PDA

Zobacz pełną wersję : Gwiazdowe Telenowele..


Strony : 1 2 3 4 [5]

Cocaine
24.11.2004, 17:43
Bebe Twins odc. 31
Rano wstałam powoli i wyciągnęłam suknię z szafy. Położyłam ją na krześle i podziwiałam. Była piękna. W końcu przynajmniej raz zamierzałam wychodzić za maż. Wyciągnęłam telefon.
- Brandon? - zapytałam niewyraźnie
- Tak złotko>? - zapytał
- Jesteś już może gotowa?
- Nie...podjedź o wpół do piątej pod mój dom. - mama od rana nie była u Zoe w szpitalu (tak ją nazwałyśmy od nowa, jeszcze nie miała chrztu) tylko dekorowała dom. Faktycznie, wyglądał imponująca. Nad drzwiami wisiała olbrzymia korona ze świeżych iglaków przyozdobiona gołąbkami z plastiku, mnóstwem kokardek i białego tiulu. Nad furtką była korona z wierzby, a w nią powplatane były czerwone róże ze specjalnymi zakładkami na dole trzymajacymi wodę. Do każdej była doczepiona wstążka z tiulu. Zjadłam śniadanie, pogładziłam mamę po głowie.
- Nie denerwuj się. - powiedziała i przytuliła mnie.
- Nie denerwuję się...mamo>
- Tak ?
- Czy możemy tu zamieszkać z Brandonem?
-Nasz dom stoi dla niego otworem. - powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
- Gdzie idziesz?
- Idę odebrać Zoe ze szpitala, jutro ma przeszczep.
- Mamo, weźmiesz ją na mój ślub?
- Tak, to specjalna okazja! I jadę po twoją wiązankę. - powiedziała i już jej nie było. Szykowałam obiad (wszystko w restauracji mialo byc gotowe dla gosci do żarcia): przepyszne kotleciki z serkiem i ziemniaczki, po czym wyłożyłam na talerze. Była pierwsza. Wsunęłam moją porcję i poszłam pod prysznic. Obficie spryskałam się Christiną Aguilerą i założyłam suknię. Wyglądałam przepięknie. Założyłam buty na malutkim obcasie, wiązane na tasiemki na kostkach, i poszłam upiąć włosy. Wpięłam długaśny welon, po czym poszłam na dół. Przywitały mnie oklaski. mama zrobiła mi zdjęcie, a ja ubrałam Zoe w nową sukieneczkę z tasiemkami. Byłyśmy gotowe do drogi. mama miała na sobie piękną sznurowaną na plecach suknię z czerwonej tafty. Poszłam na dół i czekałam jak na szpilkach na pana młodego.
- Podjechał!! - zapiszczała moja przyjaciółka i kazała mi wejść na górę. To teraz czekałam na werdykt.......

Magi
25.11.2004, 13:09
Tatułaż

Odcinek 18
Gdy już zjadły poszły do sklepu z wieżami, komputerazmi, płytami itp. itd. . Przy jednej z półek zobaczyły bardzo przystojnego chłopaka.
- Roziiiiii...
- Widze, widze...
- O matko... jaki on fajnyyyyy...
- Może... yyy... pójdź i zagadaj.
- No... eee... moge spróbować... - Gia wyjeła z torby szczotke i uczesała sie. Podeszła i z najsłodszym, najbardziejmiękkim i sexonym głosem powiedziała...
- Cześć - chłopak spojrzał na nią dziwnie
- Bonjur! - odpowiedział po fracusku, "On jest francuzem!" pomyślała Gia
- Może cie oprowadze po tym centrum?
- Eee... mmm... ok - zdołał wypowiedzieć, a Gi odrazu pociągneła go ku Rozi.
- To jest Rozi. A ty jak masz na imie? - zapytała nie bardzo wiedząc czy chłopak wie co ona mówi.
- Bonjur Rozi. A ja mieć na imie Matt. - wybełkotał z zakłopotaniem.
- Świetnie! A więc mówisz "po naszemu" - odpowiedziała z entuzjazmejm Gia - Ja mam na imie Gia.
- Może pójdziemy na lody? - zaproponowała Rozi
- Dobra więc chocicie! - Gdy w trójke doszli do lodziarni "Amanda" i usiedli przy stoliku podeszła do nich Amber. Widać że coś piła bo była czerwon i rozchichotana.
- Co u was dzieciaczki?
- Spadaj, Amber! Nie twoja sprawa! - powiedziała ze złością Rozi
- Może my zjedli by lód? - zapytał Matt patrząc na tą scenke.
- Och... och tak. Jaki chcecie smak lodów? - zapytała Gia
- Ja chce... Miodowy
- A ja chetnie zjeść... Wanilowy...
- Waniliowy. - poprawiła go ze śmiechem Gia
- No dobrze. - gdy wszyscy już zjedli Gia chciała już zapłacić gdy Matt wyjoł pieniądze mówiąc...
- Piekne panie nie płacić!
- Ok, jak chcesz! - odpowiedziała Rozi śmiejąc sie. Potem Matt odprowadził Rozi i Gie do domów. Matt dał im swój numer telefonu i odszedł. Gia i Rozi krzykneły z radości i pobiegły do swoich domów...

CDN

Sori że taki krótki ale musze iść

Cocaine
26.11.2004, 20:09
Bebe Twins odc. 32
Zeszłam powolutku na dół.
- Teraz się obejrzyj. - powiedziała moja mama do Brandona. Kiedy mnie zobaczył zaparło mu dech w piersiach
- Czy to naprawdę moja żona? - zapytał gładząc mnie po brzuszku.
- Stuprocentowa. - odparłam i pocałowałam go w przelocie. Klękneliśmy przed moją mamą gotowi do nabożeńsdtwa. Błogosławieństwa, sorry/
- Więc chaiałabym pobłogosławić ten związek.....amen. - powiedziała kończąc modlitwe i kazała nam ucałować krzyżyk. Potem powoli wyszliśmy przed dom, zobaczyłam piękny srebrny kabriolet. był przystrojony w urocze kokardki, a na przedzie auta były dwa przepiękne słoniki...po prostu słiit. usiadłam z tyłu, objęliśmy się i pojechaliśmy pod kościół. Tam dwanaście identycznie ubranych druhenek ujęło w swoje dłonie welon i poniosło go aż do wejścia do kościoła, gdzie przejął mnie mój własny ojciec, który bezboleśnie zranił moją matkę wyjeżdżając po to by teraz zjawić się na moim ślubie. Poszedł ze mną do ołtarza.
Minęło pół mszy.
- cZY PRZyżekacie być sobie wiernymi do końca życia?
- Przyrzekamy.
- Czy przyrzekacie wychowywać swoje potomstwo ze wspólnotą kościoła bla bla bla.....aż w końcu ten moment.
- Podajcie sobie prawe ręce. - podajemy sobie...potem związuje je stułą, odprowia jakieś modły. Potem przyrzekamy sobie wspólnie miłość, potem wymiaqna obrączkami. Moja jest ze złota z maleńkimi brylancikami, Brandona z szafirkami.
- Dajemy sobie te obrączki na dowód miłości i wierności. - orzekłam wspólnie z moim mężem a potem on mnie pocałował. Yummy!! Z radości nieco drgnęłam. na konioec ryknął Mendelson....ach, do końca zycia to zapamiętam jak szłam główną nawą, a z chórku spadły na nas kilogramy płatków róży,.,,rzeszta jutro.

Zong
26.11.2004, 20:53
Dziesięciokrotne szczęście odc. 25
..W pracy ajk zwykle tłok. Na szczęście dzisiaj nikt nie chciał się operować, a ja miałam tylko dyżur. Wzięłam się za lekturę pamiętnika. Znalazłam kilka ciekawych fragmentów i zaznaczyłam je. Dochodziłam do daty 30. wrzesień br. (jest styczeń)
-Pani doktor.
-Tak?-zapytałam nie odrywając się od pamiętnika Caroline
-Ciekawa książka?
-To nie książka. o co chodzi?
-Ja muszę pani powiedzieć.
-No mów, Marto.
-Dziś była Caroline.
-Mój Boże! Po co?
-Pani doktor! Pytała się po ilu tygodniach nie można usunąć ciąży. Powiedziałam, ze w drugim tygodniu 4 miesiąca... A ona..
-To jej pamiętnik. Ona jest w ciąży.
Wyszłam. Skończyłam dyżur.
-Pani doktor!!!
-Pojutrze ci powiem-odburknęłam. Marta jest salową.
"Dziś się poślizgnęłam. Wszyscy przeszli obok mnie. Źle się czułam. Kuba podał mi rękę. Choć tylko przy czyjejś pomocy mogłam wstać, nie skorzystałam. Dlaczego Katie zachorowala!"
"Mam złamaną nogę. Musiałam skorzystać z jego pomocy. Nie licząc mojej rodziny, tylko on mnie odwiedza... On nie tylko poszedł do tego gimnazjum co ja i Katie, ale i mnie odwiedza... My God!.."
"On.. znalazłam karteczkę: kocham Cię! kuba" pisał "na szybko""
"Caroline!-zawołał mnie Kuba
-Czego?
-Chodź tu!
Podeszłam.
-Co ty do mnie czujesz?
Spojrzałam na niego. Nic nie odpowiedziałam.
I tak trwałąm trzy tygodnie. Zrozumiałam, ze go kocham... Prawdziwie. Nie mówiłam mu tego. Zwierzyłam się Katie.
-No wiesz... Może powiedz mamie(...)"
Dlaczego tego nie zrobiła???
"(...) No coś ty!
-Ale..."
"Powiedziałam mu to. Oczywiście nie w miejscu publicznym, to jest an korytarzu, ale już następnego dnia, no nie od Katie, która choruje, wszyscy wiedzieli, że się pocałowaliśmy. Myślę, ze Kuba jest moją prawdziwą miłością.. Ale mam czas..."
"Chodzimy ze sobą od dwóch miesięcy. Katie żadą, zebym powiedziała mamie. MA racje. Ale ja tego nei zrobię... Dlaczego? Nie wiem.."
"Już mija rok od naszego pierwszego pocałunku. Kocham go i nic się nie zmieni"
"Tak... Właśnie poszliśmy do kina.. Ale nei chciało mi się iść na film. Powiedziałam nie, i choć wiem, że on pragnął oglądnąć ten film, stał się posłuszny. On mnie kocha"
"Chyba trochę... TROCHĘ?? Ogromnie mnie poniosło... Powiedziałam mamie, że idę do Kasi.. jakiej Kasi?? A poszłam do niego.. Spędziliśmy razem noc... Wyszłąm o północy. Nie wiem czemu to zrobiłam..
ps. miłość nie jedno ma imię.."
"jestem w ciąży. jak powiem o tym mamie? ona nie wie o moim chłopaku.. Nie mam siły.. Chyba ją usunę..."
Oby tak zrobiła! I to były te fragmenty.
-mamo?-usłyszałam wątły głos-MAMO!
-Caroline! Co ci jest? Kochanie!
Chwyciłam chustkę. Wytarłam ją z potu i krwi.
-Mamo.. on wcześniej nie wiedział. Ale wierz mi, ja go kocham
-Wiem. Czytałam twój pamiętnik.
-Mamo! To są prywatne sprawy!
-Wybaczysz mi?
-oczywiście. Ale Kuba nie chciał dziecka... Szłam je usunąć. On ze mną. I ja nie chciałam. Ale nie chciałam u ciebie w szpitalu.
-Wystarczyło słowo.
Uśmiechnęłam się życzliwie do mojej dorostającej córki, która wiele już przeszła.
-Mamo.. ja poroniłam. Poroniłam w drodze do szpitala.
cdn

Cocaine
27.11.2004, 14:19
Zong dawnho cię nie byłlo :D
Bebe Twins odc. 33
I wyszliśmy przed kościół. Tam rzucili w nas kilogramami ryżu i tysiącami grosików i pięciogrosików. Kucnęliśmy z Brandonem żeby pozbierać kasę, kiedy wciąż rzucano w nas cukierkami. Cukierki rozdaliśmy między dzieci, i ustawiliśmy się po prezenety i kwiaty.
- Kochanie...wiesz czego ci zyczę...Brandonkowi też...i dzidziusiowi - powiedziała mama i odeszła. Byłam zdzwiona. Matka bez prezentu?? Ja jej dam....
- Brandon...mama ci dała prezenrt?
- Właśnie nie...żeby własnemu dziecku w ślub kasy ani prezentu nie dać?
- Ja dostałam sześć tysięcy....
- No to przynajmniej kase dostałaś...chodź jedziemy. - wtarabianiłam się do samochodu i pojechaliśmy pod restaurację. Tam stanęliśmy przed schodami przewiązanymi czerwoną kokardą uniemożliwiającą wejście i podbiegły do nas nasze matki. Moja trzymała chleb i sól, mama Brandona wódkę i kieliszki.
- Oj, ja nie mogę pić...- i wskazałam na brzuch. Przynajmniej udawałam że piję a naprawdę wylewałam nieco na podłoże a potem pusty kieliszek rzuciłam za siebie. Mama potem pożyczyła nam wszystkiego najlepszego i wręczyła wielkie nożyczki. Razem mocno nacisnęliśmy na nie i rozległy się oklaski. brandon wyniósł mnie na górę i przeniósl przez próg sali. Postanowiliśmy zlamać tradycję i zatańczyć "poloneza". Z kilkoma zaprzyjaźnionymi parami. Rozległy się pierwsze takty, wyszliśmy na środek, odtańcvzyliśmy dumnie ten przepiękny taniec, a na koniec on odsłonił mój welon i pocałował mnie gorąco. Poszliśmy do stolików. Mmm.. stoły były suto zastawiano. Ale najlepsze jedzonko wjechało koło północy. Na wielkim podeście podjechał tort. Wspólnymi rękami przekroiliśmy wielkie tortowe piętrowe serce i zjedliśmy "siebie" nawzajem - figurki z cukru.
- Kocham cię. - wyszeptał Brandon kiedy wyszliśmy na osobność na wielki kamienny taras. Usiedliśmy na brzegu.
- Ja też...- powiedziałam i zaglębiłam się w jego garniturze.
- Ashley..muszę ci coś powiedzieć...
- ???
- Jestem bezpłodny. - powiedział w przestrzeń.
- Aha, a to co noszę w sobie to dar z kochanie się z szefem? - zapytałam pretensjonalnie.
- To było nasienie brata wstrzelone do mojego organizmu. - wykrztusił.
- Przepraszam. I tak cię kocham. - powiedziałam.
- Spójrz kto idzie. - na dole szła kobieta z małym dzieckiem, a na przeciwko niej grupa młodzieńców z szampanem.
- Uczcijmy!! Wasze zdrowie!! - krzyknęli ni z tąd ni z owąd i wystrzelili korek w powietrze. Wypiliśmy toast, i zwołaliśmy ludzi na fajerwerki. Najpierw kiedy zaczęliśmt się całować był mały wstęp. A na końcu, kiedy chwiejnym krokiem w moich kozaczkach stanęłam na kamiennej barierce i pochyliliśmy się do siebie...
CDN!!

she
02.12.2004, 15:57
"blood"
Haney obudziła się. A raczej otworzyła oczy, bo gdy chciała wstać zauważyła, że jest przywiązana pasami. Lekarze natychmiast przybiegli..... qrde muszę iść, a mam wenę no to cip, a ja idę robić lejby :1smutny:

Magi
02.12.2004, 17:53
Tatułaż

Odcinek 19
Gia i Rozi krzykneły z radości i pobiegły do swoich domów. Gia poszła zaraz do pokoju i włączyła kompa. "Ach, wejde na czat..." pomyślała i weszła na czat "14, 15, 16, 17, 18, 19 lat". "Prosze podać nick" Gia pomyślał chwile i wpisała "Lawenda"... Na stronie głównej to czyal sie jaka rozmowa. Zaczeła przeglądać ludzi gdy "Obibok zaprasz Cię na PRiV, czy przyjmujesz jago zaproszenie?" Gia klikneła "tak".
Obibok: Elo
Lawenda: Elo? Raczej Hejuniex...
Obibok: Jak wolisz...
Lawenda: ...
Obibok: Ile masz lat?
Lawenda: 17, a Ty?
Obibok: 26
Lawnda: To co tu robisz?
Obibok: Gadam sobie z mlosym towarzystwem...
Lawenda: Spadaj...
I zamknęła okno PRiV. Znalazła nick "Różyczka" więc klikneła.
Lawenda: Hej
Różyczka: Kto Ty?
Lawenda: Przesłodzona nastolatka
Różyczka: Ile lat?
Lawenda: 17, a Ty?
Różyczka: Ja też...
Lawenda: Gdzie mieszkasz?
Różyczka: W mieście!
Lawenda: Fajnie... A może powiesz jak sie nazywa?
Różyczka: WalFlay (czytaj Łolflej)
Lawenda: SERIO??? Ja też! A do jakiej chodzisz szkoły?
Różyczka: Szkoła nr 13
Lawenda: Pewnie nie uwioerzysz, ale ja też tam chodze!
Różyczka: Jasne :/
Lawenda: Do jakiej klasy?
Różyczka: 3c
Lawenda: A... Jak masz na imie?
Różyczka: Samantha : )
Lawenda: No to, Yo Sam! Tu Gia... = )
Różyczka: To naprawde Ty?
Lawenda: No jasne!!! = *
Lawenda: Nie wiedziałam, że masz NET...
Różyczka: Mam od wczoraj...
Lawenda: A no jasne, nie mogłaś mi powiedzieć bo oczywiście kochany dyrcio mnie powiesił...
Różyczka: Zawiesił!
Lawenda: Wiem wiem... = P
Różyczka: Powiem Ci coś...
Lawenda: No to mów!
Różyczka: Amber chodzi z Maxem!
Lawenda: Jakim sposobem?!
Różyczka: Podobno Amber powiedziała, że Ty go olewasz i wogóle jest Ci oboętny...
Lawenda: CO?!
Różyczka: No... Tak podobno...
Lawenda: Musimy sie spotkać! Mam Ci coś do powiedzenia i opowiesz mi wszystko...
Różyczka: Kiedy?
Lawenda: Jutro o 10:30?
Różyczka: Ja przecież chodze do budy!!!
Lawenda: A no racja... No to... o 17:30?
Różyczka: Ok
Lawenda: Ok, pa!
Różyczka: Pa!
Gia wylogowała sie i poszla wziąc gorącą kompiel z olejkami, kulami musującymi, solami itd. Po godzinie bła już na łóżku nakładając sobie maseczkę. Wzięła telefon i zadzwoniła do Rozi.
- Halo?
- Hej, Rozi.
- Hej Gi. Sorry, ale nie moge gadać... Pa
- Eee...
W słuchawce odezwał sie głuch głos krótkich sygnalów. Rozi rozłączyła sie.
- Wypchaj sie! - krzykneła Gia ze złością. Rozi nigdy nie była ąz tak zajęta, żeby nie móc gadać z nią... Po chwili wzięła Kartke z numerem Matt'a i wykręciła numer.
- Hallo?
- Hej, Matt. Tu Gia. Spotkaliśmy sie dzisiaj.
- A tiak... Co tam u ciebe?
- Nic takiego... Może sie spotkamy?
- Kiedi?
- Dzisiaj?
- Ok
- U mnie o 21? Moja mama idzie z jakimś kumplem na impreze.
- Dobra. Będie o 21:15
- Pa
- Pa, piekna...- odpowiedział Matt i rozłączył sie. Gia po raz kolejny w tym dniu krzykneła z radości i spojrzała na zegarek 18:25. "Mam kupe czasu!" pomyślała i kontynułowała upiększanie sie. Po 3 godzinach była odpicowana na max'a. Mini do tego zakolanówki w paski i bluzka na ramiączka z dużym dekoltem. Zadzwonił zwonek i . . .

CDN

she
03.12.2004, 13:41
"blood"
Haney obudziła się. A raczej otworzyła oczy, bo gdy chciała wstać zauważyła, że jest przywiązana pasami. Lekarze natychmiast przybiegli..... qrde muszę iść, a mam wenę no to cip, a ja idę robić lejby :1smutny:
przybiegli... Haney spojrzała z niedowierzaniem na ich twarze. Jakim cudem się tutaj znalazła? "czyżby to był tylko sen? Ale ja naprawdę widziałam siebie zalaną krwią, naprawdę czułam to co taqmta dziewczyna... dziewczyna której niema. A ptrzecież naprawde pisała ten pamiętnik.
............. ............ .............. .............
Po chwili nie leżała już w psychiatrycznej sali, tylko siedziała przy biórku nad pamiętnikiem. Wyjrzała przez okno. niemogła się pozbyć widoku Haney. Wyszła przd dom. Była wietrzna pogoda. PO chwili Brigh przystała na chodniku. Poczuła jak trudno jej oddychac a ciało ciąży. Powieki Haney ciężko opadły, Bright upadła na ziemię. Obie leżały bez życia. Jedno życie dobiegło końca w dwóch miejscach...
THE END

Magi
03.12.2004, 17:52
Tatułaż

Odcinek 20
Zadzwonił zwonek i Gia poczuła sie dziwnie. W głowie jej sie zakręciło i upadła. Obudziła sie w psychiatryku przypięta pasami. Przypomniała jej sie jedna scena "Zabrali ją. "I co teraz?" pomyślała, "To ma być koniec?!"... Nagle policjant wstrzyknął jej coś. Nie wiedziała co, ale po chwili czuła jak mózg jej gdzieś odpływa... ". "Przcież to byłło dawno..." myślała... "Gdzie Rozi?" "Jaka Rozi? O czym ja gadam?" wtem przyszedł doktor.
- Jak sie czujesz?
- Dziwnie... Ja... Ja czuje jak bym... Była kiedyś kim innym!
- Aha... Rozumiem... -powiedział doktor z zamyśleniem i zapisał coś na kartce.
- Moge wstać?
- Tak - doktor odpioł ją i Gia wstała rozmasowując sobie nogi. Zaraz potem odszedł, a Gia poszła "do toalety". Tak naprawde w toalecia wyłamała okno i powoli płowała kraty. Po 2 godzinach zmęczona wyszła na zewnątrz. Złamała kark jednemu z ochroniarzy i pobiegła w strone lasu. Nie wiedziała z kąd, ale miała w pamięci, że za lasem nie ma siatki pod prądem. Po godznie sprintu usiadła i poczuła sie głodna. Weszła na jakieś drzewo iglaste i zerwała szyszke. Oczyściła ją i... Zjadła. Następnie wstała i poszła w dalszą droge. Było już ciemno, ale ona dalej szła i szła. Po wyczerpujących 2 godzinach doszła do siatki. Pzreszła przez nią i zdięła z pobliskiego drzewa wiszącą na nim czarną sportową, duża torbe. Otworzyła ją i znalazła ubrania, troche jedzenia, pieniądze fałszywy dowód i paszport. Wiedziała że kiedyś tu była i wieszała tą torbe, ale nie wiedziała kiedy. Przebrała sie i poszla do najbliższego motelu. Szła około 3 kilometrów, aż wreszcie napotkała upragnone schronienie. Weszła rozejżała sie i zadzwoniła prowizorycznym dzwonkiem po obsługe.
- Słucham?
- Chciała bym wynająć pokój na 5 godzin.
- Dobrze. Prosze o dowód osobisty. - Gia podała dowód. Po załatwieniu formalności Gia wyjeła Pistolet Ochrony .390 (niewielki magazynek i stosunkowo słaba amunicja) i zzastrzeliła recepcjonistę. Szybko schowała sie za lade i czekała na reszte. Po chwili przybiegło dwoch męrzczyzn których też łato sie pozbyła. Poszła n góre i po 3 godzinach snu był spowrotem. Zadzwoniła po Taxówke. Kierowca przyjechał w umówione miejsce czyli o kilometr od Motelu. Poprosze na lotnisko.

CDN

I jak?

Cocaine
03.12.2004, 20:56
Bebe Twins odc. 34
Pocałowaliśmy się a znad nas wystrzelił czerwony sztuczny ogień który rozprysł się na kształt serduszka. Kilka osób z dołu biło brawo. Dalej wam nie będę opowiadać bo dalej to głównie tańczyliśmy. Potem pojechaliśmy do domu. Już od progu mój mąż ściągał ze mnie suknie....
- Jesteś piękna...-szeptał mi kiedy ściągał mu koszulę. Wkrótce leżeliśmy nadzy na łóżku i wcale się siebie nie wstydziliśmy.
- Wiesz co...- powiedziałam
- Ja też ci coś chciałem powiedzieć. Tak naprawdę to...
- Powiedz mi spokojnie...-zarządałam zapalając świ3ce.
- Powiem ci rano...-wyszeptał i ułożył mnie na sobie. Nie, wcale się nie kochaliśmy. otem usnęliśmy, rano się spokojnie obudziłam,. Poszłam zrobić pyszne śniadanie. Od razu zbudził nas dzwonek telefonu.
- Halo?
- O cześć Ash. Jak się ma twój mąż?
- A oki...- powiedziałam do siostry roztapiając tłuszcz na patelni.
- Co mu tam pichcisz? - spytała zaciekawiona
- Jajka w koszulkach - palnęłam i dla picu wyrzuciłam jedno jajo na patelnię. Po chwili jednak zaangażowałam się w to i zrobiłam mu przepyszne jajeczka.
- Myślisz że będą mu smakować/
- Rzecz jasna!@! - oburzyłam się lekko.
- Ok, no to wpadnę do was wieczorem.
- Nie dzisiaj, musimy oprozmaiwąc.
- Tak??
- Jak?
- No jak musimy porozmawiać.
- O wszystkim - zbyłam ją i poszłam do toalety.
- Sorry ale widze że idziesz do klopa.
- No...yo pa. YO!! - wykrzyknęłam entuzjastycznie i poszłam z powrotem do kuchyni. Mój mężyk przyszedł, zjedliśmy czule się tuląc do siebie śniadanie.
- Przepysszne....- syknął on i pocałował mnie w szyję...
- Mmmm....-mruknęłam i zebrałam rzeczy do zmywarki. Po południu Brandon zatrzymał mnie po obiedzie na chwilę.
- Muszę ci coś wytłumaczyć.
- NO>
- Nie jestem zwykłym człowiekiem.....

Zong
03.12.2004, 21:11
Dziesięciokrtone szczęście odc. 26
Wytarłam Caroline i położyłam ją do łóżka.
-Śpij, kochanie.
Wróciłam do niej pół godziny później.. Nie było jej w łóżku. Ach, Caroline!
Wróciła po kilku godzinach. Dziewczyny były w szkole.
-CAROLINE!-krzyknęłam
-Mamo..
-Gdzieżeś była?
-Zerwa..zerwałam z Ku.. z Jakubem.
-Caroline?
-Mamo, on mnie okłamał.
-Jak..?
-Jestem dziewicą.
-Jak to? Caroline!
-Czytałaś o ginekologii?-pokiwałam głową-Istnieje taka choroba jak zawrót miesiaczki.. Czy jakoś tak. Ja poszłam do niego spać. Byłam okropnie zmęczona. I nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. I śniło mi się.. wiesz co. Nie miałam miesiączki. Miałam bóle brzucha. to objawy.
-A moze cierpisz na menopauzę?
-Mamo, nie żartuj! Prosze! Test, zepsuty, wykazał pozytyw. Kiedy szliśmy "usunąć ciążę" ta choroba się skończyła.. Wierzysz mi?
-Tak.
Koniec. Koniec przygody z Caroline.
Minął miesiąc. Straszny miesiąc..
-Mamo! Dostałam rolę w filmie!
-A ja w reklamie!
Mówiły to Caroline i Katie. POzwoliłam im na to... Nie znałam skutków.. Były OKROPNE
CDN

Magi
04.12.2004, 10:50
Tatułaż

Odcinek 21
Gia kilka metrów przed lotniskiem powiedziała aby taksówkarz sie zatrzymał. Wyjeła Karabinek Półautomatyczny MP5 (Najpopularnirjszy przedstawiciel broni tego typu) i przykręciała do niego tłumik. Kierowca patrzył przerażony. Nie trwało to długo, po chwili stała i kupowala bilet. Leciała do Polski. Miała tam kilka zleceń. Gdy była już w samolocie poczuła sie bezpiecznie i zasnęła. Obudziła ją stewardessa.
- Już wysiadamy. Koniec podróży. Jesteśmy w Polsce. - powiedziała i uśmiechneła sie. Gia powlokła sie do wyjścia. Wzieła taksówke i pojechała do hotelu. Tam zjadła i przebrała sie. Postanowiła, że nie będzie czekać. Wzieła na wszelki wypadek Granat Błyskowo-Ogłuszający (Oślepia i ogłusza przeciwnika wprowadzając popłoch), Karabin Snajperski M95 .50 (Charakteryzuje go potężna siła ognia i ogromny zasięg) i Karabin Szturmowy M16 (Moja ukochana broń). Szła długimi ulicami, aż doszła do starego budynku. Nie wylądał zachcająco. Był obskurny z powybijanymi szybami. Gia weszła, gdy zadzwoniła jej komórka. Szybko odebrała.
- Tak?
- Jesteś już w budynku? - zapytał lodowaty chrapliwy głos.
- Właśnie weszłam.
- Ok. Teraz idź prosto do ych drzwi na końcu korytarza. Zapukaj 8 razy.
- Już
- Teraz jeszcze 16.
- Ok - powiedziała Gia i rozłączyła sie.
- Hasło? - zapytał stary nieogolony i brudny pijak. A przynajmniej tak wyglądał.
- Zupa krewetkowa.
- Biała czy czerwona?
- Czerwona.
- Wejdź.
- Ty tak zawsze musisz wyglądać?
- Trzeba utrzymać pozory. Do kogo, dziś?
- Do Melchiora.
- Tamtymi drzwiami, a potem w lewo.
- Wiem - powiedziała Gia i szybko odeszła. Doszła do drzwi i zapukała 21 razy.
- Hasło?
- ***** ile tych haseł?
- Regulamin. Hasło?
- Rozjechany kot.
- Wchodź. Tylko szybko!
- Ok, ok... Co sie tak śpieszysz?
- No wiesz...
- Wiem.
- Do kogo dzisiaj?
- Do Melchiora. Wpuść mnie nie mam czasu!
- Dobra jak chcesz. Melchiorze! Do ciebie. - powiedział i przpuścił Gie w drzwiach, a potem je zamknoł.
- Jesteś w bractie?- Gia pokazała tatułaż.
- Dobra, ile chcesz?
- 30 sztuk.
- 550$.
- Spoko. - Gia podała pieniądze i wzieła towar. Wtdy usłyszeli gwałtowny wybuch.
- Gliny! - krzyknoł Melchior i wyszedl tajnym przejściem z pokoju. Gia rozejrzała sie.
- Okno... -powiedziała szeptem i wtem wtargneła policja. Gia wyjeła za paska coś co przypominało korki i wetkneła je do uszu, zaożyła wielkie gogle i rzuciła granatem. Uslyszała tylko mały trzask. "Wybuchł" pomyślała i rozbiegła sie. Wyskoczyła tłukąc w drobny mak szybe. Wyjeła M16 i zaczęła biec. Zdieła gogle i wyjeła wtyczki. Po pół godzinie biegu i rozwalania policji przed hotelem schowała pistolet i weszła. Wzieła klucz z recepcji i pobiegła na góre. Spakowała sie i spuściła sie liną z okna. Schowała sie na jakieś dzialce dzie stał opuszczony malutki domek. Schowała sie w nim. Przebrała w ciuch które w nim były, posypała mąkom włosy i zrobiła zmarszczki. Teraz czekała... Czekała co sie stanie...

cornishonka
04.12.2004, 21:57
Evana Giant

Odcinek I.
Nazywam sie Evana. Evana Giant.
Stracilam rodzicow w wieku 3 lat, w wypadku samochodowym. Razem ze straza pozarna, przyjechal samochod z duzym rozowym napisem 'Dom dziecka imienia Andrzeja SimCieja'. Gdy strazacy zajeli sie ogniem, z samochodu wybiegla starsza kobieta, na oko miala prawie 40 lat. Wziela mnie na rece i rozplakala sie.
- Nie martw sie, juz jestes bezpieczna - Przytulila mnie. Ja wtulilam sie w nia, bez swiadomosci, ze to nieznajoma kobieta. Zabrala mnie do domu dziecka, mimo to prowadzilam spokojne zycie. Zawsze do zlej gry robilam dobra mine. Bylam zaprzyjazniona ze wszystkimi dziecmi z domu dziecka, i gdy jakas moja przyjaciolke zabierali nowi rodzice, bylam jednoczesnie: szczesliwa - bo bedzie miala rodzicow, swoj dom. Smutna - bo byc moze nigdy jej juz nie zobacze.
Mam zielone oczy, brazowe wlosy i delikatne poliki. Kazda kolezanka sadzi, ze w moich oczach 'czai' sie cos niezwyklego - po prostu tak sie czuje, gdy patrzy mi sie w oczy - mowia.

*~*~*~*~*

Trudno mi powiedziec, czy 15 lat to duzo, czy malo. W kazdym razie jestem coraz bardziej samodzielna, poznaje jeszcze wiecej nowych rzeczy - i nadal mieszkam w domu dziecka. Pani Knigthless mowi, ze jestem niezwyklym dzieckiem i dlatego mnie czesto bierze do pomocy, w ktorej jestem bardzo aktywna - pomagam w zajmowaniu sie malymi dziecmi, dokladnie w takim wieku, w jakim ja dostalam sie do domu dziecka. Raz jednak zadzwonil telefon, ktory zmienil moje zycie...
Drryyyn (:P).
- Ja odbiore - Pani Knigthless od razu sie rzucila. - Halo?
Chwila ciszy.
- Tak, mam... Tak, bardzo mila... Sadze ze sie zgodzi... Ekhm, Ev, mozesz tu podejsc na chwile? (tak ja pani nazywac lubi ;d)
- Juz ide.
- Pani Oszoln poszukuje milej nastolatki, zeby zatrudnic ja jako sprzataczke. Placi na miesiac 500 $, to pewnie nie duzo, ale poki nie skonczysz osiemnastu lat powinno ci wystarczyc, bo dostaniesz tez swoje mieszkanie, kuchnie i lazienke. Zgadasz sie?
- Ja... hm... dobrze... nie ma sprawy - Usmiechnelam sie. - Jak pani Oszoln chce, moge juz dzisiaj przyjechac.
Jak powiedzialam, tak zrobilam. Gdy stanelam niesmialo przed domem i zamknelam drzwi taksowki, stanelam jak kamien. Ja mam sprzatac tak ogromna chate? No dzieki. Mimo wszystko lokaj pomogl mi wniesc walizki na gore, ale nie do mieszkania, a do jakiejs komorki...
- Ja mam tu mieszkac? - Gdy wokol nowoczesne, eleganckie korytarze, ja mam mieszkac w brzydkiej, starej komorce, gdzie ledwie miescila sie mikrofalowka, mala lodowka, zlew, prysznic i ciasne lozko.
- Tak - Lokaj prychnal i poszedl, rzucajac niedbale na male lozeczko walizke. Od razu uslyszalam sprezyny. "Ma racje. Powinnam sie cieszyc, ze dostalam jeszcze cos, co stoi..." - pomyslalam i otworzylam walizke, zeby wypakowac rzeczy. Gdy po kosmetykach przeszlam do ciuchow, rozejrzalam sie - gdzie ja mam je schowac? Najwyrazniej musza zostac w walizce...
- GDZIE JEST TA NOWA SPRZATACZKA? - Ktos wydarl sie na caly glos. Chyba w tej chwili nie bylo sensu myslec o rozpakowywaniu sie, wiec zbieglam szybko na dol.
- Dzien dobry - Wydyszalam i ustawilam sie w rzedzie 'nowych'. Znowu zobaczylam tego lokaja w okropnych wasikach. "Hiszpan" - Zachichotalam w duchu. No i na moje szczescie stanelam obok niezlego przystojniaka. Lokaj zaczal gadac i gadac, wcale nie sluchalam. Myslalam ze to nigdy sie nie skonczy. Jak mialam okazje, patrzylam sie na chlopaka obok mnie. Na oko mial siedemnastke...
Tak czekalam i czekalam, az wkoncu lokaj skonczyl gadac. Spytal sie ostatni raz: "ZROZUMIANO?!" - wszyscy krzykneli tak, chociaz wydaje mi sie, ze nie sluchali tak jak ja. No i co z tego, najwyzej sie zlamie jakis pkt regulaminu. Inni rozeszli sie, ja tez ruszylam w kierunku schodow, gdy nagle on do mnie zagadal.
- Czesc.
Zarumienilam sie, ale nie odwracalam glowy.
- Hej... - Rzucilam przez ramie.
- Wyglada na to, ze jestesmy najmlodsi.
- Tak...
- Ile masz lat?
- 15...
- Ja 17.
Usmiechnelam sie w duchu.
- Jak masz na imie?
- Evana... Ale mow na mnie Ev. - Teraz sie odwrocilam. Spojrzal w moje oczy, ale nie z zauroczeniem, tylko z ciekawosci (patrz opis Ev na poczatku odcinka - przyp. autorka ;d).
- Ja Ice... Ale nie jestem taki zimny - Zasmialismy sie razem.
- Co bys powiedziala na kawe, wieczorem w sobote?
- Nie ma sprawy.
Pobieglam szybko po schodach szczesliwa, zapominajac o beznadziejnym pokoju, glupim lokaju i o tym, ze nawet nie wiem, jaka bedzie dla mnie pani Oszoln.

-------------------

Wiem, ze ogolnie na poczatek dretwo i w ogole, ale ja nie mam talentu ;p
teraz oceniajcie, czy w ogole jest sens pisac dalej ;> ^^

Cocaine
05.12.2004, 09:23
Bebe Twins odc. 35
- Tulko kim? - zapytałam drwiąco.
- Księciem.
- Żartujesz!! - krzyknęłam wyskakując z łóżka.
- Nie, to prawda. Mam w spadku duże mieszkanie dwupoziomowe ale w Lodnynie. Zgodzisz sie? - zapytał mnie błagająco.
- Ale dopiero kiedy urodzi się dziecko.
- Nie możesz już latać?
- Niestety nie, jestem za wysoko w ciąży.
- Jesteś teraz królewną.
- Jak ty jesteś księciem.
- Ale jeśli umrze moj ojciec to będę królem.
- Muszę to przekazać matce...nie wiem jak....- jąkałam się ubierając się na ślepo. Skończyło się na rybaczkach w pastelowym kolorze i ślicznym swetrze, Zeszłam na dół gdzie mama gotowała nam śniadanie,.
- witajcie nowożeńcy.
- Mamo usiądź.- zgasiłam ją.
- Coś się stało?
- Tak. - powiedziałam pełna melancholii.
- NIc złego?
- MOżna to uznać za nic złego. Jestem...królową.
- Coo? - zapytała moja matka i opadła na krzesło jak stygnący suflet.
- Niestety...teraz się dowiedziałam.
- Nasze dziecko będzie albo księciem albo księżniczką.
- Cieszę się jkednak. - powiedziała z udawaną sztucznością i wróciła do gotowania.
- Jak tylko urodzi się dziecko lecimy do Londynu - powiedziałam i wciągnęłam na nogi szpilki.
- Gdzie idziecie?
- Na śniadanie. - odparłam i wsiadłam do samochodu. Pojechaliśmy do pięknej restauracji dla gołąbeczków i usiedliśmy w samym rożku. nalaliśmy sobie świeżej herbaty, zjedliśmy świeżuchny chlebek prosto x pieca tak ciepły że topiło się na nim masełko...mmm, same miut.
- Jesteś piękna...- wyszeptał mi mój mąż kiedy po zjedzeniu solidnej porcji naleśników z sosem klonowym popijaliśmy szampana bezalkoholowego.
- wiem. - pochwaliłam się i wyszliśmy na chłodny dwór.
- To już ósmy miesiąc prawda...- zapytał ciepło.
- Tak wkrótce przyjdzie na świat nasze dziecko.
- KSiążęce dziecko. - dodał a mi zrobiło się słabo.
- Coś źle powiedziałem?
- Nie tylko...brzuch mnie bolki.
- Masz skurcze? - przestraszył się i podprowadził do sasmochodu.
- Może to już ale nie...żeby tylko nie....
- To za wcześnie?
- Pięć tygodni za wcześnie!!!
- To jak im damy na imie/ - pytał mój mąż patrząc jak trzymam się za brzuch na tylnim siedzenuy,
- Dziewczynce Amelia (Mia), a chłopczykowi....Greg...nie wiem...- wyjąkałam i położyłam się wzdłuż kanapy.
- Zaraz będziemy na miejscui.
- Nie, stop...stop. - powiedziałam i usiadłam z powrotem.
- Fałszywy alarm?
- Tak. Wracajmy do domu.
- Wolę żeby obejrzał cię lekarz. - i stanął przed szpitalem.
- No dobrze. Jeszteś cudownie opiekuńczy. - szepnęłam do niego kiedy pomagał mi wysiąść z auta.
- Piękna jesteś nawet kiedy rodzisz. -pocieszył mnie i usadził na wózku. Podjechałam pod salę mojego lekarza i siadłam na krześle.
- Zaczeła pani rodzić? - spytał wystrzasony

Magi
05.12.2004, 11:13
Tatułaż

Odcinek 22
Czekała co sie stanie... Ale w tym sęk, że nic sie nie działo! Było jakoś zaspokojnie... Gia wyrzała za okno i zobaczyła tylko śmienik i skrzynke na listy. Postanowił przespać sie i rano pojechać na lotnisko. Zadzwoniła z telefonu komórkowego na lotnisko.
- Tak?
- Poprosze z działem rezerwacji biletów.
- Już łącze prosze poczekać. - po dłuższej chwili odezwał sie głos w słuchawce.
- Słucham?
- Chciałam zarezerwować bilet do... do... do Ameryki.
- Dobrze. Na kiedy?
- Na jutro.
- Zobacze czy coś jest. Prosze poczekać.
- Dobrze - i w słuchawce znowu zamarła głucha cisza...
- Jest bilet. Ale dopiero naza tydzień...
- No... No ale nie ma wcześniejszego? - zapytała Gia z nadzieją w głosie
- Nie ma. Bierze pani?
- Tak. Prosze jutro przyjechać zapłacić. Nazwisko?
- Hawana
- Dobrze. Dowidzenia.
- Dowidzenia - Gia rozłączyła sie. Zdieła tan "makijarz i przebrała sie w swoje ciuchy. Wyszła do kawiarni, i tam przyczepiła sie jakaś 16-latka.
- Hej.
- Czego?
- Eee... No... Moge sie dosiąść?
- Nie.
- Ale... Ja... ja chciałam pogadać.
- O czym?
- No o...
- Zamknij sie! - krzykneła Gia i wyszła trzaskając drzwiami. Dziewczyna wyszła za nią. Zostawiając na stoliku 20$.
- Poczekaj! Gia! - krzykneła. Gia gwałtownie sie zatrzymała.
- Co ty powiedziałaś?
- No... Żebyś poczekała.
- Z kąd znasz moje imie?
- Znam. Poadajmy...
- Dobra... - Gia szarpneła dziewczyne i zaprowadziła ją do jej "domu". Czuła sie tam bezpieczna. Weszła przez brame czekając, aż dziewczyna przejdzie. Gdy ju były w domku, Gia zaczeła romowe.
- No gadaj.
- O czym?
- Z kąd mnie znasz i tak dalej...
- Gia... Ja... Ja porostu... Nie moge ci teraz powiedzieć! Dowiesz sie w odpowiednim czasie!
- Ok, - Gia jakoś spokojnie to przyjeła - czego chcesz teraz?
- Musze być taka jak ty!
- Nie będziesz.
- Dlaczego?!
- Bo to zatrudne. Moje życie to jedna wielka katorga. Narkotyki, pistolety, zabijanie...
- No i właśnie to jest wspaniałe!
- Według cieie wspaniałe jest moje życie?! I ten ból?
- Jaki ból? Opowiedz mi wszystko... Prosze!
- Jak chcesz. A więc wszystko zaczeło sie jak miałam 3 lata. Od tamtą pamiętam.
- Ja nie pamiętam nawet jak miałam 6 lat, co było! - krzykneła dziewczyna
- To było takie okropne, że nie możne tego zapomnieć... Ojciec przychodził naćpany, a w najlepszym przypadku tylko pijny... Bił mame, mnie i brata. Brat miał 4 lata jak go zabił... Był okropny... Jak mialam 6 lat pierwszy raz uciekłam z domu. Wtedy tylko do sąsiadki. A potem gdy miałam 8 lat pierwszy raz sie naćpałam... Było tak okropnie... wszędzie mniałam razy od bicia... No ale jak miałam 12 lat zabiłam ojca - powiedziała z uśmiechem - no i co? Poszła do poprawczaka.
- A... A te ślady - dziewczyna wskazała duże blizny od przegubu do łokcia Gii.
- A to jak próbowałam sie zabić... Poprostu ciełam sie po rękach żyletką w poprawczaku. No i uciekłam jak miałam 14 lat.- wypowiedziała to ostatnie zdanie z gorzkim umiechem - a teraz od 3 lat sprzedaje narkotyki, zabijam i takie tam...
- Ale... Ale co z Twoją matką?
- Popełaniła samobujstwo jak siedziałam w poprawczaku... Teraz nie myśle o tym... Tylko zabijam, bo... Bo... Bo lubie. Fajnie być mną? No super.
- Nie wiedziałam... Ja już pójde...
- No idź... - powiedziała Gia i otworzyła jej drzwi. A tam stała policja... Gia odwróciął sie aby zobaczyć co powie dziewczyna ale... Nie było jej... Gia zobaczyła tylko otwarte okno i policjant wstrzyknoł jej coś...

CDN

she
06.12.2004, 14:15
pisać nową historyjkę czy niepisać? oto jest pytanie.... napiszę, ale krótką ;)

Magi
06.12.2004, 17:27
Sydney lepiej nie pisz historyjki bo piszesz je 2 centymentrowe ;/ ... A potem i tak nie wiadomo o co chodzi...

she
07.12.2004, 13:09
Sydney lepiej nie pisz historyjki bo piszesz je 2 centymentrowe ;/ ... A potem i tak nie wiadomo o co chodzi...
Jeżeli już to GirlX, a noi pisze 2cm. bo są nudne, a jak mi się nudzi to sobie piszę tak dla pica

Zong
07.12.2004, 17:10
Dziesięciokrotne szczęście odc. 27
Jeśli nie mieliście 10 dzieci, w dodatku córek nie poznacie tego bólu...
Tego dnia przyszła do mnie Diana.. z małym bobasem na ręku.
-Edytko! Gratuluję!
Di była szczęśliwa. Z czego? Ze mnie? A może.. Którejś siostrzenicy? Bądź z tego obrzydliwego (żeby tylko sie nei dowiedziała co o tym czymś myślę!) dziecka...?
-Co? Co?-spytałam zdziwiona. Siostra rzuciła mi gazetę
-Wszystkie gazety o tym piszą! Caroline Diana Górniak!
Tak! Już wiem! Z Caroline.. Chyba raczej jej drugiego imienia, po ciotce?Uśmiechnęłam się i szybko złapałam gazetę.
".. Caroline Diana Górniak, córka słynnej lekarki.." Spojrzałam na Dianę.
-No czytaj, czytaj.. Możesz głośno. Chcę tego jeszcze raz posłuchać.-byłą wyraźnie zachwycona.. Ale z czego?
-Caroline Diana Górniak, córka słynnej lekarki.. Gratulujesz mi "słynnej lekarki" czy córki?-zapytałam z ironią
-EDI! Córki!-moja siostra wyraźnie się oburzyła
-córka słynnej lekarki, Edyty Górniak, odkryła dziś swoje powołanie. Poszła w slady ciotek-mój głos załamał się-Została aktorką. Jak mówi reżyser, Tony Black, słynny na całum globie, film będzie rewalacją. Na inne fakty każe nam czekać do 28 sierpnia, premiery filmu...
-No??? I CO?
-Dia..Diano..
-Inne gazety piszą, że i np. charakteryzatorki były też zachwycone..
-Co to za dzieciak?
-Mój syn, John.
-Pogodziłaś się z Johnem?
-Tak...
-A jak twoje córki?
-Lepiej nie mówić-powiedziała cicho-Ciesz się lepiej swoją.
-Muszę jeszcze czekać 2 miesiące!-Diana szybko zebrała się do wyjścia. Gdy już wychodziła krzyknęłam:-Nie chwal dnia przed zachodem słońca!...
Ale ona już wyszła.
-Caroline?-zapytałam, słysząc zgrzyt zamka
-Nie, Katie.-odburknęła
-Co jest?-zapytałam słodko
-Nic, tylko okazało się, że ktoś, kogo kocham jest wielkim...wielkim-jakby nie mogła powiedzieć jakiegoś słowa
-Jak wszyscy mężczyźni...-powiedziałam, domyślając się
-Mamo.. Ty mnie nie rozumiesz?
-Ależ doskaonale cię rozumiem! A jak reklama?
-Do kitu! Wzięli kogoś innego.
-A ten...
-Peter. Nie mów mi o nim!-krzyknęła-Jest obiad?
-Ależ tak, odrzej sobie.. A co z Caroline?
-Siedzi. Powie ci jak wróci.
CO? Siedzi? Gdzie? Co to znaczy? Wiem, że Katie mi nie odpowie.. Dowiem się..? No i co tak cieszy w osiągnięciu Caroliny Di? Może ja też mam się cieszyć? I w ogóle co się stało Katie? Ach, te piętnastolatki... Gdybym miała jedną czy dwie córki... Ale nie! DZIESIĘĆ!!! Mimo to wszystkie je kocham jednakowo. I cieszę się z nich.
cdn

Magi
07.12.2004, 18:42
Tatułaż

Odcinek 23
Policjant wstrzyknoł jej coś i Gii zaczeło kręcić sie w głowie. Potem upadła... Gdy obudziła sie nie wiedziała gdzie jest wszystko było bardzo ostro zamazane. Nic nie słyszała tylko po głowie tłukły sie jej myśl "... Słabo mi... Jeść mi sie chce... Dlaczego tu tak niewraźnie? Może starciłam wzrok! Ale nieee... Chyba nie... " i głowa znowu opadła jej na poduszke... Zasneła. Obudziła sie w swoim pokoju w na łóżku. Spojrzała niieprzytomnie była naga! A obok niej w czarnej pościeli leżał Matt!
- Co ty tu robisz?!
- Nio zgadnij... Nie mogem uwierzyć, że siem zgodzilaś...
- Na co?!
- Jak to wi mówicie... Nei zgrawaj gupa!
- Dobra, dobra... Ubieraj sie i wychodź bo jak moj mama przyjdzie to będzie dopiero!
- Ok - Matt ubrał sie i wyszedł bez słowa... W głowie Gii znowu zagościła gonitwa myśli. "Co tu sie stało... Co ja zrobiłam... Dlaczego nic nie pamiętam? Czy ja już wariuje?" Gia szybko wzieła telefon i zadzwoniła do Rozi
- Słucham?
- Rozi! Stało sie coś... Oh, nie! Pa!
- Ale... - Rozi nie zdąrzyła dokończyć zdania i Gia rozłączyła sie.
- Halo?
- Cześć Sam... Słuchaj ja...
- Nie gniewam sie że nie przyszłaś...
- Serio?
- No pewnie! Spotkamy sie jutro, albo kiedyś indziej...
- Dzięki... Pa!
- Pa. - powiedziała Samantyha i Gia ponownie zadzwoniłą do Rozi.
- Tak?
- Rozi... Stało sie coś... Coś... Nienormalnego!
- Dobrze. Spokojnie...
- Rozi ja nie pamiętam co sie stało w nocy!
- A co miało sie stać?
- No... Gdy wczoraj Matt przyszedł do mnie, zrobiło mi sie słabo i zemdlałam.
- Aha... I co dalej?
- A rano sie obudziłam i byłam naga! Leżałam z nim naga w łóżku! A on coś nawijał "... nie moge uwirzyć że sie zgodziłaś..." czy coś takiego!
- Zadzwoń wieczorem do niego i zapytaj co sie stało - powiedziała Rozi ze spokojem.
- To nie wszystko... W koszu jest zurzyta... No wiesz...
- Prezerwatywa?!
- No... powiedziała Gia i rozpłakała sie.
- Gia! Gia spokojnie! Zaraz u Ciebie będe! - powiedziała Rozi i rozłączyła sie. Gia rzuci ła sie na łóżko płacząc. "Co tu sie stało do cholery?! Musze sie ubrać..." pomyślała i wstała. Ubierając sie adzwonił telefon. Był to Matt...
- Słucham?
- Cześć...
- Hej - powiedziała Gia i zadbała o to aby jej głos zabrzmiał jak głos dziewczyny która ma ochote sie zabić.
- Cu ci jest?
- Zgadnij! Nie wiem co sie sało w nocy! Rozumiesz?! Nie pamiętam! Wiesz jakie to okropne?!
- No... Ali w noci zachowiwałąs sie tak... Normalnei.
- Może... Ale ja tego nie rozumiem! Nie wiem co sie ze mną dzieje!!! Czuje sie jak wariatka! - wrzasneła Gia i rzuciła słuchawką. Już zakładała spodnie gdy...
- Cześć córciu! - Gia szybko wytarła łzy i uśmiechneła sie. Przejrzała sie jeszcze raz w lusterku i poszła na dół.
- Hej mamo... Zaraz przyjdzie do nas Rozi.
- Ok. Ja ide sie położyć po tej imprezce... - powiedziała mama znanym z kądś pijanym głosem. Po pół godzinie zadzwonił drzwonek do drzwi. Jednak nie była to tylko Rozi, przyszedł też Matt.
- Eee...
- Może... Dasz nam weść? - zapytała Rozi
- Och, tak... Jasne. Prosze, wejdźcie...
- Dzięki.
- Gia... Co sie dzieje? - zapytała Rozi z jakąś dziwną sztucznością w głosie.
- Nie wiem właśnie!
- Ali czi ty pamiętsz o... O tim że my sie kochlaśmy? Kochaliszmy?
- Co?!
- No... Tiak.
- Ach... No... Coś mi świta... Ale... - Gii poraz kolejny zakręciło sie w głowie i upadła...

CDN

Kara fajna historyjka ;D

she
08.12.2004, 09:16
Dobra, to napiszę historyjkę.
"---->-_-<----" odcinek 1
Tibby spojrzała na zegarek - O kurde! - wrzasnęła zrywając się z łóżka i biegnąs po spodnie. Na środku jej pokoju leżał mały dywanik o którego Tibby się podknęła i zaliczyła glebę. Do pokoju weszła jej mama i zastała Tibby w samych majtakach na podłodze. Westchnęła i wyszła. Tibby wstała masując obolałyu tyłek. Wcisnęła na siebie spodnie i pudrową bluzkę. podeszła do lustra. MIała włosy jaśniusieńki bląd, tak jasny, że.... nieistotne. Skóre miała prawie idealnie białą. MOżna było zauważyć lecitkie piegi na policzkach. Tibby wzięła flakoni z peffumami, ale niezauważyła, że wzięła próbkę lakieru do włosów. - Cholera- krzyknęła i pobiegła do łazieni. Wzieła ksiązki i wypadłą z domu. Gdy doszła do szkoły było grubo po dzwonku.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała automatycznie otwierając drzwi i siadając na swoim miejscu. Rozpakowywując się zauwazyła, że wzięła książki sowiej mamy. Z miną rozciagnietego ryja westchnęła. Na przerwie poszła na obiad z Amy.
- poproszę hotdoga!- powiedziała Tibby przy ladzie. Już miała ugryźć gdy zobaczyła przystojnego chłopaka z jej klasy. Nigdy nie zwracał na nią uwagi, Tibby za wszelką cenę musiała go przekonać, że nie jest niezdarą jak wszyscy o niej mówią. - Amy, zobacz to .... - i niedokończyłA, bo parówka z hotdoga wypadła z bułki i oparzyła ją w palec u stopy. - CHOLERA!!!!- tym razem głosn Tibby brzmiał jak krzyk wkurzenia. Wszyscy zaczęli się z niej śmiać. Jej twarz wyglądała jak buraczki Chrisy siedzącej w stoliku obok. Tibby postanowiła wyciągnąć czekoladowe ciasteczka. Usiadła przy stoliku rozmaweiając z Amy. Wreszcie Ben się na nią spojrzał. Wyszczerzyła zeby, ale szubko pobiegła do łazienki zawstydzona. Amy pobiegła za nią. - nie martw się czekolada na zębach to nic strasznego!- Ale Tibby byłą załamana. - NIc mi się nie udaje!!! - rzuciała się z płaczem na szyję Amy. - Idę na korytarz, idziesz? - nie, muszę...... do toalety. Tibby zamknęła się w jednj z kabin w klopie i zaczęła... robić kupę. Gdy tylko usiadła na sedesie zadzwonił dzwonek." mam nadzieję, że nie dostanę sraczki" pomyślała. Jednak weszła do sali spóźniana o 10 min.
-Tibby! Mamy już lekcję!
- przepraszam. - odurknęła. - Nagle niemogła pojąć śmiechu całej klasy. Brudny papier toaletowy [przyczepił się jej do spodni. Tibby miała minę jakby za chwilę miała się rozpłaKać. Jednak nic nie mówiąc usiadła w ławce.
CDN

Magi
10.12.2004, 16:11
Całkiem fajna historyjka :mu:, ale ile ona ma lat? Bo wydaje sie jak by była tłuściuką 8-9 latką.

Zong
11.12.2004, 21:57
Mi się nie chce pisać.
Biedna Tibby.. Nie pomyślała o zmianie szkoły.. Lepiej miasta, nawet kraju ( :P ). I na pewno z niej będzie gwiazda.. :laugha: no, chyba, że mistrz komedii..

fiatka
13.12.2004, 15:08
Bardzo fajna ta nowela. Szkoda, że w prawdziwych simsach, jakiś pan sim nie może sobie ot tak przyjść i wrócić, np., pijany. To tylko przykład... Ale nowela fajna :).

Cocaine
16.12.2004, 19:30
Hehe GirlX super, będę śledzić tą historię!!
Moja nowa telenowela!!
"Sennik" odc. 1
Jestem Magda i mam 16 lat, i kocham się w Mateuszu. Jest sexy i w ogóle pełny serwis co sobie można tylko wymarzyć. Teraz piszę siedząc na zimnej desce sedesowej w której są zatopione muszelki i wlepiam gały w szary papier pamiętnika i komplet długopisów wepchnięty na chama w otworki na szczoteczki do zębów, w kubeczku w którym latają po wodzie cudne pingwinki. Potem rzucam pamiętnik na niebieskie płytki w muszle i podcieram się niebieskim papierem. Następnie naciskam przycisk na spłuczce w kształcie muszli, podnoszę pamiętnik o próbuję wyciągnąć długopisy z pojemnika.
- O fak. - klnę pod nosem kiedy długopis wpada do toalety. Wyciągam go za pomocą szczotki do ubikacji przegrodzonej mlecznym szkłem i dokładnie go dezynfekuję. Potem wycieram ręce w niebieski ręcznik w morskie motywy, potem naciskam niebieski przycisk na drzwiach i wychodzę do przedpokoju. Kilka kroków po zimnych panelach i znajdę się w moim pokoju. Otwieram drzwi, które odgradzają mnie od mojego własnego świata. Od razu kiedy wchodze do pokoju mój niespokojny wzrok pada na dębowe biurko i szklankę z sokiem.
- Cholera jasna!! - krzyczę wściekła na cały głos i wycieram podręcznik od chemii z martini z delikatnym soczkiem pomarańczowym. Wącham. Śmierdzi cholera. Myślę i pakuję go szybko do czarnej sztruksowej torby. Potem wybieram ciuchy na wieczorne studia. Zakładam czarne długie spodnie, białą krótką koszulkę io długi czarny ażurowy sweter.
- ide. - mówię i wychodzę przed dom. Matka nawet nie zauważa mojego wyjścia. Jest o wiele badziej zajęta swoją pracą. Już doskonale wiem od trzeciego roku życia że jestem z próbówki i że nie mam tak naprawdę matki. Więc do matki mówię po imieniu i nie zwraca mi ona uwagi.
- Cze. - mówi do mnie niewysoka dziewczyna.
- Cześć Lana...- mówię nieszczęśliwa.
- Nie wiesz co dzisiaj robimy na zajęciach??
- Jedna godzina chemii i reszta historia sztuki. A od 21:00 do 22:00 obowiązkowe warsztaty.
- Nie przyjdę, Sarah, zwolnij mnie z piolgodziny warsztatów..-jęczy przyjaciółka,.
- Lana nie mogę!!! - krzyczę tak że prawie każdy się obraca. Dokładnie opatulam się szalikiem i wychodzę z tramwaju.
- Sorry. - mówi do mnie lana i już wchodzi w drzwi kiedy coś sobie przypominam./
- Masz zadanie z chemii?? -pytam choć sama mam.
- Uhm.
- Dasz zwalić?
- No dobra. - mówi i idzie ze mną do toalety.
- Musisz ze mną iść? Dam sobie radę serio...- zmuszam ją.
- I tak muszę iść do kabiny.
- Ok. Dawaj. - mówię i sięgam po cwiczeniówkę. Udaję że przepisuję a na koniec jej wkładam do torby śmierdzący alkoholem podręcznik a sama sobie wkładam jej czysty.
-Dzęks. - mówię i odchodzę. Spotykamy się na chemii w ławce.
- Proszę schować alkohol. - mówi nauczycielka. Każdy patrzy po sobie.
- Nikt nie ma alkoholu. - broni naszej klasy Lana.
- Zaraz sprawdzimy.
- Ok. - zgadza się klasa.c Siedzimy w ostatniej ławeczce więc spokojnie czekamy na naszą kolej.
- Sarah Michelle. - mówi moje nazwisko. Idę, wyrzucam zawartość mojej torby na biurko, poza tamponami które szczelnie wpakowałam głęboko by nie wypadły.
- Dziękuję. Jesteś czysta. Lana Weibgner. - wyjąkała nauczycielka.
- Jestem czysdta. - zaczęła się już w połowie drogi tłumaczyć.
- Nie jesteś. Twój podręcznik śmierdzi wódą. Gdzie masz butelkę????

she
17.12.2004, 13:15
heh, no kara, :D
mi się jak zwykle niechce pisać ;p
No dobraaaaaaa

Z sufitu zwisała ażurowa (albo arzurowa) lampa. Tibby włączyła światło i uznała, że trzeba zmienić żarówkę na nową, bo stara się juz zużyła. pOszła na dół po opakowanie. Idąc naa górę potknęła się jak zwykle tłucząs to co ma w ręku. POszła po następną. Wkręciła żarówkę i usiadła na mieciutkim beżowym fotelu tuż przy komputerze. Spojrzała na zaplamione ubranie. Rozebrała się do białej koronkowej bielizny, a ubranie położyła na pralce w wyłożonej lustrami łazience. Weszła do niedużej garderoby z Ogromnym lustrem, wieszakami i półkami na ubrania. Wzięła grafitowy wiązany z tyłu gorset z czarną nitką. Wyciągnęła krótką, czarną spódniczkę z 4 paskami z boku. Wciskając ją na siebie uznała, że nie pasuje gornecik. Wyciągneła biały top i założyła zapinaną na guzik czarną kurteczkę. Wzięła flakonik z perfumami "Tuch Of Pink" i... popsikała nadgarstki.
Usta pomalowała delikatnie różowym błyszczykiem z połyskiem. Na nogi założyła wsuwane buty do półłydki. Na głowę wcisnęła kaszkiet i poszła do miasta. Weszła do nowego sklepu przy głównej ulicy centrum. Ładny wystrój, fajne ciuchy.... Wzięła białą mini żeby przymierzyć. Zobaczyła Amy biegnącą w jej stronę. Na dworze był już "półmrok".
- To jak? Idziesz do tego nowego klubu "blue"??
-jeszcze coś spierdziele!
- No proszę.... - powiedziała błagalnym głosem Amy ubrana w biały płaszczyk do kolan, biały kaszkiet i czarną mini.
- Zgoda.... ale... kiedy?
- Teraz!
- OK, ale najpierw pójdę do domu przebrać się w coś.
- pójdę z tobą! - odpowiedzioała pośpiesznie łapiąc Tibby za rękę i rzucając spódniczkę na taboret.
Tibby ubrała się w biłą fałdowanę sukienkę, biały tob zostawiła na sobie, dobrała białe buty i białą kurtkę. Amy zrobiła jej pmakijarz i wypsikała jeszcze raz obficie perfumami "Tuch Of Pink".
- A nie lepsze były by Expose? - zabrzmiał wachający się głos Tibby
- nie - odpowiedziała wyciągając Tibby z domu.
- Wrócę późno! - krzyknęła do mamy która najwyrażniej nie miała nic przeciwko!
CDN
Ale przybnudzam....

Zong
17.12.2004, 16:26
Kara to w końcu Magda czy Sarah?
GirlX ażurowa :D
Dziesięciokrotne szczęście
Nie znosę tego. Caroline wróciła o 18.
-Cześć mamo!
-Jadłaś coś?-zapytałam z mojego pokoju. Dziewięć moich córek wyszło. Na zajęcia, dodatkowe, inne do kina.
-Tak-odparła ponuro
-Gdzie byłaś?
-Siedziałam.
-Siedziałam! Siedziałam! Co to, do cholery, znaczy siedziałam!-powiedziałam do siebie.-Gdzie?-spytałam głośno córkę
-Ano.. W kawiarni. Omawialiśmy następną część filmu.
-A jak się nie uda?-wyszłam z pokoju
-Uda się!
-Skąd ten reżyser to wie?
-Jest mądry... ma doświadzczenie.
Wzięła plecak i poszła do swojego, i Kate, pokoju.
Spojrzałam na kalendarz. Jutro koniec roku szkolnego. Ale nie koniec mojej pracy.
-Zdałaś?
-Co?
Że co? Czyżby moja córka zapomniała, że chodzi do szkoły?
-No.. Egazamin! W końcu nie było cię dwa miesiące w szkole!
-Tak.
Stałam w miejscu. Nagle Caroline wychyliła się z pokoju i powiedziała:
-Acha, podpisz to.
Wręczyła mi kartkę.
-Dziewczyny-miała na myśli swoje siotry-też to mają.
-Tak...
Powoli, spokojnie, udałam się do pokoju. Skąd Caroline miała na palcu pierścionek ze szczerego złota z brylantem???
CDN

Cocaine
17.12.2004, 17:58
Magda była w Offtopicu....
"Sennik" odc.2
Lana patrzy na mnie.
- To podręcznik Sarah.
- Nie wierzę ci. Przyznaj się lepiej a nie strugaj głupka. - w głosie nauczycielki brzmiała złość.
- Nie mam butelki...- wyszeptała cicho Lana.
- Przestań się wygłupiać!!!! - krzykczy nauczycielka. Podnoszę palce do góry i pytam czy mogę wyjść z toalety. Jej rysy twarzy łagodnieją.
- Dobrze Sarah. Proszę idź. - mówi. Wychodzę powoli z klasy i idę po korytarzu do samego końca. Otwieram białe drzwi. Wchodzę do toalety. Niczym się nie różni od tego domu w którym mieszkam. wchodzę na kilka sekund przed przerwą.
- Sarah jesteś podejrzana. Pokaż książki. - pokazuję posłusznie. Lana musi zostać po lekcjach. Wchodzę na przerwie do stołówki. Nic nie jadłam od zajęć międzyszkolnych i Longmana z dzieciakami więc mam prawo być głodna. Biorę na tacę kanapkę z sałatą, papryką i filetem z indyka w puszystkej bułce. Przychodzi do mnie po chwili Lana.
- Wiem że mam twój podręcznik.
- Jak to>> - pytam udając zaskoczoną.
- Tak to, ze kiedy byłam w ubikacji wcale nie spisałaś zadania bo cię podglądałam przez górę.
- Dziwne bo się tam patrzyłam. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Lana nadgryzła herbatnika i wlała trochę soku malinowego do herbaty.
- w sumie to nie jesteś winna. Twojej głupocie. -rzuca w przestrzeń.
- Twoja polszczyzna mnie załamuje. - odwracam kota ogonem.
- Coś ci nie pasuje młoda/ - pyta mnie odważnie.
- Koniec przyjaźni?? - pytam nadgryzając wielki kawał bułki.
- spoko. - mówi i popija herbatę.
- Co teraz mamy? - pytam nieufnie.
- Chyba historię sztuki
- Cztery godziny. - dodaję ze smutkiem i wstaję.
- Nie zjadłaś kanapki. - udaję że nie słyszę tego. Odchodzę w końcu od niej i wracając rzucam jej.
- Zajmę ci dobre miejsce. - po czym idę pod klasę. Dziwne że znalazłam się w szkole wieczorowej nie? Matka stwierdziła że to najlepsze dla mnie miejsce :D. No to tu jestem i tu kontynuuję naukę. Jestem tu zaledwie od dwóch miesięcy. Skrobię zamyślona w pamiętniku. Lana podchodzi do mnie.
- Sorry. - i idzie do dziewczyn. Mija dzwonek. Wchodze do klasy obwieszonej mnóstwem tablic historycznych i nie tylko...Lana przychodzi do klasy i siada obok mnie. Smucę się trochę ale udaję że słucham nauczycileki.
- Sarah jesteś baardzo zajęta prawda.
- Nie rozumiem pani.
- Mówię że bardzo interesuje cię lekcja.
- YYy no jasne. - bąkam niepewnie.
- Dobrze. W takim razie wytłumacz mi co stowrzył...Jan Maria Rokita.
- Yyy...Stworzenie Adama? - pytam i dziwię się śmiechom.
- Jan Maria Rokita to polityk :\. - mówi mi z pobłażliwą miną. Siadam niepewnie w ławce...

Zong
17.12.2004, 19:52
No tak, ale napisałaś tutaj:
Jestem Magda i mam 16 lat
Dziesięciokrotne szczęście
"Kochana Edyto!
Wiem, że uważasz wciąż za niesłuszne moją ponowną przeprowadzkę. Nie gniewaj się. W piątek wracam!
Przecież wiesz, że musiałam to zrobić. Nie mogłam wytrzymać z Susie. Co u niej? Mam nadzieję, że źle. A co u Twoich dziesięcioraczek? Ostatnio wzięłam jakieś czasopismo. No, no.. <<Caroline Diana Górniak, jako Alina, i Adam Carol MacDonald, jako Adam, nakręcili film w reżyserii Tony'ego Black'a. Angielski reżyser mówi, że film będzie sukcesem. Już teraz planuje następne części (....) Polski film sukcesem! Już to widzę!-komentują niektórzy amerykanie>> Ja wierzę, że film będzie dobry. Napisz do mnie, na statek. W piątek jestem!
Kate"
Tak.. Kate wyjechała. To pierwszy list, jaki dostałam po jej 4 miesięcznej nieobecności.
"Kochana Kate!
Ni gniewam się. A Ty?
Niestety, Susie się wiedzie dobrze. Jest afera, że sławna dziennikarka być może jest w ciąży. Być może! Dowiesz się wszystkiego jak wrócisz. Tyle jest do opowiedzienia. A piątek za 5 dni.
Edyta"
Dziewczyny wyjechały na obóz. Tylko Caroline została. Z własnej woli.
-Car..?
Cisza. Całkowita cisza. Siedzę tak kilka minut.
-CAROLINE!(czyt. Karolin) CA-RO-LI-NE!!!!!!!
Cisza. Wtedy podniosłam się. Usłyszałam krzyk.
W pokoju leżała Caroline. Wpół martwa. Miała pierścionek.
Minął tydzień. Caroline się obudziła z długotrwałej śpiączki.
-Co się stało, kochanie?
-NIC!-odparła martwo. Na jej bladej ręce widniał pierścionek z 24-karotowego złota.-Kiedy wyjdę?
-No, nie wcześniej niż za trzy dni.
-Błagam cię, przyspiesz to!
-Jesteś blada. Dopiero się obudziłaś. Masz gorączkę. i masz tylko piętnaście lat.. To znaczy, za kilka dni kończysz 16.
-MUSISZ TO PRZYSPIESZYĆ! JA MUSZĘ! MUSZĘ! MUSZE DZISIAJ WYJŚĆ!
-Caroline?..
-O nic nie pytaj. Nic ci nie powiem.
Caroline prawie płakała. Ale jak to, nic nie mówić własnej matce? Błagała mnie wzrokiem.
-No dobrze, ale wieczorem mi wszystko powiesz.
Caroline wyszła w swojej najpiękniejszej miniówce, i bluzeczce. A na ręce pierścionek.
Najgorsze jest to, że Kate nie ma. NIE MA! Nawet listu.
Co to? Klucz. Jest 10. Pewnie Caroline.
-Błagam!-krzyknął wątły głos
CDN

Cocaine
17.12.2004, 20:19
Heh Sarah sorx....
"Sennik" odc. 3
Jejtuś, jak mogłam się tak pomylić!! Matka mi tego nie wybaczy!!!Lana podeszła do mnie na przerwie...
- Cze...- rzuciła w przelocie,
- Stój Lana...mamhy dzisiaj cztery historie sztuki> - spytałam niepewnie.
- Uhm. I teraz mamy dwie kolejne z grupą C. - powiedziała a ja poczułam że płonhę. Tam był mój Matheo!! (mateusz).
- Lana pliz podpowiadaj mi...
- No dobra..-powiedziała niechętnie i zagłębiła się w lekturze. Siadłam na twardym korytarzu. Jeszcze cztery godziny w tej szkole. O wpół do jedenastej podjedzie pod ,murowany budynek swoim srebrnym gruchocikiem moja matka z teczkami i papierami.
- O fak...0- jęczę kiedy zabrzmiewa dzwonek.
- Mówiłaś coś? - pyta mnie mati.
- Och nie..wydawało mi się że złamał mi się paznokieć. - strzeliłam głupstwo i poszłam do ławki. Tak pokierowałam sprawami żebym mogła siedzieć blisko mateusza. Lana nie miała żadnego ukochanego więc najczęściej dostosowywała się do mnie.
- Lana...co mozna mowic do mateusza?"
- Nie wiem. - nabazgrała mi na karteczce. Zmięłam ją wściekła i wsadziłam do kieszeni spodni. Ledwie ją stamtdąt wyciągnęłam (dłoń) mój Sony Ericsson rozdzwonił się na całą klasę radosnym rozglosem "Leave(Get out)" JoJo.
- Sarah!!
- Czy mogę odebrać? - spytałam wstając.
- Dobrze. -powiedziała ale widać było, że jest wściekła.
- Halo mamo mam lekcje! - cisnęłam do słuchawki głosem.
- Wiem, ale jestem zawalona pracą i podjadę tylko, zostawię ci kluczyki i odjadę do domu.
- Dobra. - ucieszyłam się. Czyżby nie wzięła pod uwagę że mam dopiero 15 latek i i jestem bez prawa jazdy??
- ah...ty nie masz...
- CVzego??
- Drobnych na benzynę...zostawię ci w schowku na śmieci. - powiedziała a ja wróciłam do radości. Ok wróciłam na lekcję.
- Cośty taka wniebowzięta?? - zapytała mnie moja nauczycielka kiedy weszłam do klasy.
- Sprawy prywatne. - odparlam i cisnęłam w nią lodowate spojrzenia.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać *****o? - zapytała po czym podeszła do mnie i uderzyła w twarz.
- Mo ja ma ma...- powtarzałam w rytm uderzeń.
- Przepraszam. - powiedziała i usiadła na krześle za biurkiem.
- Przepraszam to o wiele za mało. - powiedziałam wyzywająco. Po chwili ona się rozpłakała. Stałam tak na środku klasy. Po chwili płacz przeszedl w chlipanie a potem w złośc i gniew.
- WYCIĄGAJCIE KARTECZKI!! - ryknęła. ażdy wyjął kartkę.
- Będziemy pisać sprawdzian? - zapytała Emma z pierwszej ławki.
- Nie przeszkadzaj mi idiotko. - powiedziała i wskazała na nią palcem.
- Słucham? - zapytała już posłuszniej...
- po prostu ja...chciałam zapytać...napisz na tablicy to co zaraz napiszę na kartce. - wysmarowała jakiś text po czym podała go Emmie. Emma zaczęła smarować kredą po zielonej tabliczce.
" Jestem chora psychicznie. Od dwóch lat, ale teraz sprawa przyjęła poważniejszy obrót. Mam cięższe zaburzenia mózgu, przez co jeszcze bardziej jestem głupia. Przepraszam wszystkich ktorym dziś i zawsze robiłam przykrość. Jest mi niemiłosiernie głupio, bo wiem że to, czego powinnam was uczyć, to wasza przyszłość." - napisała Emma i usiadła na podłodze.
- To właśnie powód mojego darcia...- wyszeptała a wszystcy podeszli do niej. Wszyscy oprócz Emmy i mnie.
- Emmo i Saro podejdźcie do mnie. - powiedziała przymilnie.
- Sluchamy> - zapytałyśmy posłusznie.
- Macie wcześniej warsztaty. Nie. Srobimy normalne lekcje. Proszę wyjąć zeszyty. - moje życie jest jednak pokręcone. W jednej chwili wydaje mi się że uda mi się zaprosić Matiego na ciastko a w drugiej zostaje mi to gwałtownie odebrane. Nie mogę się powstrzymać od momentu kiedy podjedzie moj gruchocik. Mója niezależność....

Magi
18.12.2004, 20:51
heh, no kara, :D
mi się jak zwykle niechce pisać ;p
No dobraaaaaaa

Z sufitu zwisała ażurowa (albo arzurowa) lampa. Tibby włączyła światło i uznała, że trzeba zmienić żarówkę na nową, bo stara się juz zużyła. pOszła na dół po opakowanie. Idąc naa górę potknęła się jak zwykle tłucząs to co ma w ręku. POszła po następną. Wkręciła żarówkę i usiadła na mieciutkim beżowym fotelu tuż przy komputerze. Spojrzała na zaplamione ubranie. Rozebrała się do białej koronkowej bielizny, a ubranie położyła na pralce w wyłożonej lustrami łazience. Weszła do niedużej garderoby z Ogromnym lustrem, wieszakami i półkami na ubrania. Wzięła grafitowy wiązany z tyłu gorset z czarną nitką. Wyciągnęła krótką, czarną spódniczkę z 4 paskami z boku. Wciskając ją na siebie uznała, że nie pasuje gornecik. Wyciągneła biały top i założyła zapinaną na guzik czarną kurteczkę. Wzięła flakonik z perfumami "Tuch Of Pink" i... popsikała nadgarstki.
Usta pomalowała delikatnie różowym błyszczykiem z połyskiem. Na nogi założyła wsuwane buty do półłydki. Na głowę wcisnęła kaszkiet i poszła do miasta. Weszła do nowego sklepu przy głównej ulicy centrum. Ładny wystrój, fajne ciuchy.... Wzięła białą mini żeby przymierzyć. Zobaczyła Amy biegnącą w jej stronę. Na dworze był już "półmrok".
- To jak? Idziesz do tego nowego klubu "blue"??
-jeszcze coś spierdziele!
- No proszę.... - powiedziała błagalnym głosem Amy ubrana w biały płaszczyk do kolan, biały kaszkiet i czarną mini.
- Zgoda.... ale... kiedy?
- Teraz!
- OK, ale najpierw pójdę do domu przebrać się w coś.
- pójdę z tobą! - odpowiedzioała pośpiesznie łapiąc Tibby za rękę i rzucając spódniczkę na taboret.
Tibby ubrała się w biłą fałdowanę sukienkę, biały tob zostawiła na sobie, dobrała białe buty i białą kurtkę. Amy zrobiła jej pmakijarz i wypsikała jeszcze raz obficie perfumami "Tuch Of Pink".
- A nie lepsze były by Expose? - zabrzmiał wachający się głos Tibby
- nie - odpowiedziała wyciągając Tibby z domu.
- Wrócę późno! - krzyknęła do mamy która najwyrażniej nie miała nic przeciwko!
CDN
Ale przybnudzam....

Jeśli ma 8 lat to jak może sie malować (nie napisałaś ile ma więc sama oceniłam. a po twoich opisach jest 7 latką)

Ach te będy ortograficzne... :wacko:

Cocaine
19.12.2004, 07:43
"Sennik"odc.4 GirlX gdzie ciem wcięłło??
Usiadłam niespokojnie z powrotem na miejscu.
_ pOrszę na trzecię lekcję mieliście mieć sprawddzian - oświadczyła po przerwie. Na tej przerwie umówiłam się z Mateuszem :wub: na jutro po klekcjach w zwykłej szkole do ArT CaFe.
- Nieeee....- jęknęli wszyscy.
- Z krytyków średniowiecznych!! Lano, Sarah czy macie nam zaszczyt coś powiedzieć? - zapytała nas złośliwie.
- nieee...- odparłyśmy bardzo pewne siebie i wyjęłyśmy długopisy.
- Grupa A, Grupa B, - podzieliła nas nauczycielka i usiadła za biurkiem szukając testów.
- Można mieć karteczkę na brudno? - spytała Lana.
- To nie jest test z matematyki. - warknęła zza biurka psychiczna.
- No, prosze pani,..juz minęło 10 minut a pani zawsze o wpół do nam zabiera kartki!! - popędziłam ją.
- Spokojnie...- odparła i wyjęła testy. Wysunęłyśmy przegródkę, zresztą nie my jedne i zaczęłyśmy pisać. No, szło mi całkiem nieźle. Nagle przypomniałam sobie o czymś. Szybko wyłączyłam komórkę i wróciłam do pisania testu.
- Halo, pani Sarah, zapomniała pani o czyms? - zapytała mnie wstrętnie.
- Ależ skąd. - szepnęłam odważnie i pochyliłam się nad kartką.
- To już nie przelewki a trzecia klasa gimnazjum a w przyszłym roku liceum. Strzeżcie się!! - wykrzyczała w przestrzeń.
- A czego mamy się strzec? - spytała i wstała Wizz czyli Wiki.
- Eee....niewazne - zmieszała się a na jej policzki wpłynął rumieniec. Trzecia godzina minęła mi na pisaniu testu i zastanawianiu się czemu jestem głupia. Na przerwie podeszłam do Mateusza.
- Jakie lubisz cistka??
- Cistka?? - spytał zdziwiony/
- Ciastka. - wykrztusiłam i strzeliłam buraka.
-Aaa...w ArT cafe są pyszne w kształcie twoich obrazów...jami. - powiedział.
- Aha...aaaha a jak tam jeszcze nie byłam??
- Yyy...to zamówisz coś innego. - powiedział i poszedł do swoich kumpli a ja pobiegłam do toalety. Usiadłam na różowych płytkach i patrzyłam się bez sensu w białe drzwi i marzyłam o tym by zniknąć. Malowanie bez Mateusza było bez sensu....Wrócę na piechotę do domu. Zadzowniłam do matki.
- mMao, wrocę na piechotę do domu,
- To dobrze nawet mi sie nie chce wstawać pa słoneczko. - zaćwierkała radośnie moja matka i odłożyła słuchawkę na widełki. Usłyszałam dzwonek i podniosłam się.
- Mamy już długo lekcje, więc radzę wam dobrze,przez te trzy lata....
- Uuu....p- powiedział ktos niepewnie przerywając psychicznej.
- Przepraszam ale zdaje mi się że mam papierek nauczyciela. - odparła ona.
- Nie o to mi chodziła. - powiedziała Wizz.
- To mi nie przerywaj dziecko. - powiedziała słodkim tonem że aż się rzygać chciało i wróciła do swojego monologu. O moj boze jakie te nauczycielki są upierdliwe...w kółko czegoś od nas wymagają...pomyślałam wypisując na ławce fantazyjnymi literami moje imię, kiedy nagle nauczycielka wyrosła przy mnie,
- Po szmatę i pastę do waźniej!! - krzyknęła.
- Dobrze!!! - krzyknęlam jej niemal wprost do ucha i pobiegłam do woźnych. Potem wyszorowałam ławkę i mając ochotę walnąć ja tą pastą i jeszcze jej natrzeć nią twarz to poszłam i rzuciłam ją jedynie do kanciapy woźnych.
- Dziękuję, uszanuj mienie szkolne!!! - krzyknęła.
- Jeszcze czego..- burknęłam pod nosem.
- OOO coś nie pasuje? - spytała delikatnie.
- Bardzo wiele!! - powiedziałam i usiadłam w ławce czekając te ostatnie 10 minut na dzwonek...

Magi
19.12.2004, 11:11
Tatułaż

Odcinek 24
Gii poraz kolejny zakręciło sie w głowie i upadła. Obudziła sie przypięta pasami do łóżka. Była w psychiatryku!
- Rozi!!!- krzykneła i znowu zasneła. Gdy obudziła sie zobaczyła śnieg za oknem. Leżała w swoim łóżku. W domu. W jej rozinnym domu. Nie wiedziała co sie dzieje. Postanowiła zasnąć jeszcze raz. I zobaczyć co tym razem sie stanie. I obudziła sie tak jak podejrzewała w... Psychiatryku. Gdy zapytała lekarza co sie dzieje nic nie odpowiedział tylko wstrzyknoł jej coś. Kolejny raz w tym dniu zasneła. Gdy obudziła sie w pokoju była ciągle zima. Zeszła na dół nie mając zamiaru już spać.
- Mamo... Czuje sie... Tak... Dziwnie... Nie wiem co sie ze mną dzieje!- krzykneła Gia ze łzami w oczach.
- Czas aby ci to wyjaśnić...- powiedziała mama iwprowadziła doktora który zawsze ją badał.
- Co pan tu robi?- zapytała zdziwiona Gia.
- Usiądźmy... Teraz posłuchaj. Wytłumacze Ci wszystko. Daj mi dokończyć i potem zadasz mi pytania.
- Dobrze.
- A więc tak... Masz na imie Gia. Masz 17 lat i jesteś osobą badaną. Przenosimy cie do życia gansterskiego i spokojnego. Czyli tu. Pamiętasz jak pierwszy raz w tamtym życiu polcjant wstrzyknął ci Inwerstyne? Wtedy przenieśliśmy cie tu. A potem zmowu tam, tu, tam i tu. Badamy jaki wpływ ma na ciebie okreslone środowisko. Te światy to tylko twoje złudzenia. To właśnie twoja historia.
- Co?! - zapytała płacząc Gia.
- Tak.
- Te wszystkie osoby i wspomnienia to złudzenie?
- Nie. Nie wszystkie.
- A kto niby istnieje? - zapytała Gia z kpiną w głosie.
- Samntha. Ona żyje. Pamiętasz tą dziewczyne która pytała o Twoje dzieciństwo? To była ona. Dlatego byłaś przy niej spokojna.
- I co teraz zamierzacie?
- Masz dwa wyjścia. Albo wrócić do prawdziwego życia, albo dalej żyć w tych wspomnieniach ze świadomością, że zaraz możesz sie prześć do tego prawdziwegio świata..- powiedział doktor
- A który świat jest prawdziwy?
- Ten... Gorszy. Czyli ty w psychiatryku.
- A moge... Poprostu umrzeć? Czy możecie mnie zabić?! Bo ani to, ani to życi nie jest nic warte!
- Tak... Możemy... Możemy poprostu wyjąć złącze które masz w mózgu i...
- I?
- Umrzesz...
- Dobrze zróbcie to. -powiedziała goszko Gia i... Zasneła w wiecznym śnie...

KONIEC

Fajna historyjka karuś :)

Cocaine
19.12.2004, 20:40
dziex Magi twoja tez coraz lepsza :D:D
"sennik" odc. 5
- Panienki do wyjścia i do dyrektora. - zarządziła. No pewnie, teraz mi tylko brakuje wywalenia ze szkoły artystycznej....matka mnie zatłucze.
- Gdzie? - zapytała Lana stając przed nią i trzepocząc rzęsami.
- Takie małe drzwi na samym dole. Dotarło??? - krzyknęła w końcu i popchnnęła nas obydwie. Wpadłam na twarde drzwi i obiłam solidnie nos,. Podtarłam go i zobaczyłam na placu krew, Zakręciło mi się w głowie, jak zwykle na widok krwi i....upadłam. Kiedy się obudziłam leżałam na czymś twardym a nade mną stała zatroskana psychiczna.
- Wreszcie się obudziłaś. - powiedziała. Na głowie miałam ręcznik tak zimny ze az mnie wzdrygnęło. Obejrzałam swoje palce. BYły całe w zaschniętej krwi.
- Była u ciebie szkolna pielęgniarka. - dopowiedziała Lana.
- Ale powiedziała że to nic groźnego. Chcesz się zwolnić? - zapytała troskliwie.
- Nie, dziękuję za trosklę ale zsoatnę.
- Dobrze. 0- powiedziała i wróciła za biurko. Wpisała na karteczkę co się stało i skinęła na mnie ręką.
- Zanieś to do sekretariatu. - na słowo "sekretariat" znów zrobiło mi się słabo. co znowu się z tobą dzieje?? - opieprzyłam się w duchu i poszłam na dół. Im niżej schodziłam tym gorzej się czułam. Delikatnie czułam nacisk na moje zatoki, potem na nos, zanim dotarłam do sekretariatu byłam kompletnie wyczerpana.
- Blada jesteś....- powiedziała sekretarka.
- Kiepsko się czuję. - odparłam opierając się o biurko.
- To znowu ci się coś stało?
- Tak..no...- i nie dokończyłam bo już zbierając się do wyjścia znów opadłam na ziemię. Tym razwem obudziłam się w domu. Tuż koło mnie siedziala mama z herbatką. I papierami!! "O fak" pomyślałam.
- Myślę że powinnaś być ostrożniejsza w szkole.
- Nic złego nie zrobiłam. - odparłam delikatnie podnosząc się do góry. Nagle poczułam cos ciężkiego na mojej ręce.
- Co to jest>? - zapytałam odsłaniając rękaw koszuli.
- Gips. - powiedziała bez chwili zastanowienia.
- AAAAA!!!Dałaś mi to założyć!!!- krzyczaąłm na nią, wiedząc że mam o wiele większe szanse w walce na słowa z nią.
- Dałam. Twoja kość inaczej się nie zrośnie. - poszła i i wybiegła z pokoju. Szła po schodach, kiedy usłyszałam huk tłuczonego kubka.
- Nika!! Nika!! - krzyczała moja mama. Nim doszłam siedziała na schodach i trzymała się za brzuch. Kałuża krwi wokół niej powiększała się,.
- Mamo, boli cię brzuch?
- I to jak...- wyszeptała blednąc. Pełna przeczuć pobiegłam po miskę. Podstawiłam ją mamie akurat w tym momencie kiedy zwymiotowała...
- Dziękuję...- powiedzialam sarkastycznie zbierając okruchy ceramiki ze schodów. Ona znów zachłysnęła się wymiocinami.
- Mamo...mamo...- wyszeptałam patrząc jak się dusi.
- Bez słowa zastanwioenia bez bez - wzeptałam bez ładu i składu do słuchawki czekając na połączenie.
- Karetka słucham? - spytał miły kobiecy, głos.
- Karetka na ulicę kwiatową 168!! Szybko proszę!! - dłuższą chwilę kiedy mama jeszcze wymiotowała ja zmagając się z gipsem przyniosłam jej zimny okład i usiadłam tuż za nią, żeby mogła się oprzeć.
- Czy to tu?? - usłyszałam głos lekarza zza drzwi.
- wezwałaś karetkę córeczko...- wyszeptała i opadła bezsilnie na złączenie schoda.

Magi
20.12.2004, 18:11
No ale Kara to juz koniec mojej ; ( ... Musze cś nowego napisać...

Zong
20.12.2004, 18:26
Dziesięciokrotne szczęście
Tak, Caroline.
-Co się stało?
-Nic.. ZDEJMIJ ZE MNIE TEN PIERŚCIONEK!
-Co to jest?
-Od tego Adama! Nie nagram następnej części! NIE! Prędzej się zabiję.
-Alez dziecko...
-Mamo. On mi się oświadczył. Włożył mi ten pierścionek po prostu na rękę.
szybko jej zdjęłam pierścionek. Wtedy z telewizora usłyszałyśmy:
-Dziś w parku popełnił samobójstwo Adam MacDonald...
-Caroline?
-HUra!
ZDziwiłam się. Niech się cieszy, póki może. Później urodzi dwdziestoraczki, czy coś takiego.. Dlaczego akurat my?
N atym się kończy historia Caroline. Na razie.
Dwa miesiace później
Film był dobry. Wysłałam prezenty moim siostrom. Ja też od nich dostałam. Cóż, miałyśmy urodziny.
Kilka dni później.
-Mamo... Bo ja no wiesz..
-Tak?
-No.. eee..-Katie starała sie od czegoś wymigać-źle się czuję.
-Katie, ty wiesz, że jestem lekarzem?
-Tak. Mam gorączkę. 38,8.
-Pokaż.
Tak. Rzeczywiście.
-Dobrze, zostań.
Przejrzałam jej plan lekcji. Nic poważnego. Tak więc z powodu szkoły na pewno nie chce się zwolinić.
Martwię się nei obecnością Kate. Nawet listu nie napisze...
CDN
Magi, pisz!

Cocaine
20.12.2004, 18:26
Nie magi nie mozesz tego zrobic!!]
odc. 6
- Gdzie jest pacjentka? - stanowczo spytał lejkarz.
- Leży na schodach. Bałam się jej dotykać.- stwierdziłam trochę na luzie trochę na serio i poszłam sobie zrobić herbatki.
- Boli panią tutaj? - zapytał.
- Tak, tu o tu...
- Krwawi. Zawołaj sanitariuszkę młoda panno. - wychylił się do kuchni facet.
- Ok....wyluzuj...- rzuciłam mu na schodach i minęłam go obojętnie choć mój wzrok przyklejony był do matki. Co się stanie jak ją zabiorą do szpitala? Myślałam po drodze, dopóki tak bardzo zamyślona nie spadłam z kilku schodków z ganku. Na szczęście upadłam zaledwie na gips i lekko go pokruszyłam.
- Lekarz mnie woła? - zapytała z nadzieją młoda dziewczyna.
- No. - odparłam niegrzecznie i poszłam za nią jak cień, po czym zamknęłam starannie drzwi.
- Możesz mi pokazać gdzie twoja mama ma sypialnie? Spakuj ją, musimy jechać do szpitala.
- Ok. - powiedziałam lekko przerażona. Podał mi karteczkę a ja miałam spakować do dużej miękkiej otrby wszystko co potrzebne. Biegałam ciągle między łazienką, kuchnią i sypialnia, a kiedy już spakowałam wszystko zobaczyłam moją matkę, która miała jakąś zieloną maskę na nosie i na ustach i ciężko oddychała.
- Trzymaj się mamuś...- szepnęlam patrząc jak karetka odjeżdża. Usiadłam bezsilnie na krześle w kuchni i ryknęłam płaczem. Moja matka która zwija się z bółu> Chorobliwie ciężka pani biznesmen>>
- Halo? - krzyknęłam do komórki która od dłuższego czasu dzwoniła w moim pokoju.
- Pakuj sie Sarah w kilka pięknych ciuszków i spotykamy sie na przystanku przy 132!! - rzuciła mi tylko przyjaciółka i odłożyła słuchawkę. Ubrałam się w najładniejszą długą czarną spódnicę i tęczową bluzkę. Narzuciłam na to oszerny czarny sweterek i poszłam na szpilach pod przystanek.
- Jesteś wreszcie. Bogu dzięki że się tak odwaliłaś. - powiedziała i pociągnęła mnie do autobusu.
- Mogę chociaż wiedzieć gdzie jedziemy/ - zapytałam niepwnie.
- Uhm. Do dzielnicy showbiznessu.
- Nie wiem po co szczerze mówiąc!! - krzyknęłam na cały przedział.
- Spoko...zaraz się doweisz. - ale zanim dojechałyśmy chyba wiedziałam.Mnóstwo fotoreporterów czekało na nnie.
- O ja ciapa mam dzisiaj urodziny!! - szepnęłam...
- No to otwórz oczy. - powiedziała wyciągając mnie z a utobusu. Na samym środku placu stał helikopter.
- Sarah? - zapytał pilot.
- Tak. - odparłam. A on poklepał miejsce koło siebie.
- Gdzie jedziemY? - zapytała Lana z tylnego miejsca.
- Lecimy. Zaraz się dowiesz. - odparła ona. Leciałyśmy bardzo długo. Może cztery godziny. I nagle zobaczyłam olbrzymią tamę. Ktoś mnie ubrał w dziwaczny srebrny kombinezon.
- Masz..tamtam!! - krzyknęła lana podniecona i wskazała na grubaśną linę. Bungee!! Zawsze o tym marzyłam!! Bosz....
- Dzięki...- szepnęłam i stanęłam na specjalnym wysięgniku.
- Skaczemy. Policzę do trzech i krzyknę: Bungee! - wtedy miałam skoczyć,. Tłumaczył mi instruktor.
- Dobra. - powiedziałam i poprawiłam kask. - r
- Raz...dwa...trzy...BUNGEE! - krzyknęła mocno babka a ja odbiłam się nogami od platformy i poszybowałam w dół. Leciałam leciałam...kiedy poczułam mocne szarpnięcie. Mocniejsze od tego jakie zawsze czułam w naszym klubie. I w chwilę potem moje ciało ponosiła rwąca rzeka.

Zong
20.12.2004, 18:57
Dziesięciokrotne szczęście
Wstałam bardzo wcześnie rano. Szybko się umyłam. Poszłam do kuchni.
Szybko przygotowalam i zjadłam śniadanie. Piąta. Zaraz wychodzę. Wtedy upadłam na podłogę. Co tam leżało? Przecież to.. zimne, martwe ciało. Mój Boże! Przecież to była AMY, moja szósta córka!!! Jak to się stało? Była martwa od kilku godzin. To na pewno nie samobójstwo. Mary leży w szpitalu. O północy dopadły ją jej standardowe bóle. Były poważniejsze niż zazwyczaj. Ale Amy...? To na pewno wtedy! Nikt nie mógł wejść! Okna szczelnie zamknięte, drzwi... To jakaś moja córka! MAM WŚRÓD CÓREK SIOSTROBÓJCZYNIĘ! To nie Mary, ani Ash, jest w sanatorium. Amy.. Moja córka nie żyje! Kilkanaście lat temu napisalam: " Amy jest największym głodomorem z całej dziesiatki". Teraz mój mały głodomorek nie żyje! NIE ŻYJE! Pójdę do dziewczyn. Z kim śpi.. to znaczy spała... Amy? Z Mary. Mary jest w szpitalu.... Pójdę do jej pokoju.
Musze się czegoś dowiedzieć. Na razie się zwolnię.
-Zosia?
-Tak.. Potrzebujemy cię. Jest operacja. Ale jak nie możesz Kuba się zajmie.
-No wiesz, nie mogę. Amy.. Amy nie żyje. Znalazłam jej martwe ciało w kuchni.
-Boże! Jak się czujesz? Nie płacz.. Na pewno płaczesz. Ja bym nie wytrzymała jakby mi umarła Amelka (przyp. aut.-> imiona z mojego ulubionego serialiku "Na dobre i na złe" :P )
-Cześć
-Edyto.. Czekaj.
Nie mogę. Muszę tyle zrobić, zanim dziewczyny się obudzą...
-Poradzimy sobie. Przyjdę do ciebie po dyżurze, o 12, OK?
-OK.
Szybko się rozłączyłam. Zamknęłam drzwi do kuchni. Powiem, że zamknęłam je przypadkiem, i nie wiem gdzie położyłam klucz. Może któraj zareaguje. Nie płakalam ani razu. Jestem silna. Silna. Silna. Silna. Nie mogę.
Płakałam równą godzinę. Zajrzę do jej pamiętnika. Jak dziewczyny wyjdą to i do ich. Wiem, że nie mogę. Ale jestem ich matką. Któraś z nich zabiła Amy. Która? Czy się domyślą? Co mi pomoże Zosia? Przekonam się. DLACZEGO AMY NIe ŻYJE?!?!?!?!
CDN
PS Sorki, że takie krótkie odcinki, ale postaram się robić dłuższe.

Cocaine
20.12.2004, 20:06
odc. 7
Obudziłam się w szpitalnej sali. Moje ręce były pełne kabelków, a coś nade mną pikało tak wnerwiająco że postanowiłam to wyłączyć. Więc odłączyłam od siebie dwa kabelki - zielony i czerwony i usłyszałam ciągły sygnał., Przyszła do mnie pielegniarka.
- O, dzień dobry.
- Dzień dobry, jak długo spałam?
- Dwa dni. p- nie mogę uwieżyć@!! Dwa stracone dni, tylko i wyłącznie na to, żeby je przespać.
- Jestem bardzo wypoczęta. - skłamalam.
- Twoja mama tu leży prawda?
- Uhm...miała chyba atak wyrostka robaczkowego. - powiedziałam bawiąc się rureczką od kroplówki. Oczy pielęgniarki przybrały wielki rozmiar.
- Eee...z moich wiadomości wynika że leży na...eee ginekologi...
- Zaraz tam lecę. - postanowiłam, na satynową koszulkę wciągnęłam szlafroczek i poszłam pod tablicę informacyjną. Zjechałam na czwarte piętro. Całe szczęście że jest tu winda, byłam cała obolała. Głowa mnie bolała, bo pomimo kasku doznałam urazu czaszki. I dalej miałam ten wnerwiający gips na ręce. Ale teraz to już nawet na obojczyku.
- Dzień dobry. - powiedziałam do promiennie uś miechającej się za konutarem kobiety.
- Dzień dobry. Szukasz kogoś?
- Kate Blanchet. - odparłam bez wysiłku.
- Kate kate...ach tak, sala numer 14.
- Dzięki. - rzuciłam w przelocie i już byłam w drodze...13, o jest 14. Uchyliłam drzwi. Wśród białej pościeli w jasne pasy leżała moja matka.Dziwnie nie swoja. Blada. A koło niej siedział lekarz.
- To ciąża pozamaciczna. - usłyszałam tylko. Osunęłam się na zimie. Moja matka jest w ciąży. Pozamacicznej. Dziewię.ć lub osiem miesięcy leżenia w szpitalu, zero domowego obiadku, i,...zero funduszy na życie.
- Czy t oprawda? - zapytałam jej wprost przy lekarzu.
- Tak...- wyszeptała słabo mama spieczonymi wargami. Na jej widok zrobiło mi się przykro. Przecież chciałam jak najlepiej/
- {rze4praszam mamusiu. Poradzimy sobie. -powiedziałam głośno i przewierciłam oczami tego głupiego lekarza.
- Czy to coś poważnegO? - zapytała słabo.
- Tak. Musimy dokonać operacji..właściwie to zabiegu...- nie wiedziałam o co im chodzi, więc wyszłam wymigując się toaletą.
- Ja nie wiem panie psychiatro jak jej powiedzieć że chcę usunąć tą ciążę..- usłyszałam tuż za drzwiami. Zatrzymałam się w pół kroku.
- Wmówić jej, że pani poroniła. Jutro zabieg, musi pani coś z tym zrobić. - odparł on, a ja stałam tam przyciśnięta do ściany. W końcu weszłam.
- Co musisz z czymś zrobić? - zapytałam jak gdyby nigdy nic..
- A...wiesz zastanawiam się...bo pewnie jeszcze kilka dni tu poleżę i..
- Jak sobie poradzę?
- Spokojnie mamo, na pewno będzie oki.
- A co z obiadami, a co ze szkołą??
- Przecież też leżę w szpitalu,
- Nic o tym nie wiem. - zaniepokoiła się matka i usiadła między poduszkami.
- Marnie coś dziś wyglądasz...- spróbowałam sprowadzić rozmowę na inne tory.
- Powiedz mi co chciałaś zrobić, i co ci się stało..
- E tam...taki głupi wypadek...
- Ale ja chcę wiedzieć co się stało. Mam prawo?? Jestem twoją matką!! - już niemal krzyczała,.
_ Masz ale ja ci nie powiem!! - wykrzyczałam jej w twarz i prędko pobiegłam przed skiebie aż do windy. Wróciłam z czekoladkami w ręce. Podeszłam do jej łóżka.
- To na dowod że niby jestem "dobrą córeczką" p- powiedziałam cynicznie.
- Dziękuję złotko. - powiedziała. A kiedy chciała mnie ucałować odpechnęłam ją.
- Nie czas na czułości. - jęknęłam i obróciłam się.
- Ok. Twój wybór. Przyniesiesz mi papiery jutro. Mają cię wypisać. p- rzuciła mi na odchodzne. Poszłam ciemnym korytarzem. Zapadał już zmrok. Ale to co. Poszłam do windy i wsiadłam do niej. Kiedy nagle coś szarpnęło i winda zatrzymała się. Wcisnęłam przycisk drzwi ale nic z tego. Nie chciały się otworzyć. Było mi coraz bardziej słabo. I nagle, zanim wcisnęłam guzik z dzwoneczkiem, spadłam na płytki.

she
21.12.2004, 14:34
Magi ona ma 17 lat . Wiem, że się zachowuje jak 7- latka, ale tak właśnie ma być... :P
------->-_-<-------- od. 3

Tibby usiadła przy stoliku. Zachciało jej się siku więc poszła do klopa. Granatowe kafelki, srebrny, nowoczesny sedes.... zamknęła się w kabiinie.
................
Chciała otworzyć dzrwi, ale.... zatrzasnęły się. troche się męczyła z zamkniej aż wreszcie wpadła na pomysł... właściwie nie było innego. Weszła na sedes przy czym sapdła i potłukła sobie zada.... zdjęła śliskie buty i przeżyciła je na druga stronę. Weszła na klop i przełożyła nogę na górze kabiny. Potem usiadła rozkrokiem na górze, ale pomysł zejścia jakkoś się jej nie spodobał. W tym momencie do kibla weszła Amy.
- Co ty odpierdzielasz??
- Wychodzę z kolpa....
- ech.... jak zejdziesz to pogadamy. - powiedziała Amy z politowaniem. Tibby niezgrabnie zeskoczyła z kabiny. Założyła buty i wyszła. zauważyła że schodząc zawadziła o róg, bo cały tył był.... obdarty.
- *****, mam dosyć!!
- Tibby zaczekaj... - Amy wybiegła za Tibby...
- Spiepszaj! - krzyknęła i strzeliła Amy centralnie w ryja. Rzuciła buty na kanapę w dużym pokoju, a kaszkiet i płaszcz na podgłogę. Wbiegła po schodach i przebrała sie w domowe ciuchy. Usiadła na fotelu i duzym palcem od stopy włączyął komputer. Weszła na gg, ale nie było nikogo. Miała już zamknąć ale pokazało się nieznajomy przesyła wiadomość. Tibby znie odebrała tej zasranej wiadomości bo niechce mi się pisać, bye!

Magi
22.12.2004, 13:10
Głupia młodsza siostra
Odcinek 1
Mam na imie: Talia Coulorsen (czytaj Talia Kalrsen)
Mam 16 lat.
Ubieram sie w bojówki, jeansy i T-shirty.
Kolor włosów: Brązowy
Kolor oczu: Zielony
Lubie: Lody Waniliowe z polewą karmelwą, prebywać z przyjaciółmi, chodzić na dyskoteki, siedzieć na necie.
Nie lubie: Niektórych osób, kalarepy, chamstwa, grubych rajtuz.
Mój ulubiony kwiat to: Czarna róża
Mam kolczyk/i: w pępku
Mój ideał chłopaka to: Długie (do ramion) falowane czarne włosy, przejżyste niebieskie oczy i wytrenowane mięśnie.
Mój ulubiony typ muzyki to: nu-metal, pop i disco
Talia wypełniła ankiete i wrzuciła do pudełka z napisem "zostań modelką!". Niezbyt zadowolona młodsz siostra Talii, Lily burkneła:
- Chodź na lody... Ile można na ciebie czekać
- Lily masz 5 lat i sama chciałaś tu ze mną przyjść!
- Ja chce na lodyyyyyyyy!
- Dobrze! Już idziemy!-powiedziła z przekąsem Talia. Gdy doszła z siostrą do "MacFritcha" (czytaj MakFricza) Talia musiała przeczytać Lily wszystkie jakie są smaki lodów i polew...
- Jakie chcesz?
- Jedną kulke Tiramisu, jedną bajeczną i jedną jagodową. A polewe śmietankową.
- Dobrze. To poprosimy to.
- Płacisz 7$- gdy Talia zapłaciła i Lily wszystko zjadła, miały już iść do domu gdy...
- Nie! Lily poczekaaaaaaj!- Lily pożygała Tali całe bojówki i bluze. Wkurzona na maxa Talia szrpneła Lily do wyjściatak mocno, że ta zaczeła płakć. Więc Talia wrzasneła na nią...
- Uspokuj sie idiotko!!!
- Dlaczego krzyczysz na to dziecko?- zapytał oburzony starszy pan.
- Bo tak mi sie podoba!- krzykneła mu w twarz opluwając go niechcący. Talia kolejny raz szarpneła Lily i wyszły. Talia szła tak szybko, że Lily biegła płacząc. Gdy były już przy furtce zadzwonił telefon Talii. na wyświetlaczu pojawił sie nieznajomy numer.
- Słucham?- zapytała wciąż zła Talia. Głucho- No słucham?- zapytała kolejny raz. Głucho-S*******aj!-wrzasneła i rozłączyłą sie. Wbiegła do domu wrzucjąc płaszcz do szafy. Talia pobiegła na góre do swojego pokoju przebrać sie. Po dziesięciu minutach usłyszała...
- Chodź córciu musimy porozmawiać...
CDN

Zong
22.12.2004, 16:29
Dziesięciokrotne szczęście
Martwię się szpitalem. Ostatnio cały dzień siedziałam w pokoju z czterema innymi lekarzami. Nikogo nie było. Gdy piłam trzecią kawę przypomniała mi się Amy.
Zosia nie przyszła. Zachorowała. Cóż, neibezpiecznie jest tutaj. Przyjdzie dzisiaj.
-Pani doktor!
-Kto? Ja?-zapytały trzy, w tym ja, obene tu lekarki
-Pani Edyta Górniak.
-No, nareszcie coś się dzieje. Cześć
Operacja była długa. Nade mną stała nowa stażystka-Lena.
-Leno, jeszcze raz, co to jest?
-Wewnętrzny uraz nogi..
-Otwrte złamanie.
-i coś z płucami.
-Dobrze. A teraz, jak to się operuje?
Nie widziałam twarzy operowanej. Była zakryta. I tak była ciężko poraniona. Ciekawe, kto to jest?
Minęły dwa dni. O dwunastej, przedwczoraj przyszła Zośka.
-Nie płącz.-powiedziała od razu. W tej samej chwili zdziwiła się. Ja nie płakałam.-Ee.. Co powiedzialaś dzieciom?
-Że.. jest w sanatorium.
-Żadna się nie zarumieniła?
-Nie.
-A co w szpitalu?
-Pustki.
-No to... Która na pewno tego nei zrobiła?
-Amy.
-Nie żartuj.
-Mary i Ash.
-Zostaje siedem. Czytałaś ich pamiętniki?
-Wiedziałam, że o czymś zapomniałam!
Naprawdę czytałam. Nie było żadnego wpisu od 3 miesięcy. U żadej. Czy to nei dziwne?
-Maggie!-wyrwało mi się.
-Co Maggie?
Nie mogę jej powiedzieć. Maggie.. Maggie mieszka z Ash, koło Mary i Amy.
-Nic.
-Mów, to w końcu razem mamy ustalić..
-Mordercę!
W tym momenice..
CDN

Cocaine
22.12.2004, 17:32
odc. 8
Aaah - pomyślałam i obudziłam się. Nie miałam zegarka, i dalej leżałam w windzie. "Cholerka" - pomyślałam i wcisnęłam guziczek z wiatraczkiem. Zaraz owiewał mnie leciutki wiaterek z góry. Usiadłam i wciskałam w kółko guzik z dzwonkiem. W końcu nadeszła pomoc.
- OD wczoraj nic nie jadłam. - powiedziałam z wyrzutem i poszłam do sali kiedy mnie uwolnili. Poszłam i usiadłam między moim a jakiejś dziewczyny łóżkiem.
- Dziś wychodzisz.
- OOO, tak szybciutko> Myślałam że jak doznałam urazu w głowę to muszę tu zostać na dłużej.
- O ile jeszcze dziś nie będzie komplikacji to cię wypuścimy.
- OK. - powiedziałam i poszłam do łazienki. Ściągnęłam z siebie z furią wściekło niebiesko - różowo koszulkę nocną i czerwony frotte szlafrok, kiedy ktoś wszedł.
- Sarah? - zapytał mnie głos zza drzwi. "Kurde to Lana" - pomyślałam i wciągnęłam na siebie czerwone koronkowe stringi i czarny staniczek z koronkowymi wstawkami.
- OOO cześć Lana. - powiedziałam niby nieświadomie wychodząc jedynie w szlafroczku.
- Hej. Już wychodzisz?
- No...- powiedziałam nieco smutno i spojrzałam na siebie. Ależ strzeliłam głupotę. Miałam założony stanik na gips.
- eh...pomogę ci może co...- spytała z litością.
- Nie, chcę go samodzielnie rozwalić. - odparłam i mocno rypnęłam się w bark o kant szafki.
- Sarah nie rób tego proszę...- powiedziała smjutno Lana i usiadła na łóżku obok.
- Muszę to zrobić. - wrzasnęłam z furią i sięgnęłam po olbrzymie nożyce. Przeciełam szeroko gips wzdłuż i usiadłam uwolniona. Siedziałam naga przed laną. Szybko nakryłam się bluzką i założyłam biustonosz. Potem założyłam czarne szpilki, czarne długie spodnie, czarną ulubioną bluzę Nike i wyszłam. Zapomniałam rzeczy - skapnęłam się wpołowie drogi i wróciłam do sali. Pozbierałam wszystkie moje szpargały i zapięłam uroczyście zamki.
- Jedziemy do domu. - szepnęłam cicho do torby i uniosłam ją na ramię.
- Idziemy? - zapytała Lana i podniosła się. Była ubrana w czarno - brązową spódniczkę i czarny żakiecik. Lana była zdecydowanie bardziej oficalna niż ja. Gdyby nie to, że na nogach miała czarne oficerki.
- No...zbieraj sie. - powiedziałam i zapięłam kurtkę.
- Nie idziesz do mamy? - zapytała zdziwiona.
- Nie. - odparłam stanowczo i przemknęłam obok recepcji.
- OK, jak rządasz. - powiedziała i zaczęła schodzić w doł. W duchu się wyzywałam za te szpilki ale w końcu zeszłam szczęśliwie na sam dół. I nagle coś mi się przypomniało. Moja matka miała dziś się pozbyć swojego drugiego bobaska. I musiałam ją przed tym powstrzymać. Niewiele myślac wyciągnęłam kartę master card.

Magi
22.12.2004, 17:45
Głupia młodsz siostra
Odcinek 2
Talia zeszła na dół udając spokojną.
- Słucham mamo?- zapytała Talia widząc chowającą sie za kanapą Lily.
- Co zrobiłaś Lily?
- Nic
- Jak to nic? To dlaczego przyszła taka zapłakana?
- No bo ona mnie obżgała i ja ją pociągnełam do drzwi i krzyknełam żeby sie uspokojiła.
- Tylko dlatego na nią krzyknełaś?
- Tylko?! Ona mnie obżygała!
- Nie krzycz. Nie chciała przecież.
- Ale byłam zła.
- To nie znaczy, że masz na nią krzyczeć. Po za tym te bojówki i bluza są już stare. Nic sie nie stanie jak je wyrzucisz.
- Chyba śniesz!- krzykneła Talia i pobiegła do pokoju. Talia włączyła kompa i zagłębiła sie w pisaniu kolejnej noty na blogu. Słyszała rozmowy taty i mamy...
- Dlaczego ona nie chce wyrzucić tych spodni?
- Bo..... Dostała je od swojego pierwszego chłopaka- usłyszała głosik Lily
- No i co z tego?
- Jajco!!!- wrzasneła Talia z wyrzutem. Miała dość tej głupawej siostry. Która wtrąca sie w jej życie.
_________________po trzech dniach_________________
- Mamo! Ja Lily nie przeprosze!
- Dlaczego? Twoja duma ci nie pozwala?
- Dobrze specjalnie dla ciebie przprosze ją!- krzykneła Talia z ironią- Lily! Lily gdzie jesteś?! Przpraszam!!! Wystarczy?!
- Dlaczego jej tak nienawidzisz, Talijko?
- Nie mów do mnie Talijko! Ja mam na imie Talia! A powiem ci dlaczego jej nie lubie! Bo wpieprza sie w moje życie, mój świat, mój pokuj!
- Talia! Tym bluźnierstwem pozbawiłaś sie 2$ z kieszonkowego! A młodsze siostry już takie są!
- I bardzo dobrze do ****y!- krzykneła już na maxa rozwścieczona Talia i pobiegła do swojego pokoju.
- Talia to już 3$...- odkrzykneła mama. Talia uwalila sie na łóżko bluźniąc pod nosem, gdy do pokoju wparowała Lily. I sokczyła na Talie śmiejąc sie. Talia szybko wstała wkurzona i usiadła w swoim fotlu w "gazeciany" wzór.
- Spierdziałam sie!!!- krzykneła rechocząc sie Lily.
- Och Lily! Jesteś obleśna! Wypadaj z mojego pokoju!
- Nieeeeeeeeeeeeee!- krzykneła jeszcze głośniej. W tym momęcie Talia nie wytrzymała i wyciągneła siostre z pokoju za jej długie grube blond włosy.
- Ałaaaaaaaaj! To boli krowo!- szczekneła Lily, a Talia dała jej bezceremonijalnie kopa w dupe. Wiedział że będzie z tego afera, ale miała to w nosie. Zadzwonił telefon...
- Czego do cholery?!- krzykneła Talia do słuchawki.
- Yyy... dzieńdobry kochanie.
- A... eee... cześć babciu.
- Wydaje mi sie że jesteś na coś zła...- powiedziała babcia. "Łał ale skapa!" pomyślała Talia i odpowiedziala...
- Oczywiście na Lily. Słuchaj babciu nie moge rozmawiać, dam ci mame.
- Dobrze- odpowiedziała jak zawsze kojąco babcia Helynor (Helinor).
- Mamo!!!!!!!- wydarła sie Talia- Babcia dzwoni!!! Podnieś słuchawke!!!!!!!- krzykneła i z hukiem odłożyła słuchawke. "Teraz mama rozmawia to Lily narazie jej nie powie... Chyba że ją przkonam..." pomyślała. Wstała i podeszła do drzwi z naklejonymi naklejkami Barbie, smerfami itp.. Zapukała i...

CDN

;-P

Cocaine
22.12.2004, 18:43
"Postawię ją przed faktem dokonanym" - postanowiłam i pociągnęłam mocniej Lanę za rękę, omal nie skręcając nogi na szpili.
- Idziemy do Piccolo? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Nie spodziewasz się przcież dziecka - burknęła moja przyjaciółka i spojrzała na moje oficerki a potem na moje szpilki
- Jest prawie środek zimy a ty chodzisz w szpilkach...
- i w cienkich rajstopach. Czasami masz załosne teksty. - odparłam i przeszłam przez ulicę. Już byłam po chwili pod sklepem i widziałam Lanę która wstapiła do PUB-u. "Pewnie tylko żeby zrobić na mnie dobre wrażenie" - pomyślałam i szybko weszłam bo faktycznie robio mi się zmino w stopy. Obejrzałam multum pięknych rzeczy.
- Dzień dobry . - powiedziałam przymilnie do jakiejś babki za ladą.
- Dzień dobry. - odparła ona i luzacko oparła się o ,ladę.
- pOproszę podstawowe wyposażenie dla nowordoka.
- Czyli...pieluchy tetrowe, jednorazowe...eee...kaftaniki, śpioszki, body...
- A krótko mówiąc ile to będzie kosztować? - pospieszyłam ją.
- No...coś około 1000 zł.
- A taka naprawdę podstawowa....
- około 710, a co spodziewasz się dziecka? - warknęła ona na mnie i zorientowałam się kto przede mną stoi. " chjolera!" - zaklełam w duchu i spojrzałam w oczy ubranej na różowo Karoliny Mistake.
- Nie, mam znajomą której urodziło się dziecko.
- A co nie sta jej na wyprawkę dla własnego dziecka? - spytała ironicznie.
- OK, chciałaś to masz. - powiedzialam i poszłam w głąb sklepu/. Kiedyś pracowała tu moja mama więc doskonale wiedziałam gdzie jest biuro szefa. Poszłam zdecydowanie taj i mocno zapukała.
- Proszę. - powiedział mi miły głos zza drzwi.
- Dzień dobry, mam sprawę w...
- Ach...znowu jakaś skarga na obsługę?
- Tak, na dziewczynę w dziale - niemowlęta. - odparłam zadowolona i wyci ągnęłam błyszczyk i lusterko, po czym wymalowałam się doskonale.
- A co ona ci robi? - zapytała już nieco podenerwowana tą rozmową dyrektorka/
-wtrąca się w moje prywatne sprawy. - odparłam i nieudolnie wstałam do jej pozycji i wysokości.
- Proszę się do nas zgłosić jutro.
- Ale ja potrzebuję zrobić te zakupy dziś.
- To nie zrobisz zakupów boże....- odparła zmęczona szefowa.
- Niech pani zmieni pracownicę. - odparłam.
- Poczekaj tu chwilę. - powiedziała zmęczona i wyszła z biura. Ukardkiem uchyliłam drzwi i poczekałam co będzie mówić.
- Karolino, zwalniam cię. Nie masz prawa wtrącać się w sprawy prywatne swoich klientów.
- To moja koleżanka i myślałam że jest w ciąży....- bąkała karola.
- Ale nie jest, może jej znajoma jest skąd wiesz? - spytała szefowa.
- mUszę opuścić to stanowisko pracy? - zapytała z żalem maleństwa.
- TAK!! - krzyknęła jej wprost do ucha szefowa i wyrzuciła jej wielkie pudło na środek skleu. - WYNOŚ SIĘ W TEJ CHWILI!! - krzyczała niczym tyran. Wyszlam ze sklepu z obojętnością, ale spojrzałam na Karolinę która taszczyła teraz wielkie pudło przez droge.
- pOmogłabyś mi chociaż. - odparła do mnie cicho.
- Pomogłam ci przecież....- odparłam zdziwiona.
- W czym? W wywaleniu mnie z pracy? - zapytała z ironią.
- Tak właśnie, nie jesteś zadowolona z tego rodzaju pomocy? - zapytałam ją.
- Nie. Przechodzę, narqa. - odparła młodzieżowo. Karolina jest o rok od nas starsza. Właściwie to o dwa lata. Ale zawala francuski i dlatego jeszcze tu z nami siedzi. Ale zanim zdążyłam krzyknac karolina juz byla.....

she
23.12.2004, 12:06
--------->-_-<------------- od 4
Tibby zignorowała wiadomość. Po hcwili zadzwonił telefon
- taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak?
-Cześć!
- Cześć... Amy mam dosyć.. po prostu dosyć twojej zasranej mordy! I wiesz co? Pocałuj mnie w dupe normalnire.
I OD******* SIĘ ODEMNIE!!! - wkrzasnęła Tibby, ale zauważyła, że w słuchawce nie ma sygnału od
jej słowa "cześc". "piepszony grat" pomyślał rzucając bezprtzewodowy telefon na poduszkę. W tej chwili do
pokoju wpadła mama....
- posprzątaj natychmiast swoje rozpierniczone ciuchy!
- nie będę sprzątać ciuchów w dużym pokoju! Sprzątam tylko u sibie!- odburknęła wchodząc na Czata.
PO chwili spadł jej na głowę kaszkiet, płaszcz i kozaki. - *****, WSADŹ SE W.... - wrzasnęła,
ale nie dokończyła bo zgasł jej komputer. Wrzuciła ciuchy do garderoby i uruchomiła kompa. Weszła n Czata
i zalogowała się jako "Ti_=) " . Zadzwonił dzwonek do drzwi i usłyszała kroki.
- Tibby, chciałam ci powiedzieć że.... jesteś piepszoną ****ą i po prostu wsadź sobie w **** kija!
- Mozesz sobie darować Lara te komplementy... Drzwi są w kolorze kremowym ze srebrna klamką, tam za tobą!
- Nie bedę się z tobą kłócić, bo szkoda mi inteligencji, bye!
- tak, zapomniałam, że twoja inteligencja wyparowuje przy gadaniu, bye! - odpowiedziała rzucając
spojrzenie Larze zza okna. Lara wsiadła na motor i pojechała. Tibby opiłowała paznowkcie i zrobiła sobie Frunch
manicire. Za chwile zmyła i pomalowała na metaliczny. Zmyła i pomalowała na biało z czarnymi paskami.
Za chwile zobaczyła "Trasha zaprasza cię na PRIV"
~Trasha- Cześć
~Ti_=)- hej
~Trasha- skąd klikassz?
~Ti_=)-z miasta
~Trasha- ale jakiego?
~Ti_=)-dobrego, pa -______- - Tibby wyszła, bo nie chciało jej się gadać z jakąś lolówną, co zaczyjna rozmowę
od skad kilkasz, jak się nazywasz.... to idiotyczne. jeszcze raz weszła na gg i znowu
- nieznajomy przesyła wiadomość- Tibby odebrała
2374657
dzieńdobry Frankie!
Tibby
jestem Tibby
2374657
Czyzby ;> ? Zresztą brzmi jak dla 3-latki <lol2>
Tibby
a kto ty tak na marginesie?
2374657
Shane Avoene, szmato!
Tibby
nie gadam z ****ami, więc spiepszaj!
2374657
No, no... może coś będzie z tego zachukjanego dziecka, nieśmiałego i niezdarnego! ;>
Nic nie poradzę, że chłopaki na mnie lecą ;p
I Tibby wyszła z gg. Byłą godzina 2.04. Tibby spojrzała na kalendarz, był 30 listopada.
Obudziła ja mama. Rozejrzała się po pokoju.
- Zaspałam prawda? - zapytała przez sen
- nie... śpij! - uspokoiła ją matka. Tibby wydało się to podejrzane, więc gdy mama wyszła z pokoju wstała.
Strasznie bolała ją głowa. Włączyła komputer i spojrzała na komputerowy zegazrek. 10.44. Środa. ' ŚRODA??'
zdziwiła się Tibby. wczoraj był czwartek.... - pomyslała. Najechała kursorem na zegarek. Wskoczyła data: 13
stycznia. Tibby zbiegła na dół po śliskich schodach.
- mamo, co się tu dzieje?
- nic, Free, co by się miało stać?
- czy ja.... nie spała zbyt długo?
- zasnęłaś wczoraj bardzo późno ,więc odpóściłam ci szkołę! - powiedziała ze spokojem.
'- Ale wczoraj był 30 listopada, czwartek, a dziś 13 stycznia, środa?
- emmm po prosty mały problem z zegarami - Tibby poszła na górę. Na drzwiach powiesiła karteczke z napisem
" Do not enter" i weszła do pokoju. Założyła białe bojóeki i czarną bluzkę. Włpsy związała w 2 kitki z tyłu.
Wcisnęła krótkie czarne kozaki, białą kurtkę i czarny kaszkiet. Podeszła pod okno Lary i rzuciła kamieniem.
- Czego, *****??!! - krzyknęła Lara zdejmując słuchawki z uszu wychylając się przez okno.
- możesz zejść? - Tibby sama nie rozumiała czemu poszła właśnie do Lary. nie czekając na odpowiedź weszła
do domu.
- NIe nadzaiałaś się na poręcz jak wchodziłaś? - rzuciła złośliwie Lara
- nie tylko na szczotke w salonie - powiedziała obojętnie.
- po co tu przyszłaś?
- bo chciałam się dowiedzieć.... CO TU SIĘ ***** DZIEJE??
- zależy co masz na myśli.
-to, że byłam niewiem jak, ale w śpiączce przez 2 miesiące!
- a oto. matka ci nie powiedziała? masz ifatosaminę.
- Co?
- musisz być poddawana częstym badaniom...
- co to za choroba?
- ifatosamina to choroba psychiczna. Wymyślasz sobie osoby, zdarzenia... a tak naprawdę
to tylko złudzenie. Zasnęłaś rok temu. niktr nie był w stanie cię dobudzić. twoje wszystkie zdarzenia
przez ten czas były wymyślone. Przez cały czas lekarz cię badał.
- To znaczy, że te wszystkie moje odczucia, osoby, miejsca , zdarzenia, uczucia.... były moją wyobraźnią?
-tak.
- A Amy? nigdy nie przyszła do naszej szkoły?
-nie
- co było wyobraźnią? A co stało się naprawdę?
- Wszczepili ci w muzg inplant chamujący wyobrażenia. Teraz jesteś normalna. Nazywasz się....
- nie mam na imię Tibby, prawda?
- nie. Chciałaś mieć tak na imię i to wymyśliłaś. Jesteś Frankie Shirley. Masz 18 lat, nie masz prawdziwej
matki.
- CO?
- zginęła. Ta którą widziałaś wczoraj była złudzeniem, dom w którym mieszkasz jest prawdziwy. Amy nie istnieje,
ja jesem prawdziwa, cała twoja klasa jst inna. 5 latemu byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.... dobra teraz
już spiepszaj, bo za dużo tej prawdy - Frankie zalała się łzami. Doszła do domu. BYła w nim inna osoba,
nie jej matka, którą codziennie witała... ale ta z jakiś powodów wydała sie bliska Frankie. Frankie nie mogła
dojść do siebie.... 'kim ja właściwie jestem?' myślała.Weszła po schodach do swojego pokoju. Zrzuciła ubranie i
poszła do "lustrzanej łazienki". Nalała sobie wody do jakuzzy i przejrzała się w lustrze. I tu kolejny szok.
Pamięta sibie jako subtelną blondyneczkę.... kasztanowe lub jak kto woli rude włosy opadały na bladą twarz.
Kolczyk w pepku, uchu i wardze. Duże granatowe oczy.
Wylała wodę z Jakuzzy i pobiegła na dół.
- mamo, co sie tu ***** dzieje? czemu mi nie powiedziałaś?
- nie wyrażj się.... niechciałam cię denerwować.
- denerwować? phi.... - Frankie uciakła na górę. rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać.
'*****, ale boli...' pomyślała dotykając duży strup z tyłu głowy. Wcisnęła na siebie szary golf i czarne bojówki.
CDN

she
23.12.2004, 14:23
Napisałam kolejy odcinek i wysyłałam go 8 razy, ale go nie widać
-______________-

Cocaine
23.12.2004, 16:27
GirlX widać..
odc. 9
Leżała pod kołami samochodu. Po prostu leżała tam, rzeczy leżały rozrzucone dookoła. Podeszłam do niej, chciałam jej pomóc ale ona tylko mnie odepchnęła. Wezwałam karetkę i poszłam dalej. "Pusta lala"- pomyślałam idąc dalej. Weszłam do reeboka.
- Pomóc ci w czymś? - zapytała miła expedientka.
- Uhm. Malutkie buciki....- powiedzialam.
- Ok. Takie moga być? - zapytała z nadzieją. Wyszperałam jeszcze sandałki, wielkiego miśka w second handzie, kilkanaście śpioszków, i rozmaitych rzeczy, które moim zdaniem były niepotrzebne ale konieczne do nakłonienia matki do zmiany decyzji. Postanowiłam wstąpić dopiero do domu i pójść do matki z papierami i.,...ciuszkami.
- Kto tu jest? - zapytałam kiedy zobaczyłam otwarte drzwi.
- Ja. - usłyszałam głos Lany dobiegający z kuchni. Weszłam do jasno - zółtego wnętrza z czerwonymi szafkami o brązowych blatach. Lana stała przy kuchence i mieszała w garnku Tefal Inginio jakąś podejrzaną masę. Miała na sobie moje ciuchy.
- Co ty ty do cholerki wyprawiasz? - zapytałam ją i opadłam na stołek barowy stojący przy szklanym blacie.
- Gotuję...nie widzisz? - odparła mi sięgając po sól.
- A mogę się dowiedzieć co to jest zanim mnie pochowają na cmentarzu? - spytałam złośliwie.
- Gulasz z porami. Skoczysz po sól? - zapytała ostro Lana. Nie, nie to nie moze byc prawda, pomyślałam i podniosłam się. Kuchnia wyglądała obco....nie nie mogę to wszystko to jakiś zły sen....- pomyślałam. I....OBUDZIŁAM SIĘ. Zobaczyłam nad sobą lekarzy. Coś nade mną pukało, w rytm mojego serca. Na ustach miałam taką samą zieloną maseczkę jak moja mama kiedy przyjechało po mnie pogotowie.
- Byłaś w śpiączce córeczko. - powiedziała smutno mama. Miała zapuchnięte od płaczu oczy.
- coś się stało? - zapytałam i zbyt szybko widać usiadłam bo solidnie zakręciło mi się w głowie.
- Tak...wtedy kiedy ty skakałaś na bungee ja walczyłam o życie twojej siostry....
- Ty byłaś w ciąży? - zapytałam z niedowierzaniem. Mam prorocze sny!! - pomyślałam szybko i rozejrzałam się. Na głowie mialam bandaż, a w rogu stała ta sama czarna torba. Wszystko było tak samo jak kiedyś.
- Poroniłam wtedy. Kiedy zaczełam krwawić, wiem że będzie coś nie tak...- wyszeptała ona i zapłakała cicho.
- Nie płacz już....- wyszeptałam i otuliłam ją nieudolnie moim szlafrokiem. Dopiero teraz zauwazyłam że jest w cywilu.
- Wyszłam już ze szpitala. Tydzień temu. Lana przynosiła ci lekcje...- mówiła troskliwie matka i szybko glaskała mnie po głowie.
- A jak twoje interesy? - powróciłam szybko na ziemię.
- Dobrze. Firma się rozwija. Teraz mam odzieżową. Będziesz miała więcej ciuszków. - ucieszyła się nieco sztucznie.
- Przenieśli cię? - zapytałam z nadzieją.
- Taa...do firmy CuBus. - powiedziała szybko.
- Ok. Wracajmy na ziemię, chcę iść do domu, leżeć tam w łóżku, gapić się w sufit i liczyć pieprzone chmurki sunące po niebie. - powiedziałam szybko i spróbowałam odłączyć kroplówkę.
- Jeszcze nie możesz. Masz poważny uraz głowy.
- W moim śnie było inaczej? A mamo...czy KArolina Mistake złapała jakąś pracę? - zapytałam szybko.
- Tak....podbno w Piccolo, ale wtrącała się w sprawy prywatne klientów i juz tam nie pracuje. - uśmiechnęła się mama. - a czemu pytasz?
- A bo coś mówiła że jest zaintersowana jakąkolwiek pracą. - odpowiedziałam jej byle jej tylko wcisnąć kit.
- Chcesz iść gdzieś na spacer?
- Tak, chcę iśc do domu. - nie dawałam za wygraną.
- Ale jeszcze nie możesz, Sarah na litość boską daj mi spokój z tym domem.
- Przyprowadź mi Lanę. - strzelałam na ślepo.
- Proszę bardzo, masz komórkę, to dzwoń. - odparła ona, wyszła na korytarz i usiadła tam przy stoliku wypełniając jakieś tam papiery. Myślałam tylko o jednym.... żeby na przykład spadła z krzesła, żeby miała więcej czasu dla mnie. Usiadłam wygodniej na poduszce i wcisnęłam przycisk otwierający klapkę mogeo nowego telefoniku. Wykręciłam numer Lany.
- Halo? - zapytal mnie jej ciepły głos.
- O cześć Lanuś. Przylecisz do mnie do szpitala? - zapytałam.
- Ojej...nie moge, fopiero wieczorem...- powiedziała szybko Lana i usłyszałam w tke głos jej mamy.
- A co robisz? - zapytałam bawiąc się kabelkiem od kroplówki.
- GHotuję gulasz z porami. I muszę iść do sklepu bo mi brakło soli. - odparła. A ja w tym czasie wypuściłam komórkę. Moja matka leżała na zimnych płytkach i widocznie zwijała się z bólu. Chciałam iśc, ale moje ciało zupełnie jakby przeszedł prąd i mnie spraliżował. Nie mogam ruszyć ani ręką ani nogą...po prostu byłam "uwięziona" we własnym ciele. Dopiero kiedy lekarze ją podnieśli, obejrzeli jej nogę i położyli ja na leżance obok, uświadomiłam sobie że ktoś kręcił się obok jej papierów. "Muszę nas uratować" pomyślałam i odłączyłam się od aparatury.I szybko, jak mogłam najprędzej naciągnęłam szlafrok. I usiadłam przy papierach widząc uśmiech mojej matki, która krzywiła się z bólu, na fotelu ortopedycznym...

Zong
26.12.2004, 22:06
Jak czytam te Wasze telenowele, to mi moja się obrzydza.. Szybko ją dokończę i może wymyślę coś ciekawego.
Dziesieciokrotne szczęście
W tym momenice spojrzałam wściekła na Zośkę. Wyglądała najzupelniej normalnie. Co ona by zrobiłą jakby Julka jej zabiła Amelkę? No? CO?
Spojrzałam na tę dziewczynę. Spała, uśmiechałac się.
-Świat jest piękny, CO? PIĘKNY?-krzyknęłam, wściekła, ku najzupelniejszemu zdumieniu Zosi. Tego się nie spodziewała.
-Ależ..
-ŻADNE ALEŻ! Nienawidze świata! Nienawidze moich córek! Nienawidzę..
-EDYTO!!!!!!!
-CIEBIE TEŻ N I E N A W I D Z Ę!!! NIENAWIDZĘ!
-Edytko...
Szybko wybiegłam. Jak najszybciej umiałam.
Spojrzałam z daleka na szpital. Zwykły, szary, państwowy szpital.
Ktoś mnie dotknął w ramię. Przeklnęłam w duchu. Miałam ochotę to krzyknąć tak, żeby WSZYSCY w pobliżu słyszeli.
-Mamo...
No nie! Moja córka! Co za idiota powiedziała o dzieciach: Pociecha! Niech on sam wychowuje samotnie dziesięć córek! Jednocześnie będąc lekarzem! I taką Mary, cały czas chorującą! Nie widziałam jej od pół roku! Co to był za IDIOTA! KRETYN!..
-Ekhm, mamo...
Przyjrzalam się jej. Ostatnio nie poznaję własnych córek. Może to nawet nie Amy zginęła... A może nie Mary choruje? Nie, to na pewno ona.
A kto to może być? Chyba Alice.
-CZEGO, DO CHOLERY! NIE WIDZISZ, ŻE PRACUJĘ! IDĘ DO SZPITALA! CZEGO CHCESZ!?
-Ale.. właśnie wracasz ze szpitala.
-CO ZA RÓŻNICA!!!!!!!!! Idę do domu. Ugotować obiad.
-Już jadłyśmy.
-A JA? A JA NIE MAM PRAWA OBIADU?
To zdziwiło moją córkę, chyba Alice. Jadłam obiad. Mówiłam o tym już dziewczynom. Na pewno była zdziwiona moim zachowaniem. Pierwszy raz w życiu tak się wściekłam. A o co? O... o szcZęście innych?
-CHOLERA!-rzuciłam w przestrzeń. Moja córka, chyba Alice, była mocna zdziwiona.-To czego chcesz? GADAJ!
Bała się powiedzieć.
-NO MÓW!
-Dasz mi 10$?
-Na co?
-Na kino.
Wetknęłam córce, chyba Alice, 10$ mówiąc:
-A idź! Jak najdalej!
Wyciąnęłam jeszcze 10$, wręczyłam jej i krzyknęłam:
-Kup popcorn! I najlepiej JAK NAJDŁUŻEJ SIĘ NIE POKAZUJ!!!!! NIE POKAZUJ!
Ale jej już nie było.

Jestem spokojna.
Bardzo spokojna.
Bardzo, bardzo spokojna.
Bardzo, bardzo bardzo spokojna.
Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo spokjna.
Bardzo, bardzo, bardzo, bar...
-MAMO!
CHO-LE-RA! CHOLERA! POCIECHY! SZCZĘŚCIE!
-Tak?
-Sprawdzisz mi zadanie?
-Jasne!
-I mi!
-I mi!
-I mi!
-I mi!
-I mi!
-I mi!
No to wieczór mam załatwiony.

Ale.. czy to była Amy? Kto zginął?
Nie sprawdziłam.
Jestem spokojna...
Podeszłam do pokoju Amy. Kto tam śpi? Czy ona żyje?
Minęłam pierwsze łóżko. W drugim zawsze spała Amy.
Kto zginął? Już chyba rozpoznaję moje córki.
Amy spokojnie spała w łóżku.
CDN

she
27.12.2004, 12:47
wpadł mi do głowy taki pomysł żeby zrobić historyjkę o wampirzycy, ale mi go wywiało xP

Magi
28.12.2004, 13:43
Głupia młodsz siostra

Odcinek 3
Wstała i podeszła do drzwi z naklejonymi naklejkami Barbie, smerfami itp.. Zapukała i weszła.
- Czego chcesz?- zapytała wojowniczo Lily.
- Pogadać...
- Spadaj! - krzykneła i rzuciła w Talie klockiem.
- Pożałujesz tego smarkulo!
- Już to widze! Zobaczymy kto czego porzałuje!
- Zamknij sie małpo!- odkrzykneła Talia ze swojego pokoju i zamkneła drzwi na zamek. Zadzwoniła do Corn...
- Halo?
- No cze
- Hej...- odpowiedziała Corn delikatnym głosem.
- Może pójdziemy na dyskoteke?
- A Twoja mama ci pozwoli?
- Pytałam i powiedziała że moge iść. Teraz wszystko zależy od cebie...
- Poczekaj...- powiedziała Cornelia i po chwili już dalej rozmawiały- Ok, moge iść.
- No to przyjdziesz po mnie o 18:30?- zapytała Tali patrząc na zegarek. Była 14:32.
- Ok, pa.
- Pa!- powiedziała i odłożyła słuchwke. Talia poszła do łazienki. Cieszłyła sie że to jest jej łazienka i nikt nie może do niej wchodzić. "Kurde, zapomniałam przynieść olejków które kupiłam..." pomyślała Talia i zeszła na dół po nie. Gdy wróciła zastała w swoim pokoju Lily siedzącą na podłodze i jedzącą lody.
- Wypad z mojego pokoju!- wrzasneła Talia w****iona jak nigdy.
- Nieeeeee!- krzykneła Lily i mało co wylała by lody na dywan. Talia ostrożnie postawiła lody na biórku i wyciągneła Lily na korytarz.
- Oddawaj moje lody złodziejko!
- Tego już zawiele- powiedziała wściekła Talia i oblała Lily lodami. Mała zaczeła płakać, "No to nici z mojej dyskoteki..." pomyślała i czekała na mame. Nie pomyliła sie. Zadzwoniła do Corn ioznajmiła że...
- Nie moge iść na dyskoteke bo oblałam Lily lodami.
- Po co?
- Bo nazwała mnie złodziejką!
- A ukradłaś jej coś?
- Nie! Odstawiłam lody które jadła na biórko i ją wywaliłam na korytarz.
- A potem gdy ona nazwała cie złodziejką, oblałaś ją lodami.- dokończyła za nią Corny(Korni)- mogłaś sie opanować!
- Jak?!
- No... Nie ważne. Trudno. Pójde z Larą na dyskoteke.
- No to cześć!- powiedziała krzykliwym głosem Talia i pomyślała "Fajnie to teraz musze umyś Lily, i posprzątać podłoge! Świetnie!". Zabrała sie najpier do sprzątnięcia podłogi, bo mama i tata wyszli na jakiś bankiet.
- Miałąś mnie najpierw umyć!
- *****, zamknij sie bo cie utopie!- wrzasneła rzwścieczona talia i rzuciła w Lily szmatą, ta zaczeł oczywiście płakać. Talia w odglosach płaczu dochodzących z pokoju Lily, skończyła myć podłoge.
- Lily! Chodź musze ci umyć!
- Nieeeeeeeeeee! Nie chce!- krzykneła wojowniczo. Więc Talia podciągneła rękawy i wyciągneła Lily za noge z jej pokoju. Wsadziła ją siłą do wanny i umyła. Raz niechcący przetrzymała ją pod wodą. Wytarła i ubrała.
- Powinnaś sama sie już ubierać!
- Mama ci kazała mnie ubrać więc zrób to!- powiedziała z satysf/wakcją Lily. Potem Talia dała jej przesolone kanapki i zadzwonił dzwonek do drzwi...
CDN

Cocaine
28.12.2004, 16:11
Magi i Zong - świetne!!
Odc. 10
Kulejąc wyszła a lekarz za nią podał mi kule. Pomogłam jej ustawić im odpowiednią wysokość i pokazałam jej jak ma chodzić w nich.
- Dziekuje córeczko. - powiedziała i ucałowała mnie. W kieszeni szlafroka poruszyła się moja komórka i wydzwoniła Here I go Again (fanką kiczu jestem czy co...).
- Halo?? - zapytałam obracając się od niej.
- O, hej tu Lana. - powiedziała,
- Skończyłaś już robić gulasz z porami?
- Uhm...- odparła i usłyszalam jak kładzie coś na stole.
- Przyjdziesz do mnie?
- Wieczorem. Z....
- No nie wiem...Z Matim??
- TAK!! A potem zostawię was...khm...samych. - zasugerowała mi delikatnie Lana.
- LANA!! - krzyknęłam i wcisnęłam czerwony guzik. Wściekła wrzuciłam do głębokiej kieszeni telefon i zebrałam wszystkie papiery matki, co wcale nie było łatwe. Pękała mi głowa.
- Proszę. Półóź się....- powiedziała sztywnoi wzięła teczkę z moich rąk.
- Poczekaj. - powiedzialam.
- Gdzie idziesz? - zapytała mnie szybko.
- Czekaj a zobaczysz/ - odparłam i pobiegłam do toalety. Czy ja się dobrze czuję? Zdziwiłam się sama. Było mi niedobrze, więc dopadłam muszli klozetowej w ostatniej chwili. A potem osunęłam się delikatnie na podłogę.
- Sarah? Sarah gdzie jestes....- jęczała słabo moja matka. Przekręciłam zamek i spuściłam wodę. A potem wyszłam do niej. Przepłukałam usta.
- Przyszedł do ciebie ten kolega...- szepnęła po czym wyszła kuśtykając i zjechała na dół machając mi w przeszklonej windzie.
- No dobra. Pa@! - krzyknęłam w ostatniej chwili i poszłam na salę. Po drodze zapytałam pewnej młodej kobiety z brzuchem/
Pięknie - powiedziała mi na odczepnego. Poszłam więc na salę, a tam już na stołku siedział oparty Mati i ogldał moje gazety. I MÓJ PAMIĘTNIK!! rozejrzał się a potem po niego sięgnął.
- Cześć. - odparłam i wprawiłam go w zakłopotanie.
- Ja tego...myślałem że to...no wiesz książka...
- Acha, pomimo tytułu? - fakt, że pisało tam wielkimi wołami: ŻYCIE SARAH. Nie oznaczało wcale ,ze to może być MÓJ pamiętnik!!
- Rozumiesz...że mi się podobaszx? - zapytał i spuścił wzrok. Usiadłam naprzeciwko niego i podkuliłam nogi.
- Wychodzę jutro ze szpitala. - powiedziałam i sięgnęłam po kanapkę stojącą tuż obok stolika. Wzięłam ją do ust, ale Mateusz temu zapobiegł.
- Leży tu od przedwczoraj. a- powiedział i wrzucił ją do kosza.
- Dzięki....- odparłam mocno zdziwiona i sięgnęłam po sok. Wypiłam go duszkiem i poczułam że tracę nieco oddech.
- Jesteś cała sina, na pewno wszystko OK? - zapytali mnie przyjaciele
- Nie. - odparłam i osunęłam się na poduszki. Czy tio możliwer że jest mi słabo?
- Nie, nie nie może ci być słabo...- wyszeptała Lana i klepała mnie po policzkach.
- Boli zostaw chcę umrzeć...- szeptałam niepewnie co mówię i widziałam ich zoraz bardziej zdziwione oczy.
- Nie, Sarah, Mati leć po lekarza!! - wydawała szybkie komendy Lana. Zobaczyłam po chwili lekarzy.
- Panno Sarah, źle pani zrobiłam tak nagle wstając. - powiedział skromnie lekarz i nałożył mi na nos plastikową rureczkę. I nagle poczułam że jest mi niedobrze. Naprawdę niedobrze. I nim tylko oni zdążyli się zorientować zwymiotowałam na ziemię.

bellla ćwir
28.12.2004, 18:59
Ja moge opowiedzieć wam historię!!!!!
Raz była sobie simka. Wzieła ślub z takim gwiazdorem. Potem przeprowadzili się do ogromnego domu.
Mieli adoptowane dziecko. Ten gwiazdor nie lubił tego dziecka i raz rozpalił mu ogień w kominku. Ten dzieciak siedził naprzeciwko kominka na taboreciku i się spalił. Potem ona go znienawidziła, a on przniósdł się do tej klary co ma lunę.
Potem razem z nią jeździł na wieczorki gwiazdorów.

Zong
29.12.2004, 18:14
Dziesieciokrotne szczęście
Ale czy to na pewno była Amy?
Nie, nie rozpoznaję moich córek.
Podejdźmy do tego inaczej.
Pokój Kate i Caroline-są obie. Tak więc piszę (na osobnej kartce) dzisiejsza data, Caroline +, Katie tak samo.
Sabrina i Samantha-obie.
Mary nie ma. Powód? Szpital.
Alice jest, Ashley... nie ma.. CO z Ash?... Ach! Skleroza! Sanatorium.
I jeszcze jedno łóżko. Maggie. Jeśli jest, to znaczy, ze albo Ash, albo Mary wcale nie wyjechały, albo ja mialam przywidzenia.. Nie, na pewno nie.
Nie ma Maggie!
Usiadłam na krześle. Ech.. Maggie... A ja myślałam, ze to ona.. Jest jeszcze jedno wyjście, dla którego robię tę cholerną listę!
A co z Kate? Co z Kate Ryan, moją przyjaciółką od.. od trzydziestu lat?! A Susie? No tak, kiedy się wyprowadziłam z domu Ryan'ów, gdyż moje córki potrzebowały powierzchnie, Susie postanowiła mi udowodnić, że możemy, ja i moje córeczki, mieszkać tam. Podjęła się lepszej pracy. Krzyczałąm: "Susie, proszę, pzrestań!" Nic to nie dało. Zrezygnowała z pracy prezenterki, chociaż nikt nie był z tego szczęśliwy. Poszłą na sprzątaczkę, oczekując awansu. Nie dostałą go przez rok. Wróciła do TV. Przyjęli ją, tylko dlatego, że podobała się widzom. Och, Susie, Susie...
Nie wiem jak, i kiedy zasnęłam. Dobrze, że się obudziłam, gdyż pewnie dziewczyny weszłyby tu i zobaczyły listę.. One wciąż myślą, że Amy... no włąśnie! Jeśli Amy żyje to czemu nie zareagowała, jak mówiłam, że Amy jest w szpitalu...
Moje życie stało się zagadką kryminalną, gdzie wszystko się liczy. Potrzebuję wsparcia.
Minęło kilka dni. Nadal nei ma Maggie. Ani Kate. Przeprosiłąm Zosię. "Uniosło mnie, przepraszam.. Ta cała sprawa.."-powiedziałam
-Nic się nie stało, pomogę ci.
Tak, pomogła mi. Zachorowała. Jest w szpitalu... Z Mary.
Kate!
Kiedy wrócisz?
Szybko ocknęłam się. Za dwadzieścia piąta. Mam już dziesięć minut spóźnienia co do mojej normy! Szybko się ubrałam, umyłam, uczesałam.. Pościeliłam łóżko. Śniadanie. Krótki liścik dla dziewczyn, jak co dzień, kiedy zaczynam o 7.
"Moje nardroższe skarby!.."
Co ja pisze! Jeszcze tydzień temu uważałam, że moje dzieci to okropność, nie pociecha! Trudno. Trochę uczucia im się należy.
"..dziś, jak zwykle kanapki z szynką. Herbatę sobie zróbcie.
Zawsze uważałam, że już same możecie gotować, ale wiem jak bardzo się spieszycie.
Wracam o 14, chyba, ze znowu przyjdzie pacjent.
Wasza, zawsze kochająca..." Ha, ha!"..-Matka."
Za pięć szósta. Wyszłąm z domu. Teraz do spzitala i kolejne dni oczekiwania...
-Pani Edyta Kowalik?
Zwykle nie używałam tego nazwiska. Kowalik, naprawdę się nazwywałam, po ojcu, ale używałam panieńskiego nazwiska matki-Górniak.
-Tak, to ja, a co?
Szybko się obróciłam.
-No nie!-krzyknęłam. Przede mną stała, cała szczęśliwa...
-No co nie? Nie poznajesz mnie?
-Poznaję, poznaję...
CDN

Magi
29.12.2004, 19:48
Głupia młodsza siostra

Odcinek 4
Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Wlaz!- krzykneła Talia swoją odzywką. Rozległo sie pukanie. Talia wstała i otworzyła drzwi.
- Ooo! Jak miło! Cześć Corn!- powitała Talia dzieczyne o bląd włosach do pasa i brązowych oczach. Ubrana była w srebrną miniówke, czarną bluzke i kozaczki do kolana.
- No hej...
- Co Ty taka smutna?
- No bo wiesz... Moge wejść?
- Tak jasne- odpowiedziała lekko zakłopotana Talia.
- No bo wieszni była z Larą na dyskotece...-powiedziała smętnym głosem.
- Bo?
- No bo... Bo...
- Corn... Max cie rzucił?
- Nie... My... Ja...
- No wykrztuś to!
- Bo... Przyszłyśmy z tobą pooglądać horrory!- powiedziała śmiejąc sie na widok miny Tali.
- Mamy horrory, chipsy "zielona cebulka" i "papryka" i cole z cynamonem!- wykrzykneła Lara wesoło.
- Super dziwczyny! Pomyślałyście o wszystkim!
- No pewnie!- powiedziła dumna najwyraźniej Corn.
- A co zrobimy z Lily?- zapytala Lara
- Jak to co?- powiedziała ze zdziwieniem Talia- Zamkniemy ją w jej pokoju!
- Jasne! I znowu dostaniesz szlabn!- powiedziała nachmurzona Corny.
- No to...
- Tamy jej tą lake!- dokońcyła za Talie Lara i wyciągneła lalke Brbie- była przeceniona, a my będziemy miały spokuj.
- Świetnie!- krzykneły jednocześnie Talia i Corn. Gdy włączyły już film i wygoniły Lily do jej pokoju zadzwonił telefon.
- Halo?- powiedziała troche niewyraźnie Talia, bo jadła akurat chipsa.
- No cześć. Jak tam sobie radzisz z Lily?- zapytała mama i Talia opowiedziała jej, jak to umyła Lily, zrobiła jej kanapke i przyszły dziewczyny.
- No to świetnie, pa.
- Pa.- powiedziała uradowana Talia że wreszcie zrobiła coś dobrego. Lara i Corn wyszy o 3 z domu Talii, a ona sama poszła zobaczyć co u Lily. Gdy weszła do pokoju, mała spałan na podłodze przytulona do swojej nowej laki. Talia wzieła ją na ręce i położyła w łóżku. Sama była już zmęczona, wię tylko przebrała sie w piżamie i poszła spać. Obudziła sie o 11:21. Zeszła na dół zjeść siniadanie.

CDN


BELLLA ĆWIR świetna historia, niemoto.

she
30.12.2004, 15:25
"---->-_-<---" od.5
aha muszę iśc jeść obiad, więc z historyjki znowu KOBZA!!!!!!!! xP xP xP <wkurzony>

Zong
30.12.2004, 17:34
Dziesięciokrotne szczęście
-To czego się dziwisz?
-Tego, że nie pisałaś mi listu od.. od.. roku?
-Przesadzasz!
-Wiesz co, to ty idź do mnie do domu, pogadamy jak wrócę.
-Nadal pracujesz w tym obleśnym szpitalu?
-Kate! Ten szpital nie jest obleśny! A pracuję tam, bo.. bo kocham leczyć ludzi! Mieszkam tu! No, idź do domu!
Dlaczego Kate powiedziałą do mnie "pani Edyta Górniak"? Dla żartu? I czemu jest... taka inna? Nie widziałam jej 10 lat. Wyjechała. Wysłała.. tylko kilka listów.
Ciekawe, co zmieniło się w jej życiu. W moim... nic? Nie, dziewczyny.
Godziny mijały bardzo wolno. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z Kate.
-O czym myślisz?-zapytałam mnie nagle ktoś, jakiś lekarz. Siedziałąm zamyślona przed szafką.
-A.. o..-obróciłam się. Lena.-o Maggie.-odpowiedziałam szybko.-I o Amy.
-A co one zrobiły?
-Nic. tylko... tylko...-chciałąm szybko wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Na szczęście wezwano mnie na salę. Lenę też.
Potem skończyłam pracę. Lena została. Jutro muszę coś jej powiedzieć. Wstydzę się moich córek! Co za... okropność!!!!
-Cześć.-powiedziałam, wchodząc do domu-Kate! KATE!
-Tak?
-No?...
-Co no?
-Jesteś inna niż poprzednio. Niż dziesięć lat temu.
-Acha, masz ładne córki. Zwłaszcza Kate.
-Kate, nie zmieniaj tematu!
-A co...
-No widzisz! Zamyślona, nie pisałaś listów.. Kate! Co ty.. Jak ty się zmianilaś! Co ty tam w ogóle robiłaś! Znamy się 30 lat, a wysłałaś mi w ciągu 10 kilka listów!
Byłam zła. Chciałam odkryć, co Kate robiła. Czemu jest inna? Wiem, że w 10 lat człowiek się zmienia, ale aż tak?!
-No więc..
-Zapomniałaś o mnie?!-wpadła mi myśl-Zapomniałaś, co?!
O, nie. Znowu zaczynam. Wściekam się, a Kate nic nie powiedziała.
-Dobra, mów.-powiedziałam.-nie dziw się. Ja też się zmieniłam. Przez dziewczyny. A ty, przez co? Czemu jesteś INNA!?!?!
-Nie przerywaj mi już.
-Dobrze. A ty, proszę, nie reaguj na moje uniesienia. Powiem ci o tym, co się stało ze mną później.
Trzynasta. Co się stało, że jestem tak wcześnie? Acha, no przecież zamieniłam się wczoraj..
-Słuchasz mnie?
Ocknęłam się.
-Tak, tak.
-Zadałaś trzy pytanie: czemu jestem inna, przez co, i co robiłam. Zacznę od pierwszego.-chwila ciszy. musiało być coś.. strasznego?-Jestem inna.... przez to co ty.-dziesięcioraczki? nie, Kate chyba żaruje. Dziesięciu córek nie ma. A zabójstwo? skąd ona wie, przez co jestem inna?-bo.. bo jestem matką.
CDN

Cocaine
31.12.2004, 09:21
odc. 11
Popatrzyłam znad plastikowej rureczki siłą wetkniętą mi do nosa na sprzataczkę, która teraz zwinnie ścierała moje wymiociny. Nadal leżę na OIOM-ie i wdycham czyste sterylne powietrze, a ostatnią rzeczą jaką widzę przed zaśnięciem są fiolki od leków. Czym mnie tak pan Bóg skazał??
- Zawołajcie moją przyjaciółkę. - powiedziałam prosto po tym jak się ocknęłam ze snu.
- Podaj nam numer do niej. - odparł zatroskany lekarz, a gdy ja podałam mu komórkę zwinnie załatwił sprawę z Laną, która zaraz była przy mnie z pudełkiem czekoladek.
- Jutro cię mają wypisać, jeśli nie będziesz miała żadnych powikłań. - radośnie mnie powitała i wyciągneła z buzi czekoladkę.
- I Bogu dzięki, mam dość tego pieprzonego zapachu i sztywnej kołdry. - odparłam jej nieco złośliwie.
- Trochę zdziwaczałaś. Mmmm Truskawkowa. - odparła i spowrotem wsadziła sobie ją z pwrotem do ust.
- Nie...ja zdziwaczałam? Ależ skąd...po prostu jest mi troszkę głupio, że ja tu leżę plackiem i kołdra jak spada to staje na ziemi. Staje!! Lana rozumiesz, ona STAJE na ziemi!! - krzyknęłam a dziewczyna kiedy krzyknęłam ostatnie słowo wepchnęla mi siłą cukierka do buzi.
- Zatkaj się, bo ci smoczka kupię. - zagroziła mi najlepsza przyjaciółka i upchnęła pod poduszkę bombonierkę, po czym wytarła sobie palce w czarną spódnkiczkę.
- Mam na później jeść czekoladki?
- No...ale raczej nie sama. Ojej już ósma, patrz jak się zagapiłyśmy, muszę lecieć. - rzuciła mi szybko i ucałowała mocno w policzek. Po chwili widziałam tylko jak migocze jej czerwona kurtka i czarna lakierowana torebka dynda się u jej barku.
- A leć...leć. - mruknęłam i zjadłam pralinkę.
- O, hej...- usłyszałam ciepły głos i na chwilę przestałam mlaskać.
- MATEUSZ?? - zapytałam zdziwiona i wybałuszyłam gałki oczne
- nooo....kazali mi cię spakować. Ubieraj się. - na jego oczach miałam się przebierać? sprytnie założyłam stanik i figi, a na to długie czarne nieco wystrzępione spodnie. Do tego założyłam czarną bluzkę z białym pająkiem na środku, a na to kurtkę. Mateusz dopilnowal żebym wszystko dokładnie spakowała i wyszliśmy.
- Do widzenia. - rzuciłam dopiero przy drzwiach i wyszłam. Mateusz zabrzęczał kluczykami i otworzył mi swoją drogą Toyotę jeepa.
- Do domu, czy////- zapytał mnie
- Możedo pizzerii...- rozmarzyłam się i zorientowałam się co ja takiego powiedziałam.
- Ok. Ja stawiam. - zamówił się natychmiast.
- A może zamówimy pizzę do mnie? - zapytałam
- To lepiej do mnie, - ubiegł mnie i skręcił uliczkę wcześniej. Moje rzeczy zostawił w samochodzie, powiedziałam mamie, że zatrzymuję się u Lany, Lanę uprawniłam do okłamywania mojej matki, i dopiero wtedy spokojnie wyszłam z samochodu.
- Ja zamówię. - odparłam i zamówiłam hawajską na cienkim cieście.
- No to...chodźmy do mnie do pokoju. - zmieszał się nieco. Usiadłam razem z nim na wielkim czerwonym łóżku i zgodnie rozmawialiśmy. Dopiero warkot silnika wybudził nas z rozmowowego letargu.
- O, przepraszam....
- Osiem dolarów 14 centów. - powiedział szybko chłopak rozwożący pizzę i wsiadł z powrotem do samochodu nie wydając mi reszty.
- Yummy. - powiedział Mateusz i zjadł swoją połowę. Potem słuchaliśmy muzyki. on przyniósł mi niewielką szlaneczkę martini. Niestety - ja prawie nigdy nie pijam alkoholu więc zrobiło mi się niedobrze, a potem usnęłam. Kiedy się obudziłam byłam kompletnie naga. A ze mnie płynęła ciurkiem krew. A nademną stał mateusz. ;(

Sajmon
31.12.2004, 09:40
Bardzo ciekawe i smutne jak prawdziwa telenowela !!!!!!!!!!

Zong
07.01.2005, 21:33
Dziesięiokrotne szczęście
-Jesteś czy będziesz?-spytałam kompletnie bez emocji. Chyba to zraniło Kate. Później mówiła co robiła, ja też.. Kate szybko uznała, że moje życie jest ważniejsze od jej, oczywiście nic takiego nie powiedziała, ale powiedziała:
-No i co zrobisz?-ona okazywała emocje. Było mi przykro.
-Nie wiem.-postanowiłam okazać smutek. Chyba wyglądał realistycznie.
-Mam pomysł!-olśniło Kate. Zaśmiałam się
-Czego się śmiejesz?-spytała, mocno urażona.
-No bo..-z trudem powstrzymywałam się-Ach, przypomniałam sobie czasy szkolne.
-NIe pora na wspomnienia. Idziemy.
-Gdzie?-mocno się zdziwiłam, już uspokojona
-Nie powiedziałam ci!-teraz to ona się roześmiała-Poczytamy pamiętnik Amy!
-Dlaczego Amy?
-Bo nie żyje.
-Nie jestem tego pewna.
-Ja też nie. Ale sprawdzimy.
-OK-zgodziłam się szybko, i wskazałam przyjaciółce pokój Amy
-Jest!
-No to czytaj.
Otoworzyłą na środku.
-Pusto..-zdziwiła się
-Amy nie chciała pisać pamiętnika.-przypomniałam sobie.-Twierdziłą, ze nie ma czasu na głupstwa.
-Miesiąc temu.-ogłosiła-"Dziś mama stwierdziła, że jestem w szpitalu. Myślałam, ze dziewczyny zaczną się śmiać. Nic z tego. Czy one mnie już nie rozpoznają? Mama też? Coś za tym się kryje. Zbadam to, mam przewagę." Dwa tygodnie później.-powiedziała-"Dziś wróciłąm ze szkoły wściekła. Dobrze, że nikogo nie było. Moje wszystkie siostry.. policzyłam! ze mną 7. któreś nie ma... wyznały, że kochają jakiegoś tandetnego aktora. Ja nie mogę. Próbowałam się zakochać na siłę.. Nie, nei umiem. Mama jednocześnei mówi, że mężczyźni to świnie, i że to samo przyjdzie... Chciałabym być matką.... Jestem jak przyjaciółka mamy-rumieniec na twarzy Kate-Kate... nie mogę..."
-Wszystko?-spytałam
-Nie.
Moja przyjaciółka szybko przyejrzała tekst. Ja w tym czasie rozmarzyłąm się. Nie zauważyłąm, że to trwa kilkanaście minut.
-Lubię cię.-wyznałam.-Bardzo. Dużo znaczysz w moim życiu.
-Ty też. Lepiej posłuchaj. Przeczytałam tekst...-jej głos drżał.
-Coś strasznego?-przestraszyłam się-Czytaj!!!!!
-Tydzień temu..
CDN

Cocaine
08.01.2005, 08:31
odc. 12
- Świetnie!!- krzyknęłam i obolała podniosłam się do góry.
- To był twój pierwszy raz? Sarah powiedz...- jęczał Mati.
- Tak....nigdy wcześniej nie miałam z nikim takiego kontaktu....- mateusz wstał i zaczął chodzić w koło po pokoju. Nadal krwawiłam...
- Ok. Idziesz pod prysznic. - nakazał mi a ja poszłam do łazienki. Po kilku godzinach krwawienie ustało...a kiedy poszłam się kąpać znów się zaczęło. "Nie, to nie może być prawda" - szeptałam sobie w myślach. Była dziesiąta w nocy, kiedy skończyliśmy rozmawiać. Nie poruszaliśmy już tematu naszego seksu, i tego fatalnego zbliżenia....
- Sarah...to tak nie może być. p- zaczął jednak po cichu.
- A co myślisz, że ja tego chciałam? - zapytałam z całej mojej siły psychicznej i po prostu usiadłam z powrotem na twardym krześle.
- Pewnie jesteś głodna...- zmienił temat
- No jasne..- odparłam i wstałam. Potem poszłam do przedpokoju. Rzecz jasna, usiadłam sobie na chwilę, by założyć buty a potem wciągnęłam płasz.
- Spadam, nara. - krzyknęłam mu w progu i trzasnęłam drzwiami.
- Hej, Sarah zaczekaj!! - krzyczał biegnąc za mną nieudolnie. Była ciemna noc, wsiadłam na przystanku do tramwaju i szybko przemieściłam się w stronę domu. Do osiedlowego przystanku dojechałam autobusem, a stamtąd poszłam do domu. Całe szczęście, że miałam klucze, bo w mieszkaniu wszystko było pogaszone.
- MAMO? - zapytałam od razu gdy weszłam i rzuciłam klucze na półkę.
- MAMO? - krzyknęłam po raz drugi wieszając płaszcz. Po chwili zrzuciłam buty i kopnęłam je pod szafkę.
- Tu jestem córciu...- szepnęła ona i wyjrzała zza kołdry. Leżała rozpalona.
- Coś cię wzięło..- zmartwiłam się i przykryłam ją.
- Wezwij lekarza...- powiedziała. Zrobiłam tak jak chciała - poszłam, wezwałam lekarza, a w między czasie podałam jej Tabcin.
- Przepraszam, Sarah, odrób lekcje...- nakazała mi matka. Podałam jej obojętnie termometr i przysiadłam do matematyki. No chyba wraca do formy. - pomyślałam i usiadłam na tapczanie. Potem odpłynęłam w marzenia, gdyby nie dobijanie się do moich drzwi. Ściszyłam nieco głośnawą muzyczkę i wrzasnęłam "proszę".
- A gdzie jest twoja mama? - zapytała sympatyczna lekarka, a ja przewróciłam oczami.
- Prosto i na lewo, rugie drzwi. - odparłam i pokazałam ręką kierunek.
- Dziękuję. - kiedy wyszlki matka wezwała mnie do mnie.
- Ja tak naprawdę córeczko...ja mam....



Ciąg dlaszy nastąpi!! Co powie matka Sarze? Na co jest chora??

Zong
08.01.2005, 21:53
Dziesięciokrotne szczęście
-"Tak bardzo chcę.. chcę przytulić małego bobaska.. Nakarmić go, przewinąć..."
-Pomiń nudne opisy-nakazałam-przejdź... do rzeczy, do tego..
-Dobrze. "Wracałam do domu drogą okrężną... (...) W pewnej chwili coś wysunęło się z krzaków. Obejrzałam się za siebie. Stała moja siostra. Sab, Sam albo Maggie. Maggie... Tak, na pewno. A ten ktoś.. co wyszedł z krzaków.. Poznałam w nim tego beznadziejnego aktorzynę. Po prostu podszedł do Maggie... a później.. nie, nie mogę o tym pisać."
Kate milczała.
-Koniec?-zapytałam-I to jest takie..
-"On.. zaczął ją rozbierać.. później.. Czy on jest gwałcicielem? Tak, zgwałcił ją. Ona nie wydała żadnego okrzyku, nic... Chciałam ją ratować. Nie mogłam. Pobiegłam do domu."
-Maggie urodziła się ostatnia-powiedziałam chwiejnym głosem.-Jak myślisz, czy to prawda?
-Myślę, że tak.
-Ale czemu Maggie..
-Połuchaj dalej: Wczoraj. "Chciałam pomóc Maggie, powiedziałam jej, że wszystko wiem.. Odparła:
-Odczep się ode mnie, ten debil nic mi nie zrobił.
-To ty go nie kochasz?-spytałam zdziwiona.
-Nie. To one.. posłuchaj, wiem, ty jesteś Amy, podobno jesteś w szpitalu. Tak naprawdę Alice nie żyje, ja ją zastępuję, proszę śpij dziś u mnie.
-Po cholerę śpisz u niej?
-Dla zmyły.. No, żeby mama się nie.. eee...Proszę Cię.. Amy..
-OK.
Byłam mocno zdziwiona tym wszystkim. Pójdę spać u niej. Ciekawe, co przyniesie jutro?" Koniec.
-I to jest szczęście.. pociecha..-powiedziałam bardzo cicho do siebie.
-NO?
-Co w tym strasznego?
-Domyślam się.. że to Maggie..
-A ja myślałam, że Amy!-krzyknęłam jej, jakby chcąc wyjaśnić, że "Domysły nic nie znaczą"
-Zobaczymy, co przyniesie jutro.-uśmiechnęła się, odłożyła pamiętnik i wyszła.
Siedziałam chwilę cicho.
-Cholera, czy to jakaś zmowa!?
W końcu wstałam i postanowiłam zrobić obiad.
-Co tu robisz?-spytałam zdziwiona Kate, gotującą obiad
-A nic.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej, i poszłam do pokoju. One naprawdę coś knują. Zobaczymy, co przyniesie jutro.
CDN

she
10.01.2005, 14:19
"--------->-_-<-------------"
Frankie patrzyła za okno i nerwowo obgryzała gumkę ołówka.
- Farnkie! A może ty nam odpowiesz?
- e... a co robimy? - opwiedziała patrząc w zeszyt Katie.
-Frankie!
- dobrze, wiem, nie uważałam, jestem roztargniona i... pewnie dostanę jakieś pytanie na które nie odpowiem i dostanę 1, dziękuje!
- Nie, ale uważaj nastepnym razem...
-tak, wiem.. - powiedziała odpakowywując różową gumę balonową i wciskąjąc do ust. Papierek zgniotła i wrzuciła do plecaka Katie, bo niechciało jej się fatygować do kosza. Puściła dużego balona, który zakleił jej połowę twarzy. Zdjęła z twarzy i wróciła do robienia balonów.Pani wściekła odłożyła długopis idąc w stronę Frankie. Frankie szybko wypluła gume na szybę.
- Dlaczego żujesz gumę na lekcji??
- ja nie żuję gumy, prosze pani!
- Sugerujesz, że mi się przewidziało?
- tak!
- a może wytłumaczysz mi to, że twoja guma nagle znalazła się na szybie?
- to proste, bo jej nie żułam.
- w takim razie kto?
- Katie! - pani, nie miała ochoty wchodzić w głębszą dyskusję, więc poszła po kredę do tablicy, do pokoju na "zapleczu", można tak to ująć. Na przerwie wyszła na duży obszerny korytarz z szafkami po prawej. Przyjrzała się życiu tej szkoły i doszła do wniosku, że jest trochę nudno. Po 2 minutach, uznała wręcz przeciwną teorię. a pod koniec przerwy miała gdzieś czy jest nudno, czy nie. Usiadła przy swojej dawnej ławce, z czego zapomniała wyjąć książek z szafki. Przyniosła książki i usiadła w... 'eee... gdzie jest moja klasa?' pomyślała patrząc na pustą ławki.
Nagle do klasy wpadła Lara...
- MAMY APEL *****!!! - wrzasnęła, ciągnąc za sobą Frankie.... i po prostu niechce mi się pisać, noi tyle!
i niechce mi die pisać tej telenoweli!! No ale nie mam już o czym pisać, no chyba, że napiszę o panu kwiatku :/ -______________________-'

Cocaine
10.01.2005, 15:15
odc. 13
- Mam wirusa HIV.
- CO? - krzyknęłam z niedowierzaniem.
- Musisz pojechać na badania. - powieddziała kategorycznie matka
- W zyciu. - odburknęłam
- Chcesz zarazić kogoś jeśli będziesz z nim współżyć? - zapytała matka, a ja chyba zrobiłam się blada jak mleczne szkło.
- Mamo...- szepnęłam po cichu
- Ty już z kimś...
- I to bez zabezpieczenia.
- Acha, czyli mamy córeczkę w ciąży? - zapytała ironicznie.
- Chyba tak....- szepnęłam delikatnie. A potem usiadłam i zaczęłam płakać.
- Nie płacz. Zaraz będziemy na badaniach. - powiedziała i z trudem się dźwignęła. po chwili jednak opadła na poduszki.
- Pójdę sama. - odparłam i poszłam do pokoju. Założyłam długie smukłe dżinsy i czarny sweter. Potrem dołożyłam do tego super modny czarny płaszcz i czerwony szalik.
- Wychodzisz? - zapytała z pokoju.
- TAK!! PA!! - krzyknęłam i wybiegłam na dwór. Wsiadłam do autobusu i przeanalizowałam to co się stało. "Masz pewnie HiV-a" - szeptała mi podswiadomość. Jęczałam sobie po cichu w duszy i wyciągnęłam komórkę.
- Halo? - zapytałam specjalnie słabo. Każdy prawie się na mnie patrzył.
- Jesteś kotku? - zapytał mnie mój chłopak.
- Mateusz...spotykamy się zaraz pod laboratorium alb-test. - powiedziałam
- Po co? - zapytałam
- Nieważne. - odparłam i prędko się rozłączułam. Wysiadłam przystanek wcześniej i poszłam ukradkiem pod drzwi. MAteusz już tam stał.
- Coś się stało? - zapytał od razu i ucałował mnie w policzek.
- Wiesz...dziś się dowiedziałam...- odparłam po cichutku.
- Jesteś w ciąży?
- Dwa dni po fakcie nie mogę powiedzieć zbyt wiele...
- Aha. To o co chodzi??
- Mam Hiv-a.
- Nie żartuj.
- Być może. moja matka ma i ja...
- Sarah...Sarah...Sarah ratuj...- odparł on aja mocno pociągnęłam go za rękę.
- Zbadamy się i zobaczymy co się dzieje. - syknęłam i wepchnęłam go do wewnątrz
- Ok. - odparł i usiadł w poczekalni.
- Pusta lista. Kto chce wejść? O państwo...- odparła sympatyczna lekarka.
- Tak. Jesteśmy narzeczonymi. - odparłam z dumą.
- Nikt tak nie powiedział. - syknął on i nadstawił rękę
- Wymaz...morfologia..czy test na HIV? - zapytała dyskretnie
- To ostatnie - odparłam z wymuszonym uśmiechcem. Usiadłam na twardym krześle i podałam jej rękę, która ułożyłam na miękkim podłokietniku. Laska wbiła mi iglę i pobrała odpowiednią ilość krwi.
- wyniki będą około dwunastej.
- Dziękujemy - powiedziałam i wyszłam ze zgiętą ręką.
- Idziemy na jakiś obiad?
- Chętnie. - odparłam. Poszliśmy do intymnej kafejki na rogu, gdzie zjedliśmy po zestawie obiadowym, a potem zafundowaliśmy sobie małą kawkę.
- Wiesz...moja reakcja była niechcąca...
- rozumiem cię. - powiedziałam i wzięłam go za rękę, a on odruchowo ją cofnął. Spuściłam głowę.
- Przez dotyk się nie zarazisz...- odparłam czytając w jego myślach
- Twoje dziecko też może być chore..
- Może nie doszło do zapłodnienia...- odparłam z płonną nadzieją.
- Wątpię....- powiedział nieco smętnie on i napił się kawy
- Zjesz mój kawałek sernika? - spytałam go.
- Nie, dziękuję. Weź go sobie do domu.
- Wyniki będą za piętnaście minut. Chodź, pójdziemy powoli. - Wstałam i ubrałam się. I poszliśmy. dotarliśmy tam i wzięliśmy się za ręce.
- Ostatnie chwile. Ja pójdę. - powiedziałam odważnie, i choć nogi miałam jak z waty dzielnie weszłam do gabinetu. Wyciągnęłam z torebki papierek i położyłam go na parapeciku.
- Proszę...- powiedziała, ale po jej oczach było wszystko widać. Otworzyłam karteczkę i spojrzałam na wynik.
Próba testowa HIV.
Wynik:
POZYTYWNY negatywny


- Świetnie. - odparłam i rzuciłam kartką w stronę Mateusza.
- Ja nie mam. - szepnął cicho, a na jego ustach zagościł uśmiech
- Mam...- szepnęłam i po moim policzku stoczyła się łza
- Dalej cię kocham, możesz sobie mieć HIV-a. - powiedział, a to były najmilsze słowa w całym moim życiu, jakie kiedykolwiek usłyuszałam
- Dziękuję...Dziekuje nikt by mnie nie pokochał...takiej...trędowatej....-powiedziałam i oparłam się o ścianę.
- Chodź chodź pójdziemy do kina. - pocieszył mnie
- Może na..."Pamiętnik księżniczki 2"?? - zapytałam
- Ok, sie robi. - kupuliśmy sobie kubeł popcornu i coca-colę a potem wlepialiśmy oczy w olbrzymi ekran. Było bardzo fajnie, naprawdę super...a tak w ogóle, kiedy wyszliśmy Mateusz zapyta
- Twoja mama była kiedyś chora na grypę? - zapytał
- Teraz jest...- odparłam nieco smętnie oglądając ciuchy w "Fabryce Mody"
- O ku*wa...- przeklął Mati i spojrzał na mnie
- Co jest? - zapytałam i rzuciłam bluzkę na stos ciuchów.
- Musimy szybko jechać do ciebie do domu!! - krzyknął on i pociagnął mnie za rękę. W ostatniej chwili nacięgnęłam rękaw kurtki, a już po momencie pędziłam w szaleńczym tępie autobusem do domu.
- Szybciej się nie da? - zadrwiłam i spojrzałam na niego. Był naprawdę zmęczony, a co dziwniejsze, zdenerwowany
- czy grypa powoduje jakies komplikacje? - zapytałam nagle i uswiadomiłam sobie, że to o to chodzi!!
- Twoja mama może teraz zachorować na zapalenie płuc, i Bóg raczy wiedzieć co....- szepnął cicho a ja go przytuliłam. w strugach deszczu wyskoczyliśmy z autobusu i pobiegliśmy pod mój dom. Zadzowniłam, a potem na ślepo mocowałam się z zamkiem.
- Ok. MAmo?? - krzyknęłam
- Tu jestem,...- dobiegł mnie słaby głos z.........


Skąd i po co woła mama Sarę?? Co się stało??

she
12.01.2005, 14:41
"-------->-_-<---------"
Frankie szukając odpowiednio pustegio miejsca do stania stanęła pod ścianą razem z Larą. Sięgnęła do kieszeni po... -GDZIE JEST MOJA....-krzyknęła, ale zobaczyła dyrektorkę rozgladającej się po sali.
-komórka?-szepnęła lara.
- fajnie, że....-Lara podrzuciła do góry komórkę wprost w ręce Frankie. Minnie zabrała Frenkie telefon i zaczęło rbić sobie zdjęcia. Pod koniec połowa sali robiła sobie jaja z cyfrówką w komórce Frankie.
- Co sie tam dzieje??? - krzyknęła do mikrofony dyrektorka
- My przeprowadzamy bardzo ważne....- a ostatnie słowo było bezdźwięzcne, ponieważ szkolny dzwonek rozerwał apel. Frankie wyszła na korytarz. Frankie wymyślaiła woźnej zajęcie a sama wyszła na dwór z Larą i ciuchami pod pachą. ubrały się i poszły do odmu Frankie. chcesz się czegoś nabić?
- Cole z piwem o ile masz. - Frankie nalała mieszankę do 2 zgrabnych szklanek i poszła do swojego pokoju. Po wypiciu...... i znowu total brak weny :/

Magi
12.01.2005, 20:50
Głupia Młodsza Siostra

Odcinek 5
Talia zeszła na dół na śniadanie. Lily siedziała przy stole i zajadała sie burukselką z dżemem. To był jej przysmak. Talia zrobiła sobie tosta i poszła do klopa sie odesrać. Po wchwili drzwi klopa Talii otworzyły sie i wbiegła Lily wrzeszcząc
- Pierdzieć mi sie chce!
- Dobrze uspokuj sie!- krzykneła na nią Talia a Lily sie wypieła i pierneła jej w morde i wybiegła. Talia została z miną okazującą wstręt i kawałkami kupy na twarzy. Podciągneła sobie gacie i wyszła dysząc z wściekłosci. Dopadła Lily i natarła ją błotem z przed domu. Gdy mama to zobaczyła Talia dostała szlaban na kompa.
- ***** ja nic nie zrobilam!
- O prócz tego że natarłaś ją błotem to rzecywiście nic!- wrzasnełam mama
- Jak mnie osrała to sie nie dziw!
- Ona jest jeszcze mała do cholery!
- No i gówno mnie to obchodzi!
- Talia! Właśnie pozbawiłaś sie miesięcznego kieszonkowego!- krzykneła mama za Talią która już siedziała w swoim pokoju.
____________NA ZAJUTRZ__________
Budzik dzwonił niemiłosiernie w śnie Talii. Wstała i bezsłowa wyszła do szkoły. NA polskim Talia dostała uwege, że robi balony z gumy.
- Przeciez ja nie rzuje tej gównianej guimy!
- A niby kto?
- No nie wiem do cholery, może Ripo Cipo!
- W tej chwili do pedagoga panno Brown! (bo Talia ma tak na nazwisko)
- No i gites bigoses!- burkneła Talia i wyszła trzaskając drzwiami. Lecz nie zamierzała iść do pedagoga. Skierowała sie do wyjścia ze szkoły. Ponieważ było lato i Talia przyszła w samej bluzie nie zmieniając bbutów, nie poszła do szatni. skierowała sie do sklepu spożywczego aby kupić sobie 45 gum balonowych. "Nie dam satysf/wakcji tej dziwce!" pomyślała Talia i zabrała swoje gumy. Po przyjściu do domu powiedziała Lily żeby tylko weszła do jej pokoju na chwile. Lily poszła za nią, a Talia zamkneła ją pod łóżkiem. PO 4 godzinach zagłuszania płaczu Lily muzyką wypuściła ją i powiedziała...
- Jeśli powiesz o tym mamie bachorze to urwe ci pipe, rozumiesz?- powiedzi8ałą z szyderczym uśmiechem Talia. Lily zapłakana kiwneła głową i pobiegła do swojego pokoju. Talia roześmiała sie donośnie i reszta jej dnia upłyneła na wspominaniu przestraszonej twarzy Lily i delektowaniu się tym wspomnieniem.
Rano Talia poszła do szkoły i uznala, że nie będzie ćwiczyć na W-F'ie bo jej wsie nie cjhce. Gdy pani zapytała dlaczego nie ćwiczy odpowiedziała:
- Bo boli mnie brzuch i kawałek nogi.
- To nie powód aby nie ćwiczyć!
- Gówno prawda! Boli to sie nie nadwyręża pipo!
- Licz sie ze słowami Talio.- powiedziała spokojnie W-F'istka
- No dobra jedno słowo określające ciebie: *****a- krzykneła choć zabardzo nie wiedziała co sie dzieje.
- Talia błagam nie!- krzykneła zrospaczona Corn- opanuj sie!
- Zamnij sie!
- Talia! Idziemy do dyrektora!- powiedzuiała już mocno oburzona.
- Liż pantofla!- wrzasneła na całą sale gimnastyczną i wuciekła do domu. Po powrocie Lily zchowała sie przed nią w szafie, ale Talia i tak ją dopadła i przywiązała do jej łóżka. Mała nie mogła sie odwiązać więc tylko płakała. Talia powiedziała jej do ucha:
- Powiesz że sie sama związałaś albo... Koniec z twoją pipą.
- Tak- szeoneła wystraszonym głosikiem Lily. A Talia bekneła jej w twarz i zanosząc sie śmiechem poszła do siebie.Była dopiero 14 więc do 18:30 (wtedy wracali rodzice) Lily była przywiązana. Przy czym zasrała sie i zaszczała na max'a przy czym miała gile do pasa od płaczu.

CDN

Cocaine
12.01.2005, 21:28
odc. 14
- W łazience...- usłyszałam słabnący szept matki. Nigdy jeszcze tak szybko nie wbiegałam na szpilkach na górę. Niemal łamiąc sobie nogi dopadłam drzwi od łazienki i otworzyłam je zamaszystym ruchem.
- Mamuś,..Mamo co ci jest? - zapytałam i spojrzałam na nią. Wokół niej leżała już solidna kałuiża krwi, powiększająca się z każdą chwilą.
- Sarah podaj mi ręcznik i koniecznie kilka kostek lodu. - zarządził twardo Mateusz. Ze łzami w oczach podałam mu ulubiony ręcznik z dalmatyńczykami z dzieciństwa i patrzyłam jak podklłada go matce mniej więcej pod mostek. Potem poszłam do kuchni po kostki lodu.
-Eee...Mati no wiesz...- jąkałam się nieco kiedy przyszłam do łazienki
- Nie masz lodu? - zapytał domyślając się.
- Nie,.
- Wysil swoją wyobraźnię. - nakazał mi on. Wysilałam ją. Po drodze rozwiązałam rzemyki od butów i zgubiłam je gdzieś obok drzwi do jadalni, po to, by zaraz wpaść na kałużę wciąż powiększającą się wokół lodówki
- CHOLERA! - zaklęłam i zamknęłam drzwi z takim rozmachem że wszystkie długopisy leżące na lodówce w glinianym naczyńku spadły na dół i prawie wszystkie się roztrzaskały. Poszukałam ręcznika, takiego małego i zmoczyłam go zimną wodą. Zaniosłam go Mateuszowi'
- Kobieto, masz tempo. - powiedział trochę zły i powolutku podnosił matkę do pionu. Im bardziej siedziała tym obficiej leciała jej krew z buzi. Sama nie wytrzymałam i trzymając się za buzię wbiegłam do mojego pokoju i zwymiotowałam za okno. Obtarłam usta rękawem wieczorowej sukni i spojrzałam na siebie. Byłam jak mleczne szkło. Blada i przezroczysta.

DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Delektuję się właśnie czekoladą na gorąco w szpitalnej kafejce w towarzystwie mojej ukochanej mamusi z wrzodami na żołądku i mojego kochanego Mateusza. Uff jak zwykle zaczęlo się. Najpierw bolał mnie brzuch. Już przed wyjściem, więc spakowałam sobie podręczną apteczkę i wyszłam. W drodze doszły do tego nudności, ale na szczęście nie zerzygałam się Mateuszowi na kolana. Ale teraz było jeszcze gorzej. Zupełnie jakby coś chciało wypchnąć...
- Mamo, muszę do toalety. - oświadczyłam z przerażeniem w oczach i wybiegłam z bufetu. "Gdzie ten kibel cholera gdzie ten kibel zaraz się posram!!" - myślałam na próżno otwierając wszystkie drzwi. Nagle poczułam coś dziwnego. Chciało mi się cholernie srać. Pobiegłam w końcu do odpowiednich drzwi i w samą porę siadłam na ubikacji. Ledwie usiadłam zaczęłam cholernie srać. "zatrułam się" - pomyślałam ze zdziwieniem i wzięłam do ust tabletkę na biegunkę. Wróciłam do nich
- Masz...khm...khm...- szepnęła mama porozumiewawczo.
- Nie. muszę o czymś porozmawiać z Mateuszem.
- OK> To lećcie. Pa. - powiedziała moja matka.


MIESIĄC PÓŹNIEJ

Jestem w trzecim miesiącu ciąży. Mateusz mnie już nie kocha. A matka jest w stanie krytycznym. Góóóóówno mnie to obchodzi.

she
13.01.2005, 14:25
"--------->-_-<--------"od7
PO wypiciu coli z piwem, Frankie usłyszała przez głośna muzę cichutki dzwonek do drzwi. Wyłączyła płytę i poszła na dół po leko skręconych schodach. W drzwiach stała matka z teczką pod pachą.
-Stoje tu już 15 minut!!
- aha..- odburknęła otwierając drzwi na całą szerokość i wchodząc po schodach. Zatrzasnęła drzwi z grymasem i usiadła na swoim dużym łóżku obok Lary.
- morze... gdzieś... pójdziemy?-powiedziała Lara dopijając resztkę napoju.
-tylko gdzie?
-niewiem, może...do... no... do... no...-zacinając się Lara próbowała wymyślić coś sensownego.
- no niewiem do p***y!-wykrztusiła z siebie wkońcu Lara
- no ja też nie.... - powiedziała Frankie włączając komputer. nagle pojawił się komunikat "Minnie jest dostępny Lara pozwoliła sobie kliknąć na Minnie i napisać rozpoczynające każdą rozmowę "hej"!
Minnie
no i co robicisz?
Frankie
siedze sobie z Larą i kobzieje....
Minnie
aha, fajnie... -______-'
Frankie
A teraz do nas przyjdziesz prawda?
Minnie
No, to ok. - zakończyła minnie i za 10mion. zadzwonił dzwonej do drzwi. Frankie rozsypała 2 paczki pop-cornu na trzy miseczki i poszła otworzyć drzwi. W wejściu Minnie wcisnęła jej do rąk... świnkę morską.
-ee.... co to niby ma być? - wyjąkała z zaskoczeniem Frankie
- świnka morska-wytłumaczyła Minnie
- no, ale... na cholere mi świnka morska?
- no, niemiałam co z nią zrobić... - powiedziała zdejmując buty i płaszcz. Frankie zaniosła świnkę mamie i poszły na górę.
-wiedziałam, że nie trzeba było zapraszać Minnie... - szepnęła Frankie do Lary, zdejmując mokre ciuchy. Minnie chichotała.
- Z czego rżysz???!!!!-krzyknęła frankie stojąc na przeciwko Minnie w majtkach w czano-czerwone paski, do tego takich samych podkolanówkach i czarnej bieliźćnianej koszulce.
-g..gdybys widziała swoją minę... j.. jak ..jak ja wylałam na ciebie...-mówiła Minnie przerywając co chwila smiechem. Frarnkie założyła szare spodnie i do tego pomarańczowy top. Spodnie oczywiscie były bojówkami, bo jakby inaczej ;p. gdy Frankie weszła Minnie najspkojniej w świecie wyżerała jej miskę pop-cornu.
- ****!!!!PO prostu... ech...-Frankie poklepała się 3 razy w czoło.
Włączyła mtv, ale kobza, bo po raz 6 leciał szmirowaty teledysk Jenifer Lopez. Minnnie zerwała się mówiąc
- No to teraz, pójdziemy sobie do... gdzieś do miasta !!!
-Ty idź! Na rogu otworzyli nowy sklep z lalkami Brabie, rózowymi bucikami i spódniczkami. Idź... - I Frankie wypchnęła najwyraźniej urazoną za drzwi Minnie. Poczekały 20min siedząc na necie i poszły kupić sobie trochę gum do żucia,ewentualnie jakieś ciuchy i trochę płyt. Lara była zabezpiecznona na wypadek pójścia na zakupy. Frankie wyjęła swoje pieniadze z puszki zakupionej w IKEI :wub: Oczywiscie tuż przy wyjściu mama dorzuciła:
- Uważąjcie na siebie
-Tak, bo nas Ripo Cipo dorwie... - powiedziała frankie z drwiną w głosie i poszły wprost do jej ulubionego skepu z gumami do żucia. Frankie wybrała balonowe gumy koloru różowego. Bo według niej puszczanie balonów z gumy różowej jest o wiele bardziej sexowne od puszczania balonów z gumy np. niebieskiej.
- chcesz jakiś specjalny smak?
- mm... mogą być...cynamonowe. - i za to własnie Frankie uwielbiała ten sklep. można było kupić gumy we wszystkich smakach i kolorach. Kolory nie miały nAJmniejszego wpywu na smak... każda guma była własnie w tym oto sklepie... Lara wzięła sobie Coca-colowe, białe. Frankie od razu odpakowała gumę i wsadziła ja do buzi. I po chwili rozkoszowała się jej cudownym smakiem. Była już wiosna, wiec było nawet ciepło. Usiadła na brzegu murku fontanny(tam gdzie wiekszość ludzi) i puszczała obfite... balony.
-Kino?
-mmm... - odpowiedziała Frankie nadal rozkoszując się gumą
- czyli tak czy nie do ***** *****??
- a co jest? - Lara podeszła do sklepu i wróciła z repertuarem
- nie sądze żebyś chciała iść na bridget Jones - Frankie spojrzała na Larę.
- jest coś jeszcze?
- same hłamy...
- w tym Bridget Jones... - dokończyła Lara
- no to możemy wrócić do domu.... - Frankie powiedziała ze znudzeniem. Usiadła na motorze za Larą i pojkechały do domu Frankie.
- była Katie...- mama powiedziała otwierając drzwi
- a czego chciała?
-Pozyczyć zeszyt.
- Tiiaaa - Frankie poszła odebrać telefon dzwoniący z jej pokoju.
- halo?
- cześć Frankie... pozyczyłabyś mi zeszyt od geografji?
- nie, cześć! - powiedziała oschło odkładając słuchawkę.
..................................................
Frankie przykryła głowę poduszką czekając na opiepsz od mamy, że nie wyłącza budzika. Frankie nie zamierzała budzić się żeby wyłączyć budzik. frankie wogóle nie zamierzała się budzić, a na pewno nie do szkoły.
- Franke!! Wyłącz ten.... budzik.
- nie - można było usłyszeń stłumiony głos spod poduszki. Mama podeszła, wyłączyła budzik i ściagnęła z Frankie kołdrę.
- K***AAA!!! wrzasnęła wstając wściekła z łóżka i idac do łazienki.
- uważaj jak się do mnie odnosisz!
- Tak jak mi się podoba p***o!!!!
- tego już za wiele!!Dostajesz szlaban na komputer i słuchanie muzyki!!
- komputer nie wywarł na niej wrażenia, ale słuchanie muzy...
- jestem już pełnoletnia do cholery!!
- ale ja jestem twoją matką Frankie i oczekuję szacunku!!
- Nie jesteś moją matka do cholery i zamknij się, bo mam już dosyć twojego p*erdolenia!!!! - krzyknęła wkurzona na maxa Frankie... ubrała się i poszła do szkoły.W szatni podeszła do niej Katie...
- bo słuchaj, nikt mio nichce pożyczyć zeszytu, a ja piszę test... - mówiła grzecznie Katie
- NOI DOBRZE do k**** n*** d****o!!!!- Katie nie przyzwyczajona do takie traktowania odeszła ze łzami w oczach. Frankie otworzyła swoją szafkę i ....
[B]C D N [B]

Vip
13.01.2005, 15:21
Fajne podoba mi się skąd to wziełaś

Vip
13.01.2005, 15:22
niezłe słuwka :D

Cocaine
13.01.2005, 15:44
odc.15
Dzisiaj będę udwać dobrą córeczkę i kochankę i odwiedzę matkę i Mateusza. Cuuudownie, na samą myśl o tym dostaje dreszczy. Matka już prawie umiera, troszkę mi głupio...Popatrzyłam szybciuchem na plan. Ok, tutaj skręcić w lewo tu w prawo..*******ę i tak tam dojdę. - pomyślałam i rzuciłam plan za lodówkę po czym wzięłam 50$ i schowałam do portmonetki. Założyłam ukochane niebieskie levis'y i wytartą czarną kurtkę.. Wsiadłam do autobusu i pojechałam...uoff było cudownie rzygać mi się cały czas chciało. To miało się skończyć pod koniec pierwszego trymestru! - wkurzyłam się i wyszłam z pojazdu.
- O. Cześć. - powiedział sztywno jakiś męski głos. Obróciłam się. MATEUSZ!! - zaświeciły się olbrzymie neonowe lampki w mojej głowie
- O. Cześć,. - powtórzyłam sztywno za nim i stanęłam patrząc mu prosto w oczy.
- Cudowne spotkanie prawda? - zapytał mnie
- Och...wymarzona randka. - zadrwiłam z niego i poszukałam komórki. Ostatnimi czasy dostałam dwa nowe telefony. Jedną Nokię 7720 (ee to taka jest?) i Sony Ericssona 7210. Sięgnęłam po nokię i weszłam w menu.
- Mówi ci coś ten numer? - zapytałam go. Zapomniałam wam tego napisać..przyłapałam go na zdradzie. Oj niestety go przyłapałam, bo natychmiast mnie zaczął przepraszać.
- Wer...ee nie - szybko się zmieszał i zatkał usta ręką.
- Słuchaj. Chodźmy z tego przystanku do jakiejś przyjemnej kafejki i porozmawiajmy jak ludzie. - zaproponowałam i z błyskami w oczach ruszyłam.
- Dobra....- usłyszałam cichy szept za plecami. Wszystkich ogranął świąteczny szał. Był jeszcze tydzień chodzenia do szkoły. Ja od siódmego miesiąca wzwyż nie bęę chodzić do cholernej budy.
- Może do college de Krakow? - zapytałam z uśmieszkiem
- Dobrze. - odparł on i zajął nam intymne miejsca w kąciku. Ja zamówiłam czekoladę na gorąco z bitą śmietanką i wspaniałymi truskaffkami.
- Może byś coś zamówił? - zapytałam widząc jak łakomie patrzy na jedzienie.
- Pizzę z frutti di mare. - powiedział a ja się chyba zrobiłam zielona
- OK> - szepnęłam tylko i skinęłam na kelnerkę. Młoda dziewczyna w czarnej sukience mniej więcej do ud z przewiązaną różową chustą na biodrach podeszła do naszego stolika i zaczęła notować nasze zamówienia.
- No więc....- powiedział cicho
- No więc jestem w trzecim miesiącu ciąży...
- To już wiedziałem przed trzema miesiącami
- W kilka dni po moim pierwszym przymusowym stosunku. Jestem zaledwie osienastolatką która w tym roku zdaje maturę..- dodałam
- No dobrze. A teraz mi powiedz, po co mnie tu sprowadziłaś.
- Dni mojej matki są policzone. Nie mam pracy, a moja matka jeśli umrze - zostawi mnie z tym wszystkim sama. Liczę na twoją pomoc.
- Musisz się rozczarować. Nie mam miejsca w domu. - odparł mi beztrosko
- JAK mnie waliłeś u siebie na łóżku to było dla mnie miejsce w twoim domu co?? - zapytałam głośno, tak że pół restauracji było zwrócone na mnie
- Nie pomyślałem o konsekwencjach..- szepnął cicho
- TO POMYŚL!! - wyrzuciłam mu i siorbnęłam odrobinę czekolady.
- Dzięki za wykład. - uśmiechnął się i wziął do ręki kawałek pizzy. Tego było już dla mnie za wiele. Wzięłam do ręki jeden z kilku kawałków pizzowego ciasta i wyrzuciłam go w przesztrzeń. Ostatni roztarłam na jego twarzy.
- GDybyś zmienił zdanie zadzwoń z tej komórki na mój dom. - odparłam a stara Nokia 3310 poszybowała w jego stronę. Stał tam teraz taki ze szczątkami sosu pomidorowego na twarzy i rozjechanym serem, podczas kiedy ja triumfowałam.
- Samico pożałujesz tegio. - usłyszałam za swoimi plecami. Podniosłam moją czekoladę i wylałam ją centralnie na środek głowy. Byłam śmiertelnie happy. Wróciłam do domu późnym wieczorem. Położyłam się na kanapie, i pomyślałam o mojej mamie. A może teraz walczy o życie...- zasmuciłam się i wzięłam do ręki wisiorek. Ukochany wisiorek mojej mamy, przedstawiający dwa piórka. Trzecie było w szufladzie. Kiedyś przedstawiało mojego ojca. Teraz poszłam do pokoju matki i przegrzebałam ulubioną szufladę. Znalazłam tam..
- Pamiętnik...- pomyślałam szybko i wyciągnęłam podłużny kształt. Nie. To nie był pamiętnik. To był....



CO TRZYMA W SZAFCE W PODŁUŻNYM PUDEŁKU MAMA SARY? CZY MATEUSZ PRZYJMNIE SARĘ DO SWOJEGO DOMU?

O TYM JUŻ W KOLEJNYM ODCINKU

Magi
13.01.2005, 15:51
Głupia Młodsza Siostra

Odcinek 6
Lily nic mamie nie mówiła o tym jak każe ją Talia. Po południu gdy Talia siedziała i słuchała muzy na fula rozległo sie pukanie. Talia spojrzała na zegarek 23:47
- Talijko moge wejść?
- ***** mówiła żebyś mnie tak nie nazywała!
- No dobrze, ale chciałam Ci oznajmić że jedziesz w wakacje czyli za trzy dni na obóz- powiedziała chłodno mama i wyszła zostawiając Talia z miną mieszającą sie ze zdziwieniem i wściekłaością. Była środa. Mama była już na wywiadówce i Talia miała szlaban na wychodzenie z domu. Musiała też przeprosić nauczycieli. W piątek był koniec roku. Talia położyła sie spać. Rano wstała ociągając sie i poszła sie ubrać. Cieszyła sie bo wiedziała, że dzisiaj po szkole kończy sie jej szlaban. Miała go już przez miesiąc więc była tą perspektywą zachwycona. Gdy przyszła do szatni Corn odrazu zapytała:
- Idziemy po szkole do "Shoping with me"?
- Po cholere?
- Talia!!!
- A tak... Eee... Po co?
- No po jakieś ciuchy na lato! Przcież teraz jest tam taka gigantyczna wyprzedaż!
- Dobra, myślałam żeby tam dzisiaj pójść więc wziełam 300$.
- Wow! Kasiasta jesteś!- powiedziała z podziwem Corn.
- No wiesz... Przez miesiąc na nic nie wydawałam...- powiedziała Talia lekko zakłopotana. Poszły razem na lekcje z czego Talia na max'a szczęśliwa nawet nie żuła gumy. Zaraz po ostatnim dzwonku pobiegły do szatni bo Corn musiała zmienić buty. Za co Talia ją oczywiście skrytykowała. PO trzech kwadransach były już w "swm" jak to lubiły nazywać. Talia skierowała sie zaraz do "Super Candy". Był to mały brązowy sklepik. Kiepsko oświetlony i przesycony zapachem brązowego cukru. Wzdłuż ścian stały regały z zakurzonymi słojami i cukierkami w nich. Gumy miały tylko jeden ksztaut: protokątne, dość grube.
- Dzieńdobry- powiedziała Talia i staneła przed regałami szukając odpowiedniego słoja w dziale "GUMY". Po chwili staneła przed starszym panem i zaczeła wymieniać co chce. Staruszek zaczoł szybko notować.
- Poprosze 15 różowych gum o smaku malinowym, 5 czerwonych o smaku grapefruitowym, 5 czarnych o smaku kawy, 5 żółtych o smaku bananowym, 15 różowych o smaku waty cukrowej, 5 zielonych o smaku gruszkowym, 5 pomarańczowych o smaku "neutralnym", 5 białych o smaku kokosowym, 5 brązowych o smaku czekolady, 5 ciemnoczerwonych o smaku cynamonowym, 5 beżowych o smaku śmietanki, 3 lizaki te taki świderki o smaku truskawkowo-śmietankowym, 2 lizaki okrągłe "neutralne" z gumą w środku, 4 kabelki 50 centymetrowe o 1 smaku colowokawowym 2 o smaku truskawkowo śmietankowym 3 o smaku czekoladowobananowym 4 o smaku orzechowokokosowym i jeszcze 6 paczek gum w proszku 3 o samku malinowym i 3 o smaku brzoskwiniowym.
- Dobrze, prosze chwileczkę poczekać- powiedział spokojnie. Niera obsługiwał Talie i wiedział ile od niego kupuje. Po chwili wyjmowania ze słoików podszedł do satroświeckiej kasy i wyliczał coś pod nosem...
- ... 80 gum po 25 centów... plus... yyy... lizaki wszystkie za 1$ i dwa za 2$... i jeszcze... 4 kabelki po 3$... i 6 pazcek gum po... po... dolerze 50. no to teraz podliczmy...-ucichł na chwile i powiedział już nieco głośniej-A więc razem 46$.
- Prosze-powiedziała Talia podając mu banknot 50 dolarowy-i reszty nie trzeba.
- Dziękuje.
- Dowidzenia...- powiedziała Talia i wyszła do stojącej pred sklepem Corn. Nie lubiła tam wchodzić...
- No to teraz pójdźmy na zakupy!!!- krzykneła widząc wreszcie Talie. Poszly do sklepów z ciuchami, płytami z czego Talia wyciągneła sobie z kąta jeszcze 200$ i wróciły do swoich domów. Talia weszła i rozpakowała zakupy kupiła pomarańczowy top z napisem "Don't!", oliwkowe i czarne bojówki, bezową, olikową i żółta torbe, 14 par podkolanówek, płyty i pierdoły do mycia się. Zostały jej mizerne 35$.

CDN

Cocaine
13.01.2005, 17:05
odc. 16
- O wariatkowo wezwij mnie! - krzyknęłam głośno i wyjęłam czarny skórzany pojemnik. Otwarłam go z łatwością..a na miękkim pluszu leżał...zakrwawiony nóż. Nagle odezwał się telefon w kuchni więc rzuciłam pudełko z ostrym narzędziem na łóżko matki i pobiegłam na dół.
- HALO? - krzyknęłam z energią i wrzuciłam do garnka spaghetti w proszku łamiąc niezdarnie makaron.
- Tu Gaba, twoja stara psiapsióła. - usłyszałam ciepły głos.
- O Gaba cześć...- ucieszyłam się i podpaliłam gaz po czym zalałam proszek i makaron wodą i postawiłam to na płomieniu.
- Słuchaj, jest rzecz niesamowita. Mianowicie wypieprzaj w tej chwili ze swojego domu i leć do kiosku słyszysz? I jak już dolecisz pod kiosk to kup sobie najnowszą Elle. reszta w Elle. Pa. - i usłyszałam ciągły sygnał w słuchawce.
- Po cholerę mam tam lecieć. - swteirdziłam i zgasiłam płomień pod garnkiem po czym wzięłam do ręki sweter i wygodne jeansy. Przebrałam się szybko, nastawiłam pranie i wyszłam z domu
- Elle poprosze. - powiedziałam uprzejmie i rzuciłam 10 $ na ladę po czym chwyciłam śliską gazetę i wsiadłam do autobusu. Nagle, kiedy przeglądałam dział o modzie ktoś szarpnął mnie za ramię.
- Cześć Sarah...- usłyszałam nieco chrypliwy głos.
- Cześć. - rzuciłam w przestrzeń i wstałam widząc przystanek.
- Gdzie idzesz? - zapytał dennie mateusz
- To już mój przystanek. Pozatym jest ciemny wieczor i pragnę umrzeć w wannie z gorącą wodą, ażeby moje ciało rozłożyło się w rurach kanalizacyjnych.- skłamałam i wcisnęłam czerwony przycisk. Drzwi się rozwarły ale nie wyszłam.
- *****o powiedz mi czemu mnie unikasz?
- Powiedz mi pedofilu czemu mnie nie chcesz pod dach? - zapytałam głośno na cały autobus i wyszłam w ostatniej chwili, bo Mateusza już ścisnęły drzwi.
- Nie. To nie tak słuchak Sarah...wróć do mnie
- Po co? Zmaltretujesz mnie? usuniesz mi dziecko, zrobisz aborcję? - ironizowałam go ciągle i łechatłam mile jego nogi moją bosą stopą.
- Nie..chcę cię mieć w domu. - Ja jednak zreflektowałam się i w ostatniej chwili wyszłam dzielnie i zarzuciłam chustę na ramiona. A po chwili byłam już pod swoim domem.
- HALO? - krzyknęłam do sluchawki kiedy po raz kolejny rozległ się sygnał dzwonka obwieszczającego telefon
- Tu ja Ga..
- Tak wiem Gabusiu, kupiłam ELLE ale sorry muszę się uczyć paaa- powiedziałam i wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Pochłonęłam dwie miski spaghetti, po czym poszłam się kąpać. Właśnie wchodziłam do wanny, kiedy rozległ się przejmujący pisk mojej komórki, a ja wytrącona z równowagi zaryłam wprost w wannę.
- O ****! - krzyknęłam na całą łazienkę i podniosłam się w wodzie widząc moją gębę i włosy całe w zielonej pianie.
- HALO? - krzyknęłam znów wściekła do niebieskiej brokatowej słuchaweczki.
- To ja gaba wiesz no teges widzisz tą stronę o modzie...
- Słuchaj przestań do mnie wydzwaniać bo już sobie nos złamałam o ciebie do cholery!! - krzyknęłam do niej wściekła i wzięłam do ręki ELLE.
- Przepraszam...niewiedziałam że będziesz się kąpać...
- No i widzisz chyba się nie przekonam jaka ty piękna jesteś bo mi ELLE wpadło do wanny. - zadrwiłam z niej i wyłączyłam ogólnie telefon. Siadłam w końcu spokojnie w wannie i na spokojnie przemyślałam dzisiejszy dzień. Był fajny, nie licząc występu Mateusza w autobusie i odnalezienia noża w szufladzie matki. Zaraz...czy ja dobrze słyszę...


KTO NAWIEDZA WŁAŚNIE SARAH? CZY TEN KTOS ZROBI JEJ KRZYWDĘ??

Magi
13.01.2005, 20:29
Głupia młodsza siostra

Odcinek 7
Talia weszła i rozpakowała zakupy. Kupiła 4 topy z czego jeden czerwony na grube ramiączkai białym napisem "16 CGK", drugi biały na cieniutkie ramiączka z dużym dekoltem, trzeci oliwkowy z białym napisem "Military UV", czwarty ciemno żółty z rozcięciem na plecach. Kupiła też 2 spódniczki. Jedną cienoą różową z łańcucem i napisem na tyłku "RC" i kieszeniami z przodu. Drugą beżową z napisem "Sexy" na naszytych kieszeniach zapinanych na rzepy. 3 pary bojówek, jedne oliwkowe z rozcięciami tak żeby było widać uda i ogromnymi kieszeniami. Drugie jasno niebieskie 3/4 z cieniutkim łańcuszkiem i drobnymi dżetami układającymi sie w napis "She". Trzecie czarne z turkusowymi suwakami, napisami, kieszeniami i z turkusową nitką. Kupiła także sobie buty czerwone z czarnymi paskami. Zapłaciła kupe kasy i zostało jej marne 100$. Włożyła wszystko do szafy i poszła się umyć. Wrzuciła olejki i sole potem kąpała sie długo, aż wreszcie weszła Lily i powiedziała...
- Ja... Ja... Ja...
- No wysłów sie do ****y!- krzykneła na nia Talia z wanny.
- Ja sie ciebie boje pipo!- krzykneła i uciekła. Do Tali chyba wrerszcie doszy te słowa... Wyszła z wanny i strzeliła plaskacza Lily za nawaniej jej pipą. Wreszcie doszła do tego co chciała. Lily sie jej bała! Ucieszona myślą, że wreszcie ta mała paskuda nie będzie jej przeszkadzać w życiu. Poszła w podskokach na kolacje. Zrobiła sobie jak niecodzienne tosty. Posmarowała masłem chleb i położyła na nim ser, szyneke, salami, ananasa, pomisora, oliwki i dodała keczupu. Połozyła drugą część chleba i ucieszona próbowała zamknąć. Po wielu trudach poszła do pokoju skonsumować tosta "Hawajskiego" bo tak go nazwała. Wzieła jeden kawałek do ust i... Wypluła do kosza. Był ochydny! Wyżuciła go przez okno i poszła zrobić sobie tradycyjnego z serem i salami. Po zjedzeniu odrobiła te głupie lejby i słuchała muzy. Lily weszła do jej pokoju i sie popłakała. Talia wrzasneła a nią:
- Daj mi spokuj głupi bachoru! Idź sie gwałć z Ripo Cipo!
- No i dobrzeeee!- krzykneła zapłakana Lily. Wtedy do pokoju Talii weszła mama.
- Nie krzycz na nia Talio!
- Brawo naucyłaś sie nie mówić do mnie Talijko!
- Talio uwżaj na słowa bo zarobisz szlaban!- krzykneła i trzasneła drzwiami. Talia jeszcze długo bluźniła pod nosem, ale po chwili uzała, że musi iśc spać bo jest 00:23. Położyła sie i zasneła.
.................................................. .................................................. ..............................Rano Talia wstała i odrazu pobiegła do szkoły. Miała ocheote uciec z lekcji ale powiedziała sobie"NIE! Jutro końc roku więc wytrzymam". Wzieła dzisiaj gume kokosową białą. Rzuła ją przez cały dzień do lunchu. Talia wzieła sobie Pizze i Cole. Akurat Talia mówiła, że Cindy Forworld jest głupią barbietką kiedy ona przechodziła obok.
- Ty głupia *****o!- krzykneła Cindy na Talie czerwona na ryju.
- Zamknij sie lalko Barbie!
- No wiesz ja chociaż nie mam pryszczy!- krzykneła ironicznie Cid.
- Targaj fiuta brudna nieuczesana stopo!
- Jesteś jakaś naprawde inna!
- No wiedzisz chociaż nie banalna tak jak ty!
- Chyba jak szłaś kiedyś do łazienki to...
- Zamknij sie!- krzykneła Talia i już miała usiciąść przy stoliku gdy...
- Chyba nie masz pieniedzy na nowe sponie bo te są rozerwane przy udach!- wrzasneła na całą stołówke Cindy i odeszła rechocząc sie. Talia juz nie wytrzymała wstała i wylała jej Cole na łep. Jej puszyste blond włosy oklapły, a ona ze łzami w oczach pobiegła do klopa. Po wszystkich lekjach wychowawczyni napisała jej kartke o jej "wykroczeniu" pod którą miała sie podpisać mama. Gdy przyszła do domu...
CDN

she
14.01.2005, 12:20
Fajne podoba mi się skąd to wziełaś
A jak myślisz?
niezłe słuwka :D
Dziecko, zanim coś wyślesz sparwdź w słowniku -___________-'

Dorczenzo
14.01.2005, 15:39
GirlX fajny avatarek ;)

Magi
14.01.2005, 16:21
Głupia młodsza siostra

Odcinek 8
Gdy weszła do domu pokazała odrazu mamie kartke. Mama bez słowa podpisała ją.
- Nic nie powiesz?- zapytała zaskoczona Talia.
- Wystawione są juz oceny, z zachowania też więc... Nic sie nie stało.
- Mamo?
- Tak?
- Kiedy ja jade na ten obóz? Jutro czy pojutrze?
- Pojutrze. A zapomniałam ci powiedzieć jedziesz tam z Cindy.
- Cindy?!- krzykneła Talia.
- Tak.
- Przecież ja jej nienawidze! Nie przeczytałaś notki, co ja jej dzisiaj zrobiłam?!
- Nie nie przeczytałam, a powinnam? Myślałam że lubisz tą Cindy.
- Mamo!- krzykneła ze złością Talia i pobiegła do swojego pokoju. Nie miała ochoty jechać na głupi obóz, nad głupie jezioro z głupią Cindy. Wstała i włączyła kompa, wtem wbiegła Lily i zapytała:
- Moge pograć w Kangurka Kao?
- Nie!- krzykneła Talia myśląc, że Lily zaraz ucieknie.
- Ja chce zagra w Kaooooooo!
- Zamknij sie, alebo pożegnasz sie z pipą!
- S*******aj!- wrzasneła Lily i pobiegła do mamy. A jak to mama, kazała Talii dać kompa Lily. A więc zadzwoniła do Cindy.
- Sorki, ale teraz nie ma mnie w domciu. Zadzwoń później! Buźaczki- rozległ sie słodki głosik w słuchawc. Talie aż zemdliło więc cisneła telefon na kanape i poszła zjeść chipsy. PO pół godzinie jedzenia słodyczy, picia jakiś Cocacol Talia sie wkurzyła i wrzasneła na Lily:
- Wypad z mojego pokoju! Mam cie dość!!!- Lily popatrzyla na nią i tylko sie roześmiała. A więc wzieła podniosła krzesło i... Wyniosła Lily z pokoju. Mała zaczeła coś krzyczeć, ale Talia natychmiast włączyła muze więc nic już nie slyszała.
_____________________________PIĄTEK-ZAKOŃCZENIE ROKU________________
Talia wstała o 7:00 i zaczeła sie szykować. Założyła oliwkową miniówke, pomarańczowy top z napisem "Skate Ramp", podkolanówki w pomarańczowo-oliwkowe paski i ciemno oliwkowy kaszkiet. Gdz wesza do szkoły dopadła ją Corn.
- Co robisz w sobote?
- Jade na obóz. Niestety.
- No nie przesadzaj nie jest tak źle.
- Nie było by gdyby nie to że jade z tą głupią barbietką!- krzykneła, a ki8lku młodszych obejrzało sie.

CDN

Kobza bo nie mam weny, wię c prawdopodobnie zaraz odejde ;|

Cocaine
14.01.2005, 17:49
odc. 17
Jasne ktoś wchodził do domu. Właśnie próbowałam naga natrafić bosą śliską nogą na czarny klapek na obcasie kiedy poślizgnęłam się, klapek odjechał pod klopa, ja z przerażeniem złapałam się zasłonki, zasłonka się urwała a ja pieprznęłam głową o schodek i podniosłam się obolała z podłogi.
- **** **** **** - jąkałam pod nosem wciągając na rękę bawełniany szlafrok. A potem boso ociekając wodą wyszłam do pokoju - salonu. Tam siedział Mateusz i jego siostra
- Co ty sobie wyobrażasz? Że możesz mnie straszyć kiedy tylko chcesz??!! - krzyczałam, a jego siostra lekko się wzdrygnęła.
- Przyszłem porozmawiać.
- Istnieje coś takiego jak dzwonek. - Rozwinęłam temat i opadłam na wielki czarny fotel.
- No więc, chodzi o to, że Mateusz
- Sądzę, że Mateusz ma własny język i umie wypowiedziec te dość bolesne dla jego duszy słowa. - odparłam i spojrzałam na nią. Była ubrana w białą miniówkę, spod której wystawały niebieskawe stringi oraz różową bluzkę pępkówkę. Miała tatuaż na pipce, to było widać przez niemal nic nie zasłaniające stringi.
- No dobra..- zaczął mateusz.- Więc, mama się zgodziła. Kiedy tylko nadejdzie czas rozwiązania możesz zamieszkać u nas w domu...
- Tak, ale tylko dopóki twoje dziecko się nie usamodzielnie..- wtrąciła się do rozmowy tatuażowa pipa.
- Zamknij się wytatuowana cipo. - zgasiłam ją a tamta oblała się purpurą i wyciągnęła profesjonalny zestaw do makijażu.
- No więc...zgadzasz się na taki układ? - zapytał nieśmiało.
- NIE> Równie dobrze mogę przeczekać ciążę i niemowlęctwo mojego dziecka w tym oto domu.
- To nie wiem po co te awantury. - Znowu zaczęła swoje siostra.
- SŁUCHAJ! Włazisz mi do domu jak złodziej, masz do mnie pretensje i wtrącasz się w nieswoje rozmowy! - krzyknęłam zła i podniosłam się.
- Poczekaj, po co ta burza...- podniósł się Mateusz.
- Troskliwy ojciec się znalazł. - fuknęłam i poszłam do kuchni. Mateusz przyszedł do mnie.
- Chciałem ci powiedzieć, że ...no wiesz...
- POWIEDZ MI O CO CHODZI!! - krzyknęłam zła i uderzyłam go w policzek.
- Ok. Pa. - powiedział i zawołał swoją siostrę (Perpetua!!:laugha:).
A ja wtedy poszłam do sypialni matki i...




CO SARA ZROBI Z NOŻEM? CZY ZAMIESZKA U MATEUSZA? O TYM JUŻ W KOLEJNYM ODCINKU!

Magi
14.01.2005, 18:55
Głupia

Odcinek 9
- Nie było by gdyby nie to że jade z tą głupią barbietką!- krzykneła, a kilku młodszych obejrzało sie.
- A więc znowu mnie obagdujesz pryszczu...- powiedziała anielskim głosem Cindy.
- Fauck'aj sie!- odpwiedziała Talia puszczając wielkiego balona z gumy malinowej.
- No no... Chyba humorek ci nie dopisuje, wyżuta gumo!- powiedziała i uśmiechnełasie zjadliwie.
- No wiesz jak wczoraj usłyszałam, że jade z tobą na obóz to sie załamałam! No bo nie wiem jak wytrzymam tyle z taką głupią krową!
- Kłamiesz szmato!- krzykneła Cindy z wyrzutem.
- No wiesz... Jak byś nie wiedziała to tak jest, *****o! A i jeszcze jedno... Od******* sie ode mnie!- wrzasneła Talia i poszła z Corn do klopa. Gdy doszłay Talia wyjeła kase i podliczyła.
- Mam 102 dolary. Musze kupić sobie w "SWM" jakieś płyty.
- Moge iść z tobą jak chcesz...- powiedziała znudzonym tonem Corn. Talia zdecydowała, że przejdzie sie kabiny. Oczywiście nie usadowiła sie na nim wuygodnie, bo wiadomo-był oszczany. Po prubie wyjścia (drzwi sie zatrzasneły) postanowiła wejśc na klopa i sprawdzić czy ktoś ich nie trzyma. Staneła na bojlerze popatrzyła w dół i zobaczyła Cidy przyciskającą sie do drzwi. Talia skoczyła na nią i obie sie wypierdzieliły.
- Co ty robisz do ****y?!
- Wychodze z klopa, pizdo! A i następnym razem bardziej sie postaraj!
- Sraj sie!- krzykneła jej w twarz Cindy i już chciała odejśc gdy Talia złapała ją i strzeliła jej plaskacza w ten jej cudowny ryj. Jej szmaragdowe oczy napełniły sie łzami i po chwili dotarły (łzy) do jej ust umalowanych na różowo. Jej falowane blond włosy jak by dziwnie oklapły.
- Nienawidze cie!- wyksztusiła przez łzy i pobiegła na korytarz. "***** gdzie jest Corn?" pomyślała Talia i wyszła na zapełniony uczniami korytarz. "Aha, apel sie sokńczył. No to moge iść do "SWM". Poprawiła kaszkiet i poszła do wyjścia. Po pół godzinie szła już do sklepu z płytami. Wpadła tam na Lare która wybełkotała coś pośredniego między "cześć" a "*****". Talia zachowała sie jak by tego nie dosłyszała. Po kupieniu 5 płyt poszła na lody. Zamówiła sobie truskawkowo-śmietankowe z polewą o smaku cynamonowym. Po 7 łyżeczkach zrobiło jej sie niedobrze, więc zostawiła pieniądze na stoliku i poszła do domu. Była 23:46 gdy Talia sie spakowała i poszła sie umyć.
================================================== ====================
Rano mama obudzł ją o 5:02 ponieważ o 6:30 odjerzdżał autokar. Gdy dojechały do umówionego miejsca Cindi i reszta już czekali. Wszyscy wsiedli i pojechali. talia znudzona zaczeła poznawać nowych ludzi.
- Hejex.
- Eee...- wybąkała brunetka o niebieskich nietypowo przejrzystych oczach. Była ładna. Nawet piekna, długie nogi szczupła...
- Jak masz na imie?
- Emma.
- Ok, będe do ciebie mółwic Em, dobra? ja mam na imie Talia.
- Fajnie.
- Chciałaś jechać na ten obóz?
- Tak.
- Nie jesteś rozmowna, co?
- Nie wiem.
- Bedziemy w pokoju?
- Obojetne mi to.
- No to ok. Jesteśmy razem w pokoju.- powiedziała Talia i podeszła do jakegoś chłopaka troche zmieszana.
- Cześć- powiedział jak by automatycznie. Był dość niski (przynajmniej jak siedział), miał blond włosy i brązowe ocz.
- Hej. Mam na imie Talia, a ty?
- Co? A tak... Alex. Ale wolałbym Zachariasz... Jak ten uczony...
- Jesteś z grupy myślicieli, tak?- zapytała Talia.
- A więc...
- To było pytanie retoryczne! Pa!- powiedziała szybko Talia i odeszła szybkim ktokiem bo wiedziała, że zaraz dostanie wykład. Reszta podróży mineła na poznawaniu osób. Gdy dojechali i wszyscy wysiedli z autokaru podszedł jakiś wysoki facet i oznajmił:
- Obóz będzie podzielony na 2 etapy. Każy etap ma tydzień. Pierwszy to będzie militarny, a drugi ekskluzywny. W pierwszym będziemy tarzac sie w błocie, pracować w pocie czoła, pokonywać przeszkody, spać pod namiotami, a jezioro bedzie nam potrzebne to umycia sie. Drugi tydzień będziecie sapć w superowych hotelach, opalać sie nad jeziorm, kąpać w nim, zażywać salonu odnowy, brać bicze wodne, jaccuzi i tak dalej. Ale najpierw... Tydzień militarny! Zrozumiano?!- rozległy sie jęki i "nieeee". Ale facet odrazu krzyknął:
- Macie odpowiedać "Tak, generale" albo "Nie, generale"! Ten kto nie będzie sie stosował do kodeksu otrzyma surową kare! Zrozumiano?
- Tak generale!- opowiedział chór.
- A teraz idźcie rozłożyć namioty!- krzyknął i wszyscy powlekli sie na wskazane miejsce. Wszyscy, oprócz Cindy. Talia zostła zaciekawiona i szarpneła Emme, alby też została.
- Ja nie bedze sie tu męczyć w namiotach! Rządam dwuch tygodni ekskluzywnych!
- Odmawiam i teraz idź, albo czeka cie kara!
- Nie!
- Masz kare! Śpisz pod gołym niebem, tylko w śpiworze!- krzyknął i zaprowadziła za włosy Cindy do namiotu. Talia roześmiała sie, ale Emme jakos to wyraźnie nie bawiło. Stała i wpatrywała sie rozmarzonym wzrokiem w las.
- Idziesz?- zapytała zdiwiona Talia.
- Tak- odpowiedziała i powlekła sie za nią. Po kilku godzinach szamotaniny rozstawiły namiot i tak zmęczone, od razu sie położyły. Była 23:56, a Talia nie spała tylko myślała o tym co sie satnie jutro. Co bedą robić. Koło pół do pierwszej zasneła. Rano obudził ją głos trabki. Spojrzała na zegarek 5:00.
- Co do cholery?!- wrzasneła i wyrzała z namiotu.
- Pobutka do cholery!- krzyknął jej w twarz "generał". Talai wstała ociągając sie i ubrała w mundur taki jak noszą żołnierze.
- Dzisiaj będziemy przpływać jezioro. Będzie specjalny obiad, a na śniadanie zjedzcie to!- i podał wszystkim dwa suche kawałki chleba i jakiś płyn w ciemnym kubku. Talia pomyślała "No chociaż herbatka...", ale pomyliła sie było to rozwodnione ciepłe mleko. Po tym posiłku musieli przepłynąć 5 raz jezioro. Z jednego brzegu na drugi i ustami wyłapywać białe szerokie robaki, a następnie wrzucać je do pudełka. Więc jak sie złowiło duzo robaków dostawało sie herbate. Jak żadnego to dodatkowe 2 przepłynięcia. O 13 rozpalili ognisko i okazało sie że będą na patyczkach piec białe robaki. Talia myślała że sie posika widząc Cindy połykającą "obiadek". Talii nawet samkowały te robaczki, ale uznała że były by lepsze gdy by nyła jeszcze sól. Po obiedzie poszli w las. Tam musieli wytropić dzika i czołgać sie w błocie. Gdy wrócili o 18 do obozu cali umazani w błocie i odchodach poszli wykąpac sie w jeziorze. Najpier dziewczyny potem chłopcy. Talia poznała jeszcze Kate, Low (czytaj loł) i Amande. O godzinie 20:30 wszyscy padli w śpiwory i zapadli w długi soczysty sen.

CDN

Cocaine
14.01.2005, 21:53
odc. 18
Wzięłam zbrukany krwią nóż i wepchnęłam go do futerału, kiedy rozległ się dzwonek telefonu. Wrzuciłam niedbale pudełko pod wszystkie bzdury kiedy coś rzuciło mi się w oczy. Tam leżał...pamiętnik. "poczytam wieczorem" - pomyślałam i pobiegłam na dół.
- HALO? - krzyknęłam swoim tradycyjnym głosem.
- Tu Gaba, kup sobie teraz Twój Styl...
- Gaba...sorry ale mam cię dość. Muszę iść malować. Pa. - zdenerwowałam się i pociągnęłam mocno za wtyczkę od telefonu. Po chwili kiedy ledwie przysiadłam się do "perspektywy" rozdzowniły się Czarne Oczy obwieszczając telefon "Co za *** dzwoni o takiej porze?" - zdziwiłam się szczezre w duchu i spojrzałam na wyświetlacz. "Mat" - brzmiały literki na nim a ja szybko wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- HAlo? - zapytałam nieco mniej energicznie rzucając ołówek w kąt pokoju.
- To ja. To przyjedziesz do mnie?
- Pod warunkiem, że Perpetua się wyprowadzi. - odparłam i zaczęłam obgryzać kartkę papieru.
- Ona i tak mieszka w Wawie. Tylko tutaj przyjechała na weekend. Właśnie odjechała na swoim harley'u. - nie zdziwiło mnie to. Mało, że tatuuje sobie intymne części ciała to jeszcze jeździ na harley'u! No ja chyba zwariuję! - pomyślałam szybko i wyplułam w dal na ścianę kawałek kartki.
- To dobrze, a odwiedza was regularnie? - zapytałam z premedytacją
- Ostatnio była tu trzy lata temu - powiedział Mateusz skromnie a ja pozbierałam wyplute szcząteczki kartek ze ściany i wepchnęłam je za biurko.
- Ok...to pa, muszę zrobic pespektywę paaa- pożegnałam się pospiesznie i wyrzuciłam telefon wysoko w górę, po czym wyłączyłam go i pomęczyłam się chwilę nad perspektywą. Potem przebrałam się w piżamę, kiedy uświadomiłam sobie, że mogą dzwonić ze szpitala i szybko zbiegłam na dół po czym wetknęłam wtyczkę na swoje miejsce.
- Extra...- szepnęłam do siebie widząc zapełnioną sekretarkę.
- Tu Gaba
- Tu Gaba
- Tu Gaba..
- Tu Gaba...
- Tu Gaba...
- Tu Gaba...
- Tu Gaba....
- Szpital Green Stone. - ta wiadomość mnie zainteresowała. Wykręciłam znajomy mi już na pamięć układ siedmiu cyfr i przytknęłam słuchawkę do ucha.
- Halo? - zapytała mnie zaspana pielęgniarka.
- Tu córka pani..
- Ach wiem Sarah...tak no więc...
- Moja matka nie żyje? - zapytałam
- Nie, skąd. Ona po prostu oprzytomniała i dzisiaj po raz pierwszy wstała z łóżka.
- I po to była ta wiadomość? - zapytałam nieco zła
- Tak. - usłyszałam przewracanie kartek./
- To Dobranoc. - odparłam nieco zła i cisnęłam słuchawką na widełki. No cóż...po prostu każde osiągnięcie mojej m,atki było jak mój pierwszy krok albo pierwsze słowo. Spakowałam szybko czarną torbę z wyszytym napisem "Metallica" na przedzie a z logo rodziny adamsow na drugiej stronie i popchnęłam ją po parkiecie na drugi koniec pokoju.


NAZAJUTRZ
Ok. Zebrałam się i wstałam, po czym spojrzałam na zegarek. Małe zerknięcie.
- CHOLERA! - krzyknęłam na cały dom i wciągnęłam niezdarnie na nogi ciemne bojówki z wielkimi kieszeniami. Potem dorzuciłam do tego podkoszulek z napisem "Hate school" a na to szary sweter. Większośc bluzek ozdabiałam sama, więc prędko wyrwałam głowę Tizziano Ferro z plakatu i przyczepiłam ją agrafką na dole swetra. Potem w pośpiechu przełknęłam dwa sandwiche i wrzuciłam do torby słoiczek dżemu. Nie dla mnie rzecz jasna....
- Cześć. - usłyszałam słaby głos za mną.
- O hay Lana. - powiedziałam i obróciłam się do mojej przyjaciółki.
- Widziałaś Stacey? - zapytała mnie Lana i pokazała ręką na dwie nierozłączne przyjaciółki Stacey Lohan. wszystkie mkiały identyczne bluzy ze swoimi imionami i nazwiskami i napisami "Bad Girl" naszytymi na samym środku dupy.
- Spojrz...- zachichotałam. z plecaka Stacey wyskoczyła nagle podpaska. Wszyscy wybuchnęli śmiechcem, a Stacey schowała szybko pakiecik do plecaka.
- Nieźle się laska urządziła. - zachichotała mi ciepło do ucha Lana.
- Super a nie nieźle!@ - odparłam i niechcący rozerwałam Tizziano głowę.
- Fajny sweter, gdzie kupiłaś?
- W szmateksie. - odparłam i wyrwałam wraz z agrafką kilka włokien ze swetra i wrzuciłam je do kosza razem z głową Tizziano.
- A wygląda bardfzo ładnie.
- Piorę go w Perwolu Balsam Magic - pochwaliłam się szybko i wybuchnęłam śmiechem/'
- Super! - odparła mi Lana, a ja narzuciłam szelkę od torby na ramię. Podeszłam do szafki, kiedy wyleciała z niej karteczka. Co to może być...- pomyślałam i rozwinęłam ją gdy.....


CO LUB KTO WYSKOCZY Z SZAFKI SARY>?

PRZECZYTAJ KOLEJNY ODCINEK!!

Magi
17.01.2005, 12:29
Głupia

Odcinek 10
Rano pobódka była jak zwykle o 5:30. Śniadanko i w las... Po 12 godzinach biegu przełajowego mieli chwile wolną, więc Talia poszła sie wykąpać. Była godzina 19:00 gdy wskoczyła do jeziora i popłyneła na wyspe pośrodku niego. Odpoczeła tam. Nie miała ochoty z nikim rozmawaiać. Leżała do godziny 21 nie wiedząc że mineło tyle czasu. Patrzyła w gwiazdy aż wreszcie wstała i poczłapała na brzeg aby przepłynąć jezioro. Mineła ją kolacje więc skonana i głodna poszła spać.
- Wreszcie przyszłaś...- powiedziała Emma która siedziała i masowała sobie stopy.
- Co? A... tak...
- Gdzie byłaś?
- Na... na wyspie.
- Przecież tam nie wolno wypływać!- przestraszyła się Emma.
- Mam to gdzieś! Mam w dupie cały ten *******ony obóz!- krzykneła i wtem wszedł "generał"...
- Co to za krzyki?- zapytał szorstko.
- Żadne...- odburkneła Talia.
- A... mały buncik? No to czeka cie cało nocne kopanie rowu w którym bedziemy jutro ćwiczyć- powiedział i uśmiechnął sie zjadliwie.
- Oczywiście!- krzykneła Talia i wyszła z nim z namiotu. Po dwóch godzinach kopania była tak wyczerpana, że zemdlała. Rano obudziła sie o 6:00 i wyszła z namiotu rozglądając sie nieprzytomnie. "Jeszcze tylko 4 dni!" powiedziała sobie pod nosem. Rozejrzała sie i zobaczyła grupe siedzącą z minami wyrarzającymi obrzydzenie nad jakimś wiadrem.
- Chodź Talio. Dzisiaj będziemy jeść ryby na śniadanie.
- R... Ryby?- zapytała zaskoczona i podeszła. W wiadrze były zabite ryby, a generał wyjmował im różne obrzydliwe rzeczy i dawał do zjedzenia.
- Tobie przypadły oczy i mózg- powiedziała z uśmiechem Emma. Generał podał jej coś na liściu. Bylo tego dużo, widać że można było sie najeść. Cindy podał pęcherz i płuca. Z uśmiechem zaczeła jeść ciesząc sie że nie przypadło jej to co Cindy...

CDN
nie mam weny ;/

she
17.01.2005, 14:47
GirlX fajny avatarek ;)
No... wiem, sama go sobie zrobiłam :D ;)
A ja nie mam weny.............

Cocaine
17.01.2005, 19:07
odc. 19
Z szafki wyskoczyła gazeta ELLE.
"Proszę przeczytaj artykuł "Starzenie nie postarza" GABI!
- Tej idiotce chyba do końca odbiło. - mruknęłam do siebie i wepchnęłam zgniecioną ELLE głęboko do szafeczki.
- Możesz się pospieszyć no wiesz nie chcę nic mówić ale Stacey zagląda ci do szafki. - odparła Lana i podreptała chwilkę w miejscu. Stacey Kowalsky to najgorszy potwór na całym świecie. Ma długaśne blond włosy aż to tyłka i nawet w zimie chodzi w miniówach. Sięgnęłam odruchowo do mojej torby i wyciągnęłam notatnik.
- Co tam masz? Kalendarzyk miesiączkowy? - zapytała zaciekawiona Stacey i zajrzała mi przez ramię,.
- Nie, przeglądam notatki ze szkoły plastycznej.- odparłam a Stacey oblała się rumieńcem. Sama nie zdała do szkoły plastycznej i teraz dlatego tak cholernie pragnęła się wkręcić do naszej kliki i dostać się przez znajomości do liceum.
- Ojej. - odparła ona i pospiesznie oddaliła się z miejsca zdemaskowania.
- Masz jakąś ukrytą broń? - zapytała mnie Lana a ja wskazałam na terkoczący dzwonek i poszłam do klasy.
- SARAH!! - Usłyszałam głos nauczycielki od plastyki po kilku godzinach męki pańskiej ze Stacey.
- TAK? - zapytałam równie głośno.
- Czemu twój zeszyt właśnie wylądował na mojej twarzy>? - zapytała nieco zła.
- EEE to chłopcy. - odpaliłam pospiesznie patrząc ze zrozumieniem na Mateusza.
- Dobrze. Sarah uwaga. Podejdź no tu na chwilkę młoda damo. - nakazała prędko mi starsza pani i pokazała miejsce koło siebie,
- TAk? - zapytałam z prawidłowym akcentem.
- KOZA!- krzyknęła i narzuciła mi na szyję sznurek z uwieszoną tabliczką. Poszłam a po drodze kupiłam woźnej która tam siedzi paczkę czekoladek.
- Z czym masz? - ucieszyła się.
- Pralinki malinowe. -odparłam.
- Czekoladowe.
- Dzięki. - powiedziałam i wpakowałam moją porcję do torebki.
- DZWONEK! - krzyknęła po kilkunastu minutach. Było mi już niedobrze od pralinek i słodko w ustach więc podeszłam do automatu i wepchnęłam w otwór 2 złote.
- Sarah on nie działa. - uświadomiła mi to Lana. Wściekła rzuciłam torbę na ziemię i kopnęłam z całej siły "aprat do wypluwania picia" tak, że na dole pojawiła się butelka "Mountain Dew"
- Działa. - odparłam ironicznie i otwarłam butelkę. W jednej chwili wszystko łącznie z moim swetrem i miniowką Stacey pokryło się gazującymi bąbelkami o zapachu oranżady.
- No...SARAH! - krzyknął nauczyciel z drugiego końca korytarza.
- SŁUCHAM?-krzyknęłam równie głośno.
- Podejdź no tu na chwileczkę.
-KOZA! - krzyknęłam zachwycona.
- NIe wiesz po kim masz taki wspaniały instynkt? - zapytał nieco złośliwie.
- NIE! - powiedziałam i odeszłam dalej, kiedy poczułam coś dziwnego.

Magi
09.02.2005, 14:39
Głupia

Odcinek 11
PO zjadzeniu tego przepysznego śniadanka poczłapała za generałem który oznajmił im, że dzisiaj mają wolne. Talia ucieszona jak cholera poszła popływac z Emmą.
- Popłyńmy na wyspe!- zaproponowała Talia.
- No co ty?! Przecież tam nie wolno iść!
- No i git!- powiedziała Talia i popłyneła na wyspe. Tam zjadła sobie tablicze czekolady którą miała przechowaną na dnie plecaka. Rozmarzona wróciła na wyspe i uciszona zaczeła dokuczać Cindy.
- Co robisz?- zapytała z mściwym uśmieszkiem.
- Próbuje sie troche opalić głombie!
- Cool- powiedziała Talia wyprostowała sie i stała gapiąc sie na Cindy
- Czego chcesz?
- Niczego
- To po co tak stoisz?
- Tak sobie- powiedziała beznamiętnie Talia
- Przeszkadzasz mi!
- Ja? Co ja takiego robie?
- Stoisz!
- No i gites-bigoses- powiedziała znoudzona Talia. Cindy wstała i zaczeła sie przebierać w bielizne przykywając sie ręcznikiem. Talia doznała oświecenia i szybkim ruchem zdarła z Cindy ręcznik. Cindy zszokowana została na leżaku z gołą pipą.
- Co? Co ty robisz?!- wydusiła z siebie te nendzne słowa Cindy. szyscy sie na nią gapili. Jednym ruchem wyrwała Cindy ręcznik z rąk i pobiegła do namiotu wrzeszcząc:
- Masz przesrane!
- Jasne!- odkrzykneła Talia i poszła sobie pogadać z Emmą. Po długich 7 godzinach talia położyła sie spać.

***
Rano gdy wstała i spojrzała na zegarek zaskoczon wyszła z namiotu. Była godzina 10:45. Emma wyszła za nią i zobaczyły jak Cindy rozmawia z "generałem". Po długich 20 minutach oczekiwań w namiocie "generał" oznajmił im że na specjalne życzenie panny Cindy obóz wojskowy skończy sie dzisiaj. Wszyscy rozanieleni, a szczegulnie Talia i Emma poszli do autokaru. Po długich 5 godzinach jazdy wysiedli. Ich oczom ukazał sie wysoki (4 piętrowy) ogromny hotel. Każy dostał przydzial do pokoju. Emma była z Talią. Poszły do pokoju numer 3, tak jak było napisane na kluczyku. Po rozpakowaniu sie i zapoznaniu z hotelem był już 21:30 więc położyły sie spać.

she
09.02.2005, 14:40
POnieważ dawno nie pisałam nie mam wensy, ale nie martwcie się mopi drodzy nowy odcinek powstanie jutro, albo jeszcze dziś!

she
11.02.2005, 14:25
NIe pamiętam na czym skończyłam, ale zaczniemy od powrotu Frankie do domu.
Spotkała mamę w jej pokoju. Zdziwiona zapytała
- Co ty tu robisz?
- FRANKIE!NATYCHMIAST TU POSPRZĄTAJ!
- czemu?
- Czy uważasz, że twoje majtki na komputerze, śmierdzące skarpetki przewalające się biórku to dobre miejsce?
-ee.. no..
- Masz posprzątać!
-nie
-nie?!
-nie
- w takim razie nie wyjdziesz z pokoju dopóki nie posprzątasz. - i mama wyszła z pokoju prankie potykając się o pudełko po czekoladkach leżące na podłodze.
Frankie otworzyła swoją szafkę z kolekcją wszystkiego co potrzebne było na wypadek akiej kary. Oczywiście wszystko wypadło jej na nogi. Wzięła wszystko i spowrotem włożyła do szafki. Frankie posprzatała swoje ubrania i usiadła ptrzed kompem. Napisała sromotną notkę na blogu, ale oczywiście się nie zapisała, więc
Frankie ze złością kopnęła w kompa i przy okazji włącznik/wyłącznik więc zapadła cisza. Frankie zdjęła z siebie bluzę na ekspres i powiesiła na fotelu. Frankie usłyszała pukanie do drzwi jej pokoju, więc otworzyła z parówką drobiową w ustach. Zobaczyła Chill(jej najlepsza przyjaciółka) z interesująco wyglądającym pudełkiem w kolorze bordowo-czarnym.
-Masz - powiedziała wciskając Frankie pudełko w brzuch.
- co to? - twój prezęt imieninowy
-To ja mam dzisiaj imieniny?
-Oh, pipo! - powiedziała Chill co zastępowało odpowiedź 'Tak pipo!'. W tym momencie parówka, którą Frankie trzymała w ustach, ale zapobiegawszy jej upadkowi ścisnęła odruchowo kolasna. Jej drobiowa paróweczka przypominała teraz coś innego... Z głupawym uśmiechem podmuchała parówkę i wcisnęła całą do ust. Otworzyła pudełko w którym były rozmaite drobiazgi takie jak majtki z napisem "Miło jest pierdzieć na przyjaciół". Frankie położyła pudełko na biurku i zaczęła się wygłupiać jak zawsze z chill i jak zawsze z Chill odbiła im 'pipa'. Po zrobieniu sromotnej kupy Frankie wyszła z klopa z pytaniem
-Nocujesz u mnie?
- może - powiedziała biorąc telefon i dzwoniąc do domu. PO minucie powiedziała, że pójdzie do domu po zapas żywności i piżamę. PO 10min. przybiegła z tymi wszystkimi pierdołami i zaczęły ogladać MTV. Zjadły już 4 paczki Chipsów, które wyżucały a podłogę.
- Wiem! - Chill podskoczyła na fotelu
- tak, ja też wiem... - powiedziała obojetnie
- Ale, nie nie oto mi chodzi. Zrobimy u ciebie impreze. - powiedziała z roześmiana.
- właściwie czemuby nie... - i tak chichrząc się i szukając numerów tel. w dużym i grubym notesie Frankie zaprosiły 'trochę' osób. PO pół godzinie w pokoju Frankie zrobił się tłok. Każdy coś ze sobą przyniósł więc mieli zapas żarcia na całą noc.
CDN

Magi
11.02.2005, 20:14
Głupia

Odcinek 12
Gdy Talia ranowstała, zastała Emme w sportowym uraniu stojącą przed oknem.
- Dzieńdobry-powiedziała Emma nie spuszczając wzroku z przestrzeni za oknem.
- Co robisz?
- Idziemy na śnidanie?- zapytała Talia troche zaskoczona.
- Tak. Tylko sie ubierz
- No ee... Jasne...- powiedziała Talia i wciągneła na tyłek oliwkowe bojówki. Zakładając podkolanówki (zielono-szare) wpakowała sobie śmietankową gume do żucia w usta i zaczeła rozwalać ubrania po pokoju.
- Gdzie jest ten cholerny top?!- wrzasneła Talia,a Emma oderwała spojrzenie od okna i powiedziała:
- Skont mam wiedzieć?! Przecież to twój top, pipo!
- Nie pipuj teraz do mnie, bo jestem w****iona!- krykneła rechocząc sie i zaczeła przeszukiwać boczne kieszenie. Wreszcie wyszły na śniadanie. Talia zadowolona, że znalazła swój piękny oliwkowo-szary top nałożyła sobie, jeszcze ciepłe, parówki drobiowe. Wzieła kawełek chleba i nałożyła sobie coś co przypominało sfermentowaną kupe z dodatkiem koziego mleka. Po zjedzeniu parówek i "sgzdkm" poszły an basen. Talia przebrała sie swój turkusowy kostium z granatowymi kwiatami. Po obiciu sobie sromotnie pipy, Talia wyszła z basenu i pomaszerowała do masażystki. Nie stety na łożu leżała... Cindy. Talia rzuciła jej złośliwą uwege i odeszła machając pipą. Po zagraniu sobie z dziewczynami w koszykówke Talia udała sie do kosmetyczki na manikir i pedikir (nie wiem jak to sie pisze). Gdy kosmetyczka skończyła Talia odeszła, aby przypipać sie na dyskoteke. Po pół godzinie przygotowywania sie uznała, że nie pójdzie bo jej sie nie chce. Wraz z Emmą zaczeły pipać coś o pipach. Po dwóch godzinach sromotnego wygłupiania sie, Talia poszła do klopa sie odsikać. Po 30 sekundach sromotnego sikania zobaczyła, że pod prysznicem ktoś jest. Talia ze sromotnym wrzaskiem wybiegła z klopa. Z czego zalczyła glebe bo jej spodnie i majtki były na wysokości kostek. Po przejechaniu na pipie 50 centymetrów spostrzegła, że wszyscy wyszli z pokojów i patrzą co sie dzieje. Emma szybko złapała Talie za ręce i zaciągneła do pokoju. Talia spojrzała na swoją zmasakrowaną pipe, a dokładnie na zdarty naskkórek lekko krwawiący i sie popłakała.

Khaterine
12.02.2005, 10:47
'Prawdziwy grzech'
Odcinek 1
W mieście Simmo de Simerio, mieszkała sobie rodzina Simmorów: Juan Simmor i Femme Simmor. Byli bogaci i szczęśliwi dopóki nie okazało się, że Femme będzie miała dziecko. A to dlatego, żę Juan był nie płodny. Wziął z nią rozwód, zabrał cały majątek i oskarżył jąo zdradę. Femme była bardzo nieszczęśłiwa. Po porodzie uumarła, a dziecko poszło do domu dziecka.
Juan ożenił siępo raz drugi, a z nową żoną, Fatale, postanowił zaadoptować dziecko. Los chciał, że zaadoptowali dziecko Femme, które nazwali Don. Jednak o tym nie wiedzieli. Pewnego dnia zadzwonił do nich urzędnik z domu dziecka z inforamacją.
CDN.


Pisać dalej? podobająwam się imiona?? Femme i Fatale, Doni Juan?

Khaterine
12.02.2005, 10:59
<Dobra, wiem, żę sięnie pisze posta pod postem, ale włlaśnie mam pomysł :) , a nie chce dwóch odcinków w jednym temacie.>

Odcinek 2.
-Tak, słucham? Mówi Juan.
-Dzień dobry, czy to dom państwa Simmorów? - zapytał urzędnik.
-Tak, a o co chodzi?
-Chciałem państwa powiadomić, żę dziiecko które zaadoptowaliście, było dzieckiem pana ex-małżonki, Femme Simmer [zmieniła po rozwodzie nazwisko].
-Tej zdrajczyni?
-Z jej zeznań wynika, że nie zdradzał pana?
-To skąd miała to dziecko? Ja jestem nie płodny!.
-Proponuje testy DNA.
Tydzień później przyszły wyniki testu...
CDN

she
14.02.2005, 10:24
Wśród tłumu znalazły się też Barbietki. Frankie z szyderczym uśmiechem usiadła na fotelu. Casidy rozmawiała właśnie o swoich nowych tipsach, które pasują do tych nowych szpilek, kiedy Frankie podeszła z tyłu i ściągnęła jej spódniczkę. Po wypudrowanych policzkach Casidy popłynęły strumyczkiem łzy. POdciagnęła spódniczke i uciekła do łazienki. Chill i Frankie tarzały się ze smiechu.
- *****! - powiedziała Frankie patrząc na roztopioną czekoladę spływającą z biurka na podłogę. POszła po mokrą ścierkę i wytarła biurko. PO chwili wpadła Casidy krzycząc do Frankie
- TY PIZDO! - A Frankie nie zastanawiając się sromotnie chlasnęła w twarz Casidy mokrą i brudną ścierą. Jej makijarz został na ścierce. Casidy bez słowa wybiegła z pokoju potykając się o jej pomarańczową bluzkę z napisem ' I like lollipop', która przypadkowo walała się po podłodze. POzostałe Barbietki wybiegły za nią z domu i zaczęły pocieszać. Chill na cześc tego wskoczyła na oparcie fotela i zaczęła się pruć do "What you waiting for?". Wtem Frankie zciągnęła spodnie i jej. Chill lekko zaszokowana zeskoczyła z fotela i w samych majtkach latała po pokoju krzycząc
"Si ri ri ri ri ri, bo tensiem być, si ri ri ri ri ri, tensienem być oł jee". Wszyscy po krótkiej wymianie spojrzeń wybuchnęli sromotnym śmiechem. Chill zdołała wydusić z siebie coś co brzmiało jak' Pi.. pipo!'. gdy wszycy przedarli się około 3:00 przez warstwę śmieci w których można było zażywać kąpieli Frankie i Chill nie były dośc zmęczone. A więc do godziny 6:00 wygłupiały się. POtem poszły spać i obudziły się około 13.00.
- Aha, miło.. - powiedziała Chill budząc się i patrząc na zegarek. Chill potrząsnęła Frankie bełkoczącej coś o truskawkowej kobzie. Frankie posprzątała z pomocą Chill w pokoju i poszły do miasta.
- Frankie - Chill szarpneła Frankie za bluzkę.
- oo... zapowiada się ciekawie.. - powiedziała patrząc na Casidy kupującą lizaka.
Chill poszła do sklepu po parówkę drobiową.
- Eee.. rozumiem, że lubisz gwałcić parówki, ale.. - POwiedziała Frankie do Chill wymachującej jej przed oczami parówka drobiową.
- nie! Oto jest środek wkurzania Casidy
-Kwi? - powiedziała nic nie rozumiejąc Frankie. Chill podeszła do Casidy i zaczęła wydawać irytujace odgłosy jedząc namiętnie parówkę.
- Chodzcie, ta parówkowa ***** nie zasługuje na nasze twoarzystko - powiedziała Casidy zadzerając nosa. Frankie wyrwała parówkę z rąk Chill i natarła jej nią twarz.
- Zostaw mnie - krzyczała próbując się wyrwać Frankie. Chill dusząc się ze śmiechu poszła kupić coca-colę.
- Idę powiedzieć pani żeby nie pozwoliła wam jechać na wycieczkę, bo nie życzę sobie tego typu wybryków.
-Oj zamknij pipę
- Jak chcecie - powiedziała odchodząc z kawałkami parówki na twarzy. PO chwili Chill odezwała się
- Eee.. o jakiej ona wycieczce pierdziała?
-niewiem, ale na pewno nie pojadę
- czemu?
- bo nie mam ochoty spędzać z tą pipą czasu
CDN
Nie mam weny, je je je....

Khaterine
14.02.2005, 19:05
Odcinek 3
-O to pańskie wyniki - lekarz podał Juan'owi wyniki.
-Co?? Przecież ja jestem niepłodny!
-Testy na płodność mówiął co innego.
Juan był załamany tym, żę opuścił kobiet, którą tak kochał, a ona umarła.
Następnego dnia Fatale zobaczyła go martwego, a w szafce znalazła wyniki. Nie chciała jużmiećsyna [Dona].
Kazała mu sięwynosić.

Koniec odcinka 3

Pisać dalej czy nie??

Magi
14.02.2005, 20:39
Khaterine nie pisz dalej bo to nudne...

Głupia

Odcinek 13
Talia spojrzała na swoją zmasakrowaną pipe, a dokładnie na zdarty naskkórek lekko krwawiący i sie popłakała.
- Nie płacz pipo...- powiedziała pocieszającym głosem Emma.
- Dlaczego do pipy?! Wszyscy mogli zobaczyć moją gołą dupe!
- Ale nie jakoś tam dupe. Tylko jędrną i młoda dupe!- powiedziała z nagłym jak by olśnieniem Emma.
- No... No... Masz właściwie racje!- powiedziała Talia i zaczeła sie rechotać. PO chwili namysłu wyszła na korytarz i wrzasneła:
- Jak wam sie podobała moja jędrna pupa?!- wszyscy powyłazili z pokojów i patrzyli teraz na Talie. Wtem z łazienki wyszła w turbanie na głowie Cindy i powiedziała:
- Dlaczego głupia niemyta pipo nie poszłaś do łazienki w pokoju?
- A dlaczego ty... Ty... Zwiodczały fiucie nie poszłaś do łazienki w pokoju?!- zapytała z oburzeniem Talia.
- No bo popatrz... Który chłopak nie chciał by popatrzeć na taką piękną dziweczynę jak ja? Co? Ciało Britney Spirs, twarz Paris Hilton... No i naj warzniejsze... Pipa Gwen Stefani...- powiedziała szyderczo i oddaliła sie w samymy króciutkim ręczniku do swojego pokoju. Już zamykała drzwi gdy Talia ockneła sie i wrzasneła:
- A wsadził ci ktoś w pipe kiedyś parówke drobiową, barbietko?!- dysząc weszła do pokoju i trzasneła drzwiami. Emma obserwująca to zjawisko, powąchała swojego sromotnego pierda którego właśnie wypuściła i usiadła przy Talii.
- Mam pomysł na zemste.
- Jaki, pipencjo?- zapytała zaciekawiona Talia.
- Wziełam Króliczka RC na wszelki wypadek... I... Zakradniemy sie do pokoju Cindy, przez balkon bo mamy łączony,- dodała bo widziała że Talia już otwiera pipe, aby zapytać jak tam wejdą- i przywiążmy ją delikatynie do łóżka aby sie nie obudziła. Potem włączymy jej pod kołdrą Króliczka i... Gotowe!
- To świetny pomysla Em!- wykrzykneła Talia i spojrzała na zegarek. Była 21: 58.
- Zrobimy to o 12:00- postanoiła i obie oczekując tej sromotnej godziny wyruszyły. Cała akcja zajeła im 20 minut i po chwili gdy Talia leżała w łóżku, Emma nacisneła przycisk (na zdalno sterowanym pilocie do króliczka) i po chwili rozległy sie sromotn wrzaski Cindy.
- Udało sie..- powiedziała Talia i roześmiała sie. Po godzinie i 30 minutach opiekunowie uciszyli Cindy i zarekwirowali Króliczka. Rano Talia i Em chichotały przy śniadaniu spoglądając na Cindy. Talia skierowała sie do stolika Cindy i zaczeła gatke.
- Co ty tam wczoraj robiłaś, że tak no... ee...- zapytała z cieniem uśmiechu w oczach Talia.
- Nie mów że nie wiesz głupia pizdo!- wrzasneła na całą jadalnię Cindy i wybiegła płacząc.
- O co jej chopdziło?!- zapytała zaaferowana (niby) Emma.
- Nie mam pojęcia, no poprostu nie mam pojęcia...- powiedziała Talia z lekkim rozbawieniem w głosie.
- Wiesz co jej sie stało ty gruba, nieumyta, śmierdząca, cygańska pipo!- wrzasneła jej w twarz Elenor naj lepsza pipa Cindy. W tym momęcie Talia odchyliła spodnie i majtki Elenor i wrzuciła tam gorącą parówke drobiową. Talia z nieukrywanym (już) rozbawieniam krzykneła:
-To ci żyje!
- Ała! To parzy mnie w pipe! Pomocy!- wrzeszczała Elenor. Jeden piegowaty, rudy i śmierdzący starym serem chłopak włożył jej bez namysłu ręke w pipe i wyjął gorącą jeszcze parówkę. Po kilku chwilach przybiegł zaaferowany opiekun i wysłał Elenor do pielęgniarki ponieważ pioparzyła sobie pipe. Talia powlekła sie za nim do sekretariatu, aby zadzwonić do rodziców.
- Uważaj na nie- szepneła do Em Talia i poszła....

CDN

she
15.02.2005, 10:09
Oj moja słodka pipo, to było sromotne :laugh:

A teraz moja z czego nie pamiętam tytułu więc go zmienię.

"Sromotnie" od.12 (?)

-Ale zobacz- cągnęła Chill- będzie niezła pipa!
- No może i tak, ale popatrz. POkoje są zapewne 3 osobowe i przydzielą nam jakąś.. jakąś..
- Oj pipencjo co będziesz kobzieć w domu!
- Pfff...
- No dokłądnie. Chill i Frankie dopadł zabójczy nastrój w dobrym znaczeniu. Chichotały, żartowały i obijały sie pipami po mieście. PO długim namyśle postanowiły pójść do lunaparku.
- E.. a co tam będziemy robić?
- no, niewiem pojeździmy na karuzeli.. - powiedziała z drwiną w głosi Chill stojąc przed wejściem do lunaparku. Frankie zmieniła zdanie widząc Casidy wsiadającą do wagoniku w domu starchów. Chill podbiegła szybko do kasy i kupiła dwa BILETY.
Frankie, mam! - krzyknęła do frankie stojącej przy kolorowej budce z lizakami, cukierkami, lodami i watą cukrową.
- Jak już stoisz to kup mi jedną. Truskawkową najepiej. - Chill krzyczała wygodnie usadowaijąc się w wagoniku tuż za Casidy. Frankie podeszła do wagonika oblizując lody waniliowe i podając watę Chill. Facet obsługujący wyciąg właśnie zapinał pasy, kiedy Casidy oriętując się kto za nią siedzi zaczęła prostestować
- nie, proszę, nie przed nimi, proszę pana...
- NIkt cię nie słucha pipo! - Chill rzuciła z udawanym współczuciem, a Frankie z szyderczością w głosie rzekła
-No to zapowiada się dłuuga przejażdżka. - A Casidy zrobiła mkinę jak wtedy gdy Frankie nacierała jej twarz parówką. Gdy tylko wjechały do ciemności Frankie z Chill zaczęły krzyczeć
- Oh, ah Ripo Cipo, nie, nie ,nie.. CASIDY UWAŻAJ BIEGNIE TERAZ DO CIEBIE!
- MOżecie się zamknąć?
- Ah, ah, ah, oh oh oh, oh oh .... - i Chill natarła Casidy włosy watą cukrową. Frankie nachylając się nad pipą Casidu upuściła lody centralnie w pipę.
- Popatrz jakiego ma zimnego RC - i wybuchneła sromotnym śmiechem. Po skończeniu przejażdżki z RC Casidy wybiegła z lunaparku ze sromotnym wrzaskiem. Frankie z Chill dopadły kasy i kupiły bilety na swoją ulubioną kolejkę. Przez cały czas krzyczały Lets bi kuuuuuuuu kuuuuu. Po wyjściu z lunaparklu Frankie oświadczyła
- NIedobrze mi.. idę do domu, idziesz?
- no.. tak - powiedziała po beznamysłowym namyśle Chill. Spotkały Katie idącą do Biblioteki.
- Słuchaj o co łazi z tą ' wycieczką'?
- Za tydzień jedziemy na tydzień.
- Aha, ale gdzie?
- W góry.
- Aha, sromotne dzięki - powiedziała Frankie razem z Chill i poszły do domu
CDN

netia
15.02.2005, 11:22
Tytul : ,,Na koloniach''



Na poczatku wakacji Eliza wraz z dwiema psiapsiólkami postanowily razem wyjechac na kolonie. Ich rodzice byli bardzo zamozni. Po kilku dniach wakacji dziewczeta spotkaly sie w dzien przed wyjazdem. Eliza, Marta i Amelia nie mogly sie doczekac tego wyjazdu:
- ciekawe jak tam bedzie...-mowila Eliza.
- i czy beda tam jacys przystojni chlopcy....-westchnela Marta.
- i czy duzy bedzie domek w ktorym spedzimy trzy tygodnie-powiedziala Amelia.
I tak zastanawialy sie przyjaciólki.Nadszedl dzien wyjazdu, Eliza juz spakowana i wyszykowana zostala zawieziona na przystanek. Po pewnym czasie dolaczyly do niej psiapsiólki, oczywiscie marta na koncu,gdyz zawsze najduzej szykowala sie. Autokar ruszyl, dziewczeta usiadly jak najblizej siebie i rozmawialy z nieznana im jeszcze grupa kolonistow.Marta poznala wielu nowych i przystojnych kolegow, bo to oni najbardziej ja interesowali:
- Masz chlopaka?-po chwili zapytal Marte pewien chlopak.
- pewnie,ze mam-sklamala z duma Marta.
- No napewno taka ladna...-zaczal mowic drugi.
Eliza i Amelia tylko z zazdrosci spogladaly na psiapsiolke,ale cieszyly sie ze przynajmniej jej sie powodzi.Rozmawialy ciagle:
- ona to ma szczescie..-mówi Amelia.
- no...i to jakie...-jakala sie Eliza.
Wkoncu dojechali na miejsce pobytu.Dziewczeta byly rozczarowane,nie bylo tam ani basenu,ani oddzielnych lazienek,a dom jak dom normalny,zadna nowosc.I tak dziewczyny rozpakowaly sie w swoim wspolnym pokoju:
- spojrzcie jakie lozka....-mówi Marta.
- nie jest tak zle-odparla Eliza.
- wkoncu poznamy jak sie zyje bez wszelkich luksusow...-odparla nieprzekonana Amelia.
Nadszedl ranek dziewczyny poszly na stolowke, po pewnym czasie dolaczylo do nich trzech przystojniakow:
- czesc dziewczyny..-ciagnie jeden -....jestem Maciek.
- a ja Romek..-mowi nastepny.
- Tomek,mowcie do mnie Tomi-powiedzial ostatni puszczajac oczko do Elizy.
Marta oczarowana smialoscia Macka zaczela rozmowe:
- milo nam-odparla
- ja jestem Marta, a to moje najlepsze psiapsiolki Eliza i Amelia-mowi.
- ladne imiona....Marta, Amelia...Eliza...-mowi Tomi, zatrzymujac sie na Elizie.
- hej Romek czemu sie nie odzywasz? -pyta Amelia
Romek nawet nie zdazyl odpowiedziec kiedy jeden z jego kolegow powiedzial:
- on jest niesmialy-mowi Maciek z usmiechem na twarzy.. .
- aha ....-ciagnie Marta patrzac na Macka.
I tak milo rozmawiali, jedzac sniadanie.Po nim nastapila krotka przerwa. Psiapsiolki zaczely rozmawiac o chlopakach w swoim pokoju ktorzy dolaczyli sie do ich stolika:
- ale oni sa boscy..-mowi Marta-..a najbardziej to podoba mi sie Maciek.
- a mi Romek, lubie niesmialych chlopcow...hehe-powiedziala Amelia.
- a tobie...hallo...Eliza slyszysz nas..-mowi Marta.
- yyyyy....co...?-odparla gwaltownie Eliza.
- pewnie myslisz o tym swoim Tomi...-mowi Amelia.
- a moze...moze,fajny jest -mowi usmiechnieta Eliza.
- widzialam jakie do ciebie oczka puszczal...-powiedziala Marta- i ja tez...-dodala Amelia.
Po krótkiej rozmowie dziewczyny zaczely sie szykowac. I grupa ruszyla, poszli nad morze pokapac sie. Eliza wraz z Amelia poszly na spacerek po plazy, a Marta opalala sie na kocu.Po pewnym czasie dziewczyny napotkaly Tomiego:
- czesc dziewczeta! - mowi tomi
- czesc - mowi Amelia dodajac-ja wlasnie szlam do wody... no to narazie- i poszla.
- moze my tez pojdziemy?- zaproponowal Tomi
- dobry pomysl - powiedziala stremowana Eliza.
I zaczeli plywac w morzu.Pozniej dolaczyla do nich Marta z Mackiem i na koncu Romek.Nagle chlopaki zaczeli ochlapywac dziewczyny.I pluskali sie w wodzie.minelo troche czsu w koncu musieli opuscic morze bo grupa ruszala dalej. Dzisiejszego dnia duzo zwiedzano.Przyjaciolki po powrocie do domku znow zaczely gadac o chlopakach.I tak minal pierwszy dzien.nastepnego dnia wieczorem Tomi wszedl do pokoju elizy i wyciagnal ja z lozka.poszli nad maly stawik ktory znajdowal sie w poblizu domku:
- czemu mnie tu zaciagnales?- zapytala Eliza.
- bo.....chcialaem z toba posiedziec przy blasku ksiezyca...-powiedzial powaznie tomi.
Eliza tylko popatrzyla na niego, a on pocalowal ja z nienacka:
- czemu to zrobiles-zapytala spokojnie Eliza.
- bo....zalezy mi na tobie..-odparl tomi.
- wiesz .....-ciagnela Eliza-...mi tez....na tobie zalezy.
I ostatni raz popatrzyli na siebie poczym Tomi odprowadzil Elize do pokoju mowiac:
- dziekuje ci za wszystko....
elize tylko weszla do pokoju, a z tu nagle dziewczeta szybko wstaly i zaczely wypytywac gdzie byla.Eliza wymawiajac sie odparla ze jest spiaca.I tak dziewczyny nie mogly spac zastanawiajac sie co ona robila z Tomim.
Nastepnego dnia w stolowce:
- no opowiadaj....-mowi Marta
- co wy tam robiliscie...???-pytaly zaciekawione
- oj dziewczyny...przestancie...to tylko takie spotkanie..-wymawia sie Eliza.
- w nocy..taaa.. jasne..-mowi Amelia.
- oj..no dobrze pocalowalismy sie i to wszystko...--odparla po cichu Eliza.
:*
- nie wierze .... ;) -mowi Marta
- a ja wierze - odpowiedziala Amelia- wkoncu znalazlas sobie druga polowke-dodala.
A Tomi ciagle spogladal na Elize i mrugal oczyma.
Ten dzien rowniez byl wspanialym, tyle zabytkow zwiedzono i wogole.
Dzis grupa rozeszla sie, kazdy szedl gdzie chcial,ale warunkiem bylo wrocenie przed szesnasta na glownym placu.Chlopcy zaproponowali dziewczyna chodzenie razem.Przyjaciolki zgodzily sie oczywiscie:
- to moze pojdziemy na pizze - zaproponowal Maciek.
- ja jestem za...-odparla oczarowana urokiem Macka Marta.
- wiecie co ja wole pojsc poogladac wystawy - mowi Eliza
- a ja proponuje pojscie na lody- mowi zawstydzony Romek
- genialnie ...-mowi Amelia-ja pojde z toba!
- no dobrze to ja ide z Eliza poogladac wystawy, Amelia z Romkiem na lody,a Marta z Mackiem na pizze....okej?-zaproponowal Tomi.
- jasne...to chyba najlepsze rozwiazanie- poparla Marta.
I rozeszli sie wszyscy. Eliza bardzo ucieszona spacerem z Tomim rozmawiala z nim o wczorajszym wieczorze:
- wczoraj bylo bardzo milo...-powiedziala.
- tak, to prawda...moze....-ciagnal Tomi
- tak?....-pytala zaciekawiona Eliza.
- moze....powtorzymy to....-zaproponowal
- pewnie czemu nie.....-odparla Eliza.
Amelia bedac na lodach z Romkiem probowala sie nieco do niego zblizyc:
- wiesz jestes bardzo fajnym chlopakiem...-mowila
- dziekuje..-odparl Romek-...ty tez...-dodal
- polubilam cie odrazu jak tylko sie zapoznalismy..-mowila Amelia
- jestes bardzo mila..-w koncu przelamal sie Romek..-podobasz mi sie...
Amelia ucieszona ciagla rozmowe.Tymczasem Marta z Mackiem:
- przystojniak z ciebie-powiedziala w prost Marta
- lubie konkretne dziewczyny-odparl Maciek- ty tez jestes ladna...
I tak spacerowali.Minal dzien,nastepny i nastepny.Wkoncu zostalo juz
tylko dwa tygodnie pobytu.Dziewczyny spotykaly sie ze swoimi chlopakami,a co noc gadaly o wrazeniach ktore je spotkaly.Zapomnialy nawet o niewygodach, byly zajete tylko myslami o chlopakach.Nastepny dzien nadszedl, grupa tym razem ruszyla do wesolego miasteczka,ktory niedawno zostal otwarty.Psiapsiolki oczywiscie rozstaly sie by spedzic troche czasu ze swymi chlopakami.Eliza caly dzionek spedzila z Tomim.Marta z Mackiem rozmawiajac,a Amelia z Romkiem na karuzeli:
- wiesz co Romek, troche sie boje jechac na tej karuzeli...-mowi zestrachana Amelia.
- nie boj sie jestem z toba...-powiedzial wyluzowany Romek i zlapal ja za reke.
Amelia odrazu uspokoila sie i poczula bezpiecznie.Zauwazyla, ze Romek otworzyl sie na swiat i przestal byc niesmialy, ale nie wiedziala ze to dzieki niej.Tymczasem Marta z Mackiem zauwazyli wspaniala zabawe na karuzelach i postanowili rowniez pojsc na nie:
- ale bedzie super..-mowil Maciek.-zobaczysz spodoba ci sie,a jak bedziesz sie bala to przytul sie mnie.-dodal
- okej..-odpowiedziala Marta.
Amelia po wspanialej zabawie na karuzeli podziekowala Romku:
- dziekuje ci to byla wspaniala zabawa, naprawde-mowi Amelia
- ciesze sie ze podobalo ci sie -odpowiedzial Romek
- jeszcze raz dziekuje ..-szybko odpowiadajac Amelia pocalowala Romka..
A on tylko zlapal ja za reke i usiadl na lawce, poczym zaczeli sie calowac.Eliza i Tomi udali sie do miejsca gdzie byli tylko oni:
- teraz mozemy powtorzyc to co chciales..-powiedziala Eliza
A Tomi tylko objal ja i zaczal calowac.Marta która po przejazdzce na karuzeli z Mackiem strasznie zmarzla dostala dreszczy:
- zimno ci???zaraz cie okryje swoja bluza-powiedzial
- ale tobie bedzie zimno...-odparla Marta.
- no to przytule cie..-powiedzial Maciek
I objeli sie nawzajem, tak pocalowali sie po raz pierwszy.Ten dzien byl niezapomnianym dla wszystkich dziewczat.Tym razem nie rozmawialy tak jak co wieczor o swych przezyciach, bo kazda wiedziala wszystko i byla zmeczona tymi wrazeniami.Tak wlasnie minal nastepny dzien,pozniej tydzien, az w koncu zostal tylko jeden tydzien. Dzis przyjaciolki znow zwiedzaly.Amelia z Romkiem rozmawiala o powrocie do domu, a pozostale dziewczyny ze swoimi chlopakami.Chcialy jak najwiecej czasu z nimi spedzic przez ten ostani tydzien.
Wieczorem Marta poszla do pokoju chlopakow polozyc sie u boku Macka.Do Elizy przyszedl Tomi a do Amelii Romus.Zostalo tylko kilka dni i kilka godzin.Tomi liczyl godziny rozstania.Eliza plakala nocami,przyjaciolki nie mogly jej uspokoic bo same im lzy do oczu naplywaly.Romek wyznawal Amelii swa milosc co dzien. A Maciek coraz zadziej sie usmiechal.I tak spotykali sie cala grupa by pogadac i ustalic ze beda sie spotykac nawet po powrocie do domu.Nastepnego dnia byl zaplanowany powrot do domow.Nastal wieczor do psiapsiolek przyszli chlopcy,aby zabrac je w bardzo nietypowe miejsce:
- dziewczeta chodzcie..-powiedzial cichutko Maciek
- wstan Amelciu..-powiedzial Romus
- Elizo....obudz sie....-mowi Tomi
Przyjaciolki wstaly i ubraly sie. Chlopcy zaprowadzili je do domku ktory znajdowaj sie na drzewie:
- sami go zbudowalismy...-powiedzial Maciek
- jest swietny...-odparla Amelia
- sprowadzilismy was tu bo chcielismy z wami pobyc przed wyjazdem...-mowi Romek, obejmujac Amelie.
Tomi rowniez objal swoja dziewczyne, poczym wszstkie dziewczeta stanely w objeciach swych chlopakow.To byl rowniez jeden z niezapomnianych wieczorow.
Nastepnego dnia po sniadaniu wszyscy wsiadli do autokaru. Droga strasznie sie dluzyla. Eliza, Amelia i Marta podaly swoje adresy chlopakom numery telefonow.Byly juz spokojne,wiedzialy ze moga im ufac. Cala droge gadali i zartowali sobie.
Wkoncu dojechali na miejsce:
- to dozobaczenia Elizo..-powiedzial Tomi
- dozobaczenia...-odparla na to eliza calujac Tomka w policzek.
Amelia z Romkiem i Marta z mackiem tez sie pozegnali, i kazdy ruszyl w swoja strone. Po dotarciu do domu psiapsiolki odrazu pootrzymywaly smsy od swych ukochanych. Byly szczesliwe, i nigdy nie zapomnialy tych kolonii.

netia
15.02.2005, 11:40
to opowiadanko o milosci mam nadzieje ,ze wam sie spodoba.... :D :wub: :wub: :wub:

netia
15.02.2005, 11:47
uwazam ze twoje opowiadanie jest troche dziwne.....te imiona i wogole.....nie mowie ze zle ale takie staroswieckie...lepiej cos nowoczesnego. ;P

she
15.02.2005, 11:51
"Sromotnie" od. 13
Frankie siedziała z zieloną pipą, bo było jej niedobrze. Chill sromotnie wciągała popcorn.
- Chcesz? - Chill zafahlowała popcornem ptrzed nosem Frankie.
-Chce, chce chce mi się kupę! - wystękała i poleciała do klopa. Frankie dopadła drzwi klopa i Chill usłyszała
- a, ah, ah, niechce się otworzyć, o, nie nie, deska klozetowa, uh, ah wychodzi, wychodzi, oooooo już dobrze.-Po czym Chill wybuchnęła sromotnym śmiechem i włączyła kompa. Zobaczyła sromotnie cudowną tapetę na pulpicie i weszła w Heroesy. frankie przez ten czas wyszła z klopa i wybrała sobie miasto oczywiście
Inferno i bohatera oczywiście Octavię. zaczęły sromotnie grać krzycząc na całe gardło -WYRWĘ MU FIUTA!!- czy - A TO NIEMYTY FIUT!!- itd. Zaczęły wydawać też z siebie odgłosy kobzopodobne. Potem oczywiscie była próba do koncertu ich zespołu. Nagle usłyszały że ktos łomocze pipą do Skype Frankie. Frankie odebrała i usłyszała sromotną pipę Casidy.
- Czego chcesz cukrowa pipo?
-b.. b..
- brudna pipa?
- nie, dzwonie żeby - coś wybełkotała, a potem był jakiś szum. Chill nie mogąc powstrzymać się od śmiechu powiedziała
- Przypomina mi to odgłos pędzącego RC- i zaczęły się dusić ze smiechu
----------------
niestety nie moge dokończyć bo idę do fryzjera ;p co wszyscy już wiedzą ;p

Magi
15.02.2005, 19:20
Głupia

Odcinek 14
- Uważaj na nie- szepneła do Em Talia i poszła do sekretariatu. Po wyjściu z niego powlokła sie do pokoju i zastała tam srającą Emme.
- Hej- powiedziała łapiąc woń swojej sromotnej kupy Em.
- Czesici...
- Czesisci?
- Pipak.
- Pipak?- zapytała Em podcierając swój zad.
- Nie wyrzucili mnie. Mam przeprosić sromotnie Cindy-Pipindi i tyle...
- KWI?!- wydarła sie Em.
- Nooo.. Tak.- powiedziała Talia i zabrzęczał jej telefon komórkowy.
- Słucham? Dodzwoniłeś sie do gabinetu Gwałcącego Króliczka Ripo Cipo. W czym moge pomóc?- zapytała słodkim głosem i razem z Emmą wybuchły sromotnym śmiechem.
- Eee?- odezwał sie znajomy głos.
- Corn?
- Tak, Talio. A swoją drogą to mogła byś zadzwonić do przyjaciółki! Nawet nie wiem czy już jesteś w mieście! Nawet nie wiem czy żyjesz!- wrzeszczała Corn tak, że Talia musiała odchylić słuchawke i teraz nawet Emma słyszczała co wykrzykuje Cornelia.
- S*******aj!- powiedziała zaaferowana Talia i czekała na reakcje Corn.
- S*******aj?! Zobaczymy kto będzie sie śmiał ostatni! Napewno na tym obozie masz nudy!
- Znalazłam dużo fajniejszą przyjaciłke z naszego miasta! Umie sie śmiać z PIPY, KRÓLICZKÓW RC i do tego UWIELBIA GUME DO ŻUCIA! A nie tak jak ty... Zawsze najlepsza, alebo drurga średnia w klasie, zachowanie wzorowe itp.!
- No i dobrze!- wrzasneła Corn i rozłączyła sie.
- Chyba przesadziła

Magi
15.02.2005, 19:26
Głupia

Odcinek 14
- Uważaj na nie- szepneła do Em Talia i poszła do sekretariatu. Po wyjściu z niego powlokła sie do pokoju i zastała tam srającą Emme.
- Hej- powiedziała łapiąc woń swojej sromotnej kupy Em.
- Czesici...
- Czesisci?
- Pipak.
- Pipak?- zapytała Em podcierając swój zad.
- Nie wyrzucili mnie. Mam przeprosić sromotnie Cindy-Pipindi i tyle...
- KWI?!- wydarła sie Em.
- Nooo.. Tak.- powiedziała Talia i zabrzęczał jej telefon komórkowy.
- Słucham? Dodzwoniłeś sie do gabinetu Gwałcącego Króliczka Ripo Cipo. W czym moge pomóc?- zapytała słodkim głosem i razem z Emmą wybuchły sromotnym śmiechem.
- Eee?- odezwał sie znajomy głos.
- Corn?
- Tak, Talio. A swoją drogą to mogła byś zadzwonić do przyjaciółki! Nawet nie wiem czy już jesteś w mieście! Nawet nie wiem czy żyjesz!- wrzeszczała Corn tak, że Talia musiała odchylić słuchawke i teraz nawet Emma słyszczała co wykrzykuje Cornelia.
- S*******aj!- powiedziała zaaferowana Talia i czekała na reakcje Corn.
- S*******aj?! Zobaczymy kto będzie sie śmiał ostatni! Napewno na tym obozie masz nudy!
- Znalazłam dużo fajniejszą przyjaciłke z naszego miasta! Umie sie śmiać z PIPY, KRÓLICZKÓW RC i do tego UWIELBIA GUME DO ŻUCIA! A nie tak jak ty... Zawsze najlepsza, alebo drurga średnia w klasie, zachowanie wzorowe itp.!
- No i dobrze!- wrzasneła Corn i rozłączyła sie.
- Chyba przesadziłaś...- powiedziała niepewnie Emma.
- Dlaczego?
- No bo... Eee... My przecież chodzimy do innych szkół i wogóle...
- I wogóle jestesmy pipami i uwielbiamy RC tak?
- No... Raczej tak- powiedziała Emma i póściła sromotnie śmierdzącego pierda.
- PiPo!- krzykneła Talia i rechocząc sie walneła Emme poduszką. Emma wzieła pipe Talii i zaczeła wypychać w nią swoją stope. Talia śmiejąc sie krzyczała:
- AAAA! NIEEE! AAAAAAA!- krzykneła i w tym momęcie do pokoju weszła Cindy i chlasneła Talie w twarz. Talia szybko ockneła sie i skopała taj putej barbietce pipe. Po długim sromotnym nacieraniu Cindy wazeliną krzykneła:
- Idź sie umj stara nieuczesana różowa pipo!
- Dokłądnie!- dodała Emma i zaczeły sie rechotać.

CDN

simoleonka
16.02.2005, 07:34
alicjo to jest po prostu cool pisz dalej plisssssssssssssss................... :D

Khaterine
17.02.2005, 19:39
Nie to nie. Jak sięnie podoba to ie pisze, ale akurat miałam cościekawego opowiedzieć, no ale trudno, nie dowiecie się!

she
21.02.2005, 11:50
"Sromotnie" Od. 14
Przez śmiech było słychać sromotne przeczenie Casidy i jej łomotanie pipą o mikrofon. Słysząc to Frankie i Chill zaczęły się śmiać jeszcze bardziej donośnie
Frankie powiedziała: dobra dosyć tego *******enia!
- Co? - zaszkowana Chill spojrzała na Frankie.
- T0, że, nie mam weny żeby pisać tą historyję!
- aha, noi git - powiedziała Chill

kasiaw4
21.02.2005, 13:19
Widzę że bardzo lubisz słowo "sromotnie" - w sumie czemu nie... :D

Cocaine
21.02.2005, 16:52
Część eee...a niewazne
Poszłam do klasy i rzuciłam książki na ławkę.
- Coś Ci się nie podoba, młoda damo? - zapytała nauczycielka zerkając znad dziennika na moją osobę.
- Jasne, to, że w ogóle jeszcze tu jestem - odparłam i klapnęłam na twarde krzesło.
- Dobrze. Mam Ci wpisać nieobecność i pójdziesz do domu? - zapytała drwiąco.
- Pani wybaczy, ale nie skorzystam z propozycji. - odpaliłam i otworzyłam podręcznik na ostatniej stronie.
- Psst...nieładnie. - pouczyła mnie przyjaciółka.
- Lana do tablicy! - krzyknęła piła i popatrzyłam na przestraszoną twarz przyjaciółki. Sięgnęłam głęboko do kieszeni dżinsów i wyjęłam małą poręczną komórkę. Napisałam szybko SMS-a do Mateusza. Poprosiłam o spotkanie. Wrociłam do domu spóźniona o CAŁĄ GODZINĘ. Nawet nie zdążyłam wsadzić klucza do zamka bo tamte się rozwarły na całą szerokość.
- Córeczko! - krzyknęła moja mama.
- Mama?Co ty tutaj robisz? - zapytałam mocno zdziwiona.
- POdali mi nowy lek, leżę w łóżku, ale chciałam Ci zrobić niespodziankę. - powiedziała i zaraz usiadła zupełnie jak pchnięta nożem. Bo zadałam TO pytanie./
- Co ma oznaczać nóż w twojej szufladzie?
- Grzebałaś w moich rzeczach...-szeptała oskarżycielsko
-Bo potrzebowałam kasy. - odparłam luzacko i zdjęłam bluzkę.
- Utyłaś. - stwierdziła.
- Bo jestem w czwartym miesiącu ciąży. - walnęłam prosto z mostu i zapięłam guziki czarnej gniecionej koszuli.
- *****o...ty..*****o! - wrzasnęła i zupełnie jakby odżyła. Zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
- Co tam robisz? - zapytałam po półgodzinie przestraszona długotrwałą ciszą. Za chwilkę jednak usłyszałam ostry huk i przypomniało mi się pewne zdarzenie z dzieciństwa. Z takim hukiem mogła spadać tylko...walizka. Poszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. POczułam silny ból brzucha. Po chwili usłyszałam stukanie do drzwi. Przykryłam się pospiesznie kocem. Zanim zdążyła otworzyć usta wypaliłam"
-Wiem, że się wyprowadzasz. Gdybym miała taką wyrodną corkę zrobiłabym to samo. - odparłam i zaczęłam się bawić frędzlami zwisającymi z pleda.
- Potrzebujesz wsparcia. Kasa po ojcu dalej będzie przychodzić. Jadę do ciotki Niny. Kiedy poczuję się na siłach, by ci pomóc wrócę., Papa...- odparła. I ona to mówi tak spokojnie jakby mówiła o moim poczęciu. Wstałam kiedy usłyszałam chrzęst zamka. Poszłam do jej pokoju i skierowałam się w stronę szafki. Nóż był. I karteczka.
Tym nożem zabiłam twojego ojca. Właśnie tym. Było zbyt bolesne, żeby Ci to powiedzieć. Zbyt bolesne.
Poznałam prawdę.

Simfanka#1
26.02.2005, 14:25
ło rany! troche to makabryczne :P ale superasne :D lol :) piszcie dalej ludzie! :D

Zong
26.02.2005, 23:14
Dawno mnie tu nie było... Czas odświeżyć moja telenowelę. Dla przypomnienia ostatni odcinek:
Dziesięciokrotne szczęście
-"Tak bardzo chcę.. chcę przytulić małego bobaska.. Nakarmić go, przewinąć..."
-Pomiń nudne opisy-nakazałam-przejdź... do rzeczy, do tego..
-Dobrze. "Wracałam do domu drogą okrężną... (...) W pewnej chwili coś wysunęło się z krzaków. Obejrzałam się za siebie. Stała moja siostra. Sab, Sam albo Maggie. Maggie... Tak, na pewno. A ten ktoś.. co wyszedł z krzaków.. Poznałam w nim tego beznadziejnego aktorzynę. Po prostu podszedł do Maggie... a później.. nie, nie mogę o tym pisać."
Kate milczała.
-Koniec?-zapytałam-I to jest takie..
-"On.. zaczął ją rozbierać.. później.. Czy on jest gwałcicielem? Tak, zgwałcił ją. Ona nie wydała żadnego okrzyku, nic... Chciałam ją ratować. Nie mogłam. Pobiegłam do domu."
-Maggie urodziła się ostatnia-powiedziałam chwiejnym głosem.-Jak myślisz, czy to prawda?
-Myślę, że tak.
-Ale czemu Maggie..
-Połuchaj dalej: Wczoraj. "Chciałam pomóc Maggie, powiedziałam jej, że wszystko wiem.. Odparła:
-Odczep się ode mnie, ten debil nic mi nie zrobił.
-To ty go nie kochasz?-spytałam zdziwiona.
-Nie. To one.. posłuchaj, wiem, ty jesteś Amy, podobno jesteś w szpitalu. Tak naprawdę Alice nie żyje, ja ją zastępuję, proszę śpij dziś u mnie.
-Po cholerę śpisz u niej?
-Dla zmyły.. No, żeby mama się nie.. eee...Proszę Cię.. Amy..
-OK.
Byłam mocno zdziwiona tym wszystkim. Pójdę spać u niej. Ciekawe, co przyniesie jutro?" Koniec.
-I to jest szczęście.. pociecha..-powiedziałam bardzo cicho do siebie.
-NO?
-Co w tym strasznego?
-Domyślam się.. że to Maggie..
-A ja myślałam, że Amy!-krzyknęłam jej, jakby chcąc wyjaśnić, że "Domysły nic nie znaczą"
-Zobaczymy, co przyniesie jutro.-uśmiechnęła się, odłożyła pamiętnik i wyszła.
Siedziałam chwilę cicho.
-Cholera, czy to jakaś zmowa!?
W końcu wstałam i postanowiłam zrobić obiad.
-Co tu robisz?-spytałam zdziwiona Kate, gotującą obiad
-A nic.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej, i poszłam do pokoju. One naprawdę coś knują. Zobaczymy, co przyniesie jutro.
CDN
Dziesięciokrotne szczęście odc.... nie pamiętam
-Kate - odezwałam się, wchodząc do kuchni
-Taak?
-Ty przygotowujesz się do przyszłej roli matki? - spytałam podstępnie
-Tak. Ty będziesz pracować, a ja zajmować się domem.
-Jak widzę, wszystko sobie ułożyłaś... A myślisz, że ja zarabiam na... e.. 11 osób?
-10, Edytko, nie policzyłaś Alice.
-Nie wiadomo, czy to ona nie żyje - mruknęłam i ostatecznie wyszłam do mojego pokoju.
Świetnie! Dziewczyny się kochają w "jakimś tandetnym aktorze", Kate chce z mojej marnej pensji wyżywić 10.. ech... tylko 10, nie, nie aż 10 z tych marnych kilku tysięcy $, ale żeby Alice żyła, żeby Mary, Ash, tu były... o właśnie... Ich leczenie ejst takie kostzowne... Edyto, nie obijaj się, przydałby się awans, jakaś wygrana na loterii, może praca magisterska? Albo... Albo cokolwiek.
-Ale... Edyta...
-Tak? - odparłam niechętnie przyjaciółce.
-Ty przecież wykramiałaś 11 osób, dzieci, i siebie, a jest dziesięć...
-Myślisz, ze nastolatki nie mają potrzeb? Że twoje dziecko, to nic?
-Ale kupiłąś wyprawkę dla 10 niemowląt!
-Pomagałyście mi. Idź już, zrób ten cholerny obiad, poradzę sobie.
-A ile zarabiasz?
-3 500$ (przyp. aut-> 12 250zł, całkiem duża pensja ;D)
-Ja mam jeszcze 5 000$ z reszty... Tej wygranej i moich prac (przyp. aut. -> proszę się nie dziwić, że dolary w Polsce, ale taki pomysł miałam; 5 tys.$->17 500zł)
-Będizesz miała na wyprawkę.... I wiem, że za dużo!!
***
Wróciłam w południe.
Cisza... Błogosławiona cisza...
Już za niedługo zastanie zakłócona dzieckiem Kate... Nie zapytałam kiedy!
Ech... Brzdęk klucza... Ciekawe, kto?
Powiesiłam płaszcz i poszłam otworzyć.
Stała jedna osoba. Jedna... Albo Maggie (śpi z Ash), albo Sarah (Alice), albo Amy (Mary).
-Cześć - powiedziałam.
-Cześć, mamo.
-Co w szkole?
-Nic.
-Kochanie...
-Tak! - krzyknęła... hm... chyba Amy - No, co chcesz? Jak bylo w szkole? Jakieś problemy? Ocenki? Oh, zadania nie umiesz zrobić? Tak, chcesz udawać wzorową mamusię, która przejmuje się sprawami dzieci!? Chyba za późno na to, mamo!
Chyba się zdenerwowała. Ale o co? Trzeba było czytac te nudne opisy...
I ja nie wytrzymałam.
-Och, Amy, a ja mogąłm zarabiać na was jako dziesięcioraczkach! I ciesz sie, że masz tak cudną matkę!!! Wiesz, ile mogłaby, zarabiać? A wiesz, jakie są inne matki??? Kochanie, zastanów się, zanim coś powiesz!
-Dobrze, mamo - powiedziała cicho.
Ach! Trzeba było przeczytać te nudne opisy! Jutro to załatwię....
Ale gdzie jest Kate? Miała się nie ruszać z domu!
CDN
W następnych kilku odcinkach:
-KLĘSKA WYCHOWAWCZA, m.in. KŁOPOTY ZE SZKOŁĄ
-CZY TE NUDNE OPISY BYŁY TAK WAŻNE?
oraz
-KILKA ZNACZĄCYCH ROZMÓW

she
01.03.2005, 14:21
Nagle Frankie momentalnie przestała się tarzać i śmiać.
- *****!! - wrzasnęła
- ee... co ci jest?
- NIC DO CHOLERY! - krzyknąła i nacisnęła palec, z którego popłynęła wartkim strumyczkiem krew.
- cudownie - powiedziała Chill z nutka ironii współczucia
- Zacięłam się tym pipszonym nożykiem! - Frankie krzyknęła biegnąc do łazienki i zanurzając palec w zimnej wodzi przypatrując się krwi rozprzestrzeniajacej się pod wodą. Po dziecieńciu minutach wyjęła z wody pomarszczony palec i wytarła go recznikiem. Gdy wróciła zastała Chill namiętnie mlaskacjącą przy piciu Psssyt'ka z umbu. Frankie usiadła obok Chill, a że miała zamknięte oczy była zbyt pochłonieta, żeby zauważyć pipe Frankie.
- PIPO!!! - wrzasnęła Frankie prosto w ryj Chill. Chill natychmiast odkleiła jezyk od butelki polewając przy tym spodnie. Frankie dostrzegła w tym bardzo zabawny aspekt toteż zaczęła się śmiać, podczas gdy Chill nacierała sobie spodnie jej truskafkowymi chusteczkami. Po chwili dzwonek do drzwi rozbrzmiał w całym domu Frankie. Obie znalazły się na dole z tym że Chill potknęła się o lekko ściągniętą skarpetę [swoją]. nagle Frankie osłupiała. Przed nią ukazał się obraz... jej nieznośnej ciotki.
- Och, zapomniałam ci powiedzieć, że zaprosiłam na dzisiaj ciocię na obiad! - Powiedziała Mama Frankie z szyderczym uśmiechem niosąc świeżo upieczone ciasteczka do pokoju i zostawiając Frankie w głbokim szkoku. Ocknęła się przy tym jak ciocia zaczęła otwierać usta.
- To my już musimy iść, prawda Chill?
- tak, tak.... oczywiście to bardzo ważne spotkanie mające wpływ na stan naszego społeczeństwa! - Wybełkotała Chill po czym musiała się zastanowić nad sensem tego co powiedziała, ale ciotka Frankie przerwała jej głęboki namysł słowami:
- Ale najpierw cię ucałuję! - krzyknęła i 'ucałowała' Frankie w jej zniesmaczone policzki i skfaśniałą minę Chill. Obie śmierdzące perfumami ciotki i umazane za ciemną i ciężką pomadką udała się do łazienki Frankie zmyć to z siebie.
- tego już za dużo! Zeby porządne dziewczynty takie jak my były obcałowywane przec ciocie zwałaszcza w naszym wieku to nie jest normalne! - Powiedfziała Frankie odostępniając miejsce Chill.
- Tak.. z moją ciotkę jest tak samo... i wiesz co myślę? Myslę, że tzreba coś z tym zrobić! - powiedziała Chill ochlapując sobie twarz swiżutko spuszczoną wodą.
zapadła Chwila cszy w której Chill myła twarz po czym Frankie powidziała z nagłym olśnienienm
- Zmieniłm zdanie
- CO?! . Chcesz byc... - już zaczynał Chill kiedy Frankie jak zwykle w takiej sytuajucji rozciagnęła ryj i powiedziała
- Nie, nie z ciotką pipo! Tylko z wyjazdem na wycieczkę!
- aha.... no to czas się pakować! - powiedziała Chill żucając się na obszerne łóżko Frankie dopadając kołdry i bawiąc się z RC. Po niedługim czasie Frankie do niej dołaczyła. Już dostawały orgazmu, kiedy ktoś, a konkretnie Casidy załomotała ponownie do pipy Frankie.
- Czego znowu chcesz? !
- Oh! J.. Wiedziałam, że jesteście zboczone, ale..
- Co? - powiedziała Frankie nie słysząc wyraźnie słów Casidy, bo Chill właśnie wydawała z sibie te gwałcące odgłosy. A ich rozmowa skończyła się na gwałceniu mikrofonu przez Chill. Po niedługiej chwili mama wrzasnęła, że mają zejśc i zjeść grzecznie z cocia obiad i natychmiast sie uspokoić.
- Obijajac się pipami zeszły na dół i usadły przy nowym stole Frankie.
Po odpowiadaniu na pytania cioci tak jakby sobie tego rzyczyła poszły na dwór. Po obejściu i zgwałceniu patu miejsc Chill musiała iść do domu. Frankie wróiła i...
poszła spać, bo było już cholernie późno.
--------------------------------------------------------------
Rano po zjedzeniu sromotnycg tołstów[lub tostów mówiąc potocznie] Frankie usłyszała w słuchawce zakłopotany i zapłakany głos Chill:
-FRANKIE!! Pomóż mi, proszę!
- Ale co?
- Muszę coś zrobić z ciałem!
- Chill, powiedz, że żartujesz!
- Nie, Frankie, proszę przyjdź! - Frankie szybko szła do domu Chill mając nadzieję, że Chill zaraz roześmiana otworzy jej drzwi i powie, że to był żart, ale... tak sie nie stało. Zonaczyła zapłakane policzki Chill.
- Gdzie rodzice? - powiedziała roztrzęsiona Frankie zdejmując bluze.
- Nie ma ich! - powiedziała już spokojniejsza Chill.
- A więc co się stało?
- Frankie, naprawdę się boję! - Chill rzuciała się na szyję Frankie. - Wiem, że zabiłam w obronie własnej, bo... nieiwem czego chciał ode mnie ten człowiek, ale chciał mi coś zrobić, niewiem co, bo go zastrzeliłam, ale miał broń! - dodała szybko.
- Jeżeli zabiłaś go w obronie własnej to nie ma o co robić gwałtu!
- Ale Frankie, wiesz, że mi nie uwierzą!
- Dobra... no to pomyslmy co zrobić z ciałem... - zastanawiała się Frankie.
- Hmm... nie utopimy... moe spalimy?
- Palić? Ale gdzie to ****y nendzy?!
- No, ale nie zadzwonię teraz na policję!
- No to pięknie! Mamy teraz trupa na głowie! Gratulacje!
- Jak go utopiy, to ciało wypłynie, to logiczne...
- Skąd miałaś broń?
- B... no...ee.. - Chill wyraźnie niewiedziała co odpowiedzieć
- Dobra, nieważne.. lepiej pomyślmy co z tym mam,y zrobić.
- MOżemy go jeszcze zrzucić.
- Dobra, darujmy to sobie, lepiej chodź do mnie i udawaj, że o niczym niewiesz, bo... rodziców nie było w domu, a ty nocowałaś u mnie! - powiedziała Frankiie.
- Dobra, nie chce już tu dłużej być! - powiedziała Chill szybko biegnąc o domu Frankie.
CDN

DoMcIa91
18.03.2005, 19:47
Opowiem wam historię pewnej simki (oparten ja autentyczntch faktach).
Była sobie pewna młoda simka miała 18 lat. Poznała pewnego 22 letniego , bardzo bogatego pana. Wzieli ślub. Zamieszkali w wielkim , bardzo dobrze wyposarzonym domu. Ale nasza simka czyła się tam źle i nieswojo. Pan Sim zaniedbywał ją. Późno9 wracała do domu, pijnany. I dobierał sie do żony! Która kochała go ale już nie tak namiętnie jak kiedyś. Pewnego dnia poszła do sąsiadki po cukier a tam........ jej mąż w łóżku dla nowożeńców z tą siąsiadką (Ewa Pap€żka) . Simka wpadła w szał miewiedziała co robić. Zarządała rozwodu i dostała je. Jej mąż nawet nie próbowała jej zatrzymać, i nie chciał ich jedynego syna!!! Zabrała cały majątek. Simka która była przyzwyczajona do luksusów musiała sama sobie radzic. Ale nan szczęście miała kochającą siostre , która pomogła jej. Ciąg dalszy nastąpi w krótce.... ;)
xxx
Bardzo ciekawa i interesująca opowieść:):) Czekam na ciąg dalszy :)

SimsManka
20.03.2005, 19:21
Czy ja moge się dołączyć do pisania?



A więc:
W SimCity mieszkała simka - Angela Horse. Była bezrobotna, nie miała męża ani dzieci. Wyróżniała się jednak urodą i charakterem anioła. Była ładniejsza niż wszystkie modelki SimCity razem wzięte. Pewnego razu przeczytała ogłoszenie w gazecie "Masz piekną twarz i figurę?Spędzasz czas na śpiewaniu swoim zwierzakom?Skończ z tym!Jak najszybciej podpisz kontrakt z Agentem!". Angela posłuchała gazety. Następnego dnia była w dzielnicy showbiznesu. Początki były trudne...Najpierw scena karaoe, potem reklamówki...Ale od początku kariery z ukrycia obserwował ją...Bardzo przystojny blondyn z niebieskimi oczami. Kiedy Angela dostała się na wybieg nie opanował się i krzyczał "Angela, Angela, AN-GE-LA!!!" bez przerwy. Bohaterka widocznie wpadła mu w oko. Pewnego wieczoru gdy właśnie czekała na swoją limuzynę fan zaczepił ją. Okazało się, że nazywa się Tim. Tak zagadał Angelę, że jej kierowca musiał wyjść z samochodu i 'obudzić ją'.
Nastepnego dnia Tim przyszedł do domu Angeli. Wręczył jej bukiet przepięknych róż i pocałował w policzek. Powiedział jej, że bardzo mu się podoba. Angela i Tim zostali przyjaciółmi.
Po miesiącu chłopak bardzo zaskoczył naszą Gwiazdę i...oświadczył się jej. Angela zgodziła się. Wzięli ślub na który zaprosili wszystkich przyjaciół i całą rodzinę. Angela była bardzo szczęsliwa bo w głębi serca też Tim podobał się jej.


Ciąg Dalszy Nastąpi - prosze oceńcie

she
18.04.2005, 10:34
Gdy tylko doszły do domu Chill pobiegła na górę. Frankie wbiegła razem za nią.
I nagle Chill zaczła tarzać się po podłodze... ze smiechu.
- *****, CO CIE TAK BAWI?!
- P... P... P...PRI...PRIMA APRI...LIS..... - Frankie była w tak potężnym szoku, że przez 5min. nie mogła zdecydować się co ze sobą zrobić.
- pepo... - powiedziała i usiadła na fotelu.... - CZY ZDAJESZ SOBIE SPRAWĘ, ŻE JA PRAWIE NIE DOSTAŁAM ZAWAŁU PRZEZ CIEBIE??!! - Frankie była czerwona z wściekłości.
- Jak mogłam przegapić 1kwietnia?!
- nie wiem... no to może zjemy ten pyszny dżem?
- ah tak, proszę poczęstuj się! - powiedziała Frankie podając Chill pusty słój po dżemie pomarańczowym
- Oh, jakaś ty chojna! - Chill zrobiła słodką minkę i odstawiła słoik. Chill w przypływie rozradowania zaczęła śpiewa 'Maj Pips, maj pips, maj pips, not maj pips!'.

- Niesmaczny ten piernik! - powiedziała Chill ze skfaszona miną
- Buahahaha .... - Frankie roześmiała się rychle po czym spotkała się z matką
- Oh, może pójdziecie do sklepu po ciasto?
- Ciasto, po co cisto, mamy piernik! - powiedzaiała Frankie wyrywając piernik z ust Chill i wachlując przed oczami mamy
- Nie... nie skusze się! Potrzebujemy ciasta!
- Po co?
- Muszę coś podać Annie! - powiedziała stanowczo mama zostawiając na stoliku 5$.
- Musimy iść ...
- Tak... możesz zjeść ten piernik, nie smakuje mi! - Chill wyszła z domu za Frankie i odetchnęła ciepłym powietrzem.
- NIe mówiłaś, że masz rolki! - Chill podbiegła do rolek Frankie niedbale rzuconych pod ścianą
- owszem, a teraz chodź!
- poczekaj - powiedziała Chill rozpinając zapięcia
- chyba nie chcesz jechać na... tych rolkach?
- oczywiście, że to zrobie - xp. I do sklepy spożywczego Chill wywalała się co 20m.
-Poproszę cisto! - powiedziała Frankie stojąc za wąska drewnianą ladą. Chill wjechała łapiąc się za szafkę ze słojami, z trudem unikając totalnego ich rozbicia.
- Jakie ciasto, słonko? - powiedziała pulchna ekspedientka w fartuchu
- eee.... piaskowe!
- Makowiec! - krzyknęła z tyłu Chill wyjmujac kartkę z życzeniem mamy Frankie.
- Proszę! - Pulchna sprzedawczyni szeroko się uśmiechnęła i podała ciepłą papierową torbę z ciastem. Frankie wyszła pociągając za sobą Chill.
CDN

Natalia_st-ce
19.04.2005, 12:58
Wow spoko...mi sie jeszcze taki rzeczy ie przydarzyłay :( .... ale może kiedyś... :)

she
21.04.2005, 14:04
- Poczekaj! - powiedziała Chill idąc w stronę automatu z coca-colą.
Po 2 minutach ...
- *****, ODDAWAJ MOJĄ KOLĘ TY PIEPSZONY TRZĘSIPORCIE!!! - Chill z wściekłością kopała w automat
- Boahahahahhaha
- NIE RŻYJ, TYLKO MI POMÓŻ!!
- Tak to już z automatami jest... - przyznała prawdę Frankie i kopnęłóa energicznie automat. Po 5min. puszka została wydalona.
- TAK!!! - wrzasnęła Chill i9 otworzyła puszkę. Po chwili ociekała coca-colą.
- Tiaaa - powiedziała wycierając sie rękawem swojej bluzki.
- No to choć! - Frankie była nadwyraz rozbawiona. Oczywiście musiała porzyczyć ciuchy Chill. Frankie siedziała na swoim mięciutkim beżowym fotelu w pokoju. Słońce wpadało do pokoju.
- I co robimy?
- Chcesz lody?
- A jaki smak posiadasz?
- CZekoladowo-śmietankowy
- skusze się! - i poczłapały do kuchni gdzie spożyły lody na miejscu. Były na schodach kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Pośpiesz się, to pewnie ta Anna!
- A właśnie gdzie ciasto? - nie wiem, mama pewnie znajdzie - i wbiegły po schodach,
- Muszę kupę! - oświadczyła Frankie kierując się w stronę sedesu.
- dlaczego mnie to nie dziwi? - Chill odparła głosem, który świadczył, że jest to sytuacja jak najbardziej normalna. Frankie wróciła bardzo zmahana i usiadła na podłodze.
- Nie idę jutro do szkoły...
- kuuul
- a ty?
- oczywiście, że idę, jeżeli ty nie chcesz zdać, to nie znaczy, że ja! - Chill gorąco zaprotestowała. - Pójdziesz ze mną... na casting? - kontynuowała słodziutkim głosem
- Co? Casting [śmiech].. Chill chce iść na casting [tarzanie się po podłodze]
- Co cię tak bawi?!
- Modelka Chillusia! - rzuciła śmiejąc się Frankie
- Jak chcesz, pójdę sama! - Chill nadęła się i zamierzała opuścić pokój
- No dobra, dobra pójdę! - po czym Frankie rozciagnęła ryja. Chill była bardzo usatysfakcjoinowana.
- To kiedy masz ten casting?
- Oczywiście, że dzisiaj i oczywiście, że zaraz zaczniemy przygotowywania! - Chill wyciągnęła z plecaka ciuchy i rozrzuciła po łóżku. Załozyła czarne obcisłe spodne i czarno-rózową bluzke z krótkim rekawem. Frankie zrobiła jej 'mocniejszy' makijarz i wyszły z domu. Tłukły sie autobusem z dobrą godzinę, po czym ich oczom ukazał się wysoki budynek z dużymi drzwiami.
- Mogę poczekać na zewnątrz?
- Daj, spokuj, Frankie nie wygłupiaj się! - powiedziała Chill pociągając za rękę niezadowoloną Frankie. Oczywiscie wkolejce stała Casidy namiętnie pudrująca się i malujaca szminką.
- Chyba nie sadzisz, że się dostaniesz?
- owszem, tak sądzę!
- Pff... ty? Nie dostaniesz się złotko, bo to ja sie dostanę! Spójrz prawdzie w oczy, Chill... wygladam jak gwiazda i nikt nie musi mnie w tym utwierdzać! Jestem szczupła, gładziusiueńsa, mam piękną talię, nogi... czyż można chciec więcej! - Casidy popadła w przesadny podziw nad sobą
- I DOBRZE DMUCHANA BARBIETKO, WCALE NIE ZAMIERZAM BRAĆ UDZIAŁU W JAKIŚ TANDETNYCH CASTINGACH!! - wrzasnęła 'łagodnie' Chill żeby nie robić widowiska
- Mózg też masz gładziusieńki bejbe? - Frankie zdobyła sie na tę uwagę.
- nie mogę uwierzyć, że na prawdę chciałam brać udział w jakimś... castingu ! - oświadczyła oburzona Chill tuż po opuszczeniu budynku.
CDN

Vanilla
23.04.2005, 09:25
No ,niezle ,niezle mi sie nie chce pisac... nie mam inwencji tworczej :P

Michelle
24.04.2005, 13:44
GirlF - Fajne tylko ,że trochę błędów np. w poprzednim "chojny" ,a nie przypadkiem "hojny" ??Wiem, nie będe aż tak dokładna... Opowiadanko bardzo mi przypadło do gustu.Ładnie wykreowałaś wizerunki bohaterek.Spox

lucia_lierong
27.04.2005, 12:50
Heycia ! :D
Napiszem tu swoje opowiadanie ( jest to zwykle opowiadanie , ale przerobie je na simowe )

Nazywam się Lucia Lierong mam 15 lat , chodzę do gimnazjum do 2 klasy .
Mieszkam na Mangolia Crescent 21 w Simowie .
Mam dwie przyjaciółki Jessice Carter i Ashlee Richardson.
Mam siostrę - Katie , która ma 23 lata .
Moi rodzice to Kelly i Andrew Lierong.
Jestem dość szczuczupła , mam szare oczy i ciemny blond włosy .
Dobra tyle o bohaterce :)

by Lucia

lucia_lierong
27.04.2005, 12:54
Rano nie tak jak zawsze budzik...
-Myślisz , że co!?Że możesz sobie tak normalnie wracać do domu pijany i myśleć , że nic sie nie stało ! Grubo się mylisz ! -usłysząłam głos mamy, gdy otworzyłam oczy.
-Oj już przestań zrzędzić tylko zrób śniadanie!
-Raz zrobiłbyś coś sam ! Zawsze tylko ja !Umarłbyś beze mnie! - usłyszałam , wstałam , ubrałam się i weszłam do kuchni, gdzie rodzice nadal się kłócili.
-Wiesz jesteś mi wcale nie nie potrzebna !! - powiedział ojciec i uderzył mamę.
-Tato przestań !!! - wydarłam się.
-Nie wtrącaj się gówniaro!
-Lucia...idź obudzić siostrę bo zaśpi do pracy...-odezwała się cicho mama , a ja poszłam do pokoju Katie.
-Katie obudź się ... - mruknęłam jej do ucha , ale ta nie odezwała się.
-Katie !! - wrzasnęłam i potrząsnęłam siostrą po chwili .Otworzyła lekko oczy ... spojrzała na mnie , a później na swoje ręce tak jakby zrobiła nimi cos okropnego ... spohrzałam na nie i ... były całe w śladach od strzykawek!
-Lucia ... rodzice nie mogą się dowiedzieć...-powiedziała.
-Ale Katie ...Ty...
-Biorę narkotyki.- dokończyła.
-Trzeba powiedzieć rodzicom!-powiedziałam i wsatałam.
-Proszę Lucia narazie im nie mów...
-No ... dobra , a teraz wstawaj bo zaczną coś podejrzewać.
-Ok . - powiedziałą , a ja wyszłam . Wzięlam naszykowanego tosta z dżemem , torbę i wyszłam do szkoły .
Doszłam do domu Ashlee . Zadzwoniłam do jej pięknego domu i otworzyła mi jej młodsza siostra -Jennifer.
-Jest Ashlee ? - spyatałam .
-Ashlee!! Przyszła Luci . - wrzasnęła mała i pobiegła do kuchni . A do mnie podbiegła Ashlee , przytuliła mnie i razem weszłyśmy do jej kuchni .
-Szybko przyszłaś. - powiedziała .
-Wolałam przyjsć tu niż słuchać kłótni starych ... - mruknęłam. - Opowiem ci po drodze do budy , a teraz zażeraj szybciej bo Jess się zaczeka. - powiedziaąłm , a ona się zaśmiała . Ona skończyła jeść śniadanie i wyszłyśmy.
-Luci o co chodziło ? No wiesz to o ... rodzicach . - spytała.
-Starzy kłócą się na okrągło i wiesz ... ryczeć mi się chcę ... - powiedziałam.
-Ale nie płacz ... nie możesz !! Nie pozwalam ci !! - krzykneła.
-Dobrze ci mówić ... nagrałaś płyte ...
-... Ale jej nie wydałam ...
-Twoi starzy się nie kłócą , a twoja siostra...
-... To przebrzydła krowa ...
-Nie ćpa . - zakończyłam , bo właśnie stanęłyśmy przed domem Jess.
-Niech tylko Jessica się o tym dowie ...-mrukneła.
-Ash !! Nie mów jej o tym , dobrze?- spytałam szybko .
-Jasne ... - bąkneła i zapukała do drzwi ,a otworzył nam brat Jessici - Jason ... wydaje mi się , że on się bardzo podoba Ashlee , bo zaraz zrobiła się cała różowa:)
-Hey ... jest Jessica ?-zapytała .
-Jestem !!-wyprzedziła go Jessi , a on tylko się uśmiechnął .
-No to idziemy !-wrzasnełam i poszłyśmy.
Po dordze troche poplotkowałyśmy, a jak wreszcie się doczołgałyśmy do szkoły stanęłyśmy jak wryte - na środku korytarza stała urna z wielkim napisem " Chcesz lepszą szkołę ?? Zagłosuj na Mandy Mroov !! "
-Lepsza szkoła będzie jak Mandy się z niej usunie ... - bąkneła Ashlee , a Mendy chyba to usłyszała bo podeszła do nas i zaczeła coś tam gadać , ale niezbyt mnie to interesowało , ale na szczęście wybawił nas ... dzwonek :) Szybko poszłyśmy na lekcje , a była to ... matma ...
-Pamietacie o obliczeniach ? Zadałam je w piątek . Kto jest chętny na przeczytanie zadania ... Na ocene ? - głupia matematyczka. Oczywiście żadna z nas tego nie zrobiła.
-No dobrze sama wybiore ... może ... Ashlee Richardson ? Proszę Ashlee zacznij czytać.l-powiedziała .
-Dobrze . - powiedziała Ash i dyskretnie wzięła zeszyt od Jasona , który siedział za nami . Gdy matma narescie się skończyła poszłyśmy przed szkołe i usiadłyśmy na ławce.Tak sobie gadałyśmy , a nagle podszedł do nas Jason.
-Eee ... Ashlee moge na słówko ? -spytał niesmiało Ashlee.
-Jasne . - powiedziała i szeroko się uśmiechnęła.
-Aha widziałam ze Ashlee mu sie podoba! W koncu ja sie bede smiac z jego "dziewczyny"-mruknęła Jess.
C.D.N

by Lucia

P.S. Jeśli jesteście ciekawi cow ydarzy się dalej poprostu wejdźcie na http://blog.tenbit.pl/lucia_lierong

To była tylkot aka mała reklama mojego bloga :P hehe

Bulbuśka
13.05.2005, 13:02
Jak tak czytam te wasze opowiadania to mi się bardzo podobają. A nie uważacie, że lepiej by było jakbyście napisali FotoStory? Pewnie byłyby to same hity ! Pozdrawiam.

Cocaine
22.05.2005, 11:59
"Dzwonią trąby" częśc 1.

Starsza, na oko 30 letnia kobieta wyszła z jednej z poważniejszych klinik w całym kraju i obejrzała się dookoła siebie. Nie widziała niczego, co mogłoby ją zaniepokoić, więc prędko przemknęła w stronę przystanku autobusowego. Na jej twarzy malował się smutek. W pewnej chwili jej ramienia, odzianego w wytworny skórzany płaszczyk dotknął pewien mężczyzna. Po chwili i jego twarz spochmurniała...

'Kochany pamiętniczku!
Mam już trzydzieści lat i może nie jest to najlepszy wiek na rozpoczęcie prób o dziecko, ale nigdy za późno. Tak zawsze mówiłam. Przecież do tej pory tak się starałam, by nie mieć dziecka! Nie chciałam malucha, bo obawiałam się obowiązków, które spadną na moje barki po narodzinach takiej małej, bezbronnej istotki.. i doprowadziłam się chyba do bezpłodności. Odwiedziłam ostatniego lekarza w moim mieście, który nie jest mi w stanie pomóc. Obawiam się, że nigdy nie posmakuję jak cieszy się macierzyństwem kobieta, która ma swoje, trzymane w łonie dziekco... Z zadumy obudził mnie głos męża, ktory spytał mnie, czy mam ochotę na kawę. Odparłam, że nie, bo jeśli chcę urodzić zdrowe dziecko już dziś muszę odstawić używki i zająć się łykaniem preparatów zawierających w swoim składzie tak popularny wśród ciężarnych kwas foliowy. Nie, ja chcę mojego dziecka. Zaparłam się i będę je mieć choćby na drodze do malucha miał stanąć milion przeszkód! Koniec, to będzie moje dziecko...
-Kochanie, kładziesz się dzisiaj spać? - zapytał mąż wychylając się spod kraciastej kołdry.
- Tak, jasne. - odparłam i weszłam do łazienki. O nie, nigdy nie było mi tak słabo, kiedy weszłam do ciepłej wody! Z trudem uchwyciłam się brzegu wanny i wyszłam z niej na miękkich nogach. Trzymając się wieszaka narzuciłam na siebie niebieską koszulę nocną i zawiązałam pasek od białego szlafroka na środku brzucha. Nie mogłam patrzeć na płaski jak deska brzuchol! Chciałam mieć pięknie zaokrąglony brzuszek, w którym rozwijałoby się prawdziwe życie, ale to widać niemożliwe...
- Asiu, jesteś tam? - zapytał lekko podenerwowany mąż a ja odparłam słabo
- Jasne.. - i opadłam na ziemię. Zrobiłam to jednak tak cicho, że zdołałam się podnieść i dotrzeć do łóżka nim padłam - albo ze zmęczenia, albo zemdlałam. Obudziłam się rano, w szpitalnej sali. Nie wiedziałam co tam robię, a wśród mnie leżały kobiety ze sporymi brzuszkami. Leżałam na patologii ciąży, co ja tu robię?
- Kochanie, co ja tu robię? - zapytałam go w koncu, a mąż bez słowa podał mi białą karteczkę z czarnymi kreseczkami. I nagle pomiędzy nimi zobaczyłam malutką białą kropeczkę. To była moja fasolka. Jestem w ciąży. Zaraz. Przecież ja dzisiaj mam casting! nie, nie mogę opuścić tego castingu! Uzyskam dzięki niemu szansę na zagranie w filmie, który obiegnie całą kulę ziemską.
-Nie cieszysz się? - zapytał mąż promieniejący szczęściem.
-Mam dzisiaj casting. - przyznałam nieśmiało.
- Ty myślisz o castingu, podczas gdy spełniło się marzenie naszych ostatnich ośmiu lat? - pyta zdenerwowany mąż. Wszystkie kobiety posłusznie wychodzą tłumacząc się tym, żę w telewizji nadają właśnie ciekawy program, który chciałyby obejrzeć, ja jednak wiem, że nie chcą uczestniczyć w naszej kłótni.
- Muszę tam być. Rozumiesz, muszę! To moja wielka szansa, o tym też marzyłam! - zaczęłam szlochać tak, by mąż mnie zrozumiał.
- Nic z tego. Będę tu siedział, albo nawet załatwię Ci izolatkę. Chcę, abyś nie przekładała kariery ponad dziecko. - powiedział stanowczo i wyszedł trzaskając drzwiami. Kariera w świetle reflektorów poszła się czesać...

she
02.06.2005, 12:37
"Sromotnie" od. 15
Dzień wyjazdu na wycieczke
- Ideee! - powiedziała Frankie ciągnąc za sobą wielką walizkę na kółeczkach.
Po 15min. była przed szkołą. ZObaczyła nadbiegającą Chill z taką samą torbą.
Włosy zasłaniały jej całą twarz, ale rozradowana podbiegła do Frankie i zaczęła piszczeć. Było to coś w stylu "dzisiaj, jedziemy, walizka, AAAA", a przynajmiej tyle usłyszła Frankie. Wszyscy włozyli walizki do 'schowka' w autokarze i zaczęli szukać miejsc.
- Tylko nie na kołach, bo mam chorobe lokomocyjną. - powiedziała Frankie upatrując odpowiednie miejsce.
- Tutaj!
- No i OK, siadamy!- powiedziała Frankie zdjemując trampki i wyjmując picie. Jechali dosyć długo.
- Wreszcie postuuuj! - wrzasnęła Chill biegnąc w stronę toalet w stacji benzynowej. Frankie udała się za nią.
- eee... wiesz co, ale my siedzimy równo na kole! - odparła zmieszana chill patrząc na swoje siedzenia. Frankie rozciągnęła ryj, po czym autokar ruszył.
Po 5 godzinach...
Chill i Frankie w świetnym nastroju szukają domku w którym spędzą najblizszy tydzień.
Nagle autokar zatrzymuje się przed ładnym niewielkim domkiem.
Frankie wybiega, wyciąga pośpiesznie walizkę i przepychając się przez wszystkich biegnie po nierównym żwirze.
- *****! - po raz 4 walizka wywraca się na żwirze, jak widać kółeczka są za małe.
- Dobrze! Minimalna ilość łózek w pokojach to 4!
A maksymalna to 6!
Kto chce 4 osobowy?! - powiedziała pani patrząc na listę pokoi.
- A nie ma 2?!
- Mówiłam, że minimalne to 4 Frankie! -
- Dobra my chcemy 4! - mówi Frankie pchając się na skomą górę do pokoju.
Wreszcie widzi mały, przytulny pokoik z dużym oknem wychodzącym na szczyty gór.
Dobiega Chill. Obie zaczynają piszczeć, podskakiwać i rzucać na łózka.
- My mamy być z wami w pokoju. - powiedziały Medishon i Samira. Chill z Frankie były tak zajęte wariowaniem, że nie zwróciły na nie uwagi. Samira i Medishon bez słowa przygladały się co robi Frankie siedząc na Chill.
CDN

Karolinka1993
25.07.2005, 12:39
Ja też napiszę opowiadanko
Odcinek 1:
Tak więc w pewnym domu żyła sobie Eva z siostrą i rodzicami. Rodzina nie była zbyt zamożna, ale na podstawowe potrzeby pieniędzy starczało. Eva i Rebeca co rano szły do szkoły, a ich rodzice do pracy. Teraz opowiem co zdarzyło się pewnego dnia w szkole...
Mogę napisać 2 odcinek, piszcie czy się wam podoba.

Cocaine
02.08.2005, 15:35
Odc.2

Pełne przemyśleń półtorej godziny nie zdało się na nic, dopóki mojej sali nie odwiedziła jedna z pielęgniarek. Nadzwyczaj śliczna dziewczyna, o porcelanowej karnacji i włosach w odcieniu mlecznej czekolady, związanych w subtelnego koczka podpiętego najnowszym wynalazkiem fryzjerskim popychała przed sobą szpitalny obdrapany wózek wypełniany po brzegi garnkami. Niemal wydawało się, że garnki są tak pękate, że zaraz puszczą im szwy, a pielęgniarka zapukała wtedy do drzwi.
- Proszę. - odparłyśmy z kilkoma dziewczynami zgodnie i drzwi otwarły się. Wózek, wepchnięty jakąś niewidoczną siłą nagle znalazł się przy moim łóżku, a zadbane dłonie mlecznowłosej wyciągnęły spod garnków talerz. Zgrabnym ruchem nalała na niego chochelkę zupy i przystawiła przed chorą specjalną nadstawkę do karmienia. Podała kobiecie łyżeczkę i zajęła się kolejną dziewczyną.
- Przepraszam, co to za zupa? - zapytała ze zdziwieniem patrząc na lekko falującą powierzchnię podejrzanie pachnącej zupki.
- Kalafiorowa. - odparła melodyjnym głosem pielęgniarka.
- Świeża? - zapytała z nadzieją kobieta i zanurzyła aluminiową łyżkę w szarej brei.
- Bardzo świeża. Dziś gotowana, z kupowanych nad ranem na giełdzie kalafiorów - zakończyła wywód pielęgniarka i wyjechała wózkiem z sali.
- Nawet niezła ta zupa. - zapragnęła nagle kontaktu z ludźmi dziewczyna i odezwała się pierwsza do współtowarzyszek. Odpowiedziała jej cisza i stukanie łyżek o ceramiczne miski.
- Taa. - odpowiedziała krótko i zwięźle w końcu krótkowłosa blondynka z łóżka naprzeciw po zakończeniu konsumpcji. Odstawiła talerz na szafkę obok łóźka i wyciągnęła jeden z popularnych brukowców. Asia wyciągnęła spod sterty modnych magazynów kolorowy notatnik i streściła w nim wydarzenia dzisiejszego dopołudnia.
- Proszę pań, zapraszamy na salę telewizyjną. Tam dostaniecie panie niespodzianki. - powiedział jeden z zabawnych klownów chodzących po szpitalu i zamknął drzwi. Każda z dziewczyn z wyrazem zaciekawienia na twarzy włożyła szlafrok i gęsiego wyszły z sali. Na widok niespodzianek po prostu oniemiały.

Cocaine
16.08.2005, 16:34
Część III.
- My to mamy ze sobą zabrać? - odezwała się pierwsza Asia i sięgnęła po śliczne, malutkie śpioszki dziecięce i buciki do kompletu.
- To taki podarunek na dobry początek. - powiedział lekarz obserwując zaskoczenie dziewczyn mieszające się ze szczęściem oblewającym ich blade twarze. Wszystkie wyglądały jak małe widemka, tyle schudły na oczekiwaniach na ten cud..
- Zapraszamy do sal. Zaraz podadzą wam drugie danie. - powiedziała lekarka i uprzejmie porozdawała paczuszki wszystkim kobietom z ich oddziału. Gdy wróciły miały wrażenie, że ich salę ogarnia radosne podniecenie. Ale z niej akurat ono bardzo szybko się ulotniło. Bo to, czym przed chwilką się tak bardzo cieszyło zmieniło się nagle w lęk przed stratą kariery. Ważny casting miał się odbyć już za półtorej godziny. Trzeba się było najeść porządnie, przede wszystkim zawiadomić męża, żeby przyszedł dopiero jutro i wymyślić mu odpowiednią listę owoców, by uwierzył, że nic jej już dziś nie potrzeba, poprosić o soki i przede wszystkim kilka gazet, bo te, które miała znała na pamięć. Sięgnęla do szuflady po modne etui i wyjęła z niego maleńki aparacik. Założyła szlafrok i wrzuciła do kieszeni komórkę.Poszła do ubikacji.
- Halo? - zapytała z nadzieją i wymyśliła prędko listę.
- Cześć kochanie. Potrzebujesz czegoś? - zapytał mąż i słychać było, jak szura rzeczami na biurku. Oznaczało to tylko jedną rzecz - szuka czegoś do zanotowania życzeń żony.
- Taak. Poproszę kochanie o pomarańcze, jabłka, może nawet o jakieś banany, chociaż za nimi przepadam. I przede wszystkim avokado. Poproszę o jakiś sok, jeśli można. No i koniecznie jakąś gazetę lub książkę z domu. - dokończyła.
- Oczywiście. Będę dopiero jutro, mam dużo pracy. - skończył mąż. Po wymianie pożegnań żona sięgnęła do kieszeni szlafroka by schować telefon, ale jej dłoń zawadziła o jakąś papierową paczuszkę. Kiedy ją wyciągnęła okazała się, że to papierosy.
- Z miłą chęcią sobie zapalę. - powiedziała i nawet nie myśląc zapaliła jeden z podłużnych białych zakręconych w bibułkę papierosów.
- No cóż. Kto tu pali na patologii ciąży? - zapytała jedna z pań z personelu. Asia rozpoznała z głosu tę symaptyczną lekarkę. Przekręciła się na zamek i prędko stanęła na toalecie.
- No, nie ma się odwagi przyznać? Tylko się chowa? - pytała dalej. W końcu z jednej z kabin wyszła jakaś kobieta, a Asia zgasiła niedopałek o płytki, po czym wrzuciła papieros do sąsiedniej kabiny.
- Ja nie paliłam! - Zaczęła się bronić na wstępie kobieta.
- Tylko winny się broni. Zapraszam do pokoju lekarskiego. - odparła lekarka chłodno i poszła. Kobieta nabrała powietrza w płuca i wyszła zaraz za nią. Asia wyszła z kabiny i nabrała w usta zimnej wody. Czuła, jak powoli się ociepla w stosunku z jamą ustną, po czym robi się już całkiem ciepła. Dopiero wtedy wypluła ją do umywalki. Chuchnęła. Nie, nie czuć było papierosów. Wyszła. I spojrzała na zegarek. Miała zaledwie pół godziny do castingu. Poszła po torbę, pod szlafrokiem przemyciła najlepszą krótką bluzkę na skrzyżowanych ramiączkach i krótką białą spódniczkę. Miała kłopot z butami, ale uznała, że najlepsze w tym wypadku będą czarne delikatne sandałki, łagodzące ostry klimat ubrania.
- A pani gdzie? - zapytała ją jedna z pielęgniarek. Jasne, zapomniała o makijażu.
- Przechodząca, idę do toalety. - odparła, próbując wepchnąć do wielkiej torebki szlafrok i koszulę nocną. Poszła do ubikacji, umalowała się i uczesała, tak, że mało kto mógłby ją rozpoznać. Potem wyjrzała przez okno. Świetnie, to przecież parter. Otworzyła ja i wyskoczyła. Obawiała się o przyszłość swoich stóp, ale jak się okazało było całkiem nieźle.
- Panienka gdzie? - zapytał jeden z portierów.
- A, zabłądziłam. - odparła ona i wskazała na wielką torbę. - podróżuję dużo. Jestem tu po raz pierwszy. - odparła ona i prędko uciekła. Złapała pierwszy lepszy autobus i popatrzyła na zegarek. Dopiero gdy dotarła pod biuro zrozumiała, że chyba już kogoś wybrali. Ale nie. Dużo dziewczyn było w środku. Poprawiła bluzkę, naciągnęła dekolt i pewnym krokiem weszła do środka. Torba psująca image została w przechowalni, a ona przysiadła zgrabnie na ławeczce. Spojrzała na wszystkie dziewczyny. Wypindrzone szmaty, nie wiedzą jak się ubrać na porządny casting.
- Jest pani Joanna? O, witam. Zapraszam. - dziewczyny oniemiały na jej widok. Większa większośc to młode, niewiedzące nic dziewczynki. które przyszły tu z nadzieją na karierę w stylu Cindy Crawford.
- Świetnie. - powiedziała jedna z kobiiet i podbiła swoją pieczątkę pod umową o pracę.
- Jesteś genialna. Gratuluję. Jutro masz pierwszą sesję.
- Przepraszam, ale obecnie choruję, jestem w szpitalu i jestem nieco niedyspozycyjna. Za dwa tygodnie będę na każde zawołanie. - miny im nieco zrrzedły po tym.. ale cóż. Udało się.Przełknęli bajeczkę. Co będzie, jak brzuch się pojawi??

Caesum
18.08.2005, 14:45
OOO jeju wy to wszystko napisaliście/łyście???Rany ale czy to jest związane z TS 1??? bo jeśli tak to może się przyłączę i może dam parę obrazków :) . Nie mogę się nadziwić

oLeNia
29.08.2005, 20:29
Ta telenowela jest SuPeRrRrRrRrRr :) Bardzo mnie wciągnęła, czekam na kolejny odcinek :D

Cocaine
17.12.2005, 11:15
Coś nowego, coś dobrego.

Cz. I
Lea, osiemnastolatka z dobrego domu obróciła w ręku pędzel na który nałożyła zielonej farby i powoli rozmazała go po sztaludze. Malowała pięknie, a rodzice już zadbali o to, by dziewczyna miała co najlepsze, by ten talent rozwijać. Obrazy były rozchwytywane w muzeach i sklepach, a dziewczyna nie nadążała z malowaniem. Każdy obraz był dla niej nie tylko wyzwaniem pędzla, ale i częścią duszy, czego tak bardzo pragnęła - zawsze do obrazu dodawała szczyptę duszy.
- Lea! - krzyknęła matka. Lea malowała ten obraz specjalnie dla niej, więc nakryła go płótnem i udała, że całkowicie poświęca się płukaniu pędzli w mydle z ciepłą wodą.
- Słucham? - zapytała dziewczyna i obróciła się w stronę drzwi. Matka sprawiała wrażenie zmęczonej, włosy przylepiły się jej do czoła.
- Jutro jedziemy do Paryża, a ty nawet nie masz spakowanej walizki. - powiedziała i z wyrzutem obejrzała się po całości jej pokoju. Jak zwykle, na dużym garderobianym wieszaku wisiały jej ciuchy, buty były poustawiane równiutko pod ścianą, bielizna w szafie. A walizka przy drzwiach.
- No już, dobrze. - jęknęła dziewczyna i wyłożyła wielką torbę na łóżko przykryte satynową kapą. Rozsunęła ją, a z kieszonki wypadło kilka fotografii. Mała Lea maluje pierwsze rysunki, mała Lea biega po podwórku. Nie wiedzieć czemu zawsze nosiła je przy sobie w podróży, uważała, że przynoszą jej sczęście. Kiedy mama wyszła zrobiła kilka ostatnich pociągnięć pędzlem i spojrzała na całokształt. Świetnie. Nastawiła wentylację i poczekała, aż obraz wyschnie. Teraz, gdy każdy centymetr kwadratowy był suchy jak pieprz można go było włożyć na dno walizki. Przykryła go ozdobnym papierem i dopiero na nim poukładała ubrania. Wystawiła walizkę do przedpokoju i wymyła porządnie pędzle. kiedy brała kąpiel zastnawiała się nad swoim wyjazdem. Gdyby zostać u jej kuzynki Paris można by zrobić karierę malując obrazy nad Sekwaną.. marzyła. Nie wiedzaiał, że marzenia się spełniają.

Kadma
17.12.2005, 17:35
Świetne Cocaine! Bardzo mnie zaciekawiło! Masz dobry styl pisania, tak trzymać!

Zong
22.12.2005, 13:26
Odzywam się po miesiącach milczenia :P mojej dawnej telenoweli nikt pewnie nie pamięta, przyznam, że nawet mi zaledwie lekko rysują się w pamięci dwane plany. Tylu nowych użytkowników, żeby ją poznać musieliby poznać tę i poprzednią. Och, 60 (70?)odcinków. I szukać tego w temacie. A poza tym cała fabułą byłą skomplikowana. Dlatego właśnie rezygnuję z tamtej telenoweli i piszę nową, by wydalić na "papier" moje pomysły.


"Jak żyć? - pamiętnik" Odcinek 1. "Prezent dla Gośki"

Weszłam do domu i rzuciłam plecak na podłogę.
-Więc to jest mój dom - powiedziałam.
- Ładnie tu... A starzy gdzie? - spytała Julka, moja koleżanka z klasy.
Czy to ważne?
-Mama w pracy... Jula, to nieważne, wezmę forsę, zostawię kartkę i wyjdźmy.
-Bez makijażu??? W tych obleśnych spodniach?
Czego Julka chciała od moich spodni? Fakt, że mają trochę i niedługo wylądują na setkach innych ubrań przeznaczonych dla biednych dzieci, wcale mi nie przeszkadzał. W końcu, jak to matka mówi "nie wygląd jest ważny". Ona, ach, co ona o tym wie?
-Gdzie idziemy, Julka?
-Może do "Sephory"?
-Nie... Lepiej do kawiarni.
-W kawiarni nie kupisz prezentu dla Małgośki.
-Wiem, ale daj się przekonać. Chodźże, Julko, proszę.
-Linka, jest 13:00! Obiecałam mamie, że przed drugą będę w domu.
Wiem, o co tak naprawdę chodziło. Jula nie chciała ze mną iść do kawiarni, żeby nikt nas razem nie zobaczył towarzysko. W sklepie to co innego, wszyscy w szkole wiedzą, że Julia Kosilska świetnie i trafnie wybiera prezenty. Sama dostałam od niej notatnik i długopis. Długopis, do którego cholernie się przywiązałam.
Kupiłyśmy dla Gośki perfumy i "sexy bluzkę". Podobno jej się przyda.
Wpadłam do domu po 14:30.
-Lina, to ty?! - usłyszałam głos mojej matki.
-Tak.
-Łaskawie mogłaś zadzwonić do pracy, żeby mnie ostrzec! Nie masz, córeczko, pojęcia, ile się namartwiłam, jak zobaczyłam twój plecak bez ciebie! Mogłaś wrzucić tę kartkę do skrzynki pocztowej, a nie dać na telewizor.
-Mamo... Proszę cię, nie udawaj idealnej kobiety zatroszczonej o dziecko.
-Daj mi prawo matki, Alina!
Popatrzyłam na nią. Oczy błyszczały dziwnym światłem. Ich zwykły błękit przerodził się w coś niesamowitego, jakby spoza Ziemi. Na pięknej twarzy widać było złość. Włosy nie były idealnie spięte. Mnóstwo kosmyków targało się po twrzy mamy, przez co wydała się być brzydszą niż zwykle.
Mama chyba pierwszy raz w życiu, no, nie licząc chrztu, wymówiła moje pełne imię. W szkole mówią mi Linka.
Siedziała na kanapie, zarobionej cierpiniem. Tak, kanapa cierpieniem. Telewizor, radio, nowoczesna kuchenka, ten stary stół - przyjemnością. Przyjemnością, bo mama wtedy zrozumiała...
-Linciu, proszę... Jestem matką - powiedziała żałośnie.
-Matką, matką... - zaczęłam mówić złośliwie; po chwili dodałam:- przepraszam, mamo. Zawodu się nie wybiera... Nie o to zresztą chodzi.
-Co kupiłaś Małgosi? - spytała drętwo.
-Perfumy i bluzkę. Julka powiedziała, że jej chłopakowi się spodobają.
-Chłopakowi... Te dziewczyny nie martwią się o siebie, swoją duszę, wnętrze... Tylko jak przeżyć życie z facetami! A ty, Lina?
-Ja jestem taka jak ty. Martwię się o przyszłość, mamo... O jutro...

Cocaine
22.12.2005, 20:17
OOo. ładne. Ciekawe zong. Tak trzymaj!!

Odcinek 2
Lea zeszła na dół i spojrzała na mamę. Wyglądała na zmęczoną. Stała przy patelni, przewracając na niej leniwie sześć jajek sadzonych, dla całej rodziny. Dla nich - dwójki, i dla czwórki ich, dziewcząt. Najstarszej, niespełna dwudziestoletniej Natalii, młodszej, Lei, oraz dwóm młodym smarkulom - które miały po jedenaście lat, a tupet godny trzydziestolatki - Marcie i Idzie. Ida urodziła się praktycznie jako najmłodsza z rodziny, pomimo, że w jej i Marty książeczce zdrowia widniała ta sama urodzenia minutnik w przypadku Idy przesunął się kilka minut w przód i w ten oto sposób dziewczę było tak zwanym Albercikiem, rozpieszczanym przez całą rodzinę na równi z Martą.
- Może Ci pomogę? - zapytała z chęcią Lea. Wspólny wyjazd na święta do Paryża kosztował ich wiele sił.
- Pewnie. Gdzie tato? - zapytała mama pytająco Natalię.
- Newtonie nasz domowy, mama Cię o coś pyta. - szepnęła jej do ucha życzliwie Lea i wyciągnęła z szafki sześć kubków w kropki namaziane pędzelkiem.
- Ach tak, mówił, że wróci koło ósmej.
- Ciekawe. Jest wpół do dziewiątej. - powiedziała mama i wyciągnęła z kieszeni swojskiego dresu rozkładany telefon. Wykonała kilka pstryknięć i przyłożyła słuchawkę do ucha przyciskając ją ramieniem.
- Halo? tak? Już jedziesz? Jajka czekają. Tak, ja też. pa. Pa. - powtórzyła dwa razy pożegnanie mama i wyłożyła jajka na pięć identycznych niebieskich talerzyków.
- Marta i Ida, macie wczesniej. Zanim zjecie dziewczyny dostaną zadanie bojowe - sprawdzić, czy wszystkie okna są pozamykane. Natalio, proszę Cię, weź szybki prysznic i obudź się nareszcie. - powiedziała gniewnie mama i odmierzyła kropelki nasercowe wlewając je do gorącej herbaty.
- Natalia, proszę Cię, co Cię gnębi. - powiedziała tuż za drzwiami Lea i objęła siostrę.
- Nic, w czym mogłabyś mi pomóc. - odparła efektywnie Natalia i trzasnęła drzwiami od łazienki. Zdziwiona Lea przeszła po domu, pozamykała okna i wróciła do kuchni. Smarkate, udając pociąg udały się do swojego pokoju.
- Co ją gryzie. - szepnęła mama skubiąc lakier z paznokci.
- Nie mam pojęcia. Ale na pewno nie jest to sytuacja normalna. Natalia przecież na codzień nie jest osobą, która jest osowiała i zła z byle powodu. - wytłumaczyła prędko Lea próbując odwrócić uwagę mamy od trudnego tematu.
- Masz tu kolację. Zjedz ją, wykąp się i połóż się spać. Jutro ciężki dzień... - powiedziała i z majestatycznym spokojem nałożyła córce jajko. Po chwili trzasnęły drzwi wejściowe. Ojciec wszedł, roześmiany, lekko przysypany śniegiem. Natychmiast objął mamę..
- Kochanie, co jest. - zapytał zasiadając do stołu. Jak zwykle najpierw pociągnął solidnego łyka herbaty, dopiero potem zjadł jajko.
- Nic.. Natalka jest jakaś dziwna. Ona chyba nie cieszy się na ten wyjazd. - powiedziała ze smutkiem matka i oparła głowę o żółtą szafkę z talerzami.
- Chodźmy do sypialni. To ci dobrze zrobi. - powiedział ojciec i zabral ją, obejmując ramieniem i prowadząc po schodach. Lea dobrze to widziała, obserwując rodziców ze schodów na swoim poziomie. Po chwili z drzwi łazienki wyłoniła się blada Natalia.
- Co ci jest?- zapytała zdziwiona Lea patrząc na siostrę.
- Nic. zostaw mnie, proszę. - powiedziała cierpko Natalka i znkinęła w drzwiach swojego pokoju. Lea wyciągnęła z szafki ręcznik i koszulę nocną, po czym poszła się wykąpać. Woda pełna była piany, kiedy Lea weszła do łazienki i zakręciła kurek z ciepłą wodą. Przejechała palcem po pianie i powąchała ją. Świeży zapach mandarynki zawsze działał na nią kojąco. Zanurzyła stopę w wodzie, kiedy mydło wyślizgnęło jej się z ręki i powędrowało po kafelkach w okolice kosza na śmieci pod umywalką. Dziewczyna na kolanach więc przeszła ostrożnie po lodowatej posadzce do kosza i wzięła je, ale coś wcześniej ją zaciekawiło. Z kosza wystawała mała, niepozorna pałeczka. Pociągnęła za nią. Wyskoczyło za nią parę papierków. Na samym nagłówku widniał napis... Pre-Test. Test ciążowy. A pod spodem oznaczenia, a na pałeczce dwie kreski. Wiedziała, co się dzieje. Natalia więc spodziewa się dziecka. Woda była zimna, kiedy weszła do wanny i cała zanurzyła swe osiemnastoletnie jestestwo. Wysuszyła włosy za pomocą składanej suszarki i wróciła do pokoju. Odrzuciła narzutę z łóżka, przetrzepała jeszcze raz poduszki i opadła na nie teatralnym gestem. Jak zwykle, zapach terpentyny kołysał ją do snu. Pełna dobrych intencji niczym beczka napełniona świetnym nastrojem usnęła. Spokojnie, majestatycznie. Smarkate też spały. Ida, jak zwykle rozkopana i uśmiechnięta od ucha do ucha, Marta z tą swoją tejmniczością. I skulona we własnych kłopotach biedna Natalka, obejmujący się rodzice. Miłość i czułość. I jutrzejsza podróż do Paryża.

Zong
22.12.2005, 21:31
fajnie piszesz, Cocaine! te porównania :) pisz tak dalej, i rozwijaj dalej tak akcje, super jest!
Sorki, że krótki odcinek. Następny będzie miał sporo opisów. Nie wiem, kiedy będzie...

Odcinek 3. "Impreza u Gośki"
Wstałam dziś o 11. Miałam czas. Za pięć godzin zacznie się impreza. Poszłam do pokoju. Mamy nie było. Żadnej kartki. Mogłam się spodziewać, że weźmie tę pracę sobotnią...
Obiad zrobiłam sobie sama. Tylko zupa z Knorra. Wiedziałam, że u Małgorzaty będzie dobre żarcie.
-Dzień dobry! Tu Alina. Przyszłam do Gośki - krzyknęłam w domofon.
-Wejdź, Linka.
W drzwiach stała Gośka.
-Hej, Gosia!
-No hej, Lina. Jesteś druga... Narazie spoksik.
-Oh, na razie. A to dla ciebie. I wszsytkiego, co najlepsze! Sepłnienia marzeń.
Mogłam dodać "sukcesów w nauce", ale to byłoby nie na miejscu. Gośka ledwo dostawała dwóję z matmy i fizy. Sukcesy nie jej w głowie, choć każdy pod pojęciem "sukces" rozumie co innego.
Siedzieliśmy, gadaliśmy. Małgosia pokazywałą prezenty. Wszystkie wybierała Julka, co do tego nie było wątpliwości. Ten patent z Julą był nawet korzystny, bo osoba na pewno nie otrzyma takich samych prezentów!
O 18 wkroczył chłopak Gośki. Barczysty, ogromny, starszy od nas. Ewka szepnęła z tyłu, że studiuje na AWF-ie. Popatrzyłąm na niego i przypomniałam sobie słowa matki.
"Dziewczyny nie martwią się o siebie, o swoją duszę, tylko..."
W tym momencie student namiętnie całował Gosię. Spojrzał po gościach. Skupił na mnie wzrok. Spojrzałam mu w oczy. O Jezu, nie, jak najprędzej stąd wyjść. Jak najprędzej. Wymyślić coś. Odwróciłam się do Ewki, zaczęłam coś mówić. Niech ten chłopak na mnie nie patrzy! Proszę...
-Ej, Małgorzata! Ta dziewczyna...
-Linka.
-Mayby, my baby. To córka tej *****i z burdelu na Nowotarskiej!

Cocaine
23.12.2005, 12:47
Zong, czytam z wypiekami na twarzy. Ale będzie jazda *_*

Odcinek 3
Rano przetarłam oczy i wygrzebałam się z odmętów koszmarnie wykrochmalonej pościeli. Zrobiony własnoręcznie zegar - a raczej jego fluorestencyjne wskazówki zatrzymały się na czwartej nad ranem, a sekundnik dygotając przesuwał się dalej i dalej. Szczęk naczyń z dołu świadczył o tym, że albo Natalia, albo mama preparują śniadanie dla całej rodziny. Lea jeszcze raz gwałtownie przetarła pięściami po oczach i zamrugała kilka razy. Sprzęty wreszcie przestały się rozmazywać i wyraźnie wyróżniła wśród nich parę kolorowych paczuszek o mniej więcej tych samych wymiarach, które miała zabrać do Paryża jako prezent dla rodziny. Miała też parenaście obrazków, które chciała sprzedać na jednej z wielu zatłoczonych uliczek Paryża. Po omacku próbowała wepchnąć rękę w miękki szlafrok i otworzyła drzwi ciasnej łazienki w której miała za chwilę wziąść prysznic.Ustawiła wodę na ciepłą i weszła do kabiny. Poranny prysznic, połączony z sesją mało udanych śpiewów budził ją na dobre do życia. Wyszła, różowa i pachnąca w lodowatą przestrzeń i natychmiast okryła się ręcznikiem. Przebrała się w wygodne dżinsy, ulubioną koszulkę z kotem Garfieldem i zarzuciła na to sportową bluzę.
- Dzień dobry - powiedziała, wchodząc do kuchni. Ku jej zaskoczeniu to nie mama siedziała przy stole, ale Natalia.
- Nie taki dobry, jakby się zdawało. - odpaliła siostra i pociągnęła nosem.
- Wiem co się dzieje, Nana. Doskonale wiem. Dlatego.. proszę, powiedz o tym mamie. Przecież Cię nie wyrzucą z domu. - powiedziała troskliwie Lea, po raz pierwszy czując się opiekunką tej starszej, odpowiedzialnej osoby. To zazwyczaj Natalia przychodziła do niej gdy uczyła się fizyki i miała już dośc, robiła jej kakao i herbatę z miodem, pomagała się jej opiekować Martą i Idą.
- Wiem.. mama też już wie. Powiedziałam jej na osobności dziś w nocy. Nie wiem, czy dotarł do niej sens moich słów, bo była półprzytomna. - powiedziała Nana spuszczając głowę w dół, a kosmyki jasnych włosów zanurzyły się w ciepłym napoju.
- O wilku mowa - uśmiechnęła się Lea, gdy zaspana mama, w długiej białej koszuli nocnej pojawiła się w drzwiach tłumiąc ziewnięcie.
- Uch, czwarta rano, a ja już na nogach. Nie do pomyślenia - rzuciła w przestrzeń, po czym zabrała się do robienia śniadania. Uśmiechnęła się ciepło do Natalii, wyjęła chleb, masło orzechowe i galaretkę winogronową, po czym zawołała Natalię za drzwi. Lea tymczasem pokroiła kromki na dwie połówki i uważnie słuchała tego, co mówi za drzwiami mama. Poprosiła o powtórzenie tego, co Natalia mówiła w nocy. Nie, nie krzyczała. Wręcz przeciwnie, powiedziała, że będzie pomagać ile będzie mogła. Podsłuchując Lea nawet nie zauważyła, że prawie sobie poszatkowała palce. Otworzyła z chrzęstem pudełko z masłem orzechowym i grubo posmarowała każdą z kromek. Nałożyła na nią galaretki, a gdy wróciła mama z Natalią kanapki były już gotowe.
- O rany, dziękuję ci. Przyjdzie tato, to poproszę go, żeby zrobił herbatki. - powiedziała mama, po czym usiadła przy Natalii i nadgryzła chleb z masłem.
- Witam, witam - powiedział ciepło ojciec i nastawił wodę na herbatę. Sześć kubków stało po chwili rzędem na kuchennym blacie, a równy chrzęst nakładanego cukru towarzyszył im przez dłuższą chwilę.
- A gdzie Marta i Ida? Przecież one, jeżeli pośpią jeszcze chwilę za Chiny się nie dobudzą!! - wykrzynęła mama i podniosła się gwałtownie z ławy zza stołu. Herbata, w parujących kubkach po chwili stała przed każdym z domowników, a Marta i Ida właśnie weszły do kuchni.
- aa... po co nas obudziliście tak wcześnie? - lamentowały ze łzami w oczach słaniając się po kuchennych sprzętach.
- Siadać i nic nie gadać. Zjedzcie porządne śniadanie, wypijcie herbatę i ubierzcie się. - nakazała mama. Sama właśnie skończyła spożywanie śniadania i zniknęła w drzwiach garderoby by wybrać odpowiednie dla dnia dzisiejszego ubranie. Tata poszedł w jej ślady, a Natalia zniknęła w drzwiach swojego pokoju, by spokojnie dokończyć pakowanie tak drobnych rzeczy jak np. szczotki czy szczoteczki do zębów.
- Wybierzesz nam ubrania? - zapytały błagająco bliźniaczki. Nic w tej chwili nie miały z tej charakterystycznej dla siebie smarkatości, były słodkie jak wielki ptyś oblany ze wszystkich boków lukrem, a fe.
- Tak... chodźmy już. Zjadłyście? - zapytała po czym wrzuciła naczynia do zmywarki i zgrabnym biodrem wcisnęła przycisk czyszczenia.
- Tu tu, z tej szafy - pokazały jej dziewczynki po czym weszły całe pomiędzy wieszaki z ubraniami. Wybór był trudny, było zimno, a dziewczęta miały ochotę na koszulki na ramiączkach
- Jak wam tyłki zmarzną, nie biorę za to odpowiedzialności - mruknęła Lea.
- Powtórz, co powiedziałaś - nakazała Ida, przewodząca zresztą w rodzinnym tandemie, a gdy wysłuchała tego, co siostra miała do powiedzenia, poprosiła o ciepły sweter.
- W ten oto sposób, proponuję abyście włożyły te dżinsy, pod spód ten czarny podkoszulek, a na wierzch ten czerwony kosmaty golf. Przynajmniej będzie wam ciepło. - powiedziała Lea i związała dziewczynkom włosy w równe warkocze.
- Super. Dzięki Lea. - powiedziały, ku zdziwieniu siostry dziewczynki i wygoniły ją na dwór. Po chwili rodzina tłoczyła się w ciasnym przedpokoju i wszyscy ubierali buty.
- Mamoooo, ona mi zabrała te buty z kolorowymi sznurówkami! - rozpaczała Marta, gdy Ida sprawnymi paluszkami wiązała wysokie kozaczki aż pod kolano.
- Nie szkodzi, bez nich też jesteś piękna - pocieszyła ją mama i wyszła pierwsza przed dom. Po chwili, równym łukiem zajechała pod dom samochodem i zaprosiła ich do wejścia. Pomogła ojcu wszystko załadować do bagażnika, przeliczyła dziewczynki i ruszyła w stronę lotniska.
- Kochanie, wyłączyłem żelazko? - zapytał tato.
- Tak. Odłączyłam wszystkie przewody? - zapytała mama.
- Jasne. Dziewczynki, zbliżamy się do lotniska. - zapowiedział tata, jakby nie można było rozpoznać tego jakże charakterystycznego budynku o nieokreślonym kształcie. Lea, ciągnac swoją walizkę zdziwiła się. Były tylko we trzy. Ona, Ida i Marta. Gdzie Natalia? Po chwili ich dogoniła. Całe szczęście, wróciła szybko samochodem po paszport. Lea przeszła przez odprawę i chwilę powłóczyła się po pasażu bezcłowym. Kiedy zaprosili ich do samolotu poszła posłusznie w stronę rękawa i zajęła swoje miejsce. Na całe szczęście, miała te cztery godziny spędzić w towarzystwie tylko Natalii. Marta i Ida siedziały za nimi. Kiedy samolot wystartował, Lea poczuła, że zostawiła tam coś ważnego. No jasne! FARBY!!

Zong
23.12.2005, 18:23
No, no, Lea bez farb? Biedaczka, co ona tam będzie robić?...

"Jak żyć? - pamiętnik" Odc. 3
Za późno. Już zdecydowanie za późno. Zapanowała taka cisza, że słychać było tylko idącą gdzieś z boku piosenkę "Życie jak poemat". Do tej pory ją lubiłam, lecz teraz stałą się najgorszą w moim życiu. Przez chłopaka Gośki.
Jak oni zareagują na wiadomość? Dziesięć dziewczyn z dawnej szkoły, podstawówki, Małgośki. Na ich twarzach współczucie. Oczywiście skierowane do solenizantki. "Jak można koleżankować się z taką osobą?". Nie muszą nic mówić. Umiem czytać wyrazy twarzy... Sporo osób z naszej klasy. Wszystkie, oprócz jednej - Grażyny, tej bogaczki, Gośka ją zaprosiła (żeby się podlizać?), ale Grażyna zachorowała - dziewczyny i kilku chłopców. Wyraz ich twarz? Zaciekawiony, cóż to będzie? Wiadomość rozniesie się szybko po klasie. Część osób o tym już wiedziała. Jak na przykład Kosilska. Jej twarz była spokojna. Julka to ma wtyki, takie jak chłopak Gosi, i wie, co się dzieje.
-Hej, Marcin, daj spokój Lince - powiedziała Gośka. - Ale... skąd wiesz, kim jest jej mama?
-No cóż, Małgorzato... Ma się te znajomości - zaśmiał się jak idiota.
-Znajomości? - spytałą zmartwionym głosem Gosia.
-Gośka, uspokój się! Nie ma sensu ciągnąć nudnej dyskusji. Czas leci. Marcin, przyznaj się i już!
-Marcin...?
-Małgosiu - szepnął, całując dziewczynę Marcin. - Ja czasem tam chodziłem. I akurat ta mała szła do matki, dać jej coś.
-Czasem? Marcin, co to wszystko znaczy!
-Chłopak jest niezaspokojony! - krzyknęła któraś z dziewczyn.
-Że co?... Po tym wszystkim, co przeżyliśmy? Po naszych prawie że codziennych wspólnych nocach? Marcin, ty... jak mogłeś mi to zrobić? Nie chcę cię więcej widzieć!
-Bardzo dobrze! Jolka, ta mama Liny jest lepsza w łóżku! Żegnaj, Małgorzato!
Wyszedł.
-Och, Gosia, tak nam przykro... Nie był ciebie wart, ten głupek - zaczęło się. O, nie, ja, Linka, córka... córka dobrej kobiety, która należycie mnie wychowała, nie wytrzymam tego!
-Idiotki! Banda kretynek! Siedziałaś zapatrzona w tego Marcina, będąc na każde jego kiwnięcie palcem! Wszystko dla niego. Perfumy, ubrania, oceny. Wolny czas. Tylko on. I te teksty, jak z telenoweli! "po tym wszystkim...", "jak mogłeś". Małgośka, obudź się, dziewczyno! To ktoś, kto przede wszystkim nie jest wart nikogo! Jeśli spędza z tobą noce, a potem idzie zaspokoić się do...
-...do Jolki, twej matki - powiedziała Gośka złośliwie.
-To pseudonim. To jest, mama ma tak na drugie. Gośka, ten facet to jakiś głupek! Dałaś się nabrać na jego piękne ciało i śliczne oczka!
-I ty to mówisz!
-Ja to mówię. Ja, Ewa, ja! Wiem, co dobre. Matka ma doświadczenie i nauczyła mnie, co ważne! "tak wam przykro"! to straszne! Nie chcę się zniżać do waszego poziomu!
-Ty to mówisz, córka prostytutki! S***wysyn!
-Chyba córka - zaśmiał się chłopak z mojej klasy.
-Gosia, znajdziesz lepszego! - dodała Karolina.
-Tak, on był głupi! Zabawa trwa!
-Ale beze mnie!!! - krzyknęłam. "Chyba córka". Och, to poniżenie. Nie odpowiadam za zawód mojej matki.
Weszłam zapłakana do domu. Nie moja wina! Nie wybieram zawodu mamy! Ach, co to jest! Wolny kraj... wyśmiewać kogoś za...
Usiadłam przed biurkiem. Znalazłąm ksiązkę, wspaniałą książkę. "Balladyna". Otworzyłam na którejś stronie.
"[Wdowa]
(...)Już my jutro z Alinką dożniemy ostatka;
A ty, moje dzieciątko, siedź sobie za ścianą.
ALINA
Nie! nie, nie, jutro odpoczywa matka,
A my z siostrzycą idziemy an żniwo(...)
WDOWA
Dobre moje córki,
Z wami to nawet ubożyzna miła(...)"
Czemu nie mam takiej siostry, takiej, jaką jest ta Alina? Może mama mi dała tak na imię, bym byłą dobrą? To dlaczego urodziła mnie z "nieprawego łoża"? Bo przecież, gdyby byłą wdową czy rozwódką, powiedziałaby mi o tym... Mamo...
Chwyciłam kartkę, długopis, ten od Julii, i napisałam. Historię pełną prawd życia. Niezbyt długą i smutną. Napisałam i rzuciłam gdzieś, gdzieś przed siebie. Zaczęłam płakać.
Ach, nie wybieram zawodu matki! Mamo, dlaczego... dlaczego ludzie są źli?

Cocaine
23.12.2005, 20:15
Emocjonujący odcinek i zakończenie we wspaniałym miejscu.

Odcinek czwarty.
Lea zamarła na dłuższą chwilę. Miała wrażenie, że świat zatrzymał się na chwilę, że Ziemia przestała się kręcić, a ona sama przestała oddychać. Poczuła nadmierną suchość w ustach i okręciła się do tyłu. Ida i Marta grały w Scrabble Travel wzmagane okrzykami Natalii, która pomagała - to jednej, to drugiej. Podniosła rękę do góry i zaraz tuż obok niej pojawiła się miła blondynka w niebieskim uniformie.
- Podać coś? - zapytała z uśmiechem na ustach.
- Wodę poproszę. - wyszeptała słabo dziewczyna i opadła na oparcie miękkiego fotela. Po chwili miła kobieta wyrosła przy niej z kubeczkiem wody w ręku. Dziewczyna otworzyła go zgrabnym ruchem ręki i wypiła wodę duszkiem.
- Natalia... Nana - powiedziała cicho, ale Natalia obróciła się w jej stronę i popatrzyła na nią. Ściągnęła brwi, co oznaczało, że intensywnie myśli.
- co jest? Nie wyglądasz najlepiej. - odparła
- Ja.. ja zapomniałam farb z domu. - powiedziała cichutko dziewczyna i oparła głowę o ramię siostry.
- O matko. To straszne. Wyrazy współczucia. Trudno, chyba sobie kupisz nowe, co? - zapytała Natalia. Szczerze mówiąc Marta z Idą właśnie rozpoczynały głośniejszą wymianę zdań i chciała uspokoić smarkate.
- Właśnie chodzi o to, że nie. One są bardzo drogie.
- Dziś jest Wigilia - odpaliła Nana i obróciła się plecami do siostry.
- Jasne. - powiedziała Lea rezolutnie i zasłoniła roletkę w niewielkim oknie samolotu ucinając jednocześnie panoramę na cukierkowe obłoki podświetlane od spodu morelowym pożarem słońca. Oparła głowę o miękką, wręcz aksamitną poduszkę dołączoną do oparcia i zamknęła oczy. Powoli bębnienie w głowie ucichło, ale wargi piekły jak nigdy. Zamknęła oczy i zasnęła.

Obudziło ją słabe pukanie w ramię. Pierwszym widokiem jaki zobaczyła po otworzeniu zapuchniętych powiek była skromna niebieska czapeczka z logo American Airlines i wystające spod niej blond włosy - dopiero potem zauważyła rudą Natalię i resztę rodziny.
-Zaraz będziemy lądować. - poinformowała ją Natalia, po czym zapięła siostrę w pasy. Nie czuła się najlepiej. Kręciło się jej w głowie, w dodatku czuła się tak, jakby miała zamiast mózgu bęben, w który ktoś natarczywie wali. Odsłoniła roletę i brzask wstającego słońca oślepił ją na chwilę tak, że musiała przymknąć oczy. Dopiero kiedy wylądowali i byli mniej więcej na powierzchni Ziemi już poczuła, jak wszystko z żołądka wraca jej do ust. Na szczęście po chwili otworzyły się drzwi i świeże powietrze zapobiegło nieszczęściu.
- Córeczko? Nie wyglądasz najlepiej. - powiedziała mama okrywając rozebraną do koszulki Leę kurtką.
- To prawda.. ale nie to jest najgorsze. Zapomniałam farb. - powiedziała cichutko dziewczyna i wtuliła się w miękki sweter matki.
- Dziś Wigilia. - powiedziała mama ciepłym głosem i zapięła suwak od puchowej kurtki córeczki. Lea miała już tego dość. Dziś Wigilia, dziś Wigilia. Z ponurą miną wzęła swoją walizkę i ciągnąc ją flegmatycznie dotarła do wolnej taksówki o rozmiarach mini vana. Rzuciła na siedzenie obok kierowcy wizytówkę z adresem fotelu i zajęła miejsce przy oknie na tylnym siedzeniu.
- Kochanie, zaraz będziemy na miejscu. - powiedziała mama i okryła dziewczynę kocem. Chwila potrwała do półtorej godziny. Korki, o tej porze dnia, kiedy wszyscy jechali do pracy były niestety nieuniknione.A jeszcze cały czas padał śnieg. Koszmar, pomyślała Lea. I gdzie ja mam malować? Gdzie te uliczki z Paryskich pocztówek?
- Jesteśmy na miejscu - powiedział tato i wyskoczył żwawo z samochodu. Podał bagażowemu wszystkie walizki i z uśmiechem pomógł wysiąść Lei.
- Coś nie tak? - zapytała dziewczyna widząc na sobie pytający wzrok ojca.
- Nie.. to znaczy tak, ty chyba jesteś mocno przeziębiona. - powiedział tato i kazał jej iść do apartamentu owinięta kocem. Poczekała aż mama załatwi formalności i poszła za bliźniaczkami do pokoju.
- My chcemy spać na antresoli! - wykrzyknęły obydwie na raz i wyskakując po szczeblach drabinki na samą górę. Antresola, jak się na szczęscie okazało była dwuosobowa - więc mogły na niej spać we dwójkę. Lea zaklepała sobie łóżko we wnęce, osłonięte z trzech stron ścianami, z widokiem na wysokie budynki posypane śniegiem.
- A ja? - zapytała Natalia kiedy wszyscy domownicy swoje walizki rzucili na łóżka i jęli wyciągać z nich potrzebne do życia codziennego rzeczy.
- Ty będziesz spała pod antresolą. Tu jest kanapa, rozłożymy ją i będzie jak znalazł. - powiedziała mama i rozłożyła kanapę.
- No dobra, ale chyba nie przyjechaliśmy do Paryża po to, żeby siedzieć w pokoju na antresoli i rozglądać się po widokach za oknem. Chodźmy na porannego croissanta! - promieniowała energią Marta, spotykając się z gorącym poparciem Idy.
- Niemożliwe. Ja zostaję, proszę kochanie, weź je na spacer. Zostanę z Leą. Coś z nią nie tak. - powiedziała cicho mama w nadziei, że dziewczyna nic nie słyszy. Ale Lea już leżała w łóżku, zakopana po uszy w pościeli.
- Kochanie, wszystko w porządku?
- Nie, boli mnie gardło i głowa. - odparła dziewczyna zgodnie z prawdą. mama kazała wysunąć jej język i zajrzała do gardła.
- Brzydko obłożone. Kochanie! - zawołała jeszcze na schodach i kazała im pójść do najbliższej apteki by zaoptarzyć rodzinę w syrop przeciwkaszlowy i tabletki od bólu gardła.
- Mam to połknąć? - zapytała, kiedy na szafce nocnej pojawiły się dwie pastylki i jedna duża tabletka.
- To wapno, głuptasie. Spokojnie, rozpuść sobie w wodzie i idź spać. Obudzimy Cię na kolację wigilijną. - powiedziała mama i przyniosła szklankę ciepłej wody. Dziewczyna po wypiciu wapna zasnęła. A potem odpłynęła w krainę snu. Kiedy obudziła się, zobaczyła twarz mamy. Wszystko było ok. Głowa nie bolała, tabletki na ból gardła uspokoiły koszmar w buzi. Usta wyglądały normalnie. Powoli otworzyła jedno oko. O Boże! To tylko sen! Siedzi w samolocie i nadal leci do Paryża! Niemożliwe. Czyżby śniło jej się, że będzie chora? Lea po chwili pogmerała w torbie podręcznej i wydała z siebie głośny oddźwięk oddający uczucie ulgi. Komplet farb leżał na swoim miejscu.

Zong
23.12.2005, 20:56
Dobry był ten wątek ze snem... Aż się szczerze uśmiechnęłam :)

"Jak żyć? - pamiętnik" Odcinek 4
Płakałam kilka godzin. Około 21:30 przyszła do mnie mama. Zadałam jej pytanie, pytanie, przez którego sens płakałam.
-Mamusiu, dlaczego ludzie są źli?
-Lina, co ci się stało u Gośki?
-Jej chłopak jest twoim... ekhm... klientem. Wyznał prawdę. Gośka go rzuciła, a mnie... obrażono.
-Lina... Możesz tam nie wracać!
-To nic nie zmieni. W innej szkole też odkryją ciebie. Tu i tak mało osób mnie lubi. Ach, to wszystko przez twój zawód! Jak można kogoś sądzić za jego matkę?
-Bo jest się złym, nierozumnym... Zapatrzonym w chłopców, pamiętasz?
-Tak, mamo.
Chwilę milczałyśmy. Mama jest mądra i odgadnęła pytanie, które bałam się zadać.
-Chcesz wiedzieć, dlaczego zostałam kobietą lekkich obyczajów, tak? Więc, Lina, nie przyjęto mnie na Uniewsytet. Chciałam pisać, ale nie umiałam teorii. Nie umiem życiorysów, nie moja wina. Nie mówiłam ci o twoich dziadkach, pamiętasz?
-Jak mogłabym o tym zapomnieć?
-Linka, ja... ja nie mam rodziców. Oni zmarli, jak miałam parę lat. Byłam w domu dziecka i u ciotki. Jako osiemnastolatkę mnie wygonino. Wiesz, Lina, nie miałam dokąd iść. Z rodziny miałam właściwie tylko ciotkę Martynę. To ona mnie nie chciała. Kilka dni spędziłam na ulicy. Och, córeczko, do dziś to pamiętam! Chodziłam głodna, szukałam miejsca, do któego mogłabym iść. Pracy, dorywczej, ale żeby mieć co zjeść. I znalazłam... agnecję towarzyską. Przyjęli mnie. Byłam ładna.
-Mamo, czy... tylko to się liczyło? Nie doświadczenie?
-Och, kochanie, ja byłam doświadczona! Kiedy spotkałam Jarka w gimnazjum, wiedziałam, że coś nas połączy. Stało się. Byliśmy razem 3 lata. Potem wyjechał i napisał jeden list:
"Weroniko,
nie wrócę. Nie płacz za mną. Szukaj dobrego życia,
Jarek"
Lina, spędziłam z nim tyle dni. Zresztą, doszkolono mnie. A co cię tak to interesuje? Chyba nie chcesz zostać prostytutką?
-Nie. Chcę cię poznać.
-Wiesz, to z tamtego okresu czerpię najwięcej prawd, które ci przekazuje. Ucz się na cudzych błędach.
-Czemu nie zrezygnowałaś?
-Urodziłaś się. Praca dawała dużo forsy. Poza tym jest jak narkotyk, wciągnęła mnie. Lina, ale już cicho, spokojnie. Będzie dobrze.
-Tak... wierzę...
-Ale nie dziś opowiem ci o tobie... Może kiedy indziej.
Kiedy indziej nastało następnego dnia, w niedzielę wieczorem, kiedy prawie płakałam.
-Najpier kilka dni w pracy, było fajnie. Miałam z czego żyć. Myślałam, niedługo się wyrwę - opowiadała mama.
-Ale ja wkroczyłam do akcji.
-Zemdlałam w tramwaju. Poszłam do lekarza. "Co pani u mnie robi! - krzyknął - do ginekologa, ale już!". To był trzeci miesiąc, Lina. Musiałam z czegoś utrzymać małe dziecię.
-Czemu nazwałaś mnie Alina, mamo?
-Ładne imię. Czytałaś "Balladynę"? Alina jest dobrą, uczuciową kobietą. Chciałam, byś i ty była taka. Byś pojęła, tyle ile ja, ale bez tylu cierpień i poniżeń.
-Niejedno już przeżyłam, więc i więcej wytrzymam. Możesz być spokojna o swoją córkę. Alina Łukomska da sobie radę w życiu.

Zdawało mi się, że mama wygrała mnie i powrót do szkoły, mimo cierpień. Ale kiedy rano, w poniedziałek, wychodząc chciałam się z nią pożegnać, zobaczyłam, że czyta ten tekst, który napisałam po imprezie, krzyknęłam:
-Nie, nie idę tam!
Jak drobna czynność może zmienić cały los człowieka.... O tym przekonała mnie moja mądra, doświadczona mama... I nie chodzi o ten dzień... Ten tekst. Mamo, co ja bym bez ciebie zrobiła? Życie byłoby inne. Każda czynność życiowa pozornie niespokrewniona oddziałuje na siebie. Tak jak ty oddziałujesz na mnie, kochana. Jesteś moim życiem. Tylko ty potrafisz mi je wytłumaczyć, mamo. Chciałabym zrozumieć sens życia, ale na razie nie wrócę do tych ludzi. Na pewno przeleję niejedną łzę, zanim doświadczego tyle dobrego i złego, wspaniałego, co moja mama...
Co bedzie ze mną? Jakie będzie moje najbliższe i to dalsze jutro?

Cocaine
24.12.2005, 19:41
Zong, świetnie. Można to było zostawić na sucho, ale ty bardzo ładnie ubrałaś ten dialog w uczucia.

Częśc piąta
Lea opadła ze zmęczeniem na oparcie fotela. Coś w jej śnie było naprawdę pokręcone, bo stewardessa miała włosy koloru dorodnej marchewki i co gorsza, uroczy czepek, ale z logo firmy Lot. Popychała przed sobą skrzeczący wózek i stanęła pomiędzy ich fotelami. Nakazała rozsunąć stoliki zamontowane w fotelach osób siedzących przed nimi. Do wyboru było całe menu przystawek - przed nimi jeszcze trzy godziny lotu, za półtorej mieli podać danie główne. Lea wzięła dla siebie skromną sałatkę wielowarzywną z dużą zawartością zielonej sałaty(wymagającej, nota bene wyjątkowego zaangażowania szczęk) i popatrzyła co też zamówiła reszta rodziny. Rodzice zdecydowali się na lampkę szampana i dobrą sałatkę z apetycznie podsmażonym kurczakiem w chrupkiej panierce. Natalia, która od zawsze była mięsożercą wzięła jako przekąskę koreczki z serem żółtym, szynką i warzywami. Najdłużej zastanawiały się wybudzone z ciężkiego letargu smarkate - Marta i Ida przebierały w menu otwierając każdą potrawę, aby w końcu zdecydować się na jakże im dobre znane płatki śniadaniowe i mleko czekoladowe w kartonikach. Lea zjadła swoją porcję sałatki i zamknęła tekturowe pudełeczko. Wrzuciła ja do kosza umocowanego pod fotelem i odprężyła się. Mama z tatą odgrywali właśnie partię Scrabbli Travel, Marta i Ida usnęły okryte kocami przez stewardessy, więc Lea obróciła się i zasunęła im zasłonkę, by brzask wstającego słońca nie raził je w oczy. Widać jedynym kompanem do rozmowy była siostra Nana.
- Natalia? - zapytała ciepło Lea dotykając ramienia siostry. Rude sprężynki, prędzej od właścicielki obróciły się i spotkały się ze stalowym spojrzeniem Lei.
- Rany, masz spojrzenie jakbyś chciała kogoś zamordować - mruknęła dziewczyna i przetarła zaspane oczy.
- No nie, no proszę, nie mów mi, że i ty uśniesz - powiedziała Lea i chwyciła Natalię za rękę.
- O co Ci znowu chodzi. Błagam, nie mówmy o tym - poprosiła Natalia i spojrzała w dół.
- Nie, nie chcę o tym mówić. Chcę Cię zapytać, co my tam niby będziemy robić. - powiedziała smętnie Lea i wyciągnęła z bagażu podręcznego małą fioletową kosmetyczkę.
- No.. ee.. pewnie będziemy mieć święta, nie. A pojutrze.. no nie wiem, wiesz, rodzice coś zaplanowali.
- A na sylwa będziemy w domu? - spytała z nadzieją Lea.
- No co ty, kobieto. A myślisz, że po co cały tydzień łaziłam po kosmetyczkach, kolorystkach, fryzjerach i solariach?
- Nie mam pojęcia. - odparła dziewczyna chłodno i zaczęła sią bawić kółeczkiem od rolety.
- Zostajemy tam, to pewne. Wracamy w nowy rok, mamy wtedy samolot.
- Przede mną w takim razie dziesięć dni malowania, rysowania, spędzania świąt, żarcia, ćwiczenia aby spalić kalorie i biegania po kafejkach, żeby znaleźć normalną kawę - burknęła Lea i omal nie wsadziła sobie tuszu do rzęs do oka.
- Uważaj, bo sobie oko wybijesz. I będzie bieda. Serio, młoda, to szykuj się lepiej. Masz siano na głowie. - powiedziała Natalia i zmierzwiła siostrze fryz.
- Jasne. Spójrz na nie! - powiedziała Lea i ujęła włosy na czubku głowy. Kilka pasemek teatralnie opadło jej na różowe z emocji policzki, reszta pozostała na głowie rozsypując się w ekstra fryzurę. Natalia była w porównaniu z nią beznadziejna. Rude kędziory, odziedziczone po prababce prababci(masło maślane) układały się wręcz beznadziejnie.
- Ech.. masz rację. Masz świetne włosy. Kruczoczarne, gładkie. Lśniące i mocne na dodatek! - jęknęła Natalia i pociągnęła siostrę za ciemny pukiel.
- Halo, dziewczynki, wstawajcie - powiedziała mama i szturchnęła kilkakrotnie dziewczynki w nogi. Marta we śnie wyglądała cudownie. Zwinięta w kłębuszek na szerokim fotelu, Ida była jej przeciwieństwem. Rozwalona na całej powierzchni siedziszka, okryta kocem raptem na stopach wyglądała komicznie. Po chwili stewardessa wróciła ze skrzypiącym wózkiem, z parującymi półmiskami tym razem. Lea nie była głodna, odmówiła więc posiłku i skuliła się do okna. mama z tatą zamówili skromne dania, jedynie Natalia i siostry, przegłodzone po drobnych przekąskach chętnie zjadły coś dużego na ciepło.
- Martuś? Najadłaś się? - zapytała mama, kiedy siostra rozglądała się za pojemnikiem do wyrzucenia tekturowej tacki.
- Taak. - odparła siostra z typową dla niej flegmatycznością. Mama wyrzuciła tackę pod swój fotel i oparła się. Podchodzili właśnie do lądowania, w godzinę po rozdaniu posiłków. Kiedy samolot gładko siadł na płycie lotniska Lea poczuła coś niesamowitego. Witaj kariero, pomyślała.

Zong
25.12.2005, 23:25
Przeczucie myli? Rzadko. Teraz chyba też się sprawdzi. Ładne opisy, Cocaine.

"Jak żyć? - pamiętnik" odcinek 5
-Co się stało z ciotką Martyną? - spytałam nagle.
-Pewno nie żyje. Miałaby ze sto lat.
-Gdzie mieszkała?
-Na Krakowskiej.
-Mamo, ja ci nie wierzę.
-Że mieszkała na Krakowskiej? Córciu, naprawdę... Czemu miałabym kłamać?
-Nie wierzę, że bycie prostytutką cię wciąga.
Mama spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem, zaskoczona nagłą zmianą tematu. Zazwyczaj ciągnęłam jeden temat długo, aż do znudzenia, zadając chyba wszystkie możliwe pytania. A teraz? Nie wiem. Nasunęło mi się. Nie wierzę, że to ją wciąga. Mimo wszystko znam moją matkę.
-I masz rację, Lina.
-To dlaczego...?
-Żeby mieć pieniądze?
-Nieprawda. Jak się urodziłam, to rozumiem. Dziecko kosztuje. Ale teraz? Ciuchy, sprzęt. Nic nam nie brakuje. Możesz zrezygnować i szukać innej pracy!
-A jak mnie nie przyjmą?
-To najwyżej wrócisz! Tam jesteś zawsze mile widziana, mamo!
-Ty mnie znasz, Lina. Nie podejrzewałam. Jak miałaś dwa lata, chciałam zrezygnować. Ale bałam się, że ci czegoś zabraknie, jak nie będę miała kasy, i mi ciebie zabiorą. Załamałabym się. Byłaś cudownym dzieckiem. Córusiu, potem nie myślałam o tym. Ale ty jesteś córką ze snów. Wymarzoną, wspaniałą. Zrezygnuję. Postaram się o pracę dziennikarza, krytyka, pisarza. To mnie wciąga.
-Talent też po tobie odziedziczyłam - westchnęłam cicho. Mama usłyszała.
-Nie mogłam sobie ciebie wyobrażać. Nie znałam ojca, dzaidków, nikogo. Ciotka Martyna? Nie liczy się. Chciałam, byś była pracowita, rozumna, mądra. Ale, Lina, to nawet przez życie się tego samoistnie uczyłaś.
-Mama, ja wiele po tobie odziedziczyłam! - krzyknęłam i wyszłam. Wiedziałam, co by było. Pochwała pracy. Tego opowiadania. Ach, czemu, czemu jej nie zniszczyłam?!

Po lekcjach pożyczyłam zeszyty od Zośki. Była na imprezie, ale udawała, że nic się nie stało. Przepisałam, oddałam, zrobiłam lekcje. Było wcześnie. 15:30. Jutro nie mieliśmy mieć chemii i anglika. Dwie pierwsze lekcje. Czyli ogółem, będą cztery. Nie chciało mi się uczyć. Mamy nie było. Poszła dać wymówienie? Oby.
Siedziałam przeszło pół godziny w męczącej ciszy. Zero odgłosów. Wyobraziłam sobie liczną rodzinę, trójka dzieci, dziadkowie, rodzice, kot czy pies. I w tym ja. Matka, córka, czy wnuczka, nieważne. Włączony telewizor, radio, komputer. Ktoś się kłóci, któś wrzeszczy, małe dziecko płacze... A u mnie cisza. Radio wyłączone. Komputer, telewizor gdzieś tam, wyłączone. Wielu ludzi narzeka na tamtą sytuację. Ja marzę o niej. Tak to jest. Jeszcze ciotka, wujek, kuzynostwo do tego...
Ach! Właśnie! Złapałam plecak. Wpakowałam trochę żarcia, picia, ubrań. Portfel z dokumentami i dwoma, może trzema setkami. Książka. Długopis od Julki i jakiś duży notatnik.
Zostawiłąm kartkę dla mamy na przedpokoju: "Alina Łukomska da sobie radę w życiu". Małymi literami, na drugiej stronie: "nie martw się, wrócę". Po namyśle skreśliłam to, ale tak, żeby dało się odczytać. Ciekawe, czy mama to znajdzie?
Tak, jeszcze klucze. Czy niczego nie zapomniałam? Zapomniałam! Rzuciłam się do pokoju mamy, w posuzkiwaniu jakiegoś naszego zdjęcia. Otworzyłam szufladę. Jej zawartość mnie zaskoczyła. W środku była tylko jedna rzecz. A moja matka wydawała mi się taka sentymentalna, drobiazgowa. Cóż, ma jeszcze kilka szuflad. Chwyciłam ten notes. Pewnie się przyda. Wygląda na stary, napakowany. I widziałam nasze zdjęcie. Coś jeszcze? Stałam chwilę w miejscu. Pomyślałam, rozplanowałam szybko i zdecydowałam. To już wszystko.
Na pewno iść? Tak. To mi pomoże odpowiedzieć na pytanie, jak żyć.
Chwyciłam plecak, klucze zamknęłam drzwi i szepnęłam:-Wrócę tu, może niedługo, ale na pewno będę mądrzejsza i bardziej doświadczona. Mama nauczyła mnie teorii, poszukam praktyki! Na razie. Wrócę na pewno.

Cocaine
26.12.2005, 11:37
Zong, liczyłam na to, że ucieknie. W sumie postąpiłabym tak samo ;)

Odcinek Szósty
Lea narzuciła kurtkę na ramiona i poczekała, aż miłe stewardessy otworzą drzwi. Rodzice zajęli się młodszymi - na Leę i Natalię spadł ciężar odebrania bagaży. Dziewczyny nie czekając na rodziców - zanim Marta i Ida zdołają skompletować garderobę na tyle, by nie odmrozić sobie tyłka na wietrze może minąć naprawdę dużo czasu.
- Lea? Czy ty... no wiesz, zamierzasz malować? - zapytała Natalia kiedy przechodziły przez rękaw. Nagły poryw wiatru zakołysał płachtą i dziewczyny złapały się poręczy, ale gdy sytuacja została opanowana siostra ponowiła pytanie.
- Tak. Rodzice nie widzą w tym nic złego, spytałam się ich już w samolocie. A wiesz, to może być interesujące. Naprawdę, ludzie mogą mnie prosić o wykonanie portretów - nawijała Lea, zanim weszły na halę lotniska. Gwar, biegający ludzie, to nie było im obce. Tak samo zachowywali się dziś do południa.
- Gdzie te bagaże - syknęła Natalia oglądając dokładnie każdą walizkę, która przesuwała się przed nimi na specjalnej taśmie.
- Tu, tu są. - powiedziała Lea i ruchem tygrysicy dopadła wielkich toreb i waliz, które zbliżały się w ich stronę.
- Rany boskie, co te smarkate tam nabrały - jęknęła Natalia zdejmując z taśmy dwie torby wielkości biurka komputerowego z rozciągniętym na boki zasuwakiem.
- Wiadomo, że pakowały się same. W przeciwnym razie torby byłyby prawie puste. Mogę się założyć, że wzięły akordeon i pudęłka zawierające szachy magnetyczne. Samo to waży około trzech kilo.
- Dziw, że ich nie zatrzymali jak ważyli te walizki - stękała Natalia pchając przed sobą wózek wyładowany bagażami. - Gdzie byliśmy z nimi umówieni?
- Przewieź mnie!! - odparł cienki głosik z przodu i już po chwili na wózku siedziały dwie smarkate dziewczynki z uśmiechami od ucha do ucha. Marta i Ida, szczęśliwe jak nigdy dojechały aż pod same drzwi taksówki transportem nadziemnym.
- Przeliczcie się proszę. Jesteśmy wszyscy? To wsiadamy - zapowiedziała mama i wsadziła młodsze do tyłu, sama siadła pomiędzy nimi, a Natalia, Lea i Tato zajęli miejsca na samym tyle taksówki - na specjalnych rozkładanych fotelach bo przednie siedzenia zajmowały bagaże.
- Sorry... Plaza Hotel? - zapytał jeszcze raz kierowca i zatrzymał się na światłach.
- Yes, yes. - gorliwie potwierdziła mama przytulając do siebie córeczki. Światła hotelu widać było z samego lotniska - a w szczególności cztery gwiazdki na samym szczycie i fantazyjne zawijasy przy literze P rozpoczynającej wyraz Plaza.
- Jesteśmy. - powiedziała mama i zaczęła wyganiać rodzinę z samochodu. Miły mężczyzna w uniformie zapakował bagaże na specjalny wózek, mama uiściła zapłatę za przejazd i uśmiechnęła się promiennie do znudzonego taksówkarza, a smarkate badały przyciski świateł na desce rozdzielczej.
- Martaaa! No proszę was, choć raz bądźcie posłuszne - poprosiła Lea i wyciągnęła dziewczyny za kaptury od kurtek z samochodu.
- Ale, ale, my tylko chciałyśmy zobaczyć klimatyzację i oświetlenie i...
- Nieważne. Mamy już nie ma przed hotelem. Nana, gdzie mama? - zapytała Lea i wzięła dziewczynki za ciepłe, spocone łapki.
- Poszła zapłacić za hotel. Mamy pokój.. ee... 989. - powiedziała Natalia i wprowadziła je przez obrotowe drzwi do wielkiego hallu. Stały tam dystyngowane damy, jak i artyści z długimi włosami i małe dzieci ganiające się wokół kanap. Lea opadła na jedną z nich, tuż za nią szumiała woda z niewielkiego strumyczka a dziewczynki wrzucały grosze do wody.
- Na litość boską, choć raz zachowujcie się jak ludzie. - zbeształa siostry Natalia i wzięła je za ręce. - I ty się wreszcie rusz.
- Już... - powiedziała Lea i weszła do windy. Przycisnęła guzik i szklana winda poszybowała z nimi w górę, by zatrzymać się przy korytarzu wymalowanym na niebiesko-żółto. Przy olbrzymim oknie, na którym zawisła delikatna śnieżnobiała koronkowa firanka stał olbrzymi kwiat o grubych liściach. Marta i Ida zaczęły szukać drzwi z numerem 989.
- To tu! - wykrzyknęła Marta i pokazała zasmuconej siostrze język - pokój znajdował się bowiem po obstawianej przez nią stronie.
- Dobrze. Kto ma klucze? - zapytał tato szukając po kieszeniach karty i kluczy
- ja! - wykrzyknęła mama i przedostała się przez stojącą przy drzwiach rodzinę i włożyła klucz do zamka. Klikakrotnie zachrzęścił - i voila, pokój otworzył im swe podwoje. Pokój był ciepły - w kolorze wina i cieplutkiej żółci, a na podłoga wyłożona została miękkim dywanem w żółte kropki. Ściany obklejone były tapetami w żółto-białe paseczki. Pierwsze, co rzuciło się im w oczy, to oczywiście - łóżka. Lea czym prędzej dopadła łóżka, którego wezgłowie było naprzeciw wyjścia na balkon, tak, że mogła tuż po przebudzeniu i przy zasypianiu podziwiać panoramę Paryża z dziewiątego piętra. Marta z Idą, na całe szczęście zaanektowały sobie kompletnie inną częśc pokoju - tę oddzieloną od reszty ścianką działową. Rodzice zaklepali sobie rozkładaną sofę, a Natalia niewielki tapczan przy oknie.
- Dobrze, jesteśmy wszyscy. Trzeba się rozpakować. - powiedziała mama i wyciągnęła walizki. Każdy wziął swoją i zaszył się w swoim kącie. Lea wróciła już po chwili do salonu z paczuszkami w ręku. dla rodzicow przygotowała kopię obrazu 'Płaczący chłopiec' - którego w galeriach nie było już od dawna i ciężko było go sprowadzić skądkolwiek. Dlatego teraz właśnie namalowała im swoją wprawną ręką kopię tego obrazu - udaną szczerze mówiąc. Ułożyła wielką niebieską paczką pod olbrzymią choinką - każdy, z 1500 pokoi dysponował własną choinką, dużą, przyozdobioną w odpowiednie kolory dopasowane do pokoju. Dla Natalii zakupiła pióro Parkera, za którym szalała od kilku tygodni - niestety 150 zł schowane w kieszeni dżinsów wyprało się na amen - a mama stwierdziła, że pralnia nie ponosi odpowiedzialności za rzeczy wyprane w ubraniach. Natalia przeżywała to bardzo - oj bardzo, dlatego też dobra siostra wysłupała z portmonetki ostatnie pieniądze, by zakupić siostrze wymarzony prezent. Dorobiła jej do tego na płócienku niewielkim - nocą przed wyjazdem piękny obraz kobiety w zaawansowanej ciąży, w rozwianej wiatrem sukience. Format obrazka był tak niewielki, że Natalia mogła go równie dobrze nosić w torebce w ramach amuletu. Marta dostanie w tym roku coś, czego pragnęła i o co dręczyła rodziców cały rok - żółtą bluzę z nadrukiem sympatycznego Tygryska - ulubionego bohatera Kubusiowej bajki. Ida miała mniej wygórowane życzenia - chciała tylko zwój woalu, którym mogłaby przyozdobić baldachim przy swoim łóżku oraz coś na szafkę nocną. Lea wybrała modną lampkę w kształcie lalki barbie, która była niewątpliwie autorytetem jedenastolatki.
- Lea, na co te prezenty? - zapytała Natalia, lekko się rumieniąc. Widać siostra na śmierć zapomniała o sprawie tak istotnej w Bożym Narodzeniu - jak właśnie prezenty.
- Ach, no przecież miło kogoś obdarować, nieprawdaż? - zapytała. Po chwili - ku jej zdziwieniu pod choinką pojawiło się jeszcze dwadzieścia pięć prezentów - od każdego dla każdego po jednym. Czyli Natalia wcale nie zapomniała o prezentach! - pomyślała, po czym wyszła z pokoju.
- A ty gdzie? - zapytała mama.
- Ach, idę się przejść - odparła i założyła w biegu kurtkę. Zdołała schować w torebce notatnik, komplet ołówków poukładanych starannie w rządku w metalowym piórniczku. Wyszła do najbliższej kawiarenki i usiadła na krzesełku. Zamówiła kawę z waniliową śmietanką i zaczęła szkicować. Dopóki ktoś nie dotknął jej ramienia.

Zong
26.12.2005, 17:30
Dlaczego od razu uciekła? W końcu jeszcze nie wiesz, co z nią zrobię...
No, to już ma murowaną karierę. Albo? Albo nie wiem. Poczekam, zobaczę. Pisz dalej, jest ciekawe. Fajne opisy :)

"Jak żyć?" Odcinek 6
Westchnęłam cicho. Koniec życia pod spódnicą matki. Hm, przykrótkiej zresztą.
Sprawdziłam, czy mam "rzeczy podstawowe", tj. chusteczki, mp3, komórkę. Miałam. Zaraz... Ja nie mam mapy! Nie wytrwam bez niej. Rzuciłam się do kiosku i kupiłam plan miasta. Pierwsza stówka naruszona.
Dwadzieścia minut później dotarłam na Krakowską. Tramwajem. Jak się okazało, moja dwójka, którą dojeżdzałam do szkoły, jechała na Krakowską. W drugą stronę. Teraz pokonać siebie.
-Przepraszam, pan tutejszy? - spytałam słodko.
-Tak. Pani nie?
-No cóż, ja mieszkam troszkę dalej. Nie znam tej okolicy. Bo wie pan, szukam pani Martyny... Łukomskiej - strzeliłam. Jeśli ciotka nie nazywała się Łukomska, to co?
Facet znał okolicę. Typowy sąsiad. Zna historię, uczucia, myśli...
-No chyba Malin. Martyna Malin, z domu Łukomska. Mieszkała tam, w tej ciemnej bramie, pod dwójką.
-Co się z nią stało?
-Na zawał. A jaka była bogata! Rozdzieliła wszystko między krewnych. Na przykład moją byłą żonę. Haniusiu, czemu... Oh, przepraszam cię. Do widzenia.
-Do widzenia - spojrzałam na faceta z zainteresowaniem. Szukują się ciekawe dni w tej okolicy. Z takimi mieszkańcami nie da się nudzić.
***
Weronika Łukomska weszła do domu. Chwyciła klucze. Chciała otworzyć zatrzask. Nie dało się. "Lina pewnie poszła do sklepu, czy koleżanki" - pomyślała Łukomska. Otworzyła górny zamek i zatrzask.
Rzuciła torebkę na ziemię i przyglądnęła się swojemu lustrzanemu odbiciu.
Ładne, błękitne oczy. Blond fryzura spięta do góry niebieską spinką. Twarz ładna, może śliczna. Mama Weroniki musiała być ciekawą kobietą. Wera znużonym wzrokiem spojrzałą niżej. No cóż, czarna, obcisła miniówka. Bluzeczka na ramiączkach w kolorze nieba, pozwalająca uwidocznić niektóre krągłości kobiety. Na to wszystko rzucony czarny sweterek, dla utrzymania temperatury. W końcu w kwietniu nie ma lata. Wera rozpięła włosy i przeczesała je. Rozebrała się do bielizny. Włożyła jeansy i bluzkę z szerokim dekoldem. Przyzwyczaiła się do wyzywającego wyglądu. Teraz koniec z tym. Łukomska zdjęła szpiliki i włożyła zwykłe, domowe kapcie. Jeszcze raz spojrzałą w lustro. Uśmiechnęła się.
-Teraz wyglądam jak prawdziwa, normalna kobieta. Koniec bycia *****ą! - krzyknęła.
Rozejrzała się po pokoju. Zobaczyła kartkę, zapisaną pismem Linki, jej córki.
-Alina Łukomska da sobie radę w życiu - przeczytała. Obróciła. Coś skreślonego. Chciała przeczytać, ale nie miała siły. Zakręciło jej się w głowie. Tak, jak wtedy, gdy była w ciąży. Szybko pojęła słowa swojej córki. - Lina, czemu tam? Dlaczego? Źle ci nie było... Wiem, czym to się skończy... Linka, wróć, wróć, proszę - szeptała cicho. Oparła się o szafkę i nie wytrzymała. Upadła na podłogę. Weronika Łukomska zemdlała.
***
Rozejrzałam się. Ciemna brama. Na górza obskórna tabliczka z napisem "Krakowska 18". Spojrzałam na niebo, jakbym ostatni raz w życiu była na polu. Westchnęłam. Nikt nie wchodził. Teraz albo nigdy. Popchnęłam drzwi wejściowe. Zaskrzypiały. W środku.... Och, środek, klatka schodowa była zaniedbana, brudna. Wszedzie były jakieś śmiecie. Zadzwoniłąm pod jedynkę, dla upewnienia.
-Dzień dobry - uśmiechnęłam się do stojącej przed mną kobiety - Obok mieszkała pani Martyna Łu... Malin, prawda?
-Tak.
-A jaka ona była?
-Zadufana w sobie i swoich pieniądzach bogaczka! Swego czasu wychowywała Werkę, to jeszcze była miła. Ale jak Wercia poszła...
-To pani Malin wygoniła Weronikę Łukomską.
-Nie, moje dziecko. Pokłóciły się o coś i Wera uciekła. Potem Malin stała się zimna... Teraz tam mieszkają córka jej siostry, Hanka, i dzieci Hanki. A skąd ty wiesz, co się stało z Werą?
Chrząknęłam.
-Jestem córką Weroniki Łukomskiej.
-O! To miło! Zatrzymasz się tu?
-Myślę, że tak. Na jakiś czas. Dziękuję pani za wszystko - chciałam powstrzmać kobietę, żeby nei zadawała pytań dotyczących mamy.
-Cześć. Wpadnij jeszcze kiedyś... Jak masz na imię?
-Alina.
-Wpadnij, Alinko.
-Do wiedzenia.
Zamknęła drzwi. Wpadnę, wpadnę, proszę pani. Podeszłam do dwójki. Szansa mojego życia. Początek przygody. Nacisnęłam dzwonek.
Usłyszłam kroki zbliżającej się osoby. Nacisnęła klamkę. Drzwi otworzyły się przede mną.

Cocaine
30.12.2005, 20:24
Zonguś, przepraszam, że tak długo :(

Część.. siódma
Lea była przerażona. Ledwie wyszła z hotelu już same nieszczęścia! Obróciła się delikatnie i zobaczyła nad sobą miłą twarz mężczyzny.
- Neil jestem - odparł i nie pytając o pozwolenie zasiadł na metalowym krzesłku obok i skinął palcami na kelnera. Miły chłopak w fartuszku przyszedł do ich stolika i wyciągnął z kieszonki notes. Po chwili skrobał na kartce zamówienie na dwie czekolady na zimno z pianką.
- A... co Cię sprowadza do mnie? - zapytała Lea w końcu zamykając notatnik z zarysem Sekwany i rosnącymi nad nią wierzbami. Położyła na wierzchu zestaw ołówków i zebrała łyżeczką piankę piętrzącą się na czekoladowych ambrozjach.
- Pięknie rysujesz. Nie widziałem tu nigdy artystki, oni zwykle chodzą nad Sekwanę - powiedział Neil i wziął do ręki notatnik nadal nie pytając o pozwolenie. Leę trochę wkurzała ta jego bezpośredniość, ale tak w ogóle to uważała, że jest całkiem niezły.
- Wiem, ale dziś jest już za zimno żebym tam poszła. Za pół godziny mam być w domu. - powiedziała. I tak skłamała, bo ludzie chodzili tu nawet w bluzkach z długim rękawem, ona miała na sobie golf i dżinsową kurtkę, będąc nieprzyzwyczajoną do ciepłego klimatu.
- Taa... jasne. Może wymienię czekoladę na gorącą? - zpaytał chłopak i podniósł jej wysoką szklankę.
- Nie, nie. Taka jest dobra. Trochę mnie orzeźwi - powiedziała dziewczyna i wyrwała mu napój. Pociągnęła trochę czekoladowych ambrozji przez słomkę i postawiła je na notatniku.
- Chyba musisz zwiewać. Zbliża się czternasta. - powiedział Neil i odszedł.
- Neil! - krzyknęła za nim ale odbiegł od stolika jak oparzony. Pozostały po nim ambrozje - i co gorsza niezapłacony rachunek. Nie, chwila. Zostawił pod swoją szklanką pieniądze. Dopiła spokojnie napój, zapłaciła kelnerowi i zebrała swoje rzeczy. Przechadzała się chwilę po moście, podziwiała płynącą dołem rzekę i poszła do hotelu.
- Jesteś nareszcie - powiedziała Natalia i ponownie włączyła przycisk włączający muzykę w walkmanie. Podrygiwała nogą do rytmu leżąc na swoim łóżku.
- Gdzie młode i rodzice? - zapytała Lea zaniepokojona ciszą w pokoju.
- Ach, nic takiego. Poszli się przejść tu obok, pewnie zaraz wrócą. - powiedziała Natalia i wyszła na balkon. Lea została sama, w obcym mieście, mało tego była przecież tu cała obca - nikogo nie znała poza tajemniczym Neilem. Usiadła na łóżku i wyjęła z torby pamiętnik. Znalazła w szafce opuszczony długopis, odkręciła zatyczkę i zaczęła pisać.
- Cóż tam skrobiesz? -zapytała ją Marta sadowiąc się w nogach jej łóżka.
- A takie tam. Nieważne. Idziemy na balkon? Mam jojo, możecie sobie rzucać.. oczywiście nie w ludzie proponuję. - powiedziała Lea. Pomysł okazał się lepszy niż przewidywała. Siostry po lekturze "Dzieci z Bullerbyn" starały się jak najlepiej odwzorowywać głowną bohaterkę - teraz wymyśliły, że w kartonie po porcelanowym aniołku będą sobie przesyłać wiadomości - karton zawieszony został na dwóch sznurkach.
- Dziewczyny, przemarzniecie - powiedziała mama i zgoniła obydwie do pokoju. Zaraz wigilia! Ależ się niecierpliwiły. Same nie wiedziały co ze sobą zrobić, rany, takich zniecierpliwionych to chyba jeszcze nikt ich nie widział... Mama wyciągnęła termos z barszczem i rozlała go do miseczek, wrzuciła kilka uszek ze specjalnego pojemnika, wyłożyła wszystkie przygotowane potrawy i zawołała wszystkich. Połamali się opłatkiem, w milczeniu zjedli kolację i doszło do corocznego sporu:
- Kto rozda prezenty? - Padło na Martę i Idę jak zwykle - dlatego, że najgłośniej się awanturowały.
- Lea! - krzyknęła Marta i podbiegła do siostry. Teraz będzie wyścig kto prędzej rozda swoje prezenty. Lea była zaskoczona. Od mamy dostała kilka płócien średniej wielkości, od taty komplet farb olejnych. Natalia zatroszczyła się o zapas terpentyny i lnianą ściereczkę do korekt wszelkiego rodzaju. Marta i Ida wysiliły się na anioła - patrona malarzy zrobionego własnoręcznie.
- To chyba najpiękniejsze święta jakie miałam... - szepnęła Lea i spojrzała na Paryż z wysokości. Ludzie siedzieli i jedli kolacje wigilijne - w każdym niemal oknie było zapalone światło. W tym samym momencie poczuła gulę w gardłe i wybuchnęła płaczem. Rodzina spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem. To tak się cieszy z prezentów??

Zong
30.12.2005, 22:36
Nic się nie stało. ;)

"jak żyć?" odc. 7
Ugięły się pode mną kolana. Szybko podniosłam wzrok. Zobaczyłam niską, niemodnie ubraną, smutną kobietę.
-Słucham.
-Ja.. ja.. - nie miałam co powiedzieć. Aż głupio rozmawiać z taką osobą, która wyraźnie ma inne niż ja zmartwienia, troski, zainteresowania. Inne "jutro".
-Słucham, dziecko. Szybko.
-Proszę pani, jak się pani nazywa? - spytałam cicho.
-Hanna Selicka. Co właściwie chcesz?
-Nazywam się Alina Łukomska. Mówi to coś pani? Bo ja, widzi pani, przyszłam, bo nie wiem, co robić...
-Nudzi ci się w domu? - uśmiechnęła się żałośnie.
-Nie. Ja chcę wiedzieć, jak żyć.
Selicka zamyśliła się. Moze coś jej się kojarzyło, łączyło.
-Powtórz swoje nazwisko - rozkazałą suchym głosem.
-Alina Łukomska.
-Córka... córka Niki?
-Weroniki Łu... A co łączyło mamę z Martyną Malin?
-Ciotka Martyna to... hm, Alu, to siostra matki Niki. Ciotka.
-Czyli moja taka "ciocio-babcia".
-Słuchaj, Alu, wejdź. Chcesz tu mieszkać?
-Chętnie.
-Jesteś moją krewną. Wypada przyjąć gościa. "Gość w dom - Bóg w dom"! - ciotka Hanka zaśmiała się. Wyraźnie wśród swoich było jej lepiej - Alu, a to moje tak zwane pociechy! Misia to ta mała dziewczynka. Ta, która tam śpi. Misia chodzi do przedszkola. Ten chłopak, który siedzi koło kanapy, nazywa się Antek. Po tacie. Antoś chodzi do pierwszej klasy, jest o rok starszy od Misi. Mam jeszcze córkę, która zdaje w tym roku maturę. Urodziłam ją jako szesnastolatka. Ona nazywa się Ola. Wszystkich ojcem jest Antoni Selicki. Nie znasz? Tak myślałam. Antoniego poznałam w szkole, potem wzięliśmy ślub. Możesz się domyślać, jak było. Ola urodziła się, jak byłam w szkole. Potem dokończyłam edukację. Gdzieś tak, jako dwudziestodwulatka (Olka miała 6 lat). Po paru latach urodził się Antek, Misia... A Antoni. tego się doweisz kiedy indziej. Na razie powiem ci, że planujemy rozwód. O dzieci dba, przysyłą forsę... Chce się z nimi spotykać, ale mu zabraniam. Co drugi dzień przychodzi tu Mateusz, taki chłopak, gdzieś w twoim wieku, Alu. Opiekuje się dziećmi, gdy jestem w pracy. Muszę na nie zarabiać... Mateusz prawie nic sobie za to nie bierze. Dla niego liczy się sam fakt i to, że ma się gdzie uczyć. No dobra, Alicja, chodź, tam będziesz spać. Na dawnej kanapie ciotki Martyny. W pokoju moim i Misi.
-Mam na imię Alina. Może mi pani mówić Lina, Linka.
-Przepraszam, Alu! A ty mów mi "ciociu". W końcu jakieś tam pokrewieństwo nas łączy. Ja śpię tam, z Misią. Kiedyś spałam z Antonim, to jasne. Ola ma pokój z Antkiem. Mamy jeszcze łazienkę, kuchnię i ten mały pokoik. "Bawialnia", przedpokój, mów na to, jak chcesz. Dobra, Alina, zmywam się do pracy. Zaraz powinien przyjść Mateusz. Pracuję jako pielęgniarka.
Słuchałam paplaniny ciotki Hanki i stwierdziłam, że ma ona 35 lat (chwileczkę... 20+15=35... ciotka Hania jest rówieśniczką mojej mamy) i jest kobietą po przejściach z trójką dzieci. Ja tu na razie pomieszkam, poznam troski dzieci w różnym wieku. W końcu sama kiedyś chcę zostać matką. Tylko czy znajdę ojca, męża, skoro wszyscy mnie omijają, nie chcąc, bym była ich nawet koleżanką?
-Jesteś Antek, tak? Więc, Antku, ja jestem twoją jakby kuzynką - powiedziałam do chłopca bawiącego się kolejką. - Mamy wspólnych pradziadków. Słuchaj, odrobiłeś wszystkie lekcje?
-Matematykę zrobiłem, jest łatwa. Ale polskiego nie mam. Nie umiem, kuzynko. Będziesz z nami mieszkać?
-Tak. Jakiś czas. Dopóki nie zrozumiem świata, tego najblższego. Antku, mów mi Lina. Nazywam się Alina.
-Ładnie. To ja przyniosę lekcje.
-Czekaj... A ta twoja siostra, Olka, gdzie jest? Bo Misia śpi, tak?
-Miśka śpi. A Olka wyszła. Jest w szkole albo u koleżanki.
-A Mateusz o której przychodzi?
-Gdzieś tak, zanim Ola wróci. Ola Mateusza w ogóle nie interesuje. Powiedział mi kiedyś, że woli zamknięte w sobie, tajemnicze, ciekawe, interesujące się tym, co on...
-Ej, Antek, wystarczy! Czy ja się ciebie pytam, kto interesuje Mateusza? Idź po te lekcje.
Ten chłopak jest rozgadany. Sporo się od niego dowiem o rodzinie. Może Seliccy pomagą mi poznać życie? Nie powinnam tak do tego podchodzić. Na razie trzeba pomóc cioci Hani. Widzę, ze ona ledwo radzi sobie w życiu. Trójka dzieci, stare ubrania, brud w domu, godziny spędzone poza domem, jakiś chłopak zatrudniony za grosze... I Antek jest strasznie gadatliwy, jak ciotka. Nie ma z kim podzielić się życiowym doświadczeniem. Bo w tego Mateusza wąpię. Zaraz pewnie przyjdzie.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek.
-Ja otworzę, Antek, a ty znajdź te zadania.
-To pewnie Mateusz.
Zaciekawiona podeszłam do drzwi. Jaki będzie ten Mateusz?
-Cześć! - krzyknął ktoś radośnie. Mateusz??? Popatrzyłam na postać stojącą po drugiej stronie drzwi. Wysoki, przystojny chłopak z dwoma książkami pod pachą.
-Cześć. Jestem taką jakby siostrzenicą Hani Selickiej. Wyjaśnię ci kiedyś, bo na pewno będę tu jakiś czas. Nazywam się Lina Łukomska.
-Lina... - powtórzył. - Jestem Mateusz.
-Tak właśnie myślałam. Ciocia Hania mi coś o tobie mówiła.
Nagle z przerażeniem stwierdziłam w myślach, że Mateusz chwycił moją rękę i przyłożył do swoich ust. Ho, ho, jaki dżentelman! Zwyczaj rycerski, ale przyjemny. Rozumiem, dlaczego Olka mu się nie podoba. Olę wyobrażam sobie jako imprezowiczkę, rozgadaną, wesołą dziewczynę, a Mateusz jest szarmancki, pewnie inteligentny, cichy...
-Ej, chłopie, nie upodabniaj się do rycerzy! - powiedziałam, chowając za siebie swoją rękę.
-Nie podobają ci się te zwyczaje? A przecież "Balladyna" jest trochę o rycerzach.
-Kto powiedział, że lubię "Balladynę"?
-Nie lubisz? To świetna książka...
-Mateusz. To moja ulubiona książka. Zresztą, nie stój tak, bo przemarzniesz. Wejdź.
Kiedy Mateusz zdjął kurtkę i rzucił na tapczan ksiązki, spytałam:
-W której jesteś klasie? Czego się uczysz?
-Jestem na studiach, psychologii. Chcę rozumieć ludzi i im pomagać. Poszedłem wcześniej do szkoły, więc mam 18 lat.
-Aha, ja mam 15. Jestem w trzeciej gimnazjum.
W tej chwili zorientowałam się, że Antek nam się przygląda. Już chciałam zatkać mu jakoś usta, kiedy powiedział:
-A z Olą tak nie gadałeś! Tak ładnie wyglądcie razem. Pasujecie do siebie! I macie, jak widać, wspólne tematy. Gadaliście 10 minut.
I byłam pewna, że to dziecko dobrze mówi. Mądre, doświadczone. Prawdomówne. Och, Antek... Bylebyś nie odstraszył ode mnei Mateusza, bo on chyba będzie moim jedynym! Jest wspaniały!
10 minut? A mi wydawało się, że minęło parę sekund...

alicja.
21.06.2009, 17:33
jej, ile to lat minęło...