Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 02.08.2010, 22:42   #273
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

No pięknie, to wy tu czekacie na odcinek? nawet dyskusja się rozwinęła
ha ha Dante to jest psychol i już wklejam odcinka ^^

ROZDZIAŁ 4
Część druga: By znów z tobą być.

Kiedy Mei weszła do domku, zdjęła buty i od razu ruszyła do łazienki, by wziąć prysznic. Zmęczyła ją ta przechadzka do lasu, mimo że wcale nie była daleko. Ciąża dawała się jej we znaki prawie codziennie. Musiała na siebie uważać, gdyż bycie w lesie zupełnie samą, nie było niczym bezpiecznym dla niej i dziecka. Dlatego też tak łatwo zaufała Gabrielowi. Od razu przypadł jej do gustu, bo nie był zadufanym w sobie księciuniem, który ma na jej punkcie obsesję. Nie był też złodziejem o boskich szmaragdowych oczach, ale ten fakt postanowiła przeboleć. Był po prostu miłym zwykłym facetem. Trochę ciamajdowatym, ale całkiem sympatycznym, z którym postanowiła się zaprzyjaźnić. „Ciekawe co, by zrobił Marco, gdybym mu go przedstawiła”, pomyślała stojąc pod ciepłym strumieniem wody.

[img]http://i29.************/2qmi5bb.jpg[/img]

Po chwili stwierdziła jednak, że za dużo myśli. Jego tu nie było i nigdy więcej pewnie się nie spotkają, więc, po co w ogóle zawraca sobie głowę takimi głupotami? No właśnie. Stwierdziła, że czas rozpocząć nowy etap życia, w którym nie ma nawet wzmianki o Takedzie. Zakręciła wodę, owinęła się ręcznikiem i ruszyła do sypialni. Chciała się jak najszybciej położyć i zasnąć. Tak, to było według niej najlepsze rozwiązanie. Lecz, kiedy weszła po schodach i zobaczyła, że na łóżku siedzi jej czarnowłosy mężczyzna, od razu odechciało się jej spać. Przez chwilę obydwoje wpatrywali się na siebie. Bez słów i jakichkolwiek gestów.
- Witaj mała Mei... - wyszeptał chrapliwym głosem, nie mogąc już dłużej znieść tej okropnej ciszy.
- Co... ty... jak mnie znalazłeś? - dziewczyna nie umiała dobrać słów.
- A jakie to ma znaczenie? - spytał wstając – Jestem tu, by prosić cię o wybaczenie... - podszedł do niej bardzo blisko. Kiedy poczuła jego zapach, plan rozpoczęcia nowego życia, bez złodzieja o kruczoczarnych włosach, wyparował jej z głowy. Zapragnęła na nowo znaleźć się w jego ramionach. Serce znów zaczęło jej łomotać.
- Marco... to nie takie proste... spałeś z Sophie... i na dodatek nie odzywałeś się przez tyle czasu... a teraz zjawiasz się tutaj, chcąc wszystko naprawić jednym gestem... zdajesz sobie sprawę, że tak się nie da...?
- Nie liczę od razu na to, że o wszystkim zapomnisz – przysunął się do niej tak blisko, że ich ciała prawie się zetknęły – Wiem, że nie postąpiłem właściwie... i wiem, że potrzebujesz czasu... - nachylił się nad jej ustami, jakby chciał ją pocałować.

[img]http://i30.************/210m88o.jpg[/img]

- Boże... odsuń się, błagam... - wyszeptała, czując jak jej ciało ogarnia gorąco.
- Przecież ja nic nie robię – powiedział chrapliwym głosem – Nawet cię nie dotykam... choć nie ukrywam, że bardzo bym chciał... - po tych słowach jego dłonie mimowolnie wsunęły się pod ręcznik dziewczyny. Ale tylko po to, by dotknąć jej brzucha. Starał się być opanowany, chociaż nie było to niczym łatwym - Owoc miłości... - mruknął gładząc jej skórę chropowatymi dłońmi – Naszej miłości maleńka...
- Skąd... ty...
- Nie teraz... – jego ręce przejeżdżały po jej brzuchu, który zdążył się już delikatnie uwypuklić. Poczuł jak ogarnia go nieprzenikniona duma. To było jego dziecko. Jego. Za każdym razem, gdy wypowiadał to słowo w myślach, czuł się, jak pan wszechświata. Dopiero teraz poczuł jakie to szczęście. Mimo że maleństwo jeszcze się nie narodziło, on już zapragnął mieć kolejne. Po raz pierwszy w życiu chciał być szczęśliwy. Postanowił sobie, że nic już nie może schrzanić.
- Kocham cię Mei... i będę błagał o wybaczenie na kolanach – mówiąc to uklęknął przed czarnowłosą.
- Wstań, Marco... nie wygłupiaj się...
- Nie... i wiesz? Nieważne, jak to było. Czy ja spieprzyłem wszystko, czy to była wina Sophie... to nie ma znaczenia... próbowałem żyć bez ciebie, ale nie umiem... zapijałem smutek alkoholem. Jakby nie Colin, to pewnie byś mnie już nie ujrzała... stoczyłem się na samo dno... - podniósł głowę, by na nią spojrzeć i nie wytrzymał. Zaczął płakać jak małe dziecko pragnące bliskości matki. Nadal klęcząc objął Mei, przycisnął głowę do jej ręcznika. Łzy spływały mu po policzkach cienkimi strumieniami – Daj mi szansę... przysięgam, że wszystko naprawię, tylko nie skreślaj mnie maleńka...

[img]http://i27.************/1584l61.jpg[/img]

Nagle poczuł na swojej głowie dłoń dziewczyny. Zanurzyła palce w jego kruczoczarnych włosach i zaczęła bawić się nimi. Robiła to w taki kojący sposób, że mógłby klęczeć tak godzinami, byleby tylko nie przestawała.
- Dostaniesz szansę – wyszeptała – Tylko wstań już łobuzie...
Dopiero teraz spełnił jej prośbę. Kiedy się podniósł, spojrzał w jej czarne oczy.
- Dziękuję – patrzył na nią - Jesteś dla mnie słońcem, z którym uwielbiałem wstawać o poranku... kiedy cię nie było to, po co miałem to robić...? Każdy wpadający przez okno promień przypominał mi ciebie... a wspomnienia wspólnie spędzonych chwil bolały...
- Ale nie płacz już... teraz wszystko będzie dobrze - mówiąc to położyła swoją dłoń na jego twarzy i zaczęła ocierać ją z łez – Podobasz mi się bardziej, gdy się nie smucisz – posłała mu delikatny uśmiech.
Przytulił ją mocno do siebie. Czekał na tą chwilę prawie dwa miesiące. Nareszcie mógł znów trzymać ją w swych silnych ramionach.

[img]http://i30.************/2196feq.jpg[/img]

– La mienne belle rose* – wyszeptał jej do ucha gładząc ją po włosach – Je rien que pour toi.*
- Ale już na zawsze... bo na nic innego się nie zgadzam... - zamruczała wtulając się w niego. Doskonale zrozumiała co do niej powiedział, gdyż uczył ją swego języka, kiedy była u niego w kryjówce.
- Si fait...* – przylgnął swym chropowatym policzkiem do jej twarzy, ocierając nim o delikatną skórę swej ukochanej.
- Powiedz coś jeszcze... wiesz jak uwielbiam słuchać, kiedy mówisz po argońsku...
- Ma choute...* bayer toi...* - mruknął zjeżdżając dłońmi wzdłuż jej pleców – Toute...* - jego ręce zatrzymały się na na jej biodrach i skierowały w stronę tej części ręcznika, która ułatwiłaby mu pozbycie się go jak najszybciej.
- Nie Marco – zatrzymała go – Z tym będziesz musiał poczekać... musi minąć trochę czasu, zanim znowu się do siebie tak bardzo zbliżymy...
- Permettre...* - cofnął się kilka kroków – Postaram się nad sobą panować – uśmiechnął się lekko.
- Cieszę się – usiadła na łóżku – Postaraj się mnie zrozumieć...
- Rozumiem. Wiem, że jeszcze boli.
- No właśnie – westchnęła.
- Mam sobie pójść? - spytał, zbliżając się do niej.
- Nie... cholera, znowu mnie boli głowa... - powiedziała zmieniając temat.

[img]http://i28.************/5mn503.jpg[/img]

- Jeśli źle się czujesz... to może się położysz... - mówił z troską, kucając przy niej – A ja będę spał w salonie – dodał – Jechałem z kryjówki w Argonii prosto do twojego domu w Bruegel, a potem znów kilka godzin tutaj, do argońskich lasów. Nie spałem całą noc i również chętnie się zdrzemnę.
- Boże, tyle czasu za kierownicą i to na dodatek bez snu? Przecież to...
- Daj spokój – przerwał jej – Ja nie jestem w ciąży, nic mi nie będzie. Ale ty powinnaś już dawno smacznie spać – mówiąc to, pogłaskał ją po brzuchu.
- No dobrze... masz rację, położę się. Potwornie źle znoszę tę ciążę... pewnie dlatego, że z ciebie taki paskudny łobuz, a twój nienarodzony jeszcze syn odziedziczył te cechy po tobie. Teraz daje mi w kość – uśmiechnęła się, by rozładować napięcie.
Widziała jak bardzo się martwił. Miał to wymalowane na twarzy. I właśnie zdała sobie sprawę, jak bardzo mu na niej zależy. Był w stanie zrobić wszystko, żeby ją odzyskać. Wiedziała, iż nie myli się co do tego, że tak myśli. Bo, gdyby było inaczej, to nie jechałby taki kawał drogi, by prosić ją o wybaczenie. Wierzyła, że postąpiła słusznie, a danie Marco drugiej szansy, było najwłaściwszą rzeczą jaką zrobiła.
- Skąd wiesz, że to będzie syn? - spytał trzymając ją za rękę.
- Bo córeczka nie nękała by mnie tak bardzo. Siedziałaby grzecznie, podobnie jak jej mamusia. A tatuś to ciągle kombinujący człowiek, który wciąż nie pozwala o sobie zapomnieć. To na pewno syn – zmierzwiła mu czuprynę ręką posyłając kolejny uśmiech.
- No dobrze, niech ci będzie – powiedział wstając - Chociaż ja tam wiem, że mamusia wcale nie jest taka grzeczna – mówił wrednie szczerząc zęby - A teraz połóż się i odpocznij. W razie czego, wołaj, jestem za ścianą - dodał, po czym ucałował ją delikatnie w głowę - Câlin sommeil, mon bijou* (słodkich snów, mój skarbie) – puścił jej oczko i wyszedł z pokoju.

******
- Jak idzie plan? - Dante chodził tam i z powrotem rozmawiając przez telefon.
- Dobrze szefie – odezwał się głos, z drugiej strony.
- Czego się dowiedziałeś? - blondyn spytał zaciekawiony.
- Jak na razie wszystko mozolnie się ciągnie. Ale już niedługo będę miał coś na Takedę.
- Bardzo dobrze. Pamiętaj, że musimy go przycisnąć do muru. Tak, żeby tym razem nie miał wyjścia. Ta wsza stanowczo za długo się panoszy.

[img]http://i31.************/2cs72u1.jpg[/img]

- Jasne szefie.
- I nie śpiesz się. W takich sprawach nie należy się śpieszyć, bo znowu wszystko się spie*doli. Wystarczy mi brat za kratkami, ciebie nie chcę tam zobaczyć rozumiesz?
- Tak.
- Tym razem musi się udać. Pamiętaj jaka była umowa, bo nie dostaniesz ani centa. Masz jej przestrzegać.
- Cały czas to robię. I doskonale pamiętam o zobowiązaniach – głos po drugiej stronie słuchawki odpowiadał zdecydowanie i stanowczo.
- Nareszcie ktoś godny mojego zaufania. Masz u mnie punkt – rzekł Lambert.
- Nie wiem szefie, czy to cię zainteresuje, ale wydaje mi się istotny ten fakt.
- Jeśli dotyczy tej złodziejskiej szumowiny to na pewno jest istotne – blondyn usiadł na fotelu, wsłuchując się w głos swojego rozmówcy. Nagle na jego twarzy zagościł wredny uśmiech – Zaj*biście dobra wiadomość – powiedział – Nareszcie pogrążę tę cholerną firmę.

********

Tego ranka, Marco obudziło pukanie. „Co za osioł przychodzi tak wcześnie rano”, pomyślał podnosząc się z kanapy. Zrzucił koc na podłogę i ruszył w stronę wyjścia. Po drodze przeciągnął się leniwie, trochę niezadowolony z faktu, że ktoś przerwał mu błogi sen. Ale, kiedy przez szklane drzwi zobaczył Gabriela, od razu poprawił mu się humor. Nie mógł przepuścić takiej okazji, by nie zmieszać tego pokraki z błotem. Żaden typek, nie będzie podrywał mu kobiety. A już tym bardziej nie taki laluś, jak ten stojący na schodach. Jego męskie ego było bardzo rozdrażnione tym faktem. Szarpnął mocno za klamkę i pchnął skrzydło drzwiowe.
- W czym mogę pomóc? - spytał wyraźnie zdziwionego chłopaka, który przyglądał mu się jakby właśnie spotkał samego prezydenta.

[img]http://i27.************/2mq8gmg.jpg[/img]

- Czy... czy mogę prosić Mei? - wydusił z siebie kasztanowo-włosy.
- Śpi – odburknął Marco – coś przekazać?
- Yyy... proszę jej powiedzieć, że pytałem o nią... na imię mam Gabriel – wyciągnął rękę do Takedy na przywitanie – Mieszkam jakieś sto metrów stąd.

[img]http://i26.************/359zj8l.jpg[/img]

- Marco jestem – odburknął brunet, nie podając mu ręki – Dzięki, że dotrzymałeś towarzystwa mojej Mei, ale teraz sam zajmę się moją kobietą. Więc wybacz, że nie mam ochoty na rozmowę i nie wpuszczę cię na herbatkę – posłał szatynowi wredny uśmiech i zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Siła z jaką to zrobił sprawiła, że walnęły z hukiem, budząc czarnowłosą.
- Co to było?! - krzyknęła z pokoju zrywając się na równe nogi.
- Komary – powiedział podśmiechując się – Cholernie duże latają w tym lesie.


*******

- Co się dzieje Jerrod? - siwa staruszka patrzyła z troską na swojego męża, który miał coraz bardziej zmartwioną minę – Kto dzwonił?
- Adwokat naszej firmy – westchnął mężczyzna.
- Coś się stało? - Lidia podeszła do niego, czekając na odpowiedź.

[img]http://i26.************/33w9n5y.jpg[/img]

- Jakiś czas temu, po tej kradzieży ropy... inwestorzy płacący u nas za przewóz ładunku, zaczęli odrzucać nasze oferty, zamawiając o wiele droższe środki transportu. Już ci o tym mówiłem.
- No tak... i co w związku z tym?
- Nasza firma zaczęła nawet zapewniać zwrócenie wszystkich kosztów, jakie poniesie klient w razie ewentualnego rabunku ale to również nie pomogło. Nie będę ci tłumaczył jak to wszystko wpłynęło w te dwa miesiące na nasze interesy, tyko powiem krótko. Nasz adwokat oznajmił mi właśnie, że jesteśmy bankrutami.
- O boże... - kobieta, aż usiadła na krześle – Co my teraz zrobimy? Jak powiemy o tym naszym córkom? Alia chodzi do prywatnej szkoły... całe szczęście, że Li Mei wyjechała do pracy.
- Dokładnie. Na razie nie będziemy, im mówić co się stało. Póki gazety o tym nie napiszą, jesteśmy bezpieczni. Potem to będzie ciężko ukryć.
- Jest jakieś wyjście z tej sytuacji? - staruszka spytała z nadzieją w głosie.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak sprzedać ten dom. To pokryje część długów – mężczyzna podszedł do okna i westchnął.
- Jerrod, ta posiadłość jest w twojej rodzinie od pokoleń – rzekła Lidia wstając z krzesła – Nie możesz jej tak po prostu sprzedać...
- Nie mamy innej możliwości moja droga. Inaczej utoniemy w długach.
Staruszka była załamana. Wszystko, na co ciężko pracowali przez całe życie, przepadło przez jeden rabunek. Nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą dowiedziała.
- Panie Temperton, książę Lambert do pana – oznajmił lokaj wchodząc do gabinetu – Kazał przekazać, że ma bardzo ważną sprawę. Czeka w salonie.
Mężczyzna spojrzał na żonę z lekkim zdziwieniem, po czym wyszedł razem ze służącym. Kiedy dotarł na miejsce, Dante siedział wygodnie w fotelu, przeglądając jakąś nudną książkę. Widząc staruszka, wstał i przywitał się.
- Co się dzieje chłopcze? - spytał Jerrod – Co jest aż tak pilnego, że zjawiłeś się w moich skromnych progach?
- Słyszałem o rychłym bankructwie pana formy przewozowej. Chcę zaproponować pomoc.
- Na jakich warunkach synu?

[img]http://i29.************/177llz.jpg[/img]

- Nie są wygórowane – uśmiechnął się blondyn.
- To znaczy? - mężczyzna spytał zaciekawiony.
- Spłacę wszystkie wasze długi... jeśli oddacie mi waszą śliczną córkę Li Mei, za żonę.

********

* La mienne belle rose – moja piękna róża
* Je rien que pour toi - jestem tylko dla ciebie
* Si fait... - nie inaczej
* Ma choute...- moja maleńka
* bayer toi... - pragnę cię
* Toute... - całą
* Permettre... - przepraszam

********

Według mnie wyszło mi to kiepsko. Zresztą oceńcie sami.

EDIT: omg... 400 - setny post w moim temacie yeah
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 02.08.2010 - 22:48
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem