View Single Post
stare 15.02.2012, 16:07   #58
Vipera
 
Avatar Vipera
 
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Melodia Strachu

Rozdział 2
„Spotkanie”


Dochodziła pierwsza w nocy. Ciemnowłosa kobieta oparła się z westchnieniem o oparcie obrotowego krzesła, odkładając na biurko trzymany w ręce zeszyt formatu A4. Cały blat zawalony był różnego rodzaju zapiskami i dokumentami, które wcześniej Alice przyniosła z pracy. Nienawidziła zawodu, który wykonywała, jednak nie mogła się od niego uwolnić. Nawet po przeprowadzce do Japonii, kiedy pragnęła zapomnieć o swoim dawnym życiu i zacząć wszystko od nowa. Chciała znaleźć normalną pracę, spokojnie wychowywać z mężem dzieci i nie myśleć o tym, że każdy kolejny dzień może być jej ostatnim. Niestety… Oni odnajdą ją wszędzie, co oznacza, że nigdy nie zazna spokoju.
Spojrzała na zegarek wiszący na ścianie, a następnie ziewając głośno, podniosła się z siedzenia. Zawiązała mocniej ciemny szlafrok, który miała na sobie i skierowała się w stronę schodów na parter. W drodze do kuchni zamknęła dobrze drzwi wejściowe i zasłoniła zasłony w oknach.
Przeczesując palcami gęste, falowane włosy, weszła do małego, ładnie umeblowanego pomieszczenia. Nalała sobie szklankę wody, do której wcisnęła pół cytryny i gasząc za sobą światło, ruszyła ponownie na piętro.

Na zewnątrz zaczął padać deszcz. Niesione przez silny wiatr duże krople wody, obijały się głośno o parapety i szyby w całym domu.
Stawiając stopę na pierwszym stopniu, Alice zauważyła, że w salonie zostało otwarte okno, przez które woda wpada do mieszkania. Ze szklanką napoju w ręce, udała się, aby je zamknąć. Narzekając pod nosem na paskudną pogodę, przekręciła zdecydowanym ruchem metalową klamkę. Gdy wszystko wydawało jej się być już w porządku, odwróciła się z zamiarem pójścia spać. Zamarła.
W całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a woda z cytryną rozlała się po jasnych panelach. Alice cofnęła się odruchowo, zaszokowana wpatrując się przed siebie. Jej duże, pozbawione blasku oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem, a ręce zaczęły się nerwowo trząść. Wszystkie najgorsze wspomnienia wróciły niczym bumerang z ogromną siłą, aż brakło jej tchu.
– Witaj Alice. – Zadrżała, kiedy wymówił jej imię. Jego głos był prawie taki sam jaki zapamiętała. No może trochę niższy i cieplejszy. Mokre od deszczu blond kosmyki opadały mu gładko na czoło, przysłaniając błyszczące, niebieskie oczy. Nagle ogarnęła ją chęć rzucenia mu się w ramiona i rozpłakania jak dziecko, oraz proszenia o wybaczenie… jednak nie zrobiła tego. Miała wrażenie, jakby nogi wrosły jej się w podłogę. Mogła jedynie patrzeć.
– Tyle lat minęło, a ty nadal jesteś piękna. Prawie wcale się nie zmieniłaś, droga Alice – powiedział spokojnie, odgarniając włosy z czoła.
– Ja… myślałam, że nie żyjesz – wymamrotała w końcu, uwalniając się z szoku.
– Zmartwychwstałem. Czyż to nie cudowne? – uśmiechnął się, prezentując rząd równych, białych zębów.
– Widziałam cię… we krwi… martwego…– zaczęła, robiąc krok do przodu. – Jak?

– Obudziłem się w kostnicy. To długa historia, musimy się kiedyś umówić na kawę i wszystko ci opowiem, kochana. – Przeszedł przez pokój i stanął przy szafce ze zdjęciami rodzinnymi. Sięgnął po jedną z ramek i przyjrzał jej się uważnie. – Cóż za piękna młoda kobieta na tym zdjęciu? Czyżby Sanae?
– S–skąd wiesz jak ma na imię moja córka? – wymamrotała zdziwiona, odwracając się w stronę rozmówcy.
– Oh moja droga. Miałem prawie osiemnaście lat na uzupełnienie zaległości. – powiedział mężczyzna, nie odrywając wzroku od zdjęcia. – O, a to pewnie młody Akira. Uczyłaś już dzieci fachu?
– Czego ode mnie chcesz Mark? Dlaczego tu jesteś?
– Stęskniłem się. Myślałem, że się ucieszysz – Odstawił zdjęcie na szafkę i podszedł do ciemnowłosej kobiety. – Ranisz moje uczucia, Alice.
– Nie znam cię!– krzyknęła porywając ze stołu metalowe nożyczki.
Błyskawicznie pokonała dzielącą ich odległość i rzuciła się na niego, celując narzędziem w szyję. Uśmiechnął się kpiąco i robiąc unik, złapał ją za ramię i wywinął za plecy, a wolną ręką chwycił za szczękę.
– Nie wygrasz ze mną kochanie. Jesteś dla mnie bezbronną marionetką.
– Czego chcesz Mark? – wykrztusiła próbując się uwolnić, jednak mężczyzna zacisnął uścisk.
– Naprawdę jesteś taka głupia? – wyszeptał jej do ucha. Czuła jego oddech na swojej szyi, aż przeszedł ją dreszcz. – Zemsty.

*

Sanae odstawiła na stolik pustą szklankę i przeczesała palcami długie, gęste włosy. Powoli zaczynała czuć skutki wypicia piątego drinka, jednak nie przejmowała się nimi. Rozpięła pod szyją fioletową koszulkę i oparła się o oparcie kanapy, na której siedziała wraz z chłopakami. Kei już dawno spał w najlepsze, co jakiś czas mamrocząc coś przez sen, a Shun zajadał orzeszki solone, rozmawiając z grupką osób, która się do nich dosiadła.
Zbliżała się godzina zamknięcia klubu. Ludzie zaczynali zbierać się do wyjścia, więc Sanae postanowiła obudzić Keia i także udać się do domu. Po którejś z rzędu nieudanej próbie pobudki, w końcu jej się udało i zaspany chłopak podniósł głowę z blatu. Przetarł ręką oczy i ziewając przeciągnął się, co sprawiło, że przyjaciółka aż jęknęła z zachwytu. Wyglądał przy tym tak słodko. Miała ochotę go przytulić i rozczochrać jego ciemne włosy.
Podniosła się z siedzenia i chwiejąc lekko, ruszyła do drzwi. Pożegnała się z uśmiechniętą barmanką, a następnie wyszła na zewnątrz. Stając na ciemnych płytkach chodnikowych, czuła chłodny wiatr biczujący jej policzki. Stwierdziła z ulgą, że świeże powietrze dobrze jej zrobi, po tym wszystkim co wypiła. Ubrała przewiązaną na biodrach bluzę, a kiedy Shun wyszedł z klubu w towarzystwie zaspanego przyjaciela, ruszyła w stronę parku.
Uważając aby nie potknąć się o leżące na ziemi kamienie, dołączyła do chłopaków. Kiedy przyjrzała się Keiowi w jasnym świetle lampy ulicznej, doszła do wniosku, że wygląda naprawdę strasznie.

– Musimy odprowadzić go do domu, jeszcze chwile a puści pawia – powiedziała, chwytając biedaka pod rękę.
– Nic mi nie jest. Najpierw odprowadzimy ciebie, a potem… – w połowie zdania wyrwał ręce z objęć przyjaciół i rzucił się między krzaki, gdzie zwymiotował.
– Najpierw on. Ja sobie poradzę – mruknęła Sanae, spoglądając na Shuna.
– Co do niego to się zgadzam. Jednak jeśli chodzi o ciebie, to się zastanowię – odpowiedział. – Chyba skończył, wyciągnę go stamtąd.
Po paru minutach dotarli pod drzwi Keia. Pomogli mu wejść do domu, a kiedy usłyszeli, że przekręcił zamek, wyszli na chodnik. Shun oparł się o metalową bramę i drapiąc się po czole, spojrzał na swoje buty. On również nieco przesadził z alkoholem i zaczynało go mdlić. Chwycił się za głowę i przykucnął aby złapać oddech.
– Co się dzieje Shun? – Zmartwiła się dziewczyna, kucając obok. Odgarnęła mu niesforne kosmyki z oczu i pogłaskała czule po policzku. Sama nie czuła się najlepiej, ale jego wygląd ją zmartwił.
Chłopak delikatnie odsunął chłodną dłoń Sanae ze swojej twarzy, a następnie splótł palce z jej i odwrócił głowę.
– Jest późno, zimno i daleko. Pójdziemy do mnie – powiedział, spoglądając w jej duże, czekoladowe oczy. Dziewczyna skinęła głową i pomogła mu wstać.
Coś zaszeleściło w pobliskich krzakach, jednak nikt tego nie zauważył. Latarnia na końcu ulicy zaczęła przygasać, a w około nagle zrobiło się cicho niczym w grobowcu. Żadnej żywej duszy, żadnego samochodu.
Zerwał się wiatr… silny, lodowaty wiatr, który brutalnie szarpał koronami drzew, wyrywając im maleńkie, biało–różowe kwiaty. Coś wydało donośny dźwięk, gdzieś z podwórka obok.
Sanae odwróciła się gwałtownie, mimo zawrotów głowy i odruchowo mocniej ścisnęła dłoń Shuna. Zdziwiony chłopak zerknął na nią badawczo, jednak nic nie powiedział.

– Shun… przyśpieszmy. Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje – powiedziała spokojnie Sanae, spoglądając za siebie. – Zrobiło się całkiem cicho.
– Wydaje ci się. Spokojnie, już niedaleko.
Nagle zza płotu, z przeraźliwym miaukiem wyskoczył kot. Całą sierść miał tak nastroszoną, że aż przypominał włochatą kulę, toczącą się ulicą. Dziewczyna jęknęła cicho, wpatrując się wytrzeszczonymi oczami w uciekające, przerażone zwierze. Poczuła, że Shun również drgnął, jednak nadal nic nie powiedział na ten temat.
Przygasająca latarnia rozbłysła oślepiającym blaskiem, ukazując ślepy zaułek z wielkim, zielonym kontenerem na śmieci. Oboje mrużąc oczy spojrzeli w tamtą stronę. W tym samym momencie, pojawił się tam jakiś ciemny kształt.
Mężczyzna, oparty o sypiącą się ze starości, ceglaną ścianę opuszczonego baru z Ramen. Ubrany był w czarny, rozpięty płaszcz, który powiewał mu na wietrze, a w ręce trzymał zapalonego papierosa. Wokoło jego postaci unosił się dym.
– S–shun. C–chodźmy na s–s–skróty – wymamrotała wystraszona dziewczyna.
– Wiesz, że nie ma innej drogi – wyszeptał chłopak nie odrywając wzroku od mężczyzny.
– O–ostatnio zginęła dziewczyna…
– Wiem Sanae. Wiem.

Latarnia ponownie zaczęła mrugać, kiedy nieznajomy wyrzucił na ziemię wypalonego papierosa. Przeczesał włosy, wpatrując się prosto w nich. Jego oczy błysnęły.
– Nie jesteśmy pewni, czy będzie nas gonić, ale nie możemy ryzykować. – Shun chwycił przyjaciółkę mocniej za rękę i przysunął do siebie, a następnie zerknął na pobliskie podwórko. – To nie są omamy prawda?
– Nie wiem jak ty, ale ja już ze strachu wytrzeźwiałam.
– Świetnie, a więc… widzisz ten dom? – zapytał pokazując dyskretnie palcem. – Jeśli przedostaniemy się na trzecią uliczkę, będziemy w domu.
– Mamy przeskoczyć…
– Tak, właśnie tak.
– Więc ruszajmy – Już chciała się odwrócić i biegnąć w stronę bramy, kiedy chłopak złapał ją za rękę. – Tak?
– Ile sił w nogach i nie oglądaj się za siebie – powiedział patrząc jej w oczy – Nie ważne co by się działo. Jeśli to ten facet… Ruszył się, biegiem!
Zerwali się z miejsca i podbiegli do niskiej, ciemnej bramy pobliskiego domu. Zwinnie przeskoczyli na podwórko i dopadli kolejnej, starając się nie budzić mieszkańców, a zarazem wykonać wszystko jak najszybciej.
Wiatr zawył groźnie między koronami drzew, wyrywając liście i łamiąc chude, delikatne gałązki. Zagrzmiało, a po chwili lunął deszcz.
Vipera jest offline   Odpowiedź z Cytatem