Bubcia
07.09.2005, 18:26
Kilka drobnych słów na wstępie. Więc, to moje pierwsze fotostory i mam nadzieje, że nie będziecie zbyt krytyczni. Może jakość zdjęć i fabuła nie jest rewelacyjna, ale starałam się i to bardzo. Następny odcinek będzie dłuższy i pojawi się w najbliższy weekand, może wcześniej.
Życzę miłego czytania.
2001r, Boston - Gold Drive
'New Times, rok 1996'
"Dnia 15 września odnaleziono ciało Marca Harris'a. Mężczyzna powiesił się w miejskim parku przy Gold Drive. Po tym, jak zabił swoją żonę, popełnił samobósjtwo. Narazie przyczyny tych zdarzeń nie są znane. Sprawe wyjaśnia policja."
http://img40.imageshack.us/img40/8666/snapshotd0289f4ed02b4f9c2wl.jpg
Timothy jeszcze raz przyjrzał się artykułowi, który dotyczył jego rodziców.
Od ich śmierci minęło pięć lat, ale on nadal w to wszytko nie wierzył. Jego ojciec nie miał powodów by zabijać matkę i wieszać się na jednym z drzew. Przecież Marc Harris był takim dobrym człowiekiem. Dbał o synów i ciężko pracował, by zarobić na to, co po nim odziedziczyli.
Tim był wysokim, dobrze zbudowanym młodym mężczyzną. Krótkie dredy wiły mu
się wokół szyji. Wstchnął, nie odrywając wzroku od gazety. Wiedział, że jego rodzice zapłacili za swoje czyny śmiercią. Nie wiedział dlaczego i kto to zrobił, ale miał zamiar się dowiedzieć. Chciał poznać człowieka, który zabił tych ważnych dla niego ludzi.
Jeden z jego młodszych braci spojrzał mu przez ramię.
- Po co to robisz, Tim? - zapytał chłopak. Jego brązowe oczy zabłysły intrygująco.-Naprawdę myślisz, że ktoś zabił ojca z premedytacją?
- Jack, ja po prostu chcę doprowadzić to wszystko do końca.
- Ty? - Jack uniósł figlarnie brwi. - Wiem, że jesteś genialnym gliniarzem,
ale od lat tę sprawe prowadzi Billy Fay. Nie ufasz jej?
- Jak najbardziej - mężczyzna odwrócił się do młodszego brata. - Chcę wiedzieć,
kto zabił rodziców. Tyle.
Jack zmierzył go wzrokiem. Miał już tego dość.
- Może nasz ojciec był świrem - mruknął, a widząc zduminą minę Timothy'ego, dodał - Och,
tego nie wiesz, Tim.
- Ale się dowiem.Naprawdę mam czas...
http://img184.imageshack.us/img184/6581/snapshotd0289f4ef02b52233zm.jpg
- Zjesz z nami? - zapytał Timothy, wchodzącą do kuchni, panią sierżant Fay.
Ta rzuciła mu szybkie, ironiczne spojrzenie. Niechętnie odsunęła krzesło
i zasiadła przy drewnianym stole.
Sierżant Billy Fay, wysoka i bardzo atrakcyjna kobieta o szczupłej twarzy, od trzech lat prowadziła sprawę morderstwa państwa Harris. Zajęła się nią z jednego, wyraźnego powodu- synowie Harris'ów byli jej dobrymi znajomymi, a ich rodziny przyjaźniły się od długiego czasu.
- Nie dzięki, ale wy niekrępujcie się - jej plecy przywarły do oparcia krzesła.
- Będziesz nam się wpatrywać w talerze? - zapytał najmłodszy z braci, dziesięcioletni Alex.
Był bardzo podobny do Jack'a, a to wszystko przez tak samo ścięte włosy.
Billy wymusiła z siebie uśmiech. Z dystansem podchodziła do dzieci, ale teraz szczególnie nie miała ochoty na żaty. Musiała porozmawiać z Taylor'em Harris'em.
- Tay już jest? - rzuciła przez ramię do stojącego przy lodówce Timothy'ego.
Ten pokręcił przecznie głową.
- Ale powinien być za... - zerknął na zegar, wiszący na ścianie.- Góra dwadzieścia minut. Do czego potrzebujesz mojego brata? Wiem, że z nim kręcisz od dłuższego czasu, ale czy to jest ważniejsze od morderstwa? To naprawdę bardzo ważne dla mojej rodziny! Kobieta odsunęła szybko krzesło i stanęła obok Tim'a. Chłopcy z pośpiechem konsumowali kanapki. Widzieli, że teraz powinno ich tu nie być. Tim spojrzał na nią z pogardą.
http://img192.imageshack.us/img192/3023/snapshotd0289f4ed02b52f65jz.jpg
- Sprawa waszych rodziców nie jest łatwa - jęknęła z przkąsem Billy.- Staram się.
- Jak widać za mało.
- A więc sądzisz, że to moja wina?!
- Nie, ale sprawa stanęła w miejscu - odrzekł Tim. Jego twarz przybrała groźny wyraz.
Fay w odpowiedzi prychnęła i rozejrzała się po kuchni. Znała ją na pamięć: w jednym kącie barek, a pod ścianą szafki i lodówka. Ostatni raz rzuciła urywające spojrzenie Timothy'emu i wyszła na zwenątrz domu frontowymi drzwiami.
Prawie wpadła na kroczącego spokojnie Taylor'a Harris'a. Bez słowa objęła go czule.
http://img50.imageshack.us/img50/245/snapshotd0289f4e502b53af1cp.jpg
Tay uniósł ze zdziwieniem brwi i zamruczał czule jak kot. Kobieta w uśmiechu wyszczerzyła białe zęby.
- Głupek - skwitowała i uderzyła go pieszczotliwie w ramię. - Możemy pogadać?
- Pewnie - Taylor przeszedł przez kamienną drogę i otworzył przed Billy drzwi.
Ruszyli na piętro drewnianymi schodami. Były tak stare, że Fay pamiętała je jeszcze z czasów dzieciństwa, gdy odwiedzała Tim'a i Tay'a. Ona i te niesforne bliźniaki mieli wtedy sto pomysłów na minutę i nigdy mniej!
Kobieta uśmiechnęła się sama do siebie, wspominając te odległe czasy. Ale pamiętała też tragedie z piętnastego września. I rodzina Harris'ów też pamiętała, choć starała wyrzucić owe wydarzenie z pamięci.
Potem Billy Fay wyjechała z miasta. Nie chciała tęsknić za ludźmi i nie pragnęła, żeby oni tęsknili za nią. Chociaż tęsknili. Chociaż ona tęskniła. Zawsze...
Razem z Tay'em rzuciła się na miękką, białą kanapę.
http://img251.imageshack.us/img251/1024/snapshotd0289f4e902b57127ch.jpg
Objęła go za szyje i wyszeptała dwa słowa: "Kocham Cię"
- Tak, wiem - usłyszała w odpowiedzi, gdy Taylor wplatał ręce w jej włosy. - O czym chciałaś pomówić?
- O twoim bracie.
- Którym? - zaśmiał się Tay i spojrzał na nią rozbawionymi oczami. - Pewnie chodzi ci o Tim'a...
- Brawo. Myślę, że powinien umówić się na wizytę z policyjnym psychologiem - Billy wtuliła głowę w ramiona Taylor'a, który teraz patrzył na nią z niedowierzeniem. - Wiem, że to chore, ale on naprawdę potrzebuje pomocy. Sprawa waszych rodziców ciągnie się już piąty rok. Nie chcę, żeby znowu się rozczarował...
Taylor pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Postaram się z nim pomówić. Ale nie miej mi za złe, jeśli nie wyjdzie. Nie jestem wrzechmocny. I wątpie, czy Tim posłucha rad "młodszego" brata.
- I tak cie kocham, wiesz Tay? - zaśmiała się i pocałowała go w szyje.
- Tak, wiem...
Życzę miłego czytania.
2001r, Boston - Gold Drive
'New Times, rok 1996'
"Dnia 15 września odnaleziono ciało Marca Harris'a. Mężczyzna powiesił się w miejskim parku przy Gold Drive. Po tym, jak zabił swoją żonę, popełnił samobósjtwo. Narazie przyczyny tych zdarzeń nie są znane. Sprawe wyjaśnia policja."
http://img40.imageshack.us/img40/8666/snapshotd0289f4ed02b4f9c2wl.jpg
Timothy jeszcze raz przyjrzał się artykułowi, który dotyczył jego rodziców.
Od ich śmierci minęło pięć lat, ale on nadal w to wszytko nie wierzył. Jego ojciec nie miał powodów by zabijać matkę i wieszać się na jednym z drzew. Przecież Marc Harris był takim dobrym człowiekiem. Dbał o synów i ciężko pracował, by zarobić na to, co po nim odziedziczyli.
Tim był wysokim, dobrze zbudowanym młodym mężczyzną. Krótkie dredy wiły mu
się wokół szyji. Wstchnął, nie odrywając wzroku od gazety. Wiedział, że jego rodzice zapłacili za swoje czyny śmiercią. Nie wiedział dlaczego i kto to zrobił, ale miał zamiar się dowiedzieć. Chciał poznać człowieka, który zabił tych ważnych dla niego ludzi.
Jeden z jego młodszych braci spojrzał mu przez ramię.
- Po co to robisz, Tim? - zapytał chłopak. Jego brązowe oczy zabłysły intrygująco.-Naprawdę myślisz, że ktoś zabił ojca z premedytacją?
- Jack, ja po prostu chcę doprowadzić to wszystko do końca.
- Ty? - Jack uniósł figlarnie brwi. - Wiem, że jesteś genialnym gliniarzem,
ale od lat tę sprawe prowadzi Billy Fay. Nie ufasz jej?
- Jak najbardziej - mężczyzna odwrócił się do młodszego brata. - Chcę wiedzieć,
kto zabił rodziców. Tyle.
Jack zmierzył go wzrokiem. Miał już tego dość.
- Może nasz ojciec był świrem - mruknął, a widząc zduminą minę Timothy'ego, dodał - Och,
tego nie wiesz, Tim.
- Ale się dowiem.Naprawdę mam czas...
http://img184.imageshack.us/img184/6581/snapshotd0289f4ef02b52233zm.jpg
- Zjesz z nami? - zapytał Timothy, wchodzącą do kuchni, panią sierżant Fay.
Ta rzuciła mu szybkie, ironiczne spojrzenie. Niechętnie odsunęła krzesło
i zasiadła przy drewnianym stole.
Sierżant Billy Fay, wysoka i bardzo atrakcyjna kobieta o szczupłej twarzy, od trzech lat prowadziła sprawę morderstwa państwa Harris. Zajęła się nią z jednego, wyraźnego powodu- synowie Harris'ów byli jej dobrymi znajomymi, a ich rodziny przyjaźniły się od długiego czasu.
- Nie dzięki, ale wy niekrępujcie się - jej plecy przywarły do oparcia krzesła.
- Będziesz nam się wpatrywać w talerze? - zapytał najmłodszy z braci, dziesięcioletni Alex.
Był bardzo podobny do Jack'a, a to wszystko przez tak samo ścięte włosy.
Billy wymusiła z siebie uśmiech. Z dystansem podchodziła do dzieci, ale teraz szczególnie nie miała ochoty na żaty. Musiała porozmawiać z Taylor'em Harris'em.
- Tay już jest? - rzuciła przez ramię do stojącego przy lodówce Timothy'ego.
Ten pokręcił przecznie głową.
- Ale powinien być za... - zerknął na zegar, wiszący na ścianie.- Góra dwadzieścia minut. Do czego potrzebujesz mojego brata? Wiem, że z nim kręcisz od dłuższego czasu, ale czy to jest ważniejsze od morderstwa? To naprawdę bardzo ważne dla mojej rodziny! Kobieta odsunęła szybko krzesło i stanęła obok Tim'a. Chłopcy z pośpiechem konsumowali kanapki. Widzieli, że teraz powinno ich tu nie być. Tim spojrzał na nią z pogardą.
http://img192.imageshack.us/img192/3023/snapshotd0289f4ed02b52f65jz.jpg
- Sprawa waszych rodziców nie jest łatwa - jęknęła z przkąsem Billy.- Staram się.
- Jak widać za mało.
- A więc sądzisz, że to moja wina?!
- Nie, ale sprawa stanęła w miejscu - odrzekł Tim. Jego twarz przybrała groźny wyraz.
Fay w odpowiedzi prychnęła i rozejrzała się po kuchni. Znała ją na pamięć: w jednym kącie barek, a pod ścianą szafki i lodówka. Ostatni raz rzuciła urywające spojrzenie Timothy'emu i wyszła na zwenątrz domu frontowymi drzwiami.
Prawie wpadła na kroczącego spokojnie Taylor'a Harris'a. Bez słowa objęła go czule.
http://img50.imageshack.us/img50/245/snapshotd0289f4e502b53af1cp.jpg
Tay uniósł ze zdziwieniem brwi i zamruczał czule jak kot. Kobieta w uśmiechu wyszczerzyła białe zęby.
- Głupek - skwitowała i uderzyła go pieszczotliwie w ramię. - Możemy pogadać?
- Pewnie - Taylor przeszedł przez kamienną drogę i otworzył przed Billy drzwi.
Ruszyli na piętro drewnianymi schodami. Były tak stare, że Fay pamiętała je jeszcze z czasów dzieciństwa, gdy odwiedzała Tim'a i Tay'a. Ona i te niesforne bliźniaki mieli wtedy sto pomysłów na minutę i nigdy mniej!
Kobieta uśmiechnęła się sama do siebie, wspominając te odległe czasy. Ale pamiętała też tragedie z piętnastego września. I rodzina Harris'ów też pamiętała, choć starała wyrzucić owe wydarzenie z pamięci.
Potem Billy Fay wyjechała z miasta. Nie chciała tęsknić za ludźmi i nie pragnęła, żeby oni tęsknili za nią. Chociaż tęsknili. Chociaż ona tęskniła. Zawsze...
Razem z Tay'em rzuciła się na miękką, białą kanapę.
http://img251.imageshack.us/img251/1024/snapshotd0289f4e902b57127ch.jpg
Objęła go za szyje i wyszeptała dwa słowa: "Kocham Cię"
- Tak, wiem - usłyszała w odpowiedzi, gdy Taylor wplatał ręce w jej włosy. - O czym chciałaś pomówić?
- O twoim bracie.
- Którym? - zaśmiał się Tay i spojrzał na nią rozbawionymi oczami. - Pewnie chodzi ci o Tim'a...
- Brawo. Myślę, że powinien umówić się na wizytę z policyjnym psychologiem - Billy wtuliła głowę w ramiona Taylor'a, który teraz patrzył na nią z niedowierzeniem. - Wiem, że to chore, ale on naprawdę potrzebuje pomocy. Sprawa waszych rodziców ciągnie się już piąty rok. Nie chcę, żeby znowu się rozczarował...
Taylor pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Postaram się z nim pomówić. Ale nie miej mi za złe, jeśli nie wyjdzie. Nie jestem wrzechmocny. I wątpie, czy Tim posłucha rad "młodszego" brata.
- I tak cie kocham, wiesz Tay? - zaśmiała się i pocałowała go w szyje.
- Tak, wiem...