Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 06.04.2013, 12:01   #94
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

...

Do Nieznanowa przybył tego samego dnia wieczorem. Najpierw odwiedził swoich rodziców, którzy zgodnie stwierdzili, że to dobrze, że wrócił. Przy okazji wypytywali go, jak sobie radzi jego starszy brat. Gdy wyjaśnił i opowiedział im, co i jak, udał się w stronę swojego mieszkania.
Nadeszło najgorsze. Jego prawdziwy powrót do domu, konfrontacja z Kaliną. Chyba nigdy niczego wcześniej się tak nie bał…
Miał chociaż nadzieję, że gdy okaże szczerą skruchę, żona mu wybaczy. Zresztą Kalina uważana była za przyjacielsko nastawioną i dobroduszną simkę.
Z nadzieją w sercu mąż marnotrawny zapukał do drzwi swojego mieszkania.



Usłyszał kroki w korytarzu, ogarnęła go trema. „No ale przecież to tylko Kalina, nie mam się czego bać” – uspokajał się przez kilka sekund, zanim drzwi się otworzyły.
Oboje byli zaskoczeni na swój widok. On – jej wyrazem twarzy, na którym wpierw gościł uśmiech, który po chwili zamienił się w zaskoczenie. Nie poznała mnie, myślał. Chwilę postem niedowierzanie przemieniło się w złość…
Myślał sobie, że w swojej kolorowej piżamie i zaspanych oczach jego żona wygląda naprawdę uroczo. Ale, jak się okazało, ten widok bynajmniej nie był przeznaczony jemu…
- Co… Co ty tu robisz? – syknęła dziewczyna złowrogo, nim zdążył się przywitać.
- Ja… - trema zrobiła swoje. – Ja… Chciałem cię przeprosić. Za…
- Przeprosić? Teraz? – spojrzała na niego jak na idiotę, co go jeszcze bardziej onieśmieliło.
- Lepiej późno niż wcale. – starał się ją jakoś udobruchać uśmiechem. Ale to tylko pogorszyło sytuację.



- Coś ty sobie wyobrażał? Że po prostu przeprosisz, wniesiesz swoje manatki i będziemy sobie żyć, jakby nic się nie stało?
- Nie, pewnie, że nie. Ale ja naprawdę…
- Mogłeś sobie troszkę wcześniej o mnie przypomnieć – powiedziała. – Teraz za późno, Armando. To koniec.
- Ale Kalina…
W tym momencie zamknęła mu drzwi przed nosem.
Ze złości walnął w nie parę razy, wołając ją przy tym. Jednak kroków już nie było słychać.

Wrócił do domu rodziców zły, ale nie pokonany. Czuł, że musi spróbować jeszcze raz.

Następnego dnia podjął walkę po raz kolejny.
Gdy wszedł do budynku, zauważył, że drzwi ich mieszkania są otwarte. Bez zastanowienia wszedł do środka.
Zauważył, że, przynajmniej na korytarzu, nic się nie zmieniło. Drzwi na wprost, prowadzące do malutkiego, saloniku, były otwarte. Wiedziony intuicją, tam właśnie skierował swoje kroki.
Gdy wszedł do pokoju, jego uwagę od razu zwrócił dziwny zapach, który kojarzył mu się z małymi dziećmi. Spojrzał w prawo i omal się nie przewrócił.



Pod ścianą stało łóżeczko. Bynajmniej nie było ono puste.
Podszedł bliżej i przyjrzał się śpiącej istotce. Dziecko mogło mieć zaledwie kilka miesięcy.
To był dla niego największy cios. Nagle tysiąc myśli i scen przebiegło mu po głowie.
- Jak mogłeś?! – usłyszał za sobą piskliwy, przerażony głosik. Odwrócił się. W tym samym momencie w jej oczach pojawiły się łzy.
- Ono jest moje, prawda? – zapytał, chociaż doskonale wiedział, jaką usłyszy odpowiedź.
- Tak. Fiona jest twoja…
Fiona. Kalina już dawno temu zapowiedziała, że tak nazwą swoją córeczkę. Wtedy jeszcze Armando nie miał pojęcia, że nastąpi to tak szybko. I że jego przy tym nie będzie.



- Kalina, błagam cię… Chociażby ze względu na nią…
- Tego już nigdy nie nadrobisz. Przez cały ten rok musiałam sobie sama dać radę, być twarda i zapomnieć o tobie, żeby nie zwariować z bólu. Nawet nie miałam ci jak powiedzieć! Zostawiłeś nas na pastwę losu, a teraz nagle przypomniałeś sobie, że masz żonę, która może na ciebie cierpliwie czeka?



I pewnie nawet do głowy ci nie przyszło, że nie będzie chciała cię znać i że jedno „przepraszam” nie wystarczy, bo wbrew pozorom ta Kalina nie jest wcale taka nieporadna i naiwna!
- Za to też cię przepraszam…
Rozpłakał się. To był cios w samo serce. Nagle poczuł, że ona również zrozumiała, że nigdy jej nie kochał… Bo ktoś, kto kocha, nie zachowałby się tak, jak on.
- Wynoś się. Ja nie potrzebuję takiego męża, a każdy inny facet byłyby lepszym ojcem dla niej niż ty.
- Nie mów tak – kolana się pod nim ugięły i w końcu upadł. – Kocham was i żałuję, naprawdę żałuję za wszystko. Jeśli tylko dasz mi szansę – przysięgam! – naprawię wszystko.
- Za późno. Wynoś się i nie wracaj. W moim życiu już nie ma dla ciebie miejsca.

Nie miał już siły. To był koniec, jego klęska.
Chciał ze sobą skończyć. Drzewo, lina i byłoby po sprawie. Nie miał już po co żyć.
Żona go znienawidziła, dla malutkiej córeczki był obcym człowiekiem, a nie tatą, do pracy z powrotem by go nie przyjęli, było już po ZAFCIE…

Leżąc na plaży próbował ułożyć sobie jakoś plan na życie, ale to nie wychodziło.
Ostatecznie zaszedł do bliskiego klubu, gdzie niegdyś wraz z ukochaną i przyjaciółmi występowali jako ZAFT.



Po raz pierwszy w życiu upił się do nieprzytomności. Całe jego życie nagle okazało się mniej warte niż alkohol, który sobie zamówił.
Ale to i tak nie miało sensu. Ani niczego nie zmieniało.

No i co teraz?


...

Ostatnio edytowane przez Liv : 08.04.2016 - 18:25
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem