Temat: Przeznaczenie
View Single Post
stare 24.09.2010, 20:52   #15
Nyks
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

grzyb, to pisz, pisz, wenyyy życzę!

Oto odcinek następny. jakoś zmniejszyła mi się liczba części - będzie 4, a nie 5. z tym, że ten bedzie długi, a następny <finałowy> o połowę krótszy. dlatego też podzieliłam ten na 2 części
Zapraszam do lekturki ^^


RODZIAŁ III
Część 1 - Coraz bliżej prawdy

Słońce bestialsko wdarło się do jej sypialni, mimo zakazu. Wystarczyła cienka szparka między zasłonami, żeby promień padł akurat na jej twarz. Skrzywiła się, czując na powiekach ciepło, po czym naciągnęła kołdrę na głowę i burknęła coś o tym, że idzie dalej spać.
- Już południe – odezwał się głos, który stał się jedynym znienawidzonym przez nią dźwięków w ostatnich czasach.
- Idź sobie – jęknęła spod kołdry, wiedząc już, że i tak musi wstać, bo ów człowiek po prostu jej nie zostawi. Przez ostatnie półtora tygodnia zasypiała lub budziła się w jego obecności, co wcale nie było komfortowe, kiedy zrzuciła z siebie kołdrę i koszulka jej się podwinęła albo gdy gadała przez sen.
- Wiesz, że jak kładziesz się o drugiej w nocy, a wstajesz po dwunastej w południe, zaburzasz sobie zegar biologiczny? – zagadnął. Wzdrygnęła się, słysząc kroki zbliżające się do łóżka. Zacisnęła mocniej chude palce na kołdrze, ale wiedziała, że i tak z nim nie wygra. Więc kiedy szarpnął za materiał, po prostu go puściła, nie mając siły i ochoty do walki. Przywitała go naburmuszoną miną i krzyczącym z niej słowem ‘spieprzaj’. Taka była z niej miła dziewczynka.
- Pięknie wyglądasz – uśmiechnął się do niej z taką promiennością, że gdyby go nie nienawidziła, pewnie sama też by się uśmiechnęła. Ale jedynym, co jej przychodziło na myśl, było rzucenie mu w łeb poduszką, żeby tylko przestał szczerzyć gębę.
- Nie cierpię cię – westchnęła, odpychając się od poduszki. Siniak na lewej ręce zżółkł i praktycznie już zniknął, ale za każdym razem wspomnienia i pytania wracały. Z każdym dniem otwierały się nowe drzwi, uszczerbki wspomnień lądowały na środku jej umysłu gotowe do sklejenia. Brakowało tylko kleju.
- Nie musisz – wzruszył ramionami, kiedy wstawała – Nie jestem twoim chłopakiem.
- Trywialnie to brzmi – podsumowała, wchodząc za parawan.

[IMG]http://i51.************/9stdg5.png[/IMG]

Ściągnęła z siebie prowizoryczną piżamę i narzuciła wygodne dżinsy, T-shirt i ciepły sweter. Owszem, mieli centralne ogrzewanie, ale z powodu rozmiarów domu trzeba było przeczekać całą jesień, by w końcu mury się nagrzały. Kiedy wyszła zza parawanu, ubrana i uczesana (No, powiedzmy. Przeczesała włosy palcami.) nadal stał w tym samym miejscu. A ona swoim zwyczajem podeszła do parapetu i zapaliła papierosa, by po chwili wetknąć go do ust.
- Niszczysz się.
- Już bardziej zniszczona być nie mogę – odparła, wydmuchując dym przez uchylone okno. Na dworze panował chłód i mimo że zaledwie dwa tygodnie temu było jeszcze ciepło, to dziś temperatura mogła wynosić najwięcej dziesięć stopni. W najbliższym czasie zajdzie też słońce, bo chmury zbierające się na niebie zwiastowały nic innego, tylko deszcz.
- Owszem, możesz. Ostatecznością jest dopiero śmierć.
- Jeśli chciałeś podnieść mnie na duchu, to ci nie wyszło.
-Nie chciałem. Wiesz, jesteś raczej strasznie głupia – Lilith niemal zakrztusiła się dymem papierosowym, kiedy wypowiedział te słowa. Z rozbawienia, ze śmiechu. Nawet nie chodziło o ton, który wydawał się strasznie ciężki, ale o samą treść. Pierwszy raz powiedział jej coś przykrego. Pierwszy raz od ich pierwszego spotkania. No, pomijając, że nadal utrzymuje, że wtedy się nie spotkali, a on ma na imię Caine i nie zna francuskiego. Gdy już złapała oddech, spojrzała na niego jednocześnie zła i zaciekawiona. Zła, bo to był taki standard, kiedy na niego patrzyła. A on westchnął i wypowiedział dwa magiczne słowa.
- Przepraszam, Lil.
Trzask! Blokada oddzielająca ją od wspomnień pękła, a one rozlały się po jej świadomości. Nie było ich dużo, ale były znaczące. Poczuła, jak kręci jej się w głowie, ale gdy chłopak chciał ją złapać, odtrąciła jego dłoń i oparła się o parapet. Mroczki przed oczami ustępowały, wszystko się rozjaśniało. Gdy już w pełni wróciła do siebie, spojrzała z przytomnością i pewnością w oczach na Caina i oznajmiła:
- Nie jestem głupia, Seth. Cała wasza trójka myśli, że wszystko zapomniałam. Że wstrzykniecie mi morfinę, czy inne paskudztwo i tak po prostu wymażecie mi kilka wspomnień? – zaśmiała się z lekceważeniem. Gdy chłopak chciał coś odpowiedzieć, natychmiast mu przerwała – O, nie, teraz mówię ja. Ty też nie jesteś zbyt tępy, wydajesz się bystrym człowiekiem. A jednak taki z ciebie marny aktor. Nawet nie usiłowałeś udawać, że coś się zmieniło. Nie, tym razem nie wbijesz mi strzykawki w ramię, bo zbyt boję się igieł, a w panice człowiek jest wstanie zrobić wiele rzeczy. Więc niech do ciebie wreszcie trafi: wiem, że coś jest nie tak. Wiem, że ty, Felice i Rosalie coś przede mną ukrywacie. Wiem, że to coś dotyczy bezpośrednio mnie i wiem, że to przez ciebie nie mogę poznać prawdy.
Nie próbował jej przerywać. Nie było sensu. Wiedziała. Cały jego plan legł w gruzach, sama na siebie wydała wyrok. Ból przeszył jego serce, mimo że nie powinien. Powinien stać tam niewzruszony i skłamać jak z nut, powiedzieć, że jest walnięta, czy coś podobnego. A nie patrzeć na nią. Patrzeć tak intensywnie, żeby jej twarz wyryła się w jego pamięci na zawsze.
- Kocham cię, Lilith. I ty też mnie kochasz. I cholernie mi z tego powodu przykro.
Teraz to szatynka zamarła. O czym ten dupek mówi? Oszalał, czy jak? Niech sobie wyznaje miłość, co, tak na marginesie, też jest kompletnych debilizmem, ale jej uczucia mógłby zostawić w spokoju! Na litość Boską, co z niego za kretyn!
Miał rację.
Przez ostatnie kilkanaście dni widywała go codziennie. Był symbolem utraconej pamięci, ale też czegoś, czego nigdy nie miała – dzieciństwa. Z jego zimnych oczu emanował ciepły blask, potrafił walnąć takim tekstem, że nawet, kiedy była ponura, rozbawił ją. Chociaż widywali się tylko wieczorami albo rankami (albo popołudniami, zależy o której brunetka wstała), czuła, że jest przy niej na okrągło. A kiedy go nie widziała, wydawało jej się, że coś jest nie na miejscu, że czegoś nie ma. To tak jak ktoś się o ciebie opiera, a kiedy odchodzi, czujesz jak wiatr owiewa to miejsce i jest ci właśnie tam chłodno. Tak czuła się Lilith.
I chociaż się tak czuła, za żadne skarby nie mogła się do tego przyznać. Wiedziała, co by nastąpiło i dlatego odkładała tę myśl na najwyższe półki świadomości.
- Nie kochasz mnie, kretynie. Coś ci się uroiło. Może brak dziwek w pobliżu tak na ciebie działa – odparła chłodno i zgasiła papierosa o parapet, jak miała w zwyczaju. Uwagę jej przykuła popielniczka, która od wczoraj była pełna.
- Gdzie Rose? – spytała, marszcząc brwi. Pomijając niepokój w niej kwitnący, spłynęła na nią ulga, że może zmienić temat. Za to Seth nie wydawał się specjalnie zachwycony.
- Pojechała do Felice – oznajmił, kiedy się odwróciła. Stał niebezpiecznie blisko niej, ale na szczęście miała w sobie tak nieograniczone pokłady cierpliwości, że może sobie stać.
- Nie wymagam, żebyś mówił o Felice „mamusia”, ale po imieniu to trochę…
- Ona nie jest moją matką – w jego głosie można było usłyszeć gorycz i rozbawienie jednocześnie. Nie jest jego matką? Jak to nie? Przecież… mają to samo nazwisko, są do siebie podobni, a… Więc kim jest dla niego ta kobieta?

[IMG]http://i51.************/2r63dco.png[/IMG]

- A kim? – spytała o ton ciszej, niż normalnie, sama nie wiedząc dlaczego. Chłopak zaśmiał się krótko, po czym oparł ręce na parapecie po obu jej bokach, praktycznie uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Starała się wpoić sobie, że wszystko jest okej i że wytrzyma.
- Czasem wolałbym być w takiej sytuacji na twoim miejscu – mówił obniżonym głosem, zaglądając w jej czarne oczy – Wolałbym nie mieć rodziców.
- Nie chcę wiedzieć.
- A kto by chciał? – westchnął, chuchając jej ciepłym powietrzem w twarz. Pachniał miętową pastą do zębów, a poza tym jakimiś perfumami. Lilith nie cierpiała męskich zapachów, ale o dziwo ten jej nie drażnił.
- Nie chodzi o to. Jeśli ktoś mówi, że miał gorzej niż ja, to albo nie wie co mówi albo… miał i wolę nie wiedzieć. A teraz mógłbyś się ode mnie odsunąć.
-Proszę bardzo – faktycznie odszedł kilka kroków, bez żadnych gierek ani podchodów. Wykonał jej polecenie.
Zapadła straszna, kłująca w uszy cisza, przerywana jedynie ich oddechami. Lilith wpatrywała się tępo w przestrzeń za oknem, próbowała nie dopuścić przykrych wspomnień z przeszłości do wypełznięcia na światło dzienne. Było to niezwykle trudne w porównaniu ze staraniami dotyczącymi utrzymania łez, tam, gdzie ich miejsce, czyli w oczach, nie na policzkach. W końcu poczuła, jak paznokcie, wbijają się w dłonie, które zaciskała starając się odwrócić uwagę od bólu. Poprzez inny ból. Wciągnęła haust powietrza i rozluźniła palce. Nic, nic nie pomaga, nic! – w myślach już dawno płakała. Nie potrafiła nie pamiętać – to wszystko było jak rana, która się zabliźnia, ale w międzyczasie ktoś non stop ją rozdrapuje, nieświadomie. Nie chciała, żeby Seth widział ją w takim stanie, wręcz nienawidziła go w tym momencie. Za to, że tu jest, za to, że rozdrapał ranę, za to, że historia się powtarza. Przez niego.
A jednocześnie pragnęła, żeby tu został, by nie musiała być sam na sam z myślami. Nie odwracając się do niego i nadal wpatrując się w poruszane przez wiatr liście, szepnęła:
-Nie możesz mnie kochać. Bo umrzesz.

_______________________________
Wybaczcie, że tak ubogo ze zdjęciami, ale na początku nie miałam zamiaru w ogóle go dzielić - dopiero po wrzuceniu stwierdziłam, że jest za dużo tekstu.

Ostatnio edytowane przez Nyks : 25.09.2010 - 16:31
  Odpowiedź z Cytatem