- Rozwód? - zdziwiła się. - Iwo, o czym ty mówisz?
- W zasadzie może być to nawet unieważnienie małżeństwa. Wiem, że zostałaś do niego zmuszona, chociaż starałem się nie dopuszczać do siebie tej myśli...
Twarz Koryny wykrzywiła się w grymasie.
- Tak, Iwo, zostałam do niego zmuszona. I tak, unieważnienie byłoby lepszą opcją, ale...
- Ale co? - posmutniał na twarzy jeszcze bardziej. Czyżby szykowała się, żeby zadać ostateczny cios w jego i tak złamane już serce?
- Nie będzie żadnego... unieważnienia. Ani... rozwodu.
Te słowa mogły zostać zinterpretowane na dwa sposoby. Iwo wybrał ten mniej oczywisty.
- Kora, nie ma na co czekać. Nie bądź dla mnie taka dobra. Prędzej czy później zapłacę te alimenty na Akiego.
- Bogowie, Iwo... - zmartwiła się ona.
- ...?
- Jak możesz stawiać się w tak beznadziejnej sytuacji? Jak możesz tak oskarżać się o to, co się stało?
- Przecież to wszystko to moja wina.
- Uratowałeś mi życie i godność, już zapomniałeś? Zabiłeś swojego ojca dla kobiety, którą kochałeś. Wcześniej byłeś świetnym ojcem i kochającym mężem.
- Kora, ty tak na serio...? Już nie pamiętasz, co o mnie mówiłaś?
- Pomyliłam się. Źle cię oceniłam. Przykro mi. Gdy zrozumiałam, kim tak naprawdę jest mój mąż, było już za późno. Ale przecież będziemy się widywać i będą przepustki...
- Nie, Kora, NIC nie będzie! - zaprzeczył załamanym, ale nadal mocnym głosem. - Wiesz, jak mnie bolą twoje słowa? Nie chcę mieć nadziei na lepsze jutro, rozumiesz? Idź już sobie...
- To też jest dla mnie trudne... - wyznała. - Iwo, czy ty mnie jeszcze kochasz?
- PRZESTAŃ, DO CHOLERY! - krzyknął z bólu. - Nawet jeśli, co to to, do kuźwy nędzy, zmienia?
Kobieta kuliła się ze strachu.
- Przepraszam - powiedział po chwili. - Powiesz mi wreszcie, o co ci chodzi?
Coś pchnęło ją prosto w jego ramiona.
Iwo odruchowo przycisnął ją mocniej do siebie. Poczuł, że cała się trzęsie i że serce bije jej niespokojnie.
Chciał wiedzieć, że dobrze zrozumiał mowę jej ciała.
- Kora, kochasz mnie, prawda? - zapytał przyciszonym głosem. - To mi chciałaś powiedzieć...?
- Tak, Iwo - wyszeptała.
- Nie wierzę ci. Nie chcę wierzyć...
- Pocałuj mnie.
- Kora, minęło tyle lat...
- Lepiej późno, niż wcale.
- Powiedz mi to jeszcze raz.
- Kocham cię - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
Tak wiele pytań cisnęło mu się na usta, ale w tamtym momencie to serce wygrało z rozumiem i wiara z wątpliwościami.
...
Eryka...
... podobnie jak jej ciocia przeżywała swoje pierwsze miłosne uniesienia.
Ale nie od razu
Abraś Starczyk skradł jej serce. Był to proces raczej stopniowy, a zaczął się od zwykłej sąsiedzkiej (zauważcie, że z okna jego pokoju widać dom Jagódków ;]) przyjaźni.
Kiedy dziewczyna zapominała o swojej rozbitej rodzinie, była zupełnie normalną, radosną i wygadaną młodą damą. Bywały jednak momenty, w których zupełnie niechcący wybiegała myślami chociażby do tego, co zostało z małżeństwa jej rodziców.
- E tam. Zobaczysz, wszystko się ułoży.
- Sama mówiłaś, że zanim twój tata trafił do więzienia, byli najlepszymi przyjaciółmi, szczęśliwym małżeństwem. Pogodzą się, jestem tego pewien!
Nie miał też problemów z rozweselaniem przyjaciółki.
Ale co najważniejsze, udało mu się przekonać ją, że choćby i cały świat się walił, on zawsze będzie przy niej...
... i że nigdy nie będzie przez niego płakała.
Koryna i Aki wprowadzili się do pań Jagódek.
Niby mały Ewerkin, ale patrzcie, jaki słodki!
Kuzynka a może jednak starsza siostra?
A w międzyczasie trwały przygotowania do czyjejś wielkiej tragedii...
- Olimpia...?
Po chwili zostały sam na sam.
- Ty podła zdziro! Jak mogłaś to zrobić...?!
- Mów za siebie! I o********* się od mojego życia, OK?
- Jeszcze tego pożałujesz! Będziesz gorzko płakać, idiotko! Już mi jest ciebie żal.
- Lepiej zajmij się swoim kryminalistą, Kora! I weź s********.
- Jesteś pewna, że się przytulali?
- Mamo, widziałam wyraźnie. W sumie to ja tylko czekałam na to, aż ona zacznie zdradzać Krisa na naszych oczach.
- Porozmawiam z nią.
- Daj spokój. Ona nikogo nie posłucha.
- Zdrajczyni nie będzie mieszkać pod moim dachem. A, i ani słowa Krisowi ani Eryce.
- Olimpia, dziecko, coś ty najlepszego narobiła?
- O bogowie... - powiedziała kobieta, przewracając oczami ze zniecierpliwieniem. - Niech się mama trzyma od tego z daleka. Wiem, co robię.
- Zdradzasz swojego męża, mojego syna! Nie zostawię tak tego. Jeśli nadal chcesz mieszkać pod moim dachem, musisz to zakończyć i przeprosić Krisa.
- Za co do cholery mam go przepraszać?! No i pogięło cię? Wyrzucasz mnie z domu?!
- Nie zmienię zdania, moja droga. Albo Kris, albo pakuj się.
- Wiesz co? Miałam DAWNO to zrobić! Nie wiem, po co się tyle lat z wami użerałam! Ciągle tylko "pogódź się z Krisem, on cię kocha, blablabla". Mam was wszystkich dość, głupie baby!
Jak powiedziała, tak zrobiła - jeszcze tego samego wieczoru wprowadziła się do kochanka.
Bohdan Bandera był w podobnym wieku co ona. Był w Nigdzie nowy, ale szybko zyskał sobie sympatię mieszkańców jako właściciel garażowego pchlego targu i warsztatu samochodowego.
Sam był kawalerem. Nie miał pojęcia, że jego ukochana ma męża - nie nosiła obrączki i nigdy o nim nie wspominała...
Gdy ich romans wyszedł na jaw, Wyspiarze odczuli nagłą niechęć do przedsiębiorcy. Bohdan nie wiązał jednak zmniejszających się dochodów z obecnością Olimpii w jego życiu.
- Dzieci? Nie, ja nie chcę mieć dzieci. I proszę cię, nie nalegaj na to.
Nie uświadomiła go także, że ma córkę. O Eryce mówiła jak o swojej siostrzenicy - córce Kory...
- Odejdź, nie chcę z tobą rozmawiać.
- Nie wygłupiaj się, kochanie. Przyjechałam tu specjalnie do ciebie.
- Szkoda twojej drogi. Możesz wracać do swojego faceta - jemu bardziej się przydasz niż mnie.
- ERYKA!
- Jak ty się do mnie odzywasz? Jestem twoją matką, a nie jakąś koleżanką!
- Kpisz sobie ze mnie? Odeszłaś sobie bez słowa, zdradziłaś mojego ojca i jeszcze chcesz, żebym cię szanowała?! Jak dla mnie, to możesz w ogóle tu nie wracać! Nie potrzebuję takiej matki!
- Tylko SPRÓBUJ czegoś ode mnie chcieć, przebrzydła smarkulo! Nie chcesz matki? Załatwione, nie będziesz jej miała.
Kilka godzin później Eryka miała widzenie z tatą. Postanowiła, że będzie się dzielnie trzymać i nie piśnie słówka na temat mamy.
- Tata!
- Cześć, kwiatuszku! Stęskniłem się za tobą. No ale coś ty taka nie w sosie?
- Sprawy "sercowe" tak jakby.
- Powiedz temu twojemu Mojżeszowi...
- Abrahamowi...
- ... że jak następnym razem zepsuje humor mojej księżniczce, to będzie miał do czynienia ze mną! Możesz mu nawet zademonstrować, co z nim zrobię...
- TATO!
- Tak?
- To nie o Abrasia chodzi, ale nieważne - powiedziała po chwili, już uspokojona.
- Nieważne?! Ależ oczywiście, że ważne.
- Tato, nie każ mi o tym mówić.
- Przecież widzę, że się z tym męczysz. Powiedz mi o co chodzi - będzie ci na pewno lżej.
- Chodzi o mamę...
- Coś się stało? Rozchorowała się, coś z pracą?
- Ach, tato!
- Nic nie rozumiesz! - wychlipała. - Mama... Ona ma kogoś! Wprowadziła się do niego, a wcześniej...
- Mama... - Krisowi serce rozdzierało z bólu, gdy to wypowiadał. - Olimpia ma kochanka?
- Tak, tato...
Chciał krzyczeć najgłośniej, jak się dało. Rozniósłby całą salę w proch ze złości i bezradności.
Wszystko przepadło. Tak długo miał nadzieję, a ta w jednej chwili ulotniła się bezpowrotnie. W jej miejsce wkradła się złość, która wkrótce miała przerodzić się w... obojętność.
Eryka spojrzała na swojego tatę i przestraszyła się. Nagle postarzał się o dziesięć lat, a wyraz jego twarzy zmroził jej krew w żyłach. Dopiero wtedy przypomniała sobie prośby babci i cioci...
- Przepraszam, tato - powiedziała. - Nie chciałam cie zmartwić.
W odpowiedzi Kris ją przytulił.
- Damy sobie z tym radę, skarbie - powiedział pokrzepiająco. - O nic się nie martw.
- Tato, co z tym zrobisz?
- Nie wiem. Nie chcę o tym myśleć. A teraz idź już. Nie mogę dłużej rozmawiać.
- Trzymaj się, tato. Jestem z tobą.
- Wiem. Do widzenia, Eryka.
Długo płakał w samotności.
Stracił nie tylko żonę, ale i - co gorsza - wszystkie uczucia, sens życia.
Wiedział, że teraz już nic go nie złamie, ba - nawet nie wzruszy! Ale co to za życie, gdy jest ci wszystko jedno?