Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 05.08.2011, 16:04   #836
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

TADAM! zapraszam serdecznie do wyjaśnienia kilku niejasności...


ROZDZIAŁ 9
Część trzecia: Kolejne rewelacje...


- Jezu, Colin... - w oczach Alii, rozbłysły małe ogniki. Wpatrywała się w niego, jak w swój największy skarb.
Brunet zbity z tropu, reakcją blondynki, nie wiedział przez chwilę, co ma myśleć. Patrzyła się na niego, nie odzywając ani słowem, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Maleńka, powiesz cokolwiek? - zapytał lekko podenerwowany.
Nastolatka odwróciła głowę w stronę drzew. Poukładała sobie odpowiedź i zaczęła mówić, spoglądając mu w oczy...
- Wiesz, kiedy zaczęliśmy się spotykać, jedyne o czym myślałam, to był dobry seks... Byłam egoistką, bo nie istniałeś w moim świecie w żaden inny sposób. Liczyło się tylko to... Przyszedł czas, że powiedziałam o tobie koleżankom w klasie. Wiesz, że gdyby mogły, to oddałyby wszystko, żeby mieć takiego faceta jak ty? Niestety, niektóre są na ciebie, zwyczajnie za głupie. Przez cały czas, kiedy byłeś w szpitalu, myślałam o tobie... Dużo rozmawiałam z Mei, starałam się przemyśleć wszystkie za i przeciw. No i w końcu uzyskałam odpowiedź. Ale zanim dowiesz się, co postanowiłam, muszę ci zadać jedno pytanie.



- Słucham cię – chłopak odparł ściszonym głosem.
Dookoła panował hałas wywołany przez głosy uczniów, którzy korzystając z niebrzydkiej pogody, postanowili spędzić przerwę na świeżym powietrzu. Ledwo go usłyszała.
- Co będzie, kiedy to wszystko się skończy...? Kiedy odbijecie Marco, w co bardzo wierzę, a Dante zapłaci za wszystko co zrobił. Co wtedy z nami?
- Jeśli o mnie chodzi – odpowiedział – To kompletnie nic się nie zmieni. Nadal będę cię kochał. I postaram się zrobić wszystko, żebyśmy mogli się widywać i być ze sobą jak najwięcej się da.
- Colin, ale...
- Alia – przerwał jej – Proszę cię, nie zawracaj sobie teraz tym głowy, zobaczysz, że damy radę. Nie bój się przyszłości, jeśli będziemy wspierać się nawzajem, to nic ani nikt, nam nie zagrozi. Najważniejsze to móc na sobie polegać i ufać. Przy mnie będziesz bezpieczna.
- Obiecujesz...?
- Obiecuję.
Obydwoje spojrzeli sobie w oczy. Na tę chwilę świat dookoła przestał istnieć...
- Kocham cię – wyszeptała – Kocham, najmocniej na świecie – wtuliła się w niego tak mocno jak tylko potrafiła.



Brunet objął ją, jakby chciał pokazać całemu światu, że teraz należą już tylko do siebie...

*****************
- Jakim prawem oskarżasz Jensena o takie rzeczy?! Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, mój przyjaciel nie byłby zdolny do tego, by mnie oszukiwać! - warknął Marco.
- Czyżby? Cały czas ci tłumaczę, że ruda od początku była marionetką, wkręciła się do waszego gangu, żeby informować mnie o wszystkim co planowaliście. Kiedy ty siedziałeś z Lambertówną, Jensen się jej zwierzał, oczywiście o niczym nie wiedziałeś, bo pewnie przestałbyś się z nim kumplować. I właśnie dlatego ją zabiłem, bo wyjawiła mu kim jestem, gdyż zaczęły ją dręczyć wyrzuty sumienia, a chwilę wcześniej się z nim przespała. Gdybym tylko chciał, dobiłbym i Colina, ale wolę popatrzeć, jak rujnuje sobie życie w więzieniu.
- Łżesz jak pies!
- Przestań się łudzić braciszku. Chciałeś prawdy, to ją masz.
Nagle stalowe drzwi otworzyły się i do ciemnego pomieszczenia, weszło dwoje ludzi. Oczy obydwu mężczyzn skierowały się w kierunku dochodzących odgłosów.



Gdy Takeda ujrzał Emanuele i idącego za nią Dantego, rozbuzowała w nim jeszcze większa wściekłość, mimo tego, iż był pewien, że nadejdzie chwila, kiedy znów spotka się z Lambertem. Po prostu jego widok napawał go, za każdym razem, niepohamowanym wstrętem. Blondyn niósł w ręce jakieś dokumenty i co chwilę nerwowo popychał swoją kuzynkę.
- Spotkanie na szczycie... - Marco wycedził na powitanie – Wszystkie gnidy w jednym miejscu.
- Oszczędź sobie komplementów złodzieju – Dante rzucił papiery na drewnianą skrzynię, po czym złapał Emanuele za włosy, wcisnął jej w rękę długopis i przyłożył zapłakanej dziewczynie pistolet do głowy.
- Podpisuj – warknął do niej.
- Spie*dalaj! - krzyknęła przez łzy – Zabiłeś mojego ojca, to nie tak miało wyglądać! Miałeś tylko zabrać te dokumenty, a nie strzelać mu w plecy! Nie umawialiśmy się na coś takiego!
- Zamknij się. Sama nie dotrzymałaś umowy, więc niby czemu ja miałbym to robić? - blondyn wskazał pistoletem na Takedę – Ten gnój, miał zginąć od prochów, które wmusiłaś w niego w trakcie tego cholernego bankietu, na który z tobą poszedł, a tobie zachciało się ratować mu wtedy życie!
Złodziej prychnął rozbawiony, po czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się o ścianę. Nie mógł przegapić takiego widowiska, choć na początku miał ochotę zatkać sobie uszy, zamknąć oczy i odwrócić się plecami do szanownego towarzystwa.
- Kocham go! - warknęła Em – Jak niby miałam go zabić?!
- Wystarczyło nie wzywać lekarza kretynko, sam by się wykończył!
- Ty naprawdę jesteś nienormalny, nie wiesz, ile tam było ludzi?!
- Za to ty jesteś pusta! Trzeba było ruszyć trochę resztkami mózgu, które ci zostały. A teraz skończ przedstawienie i podpisuj dz*wko!
- Powiedziałam ci, odwal się, nie dostaniesz tych pieniędzy! I mogę być dz*wką, nie przeszkadza mi to, skoro ty jesteś ch*jem bez serca!
- Podpisuj ku*wa, bo wpakuje ci w głowę cały magazynek! - Lambert szarpnął kuzynkę za włosy i przycisnął jej lufę z powrotem do skroni.
Marco nie mógł uwierzyć w to co widzi. Przez chwilę świetnie się bawił, ale teraz przestało mu się to podobać, mimo że nienawidził Lambertów. Wiedział, że Dante jest zdolny do wielu rzeczy, lecz dopiero teraz zrozumiał, że ten człowiek, tak naprawdę nie cofnie się przed niczym, własnego wuja potraktował ołowiem, a teraz to samo chce zrobić z kuzynką. Kątem oka, złodziej spojrzał na Chrisa. Po wyrazie jego twarzy, nie było widać, że zbytnio przejmuje się całą sytuacją. Stał ze skamieniałą miną, jak posąg bez uczuć i przyglądał szarpiącej się dwójce. Powieka nawet mu nie drgnęła, kiedy blondyn słownie poniżał dziewczynę, coraz to gorszymi obelgami. Po niedługiej chwili, Emmanuele, podpisała dokumenty, o które wykłócała się z kuzynem. Widać było po jej twarzy, że ma wszystkiego dość, że chciałaby odejść, najlepiej zniknąć gdzieś z dala od tego całego zamieszania. Kiedy rzuciła długopis na papiery, uniosła głowę i spojrzała na Takedę. W jej oczach było pełno smutku i żalu, ale było tam również coś jeszcze. Błaganie o przebaczenie. Doskonale jednak zdawała sobie sprawę, że nie jest to możliwe w żaden sposób. Serce bolało ją tak mocno, jakby miała w nie wbity sztylet, wiedziała, że Marco nigdy nie wybaczy jej tego, jak perfidnie go okłamała. Nagle wściekły kuzyn pociągnął ją do tyłu. Szarpnięcie było tak mocne, iż upadła na podłogę, uderzając plecami o drewniane deski. Jęknęła głośno, gdy poczuła, jak ból rozchodzi się po całym jej ciele, zacisnęła zęby i zaparła się na rękach, by się podnieść, lecz kiedy uniosła głowę...



- Żegnaj Emmanuele – usłyszała głos Dantego. Spojrzała w jego kierunku i zrozumiała, że to koniec.
W tym momencie rozległ się odgłos wystrzału z broni, po którym mózg dziewczyny rozbryzgał się na betonie. Jej ciało wzdrygnęło jak rażone prądem i padło w bezruchu. Blondyn kopnął zwłoki, po czym strzelił po raz kolejny i następny, jakby chciał odegrać się za wszystkie obelgi wymierzone w jego kierunku.
- Lambert przestań! - wrzasnął nagle złodziej – Nie żyła, już po pierwszym strzale, nie znęcaj się nad martwym ciałem, cholerny psychopato!
Dante odwrócił się w stronę Takedy. Zmarszczył groźnie brwi, po czym wymierzył prosto w niego.
- Ty będziesz następny! - krzyknął, lecz kiedy chciał nacisnąć na spust, drogę zastąpił mu Chris, który wykręcił mu rękę, tak mocno, że mężczyzna musiał wypuścić broń z dłoni.
- Assez! (dosyć!) – ryknął kopiąc pistolet między pudła – Zapomniałeś już, że on jest mój?! Dostałeś to co chciałeś, kuzyneczka podpisała papiery i prawie cały majątek rodzinny jest w twoim posiadaniu, tknij mego braciszka, a gorzko tego pożałujesz...
Blondyn wbił swe spojrzenie w lodowate oczy Chrisa. Obydwoje wpatrywali się na siebie przez dłuższą chwilę, jakby próbowali się mocować, który z nich dłużej wytrzyma przeszywający wzrok przeciwnika.
- Nie powiem, piękne widowisko! - wtrącił się Marco – Ale został ci jeszcze Max, Dante. No i nie przemyślałeś pewnej kwestii. Ciekawi mnie kto wyda majątek rodzinny, człowiekowi który ześwirował i wybił całą swoją rodzinę...
- Stul pysk gnido, odbiorę to co moje, niech cię o to głowa nie boli – Lambert, odwrócił twarz w stronę złodzieja – A na koniec, zabiorę ci Mei. Nigdy więcej nie zobaczysz ani jej, ani dziecka.
W tym momencie Takeda zdębiał.



Jakiego dziecka? Przecież dziewczyna poroniła w szpitalu... Czyżby to, co zobaczył przed sądem, nie było wytworem jego wyobraźni, po utracie sporej ilości krwi?
- Och, wybacz! Zapomniałem, że nikt nie poinformował cię o ciąży Mei – zaśmiał się blondyn, widząc niewyraźną minę bruneta – Wszystko było starannie ukartowane, nawet w tej kwestii udało nam się, ciebie oszukać. Sprytny ten twój brat, oj sprytny! Powinieneś się był od niego uczyć – podszedł do krat i spojrzał w oczy Marco - No i kto tu teraz jest górą?

***************************
- Wiesz, że jestem teraz najszczęśliwszą kobietą na świecie? Chociaż nie, najszczęśliwsza to będę, jak już odbijecie Marco i wszystko się ułoży. Ale teraz i tak jestem mega szczęśliwa! - Alia podskakiwała z radości, trzymając Colina za ręce.
Chłopak jednak nie cieszył się tak bardzo, silił się na uśmiech, lecz widać było, że nadal go coś trapi. Nastolatka zatrzymała się w jednej chwili i spojrzała w jego oczy.



- Odbijecie Marco – powiedziała poważnie – Ja też się o niego martwię, ale wierzę, że to się uda. Dobro zawsze zwycięża nad złem!
- Ja również wierzę, że się uda.
- Więc co się dzieje, do licha? Nie cieszysz się, że również cię kocham? - blondynka zaczęła się martwić – Przecież właśnie tego chciałeś!
- Masz rację... - odrzekł i spuścił głowę – Kocham cię i kiedy odpowiedziałaś mi tym samym, ucieszyłem się bardzo mocno. Jednak skoro obydwoje znamy swoje uczucia i mamy być parą, jest coś, co muszę ci jeszcze powiedzieć. Kochający się ludzie, nie powinni się okłamywać, ani niczego przed sobą ukrywać.
- Przerażasz mnie Colin...
- Zdążyłem zauważyć – westchnął – Ale chcę byś coś wiedziała. Pamiętasz ten wieczór, kiedy pojechałaś ze mną do Prinston?
- By ostrzec Marco...?
- Tak... Kiedy odstawiłem cię do domu, postanowiłem się upewnić, co do tego, co powiedziała mi Mei, przez telefon. Pojechałem do Sophie. Zanim zadasz kolejne pytanie, odpowiem ci, że to ta sama, która zaciągnęła Marco po pijaku do łóżka. Rozmawiałem z nią sporo, ale nie mogłem nikomu o tym powiedzieć, żeby nie narażać swojej przyjaźni, bałem się, że jak to dojdzie do Marco, to wścieknie się na mnie i zerwie ze mną kontakt... A więc, powtórzyłem jej to, co mówiła Mei. Wtedy ruda przyznała się, że wie kim jest szantażysta.
- Powiedziałeś o tym mojej siostrze? - spytała lekko zszokowana.
- Nie. Nikt o tym nie wie, oprócz mnie. Boje się, że gdyby się dowiedziała...
- To co wtedy? Colin, kim jest ten człowiek, który porwał Marco?
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, bym ci to mówił.
- Kilka chwil wcześniej, sam powiedziałeś mi, że kochający się ludzie nie powinni niczego przed sobą ukrywać – naciskała na niego.
- To nie tak, po prostu nie wiem sam czy powinienem w to wierzyć... Chociaż wszystko by się zgadzało, nie jestem do końca pewien czy ona mnie nie okłamała. Brat Marco zginął ponad dwa lata temu, a on sam widział jego śmierć...
- Chris...? Sophie powiedziała ci, że to Chris?
- Dokładnie tak, dlatego nikomu tego nie powtórzyłem. Widziałem go raptem dwa razy w życiu... Jedyne co zapamiętałem, to, że był dosyć szczupły i miał krótkie włosy, ale to było ze trzy lata temu. I jeśli kiedyś w barze, w tym cholernym telewizorze, to była jego twarz... to muszę stwierdzić, że bardzo się zmienił. Mimo że on i Marco to bliźniacy. Nie wiem już sam czy powinienem w ogóle wierzyć rudej... Niby nie powinno się źle mówić o zmarłych, ale... - zaciął się na chwilę - Chociaż nie mogę mieć jej niczego za złe, uratowała mi życie, odkupiła się...
- Jezu... - Alia złapała się za głowę – Jeśli ona powiedziała ci prawdę, to co będzie kiedy Mei go spotka?
- Nie mam zielonego pojęcia...
- Zaraz, zaraz – nastolatkę nagle oświeciło – Jak to uratowała ci życie? Jak to się odkupiła?
- Gdyby nie osłoniła mnie wtedy, własnym ciałem, zginąłbym z rąk tego porywacza – odpowiedział Colin.
- Wiem o tym, ale mi nie o to chodzi. Niby jaki miała powód, by cię ratować? Szczerze mówiąc powinnam być jej wdzięczna, za to, że poświęciła swoje życie, ale nie do końca rozumiem dlaczego to zrobiła. A odnoszę wrażenie, że ty to wiesz kochanie...
- To właśnie o tym chciałem ci powiedzieć... - zaczął – Tamtej nocy, rozmawiałem z nią również o tobie. Powiedziałem jej co do ciebie czuję i, że boję się wyznać cokolwiek, bo wchodzi w grę to, że możesz mnie odrzucić. Przypomniałem sobie nawet, jak ustaliliśmy we dwoje, że nigdy nie będziemy razem i, że łączy nas tylko seks. Na dodatek podłamałem się tym, że Marco mi nie uwierzył, kiedy powtórzyłem mu o tym co usłyszałem od Mei. Nawet nie wiem, jak to się stało... że znalazłem się z nią w jednym łóżku...
- Czy ty... Próbujesz mi powiedzieć, że Sophie dlatego poświęciła swoje życie, bo poczuła się winna tego, że z tobą spała?
- Ja... Nie wiem... Tak to po części wygląda...
Nastąpiła niezręczna chwila ciszy. Dziewczyna wpatrywała się w twarz chłopaka, nie wiedząc tak naprawdę co ma teraz myśleć. W jej oczach zaczęły gromadzić się łzy.
- Ile razy z nią spałeś? - zapytała ściszonym głosem.



- Przysięgam, że tylko raz i, że wszystko co przed chwilą powiedziałem jest prawdą - spuścił głowę, czując jak wstyd rozdziera go od środka.
Blondynka odwróciła wzrok, po czym puściła dłonie Colina, które jeszcze przed chwilą tak kurczowo ściskała.
- Masz coś na swoje usprawiedliwienie...?
- Nie będę się tłumaczył. Jaki to ma sens... doskonale wiem, że się nie popisałem. Alia, kochanie, nie byliśmy wtedy razem... a sama mi kiedyś powiedziałaś, że mogę robić co chcę, że nic nas przy sobie nie trzyma...
- Ale już wtedy mnie kochałeś! - krzyknęła nagle.
- To prawda, ale...
- Ale co?! Może teraz mi powiesz, że cała twoja miłość to perfidne kłamstwo?! Może ty mnie w ogóle nie kochasz, tylko zabawiłeś się głupią, naiwną nastolatką!
- Proszę cię, przestań krzyczeć, spróbujmy się jakoś porozumieć – błagał ją - Wiem, że jesteś zdenerwowana, ale postaraj się trzeźwo myśleć, bo nerwy do niczego dobrego nie prowadzą – spróbował z powrotem złapać za jej delikatne dłonie.
- Tymi rękami dotykałeś jej ciała, a teraz próbujesz się nimi wkupić...? - zaczęła płakać tak mocno, że rozmazała cały swój makijaż.
- Proszę cię Alia – nie wytrzymał i przyciągnął dziewczynę mocno do siebie, skrywając ją w swych ramionach – Nie rób mi tego, nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że tak się stało...
Wyrwała się z jego objęć i spojrzała mu w oczy. Wiedziała, że on nie kłamie, po prostu to czuła. Ale przestała być pewna, czy teraz nadal chce z nim być. Nic nie mówiąc, zaczęła się od niego oddalać.
- Nie rób mi tego... - powtórzył zdesperowanym głosem.
- Muszę... muszę wracać na lekcje – odparła, po czym pobiegła wprost do szkoły, nie oglądając się za siebie...

***************
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 06.08.2011 - 09:27
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem