Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 18.07.2011, 22:49   #813
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

ROZDZIAŁ 9
Część druga: Kilka wyjaśnień...


- Co to ma być? - Marco wstał z podłogi i podszedł do krat – Jakiś kiepski żart?
- A czy ja wyglądam, na kogoś kto żartuje? - zapytał Chris.
Złodziej wbił wzrok w twarz swego brata. Spojrzenie miał kamienne, dokładnie takie samo, jak w dniu, kiedy to wyparł się go, uznając, że nie ma już rodziny.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego ku*wa utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że zginąłeś?
- Marco, nie oszukujmy się. Doskonale wiem, że gdzieś tam głęboko w podświadomości, czułeś, że ja żyję. Nie jesteś za bardzo zdziwiony moim widokiem.



Takeda nie odpowiedział. Złapał rękoma za pręty i zaczął ściskać je z taką siłą, że rozbolały go dłonie.
- Wiem, wiem, widziałeś jak Dante do mnie strzela. Niestety, ale musiałem upozorować swoją śmierć. Chciałem się wywinąć ze ślubu z Li Mei i paru innych interesów. No i udało się – kontynuował Chris – Szkoda... doprawdy, wielka szkoda, że teraz ty jesteś z tą słodziutką istotką. No, a raczej byłeś. Powinieneś mi podziękować, bo to dzięki mnie już z nią nie jesteś.
- Ty ją zastraszałeś, wysyłałeś smsy z groźbami, to przez ciebie mnie zostawiła, jak mam ci za to dziękować?! Wiedz, że nienawidzę cię teraz jeszcze bardziej, niż ty mnie – warknął Marco.
- Nieładnie braciszku, nieładnie. Pomogłem ci, a ty mnie odtrącasz. Tak nie wygląda braterska miłość.
- Skończ pie*dolić! Odbierasz mi po kolei wszystkich, którzy mają dla mnie jakieś znaczenie! Co zrobiła ci Sophie, że musiałeś ją zabić?! Co zrobił Jensen, że do niego strzeliłeś?! Odje*aj się od moich przyjaciół, zabij mnie, strzel mi w łeb i skończ mój żywot, ale zostaw ludzi, którzy niczym ci nie zawinili!
- Przecież z rudą i tak nie gadałeś. Wywinęła ci niezły numer swoją drogą.
- A co cie to ku*wa obchodzi?! Nagle włączyło ci się miłosierdzie dla brata?!
- Marcus, proszę cię – wtrąciła się Emmanuele - Porozmawiajcie na spokojnie, nie musicie się kłócić – już chciała złapać go za rękę, kiedy ten odepchnął ją od siebie.
- Spie*dalaj! - krzyknął do niej - Nie chce cię znać, ty chora psychopatko!



Dziewczyna spojrzała na buzującego wściekłością Takedę. Nie był już taki słodki i uroczy, jak za czasów, kiedy z nią mieszkał. W ogóle go nie poznała. W jednej chwili poczuła jak zbiera jej się na płacz. Zdała sobie sprawę, że zrobiła coś, czego on już nigdy jej nie wybaczy. Wybiegła z pomieszczenia, zalewając się łzami.

***************************

- Chwileczkę... - Colin wciął się w zdanie Maxowi – Że niby my mamy z tobą współpracować? Wybacz, ale po ostatnich wydarzeniach, nie bardzo mam zaufanie do Lambertów...
- Przecież ja nie każę wam, ufać mojej osobie – odpowiedział blondyn – Najważniejsze to teraz uwolnić waszego przyjaciela i wsadzić Dantego do więzienia.
- No dobra stary, wszystko ładnie, pięknie, ale ja nie rozumiem czym się kierujesz? Na pewno masz jakiś konkretny powód, by zapuszkować braciszka – powiedział Juri – Jeśli o mnie chodzi, to nie rozważę twojej propozycji, póki go nie poznam.



Max spojrzał na przyglądających mu się mężczyzn. W sumie to co mu szkodziło powiedzieć, dlaczego chce usadzić brata? Początkowo chciał to zostawić tylko dla siebie, ale teraz, kiedy nie miał innego wyjścia, stwierdził, że nie powinien się nawet zastanawiać.
- Dante zabił naszego ojca.
Cała trójka, łącznie z siedzącą obok Mei, szeroko otworzyła usta ze zdziwienia.
- Przecież... Przecież wasz staruszek umarł w szpitalu, po tym jak poniósł ciężkie obrażenia w wypadku samochodowym... - skomentowała czarnowłosa.
- Taka jest oficjalna wersja – odpowiedział blondyn – Tak naprawdę, mój brat nie mógł znieść tego, że ojciec nie przepisał mu ani grosza i dlatego musiał go uciszyć... papiery sfałszował z pomocą łasych na kasę prawników, którym obiecał niezłą sumkę i stał się dziedzicem wszystkiego co posiadał nasz staruszek. Mogę przymknąć oko na inne rzeczy... ale nie podaruję mu tego, że zabił jedynego człowieka, któremu na nas zależało. Od śmierci matki zmienił się nie do poznania. Łakomy na pieniądze dupek... - chłopak podszedł do okna i zatopił wzrok w widoku za szybą.



Colin z Jurim spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Nie wiem czy to nie za mało by wierzyć w twoje dobre intencje – powiedział po chwili Juri – Jednak przystaniemy na twoją propozycję.
- Cieszę się, że jednak się rozumiemy – odrzekł Max – Dziękuję wam.
- Nie dziękuj stary. Po prostu nam pomóż – dodał brunet – Trzeba raz na zawsze skończyć tą farsę, bo wszyscy na tym cierpią. Ustalcie więc co i jak, ja muszę jeszcze coś załatwić – dodał kierując się do drzwi balkonowych.
- Colin... - zatrzymała go Mei.
- Tak?
- Powodzenia – powiedziała lekko się uśmiechając.
Chłopak wiedział, że czarnowłosa domyśliła się, iż jedzie do szkoły by spotkać się z Alią. Odwzajemnił uśmiech, po czym wyszedł przez szklane skrzydło i powoli zszedł po drzewie sąsiadującym z balkonem dziewczyny.

********************

Dzwonek na przerwę, zadźwięczał tak głośno, że wybił Colina z zamyślenia. „Nadeszła chwila prawdy”, pomyślał. Właśnie teraz miały wyjść na światło dzienne jego uczucia do Alii. Z każdą sekundą coraz bardziej się denerwował. Chciałby to mieć już za sobą i marzył by ona odwzajemniła jego uczucia. Niczego na świecie bardziej nie pragnął, chociaż wiedział, że łatwego zadania mieć nie będzie. Nigdy nie był najlepszy w wyrażaniu swoich uczuć, bo niby z kogo miał brać przykład? Z matki pijaczki, z którą zostawił go ojciec? Ona była wiecznie zajęta szukaniem pieniędzy na alkohol, nie miała czasu dla swego jedynego syna.
- Colin! - dziewczyna wybiegła z budynku i rzuciła się wprost w ramiona czekającego chłopaka – Jesteś cały, dzięki Bogu – wtuliła się w niego najmocniej jak umiała.



- Tęskniłem za tobą – przejechał dłońmi po jej plecach – Cholernie mi ciebie brakowało.
- Mi ciebie też – wyszeptała, po czym złożyła na jego ustach gorący pocałunek.
Chłopak zamruczał z zadowoleniem i wsunął rękę we włosy Alii by móc jeszcze intensywniej wczuć się w smak jej warg. Nagle blondynka otworzyła oczy i spojrzała na jego twarz, na którą wcześniej nie zwróciła uwagi. Gdy wybiegła ze szkoły, była zbyt pochłonięta tym, by go jak najszybciej uściskać. Odciągnęła go delikatnie i z troską dotknęła jego policzka.



- Co ci się stało tygrysie? - spytała oglądając jego rany.
- Nic poważnego, nie zawracaj sobie tym głowy śliczna – popatrzył w jej fiołkowe oczy, które przepełnione były radością i smutkiem zarazem. Radością, bo bardzo cieszyła się, że w końcu może go przytulić. A smutkiem, gdyż zmartwiło ją to, co zobaczyła.
- Eh, kiedy tak mówisz, węszę kłopoty – westchnęła.
- Więc lepiej, żebyś niczego nie wiedziała – posłał jej tak ciepły uśmiech, że o mało co się nie rozpłynęła na jego widok.
- Och... no dobrze. Więc powiedz mi, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Brunet odliczył w myślach od trzech do jednego, jakby chciał sobie dać jeszcze kilka sekund czasu.
- Jest coś bardzo ważnego co chciałem ci powiedzieć jeszcze kilka tygodni temu...
- Masz na myśli tą niedokończoną rozmowę w aucie, kiedy wiozłeś mnie do domu...?
- Tak, dokładnie o to mi chodzi.
Kiedy to powiedział, nastolatka przypomniała sobie słowa Mei, która kazała jej się zastanowić nad tym co zrobi, gdy się okaże, że Colin ją kocha. Posłuchała jej rady. Przemyślała całą sprawę dokładnie, nawet spisała na kartce wszystkie za i przeciw. Była już pewna swojej odpowiedzi.
- Słucham cię tygrysie – odpowiedziała poważnie.
- Alia... - zaczął dosyć tajemniczo – Wydaje mi się, albo może to tylko jakieś moje głupie urojenie, że nie będziesz zadowolona z tego co zaraz usłyszysz.
- Jesteś tego pewien?
- Nie jestem. Nigdy nie można być niczego do końca pewnym.



Nie odpowiedziała. Spojrzał w jej oczy, lecz tym razem nie miał na tyle odwagi by się w nie dłużej wpatrywać, tak jak to miał w zwyczaju robić. Spuścił głowę i wziął głęboki wdech.
- Kocham cię – nie zabrzmiało to tak jak sobie zaplanował, ale cieszył się, że w końcu odważył się to powiedzieć...

***********************

- Jesteś ludzką gnidą!
- No proszę, proszę... widzę, że ujawnia się prawdziwy charakter mojego brata – uśmiechnął się Chris.
- Pie*dol się! Nie znasz mnie, nigdy mnie nie znałeś!



- Wydaje ci się Marco. Wiesz dlaczego tak twierdzę? Bo nie wiesz wielu rzeczy. Po pierwsze, to nie Lambert zabił tego młodego chłopaczka z twojej ekipy. Ja dobiłem tego gówniarza, bo nie mogłem sobie pozwolić, żeby mnie wydał.
- A co to za różnica, czy to był Lambert czy ty? Obydwoje jesteście zepsuci do szpiku kości. Jesteście siebie warci... Teraz doskonale rozumiem skąd Dante wytrzasnął Maysona, przecież wy się doskonale znaliście... Nie potrafię pojąć tylko jednego. Dlaczego zadałeś Mei tyle cierpienia?! Jak mogłeś ją tak potraktować?!
- A stało jej się coś o czym nie wiem? Przecież jest cała i zdrowa, aktualnie siedzi w domu przy tatusiu i mamusi. Może kiedyś ich też powybijam, a w szczególności mam ochotę dobić jej matkę, która nigdy nie darzyła mnie sympatią.
- Bo cię wyczuła gnoju – warknął Marco.
- No pewnie masz rację. I pewnie również dlatego tak bardzo ciebie nie trawi, braciszku – uśmiechnął się Chris.



- Tak cię to bawi? Bądź pewien, że wszystko wyjdzie na jaw, a wtedy zabiję cię gołymi rękami i nikt nawet nie będzie próbował mnie powstrzymać! Zapłacisz za wszystkich, których skrzywdziłeś!
- Marzenia. Dobrze jest je mieć bracie.
- Nie wku*wiaj mnie... gadaj dlaczego zabiłeś Sophie i czemu strzeliłeś do Colina?!
- Za dużo byś chciał wiedzieć...
- Gadaj ku*wa!
Chris spojrzał na swego rozmówcę. Wyglądał teraz jak diabeł ziejący ogniem. Od tej strony nie znał złodzieja stojącego za kratami, chociaż myślał, że wie już o nim wszystko.
- Po tym jak ta mała ruda wypisała się z waszego gangu, postanowiłem ją przygarnąć. Udałem czułego romantyka, szybko się nabrała. Doskonale wiedziała, że ja żyję, aż się dziwię, że mnie nie wydała przez ten czas, kiedy z tobą trzymała.
- Co takiego...?
- Długa historia braciszku – Chris złośliwie się zaśmiał – Natomiast co do twojego pseudo przyjaciela Jensena...

****************


Libby, prosiłaś o tą fotkę, więc proszę:


Chris i Marco
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 18.07.2011 - 23:49
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem