W takie wieczory jak ten Kazia zawsze się bała. W nocach z sobót na niedziele jej kochanek nie musiał iść do pracy, a wolny czas spędzał w towarzystwie swoich podejrzanych kumpli i litrów alkoholu. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby wracał trzeźwy, ale nie to było najgorsze. Nawet jeśli był pod wpływem, ale przy tym zmęczenie ścinało go z nóg, najczęściej przesypiał kilka godzin na kanapie zapomniawszy o bożym świecie.
Czasami jednak był tak pobudzony, że na jej widok wszelkie hamulce mu puszczały...
Siedziała do późna nad robótką, gdy usłyszała trzask zamykanych drzwi. Chwilę później odgłosy kroków stawały się coraz wyraźniejsze.
Ręce zaczęły jej się trząść ze strachu i zbierała w sobie wszystkie siły, by tylko nie wybuchnąć płaczem gdy drzwi do sypialni się otworzą.
- Kaziaaaaaa? - usłyszała za sobą.
Spokojnie, tylko spokojnie, próbowała uspokoić się w duchu nie przerywając pracy.
- Kaziaaa! - krzyknął zniecierpliwiony. Przestraszyła się - oby tylko nie obudził Kewina...
- Czego chcesz? - zapytała, wściekła.
- Ciebie - odparł, po czym zaczął się do niej dobierać.
Odepchnęła go.
- Co, nie chcesz mnie? Jak możesz MNIE nie chcieć?!
- Kostek, uspokój się - prosiła. - Nie dzisiaj...
- A właśnie, że DZISIAJ. TERAZ. Choćbym miał cię wziąć siłą...
- Powiedziałam NIE.
- Stul pysk, do cholery! - krzyknął, po czym wymierzył jej siarczysty policzek.
- Mamo...?
- MAMO! - krzyknął przerażony Kewin. - Coś ty jej zrobił?!
- S******* stąd, albo ciebie spotka to samo, co ją!
- Proszę, zostaw ją...
- Chcesz w ryj, gówniarzu?!
To powiedziawszy, jedynym wprawnym ruchem wypchnął chłopca za drzwi, po czym zamknął je na klucz.
Bogowie, proszę, nie pozwólcie mu skrzywdzić mamusi! Gdybym tylko był starszy i silniejszy...!
A za drzwiami Kostek dokańczał to, co zaczął.
Kobieta modliła się o to, żeby stracić przytomność, ale nie udało jej się to. Nie miała też siły, żeby się obronić...
Doskonale pamiętała każdy jego ruch, każde wypowiedziane w pijackim bełkocie słowo.
Nie miała jednak pojęcia, że następstwa tej nocy - mimo że tragiczne w skutkach - ostatecznie zwrócą jej wolność.
Kilka dni później miasteczkiem wstrząsnęła wiadomość o brutalnym morderstwie, wcześniej poprzedzonym gwałtem, którego ofiarą padła młoda nauczycielka z miejscowej podstawówki, Marta Żonkilewicz. Kobieta osierociła rocznego synka i pozostawiła w głębokiej rozpaczy męża. W tym samym czasie współlokator panny Kwiotek zniknął z powierzchni ziemi.
Wydarzenia te były impulsem, który popchnął wcześniejszą ofiarę czynów Konstantyna Jagódka do złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, a następnie złożenia zeznań. Dzięki nim śledczym udało się powiązać sprawę morderstwa Marty Żonkilewicz z dokonanym wiele lat wcześniej zabójstwie na Kastorze Jagódku. Dzięki wskazówkom Kazi udało się dotrzeć do narzędzia zbrodni zakopanego niedaleko domu. Po porównaniu próbek DNA nie było już żadnych wątpliwości, kto stoi za śmiercią obu tych osób.
Teraz pozostawało czekać, aż morderca wpadnie w zastawione na niego sidła...
Po miesiącu ciszy nagle zjawił się w jej domu.
- Doniosłaś na mnie, ty k****! - pieklił się.
- Odszczekaj to, albo skończysz tak jak oni! - zagroził.
- Nigdy! - krzyknęła bojowo kobieta. - Cela w więzieniu już na ciebie czeka!
- Taaa, jasne - zaśmiał się Jagódek. - No ale nie, to nie!
Podniósł na nią rękę, ale zanim zdążył ją w ogóle dotknąć, usłyszał:
- Proszę, nie... Jestem z tobą w ciąży...
Wbrew oczekiwaniom Kazi, to wyznanie tylko jeszcze bardziej rozjuszyło jej oprawcę.
- Kłamiesz, idiotko! - krzyknął z pasją, po czym zaczął ją okładać pięściami.
Jej jęki i zawodzenie przerwał nagle głos dochodzący zza drzwi. Mężczyzna bez zastanowienia udał się w tamtą stronę - zapewne ktoś inny też pragnął dostać w****** prosto z jego rąk...
Zdziwił się bardzo na widok gościa.
- Jagódek? No nareszcie!
- Ładnie to urządziłeś - wpakować brata na 15 za kratki za nic! Dobrze, że przynajmniej ty nigdy nie wyjdziesz na wolność!
W pokoju obok resztkami sił kobieta podnosiła się z podłogi. Bardzo bolał ją brzuch...
- Pani Kwiotek, wszystko w porządku? - zapytał funkcjonariusz.
- Źle się czuję... Potrzebuję lekarza...
- Oczywiście, zaraz się tym zajmę.
- Naraziła pani własne życie pomagając schwytać nam Jagódka. Teraz już wszystko będzie dobrze, pani Kwiotek. Proszę się nie martwić - Jagódek dostanie to, na co zasłużył - zapewnił ją.
Mimo niemal natychmiastowego udzielenia jej pomocy, nie udało się zapobiec poronieniu...
Podczas gdy dzielna Kazia przeżywała swoją własną, osobistą tragedię, Nieznanowo i Wyspa świętowały triumf sprawiedliwości. Morderca i gwałciciel Konstantyn Jagódek został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności. Swoją karę miał odbyć w więzieniu o największym możliwym rygorze, swoistym Alcatrazarze tej części simowego świata.
To zaś oznaczało, że...
- Wiesz, trochę sobie tego nie wyobrażam - wyznał Kris. - Lada moment stad wyjdę, wrócę do rodziny, zacznę szukać pracy... Ale to już nie będzie to samo. Nikt mi nie zwróci tych piętnastu lat życia tu spędzonych.
- Kris, nawet nie wiesz, jak ci tego zazdroszczę... - powiedział Iwo. - Jesteś jeszcze młody, zdążysz sobie ułożyć życie na nowo... A ja będę tu gnił przez kolejne kilka lat.
- Uwierz, Iwo, nie zawsze wolność jest tym, czego człowiek najbardziej pragnie. Szczególnie, gdy czujesz, że nie masz do kogo wracać... - po tych słowach zamilknął na chwilę. - Ale ty? Wiem, że dasz sobie radę - że zniesiesz to lepiej niż ja.
- Przynajmniej ja siedzę za coś. Nigdy nie żałowałem tego, że wysłałem Ewerkina na tamten świat, ale...
- Chodzi o moją siostrę, prawda?
- K****, Kris - zaczął emocjonalnie jego szwagier. - Że też rozłączyło nas właśnie wtedy, gdy tak bardzo chcielibyśmy być razem! Mój synek wychowuje się bez ojca... Kris, obiecaj mi, że zaopiekujesz się nimi i że zastąpisz Akiemu ojca.
- Nie muszę ci tego obiecywać. Przecież oboje kochamy Korynę i chcemy jej szczęścia.
- Dzięki, szwagier - Iwo objął swojego rozmówcę.
- Dzięki za wszystko. Oby na wolności było ci lepiej niż tutaj.
- To ja tobie dziękuję, Iwo. Jesteś w porządku. Cieszę się, że moja siostra dała ci szansę.
- No to do zobaczenia na wolności, Kris.
- Oby jak najszybciej - dodał Jagódek.
Jeszcze jedno zdjęcie Eryki <3
Ukochane kobiety Krisa postanowiły urządzić małe przyjęcie powitalne.
Serce kochającej córki zabiło mocniej, gdy stanął przed nią ten wolny już człowiek.
Jej tata.
To była z pewnością jedna z najszczęśliwszych chwil w całym jej życiu.
- Braciszku!
- Nareszcie! Witaj w domu!
Ma się rozumieć, że i Kira wyściskała wyściskała swojego najstarszego za wszystkie czasy ;)
Siostrzeniec byłego więźnia zaś kilka lat później zareagowałby na powrót wuja równie rzewnie jak mama, babcia i kuzynka, ale w tamtej chwili grzecznie czekał na swoją kolej, by zamienić słowo z tym słynnym Kryspinem Jagódkiem, który - niesłusznie skazany za zabójstwo - w końcu odzyskał wolność.
Rodzina cieszyła się sobą, a równocześnie każdy z nich w myślach próbował dostawić do stołu jeszcze dwa dodatkowe krzesła - jedno dla Iwa, a drugie...
Wymknął się z domu niczym złodziej. Tyle czasu czekał na tę chwilę...
Nie obchodziło go, czy ten koleś jest w domu, czy go nie ma. Żadna siła nie powstrzymałby go przed tym, co zamierzał zrobić.
- Kris?!
Szczere, niemiłe zaskoczenie na jej twarzy, czarny, obcisły top zarysowujący jej wdzięki i brak obrączki na palcu tylko dolały oliwy do ognia.
- Po tylu latach w końcu się spotykamy - powiedział spokojnie. - Mogę wejść?
Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, on już stał przed nią na korytarzu.
- Mogłaś przynajmniej wybrać sobie jakiegoś bogatszego - stwierdził chłodno.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytała.
- Przyszedłem do ciebie, bo ty nie potrafiłaś tego zrobić przez niemal piętnaście lat.
Ujrzawszy jej głupią, zmieszaną minę, znowu coś w nim pękło.
- Piętnaście lat! Tyle właśnie zajęło mi marnowanie siebie dla ciebie!
- Tak długo miałem nadzieję, że jeszcze coś dla ciebie znaczę, że jeszcze zdążymy być szczęśliwi razem!
- Czy przez ten czas wymyśliłaś przynajmniej jakiś sensowny powód, dla którego przestałaś mnie kochać?
- Zostawiłeś mnie samą z malutkim dzieckiem, już zapomniałeś?
- To dlaczego, do cholery, moja siostra - której mąż też siedzi za kratkami - jest mimo wszystko szczęśliwa?!
- A czy ja jestem nią?
- Nie. Masz rację, nie jesteś nią.
- Jesteś za to najpodlejszą, najgorszą i najobrzydliwszą k***** jaka chodzi po tym świecie! Żadną inną kobietą nie brzydzę się tak bardzo, jak tobą. Niczego tak bardzo nie żałuję jak tego, że oddałem ci moje serce, duszę, całą nadzieję i przyszłość! Miałaś to wszystko w swoich rękach, ale postanowiłaś zmieszać to z błotem! Zabiłaś we mnie wszystko, co najlepsze, co najpiękniejsze. Kochałem cię tak mocno - z całych, k****, sił! - że już nigdy nikogo nie będę umiał tak kochać. Nie potrafię już ufać; żyję, ale sam nie wiem, po co...
- Uspokój się, do cholery! - przerwała mu. - Rozwiedziemy się i będzie fajnie, OK?
- Rozwód? - wściekł się on. - Nie będzie, k****, żadnego rozwodu!
- Nie pozwolę ci zranić nikogo tak, jak zraniłaś mnie. Będę twoim najgorszym koszmarem i wyrzutem sumienia. Pewnego dnia poczujesz, jak to boli być nikim, chociaż kiedyś byłaś wszystkim. To będzie moja zemsta.
- Zamknij się! - wybuchnęła kobieta.
- Jaka ty jesteś głupia... Zapomniałaś, że spędziłem piętnaście lat z najgorszymi bandziorami? Że przed niczym się nie cofnę?
To powiedziawszy, popchnął ją mocno.
Cudem się nie przewróciła.
- Mam nadzieję, że kiedyś wrócisz tam, skąd wróciłeś! - krzyknęła w furii.
- Z przyjemnością. Ale wpierw to ciebie poślę do diabła.
Tym razem upadła, a krople krwi kapały miarowo na dywan.
- Mówiłem już, że cię nienawidzę, prawda? - zapytał.
- Ja ciebie też - wycedziła, próbując zatrzymać krwotok.
Wtedy zobaczyła, że wyciąga rękę w jej stronę, jakby próbując pomóc jej wstać. Odruchowo złapała ją.
Już-już prostowała nogi, gdy nagle on zwolnił uścisk i pozwolił na to, żeby z całym impetem znowu zaryła głową o wykładzinę.
Gdy podniosła wzrok, jego już nie było.
Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało.
Kris...
...
- Ej, stary, co tak siedzisz samotnie? Mogę się dosiąść?
- Jasne.
- Wyglądasz tak, jakbyś miał zamiar zalać się w trupa. Dosłownie.
- Masz żonę?
- Nie, nie mam, ale mogę mieć.
- Nie, stary, nie rób tego. Nie pakuj się w to bagno.
- Co - twoja baba puściła cię kantem?
- Gorzej...
- Nie dość, że zostawiła mnie, gdy poszedłem siedzieć, to jeszcze przez piętnaście lat trzymała mnie przy nadziei, że uda mi się ją odzyskać... Wykorzystała mnie, zmieszała z błotem... Przez nią chciałem się zabić, w zasadzie nadal chcę...
- No, stary, nie mazgaj się... Usadzili cię? Za co?
- Słyszałeś o Jagódku? Po co pytam, wszyscy słyszeli... To ja poszedłem siedzieć zamiast niego. To ja jestem ten Kryspin Jagódek.
- O k******, nieźle. Bandera Bohdan, miło mi.
- Więc mówisz, że twoja stara to najgorsza możliwa k****?
- A weź, nawet nie chce mi się o niej gadać... Powinienem już wracać do domu.
- Ej, gdzie leziesz? Czekaj!
- Słuchaj, stary - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej uwolniłeś się od niej. Jeszcze ta k***** pożałuje! Wydajesz się być spoko gościem.
- Dzięki.
- Swoją drogą, jak się nazywa ta twoja stara? Na pewno jest jedną z moich klientek.
- Ej, a to nie ty masz ten garażowy pchli targ? - przy tym pytaniu wyraz twarzy Krisa zmienił się tak diametralnie, że Bohdan aż się przeraził na ten widok.
- No ja, ja - odparł. - Ej, Kryspin? Zadałem ci pytanie.
Tym razem wzrok mężczyzny był jeszcze bardziej złowieszczo przeszywający. To spojrzenie zmroziło blondynowi krew w żyłach.
- Olimpia. Tobie może się przedstawiła jako Olimpia Ramonow. A już na pewno nie powiedziała ci, że od p********* dwudziestu lat jest mężatką.
- OLIMPIA? - zapytał zdziwiony i zarazem przerażony swoim odkryciem Bandera.
W tym samym momencie drzwi baru zamknęły się z hukiem za wychodzącym z niego mężem jego partnerki.