Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 09.05.2011, 19:26   #710
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

he he, co wy tak z tą ciążą?
zmówiliście się wszyscy czy jak?
i witam nową czytelniczkę

a teraz żeby nie przedłużać....

ROZDZIAŁ 8
Część pierwsza: Efekt zaskoczenia.


Komórka Li Mei dzwoniła jak oszalała. Dziewczyna mimo bólu w plecach, poderwała się gwałtownie z łóżka, słysząc narastający sygnał.
- Tak? - spytała drżącym głosem, przystawiając aparat do ucha.



- Pamiętaj, jeśli zjawisz się na tej rozprawie, obiecuję ci, że Takeda nie dożyje następnego dnia.
- Ale... - chciała coś powiedzieć, lecz usłyszała tylko dźwięk odkładanej słuchawki.
Usiadła na łóżku i rzuciła telefon na stolik. Nie wiedziała co powinna zrobić, zastraszona po raz kolejny, bała się wykonać jakikolwiek ruch. Miała uczucie, że jest obserwowana i nawet tutaj nie może być bezpieczna. Dawno nie czuła takiego strachu, nie chciała by Marco zginął. Sama jedna wiedziała jak bardzo brakuje jej, jego miłości. Wciąż go kochała i nie potrafiła pogodzić się z tym, że nie może przy nim być. Samo to było dla niej ogromną torturą. Każdego dnia budziła się z myślą, że to tylko zły sen, jednakże to wciąż był koszmar na jawie. Cierpiała tak od prawie dwóch miesięcy, a jutro rano miała jechać do Bruegel, na rozprawę... Jedno było pewne, musiała coś z tym wszystkim zrobić. To nie mogło tak dłużej trwać. Nie chciała, by jej ukochanemu spadł nawet najmniejszy włos z głowy, ale zdawała sobie sprawę, że jeśli nie zaryzykuje to nigdy nie dowie się, czy jest jakakolwiek szansa na to, by znów mogła go mieć przy sobie. Od czasu przymusowego rozstania, miała dużo czasu na przemyślenia. Postanowiła, że podejmie ryzyko. Zarzuciła na siebie cienki płaszcz, chwyciła za torebkę i szybkim krokiem udała się do wyjścia.

*********

- Och tak, uwielbiam twoje pocałunki... - Alia z rozanieloną miną, wczuwała się w dotyk błądzących po jej ciele, gorących warg Colina.



W momencie, kiedy schodził ustami na jej dekolt, rozdzwonił się telefon dziewczyny.
Nastolatka poderwała się na równe nogi, odpychając przy tym rozpalonego bruneta.
- Muszę odebrać, może to matka – mówiła drepcząc bosymi stopami, w kierunku blatu na którym zostawiła telefon.
- Zawsze możesz powiedzieć, że byłaś na lekcji i nie mogłaś rozmawiać... - odburknął zrezygnowany Colin.
- No przecież zaraz wracam, nie ostygniesz za ten czas – wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, po czym nie sprawdziwszy nawet, kto dzwoni, odebrała...
- Alia, to ty? - odezwał się roztrzęsiony głos w słuchawce.
- Mei...? Tak to ja. Co się dzieje, czemu tak nerwowo?
- Nie mam czasu na wytłumaczenia. Powiedz mi, masz jeszcze kontakt z Colinem?
- Oczywiście, że mam... Jest nawet tutaj ze mną.
- Daj mi go proszę do telefonu. To bardzo ważne – ponaglała siostrę, czarnowłosa.
- Ok, już – blondynka podbiegła do lekko zdziwionego bruneta i podała mu komórkę.
- Li? Co się dzieje, gdzie ty jesteś do cholery? Masz sporo do wyjaśniania uciekinierko.
- Proszę cię Colin, nie teraz. Nie mogę zbyt długo rozmawiać.
- Mów w takim razie, o co chodzi?
- Ktoś chce zabić Marco. Nie wiem kim jest ta osoba, ale jestem wciąż szantażowana, że jeśli będę jutro zeznawać przeciwko Dantemu...
- Jak to?!
- Komuś zależy na tym, by Lambert nie trafił za kratki... Wiesz, że mam przecież kopię dokumentów, które ukradliście z jego rezydencji. Jak przedstawię jutro te dowody, to Dante dostanie dożywocie.



- Ale Mei, jesteś pewna, że...
- Niczego nigdy bardziej nie byłam pewna. Proszę cię, ratuj Marco...
- To dlatego zniknęłaś... Prawda?
- Tak... Jeszcze w szpitalu mi grożono. Nie wiem kto to, po prostu dostałam telefon, że mam zbyć swojego faceta... Ktoś to wszystko musiał zaplanować, jestem pewna. Musiałam go chronić!
- Cholera... Będziesz jutro na rozprawie?
- Przyjadę do Bruegel. Mam zamiar zeznawać. Ale nie mogę pozwolić, by coś się stało mojemu... - głos czarnowłosej zaczął się załamywać.
- Spokojnie Li. Ufam ci i zajmę się tym. Zbiorę chłopaków, włos mu z głowy nie spadnie.
- Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze – odrzekła, po czym rozłączyła się.
Colin rzucił komórkę na fotel i spojrzał na Alię.
- Dzisiaj nici z imprezy skarbie. Muszę jak najszybciej jechać po Takedę – mówił wciągając na siebie koszulkę.
- Mogę z tobą? - spytała, robiąc maślane oczy.
- A co na to wszystko twoi rodzice? Do Prinston jest kilka godzin drogi.
- Spoko, wymyślę coś w aucie. A tak w ogóle, to co się stało? - spytała.
- Nie ma czasu na tłumaczenie. Wciągaj ciuchy, opowiem ci wszystko po drodze.

**********

- Taki piękny wieczór... Cieszę się, że możemy go spędzić razem – Emmanuele wtuliła się w bruneta i pocałowała go czule.
- Też się cieszę maleńka – odrzekł zmuszając się do uśmiechu. Objął ją ramionami i westchnął.



- Coś nie tak? - zapytała widząc na jego twarzy zmartwienie.
- Nie, nie... Tak tylko rozmyślam.
- Jesteś pewien? Może chcesz o tym pogadać?
- Naprawdę śliczna, nie trzeba – zanurzył dłonie we włosach dziewczyny, po czym cmoknął ją w czoło.
- Ok, skoro tak mówisz – uśmiechnęła się.
Marco spojrzał na nią i ujrzał w jej oczach maleńkie ogniki. Widać było, że go naprawdę kochała. Tylko co z tego, skoro on, nie umiał w żaden sposób pokochać jej? Cały czas myślał o Li Mei, o tym co się z nią teraz dzieje i gdzie może być. Minęło już tyle czasu, a ciągle za nią tęsknił.
- Wiesz, że jutro jest rozprawa? - przerwała ciszę Emmanuele.
- To znaczy? Chodzi ci o Dantego?
- Tak, o niego. Ładne jaja, nigdy się nie spodziewałam, że trafi za kratki.
- Myślisz, że go zamkną? - zapytał.
- Chciałabym. Obskubał mojego ojca z takiej sumy pieniędzy, że powinien zgnić w pudle. Naiwny staruszek dawał mu na wszystkie jego podejrzane interesy, o nic nie pytając. Wierzył w niego, a tu coś takiego... Są momenty, że nie chce mi się w to wszystko wierzyć.
- Niestety, takie życie. Widzisz sama, że ludzie potrafią ukrywać się latami, pod płaszczem dobroci. Czasami zdarza się nawet, że dopiero po śmierci okazuje się jacy byli naprawdę. Szczerze mówiąc to chętnie zeznawałbym przeciwko Dantemu...
- No chyba nie jesteś na tyle szalony, by dać się zamknąć Marcus – odrzekła zdziwiona dziewczyna.
- Tu nie chodzi o szaleństwo, Em. Nawet jakby mnie złapali, to i tak bym zwiał. Po prostu nie mam na niego dowodów. Kopię wszystkich papierów, jakie udało mi się zrobić, zanim oddałem je Dantemu, posiada Mei. Bez tego, nie pokażę się w sądzie, bo nie chcę by mnie zamknęli „za darmo”. A nie mam pojęcia gdzie ona się teraz znajduje.
- To Li Mei ma dokumenty pogrążające Dantego???
- No ma. Twojemu kuzynowi zabrakłoby życia, żeby odsiedzieć te wszystkie przekręty, gdyby te papiery ujrzały światło dzienne.
- Gdybyś miał te wszystkie papiery, to chętnie sama zaniosłabym je do sądu. No nic, może usadzą go i bez tego. Kurcze, że też muszę jechać tam jutro z samego rana by zeznawać... Nie chce mi się oglądać podłej gęby tego zdrajcy.
Nagle komórka Marco zadźwięczała, oznajmiając nową wiadomość. Chłopak wziął telefon do ręki i odczytał smsa: „Jak najszybciej wyjdź przed dom”.
Najpierw pomyślał, że to żart. Ale po co Colin miałby sobie z niego żartować?
- Poczekasz chwilę? - spojrzał na Emmanuele z lekko zakłopotaną miną.
- Coś się stało? - spytała.
- Zaraz wracam, dosłownie za sekundę – poderwał się z fotela i pobiegł w kierunku frontowych drzwi.
Kiedy wyszedł przed dom, ku swemu zaskoczeniu, zobaczył zaparkowane auto, obok którego stał jego kumpel wraz z Alią.



Mimo wszystko nie spodziewał się, że ten sms, to jednak nie jest żart.
- Co wy tu robicie? Czy coś się stało? - zapytał zdziwiony.
- Nie ma czasu na tłumaczenie – odrzekł Colin otwierając drzwi samochodu – Wsiadaj. Wyjeżdżamy.

**********

wiem, że krótko, ale po prostu musiałam obciąć w tym miejscu, bo szykuję akcję w następnym odcinku
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 09.05.2011 - 19:37
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem