Temat: To
View Single Post
stare 04.10.2013, 23:01   #30
Yuki
 
Avatar Yuki
 
Zarejestrowany: 19.07.2011
Skąd: z Afganistanu
Płeć: Kobieta
Postów: 660
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: To

Rozdział 3

Szli przez chwilę w milczeniu coraz bardziej zatłoczonymi ulicami miasta. Obok nich przechodzili ludzie spieszący się na autobusy, niektórzy przeciskali się z niezmordowaniem wymalowanym na twarzach do stojących przy chodnikach taksówek, kurczowo trzymając w dłoni kubki z parującą kawą. Inni ze skupieniem rozmawiali przez telefon, równocześnie wściekle gestykulując na biedne staruszki, które za wolno się poruszały. Mijając budkę z kawą, Ruri spojrzała przez ramię, by upewnić się, czy mężczyzna przypadkiem za nimi nie idzie. Poczuła dziwne mrowienie w brzuchu, kiedy stwierdziła, że nieznajomy zapadł się pod ziemię, pochłonięty przez tłum ludzkich ciał.
Odwróciła się i bez słowa podążyła za bratem. W pewnym momencie potknęła się o nierówną płytę chodnika i na chwilę straciła go z oczu. Jedna z balerinek zsunęła jej się z pięty, więc przystanęła, by ją nałożyć. Oparła się ręką o latarnię, wołając za Kay’em, aby na nią poczekał, lecz kiedy podniosła się, przed jej oczyma falowała tylko bezkształtna masa ludzkich ciał.
- Kay! – zawołała, ale brata nigdzie nie było widać. Pewnie nie zauważył jak się zatrzymała i dopiero teraz sobie to uświadamia. Musi czekać gdzieś za rogiem.
Dziewczyna przeczesała dłonią zadbane włosy i wyprostowała się, dodając swojej postawie nieco podniosłości. Ruszyła w tłum, obdarzając morderczym wzrokiem każdego, kto ośmielił się jej zajść drogę.


Ściągnęła brwi, a na jej czoło wstąpiła podłużna zmarszczka, kiedy przysadzista kobieta w średnim wieku uderzyła Ruri łokciem w brzuch.
- Ekhm – odchrząknęła i odwróciła się w stronę nieznajomej. – Proszę uważać, jak pani idzie.
Ta zaczęła mamrotać coś pod nosem i nie zwracając uwagi na Ruri, ruszyła dalej w dół ulicy. Poirytowana dziewczyna postanowiła wrócić do domu bez uprzedniego znajdowania brata. Żałowała, że w ferworze emocji nie zabrała ze sobą torebki, a przynajmniej telefonu, bo mogłaby zadzwonić po limuzynę.
Po przejściu jednej przecznicy skręciła w lewo, w stronę najmniej zatłoczonej dzielnicy, do której swego czasu nie dotarły fale stworzeń zarażonych wirusem, zagnieżdżając się w najciemniejszych zaułkach miasta, jak niemal niemożliwe do wytępienia karaluchy. Odczekała chwilę na światłach i ruszyła dalej przez pasy, nie zwracając uwagi na auta zatrzymujące się na czerwonym świetle. Była skupiona na swoich myślach, które dziko gnały od matki, przez Christiana, po nieznanego mężczyznę na ulicy. Skoro jej matka nie postanowiła wydać jej za maż, to musiała to być rodzina Holmesów, która ją do tego zmusiła. Ale Dorothea nigdy by tego nie dała po sobie poznać, zostawała ukryta pod maską obojętności i wyższości, żeby przypadkiem nie pokazać innym jaka jest naprawdę.
Ruri została nagle wyrwana z zamyślenia, usłyszała donośny pisk opon gdzieś po lewej stronie. Obróciła się gwałtownie i spostrzegła pędzącego w jej stronę wielkiego, czarnego Suva. Zamarła.
Spod opon auta wydobył się gęsty dym, kierowca zaczął wściekle manewrować kierownicą, co spowodowało, że pojazd zaczął niebezpiecznie kolebać się na boki. Ludzie na ulicy przystanęli, by z przerażeniem obserwować całą sytuację. Każdy w oszołomieniu patrzył, jak na ich oczach miała dokonać się masakra. Kilka osób zaczęło krzyczeć i biec w stronę Ruri, ale ta stała w osłupieniu, nie mogąc wykonać żadnego ruchu.



Suv był coraz bliżej. Teraz dzieliło go od dziewczyny zaledwie parę metrów, ale dystans cały czas nieubłaganie się zmniejszał. Choć cała sytuacja trwała zaledwie parę sekund, Ruri wydawało się, że stała na pasach całe wieki. Widziała wszystko w zwolnionym tempie, pędzące auto, krzyczących ludzi, innych kierowców wysiadających z przerażeniem ze swoich samochodów. Ale w środku czuła tylko pustkę. Niemoc ogarnęła całe jej ciało, paraliżując kończyny. Dziewczyna zdołała tylko zacisnąć powieki i schować głowę w ramiona.
W jej nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach spalenizny, zaczęła się krztusić, ponieważ dym drażnił jej gardło. Otworzyła wilgotne od łez oczy i zobaczyła przed sobą stojącego bokiem czarnego Suva. Wykrztusiła z siebie tylko ciche stęknięcie i położyła drżąca dłoń na piersi. Jej serce biło jak szalone, zupełnie jakby chciało wydrzeć się ze środka. Zrobiła kilka głębokich oddechów i trochę się uspokoiła.
Ze środka samochodu wysiadł średniego wzrostu mężczyzna w garniturze z twarzą poprzecinaną pajęczyną drobnych zmarszczek. Podbiegł do Ruri i chwycił jej ramię.
- Nic pani nie jest? – zapytał; w jego głosie czaił się strach.
Ruri pokręciła głową.
- Najmocniej panią przepraszam! – zaczął się tłumaczyć. – Ja… ja nie widziałem!
- Jestem pewna, że pan nie widział – odcięła się, jednak jej głos nieco drżał. – Może czas sprawić sobie okulary?



Ludzie zbiegli się, tworząc wokół nich nieprzerwany krąg. Każdy coś mówił, wykrzykiwał, pytał się czy ktoś jest ranny. Ruri odgoniła ich machnięciem ręki.
- Wszystko w porządku – rzuciła, rozmasowując sobie skronie. – Może z wyjątkiem spostrzegawczości tego pana.
Tłum powoli rozpierzchnął się stymulowany nieprzerwanymi klaksonami przejeżdżających drugim pasem aut. Każdy kierowca zwalniał, by rzucić okiem na wypadek, jednak po stwierdzeniu, iż nikt nie został ranny, ani żaden samochód zmasakrowany, odjeżdżał z piskiem opon.
- Naprawdę przepraszam! – mężczyzna kontynuował. – Mogę panią podwieźć, proszę mi tylko powiedzieć, gdzie pani zmierzała. Paliwa mi starczy stąd do Forest Hill.
- Szkoda, że uwagi na przechodniów panu nie starczyło – zirytowała się.
- Nalegam – ciągnął, ignorując niemiłe uwagi. – Gdzie tylko sobie…
- Downs Road 46 – przerwała mu, ruszając w stronę tylnego siedzenia. – Proszę tylko nie przejechać żadnego człowieka.
Ruri, nadal słysząc w uszach przenikliwy pisk opon, wślizgnęła się na miejsce za kierowcą i zatrzasnęła za sobą drzwi. Oparła głowę, która zaczęła jej niemiłosiernie ciążyć, o zagłówek i głęboko westchnęła.
- Ładny dzień – usłyszała po swojej prawej. Podskoczyła na siedzeniu, bo wsiadając nie zauważyła, że ktoś siedział po drugiej stronie samochodu. Odwróciła się, a serce jej zamarło.
Obok, z tajemniczym uśmiechem czającym się na ustach i ze skrzyżowanymi nogami wpatrywał się w nią mężczyzna, którego zauważyła wcześniej na ulicy. Jej dłoń powoli powędrowała w stronę klamki, jednak zanim tam dotarła, jej uszu doszedł dźwięk zamka automatycznego. Śniadanie podeszło jej do gardła.
- Nie ma takiej potrzeby, żebyś teraz wysiadała – powiedział nieznajomy spokojnym głosem i zaśmiał się. Było w tym śmiechu coś obłąkanego, coś nienormalnego. – Im wcześniej się poznamy, tym więcej czasu będę mógł spędzić z panną młodą.
- Ty… - wykrztusiła. Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Wcisnęła się w drzwi auta, odsuwając się od mężczyzny możliwie jak najdalej. W plecy wbijała jej się klamka.
- Jestem Christian Holmes – przedstawił się, a na jego usta znów wkradł się ten złowieszczy uśmiech. – Jak mniemam Ruri Byron.
Dziewczynie wydawało się, że śni. Patrzyła na blondyna w osłupieniu, śledząc każdy ruch jego mięśni twarzy. Ciemne oczy miał lekko przymrużone, co sprawiało, że w kącikach powstały malutkie zmarszczki. Białe, proste zęby, idealnie ułożone włosy oraz nienaganne uprasowana koszula świadczyły o pozycji majątkowej mężczyzny. Nie był to zwyczajny mieszkaniec New Crown.
- Lars, możesz ruszać – powiedział, nie odrywając wzroku od Ruri. – Zdaję mi się, że nie mieliśmy za dobrego początku znajomości.
Dziewczyna nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Patrzyła tylko na Christiana z lekko otwartymi ustami.
- Starałem się nawiązać z tobą kontakt wzrokowy – powiedział – tam na ulicy. Ale widocznie źle dziś ułożono mi fryzurę, ponieważ uciekłaś jak tylko mnie zauważyłaś.
Przeczesał blond włosy szczupłymi palcami i uśmiechnął się, zagryzając wargę. Jego wzrok stał się bardziej miękki, już nie patrzył na Ruri jak na nieznajomą. Rozkoszował się jej widokiem.


Dziewczynę zmroziło, próbowała jeszcze bardziej wcisnąć się w drzwi.
- Myślę, że to nie o fryzurę chodziło – wydusiła, wpatrując się w usta mężczyzny, wygięte w złowieszczy łuk.
- Hmm – zamyślił się. – To o co chodzi? Źle wyprasowana koszula? Wiedziałem, że powinienem ją przebrać. – Delikatnie przejechał dłońmi po swojej piersi, chcą wyprostować fałdy materiału. – A może nie chodzi o koszulę? Możesz mi przecież powiedzieć, niedługo będziesz moją żoną.
Blondyn mówił to tak spokojnie, jakby małżeństwo z nieznajomą osobą było na porządku dziennym, jakby opowiadał jakąś nieznacząca historię przy porannej kawie.
- Dlaczego to robisz? – zapytała twardo, w końcu się przełamując. W środku łkała jak małe dziecko, ale postanowiła nie dawać po sobie tego poznać. Nie teraz. Nie jemu.
- Ależ Ruri – wypowiedział to imię przeciągając samogłoski. – Czyż to nie jest oczywiste? – Znów się zaśmiał, a jego głos wydawał się mieć nienaturalny dla mężczyzny wysoki ton. – Robię to, bo mogę. Mam pieniądze, władzę, a teraz także i ciebie.
- W takim razie dlaczego ja? Mogłeś wybrać każdą kobietę w New Crown.
- Och, to proste. – Machnął ręką. – Jesteś jedyną tak silną kobietą, która mogłaby godnie mnie reprezentować, jako moja prawa ręka.
- Jak…?
- Wiem o tobie wszystko – przerwał, spodziewając się jakie Ruri chciała zadać pytanie. – Wiem, że na dziesiąte urodziny dostałaś psa, ale musiałaś go oddać, bo okazało się, ze masz uczulenie na sierść. Wiem, że na koniec szóstej klasy nie dostałaś świadectwa z wyróżnieniem i musiałaś całe wakacje chodzić na dodatkowe zajęcia. – Dziewczyna słysząc te wszystkie rzeczy poczuła, jakby żelazna pięść zaciskała się na jej wnętrznościach. Miała ochotę zniknąć, wyparować, byleby dalej nie słuchać Christiana. - Wiem, że nie lubisz jak truskawki w czekoladzie są pozbawione listków, bo irytujesz się, że pobrudzisz sobie palce. Wiem, że nie boisz się wyrażać swojego zdania, nawet swoim rozwiedzionym rodzicom. Wiem, że ponad życie kochasz swojego brata, nawet jeśli tego nie okazujesz. Wiem również, że nawet gdybym teraz otworzył ci drzwi, nie wysiadłabyś i pojechała dalej ze mną.
Ruri poruszyła się niespokojnie.
- Skąd to niby możesz wiedzieć? – wypaliła, pozwalając zapanować nad sobą swoim emocjom.
- To dość zabawne – stwierdził i lekko przymrużył ciemne oczy. – Akurat tak się składa, że Kay złożył mi dzisiaj dość niespodziewaną wizytę.
- Coś ty mu zrobił? – Ruri usłyszała, że krzyczy. Nie była w stanie dalej powstrzymywać swoich emocji, jej granica wytrzymałości właśnie została gwałtownie nadszarpnięta. Jej twarz wykrzywił brzydki grymas, dostojna młoda kobieta ustąpiła miejsca rozchwianej emocjonalnie dziewczynce.
- Och, zapomniałem wspomnieć, że twoi rodzice również byli tak mili i mnie dzisiaj odwiedzili – dodał.
__________________
[IMG]http://i44.************/1z2jbzq.jpg[/IMG]

Yuki jest offline   Odpowiedź z Cytatem