Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 05.07.2015, 15:29   #326
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Jestem zachwycona frekwencją <3 Dziękuję :>
Spoiler: pokaż
Cytat:
Napisał Libby
Jak mogłaś?
Cytat:
Napisał Shiver
A za uśmiercenie Izaaka jestem bardzo zły
Cytat:
Napisał Niki
Dlaczego zabiłaś Izaaka?
DLACZEGO JA? :((

Cytat:
Napisał Libby
w końcu jakiś promyk słońca w tym odcinku!
Dlatego happy end zostawiłam sobie na deser :D
Cytat:
PS. Pozjadałaś trochę literek, głodomorze
:(
Cytat:
Napisał Annetti
Mam wrażenie, że historia Izaaka i Michasi jest jedną z tych bardziej zaplanowanych
To prawda, ale sporo rzeczy wymyślam w trakcie pisania odcinka ;) Bywa tak, że mam zdjęcie, ale kompletnie nie pamiętam, jaki oryginalnie wymyśliłam do niego komentarz i potem czytacie o takim Izaaku szukającym mieszkania :D
Cytat:
OMG. Izaak mówiący, że umrzeć to też nie taka prosta sprawa. Aż mi się ryczeć zachciało
Ja przy takich fragmentach płakałam :<
Cytat:
A ubranie wyjątkowo pasuje do jej barwy oczu
Nie zauważyłam xDD
Ale chciałabym sobie lepiej radzić z językiem dzieci ;<
Cytat:
Bazyli próbujący naprawić relacje Marcina i Teosi?!
Cholera, to nie miało tak wyglądać... :D
Cytat:
Mam nadzieję, że więcej kłótni już nie będzie!
Ostatnie lata życia minęły państwu Skarpa bardzo szczęśliwie. :) U ich syna i jego żony też nie będzie więcej spięć :)
Cytat:
Napisał Shiver
Zresztą oni się strasznie rzucają, chyba sami nie wiedzą czego chcą.
Weź pod uwagę to, że tu uczucia i emocje odgrywają kluczową rolę. Gdyby nic poważniejszego ich ze sobą nie łączyło, pewnie dawno byliby po rozwodzie, ale - co starałam się pokazać - ich miłość się broniła rękami i nogami przed tym ;)
Cytat:
Widzę, że Twoje simy zamiast się pilnie uczyć to romansują
A może po prostu są zdolne? :>
Cytat:
Może gdyby została z biologiczną matką to byłoby jej lepiej...
Jej pewnie tak, ale nie Nastce. I ona nie żałuje tego, że oddała córkę. W tym odcinku rozstrzygnie się, kto kogo przekona do swoich racji.
Cytat:
No i kolejny związek taki trochę "na siłę"
:D
Cytat:
Napisał Niki
Bazyli mnie zaskoczył pomagając Marcinowi i Teosi naprawić ich związek, ale dzięki niemu urodziła się Matylda.
Ja byłabym raczej skłonna twierdzić, że Matylda to zasługa wyłącznie jej rodziców ;) No i nie zawsze jest tak, że gdy para się schodzi, to musi być dziecko ;)

Kędziorku! Dawno Cię tu nie było ;)
Piękny początek posta. Czuję się bardzo doceniona <3
A o tym, co Michasia powiedziała Izie o jej ojcu, będzie w dzisiejszym odcinku ;)
Cytat:
Izka to chyba najładniejsze dziecko w TS2 jakie zdarzyło mi się zobaczyć *.*
:O
Podziękowania należą się Michasi i Izaakowi :D
Cytat:
No i czy powie o niej Leonowi.
Leon wie, że Nastka ma dziecko, chociaż nigdy nie wracała podczas rozmowy do tamtych czasów, a on też nie wypytywał.
Cytat:
Nie wiedziałam, że Twoi simowie wyznają politeizm
No to już wiesz :D
Cytat:
Nie mówię, że to źle, szczególnie dla Dory, ale ja na miejscu Bazylego nawet bym się słówkiem nie zająknęła o tym, jak doszło tamtej nocy do zdrady.
Bazyli wspaniałomyślnie chciał "trząchnąć" tym ciapowatym Marcinem xD
Cytat:
Padłam!
Nie potrafię zrozumieć fenomenu tego fragmentu z piżamką xD
Cytat:
Podręcz innych simów
Jak sobie życzysz ]:->

Tut - cześć! Miło Cię widzieć :>
Cytat:
Czytam od początku cały Twój wątek
Cytat:
Jestem na 19 stronie póki co
Przecież pisałam, że TEGO TEMATU NIE CZYTA SIĘ STRONA PO STRONIE! :(
Ah, te "Trudne sprawy"...
Cytat:
Oczywiście jestem stałym bywalcem
Awww :3

Tym razem, w kolejności:
- premiera historii Dosi,
- kontynuacja dwóch pierwszych opowiadań z wcześniejszego posta.

...

Nieznanowo, początek 2010 roku. Pierwsze simy padają ofiarą Inteena. Zaczęło się od Michaeli Kołek, córki Radosława i jego drugiej żony, Cecylii. Pech chciał, że ojcem dziecka był sim, którego rodzice dziewczyny absolutnie nie widzieli w roli jej męża. W sumie dziwicie się?



Bo ja nie xD
Owocem ich - bardziej lub mniej chwilowej - miłości był Olaf. Walter, jego ojciec, postanowił udowodnić, że co złego to nie on i że naprawdę kocha Michaelę.




Domowe śluby 5 lat temu - dzisiaj bym się nie odważyła na taką oprawę...

Młoda mama i dziecko wyprowadzili się do niego.



Szybko sprezentowali Młodemu siostrzyczkę, Esterę, ale to tak na marginesie ;)
Mały książę na lamie <3



Książę podrósł, przesiadł się na konie mechaniczne, no i znalazła się księżniczka!





Całkiem możliwe, że zaręczyli się na tamtej randce :) A stąd już prosta droga do ołtarza :>

Olaf Działkowicz + Teresa Poranek
dokładnie 4 lata temu



Gości też Wam przedstawię!



Z przodu rodzice Olafa; za nimi babcia Teresy i jej mąż - Gizela (primo voto Poranek) i Rafał Martin; całkiem z tyłu kuzyn Olafa, Krystian Kołek, i siostra Teresy, Aurelia Poranek (później pani Wirmin, mama Cześka i Otylki).
Syn Krystiana i córka Aurelii są teraz małżeństwem :> Szymek to ich syn.



Z przodu rodzice Teresy - Jan i Angelika (Gaik) Poranek; za nimi Witek i Irenka (Świeczka) Armin (rodzice Kajtka); całkiem z tyłu Estera Działkowicz i jej chłopak (a później mąż), Tytus Fraktoński.



Państwo Działkowicz mieli jednego syna - Maurycego, zdrobniale Rycka.





Byli bardzo zgodnym i kochającym się małżeństwem - na pewno na jednym dziecku by nie poprzestali, ale ich plany na życie pokrzyżował zdiagnozowany u Teresy nowotwór :(



Niedługo później pani Działkowicz zmarła :(







- Musimy być silni, Rycek - mówił. - Nie chcemy przecież, żeby tam, po drugiej stronie, mama się o nas martwiła, nie?
- No nie, tato.
- Pewnego dnia się z nią spotkamy, ale póki co musimy żyć dalej...

Olaf nie ożenił się po raz drugi.



Za to Rycek...
Jego młodość była dość burzliwa. Przyczyniła się do tego między innymi jego dziewczyna, Miranda.

Florian i Grażyna Rycerz, rodzice Poli i Alfreda, niemłodzi już, byli bardzo zaskoczeni gdy odkryli, że ich rodzina się powiększy o jeszcze jedno maleństwo.



Mała Rycerzówna była typowym zepsutym najmłodszym dzieckiem.



Ona i jej chłopak dość wcześnie stracili dziewictwo. Jakiś czas po tym wydarzeniu Miranda doszła do wniosku, że jednak do siebie nie pasują.



Jak nie on, to jakiś inny. Na przykład taki Denis Kerner.



(ale o tym już coś było... ;] No, to dostajecie tę historię w mniej-więcej pełnej wersji :D)

Brak umiaru szkodzi.





Ale Denis nie dał sobie wmówić, że to z nim wpadła. W ogóle nie chciał mieć z nią już później nic wspólnego.

Przyszli dziadkowie reagowali różnie...



Florian, właściciel sklepu z zabawkami, uważał, że każde dziecko to cud.



Grażyna była daleka od radości. Jak większość matek w tej sytuacji zastanawiała się, gdzie popełniła błąd.



Cholera, mam problem... Powiedzieć Ryckowi, czy nie?

Kilka dni później...

Powiem mu!

Poprosiła go, żeby do niej wpadł.



- Jak widzisz, jestem w ciąży, i to ty jesteś ojcem.



- Ach tak... Z Kernerem ci się nie udało, to teraz próbujesz mnie wrobić! Nic z tego!
- Jestem w czwartym miesiącu, a z Denisem zaczęłam się spotykać trzy miesiące temu...
- Czyli miałaś jeszcze kogoś innego... I to ma sens! Ze mną było ci źle, to uciekłaś do niego, on zrobił ci dziecko, a teraz... Jesteś żałosna, Miranda. Szkoda dzieciaka. Cześć.
- RYCEK! Nie odchodź, no! Co ja sama zrobię z tym dzieciakiem?!
- G**** mnie to obchodzi. I tak nie jest moje.

Mimo że próbował wyrzucić z pamięci Mirandę i całą tą chorą sytuację, nie mógł przestać zastanawiać się nad przeszłością. Już wtedy, podczas rozmowy z nią wiedział, że oskarżanie jej o zdradę było idiotyczne - większość czasu po szkole spędzali razem. Uparte wypieranie się ojcostwa też - zdarzało im się iść na całość bez zabezpieczenia.
Ale dlaczego miał przekreślać wszystkie swoje plany na życie tylko dlatego, że RAZ się nie udało? Był jeszcze za młody na bycie ojcem, w dodatku kompletnie nie wiedział, jak się zajmować dziećmi. Matura za pasem, a potem studia - skąd wziąć kasę na alimenty? Przecież nie będzie prosić ojca...
Mamie takie jego zachowanie też by się nie spodobało.
No i nie chciał skończyć jak dziadek (Walter), a ich sytuacja przecież nie różni się za bardzo!
Mąż Michaeli był alkoholikiem.

Postanowił pójść do Mirandy i jakoś załagodzić sprawę. Wytłumaczyć jej, że nie stać go na alimenty i w ogóle...

Tak się ucieszyła, gdy wszedł do kuchni! Jego także dopadła nagła fala czułości. Wzrok utkwił mu na brzuchu dziewczyny.
Przecież może oddać to dziecko!
Myśl ta jednak zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Gdyby miała zamiar tak zrobić, nie powiedziałaby mu, że jest w ciąży.
A może chodziło jej o coś więcej...?
Nagle zrobiło mu się ciepło pod sercem. Zapragnął ją przytulić.
O dziwo nie odepchnęła go.



- Gadałem wtedy głupoty, przepraszam. Wiem, że jest moje.
- Nie gniewam się już, zresztą nie mogę. To szkodzi dziecku. Fajnie, że wróciłeś.
- Miranda, pomogę ci z nim. Nie bardzo co prawda znam się na dzieciach i nie mam kasy, ale chociaż spróbuję...
- Będzie dobrze, Rycek. Tylko nie zostawiaj mnie samej.
- Nie zostawię, obiecuję.
- Chcesz się przywitać?
- Co?
Uwolniła się z jego uścisku, po czym wskazała palcem brzuch.
- Aaaa, pewnie!
- Połóż rękę. No, śmiało!



Nagle zalała go fala ciepła, gdy wyczuł ruch tam, w środku niej.
Jego dziecko. To nie była żadna fikcja - to działo się naprawdę. I ono naprawdę miało przyjść na świat za kilka miesięcy.

- Cześć mały, to ja, twój tata. Eeee... Fajnie, że jesteś. Czekamy na ciebie.
I dodał, bardziej do samego siebie:
- Nie ma się czego bać...

I doczekali się.





Teodozja Działkowicz, czyli tytułowa Dosia, niebieskooka blondynka, szczęśliwie wylądowała w ramionach przestraszonej i dumnej zarazem Mirandy.


...

- Cześć! Ty jesteś Adam, prawda?
- Tak, to ja... Ale skąd wiesz, jak mam na imię?
- Mama mi mówiła, że mieszkasz niedaleko nas i że masz tyle lat, co ja. Moglibyśmy się razem bawić.
- Pewnie, ale... Jak masz na imię?
- Iza.
- Mieszkasz w tym niebieskim domku?
- Tak, wprowadziłyśmy się do niego z mamą po śmierci dziadka.



- Aha... Wiesz co, Iza? Chyba kojarzę cię ze szkoły. Chodzisz do klasy z Benkiem Tischnerem?
- Tak.
- Aaaa... To jak w przyszłym roku będziemy kończyć tak samo lekcje, to będziemy wracać razem ze szkoły!
- Ale fajnie! Możemy też wstępować na plac zabaw. Moja mama nie ma nic przeciwko temu. Mówi, że to nawet lepiej, że nie będę się bawić całkiem sama.
- Tak jak moja...

Wakacje się skończyły i na szczęście tylko we wtorki wychodzili ze szkoły o innych godzinach. W pozostałe popołudnia tygodnia plac zabaw był cały ich.







Szybko się zaprzyjaźnili.







Nie wiedzieli jednak, że od jakiegoś czasu ktoś ich obserwuje.



Od czasu do czasu któreś z nich musiało od razu po szkole wracać do domu. Jeśli to był Adam, Iza nieraz sama chodziła na plac zabaw.
Jak niemal każde dziecko, uwielbiała się huśtać :)



Często błądziła myślami tak daleko, że nie zwracała uwagi na inne osoby kręcące się po placu zabaw.



- Cześć... Może cię pohuśtać? - z rozmyślań wyrwał ją nieprzyjemny, zachrypnięty głos.
Zeskoczyła z huśtawki jak oparzona i przyjrzała się nieznajomemu.
Nigdy w życiu nie widziała tak brzydkiego sima!
Przestraszyła się. Muszę uciekać!



- Mama nie pozwala mi zadawać się z obcymi. Poza tym muszę już iść do domu. Do widzenia.
- Poczekaj, ja... - próbował ją zatrzymać, ale ona rzuciła się biegiem w stronę wyjścia.



Co ze mną jest nie tak?!




- Cześć kochanie, jak ci minął dzień? - zapytała, po czym nachyliła się, żeby dać córce buziaka.



- Dziękuję, całkiem dobrze - odpowiedziała Iza.- Byłam dzisiaj przy tablicy, ale umiałam. Pani mi nawet wpisała pochwałę do zeszytu, zaraz ci pokażę!
- Spokojnie. Będziemy po kolacji odrabiać zadnie, to zobaczę. Byliście dzisiaj z Adasiem na placu zabaw?
- Nie, sama byłam.
- Sama? Nikt oprócz ciebie się tam nie kręcił?
- Nie - skłamała. - Ale nudziło mi się i wróciłam do domu. Jutro tam nie idę.
- Mhm... Jutro wrócę szybciej do domu i upieczemy ciasto. Co ty na to?
- Tak, tak, tak! - ucieszyła się dziewczynka. Nawet nie tyle z tego ciasta, co z tego, że mama szybciej wróci. Odkąd pamiętała, zawsze przychodziła późno z pracy i po zjedzeniu obiadu, odrobieniu zadania i przeczytaniu czytanki niewiele czasu pozostawiało im na zabawę czy dłuższą rozmowę. Nawet w weekendy bywało z tym ciężko - mama zajęta była domem, jeździła na zakupy i od czasu do czasu do koleżanek na kawę. Co tydzień sprzątała też groby dziadków. Nieraz zabierała ją ze sobą, ale bywały tygodnie, w których mama mówiła, że robi "generalne porządki" i że Iza nie będzie umiała jej w nich pomóc. Nawet nie pozwala mi spróbować, myślała wtedy z żalem dziewczynka. Bolało to tym bardziej, że mama była jej najbliższą osobą. Nie miała żadnych kuzynów, ani jednej cioci i wujka, dziadkowie też już nie żyli. Jej koleżanki z klasy mają ich wszystkich, a często i rodzeństwo, czego Iza bardzo im zazdrości. Zapytała kiedyś mamę, czy ona też mogłaby mieć braciszka albo siostrzyczkę. Mama odparła, że nie przepada za dziećmi... Bardzo irytowały ją też pytania o to, czemu nie ma męża tak jak inne panie. Nie potrzebuję męża, słyszała dziewczynka. Jedyną osobą, o którą Iza nigdy nie pytała, był jej ojciec. Miała wbite do głowy, że nie wszystkie dzieci mają w ogóle rodziców i nie powinna czuć się gorsza dlatego, że ma tylko mamę. Teoria ta jednak upadała gdy okazywało się, że nagle któryś z jej znajomych cudownie "odzyskiwał" swojego tatę albo gdy oglądała filmy w telewizji. A może jednak wszystkie dzieci mają i mamę, i tatę?, zastanawiała się wtedy. Zawsze jednak brakowało jej czegoś, żeby zadać kolejne pytanie - a jeśli tak, to co się stało z moim tatą?.
Iza mimo wszystko jednak bardzo kochała swoją mamę i czuła się kochana. Nie chodziła głodna i zaniedbana, była jedną z najlepszych uczennic w klasie i niczego jej nie brakowało...
Niczego poza większą uwagą matki.



Po położeniu Izy spać niedługo później i ona zasypiała. Czasami jednak sen nie przychodził od razu i zostawała sam na sam ze swoimi myślami. Najczęściej jednak układała sobie plan na następny dzień. Dobre planowanie to podstawa. Odkąd wróciła do tego domu, opanowała je do perfekcji. Córka jej tego nie utrudniała - była w nią wpatrzona jak w obrazek. Zamierzała ten stan utrzymać tak długo, jak tylko się dało. Wystarczyło trzymać Izę przy sobie, nie pozwolić, by inne dzieciaki stały się dla niej ważniejsze niż ona.
Nie powinno to być trudne - nie miały nikogo oprócz siebie i należało to od początku wpajać młodej do głowy.
To właśnie przez cały czas robiła. Nie negowała jednak ważności kolegów i koleżanek - po prostu nie pozwalała się niczemu wymknąć spod kontroli.
I to działało. Czy do czasu to się jednak okaże...

Iza brzydziła się kłamstwem, ale nie żałowała, że nie powiedziała mamie o tym nieznajomym z placu zabaw. Przez prawie dwa tygodnie unikała tego miejsca mając nadzieję, że więcej go tam nie zobaczy.
Niestety, tamten chyba upodobał sobie tą część miasteczka, ale przychodził tylko wtedy, gdy na placu zabaw nikogo nie było - dziewczynka obserwowała go z okna swojego pokoju. Gdy jednak oprócz niego na placu pojawiał się jakiś inny dorosły sim z dzieckiem widziała, że nieznajomy próbował z nim nawiązać rozmowę, ale zawsze był zbywany. Gdy po chwili znowu zostawał sam, sprawiał wrażenie bardzo przygnębionego. Dziewczynce robiło się go żal i wstydziła się tego, że wtedy uciekła. Może ten pan naprawdę nie chciał zrobić jej nic złego?



- Dlaczego zawsze tu pan przychodzi, skoro nikt pana tu nie chce? - zapytała go pewnego dnia wprost.
- Bo ciągle mam nadzieję, że to nieprawda - odparł on. - Smutne jest to, że dzieciaki uczą się od swoich rodziców, żeby unikać takich simów jak ja. Albo rzeczywiście mają jakiś prawdziwy powód... Może ty mi powiesz, co jest we mnie takiego odrażającego?
Dziewczynka się zawstydziła. Sam niedawno zrobiła to samo, co tamci simowie, ale teraz nie potrafiła mu odpowiedzieć, dlaczego...
- Ja nie wiem - powiedziała szczerze. - Wiem, że wtedy uciekłam i głupio mi z tego powodu...
- Nie gniewam się o to - odparł. - Twoja mama ma rację i dobrze, że nauczyła cię ostrożności. Ale cieszę się, że przyszłaś. Od razu jakoś mi raźniej. Usiądziesz?
Usiadła.
- Jak masz na imię? - zapytał ją.
- Izabela. A pan?
- Janusz. Janusz Nowicki.
- Kim pan jest?
- Kim jestem...?
- No, gdzie pan pracuje?
- Aaa... Na stacji benzynowej na nocnej zmianie. Rano odsypiam, a przed pracą przychodzę tutaj. Lubię to miejsce.
- Nie ma pan żony ani dzieci?
- Niestety nie.
- A chciałby pan mieć?
- Co to za pytanie? - żachnął się on. - Pewnie, że chciałbym!
- Czemu? Moja mama nie chce mieć męża ani dzieci.
- A ty?
- Ja jestem wyjątkiem.
- Twoja mama studiowała gdzieś?
- Tak.
- No to już wszystko wiem...
- Co pan ma na myśli?
- A nic... Jest dobra dla ciebie?
- Mama? Jest najlepsza na świecie... Tylko chciałabym, żeby miała dla mnie więcej czasu. Bardzo późno wraca z pracy. Prawie nigdy nie ma czasu na zabawę ze mną.



- Nidy nie była z tobą tutaj - zauważył. - Albo sama, albo z tym kolegą...
- Z Adasiem. To mój przyjaciel.
- Rozumiem. Iza... To zabrzmi idiotycznie, ale... Może ty byś została moją przyjaciółką?
- Czemu nie? - ucieszyła się ona widząc, jak jego twarz się rozjaśnia w uśmiechu. - Ale pan jest dużo starszy ode mnie...
- Wiek nie gra żadnej roli. Też kiedyś byłem dzieckiem.
- O! - ożywiła się jeszcze bardziej. - W co lubił się pan najbardziej bawić?
Mężczyzna ponownie się nachmurzył przy tym pytaniu. Jego twarz stała się czerwona z wysiłku.
- Nie pamiętam - odparł ostatecznie.
- Jak to? Nawet moja mama miała swoje ulubione zabawy.
- Na przykład jakie? Może mi się jakaś przypomni.
- Rzucanie piłką!
- Miałem rację.
- Słucham?
- A nie, nic, nic. Gdybym spróbował, to pewnie bym to polubił.
- Przyniosę kiedyś piłkę, to sobie porzucamy. Pewnie pan to polubi.
- Mam nadzieję! No, ale muszę już iść. Bardzo się cieszę, że cię poznałem, Iza.
- Też się cieszę! Jednak nie jest pan taki straszny.
Roześmiał się.
- Fajnie, że ty to już wiesz. Może i ja się kiedyś co do tego przekonam... No, ale do zobaczenia!
- Do widzenia, panie Januszu!

Kilka dni później Iza i jej nowy przyjaciel spotkali się w tym samym miejscu.

- Uwaga, rzucam!



- O tak, to był dobry rzut! - skomentował Janusz.



- Grał pan kiedyś w "łapki"?
- Nie przypominam sobie...
- To proste, pokażę panu!



- Zobaczymy się jutro?
- Raczej nie - odparła. - Pewnie dostanę szlaban za to, że nie zrobiłam zadania z matematyki.
- Dlaczego nie zrobiłaś?



- Nie umiałam, a mama nie miała czasu, żeby mi to wytłumaczyć.



- Następnym razem przyjdź z tym do mnie. Spróbuję ci pomóc, może akurat mi się uda. I nie przejmuj się szlabanem. To nie twoja wina.
- Mama będzie zła, bo zawsze byłam dobra z matmy, a tu takie coś!
- Jakby mama była uparta, przyślij ją do mnie, pogadam sobie z nią.
- Pan nie zna mojej mamy...
- No to zmienimy to. O ile nie jest jakimś smokiem czy innym potworem naprawdę nie mam się czego bać. A nie jest, nie?
- Nie - zaśmiała się Iza. - Moja mama jest całkiem ładna...
- Zgaduję, że masz po niej oczy.
- Tak! Ale mama ma jaśniejsze włosy. I nie farbuje ich.
- Czyli twój tata był przystojnym brunetem... Iza, wszystko OK?
- Ja nie mam taty - odparła grobowym głosem.
- Oczywiście, że masz - zaprzeczył on. - Każdy ma, nawet ja, chociaż go nie pamiętam.
- Mama twierdzi, że nie mam taty.
- Aha...
- Jest pan pewien, że wszyscy mają mamę i tatę?
- Tak. Inaczej by nas tu nie było.
Dziewczynka na chwilę zamilkła.
- Wydaje mi się - przerwał ciszę on - że twój tata po prostu kiedyś skrzywdził twoją mamę i dlatego nic o nim nie wiesz. To taki rodzaj zemsty.
Tu dziewczynka się rozpłakała. Jestem córką złego człowieka...! On kiedyś skrzywdził moją mamę!
- Przepraszam, Iza, nie chciałem... Nie powinienem był tyle mówić...
Nagle dziewczynka przytuliła się do niego.



- Pan jest dla mnie taki dobry... Chciałabym, żeby to pan był moim tatą - wyłkała. - Chociażby takim na niby.
- Spróbuję - obiecał.
To zapewnienie uspokoiło i rozweseliło Izę. Chwilę później pożegnali się.

Pewnego dnia pani Kerner skończyła szybciej pracę. Wiedziona przeczuciem poszła szukać córki na plac zabaw...



- CO PAN WYPRAWIA?! - krzyknęła.



- Iza, MARSZ do domu!
- Ale mamo, ja znam tego pana! - rozpłakała się dziewczynka.
- Bez dyskusji! Ale już!



- Jak pan śmiał w ogóle zaczepiać moją córkę i to pod oknami mojego domu?! - krzyczała. - Jak panu nie wstyd! Wstrętny pedofil albo coś jeszcze gorszego! Powinnam była od razu zadzwonić na policję!
- Proszę pani, niech pani posłucha...
- Nie, to niech pan słucha! Przyłapałam pana na gorącym uczynku...
- Przecież nawet nie dotknąłem pani córki! Poza tym Izabela mnie zna...
- Jak pan śmie?! MOJA CÓRKA nie zadawałaby się z kimś takim jak pan, bo wie, że to niebezpieczne!
- Skoro pani nie ma czasu zająć się swoim dzieckiem, to KTOŚ musi to zrobić!
- Tak, najlepiej gdzieś po krzakach z opuszczonymi spodniami! Jeśli jeszcze raz zobaczę tu pana, a zadzwonię na policję. To jest pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. A to, jak JA zajmuję się swoim dzieckiem, to nie pańska sprawa! Żegnam!
- Iza z pewnością nie odziedziczyła charakteru po swojej matce...
- Co to ma znaczyć?! - furia kobiety sięgnęła zenitu. - Jakim prawem osądzasz mnie jako matkę, gnoju?! Od początku sama wychowuję to dziecko, staram się mu dać wszystko, co najlepsze! Jej ojciec był draniem, zniszczył mi życie i nie zasługuje na pamięć!
- Więc może zamiast wmawiać dziecku, że nie ma ojca, powiedz mu prawdę, jak to z nim było!
Nie wytrzymała - uderzyła go w twarz. Tak mocno, że polała się krew.
Zostawiła go tak bez słowa.
I tak za dużo zostało powiedziane.
A czekała ją jeszcze rozmowa z Izą...



- Iza, dziecko, MÓWIŁAM CI, żebyś się nie zadawała z obcymi! Gdyby coś ci się stało...
- Ale ja znam pana Janusza!
- Tylko ci się wydaje.
- Mamo, on nie jest złym simem, naprawdę!
- Zamilcz, Izabelo. Od tej pory będziesz wychodzić na plac zabaw jedynie w obecności kogoś dorosłego.



- Ale mamo...
- I NIE ŻYCZĘ SOBIE, żebyś się zadawała z tamtym mężczyzną. Zrozumiano?
- Tak...
Gdy mama wyszła, dziewczynka rozpłakała się.



Dawno już nie było jej tak źle jak wtedy.

Michalina jeszcze uważniej przyglądała się poczynaniom córki.



Wydawało się, że nareszcie znalazły drogę do siebie...





... a rozdział pod tytułem "niebezpieczne znajomości Izabeli" został na zawsze zamknięty.


...

Wiadomość o tym, że Liliana trafiła do sierocińca, wstrząsnęła wszystkim. Smutny nastrój zapanował w domku przy plaży. Jedyną osoba, która zdawała się nie przejmować nieszczęściem małej przybłędy, była Anastazja.
- To się nie mogło inaczej skończyć - przekonywała domowników. - Od początku było wiadomo, że ona trafi do domu dziecka. Na pewno będzie was miło wspominać za to, co dla niej zrobiliście. Ale to skończone, pogódźcie się z tym. Ona tu już nie wróci.
- Dlaczego twierdzisz, że to takie pewne? - zapytał jej mąż.
- Myśleliśmy nad jej adopcją - rzekła Lucyna. - Chociaż najlepiej byłoby, gdybyście to wy się tego podjęli - jesteście młodzi.
- WYKLUCZONE! - wypaliła Anastazja. - Jeśli będziemy gotowi na dziecko, to się o nie postaramy! A wy już macie jedną córkę.
- Jak możesz być taką egoistką?! - dziwił się jej ojciec. - Skoro możemy pomóc jakiemuś dziecku, to dlaczego mamy tego nie zrobić?
- Bo w takim wypadku to JA musiałabym być jej matką! - krzyknęła. - Nie chcę tego, nie rozumiecie?!
Po chwili ciszy odezwał się Leon.
- Może będzie się dało wziąć ją nie na małżeństwo...
- To chyba niemożliwe - zaniepokoiła się Lucyna.
- Jeśli chcecie ją przygarnąć, to proszę bardzo, ale wtedy to ja się wyprowadzam - zagroziła.

Napięcie wisiało w powietrzu, ale równocześnie z nim tęsknota. Leon w końcu nie wytrzymał i zadzwonił do sierocińca. Chciał porozmawiać z dziewczynką.
On i jego teściowie mieli nigdy nie zapomnieć tej rozmowy. Ustawił tryb głośnomówiący w telefonie i wszyscy słyszeli płacz stęsknionej Lilki, tak jak ona słyszała ich pocieszenia.
Chciałabym wrócić do domu, chociażby najgorszego, najbiedniejszego... Panie kucharki mówią, że jestem za stara i nikt mnie już nie będzie chciał... Że zostanę tutaj do pełnoletności... Mam pokój z dwoma starszymi dziewczynkami. One tak strasznie bałaganią, a jedna z nich okropnie przeklina i pali papierosy... Często nie ma ciepłej wody, a co trzeci dzień mamy kaszę, której tak nie znoszę...

- Czy się to Nastce spodoba, czy nie, musimy ją stamtąd wydostać - podjęła decyzję Lucyna.
W tajemnicy przed nią załatwiali wszystkie formalności.
Gdy nadszedł odpowiedni moment, Leon podjął się rozmowy z żoną.
- Widzę, że jakieś obce dziecko jest dla was ważniejsze, niż ja! - wściekła się. - Ładną mam rodzinę, nie ma co...
- A tak na serio, co ci przeszkadza w Lilce?
- Przecież mówiłam, że nie chcę jeszcze mieć dzieci!
- Nikt nie będzie kazał ci się nią zajmować. Twoi rodzice podjęli się jej adopcji.
Po tym wyznaniu kobieta wybuchła histerycznym płaczem. Była to ostatnia reakcja, jakiej spodziewał się po niej Leon. Po chwili rzuciła się szukać walizki i wyrzucać swoje rzeczy na łóżko.
- Odbiło ci już zupełnie?! - wściekł się jej mąż. - Jak można tak nienawidzić kompletnie nieznanego dziecka? RAZ zamieniłaś z nią słowo...



- Cześć! To o tobie tyle mi opowiadali mój mąż i rodzice?
- Pani Anastazja?
- Zefka?
- Tak, tylko tak naprawdę mam na imię Liliana.
- Liliana...?



- Tak. Bardzo ładnie pani wygląda! Chciałabym kiedyś być taka jak pani...
To wyznanie jednak zamiast ucieszyć, wywołało odwrotny skutek.
Jej oczy...
- Wstrętna dziewucho! - krzyknęła. - Nie pokazuj mi się więcej na oczy!
- Nastka! - krzyknął Leon, który był świadkiem tej sceny. Próbował dogonić żonę, ale ta zamknęła na klucz drzwi sypialni.
- Czy ja powiedziałam coś złego? - zapytała, łkając, dziewczynka.
- Nie, oczywiście, że nie. Nie wiem, co jej odbiło...
- Pana żona mnie nie lubi, a ja nawet nie wiem, dlaczego...


Nagle Leon zrozumiał. Że też wcześniej tego nie zauważył...!
- Liliana to moja córka! - krzyknęła przez łzy jego żona. - Teraz rozumiesz?! Nie po to ją oddawałam, żeby teraz miała do mnie wrócić!
Nie potrafił jej na to odpowiedzieć.
- Ale może tak miało być... - rzekła nagle, prawie niedosłyszalnie.

Przez kilka kolejnych dni milczała jak zaklęta. Jej rodzice wiedzieli już, co się stało i mimo to byli nadal zdecydowani przygarnąć dziewczynkę.
Podczas jednej z licznych niezakłócanych rozmową kolacji Anastazja oznajmiła rodzicom i mężowi:
- Chcę, żeby Liliana w świetle prawa była moją córką.
- Naprawdę? - upewnił się Leon, nie dowierzając.
- Tak.

Dziewczynka nie wiedziała jednak o zmianach w procedurze. Była bardzo zdziwiona, gdy po tym wszystkim zjawili się po nią jej nowi... tata i dziadek.
- Liliano - zaczął Leon. - Od teraz masz na nazwisko Jaskierczyk. Ja jestem twoim tatą, a pani Lucyna i pan Alan to twoi dziadkowie.
- A pana żona? - zapytała ze strachem.
- To twoja mama.
- Ale... Jak to? - dziewczynka nie wierzyła własnym uszom. Jak to się stało?!
- Ona ci to wyjaśni. A teraz chodź, zabieramy cię do twojego nowego domu.

- Bella! Jak ty urosłaś! - zachwyciła się biorąc kociątko do rąk.



Chwilę później do salonu wpadła Lucyna.
- Witaj w domu, kochanie! - wyściskała wnuczkę za wszystkie czasy.
- Lilka, ustaw się pod ścianą, zrobię ci zdjęcie - zakomunikował świeżo upieczony dziadek.



- Ślicznie! - zachwycili się starsi państwo.
- Czy pani Anastazja jest w domu?
- Tak, czeka na ciebie w swojej sypialni.
Nawet nie przyszła się ze mną przywitać, pomyślała i cała jej radość prysnęła w mgnieniu oka.

- Mogę? - zapytała, nieśmiało zaglądając do środka.
- Wejdź - powiedziała Anastazja, nawet na nią nie patrząc.
Tego było już za dużo. Moja nowa mama nawet mnie nie kocha! Ta myśl wywołała u niej wodospad łez.
- Liliana - usłyszała przed sobą.
Przed sobą miała osobę, której powinna się teraz rzucić w ramiona i przez którą miała być zasypana pocałunkami i pieszczotami. Ale nic takiego się nie wydarzyło.
- Dlaczego chciała mnie pani zaadoptować? - zapytała, próbując spojrzeć jej w oczy. - Przecież pani mnie nie znosi.
- To nie do końca tak - odrapała Anastazja. - Liliana... Wiesz, czemu dostałaś takie imię?
- Pewnie dlatego, że moja mama lubiła lilie - odparła bez namysłu. - Ale skoro tak, to dlaczego mnie oddała?
- To prawda, twoja mama lubiła lilie...
- Skąd pani to wie?
- ... ale kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, była bardzo młoda - za młoda na dziecko. Uważała je za swoje przekleństwo. Gdy się urodziłaś, miałaś czarne włosy i niemal złote oczy - prawie jak wyobrażenie kobiety-demona, Lilith. Imię Liliana brzmi podobnie do Lilith...
Zapadło milczenie. Dziewczynka czuła, że ona nie powiedziała jeszcze wszystkiego.
- Liliano, to ja ci to zrobiłam - powiedziała, spuszczając wzrok. - To ja jestem twoją biologiczną mamą.
- Teraz już wiem, dlaczego była pani dla mnie taka zła - rzekła dziewczynka. - Pani od początku wiedziała, że ja to ja, prawda?
- Właśnie. Nie chciałam, żebyś do mnie wróciła.
- To dlaczego...?
- Tak miało być. Z jakiegoś powodu przyszłaś wtedy tu, do nas. Przecież mogłaś iść do sąsiadów, oni też są dobrymi ludźmi i przyjęliby cię tak, jak moi rodzice... Ale tak się nie stało. To, że moi rodzice i mąż tak szybko się do ciebie przywiązali też nie było przypadkiem.
- Pan Leon nie jest moim ojcem?
- Nie. I nie pytaj nigdy o niego, nie chcę do tego wracać.
- Ale dlaczego pani chciała zostać moją mamą? Przecież mogła nią być pani mama...
- Po prostu czułam, że tak musi być. Moja mama ma już jedną córkę... Nie potrafię tego wytłumaczyć, przepraszam.
- Serce pani tak podpowiedziało.
- Po tym wszystkim, co ci zrobiłam, naprawdę myślisz, że je mam?
- Gdyby pani go nie miała, nie powiedziałby mi pani tego wszystkiego i nie chciałaby pani być moją mamą.
- Kiedyś nie chciałam...
- Ale teraz pani NAPRAWDĘ chce, prawda?
- Tak, kochanie - odparła, patrząc zapłakanymi oczami prosto w równie zapłakane oczy córki. - Jesteś najpiękniejszym kwiatem, jaki wyhodowałam w całym swoim życiu... Przepraszam, że wcześniej tego nie widziałam, że byłam taką egoistką, że wtedy tak na ciebie nakrzyczałam... Wybacz mi, Liliano. Chcę być dobrą mamą dla ciebie...
- Uda ci się - powiedziała jej córka. - Kocham cię, mamusiu.



- Ja ciebie też, córeczko - mówiąc to, mocniej ją przytuliła.
To była najszczęśliwsza chwila w ich życiu.

...

Przyszła wiosna, a jak to wiosną bywa, wszystko zaczęło rosnąć.











Nastka powiła drugą córeczkę - Marcysię.







Liliana była zachwycona małą siostrzyczką.





Ale sama również była radością swoich rodziców. Nie tylko pomagała przy Małej, ale i pilnie się uczyła.



W szkole była lubiana zarówno przez rówieśników, jak i nauczycieli, stroniła od podejrzanego towarzystwa, uwielbiała malować i miała bardzo bujną wyobraźnię. Marzyła o tym, by zostać profesjonalną malarką.

Marcysia rosła jak na drożdżach :>






Bardzo dumny tatuś :D









Siostrzyczki <33



Teraz mogła zabierać siostrzyczkę na plac zabaw. Często jednak wybierała się tam bez niej.



Pewnego razu przyszedł tam chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziała. Musiała jednak wracać do domu i nie było czasu na rozmowę. On jednak nie podzielał jej zdania.
- Hej, poczekaj!
- Znamy się? - zapytała, zdziwiona, odwracając się.
- Jeszcze nie - odparł, wyciągając rękę w jej stronę. - Jestem Lucjusz Seppi, dla znajomych Lucek.
Chcąc nie chcąc, musiała ją uścisnąć.



- Aha. No, to miło cię było poznać, Lucek.
- Ej, stój!
- Sorry, spieszy mi się...
- Jak masz na imię?
- Liliana.
- Liliana jaka?
- Jaskierczyk, pa!

Chociaż na początku spotkanie z tym chłopakiem niewiele ją obeszło, po jakimś czasie okazało się, że będzie wdzięczna losowi za to, że go spotkała i że on - mimo początkowego braku zainteresowania z jej strony - niezmordowanie próbował zdobyć jej sympatię.
Ale takiego rozwoju ich znajomości żadne z nich się nie spodziewało.



Lucek mieszkał i utrzymywał się sam mimo że był niewiele starszy od Liliany.





- Więc mówisz, że będziesz składała papiery na sztukę?
- Taki mam zamiar.



- A gdybym cię teraz zapytał, czy moglibyśmy oficjalnie zostać parą... Zgodziłabyś się na to?
- Taki miałam zamiar - zaśmiała się.



- Tak fajnie mi jest z tobą, Lilka - wyznał, wtulając się w nią.



- Mi z tobą też, Lucek - odparła.
To spotkanie skończyło się naprawdę miło.



Plac zabaw, na którym się poznali, nie był jednak wymarzonym miejscem do randkowania. Na szczęście obok był park z ogromną fontanną, mnóstwem ławek i bez gołębi!



Aha.

Poprosił ją do tańca przy śpiewie ptaków. Chodzili już ze sobą od ponad roku, więc mogli sobie pozwolić na więcej, niż do tej pory. Tak przynajmniej myślał Lucek.



- GDZIE Z TYMI ŁAPAMI?! - pisnęła dziewczyna.



- TU jest ich miejsce.



- I nie próbuj więcej tego robić.



Nie gniewała się jednak długo na niego i pozwoliła się usadzić na jego kolanach.



Musiał zbierać się do pracy i należało się pożegnać. Sposób, który wybrał, jednak również nie przypadł jego ukochanej do gustu.







- No co ty, Lilka?! Aż do ślubu nie pozwolisz się dotknąć?
- Już rozmawialiśmy na ten temat i powiedziałeś, że OK!
- No ale nie myślałem, że aż tak...
- Jeśli chcesz, możesz zmienić dziewczynę, bo ja zdania nie zmienię!
- Wiesz, że tego nie zrobię. Co najwyżej szybko ci się oświadczę.
- Nie mam nic przeciwko!
Ciekawe, czy mówił poważnie, zastanawiała się wracając do domu. Ledwo co jestem panną Jaskierczyk, a już miałabym być panią Seppi...?


...

Ciąg dalszy wszystkich trzech części nastąpił.

Ostatnio edytowane przez Liv : 20.03.2016 - 12:03 Powód: NIEEEE
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem