Temat: Miasteczko
View Single Post
stare 22.01.2016, 22:21   #416
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Miasteczko

Czuję się zasypywana komentarzami. Jest mi naprawdę bardzo, bardzo miło <3 Pozwólcie jednak, że przyjemność odpowiedzenia na nie zostawię sobie dopiero na ranek następnego dnia ;)

EDIT:
Spoiler: pokaż
Cytat:
Napisał LP23
To od którego simowego roku istnieje Nieznanowo?
Wyliczyłam, że od 1873.
Cytat:
Napisał MoD
A weź ty, nie dość, że piszesz dużo i ja przy swoim nie nadążam czytać to jeszcze piszesz DOBRZE
E, tam. Bywało lepiej z moim stylem :P
Cytat:
Ciekawa jestem, kto komu i kiedy posmarował (§§§) że takie zapadły wyroki.
Nic mi o tym nie wiadomo :P
Cytat:
Jejku, małe dzieci w dwójce są takie urocze <3
Jeden z bardzo licznych powodów, dla których nie gram w nowsze części simsów ;]
Cytat:
No i znowu się powtarza ta historia, że syn zabija ojca ;(
I to w obrębie tej samej rodziny!
Ale myślę, że mały Aki nie będzie miał powodów, żeby skracać żywot swojego ojca ;]
Cytat:
Abraś - Abraham?
Mhm.
Cytat:
Acz dla mnie wciąż dwójka rządzi!
Niezaprzeczalnie :) Już sam fakt, że jeszcze tylu ludzi w nią gra mimo że ostatni dodatek do niej wyszedł 8 lat temu - z tą grą naprawdę jest coś na rzeczy! :)
Ponadto na przykładzie naszego forum - szczególnie działu OJSG - doskonale widać preferencje graczy.
Fajnie, że nadrobiłaś i znowu jesteś na bieżąco :)

tut! Kopę lat! :)
Dobrej godziny? Haha, to króciutko! :P
Cytat:
Jakby nie patrzeć przez to wszystko zostawił ją samą z córeczką.
Ale 1. nie zrobił tego dobrowolnie, 2. z pomocą Olimpii przyszła teściowa - Olimpia nadal mogła zarabiać na życie i równocześnie wychowywać dziecko, które przecież nie ani chodziło głodne, ani zaniedbane, i czuło się kochane, także przez ojca mimo że ten był praktycznie nieobecny w życiu Eryki.
Cytat:
Marcelina głupio zrobiła, że wyszła za Denisa, czemu pogodziła się z Wojtkiem, a zaraz potem przyjęła Denisa?
Wojtek nie wyznał jej miłości ;]
Cytat:
W jednej chwili zastanawia się czy to dobry pomysł związek z Sabiną, a za chwilę padają sobie w objęcia?
Dlaczego nie? :P
Cytat:
Kurczę on wyszedł na wolność, a nikt nie połączył go ze śmiercią ojca?!
Kostek miał alibi - świadkowie, w tym m.in. Kazia - zeznali, że widzieli, jak wcześniej wychodził z domu.
Cytat:
Może zmajstrują jeszcze jedno dziecko na przepustce?

Cytat:
Jeśli chodzi o 15 rundę to bilans wyszedł na minus.
Obecna runda też będzie na minusie ;] Mam za dużo simów w Miasteczku... Szkoda mi tylko tych pustych domów :(


A tymczasem dobry wieczór.
Historie toczą się dalej, chociaż w przypadku rodziny Jagódek będzie to na razie ostatnia część. Dzisiaj dram ciąg dalszy, ale pod koniec - mam nadzieję - przynajmniej nacieszycie oczy moim najnowszym projektem :)
Btw, ostatnie naście zdjęć - oba spotkania Krisa - cyknęłam dzisiaj na szybko. Zdjęcia restauracji też są "na świeżo" ;]
No ale!

Burmistrzowie
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

- Co do...?





- GDZIE MOJA GITARA?! - krzyknął rozzłoszczony chłopak.
- Nie będzie ci już potrzebna - usłyszał.
- Coś ty powiedział...? - wycedził przez zęby w stronę ojca.



- Nie rozumiesz? Przynosisz wstyd rodzinie tym twoim rzępoleniem w zespole!



- Zamiast się uczyć do szkoły i do przyszłego zawodu, ty albo latasz na próby, albo przyprawiasz mnie o ból uszu! Nie zamierzam tego dłużej znosić!



- Mógłbyś się w końcu ode mnie odwalić?! - wybuchnął nastolatek. - Od DAWNA nie opuściłem ani jednej lekcji, zdążyłem już poprawić prawie wszystkie moje jedynki, ale ty...



- I myślisz, że ja dam się na to nabrać? Że nagle mój syn-niedorajda zmienił się we wzorowego ucznia i oduczył się kłamać? NIE, Cezary! Wiem, że zarobiłeś dzisiaj dwie jedynki z historii i zwiałeś z wfu, bo miałeś próbę! Mam tego dość, rozumiesz? Mam dość ciebie, twoich kłamstw, przekrętów i tego, że doprowadzasz twoją matkę do rozpaczy! Jesteś najgorszym, co mogło mi się przytrafić w życiu!



Ojciec chłopaka wypowiadając te słowa nawet nie byłby w stanie sobie wyobrazić, jakie spustoszenie siały w duszy jego jedynego syna. Nie miał pojęcia, że całe jego "lepsze ja" rozsypuje się jak domek z kart, że jego serce, z wszystkimi dobrymi zamiarami, z resztkami szacunku i miłością do rodziców, właśnie się łamie. Ból i nienawiść były w nim tak silne, że musiały w końcu znaleźć ujście.



- Tak bardzo chciałbym, żeby mama poroniła tę ostatnią ciążę dziewiętnaście lat temu! Tak bardzo chciałbym widzieć twój ból po mojej stracie! Tak bardzo chciałbym NIGDY cię nie poznać! I - przysięgam ci to - jeszcze będziesz po mnie płakał. Odpłacę ci za wszystko, burmistrzu. Nie - ja nie mam już ojca, a ty nie masz syna! Po twojej śmierci miasteczkiem NIE BĘDZIE rządził Domański.
- Idź do diabła... - wysapał tylko ojciec chłopaka.
Spojrzenie syna pełne nienawiści było ostatnią rzeczą, która zapisała się w pamięci burmistrza.
Miał go nigdy więcej nie zobaczyć.




- Bogowie, Błażej, gdzie on się podziewa?!



- Bzdura, Marlena, na pewno się odnajdzie! Nie wierzę, że byłby zdolny coś sobie zrobić.
- Po co mu to wszystko nagadałeś? Dlaczego tak znienawidziłeś tego chłopaka?!
- Nie zasłużył na naszą miłość.
- Jak możesz tak mówić?! Czy chęć władzy już zupełnie cię zaślepiła?! Już zapomniałeś, jak się cieszyłeś, gdy okazało się, że będzie żyć?
- Gdybym wiedział...
- Nie masz serca, Błażej!
Nie zdążył odpowiedzieć, bo dzwonek telefonu dochodzący z korytarza poderwał go na równe nogi.

- Cezary?





- Proszę? Nie, pan chyba nie mówi tego poważnie... To musi być jakaś pomyłka! To na pewno nie on!



- Proszę pana, mój syn nie zrobiłby czegoś takiego! Nie odebrałby sobie życia!
- Czaruś... - wykrztusiła z siebie Marlena.



- Bogowie, nie...



- BŁAGAM, NIE!!! - wydarło się z wnętrza jej duszy. - BŁAGAM!!! Czaruś... CZARUŚ, WRÓĆ DO MNIE!!! SYNKU, BŁAGAM!!!

Błażej już wiele razy widział rozpacz i cierpienie wymalowane na twarzy żony. Tyle razy miał wrażenie, że pękło jej serce.
Nieludzki ból pomieszany z panicznym strachem w jej głosie udowodnił mu, że tym razem stało się tak naprawdę.



Znalazł ją po chwili roztrzęsioną i zapłakaną w pokoju ich synka.





Czarek już nigdy nie zaśnie w tym łóżku.
Teraz ułożą go do snu wiecznego w trumience i otulą wilgotną ziemią...

Do Błażeja nie docierało to, co się stało.





Bzdura! Ten chłopak znowu nas oszukał... Zjawi się tu rano, uśmiechnięty jak zwykle i będzie się śmiał, że daliśmy się nabrać... Już ja go znam!



NIE! Czarek na pewno by tego nie zrobił! Za bardzo kochał życie, żeby tak po prostu je sobie odebrać! Wieszać się przez głupią gitarę...? No i nie pierwsza nasza kłótnia...

Ale ostatecznie i on się poddał.



To moja wina. To ja go zabiłem...
Nikt jednak nigdy nie miał się dowiedzieć o tych wyrzutach sumienia.

Marlena wpadła w rozpacz.



Potrzeba było sporo czasu i silnych leków uspokajających, żeby przywrócić ją do normalności i chociaż trochę ulżyć jej cierpieniu.

Wyryty w prostym, kamiennym nagrobku napis

Cezary Domański
1996 - 2015


przyprawiał matkę chłopca o nową falę łez, a ojca o wyrzuty sumienia.



http://s20.postimg.org/69y0w4bgd/Sim...2_36_39_21.jpg


- Nie pozwolę ci odejść, rozumiesz?!





- Przecież oboje wiemy, że to małżeństwo nie ma już sensu. Naszego synka już nie ma, a Nieznanowo nie ma następcy burmistrza!
- To chyba MÓJ problem, nieprawdaż?



- Tak, twój, ale ciebie, zdaje się, zupełnie to nie obchodzi! Jakbyś zapomniał, że ja jestem już za stara, żeby...



- Nie rozumiesz, że nie jestem w stanie po tym wszystkim zrezygnować z ciebie? Żadna inna - choćby urodziła mi i dziesięciu synów - nie będzie tobą.



- Przez twój egoizm i bezmyślność doprowadzisz miasteczko do ruiny! Ludzie liczą na ciebie, Błażej!
- To nie ja kazałem się mu zabijać!
- Ale ty ponosisz tego konsekwencje. I nie mów mi, że nagle miłość jest ważniejsza od władzy... Jakoś w przypadku naszego synka tak nie było!
- Winisz mnie o jego śmierć?!
- Nie, ale...



- NIE BĘDZIE żadnego rozwodu, rozumiesz? Marlena, ja...



- Proszę cię, nie mów mi nic - wyszeptała błagalnie.



Wiem, że powinienem znaleźć sobie nową, młodszą żonę i spłodzić swojego następcę, ale nie wyobrażam sobie żadnej innej przy moim boku... Żadna ci nie dorówna. Przysięgałem ci, że nie opuszczę cię aż do śmierci i dotrzymam tego... Musi być jakieś inne wyjście!
- Nie, Błażej, nie ma innego wyjścia - odparła, wydostając się z jego uścisku.
- Marlena... - powiedział, próbując na powrót ją objąć.



- Co robisz?! Puść mnie!







- Skarbie, no co ty...?



- Zapomnij o tym. Już nie jestem twoją żoną.



- Co za głupoty wygadujesz?!
- Nie, proszę... Błażej, jeśli nawet ty tego nie chcesz, to ja muszę to zrobić... Muszę odejść, zrobić miejsce dla nowej... Tu się kończy nasze małżeństwo. Przepraszam...

Po chwili Marlena była już w ich - byłej już - sypialni. Postanowiła wpierw spakować najpotrzebniejsze rzeczy, a za kilka dni wrócić po resztę.



Do czasu wprowadzenia się do nowego mieszkania miała zamieszkać w swoim domu rodzinnym z kuzynem i jego żoną. Jej nowe lokum było zaś z dala od miejsca, w którym spędziła zarówno najpiękniejsze, jak i najbardziej bolesne chwile swojego życia.
To już nie był jej dom, tak jak jego właściciel nie był już jej ukochanym. Jeszcze tylko trochę i znowu będzie się podpisywać Marlena Aronowicz...
Jeszcze tylko trochę, a serce będzie pękać jej z żalu i zazdrości ilekroć w telewizji zobaczy miłość jej życia w towarzystwie młodej, ślicznej i ciężarnej kobiety, noszącej pod sercem jego dziecko.
A przecież, paradoksalnie, tego właśnie chciała. Czuła, że tak trzeba. Że jej czas już minął, ale on ma jeszcze szanse na bycie szczęśliwym mężem, ojcem i burmistrzem. Bez niej.

A więc zrobiła to - odeszła, zostawiła go dla jego własnego dobra.



Tylko jak on - po wszystkich tych latach, które razem przeżyli - mógł teraz obyć się bez niej?



Jak miał wyrwać jej podobiznę, tak mocno wyrytą w jego sercu? Jak miał zabić w sobie najgorętszą, najmocniejszą i najszczerszą miłość, jaką widziała ta część świata?

Now that you're gone
The sun will be no more.


Ciąg dalszy nastąpił.


Jagódkowie
poprzedni odcinek

Spoiler: pokaż
...

W takie wieczory jak ten Kazia zawsze się bała. W nocach z sobót na niedziele jej kochanek nie musiał iść do pracy, a wolny czas spędzał w towarzystwie swoich podejrzanych kumpli i litrów alkoholu. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby wracał trzeźwy, ale nie to było najgorsze. Nawet jeśli był pod wpływem, ale przy tym zmęczenie ścinało go z nóg, najczęściej przesypiał kilka godzin na kanapie zapomniawszy o bożym świecie.
Czasami jednak był tak pobudzony, że na jej widok wszelkie hamulce mu puszczały...

Siedziała do późna nad robótką, gdy usłyszała trzask zamykanych drzwi. Chwilę później odgłosy kroków stawały się coraz wyraźniejsze.
Ręce zaczęły jej się trząść ze strachu i zbierała w sobie wszystkie siły, by tylko nie wybuchnąć płaczem gdy drzwi do sypialni się otworzą.



- Kaziaaaaaa? - usłyszała za sobą.
Spokojnie, tylko spokojnie, próbowała uspokoić się w duchu nie przerywając pracy.
- Kaziaaa! - krzyknął zniecierpliwiony. Przestraszyła się - oby tylko nie obudził Kewina...
- Czego chcesz? - zapytała, wściekła.
- Ciebie - odparł, po czym zaczął się do niej dobierać.



Odepchnęła go.





- Co, nie chcesz mnie? Jak możesz MNIE nie chcieć?!
- Kostek, uspokój się - prosiła. - Nie dzisiaj...
- A właśnie, że DZISIAJ. TERAZ. Choćbym miał cię wziąć siłą...
- Powiedziałam NIE.
- Stul pysk, do cholery! - krzyknął, po czym wymierzył jej siarczysty policzek.





- Mamo...?



- MAMO! - krzyknął przerażony Kewin. - Coś ty jej zrobił?!



- S******* stąd, albo ciebie spotka to samo, co ją!
- Proszę, zostaw ją...
- Chcesz w ryj, gówniarzu?!
To powiedziawszy, jedynym wprawnym ruchem wypchnął chłopca za drzwi, po czym zamknął je na klucz.



Bogowie, proszę, nie pozwólcie mu skrzywdzić mamusi! Gdybym tylko był starszy i silniejszy...!

A za drzwiami Kostek dokańczał to, co zaczął.



Kobieta modliła się o to, żeby stracić przytomność, ale nie udało jej się to. Nie miała też siły, żeby się obronić...



Doskonale pamiętała każdy jego ruch, każde wypowiedziane w pijackim bełkocie słowo.
Nie miała jednak pojęcia, że następstwa tej nocy - mimo że tragiczne w skutkach - ostatecznie zwrócą jej wolność.

Kilka dni później miasteczkiem wstrząsnęła wiadomość o brutalnym morderstwie, wcześniej poprzedzonym gwałtem, którego ofiarą padła młoda nauczycielka z miejscowej podstawówki, Marta Żonkilewicz. Kobieta osierociła rocznego synka i pozostawiła w głębokiej rozpaczy męża. W tym samym czasie współlokator panny Kwiotek zniknął z powierzchni ziemi.
Wydarzenia te były impulsem, który popchnął wcześniejszą ofiarę czynów Konstantyna Jagódka do złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, a następnie złożenia zeznań. Dzięki nim śledczym udało się powiązać sprawę morderstwa Marty Żonkilewicz z dokonanym wiele lat wcześniej zabójstwie na Kastorze Jagódku. Dzięki wskazówkom Kazi udało się dotrzeć do narzędzia zbrodni zakopanego niedaleko domu. Po porównaniu próbek DNA nie było już żadnych wątpliwości, kto stoi za śmiercią obu tych osób.
Teraz pozostawało czekać, aż morderca wpadnie w zastawione na niego sidła...

Po miesiącu ciszy nagle zjawił się w jej domu.



- Doniosłaś na mnie, ty k****! - pieklił się.



- Odszczekaj to, albo skończysz tak jak oni! - zagroził.



- Nigdy! - krzyknęła bojowo kobieta. - Cela w więzieniu już na ciebie czeka!
- Taaa, jasne - zaśmiał się Jagódek. - No ale nie, to nie!
Podniósł na nią rękę, ale zanim zdążył ją w ogóle dotknąć, usłyszał:
- Proszę, nie... Jestem z tobą w ciąży...
Wbrew oczekiwaniom Kazi, to wyznanie tylko jeszcze bardziej rozjuszyło jej oprawcę.
- Kłamiesz, idiotko! - krzyknął z pasją, po czym zaczął ją okładać pięściami.



Jej jęki i zawodzenie przerwał nagle głos dochodzący zza drzwi. Mężczyzna bez zastanowienia udał się w tamtą stronę - zapewne ktoś inny też pragnął dostać w****** prosto z jego rąk...
Zdziwił się bardzo na widok gościa.



- Jagódek? No nareszcie!





- Ładnie to urządziłeś - wpakować brata na 15 za kratki za nic! Dobrze, że przynajmniej ty nigdy nie wyjdziesz na wolność!

W pokoju obok resztkami sił kobieta podnosiła się z podłogi. Bardzo bolał ją brzuch...



- Pani Kwiotek, wszystko w porządku? - zapytał funkcjonariusz.



- Źle się czuję... Potrzebuję lekarza...
- Oczywiście, zaraz się tym zajmę.



- Naraziła pani własne życie pomagając schwytać nam Jagódka. Teraz już wszystko będzie dobrze, pani Kwiotek. Proszę się nie martwić - Jagódek dostanie to, na co zasłużył - zapewnił ją.

Mimo niemal natychmiastowego udzielenia jej pomocy, nie udało się zapobiec poronieniu...



Podczas gdy dzielna Kazia przeżywała swoją własną, osobistą tragedię, Nieznanowo i Wyspa świętowały triumf sprawiedliwości. Morderca i gwałciciel Konstantyn Jagódek został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności. Swoją karę miał odbyć w więzieniu o największym możliwym rygorze, swoistym Alcatrazarze tej części simowego świata.

To zaś oznaczało, że...



- Wiesz, trochę sobie tego nie wyobrażam - wyznał Kris. - Lada moment stad wyjdę, wrócę do rodziny, zacznę szukać pracy... Ale to już nie będzie to samo. Nikt mi nie zwróci tych piętnastu lat życia tu spędzonych.

- Kris, nawet nie wiesz, jak ci tego zazdroszczę... - powiedział Iwo. - Jesteś jeszcze młody, zdążysz sobie ułożyć życie na nowo... A ja będę tu gnił przez kolejne kilka lat.



- Uwierz, Iwo, nie zawsze wolność jest tym, czego człowiek najbardziej pragnie. Szczególnie, gdy czujesz, że nie masz do kogo wracać... - po tych słowach zamilknął na chwilę. - Ale ty? Wiem, że dasz sobie radę - że zniesiesz to lepiej niż ja.



- Przynajmniej ja siedzę za coś. Nigdy nie żałowałem tego, że wysłałem Ewerkina na tamten świat, ale...



- Chodzi o moją siostrę, prawda?
- K****, Kris - zaczął emocjonalnie jego szwagier. - Że też rozłączyło nas właśnie wtedy, gdy tak bardzo chcielibyśmy być razem! Mój synek wychowuje się bez ojca... Kris, obiecaj mi, że zaopiekujesz się nimi i że zastąpisz Akiemu ojca.
- Nie muszę ci tego obiecywać. Przecież oboje kochamy Korynę i chcemy jej szczęścia.
- Dzięki, szwagier - Iwo objął swojego rozmówcę.



- Dzięki za wszystko. Oby na wolności było ci lepiej niż tutaj.



- To ja tobie dziękuję, Iwo. Jesteś w porządku. Cieszę się, że moja siostra dała ci szansę.
- No to do zobaczenia na wolności, Kris.
- Oby jak najszybciej - dodał Jagódek.

Jeszcze jedno zdjęcie Eryki <3



Ukochane kobiety Krisa postanowiły urządzić małe przyjęcie powitalne.



Serce kochającej córki zabiło mocniej, gdy stanął przed nią ten wolny już człowiek.
Jej tata.







To była z pewnością jedna z najszczęśliwszych chwil w całym jej życiu.

- Braciszku!



- Nareszcie! Witaj w domu!



Ma się rozumieć, że i Kira wyściskała wyściskała swojego najstarszego za wszystkie czasy ;)
Siostrzeniec byłego więźnia zaś kilka lat później zareagowałby na powrót wuja równie rzewnie jak mama, babcia i kuzynka, ale w tamtej chwili grzecznie czekał na swoją kolej, by zamienić słowo z tym słynnym Kryspinem Jagódkiem, który - niesłusznie skazany za zabójstwo - w końcu odzyskał wolność.



Rodzina cieszyła się sobą, a równocześnie każdy z nich w myślach próbował dostawić do stołu jeszcze dwa dodatkowe krzesła - jedno dla Iwa, a drugie...

Wymknął się z domu niczym złodziej. Tyle czasu czekał na tę chwilę...



Nie obchodziło go, czy ten koleś jest w domu, czy go nie ma. Żadna siła nie powstrzymałby go przed tym, co zamierzał zrobić.

- Kris?!



Szczere, niemiłe zaskoczenie na jej twarzy, czarny, obcisły top zarysowujący jej wdzięki i brak obrączki na palcu tylko dolały oliwy do ognia.
- Po tylu latach w końcu się spotykamy - powiedział spokojnie. - Mogę wejść?
Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, on już stał przed nią na korytarzu.
- Mogłaś przynajmniej wybrać sobie jakiegoś bogatszego - stwierdził chłodno.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytała.
- Przyszedłem do ciebie, bo ty nie potrafiłaś tego zrobić przez niemal piętnaście lat.
Ujrzawszy jej głupią, zmieszaną minę, znowu coś w nim pękło.



- Piętnaście lat! Tyle właśnie zajęło mi marnowanie siebie dla ciebie!



- Tak długo miałem nadzieję, że jeszcze coś dla ciebie znaczę, że jeszcze zdążymy być szczęśliwi razem!



- Czy przez ten czas wymyśliłaś przynajmniej jakiś sensowny powód, dla którego przestałaś mnie kochać?
- Zostawiłeś mnie samą z malutkim dzieckiem, już zapomniałeś?



- To dlaczego, do cholery, moja siostra - której mąż też siedzi za kratkami - jest mimo wszystko szczęśliwa?!
- A czy ja jestem nią?
- Nie. Masz rację, nie jesteś nią.



- Jesteś za to najpodlejszą, najgorszą i najobrzydliwszą k***** jaka chodzi po tym świecie! Żadną inną kobietą nie brzydzę się tak bardzo, jak tobą. Niczego tak bardzo nie żałuję jak tego, że oddałem ci moje serce, duszę, całą nadzieję i przyszłość! Miałaś to wszystko w swoich rękach, ale postanowiłaś zmieszać to z błotem! Zabiłaś we mnie wszystko, co najlepsze, co najpiękniejsze. Kochałem cię tak mocno - z całych, k****, sił! - że już nigdy nikogo nie będę umiał tak kochać. Nie potrafię już ufać; żyję, ale sam nie wiem, po co...
- Uspokój się, do cholery! - przerwała mu. - Rozwiedziemy się i będzie fajnie, OK?



- Rozwód? - wściekł się on. - Nie będzie, k****, żadnego rozwodu!



- Nie pozwolę ci zranić nikogo tak, jak zraniłaś mnie. Będę twoim najgorszym koszmarem i wyrzutem sumienia. Pewnego dnia poczujesz, jak to boli być nikim, chociaż kiedyś byłaś wszystkim. To będzie moja zemsta.
- Zamknij się! - wybuchnęła kobieta.



- Jaka ty jesteś głupia... Zapomniałaś, że spędziłem piętnaście lat z najgorszymi bandziorami? Że przed niczym się nie cofnę?
To powiedziawszy, popchnął ją mocno.



Cudem się nie przewróciła.
- Mam nadzieję, że kiedyś wrócisz tam, skąd wróciłeś! - krzyknęła w furii.
- Z przyjemnością. Ale wpierw to ciebie poślę do diabła.



Tym razem upadła, a krople krwi kapały miarowo na dywan.
- Mówiłem już, że cię nienawidzę, prawda? - zapytał.
- Ja ciebie też - wycedziła, próbując zatrzymać krwotok.
Wtedy zobaczyła, że wyciąga rękę w jej stronę, jakby próbując pomóc jej wstać. Odruchowo złapała ją.
Już-już prostowała nogi, gdy nagle on zwolnił uścisk i pozwolił na to, żeby z całym impetem znowu zaryła głową o wykładzinę.



Gdy podniosła wzrok, jego już nie było.
Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało.



Kris...

...


- Ej, stary, co tak siedzisz samotnie? Mogę się dosiąść?
- Jasne.



- Wyglądasz tak, jakbyś miał zamiar zalać się w trupa. Dosłownie.
- Masz żonę?
- Nie, nie mam, ale mogę mieć.



- Nie, stary, nie rób tego. Nie pakuj się w to bagno.
- Co - twoja baba puściła cię kantem?
- Gorzej...



- Nie dość, że zostawiła mnie, gdy poszedłem siedzieć, to jeszcze przez piętnaście lat trzymała mnie przy nadziei, że uda mi się ją odzyskać... Wykorzystała mnie, zmieszała z błotem... Przez nią chciałem się zabić, w zasadzie nadal chcę...



- No, stary, nie mazgaj się... Usadzili cię? Za co?
- Słyszałeś o Jagódku? Po co pytam, wszyscy słyszeli... To ja poszedłem siedzieć zamiast niego. To ja jestem ten Kryspin Jagódek.
- O k******, nieźle. Bandera Bohdan, miło mi.



- Więc mówisz, że twoja stara to najgorsza możliwa k****?
- A weź, nawet nie chce mi się o niej gadać... Powinienem już wracać do domu.
- Ej, gdzie leziesz? Czekaj!



- Słuchaj, stary - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej uwolniłeś się od niej. Jeszcze ta k***** pożałuje! Wydajesz się być spoko gościem.
- Dzięki.
- Swoją drogą, jak się nazywa ta twoja stara? Na pewno jest jedną z moich klientek.
- Ej, a to nie ty masz ten garażowy pchli targ? - przy tym pytaniu wyraz twarzy Krisa zmienił się tak diametralnie, że Bohdan aż się przeraził na ten widok.
- No ja, ja - odparł. - Ej, Kryspin? Zadałem ci pytanie.



Tym razem wzrok mężczyzny był jeszcze bardziej złowieszczo przeszywający. To spojrzenie zmroziło blondynowi krew w żyłach.
- Olimpia. Tobie może się przedstawiła jako Olimpia Ramonow. A już na pewno nie powiedziała ci, że od p********* dwudziestu lat jest mężatką.
- OLIMPIA? - zapytał zdziwiony i zarazem przerażony swoim odkryciem Bandera.
W tym samym momencie drzwi baru zamknęły się z hukiem za wychodzącym z niego mężem jego partnerki.


Ciąg dalszy nastąpi.


...

Restauracja/dom weselny






Wieszaki na okrycia wierzchnie.







Miejsce dla zespołu.













Rozkład pomieszczeń.

Ostatnio edytowane przez Liv : 02.09.2016 - 10:00
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem