Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 10.07.2010, 10:28   #165
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

@up: już wklejam

ROZDZIAŁ 3
Część druga: Cierpienie.


Niedziela wieczór. W okolicy starych doków w Bruegel parkuje niewielki samochód.

[img]http://i27.************/263d1zp.jpg[/img]

- Wiecie co macie robić, ale powtórzę po raz ostatni. Juri lewe skrzydło, Colin prawe, ja biorę się za front rezydencji, a Eric wchodzi przez tylne wejście – Marco pokazywał palcem na planach ogromnej posiadłości, rozłożonych na jego kolanach - Seth, podłącz się pod system monitoringu i zabezpieczenia domu. Odłącz alarm i informuj nas jakbyś zobaczył coś podejrzanego.
- Jasne szefie – rudy chłopak odpowiedział stanowczo.
Nadszedł w końcu sądny dzień. Minęło dwa tygodnie, odkąd zaczęli przygotowania do tej akcji. Teraz nie mogli się już cofnąć. Wyszli z samochodu i ruszyli w kierunku starej kamienicy. Każdy w ustalone miejsce. Jak zdążyli się zorientować, w czasie zdobywania potrzebnych informacji, sejf z dokumentami firmy LambertCorp. znajdował się w gabinecie na piętrze domu. O ile samo dostanie się do niego, wydawało się rzeczą prostą, o tyle trudno było przewidzieć co ich czeka, kiedy go znajdą. Wiedzieli, że wszystko, co wydaje się proste, w rzeczywistości jest najłatwiejszą drogą do pułapki. Postanowili jednak przeszukać całą rezydencję, gdyż wiedzieli, że nie tylko sejf ukrywa informacje, które mogłyby pogrążyć mieszkańców tego domu. Pierwszy do środka dostał się Juri. Nie miał trudnego zadania, ponieważ okno w korytarzu było otwarte. „Oj Lambert, starzejesz się, skoro nie pilnujesz takich rzeczy”, pomyślał.

[img]http://i32.************/6icmdz.jpg[/img]

- Szefie, jestem w środku – wyszeptał, do komunikatora znajdującego się na ręce.
- Dobrze. Idź do gabinetu na piętrze i podłącz się do komputera. Wiesz co masz robić.
- Jasna sprawa – zakończył rozmowę i ruszył wykonać swoje zadanie.
- Colin, podaj swoją pozycje – Marco wywołał kolegę.
- Stary, oni kręcą niezły interes. Mają tu pralnie brudnych pieniędzy - odezwał się czarnowłosy chłopak.
- Gdzie ty jesteś?
- W piwnicy. Mają tu tony białego proszku.
- Narkotyki? - Takeda mało co nie krzyknął.
- Dokładnie. Gdybyśmy to sprzedali zostalibyśmy miliarderami. Ciekawe dlaczego trzymają je tutaj? Przecież jeśli ktoś, by to znalazł, to musieliby odsiedzieć trzy dożywocia – dziwił się Colin.
- Zapomniałeś już, że Lambertów nikt nie kontroluje? Bruegel jest ich, więc robią co chcą. Zrób zdjęcia tej piwnicy. Będzie z tego dobry dowód. I weź trochę tego „białego proszku”. Rozłączam się – szatyn miał do sprawdzenia jeszcze jednego kolegę. Wcisnął przycisk na komunikatorze i zaczął go wywoływać.
- Eric zgłoś się – cisza. Nikt nie odpowiadał – Eric, podaj swoje położenie – nadal cisza.
- Seth, co z Ericiem? - zwrócił się do rudego chłopaka, który został w aucie.
- Nie odpowiada?
- Nie. Widzisz go gdzieś na kamerach?
- Nikogo nie widzę – odezwał się po chwili – Jego komunikator jest wyłączony. Nie mogę zlokalizować miejsca, w którym się znajduje.
- Cholera, mam nadzieję, że nic mu nie jest – powiedział Marco – Idę po te dokumenty. Daj znać od razu jak zobaczysz coś podejrzanego.
- Jasne szefie.
Chłopak rozłączył się, po czym wbiegł na piętro, gdzie miał się spotkać z Eric'iem. Na korytarzu było ciemno i cicho. Porozglądał się i skierował do gabinetu z sejfem. Pomyślał, że może jego długowłosy kolega jest już na miejscu, a Seth, po prostu nie zauważył go na kamerze. Nacisnął na klamkę i pchnął drzwi. Starał się nie robić hałasu. Wszedł do środka i włączył latarkę. Nikogo nie było. „Cholera, gdzie jest Eric?”, pomyślał świecąc po ścianach. Półki ze starymi książkami, uginały się od różnych słowników, powieści i wielu innych grubych tomów, które leżały tam zakurzone od wielu lat. Jego interesował wielki obraz o czerwonym tle, to za nim miał znajdować się sejf. Skierował światło latarki na lewą ścianę.

[img]http://i28.************/213oweo.jpg[/img]

- Świetnie... - powiedział cicho widząc to czego szukał. Podszedł i ściągnął nieciekawe malowidło. Lecz, kiedy zabrał się za rozbrajanie zamka, usłyszał głośny huk. Nie miał wątpliwości, że był to wystrzał z broni.
- Seth co się dzieje? - spytał szeptem, przez komunikator na ręce.
- Nie wiem szefie, ale widziałem Lamberta na piętrze. On chyba wie, że jesteście w jego domu.
- Jesteś pewien, że to on?
- Jak niczego na świecie. Słyszałem strzał, ale nie wiem co się stało, w tym miejscu nie ma kamer.
Marco rozłączył się i pośpiesznie zabrał za otwieranie sejfu. Wszystko zaczęło mu się mieszać, ale po chwili go otworzył. Do torby na plecach wcisnął stertę dokumentów, którą wyjął z wnęki w ścianie.
- Juri jesteś tam? - spytał nerwowo, wciskając przycisk na małym monitorze.
- Wyciągnąłem z komputera tych chytrusów potrzebne informacje i właśnie biegnę w kierunku naszego auta – powiedział blondyn.
- Widziałeś gdzieś Colina?
- Jest ze mną.
- Zostańcie w samochodzie, ja idę szukać Erica.
- Ale szefie, może...
- Róbcie co mówię – odparł stanowczo i rozłączył się.
Wyszedł na korytarz. Czuł, że coś się święci. Nagle usłyszał kolejny strzał. Zatrzymał się, chcąc zlokalizować skąd dochodzi.
- Marco, Dante jest bardzo blisko ciebie – usłyszał głos Setha - uciekaj jak najszybciej, on ma broń!
Szatyn już chciał mu odpowiedzieć, kiedy...
- Chcesz dołączyć do swojego kolegi? - usłyszał nagle głos za sobą – Jeden fałszywy ruch, a spotkacie się w piekle.
- Dante... - Takeda odwrócił się w jego stronę.

[img]http://i25.************/24v348y.jpg[/img]

- Cóż za miła niespodzianka... - blondyn przeładował broń - Twój przyjaciel był bardzo pomocny i zanim zginął powiedział mi, gdzie jest moja śliczna czarnulka.
- Ty podła świnio... Nie ujdzie ci to, przysięgam, że go pomszczę...
- Na pewno – zaśmiał się Lambert - Jeśli spotkacie się w piekle... Tym razem nie będę taki łaskawy jak ostatnio. Zabiję cię. A Li Mei będzie moja...
- Ty masz na jej punkcie obsesję. Takie rzeczy powinno się leczyć knypku – szatyn wrednie się uśmiechnął.
- Zobaczymy jak będziesz śpiewał, kiedy dostaniesz dwie kulki w głowę – odparł blondyn – Ona jest moja... A moi ludzie już po nią jadą.
- To jakiś talk show? - zadrwił Marco - Myślisz, że znajdziesz ten dom? Prędzej przez Argonię przejdzie huragan.
- Za mało mnie doceniasz żałosny złodzieju. Zabiorę ci ją, a ty nie będziesz mógł nic z tym zrobić, bo będziesz leżał w piachu.
- Li Mei nie jest twoją własnością – szatyn groźnie zmarszczył brwi - Ona jest ze mną. Wybrała żałosnego złodzieja. Nie interesują jej związki ze stukniętymi gogusiami.
Dante wściekł się i nacisnął na spust. Szatyn przewidział jego ruch i odskoczył gwałtownie w prawo.
- Nie uciekniesz mi! - warknął Lambert, po czym wystrzelił jeszcze raz.

[img]http://i29.************/123w8x1.jpg[/img]

Marco usłyszał świst kuli tuż nad głową. „Głupi ma zawsze szczęście”, pomyślał biegnąc w stronę schodów. „W tym przypadku, jednak wolę być taki”. Blondyn zaczął biec za nim. Szatyn zeskoczył z kilku stopni i pogonił do wyjścia, ile sił w nogach. Słyszał za sobą kroki Dante'go. Kiedy dobiegł do drzwi, pchnął je z całej siły i wypadł przez nie jak kula z procy.
- Podjeżdżaj Seth! - krzyknął do komunikatora na ręce.
Auto ruszyło z piskiem opon, szybko doganiając uciekającego Takedę.
- Zapłacisz mi za wszystko parszywy gnoju! - dało się usłyszeć z oddali głos wrzeszczącego Lamberta.
- Się okaże – burknął Marco, po czym wsiadł do samochodu i odjechał.

*****
- Macie ją przyprowadzić całą i zdrową. Jeśli spotkacie kogoś na swej drodze... Zabijcie – Dante rozłączył się i położył telefon na biurko.
- Zapłacisz za wszystko Takeda – warknął waląc pięścią w stół.
Usiadł na fotelu i w świetle księżyca zaczął obmyślać plan zemsty. Chciał dobrać się Marco do tyłka, ale był w kropce.

[img]http://i32.************/2emmlo0.jpg[/img]

Złodziej zabrał wszystkie dokumenty, które trzymał w sejfie, więc mógł go przycisnąć. Lecz, kiedy będzie miał Li Mei, to sprawy zmienią tor. Gdyby tak zamienić wszystko, co ukradł mu szatyn, na dziewczynę... To był pomysł, lecz przecież Marco mógł spokojnie zrobić kopię wszystkich papierów i wystawić go do wiatru, gdy tylko odzyska czarnulę. Poza tym, Dante nie miał zamiaru dzielić się z nikim Li Mei... Nie miał również zamiaru mówić rodzicom dziewczyny, że ma ich córkę. Bynajmniej nie teraz. Chciał odczekać kilka dni, by poznać ruchy złodzieja. Blondyn bardzo intensywnie i długo myślał nad planem zdobycia swoich dokumentów. Z przemyśleń wyrwał go dzwoniący telefon.
- Tak? - spytał, kiedy odebrał.
- Szefie, mamy ją – usłyszał głos w słuchawce.
- Doskonale. Przywieźcie dziewczynę do mojej posiadłości – powiedział z zadowoleniem, po czym rozłączył się.
„Teraz pogramy inaczej Takeda”, pomyślał uśmiechając się wrednie. „Znowu ja będę górą”.

*****

- Uspokój się, nie możesz teraz popaść w czarną rozpacz stary. Odbijemy ją i pomścimy śmierć Erica – mówił Colin, nerwowo chodząc tam i z powrotem.
Takeda siedział pijany pod ścianą. Obok niego stała butelka whisky. Wczorajszy wieczór to było dla niego zbyt wiele.

[img]http://i25.************/2j4c8k9.jpg[/img]

Eric nie żył. To była pierwsza akcja tego chłopaka. Był z nimi raptem od dwóch miesięcy. Cieszył się na nią i przygotowywał z taką determinacją, że nie mógł go nie zabrać. O ile szatyn potrafił jakoś pogodzić się z jego śmiercią, to z porwaniem czarnowłosej kompletnie nie dawał sobie rady. Nawet solidna dawka alkoholu, nie umiała stłumić jego smutku. Teraz, kiedy w końcu mógł być szczęśliwy, musiało stać się coś, co zakłóciło to wszystko. Wpadli do domu, wyciągnęli ją z łóżka siłą i zabrali. Nie mógł uwierzyć w to wszystko, co się działo.
- Marco... - Sophie wyciągnęła rękę i pogłaskała go po głowie – Nie pij proszę...
Chłopak odstawił butelkę na podłogę i spojrzał na dziewczynę.
- Dobrze, że jeszcze ty ruda nie ucierpiałaś w tym wszystkim...
- Jak mówiłam, byłam w piwnicy, kiedy usłyszałam jak ludzie Lamberta wpadli do domu... Wiesz, że nie za bardzo za sobą przepadamy z Li. Postanowiłyśmy pójść na kompromis i nie wchodzić sobie w drogę. Nie pij więcej... Proszę cię.
- Dobrze siostra, że tam zostałaś – powiedział Seth – Nie wiadomo co by zrobili, gdybyś stanęła im na drodze.
- Pewnie by ją zabili... - mówił Juri - Dziwne, że nie czekali na nas, kiedy znaleźli naszą kryjówkę.
- Im chodziło tylko o Li Mei – odparł mu rudy chłopak – Lambert był pewny, że zabije Marco.
- Jezu, już mnie wku*wia ten goguś – Colin walnął pięścią w stół – Eric miał raptem 20 lat, mogliśmy go nie brać na tą akcje... - przetarł dłońmi twarz – Dobrze, że udało nam się uciec, zanim ten sku*wiel nasłał na nas policję. Gdybyśmy nie uciekli, to pewnie rozstrzelaliby nas pod ścianą, za to co udało nam się zwinąć.
- Ch*j z tego, że mamy dowody! - warknął Takeda – Jeśli ich użyjemy, ten cholerny Dante może zrobić coś Mei!
Marco wstał, zatoczył się lekko i ruszył na zewnątrz budynku. W głowie mu się kręciło i zbierało go na wymioty. Po takiej ilości whisky, mało kto miałby siły na coś innego niż sen. On jednak był taki wściekły na siebie, że znalazłby je jeszcze, by skręcić kark temu przeklętemu blondynowi, który zabrał jego ukochaną. Przypomniała mu się noc, kiedy pierwszy raz się kochali. Czuł się wtedy jak młody Bóg, Nie mogli się od siebie odpędzić, aż do białego rana, a potem spali do późnego popołudnia, wyczerpani i szczęśliwi. Wtuleni w siebie. Zaczął płakać. Osunął się na ziemię i zacisnął pięści.
- Dlaczego ku*wa?! - krzyknął głośno – Co ja ci zrobiłem Boże, że tak bardzo mnie nienawidzisz?!
- Marco... Uspokój się, proszę cię... Tak jej nie pomożesz... - Sophie, która wyszła za nim, starała się uspokoić zrozpaczonego Takedę.

[img]http://i25.************/4q3mzk.jpg[/img]

- Eric przypłacił tą akcje życiem... A moja mała Mei... - głos mu się załamał – Jeśli on jej coś zrobi to przysięgam, że go zabiję...
- Nie warto plamić sobie rąk takim śmieciem... Jak odbijemy Li, to usadzimy tego parszywego gnojka, za wszystkie krzywdy – wsadziła dłoń w jego włosy i pogłaskała go po głowie – Choć, pomogę ci się położyć, strasznie dużo dzisiaj wypiłeś.
Chłopak wstał z ziemi, przy pomocy rudej i powolnym krokiem udał się do mieszkania.
- Oj stary, będzie ci dosyć – powiedział Juri łapiąc go za drugie ramię.
Razem z Sophie, zaprowadzili szatyna prosto do łóżka.
- Zostań ze mną... – wyjęczał do dziewczyny, leżąc na materacu.
- Dobrze – skinęła potwierdzająco głową.
Marco powoli podniósł się, by zdjąć z siebie ciuchy. Od wewnątrz rozrywało go gorąco. Czuł się po tej whisky, jak reaktor jądrowy, który lada chwila wybuchnie jeśli się go nie schłodzi. Dziewczyna pomogła ściągnąć mu bluzę. Zapach jego ciała i napięte mięśnie sprawiły, że mimo tego, iż był pijany, wydał jej się piekielnie seksowny.

[img]http://i32.************/2z6f9ro.jpg[/img]

Kochała go nieprzerwanie i pragnęła jego szczęścia. Pamiętała wszystkie dobre i złe chwile, jakie z nim przeżyła. Bolało ją jednak cały czas, że nie należy do niej. Ale, skoro wybrał inną, to utwierdzała się w przekonaniu, że nie będzie mu wchodzić z butami w życie. „Odkąd pojawiła się ta czarnula, mamy same problemy. Chciałabym, żeby o niej zapomniał”, pomyślała. Spojrzała na Takedę, który leżał na łóżku, trzymając się za głowę i przysunęła się blisko niego. Biło od niego takie gorąco, że sama zdjęła z siebie bluzę, pozostając w koszulce na ramiączkach. Uwielbiała patrzeć na jego umięśnione ciało, a nie miała ku temu wiele okazji. Teraz, kiedy był pijany, była pewna, że może to robić swobodnie, bo na drugi dzień on i tak nie będzie niczego pamiętał. Położyła rękę na jego nagim, ciepłym brzuchu. Zmysły zaczęły jej wariować jak oszalałe. Marco nawet na to nie zareagował. Był zbyt zamroczony alkoholem. Przejechała dłonią wzdłuż jego torsu, by móc poczuć wszystkie napięte i rozgrzane mięśnie. Nagle szatyn zabrał ręce z twarzy i spojrzał na nią.
- Co robisz ruda? - spytał.

[img]http://i25.************/k0ngco.jpg[/img]

Dziewczyna momentalnie się odsunęła.
- Przepraszam, ja tylko... - popatrzyła na niego i zobaczyła, że wcale nie czekał na odpowiedź, tylko odwrócił się na bok. Whisky zrobiło swoje. Stwierdziła, że skoro jest tak zamroczony, to nie będzie również pamiętał, jak się do niego przytula. Wślizgnęła się za niego i objęła przyciskając się do jego nagich pleców. Zaczął mruczeć. Bóg jeden wiedział, jaka czuła się w tej chwili szczęśliwa. Wszystkie smutki i problemy opuściły w tym momencie jej głowę. Chciałaby, żeby tak było zawsze, lecz wiedziała, że to niemożliwe. Postanowiła, że chociaż w taki sposób sobie wynagrodzi brak jego miłości. Przecież w końcu nie robiła nic złego, tylko niewinnie go przytulała. Nagle Marco odwrócił się w jej stronę i mocno ją objął. Jęknęła z bólu, lecz nie chciała go odsuwać.
- Maleńka... - wybełkotał, po czym zaczął pchać rękę pod jej bluzkę.
Sophie zdała sobie sprawę, że wziął ją za Li Mei. Przez chwilę zastanawiała się co zrobić w takiej sytuacji, ale już po kilkunastu sekundach przestała o tym myśleć. Pozwoliła mu na dalsze działanie. Jego dłoń sięgnęła pod jej biustonosz. Kiedy poczuła jego chropowatą skórę, zamknęła oczy i poddała się dotykowi. Jakaś część sumienia, targała nią jeszcze, że powinna go zatrzymać, bo w końcu był pijany i nie zdawał sobie sprawy z tego co robił. Przecież teraz był z Li Mei, co się stanie, jeśli ona kiedykolwiek się o tym dowie? No właśnie, wtedy go zostawi, a jej szanse na bycie z nim wzrosną. Wiedziała, że to co robi jest głupie, że jej myślenie jest również cholernie niepoważne, ale nie chciała go zatrzymywać. Marco podsunął się do jej ust i zaczął ją całować. „Seth się na mnie wścieknie, za to co robię”, pomyślała. „Dlaczego nie umiem go powstrzymać?”. Wargi szatyna niedbale wpijały się w jej wargi. Był dość zamroczony, ale lekko się ożywił, kiedy udało mu się ją pocałować.

[img]http://i30.************/2mzjyvd.jpg[/img]

Podsunął się na ręce i podciągnął jej bluzkę. Sophie zdjęła ją z siebie, podobnie jak stanik, który miała pod spodem. Przestała zwracać uwagę na swoje sumienie i pozwoliła mu się całować. Zgasiła światło, jakby chciała, żeby nagle nie odskoczył, kiedy zda sobie sprawę, że ona nie jest Li Mei. Nie tak wyobrażała sobie zbliżenie z Takedą, bo jego ruchy były teraz dosyć ograniczone przez alkohol, ale nie zraziła się i postanowiła, że zajmie się tym, z czym on nie da sobie rady. Położyła go na plecy i zdjęła mu resztę ubrań. Sama również pozbyła się ciuchów. Chciała go teraz dotykać. Marzyła o tym od dawna i nie miała zamiaru zmarnować tej okazji. Marco całkowicie poddał się temu co robiła ruda. Mimo, że bardzo chciał odwdzięczyć się swojej „nieprawdziwej” ukochanej, o której ciągle myślał, nadmierna ilość whisky, skutecznie go przed tym powstrzymywała.
- Kocham cię, mała Mei... - wybełkotał znowu, lecz tym razem bardziej wyraźnie – Tak bardzo cię kocham...
- Też cię kocham Marco – Sophie uciszyła go pocałunkiem w usta – Tak mocno, jak tylko potrafię.

[img]http://i32.************/2eq73uf.jpg[/img]

Dziewczyna położyła się na nim całym swoim ciałem i zaczęła całować jego gorące wargi. Dla niej było jasne, że nikt nie może jej już powstrzymać.

******

EDIT: Sorki za trzecie od tyłu zdjęcie, dopiero teraz zauważyłam, że Sophie jest ubrana nie tak jak w opisie
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 10.07.2010 - 10:56
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem