Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 31.12.2015, 17:57   #391
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Cytat:
Napisał Shiver
Nadrabiam!
No, miło!
Cytat:
więc dlaczego pozwala na wizyty Kastora.
Sam się wprasza :P
Cytat:
I jeszcze nawet nie próbuje pomóc córce!
Próbuje, ale wie, że z tymi facetami nie można wygrać.
Cytat:
W ogóle Iwo jest dla mnie taki niejednoznaczny.
No nareszcie jakaś nieszablonowa postać u mnie! :O
Wiesz, że całkiem zapomniałam o tym zdjęciu z konkursu? xD Ale tak, sceneria ta sama :D
Cytat:
zaraz wyjdzie na to, że to wszystko jego wina
Ale Wojtek naprawdę uważa, że zawalił :P Nawet w dzisiejszym odcinku to przyznaje!
Cytat:
Denis wciąga powietrze z pustej butelki?
No do dna :D
Cytat:
Napisał LP23
Cześć
Hej!
Cytat:
Może to ich [Korynę i Iwa] zbliży do siebie?
Ano :D
Cytat:
Mam nadzieję, ze w Nieznanowie fajerwerki nie będą puszczane, aby zwierząt nie wystraszyć?
Nieee. Aczkolwiek dobry pomysł, żeby zrobić simom Nowy Rok! :D Zaraz zabieram się za grę.
Cytat:
Iwan to śmieć. Niech zginie jak najprędzej.
Tango down ; D

Przywróciliście mi nadzieję! Dzięki! ; D
Jak się ogarnę, to wstawię tu później jeszcze jakieś podsumowanie rundy czy coś, bo dzisiaj się definitywnie kończy.

Jagódkowie
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

Pani Jagódek może i nie odwiedzała swojego męża w więzieniu, ale za to była częstym gościem w domu swojej siostry, Emmy.



Od czasu do czasu zabierała ze sobą Erykę.



Wiedziała, że mocne więzi rodzinne to podstawa.

Ktoś inny natomiast miał świadomość, że należy je budować już od pierwszych chwil życia.





Iwo i Koryna nie mieli z tym problemów - oboje bardzo kochali swojego synka i okazywali mu to tak często, jak tylko mogli, jednak nie na zasadzie rywalizacji o jego względy. Od momentu, w którym Aki pojawił się na świecie, zaczęli współpracować. Dla Iwa był to zaś jedyny sposób na uzyskanie przychylności ukochanej. I tak uznał za sukces to, że nie stroniła już od niego tak bardzo. Czasami nawet dawała się ponieść emocjom i lądowała w jego uścisku... Później i tak przychodził wstyd i żal do samej siebie, ale on nie przestawał mieć nadziei, że pewnego dnia zdobędzie jej serce.
Tymczasem jednak mógł bez skrępowania kochać tę część jej, którą przekazała ich synkowi.







Kuzynka Akiego miała się świetnie.





Dexter również, ale jego dni były policzone :(





W gorszych chwilach Eryka mogła zawsze liczyć na swoją babcię.





Zaprzyjaźniła się z Agatką, Wam znaną stąd.









Zbliżał się najradośniejszy czas w roku. W domu Jagódków miały być to pierwsze od dawna naprawdę wesołe święta - Kris dostał przepustkę!



- Nie będzie cię na Wigilii? Ale jak to?



- Moja siostra z mężem zaprosili mnie i Erykę do siebie i przyjęłam zaproszenie.
- Wiedziałaś, że Kris przyjedzie, prawda?
- Tak, wiedziałam.
- I mimo to zgodziłaś się?
- A dlaczego miałam się nie zgodzić?



- Jak możesz być taka?! To twój mąż! Tęskni za tobą szalenie i miał nadzieję, że tego wieczoru nareszcie się pogodzicie!
- Daj spokój, mamo. Nie mam ochoty siedzieć przy jednym stole z mordercą!
- To TWÓJ MĄŻ, nie morderca!



- Za parę miesięcy może przestać być moim mężem, nie ma problemu. Gdyby chociaż miał odwagę powiedzieć mi prosto w oczy "tak, to ja zabiłem i żałuję tego, bo to zniszczyło naszą rodzinę"! Ale nie, twój syn jest zbyt dumny, żeby się kajać przede mną!
- Za kogo ty się masz, że ma się przed tobą kajać?!
- Okłamał mnie, zostawił mnie samą z małym dzieckiem, zapomniałaś? Właściwie to nie wiem, czemu jeszcze odkładam ten rozwód...
- Jesteś potworem, Olimpia!
- Nie większym niż twój syn, droga teściowo. Powinnaś się za niego wstydzić!
- Wyjdź z mojego domu.
- Dobry pomysł - muszę ochłonąć troszeczkę. Atmosfera w tym domu robi się nieznośna.

Ku zgorszeniu swojej matki Eryka oznajmiła, że nie idzie na kolację do cioci. Na nic zdały się nawet groźby - dziewczynka tęskniła za tatą.

Gdy nadszedł wigilijny wieczór, kilkuletnia Eryka zamiast wypatrywać pierwszej gwiazdki na niebie tak jak inne dzieci, szukała wzrokiem znajomej sylwetki. Gdy ta się już pojawiła w zasięgu jej wzroku, silna dłoń babci powstrzymała podlotka przez wybiegnięciem na kilkustopniowy mróz bez kurtki. W końcu jednak doczekała się i szczęśliwa wpadła w ramiona stęsknionego Krisa.



Później do syna dorwała się Kira.



A potem to już jakoś poszło ;]







Kris nawet postarał się o prezent dla córeczki!



Ale przecież dla tej małej najważniejsze było to, że tata w końcu był w domu.





W areszcie miał się stawić dopiero następnego dnia rano, czekała go więc noc w rodzinnym domu.



- Mamo... Tak bardzo chciałem...
- Wiem, kochanie. Przykro mi.
- Tak bardzo ją kocham... I tęsknię. Za każdym razem, kiedy mnie odwiedzacie, mam nadzieję, że ona przyszła z wami... Że już wywietrzały jej z głowy te bzdury. A tymczasem ona otwarcie mówi o rozwodzie...
- Są jeszcze na świecie dobre kobiety.
- Czasami myślę, co by było gdyby to Ina była moją żoną. Byłej dziewczynie jej męża ułożyło się w życiu i jest szczęśliwa z tego, co mi opowiadałaś. Może i Ina jest szczęśliwa ze Zdziśkiem... A ja?
- Ona jeszcze gorzko pożałuje tego, co ci zrobiła.
- Ale wtedy będzie za późno... Wtedy już nic mnie nie będzie obchodziła.



Jagódek wrócił do więzienia. Chociaż rodzina nadal go odwiedzała,





starała się dzielić swoim szczęściem, ale też i smutkami z nim,





on czuł, że dłużej już tego nie wytrzyma.



Albo wyjdzie stąd jako wolny, niewinny człowiek, albo wyniosą go w trumnie.


Ciąg dalszy nastąpił.


Nikonieccy i Winklerowie
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

Niedługo później do siostry i szwagra dołączyła Roksana :(



W kolorze.

Jakoś tak smutno było w domu bez ukochanych dziadków i cioci. Wojtek wkraczał w dorosłość pełen obaw.



Ciągle jeszcze nie wiedział, na czym powinien się skupić w swoim życiu; ostatecznie jednak stwierdził, że odpowiedź przyjdzie w swoim czasie i nie ma co się martwić na zapas.



Jego pierwszym krokiem w stronę niezależności było wyprowadzenie się z domu. Za odłożone pieniądze wynajął kawalerkę. Decyzja ta zmartwiła jego ojca, ale już taka Wanda - jego przyjaciółka i zarazem sąsiadka - była zachwycona tym pomysłem :D



Inni sąsiedzi również miło go powitali.



Czas wolny najchętniej spędzał w towarzystwie rodziny i postrzelonej (niedosłownie oczywiście xD) przyjaciółki.





Podczas jednego z takich wypadów do klubu nieoczekiwanie stanął twarzą w twarz... z nią!



Owszem, słyszał, że do starszych państwa Repninów mieszkających dwa domy dalej wprowadziła się ich wnuczka, ale do tej pory nie miał okazji poznać tej dziewczyny. Jedyne, co wiedział, to to, że ma na imię Sabina, że jest kuzynką Gienka Sylwina (któremu niegdyś Wanda dała kosza), że studiowała sztukę i utrzymuje się z malowania. No i oczywiście, że dziewczyna jest bardzo ładna i w dodatku wolna (przy czym - jak stwierdził Wojtek - tych informacji mogła mu przyjaciółka już oszczędzić, a przynajmniej nie sugerować tak otwarcie, że czas, żeby znalazł sobie kogoś i przestał się tak martwić o Marcelinę).
Stało się jednak i przez chwilę wydawało mu się, że zemdleje z wrażenia. W jego wyobrażeniach nowa sąsiadka jego rodziców była zwykłą, pospolita dziewczyną, a gadanie Wandy było tylko typową babska paplaniną o wszystkim i o niczym. Chyba nigdy w życiu nie pomylił się bardziej.
- Cześć! - przerwała milczenie nieśmiało. - Jesteśmy chyba sąsiadami?
- Tak sądzę... - odbąknął dziękując bogom, że to ona się pierwsza się odezwała.
- Sabina - przedstawiła się i wyciągnęła dłoń.
- Wojtek - odparł, próbując opanować drżenie rąk.
- O, widzę, że już się znacie - usłyszeli nagle znajomy głos. - Świetnie.
Patrząc na ich przedłużający się uścisk dłoni Wanda wiedziała, że niedługo znowu będzie musiała zmierzyć się z dylematem, czy narażać biednego Gienka na powrót przykrych wspomnień na jej widok, czy nie...
Ale nawet zakolczykowana szatynka nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, jaka lawina uczuć szalała w sercach tej dwójki.



- Naprawdę fajna z ciebie dziewczyna, Sabina - wyznał blondyn po kilku piwach. - Musimy się jeszcze kiedyś spotkać!
- Może po prostu wpadnij kiedyś do mnie na kawę?
- O, bardzo chętnie!

Niestety wizyta musiała poczekać - stan zdrowia dziadków Sabiny zaczął się pogarszać i nie udało im się już pomóc :(
Gdy sytuacja trochę się uspokoiła i emocje opadły, chłopak zapowiedział się z wizytą, na co ona z chęcią przystała.



Przez cały ten czas byli ze sobą głównie w kontakcie internetowo-telefonicznym, ale okazało się, że bardzo brakowało im ich rozmów w cztery oczy.
Cicha zwykle Sabina przy nim stawała się największą gadułą na świecie.



Nie od razu jej przyjaciel został wprowadzony do jej królestwa, którym była maleńka pracownia na piętrze. Wstęp do niej mieli nieliczni - najbardziej zaufane osoby z jej otoczenia.

Gdy drzwi się za nimi zamknęły, zrozumiał wszystko.
Pomieszczenie to - ciągle jeszcze nie do końca urządzone - miało w sobie coś magicznego. Gdy dziewczyna do niego wchodziła, jej twarz rozjaśniała się dziwnie. Wśród poplamionych desek zawalonych przyborami do malowania, w otoczeniu rysunków i płócien Sabina była naprawdę sobą. Powietrze było wypełnione jej planami, marzeniami i pięknymi wizjami. To tu spędzała w ciągu dnia najwięcej czasu, tu przeżywała wzloty i upadki. To miejsce w jej obecności ożywało razem z jego właścicielką.
Wojtek - prosty chłopak z budowy, twardo stąpający po ziemi - był trochę przerażony natłokiem uczuć, jakie wyzwalało w nim to miejsce. Nie czuł się jego godny, czuł się w nim dziwnie i obco. Bardzo chciał, żeby Sabina na dobre zaznała miejsce w jego życiu, ale... bał się jej. Może nie tyle jej samej, co tego, że nigdy nie będzie w stanie zrozumieć jej pasji, że skrzywdzi ją swoją ignorancją i brakiem wrażliwości na piękno. Będzie starała się mu powierzyć swoje przemyślenia i marzenia, a on nie będzie w stanie za nią nadążyć...
Chyba czas się wycofać - pomyślał z żalem.
Pogrążony w swoich myślach nawet nie zauważył, że dziewczyna o czymś do niego mówi.



- ... tak, koniecznie sprawię sobie taką maszynę do szycia! Myślę, że gdy sprzedam ten i jeszcze jeden obraz, będzie mnie już na nią stać.



- Przecież potrzebujesz czasu, żeby je namalować, jakiejś inspiracji...
- Och, oczywiście, że tak! Dlatego też myślę, że odłożę tę inwestycję dopiero na przyszły rok.
Przyszły rok?!, pomyślał blondyn ze zgrozą. Mógłbym jej ją kupić za połowę mojej miesięcznej pensji!
- Nie prościej byłoby ci pójść dorobić gdzieś? To nie są przecież duże pieniądze.
- Dorobić? Nie, moje finanse nie stoją jeszcze na tak złym poziomie, żebym musiała dorabiać. Poza tym wtedy mniej czasu zostałoby mi na malowanie i moje obrazy mogłyby stracić na jakości...
Perfekcjonistka... Zupełnie nie dba o to, że mogłaby wymienić w tym domu podłogi, bo te niedługo się pozapadają!
- Wiesz co? Pojedziemy zaraz do sklepu i kupię ci tę maszynę.
- Co!? - dziewczyna nie kryła zaskoczenia. - Ale Wojtek, to nic takiego, dam sobie radę, mam jeszcze co robić... Poza tym to sporo kosztuje... Nie będę miała z czego ci oddać.
- To będzie prezent.
- Och, daj spokój... Jeszcze tak bez okazji...? To nie wypada.
- Nie wypada, żebyś była szczęśliwa i rozwijała swoje hobby?
- Rzeczy materialne szczęścia nie dają...
- Ale pasja, którą dzięki nim rozwijasz, już owszem. Wiem, że będziesz szyła piękne rzeczy na niej. Nic innego nie ma znaczenia.
Wzruszyła się na te słowa i przytuliła go.
- Och, Wojtek... Jesteś cudowny! Tak dobrze mnie rozumiesz... Jak ja ci się za to odwdzięczę?



- Myślę, że z tym akurat ty nie będziesz mieć żadnego problemu.
- Ale... Jak to?
- Sabina... Za każdym razem, gdy jestem z tobą, jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.



- Och, Wojtek... Nikt nigdy mi czegoś takiego nie powiedział.
- W takim razie ja jestem pierwszy i - mam nadzieję - jedyny. I ostatni.
Łzy zabłysły jej w oczach i tylko tyle był w stanie zobaczyć, gdyż szybko je zamknął, dając ponieść się chwili.



Sabina pod wpływem nowych, nieznanych jej dotąd uczuć, malowała jeszcze piękniejsze obrazy.



W międzyczasie mały braciszek Wojtka obchodził swoje 5 urodziny!





Ania nie spuszczała oka ze Stasia ;]





Wśród zaproszonych gości byli między innymi państwo Sowa (siostra Karoliny z mężem) i Florczakowie (Klementynka, Rajmund i Joasia).
Przy stole rozmawiano o przyszłości ;]

Niektórzy zaś zamiast mówić o niej głośno, woleli w spokoju dopracowywać swoje plany. No i w końcu je zrealizować.

Niby zwykła randka w domu pewnego mroźnego wieczoru, ale dla dwójki naszych bohaterów miała być przełomowa ;)






- Kim dla ciebie właściwie jest Marcelina Koralik? - zapytała ni stąd ni zowąd.
- Marcelina? Skąd to pytanie? Byłem pewien, że mówiłem ci, że to moja najlepsza przyjaciółka od zawsze.



- Tylko najlepsza przyjaciółka?
- Hmmm... No taka bratnia dusza. Możemy wieki ze sobą nie rozmawiać, ale zawsze wyczujemy, jeśli któreś z nas będzie mieć kłopoty.
- Miałam na myśli raczej to, czy było między wami... coś więcej.
- Czy byliśmy w sobie zakochani? Tak, byliśmy.
- Co się stało?
- Winkler mi ją odbił. Zanim zdążyłem coś z tym zrobić, zaszła w ciążę i wyszła za niego. Tak - moja bratnia dusza, a nawet nie poinformowała mnie o dacie ślubu tłumacząc się, że doskonale wie, że nie cierpię jej męża i na pewno nie będę chciał oglądać, jak pakuje się w to bagno... Miała rację, ale ostatecznie jest moją najlepszą przyjaciółką nawet, gdy się ze sobą nie zgadzamy... Rety, przepraszam, nie powonieniem był tego mówić. W każdym razie nadal jesteśmy sobie bliscy.
- Dobrze, rozumiem. Cieszę się, że masz kogoś takiego. Chciałabym ją lepiej poznać.
- Nie ma sprawy, na pewno nie będzie mieć nic przeciwko.
- Trochę zazdroszczę jej tego, że zna cię tak dobrze, że jest między wami to... coś.
- Nie masz jej czego zazdrościć, naprawdę. Ona może za to być zazdrosna o ciebie, bo to TY jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu.



- Ja? Naprawdę?
- Myślałem, że to wiesz.
- Och, zawsze jest miło usłyszeć to jeszcze raz.
- Kocham cię.
- Wojtek... Ja też cię kocham! Nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Wydaje mi się, że wiem.
- Jak to?
- Udowodnię ci to po kolacji.
- Wolałabym poczekać z tym do ślubu...
- Wiem, ale nie to miałem na myśli.
- Nie?
- No nie. Zaraz się przekonasz.

Kiedy już posprzątali ze stołu, chłopak zebrał się w sobie.
- Sabinko...
Widząc co się święci, krzyknęła zaskoczona.



- Czy zostaniesz moją żoną?
- Nie... To znaczy TAK!!! Tak, tak, tak!



- Nie... Nie wierzę... Czy to może być prawdziwe? - mówiła, płacząc. - Że może się stać tyle miłych rzeczy w ciągu kilku minut?
- Tak, to prawda. Widzisz? Udowodniłem ci! Inaczej nie przyjęłabyś oświadczyn!
- Jestem taka szczęśliwa...



Zaopiekuję się tobą i nie będziesz musiała się już o nic martwić, obiecał jej w myślach narzeczony.


- Młody, no co ty? - zapytał Denis synka. - Roczek już był, a ty jeszcze na tych cholernych czworakach!



- Zwykle to ojcowie uczą swoje dzieci chodzić - odezwała się z pokoju obok jego żona.
- A jakby nie miał ojca, to co?
- Chociaż masz rację... Teoś nie ma ojca.
- Co ty p*******, kobieto?!
- Lepiej weź się za uczenie go. Ja nie mogę się roztroić.
- No, młody, wstajemy! - zarządził. - Wystarczy, że przed dziadkami mi było za ciebie wstyd!



- No nie stój jak ten kołek! Zasuwaj, już! No ale nie na czworaki!!! K****, jeszcze raz!
- Mógłbyś z łaski swojej nie przeklinać przy dziecku?!
- A ty mogłabyś się w końcu zamknąć? No, młody, wstajemy... No co ty o*********?! K*****, co za tępe dziecko mi urodziłaś!
- Na pewno nie gorsze niż jego ojciec.
- Ach tak? To radź sobie k**** z nim sama!
Wyszedł. Przestraszony chłopiec momentalnie się rozpłakał, na szczęście uspokojenie go nie było tym razem trudne.



- Daj rączki mamusi. Taaak! Wstajemy. Kroczek za kroczkiem...



- Moje zdolne maleństwo!




- Teoś, chodź do mamusi!
- Mogłabyś się tak nie wydzierać?! Próbuję oglądać!

Tak mniej więcej wyglądało życie rodzinne młodych Winklerów. W skrócie - Denis zarabiał na chleb i nic poza tym go nie interesowało, a Marcelina miała na głowie wszystkie domowe obowiązki i wychowywanie dziecka.





No nie no, w sumie gdy żywiciel rodziny wracał do domu i widział bajzel w kuchni...







- Coś ty robiła przez cały dzień?! Te talerze stoją tu od rana! Weź coś z tym zrób, a nie!

Uśmiech na twarzy synka był jedyną zapłatą za cały ten trud. Dziadkowie z obydwu stron starali się pomóc jak się da, ale koniec końców to nie oni byli wiecznie niewyspani, niedożywieni, źle ubrani i uczesani byle jak.



Wspominałam Wam już kiedyś, że Winklerowie i Ewerkinowie sąsiadują ze sobą. Kiedy chłopcy podrośli, więzi między rodzinami się zacieśniły.















Pewnego dnia Marcelina została bardzo miło zaskoczona czyimiś odwiedzinami.

- Kopę lat, moja droga! - przywitał się.
- Wojtek! Mogłeś powiedzieć, że przyjeżdżasz, przygotowałabym się...



- Zaczęłabyś się wysypiać z tygodniowym wyprzedzeniem, żeby wyglądać jako-tako? Daj spokój, to tylko ja!
- Tylko ty? Chyba AŻ przyszły mąż tej malarki, Sabiny Czajkowskiej! Gratulacje! Już osobiste.
- A dziękuję, dziękuję.
- Jak przygotowania do ślubu?
- Całkiem nieźle. Ślub weźmiemy wczesną wiosną, jeszcze nie wiem dokładnie kiedy, ale... Chciałem cię poprosić, żebyś była blisko mnie w tym ważnym momencie.
- Blisko będzie Sabina, a ja się ucieszę, jeśli w ogóle uda mi się przyjechać.
- Proszę, postaraj się. Tak, ale zaraz za panną młoda jest... Świadek. W moim przypadku świadkowa. Chciałbym cię poprosić, żebyś nią została.
- Przykro mi, ale muszę odmówić...
- Zapomnij o tej sprawie z twoim ślubem, to nie ma znaczenia.
- Wojtek...



- Gdyby to tylko ode mnie zależało, to zostałabym i na weselu i upiła się do nieprzytomności świętując szczęście twoje i Sabiny... Ale mam nieodpowiedzialnego męża, z którym nie zostawię synka samego na cały dzień, teściów, którzy w weekendy zazwyczaj pracują i rodziców, którzy opiekują się schorowaną babcią.
- Możesz wziąć Teosia ze sobą. Na pewno będziecie się dobrze bawić. Wiesz, że Karolina uwielbia dzieci, a Staś jest zawsze chętny do zabawy.
- Nie, to się nie uda...



- Marcelina - powiedział, bardzo poważnym tonem. - Zrobię WSZYSTKO co w mojej mocy, żebyś mogła ten jeden dzień spędzić poza domem dobrze się bawiąc i nie martwiąc się o nic, ale jeśli ty nie będziesz chciała dać sobie pomóc, to rzeczywiście nic z tego nie będzie. Należy ci się odpoczynek i wiem, że ten jeden dzień to i tak będzie za mało, ale... Ale zawsze. Proszę, zrób to dla mnie. Chciałbym, żeby moja najlepsza przyjaciółka była i cieszyła się ze mną w tym ważnym dniu.
- Spróbuję.
- Obiecaj mi to.
- No dobrze... Obiecuję. I dziękuję.
- To ja ci dziękuję.



- A teraz... Weźmy się w garść. Wiem już co u ciebie, o Denisa nawet nie pytam, a co tam u potworka-Teodorka?
- Sam się przekonaj, wujaszku - uśmiechnęła się. - Napijesz się kawy?
- Z chęcią.
- Kora podrzuciła mi wczoraj kawałek ciasta z Cukierni - o ile Denis-rozrabiaka całego nie zeżarł, to cię nim poczęstuję.
- Już się cieszę.

- Czy jest tu jakiś potworek-Teodorek?





- Jak te potworki szybko rosną!



- Ijaaa!
- Wojtek!



- Wołałaś nas, mamo? Masz dla nas coś słodkiego?



- Słodko to wy razem wyglądacie!
- Teoś, pokażemy mamie, jak ładnie się bawimy?
- Daaaa! - krzyknął malec z entuzjazmem.





- No bardzo ładnie się bawicie! Wojtek, nie wiedziałam, że takie duże dziecko z ciebie!
- Nie marudź, bo kiedyś Teoś podrośnie i nie będziemy się już tak fajnie bawić!



Ile ja bym dała za to, żebyś to ty był tatą małego Teosia..., pomyślała ze smutkiem przypominając sobie, jak jej mąż traktuje ich synka.



- ... mówię ci, Sabina jest takim uroczym stworzeniem! Pamiętasz, jak na początku miałem wątpliwości? Okazało się, że nie jest aż tak źle, a ja wcale nie muszę wysłuchiwać jej opowieści o malarstwie, obrazach, autorach i wystawach.



- Kto wie, czy nie będziesz musiał, kiedy zamieszkacie razem.
- Mam nadzieję, że nie. A zresztą, dam sobie radę. Kto wie - może będzie tak, że sam się w to wciągnę?
- Tak byłoby najlepiej. Bycie kreatywnym to dobra rzecz. Na przykład mój mąż nazwał mnie ostatnio - bardzo pomysłowo! - "sumo".



- "Sumo"?! Jakim idiotą trzeba być, żeby tak wyzywać własną żonę! Żeby ją wyzywać jakkolwiek!
- Nikoniecki?! Co ty tu k**** robisz?! - usłyszeli.



- I c*** ci do tego, jak nazywam swoją żonę!



- Nie będziesz obrażał mojego gościa w tym domu! - krzyknęła rozzłoszczona Marcelina.



- Kto ci go k**** pozwolił w ogóle zapraszać?!
- Sam przyszedłem, cwelu - odparł Wojtek.



- Będzie tu przychodził, ilekroć sobie tego zażyczę, a tobie NIC do tego!
- Ciekawe, czy zrobiłaś pranie... Założę się że nie miałaś na to czasu przez niego!
- Może sam byś sobie uprał swoje śmierdzące skarpetki?
- Nikoniecki, jeszcze jedno słowo... A zresztą, idę stąd. Dwóch idiotów na raz nie przegadam. A my sobie porozmawiamy wieczorem, Marcelina.


Zdjęcia ze ślubu Wojtka i Sabiny możecie obejrzeć w tym poście :)
Jak widzicie, Marcelinie udało się być na nim, na weselu też została. Zabawa była przednia, ale pani Winkler musiała wrócić wieczorem do domu.
To, co tam zastała, przeszło jej najgorsze obawy.



- TY PADALCU! - ryknęła.
- K****! - odpowiedział padalec.



- Wstrętna, podła świnia! Powinnam była wiedzieć od początku, że tak to się skończy!





- Marcelina, PRZEPRASZAM, no!
- W dupie mam twoje przeprosiny, Denis.
- Co ty robisz?
- Nie widzisz, ślepy jesteś? Pakuję swoje rzeczy.
- I gdzie niby pójdziesz?
- Choćby do diabła, nic ci do tego! Teosia zabieram ze sobą.
- Ja p******...


Ciąg dalszy nastąpi.


...

Bawcie się dobrze w Nowym Roku (i w jego przededniu) i nie opuszczajcie się w komentowaniu "Miasteczka" ;]
/L.

Ostatnio edytowane przez Liv : 05.09.2016 - 12:25
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.