PDA

Zobacz pełną wersję : "Alicja w Krainie Koszmarów"


Sesca
08.07.2005, 20:55
Alicja w Krainie Koszmarów

http://members.lycos.co.uk/lurue/fotostory/awkk/Poster/poster.jpg

Odcinek 1.

Chcecie poznać moją historię? Mroczną stronę tego świata, po której miałam okazję stąpać? Opowiem wam po raz pierwszy i ostatni. Opowiem o baśni, która żyła, a z której niektórzy mieli ubaw. A co ich spotkało? To samo co i mnie - wizyta w Krainie Koszmarów. Wizyta, po której człowiek wraca odmieniony. Odmieniony? Mało powiedziane. Wraca jako pusta skorupa człowieczeństwa, która wypełnia się esencją od nowa. Czy taka wizyta czeka każdego? Nie, nie. Czeka hipokrytów, egoistów i pysznych ich wysokości, którzy utracili ludzkie odruchy wraz z narodzinami. A ja? Myślicie, że byłam taką, zanim Kraina mnie nie wezwała? Byłam. Byłam porcelanową laleczką, która miała serce niczym skarbonka - twarde, zimne i pełne pieniędzy. Prawda zaskakuje? Teraz tak. Ale wtedy nie wiedziałam czym jest prawda. Żyłam w świecie kłamstwa, jednym wielkim wyimaginowanym królestwie, gdzie byłam królem, królową, księciem i księżniczką. A moim dworem byli wszyscy mnie otaczający. Moim jedynym przyjacielem był pieniądz - nie żałowałam. Byłam w stanie zapłacić za koleżankę, przyjaciółkę, a nawet braciszka. Ale z niego zrobiłabym pewnie sługę, więc dobrze się złożyło, że nie był moim kaprysem. Miałam ich wiele...
Domyślacie się już, czego się bałam? Utraty pieniędzy. Tak, to dopiero byłby koszmar. Nie gorszy od tego, co spotkało mnie w Krainie Koszmarów. Właśnie. Zapomniałabym o historii. Przyjdźmy do rzeczy...

http://members.lycos.co.uk/lurue/fotostory/awkk/Gotowe/1.jpg

Cała ta historia wydarzyła się w moim domu, jakieś 15 lat temu. Miałam wtedy skończone 11 lat. A do diabła z tym, wówczas zwracałam uwagę tylko na pieniądze, a nie lata które przeżyłam. Nie liczyłam świeczek na torcie, ale prezenty które dostałam... I właśnie dzień po moich urodzinach, w odwiedziny przybyła do mnie rodzina. A raczej ludzie, z którymi moja matka robiła interesy. Kiedyś byli rodzeństwem... W rezultacie, po śmierci dziada, moja babka odziedziczyła majątek pradziadów. A była to spora suma. Moja babka z Celiny stała się Mirandą - babcią wampem. Przez kolejne dziesięć lat fundowała sobie i córkom 'drobne' zabiegi plastyczne. Teraz wygląda na 30, a nie 60 lat. Pod nowym noskiem, toną pudru i ciemnymi okularami chciała ukryć się od upływu czasu, maskując przebrzydłą gębę starowiny. Udawało jej się, dopóki nie wydała spadku. Za co miała robić liftingi, zabiegi hydrożelem i hennę? I co dalej? Reaktywowała firmę, odkupiła udziały córek i żyła jeszcze lepiej niż wcześniej. Moja cioteczka, o wdzięcznym imieniu 'Stella' - wcześniej Stasia, wpadała do nas ze swoją oliwkową córeczką Odettą. Równie pustą jak ja. Mamusia, babcia, cioteczka, kuzyneczka i ja, przy wspólnym stole musiałyśmy wyglądać komicznie, dla ludzi takich jak wy. Dystyngowane laleczki, siedzące prosto na bajecznych krzesełkach, jedzące obiad na miarę królowej. Pamiętam dokładnie - była na stole galareta. I to w niej, chyba po raz pierwszy obejrzałam się i popadłam w refleksję. Moje skrzywione, cienkie usteczka i złowrogie oczy. Przeraziłam się nieco. Ale gdy 'rodzinka' zaczęła rozmawiać o pieniążkach, oczęta stały się maślane, lśniące i wielkie - jak talary. Uwielbiałam ten temat.

http://members.lycos.co.uk/lurue/fotostory/awkk/Gotowe/2.jpg

One potrafiły rozmawiać o tym godzinami. Jak nakręcone postaci z filmu - czarnej komedii. Wówczas był to obyczaj... Szczerze mówiąc, nawet z tą Odettą nie mogłam się dogadać. Ale czego można się spodziewać po dwóch nadzianych pieniędzmi dziewczynkach. Sądzicie, że dużo mówię o pieniądzach? To tylko wspomnienia. Niestety, te 10 lat temu, to był gorący temat - tak samo jak bieda była tabu. A wiecie o czym uwielbiałam rozmawiać z moją matką? O jej kochankach. Tak, tak. 11-letnia dziewczynka znała na pamięć jej mężczyzn. Niektórzy byli przelotni, inni zostawali przy niej trochę dłużej. Za to każdy z nich miał perfekcyjny kamuflaż. Jeden był policjantem, drugi nawet kupił dom koło naszego - żeby pozornie udawać zaprzyjaźnionego sąsiada. Oj, nie sposób ich wszystkich zliczyć. Myślicie teraz, gdzie był mój ojciec. Był w jakimś obskurnym hospicjum, gdzie jednymi osobami odwiedzającymi go byli starzy znajomi z liceum - lekarze. Ale opowiem wam o tym później...
Gdy już cały obiad był zjedzony, a wszyscy uczestnicy 'majątkowej konferencji' pękali z przejedzenia, moja mamusia zdecydowała żeby uciąć mi kieszonkowe do połowy całości. Wtedy dla mnie było to szokiem - tak mało?! Na szczęście teraz, gdy myślę o tym z perspektywy czasu i analizuję moje obecne zarobki, ówczesna 'połowa' kieszonkowego była podwójnie wyższa od zarobków... No cóż, moje życiowe ścieżki nieco się rozwidliły... Gdy mama obwieściła dramatyczną wiadomość, wpadłam w furię. Oliwy do ognia dolewały babcia i cioteczka, komentując wszystko głupimi "O tak, tak, dostaje za dużo!", "Hermia, ta pannica wydaje więcej, niż zarabia cała moja firma", "Utnij, utnij do połowy". Mieliście pewnie okazję zobaczyć nie raz reakcję bogatej markizy w brazylijskim tasiemcu, na jakąś złą nowinę. Zachowałam się identycznie. Rzuciłam krzesłem i pobiegłam do swojego pokoju. Tam trzaskałam w lustro, ściany i zabawki. Ze złością niszczyłam wszystko co miałam pod ręką. Domek dla lalek okładałam pięściami, dopóki nie rozsypał się w pył.
http://members.lycos.co.uk/lurue/fotostory/awkk/Gotowe/3.jpg
Ulżyło mi. Ulżyło, ale nie ukoiło bólu zdartych, pociętych rąk. Natychmiast, jak spod ziemi zjawiła się jakaś panienka z bandażem i wodą utlenioną. Pryskała na ręce i wiązała mocne supły. Ja, jak przystało na wszechmogącą księżniczkę, piszczałam i biłam ją przy każdym pryśnięciu. Wcale mnie to nie bolało, ot - taka bójka z reguły... Zaczęłam mówić o bólu. Mój ojciec był ekspertem w tej dziedzinie.
Kiedyś, gdy wracaliśmy z jakiegoś przyjęcia, napadli nas faceci w kominiarkach. Nas - tatę. A do mamusi mrugali oczkami. Wtedy stałam jak słup. Nie robiło to na mnie najmniejszego wrażenia. Ojciec zwijał się z bólu, pluł krwią. Miał spuchnięte dłonie, podbite oczy i połamane żebra. Wylizał się z tego bardzo szybko. Ale gdy lekarz zaalarmował nas o zarażeniu wirusem HIV, przypomniała mi się sytuacja spod lokalu - jeden z facetów wyjął strzykawkę i wbił ją tacie w szyję. Wtedy nie przypuszczałam, czym to grozi... Na pożegnanie, pocałował mamusię i wsiadł z resztą bandziorów do czarnego mercedesa. Kolejny kochanek? Pewnie tak. W każdym razie, choroba rozwijała się w zastraszającym tempie. Ojciec łapał każdą, nawet najmniej groźną chorobę - gdy zaraził się żółtaczką, resztę dni spędził w szpitalu. Był chudy, blady jak ściana. I łysiał. Jak już mówiłam, nikt go nie odwiedzał. Był jedynakiem, rodzice zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. A my? Zajęci własnym życiem hipokryci, ani razu nie zajrzeli do biedaka. Lekarze z przerażeniem spoglądali na kartę pacjenta. Stan choroby pogłębiał się z dnia na dzień. Zupełnie jak stan naszego konta. Tyle, że na plus. Mama czekała na śmierć taty - spadek był zapisany na mnie. Wiem, że ona już by się postarała, żeby pieniądze były jej...

http://members.lycos.co.uk/lurue/fotostory/awkk/Gotowe/4.jpg

Po męczącym obiedzie i stresie, związanym z obcięciem kieszonkowego, postanowiłam trochę odreagować na świeżym powietrzu. Świeże... Trudno nazwać smród spalin samochodowych 'świeżym'. Ale wtedy każdy łyk powietrza, który wdychałam poza domem był ambrozją. Wewnątrz śmierdziało perfumami, drogim obiadem i nowymi ciuchami. A świeżo wygarbowana skóra na bucikach mamy doprowadzała mnie do szału. Ja musiałam nosić imitacje, ona oryginały. I właśnie w takich poszła pożegnać się z rodzinką. Wymieniły między sobą pocałunki w powietrzu - w końcu z potrójną warstwą pudru trudno się całować. Jakoś im to wyszło - sztucznie, bo sztucznie, ale wyszło. Mogłam tylko obserwować całą tą maskaradę... Żałosne. Wolałam patrzeć na niebo. Było takie szare, smutne. Wróżyło deszcz. I nie myliłam się - chwilę później, ciężkie, potężne krople deszczu zaczęły bić o glebę. Ruszyłam w pogoni za matką, która biegła takim galopem, jak nigdy wcześniej unikając wody. W końcu fluid za krocie to nie byle-co. Wbiegłam do domu i zatrzasnęłam drzwi. Mokra spódnica dała o sobie znać. Przyklejona do ciała drażniła mnie na każdym kroku. Zimna, nieprzyjemna, z jakiegoś sztucznego świństwa. Ale markowa. Nie opłacało mi się przebierać. Lada chwila ściemniło się, ruszyłam do swojego pokoju ubrać piżamę. Po tym obiedzie pękałam, do tego nerwy związane z kieszonkowym wymęczyły mnie porządnie. Runęłam na łóżko, odbijając się od miękkiego materaca. Leżałam tak chwilę, po czym oczy skleiły mi się na dobre. Po kilku minutach, a może godzinach - sama nie wiem, obudziły mnie jakieś śmiechy. O, tak, poznałam od razu - mamusia sprowadziła chłoptasia. Po cichu wstałam z łóżka i podreptałam pod jej pokój. Skrzypiące deski podłogowe doprowadzały mnie do furii. Ale zachowując zimną krew, kontynuowałam podchody. Jak się okazało - miałam rację. Zastałam ich w wiadomej sytuacji. Zresztą, przywykłam do tego. Tym razem był to mechanik, poznałam jego niebieski samochód na podwórku. Gamoń, zostawił włączone światła w samochodzie. Nie lubiłam go. Często hasał po naszym domu tak, jak go Pan Bóg stworzył... Krępowało mnie to. Do tego wyglądał jak goryl - owłosiony tors, nogi i łapska. Mamusia lubiła takich mężczyzn. A ja? Rzygać mi się chciało na jego widok. Dlatego nie delektowałam się długo widokiem kochanków w akcji.
http://members.lycos.co.uk/lurue/fotostory/awkk/Gotowe/5.jpg
Na palcach wróciłam do pokoju i cicho przymknęłam drzwi. Nagrzana temperatura w pokoju przyprawiła mnie o ból głowy. Otworzyłam okno i wspięłam się na łóżko. Zrzuciłam kołdrę na ziemię, może ze złości, może z gorąca. A chwilę potem zanurzyłam się w głębokim śnie. Dzikie sny były podsumowaniem dzisiejszego dnia. Dziwicie mi się? Dziewczynka, która ma okazję rozbijać lustra, oglądać figle matki z kochankami i robić rzeczy, które nigdy nie przyszłyby wam do głowy, ma mieć delikatne, dziewczęce sny? O, nie. Śniłam już wiele razy, jak palę się, a moja skóra odpada, zamieniając się w pył. Śniłam też o morderstwach, gwałtach i najgorszych okropieństwach jakie ludzka podświadomość potrafi wymyślić. To była część mojego życia... I na tym skończyłam swój sen, bo jasne promienie słoneczne świeciły mi prosto w twarz. Komicznie wielkie okna, były świadkiem wielu dziwnych zdarzeń - na przykład upadek pana budowniczego z drabiny, która stała przy oknie... Nie miałam okazji go więcej widzieć. Najgorsze jednak były te przelatujące ptaki, które dzień dnia uderzały głowami w szyby - ze skutkiem śmiertelnym. Ogrodnicy mieli wiele pracy, sprzątając ich zmasakrowane ciałka. Ech, dużo by się jeszcze znalazło. Ale nie o tym zaczęliśmy...
Właśnie tego dnia, stało się to, o czym chciałam wam opowiedzieć. Cierpliwości. Gdy już byłam gotowa - ubrana, umyta i uczesana, zbiegłam na parter. Tam, czekało na mnie śniadanie. Królewskie, naturalnie. Sałatki z najświeższych warzyw, chleb - jeszcze ciepły i dzisiejsze masło - produkowane specjalnie dla mnie. O wędlinie nie było nawet mowy. Zastępowałam wszystko żywnością ekologiczną, zielichem i soją. Skutek był taki, że wyglądałam jak trup. Blade lico i koścista sylwetka. Jedząc, słyszałam rozmowę matki przez telefon. Rozmawiała o ojcu - a raczej jego śmierci. Tak, tak, wiedziałam, że chciała go uśmiercić siłą. Co chwila padała coraz wyższa kwota - "Panie doktorze, może jednak tysiąc", "Panie doktorze, a pięć tysięcy wystarczy?". Sądzę, że przekupywała jakiegoś lekarza. Łapówka to była jej specjalność. Dla niej nie istniały sądy. Była poza prawem. Wtedy mi to imponowało... Kiedy skończyła, weszła do salonu. Spojrzała na mnie z pogardą, a potem syknęła coś o funduszach na moje ubrania. Serce stanęło mi w gardle, gdy znowu obcinała kieszonkowe. Czułam jakbym traciła kontrolę nad samą sobą. Zamachnęłam się i z całej siły przyłożyłam jej w twarz. Jej głowa obróciła się jak z gumy, po czym chwyciła się za policzek. W życiu nie słyszałam tylu przekleństw. Wybiegłam z salonu, biegnąc na oślep po schodach. Przebiegłam jedne, drugie, trzecie aż znalazłam się na strychu. Tam, z wściekłością uderzyłam w gigantyczne, ścienne lustro.

http://members.lycos.co.uk/lurue/fotostory/awkk/Gotowe/6.jpg

Ze zdziwieniem spojrzałam na lustro. Nie stłukło się, a moja ręka zapadła się do środka. W dotyku przypominało wodę. Za sobą słyszałam głos matki - tupała stopami wchodząc po schodach. Nie wiedząc dokąd mam uciec, przeszłam przez lustro.
Właśnie wtedy, po raz pierwszy znalazłam się w Krainie Koszmarów...

c.d.n...