mnie. Dzięki niemu jestem bezpieczny. – wydusił Wisho jednym tchem i zadowolony mrugnął do Matthew.
http://img204.imageshack.us/img204/130/siedzi4vy.jpg
-Dlaczego Brytyjczycy podejrzewają ciebie o planowanie zamachu na królową? – zapytała Liz, obawiając się czym teraz zaskoczy ją Rosjanin. Boris był wyraźnie zadowolony z tego pytania.
-Po pierwsze –zaczął – rząd brytyjski jest na tyle nieudolny, że każdą informację bierze za świętość. Patrzy, ale nie umie zobaczyć. Po drugie gdyby mieli choć trochę oleju w głowach, potrafiliby kojarzyć chociaż najprostsze fakty. Nie przeczę, że te kilka zamachów były z mojego zlecenia, ale ich prawdziwy motyw nigdy nie ujrzał światła dziennego. Opinia publiczna uznała mnie za bezdusznego mordercę, jedynie na podstawie stwierdzeń MI6 – Elisabeth spojrzała na Bryan’a. Leżał wygodnie na łóżku i kopcił swojego ulubionego papierosa. – I wolałbym o tym na razie nie mówić. Królowa angielska jest chyba ostatnią osobą, która mogłaby mi zaleźć za skórę. Poza tym jest kobietą, a ja kobiet nie zabijam – Rosjanin uśmiechnął się szeroko.
W pokoju zapadła cisza. Elisabeth oszołomiona nagłym obrotem sytuacji stanęła obok łóżka i zwróciła się do Bryan’a.
-Wiedziałeś? –zapytała. Szatyn pokiwał głową.
http://img308.imageshack.us/img308/5308/lezy5zs.jpg
-Jedyne o co mogę cię teraz prosić, to żebyś nie wyciągała pochopnych wniosków. – powiedział – Pomyśl. Gdyby Boris był taki, za jakiego uważa go prasa i rząd, to prawdopodobnie od kilku godzin wąchałabyś kwiatki od spodu.
Elisabeth usiadła niepewnie i wykrzywiła usta w niewyraźnym uśmiechu. Musiała przyznać, że to co usłyszała brzmiało logicznie. W jej głowie zaczęło się kołatać milion myśli. Skoro nie Wisho, to kto? Sprawa, do której przydzielił ją McArthur stawała się coraz bardziej zagadkowa i niezrozumiała dla młodej kobiety. Pierwszy raz w swoim dotychczasowym życiu żałowała, że nie została lekarką.
-Skąd się znacie? – zapytała Elisabeth kierując wzrok w stronę Bryan’a.
-Nie czas na wyjaśnienia –przerwał Rosjanin – Jest jeszcze coś o czym powinnaś wiedzieć.
Kolejna niespodzianka...Pięknie! pomyślała kobieta i zmęczona całym dniem usiadła na brzegu łóżka.
-No więc? –ponagliła w wyraźną niechęcią wysłuchiwania kolejnych opowieści.
Boris chrząknął i spojrzał głęboko w oczy Parker.
-Chyba wiem kto za tym stoi –szepnął – Wiem kto załatwił Franka Donalds’a, wiem kto chce załatwić królową....i wiem kto chce załatwić was.....
Cisza. Z oddali słychać było codzienną krzątaninę Ernesta i stukot sprzątanych talerzy. Matthew przysunął się bliżej Elisabeth i zaskoczony zapytał:
http://img204.imageshack.us/img204/7059/siada9vt.jpg
-Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
-Musiałem się upewnić...Wyjaśnię wam wszystko po drodze. Bryan dasz radę? – Rosjanin popatrzył z troską na wciąż jeszcze rannego szatyna.
-Będę gotowy za pięć minut –powiedział.

Było już ciemno kiedy czerwone porshe zaparkowało przed ogromnym, oszklonym biurowcem. Okoliczne latarnie rzucały światło prosto na główne wejście.
-Gdzie jesteśmy? – zapytała Parker.
http://img204.imageshack.us/img204/3232/liz7fr.jpg
-To największe centrum naukowe Rosji –zaczął brunet - W jednym MI6 miała rację. Kluczem do rozwikłania zagadki jest faktycznie S.S.S. Znajduje się na 15 piętrze i jest strzeżone przez trzech wartowników. Legalny dostęp ma jedynie dwóch ludzi. Nielegalny –dwudziestu. Tydzień temu moi informatycy złamali zabezpieczenia i udostępnili mi wszystkie dane komputera. Z nich jasno wynika, że kontakt z Frankiem Donalds’em miało kilku ludzi. Większość z nich to zwyczajni pracownicy centrum. Tylko jeden z nich budzi moje wątpliwości. Rene Dubois –francuski przedstawiciel naukowy i prawdę mówiąc upadły szlachcic...A wszystko przez przodków królowej. Jej pradziadek Jerzy V, w czasie pierwszej wojny wydał ród Dubois Niemcom. Nic dziwnego, gdyż do 1916 działali na dwa fronty. Z jednej strony pomoc Wielkiej Brytanii, a z drugiej współpraca z Rzeszą. Z masakry, jaką urządzono w ich rodzinnym domu pod Paryżem, ocalał jedynie dwuletni dziadek Rene. Kiedy urodził się Rene wybuchła II wojna i sytuacja się powtórzyła. Chłopiec trafił do sierocińca i znienawidził Brytyjczyków. Od dziesięciu lat pracuje dla Moskwy przy obsłudze S.S.S. Przeglądając dane natrafiłem na kilka maili z pogróżkami wysłanych do MI6, ale prawdopodobnie je zignorowali. Poza tym ten idiota pisał dziennik.
http://img308.imageshack.us/img308/1230/sam3xk.jpg
-I to on właśnie ten niewielki plik jest wam potrzebny- kontynuował - Facet ma bzika na punkcie swojego rodu, ale jest cholernie dobrym informatykiem, więc centrum go trzyma. Zresztą ma tylko cztery lata do emerytury – Boris wyszczerzył zęby i wysiadł z samochodu. Oszołomieni Elisabeth i Bryan siedzieli nieruchomo i wpatrywali się w bruneta.
-A mówią, że Rosjanie to ciemny naród –powiedział Matthew i wygramolił się z porshe.
http://img204.imageshack.us/img204/8663/bryyyy4op.jpg
Za nim wysiadła Parker i wszyscy ruszyli w stronę przeszklonych drzwi. Była pełnia. Księżyc rzucał jasne promienie na wyludnioną już o tej porze Moskwę.
-Tutaj macie przepustki – Boris wręczył im dwa niewielkie identyfikatory. Trzeci przypiął sobie do kołnierzyka marynarki. – Musimy jeszcze raz dostać się do S.S.S i potwierdzić podejrzenia co do Dubois.
http://img204.imageshack.us/img204/7895/daje9xo.jpg
15 piętro było najbardziej sterylnym korytarzem ze wszystkich w budynku. Oświetlony setką pojedynczych żarówek, sprawiał wrażenie kiepskiego szpitala. Elisabeth była zaskoczona, jak łatwo udało im się ominąć kilku strażników. Zatrzymali się przed pokojem numer 173. Z boku zainstalowano czytnik przepustek. Boris machnął szybko swoim identyfikatorem i stalowe drzwi stanęły przed nimi otworem.
http://img204.imageshack.us/img204/9169/id4xi.jpg
Pomieszczenie było bardzo małe. Nie wynikało to jednak z braku miejsca. Zaciągnięte żaluzje nie wpuszczały do pomieszczenia nawet kropli światła. Wewnątrz był tylko jeden mebel. Na środku stało metalowe biurko, a na nim najzwyczajniejszy w świecie komputer.
-To ma być S.S.S? –powiedziała Elisabeth z niedowierzaniem. Nie tak wyobrażała sobie najbezpieczniejszy system. Komputer przypominał ten, na którym zwykle pracowała.
-Nie daj się zwieść. To najpotężniejsze dzieło ludzkich rąk.
Parker usiadła przy maszynie i pełna obaw włączyła komputer. Powitalna strona zawierała mnóstwo ostrzeżeń oraz miejsce na hasło.
http://img308.imageshack.us/img308/4718/praca5kl.jpg
-Badziewie – powiedział Wisho.
-Co???
-Hasło brzmi badziewie – Liz uśmiechnęła się i wystukała kilka liter. Hasło przyjęte. Nawet tutaj korzystano z najbardziej popularnej wyszukiwarki. „Rene Dubois” Znaleziono: 2 pozycje. Mamy go pomyślała Elisabeth.
-Słyszycie? –zapytał Matthew przystawiając ucho do drzwi. Elisabeth jednak nie reagowała. Była zbyt zajęta pracą przy S.S.S.
-Słyszycie? –powtórzył szatyn – Ktoś tu biegnie.
Boris Wisho wyjął z kieszeni pistolet i wręczył go Bryan’owi. Obaj stanęli przy Elisabeth wyciągając broń przed siebie.
http://img308.imageshack.us/img308/2313/kom4ze.jpg
-Elisabeth musi dokończyć pracę. Musimy mieć ten dziennik. –wyszeptał Rosjanin. Odgłos zbliżających się kroków był coraz silniejszy...

Ciąg dalszy pod wielkim znakiem zapytania :(

Falcon
12.08.2005, 17:07
No ba wiadomo ;) W każdym razie udało się! Hip hip hurra, bo oto przed Wami 7 odcinek. Ma się ten dar przekonywania co?:) Kochaną Sunrise wkurzyło moje ciagłe nawoływanie do pisania (a wierzcie mi codziennie po kilka razy, a wczoraj wieczorem to ohohoh :) )i w końcu nie wytrzymała :) A poza tym padał deszcz i nie miała co robić <lol> Jak dla mnie odcinek jest boski i hmm przełomowy. Zapraszam do czytania i komentowania - koniecznie. Musimy pokazać Sunsrise, że nie może przestać pisać!

Imitation of Life: Rozdział 7

-Dużo ci jeszcze zostało? –zapytał Bryan, i ponownie przyłożył ucho do drzwi. Kroki nie ustawały. Mężczyzna w duchu modlił się, żeby nikt tu nie wszedł. Z rannym ramieniem nie był gotowy do kolejnej bijatyki i byłby tylko ciężarem dla reszty.
-Pięć stron. –powiedziała Elisabeth i wzrokiem maniaka wpatrywała to w migoczący ekran SIS, to na drukarkę, która z wielkim trudem wypluwała z siebie dziennik Rene. Wisho zastygł bez ruchu i czekał na rozwój sytuacji.
http://img133.imageshack.us/img133/2395/slucha0zc.jpg
Przeczuwał co się stanie, ale nie chciał straszyć towarzyszy. Mieli dość wrażeń jak na jedną wycieczkę do Rosji.
-Gotowe! –krzyknęła kobieta i porwała leżący obok plik kartek. Schowała je do wewnętrznej kieszeni i nie wyłączywszy komputera podbiegła do mężczyzn. Cisza. Ktokolwiek znajdował się z piętnastym piętrze, musiał wejść do jednego z pozostałych kilkunastu pokoi. Matthew uśmiechnął się z ulgą i wsadził pistolet za pasek od spodni. Modły wysłuchane pomyślał i wesoło poklepał Borisa po plecach. Ulga, którą odczuła również Liz nie trwała jednak długo. Gdzieś z oddali dobiegł dźwięk czytnika na karty i stalowe drzwi stanęły otworem. Na korytarzu stał Clark Ramesgate – pracownik MI6, dobrze znany Elisabeth i Bryan’owi.
http://img133.imageshack.us/img133/5927/wchodzi0et.jpg
Tak jak kobieta, był informatykiem, tyle że bardziej cwanym i przebiegłym. Jako jedyny oprócz McArthura potrafił tak zabezpieczyć swoje dane, aby nikt poza nim nie potrafił ich odczytać. Poza tym jego lśniąco białe zęby i niesamowicie przystojna twarz, wprawiały w zachwyt wszystkie pracownice MI6. Od sprzątaczek po zastępczynię dyrektora –Ednę Harris. Co ładniejsze już dawno znalazły się w jego łóżku, chwaląc się tym już następnego dnia. Tylko z Elisabeth Parker nie poszło mu łatwo. Tysiące oficjalnych zaproszeń na kolację, miliony zdań na temat jej „anielskiej urody”, miliardy uwodzących spojrzeń i wszystko na nic. Kobieta pozostawała niewzruszona, ale Clark nie odpuszczał. Żadna kobieta jeszcze nigdy mu się nie oparła i Parker nie będzie pierwsza. To on włamał się do jej komputera i potajemnie wykradł zdjęcie, które kiedyś zrobił jej Jason podczas kąpieli. Od tego momentu zgrabne, lekko pokryte pianą ciało Elisabeth zdobiło ściany w męskiej toalecie. Wystarczający powód, żeby go znienawidzić.
-Ramesgate!? –krzyknął Matthew wyrywając się osłupienia. – Co ty do cholery tutaj robisz?
Clark uśmiechnął się złośliwie i spojrzał w stronę Liz.
-Wpadłem, bo przypomniałem sobie, że Parker jeszcze nie była ze mną na kolacji...No wiesz Matthew... Takiej integracyjnej. –powiedział. Boris jako jedyny roześmiał się głośno, ale kobieta uciszyła go warknięciem.
http://img121.imageshack.us/img121/3664/clark7pl.jpg
-Jak zwykle dowcipny. –powiedziała – Lepiej skup się i powiedz co tu robisz. Przecież to nas wysłał McArthur. Ramesgate podszedł do komputera i czule pogłaskał monitor.
-A więc to jest SIS...-wyszeptał – O to zabijają się najpotężniejsi ludzie tego świata...A my po prostu tu jesteśmy...Uruchamialiście go?
Liz kiwnęła głową i wyciągnęła z kieszeni dziennik Dubois.
-Mamy wszystko czego nam trzeba. Powinniśmy stąd wiać najszybciej jak się da. Samochód czeka na dole.
-Razem z piątką napakowanych mięśniaków z prostym poleceniem: Zabijcie te angielskie psy, ale dziewczynę zostawcie dla mnie. –powiedział powoli Clark nie odrywając wzroku od komputera. Wszyscy troje popatrzyli na niego z oczami pełnymi niedowierzania. Wytropili nas? Tak szybko?
-Słyszałem jak jakiś facet nadaje im rozkazy przez krótkofalówkę. –kontynuował –Chyba nie Rosjanin, bo miał obcy akcent.
-Francuski? – zapytał Wisho z nadzieją w głosie.
-Być może. Byłem tam tylko chwilę. W każdym razie facet musi być potężny. Ci pakerzy na dole trzęśli portkami, jak tylko gość się odezwał. Jesteście pewni, że macie wszystko? Wolałbym się tutaj nie przekradać drugi raz.
Boris wychylił się na korytarz i odetchnąwszy, schował broń. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cały czas trzymał wyciągnięty przed siebie pistolet. Piętro było puste. Wszyscy czworo niepewnie ruszyli przed siebie. W duszy dziękowali konstruktorom budynku, za wstawienie zamiast okien, szyb weneckich. Tym sposobem widzieli pięć postaci stojących przy czerwonym porshe nie ujawniając swojej obecności.
Szli gęsiego. Prowadził Matthew, natomiast kolumnę zamykał Rosjanin, co chwilę nucąc pod nosem ulubione piosenki.
-Skąd wytrzasnęliście tego świra? –zapytał Ramesgate wskazując na maszerującego za nim mężczyznę.
-Lepiej bądź miły. –zachichotała Elisabeth – Za plecami masz Borisa Wisho i wierz mi, nie chciałbyś go zdenerwować.
Clark zamknął rozdziawione usta i postanowił nie odzywać się dopóki nie opuszczą centrum.
http://img133.imageshack.us/img133/5153/boris5qj.jpg
Po kilku minutach doszli do rozgałęzienia korytarza. Lewa odnoga prowadziła do schodów. Windy były zbyt ryzykowne. Bryan jako przewodnik grupy śmiało skręcił w korytarz. Stanął osłupiały gdy z dalej wijącego się holu wyłoniła się grupka zamaskowanych mężczyzn.
http://img133.imageshack.us/img133/5223/bryaaaaaaan2lc.jpg
Byli ubrani jednakowo. Dwóch z nich bez wahania otworzyło ogień i skryło się za stojącymi obok kanapami. Kule minimalnie minęły szatyna i w drobny mak roztrzaskały jedno z okien.
http://img133.imageshack.us/img133/102/mija8uw.jpg
Matthew szybko cofnął się do głównego korytarza i oddychając ciężko usiadł na podłodze.
-Jest ich zbyt wielu. –wysapał.
-Och mam to gdzieś! –krzyknęła Elisabeth i porwała pistolet Bryan’a.
-Hej ostrożnie maleńka! – pisnął szatyn, kiedy Parker wsadziła rękę za pasek od jego spodni i sięgnęła po broń. Odbezpieczyła ją i z ogromną wściekłością wyszła na korytarz. Napastnicy popatrzyli na nią z nieukrywanym zdziwieniem. Jeden z nich roześmiał się szyderczo. Elisabeth nie zastanawiając się otworzyła ogień.
http://img5.imageshack.us/img5/4856/kill2la.jpg
Widziała jak mężczyźni, jeden po drugim wypuszczają karabiny i padają bez życia na ziemię. Jeszcze kilka godzin temu miałaby wyrzuty sumienia, ale teraz walczyła o własne życie. Teraz od niej zależał los jej towarzyszy. Na podłodze tworzyły się coraz większe kałuże krwi, a w ścianie utknęło kilka chybionych kul. Koniec. Liz przestała strzelać i otarła pot z czoła. Oddychała szybko, jakby miała nagły atak astmy.
http://img5.imageshack.us/img5/5985/zabici3fv.jpg
-Na co czekacie?! –wrzasnęła – Musimy uciekać!
Trzej mężczyźni posłusznie pobiegli za Parker. Żaden z nich nic nie mówił. Wiedzieli, że Elisabeth ma niezły charakterek, ale to co widzieli przed chwilą przekraczało ich najśmielsze wyobrażenia.
-Cudowna dziewczyna, prawda? – powiedział Matthew zwracając się do Clark’a i Borisa – Mam ochotę ją zabić, ale zaczynam ją lubić.
Liz biegnąc odwróciła głowę i uśmiechnęła się nieśmiało. Serce nadal waliło jej niemiłosiernie, ale czuła, że nie miała innego wyjścia. Zabiła ich by przeżyć.
Dotarli do schodów. Były puste, więc cała czwórka zbiegła po nich najszybciej jak się dało.
-Nie tędy! –wrzasnął Ramesgate do Borisa, który jak gdyby nigdy nic kierował się do głównego wyjścia. – Przy ewakuacyjnym stoi mój samochód. Faktycznie zaraz za drzwiami stało żółte auto. Elisabeth i Bryan usiedli z tyłu. W ciągu kilku minut znaleźli się na autostradzie. Zbliżała się pierwsza w nocy, więc drogi były prawie puste. Księżyc wznosił się prosto przed nimi, jakby chciał wskazać im drogę.
-Gdzie jedziemy? –zapytała kobieta.
-Mam dom kilkadziesiąt kilometrów stąd. Przyjeżdżam tu w wakacje. – odpowiedział Ramesgate i nacisnął pedał gazu.

-Rozgośćcie się. Zaraz zrobię coś na kolację. – Clark przekręcił kluczyk w zamku i wszyscy znaleźli się w ślicznie urządzonym pokoju. Sam dom położony był niezwykle malowniczo. Wokół roztaczał się las, a po wyjściu na drewniany taras schodziło się na brzeg jeziora.
http://img5.imageshack.us/img5/7217/domu8ft.jpg
-Na górze macie pokoje. –powiedział Ramesgate – Przy kolacji wszystko wam wyjaśnię. Spotykamy się za godzinę. Aha, Parker w ostatnim pokoju są jakieś damskie ciuchy, możesz je wziąć.
Elisabeth podziękowała kiwnięciem głowy i razem z innymi ruszyła na górę.

Mam dość pomyślała Elisabeth. Nie mogła wysiedzieć w pokoju i postanowiła się przewietrzyć. Niezauważona prześliznęła się przez kuchnię, w której urzędował Clark i znalazła się nad jeziorem. Cisza. Tego jej było trzeba. Małe latarnie rzucały wesołe promienie światła na niewzruszoną taflę wody.
-Liz...-z ciemności wyłonił się Matthew. Widocznie i on nabrał ochoty na dotlenienie. –Jeśli ci przeszkadzam to już mnie nie ma.
Kobieta uśmiechnęła się i podeszła do szatyna.
http://img5.imageshack.us/img5/3055/przeszkadz5fk.jpg
-Nie przeszkadzasz. –powiedziała. – Chyba powinnam cię przeprosić... Byłam nie do zniesienia. Po prostu nie mogę się w tym wszystkim odnaleźć...
-Chyba nie myślisz, że mógłbym się gniewać na kogoś takiego jak ty...-wyszeptał Bryan i dotknął jej zarumienionego policzka. Jego piwne oczy przepełnione były ciepłem. – Sprawiasz, że dociera do mnie jak bardzo moje życie było nudne. Wiem już czego w nim brakowało...
http://img121.imageshack.us/img121/7726/glaszcze5hr.jpg
-Czego? –zapytała nieśmiało Esliabeth.
-Życia. – to mówiąc Matthew zbliżył się jeszcze bardziej i patrząc jej głęboko w oczy, pocałował ją delikatnie.
http://img121.imageshack.us/img121/3963/c14tj.jpg
Zamknęła oczy i rozpłynęła się w najwspanialszym uczuciu, jakiego doświadczyła. Nie broniła się. Bryan objął ją stanowczo i całował bez opamiętania. Jego namiętne pocałunki były wszędzie. Od ramion po czoło.
http://img121.imageshack.us/img121/6668/c26iq.jpg
Oboje chcieli, aby ten moment trwał wiecznie. Elisabeth wreszcie poczuła się bezpieczna i odwzajemniała każdą jego pieszczotę...

Ciąg dalszy mam nadzieję nastapi :) Zapraszam do komentowania!

Falcon
22.08.2005, 21:50
Hehe no w końcu to moje ulubione fs i w moim interesie jest, żeby dalej się ukazywało :)
Jak już mówiłem Falcon zawsze dotrzymuje słowa, tak więc mam zaszczyt zaprezentować Wam kolejny (moim zdaniem równie boski) odcinek. Zapraszam do czytania i komentowania!

Imitation of Life:Rozdział 8

-Bryan...-powiedziała cicho Elisabeth z trudem odpychając się od szatyna – To nie jest mądre posunięcie.
Matthew nieco speszony całą sytuacją kiwnął głową i zdenerwowany podrapał się po karku. Uśmiechnął się delikatnie i łagodnie odgarnął włosy z czoła kobiety.
http://img29.imageshack.us/img29/4440/idpycha6oe.jpg
-Masz rację. – powiedział i cofnął rękę. –Trochę mnie poniosło. Przepraszam. I jeszcze ta moja durna gadka. Okropność... – wydusił szybko, nie kryjąc zdenerwowania. Elisabeth patrzyła na niego wzrokiem pełnym ciepła i tak bardzo żałowała, że nie może go dalej całować. Był całkiem inny, niż wtedy gdy spotkali się w biurze McArthur’a. Ale regulamin MI6 wyraźnie mówił, że związki między pracownikami są zabronione. Ich zażyłość powinna dotyczyć jedynie misji i nie mogą sobie pozwolić na tego typu uniesienia. Choć Parker doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nie mogła pozbyć się myśli o Bryan’ie. Chciała, aby zamknął jej usta swoim pocałunkiem i znów stanowczo objął. Jednak tak się nie stało. Widać mężczyzna również pamiętał o zobowiązaniach wobec agencji.
-Ramesgate pewnie już na nas czeka. –powiedział i szybkim krokiem ruszył do domu, zostawiając Elisabeth nad brzegiem jeziora. Odetchnęła głęboko i zdecydowanym krokiem ruszyła za mężczyzną. Nic tu nie zaszło powtarzała sobie. Kiedy weszła do wyłożonej czerwoną cegłą kuchni, przy stole siedziało już trzech mężczyzn.
-Siadaj Elisabeth. Clark przeszedł samego siebie. – odezwał się Boris żując kawałek indyka. Liz skinęła głową i zajęła miejsce naprzeciwko Matthew. Unikał jej wzroku.
http://img29.imageshack.us/img29/5871/kolacja9zq.jpg
-Hej co jest? – zapytał Ramesgate pociągając z kieliszka łyk wina –Czyżby jakaś mała kłótnia?
-Nie! – krzyknęli jednocześnie Elisabeth i Bryan, po czym zawstydzeni wrócili do swojego jedzenia. Clark uśmiechnął się do siebie i nie zadawał już więcej pytań.

-Może wreszcie wyjaśnisz nam swoją wizytę w Rosji? – zapytał Matthew kiedy wszyscy skończyli już jeść. Ramesgate odchrząknął głośno, założył ręce na głowę i zaczął się huśtać na krześle. Trzy pary oczu były zwrócone prosto na niego.
-Po tym jak wyjechaliście McArthur dostał telefon od zaufanego łącznika w Moskwie. Nie chciał zdradzić mi szczegółów, ale chodziło coś o Wisho. Podobno to nie on stoi za groźbą zamachu na królową.
Boris roześmiał się szeroko.
-Też mi nowina. – powiedział. – Zastanawiałem się jak długo inteligenci z MI6 będą dochodzić do tego wniosku. Tylko, że teraz będę musiał poszukać sobie nowej przykrywki. – wyszczerzył zęby i mrugnął do Bryan’a. Ramesgate otworzył usta i pytającym wzrokiem gapił się na Elisabeth.
-Później ci wyjaśnię. – wtrąciła i ponagliła mężczyznę do dalszego mówienia.
-W każdym razie stary dostał cynk, że ktoś na was poluje, bo wtrącacie się w nie swoje sprawy. – kontynuował Clark – Trochę się zaniepokoił, że może stracić dobrych pracowników. Najważniejsze, że odkrył kto za tym stoi. Chodzi o jakiegoś Francuza – Rene Dubois. Gość najwyraźniej miał szpiega w MI6 i był dobrze poinformowany o posunięciach McArthura.
-Słuchaj Ramesgate. – przerwał mu Matthew, przecierając zmęczone oczy – Może wreszcie powiesz nam coś czego nie wiemy?
http://img198.imageshack.us/img198/443/snapshot7008f623101668267de.jpg
Mężczyzna jednak zignorował uwagę szatyna i bez zająknięcia opowiadał dalej.
-Victor próbował się z wami skontaktować i ostrzec was, ale bezskutecznie. Dobrze wiedział, że będziecie szukać SIS, więc wysłał mnie do Moswy. Miałem was odszukać i wyjaśnić wszystko czego się dowiedzieliśmy. Ale wy już chyba znacie całą sytuację, zważywszy na tych osiłków przed centrum.
-Jaki z tego wniosek? – zapytał znudzony Bryan.
-Może byłbyś na tyle miły i mi nie przerywał? – warknął Clark – Wiemy też, że Dubois’a nie ma w Rosji. Tydzień temu wyjechał do Londynu i przyczaił się do czasu urodzin królowej.
-Wtedy chce zaatakować? – odezwała się Elisabeth, która w przeciwieństwie do pozostałych pilnie słuchała mężczyzny.
-Prawdopodobnie. Dlatego jutro rano musimy wracać do miasta. Mamy tylko dwa dni na działanie.
Kiedy Ramesgate skończył, nikt nawet nie odezwał się słowem. Nie mieli już dzisiaj nic do roboty i każdy był potwornie zmęczony. Boris zaproponował odpoczynek i wszyscy zgodnie ruszyli do swoich pokoi.
Korytarz na piętrze wyłożony był jasnymi panelami i pokryty puchatą wykładziną. Na samym końcu widniały drzwi na niewielki balkon. Wisho najszybciej zniknął w swoim pokoju i już po kilku minutach słychać było głośne chrapanie.
-No to dobranoc. – powiedziała Elisabeth wchodząc do swojej sypialni.
-Wiesz Parker, jakbyś chciała to mogę ci poczytać na dobranoc. –Clark oparł się o framugę drewnianych drzwi i uśmiechnął się szelmowsko. – Albo jak boisz się ciemności, to też chętnie służę ramieniem.
http://img224.imageshack.us/img224/3240/drzwi5dv.jpg
-Spływaj. – warknęła Liz i spojrzała w stronę Bryan’a, który właśnie stał na schodach i przysłuchiwał się rozmowie. Miał mocno zatroskane oczy. Zignorował jednak całe zajście i wszedł do swojego pokoju. Elisabeth patrzyła jeszcze przez chwilę w tamtym kierunku, po czym bez słowa zatrzasnęła drzwi przed nosem Clarka. Szybko przebrała się w piżamę i zakopała się pod ciepłą kołdrą. Całą noc kręciła się w łóżku i kilka razy wstawała. Przed oczami miała smutną twarz szatyna, a w uszach brzmiał jej jego aksamitny głos.

Dochodziła siódma rano, kiedy do sypialni Elisabeth wpadł zdyszany Ramesgate.
-Ubieraj się! – wrzasnął i rzucił na łóżko kilka ciuchów. – Za dwie minuty masz być na dole. – dodał i wybiegł z pokoju budząc po kolei Borisa i Matthew. Parker przetarła oczy i zdezorientowana wygrzebała się z pościeli.
http://img224.imageshack.us/img224/6563/w9zq.jpg
Było zimno więc z wielką niechęcią zdejmowała z siebie piżamę. Kiedy zeszła na dół zobaczyła Bryan’a i Rosjanina czekających w salonie.
-Co się dzieje? – ziewnęła. Wisho wzruszył ramionami i zapalił papierosa.
http://img224.imageshack.us/img224/7214/cojest7rs.jpg
W tym samym czasie z kuchni wyszedł Clark. Wydawał się być niesamowicie spięty i zdenerwowany.
-Co jest Ramesgate? – zapytał Bryan. Mężczyzna nie odpowiedział, tylko spojrzał na zegarek. Podszedł do okna i uśmiechnął się szeroko.
-Niespodzianka! – zaśmiał się.
Przed dom podjechały trzy identyczne samochody, a ze środka wypadło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn.
http://img224.imageshack.us/img224/4192/trzy4ai.jpg
Wbiegli do domu, robiąc przy tym niesamowity hałas. Otoczyli oniemiałą trójkę i wymierzyli w nich broń.
-Clark co to za ludzie do cholery!? – krzyknęła Elisabeth. Mężczyzna uciszył ją ruchem ręki. Po chwili do salonu wjechał siwy mężczyzna z eskortą dwóch ludzi. Siedział na wózku inwalidzkim zaopatrzonym w masę dziwnym przyrządów. Jeden z nich wyglądał jak szpitalna kroplówka i był podłączony bezpośrednio do mężczyzny.
-Wszystko jest tak jak ustaliliśmy Rene. –powiedział Ramesgate i uścisnął rękę kaleki.
-Mam nadzieję. –odpowiedział starzec. – Wolałbym nie być świadkiem twojego niepowodzenia.
-Rene Dubois? – wysapał Matthew i zrobił krok do przodu. Drogę zagrodził mu uzbrojony mężczyzna. Clark uśmiechnął się szyderczo.
-Widać wrócił na chwilę z Londynu. – zaśmiał się.
-Ty parszywy gnoju! –wrzasnęła Elisabeth i wyrwała się z kręgu mężczyzn. Podbiegła do Ramesgate’a i uderzyła go w twarz. Clark złapał ją za przeguby i szamocząc odciągnął od siebie.
http://img224.imageshack.us/img224/5950/policzek9ja.jpg
-Lubię takie drapieżne kotki. –wysapał jej do ucha – Ale lepiej zostaw sobie siły do czasu aż zostaniemy sami.
-Zostaw ją sukinsynie! – krzyknął Matthew, ale jeden z napastników uderzył go w brzuch, a potem w zranione ramię.
http://img224.imageshack.us/img224/7149/zostaw0sv.jpg
Szatyn upadł na ziemię i jęknął cicho. Rana na ramieniu znów zaczęła krwawić.
-Dość tej komedii. – szepnął starzec i kiwną do Ramesgate’a głową. Ten posłusznie wyjął jedną ręką pistolet i strzelił nim prosto w Borisa. Rosjanin wydał z siebie krótki okrzyk i martwy padł na podłogę. Wokół niego powstała kałuża krwi, powoli wsiąkając w puchaty dywan. Elisabeth zacisnęła powieki.
http://img224.imageshack.us/img224/512/b9xo.jpg
-Jak możesz. – powiedziała, a po jej policzkach spłynęło kilka łez.
-Panno Parker, niech się pani przestanie zachowywać jak skrzywdzone dziecko. – powiedział Dubois – Lepiej niech pani doceni, że nie zabijamy pani drugiego towarzysza...Przynajmniej na razie.
http://img224.imageshack.us/img224/7325/rene0wf.jpg
-Jesteś chorym kaleką! –wysapała Elisabeth dławiąc się własnym płaczem.
-Jestem...-powtórzył starzec – Ale już niedługo skończy się mój nędzny żywot. Odkąd się urodziłem był jedynie nędzną imitacją życia...Dopóki jednak nie skończę tego co zacząłem, nie mogę odpocząć....-mężczyzna zakaszlał i zamknął oczy. Kciukiem wcisnął czerwony guzik i przez przeźroczystą rurkę podłączoną do kroplówki popłynęła błękitna substancja. Na jego twarzy malowała się wyraźna ulga. Liz korzystając z okazji, że Ramesgate z przerażeniem wpatruje się w starca, znów zaczęła się szamotać. Wiedziała, że nawet jeśli uda jej się uwolnić z jego uścisku, to i tak nic to nie da. Los jej i Bryan’a spoczywał w rękach Dubois. Zdesperowana ugryzła rękę Clarka, a ten zawył z bólu. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała był potężny cios w głowę zaaplikowany przez jednego z ochroniarzy Francuza.

Elisabeth Parker obudziła się z potwornym bólem głowy. Było jej bardzo zimno, a w oczach migały urywki scen w domu Ramesgate'a.
http://img224.imageshack.us/img224/4931/budzi8ib.jpg
Powoli otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. To co zobaczyła sprawiło, że chciała znów zasnąć. Tyle, że tym razem już na zawsze.

Odcinek 9 już wkrótce... :)

Falcon
01.09.2005, 19:08
Zapraszam do przeczytania przedostatniego już ( ;( ) odcinka fotostory autorstwa Sunrise. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał równie jak poprzednie :)

Imitation of Life:Rozdział 9

Liz znajdowała się w niewielkim, przyciemnionym pokoju. Zegar wiszący na ścianie wskazywał 4 po południu, co oznaczało, że kobieta przespała całą podróż z Moskwy.
-Już myślałem, że się nie obudzisz. – roześmiał się Clark i usiadł na brzegu łóżka. Elisabeth odsunęła się od niego, ale mężczyzna był szybszy i złapał ją za ręce.
-Mówiłem ci Parker, że żadna laska nie zrobi ze mnie kretyna. – powiedział i zbliżył się do twarzy Liz. Czuła jego szybki oddech i widziała jak bardzo błyszczą mu się oczy.
-I pomyśleć, że przez chwilę ci ufałam. – wyszeptała z nienawiścią, a jej wzrok powędrował w stronę ogromnej szyby naprzeciwko łóżka. Po drugiej stronie, zakuty w średniowieczne łańcuchy stał Bryan. Miał pokrwawione ręce, a jego głowa zwisała bezwładnie. Obok niego stało dwóch ludzi, trzymając w rękach ostre narzędzia.
http://img380.imageshack.us/img380/7091/kajdan7vy.jpg
-Lustro weneckie..- odezwał się Ramesgate – Wystarczy, że chociaż raz mi się sprzeciwisz, a tamci dwaj pobawią się z twoim przyjacielem.
-Sprzeciwię w czym? – zapytała niepewnie Elisabeth. Do oczu napłynęły jej łzy, a serce chciało wyrwać się z piersi. Mężczyzna jednak nie odpowiedział, tylko brutalnie pocałował kobietę. Chciała go odepchnąć, ale okazał się zbyt silny. Próbowała krzyczeć kiedy ją dotykał, bić, kopać i gryźć, ale nie miała siły. W głowie czuła silne pulsowanie – pamiątka po uderzeniu.
http://img380.imageshack.us/img380/3972/zm6ux.jpg
-Zostaw mnie! – krzyknęła, ale Clark nie zwracał na nią uwagi. Był zbyt zajęty zdzieraniem z niej ubrania.
Chwilę później zza szyby dobiegł cichy dźwięk. Widać nie była do końca szczelna. Ramesgate odwrócił się ze złością i spojrzał na jednego ze strażników.
-Co jest do cholery?!- wrzasnął.
-Wybacz szefie. – odezwał się gruby mężczyzna i odsunął drewniany kij od brzucha Matthew. Po ciele szatyna zaczęły spływać strugi krwi. Jęknął cicho, ale nadal pozostawał całkowicie bezwładny. – Ten karaluch nazwał mnie skur***lem, musiałem zareagować.
Clark pokręcił głową i krzyknął coś, co brzmiało jak „Mieliście go uderzyć jak wam powiem, idioci. Na drugi raz czekajcie na mój sygnał”.
Elisabeth popatrzyła na Matthew. Nagle w jej ciele wyzwoliła się niesamowita siła. Poczuła w sobie instynkt zabójcy. Chciała zadać Ramesgate’owi ból jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył. Z krzykiem odepchnęła mężczyznę od siebie, wkładając w ten ruch całą swoją moc. Zaskoczony zsunął się na ziemię. Parker jednak nie czekała na jego ruch. Wyskoczyła z łóżka i pognała w stronę niewielkiej komody, stojącej pod ścianą. Na jej wierzchu błyszczał czarny pistolet, który Ramesgate musiał wcześniej zostawić. Porwała broń i wymierzyła ją prosto w pierś Clark’a. Podniósł się z podłogi i wzniósł delikatnie ręce.
-Hej Parker, przecież wiesz, że to były tylko żarty..- wysapał.
-O nie.. –wycedziła przez zęby Elisabeth. Serce waliło jej niemiłosiernie i z trudem opanowywała drżenie kolan – Żartować to przestaliśmy już jakiś czas temu.
-Ty głupia suko! – krzyknął Clark i z tylnej kieszeni spodni wyciągnął malutki rewolwer. Skierował go w stronę kobiety i nacisnął spust.
Kula przeszła prosto przez serce. Zakrwawione ciało opadło na miękki dywan, wydając przy tym prawie nie słyszalny stukot.
Elisabeth leżała na podłodze i oddychała ciężko. Spojrzała na ścianę obryzganą krwią i na chwilę zamknęła oczy. To jest jakiś cholerny koszmar! myślała. W ciągu kilku sekund zdążyła wystrzelić w Clark’a i położyć się na podłodze. Gdyby się zawahała, to ona leżałaby martwa.
http://img139.imageshack.us/img139/7005/martwy6jz.jpg
Brakowało jej tchu, ale zdawała sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec. Wstała z podłogi i pośpiesznie ubrała się w wiszące na krześle ubranie. Czuła obrzydzenie, kiedy pomyślała jak Clark rozbierał ją do bielizny. Ramesgate lub ktokolwiek inny.

Elisabeth ostrożnie otworzyła drzwi i wychyliła głowę. Bogato zdobiony korytarz był całkowicie pusty. Po cichu podeszła do drzwi obok i przyłożyła do nich ucho. Z wnętrza dobiegały roześmiane głosy dwóch strażników.
http://img139.imageshack.us/img139/9320/drzwi0fg.jpg
Teraz, albo nigdy pomyślała Liz i pewnym ruchem ręki pociągnęła za klamkę. Dwóch mężczyzn spojrzało na nią z zaskoczeniem. I tym razem kobieta była szybsza. Dwa strzały i droga do Matthew była wolna.
-O w mordę! – zza drzwi odezwał się zachrypnięty głos. Tego Elisabeth nie przewidziała. Mogła się domyśleć, że odgłosy strzelaniny zwabią tu kogoś prędzej czy później. Odwróciła się szybko i nagle poczuła w boku potworny ból.
http://img139.imageshack.us/img139/1940/str8ra.jpg
Kolejny strażnik bez wahania wyciągnął pistolet i strzelił w kobietę. Kula na szczęście tylko drasnęła Liz. Przybysz zdziwił się bardzo, kiedy Parker jedną dłonią tamując krew, powiedziała:
-Nigdy nie podnoś ręki na kobietę..
Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo. Jednak rozbawienie to znikło, kiedy przez jego głowę przedarł się maleńki, złoto-brązowy pocisk. Strażnik runął na ziemię z mocno wykrzywioną twarzą.
Liz rzuciła broń na ziemię i nie poddając się rwącemu bólowi ruszyła w stronę Matthew. Strzały musiały go rozbudzić, bo podniósł głowę i wpatrywał się w kobietę przerażonymi oczami.
-Co to było?...-wyszeptał z niedowierzaniem. Elisabeth uśmiechnęła się lekko i rozpięła łańcuchy.
-Mama ci nie mówiła, że rozdrażniona kobieta jest gorsza od całego wojska?
Szatyn stanął na podłodze i roztarł bolące nadgarstki. Kajdanki zostawiły po sobie widoczny ślad.
-Liz...-powiedział cicho i spojrzał jej głęboko w oczy – Dzięki.. Bez ciebie nie dałbym rady.
Parker znów poczuła dziwne ukłucie w sercu, które całkowicie uspokoiło bolącą ranę.
-Nic ci nie jest? – zapytał.
-To nic w porównaniu z tym, co za chwilę zrobi Dubois. –Elisabeth wróciła myślami do rzeczywistości. Tylko oni wiedzieli co knuje Francuz i tylko oni mogli go powstrzymać – Nie pamiętasz? Dziś są urodziny królowej. Musimy coś zrobić!
Matthew kiwnął głową.
-Pójdziemy na ten cholerny bal i załatwimy gnoja. –oznajmił.
http://img139.imageshack.us/img139/8321/pomoc9pe.jpg
Parker wpatrywała się w niego z nieukrywanym zdziwieniem.
-Wszystko bardzo fajnie, tylko może mi powiesz jak się tam dostaniemy? Myślisz, że wpuszczają tam byle kogo?
Szatyn roześmiał się szeroko i podszedł do okna.
-Halo. –pomachał ręką i powiedział wskazując na zewnątrz – Już bliżej być nie możemy.
Liz wyjrzała przez szybę i zobaczyła roztaczający się wokół park. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że znajdują się w Pałacu Buckingham. Na ogromnym placu wznosił się potężny pomnik Królowej Victorii.
-Ale jak....?-wyszeptała.
-Rene Dubois jak się okazuje jest dobrym znajomym naszej kochanej królowej. To ona go tu zaprosiła jako swojego gościa. Dała mu się jak na tacy, a on tylko wykorzysta odpowiednią chwilę. –Bryan podrapał się po brodzie – Powiedział, że jesteśmy jego przyjaciółmi, a ona po prostu dała nam pokoje. Chociaż ty dostałaś nieco lepsze warunki...
Liz prychnęła ze złością.
-Nie wiesz przez co musiałam przejść, więc z łaski swojej daruj sobie kiepskie żarciki.
-Wiem...-powiedział spokojnie szatyn – Słyszałem strzały. Ale teraz lepiej znajdźmy jakieś odpowiednie ciuchy. Do balu zostało mało czasu...

-Panie i panowie. – oznajmił mężczyzna w czarnym garniturze i białych rękawiczkach – Królowa Wielkiej Brytanii, Antiguy i Barbudy, Australii, Bahamów, Barbadosu, Belize, Grenady, Kanady, Jamajki, Nowej Zelandii, Papui-Nowej Gwinei, St Kitts i Nevis, Saint Lucii, Saint Vincent i Grenadyn, Tuvalu i Wysp Salomona – Elizabeth II.
http://img139.imageshack.us/img139/3479/zapowiedz0yc.jpg
Ogromna sala rozbrzmiała oklaskami, a Liz zachichotała po cichu. Przez pozłacane drzwi weszła ubrana w zdobioną koronkami, staromodną suknię, starsza kobieta. Mimo siedemdziesięciu dziewięciu lat, miała zgrabną sylwetkę, a twarz zdobił starannie nałożony makijaż. Usiadła na specjalnie przygotowanym tronie i roześmiała się szeroko, pozdrawiając po kolei swoich gości. Wygłosiła krótką mowę powitalną i razem z najbliższą rodziną usiadła do stołu.
http://img144.imageshack.us/img144/6008/k0iq.jpg
Za jej przykładem poszła cała reszta, zajmując po kolei wolne miejsca. Stoły uginały się pod najróżniejszymi potrawami i wszędzie słychać było lejące się wina. W końcu jeden z mężczyzn wstał i donośnym głosem zaśpiewał.
-Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam!
Goście podchwycili pomysł i cała sala wyśpiewywała radośnie życzenia, co chwilę unosząc w górę kieliszki.
http://img144.imageshack.us/img144/2803/toast1qy.jpg
Królowa śmiała się radośnie, a z oczu popłynęły jej łzy wzruszenia. Elisabeth spojrzała na Matthew, który w najlepsze wył: Sto lat! Sto lat!. Szturchnęła go delikatnie w bok i powiedziała:
-Żal mi wyrywać cię ze świetnej zabawy, ale mamy chyba coś do zrobienia.
Mężczyzna przytaknął i odłożył kieliszek.
-Chodź. –szepnął i ruszył między gośćmi.
http://img144.imageshack.us/img144/3234/szepcze9kx.jpg
Z trudem przebijali się przez tłumy śpiewających kobiet i mężczyzn. Kiedy śpiewy ucichły rozległa się muzyka klasyczna i kilka par ruszyło na parkiet. Wśród nich w rytm walca, podrygiwała również królowa, porwana przez swojego męża. Z każdego stolika dobiegały beztroskie śmiechy i luźne rozmowy o niczym.
-Nigdy go nie znajdziemy w takim tłumie. – powiedziała Elisabeth i przystanęła na chwilę. Miała na sobie wyjątkowo niewygodne buty, które wyniosła z jednego z pokoi. Bryan milczał i uważnie śledził ruchy królowej.
-Cholera! –krzyknął i wskazał na jej suknię. Po satynowym materiale biegała niewielka czerwona kropka.
Snajper! pomyślała Liz i zaczęła gorączkowo szukać zamachowca na marmurowych balkonach. Matthew zmrużył oczy. Oświetlenie sali działało na ich niekorzyść. Postacie stojące wysoko były prawie całkowicie niewidoczne.
-Tam jest! –wrzasnął nagle szatyn i wskazał na zaciemnioną postać, stojącą przy ogromnej czerwonej zasłonie.
http://img144.imageshack.us/img144/8919/tamjest4kr.jpg
Bryan złapał Elisabeth za rękę i pobiegli w stronę najbliższych schodów...

Ostatni odcinek prawdopodonie w weekend :)

Falcon
13.09.2005, 08:35
Z lekkim opóźnieniem, ale wstawiam :) Czytajcie!Czytajcie i komentujcie! :)

Imitation of Life: Rozdział 10 - ostatni

Na parkiecie beztrosko wirowało kilka par, które nie miały najmniejszego pojęcia o tym co za chwilę może się wydarzyć. Zewsząd dobiegały wesołe chichoty plotkujących gości. Kilkudziesięciu kelnerów uwijało się w pocie czoła, dostarczając wszystkim drinki i drobne przystawki. Co chwilę słychać było dźwięk otwieranych win. Królowa razem z resztą swojej rodziny gawędziła radośnie, od czasu do czasu posyłając promienny uśmiech swoim przyjaciołom.
Bryan i Elisabeth pośpiesznie wbiegli na balkon. Rozejrzeli się dookoła, jednak tajemniczy napastnik zniknął. Zasłona, za którą wcześniej się skrył, teraz falowała lekko, poruszana przez wiatr. Matthew wychylił głowę za okno. Chłodne powietrze musnęło jego spoconą twarz. Po oświetlonym dziedzińcu spacerowało kilku ochroniarzy. Dwóch z nich zawzięcie o czymś dyskutowało.
-Zwiał nam. – warknął szatyn i zacisnął pięści.
-Co robimy? – zapytała Elisabeth marszcząc czoło i wpatrując się w błyszczący parkiet sali balowej. Matthew zamknął okno i poprawił marynarkę.
http://img396.imageshack.us/img396/2306/liz1yy.jpg
-Wracamy na dół. –powiedział i pewnym krokiem ruszył przed siebie. Parker widziała jak w kieszeni zaciska rękę na niewielkim pistolecie.
Kiedy ponownie znaleźli się w pobliżu królowej muzyka umilkła, a na scenę, na której dotychczas stała orkiestra, wszedł ten sam mężczyzna, który wcześniej zapowiadał wejście władczyni.
-Wasza Wysokość –zaczął donośnym głosem – Szanowni Państwo. Mam zaszczyt powitać gościa honorowego dzisiejszego balu.
Zza kurtyny wyłonił się starzec na wózku inwalidzkim. I tym razem towarzyszyło mu dwóch ochroniarzy. Francuz wyglądał dużo lepiej niż ostatnio. Miał czarne okulary i elegancki garnitur. Mini laboratorium, które było dotychczas podłączone do wózka, teraz zostało zastąpione maleńkim urządzeniem przymocowanym do drewnianej rączki.
http://img396.imageshack.us/img396/8416/rene7kw.jpg
-Rene. – krzyknęła z radością królowa i z szeroko rozwartymi rękoma ruszyła przywitać przyjaciela – Już się bałam, że nie czujesz się dziś najlepiej. Myślałam, że wcale się już nie pojawisz.
-Chwilowa niedyspozycja. –zachrypiał Dubois i uniósł się lekko, by pocałować policzek solenizantki. Liz drgnęła lekko i złapała za rękaw Matthew. Szatyn wpatrywał się w inwalidę, po czym zdecydowanie ruszył do przodu.
-Dokąd idziesz? – zapytała Elisabeth wodząc oczami między sceną i Bryan’em.
-Bądź gotowa i nie oglądaj się za mną. – szepnął mężczyzna.
http://img396.imageshack.us/img396/4527/zostan5ya.jpg
-Co przez to rozumiesz?- Liz bała się coraz bardziej. Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Matthew zniknął już w tłumie gości. Serce waliło jej jak młot, a oddech stawał się coraz szybszy. Zdała sobie sprawę, że w razie czego nie ma się jak bronić. Jedyną broń miał Bryan. Podjęła decyzję. Idzie za nim. Torując sobie drogę łokciami szybko znalazła się pod sceną, na której Dubois składał życzenia królowej.
-I wszystko to –mówił – chciałbym przypieczętować małym drobiazgiem, który od wieków należał do mojej rodziny. Wierzę, że ten moment zostanie Waszej Wysokości na zawszę w pamięci.
Rene sięgnął do kieszeni i wyjął z niej błyszczący przedmiot. Błysk reflektorów na chwilę oślepił Parker, ale szybko spostrzegła, że Francuz trzyma w ręku złoty pistolet i celuje nim w królową. Liz krzyknęła i z trudem wskoczyła na scenę. Ignorując dwóch ochroniarzy rzuciła się na starca. W ciągu kilku sekund oboje leżeli na pokrywającym podwyższenie, czerwonym dywanie. Inwalida dyszał ciężko. Królowa stała oniemiała w towarzystwie swojego męża i kilku prywatnych obrońców.
http://img396.imageshack.us/img396/6039/scena6cz.jpg
Liz poczuła jak silne ręce odrywają ją od ziemi. Dwóch towarzyszy Dubois podniosło go z ziemi i ponownie usadziło na wózku. Miał stłuczony nadgarstek.
-Co to ma znaczyć? – zapytała królowa, mierząc Elisabeth morderczym wzrokiem. Parker milczała, a do oczu nabiegły jej łzy.
-To morderca! –wykrzyknęła Liz, próbując się oswobodzić z uścisku dwóch mężczyzn – Trzeba go zamknąć!
Rene Dubois zaśmiał się ochryple.
-Jak widać niektórym wino uderza do głowy zbyt szybko. Nawet niewinny podarek może być przyczyną problemów –powiedział i wyszczerzył żółte zęby. Królowa roześmiała się razem z nim i chichocząc zeszła ze sceny. Machnęła ręką na znak, żeby wyprowadzić Parker i ruszyła w stronę swojego stolika.
I właśnie wtedy stało się to, czego oboje z Matthew najbardziej się obawiali. Do sali wbiegło pięćdziesięciu uzbrojonych mężczyzn. Otoczyli gości, wymierzając w nich lufy rosyjskich kałasznikowów. Kilku z napastników otoczyło królową. Elisabeth poznała w nich ochroniarzy wałęsających się wcześniej po dziedzińcu.
-Czasem jednak warto zaufać nieznajomym...-szepnął Dubois i wykrzywił usta w niewyraźnym uśmiechu. Z pomocą dwóch ludzi zjechał z podestu i znalazł się zaledwie parę kroków o władczyni.
-Rene...-szepnęła, a w jej oczach malował się strach i niedowierzanie.
-Po tylu latach, nareszcie jestem w stanie pomścić moich przodków...
Dubois skinął głową. Z tłumu wyszedł chudy mężczyzna o ciemnych włosach i podał mu pistolet. Zaraz potem zniknął za zdobionymi drzwiami.
-Ostanie życzenie? – zapytał Francuz celując w pierś królowej.
-Zdechnij w końcu! – wysyczała. Liz zacisnęła powieki, spod których wylewały się krople łez. Zawiodła. Zawiedli oboje.
-Teraz poczujesz, co twoi przodkowie zafundowali mojej rodzinie! –krzyknął i nacisnął spust. Złota kula poszybowała w stronę królowej. Elisabeth krzyknęła. W tym samym momencie nie wiadomo skąd pojawił się Bryan. Podbiegł do królowej i popchnął ją na ziemię. Oboje upadli, a wokół nich tworzyła się ogromna plama krwi. Dubois syknął głośno i uniósł się na wózku. Przez drzwi wejściowe wpadło co najmniej stu zamaskowanych mężczyzn. Podbiegli po kolei do każdego z ludzi Dubois i kazali im rzucić broń. Szczęk upadających karabinów wypełnił całą salę. Matthew podniósł się podłogi i pomógł wstać królowej. Trzęsła się, a z jej oczu płynęły łzy. Natychmiast podbiegła do swojego męża, który przytulił ją najmocniej jak potrafił. Nikt nie zwracał uwagi na ogromną plamę krwi, rozlaną na błyszczącej posadzce.
W końcu do sali wszedł podstarzały mężczyzna w czarnej kurtce. Kiedy Elisabeth widziała go po raz ostatni, miał na głowie więcej włosów i wydawał się młodszy.
http://img396.imageshack.us/img396/3094/victor3sx.jpg
-Kiedy się wreszcie nauczysz, że Anglia jest niepokonana? – zapytał Victor McArthur i podszedł do wściekłego Dubois – W twoim wieku i z twoim doświadczeniem powinieneś już to wiedzieć.
-Zapłacisz mi za to! – wrzasnął Francuz.
-Dopisz do mojego rachunku. – zaśmiał się McArthur. Wzrok miał wbity prosto w oczy starca. Kiwnął głową i do Dubois podskoczyło kilku pracowników MI6. Zakuli jego ręce w połyskujące kajdanki i wrzeszczącego w niebogłosy, wywieźli z sali. Liz dopiero teraz spostrzegła, że sala opustoszała z gości. Królowej też nie było.
-Jest z naszymi lekarzami. Przeżyła szok i potrzebuje teraz spokoju – powiedział McArthur i poklepał Liz po plecach. W ciągu kilku następnych minut w sali balowej zostali już tylko ona, Bryan i Victor. Szatyn dyszał ciężko i trzymał się za ramię.
-Bryan! –krzyknęła Parker, kiedy zobaczyła jak mężczyzna osuwa się na ziemię. To on tak krwawił. Rana, którą wcześniej mu zadano, teraz otworzyła się na nowo. Elsabeth i McArthur podskoczyli do Matthew. Był nieprzytomny.
http://img396.imageshack.us/img396/7072/blezy0to.jpg
-Bryan zostań ze mną! –krzyczała Liz – Nie bądź taki samolubny! Bryan! Bryan zostań ze mną!


-Nic mu nie będzie. – powiedział Victor – jeszcze dzisiaj wypiszą go do domu. Będzie na zwolnieniu do końca miesiąca. Po prostu nie wolno mu się przemęczać i tyle.
Elisabeth odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się lekko i pociągnęła łyk kawy.
-Idź już do domu Liz. Masz kilka dni wolnego. Odpocznij i zapomnij o tym wszystkim.
-A co będzie z Dubois?- zapytała.
-Do procesu zostanie w więzieniu. A potem się zobaczy. W każdym razie na długo pożegnał się z Francją.
Parker kiwnęła głową i ruszyła w stronę wyjścia. Dzień był upalny i bezwietrzny. Liz była okropnie zmęczona. Marzyła o gorącej kąpieli i wygodnym łóżku. Hotelowym niestety.
Kiedy Elisabeth znalazła się przed szpitalem, na ogromny parking wjechał dobrze jej znany brązowy opel. Z jego środka wyszedł ubrany w lekką koszulkę mężczyzna.
-Jason...-szepnęła do siebie Parker. Uśmiechnęła się promiennie i zeszła po kamiennych schodkach.
Keswick podszedł bliżej i niepewnie pocałował Liz w policzek.
-Przepraszam...-powiedział i objął ją mocno – Wiem wszystko. Victor mi powiedział...Głupi byłem i tyle. Wróć ze mną do domu...
http://img396.imageshack.us/img396/5811/jason0jc.jpg
Parker zamknęła oczy. Przypomniała sobie wszystkie chwile, które spędzili razem i poczuła się bezpieczna. Pocałowała Jasona i oboje wsiedli do samochodu.


Tydzień później.

Była godzina 8 wieczorem, kiedy Bryan otworzył oczy. Przespał cały dzień, ale w końcu poczuł się wypoczęty. Na szczęście pobyt w szpitalu ograniczył się tylko do kilku dni.
Szatyn przebrał się w codzienne ciuchy i ruszył do kuchni. Lodówka była pusta.
-Jak zwykle pomyślał i wrócił do salonu. Przejrzał pośpiesznie program telewizyjny i pociągnął łyk czerwonego wina.
-Wciąż nieznany jest wynik rozprawy przeciwko Rene Dubois, który tydzień temu posunął się do zamachu na królową brytyjską w czasie jej 79 urodzin. –mówił spiker w telewizji – Nie wiadomo co stało się z dwoma agentami MI6, dzięki którym schwytanie mężczyzny stało się możliwe. Rzecznik prasowy SIS oznajmił, że przechodzą rekonwalescencję, ale nic im nie jest.
Matthew zachichotał. Jeszcze rok temu wiele był dał, żeby znaleźć się w centrum uwagi. Teraz jednak sam prosił McArthura o dyskrecję. Potrzebował odpoczynku, a tego media nie potrafią zapewnić. I tak mieli dostać z Liz odznaczenia z zasługi.
Sama myśl o Elisabeth sprawiła, że chciał znowu zasnąć. Wróciła do mężczyzny, którego kocha i będzie z nim szczęśliwa...Przecież tego właśnie chcę..
http://img396.imageshack.us/img396/2823/ogladatv7jz.jpg
Z rozmyślań wyrwał go cichy dzwonek do drzwi. Szatyn podniósł się z kanapy i ruszył do drzwi. Spojrzał przez wizjer i odetchnął głęboko. Przygładził włosy i śmiało pociągnął za klamkę.
-Pomyślałam, że nie masz nic w lodówce – Liz uśmiechnęła się delikatnie, podniosła torbę z zakupami i weszła do domu.
http://img397.imageshack.us/img397/892/wchodzi5bb.jpg
-To miłe...-powiedział Bryan. Kiedy zobaczył kobietę poczuł się bardzo szczęśliwy. Jego serce znacznie przyśpieszyło, a oczy rozbłysły.
-Wina? –zapytał i wskazał na butelkę, stojącą na stoliku.
-Bryan...-zaczęła Liz – Ja...Ja myślę, że wiesz, że cię kocham- wypaliła jednym tchem. Spojrzała na Bryan’a, który wpatrywał się w nią swoimi orzechowymi oczami.
-Victor powiedział, że wróciłaś do Jasona...-powiedział niepewnie. Parker podeszła do niego bliżej. Pierwszy raz w życiu zdobyła się na tak odważne wyznanie. Zwykle to mężczyźni o nią zabiegali, ale teraz czuła, że musi coś zrobić.
-Myślałam, że chcę tego. Ale nie potrafię. Nie po tym co przeżyłam z tobą...-szepnęła.
-Elisabeth...-Matthew uśmiechnął się szelmowsko i ruszył w kierunku sypialni – Myślę, że znam lepsze miejsca na takie wyznania.
http://img292.imageshack.us/img292/1387/b3ty.jpg
Parker roześmiała się głośno i zdejmując kurtkę poszła za nim. Mężczyzna objął ją mocno i pocałował. Kobieta czuła, że to jest właśnie to. Że to Bryan jest mężczyzną jej życia i to z nim chce dzielić każdy dzień.
http://img292.imageshack.us/img292/8316/cmok9lf.jpg
-Kocham cię Parker...-powiedział Matthew kiedy oboje znaleźli się na łóżku.
-Wiem...-zachichotała i rozpłynęła się w pocałunkach ukochanego mężczyzny...
http://img292.imageshack.us/img292/9783/kocham8bg.jpg

KONIEC

Mam nadzieję, że się nie zawiedliście. Trochę mi smutno, że moje ulubione fs dobiegło końńca, no ale taka jest kolej rzeczy. W każdym razie teraz pracuje nad moim dziełem. Pojawi się ono pewnie za jakiś czas, bo ostatnio jestem bardzo zajęty, ale już możecie ostrzyć na nie pazurki :)
Było mi bardzo miło pomagać Sunrise. Mam nadzieję, że docenicie Jej pracę i zasypiecie to fs milionem komentów :) Pozdrawiam