Falcon
08.12.2005, 17:05
Poeksperymentujmy ;) Zapraszam Was do przeczytania mojego pierwszego fotostory. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Chapter 1 - "Brahms w deszczu" -poniżej
Chapter 2 (http://forum.thesims.pl/showthread.php?p=483766&posted=1#post483766) - "Obudź mnie zanim umrę"
Chapter 3 - "Katja Stahr" (http://forum.thesims.pl/showthread.php?t=25275&page=3&pp=10)
Chapter 4: Katja Stahr - ujęcie drugie (http://forum.thesims.pl/showthread.php?p=504162#post504162)
http://img235.imageshack.us/img235/986/plakat9ev.jpg
Chapter 1: „Brahms w deszczu”
LONDYN, rok 1853
15 październik
-Długo tu leży? – zapytał postawny szatyn w czarnym, eleganckim płaszczu. Stojący obok niego młody konstabl wzruszył ramionami i schował ręce do kieszeni. Było zimno, a on stał na Frith Street już trzecią godzinę. Na brukowaną ulicę spadały nieśmiało pierwsze krople deszczu.
-Evans twierdzi, że około pięciu godzin, sir. – mruknął nieśmiało, starając się odwrócić wzrok od leżącego na ziemi mężczyzny.
http://img235.imageshack.us/img235/9938/poczatek7xr.jpg
-Jak masz na imię chłopcze? – człowiek w ciemnym płaszczu zbliżył się do ciała i pewnym ruchem ręki sięgną do kieszeni jego wełnianej, zakrwawionej marynarki. Wzrok jednak wciąż miał wbity w policjanta. Ten zamrugał nerwowo i rozejrzał się po pustej ulicy.
-Davies, sir. –odparł cicho. – Samuel Davies.
-Drogi Samuelu – powiedział mężczyzna, nie przestając szukać czegoś w kieszeniach nieboszczyka. – Chciałbym abyś zaczekał tu do przyjazdu policji, a potem wyjaśnił im wszystko dokładnie.. tak jak wyjaśniłeś to mnie. – Konstabl pokiwał głową, chociaż wcale nie uśmiechało mu się pozostanie na tej ciemnej i mokrej ulicy w towarzystwie trupa. – Ach, i jeszcze jedno – kontynuował szatyn – Razem z policją zjawi się tu pewnie mnóstwo prasy. Zadbaj, aby nie dowiedzieli się zbyt wiele. To mogłoby nam wszystkim zaszkodzić.
http://img235.imageshack.us/img235/3091/kleka0pv.jpg
Mężczyzna wstał gwałtownie. W ręku ściskał malutką kartkę papieru złożoną na pół. Uśmiechnął się lekko i schował ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Poklepał Davies’a po plecach i ruszył w kierunku niewielkiego powozu, stojącego kilka metrów dalej. Woźnica przeglądał najnowszego „Times’a”, kompletnie nie interesując się całym wydarzeniem. Od dwudziestu lat pracował dla policji i zdążył przywyknąć do nawet najbardziej wymyślnych morderstw.
-Coś nowego, sir? – zapytał od niechcenia, kiedy szatyn otworzył drewniane drzwiczki powozu.
- Przygotuj się Taylor, bo już niedługo ten twój „Times” i inne nic nie warte gazety ogłoszą mnie największym detektywem w historii Anglii. –zaśmiał się mężczyzna. Taylor prychnął z oburzeniem. Nie znosił kiedy ktoś mówił z pogardą o jednym z najlepszych dzienników w Londynie, a tym bardziej, kiedy porównywano go z prasą bulwarową. Woźnica zacisnął lejce i wydając z siebie głośny okrzyk, zagonił do pracy dwa dorodne konie.
Młody konstabl wciąż stał na Firth Street. Odwrócił się tyłem od martwego mężczyzny i wpatrywał się w znikający w zakamarkach Londynu powóz. Przyjemny dla ucha stukot kopyt oddalał się coraz bardziej, aż w końcu zniknął na dobre. Gdzieś z okolicy dobiegały ciche dźwięki muzyki młodego Brahms’a.
Samuel Davies zamknął oczy. Choć deszcz padał już mocno, policjant nie czuł zimna i kropel spływających po policzkach.
http://img206.imageshack.us/img206/2977/oczy5yb.jpg
Był w domu. Ogień wesoło trzaskał w kominku, a on tulił w ramionach swoją ukochaną Vivien. Gdzieś w oddali słychać było śmiech ich jedynego dziecka. Nagle śmiech zamienił się w płacz. Ogień w lód. A Vivien...Nie było już Vivien. Był tylko blady policjant leżący na ziemi...
16 październik
-Wszystko się zgadza! – szatyn mocnym ruchem otworzył drzwi prowadzące do gabinetu Thomasa Wilsona. Stara podłoga skrzypiała za każdym razem, kiedy mężczyzna zbliżał się do zniszczonego, bukowego biurka. Tuż za nim siedział opasły, powoli łysiejący malutki człowiek. Na jego piersi widniała pozłacana plakietka z napisem: „Thomas Wilson. Główny inspektor Scotland Yard.” Przez ogromne okna wychodzące na niewielki ogród wpadały ostre promienie słońca.
http://img206.imageshack.us/img206/2127/biuro16dp.jpg
-Byłeś tam? – zapytał z niedowierzaniem. –Widziałeś ciało?
Szatyn uśmiechnął się szeroko i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął pomiętą kartkę i wciąż szczerząc zęby rzucił ją na biurko.
-Mój Boże...-Wilson porwał wiadomość i nie zamykając ust, chłonął jak gąbka każdy jej fragment. – To już coś. Już widzę te nagłówki gazet: „Mark Edwards – młody detektyw Scotland Yardu rozwiązuję tajemnicę zagadkowych morderstw w Londynie”. Jak dobrze pójdzie, to może dostaniemy nagrodę od miasta...
-Zamiast snuć plany na przyszłość lepiej wróćmy do pracy. – Edwards zdjął mokry od deszczu płaszcz i usadowił się wygodnie w pozłacanym fotelu. Z niewielkiego pudełeczka, stojącego na biurku wyjął markowe cygaro. Zawsze tak robił, kiedy zabierał się do pracy.
-Kto tym razem był ofiarą? –zapytał Thomas i nalał sobie do szklanki odrobinę whiskey.
-Peter Wright. Nauczyciel ze szkoły dla dziewcząt na Firth Street. Wyglądał dokładnie tak samo jak swoi poprzednicy. Poderżnięte gardło i litera „Q” wyryta nożem w okolicach serca . – gabinet wypełnił się dymem i ostrym zapachem alkoholu. – Zostawiłem z nim jednego z konstabli. Tak jak inne ofiary miał ze sobą tą durną kartę papieru. Najważniejsze jest jednak to, że nasz pan Wright dwa dni temu zostawił swoją dotychczasową partnerkę, kiedy dowiedział się, że spodziewa się jego dziecka.
Wilson uśmiechnął się znacząco. Dobrze znał ofiarę i od dawna był przekonany, że romans z jedną z uczennic będzie dla niego ważniejszy od ustatkowania się.
-Myślisz, że ten psychopata morduje wszystkich mężczyzn, którzy zostawiają swoje żony i kochanki?- prychnął Wilson. Trudno mu było uwierzyć w coś tak niedorzecznego.
http://img206.imageshack.us/img206/128/siedzi9je.jpg
-Wystarczy porównać te sześć zabójstw. –Edwards wstał z fotela i wolnym krokiem zaczął przechadzać się po pokoju. – Każdy z zabitych, na krótko przed śmiercią porzucił kobietę, z którą dotychczas był związany. Po za tym przy ciałach zawsze znajdowaliśmy krótkie notatki pisane przez mordercę. W każdym z sześciu przypadków wiadomość mówiła o śmierci przez miłość, lub dla miłości. Dwa dni temu znalazłem w archiwum podobną sprawę, tyle że sprzed dziesięciu lat. Zakochany lekarz nie mógł znieść odrzucenia ze strony swojej wybranki i mordował każdego, kogo uznał za potencjalnego konkurenta.
-Sądzisz, że ta sprawa może być podobna? – Wilson opróżnił butelkę po whiskey i z łatwością wycelował nią do kosza na śmieci. Pojemnik zakołysał się niepewnie.
-Mam nadzieję...-odparł Mark – To jedyne co przychodzi mi do głowy.
+++
Dochodziła godzina dziewiąta wieczorem, kiedy Edwards opuścił Scotland Yard. Wciąż było zimno i wietrznie, ale przynajmniej przestało padać. Razem z Wilsonem uzgodnili, że jutro z samego rana pojedzie do szkoły, w której uczył Wright. Może ktokolwiek będzie coś wiedział...
Ulice powoli pustoszały. Gdzieniegdzie gromadziły się grupki bezdomnych, dzieląc się między sobą resztkami taniego alkoholu. Mijając Harris Street, Mark zatrzymał się na chwilę. Jasne promienie latarni oświetlały jego zmęczoną twarz. Był młody. Dla niektórych zbyt młody, by zajmować wysokie stanowisko w tutejszej policji.
Stał tak przez dłuższą chwilę, aż do czasu gdy minęła go drobna kobieta w rozłożystej, czerwonej sukni. Miała nie więcej niż trzydzieści lat i poruszała się z ogromną gracją. Spod jej eleganckiego kapelusza wystawały czarne loki. Mark pomyślał, że to musi być jedna z członkiń londyńskiego koła feministek, bo tylko one odważyłyby się same wracać o tej porze.
http://img453.imageshack.us/img453/7585/idzie2qc.jpg
Uwadze Edwards’a nie umknęła uroda kobiety. Widać, że była nietutejsza. Ciemne włosy i śniada karnacja wskazywały raczej na południe Europy. W takich chwilach Mark zawsze zastanawiał się dlaczego jest sam. Był przystojny i zwykle łatwo nawiązywał kontakty z kobietami. Przyczyną była prawdopodobnie jego praca, która zniechęciła nawet jego byłą żonę. Ale w takich sytuacjach było inne wyjście. Może mniej eleganckie i raczej na krótką metę, ale zagłuszało chwilowe protesty serca...
Rita Northon była jedną z najdroższych i zarazem najpiękniejszych kurtyzan w Londynie. Trzy czwarte mieszkańców płci męskiej marzyło nocami choćby o jednym pocałunku tego rudowłosego anioła. Jednak Rita była bardzo wybredna jeśli chodzi o klientów. Byli albo bardzo przystojni, albo bardzo bogaci. Poznała Edwards’a na jednym z przyjęć towarzyskich, kiedy to pojawiła się ze swoim najwierniejszym klientem – James’em Daniels’em. Już następnego wieczoru Mark stał się jej ulubionym gościem.
-Masz dzisiaj wolny wieczór? – zapytał Edwards i usiadł na brzegu wielkiego łóżka, pokrytego satynową pościelą. Rita uśmiechnęła się zalotnie i odgarnęła włosy z jego czoła. Wokół roznosił się delikatny zapach jej perfum, podsycany przez woń aromatycznych świec.
http://img453.imageshack.us/img453/7610/mamczas6ti.jpg
-Przecież wiesz, że dla ciebie zawsze mam czas...-szepnęła i lekko rozpinając gorset usiadła bliżej. Czuła, że Mark miał ciężki dzień. Aksamitną dłonią dotknęła jego ciała. Dobrze wiedziała jakiej kobiety potrzebuje teraz Edwards i potrafiła wczuć się w nią tej nocy doskonale...
http://img528.imageshack.us/img528/7808/calus0mj.jpg
Słońce dopiero leniwie wznosiło się na niebie, kiedy ostatnia ze świec się wypaliła. Mark leżał obok jedynej kobiety w swoim życiu, która nigdy nie zadawała pytań pierwsza. Nie zmuszała go do głębokich wyznań i dzielenia się wszystkim zaraz po przyjściu. Chyba właśnie dlatego było mu z nią tak dobrze.
-Myślałam, że po takiej nocy będziesz spał dłużej...-szepnęła Rita, która dopiero przed chwilą otworzyła swoje zielone oczy. Przeciągnęła się jak kotka i pocałowała mężczyznę na powitanie.
http://img528.imageshack.us/img528/3866/wstales0vv.jpg
-Nie chciałem cię obudzić. – odpowiedział Mark i przyciągnął do siebie kobietę. Jej miękkie, rude włosy delikatnie łaskotały jego nagi tors.
Ta chwila miłosnego uniesienia trwała jednak bardzo krótko. Za oknem słychać było odgłos nadjeżdżającego powozu, a chwilę później ktoś mocno zastukał do drzwi. Do pokoju wszedł młody mężczyzna, nie czekając nawet na zaproszenie. Rita odruchowo zakryła się pościelą i odsunęła od Marka.
-Nie słyszałem, żeby ktoś pozwolił ci wejść. – warknął Edwards opierając się o zagłówek łóżka.
http://img528.imageshack.us/img528/3365/wchodzi5no.jpg
-Pan wybaczy, sir. – powiedział zakłopotany policjant, usilnie starając się nie patrzeć na leżącą obok kobietę. Niestety kiepsko mu to wychodziło i jego twarz już po kilku sekundach płonęła ognistym rumieńcem.
-Może wreszcie wykrztusi pan o co chodzi? – zapytała łagodnym głosem Rita. Policjant mógł przysiąc, że mrugnęła do niego jednym okiem.
-Chodzi o to że...-zaczął mężczyzna-Chyba mamy problem z Davies’em...
+++
Chapter 2 pojawi się w okolicach weekendu :)
Chapter 1 - "Brahms w deszczu" -poniżej
Chapter 2 (http://forum.thesims.pl/showthread.php?p=483766&posted=1#post483766) - "Obudź mnie zanim umrę"
Chapter 3 - "Katja Stahr" (http://forum.thesims.pl/showthread.php?t=25275&page=3&pp=10)
Chapter 4: Katja Stahr - ujęcie drugie (http://forum.thesims.pl/showthread.php?p=504162#post504162)
http://img235.imageshack.us/img235/986/plakat9ev.jpg
Chapter 1: „Brahms w deszczu”
LONDYN, rok 1853
15 październik
-Długo tu leży? – zapytał postawny szatyn w czarnym, eleganckim płaszczu. Stojący obok niego młody konstabl wzruszył ramionami i schował ręce do kieszeni. Było zimno, a on stał na Frith Street już trzecią godzinę. Na brukowaną ulicę spadały nieśmiało pierwsze krople deszczu.
-Evans twierdzi, że około pięciu godzin, sir. – mruknął nieśmiało, starając się odwrócić wzrok od leżącego na ziemi mężczyzny.
http://img235.imageshack.us/img235/9938/poczatek7xr.jpg
-Jak masz na imię chłopcze? – człowiek w ciemnym płaszczu zbliżył się do ciała i pewnym ruchem ręki sięgną do kieszeni jego wełnianej, zakrwawionej marynarki. Wzrok jednak wciąż miał wbity w policjanta. Ten zamrugał nerwowo i rozejrzał się po pustej ulicy.
-Davies, sir. –odparł cicho. – Samuel Davies.
-Drogi Samuelu – powiedział mężczyzna, nie przestając szukać czegoś w kieszeniach nieboszczyka. – Chciałbym abyś zaczekał tu do przyjazdu policji, a potem wyjaśnił im wszystko dokładnie.. tak jak wyjaśniłeś to mnie. – Konstabl pokiwał głową, chociaż wcale nie uśmiechało mu się pozostanie na tej ciemnej i mokrej ulicy w towarzystwie trupa. – Ach, i jeszcze jedno – kontynuował szatyn – Razem z policją zjawi się tu pewnie mnóstwo prasy. Zadbaj, aby nie dowiedzieli się zbyt wiele. To mogłoby nam wszystkim zaszkodzić.
http://img235.imageshack.us/img235/3091/kleka0pv.jpg
Mężczyzna wstał gwałtownie. W ręku ściskał malutką kartkę papieru złożoną na pół. Uśmiechnął się lekko i schował ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Poklepał Davies’a po plecach i ruszył w kierunku niewielkiego powozu, stojącego kilka metrów dalej. Woźnica przeglądał najnowszego „Times’a”, kompletnie nie interesując się całym wydarzeniem. Od dwudziestu lat pracował dla policji i zdążył przywyknąć do nawet najbardziej wymyślnych morderstw.
-Coś nowego, sir? – zapytał od niechcenia, kiedy szatyn otworzył drewniane drzwiczki powozu.
- Przygotuj się Taylor, bo już niedługo ten twój „Times” i inne nic nie warte gazety ogłoszą mnie największym detektywem w historii Anglii. –zaśmiał się mężczyzna. Taylor prychnął z oburzeniem. Nie znosił kiedy ktoś mówił z pogardą o jednym z najlepszych dzienników w Londynie, a tym bardziej, kiedy porównywano go z prasą bulwarową. Woźnica zacisnął lejce i wydając z siebie głośny okrzyk, zagonił do pracy dwa dorodne konie.
Młody konstabl wciąż stał na Firth Street. Odwrócił się tyłem od martwego mężczyzny i wpatrywał się w znikający w zakamarkach Londynu powóz. Przyjemny dla ucha stukot kopyt oddalał się coraz bardziej, aż w końcu zniknął na dobre. Gdzieś z okolicy dobiegały ciche dźwięki muzyki młodego Brahms’a.
Samuel Davies zamknął oczy. Choć deszcz padał już mocno, policjant nie czuł zimna i kropel spływających po policzkach.
http://img206.imageshack.us/img206/2977/oczy5yb.jpg
Był w domu. Ogień wesoło trzaskał w kominku, a on tulił w ramionach swoją ukochaną Vivien. Gdzieś w oddali słychać było śmiech ich jedynego dziecka. Nagle śmiech zamienił się w płacz. Ogień w lód. A Vivien...Nie było już Vivien. Był tylko blady policjant leżący na ziemi...
16 październik
-Wszystko się zgadza! – szatyn mocnym ruchem otworzył drzwi prowadzące do gabinetu Thomasa Wilsona. Stara podłoga skrzypiała za każdym razem, kiedy mężczyzna zbliżał się do zniszczonego, bukowego biurka. Tuż za nim siedział opasły, powoli łysiejący malutki człowiek. Na jego piersi widniała pozłacana plakietka z napisem: „Thomas Wilson. Główny inspektor Scotland Yard.” Przez ogromne okna wychodzące na niewielki ogród wpadały ostre promienie słońca.
http://img206.imageshack.us/img206/2127/biuro16dp.jpg
-Byłeś tam? – zapytał z niedowierzaniem. –Widziałeś ciało?
Szatyn uśmiechnął się szeroko i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął pomiętą kartkę i wciąż szczerząc zęby rzucił ją na biurko.
-Mój Boże...-Wilson porwał wiadomość i nie zamykając ust, chłonął jak gąbka każdy jej fragment. – To już coś. Już widzę te nagłówki gazet: „Mark Edwards – młody detektyw Scotland Yardu rozwiązuję tajemnicę zagadkowych morderstw w Londynie”. Jak dobrze pójdzie, to może dostaniemy nagrodę od miasta...
-Zamiast snuć plany na przyszłość lepiej wróćmy do pracy. – Edwards zdjął mokry od deszczu płaszcz i usadowił się wygodnie w pozłacanym fotelu. Z niewielkiego pudełeczka, stojącego na biurku wyjął markowe cygaro. Zawsze tak robił, kiedy zabierał się do pracy.
-Kto tym razem był ofiarą? –zapytał Thomas i nalał sobie do szklanki odrobinę whiskey.
-Peter Wright. Nauczyciel ze szkoły dla dziewcząt na Firth Street. Wyglądał dokładnie tak samo jak swoi poprzednicy. Poderżnięte gardło i litera „Q” wyryta nożem w okolicach serca . – gabinet wypełnił się dymem i ostrym zapachem alkoholu. – Zostawiłem z nim jednego z konstabli. Tak jak inne ofiary miał ze sobą tą durną kartę papieru. Najważniejsze jest jednak to, że nasz pan Wright dwa dni temu zostawił swoją dotychczasową partnerkę, kiedy dowiedział się, że spodziewa się jego dziecka.
Wilson uśmiechnął się znacząco. Dobrze znał ofiarę i od dawna był przekonany, że romans z jedną z uczennic będzie dla niego ważniejszy od ustatkowania się.
-Myślisz, że ten psychopata morduje wszystkich mężczyzn, którzy zostawiają swoje żony i kochanki?- prychnął Wilson. Trudno mu było uwierzyć w coś tak niedorzecznego.
http://img206.imageshack.us/img206/128/siedzi9je.jpg
-Wystarczy porównać te sześć zabójstw. –Edwards wstał z fotela i wolnym krokiem zaczął przechadzać się po pokoju. – Każdy z zabitych, na krótko przed śmiercią porzucił kobietę, z którą dotychczas był związany. Po za tym przy ciałach zawsze znajdowaliśmy krótkie notatki pisane przez mordercę. W każdym z sześciu przypadków wiadomość mówiła o śmierci przez miłość, lub dla miłości. Dwa dni temu znalazłem w archiwum podobną sprawę, tyle że sprzed dziesięciu lat. Zakochany lekarz nie mógł znieść odrzucenia ze strony swojej wybranki i mordował każdego, kogo uznał za potencjalnego konkurenta.
-Sądzisz, że ta sprawa może być podobna? – Wilson opróżnił butelkę po whiskey i z łatwością wycelował nią do kosza na śmieci. Pojemnik zakołysał się niepewnie.
-Mam nadzieję...-odparł Mark – To jedyne co przychodzi mi do głowy.
+++
Dochodziła godzina dziewiąta wieczorem, kiedy Edwards opuścił Scotland Yard. Wciąż było zimno i wietrznie, ale przynajmniej przestało padać. Razem z Wilsonem uzgodnili, że jutro z samego rana pojedzie do szkoły, w której uczył Wright. Może ktokolwiek będzie coś wiedział...
Ulice powoli pustoszały. Gdzieniegdzie gromadziły się grupki bezdomnych, dzieląc się między sobą resztkami taniego alkoholu. Mijając Harris Street, Mark zatrzymał się na chwilę. Jasne promienie latarni oświetlały jego zmęczoną twarz. Był młody. Dla niektórych zbyt młody, by zajmować wysokie stanowisko w tutejszej policji.
Stał tak przez dłuższą chwilę, aż do czasu gdy minęła go drobna kobieta w rozłożystej, czerwonej sukni. Miała nie więcej niż trzydzieści lat i poruszała się z ogromną gracją. Spod jej eleganckiego kapelusza wystawały czarne loki. Mark pomyślał, że to musi być jedna z członkiń londyńskiego koła feministek, bo tylko one odważyłyby się same wracać o tej porze.
http://img453.imageshack.us/img453/7585/idzie2qc.jpg
Uwadze Edwards’a nie umknęła uroda kobiety. Widać, że była nietutejsza. Ciemne włosy i śniada karnacja wskazywały raczej na południe Europy. W takich chwilach Mark zawsze zastanawiał się dlaczego jest sam. Był przystojny i zwykle łatwo nawiązywał kontakty z kobietami. Przyczyną była prawdopodobnie jego praca, która zniechęciła nawet jego byłą żonę. Ale w takich sytuacjach było inne wyjście. Może mniej eleganckie i raczej na krótką metę, ale zagłuszało chwilowe protesty serca...
Rita Northon była jedną z najdroższych i zarazem najpiękniejszych kurtyzan w Londynie. Trzy czwarte mieszkańców płci męskiej marzyło nocami choćby o jednym pocałunku tego rudowłosego anioła. Jednak Rita była bardzo wybredna jeśli chodzi o klientów. Byli albo bardzo przystojni, albo bardzo bogaci. Poznała Edwards’a na jednym z przyjęć towarzyskich, kiedy to pojawiła się ze swoim najwierniejszym klientem – James’em Daniels’em. Już następnego wieczoru Mark stał się jej ulubionym gościem.
-Masz dzisiaj wolny wieczór? – zapytał Edwards i usiadł na brzegu wielkiego łóżka, pokrytego satynową pościelą. Rita uśmiechnęła się zalotnie i odgarnęła włosy z jego czoła. Wokół roznosił się delikatny zapach jej perfum, podsycany przez woń aromatycznych świec.
http://img453.imageshack.us/img453/7610/mamczas6ti.jpg
-Przecież wiesz, że dla ciebie zawsze mam czas...-szepnęła i lekko rozpinając gorset usiadła bliżej. Czuła, że Mark miał ciężki dzień. Aksamitną dłonią dotknęła jego ciała. Dobrze wiedziała jakiej kobiety potrzebuje teraz Edwards i potrafiła wczuć się w nią tej nocy doskonale...
http://img528.imageshack.us/img528/7808/calus0mj.jpg
Słońce dopiero leniwie wznosiło się na niebie, kiedy ostatnia ze świec się wypaliła. Mark leżał obok jedynej kobiety w swoim życiu, która nigdy nie zadawała pytań pierwsza. Nie zmuszała go do głębokich wyznań i dzielenia się wszystkim zaraz po przyjściu. Chyba właśnie dlatego było mu z nią tak dobrze.
-Myślałam, że po takiej nocy będziesz spał dłużej...-szepnęła Rita, która dopiero przed chwilą otworzyła swoje zielone oczy. Przeciągnęła się jak kotka i pocałowała mężczyznę na powitanie.
http://img528.imageshack.us/img528/3866/wstales0vv.jpg
-Nie chciałem cię obudzić. – odpowiedział Mark i przyciągnął do siebie kobietę. Jej miękkie, rude włosy delikatnie łaskotały jego nagi tors.
Ta chwila miłosnego uniesienia trwała jednak bardzo krótko. Za oknem słychać było odgłos nadjeżdżającego powozu, a chwilę później ktoś mocno zastukał do drzwi. Do pokoju wszedł młody mężczyzna, nie czekając nawet na zaproszenie. Rita odruchowo zakryła się pościelą i odsunęła od Marka.
-Nie słyszałem, żeby ktoś pozwolił ci wejść. – warknął Edwards opierając się o zagłówek łóżka.
http://img528.imageshack.us/img528/3365/wchodzi5no.jpg
-Pan wybaczy, sir. – powiedział zakłopotany policjant, usilnie starając się nie patrzeć na leżącą obok kobietę. Niestety kiepsko mu to wychodziło i jego twarz już po kilku sekundach płonęła ognistym rumieńcem.
-Może wreszcie wykrztusi pan o co chodzi? – zapytała łagodnym głosem Rita. Policjant mógł przysiąc, że mrugnęła do niego jednym okiem.
-Chodzi o to że...-zaczął mężczyzna-Chyba mamy problem z Davies’em...
+++
Chapter 2 pojawi się w okolicach weekendu :)