Temat: Catherina
View Single Post
stare 01.11.2013, 15:22   #1
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,474
Reputacja: 73
Domyślnie Catherina

Pomysł zrodził się już na tydzień przed poprzednimi Zaduszkami, jednakże z powodu mojego lenistwa czekał cały rok na to, żebym w końcu przelał go na papier(albo raczej na komputer). Ostatnio jednak wzięła mnie straszna ochota na napisanie czegoś akurat na Zaduszki i wtedy też powróciłem do pomysłu, przy okazji znacznie go zmieniając. Styl trochę inny w porównaniu do tego, co wcześniej pisałem, ale szczerze mówiąc to właśnie tego typu klimaty mnie naprawdę kręcą. No cóż, wreszcie zdobyłem się na to, by powrócić do swoich "korzeni", a poniższe jednoodcinkowe opowiadanie "Catherina" jest tego efektem.

Simy by Liv, tekst i zdjęcia moje. Jak zwykle dziękuję swojej mamie, że potrafiła wyłapać błędy, których ja jakimś cudem nie zauważyłem. Widać nie jestem spostrzegawczy.

Zapraszam do czytania i mam nadzieję, że wam się spodoba.

---

Catherina


Catherino,

Pierwszy raz ujrzałem Twoją osobę drugiego listopada 1881 roku, gdy w czarnej sukni szłaś aleją Pere Lachaise. Wiatr zerwał Ci z głowy kapelusz, podrzucił go swawolnie w powietrzu i poniósł w głąb cmentarza, muskając jego rondem końce gałęzi drzew, zrzucając ostatnie liście z grubych konarów i jakby namawiając Cię, byś ruszyła za nim. Twe delikatne, różowe usta skrzywiły się nieznacznie, brwi ściągnęły w rozdrażnieniu. Długie rzęsy trzepotały niespokojnie, gdy niebieskie oczy śledziły lot kapelusza. Dziw, że moc, jaka z nich płynęła, nie była w stanie ujarzmić figlarnego żywiołu. Westchnęłaś ciężko, nie mogąc z nim wygrać, lecz wtedy wiatr uspokoił się, a kapelusz powoli opadł na kamienną urnę, przykrywając sobą powykręcane pnącza, jakie ją oplatały. Pobiegłaś tam co sił, podtrzymując materiał sukni tak, że mogłem ujrzeć czarne trzewiki, jakie wtedy nosiłaś. Z głowy spadła Ci spinka podtrzymująca ciemne włosy, które rozwiały się i zalśniły w nikłych promieniach słońca. Podniosłaś kapelusz najdelikatniejszym ruchem, jaki kiedykolwiek dane mi było zobaczyć. Wiedziałem wtedy, że skradłaś mi serce, pozostawiając jedynie pustą przestrzeń, jaką mogłem wypełnić wyłącznie zdobywszy Ciebie.

A.


Catherino,

Ponownie ujrzałem Cię na cmentarzu drugiego listopada 1882 roku. Stałaś przy grobie nie innym od reszty, równie starym i zniszczonym przez czas. Z potrzaskanej, kamiennej płyty wyzierały ciemności, unosił się zapach zbutwiałej ziemi, w szparach zadomowiły się pająki. W dłoni trzymałaś róże równie piękne jak Ty sama. Dzierżyłaś je jak tarczę, ukrywałaś się za nimi – przed kim? Patrzyłaś na głowę posągu, z której woda już dawno temu wymyła wszelkie rysy twarzy. Wpatrywałaś się w nią wzrokiem tak oddanym i bolesnym, że poczułem ukłucie w sercu. Nie wiesz nawet, jak bardzo chciałbym być tam przy Tobie, zatopić się w tej burzy ciemnych loków, poczuć ciepłe usta na mej rozpalonej twarzy. Posmutniałem widząc, jak swoją miłością obdarowujesz ten martwy przedmiot. Próbowałem później odczytać epitafium, lecz litery były zbyt niewyraźne.
Pragnę Cię.

A.


Catherino,

Dlaczego płaczesz? Czy źle zrobiłem niszcząc obiekt, który sprawiał Ci ból? Czy nie czujesz się lepiej zapomniawszy o tej nieszczęsnej głowie bez twarzy, którą odwiedzałaś każdego roku tutaj, na cmentarzu? Chciałbym móc zbliżyć się do Ciebie, gdy tak siedzisz na ławce i płaczesz, lecz nie mogę, jeszcze nie. Proszę, otrzyj łzy i spójrz na mnie swymi niebieskimi oczyma. Uśmiechnij się, bądź szczęśliwa. Nie chcę widzieć Cię w takim stanie. Czy wiesz, jak pięknie wyglądasz z tą prostą, czarną parasolką, którą ochraniasz się przed deszczem? Nie mogę oderwać od Ciebie wzroku, chciałbym posiąść Cię całą duszą. Bądź moja na wieki. Czy Ty również tego pragniesz?

A.


Catherino,

Minęły dwa lata, odkąd ostatnim razem Cię widziałem. Jestem szczęśliwy więc, mogąc ponownie ujrzeć Twą osobę dnia drugiego listopada 1885 roku. Znów stałaś przy tamtym grobie, lecz tym razem w towarzystwie młodzieńca i starszego jegomościa. U waszych stóp leżała marmurowa głowa, podobna do tej, którą kiedyś tak opłakiwałaś. Uśmiechnęłaś się, gdy mężczyźni postawili głowę w miejscu poprzedniej, na Twych policzkach zagościły rumieńce. Chociaż nie rozumiem, dlaczego przywróciłaś to, co zadawało Ci ból, cieszę się, że sprawiło Ci to radość. Widząc Cię szczęśliwą, me serce raduje się, jakbyśmy byli razem. Nigdy więcej nie odbiorę Ci niczego, co należy do Ciebie, jeżeli mi na to nie pozwolisz, najdroższa.

A.


Catherino,

Znów przychodzisz na cmentarz, tak jak dawniej. Dnia drugiego listopada 1886 roku pojawiłaś się przy grobie, wpatrywałaś się w Tą twarz i uśmiechałaś się lekko, co jakiś czas wycierając jedynie łzy spływające zza spuchniętych powiek. Dlaczego znów płakałaś? Gdy oparłaś twarz o zimny kamień płyty nagrobnej, wyglądałaś jak anioł-męczennik. Oczyma wyobraźni ujrzałem łańcuchy duszące Twe nadgarstki. Przez chwilę wydawało mi się, że i Ty zmienisz się w nagrobek, że życie uleci z Twego ciała i ukryje się w trumnie w wilgotnej niszy, nad którą tak leżałaś. Krzyknąłem coś, czego sam już nie pamiętam, lecz nie usłyszałaś mnie. Twe usta poruszały się, nie wydając żadnego dźwięku. Czyżbyś odmawiała modlitwę za osobę, do której ten grób należał?

A.


Catherino,

Z każdym Twoim powrotem czuję, że robię się coraz silniejszy. Sądzę, że już niedługo będę w stanie się z Tobą spotkać. Czyż to nie cudowne? Dnia drugiego listopada 1887 roku przyszłaś na cmentarz. Był późny wieczór, słońce powoli chowało się za chmurami, zabarwiając je na różowo. Ostatnie promienie słoneczne muskały Twą gładką twarz i padały na grób, przy którym stałaś. Na Twym czole pojawiły się lekkie zmarszczki, jak za każdym razem, gdy nad czymś się zastanawiasz. Czy rozmyślałaś o nas, najdroższa? Chciałbym, żeby tak było, lecz niestety musimy jeszcze poczekać. Nie martw się, już niedługo będziemy razem, staniemy się jednością. Już niedługo.

A.


Catherino,

Drugiego listopada 1888 roku wiedziałem, że nadszedł moment naszego zjednoczenia. Była bezchmurna noc, księżyc jasno świecił na niebie, oświetlając opustoszały cmentarz. Szłaś aleją z białym zniczem w ręce. Wśród ciemności byłaś jedynie kształtem, z którego biła blada poświata. Twe usta były lekko rozwarte, wpatrywałaś się niewidzącym wzrokiem w jeden punkt – grób, do którego zawsze przychodziłaś. Stanęłaś przed nim, następnie wyjęłaś zapałki i podpaliłaś knot znicza. Umieściłaś go na płycie nagrobnej tak, że niespokojny płomień okopcił kamień posągu. Przez chwilę śledziłaś ruch płomieni, po czym odwróciłaś się i usiadłaś na ławce. Wiedziałem, że oczekiwałaś kogoś, a tym kimś byłem ja. Przyznaj, najdroższa, od zawsze wiedziałaś, że skrycie obserwuję każdy Twój ruch, że zbieram w sobie siły, by w końcu przełamać krępujący strach i nareszcie spotkać się z Tobą. Najukochańsza, drżę teraz, idąc aleją i patrząc w ten sam ruchliwy punkt, na którym Ty chwilę temu skupiłaś swą uwagę. Pragnę Cię, ubóstwiam, wielbię. Jesteś moim życiem, kocham Cię nad wszystko co żywe. Siadam na pustym miejscu obok Ciebie i wpatruję się w Twoje usta. Przełykasz ślinę i kierujesz wzrok na mnie. Wzdychasz ciężko, jakby cały ciężar świata został właśnie zdjęty z Twoich barek. Uśmiechasz się, ja również. Chcę coś powiedzieć, ale słowa grzęzną mi w gardle. Przecząco kręcisz głową i kładziesz palec na mych wargach. Jest blady i zimny, jak cała Twoja osoba. Przez chwilę tkwimy tak w milczeniu, a nasze usta zbliżają się do siebie powoli. W chwili pocałunku czuję, że oddalasz się ode mnie. Otwieram oczy i ze zdziwieniem odkrywam, że zniknęłaś. Rozglądam się, wołam Twe imię, lecz jedyną odpowiedzią jest głucha cisza. Zaczynam się zastanawiać, czy nie był to tylko sen, gdy w tym samym momencie spostrzegam palący się znicz. Podchodzę do niego i spoglądam na tablicę, którą oświetla. Z trudem odczytuję imię: Catherina.

A.


Catherino,

Już nie przychodzisz na cmentarz.

A.


Catherino,

Brak mi Ciebie.

Aicard



Fin.

Ostatnio edytowane przez Caesum : 02.07.2017 - 17:08
Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.