Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 02.09.2014, 18:33   #215
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Odpowiedzi na komentarze:
Spoiler: pokaż
Cytat:
Napisał Annetti
Mój świat się właśnie zawalił
:(
Cytat:
Ale może simsy rządzą się innymi prawami?
Wzoruję się na naszym świecie - czasami robię wyjątki, ale akurat nie w tym przypadku ;)
Cytat:
A czyżby Roland nie był byłym mężem Marii Magdaleny?
Owszem, był :)
Cytat:
Armand i Loretta są słodziutcy, wiesz?
Cieszę się :D
Cytat:
Nie da się tego jakoś obejść?
Zobaczycie ;)
Cytat:
Napisał crepeaunutella
Najlepsza część jak do tej pory!
Oooo :)
Cytat:
Napisał LL
A zdjęcie, jak ojciec uczy Tatiane chodzix, mocno przypomina mi ts1 <333
Mi też ;)
Cytat:
Szkoda, że Juliana tak szybko mu wybaczyla, mogła go podtrzymać w niepewności, może by się postarał.
Przyszedł drugi raz do ich domu, więc zależało mui była to forma poświęcenia czy starania właśnie :)
Cytat:
A z burmistrzami to jak z monarchia u ciebie ;D
Noo :)
Cytat:
A ten skinhed w końcu zatrzymany, mógł dostać karę śmierci ];->
Wymiar sprawiedliwości w Nieznanowie nie przewiduje kary śmierci w żadnym przypadku.
Cytat:
Student na burmistrza...?
Po zakończeniu studiów - owszem ;) A niewiele mu do tego brakowało.
Cytat:
Ten blondyn chodzi na siłownię posiedzieć?
No wiesz, "posiedzieć" a "poćwiczyć" to dwie różne rzeczy i po tym drugim należałoby się spodziewać efektów :D
Cytat:
A w ogóle co to Wyspa Królowej Melanii?
WKM to w grze wyspa podlegająca pod Nieznanowo, mająca status dzielnicy handlowej. W niej znajduje się m.in. dzielnica Nigdzie - miejsce zamieszkania biedniejszych mieszkańców ;)
Oaza, autorów rozbudowanych komentarzy PRZYNAJMNIEJ kojarzę ;)
Życie już ukarało Zbysława ;)
Czemu Armando dalej jest dupkiem? :( Przecież dobrze sobie żyją z Kaliną :( Mają już nawet uroczego wnuka!
Co do zdjęć W. i B., to nie ma sprawy :D
Cytat:
...ale nie napisałaś, o kogo dokładnie chodzi!
Chodziło o Bertę Tarnosz, mamę Zefki i babcię Marleny. Melchior nie kłamał ;)
Cytat:
czy ona w ogóle pomyślała, co robi własnej matce?
Pewnie nie :P

Dziękuję za komentarze! :) Cieszę się, że odcinek wywołał u Was takie emocje :D Myślę, że przy kolejnej części przygód burmistrzów również ich nie zabraknie :D
Mam nadzieję, że nie będziecie mieć nic przeciwko dalszym losom Larysy w kolejnej części? Brakuje mi jeszcze jednego wydarzenia na odcinek "Morderstwa..." i w dodatku nie wiem, kiedy się zabiorę za grę Witkiem i Bereniką. Ale w międzyczasie być może poszarpiecie sobie jeszcze nerwy, bo dorosłość dziewczyny nie będzie taka kolorowa, jakby się mogło wydawać...


Na dobre rozpoczęcie roku szkolnego historia Larysy i rodziny Czerwińskich ;)
Wcześniejsze losy Larysy i jej rodziny: I, II


...

Jesteś w ciąży?



Nie, to niemożliwe...! Powiedz, że to żart, błagam! Przecież ja... Ja nie mogę... Tak, jasne, rozumiem. Muszę kończyć...



- Nie cieszysz się z mojego przyjścia? - zapytała Larysa, gdy narzeczony uparcie unikał jej wzroku.
- Przecież byliśmy umówieni na pojutrze! - przypomniał jej, ze złością w głowie, Zdzisiek.
- Mówiłeś, że lubisz, gdy wpadam nawet bez zapowiedzi - rzekła dziewczyna, urażona. Po raz pierwszy czuła się niemile widziana w jego mieszkaniu, no i nigdy wcześniej nie był wobec niej taki oschły.
Nie doczekała się jego odpowiedzi, więc postanowiła zadać konkretne pytanie.
- Co się stało? Jesteś taki zdenerwowany...
- Ina jest w ciąży... - odparł. Chyba zapomniał, z kim rozmawiał...
- Ojej! A co na to Kris?
- Kris? A co jego to obchodzi?
- Jak to co? Przecież to jego dziecko, nie?
- Nie, właśnie nie! - krzyknął. - To ja jestem ojcem!
Larysę zamurowało. Jak ta szmata mogła odbić jej narzeczonego?!



- Ale... Ale jak to?
- Nie chciałem tego, ale stało się. To koniec, Larysa.



- Koniec? Zostawiasz mnie dla niej?!
- Nie mam wyboru. Przepraszam...
- Przecież może usunąć ciążę, oddać dziecko do adopcji...
- Larysa, czy ty siebie słyszysz?! Nie będzie żadnych aborcji ani oddawania dzieciaka! Ono potrzebuje ojca, a Ina męża.
- A co ze mną?! Przecież...
- W tej sytuacji nie mogę postąpić inaczej. Wybacz mi...

Więc to był koniec! Nie mogła nawet liczyć na to, że zmieni zdanie, że wróci do niej... Byłaby mu w stanie wybaczyć zdradę, gdyby tylko nie zerwał zaręczyn! Wytrzymałaby to, że interesowałby się swoim dzieckiem...
Ale tego, że tak nagle to zakończył, nie mogła mu wybaczyć.

Całą drogę powrotną do domu przepłakała.



Podobnie jak noc. Jeszcze nikt nigdy nie złamał jej serca.

Ale dla Zdzisława to też nie było łatwe.



Miał tylko nadzieję, że czas uleczy rany i że jego ukochana znajdzie sobie kogoś lepszego niż on.

Oprócz rodziny i starych przyjaciół Larysa mogła jednak też liczyć na pomoc nowego sąsiada, Łucjana Pokory. Szybko zawiązała się między nimi serdeczna przyjaźń.





Czasami dziewczyna zastanawiała się, czy któregoś dnia jej przyjaciel nie mógłby zastąpić jej Zdziśka. Był dla niej taki dobry, czuły... W jego towarzystwie od razu weselała i zapominała o troskach.
Tak naprawdę był idealnym następcą jej byłego już narzeczonego. Niestety jednak nie czuła się gotowa na kolejny związek.

Ale los i tym razem postanowił spłatać jej figla.


...

Czy małżeństwo "typowej blondynki" z naukowcem może być udane?
Przez kilka lat państwo Adalbert i Olena Czerwińscy udowadniali światu, ze owszem, może być. Któregoś dnia jednak pojawiła się wątpliwość. Koniec był bliżej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.



Olena z uśmiechem na twarzy odeszła w stronę "nowego, lepszego życia", zostawiając za sobą przeszłość, załamanego męża i... synka.
Adalbert, który do tej pory bardziej interesował się szybko powiększającymi się "rodzinami" drożdży piekarskich niż żoną i dzieckiem, z początku nie był w stanie ogarnąć obowiązków domowych.

Z pomocą przyszli sąsiedzi z góry - państwo Florczak.



Od nich młody naukowiec uczył się, jak należy się obchodzić z małymi dziećmi.





Wawrzyniec, częściej występujący jako Wawek, był niemal tak samo melancholijny jak jego ojciec, jednak matka zadbała o to, by jej pierworodny miał temperament. Ten jednak nie ujawniał się w pierwszych latach życia chłopca.









Jego ulubioną towarzyszką zabaw była sąsiadka z góry, Becia Florczak.



Dzieciaki potrafiły całe dnie spędzać na dworze. Niestety jednak okazało się, że młody Czerwiński nie interesuje się nauką jak jego ojciec. I to nic a nic!
Jego drewniany garaż z plastikowymi autkami był jego królestwem. Zapragnął, żeby w przyszłości zostać zawodowym kierowcą.

Wpierw jednak musiał się uporać z buntowniczą młodością...



W sumie nie tyle on miał z tym problem, co jego ojciec. Dla takiego spokojnego i skromnego człowieka jak Adalbert jego syn wydawał się być wcieleniem samego diabła.

Kłótnie i zakazy w ich nowym domu były na porządku dziennym.



Młody buntownik niemożliwie olewał szkołę, co doprowadzało jego ojca do szaleństwa.



I tak zrobię to, co będę chciał!, słyszał nieraz starszy Czerwiński.



Dla odmiany Bernadetta była taką "szarą myszką". Kochała książki...



... i swojego chłopaka.







Pewnego dnia Wawek znalazł w skrzynce list adresowany do niego. Domyślał się, jaka była jego treść...



I miał rację. Jego stopnie i zachowanie były tak złe, że postanowiono go wysłać do poprawczaka...



- No tato, nareszcie będziesz miał ze mną spokój! Idę do poprawczaka! Lepiej pójdę się spakować.
Nie, Wawrzyniec wcale nie przejmował się tym, że jego zachowanie doprowadziło do tego, że będzie musiał wyjechać i że on - syn naukowca! - wstępuje w szeregi młodocianych życiowych wykolejeńców i przestępców. Że jest jednym z tych najgorszych.



Ale dla jego ojca tego było już za dużo. Czuł, że poniósł ostateczną klęskę. Mimo szczerych chęci nie potrafił wychować tego chłopaka i zapewnić mu dobrej przyszłości. Gdzie popełniłem błąd?, pytał siebie i wybuchał na nowo płaczem.

Wieść oczywiście szybko się rozeszła po okolicy. W jednej chwili całe zaufanie, jakim pan Zbigniew Florczak darzył chłopaka swojej córki, zniknęło.



- Mam nadzieję, że będziesz wiedziała, jak się zachować - tak zakończył swoją rozmowę z Bernadettą na temat chłopaka. Liczył na to, że dziewczyna zastanowi się i zerwie z nim kontakt. Nie chciał, żeby ten nicpoń ją skrzywdził. Ona zasługiwała na kogoś takiego, jak ona sama - mądrego, pracowitego, spokojnego, dobrze wychowanego i mającego plan na przyszłość.

A co panna Florczak na to?
Ona kochała swojego chłopaka mimo wszystko. Dla niej był dobry, a przynajmniej starał się taki być. Zapewniał ją, że jest jedyną osobą, którą naprawdę kocha.
Dziewczyna wiedziała, że nie kłamał, ale nie wiedział tego jej ojciec - nie chciał wiedzieć... Dlatego też spotykali się tylko wtedy, gdy jego nie było w domu.
Któregoś dnia Wawrzyniec dostał przepustkę. Wiedział, że Bernadetta jest sama w domu - jak tu nie wykorzystać takiej szansy? Zresztą kilka dni temu miała urodziny - może stary nic nie powie...
Sprawy jednak tak się potoczyły, że znaleźli się w swoich ramionach, półnadzy, na kanapie w salonie, gotowi na wszystko. Pech jednak chciał, że akurat konferencja w firmie pana Florczaka zakończyła się szybciej...



- Bernadetta!
Oboje podskoczyli i szybko wstali. Dziewczyna była pewna, że zaraz ojciec wydrze się na nią wniebogłosy, ale wina spadła na kogoś innego.



- Jakim prawem dobierałeś się do mojej córki, gówniarzu?! - krzyczał rozzłoszczony jak nigdy pan Florczak.
- To moja dziewczyna no i oboje jesteśmy już dorośli! - bronił się chłopak.
- Ciekawe, czy tez byłbyś taki odważny, gdyby przyszło ci płacić alimenty na dziecko!
- Ale proszę pana...



- Wynoś się i obym cię już nigdy więcej tu nie widział! A ty, moja panno - tu zwrócił się do przestraszonej dziewczyny - marsz na górę!
Gdy Wawek zobaczył, że ta idzie bez zająknięcia w stronę drzwi, był załamany. Dlaczego nic nie powiedziała? Dlaczego nie stanęła w jego obronie?!
Nad tym samym w samotności zastanawiała się Bernadetta - dlaczego tak postąpiła? Czemu tylko słuchała, jak jej ojciec wyżywa się na jej ukochanym?
W tym momencie zaczęła wątpić w sensowność swojego dalszego zadawania się z nim.

3 lata szybko minęły i Wawrzyniec - już "zreformowany" - wrócił do Nigdzie. Swoje pierwsze kroki postawił w kierunku pewnego mieszkania na piętrze.



Nie mógł się doczekać ponownego spotkania z Becią. Minął niemal rok, odkąd ostatni raz się widzieli.

Chciał ją przytulić na powitanie, ale ona najwyraźniej nie miała na to ochoty.





- Becia, co z tobą? - pytał, wściekły. Tyle czekał na ten dzień, a tu takie rozczarowanie!
- Przemyślałam sobie pewne sprawy i stwierdziłam, że pora zakończyć ten związek.



Tatuś miał rację co do ciebie - nie pasujemy do siebie...



- Nie... Co ty, Becia? Zapomniałaś, jak było fajnie? Zapomniałaś, że mnie kochasz?
- Nie, nie zapomniałam. Ale nie chcę tego dłużej ciągnąć. Pogódź się z tym.
Tak, tak, próbował przemówić jej do rozsądku, ale tylko stracił czas. To był definitywny koniec.

Z pieniędzy, które zarobił podczas praktyk zawodowych (mechanik samochodowy), udało mu się wynająć małe mieszkanko. Znalazł też pracę na miejscu i żyło mu się nieźle. Z ojcem nie utrzymywał kontaktu. Ten i tak był bardzo zajęty - niedawno otworzył swoją własną cukiernię (tak, talent kulinarny u naukowca!).
Niestety, nowa praca okazała się być wyczerpująca i nudna. Chłopak nieraz podpadał szefowi i innym współpracownikom.
Po roku usłyszał, że może zabierać swoje rzeczy i szukać nowego miejsca zatrudnienia.

Niestety, tym razem sprawy miały się dużo gorzej - znalazło się coś na stacji paliw, ale zarobki były mizerne. W końcu zaczął zalegać z czynszem...
Wtedy dopiero przypomniał mu się ojciec.
Musiał spróbować.

Na szczęście zastał go w cukierni. Szczerze przeprosił za wszystko i poprosił o pomoc.



Pan Czerwiński z początku chciał wyrzucić syna za drzwi, ale ostatecznie jego dobre serce mu na to nie pozwoliło. Tak naprawdę to cieszył się, że marnotrawny wrócił.



Gdy ojciec na chwilę wyszedł na zaplecze, jego uwagę zwróciła młoda dziewczyna stojąca przy kasie. Postanowił zagadać.



Nie od razu znaleźli ze sobą wspólne tematy, ale Wawek nie dawał za wygraną. Larysa Faninowna strasznie mu się podobała i widział, że ona też ukradkiem lubi się mu przyglądać. Zaiskrzyło, nie miał wątpliwości. Co prawda oboje mieli jeszcze żal do swoich "byłych", ale podświadomie dali sobie szansę.
I nie żałowali.





Któregoś wieczoru wybrali się na przechadzkę do parku. Byli ze sobą już 1,5 roku i Wawrzyniec stwierdził, że pora się zadeklarować.







I tym razem Larysa odpowiedziała "tak!" :)



Finał nastąpił w jego mieszkaniu, pod kołdrą.



Postanowili pobrać się wiosną.

Zimą zaś wypadły urodziny Adalberta :)



Od tamtego spotkania w kawiarni ojciec i syn mieli ze sobą coraz lepsze relacje.



Pod koniec przyjęcia pod dom podstawiła się taksówka.
Wtedy solenizant oświadczył wszystkim, że wraca do kamienicy - tam, gdzie mieszkali razem z małym Wawkiem. Klucze od domu powędrowały zaś w ręce jego syna - "to wasz prezent ślubny ode mnie", oznajmił narzeczonym. Sam zaś zabrał swoje rzeczy i dojechał...



W tym samym tygodniu odbyła się parapetówka u Wawka i Larysy :D

Nie da się ukryć, że młodzi zakochani byli bardzo wdzięczni Adablertowi za ten prezent. Nareszcie nie musieli się umawiać na spotkania :D



Ślub odbył się planowo :)

Wawrzyniec Czerwiński + Larysa Faninowna






















Z przodu Józia (Lessner) Starczyk - świadek.
Za nią jej mąż, Jacenty Starczyk oraz ojciec pana młodego, Adalbert Czerwiński.
Całkiem z tyłu Marceli i Juliana (Wolff) Winkler :D



W białej marynarce drugi świadek, Łucjan Pokora.
Za nim mama i ojczym panny młodej - Katia (Faninowna) i Cyprian Winkler.
Całkiem z tyłu Hirek i Maria Magdalena (primo voto Szopen) Tycjanowscy :)

Gratulacje:





Tak - Hirek poprowadził Larysę do ołtarza :D





Wesele!





(torcik i inne słodkości to dzieło ojca pana młodego :) )



"Wyginam śmiało ciało!" :D



:D




Wkrótce miesiąc miodowy minął i trzeba było wrócić do trudów życia codziennego.





Przypalone ciasta nie były w tym domu taką rzadkością. Podobnie jak nagłe wybuchy złości Larysy.

Wawek próbował wszelkimi sposobami sprawić, żeby żona chociaż się uśmiechnęła.



Nawet bitwa na jedzenie została przez nią odebrana jako atak i jeszcze bardziej zwiększyła się jej wrogość do chłopaka.



Komplementowanie ("pyszne ciasto!") i słanie całusów tylko pogarszało sprawę.



Czy tak trudno było zrozumieć, że chciała świętego spokoju?
Resztę wieczoru spędzili osobno.

Czasami jednak dziewczyna przesadzała...



- Nawet pocałować na dobranoc cię nie można?! - dziwił się mąż Larysy, gdy ta go odpychała.



- Daj mi spokój! Nie mam dzisiaj nastroju do tego!
- Ale ja...



Tak - kłótnie między nimi wybuchały coraz częściej, a obelgi były coraz bardziej dotkliwe...



W pewnym momencie poduszka i kołdra na stałe znalazły się pod kanapą w salonie.

Przy świetle porannego słońca młoda żona nieraz analizowała swoje zachowanie i często dochodziła do wniosku, że przesadziła. Poza tym bała się, że przez te ciągłe sprzeczki w końcu się rozstaną.

Postanowiła zaczekać na męża i przeprosić go za swoje wczorajsze zachowanie.





"No chodź tutaj, moja mała złośnico!" - usłyszała, gdy znalazła się w pojednawczym uścisku.

- Wiesz, była dzisiaj mama i przyniosła nam coś do skosztowania!
- W lodówce chyba jest jeszcze to ciasto ze wczoraj, nie?



Nim poszli spać, postanowili obejrzeć film w telewizji. Ten okazał się jednak bardzo nudny, ale oni się nie nudzili - wręcz przeciwnie!



Potem przez jakiś czas znowu było dobrze, ale to była cisza przed burzą...





- Larysa, ileż razy można przypalać obiad, do k***** nędzy?! - krzyknął Wawrzyniec, wchodząc do kuchni. Nie dość, że w lodówce nic nie było, to jeszcze resztki, które miały być składnikami spaghetti, przypaliły się!
- Przepraszam, nie chciałam - odpowiedziała.
- I dlaczego w lodówce nic nie ma? Miałaś zrobić zakupy!
- Tak, wiem, ale postanowiłam to załatwić jutro i zapomniałam, że nic nie mamy...
- I co ja teraz będę jadł, głupia szmato?! No k*** - przyszedłem zmęczony z pracy, a tu ani obiadu, ani nic!



- Wawek...
- ZAMKNIJ SIĘ! Idę na kolację!
- A ja?
- Radź sobie sama! Wrócę późno.



Potrzebowała dłuższej chwili, żeby się wypłakać. I po raz kolejny przemyśleć to i owo.
Co miała mu powiedzieć? Że bolał ją strasznie brzuch i ledwo doszła do domu?
Dla niego to nie był powód, żeby nie zrobić zakupów. Albo usłyszałaby znowu "trzeba było o tym pomyśleć wcześniej"!

Poszła spać. Wieczorem następnego dnia postanowiła się z nim rozmówić w sprawie nowego przydziału obowiązków...

Niestety, i tego dnia ból brzucha nie dawał jej spokoju. Nie pomagały już krople żołądkowe ani tabletki przeciwbólowe. Znowu nie zrobiła zakupów...
Odruchowo zajrzała do lodówki i jakie było jej zdziwienie, gdy zobaczyła tam zapas jedzenia na cały tydzień.
- Co, znowu zapomniałaś? - usłyszała za sobą.
- Nie. Ja...



- Tylko byś się tłumaczyła, zamiast spojrzeć prawdzie w oczy. A prawda jest taka - mam tego DOSYĆ! Mam dosyć ciebie, twoich wiecznych wymówek i humorów!



- Brzuch mnie bolał! Nie miałam tabletek a zwijałam się z bólu! To nie było moje widzimisię!
- Nie musisz się przede mną tłumaczyć. Odchodzę. Wrócę jak uznam, że czegoś się nauczyłaś!
- Wawek, stój! - próbowała go zatrzymać, ale bezskutecznie.
Widziała spakowaną walizkę, przyglądała się, jak zakłada kurtkę na ubranie i odchodzi.
A potem znowu popłynęły łzy. Chciała tylko wierzyć,że nie mówił na serio i wróci następnego dnia...

Nie wrócił ani następnego dnia, ani po tygodniu, ani po miesiącu...
A ból brzucha był zwiastunem...



Mamo, jestem w ciąży...

Po krótkiej rozmowie przez telefon Katia stwierdziła, że muszą pogadać w cztery oczy i dziesięć minut później była już w domu Czerwińskich.



Pytała córkę, czy miała jakieś wiadomości od męża i jak sobie wyobraża dalsze losy ich związku. Niestety, nie mogły długo pogadać, gdyż musiała szybko wracać do domu i ugotować obiad.



- Nie martw się, kochanie. Zawsze masz nas - zapewniła ją mama. - Jeśli Wawrzyniec nie wróci, my się tobą zaopiekujemy.



- Dzięki, mamuś, naprawdę.

Ciąg dalszy nastąpił.


...

Zachęcam do zapoznania się z nowym drzewem genealogicznym! :)

Ostatnio edytowane przez Liv : 03.03.2016 - 16:43
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem