PDA

Zobacz pełną wersję : Podróż przez siebie


Desiree
06.11.2005, 11:05
To już moje drugie fotostory. Pierwsze w zasadzie było próbą zmierzenia się z tego typu twórczością. Próba niedokończoną z przyczyn technicznych i ode mnie niezależnych. Tym razem już niemal wszystko mam dopracowane, więc nic mnie zaskoczyć nie powinno.
Moje drugie fotostory przewiduję na 10 odcinków. W miarę swoich skromnych możliwości będę starała się umieszczać 1-2 odcinki tygodniowo. Liczę na konstruktywna ocenę, krytyki się nie boję, a na propozycje jestem otwarta. Let's start!

Spis treści
Odcinek pierwszy(poniżej)
Odcinek drugi (http://forum.thesims.pl/showpost.php?p=470903&postcount=16)

***

- Po raz pierwszy poczułam się inna, gdy miałam 15 lat. I najmniej pocieszające jest to, że nie byłam inna – znaczy lepsza - tak jak to pojmowały wszystkie plastikowe lalki z ogólniaka. Byłam inna – znaczy ta gorsza, ta nie pasująca. Po prostu wszystko co najgorsze, zło chodzące, źródło klęsk i nieurodzaju w Palestynie – kontynuowała Shame. Była zgrabną 20-latką – taką, o której mówi się, mijając ją na ulicy: „to współczesna kobieta sukcesu”. Opalona, piękna i młoda. – To była paranoja. Czułam wszechogarniające mnie niezliczone masy nie do końca znanych mi wtedy emocji: od zazdrości po nienawiść. I wiesz co jest najgorsze, Sally? Że odczuwałam to w stosunku do własnej rodziny. Tak, rodziny. Nie patrz tak na mnie, poczucia winy już dawno się wyzbywałam.
Przerwała na chwilę i popatrzyła na swoją najlepszą przyjaciółkę, a zarazem współlokatorkę. Sally miała 19 lat i lekką, acz nie aż tak bardzo widoczną nadwagę, co jej jednak w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało w wykonywaniu swojego zawodu, a jakim był, nie bawiąc się w zbędne cenzury i eufemizmy, prosty i wulgarny „taniec na rurze”. Znały się już prawie rok, odkąd zaczęły pracę w barze nocnym „Pod jęczącym mężczyzną” i razem zamieszkały. Shame pociągnęła ze stojącej na stole butelki z tajemniczym napisem, wzdrygnęła się, gdy poczuła palący smak alkoholu w gardle i zaczęła opowiadać dalej.

http://desiree89.w.interia.pl/01.jpg


- Żyjąc w małym miasteczku, takim jak Green Bay, jak i wiele innych w kraju – podobnych i żałosnych; zawsze masz tą pewność, że jakkolwiek by się działo gdzie indziej, zawsze znajdzie się grupka notabli, których opinia, bądź jej brak, zatrzęsa całą okolicą równie skutecznie jak trzęsienia ziemi w Kalifornii. W Green Bay grupą uprzywilejowanych i nie tytułowanych króli tego zadupia była moja, z uszanowaniem, rodzina od 6 pokoleń. Jestem w niej najmłodsza. Ta grupa świrów (bo ich inaczej nazwać nie można) już wiek temu zapładniała całe rzesze genialnych naukowców, przyszłych noblistów , a ostatnio ograniczają się tylko do genialnych astrofizyków, bądź w drodze wyjątku fizyków jądrowych – jak moja matka na przykład. Są obrzydliwie irytujący: dziadek wiecznie narzekający i zgryźliwy (jego idolem jest Robert Koch, wyobrażasz to sobie?); ojciec – wypatrzył na nieboskłonie planetę, której nawet nazwa potoczna pozostawia wiele do życzenia: BTQ48756 – wiecznie chodzący z głową w chmurach (dosłownie!), ale do romantyka mu dużo brakuje; moi bracia, absolwenci Oxfordu, skończyli oboje jakiś dziwny kierunek, a pracy nie mają, bo żadnego instytutu w pobliżu nie ma, choć swoją drogą gdyby się postarali coś by znaleźli; póki co pomagają matce w pisaniu trzeciego doktoratu. Moja matka z kolei to zupełnie inna historia – wiecznie sztywna, do dziś nie może przeboleć, że, cytując, „moja praca ogranicza się do pokazywania tyłka na scenie”. Nienawidzę ich – Shame skończyła i westchnęła z ulgą. Przypominanie sobie rodziny było dla niej bolesne, a co dopiero mówienie o niej.

http://desiree89.w.interia.pl/02.jpg

-A co z twoją babcią? – zapytała zaintrygowana Sally. Choć współczuła przyjaciółce z całego serca, nie mogła opanować ciekawości, która mogła by nawet ujść za szeroko rozumiane wścibstwo.
-Moja babcia? Szczerze mówiąc sama nie wiem. To jest temat tabu. Nie pamiętam jej w ogóle. Pewnego dnia, gdy miałam 4 lata, po prostu wyszła z domu i nigdy już nie wróciła. Z jej też powodu jestem rodzinną skazą, zakałą, solą w oku, i nie wiadomo co jeszcze. Ponoć jestem zupełnie taka jak ona. Była studentką filozofii, gdy poznała Alfreda (dziadka, znaczy się). Imponował jej ten wysoki, nieco starszy (było między nimi prawie 10 lat różnicy) i poważny naukowiec. Mieli ponoć wiele wspólnych tematów – oboje byli zresztą bardzo inteligentni. Babkę rodzice dziadka szybko zaakceptowali, choć szczerze mówiąc wątpię, żeby przyjęli to wiadomości jej istnienie – oboje byli chemikami i jak, się można było tego spodziewać, szybko zmarli i niemal równocześnie na jakąś chorobę popromienną. Ich eksperymenty miały w sobie coś fanatycznego, ale i niesamowitego z drugiej strony. Kochali swoją pracę prawie jak samo jak jedynego syna, który ożenił się w wieku 33 lat dopiero. Nie bardzo wiem, jak się moim dziadkom układało, bo, jak już wcześniej powiedziałam, jest to temat absolutnie zakazany, ale podejrzewam, że dziadek zamknął babkę w domu i zajął się płodzeniem swoich przyszłych synów bliźniaków – mojego ojca i wujka Samuela, a babka, jak to każda wolna dusza, pragnęła od życia przygody i poezji. Notabene, była bardzo utalentowana literacko. Kiedyś w biblioteczce dziadka znalazłam cieniutki tomik jej wierszy, bardzo ładny, bo zrobiony ręcznie. Ręcznie zrobiona książka, rozumiesz?! – wykrzyknęła w podnieceniu. Do dziś nie zapomni tej chwili, gdy schowana w sypialni dziadka szukała książek do czytania – miała przecież zakaz wychodzenia z domu przez swoje impertynenckie zachowanie. Szukała, ale nic ciekawego nie widziała, dopóki jej spojrzenia nie przykuła książeczka niewielkich rozmiarów, ręcznie szyta i oprawiona w delikatną skórkę. W środku była dedykacja: Mojemu ukochanemu Mężowi w trzecią rocznicę ślubu. Niech moje wiersze będą dla Ciebie najprostszym przewodnikiem po świecie emocji, świecie jakże różnym od Twego, Najdroższy. Poezja jest pięknym środkiem do rozmów z własnym Ja – poszukaj w nich siebie, wierzę, że odnajdziesz. Twoja Carmen.
-Ej, słuchasz mnie w ogóle? – Sally potrząsnęła rozmarzoną Shame. Dziewczyna z żalem wróciła do rzeczywistości. Objęła swymi pięknymi oczami pomieszczenia, w jakim się znajdowały – niewielkich rozmiarów pokój, który wspólnie wynajmowały u pewnej ortodoksyjnej wdowy (owa wdowa na całe szczęście i ze względów zdrowotnych nie miała bladego pojęcia w jaki sposób zarabiają te dwie ładne dziewczyny na wcale niemały czynsz). W pokoju panował sporych rozmiarów bałagan – na stole stała butelka cytrynowego Absolwenta i druga, po likierze, wypróżniona niemalże całkiem; ze stojącej na parapecie popielniczki tlił się jeszcze niedopałek papierosa; na podłodze leżały książki, notatki i wczorajsze ubrania. Krótko mówiąc: studia, nie życie!

Wracając jednak do naszej opowieści. Shame z wyrzutem w oczach spojrzała na swoją współlokatorkę.

-Hm? A tak jasne... – odpowiedziała nieco niemrawo.
-Nieważne, no – zirytowała się Sally. – Co z tą twoją babcią? Zaciekawiła mnie to historia.
-Nic z nią. Pewnego dnia po prostu przestała istnieć dla tej rodziny i tyle. Zaginęła. Dziadek nie szukał jej. Po prostu nie szukał.
-A wiersze?
-O tak, są piękne. Znam jeden na pamięć.

Shame nagle wstała z kanapy, a jej długie brązowe włosy delikatnie ułożyły się na ramionach dziewczyny.

http://desiree89.w.interia.pl/03.jpg

Zmienił się jej wyraz twarzy, cała się zmieniła – oczy zajaśniały bladym blaskiem, nos zadarł, rysy złagodniały. Wzruszonym głosem zaczęła recytować:

Odruch splecionej nadziei gorętszy mi
Niż dekady rozbudzonej miłości.
Raz powiedziane słowa, dla mnie zaś
Niczym smycz rozkoszy majętnej.
Dwie krótkie myśli miast odległych Awinionów.
A on już niczym trup z torfowiska...

Rzekłam o nic nie prosząc,
W zamian gałęzie bazi listopadowej nieść.
Mogłeś być tutaj po firmamenty szuflad!
Mogłeś być tylko dla aury narcyza sczerniałego!
A byłeś mi droższy niż Rudolf Valentino.

Urwała, patrząc z ukosa na przyjaciółkę i czekała na jej reakcję.

http://desiree89.w.interia.pl/04.jpg

-Kim jest do cholery Rudolf Valentino? – zapytała, jakby nigdy nic, Sally.
-Nie wiem – odpowiedziała z równie rozbrajającą szczerością Shame. – Chodź zapalić i idziemy spać. Jutro jadę do rodziców.

PRZYPISY:

1.Green Bay jest autentyczną miejscowością w Michigan (USA). Choć w fotostory ukazany jest przez główną bohaterkę jako mała mieścina, w rzeczywistości liczy ponad 100 tysięcy mieszkańców. Green Bay z opowieści nie ma i nie będzie miało nic wspólnego z autentyczną miejscowością w Stanach. Dla chętnych podaję adres oficjalnej strony Green Bay - click (http://www.ci.green-bay.wi.us/index.html)
2.Robert Koch - niemiecki lekarz i bakteriolog. Odkrywca m.in. bakterii wywołujących wąglika, cholerę i gruźlicę. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny w 1905 roku.
3.BTQ48756 – potoczna nazwa planety, którą odkrył ojciec Shame jest oczywiście nazwą przeze mnie wymyśloną.
4.Wiersz, który recytuje Shame jest wierszem mojego autorstwa i można znaleźć go tu (http://www.wiersze.bej.pl/pokazwiersz.php?wierszid=1575874208)
5.Rudolf Valentino - włoski aktor filmowy, gwiazda kina niemego, pierwszy amant światowego kina. Po jego przedwczesnej śmierci wybuchła w Stanach rozpacz i zdarzały się nawet samobójstwa wśród fanek.

Desiree
15.11.2005, 16:34
A więc czas na drugi odcinek :) Dzięki niemu rozpoczyna się główna wątek, aczkolwiek poznacie go dopiero w 3 odcinku (na zaplanowanych i częściowo zrealizowanych 11). Druga część jest nieco krótsza od pierwszej, bo treści na taką ilość starczyło, a o maśle maślanym już sporo fs już mamy :P Jest nieco więcej zdjęć... Tak mi się zdaje :D
Zapraszam do czytania i komentowania.

****

Shame z wyraźną niechęcią wygramoliła się z taksówki. Czuła się kompletnie zidiociała, znajdowała się w miejscu, do którego w życiu by nie wróciła, gdyby nie imieniny dziadka Alfreda. Mało tego! Sytuacja była również niegodna uwagi – czekała na swoje bagaże, a ten &^%#* taksówkarz non stop przebąkiwał coś o randce. Dziewczyna zaśmiała się perliście, wyrwała swoją torbę i nieco chwiejnym krokiem podeszła do zardzewiałej ze starości furtki.
„Oto i jestem – pomyślała z goryczą. – Powrót w chwale w domowe pielesze.”
Przez dosłownie chwilę miała nadzieję, że to kolejny zły sen, że za chwilę się obudzi i jakby nigdy nic z ulgą ujrzy fioletowe ściany swego pokoju, by po chwili znów oddać się w czułe ramiona Morfeusza.

http://desiree89.w.interia.pl/05.jpg

Dla pewności nawet uszczypnęła się w ramię – ból rozlazł się po całej ręce i Shame przeklinając własną głupotę pchnęła drzwi, do których podeszła i usłyszała strzępek rozmowy z salonu:
- Jest wysoce prawdopodobne, że jeśli energia wybuchu wyniesie 2000 t trotylu to...
- Równoważnik trotylowy wyniesie dwie kilotony – Shame dokończyła teoretyzowanie swojej matki, równocześnie pojawiając się w pokoju. Znajdowała się w nim jej matka i dziadek Alfred, czytający nową „Uranię. Postępy astronomii”. – Niestety (chyba tylko dla ciebie, mamo) jest o broń jądrowa o małej mocy wybuchu.

http://desiree89.w.interia.pl/07.jpg

Młoda kobieta westchnęła widząc spojrzenie swojej rodzicielki, w którym mieszała się irytacja, zdziwienie i swoisty podziw.
- Kochanie... – stojąca na środku pokoju kobieta z herbata w dłoni (oczywiście słabą, żeby nie uzależnić się od teiny – prychnęła w myślach Shame) zreflektowała się i pospieszyła powitać swoją jedyną córkę.
- Wiem, mamo. Lecz i muszę cię rozczarować. Dalej studiuję tą swoją archeologię, choć mam wciąż wakacje. A o energii jądrowej... Przepraszam, pomyłka. A o broni jądrowej wiem od mojego szefa, którego leciwa żonka wykłada PO w ogólniaku.

http://desiree89.w.interia.pl/08.jpg

- Jak ty się wyrażasz? – z gniewem zapytał jej ojciec, który na dźwięk podrażnionego głosu Shame szybko wychylił się ze swojego gabinetu. – Kiedy byłem w twoim wieku...
- ...to nie wiedziałeś, co znaczy słowo „k****” – zgryźliwie odparła dziewczyna podchodząc równocześnie do siedzącego w fotelu starszego mężczyzny – Wszystkie najlepszego dziadku!
Ucałowała go w rękę i bez słowa udała się do pomieszczenia, które jeszcze rok temu było jej sypialnią. Tak jak przypuszczała matka urządziła sobie w niej swój enty gabinet. Rozejrzała się po nim z dezaprobatą – dwa biurka zawalone papierzyskami maści wszelakiej, tony książek o w zasadzie tym samym temacie i przynudnawa korespondencja.

http://desiree89.w.interia.pl/09.jpg

Shame w akcie rozpaczy rzuciła się na swoje dawne łóżku, żałując, że tu przyjechała. Kolejny raz zresztą. Leżała bez ruchu przez dobre pół godziny, po czym zdecydowanym ruchem otworzyła walizkę. Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy zamiast kolejnych butów na wysokim obcasie zobaczyła butelkę wina.
„Kochana Sally – pomyślała z wdzięcznością o przyjaciółce.- Zaraz do niej zadzwonię.”
Założyła sweter i udała się do holu po telefon. Podczas gdy schodziła po krętych schodach w salonie trwała dość agresywna dyskusja.
- Musimy jej powiedzieć, że jeśli dalej będzie się obijać to zostanie wykluczona ze spadku – nabrzmiałym od emocji głosem mówił Gordon, ojciec Shame. – Powinna wreszcie zmądrzeć. Ja rozumiem, młodzieńczy bunt, niezależność, ale na litość boską!
- Gordon, nie mieszajmy w to Boga! – wykrzyknęła jego żona. – Dobrze wiesz, że religia to opium dla mas.
- Brittany, nie zaczynaj znowu postkomunistycznych gadek twojej matki!
- Gordo, moja matka przynajmniej była kimś, nie to co twoja! Jej chore geny są w naszej córce! To wasza wina! Rodzina wariatów! – Brittany z furią wyleciała z pokoju i pobiegła do swojego pokoju w piwnicy, gdzie przeprowadzała wszystkie eksperymenty. Prawie stratowała Shame, która pogrążona w niewesołych myślach zmierzała właśnie do holu w celu zatelefonowania do swojej współlokatorki. Dziewczyna ze zdziwieniem przyjrzała się matce, po czym weszła do salonu.
- Tato, co tu się znowu działo? – zapytała buńczucznie.
- ...
- Znowu darliście się z powodu mojej osoby?
- ...
- Dobra, znowu powiedziała, że to rodzina wariatów. Idę zadzwonić, a potem zapalić.
- Palenie szkodzi, młoda damo – ze swojego ukochanego fotela odezwał się dziadek,
- Podobnie jak seks w jednej pozycji przez całe życie. Wychodzę. Pa.

„K****. Ja p***** - gotowała się w duchu Shame. – Co za banda hipokrytów. Debili! Ani razu nie mogą pobawić się w normalną rodzinkę, która na każdy posiłek spożywa płatki Corn Flakes, a między tym czyści język szczoteczką AquaFresh. Wr.”

Właśnie miała podnieść słuchawkę telefonu, gdy ten nagle zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu zobaczyła numer Sally. Podniosła słuchawkę.
- Tak?
- Jak w domu?
- Daj spokój.
- Tak źle?
- Totalnie.
- To do dupy.
- Ano. Dzięki za wino.
- No problem, stwierdziłam, że może się przydać.
- Przyda się, przyda. Idę teraz zapalić, a potem się nim upije.
- (śmiech)
- Z czego polewasz?
- Nie upijesz się nawet dwoma syfami za 3.50 (śmiech)
- Kij ci w oko.
- Dobra, ja kończę, bo wychodzę do roboty. Ciao baby.

http://desiree89.w.interia.pl/10.jpg

Trzask odkładanej słuchawki. Shame westchnęła i wyszła z domu.

****

Następnego dnia rano

Wstał nowy dzień. Delikatne lipcowe promienie słoneczne nieśmiało przedzierały się przez muślinowe zasłony i tańczyły po twarzy śpiącej młodej kobiety; tańczyły różnie – raz szybkiego jive’a, raz namiętne tango, a czasem ogniste paso doble, tańcowały i tańcowały. Tymczasem ktoś wszedł do pokoju – twarz owej postaci była blada i spokojna. Zręcznym ruchem podeszła do łóżka i czule odgarnęła włosy z czoła Shame. Tajemniczy osobnik o płci nieokreślonej z uśmiechem odnotował, że kobieta spała w ubraniu. Dziewczyna przez sen wymamrotała męskie imię, a postać uprzednio westchnąwszy z bolesnym grymasem opuściła pokój.

Tymczasem Shame miała piękny sen, o swojej pierwszej i prawdziwej miłości. Miała 15 lat, kiedy zakochała się w swoim koledze z klasy – ze wzajemnością zresztą. Było pięknie i namiętnie, lecz rodzice szybko wybili jej z głowy tę miłość, bo Jared był jej dalszym krewnym, o czym Shame dowiedziała się dopiero rok temu! Długo cierpiała, chowała w pamięci wspomnienia, aż je zupełnie wyidealizowała i pozostały jako niedościgniony wzór w jej umyśle. Co noc, na nowo, była na tej pamiętnej szkolnej potańcówce, wciąż w tle leciało „Hallelujah” w wersji Jeffa Buckley’a, a ona tak samo pijana ze szczęścia (że była tam brzoskwiniówka pominiemy stosownych milczeniem) znajdowała się w jego ramionach...
Shame nagle się obudziła. Jak zawsze w tym momencie. Wściekła rozejrzała się po pokoju, lecz tylko gdy poczuła świeży zapach niedzielnego poranka poczuła się momentalnie lepiej.
„Dziś ostatni dzień tutaj – pomyślała z ulgą. – Nareszcie.”
Gwałtownie wstała z łóżka, by jak najszybciej przeżyć niedzielny przegląd prasy (stały zwyczaj w tym domu), rodzinny obiad i wyjechać ze znienawidzonego Green Bay!
Wstając zahaczyła o kapeć i runęła jak długa na podłogę. Leżąc tak i klnąc, spostrzegła coś pod szafą. Wyglądało jak książka dawno porzucona. Shame podczołgała się do szafy i spróbowała dosięgnąć rękę do opasłego tomu. Po pół godzinie udało się.

http://desiree89.w.interia.pl/11.jpg

Wyczołgała się spod szafy, odkaszlnęła kurzem i zabiła pająka maszerującego po jej ramieniu. Popatrzyła na okładkę książki: Pamiętnik. Carmen B.
- O mordę! – wykrzyknęła w podnieceniu Shame. Znalazła pamiętnik swojej zaginionej babki i wyglądało na to, że jest jedyną osobą, która go widziała oprócz samej jego właścicielki. Otworzyła pierwszą stronę i przeczytała pierwszą notkę. Włosy zjeżyły się jej na głowie....