Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 09.08.2010, 22:43   #312
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

ROZDZIAŁ 4
Część trzecia: Trudna decyzja.

Na dworze było pochmurno i mglisto, kiedy Marco przebudził się o mało co nie spadając z kanapy. Spojrzał na zegarek. Była czwarta rano. Zaklął w myślach zły na siebie, że poprzedniego wieczoru pokłócił się z Li Mei i przewrócił się na plecy.

[img]http://i34.************/2qxp8hx.jpg[/img]

Minął już tydzień, od kiedy tu był, a ten cholerny Gabriel cały czas kręcił się koło jego czarnuli. Miłe słówka i uśmiechy tego pokracznego faceta, doprowadzały Takedę do szału. Gdyby mógł, złapał by tego lizusa i zatelepał nim tak, że wytrząsnął by z niego wszystkie wnętrzności. Ale nie mógł. Mei uwielbiała z nim rozmawiać, a ten niemota ciągle to wykorzystywał. Czuł się nietykalny i bezkarny, o co właśnie zielonooki złodziej pożarł się ze swą ślicznotką. Ona uważała, że jej nowy kolega nic złego nie robił on, natomiast we wszystkim widział podteksty. W końcu był facetem i wiedział jak się zachowuje mężczyzna, gdy chce przypodobać się kobiecie. Zaczął się nawet zastanawiać czy Mei nie robi mu na złość za tą zdradę, której w większości nie mógł sobie przypomnieć. Minął tydzień, a on nadal spał na tej cholernej kanapie czekając, kiedy w końcu pozwoli mu zasnąć koło swego boku. Fakt, siedem dni to nie dużo, ale on niczego od niej nie oczekiwał. Chciał tylko leżeć obok i móc przytulić się do jej pachnącego ciała. I jeszcze ta cholerna kłótnia. Gdyby nie zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, to pewnie by oberwał po gębie. Nazwał Gabriela podłym sku*wielem, co ją okropnie rozwścieczyło. Była w ciąży i miała humor zmienny jak pogoda za oknem, która również kaprysiła, gdyż właśnie zaczęło padać. Stwierdził, że nie będzie więcej spał. Podniósł się, postawił stopy na drewnianej podłodze i przeciągnął się ziewając. Nagle usłyszał jakieś niepokojące dźwięki dochodzące z sypialni. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, ruszył do pokoju. Gwałtownie pchnął drzwi i zobaczył jak Mei siedzi na łóżku i kaszle.
- Możesz wracać spać, nic mi nie jest – odezwała się cicho, po dłuższej chwili, biorąc głęboki wdech.
On jednak nie miał zamiaru wychodzić. Podszedł do łóżka i usiadł z boku, po czym spojrzał jej w oczy.
- Przepraszam za to, że się uniosłem... - wyszeptał łapiąc ją za rękę.
- Ja również... nie powinnam się tak wydzierać o byle głupotę - czarnowłosa przybliżyła się do niego. Patrzyli na siebie przez chwilę siedząc w bezruchu. Wtem dziewczyna wpiła dłoń we włosy Takedy, przyciągając go całego do siebie.

[img]http://i35.************/2h890mc.jpg[/img]

Zaczęła dziko całować swego mężczyznę, nie mogąc oderwać się od jego ust. Drugą ręką chwyciła go w pasie, podciągając do góry obciskającą go koszulkę.
- Pragnę cię... tu i teraz – wyszeptała mu do ucha.
Te kilka krótkich słów, podziałało, na Marco jak zapalnik. Odciągnął koc, którym była okryta, na bok i wsunął dłonie pod jej koszulę. Jęknęła cicho, czując chropowatą skórę, dotykającą jej rozpalonego ciała. Nie minęła chwila, kiedy była już zupełnie naga. Jego wargi namiętnie wpijały się w szyję, a jedna z rąk powędrowała między rozgrzane uda Mei. Przesunął głowę w dół i zaczął pieścić jej piersi, szepcząc nieprzyzwoite słowa. Na ruchy jego dłoni reagowała cichutkim jękiem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jej tego brakowało. Uwielbiała, kiedy jej dotykał, kiedy stawał się dziki jak tygrys i robił z nią te wszystkie nieprzyzwoite rzeczy. W ciągu kilku chwil rozbudził ją tak bardzo, iż nie miała wątpliwości, że długo nie utrzyma tego co w niej siedzi. Chciała krzyczeć z rozkoszy. Wpiła swe dłonie w umięśnione plecy Takedy i jęknęła głośno. Przez te kilkanaście sekund, czuła się jak w raju. Kiedy jej ręce rozluźniły uścisk i opadły na łóżko, odsunął się od niej na kilka centymetrów i zaczął spoglądać na jej zarumienione ciało. Czuł jak gorąco rozsadza go od środka, a bokserki zaczynają mu wyraźnie przeszkadzać.
- Chcę jeszcze... - wyszeptała przejeżdżając palcem po jego nagiej klacie – Ale tym razem chcę cię poczuć w sobie... - jej dłoń zjeżdżała wzdłuż jego brzucha, wprost do jedynego okrycia jakie mu pozostało. Złapała go za materiał i zaczęła ciągnąć w swoją stronę – Chodź do mnie kotku...
- Bardzo chętnie... - zamruczał – Ale najpierw... - odsunął się od niej jeszcze bardziej, chcąc zejść z łóżka. Mei puściła jego bokserki i pozwoliła mu zrobić co chciał. Kiedy wstał, poprawił włosy, przeczesując je palcami, a potem złapał za materiał i z wrednym uśmieszkiem na twarzy, pociągnął go w dół.

[img]http://i37.************/296hq40.jpg[/img]

- Czemu ty mi to robisz...? – jęknęła nie odrywając oczu od miejsca, gdzie kończy się jego brzuch.
- Zaraz przestaniesz zadawać takie niedorzeczne pytania maleńka... - powiedział, po czym wszedł na materac i zaczął ją namiętnie całować...

********

- Mei, to ty?
- Tak Alia... czemu mówisz takim podenerwowanym głosem?
- Ty nie wiesz co się tu dzieje... - westchnęła głośno dziewczyna – Dowiedziałam się, że firma ojca zbankrutowała... na dodatek Dante zaproponował mu pomoc...

[img]http://i37.************/21jn511.jpg[/img]

- Jezu... czy ty mówisz poważnie? – czarnowłosa oparła się o maskę auta i spojrzała na Marco. Telefon mało co nie wypadł jej z ręki.
- Najbardziej poważnie jak się da... choć to nie jest jeszcze najgorsze w tym wszystkim siostra.
- To znaczy?
- Dante powiedział, że spłaci wszystkie zadłużenia firmy, jeśli wyjdziesz za niego za mąż...
- Poczekaj chwilę – dziewczyna położyła komórkę na masce i wzięła kilka głębokich wdechów.
- Maleńka co się dzieje? - Takeda podszedł do niej i popatrzył z troską na jej twarz, która w jednej sekundzie zrobiła się blada.
- Lambert... - wypowiedziała między wydechami, wskazując Marco na telefon.
Chłopak wziął go do ręki i nie spuszczając Mei z oczu zapytał:
- Hej Alia, coś ty powiedziała swojej siostrze, że nagle tak pobladła? - przez chwilę wsłuchiwał się w słowa dziewczyny, nie wypowiadając z siebie ani jednej sylaby – Dobra... przekażę jej... - dodał po kilkunastu sekundach, po czym się rozłączył.
- Kazała ci przekazać... żebyś jak najszybciej wróciła do domu... rodzice chcą z tobą pogadać – usiadł na maskę auta z kamienną miną.
- Nie mam zamiaru wychodzić za Dantego – odezwała się widząc jego powagę – Muszę coś wymyślić, muszę ratować swoją rodzinę w inny sposób...

[img]http://i34.************/23r4kgj.jpg[/img]

- Przecież twoi rodzice tego chcą... wybacz to co teraz powiem, ale ich obchodzi tylko dobro firmy, a to nie ma nic wspólnego z twoim szczęściem.
- Marco... - podeszła do niego, po czym położyła mu dłonie na ramiona – Czy tobie się wydaje, że po tym wszystkim zostawię cię, by uszczęśliwić rodziców? Że będę patrzeć na twarz tego potwora, po tym wszystkim co mi zrobił? Co nam zrobił... ty też przez niego cierpiałeś. Kocham cię łobuzie i nic tego nie zmieni... będziemy mieć razem dziecko – dodała łapiąc go za rękę i kładąc ją na swym brzuchu – Jesteś dla mnie wszystkim... chyba ci to udowodniłam dzisiaj rano... - przysunęła się do jego ust, by delikatnie go pocałować.

[img]http://i36.************/fu5rp0.jpg[/img]

- Cały długi miesiąc bez ciebie... - wyszeptał muskając jej wargi – Ale było warto czekać. Gdybym musiał, poczekałbym nawet i rok – przytulił ją mocno do siebie – Obiecuje ci, że nigdy więcej nie zrobię takiej głupoty i nie zapiję się, a potem...
- Ej, przystojniaku nie rozpędzaj się – przerwała mu – I nie musisz nic obiecywać... po prostu bądź.
- Będę. Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnął się - Więc co teraz malutka...? Musimy wymyślić jakiś sposób, by pozbyć się Lamberta. A jeśli nie pozbyć to, chociaż odsunąć od ciebie i twojej rodziny.
- To będzie trudne... jeśli nie znajdziemy na niego żadnych konkretnych dowodów...
- Jego brat już jest w więzieniu. I to dzięki mnie i chłopakom. Chociaż mam wrażenie, że te narkotyki, to była robota Dantego... on musiał wrobić Max'a w to wszystko, by nie pójść siedzieć bo, wtedy wszystkie jego plany, by trafił szlag.
- Szczerze mówiąc też tak pomyślałam... przecież Max nie mieszał się w nic co robił Dante, on tylko wysłuchiwał jego żalów. Zawsze tylko słuchał. Wolał odstresowywać się jeżdżąc do nocnych klubów, niż pomagać bratu... to by się nawet zgadzało... - Mei zaczęła się zastanawiać nad tym co przed chwilką powiedziała.
- O czym myślisz? - spytał Marco.
- Pamiętasz jak odwiedziłam cię, kiedy siedziałeś w więzieniu i opowiedziałam o tym, iż Max wygadał Dantemu, że widział mnie jak byłam u ciebie?
- No pamiętam... do czego zmierzasz? - zeskoczył z maski auta.
- Bo przypomniałam sobie, że widziałam go, wtedy w areszcie... tylko nie miało to dla mnie większego znaczenia i nie wzięłam pod uwagę, iż on też mógł mnie widzieć... za bardzo pochłonęło moją głowę to, co zrobiłeś – uśmiechnęła się do Takedy.
- No fakt, niecodzienny był ten pocałunek. Nie dość, że pierwszy to jeszcze w kiciu na widzeniu. Jak romantycznie – wyszczerzył zęby i złapał czarnowłosą za pośladek.

[img]http://i36.************/29vbfco.jpg[/img]

Ta podskoczyła zaskoczona, po czym zdjęła jego dłoń ze swego tyłka i odsunęła się.
- Nie teraz łobuzie – zaczerwieniła się – Ja ci tu próbuję coś wytłumaczyć, a tobie tylko jedno w głowie.
- Spoko – rzekł podnosząc ręce do góry – Będę trzymał te niebezpieczne „narzędzia” przy sobie – dodał nie przestając się wrednie uśmiechać – A teraz słucham, co chcesz mi wytłumaczyć.
- Wtedy w areszcie, Max rozmawiał ze strażnikiem. Odnoszę wrażenie, że...
- Że to dzięki niemu udało mi się tak łatwo uciec tak?
- No właśnie... to by wyjaśniało, dlaczego ten policjant, którego chciałam przekupić pieniędzmi, nie chciał ich ode mnie wziąć...
- Co takiego? - Marco otworzył usta ze zdziwienia – A ja byłem cały czas przekonany, że ty zapłaciłaś tym ludziom i dlatego, tamtej nocy, ktoś zostawił klucz do moich drzwi w celi i wyłączył kamery...
- Czyli jednak ci tego nie powiedziałam... - Mei podrapała się po głowie – Wiedziałam, że o czymś zapomniałam – dodała uśmiechając się.
- Nieźle się pokręciło to wszystko – westchnął – Myślisz, że braciszek Lamberta mógł chcieć, żebym uciekł?
- No to całkiem możliwe. Max'a nigdy nie interesowały pokrętne interesy Dantego. Zawsze starał się trzymać na dystans od niego i nawet ja to zauważyłam, kiedy odwiedziłam kilka razy rezydencje Lambertów. On zawsze uciekał od rozmów na temat pracy swojego brata. Kiedy z nim gadałam, to przeważnie pytał co tam u mnie słychać lub co u mojej siostry, jak w szkole i takie tam. Zawsze, gdy pytałam o to jak Dante radzi sobie w interesach mówił: „nie rozmawiajmy o tym, bo to nudne, a ja nie chcę cię zanudzać”.
- I na tej podstawie stwierdzasz, iż to, że udało mi się łatwo zwiać to jego zasługa? - Marco lekko się skrzywił wskakując z powrotem na maskę pojazdu
- Przypuśćmy, że mam rację – powiedziała Li Mei siadając obok niego – Max ma dosyć chorych przekrętów swego brata, ale nie ma pomysłu, co zrobić, by go powstrzymać. Dowiaduje się, że masz z nim ostro na pieńku, jesteś jego wrogiem i najchętniej zemściłbyś się na nim. Niestety, ty nie masz jak tego zrobić, bo właśnie siedzisz w więzieniu. Na dodatek dzięki Dantemu. Więc Max wymyśla, że jeśli pomoże ci uciec, to pogrążysz jego braciszka, a on będzie czysty, nie mając go na sumieniu.

[img]http://i33.************/2nk1ftj.jpg[/img]

- Szczerze mówiąc... to ma sens. Bo jak wytłumaczyć ten klucz w drzwiach celi i całą resztę, skoro to nie twoja zasługa?
- A widzisz skarbie? - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu.
- No proszę... brawo – przysunął się do niej i objął ją ręką – Teraz musimy tylko znaleźć coś na tego popaprańca Dantego i dowiedzieć się, czy to, że udało mi się nawiać z kicia, to robota Max'a. Plus wyciągnąć jakoś twoją rodzinkę i spłacić wszystkie długi firmy, nie dopuszczając do tego byś musiała wychodzić za mąż za tą bladą gnidę. Krótko mówiąc - mamy przej*bane.
Dziewczyna spojrzała na Takedę. Westchnęła i złapała go za dłoń.
- Chciałabym, żebyś mi w tym wszystkim pomógł... razem na pewno damy radę.
- Pomogę ci moja mała Mei – ścisnął rękę czarnowłosej - Choćbym miał odpokutować to w piekle.
- Może nie będzie trzeba... zadzwonię jeszcze raz do Alii.

********

Ciepły wieczór. Pod dom Tempertonów podjeżdża czarny sportowy samochód.
- Zapamiętajcie obydwoje. Jeśli coś pójdzie nie tak, to wracajcie jak najszybciej. Nie zapominajcie, że przez cały czas ściga nas policja z Bruegel, więc...
- Spoko Colin, wiem – Marco z nerwami przerwał wypowiedź kumpla – Nie jestem, aż taki głupi, nie musisz mnie uświadamiać.
- Nie kłóćcie się do cholery – warknęła czarnowłosa – Bo zaraz was obydwu chwycę za głowy i zacznę trząść nimi jak grzechotkami, dopóki się nie uspokoicie.
Juri spojrzał na Mei i wycedził przez zęby:
- Może już pójdziecie? Nie to, że boję się stać niewinną ofiarą tego co powiedziała Li... ale czas goni.
- Ok, chodźmy – Takeda wysiadł z auta. Za nim dziewczyna – I przestań się denerwować maleńka... w twoim stanie...

[img]http://i38.************/14dog0w.jpg[/img]

- Już ja najlepiej wiem co mi służy, a co nie – westchnęła – Dajmy temu spokój i załatwmy to, co mamy do załatwienia.
Zielonooki złodziej skinął potwierdzająco głową, po czym złapał czarnowłosą za rękę i razem z nią ruszył w kierunku domu.
Kiedy drzwi do rezydencji otworzyły się, matka Mei nie mogła ukryć zdziwienia. Najpierw ucieszyła się widząc swoją córkę, lecz już po chwili jej mina zmieniła się nie do poznania...
- Co tu robi ten człowiek?! - wykrzyknęła Lidia, widząc Marco.
- To tak witasz swoją córkę? - dziewczyna podeszła do staruszki, krzyżując ręce na piersiach – Najlepiej, żebym wpadła w objęcia Dantego i spłaciła wszystkie wasze długi? Tego chcesz?
- Jeżeli on stąd nie wyjdzie, dzwonię na policję! - kobieta podeszła do telefonu.
- O nie... - powiedziała Mei – On stąd nie wyjdzie, bo to jest człowiek, którego kocham. I dla twojej informacji, będę mieć z nim dziecko – mówiąc to podeszła do matki i wyrwała jej słuchawkę z ręki. Ta popatrzyła na córkę nie mogąc wypowiedzieć słowa i żeby nie zemdleć, usiadła na fotelu.
- Zaskoczona prawda? Nie waż się nawet próbować dzwonić po tych zmówionych parobków Lamberta, bo jeśli to zrobisz, to wyjdę stąd i nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
Takeda podszedł do telefonu i wyrwał kabel od aparatu.
- Tak będzie bezpieczniej – uśmiechnął się wrednie do staruszki, która nadal nie mogła wyjść z szoku.

[img]http://i38.************/2ciy2t.jpg[/img]

Na to wszystko nadbiegła Alia, która usłyszała krzyki na korytarzu.
- Uspokój matkę – odrzekła czarnowłosa – Ja i Marco musimy porozmawiać z ojcem.
- Jest w gabinecie – powiedziała blondynka – Przegląda jakieś papiery.
- No to idziemy – Mei skinęła na swego mężczyznę o kruczoczarnych włosach i udała się wraz z nim po schodach na piętro posiadłości.
- Tato... jestem - słowa dziewczyny wyrwały staruszka z zamyślenia. Rzucił dokumenty na biurko, po czym zdjął okulary i spojrzał na córkę. Zza jej pleców wyłonił się złodziej.
- A ten człowiek? - mężczyzna spytał zaciekawionym, lecz dosyć spokojnym głosem.
- Proszę mnie wysłuchać... - wyrwał się nagle brunet – Nie jestem tu, by pana w jakikolwiek sposób zdenerwować lub obrazić... chciałbym tylko kilka minut by wytłumaczyć dlaczego tu jestem.
- No dobrze. Nie będę się kłócił bo to nie ma sensu. Moja córka nie przyprowadziła cię tu w końcu bez powodu. W końcu jesteś ojcem jej dziecka – staruszek oparł się o biurko i skrzyżował ręce.
- Tato... skąd ty... - czarnowłosa usiadła na krześle biorąc głęboki oddech.

[img]http://i34.************/2vmzlh4.jpg[/img]

- Moje droga, wiem od lekarki ze szpitala. Trochę ją podszedłem i w końcu się wygadała. Nie powiedziałem jednak nic matce, bo pewnie by nie zniosła tej wiadomości. Już wtedy domyśliłem się, że to dziecko tego mężczyzny. Bo przecież z nim byłaś przez miesiąc prawda?
- Tak... - Mei popatrzyła na ojca – Ale, skoro wiedziałeś, to czemu nic nie wspomniałeś...?
- A przyznałabyś się wtedy?
- No... pewnie bym zaprzeczała na początku... ale... nie jesteś zły?
- Powiedz, co mi to da? Znam cię bardzo dobrze i wiem, że się szanujesz. Więc jeśli oddałaś się temu mężczyźnie, to tylko dlatego, że coś do niego czujesz.
- Ja kocham pańską córkę – wtrącił się Marco – Równie mocno jak ona mnie. Dlatego tu jestem. Nie mogę pozwolić na to, by wyszła za Dantego.
- Rozumiem – skinął głową staruszek – Więc co ma mi pan do zaoferowania panie Takeda?
- Chcę panu dać to – rzekł brunet, wyciągając z kieszeni kopertę – Powinno wystarczyć na spłacenie jakiejś części zadłużeń.

[img]http://i36.************/2a7h4yv.jpg[/img]

Ojciec dziewczyny spojrzał na to, co trzymał w wyciągniętej ręce Marco. Szerokość i grubość papieru świadczyła o tym, że w środku jest spora liczba banknotów.
- Są tam pieniądze i za tą skradzioną ropę?
- Panie Temperton. Nie ma tu ani jednego skradzionego grosza. Wszystko co tu mam, to spadek po ojcu. Dał mi te pieniądze kilka dni przed swoją śmiercią... dokładnie za nim zabrali go ludzie Lamberta. Nie był ze mnie dumny, że kradnę, ale wiedział, iż pójdzie siedzieć, za to co zrobił... podobnie jak to, że zginie za ujawnienie kilku istotnych faktów w sprawie firmy LambertCorp. Pogodził się ze mną i pożegnał... zostawiając mi tą kopertę. Nigdy ich nie wydałem. Nie miałem sumienia. Ale panu mogą się przydać.
- Nie mogę tego przyjąć – odrzekł mężczyzna.
- Więc woli pan wydać córkę w ręce Dantego? Pan nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo on skrzywdził Li Mei. Ile przez niego wycierpiała.
- Nie powiedziałem, że chce oddać córkę temu człowiekowi. Po prostu nie mogę przyjąć tych pieniędzy.
- Tato, nie bądź dumny... - wtrąciła się czarnowłosa - Marco naprawdę ma te pieniądze od swego ojca... Naraził się, żeby je zdobyć odwiedzając swoją starą kryjówkę, którą zna policja. Proszę cię przyjmij je.
Staruszek spojrzał na Takedę, który przez cały czas stał z wyciągniętą do niego ręką z kopertą.
- No to jak? - spytał złodziej – Weźmie ją pan... czy nie?

********
__________________
Mój profil na WATTPAD
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem