Temat: Belle Rose
View Single Post
stare 19.04.2012, 19:28   #978
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

no dobrze, macie nowy odcinek :3
późno z tego względu, że musiałam się pobawić ze zdjęciami trochę

żeby nie przedłużać ... :>

ROZDZIAŁ 10
Część czwarta: Początek końca.



- Nie Chris, to nie tak, źle mnie zrozumiałeś! - Mei zaczęła się nerwowo tłumaczyć – To prawda, że nadal coś do ciebie czuję, ale to nie jest to, co byś chciał. Kocham Marco całym sercem, a do ciebie pozostał mi tylko sentyment... I cała masa wspomnień, o których wciąż pamiętam dzięki temu zdjęciu...



I nie mogłam cię zastąpić twoim bratem, na początku w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że jesteście rodzeństwem, dopiero on mnie uświadomił, kiedy z nim uciekłam z domu... - spojrzała roztrzęsiona na swojego rozmówcę – Oddaj mi proszę moje dziecko...
Chłopak przyglądał się czarnowłosej, kalkulując w głowie wszystko, co przed chwilą usłyszał. Nie kłamała. I to mu się nie podobało... Uśmiechnął się złośliwie pod nosem, po czym włożył Amour do kojca i zastąpił dziewczynie drogę do małej.
- Gdzie są teraz twoi rodzice? - zmienił nagle temat, łapiąc Mei za nadgarstki – Podobno pojechali sobie na wycieczkę... Ładna pogoda, problemy rozwiązane, więc można wybyć od codziennych trosk i odpocząć w jednym ze swoich domków...
Czarnowłosej nie zachwyciło to, co usłyszała.
- Puść mnie, zachowujesz się jak sadysta! - warknęła, próbując się wyrywać.
- A gdzie twoja urocza siostrzyczka z niewyparzoną buźką? Poszła do szkoły? - zadawał kolejne pytania, coraz mocniej szarpiąc dziewczynę.
- Daj mi spokój, puszczaj! Chcę dojść do swojej córki!
- Zostawili cię samą w domu z nieobliczalnym psychopatą, który może w każdej chwili wykonać telefon i sprawić, że pozbędziesz się rodziców i siostry, jeśli w tej chwili się nie zamkniesz i nie przestaniesz sprzeciwiać! - puścił dziewczynę, po czym uderzył ją otwartą ręką w twarz tak mocno, że gdyby nie ściana, pewnie upadłaby na podłogę.
Mei przycisnęła dłoń do bolącego policzka. Spojrzała na córkę siedzącą w kojcu, która znów zaczęła płakać, a potem skierowała wzrok na rozwścieczonego bruneta. Wiedział o wszystkim, gdzie są staruszkowie, gdzie jest Alia... Pewnie cały czas obserwował dom, czekając na odpowiedni moment, by się ujawnić. Zaplanował sobie każdy ruch, co do najmniejszego szczegółu.
- Ty mnie nie kochasz... - wyłkała – Gdyby tak było... Nigdy nie odważyłbyś się mnie zranić, w żaden sposób...
- Mylisz się. Kiedyś cieszyłem się, że się od ciebie uwolniłem, ale tak naprawdę nie potrafiłem cię wymazać z pamięci, ciągle tkwiłaś w mojej głowie. Kiedy porwałem swojego brata, powiedziałem mu nawet, że jego też od ciebie uwolnię... Ale od dawna pragnąłem cię mieć znów przy sobie, a wiedziałem, że nie jest to możliwe, bez podstępu. Dlatego pozwoliłem kumplom Marco, uwolnić go z mojej kryjówki... - chłopak podszedł, do czarnowłosej, po czym zaczął delikatnie gładzić ją po obolałym policzku – Warto było czekać tyle czasu...



Mei cała się trzęsła. Bała się Chrisa tak bardzo, że pozwoliła mu dotknąć swej twarzy bez żadnych sprzeciwów. Życie jej najbliższych było praktycznie w jego rękach, a ona nie mogła pozwolić, by komukolwiek stała się krzywda...

**************
Stare, Argońskie doki. Sam dojazd do nich zajmuje sporo czasu, nie wspominając już nawet o przeczesaniu każdego kąta tego miejsca. Ogromne, żelazne hale w których kiedyś składowano transport z różnych państw i krajów, świeciły teraz pustkami i niszczały. Nikt od dawna tu nie zaglądał, krótko mówiąc idealne miejsce na kryjówkę. Marco z Colinem oraz Juri z Maxem, wysiedli z samochodów, po czym ruszyli w stronę pomieszczenia, gdzie rzekomo miała się znajdować kwatera ludzi, którzy regularnie zatruwali im życie. O ile można ich było jeszcze nazwać ludźmi...
- Rozdzielmy się. Przeszukanie tego miejsca i tak zajmie nam sporo czasu, a osobno możemy zrobić to szybciej i dorwać obydwie gnidy, jeszcze przed kolacją... – powiedział Marco.



- Wszyscy mają broń? - zapytał Colin, sprawdzając stan magazynku swojego pistoletu.
- Wszyscy – przytaknął Juri, wyciągając spluwę spod koszulki – Zakończmy to raz na zawsze.
Cała czwórka rozeszła się na poszukiwania.

**************

Tylko człowiek o sercu z kamienia mógłby słuchać, tak przeraźliwego płaczu małego dziecka i w ogóle na niego nie reagować. Chris takie serce miał. O ile Mei ściskało w środku, o tyle na nim nie robiło to żadnego wrażenia. Nie interesował go nikt, prócz czarnowłosej, którą zapragnął mieć tylko dla siebie.
- Puść mnie do córki... Błagam... - wyszeptała, patrząc na mężczyznę, zapłakanymi oczyma.
- Nie – odrzekł stanowczym tonem, po czym wyjął z kieszeni komórkę, która w tej samej chwili, zaczęła wibrować.
- Czego ty chcesz..? Po co się tutaj zjawiłeś..?
Chris zignorował pytanie Mei i odebrał wiadomość. Usiadł obok niej, objął ją ramieniem i przyciskając dziewczynę do siebie, pokazał jej wyświetlacz telefonu.
- Domyślam się, że wiesz kim są ludzie z tego zdjęcia, prawda?



Powieki czarnowłosej rozszerzyły się szeroko. Gdy zobaczyła swoich rodziców, przywiązanych do krzeseł, z kneblami w ustach, po prostu zaniemówiła, a łzy ciurkiem, popłynęły z jej oczu.
Brunet schował komórkę i spojrzał na roztrzęsioną Mei. Przejechał dłonią po jej plecach, po czym szarpnął za spinkę, którą upięła swoje długie, czarne loki. Gęste włosy rozsypały się na ramionach, lekko przykrywając twarz dziewczyny. Westchnął przeciągle, widząc jej reakcję i chwycił ją za podbródek.
- A teraz przejdźmy do rzeczy – skierował jej buzię w swoim kierunku – Idziesz ze mną. Albo każę zabić staruszków.

**************

Jak dotąd, wszystkie pomieszczenia były puste, a wokół roztaczała się nieprzyjemna woń stęchlizny. To miejsce od dawna stało opuszczone, więc można się było spodziewać, że warunki będą okropne. Idealne miejsce dla robali..., pomyślał Marco przechodząc przez potężną halę, gdzie kiedyś wykuwano części do statków. Wszedł do małego pomieszczenia ulokowanego tuż za maszyną do wytapiania stali i porozglądał się dookoła.



To miejsce wyglądało inaczej od pozostałych. Wszędzie walały się jakieś papiery, nawet jedna ze ścian była nimi wręcz oklejona. Wolnym krokiem wszedł wgłąb i zatrzymał się przy metalowym stole, którego prawdopodobnie od kilkunastu lat, zżerała rdza. Chwycił za plik kartek leżących tuż pod jego ręką i zaczął przeglądać je z ciekawości.
- Plany Bruegel? - wyszeptał do siebie zaskoczony. Przewertował dokumenty, po czym rzucił je na blat i spojrzał z zaciekawieniem na ścianę. Przejechał po niej wzrokiem, kiedy nagle coś szczególnie przykuło jego uwagę. Będąc pewien, że gdzieś już widział szkic, na którym zatrzymał spojrzenie, podszedł do sporych rozmiarów rysunku i zaczął błądzić oczami po cyfrach i oznaczeniach. Pierwsze piętro, parter, piwnice i stara wieża...
- Dom Mei... - Marco pobladł, kiedy wypowiedział te słowa. W istocie, był to dom jego ukochanej, a z boku wisiały plany domku w górach, dokąd pojechali rodzice czarnowłosej. Dla Takedy oznaczało to tylko jedno. Chris i Dante śledzili każdy ruch domowników, jakby szykowali się do większej akcji. Chłopak prześledził zapiski z lekkim niedowierzaniem. Mimo że w głowie kłębiło mu się teraz milion myśli na sekundę, nie potrafił określić, co tak właściwie planuje ta dwójka.
Nagle usłyszał podejrzany szelest. Niewiele się zastanawiając, odwrócił się za siebie.
- To twój koniec! – stojący w drzwiach Lambert, wycelował broń w złodzieja.
W tym samym momencie, drugim wejściem wbiegł Juri i rzucił się na Marco, który zastygł w bezruchu z niewiadomych przyczyn.



I właśnie wtedy padł strzał. Obydwaj mężczyźni z hukiem wylądowali na starej, spróchniałej palecie, która roztrzaskała się na kawałki pod ich naporem. Nie minęło kilka sekund, gdy rozległ się huk kolejnego wystrzału.

*************

- Dlaczego mi to robisz..? Dlaczego krzywdzisz wszystkich, których kocham..? - Mei odsunęła się od Chrisa, trzęsąc się jak galareta. Tym razem wystraszył ją tak bardzo, że jedynym wyjściem na uspokojenie nerwów, wydała jej się śmierć.



Wiedziała jednak, że musi wykrzesać resztki sił, by ochronić swoich najbliższych. Choć tak naprawdę, nie miała pojęcia czy uda jej się uratować kogokolwiek...
- Masz minutę, żeby się namyślić – brunet zignorował pytanie – Po tym czasie każę zabić twoich rodziców.
- Czemu jesteś taki nieczuły..? - czarnowłosa próbowała wynegocjować trochę czasu – Niby mówisz, że mnie kochasz, a we wszystkim co robisz, nie wyczuwam niczego prócz nienawiści...
- Niczego nie rozumiesz – westchnął cicho.
- To mi wytłumacz... Proszę!
- Zegar tyka kotku.
- Chris, błagam cię...
- Przestań mnie wku*wiać! - złapał dziewczynę za włosy i przyciągnął ją do siebie – Masz pięć sekund na odpowiedź! - wyglądał teraz jak wściekły byk, który nie zawaha się, by dobić ofiarę.
- Pójdę z tobą... Tylko puść mnie, bo to boli! - krzyknęła roztrzęsiona, próbując wyrwać się z jego uścisku.
Na te słowa, chłopak rozluźnił palce i uwolnił czarnulę.
- Spakuj swoje rzeczy – powiedział - Pożegnasz się z córką i wychodzimy.
- Jak... Jak to mam się pożegnać z córką..? - wyszeptała – Nie mogę jej tutaj przecież zostawić...
- Nic jej nie będzie. Ktoś ją tu znajdzie prędzej, czy później.
- Pozwól mi zabrać dziecko... Błagam...
- Nie kochanie – odgarnął z twarzy Mei, opadające kosmyki – Interesujesz mnie tylko i wyłącznie ty... Chyba nie chcesz, żebym znowu się zdenerwował? Wiesz przecież, że w nerwach mogę rozkazać zabić twoich staruszków...
Czarnowłosa spojrzała na kamienną twarz Chrisa. Wolała nie narażać już w żaden sposób życia swoich rodziców. Szybko zdała sobie sprawę, że człowiek, którego kiedyś kochała, nie zawaha się wykonać swych gróźb. Musiała zostawić Amour, choć wcale tego nie chciała. Wstała powoli, podeszła do szafy i ze łzami w oczach zaczęła wyciągać ciuchy, pakując je do torby wyjętej spod łóżka. Kiedy zamknęła walizkę, ruszyła w stronę kojca, gdzie siedział jej najdroższy skarb. Wyjęła córkę i spojrzała na jej zapłakaną buzię.
- Kocham cię słoneczko... - wyszeptała, tuląc ją mocno do siebie. Gdy dziewczynka znalazła się w ramionach matki, jej płacz ustał – Mamusia musi zostawić cię samą, ale na pewno za chwilę zjawi się tatuś. Bądź silna skarbie... Proszę... - dodała drżącym głosem.
- Idziemy – usłyszała nagle głos Chrisa. Włożyła małą z powrotem do kocja i po raz ostatni na nią spojrzała.



Brunet wyjął z kieszeni zgiętą kartkę, którą rzucił na łóżko, po czym pociągnął Mei za rękę. Gdy tylko przekroczyli próg i drzwi pokoju się zamknęły, ponownie rozległ się płacz Amour. Po policzkach dziewczyny spłynęły gorzkie łzy bezradności. Czuła się potwornie źle z myślą, że jej dziecko zostaje samo w wielkim pustym domu, lecz z drugiej strony pocieszała się tym, że tutaj będzie znacznie bezpieczniejsze niż z nią i Chrisem. Wsiadła do auta zaparkowanego na tyłach rezydencji i spojrzała na bezdusznego mężczyznę z którym zaraz odjedzie. Nie wiedziała dokąd chce ją zabrać, tak naprawdę to nie wiedziała nic. Bała się, że już nigdy nie zobaczy Marco, córki, rodziców ani siostry. Załamała się na samą tę myśl.
Samochód ruszył z piskiem opon. Kiedy jednak odjechali kawałek, brunet wyjął z kieszeni komórkę i wybrał ostatni numer.
- Postępujcie zgodnie z planem – powiedział do słuchawki, kątem oka spoglądając na Mei – Wiecie co macie robić – dodał po chwili – Ale najpierw zabijcie rodziców dziewczyny.

**************

odcinek miał być dłuższy, no ale wtedy musiałabym ujawnić co nieco :>
zrekompensuję wam to długością ostatniej części, macie moje słowo :3
tam już wszystko się wyjaśni ;p

zapomniałam dodać, że liczę na KILKA komentarzy, przed nami tylko jeden odcinek, więc sami wiecie :3
__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 20.04.2012 - 17:18
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem