View Single Post
stare 11.06.2010, 17:51   #1
Mroczny Pan Skromności
 
Avatar Mroczny Pan Skromności
 
Zarejestrowany: 01.04.2010
Płeć: Kobieta
Postów: 2,846
Reputacja: 14
Domyślnie Pamiętnik Laury

Odcinki: [1][2][3]

Witam po krótkiej przerwie . Moje kolejne fs będzie zupełnie inne. Postanowiłem dopasować się do zdecydowanej większości na tym forum, czyli dziewczyn . No właśnie... Nie wiem, jak mi wyjdzie, ale na pewno będę się starał. Aha, pewnie garstka osób, która przeczytała ‘Zemstę’ zauważyła, że będę pisał o jednej z bohaterek mojego pierwszego fs (no, w zasadzie, to o kilku bohaterach). Ci, którzy nie czytali mogą jednak bez obaw zacząć czytać to fs, bo jak już wspomniałem, to dwie, zupełnie inne historie. I jeszcze jedna sprawa: podziękowania dla Caroliny, która mnie zmotywowała do pisania i dla Miki, która zrobiła zdjęcie tytułowe. Dobra, kończę, bo wyjdzie na to, że połowę tekstu zajmie mój bezsensowny monolog. Zapraszam!


„Laurę Black znałam zaledwie parę tygodni, jednak z całą pewnością mogę nazwać się jej przyjaciółką. Lauro, tę książkę dedykuję właśnie Tobie, mam nadzieję, że tam, gdzie jesteś, znalazłaś szczęście.”
Jessie Fanatic


Pech jest moją cechą charakterystyczną. Tylko ja mogłam nie wyciszyć telefonu przed egzaminem, który był moją przepustką do szkoły średniej. Pieprzony belfer! Potraktował mnie co najmniej jakbym popełniła straszliwą zbrodnię. Gdy spojrzałam na wyświetlacz prawie zemdlałam z wrażenia: Em! Dlaczego akurat teraz? Tylko ja mogłam mieć takiego pecha, że siostra, z którą rozmawiam raz na pół roku, dzwoni do mnie właśnie w trakcie trwania najważniejszego (bo o maturze nawet nie marzyłam) egzaminu w moim nędznym życiu! „Przylatuję jutro. Em” – przeczytałam. Ta wiadomość od razu poprawiła mi humor. Wprawdzie przez nią moje marzenia właśnie legły w gruzach, ale fakt, że miałam ją wkrótce zobaczyć napawał mnie radością. Niektórzy mają wręcz dość swojego rodzeństwa, ja jestem szczęśliwa za każdym razem, kiedy widzę swoją siostrę. W końcu spędzam z nią tylko kilka dni w roku.

***

Faktycznie, monolog zajmuje połowę :/
Żebyście się nie zniechęcili, mam pierwszy odcinek


ODCINEK 1

Statek kosmiczny z Em na pokładzie wylądował na Ziemi około północy. Patrzyłam w stronę wychodzących pasażerów, z niecierpliwością wyczekując siostry. Kiedy w końcu ją dostrzegłam, podbiegłam do niej i uściskałyśmy się za całe poprzednie pół roku. Nawet jej glonowata cera mi nie przeszkadzała.
- Nareszcie! – wykrzyczałam z radością. Em poklepała mnie po plecach i z wielkim trudem wyrwała się z uścisku. Podeszła do Evana, żeby z nim też się przywitać.
- Co słychać? – zapytał, kiedy uściskali się przyjaźnie.
- Nic ciekawego. Przepraszam, że tak od razu pytam, pewnie jesteście zmęczeni, ale moglibyśmy jeszcze pojechać na cmentarz? – Evan pokiwał głową twierdząco i po chwili udaliśmy się w stronę auta.

*

- Kiedy ostatnio byłeś na grobie mamy? – spytała, przerywając kilkuminutową ciszę.
- Nie chodzę tam bez ciebie – odrzekł, nie odrywając wzroku od drogi. Nie powiem, żebym miała z nim dobre stosunki, ale czasem trochę się o niego martwiłam. Potrafił godzinami nawijać o przeróżnych sprawach, ale mama była tematem tabu, kiedy tylko ktoś o niej wspominał, nagle odechciewało mu się rozmawiać. Co innego Em. Ona po prostu kochała nawijać o mamie i kiedy tylko nadarzała się okazja, jeździła na cmentarz. Wyjrzałam przez szybę i, wśród szybko przewijających się obrazów, z trudem dostrzegłam kropelki deszczu. Dotarliśmy na miejsce. Lekki deszczyk zaczął dobierać się do mojej fryzury. To było jednak całkiem przyjemne uczucie. Spojrzałam w stronę, w którą udali się moi towarzysze. Oboje stali nad grobem.


Evan stał w milczeniu, wpatrzony w nagrobek. Em otworzyła usta żeby coś powiedzieć, jednak widząc jego minę, zrezygnowała. A ja patrzyłam na nich beznamiętnie, opierając się o jeden z większych nagrobków. Nie czułam żadnego bólu, cierpienia. W zasadzie, to czułam tylko, że burczy mi w brzuchu. Deszcz dawał mi się coraz bardziej we znaki. W oddali usłyszałam grzmot.
- Będzie burza – zagadnęłam, próbując dać im do zrozumienia, że znudziło mi się czekanie.
- Poczekaj chwilę. I nie opieraj się o grób, to święte miejsce! – upomniał mnie. W tym „świętym miejscu” nie widziałam absolutnie niczego wyjątkowego. Nie znałam mamy, więc dlaczego miałam beczeć nad jej trupem? To było bez sensu.
Moje oczy oślepił nagły blask, po chwili usłyszałam kolejny grzmot.
- Idziemy – oznajmił w końcu i ruszył w stronę wozu. Ja i Em również zwróciłyśmy się w tamtą stronę.
Błyskawice stawały się coraz jaśniejsze, a grzmoty coraz głośniejsze. Lekki deszczyk w jednej chwili zmienił się w straszliwą burzę. Pospiesznie wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu. Moje ubranie było całe mokre. Pomimo głośnej pracy silnika, wyraźnie słychać było krople deszczu uderzające w twardą blachę. Za szybą nie widziałam nic poza coraz częstszymi błyskawicami. Każdej z nich towarzyszył grzmot. Jeden z nich walnął w drzewo, które pod wpływem uderzenia przewróciło się, prawie przygniatając nasz pojazd.
Po kilku minutach dotarliśmy w końcu do domu. Od razu pobiegłam do łazienki, aby zdjąć z siebie mokre ciuchy. Kiedy już się przebrałam w coś suchego, skierowałam się do swojego pokoju, gdzie Em już na mnie czekała. Łóżko było pościelone, a tuż obok był wygodny materac, na którym miałam spać przez najbliższe dwa dni. Ubrania Em, w których była wcześniej, spoczywały na kaloryferze. Na łóżku leżała pokaźna walizka wypchana ciuchami z całego kosmosu. Teraz dopiero zwróciłam uwagę na jej wygląd. W zasadzie, nic się nie zmieniło. Włosy, choć trochę dłuższe, były nadal tak samo ułożone. Strój – jak zwykle czarny. Ona chyba nie nosiła ubrań w innym kolorze.
Rozłożyłam się wygodnie na materacu i popatrzyłam na zawartość walizki, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że Em nosi tylko i wyłącznie czarne rzeczy.
- Jak tam sprawy z Billem? – zapytałam, chcąc rozluźnić trochę atmosferę. Efekt był wprost nieproporcjonalny.
- Już z nim nie jestem – odpowiedziała beznamiętnie, udając, że nic ją to nie rusza. Taka już była i tyle.
- Przepraszam, nie wiedziałam – spuściłam głowę i westchnęłam cicho.
- A ty, znalazłaś kogoś? – Super. Znowu pyta mnie o to samo, chociaż to chyba oczywiste. Podczas gdy ona zmieniała facetów jak rękawiczki (kiedyś widziałam jej kolekcję rękawiczek; robi wrażenie), ja nie miałam żadnego.
- Jasne, tysiące facetów, waliło do mnie drzwiami i oknami, ale powiedziałam im, że nie jestem zainteresowana – odrzekłam sarkastycznie. Em wybuchła śmiechem. Chciałam powiedzieć coś w stylu „to nie jest śmieszne”, ale za chwilę dołączyłam do niej. Dobry humor trzymał się nas, dopóki nie zapytała o szkołę. Mogłam jej wygarnąć, że to przez nią oblałam, bo gdyby nie zadzwoniła, na pewno bym zdała, ale doszłam do wniosku, że to nie jej wina.
- Jestem śpiąca – szybko zmieniłam temat. Żeby wszystko wyglądało wiarygodniej, zaczęłam ziewać i spojrzałam na zegarek, dając do zrozumienia, że jest już późno.
- Wymyśl coś lepszego. Co się dzieje? – spojrzała na mnie, jakby chciała powiedzieć: „Nie jestem idiotką”. Wcale w to nie wątpiłam, ale nie miałam ochoty na zwierzenia. Jak zwykle wyszłoby na to, że użalam się nad sobą.
- Oblałam – rzuciłam w jej stronę i odwróciłam się na drugi bok. Myślałam, że podejdzie do mnie, będzie chciała pocieszyć. Jej reakcja była zupełnie inna. Em położyła się i zgasiła lampkę stojącą na szafce obok łóżka. Odetchnęłam z ulgą, że nie będę musiała jej tego wszystkiego tłumaczyć. Najciszej jak mogłam wstałam i udałam się do salonu, pooglądać trochę telewizję, bo na Em raczej nie mogłam już liczyć.
- Gdzie idziesz? – Podniosła się z łóżka i spojrzała na mnie, jak Evan, kiedy wracałam do domu po imprezie o czwartej rano.
- Ja? Do... łazienki – próbowałam wykręcić się od odpowiedzi. Chyba mi to nie wyszło, bo jej wzrok coraz bardziej mnie pożerał. – Niech zgadnę. Nie jesteś idiotką? – spytałam. Pokiwała głową z dezaprobatą.
- Mów o co chodzi – powiedziała i usiadła z powrotem na łóżko. Ja również wróciłam na materac i zaczęłam opowiadanie.
- To było tak: Przez trzy lata w końcu co nieco wyciągnęłam ze szkoły i byłam pewna, że egzamin pójdzie łatwo. Byłam tak podekscytowana, że zapomniałam wyciszyć telefon. Zadania faktycznie okazały się proste, ale kiedy już prawie skończyłam, zadzwoniłaś do mnie i belfer wyrzucił mnie na zbity pysk – powiedziałam prawie jednym tchem.
- Przepraszam. – Ponownie na mnie spojrzała, tym razem z miną mówiącą: „wybacz mi”.
- To nie twoja wina – rzekłam. – I tak nie znalazłabym pracy z podstawowym wykształceniem – dodałam.
- Przez mnie masz niepełne podstawowe – spuściła głowę.
- Naprawdę, nic się nie stało – zaczęłam ją pocieszać i uśmiechnęłam się. W jednej chwili ona też się rozpromieniła.
- Zmieńmy temat – powiedziała, a ja skinęłam potakująco głową. Pogawędka o niczym szybko się nam znudziła, więc poszłyśmy w końcu spać.

*

Gdy się obudziłam, Em siedziała przy lusterku i malowała twarz, żeby wyglądała w miarę ludzko. Zegar naścienny wskazywał dziesiątą. Wstałam i ruszyłam w stronę łazienki.
- Hej – powiedziałam, przecierając klejące się oczy.
- Hej – odpowiedziała tym samym, nie odrywając wzroku od lusterka. – Idziemy dziś na miasto – oznajmiła.
- Przecież nie możesz się... –zaczęłam.
- Właśnie po to się maluję – przerwała mi. – Spokojnie, pójdziemy tylko do jakiegoś sklepu, nikt nie będzie się na nas patrzyć, chyba, że założysz tą bluzkę, którą dostałaś ode mnie na święta – dodała, uśmiechając się pod nosem. Powędrowałam dalej jednak, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, łazienka była zajęta.
- Cholera – burknęłam pod nosem. Z niezadowoleniem na twarzy wróciłam do pokoju. Em właśnie wstała od stolika, przy którym jeszcze przed chwilą szykowała się do wyjścia. Trzeba przyznać, że trudno było poznać, że to tylko przykrywka, pod którą kryje się zielona skóra.
- To co, idziemy? – spytała, zwracając się ku drzwiom.
- Przecież nawet się nie ubrałam – zaśmiałam się.
- Dziewczyny, łazienka jest wolna! – krzyknął Evan z korytarza. Nareszcie mogłam się spokojnie przygotować. Pół godziny później byłam gotowa do wyjścia.
O tej porze w centrum był straszny tłok, więc o galerii z ubraniami mogłyśmy tylko pomarzyć. Inne sklepy albo były zamknięte, albo nie miały nic do zaoferowania. To się nazywa pech.


Postanowiłyśmy wyskoczyć gdzieś i wrócić do domu. Weszłyśmy do pierwszego z brzegu, niewielkiego baru.
- Co podać? – zapytał młody barman, wycierający blat. Zapewne rzadko kiedy panował tu jakikolwiek ruch, więc kolesiowi się nudziło.
- Sok pomarańczowy – rzuciłam i ruszyłam w stronę stolika. W rogu siedziała jedyna klientka. Od razu wydała mi się znajoma, a po chwili byłam już pewna, że to Ela. Podeszłam do niej i zagadałam.
- Co tu robisz? Wróciłaś na stałe? – spytałam jednym tchem.
- Nie, przyjechałam na dwa tygodnie – odpowiedziała, wstając z krzesła i ściskając moją dłoń. – Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam. – Uśmiechnęłam się i usiadłam naprzeciwko niej. Kiedy ostatni raz ją widziałam wyglądała zupełnie inaczej. Miała długie włosy, a nie, tak jak wcześniej, krótkie warkocze. W ogóle nie przypominała tamtej Eli, którą znałam z czasów, kiedy chodziłyśmy do jednej klasy. Była wtedy moją najlepszą przyjaciółką. Po pięciu latach sielanki nie zdałam i rozdzielili nas. Po roku ja udałam się do ostatniej klasy, a ona już ją skończyła i wyjechała do Polski. Sama się sobie dziwię, że udało mi się ją poznać po tak długim czasie.
- Emily, siostra Laury. – Głos Em wyrwał mnie z rozmyślań. Zdałam sobie sprawę, że obok mnie, na stoliku, stoi szklanka soku.
- Jesteś z Polski? – spytała moja siostra, biorąc do ręki szklankę.
- Tak – odpowiedziała Ela. Czułam, że zaraz zwymiotuję. Nienawidziłam takich sztucznych, drętwych rozmów.
- Musimy się kiedyś spotkać, opowiesz mi wtedy wszystko. A teraz MUSIMY JUŻ IŚĆ – syknęłam w stronę siostry. Em zrozumiała aluzję i posłusznie wstała. Na pożegnanie wymieniłyśmy się numerami i każda poszła w swoją stronę. Korzystając z okazji, zanim schowałam komórkę, spojrzałam na godzinę.
- Cholera, za trzy godziny odlatujesz! – krzyknęłam, zwracając na siebie dziesiątki spojrzeń przechodzących ludzi.
- Musimy wziąć taksówkę – odpowiedziała ze spokojem. Nerwowo zaczęłam wypatrywać, czy nie nadjeżdża taksówka.
- Czym się tak denerwujesz? – zapytała, nieco zdziwiona moim zachowaniem. W zasadzie, sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Byłam strasznie zdenerwowana, jakby jakaś siła kazała mi się pospieszyć. Wkrótce dostrzegłam zbliżającą się taksówkę. Pojazd zatrzymał się obok nas.
- Wsiadajcie, dziewczyny – zaskrzeczał (bo jego głos można było tylko do tego porównać), pokazując swoje zęby, a właściwie ich brak. Jeśli jakiś ząb był jeszcze na miejscu, to albo był żółty, albo wręcz czarny. To mnie wystarczająco zmotywowało do pójścia piechotą. Niestety Em niezbyt się zraziła i bez oporów wsiadła, nie pozostawiając mi wyboru. W sumie sama byłam sobie winna, w końcu to ja się tak spieszyłam.
- Gdzie jedziemy? – pytał jakże irytującym głosem. Stan samochodu byłby całkiem niezły, gdyby nie dym papierosowy, który byłam zmuszona wdychać. Otworzyłam okno, w nadziei, że to mi pozwoli normalnie oddychać. Myliłam się, bo mężczyzna nawet nie pytając, czy nam to nie przeszkadza, wyciągnął kolejnego papierosa. Em patrzyła w skupieniu w martwy punkt, najwyraźniej mając gdzieś fatalne warunki. Miałam dość tej taksówki, chciałam z niej wysiąść, gdziekolwiek, byleby nie być w środku.
- Pytałem, gdzie jedziemy – po raz kolejny przerwał moje rozmyślania skrzeczący głos.
- Backward Street – odpowiedziała Em, nie wychodząc z dziwnego transu. Zaczęłam się martwić, że ten facet rzucił na nią jakiś urok (No co? Skoro istnieją kosmici, to chyba nie powinno nikogo dziwić), na szczęście na obawach się skończyło. Kiedy zaczęłam jej machać ręką przed oczami, nagle ocknęła się. Patrzyłam na nią ze zdziwieniem i nawet nie zauważyłam, kiedy taksówka stanęła. Szybko jednak zorientowałam się w sytuacji i pospiesznie wysiadłam z auta, zaczerpnąć świeżego powietrza, wolnego od dymu tytoniowego.
- To pa, kochanieńkie! – Mężczyzna znów zaprezentował swój boski uśmiech. Na mojej twarzy pokazał się grymas obrzydzenia, co innego Em, która odpowiedziała mu uśmiechem. Mój grymas obrzydzenia natychmiast zmienił się w grymas wielkiego obrzydzenia. Koleś puścił oczko w jej stronę i odjechał. Gdy zniknął z pola widzenia zaczęłyśmy zwijać się ze śmiechu. Ale najśmieszniejsze było jeszcze przede mną. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Evana siłującego się z walizkami.
- Daj mi to – powiedziała i podniosła oba, pękające w szwach, wypchane ubraniami bagaże. Zrobiła to bez najmniejszego trudu. Evan stał jak wryty. Em bez większego wysiłku włożyła walizki do bagażnika.
- No, to do zobaczenia, siostra – rzekła smutnie.
- Jeszcze się nie żegnamy – odpowiedziałam i wsiadłam do samochodu. Po chwili ruszyliśmy w stronę kosmicznego lotniska. Podobnie jak wczoraj, zanosiło się na deszcz. Tym razem byłam całkowicie przygotowana.

*

Było grubo po dwudziestej drugiej, kiedy dotarliśmy na miejsce. Wychodząc z auta, spojrzałam w niebo. Nie było na nim jeszcze widać statku, za to poczułam krople deszczu na twarzy. Evan od razu znalazł sobie odpowiednie towarzystwo, a ja i Em usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy rozmowę.
- Kiedy znowu przylecisz? – zapytałam.
- Nie wiem, może za kilka miesięcy – odpowiedziała. – A może ty wpadniesz do mnie?
- Chciałabym, naprawdę. Muszę znaleźć sobie pracę, chociaż nie wiem, czy szukanie ma jakikolwiek sens. – Deszcz padał coraz mocniej. Rozłożyłam parasol.
- Już leci – wskazała palcem na niebo. Po chwili i ja zobaczyłam w oddali statek kosmiczny.
- Teraz już wiem, dlaczego te lotniska są takie wielkie – powiedziałam, nie odrywając oczu od tego niezwykłego widoku. Statek zbliżał się tak szybko, że po kilku minutach był już w połowie drogi.
- Chyba czas się żegnać – Em zwróciła się w moją stronę. Wstałyśmy i uściskałyśmy się. Statek wylądował, zaczęli z niego wychodzić pasażerowie. Nagle dreszcz przeszedł mnie po plecach. Przede mną stał czarnowłosy, uśmiechnięty chłopak. Podszedł bliżej. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Zamknęłam parasol, żeby deszcz chociaż trochę mnie ochłodził.
- Arthur – powiedział nieznajomy, wyciągając rękę w moim kierunku. Myślałam, że zemdleję z wrażenia.


- Leeaaauuououroura – zaczęłam się jąkać. Wydawało mi się, że patrzył na mnie, jak na wariatkę, co nawet by mnie szczególnie nie zadziwiło. A on, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby chciał pokazać swoje zęby całemu światu. Od razu przypomniał mi się taksówkarz. On był jego całkowitym przeciwieństwem. Chciałam odwrócić wzrok od jego zielonych oczu, żeby nabrać odwagi do mówienia, jednak pomimo moich ogromnych starań, nie udało mi się.
- Laura – odezwał się, widząc, że nie mogę wydobyć z siebie słowa.
- Tak – skinęłam głową, zapominając na chwilę o swoim strachu.
- Świetnie, szukałem cię – odpowiedział. No tak, mogłam się domyślić, że nie podszedł do mnie sam z siebie. Kto by chciał na mnie spojrzeć?
- Ekhem. Twoja siostra – przypomniał mi. Przez to wszystko zapomniałam nawet o Em.
- Do zobaczenia! – krzyknęłam, gdy wsiadała na pokład statku. Odwróciła się i odpowiedziała tym samym.
- Muszę już spadać, ale daj mi swój numer, zdzwonimy się i obgadamy sprawę, którą do ciebie mam, ok? – powiedział czarnowłosy.
- Tak, tak – odpowiedziałam. Nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co się dzieje. Napisałam na karteczce swój numer i wręczyłam nieznajomemu. Po chwili chłopak zniknął z moich oczu.
- Halo? Laura? – Evan próbował wybudzić mnie z transu. Spojrzałam w górę. Statek był już tylko małą plamką na niebie. – Jedźmy do domu – zaproponował. Niewiele myśląc, wsiadłam do samochodu.

*

Będąc już w domu, rozmyślałam o tym całym Arthurze. Ciekawe, czego ode mnie chciał? W każdym razie, musiałam poćwiczyć umiejętność wysławiania się, która, jak się dzisiaj mogłam przekonać, nie była moją mocną stroną. Co ja sobie w ogóle myślę? Że ja, głupia, brzydka, biedna dziewczyna spodobam się komukolwiek? Znając moje szczęście, ta znajomość zakończy się tak samo szybko, jak się rozpoczęła.

To teraz mnie jedź, Liv

Ostatnio edytowane przez Mroczny Pan Skromności : 05.09.2010 - 11:49
Mroczny Pan Skromności jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.