PDA

Zobacz pełną wersję : STORY FACTORY - prezentacja prac.


rudzielec
28.03.2013, 09:45
http://img339.imageshack.us/img339/9638/beznazwy1cyd.png

http://img543.imageshack.us/img543/1540/sims2ep9201303131654083.png

Prezentacja prac konkursowych


PRACA 1:

Kłamstwo i Wstyd
Spakowałam się. Nie miałam zbyt wiele rzeczy, więc długo to nie trwało. Wszyłam z domu. Słyszałam różne krzyki, które były do mojej osoby.
- Jak ona może… Jeszcze tu jest po tym, co zrobiła. Jak jej nie wstyd!
Miałam łzy w oczach, ale wtedy to nikogo nie obchodziło…
Nie mogłam tego przeżyć. Musiałam opuścić wioskę, z którą byłam tak zżyta. Rodzina, przyjaciele oni tam pozostaną.
To wszystko przez niego…
Nienawidzę go! Zmusił mnie do takich czynów. Wtedy nie widziałam, że to, co zrobiliśmy doprowadzi nas do tego. To miał być zwykły wygłup. Przynajmniej ja tak uważałam. On chyba wiedział, na co się narażamy. Nie powiedział mi! Okłamał mnie! Czuję się podle. Wiem, że nikt nie chce na mnie już patrzeć. Odchodzę… nie mogę się pozbierać. Kątem oka patrzyłam za siebie. Widziałam, że zza okien wszystkie oczy były skierowane w moją stronę. Dzieci wołały po rodziców, choć wiedziały, że odchodzę i nie mają się, czego bać.
Lekki wiatr tulił moje włosy, ale nawet to nie wystarczało, aby się pogodzić z tym, co nastąpiło.
Najgorsze jest to, że mu zaufałam. Potem dostał ode mnie te „zabytkowe” posążki i zwiał…
Nawet rodzeni rodzice mnie wyrzucili z domu.




PRACA 2:

Różowe liście kwitnącej wiśni unosiły się lekko pod wpływem delikatnego podmuchu wiatru. Przy dróżce rosła kępka zielonej paproci, rzucając długi cień podczas zachodu słońca. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Ona wciąż czekała. Pełna nadziei stała na rozdrożu, ubrana w czerwono-czarne kimono. Za nią unosiła się brama Torii prowadząca do świątyni Jinja, gdzie zebrała się już spora grupa osób. Wszyscy oczekiwali nadejścia Aiko i Naoki. Dziewczyna wciąż wypatrywała ukochanego z nadzieją, że uda mu się nie przyjechać na tragiczną uroczystość. Czarne, długie włosy miała upięte na górze i puszczone luźno na dole, a kilka ich pasm opadało delikatnie na zaróżowione policzki. Małe, brązowe oczy wpatrywały się w trzy motyle latające wokół jej ciała. Powoli zaczynało jej się wydawać, że czeka przez całą wieczność, i już chciała odejść gdy usłyszała tętent kopyt. Z daleka galopował ku niej siwy ogier niosący na swoim grzbiecie umięśnionego mężczyznę o kruczoczarnych włosach. Gdy tylko ich ujrzała, Aiko posmutniała na myśl, co czeka ją i Naoki gdy razem wejdą do świątyni.




PRACA 3:

Wiosna to piękna pora roku. Po długiej zimie do życia budzą się zwierzęta, rośliny. Świat znów nabiera koloru. Cała Japonia przesiąknięta jest wtedy zapachem kwitnących wiśni. Dla większości jest to najweselszy okres.
Dla większości, ale nie dla pewnej młodej, japońskiej damy. Zwykle była bardzo radosną osobą, niezależną, lecz w końcu jak każda kobieta musiała wyjść za mąż. Musiała wyjść za człowieka, którego wybiorą jej rodzice. Nie mieli oni jednak zbyt dużego majątku dlatego też wiedziała, że grono kandydatów na małżonka jest bardzo wąskie, a kto wie czy nie jest on już ustalony.
Miała świadomość tego, że każda kobieta w jej kraju wychodzi za mąż i jest w pełni oddana mężowi, ale ona tego nie chciała. Od dziecka uczono ją posłuszeństwa, ale ona nie widziała w tym sensu. Codziennie musiała oglądać jak jej ojciec zdradza matkę, a ta nie mogła nic temu zaradzić. Nie mogła nawet zazdrościć. Może dlatego ta młoda japonka jest przeciwna tej „tradycji”?

Tego wieczoru dziewczyna ubrała na siebie długą szatę i wyszła z domu. Słońce zachodziło za horyzont, a po zachodzie słońca nie wolno było jej wychodzić na zewnątrz, kto wie co mogło czaić się za mrokiem. Szła powoli przez wioskę. Mijała latające liście oraz cudowne drzewa wiśni. Całe życie żyła ze świadomością, że kiedyś dzień jej zaślubin nadejdzie, ale nigdy nie chciała o tym myśleć. Tyle że teraz ten dzień z był coraz bliżej.
Wiatr delikatnie otulał jej ciało. Było to bardzo przyjemne uczucie. Wokół niej tańczyły barwne motyle, a drzewa bujały się lekko na wietrze.
Dziewczyna, jak prawie wszystkie nigdy nie uczyła się w szkole. Jej życiem był tylko jej dom oraz pomoc matce w domowych porządkach czy opiece nad młodszym rodzeństwem, dlatego często zastanawiała się co jest poza jej rodzinną wioską. Jak duży jest świat. Co się w nim kryje…

http://img543.imageshack.us/img543/1540/sims2ep9201303131654083.png

Czy gdzieś jest miejsce w którym byłabym wolna? Gdzie miałabym swoje prawa? Gdzie mogłabym uczyć się pisać i czytać? Czy na świecie jest miejsce gdzie nikt nie winiłby mnie za to kim jestem?
Te pytania najczęściej zajmowały jej głowę.

Mogłaby myśleć jeszcze długo, lecz wkrótce słońce całkowicie zaszło za horyzont, więc młoda japonka jak najszybciej wróciła do domu liczą na to, że nikt nawet nie zauważy, że jej nie było…




PRACA 4:

My life is like the hell this way. Hell, in which you are Lucifer

Tego dnia przeżyłam prawdziwy strach. Zawsze się o niego bałam, ale teraz była to przesada. Często brał udział w walkach, ale wiedział, że z tej nie wyjdzie cało. Kochał to, co robił, a moje słowa się nie liczyły. Brał mnie za zwykła sprzątaczkę, kurę domową, a co najgorsze wykorzystywał mnie. Błagałam go, prosiłam o spokój, żeby przestał walczyć, ale skończyło się na pobitej twarzy. Wyszłam wtedy rano na dwór, chciałam się odświeżyć, najlepszym wyjściem była moja ukochana łąka, ale dzisiejsza pogoda nie pozwalała mi na to. Kazał mi ubrać kimono, w którym zawsze chodzę na jego walki. Posłuchałam go, ponieważ miałam sentyment do niego. Na stopy założyłam japońskie pantofle, związałam włosy i wyszłam przed dom. Zastanawiałam się, w którą dróżkę skręcić, ale kobieta zmienną jest. Wybrałam drogę do lasu. Zawsze kochałam to miejsce. Ciche i spokojne otoczenie koiło moją psychikę.

Oblatywały mnie kolorowe motyle, oraz piękne różowe liście ze specjalnie modyfikowanych drzew. Monstrum, które władało wszystkimi wioskami postanowiło uczcić każdy pierwszy czwartek miesiąca walkami między obyczajowymi. Na szczęście kobiety, które zostały publicznie upokorzone, lub są zamężne nie biorą udziału, w walkach. Nikogo nie obchodzi różnica płci. Dzień przed losowaniem, każdy musi żyć dostojnie, każdy musi sobie pozwolić na wszystko i niczego sobie nie odmawiać. Dziś jest ten dzień, miałam nadzieje, że będzie inaczej.
Myliłam się.




PRACA 5:

Prolog

To miał być kolejny, zwyczajny dzień. Słońce na niebie, którego żar zwykł przyjemnie dotykać skóry, tego dnia sprawiał wrażenie niemiłego pieczenia, a każdy, nawet lekki podmuch wiatru, był wyjątkowo drażniący w kontakcie ze skórą. Wszystko co dotychczas zachwycało, dziś zdawało się irytować i nie przynosić radości.
To był ten dzień, w którym wszystko miało się zmienić. Ubrana w odświętne szaty, z charakterystycznym makijażem na twarzy, w postaci białej maski z mocno czerwonymi ustami i czarną oprawą oczu, przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Dobrze wiedziała, z czym od teraz będzie wiązało się jej życie.
Powinnam się cieszyć - pomyślała.

Przygotowania trwały dobrych kilka lat. Dziewczyna chcąca być gejszą, zanim nią zostanie, powinna nabyć szereg umiejętności. Wiele osób myśli, że są one tylko kobietami lekkich obyczajów, lecz jest to mylne stwierdzenie, zazwyczaj tych, którzy nie mają pojęcia, co tak naprawdę znaczy być gejszą. Nie zdają sobie sprawy przez jakie katorgi musi przejść dziewczyna chcąca dotrzeć do tego punktu, w którym była teraz Lei. Lata przygotowań, przejścia z jednego etapu do drugiego, potem jeszcze kolejny… To wszystko po to, aby z małej nieporadnej dziewczynki, wyrosła silna, mądra i obyta kobieta. Niestety nie każda jest w stanie sprostać tym zadaniom.

Czy wszystko się skończy, czy się dopiero zacznie - te i podobne myśli przemykały jej przez głowę. Uświadomiła sobie, że to, czego uczyła się przez te lata było po coś, a teraz nadszedł czas, aby zacząć wykorzystywać tą wiedzę i nabyte umiejętności.
Czy ja tego chcę- zastanawiała się nad swoim losem spoglądając we własne odbicie.
- Lei, już czas! - to Kasumi, która zza zamkniętych drzwi pospieszała dziewczynę do wyjścia.
- Tak, za chwilę będę gotowa - odpowiedziała jej beznamiętnie.
W jednej chwili do Lei dotarło, że dziewczyna, która spoglądała na nią z lustra, była kimś zupełnie obcym. To nie była ona, nie taka jaką chciała być, tylko sztucznie umalowana "lala". Zdała sobie sprawę, że musi coś zrobić, bo wkrótce będzie za późno. Gdyby ktoś z boku teraz spojrzał na nią, z pewnością dostrzegłby toczącą się wewnątrz niej walkę z własnym sumieniem. Owszem, dziewczyna miała wielkie wątpliwości. Chciała zerwać z tym, co do tej pory jej uczono. Czuła, że to nie jest świat, w którym chce żyć. Wciąż jednak pozostawał jeden problem - jej matka, która była chyba najszczęśliwszą tego dnia osobą. Kobieta była dumna z faktu, że jej córka postanowiła kontynuować ich rodzinną tradycję. Sama przez długi czas byłą gejszą, lecz gdy spotkała właściwego mężczyznę, musiała zrezygnować z pełnionej funkcji na rzecz domu i rodziny. Teraz to jej córka miała kroczyć ta samą drogą.

Lei podeszła do okna. Słońce powoli chowało się za wzgórzami, dając przy tym przyjemne, pomarańczowe światło. Niewiele czasu zostało do zapadnięcia zmroku, a co za tym idzie do rozpoczęcia ceremonii.
Popatrzyła smutno na widok roztaczający się za oknem. Wszystko wydawało się takie spokojne, beztroskie i wolne od wszelkich nakazów.
Również zapragnęła takiego życia. Czuła, że musi zrobić cokolwiek, a ucieczka była pierwszym pomysłem jaki przyszedł jej do głowy. Nie miała czasu zastanawiać się nad innymi rozwiązaniami i dlatego nie myśląc długo, w pośpiechu zaczęła związywać brzegi prześcieradeł w supły, aby utworzyć linę, pomagającą jej wydostanie się stamtąd.

Chwilę później szybkim krokiem przemierzała aleję parkową. Do oczu cisnęły jej się łzy, które szybko zaczęły mieszać się z makijażem, pozostawiając nieestetyczne smugi. Lei żal było zostawiać tak to wszystko i w takim momencie, ale pragnienie o samodzielnym życiu i podejmowaniu decyzji za siebie było silniejsze.
Wiedziała, że wszyscy czekali tylko na nią. Najbardziej było żal matki, która tak bardzo cieszyła się, że wreszcie jej własna córka, zacznie kroczyć tą samą (co ona niegdyś) drogą.
Lei przystanęła na chwilę i obejrzała się na tak dobrze znany jej budynek. Miała chwilę zwątpienia, lecz uznała, że nie należy się cofać tylko iść naprzód. Poza tym ciągnęło ją w to inne, całkiem niezaplanowane życie.
- Przepraszam mamo. - wyszeptała, ostatni raz spoglądając na znajomą jej okolicę, po czym ruszyła dalej przed siebie.




PRACA 6:

Prolog


Biegł szybko, jak tylko potrafił, rozejrzał się jeszcze po parku, zerwał się mocny wiatr, strącał liście z drzew, zbliżała się burza. Musiał szybko dotrzeć do swojego pojazdu. Jak najszybciej uciec z tego miejsca. Nikt go nie gonił, a jednak biegł jak oszalały. Już ucichły kroki pogoni, on jednakże nie przestawał.
Przypomniały mu się obrazy ostatnich wydarzeń. Dostał zlecenie oswobodzenia z rąk porywaczy, córki właściciela fabryki. Zatrudnił się jako pokojówka w ekskluzywnym domu szefa kartelu narkotykowego. Przebrał się w strój kobiecy, bo tylko tak mógł dotrzeć do pomieszczeń, w których przebywała kobieta. Miał delikatną urodę i słaby zarost, więc nie obawiał się zdemaskowania. Jego ciało było drobne, ale silne jak tur. Lata ćwiczeń pod okiem mistrza dały efekty. Wielokrotnie otrzymywał takie zlecenia i zawsze wykonywał je z sukcesem, jednak to było szczególnie trudne i zagmatwane. Dowiedział się, że ona będzie wśród innych kobiet porwanych do agencji towarzyskiej. Przetrzymywali je w piwnicy i prawie nikt spoza zaufanych pracowników nie miał tam dostępu. Teraz jako pokojówka miał większy dostęp do pomieszczeń w domu, ale nie do tej piwnicy. Musiał w jakiś sposób tam dotrzeć. Zrobił mały rekonesans podczas codziennych czynności w pracy. Doskonale poznał rozkład dnia. Wiedział o których godzinach zmieniają się ochroniarze. Obserwował ich zachowanie, ich rytuały. Zaprzyjaźnił się z kucharzem, który gotował posiłki dla wszystkich chłopaków. Był też wiernym kucharzem szefa i jego prawą ręką, trzymał cały dom w garści, więc najlepiej było zyskać jego zaufanie. Na sam dźwięk słowa kucharz, ludzie drżeli. Całymi dniami z nim rozmawiał i zaśmiewał się z jego głupich żartów. Rozpytywał o plotki i zwyczaje panujące w domu, nikt tylko kucharz wie, co się wokół dzieje. Całkiem dobrze był już zorientowany i należało przystąpić do działania, przygotował sobie plan akcji i czekał na sprzyjające okoliczności. W sobotę miała się odbyć impreza, na której zaprezentują dziewczyny nowym właścicielom. To mogła być jedyna taka okazja. Było dużo krzątających się ludzi, co chwilę przyjeżdżał samochód z dostawą wykwintnego jedzenia i kwiatów do dekoracji. Szef lubił się pokazać. Miał manię wielkości i uwielbiał widzieć podziw gości. W pomieszczeniu obok piwnicy jakiś chłopak rzeźbił łabędzia z lodu. Słychać było delikatne odgłosy dłuta. Misterna robota. Poszedł tam, niby się przyjrzeć temu dziełu, ale uważnie baczył na wszystkie kąty. Przez małą szparę w drzwiach zobaczył już przygotowane dziewczyny, przystrojone odświętnie w najpiękniejsze stroje i makijaże. Czy rozpozna tą właściwą? Wszystkie wydawały mu się podobne. Zaraz Tina miała mieć charakterystyczny pieprzyk nad górną wargą. Skupił wzrok, nic nie widać pod tą ilością pudru. Co robić? Myślał intensywnie, jak teraz tego nie zrobi, to je wywiozą i szukaj wiatru w polu. Musiał tam wejść i przyjrzeć się z bliska. Wziął tacę z napojami i wszedł do komórki.
- Napoje dla dziewczyn. Kucharz mnie przysłał.
Podchodził do każdej z nich, dawał szklankę i przyglądał się. Jest, siedziała na samym końcu. Boże to jeszcze dziecko. Pomyślał. Mrugnął do niej porozumiewawczo i w tym momencie wypadki potoczyły się błyskawicznie. Trzasnął tacą w łeb ochroniarza i chwycił szybko dziewczynę na ręce, przełożył ją sobie przez ramię i biegł ile sił w nogach do wyjścia. Zerwał się krzyk i tumult, kobiety darły się wniebogłosy, kręciły się w kółko, ochroniarze zaczęli się zbiegać i gonić wyzwoliciela. Niestety, na podwórku przewrócił się i dziewczyna wypadła mu z rąk. Poturlała się prosto w ręce dobiegającego ochroniarza. Próbował ją chwycić jeszcze raz, ale było już za późno, dopadli ją i dalej musiał uciekać sam.
Biegł szybko, jak tylko potrafił, ale znowu się potknął, pozbierał się i biegł dalej. W końcu się zatrzymał. Obejrzał się jeszcze raz. Nikogo nie zobaczył. Schylił się i oparł ręce o kolana, wziął głęboki wdech i wydech. Spojrzał na stopy.
- Kurczę zgubiłem pantofelek. Będę musiał tam wrócić.




PRACA 7:

"Spacery w nieświadomości"

Obudził mnie okropny, przeszywający wrzask. Kiedy tylko otworzyłam oczy, mimowolnie dotknęłam szyi. Och Sensōno, wydobyciu takiego głosu musi towarzyszyć ogrom bólu gardła – to moja pierwsza myśl, kiedy powoli z bijącym sercem podnosiłam się z łóżka i zanurzałam ramiona w obszernym Furisode w szkarłatnych wzorach. Cały dom, cała służba spała, odgłos moich bosych kroków odbijał się od ścian. Kiedy uchyliłam drzwi i wyjrzałam na dwór, napotkałam drażniącą, głuchą ciszę, przerywaną delikatnym szelestem liści. Widząc martwy obraz, śpiących domów, zrozumiałam, że głos, który wyrwał mnie z łóżka, pochodzi ze znacznej oddali. Z miejsca gdzie kończy się różana mgła o przyjemnym zapachu, a zaczyna smog, powstrzymywany chemicznie przed dostaniem się do wioski. Nie wiem co mnie pokusiło, ale głos który usłyszałam rano nie dawał mi spokoju. Wiele razy słyszałam tajemnicze dramatyczne krzyki zza granic, ale ten był tak rozpaczliwy, że postanowiłam na własne oczy zobaczyć właściciela piersi, z której się wydarł. Zdecydowałam zbliżyć się właśnie do granicy, czego zawsze zabraniały mi władze wioski i moja własna rodzina. Ale teraz nikt mnie nie pilnował, mogłam zrobić co chciałam. Idąc powoli spacerem, minęłam pomnik wielkiego Sensōno, oraz świątynię jemu poświęconą, nie zapomniawszy o rytualnym skinięciu głową i przejechaniu palcami od opuszczonych powiek, do końca dolnej wargi i szłam do momentu, w którym przystanęłam przed krawężnikiem wyznaczającym niekończącą się granicę. Zrobiłam jeszcze krok i moja stopa spoczęła na zimnym kamieniu drażniącym gołą skórę, kawałku dziurawego chodnika, biegnącego przez suchą, brudną ziemię, zupełnie inną, niż w wiosce. Przede mną stał odwrócony tyłem strażnik w wojskowym mundurze Senoku.
- Obudziłem panienkę? - spytał odwracając głowę. Rodzaj jego azjatyckich rysów i akcent świadczył o wychowaniu się w którejś z robotniczych, zachodnich republik Senoku. Ledwo mój wzrok spoczął na jego rewolwerze w dłoni, gdy spostrzegłam, leżącego w rowie człowieka, z przeszytą przez krwawy tunel piersią. Pierwszy raz widziałam tyle krwi.
- Tak – mruknęłam w zamyśleniu, oglądając chude kości, okalane przez siną skórę. Przeszły mnie dreszcze. Potem moją uwagę przejęła jego szyja. - Nie ma łańcucha – powiedziałam jak w transie. Łańcuch z pięcioma kulkami był odkąd pamiętam miarą wielkości naszego Generała o Nieskończonej Władzy Sensōno. Łańcuchy były wpychane w ręce każdego z niewolników, każdego z klasy wyższej jak moja rodzina i dla Kamingamów, czyli najbogatszej, starej arystokracji, pamiętającej czasy kiedy Senok tworzył wiele oddzielnych krajów azjatyckich o różnych kulturach i językach, którzy przyzdabiali je kamieniami, złotem i nosili z dumą
- Pewnie tak jak większość rozdarł go zębami, połknął, albo zakopał w twardej ziemi, zdzierając paznokcie, żeby pozbyć się śladu ohydnej propagandy – powiedział obojętnym głosem strażnik chowając broń. – Po co ma czcić kogoś kto go zabija?
Nie rozumiałam tego. Zupełnie. Czy dzieląca tereny wioski Kamingamów i brudne tereny Aserubów granica, to taka przepaść kulturowa? Zerknęłam na mój zdobiony kryształkami łańcuch i nagle zaczął przypominać mi obrożę, albo stryczek. Po chwili zobaczyłam zbliżającego się do nas, jadącego na koniu kapitana z licznymi odznaczeniami, kiwającymi się rytmicznie na jego piersi. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a nos wciąż drażnił zapach krwi. Potok słów którymi zalał strażnika gdy tylko się do nas zbliżył, zadudnił mi w uszach. Cofnęłam się ostentacyjnie, czując narastający strach. Dopiero, kiedy kapitan na mnie spojrzał z troską i znów zwrócił się do strażnika, usłyszałam „nie przestrzegacie zasad odległości od wioski przy egzekucji” . Poczułam, że robi mi się słabo. Mogłam coś powiedzieć, stanąć w obronie strażnika, który znajdował się przed lufą kapitana, w końcu moje słowo jest cenniejsze niż jego życie. Ale nic takiego nie zrobiłam. Patrzyłam jak w jednym momencie postrzelony strażnik pada martwy, spada do rowu i ląduje na zabitym robotniku. Jak równy z równym. Wycofałam się do wioski, nawet nie zauważywszy, że po moim kimonie zsuwają się rozbryzgnięte krople krwi. Byłam tak przerażona, że zapomniałam zatrzymać się mijając świątynię. Nie myślałam, że przyjdzie mi za to zapłacić... Nie myślałam, że kiedyś będę musiała o tym myśleć...