Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 28.07.2015, 23:50   #343
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Shiver - podziwiam za ignorancję! I zazdroszczę.
Kędziorek dopominała się o odcinek (Annetti tylko pytała o niego =D), no to zakasałam rękawy czyt. założyłam bluzę, bo było mi zimno i wzięłam się do roboty!
Nadal ciągniemy trzy ostatnie wątki.
Za jakieś 12 godzin pojawi się znośniejsza wersja tego tekstu ;] No i końcu zaktualizowałam Index, bo już mogę :>

...

Od jakiegoś czasu na widok przyjaciela serce Dosi wariowało.



Panna Działkowicz nie chciała jednak być kolejną uganiającą się za nim idiotką. Szczyciła się tym, że to ona jest prawdziwą przyjaciółką tego przebojowego przystojniaka.
W domu Stanków czuła się niemal jak u siebie.





Była ulubienicą Elinory. Ona przynajmniej - w przeciwieństwie do starszego brata - lubiła się z nią bawić i nie dokuczała jej.





Oczy państwa i panny Stanek przyglądały się poczynaniom ich syna i brata. Z wszystkich jego koleżanek to Dosię lubili najbardziej i to ją chcieli zobaczyć pewnego dnia stojącą naprzeciwko Franka pod ślubnym łukiem. Znacie jednak Tymka i Lindę i wiecie (albo domyślacie się), że zostawili synowi wolną rękę i nie narzucali (ani nawet nie sugerowali!) życiowych wyborów. Jedyne, na co liczyli, to to, że swoimi decyzjami nikogo nie skrzywdzi.

- Zobaczymy się jutro?
- Jedziemy z rodzicami na koncert, więc nic z tego. No i nie wiem, kiedy wrócimy.
- Nie mówiłeś mi o tym.
- Dopiero dzisiaj rano tata mi powiedział. A wiedział od miesiąca!
- Czyli nic nowego.
- Ano, ja już przywykłem.
- Będę tęsknić.
- Co? Za czym?
- Za tobą.
Popatrzył na nią jak na wariatkę.
- Przecież nie jadę tam na 10 lat.
- Ostatnimi czasy coraz trudniej wytrzymać mi jeden dzień bez ciebie.
- Dośka, co za pierdoły wygadujesz?!
Opamiętał się widząc, że odwróciła się i postawiła krok do przodu.
- Dośka, no! Nie chciałem cię urazić ani nic... Przepraszam.
Na dźwięk ostatniego słowa przystanęła i spojrzała na niego. Poszedł do niej.
- Wpadnę do ciebie zaraz jak wrócę do Nieznanowa. OK?
- Franek, nie o to chodzi...
- Tylko o co?
- Nieważne...
- Ej, stara, wyluzuj! Nie mamy przed sobą tajemnic, hm?
- Franek, ja...
- No?
Ale zamiast dokończyć myśl, przysunęła się bliżej niego i...



- Nie całowałaś się nigdy wcześniej?
- Nie...
- Mówią, że jestem w tym dobry. Przy mnie w mig się nauczysz.
- Muszę już iść - powiedziała, zawstydzona. Co ja sobie wyobrażałam? Przecież to było oczywiste, że nie potraktuje mnie poważnie!
- Poczekaj! Tak dobrze ci szło...
Złapał ją za ręce.
- Niezły sposób na podryw, moja droga. Większość lasek robi jakieś podchody i próbuje nas zmusić, żebyśmy to my zrobili pierwszy krok. Zawsze wiedziałem, że ty nie jesteś taka jak one...



- ... dlatego uważam cię za moją BFF. Ale teraz wskakujemy na wyższy level.
- Co masz na myśli?
- Dosia, głuptasie, nie mogłem rozkminić, czemu nadal trwamy w tym friendzonie, ale ty zachowywałaś się tak poprawnie, że nie wiedziałem, czy chcesz tego, czy tylko udajesz, że chcesz.
- Teraz już wiesz, nie?
- Taaaak - odparł, po czym oddał jej całusa.
- A co z tamtymi dziewczynami? - zapytała.
- Jakimi dziewczynami?
- No wiesz, jakimi...
- Przy tobie one nie istnieją. OK?
- OK...

Dwa lata później zakochani poszli na studia.
Franek nadal wzbudzał zachwyt w przedstawicielkach płci przeciwnej (i bynajmniej nie swoimi wynikami w nauce).



Między jedną imprezą a drugą, jakimiś popołudniowymi wykładami (na te rano nie chodził) i godzinami spędzonymi w toalecie nie zostawało mu wiele czasu dla jego dziewczyny (chociaż "oficjalnie" tak o niej nie mówił). Z tego tytułu też przechodzili do konkretów.





Na drugim roku jednak coś nie pykło.



Cooooooooo?!, zdaje się mówić mina dziewczyny.



Fakt faktem, domyślała się, że poranne nudności i spóźniający się okres mogą zwiastować najgorsze, ale obwiniała o to stres, którego jej nie brakowało.
No ale stało się i należało powiedzieć o tym ojcu dziecka.

- Bogowie, Dośka, nie żryj już tyle. Wyglądasz jak wieloryb. - skomentował jej wygląd.



- Jestem w ciąży, idioto...
- Eeee... Gratulacje? Mogę wiedzieć, kto cię tak urządził?
- Żartujesz sobie?!



- Nie, serio pytam. Chcę wiedzieć, komu mam spuścić w******* za to, że nie potrafi przypilnować swojego...
- Franek, to ty jesteś ojcem!
- Nieee...
- Tak!
- O k***** - (po dłuższej chwili) - Trudno, oddasz je i po sprawie.
- Gdzie oddam?
- No do domu dziecka, a gdzie?
- Szkoda, że ciebie tak rodzice nie oddali... Może bym nigdy cię nie poznała!
- Wzajemnie. Zresztą... Nie chcesz, nie oddawaj, ale nie licz na mnie.
- Więc zostawiasz mnie samą z tym?! Nie weźmiesz odpowiedzialności za swoje dziecko?
- Skąd ja ci wezmę kasę na to wszystko?!



- Tu nie chodzi tylko o kasę, Franek.
- Studiów przez bachora też nie mam zamiaru zawalić. Zresztą...! Najwyżej pogadamy w sądzie, może do tego czasu zdobędę jakiś hajs...
- FRANEK!
- No co? Nara!

Przyjaciółki pomagały młodej mamie jak tylko się dało. Jedyne, co była w stanie samodzielnie robić, to płakać, spać, dbać o podstawową higienę osobistą, włóczyć się bez celu i podświadomie zmuszać współlokatorki do współczucia jej i nienawidzenia Franka Stanka.



- On jeszcze pożałuje tego co powiedział, zobaczysz - pocieszała ją Eulalia.

Wiecie, że wykrakała?

- Dosia?
- Wyjdź...
- Dosia...
- Powiedziałam: WYJDŹ STĄD!!! Nie chcę cię znać!
- Przepraszam.
- Co?



- No, przepraszam. Miałaś rację - moi rodzice też wpadli, a mimo to nie oddali mnie i ojciec się ogarnął...
- Tyle?
- Jeju, daj mi skończyć... No, ogólnie jak będziesz potrzebowała pomocy przy dziecku, to wal do mnie. Mam też trochę odłożonej forsy... Jakoś to będzie, Dośka. Na pewno nie zostawię cię z tym samej.
- OK, fajnie, będę pamiętać.
- Za to, jak cię wtedy potraktowałem, też przepraszam. To było w c*** głupie i dziecinne... - (znowu dłuższa chwila niezmąconej niczym ciszy) - Chcę, żeby było jak dawniej. W miarę możliwości oczywiście. Możemy spróbować?
- Nie wiem...
- Nie zawiodę cię już nigdy.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- No... Dobrze. Niech będzie.




- Chłopiec czy dziewczynka?
- Dziewczynka.
- Masz już wybrane imię?
- Nie.
- To może poczekajmy aż się urodzi i wtedy wymyślimy coś wspólnie?
- Możemy spróbować...

The time has come.







- Gracja, zadzwoń proszę do Franka i powiedz mu, że ja i Ola czekamy na niego.
Ciekawe, czy po tym wczorajszym piciu skojarzy, że Ola to jego córka, zastanawiała się przyjaciółka Dosi.



¡Hola, Ola!

Spokojniejsza od Gracji Eulalia wolała usypiać maleńką.



Miała już trochę doświadczenia w opiece nad dziećmi jako iż jej mama zdążyła jeszcze zaliczyć wpadkę przed swoimi 40. urodzinami.

Gdy półżywa po kilku godzinach snu Dosia biegała na zaliczenia, do akcji wkraczał dumny tatuś.



Oczywiście w pobliżu były "ciocie" dziewczynki na wypadek gdyby ta zgłodniała albo narobiła w pieluszkę.



Wiedząc, jaki był dalszy ciąg, jest mi cholernie smutno, gdy patrzę na to ich wspólne zdjęcie =(

Studia się skończyły i nie towarzyszyły temu żadne inne "fajerwerki". Panna Działkowicz była tym bardzo zawiedziona - między nią a Frankiem nie układało się najgorzej, ale z jego strony nic nie wskazywało na to, że chce, by matka jego córki również przyjęła jego nazwisko. Nie pojawiła się też propozycja wspólnego zamieszkania, dlatego wraz z córeczką wróciła do swojego domu rodzinnego.
Dziadkowie Oli stanęli na wysokości zdania.













Dlaczego na tych zdjęciach nie ma Franka, dowiecie się w następnym odcinku.


...

Minęło kilka miesięcy. Słuch o Januszu zaginął.
Iza była zrozpaczona, ale mimo to nie traciła nadziei, że jej przyjaciel wróci. Co jakiś czas wspominała go w rozmowie, co bardzo bolało Michasię. Nie mogła jednak tego pokazywać po sobie - to jej córeczka potrzebowała otuchy i ją można było pocieszyć. Trudno było jednak powtarzać jej, że Janusz na pewno wróci, gdy sama w to nie wierzyła.
Gdyby naprawdę coś do niej czuł, nie zwlekałby z tym, prawda? Albo chociaż zadzwonił, dał JAKIKOLWIEK znak życia! Teraz przynajmniej nie miała wątpliwości co do tego, że tamtej nocy zrobiła najgłupszą rzecz w swoim życiu. W dodatku musiała dusić w sobie żal i udawać przed światem, że nic się nie stało, że wcale nie ma złamanego serca. Nie wiedziała, jakim cudem udawało jej się nie podnosić głosu, gdy Iza poruszała znienacka temat Janusza.
A może przypomniało mu się, jak zadaje się ból najbliższym mu osobom? W każdym razie jej z pewnością przypomniało się, co to znaczy cierpieć z powodu nieszczęśliwej miłości.
Dlaczego on musiał być taki jak Izaak?!

- Mamusiu, ja otworzę! - zaoferowała się Iza, słysząc dzwonek do drzwi. - To na pewno do mnie!
Michasia w tym czasie sprzątała w kuchni i chciała to jak najszybciej skończyć, dlatego ucieszyła się na tę propozycję
Po minucie zorientowała się, że dziewczynka nadal nie weszła do domu. Zaniepokojona, wyszła na korytarz. To, co zobaczyła za szybą, wyjaśniło jej wszystko.



Nagłe uczucie ulgi i radości zalało jej serce, ale równie szybko ustąpiło pod napływem wspomnień.
Wzburzona, wróciła do przerwanego zajęcia. Potrzebowała czasu na zastanowienie.

- PAN JANUSZ?! - powiedziała, nie wierząc własnym oczom, dziewczynka. Nim jednak gość zdążył cokolwiek odpowiedzieć, rzuciła się mu w objęcia.



- Wiedziałam, że pan wróci! - cieszyła się Iza. - Pan by nas przecież nigdy nie zostawił! Bardzo za panem tęskniłam...
- Iza... - powiedział, próbując wyswobodzić się z objęcia. - Przepraszam cię, ale koniecznie muszę porozmawiać z mamą.
Dziewczynka na te słowa prawie odskoczyła. Nie dość, że dał jej do zrozumienia, że wcale za nią nie tęsknił, to jeszcze ten głos...!
To nie był ten znajomy, niski i zachrypnięty, którego tak lubiła słuchać!
Po chwili spostrzegła, że mężczyzna, do którego się przytuliła, tak naprawdę nie był zbyt podobny do jej przyjaciela.
Zrobiło jej się niesamowicie głupio i przykro. Chyba tego nie zauważył.
- Mama jest w kuchni? - zapytał.
- Tak, proszę pana - odparła, onieśmielona.
Wszedł na korytarz. Zanim Iza zdążyła mu pokazać drzwi kuchenne, on już je otwierał.




Przez kilka sekund przyglądał się, jak próbuje doczyścić blat kuchenny. Wydawało mu się, że wszedł na tyle głośno, że nie można było go nie zauważyć. Znowu się pomylił. Zresztą wszystko do tej pory szło nie po jego myśli - najpierw spotkanie z Izabelą, na które nie był przygotowany, teraz - zapewne nieświadoma - ignorancja ze strony jej matki.
Nie wiedząc, co powiedzieć, postanowił zbliżyć się do niej.
- Janusz? - zapytała.
- Michasia?
Na dźwięk swojego imienia przeszedł ją zimny dreszcz i paniczny strach. Mimo to odwróciła głowę w jego stronę. Przecież duchy nie istnieją...



Niemy krzyk wyrwał się z jej piersi.
Nie miała racji.



- Odzyskałem pamięć - powiedział. - I... wróciłem.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć - nadal była w szoku.
- Przyszedłem tu w zasadzie po to, żeby cię zapytać, kim teraz dla ciebie jestem... Co dalej z nami.
- Nie wiem... - odparła, zgodnie z prawdą.



- Jak to? Spałaś z dwoma facetami i nie potrafisz powiedzieć, z którym było ci lepiej?
- Ja tego nie chciałam - zaczęła się kajać.



- Żałuję tego, co się wtedy stało...



- A ja nie żałuję - wyznał. - Tylko to cholernie boli, że drugi raz zakochałem się w tej samej kobiecie, ale ani jako Izaak, ani jako Janusz, nie mam u niej szans.



Nadal wpatrywała się w niego tępo. Mętlik w jej głowie zaczynał układać się w całość. Izaak wrócił do niej jako Janusz...! Dlaczego go nie rozpoznała? Dlaczego uznała za pijackie brednie twierdzenie, że czuje się tak, jakby to Izaak przy niej był? Przecież to była prawda! Tak się właśnie czuła! Tamtego wieczoru to Izaak z nią tańczył, to z nim wylądowała w łóżku... Kochała go i chciała tego.
Tylko że miał na imię Janusz, nie był jej mężem, a ona wypiła za dużo. To wystarczyło, żeby z szczęśliwej chwili uczynić wyrzut sumienia.
- Dlaczego oni nie pozwolili mi umrzeć? - zapytał załamanym od łez głosem. - Po cholerę ratowali narkomana-samobójcę?
- Nie mów tak! - krzyknęła, a po policzkach znowu popłynęły jej łzy. - Izaak, przepraszam...
- Za co?



- Ja... Ja wiem, że jestem samolubną idiotką bez serca i sama nie wiem, czego chcę... Powiedziałam, że żałuję chwili spędzonej z mężczyzną, którego kochałam i przez którego czułam się kochana... Teraz, gdy znam prawdę, jest mi tak wstyd... I nie wiem, co dalej...
Cisza, która w tym momencie zapadła, dla każdego z nich brzmiała inaczej. On słyszał jej chlipanie i ciężko myślał nad tym, czego się teraz uczepić, jak wybrnąć z tej idiotycznej sytuacji. Wyobrażał sobie, że jego "zmartwychwstanie" będzie dla niej szokiem i na pewno lepiej by to zniosła, może nawet by się ucieszyła (liczył na to, że przebaczyła Izaakowi), gdyby sprawy z jego alter ego nie zaszły tak daleko... Ona? Ona słyszała jego ciężkie westchnięcia. Wiedziała, że próbuje coś wymyślić, jak pociągnąć dalej tą rozmowę i dalsze ich życie. A do niej samej coraz bardziej docierało, że nie może go stracić jeszcze raz. Pomiędzy śmiercią Izaaka a pojawieniem się Janusza jej życie było takie... Niepełne. Tak nieszczęśliwe mimo obecności córeczki, którą kochała nad życie i która była jedyną pamiątką po ukochanym - mimo wszystko - mężu.
Drugi raz by tego nie zniosła, a przecież Iza potrzebowała i mamy, i taty...
I to nie "na niby".

- A teraz - odezwał się w końcu - Gdybyś miała jeszcze raz zrobić to samo - zrobiłabyś to? Pozwoliłabyś sobie na pokochanie mężczyzny z nieznaną przyszłością i niepewną przyszłością?
- Tak - odparła bez namysłu.
- A gdyby Janusz nie wrócił?
- Wróciłby - zaprzeczyła.



- On zawsze wraca. Przecież ktoś na niego czeka. Widzisz? Teraz też wrócił...
- A co z Izaakiem?
- Przecież to nadal ta sama osoba.
- Izaak wyrządził ci tyle złego...
- Ale wiem, że mnie kocha i nie zrobi tego nigdy więcej.
- A ty? - mówiąc to, spojrzał jej prosto w oczy.



- Kochasz go?
- Tak - rzekła, nie odrywając wzroku. - I przepraszam go za to, że kiedykolwiek myślałam, że jest inaczej.
- I ja - Izaak - przepraszam cię za to, że dałem ci ku temu powody - rzekł. - Ale chcę to naprawić.
- Ja też tego chcę, Izaak.
- Michalino Kerner - nagle upadł przed nią na kolana.



- Zwariowałeś?! - krzyknęła, zaskoczona. - Przecież nadal jestem twoją żoną!
- Tak - Izaaka, ale nie Janusza - odparł. - A chciałem, żebyś nią była. Gdyby nie ten wypadek...
- Naprawdę?!
- Naprawdę!
- Ale przecież sam o sobie mówisz jako Izaak... Zdecyduj się!
- A czy imię kandydata będzie miało wpływ na twoją decyzję?
- Zapytaj, a się przekonasz.
- A więc... Michalino Kerner, czy zechcesz ponownie zostać moją - to jest Izaaka Kernera - żoną?



- Tak! - odparła bez wahania.



Nie mogło być inaczej.


Zakochani nie wiedzieli jednak, że ktoś ich obserwuje.





Dlaczego ten pan całuje się z moją mamą?, przestraszyła się dziewczynka. Czuła się oszukana i kompletnie nie rozumiała, co tu się dzieje. Przychodzi jakiś facet trochę podobny do pana Janusza, pozwala się przytulić na przywitanie, nie jest wcale skrępowany podczas rozmowy z nią, jakby już ją skądś znał... A teraz obściskuje się z JEJ mamą! Gdyby mama miała jakiegoś chłopaka, to by jej o tym powiedziała! No ale przecież mówiła, że nie chce mieć męża...
- Mamo! - krzyknęła rozpaczliwie.
- Iza! - powiedzieli oboje, zaskoczeni, jakby nagle sobie przypomnieli o je istnieniu.
Nieznajomy podszedł w jej stronę.



- Dlaczego całuje się pan z moją mamą?! - zapytała, zła.
- Iza... - próbował położyć ręce na jej ramionach, ale dziewczynka odrzuciła je.



- Niech mnie pan nie dotyka! - krzyknęła. - Przecież nie znam pana!
- Spokojnie - powiedział. - Znasz mnie lepiej niż myślisz. Przecież przypominam ci kogoś.
- Pan Janusz był gruby, miał zupełnie inny głos i brązowe oczy! - wyrwała się. - Poza tym pan Janusz był MOIM przyjacielem, a nie mamy!
- Iza... Pamiętasz, jak pytałaś swojego przyjaciela o to, w co się bawił, gdy był w twoim wieku?
- Tak.
- Co mówił?
- Że nie pamięta.
- A gdy spytałaś go o jego rodziców?
- Też to samo.
- A wiesz, dlaczego nie pamiętał?
- Nie.
- To ja ci powiem. Pan Janusz stracił pamięć.
To zaskoczyło dziewczynkę.
- A po tym ostatnim wypadku to się znowu stało? - zgadywała.
- Nie, wręcz przeciwnie. Januszowi przypomniało się, kim był wcześniej.
- I wrócił do swojej rodziny?
- Otóż to.
Dziewczynka znowu posmutniała. Przecież obiecał jej, że nigdy o niej nie zapomni!
- Nie pożegnał się nawet ze mną...



- Iza - do rozmowy próbowała wtrąciła się mama dziewczynki.
- Cii - uciszył ją mężczyzna. - Dam sobie radę.
- Izaak, nie męcz jej - poprosiła.
- Masz rację, nie pożegnał się - kontynuował. - Tylko po co się żegnać, skoro ma się przed sobą całe życie ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi?
- To gdzie on teraz jest?
- Przed tobą.
Dziewczynka popatrzyła na niego jak na idiotę.
- Kłamie pan.
Takiego zarzutu się nie spodziewał. Zabolało.
- Nie, Iza, nie kłamię. Udowodnię ci to. Zapytaj mnie o coś, co wiedział tylko twój przyjaciel.
- Hm... Mój ulubiony kolor, kiedy byłam mała?
- Różowy.
- Na pewno? - próbowała go podpuścić.
- Na pewno - odparł. - Pamiętam, jak raz zrobiłaś mi awanturę, bo przyniosłem ci białego misia, a ty koniecznie chciałaś różowego.
Dziewczynkę zamurowało. Ona sama tego nie pamiętała... Czyżby znał ją wcześniej? Przyjaźnił się z mamą?
- To jest nie fair! - odparła. - Moja mama na pewno panu to powiedziała!
- No dobrze, niech ci będzie... To jakieś inne pytanie.
- Gdzie schowałam list do pana Janusza, żeby mama go nie widziała?
- Pod poduszką.
- Tak... Ale tego można było się domyślić!
- No to jeszcze jakieś inne.
Dziewczynka zastanawiała się przez dłuższą chwilę.
- A moje największe marzenie?
- Ojej, to trochę trudne pytanie... O wielu rzeczach marzyłaś... Hmmm, żeby Adaś został kiedyś twoim mężem?
- To też, ale jeszcze większe... Powiedziałam to panu Januszowi w sekrecie.
- A on się bardzo zdziwił słysząc to?
- Tak.
- "Chciałabym, żeby mama przebaczyła tatusiowi i opowiedziała mi o nim".
- Tak...
W oczach dziewczynki stanęły łzy. Tak samo zareagowała jej mama.
- To niemożliwe... - powiedziała, pokonana.
- Iza, kochanie... - wyznanie córeczki poruszyło Michasię.
- Mamo, ty nie miałaś tego słyszeć! - zdenerwowała się. - Nie gniewaj się na mnie...
- Nie gniewam się, nie mogłabym...
- Mamusia spełni twoje życzenie, może nawet z moją pomocą - powiedział.
Nie dopowiedziała od razu; zamyśliła się.
- Kim pan w końcu jest? - zapytała, poddając się.
- To proste - zaczął. - Udowodniłem ci, że to ja jestem twoim przyjacielem, bo to naprawdę jestem ja, Janusz...
- Ale mama powiedziała do pana "Izaak"! I nie wygląda pan jak pan Janusz!
- Jak już wiesz, miałem wypadek, w którym straciłem pamięć. Lekarze powiedzieli mi, że muszę zacząć swoje życie od nowa - z nowym imieniem i nazwiskiem i w miarę możliwości zmienionym wyglądem. No to dostałem nowe dokumenty, dla niepoznaki przytyłem, zgoliłem na łyso włosy - wcześniej miałem długie - zapuściłem brodę, zacząłem nosić soczewki, które zmieniały mój kolor oczu. W czasie operacji lekarzom udało się pogrzebać przy moich strunach głosowych i dlatego miałem przez cały czas taki zachrypnięty głos, co później naprawili. Zrobiłem to dlatego, że powiedzieli mi, że w "tamtym" życiu bardzo skrzywdziłem swoją rodzinę i ona na pewno nie chciałaby, żebym do niej wracał, że są szczęśliwsi beze mnie... Tułałem się z miasteczka do miasteczka, aż w końcu trafiłem do Nieznanowa. Tu poznałem ciebie i twoją mamę... Po tym wypadku kilka miesięcy temu odzyskałem pamięć. Nie wróciłem od razu, bo czekała mnie rehabilitacja no i... bałem się.
- Czego?
- Spotkania z wami.
- Ale wiedział pan, że my pana lubimy!
- Tak, Janusza lubiłyście, ale Izaaka już niekoniecznie.
- Jak to?
- Bo to wy jesteście tą rodziną, którą kiedyś tak skrzywdziłem - na to wspomnienie łzy zabłysły mu w oczach. - To przez mnie twoja mama tyle razy płakała, to o mnie nie chciała ci powiedzieć, bo było jej wstyd, że wyszła za takiego człowieka jak ja i że miałaś takiego tatę... Narkomana, który postanowił rozwiązać swój problem odbierając sobie życie...
- To pan jest moim prawdziwym tatą? - zapytała dla pewności.
- Tak, Iza. To ja, Izaak Kerner.
- Iza, to nie jest cała prawda - odezwała się nagle żona i matka. - Zanim twój ojciec stał się złym człowiekiem, był moim przyjacielem i sąsiadem.
- Jak Adaś?
- Tak, jak Adaś dla ciebie. Jako nastolatki zakochaliśmy się w sobie i zostaliśmy parą. Wtedy zmarła twoja babcia - mama taty - i twój tata został całkiem sam. Było mu ciężko i w tajemnicy przede mną zaczął brać narkotyki. Ja poszłam na studia i gdyby Izaaka było na nie stać, też by poszedł, ale... Widywaliśmy się raz na jakiś czas i trochę późno dowiedziałam się o jego problemie, ale obiecałam sobie, że go z tego wyciągnę. Mogłam go rzucić, bo nie czułam się przy nim tak dobrze, jak kiedyś, ale kochałam go i nie zrobiłam tego. Po studiach zaręczyliśmy się, na co twoja babcia była na mnie zła, ale nie posłuchałam jej i zostałam żoną Izaaka. Było nam ciężko, ale on próbował się zmienić. Dwa lata po ślubie urodziłaś się ty i twój tata zakochał się w tobie na zabój - gdyby tak nie było, nie walczyłby o nas. Udawało mu się wygrać z tym świństwem i wtedy był dla ciebie naprawdę dobrym, kochającym tatą, a dla mnie mężem. Ale zawsze coś się psuło i kiedy oboje straciliśmy nadzieję, że będzie lepiej...
- Postanowiłem odebrać sobie życie - wszedł jej w słowo. - Myślałem, że dzięki temu będziecie szczęśliwsze - że mama znajdzie ci dobrego, naprawdę kochającego cię tatę, a sobie męża, który nie będzie taki jak ja... Ale lekarzom udało mnie się uratować...
- ... ale ja o tym nie wiedziałam. Powiedzieli mi, że mój mąż zmarł.
- A resztę historii już znasz.
- Więc pan Janusz i mój tata...
- Tak, Izuniu, to jestem ja.
- Mamo?
- Tak, kochanie?
- Czy tata z nami zostanie?
- A chciałabyś tego?
- A ty?
- Bardzo - odparła szczerze. - Przebaczyłam mu. Wiem, że teraz będzie dla nas dobry. Zresztą pomyśl sobie - pan Janusz zamieszka z nami i już nie będzie twoim tatą tylko "na niby".
- A ja tak chciałam, żeby to pan był moim tatą! - słowa te zostały skierowane do Izaaka.
- Wystarczyło odzyskać pamięć! - zaśmiał się Izaak.
- Tato? - spoważniała, mówiąc to.
- Tak?
- Kocham cię. Bardzo...



Ziu kosia dada!, przeleciało mu przez myśl.
- Ja ciebie też, Izuniu. Bardzobardzobardzo...


- Gdyby mnie samej się to nie przytrafiło, nie uwierzyłabym, że to w ogóle jest możliwe - powiedziała Michasia.



- Ja cię podziwiam za to, że tak szybko przywróciłaś Izaaka Kernera do życia. Normalnie pewnie ciągnęłoby się to latami...
- Myślisz, że czułabym się dobrze z tym, że mam kochanka?
- Biorąc pod uwagę fakt, że znalazłaś go sobie będąc zapracowaną panną...
- Ekhem, wdową...
- ... ekhem, wdową - przedrzeźniał ją - z dzieckiem, to i tak luksus! Koleżanki powinny ci zazdrościć!



- No tak, jeśli kiedyś zostaną wdowami, to ich mężów zapewne nie spotka taki los jak tego mojego.
- Dostałaś bonus za młody wiek. Za kilkadziesiąt lat nie wezmą tego pod uwagę.
- Izaak, nie mówmy o tym.
- No dobrze. Więc mówisz, że wolisz mieć męża zamiast kochanka?
- Zdecydowanie!
- Podobno kochankowie lepiej całują.
- Nonsens! To mężowie wiedzą najlepiej, jak zadowolić swoją kobietę.
- To ja chyba wypadłem z wprawy.
- Nie wierzę ci.



- Teraz wierzysz? - zapytał.
- Niee. Postaraj się bardziej!


- Izaak?



- Mhm?
- Oświadczyłeś mi się już, ale nadal nie wzięliśmy ślubu.
- To też chcesz powtarzać?!
- To ty zacząłeś!
- Eh... Masz białą suknię?
- Nie mam, ale ecru też się nada. To będzie ślub cywilny.
- Mam na pięć minut wskakiwać w garniak?!
- Ja na pięć minut specjalnie ułożę włosy!
- No, dobrze...

- Tak bez świadków? - zdziwił się.



- Mogę pójść po Izę i Adasia.
- Dzieci nie mogą być.
- No to będzie bez świadków.
- W pracy byś wyleciała za takie coś.
- Jestem po godzinach, przykro mi. Zresztą - może już zacznijmy?
- Ja pierwszy?
- Tak, ty.
- Jak to leciało?
- "Ja..."
- Dobra, już wiem!



- Ja, Izaak Kerner, ślubuję tobie, Michalino Ramonow, miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.



Po niej też cię nie opuszczę, co już raz udowodniłem!
Minęło kilka minut, nim Michasia opanowała wybuch śmiechu.



- Ja, Michalina - dziesięć lat temu - Ramonow, obecnie Kerner, ślubuję tobie, Izaaku Kerner, miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci.



A co będzie potem to nie wiem.






- Potem... Poem powinno być wesele.
- Nie mamy ciasta.
- To chociaż wypijmy zdrowie młodej pary, zatańczymy a potem...
- Potem...?
- Potem noc poślubna. Chociaż to od niej radziłbym zacząć.

- Izaak?
- Michasiu?
- Ryzykujemy?
- Na chwilę obecną z mojej strony owszem.
- Boję się.
- Ja bym się ucieszył, gdyby przybył nam Michaś do kolekcji.



- Chyba już się nie boję aż tak. Bo jeśli Michaś byłby taki jak jego tata...
- Wolałabym, żeby jednak miał coś niecoś po swojej mamie, na przykład inteligencję.
- Ty też nią nie grzeszysz. Inaczej bym za ciebie nie wyszła. I to dwa razy!
- I tu mnie masz! - zaśmiał się.


Gdy się obudziła rankiem, zauważyła, że jej mąż już wstał i - swoim zwyczajem - nie pościelił po sobie.
Jeszcze kilka lat temu żałowałaby takiego finału ich chwili sam na sam. Teraz jednak nie miała się czego obawiać.



Była pewna, że jutro, pojutrze, za miesiąc i za rok zrobi to samo. Chyba że do tego czasu Izaak nauczy się składać pościel po sobie.

- Braliście ślub o północy?!



- Tak, równiutko o północy. Wraz z początkiem nowego dnia zaczynaliśmy nowe życie, już jako pan i pani Kerner.
- Cześć! Co to za tematy z rana? - zdziwiła się Michasia.



- Cześć! - przywitali się oboje, po czym jej mąż dodał - No co, była ciekawa, to jej opowiedziałem coś niecoś o nas.
- A czemu akurat z mamą się ożeniłeś? - ciągnęła dalej Iza.



- Kochałem ją, więc dlaczego nie?
- Ale dużo ludzi się kocha i ma razem dzieci, a nie mają ślubu.
- Myślisz, że tak jest fajnie? - wtrąciła się mama dziewczynki.
- Nie wiem...
- Mi i tacie wydawało się, że nie jest. Od zawsze wiedzieliśmy, że kiedyś weźmiemy ślub.
- Nawet nie braliśmy pod uwagę innej opcji - dodał Izaak.
Michasia - chociaż ostatnia usiadła do stołu - pierwsza była gotowa z jedzeniem. Kiedy ona wychodziła do pracy, ojciec i córka mieli jeszcze chwilę dla siebie.



- Kurczę, Iza, gdyby mama to widziała!
- Ale nie widzi!



No jak tu jej nie kochać?



- Więc mówisz, tato, że zanim się w sobie zakochaliście, byliście przyjaciółmi...
- Tak, byliśmy. I zapewne bylibyśmy nadal, gdyby twoja mama nie ciągnęła mnie pewnego razu za język...
- Opowiedz mi o tym!

O dalszych losach Izabeli Kerner możecie przeczytać tutaj.


...

Oh, Lilian
Look what you've done




Wbrew oczekiwaniom Liliany wspólne doświadczenia jeszcze bardziej ich od siebie oddaliły, zamiast przybliżyć.



- Co mam ci oddać? Sam już nic nie mam!



- Łżesz! Na pewno coś masz! A jak nie, to lepiej skołuj, i to szybko...!

Wieczorem, kiedy każde z nich dostawało to, czego chciało, zapominali o sprzeczkach i jak gdyby nic nadal sprawiali wrażenie szczęśliwej, zakochanej pary.



Lucek tak zaniedbał naukę, że musiał wziąć "warunek".



Ten zaś wcale nie był taki tani, a pieniądze się kończyły...

- Lilka, a twój stary?
- Nie waż się tak mówić o Leonie! - wściekła się. Mimo że jej relacje z rodzicami bardzo się pogorszyły od czasu kiedy na własne życzenie wpadła w nałóg, nadal miała do nich szacunek i była wdzięczna im za to, co dla niej zrobili.
- Teść jest spoko... Chodzi o twojego biologicznego ojca. Podobno był kasiasty.
- Nawet nie wiem, czy w ogóle jeszcze żyje i jak się nazywa... A mama zabroniła o niego pytać.
- Jeju, weź jej powiedz, że przecież masz prawo wiedzieć i takie tam... Wymyślisz coś.
- Cholera, Lucek...
- Lilka, zrób o co cię proszę.

Zrobiła. Dowiedziała się ostatecznie, jak się nazywa jej ojciec, ale zapłaciła za to - jak później oceniła - zbyt wysoką cenę. Matka postanowiła zerwać z nią kontakt. Wtedy jednak Lilianę niewiele to obeszło.




- Tak?
- No, cześć, tatku!
- Nie jestem żadnym pani "tatkiem"?



- No własnie obawiam się, że jesteś. Fajnie się r****** młodą dupę, co? A na dzieciaka się łożyć nie chciało!



- O czym ty mówisz, dziewczyno?! Zresztą zmykaj stąd, bo jak nie, to wezwę policję!



- Nastka Czajkowska, nic ci to nie mówi?
- Nie będę się nikomu z niczego tłumaczył!



- A jednak! Jestem jej córką.
- No i?
- A TY jesteś moim ojcem.



- Dziewczyno, daruj sobie. Nie dam sobie wmówić, że...
- K****, stary, nie wyprzesz się tego. Każdy test na ojcostwo ci to udowodni... Dobra, stary, inaczej. Potrzebuję hajsu. I to już.



- Myślisz, że dam się zastraszyć?! Zresztą mówiłem już...
- 1000 simoleonów na początek. Za wszystkie te lata mojego życia, w których nie dostałam od ciebie ani grosza.
- Dość tego! Dzwonię po policję!
- Lucek!



- Tylko spróbuj się ruszyć, a obiję ci mordę, tatku - zagroził. - Własnej córce nie dasz?!
- Pożałujecie tego...



- Lucek, zostaw go, nie warto.
- Zamknij się, Lilka. Wiem, co robię.
- ZOSTAW MNIE! BŁAGAM! MAM ŻONĘ I MALUTKIE DZIECKO!
- Kasa...



- 200 simoleonów miesięcznie w zamian za święty spokój, gotówką. Stoi?
- Stoi - syknął. - Pożałujecie tego... Gówniarze...




- Zgodnie z umową 200 simoleonów. Odliczone.





- No, tatku, to mi się podoba! Widzimy się za miesiąc. I pozdrów żonę - fajna dupa, chociaż twoja starsza córka lepsza.




- Lucek, noooo, podziel się!
- Przećpałaś swoje, to teraz się martw!



- No błagam cię, nooo... Przecież ja zaraz nie wytrzymam...
- K****, Lilka, idź spać, a nie w****** mnie!
- A spróbuj mi powiedzieć, że masz ochotę, c****...
- Pójdę do burdelu - taniej wyjdzie i nie będę musiał się o nic prosić!
- To po c*** ci żona?!
- No właśnie! Same problemy z nią...
- Gdzie leziesz?!
- Znaleźć sobie nową dupę!
- LUCEK, K****!
- S*********.

Wyszedł i dłuuuuugo nie wracał. Próbowała żyć bez niego. Na początku było nieźle...



... ale z każdym kolejnym dniem pustka, jaką wokół siebie odczuwała, się powiększała. Samotność odbierała jej zdolność do życia.





Odbierz, błagam...

- Lucek?!





- Lucek, jesteś tam?



Tylko mi się wydawało...



- Lucek, wróć do mnie, BŁAGAM...! Oszaleję tu bez ciebie...

Tym razem telepatia była dla niej bardziej łaskawa.





Nie pozwoliła mu nawet dokończyć tłumaczenia się.



- Ja też za tobą tęskniłem. Tak k******** mocno cię kocham, Lilka...
- Ja ciebie też, Lucek...



Rano ktoś postanowił im złożyć niezapowiedzianą wizytę.



- Lucek!? Lucek, wstawaj, policja!
- Cooo?
- Policja przyjechała!
- POLICJA!? K*****, NIE!!!






- Wie pani, że za ukrywanie przestępcy grozi kara pozbawienia wolności?
- Ale mój mąż nie jest przestępcą!
- Nie mówił pani wszystkiego w takim razie.
- LUCEK?!
- Zabieramy pani męża do więzienia. Tam będzie mogła pani z nim porozmawiać.

Jej ukochany odszedł z kamienną twarzą.



A ona była pewna, że tym razem naprawdę pęknie jej serce.



Lucjusz Seppi za handel i posiadanie nielegalnych substancji oraz za udowodnione kradzieże, wymuszenia i udział w rozbojach został prawomocnym wyrokiem sądu skazany na 7 lat pozbawienia wolności i na własne życzenie przeniesiony do zakładu karnego innego niż docelowy na Wyspie Królowej Melanii.
Liliana składała zeznania w tym procesie. W czasie jego trwania okazało się, że w USC nie ma żadnych dokumentów potwierdzających fakt zawarcia związku małżeńskiego między nią a oskarżonym. Ten zaś zażyczył sobie umożliwienia wizyt w więzieniu tylko najbliższej rodzinie tj. matce i bratu.

A Liliana?



Pain and misery always hit the spot
Knowing you can't lose what you haven't got


Ciąg dalszy nastąpił.


...

- na jakiś czas żegnamy się z Kernerami. Wrócą, gdy zdecyduję się opisać dalsze losy ich córki =) Iza dopiero co poszła na studia (jeszcze nie grałam studentami w tej rundzie, ale może dzisiaj zacznę, bo to priorytet w sumie xD), więc trzeba będzie trochę poczekać ;] O małżeństwo Michasi i Izaaka możecie być spokojni ;]



- nie wiem jeszcze, czyją historię wrzucę w miejsce tej o Michasi i Izaaku. Annetti wnioskowała o Graczyków. Czy ktoś z Was ma jakieś własne życzenie? ;]

Ostatnio edytowane przez Liv : 20.03.2016 - 12:13 Powód: 2. czytanie for your reading pleasure
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem