Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 19.06.2010, 18:02   #20
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

Vipera mam nadzieję, że mimo wszystko Cię zaskoczę
Kinkarus dziękuje i obiecuje, że będę pisać nadal Fajnie wiedzieć, że się podoba
Searle staram się jak mogę, ciesze się, że to staranie jest widoczne co do twojej uwagi to teraz już będę pamiętać

A teraz kolejny odcinek jest dużo zdjęć, a w wordzie ta część zajęła mi pięć stron mam nadzieję, że się nie zanudzicie ok więc do rzeczy

ROZDZIAŁ 1
Część trzecia: Piękna róża.

Kiedy weszła do budynku Policji, poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Przełknęła ślinę i szybkim krokiem przemknęła przez korytarz.
- Pani do kogo? - policjant zmierzył ją wzrokiem.
- Marco Takeda – odezwała się cicho Li Mei, zdejmując ciemne okulary.
- Proszę ze mną – odparł podnosząc się zza biurka.
Zdziwiło ją to, że o nic nie zapytał, ale postanowiła nie kusić losu i milczeć.

[img]http://i49.************/2po5usx.jpg[/img]

Zmierzając w kierunku wejścia, gdzie tymczasowo przetrzymywano aresztantów, zastanawiała się, jak może wyglądać ten mężczyzna. „Krótkie włosy, czy długie?”, „Stary, czy młody?”, „Czy będzie chciał ze mną rozmawiać?”. Zadawała sobie w myślach mnóstwo pytań. Im bardziej zbliżała się do drzwi, tym coraz więcej miała wątpliwości, czy powinna w ogóle się tu zjawiać. Nie było, jednak odwrotu. Tak bardzo pogrążyła się w myślach, iż nie spostrzegła, że jest już na miejscu. Funkcjonariusz wyjął pęk kluczy. Przez chwilę szukał właściwego, klnąc do siebie coś pod nosem. Kiedy w końcu znalazł, wsadził go do zamka i przekręcił z lekkim wysiłkiem. Zaraz po tym złapał za klamkę i pchnął ciężkie skrzydło drzwiowe. Musiały być zrobione z grubej stali, gdyż miał problem z ich otwarciem.
- Zgłosi się pani do tego człowieka – mówił wskazując ręką na potężnego mężczyznę stojącego pod kolejnymi drzwiami.
Skinęła potwierdzająco głową i udała się do wyznaczonego policjanta. Słyszała tylko jak stalowa brama zamyka się za nią z hukiem.
- Do kogo?
- Takeda.
- A może Tanaka? - spytał jakby chciał się upewnić, że się przesłyszał.
- Nie. Takeda. Marco Takeda - odparła z pewnością w głosie.
Na twarzy mężczyzny pojawił się ironiczny uśmiech.
- Skoro jest pani pewna. Proszę zaczekać tam – wskazał na salę widzeń – Zaraz go przyprowadzę.
Dziewczyna weszła do pomieszczenia i usiadła na krześle. Czuła, że serce wali jej tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Nagle zobaczyła jak strażnik, z którym wcześniej rozmawiała prowadzi skutego kajdankami człowieka.
- Tylko bez żadnych sztuczek Takeda! Stąd nie ma ucieczki – odparł sadzając go na krześle, po czym wyszedł i zasunął kratę.
Czarnowłosa spojrzała na niego. Miał włosy tego samego koloru co ona. Kiedy uniósł głowę, zobaczyła, że ma także zielone oczy.
„Boże... Przecież, to odbicie Chrisa”, pomyślała, nie mogąc w pierwszej chwili oderwać od niego oczu. Szybko, jednak otrząsnęła się z szoku, jaki na niej wywarł i zauważyła, że jego twarz nie wygląda, tak jak powinna. „Kto mu, to zrobił?”, spytała się w myślach. Jednak od razu przypomniała sobie, że jej ojciec, który wrócił bardzo późno w nocy, rozmawiał z kimś jeszcze chwile przez telefon w holu. Wyraźnie, wtedy zrozumiała, że mówi coś o przesłuchaniu. A po twarzy Marco, było widać, że przyjemnego wieczoru nie przeżył.
- Jestem tu... - zaczęła dość niepewnie – Ponieważ chce ci pomóc... Sama również potrzebuje twojej pomocy...

[img]http://i45.************/2ro2hdg.jpg[/img]

Szatyn uśmiechnął się wrednie, nie wypowiadając, jednak ani słowa. Mimo tego, cały czas wyraźnie się jej przyglądał.
- Jestem córką Tempertona... Tego, dzięki któremu tutaj siedzisz... na imię mam Li Mei... Chciałabym żebyś...
- Belle Rose – odparł nagle przerywając jej zdanie. Na dodatek w języku, którego kompletnie nie zrozumiała.
- S-słucham...?
- Po Argońsku* twoje imię oznacza „piękna róża” - kiedy, to powiedział spojrzał jej prosto w oczy. Dziewczyna poczuła, że nagle zabrakło jej tchu. Żadnemu mężczyźnie od śmierci Chrisa, jak dotąd, nie udało się wywołać na niej takiego wrażenia. Spuściła głowę, żeby nie mógł przeszywać ją swym głębokim, pociągającym spojrzeniem, które sprawiało, że się gubiła.
- Chciałabym... Żebyś mi w czymś pomógł – odparła jakby chciała pominąć sytuację, która przed chwilą miała miejsce.
- Masz śliczne imię. Kto ci je nadał? - zapytał nie zwracając uwagi na to, co przed chwilą powiedziała.
Znowu odczuła zakłopotanie. Jej pewność siebie również zniknęła.
- Ja, tylko...
- Odpowiedz na moje pytanie, wtedy cię wysłucham - odparł, nieustannie się na nią wpatrując.
Podniosła głowę i znów zobaczyła jego zielone oczy. Wydawało jej się przez chwilę, że w spojrzeniu jakim ją obrzucił było coś delikatnego. Ale w tej samej chwili pomyślała, że to odczucie było jedynie złudzeniem.

[img]http://i49.************/mh8v0z.jpg[/img]

- Kiedy mój ojciec przyszedł odwiedzić matkę w szpitalu, zaraz po moich narodzinach... Przyniósł jej ogromny bukiet czerwonych róż, które od zawsze uwielbiała. Obydwoje postanowili wtedy, że imię ich pierwszego dziecka musi mieć w nazwie coś związanego z różami, żebym zawsze pamiętała, jak bardzo jestem dla nich wyjątkowa. Chcieli, jednak jakieś niezwykłe imię, dlatego jest ono takie, a nie inne - cały czas czuła jak jej się przygląda. Jego wzrok wbijał się w nią tak bardzo, że momentami miała wrażenie, iż dotyka jej twarzy dłońmi. A były one przecież zakute w kajdanki.
- Czy... teraz mogę wrócić do tego co mówiłam wcześniej?
- Jasne - odparł natychmiast - Mów mi po imieniu, jeśli chcesz.
- A, więc... Marco... - po tych krótkich słowach, poczuła z zielonookim szatynem tak dziwną bliskość, jakby znała go od lat - Chciałabym ci pomóc... Jak już mówiłam. A w zamian za wyciągnięcie cię stąd, chciałabym...
- Żebym ja tobie pomógł - dokończył chrapliwym głosem.
Skinęła potwierdzająco głową, czując jak zasycha jej w gardle.
- Mignonnet*, jak masz zamiar mnie stąd wyciągnąć? I dlaczego chcesz, to zrobić? Twój tatuś z chęcią wsadzi mnie do Guantanamo* za tą ropę - zmarszczył groźnie brwi.
- Myślałam już nad tym. A mój ojciec został oszukany, ktoś cały czas knuje przeciwko niemu. Chce mu pomóc i dowiedzieć się, kto się za tym kryje. Mam już pewne podejrzenia. Ale potrzebuję ciebie i twojej pomocy, żeby wsadzić tych drani za kratki.
- Okradłem twojego starego, a ty mi bezczelnie wmawiasz, że mnie potrzebujesz?! - wykrzyknął, to tak głośno, że jego słowa odbiły się echem w małej sali, w której siedzieli.
- Wiem, że jesteś najlepszy, dlatego ciebie wybrałam... - mówiła cichym, spokojnym głosem.
- Gdybym był najlepszy, to bym tu nie siedział - jego czoło pokryło się jeszcze większą ilością zmarszczek - Strażnik! Chce do celi! - ryknął.
- Nie, proszę... Zaczekaj - wręcz błagała go swoimi słowami - Wysłuchaj mnie do końca...
- Comme payer bisette...* – powiedział z ironicznym uśmiechem czającym się w kącikach ust.
Zaczęło ją irytować, kiedy mówił do niej tak, że nie mogła go zrozumieć. Lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Zrobię co zechcesz... Tylko zostań.
Strażnik już otwierał drzwi, kiedy Takeda odburknął:
- Zmieniłem zdanie. Jeszcze chwila.
Mężczyzna widocznie podenerwowany tym, że musiał na darmo wstać z krzesła, posłał mu groźne spojrzenie, które, jednak nie zrobiło na szatynie żadnego wrażenia.
- Słucham, więc.
- Jak już mówiłam, domyślam się, kto wrabia mojego ojca. Ale do końca nie jestem pewna, czy to...
- To Lambert.
Oczy Li Mei rozszerzyły się ze zdumienia, kiedy uprzedził ją odpowiedzią.
- On kazał mi okraść twojego starego. Nienawidzę gnoja, ale potrzebne mi były pieniądze. A teraz, jeśli wiesz już wszystko, pozwól, że wrócę do celi - jego słowa brzmiały tak obojętnie jakby na niczym mu nie zależało.
- Nie. Zaczekaj. Mogę cię przecież stąd wyciągnąć...
- Ciekawe - zaśmiał się – Mam dosyć tych bzdur - już chciał wstać, kiedy czarnowłosa zatrzymała go, kładąc mu rękę na ramieniu. Spojrzał na nią wzrokiem pełnym goryczy.
- Widzę, że nie dajesz za wygraną. Albo faktycznie jest, tak jak mówisz albo chcesz jeszcze bardziej mnie pogrążyć.
- Powiedziałam ci przecież, że zrobię co zechcesz - w jej głosie dało się wyczuć stanowczość i przekonanie.
Marco zamyślił się na chwilę. Nagle ostre rysy jego twarzy złagodniały.
- Podejdź do mnie - odparł - No, chyba że się boisz dzikusów - na jego ustach znów zagościł ten wredny uśmieszek, który miał już wcześniej, kiedy mówił do niej coś w swoim języku.
Zdziwiła ją, jego prośba. Przez chwilę nawet poczuła lęk, który jednak szybko minął. Wstała od stołu i zatrzymała się naprzeciwko niego. On również podniósł się z krzesła. Dopiero w tym momencie zauważyła, że jest wyższy od niej, prawie o głowę. A przez czarny kostium, który opinał jego ciało, dało się dostrzec szerokie ramiona i zarys wyraźnie rozbudowanych mięśni.

[img]http://i47.************/icjk76.jpg[/img]

Zrobił krok w jej stronę. Niezbyt gwałtowny, ale wystarczył, żeby dziewczyna się cofnęła. Jeszcze wredniej uśmiechnął się pod nosem i wykonał następny. Tym razem, wystraszona jego zagraniami Li Mei cofnęła się tak bardzo, że od razu znalazła się przy ścianie. Mimo tego, że to on był więźniem i miał unieruchomione za plecami ręce, miał w tym momencie, nad nią przewagę. Przycisnął ją do zimnego muru, swoim potężnym ciałem, tak mocno, że poczuła bicie jego serca. Wpatrywał się na nią swymi zielonymi oczami w niewiarygodnie przyciągający sposób. Czarnowłosa pomyślała sobie nawet, że żadna kobieta chyba nie dałaby rady, oprzeć mu się w takiej chwili. A silny i skupiony wyraz twarzy czynił go w tym momencie bardzo pociągającym.
- Proszę... Ja... - gwałtownie przywarł ustami do jej warg i uciszył jej słowa, całując ją z wielką namiętnością. Poczuła jak znów brakuje jej tchu. Było, to pierwsze od dawna, zbliżenie do mężczyzny. Na dodatek, od razu, takie pobudzające.

[img]http://i45.************/ay1z6b.jpg[/img]

- Dobra Takeda, dosyć tego! - Li Mei usłyszała nagle podniesiony głos strażnika. Nie miała pojęcia, kiedy znalazł się w pomieszczeniu. Niespodziewanie tak zatraciła się w tym pocałunku, że na tą chwilę, wszystko dookoła przestało dla niej istnieć.
Mężczyzna odciągnął od niej szatyna i popchnął go w kierunku wyjścia.
- Wróć tu jutro... - odparł, oddalając się.
Powiedział, to w taki sposób, że miała ochotę czekać tu na niego do następnego dnia. Stała i patrzyła jak znika za żelazną bramą, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co się przed chwilą stało.

***

- Moja śliczna Li Mei, jak dobrze, że w końcu cię zastałem - odparł Dante znajdując dziewczynę siedzącą w gabinecie, na starej puchowej sofie.
„Cholerny palant”, pomyślała. „Jeszcze jego mi na dokładkę brakowało”.
- O co chodzi? - spytała sztucznie się uśmiechając.
- Szukam cię od południa, moja droga, cały dzień nie było cię w domu.
- Wiem, musiałam pobyć sama - odburknęła bez entuzjazmu w głosie.
- Coś się stało? - spytał przysiadając się do niej.
„Nie twój garbaty interes”, powiedziała do siebie w myślach, gdy tylko spojrzała na jego nos.
- Nie, nic takiego. Czasami człowiek potrzebuje pobyć chwilę w samotności - kolejny raz sztucznie się uśmiechnęła - A ty dlaczego mnie szukałeś?
- Hmm... Chyba powinniśmy porozmawiać o tym co robiłaś rano, nie sądzisz?
Czarnowłosa zdębiała. Czyżby ktoś oprócz więziennego strażnika, widział jak całuje ją ten przystojny złodziej, który od tego zdarzenia nie może jej wyjść z głowy?
- Czemu tak nagle zbladłaś Li Mei? - Dante wyraźnie spoważniał.
- Niby co robiłam rano? - spytała ignorując jego wcześniejsze pytanie.
- Obydwoje dobrze wiemy śliczna, że rano byłaś w więzieniu. Po co tam pojechałaś?
- Chyba mnie z kimś pomyliłeś - wstała z kanapy, skrzyżowała ręce na piersiach i oparła się o biurko.

[img]http://i48.************/2ezk37l.jpg[/img]

- Czarny Dodge Viper o numerach rejestracyjnych 360325JM - wyrecytował - To chyba twój samochód. - również wstał i od razu do niej podszedł - Mój brat widział go dziś zaparkowanego z rana pod budynkiem policji.
„ Dobrze, że widział tylko auto”, pomyślała. „Chociaż z tym, też może być problem”.
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć Dante. Mam prawo jeździć, gdzie chce. Nie potrzebuje „ogona”.
- A czy ja powiedziałem, że Max cię śledził? On tylko przejeżdżał tamtędy, w drodze na budowę.
- Dobrze wiesz, że tą drogą nie jeździ się na plac budowlany. Twój braciszek wracał, po prostu z wieczornej imprezy w Palermo*. Powinieneś założyć mu kaganiec, bo goni za dziewczynami jak pies za sukami w okresie godowym! - Li Mei kipiała ze złości. Tym razem nie wytrzymała i musiała mu wygarnąć, to co od dawna w niej siedziało.
- No proszę... Ktoś tu pokazuje swój prawdziwy charakterek. - Dante spojrzał na nią z wściekłością w oczach - No dawaj, słucham dalej, może teraz coś na mój temat?
Nagle przypomniała sobie moment, w którym to, poprzysięgła wytrzymać jeszcze te trzy miesiące. „A niech, to wszystko szlag trafi”, pomyślała.
- Chętnie bym ci wygarnęła co nieco, ale jest tego tak dużo, że zajęło by mi to, cały dzień! - kłócenie się, z nim było w tym momencie najlepszym sposobem na opóźnienie odpowiedzi na jego pytanie. Lecz wiedziała, że nie może tego robić w nieskończoność.
- Doprawdy?! - chłopak zaczął kipieć ze złości - To, po co te wszystkie podchody? Po co pozwalałaś się podrywać, całować i cały czas się uśmiechałaś?!

[img]http://i46.************/fwu2cw.jpg[/img]

- Chciałam być miła z powodu interesów jakie twoja rodzina, robi z moim ojcem. Ale teraz szczerze mówiąc, mam to wszystko w dupie! Leje na to, co on sobie pomyśli, bo dowiedziałam się, że ten skradziony transport to była wasza robota. To twój cholerny wuj kazał Takedzie okraść mojego ojca i on się o tym dowie!
Tym razem popełniła błąd, z czego zdała sobie sprawę, dopiero kiedy skończyła krzyczeć. Te słowa podziałały na Dantego jak płachta na byka. Stanął nagle tuz przed nią i przyciągnął ją gwałtownie do siebie. Chciała go odepchnąć, ale nie miała możliwości, aby się ruszyć.
- Więc po to pojechałaś do więzienia... Ten parszywy złodziej wszystko ci powiedział.
- Mimo, że jest złodziejem, ma czystsze sumienie niż ty. - syknęła do niego.
- Nie rozśmieszaj mnie... Jest taki sam jak jego ojciec, umie tylko kraść.
- Och, nie tylko to potrafi... Ja bym dodała do tego, że świetnie całuje... - była z siebie dumna. Dopiekła blondynowi tak, że aż się w nim zagotowało.
- Ty... Ty jesteś moja, rozumiesz?... - rękę wsunął jej we włosy, unieruchamiając jej głowę. - Zapamiętaj sobie, że nikt oprócz mnie nie będzie cię miał. A już na pewno nie ten sku**iel Takeda... - Dante jeszcze mocniej zacisnął pięść w jej włosach. Zabolało ją tak bardzo, że jęknęła z bólu.
- Puść mnie... Bo zacznę krzyczeć.
- Jeden głośniejszy pisk, a twój więzienny kochaś dostanie dzisiaj taki łomot, że zapamięta go do końca życia.
- Czego ty chcesz? Puść mnie, to nie jest ani trochę przyjemne... - Li Mei była w kropce, nie chciała robić Marco kłopotów. Nie po tym co się dzisiaj wydarzyło. Gdyby teraz zobaczył to jej ojciec, wyrzuciłby Lamberta na zbity pysk i zakończył interesy z jego rodziną. Ale jego niestety nie było nawet w domu. Pojechał na jakieś spotkanie biznesowe. Blondyn cały czas spoglądał jej w oczy. Dziewczyna czuła do niego wstręt, a to co teraz robił, jeszcze bardziej go spotęgowało. Puścił jej włosy lecz nagle poczuła jego dłoń na swoim udzie. Przesuwała się wzdłuż linii bioder, wprost pod jej bluzkę.

[img]http://i45.************/2ypi6fd.jpg[/img]

Wiedziała co on chce zrobić, wiedziała też, że musi szybko myśleć. Miała dwie możliwości do wyboru – albo pozwoli mu na to i oszczędzi siedzącemu w więzieniu szatynowi srogich batów albo pomyśli w końcu o sobie.
- Nawet nie myśl, że ci na to pozwolę - odparła, po czym jedną z nóg, kopnęła go w krocze.
Jęknął i zgiął się w pół. Wiedziała, że nie miała wyjścia, nie chciała stać się ofiarą chorego szantażu.
Dante po krótkiej chwili wyprostował się powoli i powiedział do niej z wściekłością w oczach:
- Jak miło, że dałaś mi satysfakcję, zadania bólu temu cholernemu złodziejowi. Jeszcze dzisiaj będzie odbijał się, jak piłka kopana o ścianę. A co do przekrętu z ropą... Wystarczy, że piśniesz coś ojcu, a gwarantuje ci, że ten śmieć z więzienia powącha kwiatki od spodu - spojrzał na nią z groźną miną, po czym szybkim krokiem wyszedł z gabinetu.

****

Takeda siedział w celi, z oczami wbitymi w podłogę. Nie jedna osoba patrząc teraz na niego, pomyślała by, że zastanawia się co się z nim stanie lub jak się stąd wydostać. Ale nie, on o tym nie myślał. Po jego głowie, wciąż krążyło zdarzenie, z dzisiejszego poranka.

[img]http://i50.************/2crwmc8.jpg[/img]

Rano, kiedy zdecydował się, że pójdzie do tej dziewczyny, jedynym jego zamiarem, było pokazanie jej jaką jest ignorantką i wypieszczoną córeczką tatusia. Chciał ją słownie poniżyć. Chciał, by mimo pieniędzy, które ma, poczuła jaka w tej chwili jest bezsilna. Ale, kiedy usiadł naprzeciwko i spojrzał na nią, od razu go oczarowała. Miała w sobie coś takiego, co przyprawiło go o przyśpieszone bicie serca. Nigdy tego nie doświadczył. A potem, kiedy ją całował, czuł, że ona również tego chce. Mimo tego, że spotkali się pierwszy raz w życiu. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił, dlaczego zapragnął posmakować jej warg... Mimo wszystko, niczego nie żałował.
„Ciekawe, czy po tym wszystkim, zjawi się jutro”, pomyślał. „W sumie chętnie bym, to powtórzył”, na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmieszek.
Kiedy czuł jej łomoczące serce w chwili, gdy ich usta złączyły się w pocałunku, miał ochotę zedrzeć z niej ciuchy i...
„Do diabła Takeda, czy tobie całkiem popie**oliło się w głowie?”, karcił się w myślach. „Przecież masz wszystko, o czym może pomarzyć niejeden złodziej. Po co Ci kobieta? Miłość to tylko ciężar”, od razu, gdy skończył myśl, złapał się, że użył słowa, które dawno wykreślił ze swojego słownika. Zresztą nie tylko słowo. Wymazał również uczucie. Był typem faceta, który pochłonięty swą złodziejską pracą, nie zwracał uwagi na przyziemne sprawy typu miłość. Nie po tym jak brat i ojciec odwrócili się od niego. Ojciec już nie żył, więc dawno wybaczył mu wszystko. Podobnie było z bratem, którego śmierć widział na własne oczy, ale wtedy nic nie był w stanie zrobić, żeby go uratować. Obiecał sobie jednak, że jeśli kiedyś w życiu spotka jakąś fajną dziewczynę, to tylko po to by zabawić się nią w jedną noc. Zrobił tak kilka razy i na tym się skończyło. Wewnętrzna blokada narastała z każdą zaliczoną panną, aż pewnego dnia całkowicie utorowała kobietom dostęp do jego serca i ciała. Był chłodny jak lód. Do dziś.
„Miłość”, pomyślał znowu, po czym uderzył się otwartą dłonią, kilka razy po twarzy. „Ku**a, zaczyna mi już odbijać. Widziałem ją po raz pierwszy w życiu, tu nie ma niczego takiego”, zapewniał się.
Jeżeli tak było, to dlaczego czuł, że skorupa z lodu otaczająca jego serce, zaczyna topnieć?
Nagle z głębokich przemyśleń, wyrwały go kroki kilku osób, pośpiesznie idących w stronę jego celi. Po chwili ustały. Uniósł głowę i spojrzał na postacie, które stały po drugiej stronie krat.
- Witaj Takeda – policjant przywitał go szelmowskim uśmiechem - Mamy dla ciebie mały prezent.
Drzwi celi otworzyły się, a do środka weszło trzech nad wyraz wyrośniętych mężczyzn. Marco podniósł się z ławki, przeczuwając co się szykuje. Kraty zazgrzytały za nimi z hukiem, zamykane przez strażnika, który szybko oddalił się, gdy tylko wyjął metalowy klucz z zamka.

[img]http://i48.************/2a9a05c.jpg[/img]

- Z pozdrowieniami od Lamberta - uderzenie było tak mocne, że od razu powaliło szatyna na ziemię. Przed oczami pojawiły mu się miliony białych plam, które skutecznie utrudniły widzenie czegokolwiek w tym momencie.
- Wstawaj gnido - odparł jeden z mężczyzn, patrząc jak ten bezskutecznie próbuje podnieść się z brudnej podłogi - To było na odświeżenie ci pamięci. Żebyś następnym razem wiedział, że nie dotyka się cudzych własności.
Po tych słowach, Marco szybko zorientował się, że chodzi o Li Mei. Przetarł twarz dłonią, by nie czuć krwi, która spływała mu do ust wprost z nosa, po czym położył głowę z powrotem na ziemi.

[img]http://i48.************/mr2sjr.jpg[/img]

Nadal nic nie widział. Nagle ktoś szarpnął go za włosy i pociągnął do góry. Szatyn zacisnął zęby, przeczuwając, że zaraz znowu oberwie. Nie mylił się. Już po kilku sekundach, poczuł silnego kopniaka w brzuch. Wiedział, że musi to przetrwać. Nie wiedział, jednak, ile jest w stanie wytrzymać.

****
Trochę tłumaczeń :

po Argońsku* - postanowiłam trochę odbiec od rzeczywistości i z Francuskiego zrobiłam Argoński
Mignonnet* - ślicznotko.
Comme payer bisette...* - jak dasz całusa.
Palermo* - najdroższy klub w Bruegel.
Guantanamo* - najcięższe więzienie na świecie.
A i jeszcze taka mała uwaga do przedostatniego zdjęcia. Miało być widać sufit, ale w ogóle się nie wyświetla, nie mogę go też dodać na żadnej parceli, dlatego zdjęcie takie a nie inne, a zauważyłam, że widać niebo, dopiero jak już wyłączyłam grę.

To chyba tyle
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 19.06.2010 - 18:33
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem