Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 30.09.2012, 13:55   #60
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Cytat:
Napisał kalafjor
Wydaje mi się, że Kastor zabił swojego ojca! Muahahaha!
Ciekawe podjerzenia ;]
Cytat:
Napisał MoD
Jak kocha, to poczeka
A miłość jest ślepa
Cytat:
Choć przyznam, że motyw "masz porzucić studia i wyjść za mnie" jest dość ciekawy...
Teraz się raczej takich sytuacji nie spotyka i może to dlatego

Dzięki za komenty
Mapkę zrobię jak już wszyscy mieszkańcy będą mieć swoje domki.
Ostatnio remontuję swój najstarszy zachowany blok (a w zasadzie buduję od nowa ;]) i, miejmy nadzieję, wszyscy się w nim zmieszczą

Dzisiaj bardzo dużo tekstu (nazwałam sobie tę opowiastkę "the big story" ;]).
O rodzinie (cóż, w sumie trudno to nazwać rodziną...) Ławeckich wspominałam coś niecoś w ostatnim poście, aczkolwiek ten dzisiejszy w całości poświęcę im.

A następnym razem smaczki studenckiego życia, bo jest o czym opowiadać xD Bardzo ciekawie sobie grałam miesiąc temu ;]

...

Nie myliła się. Jego słowa były dla niej jakby wyrokiem, ciosem - zbyt mocnym, by nie ugiąć się pod jego siłą.

Próbowała sobie wyobrazić, jak to się wszystko stało, jeszcze zanim on sam w wielkim skrócie opowiedział jej, jak udało mu się dostać do domu i zrobić to. Wiedziała, że w gruncie rzeczy nie miał wyrzutów sumienia, tylko po prostu to było dla niego trudne, szczególnie, że nie wyobrażał sobie, że miałby tak jak jego ojciec potraktować swojego synka i jego matkę.
Ale z drugiej strony Kastor - w przeciwieństwie do Anzelma - kochał swoją rodzinę.
Ojciec zaś był kanalią, która w końcu musiała ponieść karę za swoje czyny.

Stojąc parę metrów od drzwi o niczym innym nie myślał.




...

Anzelm Ławecki i Felicja Jagódek mieli dwie córki - starszą, Jesikę i młodszą, Roksanę. Obie były blondynkami, aczkolwiek do najpiękniejszych nie można było ich zaliczyć.
Po śmierci matki i wypadku samochodowym, w którym ich ojciec uszedł z życiem jako kaleka, to one musiały zajmować się domem. W dodatku renta staruszka nie wystarczyła na wszystko, więc Jesika starała się dorabiać. Jej marzeniem były też studia prawnicze, jednak ze względu na sytuację rodzinną nie mogła sobie na nie pozwolić.
Jednak to nie były jedyne kłopoty, z jakimi borykała się najstarsza z dziewczyn. Jej nastoletnia siostra nie dość, że niechętnie się uczyła, to dodatkowo miała kilkoro podejrzanych "znajomych".



W gruncie rzeczy byli to koledzy ich ojca, dużo starsi od niej, jednak to zdawało się jej nie przeszkadzać w budowaniu więzi, które po jakimś czasie stały się dla niej "miłością".
Jesika wiedziała, że to fikcja i ostrzegała siostrę, by nie zrobiła czegoś głupiego, ta jednak ją ignorowała lub też odpyskiwała.
"Co ty możesz o tym wiedzieć? Przecież nigdy nie miałaś nawet chłopaka!".
Wypominanie jej samotności raniło dziewczynę doszczętnie. Zawsze chciała poznać kogoś mądrego, inteligentnego, z którym nie musiałaby klepać biedy i bać się, jednak wiedziała, że ze swoim statusem społecznym zawsze będzie poza zasięgiem takich chłopaków. Nie miała sobą nic do zaoferowania - nie była ładna, nie miała szans na dalszą edukację, była uwiązana przez obowiązki i odpowiedzialność za najbliższych...
Dlatego też chciała, żeby Roksanie się udało w życiu. Tej jednak nie obchodziło to, co myśleli inni.
Któregoś dnia obróciło się to przeciwko niej.


Przybiegła do siostry z płaczem i powiedziała, co się stało. A stało się to, czego Jesika najbardziej się obawiała.



Roksana miała zostać mamą, a co najgorsze, nastoletnią...
Dziewczyna zaczęła przepraszać i błagać ją, żeby nie wyrzucała jej z domu i zarzekała się, że odda dziecko do adopcji... W pierwszej chwili to jednak nic nie dało - nerwy wzięły górę nad Jesiką.



Nie na tyle jednak, żeby znienawidzić winowajczynię.
Doskonale wiedziała, że będzie miała teraz jeszcze więcej obowiązków, będzie jeszcze bardziej zmęczona i sfrustrowana, jednak mimo wszystko postanowiła dzielnie wspierać młodą mamę.



I w żadnym wypadku nie pozwoli, żeby jej siostra musiała oddać dziecko w obce ręce.

Zupełnie inna była natomiast reakcja przyszłego dziadka. Zdawało się, że wnuk albo wnuczka będzie dla niego towarzystwem lepszym od telewizora i szachów, przed którymi przesiadywał całymi dniami.



Z każdym miesiącem młoda mama stawała się spokojniejsza. Wielka panika nastąpiła tuż przed porodem, a ten odbył się, ku zaskoczeniu wszystkich, trzy tygodnie przed terminem.

Dziewczynka, która się urodziła, była co prawda chorowita, jednak bynajmniej nie z tego powodu, że przyszła na świat za wcześnie, tylko raczej przez to, że w takiej rodzinie... Otrzymała imię Zenobia, w skrócie Zeni.



Opieka nad nią zajmowała dużo czasu. Roksana zostawała zazwyczaj sam na sam z córeczką. Z początku było ciężko - trzeba było ciągle mieć na nią oko, dmuchać i chuchać na nią, byle by nie złapała jakiegoś wirusa... Było to o tyle ciężkie, że mieszkali w dość starej chatce pod lasem i nie było pieniędzy na remont, a w szczelności na wymianę okien, która była niezbędna...
Z dnia an dzień jednak młoda mama stawała się coraz pewniejsza. I w końcu zaczynała rozumieć, że miłość to coś więcej niż puste słowa...









Zdawało się jednak, że i Jesika miała nareszcie na własnym przykładzie się o tym przekonać.
W sąsiedztwie pojawił się ktoś nowy.



Chłopak w jej wieku, zwykły budowlaniec, bez żadnego wykształcenia, bez wielkiej urody, ale mający to coś... Zachowywał się co prawda jak typowy przedstawiciel niższych warstw społeczeństwa, ale coś w jego charakterze nie dawało jej spokoju. Postanowiła go bliżej poznać.
Dużo rozmawiali. Miron Nikoniecki okazał się być wrażliwym, inteligentnym mężczyzną, którego życie również zmusiło do rezygnacji z marzeń. Nie potrafił się jednak odnaleźć w swoim dotychczasowym środowisku i postanowił przeprowadzić się.
Szybko zostali przyjaciółmi, jednak ze względu na nadmiar obowiązków widywali się rzadko. Jeśli już jednak do spotkań dochodziło, zazwyczaj siadali u niego na kanapie i dyskutowali. O wszystkim, ale przede wszystkim o życiu.
Jesika dość szybko spostrzegła, że jest w nim zakochana, ale bojąc się zniszczenia ich przyjaźni starała się ukrywać te uczucia.
Nie mogło to jednak trwać w nieskończoność. Skończyło się dziwnie - po jakimś czasie Miron oświadczył się jej.



Czuł, że razem dają radę, że jeszcze będą szczęśliwi... Nie mogła odmówić, w końcu o tym właśnie marzyła.

Niedługo potem narzeczeni stali się małżonkami.







Ślub był bardzo skromny ze względu na brak pieniędzy. Przez jakiś czas postanowili mieszkać oddzielnie - w domku Ławeckich nie było miejsca, a Jesika nie chciała zostawiać siostry, siostrzenicy i taty, którzy ciągle potrzebowali jej pomocy. Na szczęscie Miron to rozumiał i obiecał, że będzie im pomagał, jak to tylko będzie możliwe.

Z maleńkiej Zeni robił się mały urwis - pod nieobecność mamy ona czmych! do kałuży. I taplanko do upadłego





Na pewno taka sytuacja nie miałaby miejsca, gdyby urządzenia w domu nie były przestarzałe - dość często w wyniku awarii któregoś łazienka dosłownie tonęła... Same nie potrafiły sobie z tym poradzić, na mechanika nie było ich stać (a co dopiero na odnowienie domku), a mąż Jesiki nie zawsze miał czas, żeby do nich wpaść.
Oczywiście uwaga wszystkich domowników skupiona była wokół najmniejszej panny Ławeckiej. Na szczęście jej początkowo wątłe zdrowie odchodziło w niepamięć.





Wszyscy w gruncie rzeczy byli szczęśliwi. Żyli co prawda bardzo ubogo, jednak mieli siebie...
Atmosferę spokoju trochę zachwiało pewne niespodziewane wydarzenie. Otóż okazało się, że państwo Nikonieccy zostaną rodzicami!



Ich radość była niezmierna, aczkolwiek przyćmiewała ją niemal zupełnie obawa - co teraz z nimi będzie? Teraz, gdy lada moment na świat miało przyjść ich dziecko musieli coś zmienić. Jesika nie wyobrażała sobie dalszego mieszkania oddzielnie, ale równocześnie czuła, że wyprowadzając się od siostry nie będzie miała żadnej pomocy przy dziecku - jej mąż, żeby powiązać koniec z końcem, musiał zacząć dorabiać...



- Zostanie po staremu - oznajmił jej któregoś dnia Miron. - Jeśli uda mi się odłożyć odpowiednio dużo pieniędzy, wtedy zrobię to tak, ze wszyscy będziemy razem.
- Co masz na myśli? - zapytała jego żona.
- Wyremontuję stary dom. Mam już jeden na oku. Jest na tyle duży, że wszyscy się w nim zmieścimy.
- Ale...
- Kwestię finansową zostaw mnie. Wiem, że nie obejdzie się bez kredytu, ale nie ma innego wyjścia. Czas nagli, Jesi. Chciałbym wreszcie mieć was przy sobie.
- Wiem... Pomożemy ci, jak tylko się będzie dało. Teraz, kiedy Zeni jest już trochę większa, Roksana rozgląda się za pracą.
- Zostawi cię samą z dwójką dzieci i niepełnosprawnym ojcem?
- Poradzę sobie...
- Jesteś pewna?
- Chyba nie mam innego wyjścia.

W ciągu tych kilku miesięcy rozpoczął się remont domu. Dzięki znajomościom i własnej, ciężkiej pracy Mirona udało się zmniejszyć koszty do minimum. Ponadto pewne rzeczy w domu nie musiały być wymieniane. Kafelki w łazienkach były w dość dobrym stanie, tak samo szafki kuchenne.
Bardzo natomiast ucierpiał wtedy związek Jesiki i Mirona - nie widywali się prawie wcale. Było im z tego powodu bardzo ciężko - on miał wyrzuty sumienia, że ją zaniedbuje, jej brakowało wsparcia. I oboje zastanawiali się, ile są jeszcze w stanie wytrzymać...

W końcu po tylu miesiącach oczekiwania, na świat przyszło pierwsze dziecko Mirona i Jesiki. Otrzymało ono imię Lesław, po zdobieniu - Sławek. Turkusowe oczy odziedziczył po tacie i miał blond włosy jak jego rodzice.



Macierzyństwo dodało Jesice skrzydeł. Nawet zmęczenie nie było dla niej takie straszne.
Mama Zenobii zaś wychodziła do pracy wieczorami, by w dzień pomagać siostrze. Natomiast młodemu tacie zaproponowano zmianę pracy. Ten zgodził się - jego doświadczenie i umiejętności zostały dodatkowo wycenione na więcej niż kiedyś. W dodatku po odbyciu kursów miał szansę awansu.
No i przede wszystkim miał więcej czasu na pracę przy remoncie domku i na odwiedzanie swojej powiększonej rodziny.





Oprócz spędzania czasu z domownikami, nieraz zajmował się nieszczelnymi kranami, psująca się lodówką i innymi usterkami...



Dzieci rosły jak na drożdżach i w mgnieniu oka Sławek skończył roczek. Zeni zaś była nie tylko na tyle duża, żeby spokojnie bawić się z małym kuzynem, ale także, by iść do przedszkola.
Wtedy także Roksana zmieniła pracę. A młoda mama...
Jakkolwiek jej pierwsza ciąża była dla wszystkich sporym zaskoczeniem, tak druga była jeszcze większym...
Wtedy jednak nie było powodów do obaw - mieli się wkrótce wprowadzić do nowego domu, pieniędzy było więcej, Sławek był bardzo spokojnym dzieckiem...
Mimo to Jesika czuła, że coś jest nie tak.


...

- W zasadzie to nic nie zrobiłem - mówił drżącym głosem. - Wjechał do środka na tym swoim pożal się Boże wózeczku, ja mu wtedy zakneblowałem usta, żeby nie ryczał jak opętany. Wziąłem go za fraki, coś mu powiedziałem i z całej siły rzuciłem nim o podłogę. Jeszcze głową zarył o brzeg kibla. Kiedy się nad nim nachyliłem, nie oddychał, więc otworzyłem okno i zwiałem stamtąd.
- Tylko tyle? - zapytała z przejęciem dziewczyna.
- Tak.
Powiedziawszy to wyszedł z pokoju, a potem z domu.


...

Pewnej nocy ni stąd ni zowąd obudziła się. Wydawało jej się, że w łazience słyszy kapanie wody z niedokręconego kranu. Poszła sprawdzić, czy wszystko w porządku. Zastanowiło ją jednak włączone światło, widoczne przez niedomknięte drzwi. Miała nadzieję, że to tata o nim zapomniał, gdy wyjeżdżał.
Gdy weszła do środka, serce zamarło jej z przerażenia.




Otwierając oczy zorientowała się, że jest w szpitalu. Jak się potem okazało, zemdlała i przez dłuższy czas nie można było jej ocucić.
Podczas późniejszej rozmowy Roksana wyjaśniła jej, co się tak naprawdę stało. To nie był zwykły wypadek. Ktoś z premedytacją zabił ich ojca.

Przesłuchaniom zdawało się nie być końca. Obie były zmęczone ta sytuacją tak samo jak i tym, że co chwilę jakiś umundurowany człowiek kręcił się po ich domu i po raz setny "zbierał dowody". W dodatku trzeba było zorganizować pogrzeb, co spadło na młodszą z sióstr. Jesika nie była w stanie o tym nawet myśleć. Ciągle prześladował ją widok leżącego bez ruchu ojca.

Pewnej nocy kobieta obudziła się z krzykiem.



Wyglądało na to, że lada chwila zacznie rodzić... Mała Zeni poleciała po pomoc do sąsiadów, a gdy ci przyszli, jej mama i ciocia szybko odjechały. Do szpitala. Obie kobiety obawiały się najgorszego...
I najgorsze nastąpiło.


Po tygodniu pani Nikoniecka wróciła do domu. Wyglądała tak, jakby uszło z niej całe życie.



Wmawiała sobie, że to jej wina - nie cieszyła się z drugiego dziecka, więc je straciła. Nie była w stanie spojrzeć niedoszłemu starszemu braciszkowi w oczy. A ten tak bardzo chciał do mamy...




- Miron? - zapytała Roksana, słysząc znajomy głos w słuchawce.
- Tak, to ja. Co z nią? - zapytał zniekształcony głos.
- Boję się o nią - wyłkała Roksana. - Nie chce jeść ani pić, nie śpi po nocach i cały czas powtarza, że to jej wina...
- Wspominała coś o mnie?
- Nie. I nie wiem czemu... Ale proszę cię, przyjdź jak najszybciej.
- Myślisz, że to coś da?
- Nie wiem, Miron, ale musisz chociaż spróbować z nią pogadać.
- Boję się jej reakcji... Ale dobrze, zaraz będę.

Jego obawy się potwierdziły. Nie dość, że Jesika nie chciała z nim porozmawiać, to jeszcze kazała się mu wynosić i nigdy nie wracać...

Szedł do domu ze złamanym sercem. Wszystko zrobił dla niej, cierpliwie wyczekiwał dnia, w którym skończą się ich problemy i żył nadzieją, że jest coraz bliżej.
Łzy kapały na chodnik, a on nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Najchętniej spakowałby walizki i uciekł stąd jak najdalej. Nie chciał już więcej cierpieć. Za dużo sił wpakował w podtrzymywanie tego związku, który i tak pewnie miał się wkrótce oficjalnie rozpaść...


To były bardzo trudne dla wszystkich miesiące. Roksana przekonywała go, żeby nie zostawiał tak tego, starała się go pocieszyć, natomiast sama zgłosiła się o pomoc do psychologa. W zasadzie to nie ona sama potrzebowała pomocy, tylko jej siostra.
Na efekty trzeba było jeszcze trochę poczekać, ale opłaciło się. Któregoś dnia Jesika wyszła z pokoju i po prostu zapytała, gdzie jest Sławek. Kiedy ten znalazł się w zasięgu wzroku swojej mamy i nieśmiało do niej podszedł, ta ze łzami w oczach mocno go przytuliła.
Tego samego dnia na prośbę Roksany w domu zjawił się Miron.

Widząc żonę siedząca ze spuszczoną głową, zwątpił. Musiał jednak spróbować.
- Jesi, pamiętasz mnie? - zapytał, starając się spojrzeć jej w oczy.



- Miron... - powiedziała słabo. - Tęskniłam za tobą. Gdzie byłeś?
- Miałem ostatnio dużo pracy - powiedział, powstrzymując się od płaczu. Nie mógł jej przecież powiedzieć prawdy...
- A jak tam dom?
- Jest gotowy.
- Kiedy się przeprowadzamy?
Zdziwiło go to, jak łatwo może rozmawiać z nim na takie zwykłe tematy. Jak bardzo wydobrzała...
- Kiedy tylko będziecie miały ochotę - oznajmił.
- Oh, nie mogę się doczekać! - uśmiechnęła się.
- Jesi...
- No?
- Ja też strasznie za tobą tęskniłem.
- Ale teraz już będzie dobrze, prawda? - zapytała z dziecięcą naiwnością.
- Tak, na pewno...
- Na pewno powiedziałam ci coś niemiłego kiedyś i dlatego nie przychodziłeś - wypaliła nagle. - Nie chciałam, żeby to tak wyszło.
- Wiem, kochanie. Nie jestem na ciebie zły.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, przecież mówiłem ci...
- Mimo wszystko. To było dla nas wszystkich trudne i nie chcę, żeby drugi raz się coś takiego wydarzyło. Nie wiem, co bym zrobiła bez was.
- Jesteśmy twoją rodziną i zawsze będziemy przy tobie.
- Siostra na pewno mnie nie zostawi, ale małżeństwo może się w każdym momencie rozpaść... Nie wybaczyłabym sobie, gdybyś nie chciał się więcej ze mną zobaczyć - łzy zabłysły w jej oczach.
- Jeśli dwoje ludzi się kocha, nie ma takiej możliwości. Zresztą... Skoro nasze przetrwało taką próbę, przetrwa i kolejne.



- Mimo wszystko? - gdy zadała to pytanie, od razu pojął, o co jej chodzi.
- Mimo wszystko - odpowiedział, po czym ją przytulił.



Chociaż wtedy tak o tym nie myślał, właśnie wygrywał walkę o swoje małżeństwo.

Miesiąc później przy cieście truskawkowym i butelce wina dorośli członkowie rodziny uczcili pierwszy dzień w nowym domu.
Kiedy oni beztrosko rozmawiali i śmiali się do woli, dzieciaki bawiły się razem w nowym, większym saloniku.



- Dziękuję ci za wszystko, Miron - powiedziała Jesika, gdy zostali sam na sam. - Jesteś dla nas wszystkim.
- A wy dla mnie nawet więcej, niż wszystkim - odpowiedział uszczęśliwiony Miron.



Więc warto było...

Ciąg dalszy nastąpił.


...

Ostatnio edytowane przez Liv : 08.04.2016 - 18:18
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem