PDA

Zobacz pełną wersję : Pamiętny rok 1996


Bubcia
07.09.2005, 18:26
Kilka drobnych słów na wstępie. Więc, to moje pierwsze fotostory i mam nadzieje, że nie będziecie zbyt krytyczni. Może jakość zdjęć i fabuła nie jest rewelacyjna, ale starałam się i to bardzo. Następny odcinek będzie dłuższy i pojawi się w najbliższy weekand, może wcześniej.
Życzę miłego czytania.



2001r, Boston - Gold Drive

'New Times, rok 1996'
"Dnia 15 września odnaleziono ciało Marca Harris'a. Mężczyzna powiesił się w miejskim parku przy Gold Drive. Po tym, jak zabił swoją żonę, popełnił samobósjtwo. Narazie przyczyny tych zdarzeń nie są znane. Sprawe wyjaśnia policja."

http://img40.imageshack.us/img40/8666/snapshotd0289f4ed02b4f9c2wl.jpg

Timothy jeszcze raz przyjrzał się artykułowi, który dotyczył jego rodziców.
Od ich śmierci minęło pięć lat, ale on nadal w to wszytko nie wierzył. Jego ojciec nie miał powodów by zabijać matkę i wieszać się na jednym z drzew. Przecież Marc Harris był takim dobrym człowiekiem. Dbał o synów i ciężko pracował, by zarobić na to, co po nim odziedziczyli.
Tim był wysokim, dobrze zbudowanym młodym mężczyzną. Krótkie dredy wiły mu
się wokół szyji. Wstchnął, nie odrywając wzroku od gazety. Wiedział, że jego rodzice zapłacili za swoje czyny śmiercią. Nie wiedział dlaczego i kto to zrobił, ale miał zamiar się dowiedzieć. Chciał poznać człowieka, który zabił tych ważnych dla niego ludzi.
Jeden z jego młodszych braci spojrzał mu przez ramię.
- Po co to robisz, Tim? - zapytał chłopak. Jego brązowe oczy zabłysły intrygująco.-Naprawdę myślisz, że ktoś zabił ojca z premedytacją?
- Jack, ja po prostu chcę doprowadzić to wszystko do końca.
- Ty? - Jack uniósł figlarnie brwi. - Wiem, że jesteś genialnym gliniarzem,
ale od lat tę sprawe prowadzi Billy Fay. Nie ufasz jej?
- Jak najbardziej - mężczyzna odwrócił się do młodszego brata. - Chcę wiedzieć,
kto zabił rodziców. Tyle.
Jack zmierzył go wzrokiem. Miał już tego dość.
- Może nasz ojciec był świrem - mruknął, a widząc zduminą minę Timothy'ego, dodał - Och,
tego nie wiesz, Tim.
- Ale się dowiem.Naprawdę mam czas...

http://img184.imageshack.us/img184/6581/snapshotd0289f4ef02b52233zm.jpg

- Zjesz z nami? - zapytał Timothy, wchodzącą do kuchni, panią sierżant Fay.
Ta rzuciła mu szybkie, ironiczne spojrzenie. Niechętnie odsunęła krzesło
i zasiadła przy drewnianym stole.
Sierżant Billy Fay, wysoka i bardzo atrakcyjna kobieta o szczupłej twarzy, od trzech lat prowadziła sprawę morderstwa państwa Harris. Zajęła się nią z jednego, wyraźnego powodu- synowie Harris'ów byli jej dobrymi znajomymi, a ich rodziny przyjaźniły się od długiego czasu.
- Nie dzięki, ale wy niekrępujcie się - jej plecy przywarły do oparcia krzesła.
- Będziesz nam się wpatrywać w talerze? - zapytał najmłodszy z braci, dziesięcioletni Alex.
Był bardzo podobny do Jack'a, a to wszystko przez tak samo ścięte włosy.
Billy wymusiła z siebie uśmiech. Z dystansem podchodziła do dzieci, ale teraz szczególnie nie miała ochoty na żaty. Musiała porozmawiać z Taylor'em Harris'em.
- Tay już jest? - rzuciła przez ramię do stojącego przy lodówce Timothy'ego.
Ten pokręcił przecznie głową.
- Ale powinien być za... - zerknął na zegar, wiszący na ścianie.- Góra dwadzieścia minut. Do czego potrzebujesz mojego brata? Wiem, że z nim kręcisz od dłuższego czasu, ale czy to jest ważniejsze od morderstwa? To naprawdę bardzo ważne dla mojej rodziny! Kobieta odsunęła szybko krzesło i stanęła obok Tim'a. Chłopcy z pośpiechem konsumowali kanapki. Widzieli, że teraz powinno ich tu nie być. Tim spojrzał na nią z pogardą.

http://img192.imageshack.us/img192/3023/snapshotd0289f4ed02b52f65jz.jpg

- Sprawa waszych rodziców nie jest łatwa - jęknęła z przkąsem Billy.- Staram się.
- Jak widać za mało.
- A więc sądzisz, że to moja wina?!
- Nie, ale sprawa stanęła w miejscu - odrzekł Tim. Jego twarz przybrała groźny wyraz.
Fay w odpowiedzi prychnęła i rozejrzała się po kuchni. Znała ją na pamięć: w jednym kącie barek, a pod ścianą szafki i lodówka. Ostatni raz rzuciła urywające spojrzenie Timothy'emu i wyszła na zwenątrz domu frontowymi drzwiami.
Prawie wpadła na kroczącego spokojnie Taylor'a Harris'a. Bez słowa objęła go czule.

http://img50.imageshack.us/img50/245/snapshotd0289f4e502b53af1cp.jpg

Tay uniósł ze zdziwieniem brwi i zamruczał czule jak kot. Kobieta w uśmiechu wyszczerzyła białe zęby.
- Głupek - skwitowała i uderzyła go pieszczotliwie w ramię. - Możemy pogadać?
- Pewnie - Taylor przeszedł przez kamienną drogę i otworzył przed Billy drzwi.
Ruszyli na piętro drewnianymi schodami. Były tak stare, że Fay pamiętała je jeszcze z czasów dzieciństwa, gdy odwiedzała Tim'a i Tay'a. Ona i te niesforne bliźniaki mieli wtedy sto pomysłów na minutę i nigdy mniej!
Kobieta uśmiechnęła się sama do siebie, wspominając te odległe czasy. Ale pamiętała też tragedie z piętnastego września. I rodzina Harris'ów też pamiętała, choć starała wyrzucić owe wydarzenie z pamięci.
Potem Billy Fay wyjechała z miasta. Nie chciała tęsknić za ludźmi i nie pragnęła, żeby oni tęsknili za nią. Chociaż tęsknili. Chociaż ona tęskniła. Zawsze...
Razem z Tay'em rzuciła się na miękką, białą kanapę.

http://img251.imageshack.us/img251/1024/snapshotd0289f4e902b57127ch.jpg

Objęła go za szyje i wyszeptała dwa słowa: "Kocham Cię"
- Tak, wiem - usłyszała w odpowiedzi, gdy Taylor wplatał ręce w jej włosy. - O czym chciałaś pomówić?
- O twoim bracie.
- Którym? - zaśmiał się Tay i spojrzał na nią rozbawionymi oczami. - Pewnie chodzi ci o Tim'a...
- Brawo. Myślę, że powinien umówić się na wizytę z policyjnym psychologiem - Billy wtuliła głowę w ramiona Taylor'a, który teraz patrzył na nią z niedowierzeniem. - Wiem, że to chore, ale on naprawdę potrzebuje pomocy. Sprawa waszych rodziców ciągnie się już piąty rok. Nie chcę, żeby znowu się rozczarował...
Taylor pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Postaram się z nim pomówić. Ale nie miej mi za złe, jeśli nie wyjdzie. Nie jestem wrzechmocny. I wątpie, czy Tim posłucha rad "młodszego" brata.
- I tak cie kocham, wiesz Tay? - zaśmiała się i pocałowała go w szyje.
- Tak, wiem...

Bubcia
14.09.2005, 18:10
Dodaje odcinek numer 2. Mam nadzieje, że nie macie mi za załe, że tak długo musieliście czekać ;) Odcinek nie długi, za to też przepraszam. A teraz (dla odmiany;)) proszę o komentowanie ;)


http://img381.imageshack.us/img381/1678/snapshotd0289f4e902b5ab95pn.jpg

Wiatr zawiał. Z zewnątrz dom przy Gold Drive, pięknie oświetlony, błyszczał niby otoczony milionami gwiazd. Gdzieś blisko słychać było niespokojne pochukiwanie sów. Nawet zamkniętymi oczami można było zobaczyć lśniący księżyc, który niemogąc zasnąć, czuwał. Noc zimna i zamglona przenikała między drzewami i chowała się ukradkiem.

http://img359.imageshack.us/img359/637/snapshotd0289f4e502b59389zf.jpg
Kiedy Tay poruszył się nie spokojnie, Billy usiadła na łózku. Spojrzała no mężczyzne czule i uśmiechnęła się sama do siebie. W myślach utknęła jej znajoma piosenka Satchel'a: "Until you learn to live of night and day... You are never going to be okay..."
Teskt w pewnym sensie optymistyczny, choć nie do końca. Jednak Billy lubiła tę piosenkę.
Podniosła się z łóżka i zmierzyła wzrokiem pomieszczenie. Sypialnia Taylor'a była nieduża. Mieniła beżowymi i pomarańczowymi odcieniami. Na ścianie widniały obrazy, w tym portret ciemnowłosej kobiety, w której Billy rozpoznała matkę Harris'ów. Westchnęła i znów wsunęła się pod ciepłą kołdrę, tuż obok Tay'a. Sprawa z 1996 roku nie dawała jej spokoju. Zajmowała się nią prawie od pięciu lat, ale wciąż nie mogła znaleźć konkretnych śladów.
Timothy Harris upracie wierzy w to, że Marc i Summer zostali zamordowani z premedytacją. Ale czy ona w to wierzyła? Chyba tak, bo jednak w takie rzczy się wierzy. Albo i nie...

http://img254.imageshack.us/img254/3941/snapshotd0289f4eb02b5b7d4vx.jpg

Sobotni poranek nie należał do tych najcieplejszych. Choć już nie padało, to nadal słońce skrycie chowało się za ciemnymi chmurami. W zielonym pokoju na dywanie siedział Alex. Wymachiwał swoją nową zabawką nad podłogą, wydawając przy tym różne groźne dźwięki.
- Jack, pobaw się ze mną chwile! - zawołał do starszego brata, który właśnie próbował uporządkować ich wspólny pokój. Bez skutecznie.
Gdziekolwiek się schylał, wszędzie znajdował rzeczy Alex'a. Odwrócił się i rzucił porawny komiks w stronę brata.
- Hej! - Alex zmarszczył brwi z udawaną grozą.- To 'naprawdę' bolało!
- Też tak myślę - skwitował Jack i poprawił rozglamolone łóżko Alex'a.- Pomógłbyś mi, co?
- Mógłbym...
- Ale? - Jack odwrócił się do brata i skrzyżował ręce na piersiach.
- Ale teraz jestem bardzo zajęty!
Jack machnął z rezygnacją ręką i włożył reszte komiksów do szuflady. Jednak w szufladzie znalazł coś innego. Spojrzał na nagłówek i wzdrygnął się. Skierował wzrok na brata.
- Skąd to masz? - zapytał i uniósł stary egzemplarz 'New Times'a'
- Co? - chłopiec położył zabawkę na dywanie. - A to... To chyba Tim tu zostawił.
- Czytałeś?
- Nie - mruknął Alex, kręcąc głową. - A powinienem?
- Nie sądze - Jack podniósł wyżej rękę, bo brat podbiegł do niego i chciał wyrwać mu ową gazetę.
Z kuchni roległ się donośny głos Tay'a, który nakazywał zejść na śniadanie. Alex odwrócił się napięcie i już po chwili było słychać, jak schodzi ze schodów.

http://img228.imageshack.us/img228/6880/snapshotd0289f4e502b5a6d0mq.jpg

Jack nabrał powietrza w płuca. Rzucił gazetę na biurko i podrapał się po czole. Już miał wyjść, ale znowu jego uwagę przyciągnął 'New Times'. Jeszcze raz szybko zerknął na gazetę i przeczytał pamiętną datę. Nienawidził jej. Nie chciał jej wspominać, nie mógł, nie potrafił.
Dzwi od łazienki zatrzasnęły się. Jack odkręcił wodę, zdjął pidżame i wgramolił się pod prysznic. Ulżyło mu, wiedząc, że Alex nie czytał artykułu tym bardziej, że maluch nigdy nie kłamał. Po prostu nie umiał kłamać, już taki był.
Alex jako jedyny nie znał szczegółów śmierci rodziców. Wiedział, że nie żyją, ale niegdy nie pytał jak i dlaczego, więc starsi bracia postanowili na razie nie wspominać mu o tym, aż sam zacznie się dopytywać.

http://img214.imageshack.us/img214/3007/snapshotd0289f4e302b56118ka.jpg
Ciepła woda spłynęła Jack'owi po karku. Odsłonił zasłony i stanął przed lustrem. Owinął się ręcznikiem i przyjrzał się swojemu odbiciu. Był podobny i do Tim'a i do Tay'a. Miał te same rysy co ojciec. Nie nienawidził ojca, choć miał do niego ogromny żal, że zabrał mu najbliższą osobę- matkę. Była zawsze kiedy jej potrzebował. Lubił jej uśmiech. Lubił nawet jej krzyk, ale teraz już nigdy go nie usłyszy, a przecież bardzo tego chciał... A ojciec? To co Jack teraz do niego czuł, nie było złością, tylko smutkiem. Bo wiedział dlaczego. Może lepiej by było gdyby nie wiedział, tak jak Alex. Gdyby nie szukał prawy i nie pytał. I żeby było tak, jak było kiedyś. Ale przecież tak nie będzie. Nigdy.

http://img240.imageshack.us/img240/9654/snapshotd0289f4e302b5c6b2tw.jpg

- Byłoby łatwiej, gdyby twój ojciec żył - Billy zmrużyła oczy, patrząc na Timothy'ego.
- Gdyby mój ojciec żył, to nie byłoby żadnego problemu. Wyciągnął bym od niego dlaczego zabił matkę, a potem sam bym go udusił gołymi rękami.
- Fakty są takie Tim, że tą sprawą zajmuje się miejscowa policja, w tym ja, a ta sprawa może ciągnąć się wiekami.
- Ja nie wierze, że na miejscu zbroni nie było żadnych śladów - Tim zacisnął zęby. - A może były, tylko ty coś ukrywasz?
- Tak, ukrywam wszystko - jęknęła Billy z pogardą. - Prócz odcisków palców na zakrwawionym nożu... Tim, po co ja to mówię? Znasz wszystkie fakty, setki faktów! Policja jest tu bezradna.
- Wiem - Tim kiwnął głową. - Mordercą mógłbyć każdy, nawet ty.
- Najpierw musiałabym mieć powód.
- Niby tak... - mruknął Tim i zamyślił się na chwilę. - Tay miał powód. On nigdy nie miał dobrych kontaktów z ojcem, zawsze się sprzeczali. A po tym, jak Tay ukradł te pieniądze...
- Zaraz - przerwała mu Fay. - Jakie pieniądze?
- Z banku. Ojciec odkładał je na 'czarną godzinę'. Potem matka krzyczała, że wygoni Tay'a z domu, że jest złodziejem. Nie wspominał ci o tym?
- Nigdy. Ale to naprawdę nie jest powód, żeby osądzać Taylor'a!
Tim uniósł wysoko brwi, a Billy przeszył zimny dreszcz. Czyżby Tay mógł to zrobić? Czy naprawdę mógł zabić swoich własnych rodziców? Nidy o tym nie pomyślała, a Tim miał racje- to naprawdę mógł być każdy.

Bubcia
10.10.2005, 13:22
Chciałam podziękować komentującym, za kilka dobrych słów. One naprawdę potrafią uskrzydlić.
Pisząc trzeci odcinek zrozumiałam, że daje on wiele do myślenia (przynajmniej mi).
Jeszcze raz dziękuję i zapraszam do czytania.


http://img418.imageshack.us/img418/3189/snapshotd0289f4e502b5bd80wr.jpg

- Wychodzę - rzucił niedbale Jack i odcruchowo machnął w stronę brata i jego dziewczyny.
- Randka, co? - zagdała przyjaźnie Billy.
- Tak, z kolegą z ławki - starał się, żeby jego głos nie zabrzmiał ironicznie.
- Oh, nie wnikam - uśmiechnęła się pod nosem i zamrugała do Taylora.
- Ty to robisz specjalnie - Jack przekręcił oczami. - Nic dziwnego, że Timothy ma cię dość.
Jeszcze raz rzucił szybkie spojrzenie to na Billy, to na Tay'a i wybiegł frontowymi drzwiami. Tay odprowadził brata wzrokiem, a Billy Fay puściła wszystko mimo uszu. Zamyśliła się przez chwilę, ale zaraz zwróciła się do Taylora.
- Rozmawiałeś z Tim'em? - zapytała, wspominając ostatnią rozmowę.
- Zapomniałem - odrzekł, a widząc zniechęconą minę dziewczyny, dodał szybko -
Ale wynagordzę Ci to kolacją na mieście. Tylko we dwoje.
- Chesz mnie przekupić - zaśmiała się. - W porządku, wybiorę się z tobą do miasta, ale rozmowa z bratem cię nie ominie. W odpowiedzi kiwnął głową. Nie potrafił jej odmówić, była jego całym życiem. Jej nie można mieć dość. Pokochać od chwili, gdy ktoś wkroczy w twoje markotne życie, robiąc tyle hałasu- to nie lada sztuka. Kochał jej głębokie oczy, pachnące włosy i delikatne ciało.
- Tim idzie - oznajmiła i spojrzała na brata swojego chłopaka.
Miał na sobie ciepły, czerowno- czarny dres. Jego zwyczajem stała się unikatowa fryzura, którą co rano starannie doprowadzał do porządku.
Billy odruchowa podniosła się z krzesła, przeszła halem i wbiegła po drewnianych schodach na piętro.
- Ale... - Tay otworzył usta, ale nie zdążył nic więcej poiwiedzieć.

http://img421.imageshack.us/img421/6774/snapshotd0289f4e502b5d1a7ix.jpg

- Co 'Ale'? - przerwał mu Timothy. - Napijesz się ze mną?
Usiadł przy braku i nalał sobie drinka. Napił się łyka i podał butelkę bratu.
- Jeśli pijesz już z samego rana, to znaczy, że coś jest nie tak.
- Wszystko dobrze - zastrzegł się Tim.
- Obwiniasz mnie.
- Że niby co?
- To, że rozmawiałeś z Billy, że to ja zabiłem rodziców.
- Słucham - Tim prawię opluł się zawartością szklanki. - Ty nie mówisz poważnie...
- Jak najbardziej - Taylor popatrzył przenikliwie na brata. - Jeśli masz mi cos do powiedzenia, to mi to powiedz prosto w oczy. Teraz.
- Ja podsunąłem tylko Fay, że miałeś maly motyw.
- Jesteś bezczelny - warknął Tay. - Powninieneś się leczyć, Tim. Masz obsesję. Umówię cię w przyszłym tygodniu do policyjnego psychologa, na krótką wizytę i konsultację.
- Sugerujesz, że jestem wariatem? - Tim cisnął w niego szklanką.
Taylor odskoczył w prawo, unikając uderzenia szklanką.
- Jesteś chory...
- To jakiś absurd! Nie jestem chory! - zaprzeczył szybko i poprawił kołnierzyk czerwonej bluzy.
Taylor spojrzał na brata ze współczuciem. Ten dom od dawna nie był 'normalnym'
domem, ale teraz działo się coś bradzo niedobrego. Na każdym kroku awantura wisiała w powietrzu, a atmosfera była napięta. Wszystko przez rok 1996...

http://img293.imageshack.us/img293/4617/snapshotd0289f4ef02b54e96ri.jpg

Drzwiczki czerwonej szafki zatrzasnęły się. Timothy szarpał się z nimi przez chwilę
i w końcu udało mu się wyjąć z niej czerowny podkoszulek. Założył go na gołe ciało i rzucił okiem na lustro, wiszące po drugiej stronie ściany. Co się z nim działo? Nie z lustrem, co się działo z nim, z jego osobą. Stał się nerwowy, niekontrolował swoich emocji. Najchętniej wszystko by rozszarpał i rzucił do rowu. Od śmerci rodziców strasznie się zmienił, a teraz patrzył na swoje odbicie i nie widział siebie. Ten dobrze zbudowany mężczynza o ciemnej cerze, to nie był on. Ciało to samo, jednak wnętrze niczyje. Puste i osamotnione. 'Dalczego taki jestem?' w głowie Tima od dłuższego czasu plątała się taka myśl. 'Szukam dziury w całym...'

http://img294.imageshack.us/img294/1589/snapshotd0289f4ef02b59f33wn.jpg
- Gdzie byłeś? - Alex klepnął Jacka w plecy.
- Twój interes?
- Uhm, nie... Ale lubię wiedzieć.
- Byłem z Kevinem na Molly Street. Otworzyli świetny lunaprak. Jak chcesz, zabiorę cię tam kiedyś.
- Kiedy? - malec wyszczerzył zęby. - Jutro?
- Jutro nie - zaprzeczył Jack. - Jutro siedzimy w domu, bo Tim i Tay mają jakąś sprawę do załatwienia.
- Ważną?
- Yhm - przytaknął na pytanie brata. - Bardzo ważną.
- A wieczorem? - podsunął Alex, któremu okropnie zależało na zobaczeniu nowego miejskiego wesołego miasteczka.
- Wieczorem mnie nie ma, siostra Kevina organizuję imprezę...
- Jack zrobił tajemniczą minę i rozłożył bezradnie ręcę. - A ty zostajesz z Timem, bo Taylor emigruje gdzieś z Billy.
- Weź mnie ze sobą!
- Może kiedyś - zaśmiał się chłopak. - Jak będziesz w moim wieku, to pogadamy wtdedy jak mężczyzna z mężczyzną. A teraz śmigaj na górę, jak chcesz to mogę ci poczytać.
- Nie - zaprzeczył chłopiec.
- Chesz tu zostać? - zapytał z udawaną zgrozą Jakc. - W tej strasznej, ciemnej kuchni, gdzie w koszu na śmieci mieszkają włochate robale?
- Hm, czemu nie?
- Choćby dlatego, że jutro idziesz do czkoły, młody człowieku. Naprawdę chcesz tutaj zostać? Sam?
- Jak byłem młodszy tata siedział w kuchni, a ja wdrapywałem mu się na kolana, pamiętasz? - chłopiec wskazał na krzesło, stojące w rogu pomieszczenia.
- Tak, pamiętam - uśmiechnął się lkko Jack. - Chodź tu.
Przytulił brata i piszczotliwie uderzył go w ramię.
- A ty pamiętasz, jak mówiłem, że zawsze możesz na mnie liczyć? Taty i mamy już nie ma i nigdy nie będzie, ale damy radę.
- Brakuje mi ich... -wyszeptał Alex i wtulił głowę w ramiona starszego brata. - Dziękuję.
- Za co? - zdziwił się Jack i popatrzył niezrozumiale na malca.
- Za to, że po prostu jesteś.

http://img407.imageshack.us/img407/9310/snapshotd0289f4e502b4fcb0xi.jpg

Latarnie na przedmieściach powoli gasły i ciemnośc ogarnęła całą ulicę Gold Drive, pokrywając wszystko czarną magią. W powietrzu unosił się zapach tajemniczości. Dzień jak codzień, niby zwykły, a jednak taki inny. Nie ma jednakowych dni, a tym bardziej nie ma takich samych wieczorów i nocy.
Taylor rzucił sie na łózko i zasłonił żaluzję. Przez szybę widział
błyszczący księżyc, który wskazywał drogę tym, któtrzy nie mogli jej znaleźć.
Pomasował rękami kark i wzdrygnął się, kiedy zobaczył stojącą w progu Billy.
- Pachniesz wiatrem - wymusił z siebie uśmiech.
- Jak rozmowa z Timem? - zapytała i przysidała na łózku.
- Daj spokój... Czy świat kręci się tylko i wyłącznie wokół mojego brata?
- Nie - Billy pogładziła jego blond włosy. - Co z naszą kolacją?
- Proszę cię, Billy - Tay zrobił minę zbitego psa. - Jutro.
Billy Fay westchnęła i przygryzła wargę. Uśmiechnęła się, ale jej uśmiech był smutny
- Taylor, przez to wszystko, przez zamieszanie, jakie powstało przez to pięć długich lat, nie jesteśmy już tacy sami.
Tay obserwował ją i jej zmieniający wyraz twarz. Wyglądała tak, jakby miała zaraz eksplodować z rozpaczy i żalu.
- I wiesz... - ciągnęła Fay. - Oddalam się od siebie.
- Wiem - wyszeptał jej do ucha Tay. - Dajmy sobie trochę czasu, wszystko się ułoży.
- Sam w to nie wierzysz, Taylor. A pięć lat to mnóstwo czasu...
'Taylor', jak to obco brzmiało w jej ustach. Dla niej zawsze był Tay'em.
- Twoje rzeczy - wskazała na pudło stojące po drugiej stronie pokoju. Oddaje je, bo wszystko przypomina ciebie. Ja tak dłużej nie potrafię. Wybacz. Zerwała się z łóżka i niemal potykając się o własne nogi, wybiegła z pokoju.
Tay nie pobiegł za nią. Usiadł na łóżku i przyciągnął do siebie tekturowe pudło. Zdjęcia, koszulki, apaszka z misiem. Trochę piasku z wakacyjnej plaży. Płyty i książki, które kiedyś jej podarował. Wszystko tu było, wszystkie wspomniena, cała radość i smutek. Ich marzenia, ich życie.

"Every memory of looking out the back door
I have the photo album spread out on my bedroom floor
It's hard to say it, time to say it
Goodbye, goodbye..."