View Single Post
stare 03.12.2010, 20:26   #12
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,204
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Marzenie jutra

II


Minął już prawie miesiąc od momentu, w którym zamknął pewien okres swojego życia – „młodość”. Chociaż wcale taki stary nie był, uważał siebie za dorosłego. W końcu jak inaczej można określić 19-latka, który zorganizował sobie SAM całą podróż do Stanów i mieszkanie? Nikt nie musiał mu w tym pomagać, nie dostał tak naprawdę żadnych rad od najbliższych. Ci bowiem od początku z niechęcią patrzyli na jego starania. Może nawet nie dowierzali. W ich domniemaniu przecież był jeszcze smarkaczem, który ledwo co dostał dowód osobisty i prawo jazdy. Może chcieli go jeszcze zatrzymać przy sobie. Ale on miał inne plany.
Młody buntownik, bo jeszcze ten okres mocno wrzał w jego duszy, chciał się wyrwać ze „starego świata”, który, jego zdaniem, zaczął być irytujący i nieciekawy. Jemu potrzeba było wrażeń i odkrywania najlepszych stron życia, czego nie mógł doświadczyć w tej zacofanej dziurze w jakimś ledwo liczącym się na arenie międzynarodowej państwie. Uciec od tego, zacząć nowe życie – to był jego cel, marzenie, które za wszelką cenę chciał spełnić. Czy mogły go w tym momencie obchodzić łzy Magdy, która przecież z nim wiązała całą swoją przyszłość? Strach i smutek matki, która czuła, że straciła kolejnego tak bliskiego sercu mężczyznę i niedowierzanie siostrzyczki, która nie mogła zrozumieć, dlaczego on to robi? Miło za to wspominał pochlebstwa kolegów, pochwały pomysłu czy wręcz zazdrość. Oni nie mogli uciec. On mógł i zrobił to, wręcz z premedytacją, podobnie jak zadawał ból tylu osobom.

W Stanach znalazł całkiem nieźle płatną pracę (udało mu się), miał przyzwoite mieszkanko i poszerzało się grono jego znajomych. Był dumny, że inaczej może zapisywać swoje imię. To było jak drugie życie, całkiem odmienne niż poprzednie. Dużo, dużo lepsze.

Gdy już się zaaklimatyzował w nowym miejscu, zaczął odkrywać jego uroki. Nie sam, oczywiście – wszak koledzy bardzo ułatwili mu znalezienie nowych, fajnych miejsc, w których można miło spędzić czas. Dyskoteki, galerie kawiarenki i bary były na porządku dziennym. Raz na jakiś czas kino czy wypad za miasto.
Korzystał z tych wszystkich wygód na tyle, na ile pozwalał mu stan konta. Był bardzo rygorystyczny jeśli chodzi o wydatki, starał się mądrze zarządzać zarobionymi pieniędzmi, od których zależało tak naprawdę całe jego życie. Nawet dobrze sobie z tym radził, być może dzięki doświadczeniu z wcześniejszego okresu swojego życia. Próbował się uniezależnić pod tym względem od matki i najczęściej wszystko szło po jego myśli.
Do tych zaliczało się wydarzenie z pewnego piątkowego wieczoru...

***

Trzech młodych, przystojnych mężczyzn postanowiło się wybrać do coraz to bardziej znanego i modnego klubu w mieście, który to dopiero od niedawna zaczął pozyskiwać serca młodych imprezowiczów. "Urzeczony” bardzo polecał go jednemu z trójki. Zalety? Świetna muzyka, w dodatku na żywo, niezłe drinki, fajne dziewczyny… Nie trzeba było długo ich przekonywać co do słuszności wyboru miejsca spędzenia piątkowego wieczoru.
Gdy ten nadszedł, niestety, nie wszystko poszło zgodnie planem. Winny był szef jednego z nich, który właśnie tego dnia musiał go na dłużej zatrzymać w pracy. Bardzo niezadowolony z tego faktu młodzieniec powiadomił o tym kolegów mówiąc im, żeby nie czekali i szli bez niego. „Jakoś was znajdę”, mówił. Ci, uspokojeni, o umówionej porze mogli udać się do klubu. On dołączył dwie godziny później.
Było sporo po 22, kiedy się zjawił. Celem jego wędrówki był nieduży, odnowiony budynek położony prawie że na przedmieściach (nie w centrum, jak mu powiedziano). Zaciekawiony wszedł do środka.

http://i1068.photobucket.com/albums/...v27/AND2_2.jpg

Sala nie była duża, po lewej stronie znajdowały się ubikacje, po prawej zaś bar i miejsca do siedzenia. Wygląd był dużo bardziej spokojniejszy aniżeli reszta tych głośnych, ciemnych dyskotek, w których miał okazję tańczyć. Atmosfera też była inna, można powiedzieć, że bardziej… przyjazna? Tak, jego też to zdziwiło.
Zaczął usilnie wypatrywać kolegów, niestety, bezskutecznie. Z mina mówiącą „No nic, trudno” udał się na drinka. Szef oczywiście dopłacił mu za nadgodziny, zatem chłopak mógł sobie pozwolić na coś lepszego.
Na jego nieszczęście okazało się, że przebierając spodnie zapomniał przełożyć portfel, a w kieszeni miał tylko marne kilka dolarów, które na niewiele mu starczą. Zapłacił i z niezadowolona miną sączył swój napój, co chwilę wypatrując znajomych, których ciągle nie widział. Ogarniało go tym samym coraz potężniejsze przygnębienie. Był pozostawiony sam sobie, bez pieniędzy, bez znajomych, w dyskotece, której wcale nie znał. Czuł się strasznie nieswojo i nawet zaczął się zastanawiać nad powrotem do domu. Niby był z niego towarzyski, przebojowy chłopak, ale jak przyszło co do czego ten jego hart ducha ulatniał się niby gaz z jego Coli.
- Ej, ty, co taki ledwo żywy siedzisz? – dobiegł do niego jakiś miły, wesoły głosik – Dziewczyna cię rzuciła czy co?
Obrócił głowę i ujrzał właścicielkę owego głosu. W słabym świetle widział jej szczupłą, ciemną twarzyczkę, w której wszystko było niemal chude. Jej czarne oczy wpatrywały się w niego z zainteresowaniem, a ręka odgarniała na bok ciemne, proste, średniej długości włosy. Wydała mu się być sympatyczną.
- Chwilowo zwątpiłem w dyskoteki – odpowiedział pół-żartem, jakby za sprawą nieznajomej miał mu wrócić cały dobry humor – Zgubiłem kolegów i zabrakło mi kasy.
Dziewczyna roześmiała się szczerze.
- Ale przecież bez kasy i kolegów można się świetnie bawić! – zawołała żywo, po czym rzuciła mu propozycję – Zatańczysz?

http://i1068.photobucket.com/albums/...v27/and2_1.jpg

Jej rozmówca nie mógł wierzyć własnym uszom. Wręcz wydawało mu się, że to sen. Ale za to jaki miły! Tylko troszkę zniesmaczył się tym, że to ona go poprosiła, a nie on ją.
- Ale to ja powinienem…
- Kiedyś mi się odwdzięczysz – odparła - Chodź!
Dopił tylko swój napój, po czym z nowo poznaną dziewczyną wyszedł na środek sali.
Świetnie się razem bawili. Była wspaniałą tancerką, na parkiecie czuła się jak ryba w wodzie. On pod jej wpływem zaczął stawiał śmielsze kroki, nie czuł się tak bardzo wyobcowany wśród tylu nieznanych mu twarzy. Za to jego partnerka wydawała się być znana tutaj. „Pewnie stała bywalczyni i dusza towarzystwa”, myślał. Chwilkę później, nagle, niespodziewanie, dziewczyna zniknęła mu z oczu. Zdezorientowany zaczął się za nią rozglądać i natrafił na… swoich kolegów.

http://i1068.photobucket.com/albums/...v27/AND2_3.jpg

- Zanim zdążyliśmy cię znaleźć, zdążyłeś już jakąś poderwać! – zażartował jeden z nich.
Od razu zawiązała się między nimi rozmowa. Usiedli sobie przy barze, gdy nagle z głośników coś znajomo zabrzmiało… Odwrócił się w stronę sceny i nie mógł uwierzyć własnym oczom – dziewczyna, którą poznał, była tutaj wokalistką! Wpatrywał się na nią jak na obrazek, a gdy w pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały, ona puściła mu oko, na co on odpowiedział uśmiechem.
W pewnym momencie przyszedł mu do głowy pomysł. Zostawił zdziwionych kolegów przy barze, a sam wyszedł na ulicę. Swoje kroki skierował prosto w stronę kwiaciarni, którą przyuważył idąc do klubu. Co prawda była zamknięta, ale widział, że ktoś się krząta i coś robi przy roślinkach. Po krótkiej konwersacji i usilnych prośbach blondyna, właściciel zgodził się go wpuścić.
Za resztę swoich pieniędzy kupił czerwoną różę i bilecik. Od sprzedawcy pożyczył zaś długopis, którym po angielsku wypisał prostym językiem:
„Dziękuję Ci za cudowny wieczór, śliczna Nieznajoma. Zakochałem się w Twoim głosie.
Wielbiciel”
Wracając do klubu, udał się na zaplecze. Miał nadzieję, że tam będzie mógł zostawić prezencik. Udało mu się – położył różę na stoliku i po cichutku wyszedł. Już miał postawić krok na płycie chodnikowej, gdy usłyszał wołanie. Zobaczył ją, trzymającą w ręku jego różę. Niemal osłupiał na ten widok i kompletnie nie wiedział jak zareagować.
- Dziękuję – odparła z uśmiechem – Więc na to przeznaczyłeś resztę pieniędzy! To bardzo miłe.
- Chciałem, żebyś wiedziała, że jestem ci bardzo… wdzięczny – brak słów wprawił go w zakłopotanie.
- Jestem Tania – powiedziała, wyciągając rękę w jego stronę.
- Victor – chłopak uścisnął jej dłoń, a na jego twarzy pojawiła się radość nie do opisania.

http://i1068.photobucket.com/albums/...v27/and2_4.jpg

- Wpadnij tu jeszcze kiedyś – poprosiła – Chciałabym jeszcze raz z tobą zatańczyć.
- Dzięki, na pewno zajrzę! – czuł się wniebowzięty.
Dziewczyna posłała mu jeszcze uśmiech na pożegnanie, po czym szybkim krokiem oddaliła się i zniknęła za rogiem, zostawiając chłopaka samego, niemal ze załamanym sercem.
Dopiero po jakimś czasie zrozumiał, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.

Ostatnio edytowane przez ultraviolence : 11.03.2012 - 08:58
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem