View Single Post
stare 14.05.2005, 18:23   #3
Sensiqúe
Guest
 
Postów: n/a
Smile

Przepraszam za tak ogromnie długa przerwę..Powinnam w ramach pokuty odbyc pielgrzymke do Wietnamu w sposób toczenia się Ale lepiej późno niz wcale Powodem spóźnienia jest nauka i format kompa
Chcę przeprosić ja zdjęcia, bo są małe, ale po instalce Simsów zapomniała pogrzebac w opcjach..A od nowa fotek nie mam ochoty robić ;p Ae w następnym odcinku fotografie będą już cacy. Co do treści..może już jutro dam następną część, w końcu to dla mnie łatwe, bo juz cały tekst mam na brudno. Jedyne co pozostaje, to zrobić kilak zdjęć (z nimi problemu nie będzie bo po formacie gra juz tak nie zamula) i przepisac treść z zeszytu w komputer
Dlatego nie będę Was już tym wstępem zanudzać
Jeszcze chcę zapewnić, że emocji w dalszych odcnkach nie zabraknie, bo zadzieje się sporo..a, może nie za dużo.., ale za to krwi popłynie trochę Do tego dojdzie końcowa nutka tajemnicy.., ale już więcej nie powiem xP

"Argand -syberyjsie mrozy"

Odcinek III:

"Maleństwo"


-Hej, jestem Mandolin. Wy to kto? –spytał nieznajomy.
Johana ogarnęło zdziwienie, bo przecież nikt z ekipy nie ostrzegał przed ewentualnymi mieszkańcami.
-Ja, ja jestem Johan Swenson, badacz i podróżnik. A to pan Vladimir Nazlukin, mój towarzysz. Z pracy dostałem zlecenie zbadania tych lochów zaraz po wyburzeniu fundamentów Argahand przez resztę moich współpracowników. –Swenson w przeciwieństwie do Ruska znalazł w sobie odwagę i przedstawił się.

-A co pan tu robi? –spytał z wyraźnym zaciekawieniem Rosjanin.
Mandolin zmieszał się nieco, zmarszczył przesuszoną skórę na czole, po czym powiedział nieśmiało:
-Ja tutaj mieszkam. Parę dni temu jacyś ludzie burzyli górną część Argahand, ale nas nie znaleźli, właściwie wcale tu nie zaglądali. Panowie, przyjmę was do jadalni na obiad, poznacie bliżej mnie i moją rodzinę a za tym przyczynę naszego pobytu tutaj. Co wy na to?
Gdy Johan i Vladimir bardziej przyjrzeli się lichemu ubraniu nieznajomego, to tym mniej mieli ochotę na zapoznawanie. Niezwykle sucha skóra Mandolina i te zaniedbane włosy, przestraszony wzrok odpychały od jego osoby. Z drugiej strony życie w lochach to sprawa nader ciekawa i warta zbadania, a w końcu Swenson to zapalony poszukiwacz przygód. Tak oto dwaj podróżnicy wyruszyli w głąb tuneli za ich ‘przewodnikiem’. Coraz bardziej wyostrzał im się wzrok, stopniowo przyzwyczajał do ciemności. Po przejściu kilku metrów oczom mężczyzn ukazała się słabo oświetlona kuchnia ( o ile tak to można było nazwać).

Stała tam nie duża kuchenka, toster i stara lodówka, przy tym wszystkim krzątała się kobieta uczesana w kok. Figurę miała jak typowa matka, największą uwagę przykuwała jej skóra – zielona niczym u jaszczura i ubranie poplamione jakby krwią.
-O *****! –Vladimir na widok kobiety wydał z siebie to siarczyste przekleństwo.
Nieznajoma natychmiast odwróciła się i spytała:
-Mandolin! Kim są ci ludzie?!
-Kochanie, nie złość się. To są naukowcy, pan Johan Swenson i pan Vladimir Nazlukin, będą badać nasze lochy. –Madolin wyjaśniał, po chwili zwrócił się do blondasa i Ruska:
-A to panowie, macie zaszczyt poznać moją wspaniałą żonkę, Helgę Wensberg.
-Witam... panią. – Johan nie krył zdziwienia.
Po paru minutach do pomieszczenia wszedł jeszcze pewien mężczyzna, miał na sobie biały, zakrwawiony fartuch czy płaszcz lekarski i stare okulary – przypominał tym naukowca.
-O! A oto mój... przyjaciel Heinrich Valhimer, to on zainspirował nas do pobytu tutaj.

Swensona i Nazlukina naszły te same myśli, że ci nieznajomi są bardzo a to bardzo inni, wręcz straszni. Ich sucha skóra, jakże okropne stroje przysparzały o dreszcze, choć z wyrazu oczu najbardziej przyjaźnie wyglądała Helga – żona Madolina.
Helga zaprosiła wszystkich do stołu na obiad. Nasi podróżni nie odmówili, jedzenie pachniało zachęcająco, a poza tym nie wypadało rezygnować.

Nagle Mandolin przemówił:
-Wiem, że dziwny jest nasz pobyt tutaj, ale ma on swoje uzasadnienie. Dawniej ja i moją żona mieszkaliśmy w normalnym domu w Moskwie. Niedaleko nas stała elektrownia jądrowa, awaria która tam nastąpiła, spowodowała wybuch, a na całą moskiewską ludność spłynęło promieniowanie. Niektórzy przeżyli to bez większych szkód, jednak my mieliśmy dużo gorzej. Szkodliwe promienie wywołały na nas straszne zmiany skórne, szczególnie w przypadku kochanej Helgi – spojrzał czule na żonę –Dlatego postanowiliśmy się ukryć przed krzywymi spojrzeniami znajomych – skończył tłumaczyć.
-bardzo wam współczuję, teraz rozumiem całą sytuację. Czytałem w gazecie o takim wybuchu. –Johan posmutniał.
-Mi tez jest przykro. – dodał Vladimir.
-Jeśli chcecie badać, to proszę bardzo, ale nie mówcie o nas nikomu.. Damy wam dwa wolne łóżka, mamy taki pokój. – zaproponował Heinrich, który do tej pory milczał.
Po dłuższym namyśle Szwed i Rusek zgodzili się, ich pobyt miał trwać nie więcej niż dwa, trzy dni, więc oferta okazała się nader obiecująca.
W parę chwil po obiedzie nasi podróżnicy ujrzeli swój pokój.
Ściany były kamienne, jak zresztą całe lochy, dwa łóżka obłożone skromna pościelą stały w kątach, jeszcze do tego dochodził mały stolik w rogu pomieszczenia.


-Wiesz co Johan, ci ludzie są okropni. Z jednej strony im współczuje a z drugiej napawają mnie strachem i obrzydzeniem. –Vladimir zwierzał się.

-Rozumiem cię, mam to samo uczucie. Dlatego zostaniemy tu góra dwa dni, a i ten nocy bądźmy czujni, bo nigdy nie wiadomo.. –stwierdził Swenson.

Sen zmorzył ich oboje, położyli się więc i usnęli.
W niecałą godzinę później:
Johana obudził jakby pisk czy szlochanie dobiegające zza ściany.
-Co to może być? –wyszeptał sam do siebie.
Wstał z łóżka, przez niewygodny materac bolały go plecy, ale mimo tego nie narzekał. Próbował wybudzić Nazlukina, jednak ten pijany po całości szepnął coś przez sen:
-Ojej! Jak ja bym poszedł na pikne djewuszki..
„Heh, stary zbereźnik” –pomyślał Johan i wyszedł do sąsiedniego pokoju, otworzył po cichu drzwi, dziwne głosy ucichły...
-Łaaaaaaaaa!!!! – Szwed krzyknął po tym co, a raczej kogo ujrzał bawiącego się na podłodze.

Johan odwrócił się i pędem pobiegł do Vladimira.
-Vladimir! Vladimir! Wstawaj! – trącał swego towarzysza.
-Co? Co?! –odpowiedział nieco zaspany emeryt.
-Chodź, byle szybko! Tam.., tam w pokoju, no chodź! –ponaglał Szwed.
Obaj mężczyźni wybiegli czym prędzej do pomieszczenia obok.
-O ty w mordę! Co to w cholerę jest?! Jak długo na tym świecie żyję, to takiej istoty nie widziałem! –Nazlukin darł się wniebogłosy.
-Vladek, zrób coś! –Johan panikował.
Mimo tych głośnych rozmów, to małe „coś” dalej siedziało tyłem do podróżników, bawiąc się lalkami. Właściwie była to drobna istotka przypominająca człowieka, tyle że ze skórą niczym jaszczur.
W całym tym zamieszaniu do pokoju weszła Helga, obudzona wrzaskami.
-Panowie, co się tu dzieje? –spytała.
-No, bo my ee, yy, my właśnie... –Johan jąkał się, chyba po raz pierwszy w życiu nie potrafił sklecić zdania.
-No, bo usłyszałem dziwne jęki czy tez piski i zobaczyłem kto to. Wystraszyłem się, poszedłem po Vladka i o oto tu jesteśmy. –dokończył po chwili Szwed.
-Och! Ależ moi drodzy, to maleństwo jest moją i Madolina córką, która właśnie majstruje przy domku. Mała nazywa się Ela, ma.., ma ten sam problem skórny co my. –Helga tłumaczyła.
-Oj! Ohohoho..Och! – Szwed otarł z czoła zimny pot. – To bardzo przepraszamy za zakłócenie spokoju. –ciągnął dalej.
-Może pan, panie Nazlukin weźmie na ręce Elę? –spytała kobieta.
-Ja? Cóż.. -Rusek zmieszał się, jednak mimo to zbliżył się do brzdąca.

-Lagluh! Nawrehhhh!!! –dziecko spojrzało na Nazlukina z pogardą, wydając przy tym jakieś bełkoty.
-Aaaa! –Rosjanin odskoczył w bok.
Mała odwróciła główkę za siebie, jej śliczne blond włoski opadły na zielone i zaropiałe policzki, po czym powiedziała zachrypniętym głosikiem:
-Mama!
-Cóż, dzieci mają humory. Chodźmy już spać. Dobranoc. – żona Mandolina wyszła z Elą.
Johan i Vladimir stali jeszcze w bezruchu i głuchej ciszy, która rozrywała ich od środka.
Po kilku minutach Nazlukin zagadnął:
-To tego, może weźmiemy sobie po łyczku bimbru?
-Z chęcią.. –odparł Swenson, bowiem miał niepohamowaną chęć ukojenia swych rozterek w alkoholu.
Podróżnicy udali się do swego pokoju, otworzyli butelkę napoju wyskokowego domowej roboty, podając ja sobie co chwilę. Gdy ta przyjemność zakończyła się pustym dnem, Szwed stwierdził:
-Vladek, nie pasi mi tutaj. Jutro zrobię potrzebne badania, a zaraz po tym i to jak najszybciej zmywamy się stąd. Ja tu już nie wytrzymam!
-Cóż, też bym poszedł. Jednak jeśli już, to tylko z tobą, bo po pierwsze: nie zostanę tu sam, a po drugie: nie mam zamiaru opuścić ciebie na pastwę tych dziwaków. Najdalej pojutrze musimy wyruszyć. –odpowiedział Rusek.
Długo ze sobą nie rozmawiali, bimber skutecznie zmorzył ich do snu. Oboje nie wiedzieli co wydarzy się jutro, ale na pewno mieli jak najszybciej opuścić to miejsce.

C.D.N............................................. ..............................................


Wręcz nalegam o komentarze

Ostatnio edytowane przez Sensiqúe : 14.05.2005 - 18:30
  Odpowiedź z Cytatem