View Single Post
stare 10.04.2014, 18:49   #9
Daisy
 
Avatar Daisy
 
Zarejestrowany: 10.03.2014
Płeć: Kobieta
Postów: 206
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Zerwane płatki kwiatów by Daisy

Dziękuje za komentarze
Sheil - myślę, że urywanie się Marka trochę wyjaśniłam - jest lekarzem i czasami jest gdzieś wzywany) Dziękuje bardzo za komplement, jest to moje pierwsze przedsięwzięcie zarówno w kwestii pisania jak i robienia zdjęć w simsach, więc tym bardziej mi miło, że się podoba.

Kędziorek - szczerze mówiąc też odczułam to mieszanie przezemnie czasów i trochę nie umiałam się w tym sama odnaleźć i naprostować. Teraz staram się bardziej skupić żeby wszystko było jasne i poprawne, więc mam nadzieje że już nie popełnię tego błędu. No może faktycznie często na siebie wpadają... troche to nienaturalne, ale może to los ich tak łączy hehe. Co do parasola i przytulanek to jeszcze troche poczekacie hehe, to bardzo nowa znajomość, nie można tak odrazu obcym wpadać w ramiona. A praca już niedługo Niech się tak nie śpieszy, całe życie jeszcze przed nią
Dziękuję raz jeszcze i mam nadzieje że jeszcze tu zajrzycie jak wstawię nową część.

Dodaję następną częśc, troszkę dłuższa, ale mam nadzieje że dacie radę

[IMG]http://i62.************/fu2p0g.jpg[/IMG]

ODCINEK 3 - W OCZEKIWANIU NA WIECZÓR



Minęło kolejnych kilka dni z mojego nudnego życia w tym mieście, żartuję. Oczywiście nie mogę narzekać tak do końca, ponieważ spotkałam się kilka razy z Anną i czuję, że przed nami długa przyjaźń. Mamy ze sobą wiele wspólnego, lubimy te same książki i filmy, a nawet podobają nam się ci sami faceci, szkoda, że ten, który spodobał się mi nie raczył się do tej pory odezwać. Oczywiście nie mam mu tego za złe, osobiście też bym się do siebie nie odezwała gdybym była na jego miejscu. Jednak wiecie jak to jest, pozostaje w sercu takie małe ukłucie, które w nieoczekiwanych momentach lubi o sobie przypominać. Tak czy siak, dziś piątek, czyli początek weekendu, co dla mnie i tak nie ma większego znaczenia, ponieważ niestety nadal nie znalazłam pracy i pozostaje stałą fanką grona bezrobotnych. Przyzwyczaiłam się już, że wstaję troszkę później niż zwykle, skoro z rana i tak nie mam ciekawych zajęć. Jednak dziś zostałam brutalnie zbudzona natarczywym telefonem, od nikogo innego jak tylko od Anny. W niezbyt dobrym nastroju (nie lubię, gdy ktoś przerywa mi smaczne sny) zwlokłam się z łóżka i postanowiłam odebrać.



- Halo? Halooo!? Susan? Śpisz? Obudziłam Cie?
- Nie, oczywiście, że nie, przecież ja uwielbiam wstawać skoro świt i już od kilku godzin jestem na nogach oczywiście. – Odburknęłam troszkę nie uprzejmie, ale nie potrafiłam opanować irytacji.
- Ooo, to super! Pójdziemy pobiegać? Spotkamy się u ciebie o 7:30 ok? – Moja przyjaciółka chyba postradała zmysły.
- Słucham?



- Wstał piękny dzień i chyba będzie dziś naprawdę gorąco, dlatego lepiej z samego rana, będzie przyjemniej. To, co u Ciebie pod domem?
- Słuchaj ja… mam dziś wiele spraw, tyle obowiązków…
- Jasne, jasne. Do 7:30! Pa!
Rozłączyła się. Cholera, ale ta dziewczyna momentami mnie wkurza. Ok., wdech, wydech i już spokojnie, przecież nic wielkiego się nie dzieje, w sumie powinnam się w końcu ruszyć z domu, bo wyrosną mi korzenie. Kiedy ja ostatni raz biegałam, chyba z rok temu, nie jestem raczej typem sportowca, ale to nie znaczy, że całkowicie sobie nie radzę. Po prysznicu i śniadaniu związałam włosy, ponieważ wizja lepiących się od potu kosmyków do mojej szyi i pleców całkowicie odstraszyła mnie od pozostania w rozpuszczonych. Po kilkuminutowych intensywnych poszukiwaniach jakiegokolwiek stroju sportowego w końcu byłam gotowa, a przynajmniej wyglądałam jak by taka była, ponieważ nastawienie nadal miałam nie najlepsze. Dochodziła już umówiona godzina, więc wyszłam z domu, aby poczekać w grzejących coraz cieplej promieniach słońca, ku mojemu zdziwieniu obok drzwi znalazłam kopertę z liścikiem.



Susana,
Proszę spotkajmy się tam gdzie widzieliśmy się pierwszy raz. Dziś, 20. Mark


Czułam, że nogi się pode mną uginają, gdy czytałam te słowa kolejny raz. Mój nastrój podskoczył nagle o sto procent i miałam ochotę skakać z radości. Trudno, przeżyję jakoś to bieganie, ale potem zostanie mi to wynagrodzone. Gdy w oddali zobaczyłam nadbiegającą przyjaciółkę szybko schowałam liścik nie wiedząc, czemu chciałam pozostawić go tylko dla siebie.
- Cześć Kochana! – Anna jak zwykle rzuciła mi się w ramiona, to bardzo wylewna i szczera dziewczyna.



-Hej, to jak gdzie biegniemy? – Zapytałam pełna entuzjazmu, z nadzieją, że zrobimy tylko rundkę wokół osiedla.
- Najpierw wybiegniemy z osiedla, przebiegniemy przez miasto, potem na ten most wiesz tam gdzie…
-Stop, stop, stop. Pozostańmy najpierw na osiedlu, może nie planujemy na razie za dużo, nie wiem czy dam radę dobiec do tamtego drzewa.
-Oh Susan! Jakaś Ty głupiutka! Oczywiście, że dasz radę! Ruszajmy już.
Ku mojemu ( i chyba Anny też) zdziwieniu radziłam sobie całkiem nieźle. Może nie wybitnie, wyraźnie moja przyjaciółka nie pokazywała wszystkich swoich możliwości, a jednak troszeczkę odstawałam, jednak byłam z siebie zadowolona. Zaczęłam się poważnie obawiać, że faktycznie zrealizujemy cały plan Anny i przebiegniemy maraton mojego życia, kiedy wbiegłyśmy do miasta, zaczęłam, więc pojękiwać, że jestem zmęczona.



- Sus, naprawdę? Już? – Spojrzała na mnie z miną w stylu kota ze Shreka.
- Tak, już nie mogę. Zaraz tu padnę.
- Ok., pójdźmy na kompromis, przebiegniemy jeszcze plażę i już dam Ci spokój, w porządku?
- Niech będzie, jeśli to kompromis… - Zgodziłam się niechętnie, mając na uwadze stan moich płuc, które wydawało się, że raz wyskoczą i pobiegną w drugą stronę, jak i to, że nie chciałam być martwa na mojej pierwszej randce.



Moje buty niemiłosiernie zatapiały się w gorącym piasku, słońce raziło po oczach i przypiekało mój kark. To było po prostu piekło. Czułam, że jeszcze jeden krok i padnę na twarz.



- Błagam odpocznijmy… - Padłam na kolana i wydawało mi się, że nigdy nie wstanę.
- Wstawaj! Musimy się porozciągać, bo inaczej jutro się nie ruszymy. – Moja jedyna myśl, jaka w tej chwili dosłownie kołatała mi w głowie to „dobijcie mnie”. Nie wiem, jakimi nadludzkimi siłami wstałam i zdołałam wykonać kilka rozciągnięć.
-Faktycznie nie wyglądasz najlepiej, choć usiądziemy na tamtym kocu. – O, w końcu ktoś zauważył mój stan. Gdy usiadłam moje płuca powoli zaczęły wracać do swojej formy a serce do normalnego rytmu.



- Dobra zjedzmy coś, musisz uzupełnić cukier w organizmie i od razu poczujesz się jak nowo narodzona. – W tą nowo narodzoną coś nie wierzyłam, ale zjeść coś to z chęcią zjem.
Gdy napychałyśmy się hot – dogami kupionymi w pobliskiej budce zaczęłam się powoli odprężać, poczułam przypływ radości, zapewne hormon szczęścia zaczyna krążyć po moich żyłach po tym wysiłku fizycznym. Jednak w sercu czułam, że mój nastrój nie jest skutkiem tylko hormonu, a raczej skutkiem pewnego liściku.
- Co się tak szczerzysz jak szczury na otwarcie kanałów?
- Co? – Zostałam zupełnie wybita z moich myśli tym niebanalnym pytaniem.



- No cieszysz się sama do siebie, z główką wszystko ok.? Nie za bardzo przygrzało?
- A.. to, mam taki super humor po tym bieganiu. Musimy to niedługo powtórzyć.
- Ta, jasne. Bujać to my a nie nas. Mów, co jest na rzeczy, co tam się w tym serduszku urodziło?
Była niestety nieugięta, a jej oczy świdrowały mnie na wylot. Musiałam jej powiedzieć cokolwiek, mając tylko nadzieję, że nie będzie wypytywała o szczegóły, które wolałam zachować dla siebie.
- No dobra. Poznałam pewnego chłopaka, dziś się spotykamy. To wszystko, co mam na sumieniu.
- A więc to o to chodzi, zazdroszczę Ci, mi ostatnio jakoś się nie układa.
- Coś się stało?
- A wiesz, takie przyziemne problemy, jak już jesteś w związku trochę czasu to wiele rzeczy się zmienia. Ale nie chce o tym rozmawiać i psuć sobie i Tobie nastrój moimi smutasami. Mam świetny pomysł, ale musisz się najpierw zgodzić! – Chciałam odmówić, nie lubię niespodzianek, ani zgadzać się na nic w ciemno, ale było mi jej trochę żal po tym, co powiedziałam, więc niechętnie przytaknęłam.
- Aaaa! Super! Rozbieraj się!
-Co???
- Się głupio nie pytaj! Idziemy pływać!
- Ale ja nie mam stroju!
- A majty masz? Masz, jak domniemam. Bez wymówek, zgodziłaś się już! – Jej uśmiech był powalający, po dokładnym rozejrzeniu się po plaży i stwierdzeniu, że na szczęście nikogo na niej nie ma, zaczęłam powoli się rozbierać. Normalnie bym się na to nie zgodziła, ale nie potrafiłam jej odmówić. Zaczęłam powoli wchodzić do wody, która była przyjemnie chłodna.



Po chwili stwierdziłam, że to był naprawdę dobry pomysł. Czułam jak chłodna woda pieści moją rozgrzaną od słońca skórę i daje cudowne ukojenie. Moja przyjaciółka oczywiście nie potrafiła się odprężać jak normalny człowiek i zaczęła mnie uporczywie chlapać, ja oczywiście nie byłam jej dłużna.



Spędziłyśmy w wodzie długie, miłe i wesołe chwile, jednak, kiedy człowiek zaczyna się zmieniać w rybę, to wiedz, że trzeba wyjść. Naprawdę byłam Annie wdzięczna za ten pomysł, czułam, że nie tylko moja skóra odpoczęła, ale i mięśnie, i dzięki temu będę w świetnym stanie na wieczór.



Mimo, iż po obudzeniu wydawało mi się, że ten dzień będzie totalną klapą, teraz miałam świetny nastrój i gdy żegnałam się z moją przyjaciółką moja głowa pełna była już marzeń o romantycznie spędzonym wieczorze.



Wróciłam do domu najszybciej jak się dało, nie żałowałam nawet na taksówkę, mimo całego mojego pośpiechu było już po 19. Zostało mi bardzo mało czasu, w związku, z czym zdenerwowanie zaczęło wypierać podekscytowanie randką. Po szybkim prysznicu, wysuszyłam tylko włosy, które same naturalnie nabrały swojego burzliwego charakteru i poświęciłam kilka minut na makijaż.



Mimo wieczoru na dworze nadal panował nieznośny zaduch i upał, więc zdecydowała się ubrać w krótką spódniczkę, nie miałam nawet czasu dłużej wybierać garderoby, więc wzięłam pierwszą lepszą i wsunęłam na bieliznę. Przed wyjściem spojrzałam ostatni raz w lustro i z niezadowoleniem stwierdziłam, że przez słońce moje piegi się pomnożyły a skóra jest zaczerwieniona. Z tym już niestety nic nie zrobię. Za dziesięć ósma wybiegłam z domu i złapałam taksówkę.



Dotarłam prawie na czas, miałam tylko minutę spóźnienia, i po wzięciu głębokiego oddechu przekroczyłam próg biblioteki. Przez moment w mojej głowie zaświtała myśl, że wszystko to żart i Mark nie przyjdzie, jednak wtedy ujrzałam, że do mnie podchodzi i wszystkie złe myśli odpłynęły w nieznane.



- Witaj, dziękuje, że przyszłaś. Naprawdę, bardzo się cieszę.
- Jakże mogłam odmówić, po tak pięknym i oryginalnym zaproszeniu.
- Nie miałem twojego numeru telefonu, a musiałem cię zobaczyć.
- Musiałeś?
- Szczerze mówiąc, to tak. Możesz nie uwierzyć, ale po tym jak odprowadziłem cię do domu w mojej głowie pojawiła się myśl, że musze pokazać ci pewne miejsce. Do dziś rana nie wiedziałem tylko jak mam tego dokonać.
- Jestem tu, więc masz mnie do swojej dyspozycji.
- Doskonale. Chodźmy. – Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia, skierowaliśmy się na zachód, gdzie po chwili skończyły się domy i zostaliśmy otoczeni ciemnością, drzewami i odgłosami leśnych zwierzątek. Nie żeby przez myśl nie przemknęła mi żadna niepokojąca myśl, że jestem sama w lesie z prawie obcym facetem, ale starałam się być otwarta i mu zaufać. Czułam się bezpieczna a moje podekscytowanie rosło. Poczułam mocniejszy uścisk jego dłoni i gdy na niego spojrzałam wpatrywał się już we mnie.
- Zaraz będziemy. To dla mnie wyjątkowe miejsce, ale jeśli Tobie się nie spodoba nie przejmuj się.
- Jasne.
- Zamknij oczy. Poprowadzę Cię. – Zrobiłam jak mi kazał, i po kilku niepewnych krokach usłyszałam nad uchem jego szept: „Już.”



Ujrzałam piękny wodospad, woda spadała kaskadami do jeziora, które rozciągało się tuż pod moimi stopami. Widok zapierał mi dech w piersiach. Nasze postacie odbijały się w krystalicznie czystej, górskiej wodzie, która spływała z góry. Gdy odwróciłam się w stronę Marka złapał mnie za dłoń i przyciągnął ku sobie.



Myślałam, że będzie chciał mnie pocałować, on jednak zaciągnął mnie kawałek dalej i wskazał palcem na gwiazdy.



Nie wiedziałam, co powiedzieć, wpatrywałam się w gwiazdy, gdy poczułam dłoń na moim ramieniu.
- Masz zimną skórę, chłodno ci?
- Nie. Wszystko w porządku. Naprawdę tu pięknie, dziękuje, że mnie tu zabrałeś.
- To dla mnie najwspanialsze miejsce w tym mieście. Jesteś tu od niedawna, więc myślę, że jeszcze tu nie byłaś i cieszę się, że mogłem cię tu zabrać, jako pierwszy. Chodź, poruszamy się trochę, bo wydaje mi się, że jednak troszkę zmarzłaś.
Mark zadzwonił po taksówkę i już kilka minut później byliśmy w centrum. Skierowaliśmy się do parku i nasze oczy równocześnie dostrzegły małe boisko do jeżdżenia na rolkach. Wybraliśmy dwie pary z wypożyczalni i po chwili oboje lawirowaliśmy po torze.



Czułam się trochę niepewnie i obawiałam się, że moje niezdarstwo znów weźmie górę, jednak Mark czuwał nade mną.



Po chwili zaczęliśmy wirować razem i zaczęłam mieć złe przeczucia, jednak zanim zdążyłam przerwać, stało się to, czego najbardziej się obawiałam.



- Ała! Mój tyłek! – Zdążyłam wykrzyknąć, zanim ugryzłam się w język. Na szczęście, nie tylko ja leżałam, Mark nie pozostał mi dłużny i dosłownie lgnął na tor obok mnie. Spojrzeliśmy na siebie i po prostu nie mogliśmy opanować śmiechu.



Daliśmy sobie spokój z trenowaniem jazdy na rolkach, choć na szczęście trochę mnie to rozgrzało. Usiedliśmy nadal śmiejąc się z siebie nawzajem na pobliskiej ławce.
- Cieszę się, że spotkał Cię wtedy deszcz.
- Tak? Mogłam być chora. – Zaczęłam się z nim droczyć, dobrze wiedząc, o co mu chodzi. – Ja też się cieszę. To było wyjątkowo miłe zrządzenie losu.
Nie wiedząc, kiedy, to stało się tak naturalnie, Mark objął mnie ramieniem.



Ta bliskość była dla mnie bardzo przyjemna, zapomniałam już o zimnie i zmęczeniu, które nieubłaganie zaczęło wstępować na moje ciało. Spojrzeliśmy na siebie i to, co stało się później było tak naturalne i cudowne jak oddychanie. Coś nas po prostu do siebie przyciągnęło i połączyło.



Pierwszy pocałunek zazwyczaj niesie ze sobą różnego rodzaju zawstydzenia, w tym wypadku było inaczej. Cudownie, ale tak jak by zdarzyło się to już nie raz, jak by było to całkowicie naturalne. Jedno było pewne, była to od teraz pozycja numer jeden na mojej liście ulubionych rzeczy. Czuliśmy, że nas czas razem powoli dobiega końca, szliśmy spacerkiem w stronę mojego domu, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Wyczułam, że Mark na niektóre tematy omija, lub mówi o nich niechętnie, ale nie chciałam tego poruszać na naszej pierwszej randce. Każdy ma prawo do swojego życia i swojej przestrzeni. Gdy doszliśmy pod moje drzwi musiała dochodzić czwarta nad ranem, ponieważ niebo zaczęło się rozjaśniać. Nie chciałam się jeszcze żegnać, ale niestety musiał nastąpić ten czas. Mark spojrzał mi głęboko w oczy i skradł pocałunek, który specjalnie przedłużył.



Odpłynęłam w daleką otchłań przyjemności a gdy otworzyłam oczy Mark schodził już w dół ulicy, odwrócił się i puścił mi oczko, po czym zniknął za zakrętem.

__________________________________________________ ___________

Dziękuje za przeczytanie, i jeśli ktoś zostawi komentarz to będę się bardzo cieszyła))

Ostatnio edytowane przez Daisy : 20.06.2014 - 22:33 Powód: dodanie odcinka
Daisy jest offline   Odpowiedź z Cytatem