Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 19.12.2011, 19:57   #927
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

No dobra, dosyć tego odwlekania, bo ileż można, prawda?
Odcinek byłby już w piątek, niestety, simsy dały mi tak cholernie popalić, że udało mi się zrobić przez ten czas, raptem dwa zdjęcia
Postanowiłam więc wstawić odcinek z tymi dwoma zdjęciami, nie chcę dłużej zwlekać, już i tak przeciągnęłam swój termin o trzy dni, a nie lubię takich sytuacji...
Ale przy następnym odcinku obiecuję foty, swoją drogą jest już prawie skończony, więc będzie gdzieś na następny tydzień, między świętami

No nic, zapraszam więc do czytania...

ROZDZIAŁ 10
Część druga: Czas na miłość.


Plaża jesienią. Kto by pomyślał, że może wyglądać równie pięknie jak latem? Wtulona w objęciach Marco, Mei podziwiała widok za oknem swego pokoju. Nareszcie miała swego złodzieja przy sobie. To był najszczęśliwszy dzień w jej życiu.
- Wybacz... - odwróciła się w jego stronę. – Wybacz, że cały czas wydaje mi się, że to jest tylko sen.
- To nie sen maleńka. Ja naprawdę tutaj jestem – powiedział, po czym z dziką namiętnością zatopił się w jej ustach.



Wsunął w nie swój język, delikatnie łaskocząc nim podniebienie. Jego wargi przylegały do jej warg, nie mogąc przestać ich pieścić, dokładnie tak samo, kiedy po raz pierwszy ją pocałował. Po chwili jednak, ujął jej twarz w dłonie i oderwał swe usta. – Czy tak można całować się we śnie? - zapytał, kiedy zobaczył zaróżowione policzki swej ukochanej.
- Na Boga... nikt nie całuje tak jak ty – odrzekła spoglądając na jego ciało.
Był na wpół nagi, odziany tylko w kąpielowy ręcznik, którego niechętnie mu użyczyła, by mógł się owinąć zaraz po odświeżającym prysznicu. Niechętnie, gdyż chciała go oglądać nagiego, zupełnie jak kiedyś w domku pod lasem, gdzie kochali się potem namiętnie. Chwyciła za materiał okalający go od pasa w dół i uśmiechnęła się wrednie.
- Nie ma mowy skarbie – złapał ją za ręce. – Tym razem, ten numer nie przejdzie.
- Szkoda – westchnęła, robiąc nadąsaną minę.
- Ja wiem co chodzi po tej ślicznej czarnowłosej główce, ale jestem potwornie zmęczony...
- Och no dobrze, argoński tygrysie – zamruczała mu do ucha. – Jesteś najedzony i wykąpany, więc teraz się prześpij.
- A co będzie kocico, kiedy twoja matka, odkryje, że tu jestem?
- Spokojnie, jeśli o nią chodzi, to nie zawracaj sobie teraz głowy, pogadamy o tym jak się obudzisz – pocałowała go delikatnie w usta.
- Jesteś aniołem – przytulił ją mocno, jakby nie mógł się nacieszyć tym, że w końcu ma ją przy sobie. Po chwili zjechał dłonią na brzuch dziewczyny i zaczął głaskać go delikatnie.
- To nasze maleństwo – wyszeptała z zadowoleniem. – Czuję, że to będzie chłopiec, tak silny jak jego ojciec...
- Jestem tak silny, dzięki tobie – powiedział spoglądając jej w oczy – Przez ten cały czas kiedy byłem zamknięty, dużo o tobie myślałem.
- Ja o tobie też skarbie, nie było dnia, żeby było inaczej.
- Wiesz Mei... Może weźmiesz mnie za dziwaka, ale muszę ci coś wyznać...
- Słucham cię łobuzie.
- Czuję się źle z tym, że zostawiłem brata sam na sam z Lambertem.
- Marco, łączą was więzy krwi, dziwnie by było, gdybyś całkowicie miał go w nosie.
- Przez niego wiele się nacierpiałaś, obydwojgu nam zniszczył życie. Chciał nas rozdzielić za wszelką cenę, nie mogę mu tego darować...



- I nikt ci nie każe tego robić. Ale nadal jesteś jego bratem i to się nigdy nie zmieni.
- Niestety, mam tego świadomość. Mam również nadzieję, że jego i Dantego, przymknie policja, obydwoje zasługują na męczarnie w więzieniu.
- Oby było tak jak mówisz, bo nigdy nie chcę spotkać się z Chrisem.
- Nie dopuszczę do tego. Nigdy nie pozwolę na to, byś znowu cierpiała.

************************

- Doskonale zdajesz sobie sprawę mamo, że teraz tym bardziej nie mogę pozwolić na to, by Marco opuścił nasz dom.
- Kochanie, czy ty zdajesz sobie sprawę, że od dawna szuka go policja? Martwię się o ciebie, martwię się o was. Nie jest mi łatwo, a teraz kiedy nagle słyszę w telewizji, że dwójka tych podłych przestępców jest nadal na wolności, chodzę jak kłębek nerwów...
Marco podniósł się z łóżka, słysząc rozmowę Mei z matką. To co usłyszał zaniepokoiło go nie na żarty, więc postanowił wyjaśnić całą sytuację. Wiedział, że „teściowa” raczej nie jest do niego przekonana, nie mógł się jednak wahać by z nią w końcu porozmawiać. Wstał z materaca, po czym wciągnął na siebie czyste ciuchy, które zostawiła mu czarnowłosa i udał się do salonu.
- Mamo, dlaczego mi to robisz? Dlaczego traktujesz ojca mego dziecka, jak powietrze? Rozmawiałyśmy już o tym setki razy, nie rozumiem czemu nie potrafisz go zaakceptować? - dziewczyna odwróciła się do staruszki plecami, mając do niej ogromny żal. Miała ochotę się rozpłakać, lecz kiedy spojrzała przed siebie i ujrzała swego ukochanego przysłuchującego się rozmowie, powstrzymała łzy i ruszyła w jego kierunku.
- Jak długo tu stoisz skarbie...? - spytała z czułością.
- Zaledwie chwilkę – odpowiedział przytulając ją do siebie. – Zbudziły mnie odgłosy dochodzące z salonu...
- Więc słyszałeś pewnie to, co powiedziałam przed chwilą do mojej córki. – Lidia wstała z kanapy i powolnym krokiem, skierowała się w kierunku tulącej się pary.
- Słyszałem. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, po pani innej reakcji – starał się odpowiadać spokojnym, opanowanym tonem.
- A szkoda. Liczyłam na to, że chociaż ty pojmiesz, o co mi chodzi, kiedy mówiłam, że się o was boję – spojrzała na zdziwione twarze swoich rozmówców – Gdyby córka, pozwoliła mi dokończyć zdanie, na pewno nie dąsałaby się teraz na swoją starą matkę.
Marco wypuścił Mei z objęć i podszedł do siwowłosej kobiety.
- Mam rozumieć, że pani...
- Już dawno pogodziłam się z tym, że Li Mei cię kocha, chłopcze. Serce nie sługa i ja powinnam najlepiej o tym wiedzieć. Życzę wam dużo szczęścia moje dzieci i żeby córka, która wam się urodzi, dopełniła pustkę tak długiej rozłąki, jaką musieliście obydwoje znosić.
- Mamo... - dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.
- No co mamo, no co? Chciałam ci powiedzieć, ale nie pozwoliłaś mi dokończyć – staruszka rozłożyła szeroko ręce – Chodźcie tu obydwoje, niech was pobłogosławię.
Mei i Marco spojrzeli na siebie, lekko zdziwieni.
- No przecież żartuję, chcę was przytulić – uśmiechnęła się – Ciebie też Marco, na znak, iż zaakceptowałam cię jako członka rodziny.
- Kocham cię - czarnowłosa podeszła do matki i objęła ją czule.
- Teraz już mnie kochasz, a wcześniej nic ci nie pasowało – kobieta przewróciła teatralnie oczami.
- Oj no, dajmy już temu spokój – westchnęła Mei i skinęła głową na bruneta stojącego nieopodal. Chłopak podszedł i skierował wzrok na Lidię.
- To nie będzie dziewczynka, tylko chłopak – uśmiechnął się do niej, chcąc rozładować napięcie.
- Słuchajcie się starej kobiety! - powiedziała podniesionym tonem – Ja wiem, że to będzie córka, więc nawet nie myślcie, żeby szukać imienia dla syna – wyciągnęła ręce w stronę Marco.
Przez chwilę nastąpiła niezręczna cisza, spowodowana lekkim zakłopotaniem Takedy. Mimo, iż kobieta wyraziła się jasno i zaakceptowała go jako faceta swej córki, nie mógł oswoić się z sytuacją. Nie spodziewał się, że taka chwila jak ta, szybko nastąpi, nie spodziewał się, że w ogóle będzie mu dane przeżyć taki moment w swoim życiu.
- Nie ma się nad czym zastanawiać kochany, chodź no tu, bo już bolą mnie ręce – usłyszał głos „teściowej”.
Uśmiechnął się po raz kolejny, po czym zdecydowanym ruchem przytulił do siebie staruszkę. W tym momencie poczuł ulgę. Cieszył się, że więcej nie będzie musiał kłócić się z matką swej ukochanej, którą kochał nad życie.
Nagle rozległ się trzask frontowych drzwi. Był tak głośny, że tylko głuchy człowiek, mógłby go nie usłyszeć. Głowy wszystkich skierowały się w kierunku wejścia...

************

- O nie, to już przechodzi wszelkie pojęcie! Co ty sobie wyobrażasz dziecko, nie masz osiemnastu lat, a już mi zakomunikowałaś, że ten mężczyzna będzie twoim chłopakiem?! - staruszka darła się w niebogłosy spoglądając raz na Alię, raz na Colina, który z dziwnym spokojem przysłuchiwał się całej sytuacji.
- Po pierwsze, nie krzycz na mnie! Jestem już prawie dorosła, do osiemnastki zostało mi kilka miesięcy, więc co to za różnica?! Po drugie, nie zmienię zdania, a jeśli się nie zgodzisz, to ucieknę tak samo jak to zrobiła Mei! - warknęła nastolatka.
- No niech mnie ktoś trzyma! - kobieta wyciągnęła ręce w górę, jakby chciała przywołać Boga.
- Pani Temperton, czy mogę...
- Milcz młody człowieku, albo poczujesz jak potrafi uderzyć, zdenerwowana staruszka! - matka Alii uciszyła Colina.
Chłopak uniósł brwi w geście ogromnego zdziwienia. Nie spodziewał się takiego odzewu...
Postanowił, że jednak zaryzykuje.
- Kocham pani córkę – odpowiedział zdecydowanym tonem.
- No to już jest bezczelność! Prosiłam cię, żebyś nie odzywał!
- Dlaczego krzyczysz na Colina?! - zbulwersowała się Alia – Przecież powiedział ci prawdę... Sama mnie kiedyś uczyłaś, żeby mówić nawet najgorszą prawdę, a teraz się o to wkurzasz?!
- Chcę porozmawiać z tobą dziecko, nie z tym młodym człowiekiem. I nie krzycz na matkę, do cholery! - wrzasnęła staruszka.
Krzyki były tak głośne, że Li Mei nie mogła już tego wytrzymać. Wyszła z pokoju i skierowała się do salonu. Na to wszystko nadszedł również Marco, który właśnie wszedł frontowymi drzwiami.
- Kobiety, słychać was w całej okolicy! - warknęła czarnowłosa i spojrzała na Colina – A ty co tak stoisz jak słup soli?! Podpadłeś już pod pantofel?!
- Nie podpadłem... Po prostu nie mogę dojść do słowa, bo co bym nie powiedział, to zostaję zakrzyczany – chłopak rozłożył bezradnie ręce.
- Powiedz coś mamie, niech zrozumie, że kocham Colina! - Alia krzyknęła do siostry.
- Właśnie o tym mówiłem... - westchnął Jensen.
- Niech ta dziewczyna pozwoli sobie wytłumaczyć, że nie chce się z nią kłócić, tylko na spokojnie porozmawiać! - wtrąciła się staruszka – A potem się dziwi, że się denerwuje, jak mam tego nie robić, skoro nie daje mi dojść do słowa!
- Cisza do jasnej cholery! - Mei rozdarła sobie gardło. Marco, który wszedł do salonu, tylko zaśmiał się pod nosem i usiadł na krześle w oddali. Między trzy kobiety, nawet on wolał się nie mieszać – Więc droga siostro, zrozum, że mama nie chce dla ciebie źle. Musi się oswoić z sytuacją, która nie jest dla niej łatwa. Powinnaś zrozumieć, że krzykiem niczego nie załatwisz, a tylko pogorszysz sytuację.
- Kiedy mama...
- Jeszcze nie skończyłam! - warknęła czarnowłosa, spoglądając na Alię ze wściekłością. Gdy blondynka się uciszyła, Mei wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić dalej.
- Wspominałam już mamie o Colinie, bo wolałam uniknąć właśnie takiej sytuacji. Daj jej cokolwiek powiedzieć, niech wyrazi swoje zdanie na ten temat, nie możesz postawić ją przed faktem dokonanym – mówiła, choć sama kiedyś tak zrobiła, ale to się wytnie – Obiecaj mi, że porozmawiasz z mamą na spokojnie, dobrze?
- Dobrze – przytaknęła Alia.
- No to się cieszę... - czarnula westchnęła, kiedy nagle poczuła coś dziwnego – Marco..?
- Co się dzieje skarbie? - spytał zanim ktokolwiek zdążył odezwać się słowem i podszedł do ukochanej.
Dziewczyna spojrzała na wszystkich zgromadzonych w salonie, po czym skierowała wzrok na Takedę.
- Wody mi odeszły...

************

Kiedy Mei wzięła na ręce swoje dziecko, nie mogła nacieszyć się chwilą. Nareszcie miała przy sobie długo wyczekiwane maleństwo, które przeżywało z nią wszystkie radości i smutki w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Więcej było wprawdzie tego smutku i stresu, no ale w takich momentach jak ten, w ogóle się o tym nie myśli...
- Popatrz Marco – powiedziała do stojącego tuż obok chłopaka, który dzielnie trwał przy niej, przez cały poród – To nasze maleństwo... - w oczach stanęły jej łzy szczęścia. Czuła się teraz taka dumna..
Brunet nie mógł napatrzeć się na malutką istotkę, otuloną w kocyk. Miała takie drobne rączki, że nie mogła objąć jego palca. Uśmiechnął się do Mei, szczęśliwy jak nigdy. Wszystkie żale i cierpienia odeszły w zapomnienie, nie liczyło się to, że spędził miesiąc zdychając z głodu i zimna, teraz myślał tylko o córeczce.
- Jednak twoja mama miała rację – odrzekł cicho, nie chcąc obudzić maleństwa – Skąd ona wiedziała, że to będzie dziewczynka?
- Matki wiedzą takie rzeczy...
Marco uśmiechnął się do ukochanej. Niby skąd miał to wiedzieć, skoro ledwo pamięta swoją rodzicielkę? No ale liczyło się, że teraz jego córka, będzie miała obydwojga rodziców i będzie dorastać szczęśliwa.
- Jak damy na imię tej słodkiej istotce? - zapytał, delikatnie gładząc ją po małej główce.
- Myślę, że... - Mei spojrzała na dziewczynkę – Obydwoje wiele przeszliśmy, ale nasza miłość przetrwała... To znak, że jest silna. Podobnie jak silna będzie nasza córka... A miłość po argońsku to...- popatrzyła pytająco na Marco.
- L'amour – odpowiedział chłopak.
- Więc nazwijmy ją Amour. Na znak naszej miłości.

**************

Jak znajdziecie jakieś dziwne błędy, to piszcie. Nie miałam czasu sprawdzić tekstu, a niektóre kwestie dopisałam przed wstawieniem odcinka
__________________
Mój profil na WATTPAD
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem