Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 20.01.2012, 11:37   #950
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

Dobrze więc podzielę ostatni odcinek na dwie części

A teraz to na co czekało sporo osób... przedostatni, bardzo ważny odcinek!
Zapewne się domyślacie dlaczego taki ważny
Ach i jeszcze słówko odnośnie zdjęć, dwóch nie udało mi się zrobić, ale za to jest dziewięć pozostałych, mam nadzieję, że to wystarczy

I żeby nie przedłużać!


ROZDZIAŁ 10
Część trzecia: I love the way you lie.


Czas mijał, a Amour rosła jak na drożdżach. I chociaż mała była oczkiem w głowie rodziców, ich myśli zaprzątało coś jeszcze...
Chris i Dante, którzy przepadli jak niewielki kamień w głębokiej, rwącej rzece. Obydwaj mężczyźni zniknęli, zaraz po uwolnieniu Marco przez kolegów z gangu, od tego czasu ich poszukiwania nie drgnęły ani na milimetr. Może tak miało być? Może przeszłość miała zostać tylko przeszłością, która z czasem zostałaby zatarta przez weselsze wspomnienia? W końcu wszystko dobrze się układało, czemu miałoby to zostać zburzone jak domek z kart dotknięty lekkim podmuchem wiatru?
Wszyscy w tym czasie zdążyli poukładać sobie życie, jedni lepiej, drudzy gorzej. Mimo wszystko, każdy cieszył się tym co miał. Seth – brat rudowłosej Sophie, całkowicie usunął się z życia kumpli i po prostu odszedł, nie mogąc znieść faktu, że siostra okazała się podłą intrygantką. Juri wraz z Maxem, włączył się w intensywne poszukiwania zbiegłej dwójki, w tym czasie zdążył zaprzyjaźnić się z młodszym Lambertem. Colin... On długo musiał pracować nad zaufaniem matki Alii, ale ostatecznie mu się to udało. Staruszka przekonała się do niego, choć do końca miała wątpliwości co do związku córki ze starszym facetem. Ustąpiła jednak, pod naporem męża i nawet dała się namówić na długo odkładaną wycieczkę, którą planowali razem kilka miesięcy wcześniej.
Czyżby to miał być ten długo oczekiwany „happy end”?



- Jensen! - Marco wpadł do pokoju Alii, zrywając Colina z łóżka – Wstawaj stary, dostałem cynk od Maxa, wie gdzie ukrywa się Chris i Dante!
Chłopak złapał do ręki telefon i spojrzał na godzinę. Była piąta rano, a na dworze było już jasno.
- Nie mógł dać ci znać koło dziesiątej? Niedawno się położyłem... - mówił przeciągając się leniwie.
- Przestań narzekać, szukamy tej dwójki od kilkunastu miesięcy, to może być jedyna okazja, żeby ich złapać, ubieraj się i jedziemy do Lamberta. Dzwoniłem już do Juriego, będzie na nas czekał koło mostu, przy drodze wjazdowej do posiadłości Maxa.
- Możecie trochę ciszej? - odezwała się nagle Alia – Za godzinę wstaję do szkoły...
- Wybacz skarbie, Marco się niecierpliwi – powiedział Colin, po czym odgarnął włosy z czoła blondynki i pocałował ją czule.
- A co się dzieje...? - spytała unosząc głowę.
- Max dowiedział się gdzie jest Chris i Dante.
- Naprawdę? - nastolatka nagle się ożywiła – To ruszajcie jak najszybciej, musicie ich złapać.
- Taki mamy zamiar – odparł Marco – Ubieraj się stary, ja idę jeszcze do Mei i zaraz ruszamy – wyszedł z pokoju i niespodziewanie natknął się na swoją ukochaną, która również do niego szła - Wracaj do łóżka maleńka, wiesz, że Amour ma czujny sen, zaraz wyczuje, że wyszłaś.
- Och wiem, ale nie mogłam czekać, aż przyjdziesz się pożegnać – złapała go za dłoń.



- Wszystko będzie dobrze, obiecuję – powiedział, po czym mocno ją do siebie przytulił. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Mei bardzo się martwi – I nie mów „pożegnać”, przecież wrócę i wszystko będzie tak jak powinno.
Nagle drzwi od pokoju Alii otworzyły się.
- Możemy ruszać, stary – rozległ się głos Colina.
- Bądźcie ostrożni, proszę was – dodała czarnowłosa.
- Będziemy – odrzekł Takeda - Dorwiemy tych bydlaków, w końcu zapłacą za wszystko co zrobili.

*************************

Przygotowując w kuchni, posiłek dla córeczki, Mei cały czas myślała o tym, czy z Marco i Colinem wszystko w porządku. Nie było ich dopiero dwie godziny, a ona już się martwiła, choć doskonale wiedziała, że cała akcja zajmie o wiele więcej czasu. Była ciekawa czy uda się w końcu złapać ludzi, przez których musiała tyle wycierpieć. Zresztą nie tylko ona, wraz z nią, cierpieli przecież jej najbliżsi. Miała ogromną nadzieję, że w końcu będzie mogła spać spokojnie, nie zrywana w nocy przez koszmary, w których widziała to wszystko czego się obawiała. Kiedy skończyła przyrządzać mleko, nalała je do butelki i zeszła po schodach wprost do swojego pokoju, w którym stał kojec, gdzie siedziała Amour. Nie chciała zostawiać jej długo bez opieki, ale mała bawiła się tak grzecznie, że postanowiła nie przerywać córeczce i sama udała się na piętro po jedzenie. Czarnowłosa uśmiechnęła się do siebie w myślach, przypominając sobie chwilę, kiedy pierwszy raz trzymała na rękach swoje ukochane maleństwo. Nacisnęła na klamkę od drzwi i z wesołą miną weszła do pokoju.
- Skarbie, mama przyniosła ci... - nagle głos stanął jej w gardle. Butelka którą trzymała, wyślizgnęła jej się z dłoni, kiedy zobaczyła, że nad kojcem dziewczynki stoi wysoki mężczyzna, patrząc jak mała radośnie się bawi.



Amour, ani trochę nie przeszkadzało towarzystwo człowieka, którego wcale nie znała, uśmiechała się do niego, jakby był dla niej kimś bliskim. Może dlatego, że tak bardzo przypominał jej ojca...
- Wiesz Mei – Chris odezwał się nagle, nie odrywając wzroku od małej - Kiedy tak patrzę na tą uroczą istotkę, od razu przychodzi mi na myśl, że moje dziecko również mogłoby tak wyglądać... – dodał, po czym powoli odwrócił głowę w stronę czarnowłosej – Kiedy urośnie, na pewno będzie taka piękna jak jej matka.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale głos utkwił jej gdzieś głęboko w gardle. Stała przerażona, wręcz sparaliżowana widokiem człowieka, który nawiedzał ją w koszmarach.
- Efekt zaskoczenia się udał... – uśmiechnął się pod nosem, widząc jej pobladłą twarz.
- Cz... Czego chcesz...?
Chłopak westchnął i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Tak mnie witasz? Spodziewałem się zupełnie czegoś innego...
- Niby czego...? Że rzucę ci się na szyję i powiem jak bardzo tęskniłam...? - starała się mówić normalnie, lecz nadal paraliżował ją strach.



- Maleńka... Nic się nie zmieniłaś. Nadal masz cięty język i jesteś wyjątkowo piękna. Mógłbym rzec, że nawet piękniejsza niż cztery lata temu... Macierzyństwo ci służy.
- Skończ te gierki, dawno przestały na mnie działać...
- Ach tak? Więc wytłumacz mi jedną rzecz – podszedł do biurka, po czym szarpnął szufladę tak mocno, że cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Schylił się i spomiędzy sterty bibelotów, wyjął fotografię, którą podarował Mei dawno temu - Powiedz mi, co to jest? - zadał kolejne pytanie, powoli zbliżając się do dziewczyny.
- Zdjęcie... – odparła roztrzęsiona.
Uśmiechnął się pokrętnie, gdy usłyszał jej odpowiedź. Spuścił głowę i spojrzał na fotkę, nie przestając się podśmiechiwać. Jednak po kilku sekundach spoważniał, kierując swój groźny wzrok z powrotem na czarnowłosą.
- Bardzo śmieszne skarbie. A teraz skończ żartować i powiedz mi, dlaczego do tej pory trzymasz to zdjęcie? Podobno mnie znienawidziłaś, więc nie rozumiem, co ta fotografia robi u ciebie w szufladzie? - ruszył w jej kierunku powolnym krokiem, na co dziewczyna zareagowała odsunięciem się w tył – Tylko mi nie mów, że masz ją nadal, bo nie potrafisz jej tak po prostu wyrzucić – dodał – Nie uwierzę w żadne sztuczne sentymenty...
- Proszę cię, odejdź... - czarnowłosa czuła jak ze strachu, łomocze jej serce.
- Ani mi się śni kochanie – uśmiechnął się do niej – Czekam na odpowiedź. I chcę ją usłyszeć teraz.
- Ale, po co ci to...? Tylko dlatego tu przyszedłeś? Żeby się dowiedzieć ile znaczy dla mnie to zdjęcie...?
- Jeśli już musisz wiedzieć, to nie tylko po to – zmusił Mei do cofnięcia się jeszcze bardziej, przez co dziewczyna znalazła się pod ścianą, nie mając możliwości dalszego ruchu.
- Odejdź... Błagam... Zostaw w spokoju mnie i moje dziecko...
- Ale czy ja ci coś robię kotku? - zapytał, przejeżdżając palcami po jej ręce - Jak widzisz stoję spokojnie, nie dzieje się nic czego byś nie chciała.



- Jeżeli tak, to zabieraj łapy i przestań mnie dotykać! - krzyknęła, nie mogąc opanować emocji.
- Spokojnie, bez nerwów. Stęskniłem się za tobą, musiałem cię zobaczyć... Dlatego wywabiłem Dantego z kryjówki i dałem cynk Maxowi – odsunął się od Mei – Mój braciszek myśli, że zastanie mnie w miejscu które omylnie podałem młodszemu z Lambertów... No ale jest pozytyw w tym wszystkim – kontynuował, przyciągając dziewczynę do siebie – W końcu pozbędę się ogona, bo Marco ma ochotę zabić Dantego.
- Kłamiesz... Marco nie jest taki...
- Oj, nie wiesz jak bardzo się mylisz skarbie. Nie znasz jeszcze podłej strony mego braciszka – gwałtownie wsunął rękę we włosy Mei, skutecznie unieruchamiając jej głowę, zacisnął pięść i szarpnął mocno do tyłu, odsłaniając kark bezbronnej czarnuli.
- Jedyną podłą stroną Marco, jesteś ty... - jęknęła roztrzęsiona – I puść mnie bo to boli...
- Bądź grzeczna, to przestanie – odparł, ignorując docinkę, na temat podłości, po czym przysunął twarz do jej karku. Delektował się zapachem delikatnej skóry, jakby chciał na powrót go sobie przypomnieć – Jesteś boska kochanie – wyszeptał – Tak boska, że chętnie bym cię teraz wziął...
- Nie Chris... Proszę... - błagała go, licząc na to, że ustąpi.
- Belle rose... Ma belle rose. (moja piękna róża) – powiedział i wysunął dłoń z jej włosów, po czym chwycił mocno dziewczynę i wtopił swe usta w jej rozgrzane wargi.



Pocałunek trwał zaledwie kilka sekund, ale był na tyle żarliwy, że kiedy brunet puścił Mei, ugięły się pod nią kolana. Na szczęście bardzo szybko wróciła do rzeczywistości, wystarczyło, że przypomniała sobie z kim ma do czynienia...
- Moja córka na nas patrzy... Opanuj się, chociaż ze względu na nią... - ledwo stała, znów trzęsąc się jak galareta.
Słysząc te słowa, chłopak zrobił krok do tyłu.
- Wiesz, że mogłaś się z łatwością obronić? - zapytał zmieniając temat – Dantemu nie dałaś takich forów, tylko potraktowałaś kopniakiem w czułe miejsce...
- Brzydzę się nim... Tobą też się brzydzę...
- Doprawdy? - w jego oczach pojawiło się zaciekawienie - A ja myślę, że ktoś tu kłamie. Nie starałaś się mnie powstrzymać, podobnie jak nie odpowiedziałaś mi, dlaczego nadal trzymasz moje zdjęcie... O co tu chodzi?
- O nic. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, daj mi spokój... - w jej głosie dało się wyczuć podenerwowanie, które wciąż rosło.
Takeda spojrzał na roztrzęsioną dziewczynę. Jak dziwnie zabrzmiało teraz to nazwisko... Z oczu Mei, bardzo łatwo dało się wyczytać, że coś ukrywa. Akurat przed nim, nigdy nie umiała niczego zataić, zawsze potrafił ją przejrzeć na wylot.
- Ku*wa! - warknął nagle, po czym przycisnął ją ręką do ściany i walnął pięścią tuż obok jej głowy – Przestań mnie oszukiwać, do cholery! Nie jestem takim kretynem jak Marco, że wierzę w każde twoje słowo!
Siedząca w kojcu Amour, zaczęła płakać, słysząc krzyki rozwścieczonego Chrisa.
- Przestań rozdzierać sobie gardło... moje dziecko się ciebie boi... – powiedziała roztrzęsiona.
- Odpowiedz na moje pytanie, to dam sobie spokój - spojrzał jej w oczy z niewiarygodnym chłodem.



- Zrozum, że tu nie ma na co odpowiadać... Boję się ciebie bardziej niż Dantego, dlatego nie zareagowałam, kiedy zacząłeś się do mnie przystawiać... A o zdjęciu już dawno zapomniałam... Dlatego ciągle tkwiło w tej szufladzie... - w oczach dziewczyny stanęły łzy.
Amour nadal płakała, a brunet nie chciał przepuścić Mei do córeczki. Złapał czarnowłosą za szyję i z całej siły przydusił ją do ściany.
- Dobrze wiem, że kłamiesz! – wycedził – Próbujesz wymigać się od prawdziwej odpowiedzi, ale nie ze mną takie numery słoneczko. Jesteś mi winna prawdę, bo to przez ciebie mój brat się zmienił. To ty zrobiłaś z niego, tego żałosnego mięczaka! - przyciągnął Mei w swoim kierunku, po czym pchnął ją z powrotem na ścianę – Za dawnych czasów, potrafił być takim sku*wielem, że bez mrugnięcia oka, zadawał ból i cierpienie... Posiadanie sumienia było, jest i będzie zawsze najgorszą ludzką słabością, ale kiedyś Marco potrafił je skutecznie uciszyć, a teraz... - ścisnął dziewczynę za ramiona - Teraz jest marną kopią prawdziwego siebie i to wszystko twoja wina!
- Nic nie zrobiłam... - mówiła przez łzy – Nie kazałam mu się zmieniać Chris... Proszę cię, pozwól mi podejść do córki, bo nie zniosę jej płaczu...
- Głupia! - warknął ignorując jej prośbę – Myślisz, że dlaczego upozorowałem swoją śmierć? Dlaczego musiałem odejść?!
- Błagam... Puść mnie do dziecka... - płakała tak mocno, że obraz przed oczami zaczął jej się zamazywać z nadmiaru napływających łez.
- Najpierw coś usłyszysz – złapał ją za nadgarstki i mocno ścisnął – Pewnie już wiesz, że dawno temu, pokłóciłem się z bratem i pewnie również wiesz, że poszło o ciebie... Obydwaj chcieliśmy cię mieć. Ostatecznym powodem, dla którego zniknąłem, był właśnie Marco. Mimo nienawiści do niego, postanowiłem usunąć mu się z drogi, bo stwierdziłem, że ja nie mogę dać ci tego co on, wiedziałem, że jego sumienie jest czystsze od mojego... Zniknąłem byś mogła być szczęśliwa z tym lepszym Takedą! – po tych słowach puścił Mei, popychając ją na ścianę.
Przez chwilę czarnowłosa nie ruszyła się z miejsca. Właśnie dotarło do niej, jaki był powód odejścia Chrisa... Jednak po kilku sekundach dotarł do niej również, płacz Amour. Podbiegła do córeczki, wyjęła ją z kojca i mocno przytuliła, uspokajając dziewczynkę ze łzami w oczach.



Brunet stał i wpatrywał się w ten widok, jak zahipnotyzowany. Gdzieś tam w środku bardzo chciał, żeby Mei była tylko jego, podobnie jak dziecko, które trzymała w swoich ramionach...
- Skoro ustąpiłeś Marco... To dlaczego teraz tak bardzo uprzykrzasz mu życie...? Dlaczego próbowałeś mnie z nim rozdzielić...? Przecież chciałeś, żebym była szczęśliwa... - odezwała się dziewczyna, tuląc maleństwo – I czemu oskarżasz mnie o to, że go zmieniłam...? Przysięgam, że ja nic nie zrobiłam Chris... Przysięgam!
- To proste Mei. Postanowiłem cię odzyskać... I mojego prawdziwego brata również odzyskam.
Sprawię, że stanie się znów sku*wielem bez sumienia.
- Co... Co takiego...?
- Dokładnie to, co słyszysz – powiedział podchodząc do niej – Mój plan jest doskonały... A uwolnienie Marco przez kumpli z gangu, było jego częścią. Teraz kiedy znowu się ogarnął, zadam mu kolejny cios, po którym już się nie podniesie...
- To czyste szaleństwo... Ty chcesz, żeby on cierpiał...
- Masz rację. Bo tylko, kiedy cierpi, staje się podły i bezduszny.
Co on gadał? Jak on tak mógł?! To wszystko nie mieściło się w głowie dziewczyny...
- A Dante...? Po co ci on...? - spytała cicho.
- Rodzinka Lambertów, to sami psychole. Jedynym, który ma trochę oleju w głowie jest Max, jednakże on też ma swoją małą obsesję. Chce dopaść brata za to, że zabił ojca. Dante ma dużo wtyków, pomógł mi ułożyć się na tym nędznym świecie, w zamian za małą przysługę... Chciał ciebie, a ja miałem go naprowadzić w taki sposób, by twoi starzy oddali mu swoją córeczkę, w zamian za jego pomoc w spłacie długów firmy. Zgodziłem się... A teraz kiedy ten stuknięty szajbus nie jest mi potrzebny, skutecznie naprowadziłem na niego Maxa. Przy okazji, dając mu do zrozumienia, że ja też tam będę. Nie mam zamiaru kalać się śmiercią Dantego, niech zrobi to ktoś inny.
- Boże, Chris... - czarnowłosa nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała – Ty oszalałeś... Masz gorszą obsesję niż Lambert... Powinieneś wiedzieć, że nigdy do ciebie nie wrócę, nie po tym, co mi zrobiłeś!
- Powiedz mi, a co takiego ja ci właściwie zrobiłem? Nie nasłałem na ciebie Maysona, nie wymyśliłem planu z odseparowaniem cię od Marco, to wszystko zafundował ci Dante!
- Ale to ty mu pomagałeś i to ty mnie opuściłeś... Akurat wtedy, kiedy cię potrzebowałam... I właśnie tego ci nie wybaczę! - krzyknęła ze łzami w oczach, kurczowo tuląc do siebie córeczkę.
- Powiedziałem ci dlaczego odszedłem. A teraz żądam odpowiedzi, na moje pytanie. Prawdziwej odpowiedzi, nie tego, co wymyśliłaś sobie na poczekaniu!
- Niczego sobie nie wymyśliłam, innej odpowiedzi nie ma Chris...
- Kłamiesz... - złapał ją za prawą rękę i odciągnął na bok, po czym siłą wyrwał Mei, dziecko.
- Nie, proszę! Ona nie ma z tym nic wspólnego, to nasze porachunki! - dziewczyna spojrzała na człowieka, trzymającego jej maleństwo i z powrotem zalała się łzami.



- Cześć słoneczko – brunet uśmiechnął się do lekko wystraszonej Amour – Chyba nie boisz się wujka Chrisa, prawda? - mała przez chwilę przyglądała się brunetowi, lecz już po kilku sekundach na jej buzi zagościł szeroki uśmiech.
- Oddaj mi ją, błagam – prosiła Mei.
- Daj spokój. Jakby na to nie patrzeć, już zawsze będę jej wujkiem. Pewnie o mnie zapomni, ale raczej nic się nie stanie, kiedy ten jeden raz potrzymam ją sobie na rękach, prawda?
Czarnowłosa miała dość. To już było za wiele, nawet dla niej. Ona mogła cierpieć, ale dziecko było całym jej życiem...
- Dobrze... Powiem ci tą cholerną prawdę! - krzyknęła nagle, nerwowo chodząc po pokoju.
Chris uśmiechnął się szeroko, do dziewczynki.
- Widzisz? - powiedział, drapiąc ją po brzuszku – A jednak mama coś ukrywa! - dodał i z poważną miną spojrzał na Mei – No to słucham...
- Nadal coś do ciebie czuję... - zaczęła - Wspomnienia ciągle do mnie wracają, kiedy patrzę na Marco, widzę ciebie... - otarła łzy i zatrzymała się przez swym rozmówcą - Próbowałam wymazać z pamięci wszystkie wspólne chwile, ale nie potrafię... Nie potrafię, rozumiesz?! Chociaż tak bardzo chcę...
Chłopak spojrzał w oczy czarnowłosej, by upewnić się, czy tym razem nie kłamie.



- Więc ty... - odezwał się z triumfalnym uśmiechem na twarzy – Ty nie kochasz mojego brata... Zwyczajnie zastąpiłaś mnie sobie nim...

********************

tak! wiem, że urwałam w najlepszym momencie xD
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 20.01.2012 - 13:37
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem