View Single Post
stare 17.12.2013, 19:28   #213
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: I Love You I'll Kill You

Wybaczcie, że nie odpowiem na komenty, ale forum mi tak potwornie zamula, a tematy nie zawsze wchodzą i czasami mnie wywala, więc muszę sie streszczać z wstawianiem odcinka, bo nie wiem czy zaraz mnie znowu nie wy***unda w kosmos..
Cieszy mnie jednak, że jest tyle chętnych do czytania, to naprawdę zachęca do pisania
Oczywiście mam zamiar doprowadzić FS do końca także możecie spać spokojnie



ODCINEK 20


Poszukiwania Ermaca w Zaświatach, od dawna nie przynosiły rezultatu. Quan Chi był zły. Można by nawet śmiało rzec, iż był cholernie wściekły. Chciał dopaść swoje „dzieło”, które miało mu pomóc w zabieraniu dusz, tym czasem wciąż szukał wojownika, który bezpretensjonalnie uciekał mu sprzed nosa, drwiąc sobie z niego najzwyczajniej w świecie. Mag krążył nerwowo po komnacie, zastanawiając się nad kolejnym sposobem znalezienia chłopaka, kiedy nagle przypomniał sobie o czymś, co wydawało się być mało istotne, lecz w tej chwili skutecznie zwróciło jego uwagę. Tak naprawdę nie miał bladego pojęcia, co stało się ze Scarlett, która spory czas temu najzwyczajniej zniknęła mu z oczu. Nie widział jej od bardzo dawna, a dokładniej od dnia kiedy wyruszyła na swoją misję w Zaświaty. I choć dał jej wtedy wolną rękę, oraz mnóstwo czasu na załatwienie jego spraw, nie podobało mu się to, że dziewczyna do tej pory nie pojawiła się ani razu w Netherrealm. Postanowił wezwać więc Noob Saibota oraz Scorpiona, by wypytać ich na temat wojowniczki, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie i posłał tylko po jednego z nich.
- Wzywałeś mnie? – zapytał Saibot, zjawiając się w komnacie czarnoksiężnika.


- Tak.. – Quan Chi podszedł do wojownika wolnym krokiem i zatrzymał się tuż przed nim. – Potrzebuję, byś kogoś dla mnie znalazł.
- Wybacz moją bezpośredniość magu, ale masz jeszcze drugiego chłopca na posyłki. Jest wystarczająco dużo spraw, które muszę pilnować tutaj, do których dochodzi szukanie twego cennego tworu, włóczącego się gdzieś po Zaświatach… - Ninja w czerni nie krył swojej niechęci do wykonania zadania.
- Chętnie posłałbym Scorpiona, ale nie mogę. Nie w tym przypadku.. – Mężczyzna przeszywał wzrokiem swego podwładnego.
Saibot zmrużył oczy, zamyślając się na chwilę. Szybko zdał sobie sprawę, że czarnoksiężnik zaczyna powątpiewać w Hasashiego.
- O co chodzi w takim razie? – zapytał, prędko zmieniając zdanie, co do misji jaką chciano mu powierzyć.
- Chodzi o Scarlett. Tą samą, która starała się również zdobyć eliksir wskrzeszenia, potrzebny w sporej ilości, do ożywienia cię.
Wojownik doskonale wiedział o kogo chodzi, choć jeszcze nie spotkał tej dziewczyny w Netherrealm. Równie dobrze, zdawał sobie sprawę z jakiego powodu chciała go ożywić.
- Co z nią? – zadał kolejne pytanie, wyraźnie zaciekawiony.


- Prawdopodobnie nie żyje. Nie pojawiła się od kilku miesięcy… - Quan Chi westchnął cicho. – Chciałbym byś poszukał jej ciała i przyniósł je do mnie.
- Skoro nie żyje, może to zrobić również Scorpion. Dlaczego akurat mnie potrzebujesz do tej jakże morderczej misji? – Ninja zapytał z sarkazmem w głosie.
- Ponieważ przypuszczam, iż to Scorpion ją zabił. Sam rozumiesz, że wyklucza go to z grona szukających… Odnoszę również dziwne wrażenie, że zrobił to w jakimś celu, dlatego potrzebuję jej ciała, by móc z powrotem ją ożywić i dowiedzieć się o czym wiedziała moja śliczna Scarlett, co zmusiło mojego zaufanego człowieka do odebrania jej życia. – Mag spojrzał na Saibota pytającym wzrokiem.
- Myślę, że jednak skuszę się na wykonanie tego zadania…

******************

Od pewnego czasu, głowę Raina zaprzątała sprawa z księgami, których szukała Jade. Wciąż krążyło mu gdzieś między myślami, że dziewczyna pokłada zbyt duże nadzieje w istocie rodem z Netherrealm, martwiło go to, gdyż mimo wszystko, nadal była jego przyjaciółką i nie chciał, by ktoś ją zranił. Miał mieszane uczucia co do chłopaka, którego ukrywała, dlatego postanowił, że kiedyś pójdzie go sprawdzić. Ostatnie wydarzenia uniemożliwiały mu jednak szybkie spotkanie się z wojownikiem, dlatego teraz, kiedy nadarzyła się idealna okazja, nie mógł jej zmarnować. Z racji, iż większość ludzi w Edenii nigdy nie widziała jego twarzy, postanowił wmieszać się w tłum za pomocą bardziej przyziemnego stroju jaki nosili tutejsi mężczyźni i ruszyć za las, gdzie stał dom Jade. Wciągnął na głowę kaptur i dosyć szybko przemieścił się wydeptaną ścieżką, nie zwracając na siebie najmniejszej uwagi.


Lecz kiedy ujrzał co dzieje się nieopodal mieszkania dziewczyny, postanowił poobserwować przez chwilę to, co zobaczył. Podszedł bliżej niezauważony, chcąc również przysłuchać się wymianie zdań, która nie wydawała się być zbyt przyjacielska…
- Powiedziałaś mi, że ma to być tylko jeden raz. Jeden raz! – warknął Ermac. – Nie jestem twoją cholerną zabawką Tanya!
- Och, kiedy mi jeden raz nie wystarczy słonko. Mam dosyć duże potrzeby, a ty idealnie nadajesz się do tego, by je zaspokoić… – dziewczyna uśmiechnęła się wrednie.
Chłopak przejechał po twarzy dłońmi, wzdychając głęboko.
- Ile masz zamiar mnie tak jeszcze szantażować?! – złapał ją za ramiona i potrząsnął lekko jej ciałem. - Myślisz, że możesz to robić w nieskończoność?!
- Ależ oczywiście, że tak myślę – odparła z zadowoleniem, po czym przejechała mu dłonią po klatce piersiowej. – Bądź grzeczny i chodź, póki nie ma tu twojej dziewczyny, która pewnie pociesza teraz moją głupiutką kuzyneczkę – zrobiła słodkie oczka.
- Idź się leczyć Tanya… - wycedził przez zęby, odpychając ją od siebie. Odwrócił się i szybko ruszył po schodach.
- Pójdę. Ale do Quan Chi! – krzyknęła, na co Ermac się zatrzymał. Ruszyła za nim, po czym pchnęła go na ścianę i spojrzała mu w oczy. – Nie chcesz chyba, żeby cię znalazł, prawda? Boisz się go bardziej niż śmierci, a trzeci raz na pewno nie udałoby ci się już uciec… - mówiła, przeszywając go wzrokiem na wskroś. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy. Gołym okiem można było zobaczyć, że cała ta sytuacja wyraźnie go przerasta. – To jak kochanie? Przyjemność ze mną, czy udręki z magiem? – zapytała dziewczyna głosem niewiniątka.
- Myślę, że ani jedno, ani drugie kuzynko – Rain podszedł do stojącej pod ścianą dwójki i uśmiechnął się szeroko.
Kiedy Tanya go zobaczyła, momentalnie pobladła. Odsunęła się od chłopaka i cicho westchnęła, lekko zmieszana.


Brat Kitany był ostatnią osobą jakiej się tutaj spodziewała.
- Witaj kuzynie. Co ty tutaj robisz? – zapytała, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy.
- Jak się okazuje, zjawiam się w odpowiednim czasie – zdjął z głowy kaptur, nie przestając się uśmiechać. – Myślę, że to koniec twojej wizyty.
- Dopiero co przyszłam. Chcę poro…
- Dobrze wiem po co przyszłaś, nie wciskaj mi tych bajek… - przerwał jej i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Ermac tymczasem z niemałym zaciekawieniem obserwował całą sytuację.
- Mógłbyś zostawić nas samych? – Tanya z wysiłkiem podniosła głowę i spojrzała w oczy swojego kuzyna. Nie chciała dać za wygraną.
- Pewnie, że mógłbym. Mógłbym również pojechać w Zaświaty i donieść do ludzi samego Shao Kahna, czemu do tej pory nie udało mu się zdobyć waszej osady. Myślę, że Quan Chi, z którym masz jakieś śmierdzące układy, nie byłby zadowolony z takiego obrotu spraw… A przed gniewem samego Shao Kahna, nie pomógłby mu nawet sam Ermac, którego byś wydała… - powiedział z zadowoleniem, wpatrując się w jej oczy.
Dziewczyna przez chwilę odwzajemniała spojrzenie, lecz po kilku sekundach przeniosła wzrok na chłopaka stojącego w milczeniu pod ścianą. Była cholernie wściekła, gdyż zdawała sobie sprawę, że Rain może jej zaszkodzić, a wtedy mag zabiłby ją bez najmniejszego zawahania.
- Miłego popołudnia – odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w kierunku lasu, nie oglądając się za siebie.
- To było… - Ermac spojrzał na odchodzącą dziewczynę. – Całkiem niezłe. Dzięki stary – wyciągnął dłoń w kierunku mężczyzny. – Ta żmija nie miała zamiaru dać mi spokoju.
- Zauważyłem… - Rain spojrzał na wyciągniętą w jego kierunku rękę i po krótkiej chwili odwzajemnił uścisk.


– Myślę, że moja kuzyneczka więcej się tu nie pojawi… Jade nie byłaby zadowolona z takiego obrotu spraw. A biorąc pod uwagę fakt, iż mieliśmy ze sobą kiedyś wiele wspólnego, nie chciałbym, by ktokolwiek ją ranił.
Chłopak spojrzał na rozmówcę z lekkim zaskoczeniem.
- Brat księżniczki Kitany… Cóż za cholerny zaszczyt mnie kopnął – odparł z lekkim uśmiechem. – Nie mam zamiaru ranić Jade, właśnie dlatego próbowałem się pozbyć twojej kuzyneczki. Możesz spać spokojnie.
Rain porozglądał się dookoła i skinął potwierdzająco na jego słowa. Oblizał wargi z cichym westchnieniem i skierował wzrok z powrotem na Ermaca.
- Wiesz co? Wydajesz mi się być całkiem w porządku i teraz rozumiem dlaczego ona tak uparcie stara ci się pomóc. Ma dobre serce i zawsze stara się nim kierować, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że nie znalazła sposobu, by móc cię uczłowieczyć?
- Tak, mówiła mi… - Chłopak westchnął cicho. – Sporo nad tym myślałem i… Chciałbym zdobyć księgę Quan Chi. Nie wiem jednak jak to zrobić.
Książę zmierzył rozmówcę spokojnym wzrokiem, starając się przekalkulować w głowie jego słowa.
- Być może uznasz mnie za szaleńca, ale przecież możesz wrócić do Netherrealm i spróbować pozyskać tę księgę. Nie jest to zadanie niemożliwe.
- Ale ryzykowne. Jeśli mnie złapią, już nigdy tu nie wrócę i stracę wszystko, co od zawsze chciałem mieć, czyli życie bez niewoli i ucisku. Nie wiesz jak to jest ważne dla kogoś takiego jak ja… - Ermac spuścił głowę.
- Być może. Ale skoro zależy ci na Jade, nie powinieneś chociaż spróbować? Czy dla niej, nie warto podjąć tego ryzyka? Wolisz żyć ze świadomością, że ona cierpi, patrzeć każdego dnia jak potwornie się męczy, kiedy jej dobre serce nie dostaje tego, na co sobie zasłużyło… Ona zasługuje na miłość. Do mnie nie chciała wrócić, i przyznam się szczerze, że próbowałem odwieść ją od tych wszystkich pomysłów na znalezienie sposobu by cię uczłowieczyć, ale nie dała się przekonać. Masz jej całą miłość młody, nie zmarnuj jej.
- Wydaje ci się, że nad tym nie myślałem? – Ermac podniósł głowę, kierując wzrok na mężczyznę. – Myślałem. Setki razy od kiedy się dowiedziałem, gdzie znajduje się moja ostatnia szansa. Przezwyciężenie strachu przed Quan Chi nie jest czymś łatwym, a brak możliwości okazania uczucia Jade, jeszcze to wszystko pogłębia.
Rain westchnął głęboko i spojrzał w zielone oczy swego rozmówcy.
- Więc może to, co za chwilę usłyszysz, będzie dla ciebie wystarczającą motywacją – powiedział, kładąc rękę na jego ramieniu.
- To znaczy..? – zapytał chłopak.


- Albo coś z tym zwyczajnie zrobisz, albo ja coś z tym zrobię. Nie mam zamiaru cię wydawać, bo obiecałem Jade, iż nikomu nie powiem, że tu jesteś, ale będę mieszał w jej głowie tak długo, że ponownie ją w sobie rozkocham, choćby miało to trwać latami… I gwarantuję ci, że wtedy zaczniesz żałować, iż siedzisz tu bezczynnie, choć bezpiecznie, zamiast kiedykolwiek spróbować podjąć ryzyko i zdobyć księgę – dodał. – Dlatego radzę ci wykrzesać z siebie choć odrobinę zapału, zanim ja to zrobię… – poklepał Ermaca, po czym odwrócił się i nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę lasu.

****************************

- Lebrau? – Kitana podeszła do stojącej na tarasie dziewczyny, która przyglądała się zachodowi słońca. – Mam nadzieję, że nie przekręciłam twojego imienia – uśmiechnęła się lekko.
- Słucham? – Mileena z zaskoczeniem odwróciła się w stronę dochodzącego głosu. Kiedy zobaczyła, kto do niej podszedł, nie wiedziała jak ma zareagować. Nienawidziła Kitany, ale teraz nie była sobą, więc musiała zachowywać pozory. – Tak… - odpowiedziała krótko. – Niczego księżniczka nie przekręciła – uśmiechnęła się lekko.
- Cieszę się… – Czarnowłosa oparła dłonie na balustradzie i spojrzała przed siebie w zamyśleniu. Mijały kolejne dni, a ona wciąż myślała o Sub Zerze, który od niej odszedł i Scorpionie, który mieszał jej w głowie. Nic już nie wiedziała, niczego nie mogła być pewna i zwyczajnie czuła się źle z tym, że nie potrafiła wybrać żadnego z nich. Na jej twarzy malował się smutek, zamaskowany pod płaszczem sztucznego uśmiechu, który nie łatwo było pokazywać światu.
Mileena stała z boku i kątem oka przyglądała się Kitanie.


Ona jedna doskonale znała pojęcie „samotność”, które towarzyszyło jej przez całe dotychczasowe życie. Wiedziała również, że każdy jest kowalem własnego losu, a kobieta stojąca obok dostała to, co sama sobie naważyła, dlatego ani trochę nie było jej żal księżniczki.
- Wybacz, że musiałaś tyle czekać. – Czarnowłosą z zamyślenia wyrwał męski, ciepły głos.
Odwróciła się i spojrzała w kierunku z którego dochodził. Kiedy ujrzała Smoke’a , uśmiechnęła się do niego lekko.
- Zostawię was samych – powiedziała cicho, spoglądając na parę i w zamyśleniu, udała się w kierunku swojej komnaty.
Siwowłosy odprowadził ją wzrokiem, po czym skierował spojrzenie na Lebrau. Wiedział, że nie będzie chciała rozmawiać na temat Kitany, więc nawet go nie zaczynał.
- Ślicznie dzisiaj wyglądasz – odparł, spoglądając na dziewczynę.
- To wyjątkowy wieczór… – posłała mu tajemniczy uśmiech. – Dzisiaj mija drugi miesiąc, odkąd się poznaliśmy… – przejechała dłonią po jego klatce piersiowej, przygryzając wargę. Zakochała się zupełnie jak nastolatka. Jej serce waliło jak oszalałe kiedy Smoke się do niej zbliżał, a gdy na nią patrzył i jej dotykał, czuła się wyjątkowa i piękna. Nie chciała go stracić, choć czuła, że ta sielanka nie będzie trwała wiecznie.


- No proszę, jak ten czas pędzi… - objął ją delikatnie, spoglądając jej w oczy. – Jak chcesz to uczcić?
- Hmm… - udała zamyślenie. – Jak najgoręcej… – wyszeptała, po czym chwyciła za rękę wojownika i wolnym krokiem udała się z nim w kierunku jego pokoju.

******************

W porcie znajdującym się na obrzeżach małej wioski, nieopodal siedziby Lin Kuei, nie raz zjawiali się wojownicy należący do tego klanu. Tym razem również tak było. Dwójka z nich, postanowiła porozmawiać o tym, czego dowiedzieli się w ostatnim czasie i bynajmniej nie były to wiadomości, które ucieszyłyby innych wojowników.
- Czyś ty postradał rozum, Sektor? – powiedział jeden z nich. – Słyszałeś co chcą nam zrobić i na to przystajesz? Przecież to szaleństwo jest gorsze niż gniew Starszych Bogów!


- Nie ma nic gorszego, niż unikanie wykonywania rozkazów wydanych przez starszyznę, Cyrax. Musimy na to przystać, tak zostało nakazane i tak będzie.
- Rozmawiałeś już o tym z Sub Zerem? – zapytał ciemnoskóry mężczyzna.
- Nie. I myślę, że ty również nie powinieneś z nim o tym rozmawiać – uciął krótko wojownik w czerwieni.
- Dlaczego? To nasz przyjaciel, mamy obowiązek go ostrzec!
- Mamy obowiązek stosować się do rozkazów. Wszyscy! A jeśli Sub Zero się dowie, na pewno nie zechce się zgodzić ze względu na księżniczkę Edenii w której się zadurzył.
- To jest niedo…
- To jest nasze przeznaczenie. Dlatego zachowaj to, czego się dowiedziałeś dla siebie. Rozumiesz? – powiedział stanowczo Sektor.
- Nie, do cholery! – warknął Cyrax. – Każdy z nas ma prawo decydować o swoim losie. Jeśli zgadzasz się z decyzją starszyzny to twoja sprawa, ja jednak nie mam zamiaru dać się zamienić w bezduszną, nieczującą maszynę i dopilnuję, by nasz przyjaciel się o tym dowiedział. Czy ci się to podoba, czy nie – dodał i wyminął wojownika, zostawiając go samego...

__________________
Mój profil na WATTPAD

Ostatnio edytowane przez rudzielec : 17.12.2013 - 23:52
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem