Wydawało się, że w życiu najstarszego syna Kiry nareszcie się poukładało.
Jego żona urodziła córeczkę -
Erykę.
Młody Jagódek świetnie się spisywał w roli ojca.
Odwiedziny Kiry. Najwyższy czas, żeby poznała wnuczkę!
Nietrudno się domyślić, że pokochała Maleńką od pierwszego wejrzenia, ale nie tylko to było powodem złożenia małżonkom propozycji, żeby wprowadzili się do niej. Kris obiecał, że przedyskutuje to z żoną.
Eryka rosła jak na drożdżach i ani się wszyscy obejrzeli, zrobiła się ruchliwa i wygadana.
Wtedy też państwo Jagódek postanowili, że gdy tylko wygaśnie im umowa wynajmu, wrócą do Nigdzie.
Koryna i Dexter :)
Te zwierzaki dostają do picia jakiś eliksir młodości, serio.
Zdradzę Wam coś. W Korynie ktoś się zakochał!
Ten młodzieniec to nikt inny jak syn Iwana Ewerkina i młodszy brat niedoszłej żony Krisa, Iny. Na imię mu
Iwo.
Gdy doszło to do uszu jego ojca, ten bardzo się ucieszył - w końcu on i jego przyjaciel, Kastor, już dawno temu postanowili, że obie rodziny połączą siły poprzez nierozerwalne więzy małżeńskie, które miały zostać zawarte między ich wówczas najmłodszymi pociechami.
Sam przyszły pan młody również był zachwycony tą perspektywą. Przynajmniej nie będzie musiał latać za dziewczyną jak inni jego koledzy. No i nawet nie przeszło mu przez myśl, że jego ukochana może wcale nie chcieć odwzajemnić jego uczuć - nie był ani brzydki, ani głupi, ani biedny - jak takiego nie chcieć?
Niestety, to nie było takie proste.
Iwowi bardzo się to nie spodobało.
- Co ty sobie wyobrażasz, głupia krowo? - grzmiał. - Po c*** się stawiasz, skoro i tak wiesz, że BĘDZIESZ moja?!
- Twoja?! - prychnęła Koryna. - Niby kto tak powiedział?
- Nie udawaj, że nie wiesz! Nasi ojcowie już dawno postanowili, że będziemy razem. Już zapomniałaś?
- Co za bzdury opowiadasz?! Nie zostanę twoją żoną, choćbym nie wiem, co mieli mi zrobić!
- Jak to?!
- Wiem, kim jest twój ojciec i wiem, że ty też będziesz taki jak on. Poza tym nie podobasz mi się ani trochę, jesteś arogancki, głupi i zbyt pewny siebie. Nie chcę mieć z tobą NIC wspólnego, Ewerkin, rozumiesz?
- A ty się uważasz za nie wiadomo kogo i myślisz, że wszystko będzie tak, jak ty sobie tego zażyczysz! Pie****** księżniczka!
Odruchowo zacisnął pięści. Nie umknęło to uwadze dziewczyny.
- Tylko spróbuj mnie uderzyć! - powiedziała wyzywająco.
Ten się jednak w porę opanował.
- Pogadam z twoim ojcem - on na pewno będzie wiedział, jak cię utemperować. Może jak ci spuści porządne lanie, to zmądrzejesz.
Po tych słowach odwróciła się i bez słowa postawiła kilka kroków.
- Co z tobą jest nie tak, babo? - zastanawiał się Iwo na głos, odprowadzając ją wzrokiem.
Kilka dni później Kastor
wprosił się wpadł na obiad.
Chcąc nie chcąc Koryna musiała stawić ojcu czoła.
- Pyszna zupa - pochwalił. - A właściwie przyszedłem tu w pewnej konkretnej sprawie - jego wzrok zatrzymał się na córce.
- Koryna, możesz mi wyjaśnić, co miały znaczyć te odzywki do młodego Ewerkina?
Dziewczyna spojrzała na niego ze strachem.
Teraz się zacznie... Cholerny Ewerkin!
Ostatecznie nie odpowiedziała, ale jej ojciec nie zamierzał odpuścić.
- Uważam, że Iwo Ewerkin, syn mojego przyjaciela, to najlepsza możliwa partia dla ciebie, dziecko. Nie bez powodu ja i jego ojciec postanowiliśmy, że się pobierzecie.
- Pobierzemy...? Ale jak to? Dlaczego KTOŚ podjął tę decyzję za mnie?
- Kochanie, możesz zostawić nas na chwilę samych? - zwrócił się do żony tonem nieuznającym sprzeciwu.
Po chwili zostali sami.
- Koryna, wstań - rozkazał dziewczynie.
- Posłuchaj - zwrócił się do niej stanowczo. - NIE OBCHODZI MNIE co TY myślisz na ten temat. Skoro Młody wyraził chęć ożenienia się z tobą nawet mimo naszego planu, to masz cholerne szczęście, smarkulo. I tak właśnie będzie - zostaniesz jego żoną i urodzisz mu dzieci, czy ci się to podoba, czy nie.
- Ale tato - przerwała mu ona. - Skoro on mi się nie podoba i wiem, że nigdy go nie pokocham, to po co mamy się męczyć w takim związku? NAPRAWDĘ chcecie mieć nieszczęśliwe wnuki i żeby on miał kochankę? O to wam chodzi?
- Nie wiem, jak miałabyś go NIE pokochać - to naprawdę porządny chłopak, który nie zrobi ci krzywdy.
- Ja tego tak nie widzę...
- To lepiej zacznij. MY zdania NIE zmienimy. Masz kilka lat na to, żeby się w nim zakochać. I dobrze ci radzę - wykorzystaj ten czas. Tymczasem jednak masz być dla niego miła i czuła.
- Nie, nie mogę...
- Młody miał rację mówiąc, że powinienem był cię tłuc za małego! - wściekł się Kastor. - Co to w ogóle za dyskusja?! Jesteś MOJĄ córką i masz robić to, co JA ci każę! Jeszcze będziesz mi dziękować, że nie oddałem cię jakiemuś s**********, który tylko by cię tłukł, zdradzał i robił dzieci!
Po tej rozmowie dziewczyna snuła się po domu przygnębiona i bez życia. Czuła się tak, jakby ktoś zamknął ją w klatce i jeszcze kazał jej za to dziękować.
Kirze też było ciężko - przypomniało jej się jej własne zamążpójście. Doskonale wiedziała, że z Kastorem i Ewerkinami nie ma żartów.
Musiała szczerze porozmawiać z córką.
- Nie wyjdę za niego i kropka! Prędzej się zabiję, niż powiem mu "tak" pod łukiem!
- Z czasem zmienisz zdanie, przyzwyczaisz się do niego.
- I będę tkwiła w nieszczęśliwym związku do końca swoich dni? Żeby tylko to było takie proste!
- Masz rację, kochanie - małżeństwo to nie taka prosta sprawa. Ale to nie jest tak, że przez cały czas jesteś nieszczęśliwa, nawet jeśli nie kochasz swojego męża. Po prostu staraj się o nim za dużo nie myśleć.
- Tylko, że jak sobie pomyślę, że będę musiała udawać, że go kocham, to rzygać mi się chce.
- Z czasem się przyzwyczaisz. Poza tym on zapewne znajdzie sobie kochankę, więc okazywanie czułości będziesz mieć z głowy.
- Ale dzieci to ja będę musiała urodzić...
- A one będą rosły i nie będziesz miała czasu rozpamiętywać tego, jak w ogóle zostały powołane na świat. Poza tym wydaje mi się, że jeden wnuk w zupełności zadowoli przyszłych dziadków. Iwo widząc twoją niechęć raczej nie będzie nalegał na więcej, bo i dla niego stanie się to męczące.
- Nie wiem, mamo... Przecież mogę się zakochać w jakimś innym chłopaku i w ogóle...
- Cokolwiek złego by się nie działo wiem, że wybrniesz z tego. Jesteś dzielną dziewczyną, kochanie. Znajdziesz szczęście na swój własny sposób.
Dziewczyna lubiła od czasu do czasu odwiedzać pobliski plac zabaw. Dobrze było się od czasu do czasu znów poczuć dzieckiem.
Ktoś postanowił dotrzymać jej towarzystwa.
Koryna zeskoczyła z huśtawki jak poparzona.
- ZNOWU ty?! - wściekła się. - Śledzisz mnie, czy co?!
- Wyluzuj, dziewczyno - odparł, nieco spokojniej, Iwo. - Przecież nie zrobiłem ci nic złego! Nawet nie miałem zamiaru!
Ona, zirytowana do reszty, poszła w stronę chodnika.
- Koryna! - zawołał za nią. - Przepraszam.
Chyba podziałało, bo zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
Po znowu był przy niej.
- Słuchaj... Ta dziecinada nie ułatwia nikomu sprawy. Skoro i tak wiesz, że nie uciekniesz przed przeznaczeniem, to dlaczego nie pogadasz ze mną normalnie? Czemu nie dasz mi szansy?
- O czym mam z tobą niby gadać?
- O tym samym, o czym gadasz z twoimi kolegami zapewne - odparł, poirytowany.
- Z przyjaciółmi gadam o książkach i ciuchach. Wątpię, żebyś miał coś na ich temat do powiedzenia.
- Ech, dziewczyno...
- Widzisz, Iwo? To NIE ma sensu. Mamy być razem, ale nie mamy ze sobą NIC wspólnego.
- A z twoim nastawieniem z pewnością niczego nie znajdziemy. Ale wiedz, że JA nie odpuszczę.
- Co ci zależy? Przecież sam powiedziałeś, że jestem głupia, rozkapryszona i tak dalej!
- Ale wierzę, że w gruncie rzeczy jesteś fajną i dobrą dziewczyną. Poza tym cholernie mi się podobasz - wyznał, po czym ni stąd ni zowąd przybliżył się do niej, próbując objąć ja w talii.
To wyrwało ją z zamyślenia.
- Ej, ej, gdzie z tymi łapami? - zapytała, przestraszona.
- Myślałem...
- Źle myślałeś. To, że ci się podobam, nie znaczy, że już jestem twoja.
- No dobra, wybacz. Nie mogłem się powstrzymać. Po prostu zapominam, że ty jeszcze nie czujesz do mnie tego, co ja do ciebie. Chciałbym, żeby było inaczej.
- Hm, no to próbuj coś z tym zrobić.
- Tak sobie myślałem - może poszlibyśmy gdzieś razem? Na plażę albo na ciasto? Byłaś już w "Pod Miśkiem"? Mają tam dobre jedzenie.
- Nie, nie byłam. Mam się czuć zaproszona?
- Ano. Masz czas w ten piątek wieczorem?
- Jeszcze nie wiem, ale dam ci znać, czy mogę iść.
- OK. Już nie mogę się doczekać! Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz być fajna.
- Będę już szła. Późno się zrobiło.
- Odprowadzę cię.
- Nie trzeba, ale dzięki za troskę
- Dla ciebie wszystko, ślicznotko.
To powiedziawszy ponownie przysunął się bliżej niej.
Chyba chciał ją tym zaskoczyć tak, żeby nie zdążyła uciec, ale nie nie udało mu się.
- Lepiej już pójdę - skwitowała tę niezręczną scenę i szybko się oddaliła.
Przeczuwała kłopoty.
Ojciec nie kazał długo na siebie czekać. W porwaniu do pierwszego ich spotkania, tym razem już na początku kipiał z wściekłości.
- TY MAŁA PASKUDO! - grzmiał. - Co ci strzeliło do tego durnego łba, żeby nie dać się nawet pocałować?!
- Nie czuję się jeszcze na to gotowa.
- A kogo to obchodzi, że TY się nie czujesz?! Skoro on chce, to tobie NIC do tego! Poza tym co ja ci mówiłem?! Głupia dziewucha!
Popchnął ją. Zabolało.
- Tato, proszę...
- Pójdziesz do niego i naprawisz to, co zepsułaś.
- Nie! Nie zrobię tego! Nie zrobiłam niczego złego!
Dostała w policzek.
- Co tu się dzieje, do cholery?! - usłyszała. - Ty bydlaku, jakim prawem podnosisz rękę na moją siostrę?!
Dziewczyna zamknęła oczy - nie chciała widzieć, jak jej brat rozprawia się z ojcem.
- A teraz wynoś się z mojego domu - rozkazał Kris. - Bo nie ręczę za siebie.
Tyle wystarczyło, żeby Kastor posłusznie wyszedł.
Ale to nie był koniec.
- Przepraszam, Kora - powiedział. - Za późno przyszedłem... Boli?
- Trochę - wyłkała. - Kris... Dziękuję, że mnie przed nim obroniłeś.
- Po to tu jestem, moja malutka siostrzyczko. Nie dam ci zrobić krzywdy.
Okazało się, że starszy brat przywiózł ze sobą także żonę, córeczkę i dużo pudeł z rzeczami. Wprowadzali się!
- Ercia, jak ty wyrosłaś! Niedługo będziesz większa od cioci! - zachwycała się Koryna.
Kilka następnych dni przepełnionych było radością i rodzinną atmosferą.
Do czasu...
Po powrocie z praktyki dziewczynę przestraszyły krzyki dochodzące z sypialni mamy. Krisa ani Olimpii nie było w domu.
Po wejściu do środka zastała dokładnie to, czego najbardziej się obawiała.
- Kastor, to nie moja wina!
- To ty wychowałaś te bachory! To ty niie nauczyłaś ich szacunku do ojca!
- A może po prostu ich ojciec nie zasłużył na szacunek?
- Jak śmiesz, d*****?!
Zanim podniósł na nią rękę, rozpłakała się.
To podziałało na dziewczynę jak kubeł zimnej wody. Mama nie zrobiła niczego złego, a to ona miała zostać ukarana za to, co było sprawką jej córki.
Wszystko, tylko nie to.
- NIE! Błagam, nie bij jej! - krzyknęła płaczliwie, gdy ojciec się zamachnął.