02.01.2016, 16:30 | #82 |
Zarejestrowany: 24.05.2015
Skąd: Złotów
Wiek: 22
Płeć: Kobieta
Postów: 91
Reputacja: 12
|
Odp: Maskarada
No więc Caesum...
Zacznę od tego,że zdjęcia są świetne! Takie urokliwe,klimatyczne. Podobnie jak posiadłość.<3 Szczerze mòwiąc od początku coś mi z tym księdzem nie pasowało... Biedna Lynnette najpierw Charles teraz jej matka.. A historia świetna,wciągająca momentami,ale tylko momentami trochę przyciężka. Niezły kryminał.
__________________
The worst things in life come free to us Cause we're just under the upper hand Go mad for a couple grams |
02.01.2016, 20:04 | #83 |
Moderator
Zarejestrowany: 22.09.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 1,325
Reputacja: 41
|
Odp: Maskarada
Rok przerwy między odcinkami? Strasznie szybko to zleciało... chociaż zastanawiałam się parę razy w poprzednim roku, czy jeszcze doczekam się następnej części.
Spoiler: pokaż Szkoda, że już kończysz, ale jak brakuje ci czasu, to zrozumiałe. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądał następny odcinek, i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wstawisz coś na forum.
__________________
|
05.07.2023, 17:53 | #84 |
Administrator
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,508
Reputacja: 84
|
Odp: Maskarada
No i stało się! Minęło równo dziesięć lat od wstawienia pierwszego rozdziału na nasze forum. Przyznam szczerze, nie spodziewałem się, że tyle czasu zajmie mi pisanie, aczkolwiek mogłem się domyślić po wciąż poszerzających się przerwach między rozdziałami. Zacząłem pisać jeszcze w 2016 roku... Zdążyłem w tym czasie skończyć liceum, zacząć licencjat, skończyć licencjat, zacząć drugie studia, przerwać je, wrócić na poprzednie, skończyć magisterkę i popracować w dwóch różnych miejscach. Nie chciałem jednak zostawić moje ostatnie fotostory bez zakończenia. Dlatego zapraszam na kolejny, tym razem już ostatni rozdział.
Przy okazji chciałbym również dodać, że wszystkie odcinki dostępne są także na blogu, na którym zacząłem całe moje fotostory! https://caesum.blogspot.com/ --- Rozdział IX - O co chodzi, sierżancie? Nie widzi pan, że jestem zajęta? Jeśli nie jest to nic ważnego, niech pan przestanie mnie niepokoić. Nie jestem w humorze na nieistotne rozmowy. W zatęchłym pomieszczeniu czuć było zapach perfum L'Heure Bleue Guerlain. Charlotte siedziała przy toaletce, obficie pudrując biust i ramiona. Przez ostatnie kilka dni przebywała wyłącznie w swoim pokoju, zamknięta, nikogo nie przyjmując. Spojrzała na Jonathana i niecierpliwie machnęła ręką. Odwróciła się z powrotem do lustra toaletki, przyglądając się uważnie swoim piersiom. Poprawiła je i przypudrowała jeszcze bardziej. Jonathan doskonale wiedział, co próbowała zakryć. Musiał przyznać, że w słabym oświetleniu sypialni wyglądały zupełnie jak prawdziwe. - Nieistotne? - zdziwił się Jonathan. - Nic z tych rzeczy, panie Clayworth. Nadinspektor Husher przysłał mnie, bym zadał panu kilka dodatkowych pytań. - No dobrze, byle szybko. – Wskazała na puste krzesło. - Niech pan usiądzie. - Dziękuję – odpowiedział Jonathan. Zajął miejsce przy Charlotte, wyciągnął notes i pióro, po czym zapytał: - Czy mógłby pan jeszcze raz opowiedzieć historię pańskiego małżeństwa? - Proszę więcej mnie tak nie nazywać. Zerwałam z moim poprzednim wcieleniem i nie chcę, by dłużej utożsamiano mnie z Cedriciem. Jonathan nie nalegał. Chociaż był przeciwny ludziom pokroju Cedrica, podobnie jak cała społeczność tych czasów, musiał dobrze odegrać rolę, jeśli chciał dowiedzieć się czegoś więcej. Poza tym trzeba było przyznać, że brytyjczycy zawsze mieli słabość do damskich strojów i często miał przyjemność rozmawiać z podobnymi osobami. Wystarczyło tylko nacisnąć w odpowiednim momencie, a długo trzymane sekrety same wychodziły na jaw. Cedric z kolei wyglądał jakby tajemnice rozsadzały go od środka. - Małżeństwo od początku było skazane na porażkę. Jeszcze przed ślubem Cedric to wiedział. Czuł to w głębi serca. Widzi sierżant, Cedric znał swoje miejsce. Był tylko zwykłym chłopakiem ze średnio zamożnej rodziny, rodzina Ravensdale była więc dla niego czymś nieosiągalnym, przykładem starej fortuny, potwierdzeniem jego niskiego stanu, pospolitości. Oczywiście Ravensdale Manor było dziełem nowobogackim, wybudowanym wspólnie przez Francine i Philipa, rodziców Charlotte. Obie rodziny miały jednak korzenie szlacheckie, „błękitną krew”. Charlotte zaśmiała się. - Nic dziwnego, że gdy miłością jego życia okazała się córka Francine, wpadł w popłoch. Zdawał sobie sprawę z przepaści materialnej między nimi. Ich związek był źle widziany. Uważano, że psuł opinię domu Ravensdale. Dlatego też w końcu zdecydowali się uciec, zerwać z przeszłością i zacząć nowe życie. - Z dala od rodziny? - spytał Jonathan. - Głupota, prawda? Ale młodzi zawsze są głupi, w ogóle nie słuchają głosu rozsądku. Naczytają się tanich romansideł i myślą potem, że są wyjątkowi, jedyni w swoim rodzaju, tymczasem powielają utarte schematy. Podobnie było z Cedriciem i Charlotte. Wyobrażali sobie romantyczną ucieczkę i skromne życie na wsi, ale rzeczywistość była dla nich bardziej okrutna. Trafili do liverpoolskich slumsów, gdzie żyli jak nędzarze. - Czy to właśnie wtedy Charlotte umarła? - Och nie, znacznie później. - Charlotte uśmiechnęła się kwaśno. - Jej matka o to zadbała. - Francine doprowadziła do śmierci własnej córki? - zdziwił się Jonathan. - Jak do tego doszło? - Gdy Charlotte i Cedric byli już na granicy ubóstwa, Francine wysłała wiadomość, w której proponowała Charlotte powrót do domu pod warunkiem, że opuści Cedrica. Zgodziła się na to bez zastanowienia. Spakowała rzeczy i wróciła do Ravensdale Manor, pozostawiając męża na pastwę losu. Francine nigdy jednak nie wybaczyła jej tego, co zrobiła, dlatego też cały majątek rodziny został przekazany Antoinette. Charlotte za to wciąż miała prawo do mieszkania w posiadłości. Nie korzystała z tego długo, ponieważ wkrótce zaniemogła. Myśl, że cały majątek przeszedł jej koło nosa była chyba zbyt ciężka. Przed śmiercią napisała list do Cedrica, by przyjechał i towarzyszył jej w ostatnich chwilach życia. - Dlaczego przejął pan tożsamość Charlotte? - spytał Jonathan. - Och, było to znacznie później. - Charlotte machnęła ręką lekceważąco. - Zaczęło się niewinnie. Antoinette wróciła do domu po urodzeniu tego biednego dzieciaka, Lynette. Koniecznie chciała widzieć się z siostrą, która przecież już nie żyła. Wtedy dotarło do mnie, że z jej mózgu nic nie zostało. Nie wiem co ją spotkało w Ameryce, ani co takiego zrobił Richard, jej mąż, że wróciła w takim stanie, ale jedynym sposobem by ją uspokoić było przebranie się za Charlotte. Z początku nie byłam do tego przekonana, lecz z czasem poczułam się komfortowo w sukniach, coraz rzadziej zakładałam garnitury. W końcu odsunęłam na bok Cedrica i na stałe zmieniłam się w Charlotte. - Nie wyjaśnia to jednak, czemu porzucił pan… - … Proszę przestać mnie tak nazywać! - huknęła Charlotte. - Przepraszam. Chciałem powiedzieć, że nie wyjaśnia to, czemu porzuciła pani swoje poprzednie… Wcielenie. Charlotte wstała, podeszła do okna, położyła dłoń na zimnej szybie i przetarła palcami jej powierzchnię. Westchnęła ciężko. Spojrzała gdzieś daleko, po czym odrzekła teatralnie: - Czy wie pan, jak to jest żyć w cieniu innej osoby? Jak to jest starać się być jak najlepszym dla kogoś, kogo się kocha, jednak nic nie otrzymywać w zamian? Czy miał pan kiedyś wrażenie, sierżancie, że wszystko co pan robi nie jest nic warte, że każda szczera chęć doskonalenia się dla drugiej osoby okazuje się bezsensowna? Na twarzy Charlotte pojawił się grymas bólu. Jonathanowi trudno było stwierdzić, czy jest prawdziwy, czy też udawany. Zdjęła perukę, odrzuciła na bok i kontynuowała niskim, męskim głosem: - Starałem się podporządkować jej wymaganiom, zainteresować tym co ona, robić to co ona i choć w połowie czuć się jej równym. A co ona zrobiła dla mnie? Przez cały nasz krótki związek dawała mi tylko do zrozumienia jaką bezwartościową osobą jestem. Wyśmiewała się ze wszystkiego, co składało się na moją osobę. Po pewnym czasie okazało się, że już nic nas nie łączy. Mimo to moje uczucie do niej wzrosło i chciałem zrobić wszystko, by czuła się podobnie. Jakimże głupcem byłem, myśląc że mnie kocha! Nasza miłość okazała się tylko krótką mrzonką, zaledwie kaprysem znudzonej dziewczyny z bogatego domu. Gdy nadeszły trudne czasy nie okazała litości. Odrzuciła mnie jak starą zabawkę. Cedric usiadł przy Jonathanie i kontynuował, patrząc mu prosto w oczy: - Powinienem był wtedy zapomnieć o przeszłości, prawda? Może znalazłbym sobie jakąś kobietę, ożenił się z kimś mojego stanu i żył szczęśliwie. Nie mogłem jednak zapomnieć o Charlotte. Każdy przedmiot w domu przypominał mi o niej. Jej kubek stał wciąż na stole, kapcie czekały na powrót właścicielki. Nawet łóżko przesycone było jej zapachem. Za dnia wspominałem nasze wspólne chwile, zaś nocami zastanawiałem się, jak mogłaby do mnie wrócić. Gdy w końcu zasypiałem z wyczerpania, znajdowałem ukojenie w snach, gdzie moja ukochana była ze mną. Każde samotne przebudzenie ponownie otwierało ranę. Jonathan słuchał w milczeniu. Wiedział, że już niedługo Cedric powie całą prawdę. - Nie wie pan nawet, jakim szczęściem było otrzymanie listu od Charlotte, w którym prosiła mnie o przyjazd do jej rodzinnego domu. Nie czekałem ani chwili dłużej. Spakowałem najważniejsze rzeczy i natychmiast pojechałem do Ravensdale Manor. Charlotte nawet w ostatnich chwilach życia była przebiegła. Choć stałem się jej obojętny już dawno temu, wykorzystała moje wciąż żywe uczucie by zabezpieczyć się po śmierci. Wiedziała, że osobiście dopilnuję, by miała należyty pochówek. Nawet gdy nie mogła już wstać z łóżka, wciąż śmiała się z mojego oddania. Dyrygowała mną jak niewolnikiem. Lecz nawet wtedy wciąż ją kochałem. Gdy w końcu umarła, nie wiedziałem co ze sobą począć. Wciąż nie mogłem się pogodzić z jej śmiercią. Wtedy właśnie pojawiła się Antoinette, domagająca się spotkania z siostrą. Przebrałem się za Charlotte, by ją uspokoić, lecz wtedy poczułem się, jakby znowu była żywa. Poprzez założenie jej ubrań stałem się jej odbiciem. Nawet po śmierci Charlotte wciąż mną władała. Nie sądze, by kiedykolwiek to się zmieniło. Cedric założył perukę. - Czy taka odpowiedź panu wystarczy? - zapytał swoim zwykłym głosem. - Jeśli tak, czy mogę teraz zostać sama? Chciałabym dokończyć nakładanie makijażu. I niech pan więcej nie wspomina o Cedricu. - Oczywiście – powiedział pospiesznie Jonathan. - Dziękuję za odpowiedź. Jak najszybciej wyszedł z pokoju Cedrica. Ruszył w stronę kaplicy, zastanawiając się nad jego słowami. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Cedric miałby zmienić cały swój styl życia z powodu jednej kobiety, niemniej jednak znał wiele podobnych przypadków. Wiedział, że bynajmniej nie jest to rzecz tak rzadka, jakby się wydawało. Charlotte niewątpliwie musiała wywrzeć na nim takie wrażenie, że nie mógł jej po prostu usunąć z pamięci. Niektórzy w ten sposób radzą sobie ze stratą bliskich, lecz w tym przypadku było to z pewnością coś więcej. Cedric nie próbował wyleczyć się z utraty Charlotte, lecz pielęgnował pamięć o niej, wyniósł do rangi czegoś w rodzaju bożka, był jej wiernym sługą i inkarnacją zarazem. Stanął przed spękanymi, dębowymi drzwiami, sprawiającymi wrażenie starszych niż sam dom. Słyszał już, że kaplica była pozostałością po dawniejszym budynku, który stał na miejscu Ravensdale Manor. Jeśli to, co ludzie mówili, było prawdą, wejście do niej w pełni na to wskazywało. Kamienny portal, zakończony ostrym łukiem ozdobiony był rzeźbionymi służkami, nieforemnie przedstawiającymi postacie biblijne. Było w nich coś archaicznego. Choć dom stylem wskazywał na gotyk Tudorów, figury w swej mistycznej formie wydawały się znacznie starsze. Jonathan nacisnął klamkę i wszedł do środka. Wnętrze kaplicy nie wywarło na nim szczególnego wrażenia. Była to prosta, aczkolwiek przyjemna komnata w XVI-wiecznym stylu Tudorów. Grube ceglane mury poprzecinane były niewielkimi, wąskimi oknami, przez które wpadało niewiele światła. Wiązki służek pięły się wzdłuż ścian, przekształcając w żebra podtrzymujące sklepienie. Na ścięciach żeber, z każdego zwornika zwisał łańcuch z secesyjnym żyrandolem, swoim przepychem psującym skromny wystrój kaplicy. Jonathan podszedł do drzwi prowadzących do komnat księdza. Uniósł rękę, by zapukać, lecz w ostatniej chwili powstrzymał się. Przystanął, natężając słuch. Usłyszał głośne szuranie za drzwiami, jakby ktoś przesuwał w środku ciężkie pudła. Zaczekał jeszcze chwilę, po czym zapukał. Odgłosy ucichły nagle, a zaraz potem drzwi uchyliły się lekko, ukazując zatroskane oblicze ojca Patricka. - Nie przeszkadzam? - zapytał Jonathan i dodał, nie czekając na odpowiedź: - Sierżant Jonathan Barret, rozmawialiśmy już w sprawie śmierci Charlesa Clayworth. Mam kilka dodatkowych pytań związanych z tą sprawą oraz ze śmiercią Antoinette Leatherby. - Jestem trochę zajęty, niech pan przyjdzie później - odparł ojciec Patrick. W głosie było czuć zaniepokojenie. Ksiądz spróbował zamknąć drzwi, lecz Jonathan wsunął nogę między drzwi a futrynę. - Muszę oddać raport jak najszybciej. To zajmie tylko chwilę – nalegał Jonathan. - No dobrze, dobrze - zgodził się w końcu ksiądz. Otworzył drzwi i wpuścił Jonathana do pokoju. - Wybiera się ojciec gdzieś? - zapytał Jonathan, zobaczywszy sterty otwartych kufrów, z których wystawały góry ubrań. - Nagła wiadomość z samego Rzymu, muszę koniecznie jechać. Zaproponowano mi wyjątkową funkcję w Kościele, jedyną w swoim rodzaju - powiedział ojciec Patrick, wrzucając do kufra nową partię ubrań. - Tylko pojedyncze osoby dostępują takiego wyróżnienia. - Co to za funkcja? Z pewnością może zaczekać. I tak nie może ojciec opuszczać posiadłości, przynajmniej do czasu zakończenia śledztwa. - Bzdura! - oburzył się ojciec Patrick. - To jest sprawa najwyższej wagi! Nie mogę czekać tu ani chwili dłużej, inaczej ktoś inny dostanie posadę Advocatus Diaboli! - Adwokat Diabła? - zdziwił się Jonathan. - A cóż to takiego? Ojciec Patrick przerwał pakowanie. Spojrzał z niedowierzaniem na sierżanta. - Promotor wiary, rzecz jasna! Nigdy pan nie słyszał o kimś takim? Zadaniem promotora jest sprawdzenie, czy kandydat do kanonizacji lub beatyfikacji jest godzien zaszczytu. Będę rybakiem łowiącym w swoją sieć prawdziwych świętych, a wyrzucającym wszelkich mistyfikatorów. Oczywistym jest więc, że nie mogę zostać w tym zapomnianym przez świat miejscu! - Może ojciec próbować, ale w takiej sytuacji policja może uznać, że ucieka ojciec z miejsca zbrodni. Chyba że odpowie ojciec na zadane pytania i pomoże w śledztwie. - Odpowiedziałem już na wszystko, po co znowu to powtarzać? - Oburzył się ojciec Patrick. - Absolutny bezsens, marnuje pan tylko swój czas. - Proszę po prostu odpowiedzieć na pytania, miejmy to za sobą - poprosił Jonathan. - Jeżeli nie może pan z tego zrezygnować, proszę bardzo, ale moim zdaniem to strata czasu. - Co ojca sprowadza do Ravensdale Manor? Jakie ma ojciec powiązania z Antoinette i Charlesem? - Znowu te same pytania... - zirytował się ojciec Patrick. - Proszę odpowiedzieć - nalegał Jonathan. - Jeśli dobrze pamiętam, pracował ojciec w tym samym szpitalu psychiatrycznym, w którym leczona była Antoinette? - Dokładnie tak było. Pracowałem w Bethlem jako tamtejszy ksiądz. Miałem „prowadzić zagubione owieczki”, jak to twierdził dyrektor szpitala. Antoinette trafiła tam zaraz po narodzinach Lynette, w roku 1891, jeśli dobrze pamiętam. Miała szczególne objawy psychozy lękowo-urojeniowej, rzadziej stany depresyjne. Wszędzie widziała wrogów. Obawiała się, że rodzina próbuje ją zabić, żeby zdobyć jej majątek. Jeszcze będąc w szpitalu była święcie przekonana, że w nocy przychodzą do niej i próbują zadusić poduszką. Czasem był to Cedric, czasem Charlotte, a raz nawet jej matka Francine. Bała się o losy córki, która pozostała w Ameryce pod opieką ojca. Początkowo wysyłała listy za ocean, by dowiedzieć się jak żyją, lecz gdy jej mąż, Richard, przestał odpisywać, popadła w zupełną paranoję. Stała się agresywna wobec doktorów oraz innych pacjentów. Gdy nie mogła nikogo zranić, dochodziło do samookaleczenia. Doktorzy przykuli ją do łóżka, bo była zbyt niebezpieczna. - Jak długo trwają objawy takiej psychozy? - spytał Jonathan. - Dlaczego u Antoinette objawy nie ustąpiły po leczeniu, lecz nasiliły się? - Jestem tylko księdzem, nie mam pojęcia, co mogło być tego przyczyną - przyznał ojciec Patrick, lecz po chwili dodał: - Doktorzy mówili, że musiało być to spowodowane czynnikiem zewnętrznym. Możliwe, że nie wszystko, co mówiła było tylko bełkotem szaleńca. Z drugiej strony Cedric wspominał mi niedawno, że matka Antoinette, Francine również miała problemy. Antoinette odziedziczyła po niej pewne skłonności do histerii. - Czy przypadłość Cedrica mogła być czynnikiem wzmagającym jej chorobę? - Och, Cedric. - Ojciec Patrick wzruszył ramionami. - Ten grzesznik już dawno powinien był trafić do piekła. W średniowieczu spaliliby go na stosie za przebieranie się w damskie stroje. To zniewaga płci męskiej, udawać kobietę, która przecież jest narzędziem szatana. Cedric podobno kiedyś był wspaniałym, młodym mężczyzną. Sam pan widzi, do czego te przebieranki go doprowadziły. Zgorzkniały i zepsuty do szpiku kości. Miejsca w niebie on nie zazna. Ojciec Patrick zaczął krzątać się z czajnikiem po pokoju. Po chwili wrócił z filiżankami gorącej herbaty. - Przepraszam, ale zaschło mi w gardle. Poczęstuje się pan? - Nie czekając na odpowiedź podał Jonathanowi filiżankę. - Na czym to skończyliśmy? Jonathan spojrzał niepewnie na filiżankę. Z grzeczności przysunął ją do siebie, lecz nie uniósł do ust. - Wracając jeszcze do tematu szpitala psychiatrycznego, sprawdziliśmy również historię rodziny Jennifer McQuillen. Dowiedzieliśmy się, że w czasie pracy w szpitalu zajmował się ojciec również siostrą Jennifer, Alyssą. - Tak, to prawda. Stwierdzono u niej jakieś upośledzenie… Obecnie nazywa się to chyba psychopatią. Dziewczyna w ogóle nie respektowała prawa, idea ta dla niej była niepojęta. Ile razy próbowano wymusić na niej posłuszeństwo, do niej nic nie docierało. Namowy, bicie, różnego rodzaju zabiegi. Jeżeli widać było jakąkolwiek poprawę, najczęściej była udawana. Alyssa lubiła bawić się ludźmi, wykorzystywała wszystkich wokół, by osiągnąć własne cele. - Co stało się z Alyssą? Z tego co wiem, jej leczenie zostało nagle przerwane. Ojciec Patrick poruszył się niespokojnie. Przez chwilę milczał, zanim odpowiedział: - Nie jest do końca wiadome, dlaczego Alyssa została usunięta z zakładu. Z tego co wiem nie wróciła od razu do Ameryki, tylko została zapisana do jakiejś szkoły dla dziewcząt. Rodzice nie chcieli jej widzieć w domu rodzinnym, gdzie miałaby zły wpływ na swoją siostrę, Jennifer. Prawdopodobnie trzymali ją na odległość przez cały okres edukacji. Teraz jest albo w domu, albo gdzieś uciekła. Nie mam jednak pewności. - Rozumiem. Dziękuję za pomoc, tyle informacji w zupełności mi wystarczy. - Jeżeli to już wszystko, to byłbym wdzięczny, gdyby pozwolił mi pan wrócić do pakowania się. Nawet jeśli nie mogę teraz wyjechać, i tak muszę być w gotowości. Im więcej zrobię teraz, tym mniej czasu będę musiał zmarnować później. - Ależ tak, oczywiście. Przepraszam za cały zajęty czas. - Jonathan odwrócił się do wyjścia. Ojciec Patrick zatrzymał go jeszcze. - Dlaczego chcecie wiedzieć, co stało się z Alyssą? - zapytał. - Nadinspektor Husher wie już, kto zamordował Charlesa i Antoinette. Zbieram teraz informacje by potwierdzić jego przypuszczenia. Jonathan pożegnał się i wyszedł. Przepytał już Cedrica oraz ojca Patricka. Pozostała już tylko Jennifer, która najprawdopodobniej była teraz w sypialni Antoinette. Gdy Jonathan przechodził przez główny hol, dobiegł go odgłos dzwonka. Najwyraźniej jakiś nieoczekiwany gość przyjechał do Ravensdale Manor. Gdy służąca otworzyła drzwi, usłyszał podekscytowany, kobiecy głos. Najpewniej ktoś ze wsi przyszedł do Cedrica. Jonathan dotarł do podwójnych, dębowych drzwi z klamką w kształcie głowy lwa. Otworzył je i wszedł do gabinetu, który niegdyś należał do Antoinette. Środek niewiele się zmienił od czasu, gdy przyjechał tu wraz z nadinspektorem Husherem, by zobaczyć ciało Charlesa. Przez ogromne okna wpadały promienie słońca, rozświetlając kanapy oraz biurko stojące na środku pokoju. Na jego blacie wciąż leżały sterty papierów, jakby ich posiadaczka dopiero co z nich korzystała. Butelka z atramentem stała otwarta, a w środku moczyło się pióro. Tusz już dawno wysechł, przytwierdzając na stałe stalówkę. Warstwa kurzu oraz zimny kominek były jedynym świadectwem zaniedbania. Wydawać by się mogło, że im bardziej ród Ravensdale się kurczył, w tym większą ruinę popadała posiadłość. Budynek w obecnym stanie przypominał konające zwierzę, podobnie zresztą jak jego mieszkańcy. Drzwi do sypialni znajdowały się na końcu gabinetu, ukryte w kącie, między regałami z książkami. W niewielkim pomieszczeniu pięły się w górę metalowe, kręcone schody, lecz Jonathan zignorował je i podszedł do ściany pokrytej drewnianymi panelami. Przyjrzał się im bardzo dokładnie, a następnie zbliżył dłoń do jednej z nich, z wyżłobionym herbem rodzinnym. Gdy dotknął go i przycisnął, ściana odskoczyła, ukazując wąskie przejście prowadzące na poddasze. Jonathan wspiął się na sam szczyt i otworzył klapę w suficie. Przez okrągłe świetliki wpadały promienie słoneczne, oświetlając zaniedbaną sypialnię. Frędzle kurzu zwisały z belek nośnych, czerwony dywan przykrywający podłogę był tak zbutwiały, że już dawno zatracił swój oryginalny kolor. Na samym środku pokoju stało ogromne łoże z baldachimem. W łóżku, na świeżo wypranej pościeli, leżała kobieta o bladej, białej wręcz cerze i jasnych włosach. Wzrok miała utkwiony w sufit, lecz jej oczy były szkliste, nieobecne. Jedynie sporadyczne, mechaniczne mrugnięcie oraz płytki oddech przekonały Jonathana, że dziewczyna jeszcze nie była jeszcze martwa. - Jak się czuje? – Zwrócił się do siedzącej obok osoby. Jennifer odłożyła książkę, którą właśnie czytała na głos, uśmiechnęła się nieśmiało i odpowiedziała: - Dalej w swoim świecie. Nie zauważyłam żadnej poprawy od śmierci jej matki. - Czyli nie rozumie, co się wokół niej dzieje? – zapytał, chociaż już znał odpowiedź. - Jeśli nawet, to nie daje tego po sobie poznać. - Co powiedział na to doktor? Czy to jest uleczalne? – zmartwił się. Pamiętał wcześniejszą rozmowę z Lynette. Już wtedy była na skraju załamania nerwowego. Nic dziwnego, że tak zareagowała na widok śmierci swojej matki. Jonathan wypominał sobie, że nie było im dane poznać się w mniej makabrycznej sytuacji. Miał wrażenie, że ich pierwsze spotkanie pozostawiło w Lynette uczucie niechęci do niego. A już z pewnością nie polubiła nadinspektora Hushera. - Jeśli nawet, Lynette raczej szybko nie wróci do zdrowia. Nie znam się na tym, ale doktor, który ją badał, powiedział że bez profesjonalnego leczenia w sanatorium może nigdy nie wyzdrowieć. Gdy Charlotte to usłyszała, natychmiast zaprzeczyła chęciom wysłania jej do szpitala. Stwierdziła, że skoro terapia nie pomogła Antoinette, to tym bardziej nie pomoże jej córce. Powiedziała również, że Lynette przyda się teraz spokój oraz domowa opieka. Jennifer na chwilę zamilkła, po czym dodała: - I chociaż nie lubię Charlotte, właściwie uważam, że jest okropną kobietą, muszę przyznać jej rację. Nie mogłabym tak zostawić Lynette. Ona potrzebuje pomocy rodziny i przyjaciół, a nie jakiegoś szarlatana. - To musi być okropne, być tak zamkniętym w ciele. Jak w klatce, z której nie ma wyjścia – stwierdził Jonathan. - Doktor powiedział, że to nie tyle klatka, co kryjówka. Dusza Lynette skryła się głęboko w jej umyśle, a to co widzimy to zaledwie naczynie, które było przez nie okupowane. W ten sposób leczy rany, których inaczej nie byłaby w stanie zagoić. - A jak z pani ranami, panno McQuillen? – zapytał nagle Jonathan. - Moimi? – zdziwiła się, po czym roześmiała. – Nie mam żadnych! Wprawdzie te kilka dni w Ravensdale Manor były dla mnie bardzo męczące, ale poza tym czuję się dobrze. Jonathan przez chwilę wpatrywał się w Jennifer, a następnie powiedział: - Chciałbym zadać pani kilka pytań dotyczących śmierci Antoinette Leatherby oraz Charlesa Clayworth, panno McQuillen. - Znowu te same pytania? – obruszyła się Jennifer. – Jestem już nimi zmęczona. Czy naprawdę nie moglibyśmy porozmawiać o czymś innym? W kółko tylko o śmierci, przecież to i tak już im nie pomoże. Po tych wszystkich nieszczęściach Lynette przydałyby się bardziej radosne konwersacje, nawet jeśli sama nie może brać w nich udziału. - Niestety taka jest moja praca. Również wolałbym porozmawiać o czymś przyjemniejszym, lecz obowiązki wzywają. Proszę szczerze odpowiadać na pytania, a postaram się, by trwało to jak najkrócej. - No dobrze – westchnęła Jennifer. – Jeśli w ten sposób pomogę w złapaniu mordercy, postaram się odpowiedzieć wyczerpująco na każde pytanie. Tylko proszę, niech będzie chociaż kilka nowych, inaczej zanudzi mnie pan na śmierć, a wtedy będzie kolejne morderstwo. Tak bardzo nie lubię się powtarzać! - Proszę się nie martwić, tym razem będę pytał głównie o przeszłość rodziny. - Och, historia rodziny… – zamyśliła się. - Tak, mogę o tym opowiadać. Moja babcia często wspominała o naszych przodkach. Nie wiem jednak w jaki sposób miałoby to pomóc w śledztwie. Wydaje mi się, że Charlotte będzie wiedziała o tym znacznie więcej. - W szczególności interesują mnie relacje między waszymi rodzinami, Leatherby i McQuillen, dlatego przyszedłem z tym do pani. Czy odpowie pani na moje pytania? - Tak, oczywiście – zapewniła go. – Od czego powinnam zacząć? - Proszę opowiedzieć mi o tym, jak się poznałyście. Ty i Lynette. - Och, znamy się chyba od dziecka. Zawsze byłyśmy razem. Moje najdawniejsze wspomnienie, to jak razem siedziałyśmy w ogrodzie w czasie rodzinnego pikniku. Nasze rodziny często spotykały się na tego typu rozrywkach.. Mężczyźni w swojej grupce rozprawiali o interesach, polowaniu i polityce, kobiety zaś siedziały na rozkładanych krzesłach, skryte w cieniu parasoli i dyskutowały o literaturze, sztuce, a przede wszystkim o życiu codziennym. Dzieci, jako że według dorosłych nie miały niczego ciekawego do powiedzenia, oczywiście były wykluczone z rozmów dorosłych i musiały same sobie radzić. Byłyśmy tylko my trzy. Ja, Lynette oraz moja siostra Alyssa, jednakże potrafiłyśmy się świetnie bawić. Wtedy akurat grałyśmy w chowanego i była moja kolej, by szukać. Alyssa ukryła się za posągiem przedstawiającym Nerona, Lynette z kolei schowała się w starej kaplicy w głębi ogrodu. Pamiętam, że nie mogłyśmy jej znaleźć przez całą godzinę. Zaczęłam się już niepokoić i myślałam, by powiedzieć o tym rodzicom, gdy wtedy wszyscy usłyszeli krzyk! Cała rodzina zbiegła się wokół budynku, myśląc że coś jej się stało. Okazało się, że Lynette postanowiła obejrzeć kaplicę i natrafiła na ciało zdechłego psa. Tak się przestraszyła, że przez następne kilka dni nie była sobą. Po tych słowach Jennifer roześmiała się. Najwyraźniej wspomnienie to sprawiło jej wielką radość. - Lynette zawsze była niemądra, ale za to ją właśnie kocham. - Czyli spędziłyście całe dzieciństwo razem? – zapytał Jonathan. - Początkowo tak. Ja, Alyssa oraz Lynette miałyśmy wspólne nauczanie. Rodziny uznały, że tak będzie najlepiej, ponieważ i tak zawsze trzymałyśmy się razem. Byłyśmy nierozłączne. Potem jednak Alyssa musiała się uczyć przez pewien czas w szkole z internatem. Chyba gdzieś w Brytanii, a może Francji? W każdym razie od tego czasu się nie widziałyśmy. Lynette stała się dla mnie wtedy jak druga siostra. - Proszę mi opowiedzieć więcej o swojej siostrze, Alyssie. Jaka ona jest? - Och, to nikt istotny. – Jennifer roześmiała się. – To moja siostra, ale nie widziałam jej już całe wieki. Czasem spotykałyśmy się w święta, przypływała wtedy statkiem do Ameryki, ale to nie było już to samo co kiedyś. Po tak długiej rozłące nasza przyjaźń się zatarła i mimo że to wciąż moja siostra, już nie jesteśmy tak ze sobą związane. Dorosłyśmy, każda z nas się zmieniła. Nie mamy już wspólnych tematów, jesteśmy sobie zupełnie obce. - A jaka teraz jest Alyssa? Jak bardzo się zmieniła? - Jakież to ma znaczenie? – zirytowała się Jennifer. – Alyssy tu nie ma, nie mam ochoty o niej rozmawiać. I tak nie ma związku z tym, co tu się dzieje. - Czyżby? – zapytał Jonathan. – Przyznam szczerze, jestem zaskoczony, że pani tak twierdzi, zważywszy na to, że Alyssa ma właśnie kluczowy związek ze sprawą. Sprawdziliśmy przeszłość panny Leatherby oraz pani, panno McQuillen i okazało się, że związek między waszymi rodzinami jest znacznie bliższy, niż pani to przedstawiła. Czy na pewno niczego pani nie ukrywa? - Jak to? – Jennifer wyraźnie zbladła. Na jej twarzy pojawiły się krople potu. – Co pan ma na myśli? - Sprawdzając przeszłość Charlesa natrafiliśmy na interesującą informację dotyczącą pani siostry. Dowiedzieliśmy się również całkiem sporo o „szkole”, do której uczęszczała. Faktycznie, początkowo Alyssa została wysłana do angielskiej szkoły z internatem, jednakże w krótkim czasie została stamtąd przeniesiona do innej placówki. - Nic mi o tym nie wiadomo – odpowiedziała Jennifer łamiącym się głosem. - Pozwolę sobie odświeżyć pani pamięć, panno McQuillen. – Jonathan otworzył torbę i wyciągnął z niej plik papierów. Przekartkował je i czytając kontynuował: - Alyssa McQuillen została usunięta ze szkoły w wyniku nieodpowiedniego zachowania. Co interesujące, kilka dni wcześniej w miejscu tym jedna z uczennic miała nieszczęśliwy wypadek. Spadła ze schodów, łamiąc sobie obie nogi. Szczęściem losu przeżyła, ale została kaleką. Okoliczności wypadku są niejasne. Jeszcze bardziej interesujące jest to, że pani siostra, Alyssa McQuillen nie wróciła do domu ani nie została przeniesiona do innej szkoły, lecz umieszczono ją w innej instytucji, w Londynie. Czy wie pani jakiej? - Pan raczy żartować – żachnęła się Jennifer. Wstała, podeszła do barku z alkoholem, nalała whisky do szklanki i zaczęła pić. – To wszystko to jakieś bzdury. Moja siostra przez cały czas uczyła się w jednym miejscu, tak mówili rodzice. - Po wypadku przeniesiono ją do miejsca znanego jako Bethlem, dawniej Bedlam. Zapewne słyszała pani o tym miejscu. Jest to szpital psychiatryczny dla osób niebezpiecznych dla otoczenia. Przestępców, panno McQuillen. Pani siostra przebywała tam przez kilkanaście lat, po czym powróciła do Ameryki. - Bzdura! – krzyknęła Jennifer, odwracając się nagle i rozlewając alkohol na podłogę – Nie będę słuchać tych oszczerstw! Jak panu nie wstyd?! Moja najlepsza przyjaciółka leży tutaj ledwo żywa, a pan ma czelność jeszcze obrażać mnie w jej obecności?! - Czy aby na pewno pani przyjaciółka? – Zza drzwi sypialni dobiegł ich głos mężczyzny. Na poddasze wszedł nadinspektor George Husher. Za nim szła kobieta okryta płaszczem. Na głowie miała kapelusz z szerokim rondem. Jego cień zakrywał twarz na tyle, że sierżant nie mógł rozpoznać osoby. Jennifer na jej widok westchnęła głośno, po czym roześmiała się i powiedziała: - No cóż, macie mnie. Nalała do szklanki więcej alkoholu i zapytała: - zapewne chcieliby państwo wiedzieć, dlaczego to zrobiłam? - Znamy bardzo dobrze okoliczności zabójstw – odpowiedział nadinspektor Husher. – W Ameryce spotkała pani Charlesa Clayworth i uwiodła. Uknuli tam państwo plan, aby zdobyć pieniądze rodziny Leatherby. Następnie ukradła pani tożsamość swojej siostry, Jennifer, aby popłynąć z Lynette do Wielkiej Brytanii. - Dokładnie tak. To ja jestem Alyssa – przyznała. – Miałam z Charlesem układ. Moja rodzina straciła niemal cały majątek, jesteśmy na skraju bankructwa, a ja nie miałam posagu. Natomiast Charles związany był z Lynette, której rodzina jest obrzydliwie bogata. Ja nie miałam pieniędzy, a Charles popadł w długi, w związku z tym plan był prosty. Charles i ja mieliśmy przejąć majątek Antoinette. Nie zaszkodziłoby to w żaden sposób Lynette, gdyż majątek między jej matką a ojcem zawsze był oddzielony, więc otrzymałaby spadek tak czy inaczej. Natomiast nam bardzo przydałby się majątek Antointette. Wystarczyłoby tylko wymusić na niej napisanie nowego testamentu, który przekazałby całe pieniądze Charlesowi. Niestety, nasze próby spełzły na niczym. Antoinette w swoim kolejnym wariackim szale uznała, że chcemy ją zabić, więc przepisała wszystko na Lynette. To zniszczyło nasze plany. - Czy to dlatego zaczęłaś mnie udawać? – spytała nagle kobieta, podchodząc do światła. Była to Jennifer. – Jak mogłaś to zrobić? Czy naprawdę było to wszystko tego warte? - Zamknij się – warknęła Alyssa, po czym kontynuowała historię: - Szczęście w nieszczęściu, że przepisała wszystko na Lynette. Akurat wtedy moja głupia siostra – w tym momencie wskazała na Jennifer – wyjechała na południe kraju z powodu „słabego zdrowia”. Charles zaproponował nowy plan. Antoinette od zawsze miała niepokolei w głowie, a jej córeczka również miała problemy. Wystarczyło podrobić list od Antoinette, w którym prosiłaby córkę o jak najszybszy przyjazd, a następnie poudawać Jennifer i wprosić się na wycieczkę do Starego Świata. Skoro Antoinette przepisała wszystko na córkę, należałoby po prostu poślubić Lynette, a następnie zabić lub doprowadzić do szaleństwa. W obu przypadkach pieniądze byłyby nasze. Wszystko szło zgodnie z planem aż do momentu, gdy Charlesa tknęło sumienie. Prychnęła z pogardą. - Ten głupiec polubił Lynette! Był ze mną w związku, mieliśmy wziąć ślub! Po czym zaczął coś czuć do tego… Warzywa. Z wielką radością zrzuciłam go z antresoli. Szkoda, że spadł na głowę i złamał kark. Jakby połamał wszystkie nogi, może dłużej by się męczył. Jennifer oniemiała. Wiedziała, że jej siostra była niebezpieczna, ale nigdy nie spodziewała się, że mogłaby kogoś zabić. Nadinspektor Husher zbliżył się do Alyssy, trzymając dłoń w pogotowiu przy kieszeni. - A Antoinette? Jak ona zginęła? – zapytał. - Spytajcie księdza – odpowiedziała, uśmiechając się tajemniczo. – Po śmierci Charlesa nie wiedziałam, co dalej zrobić. Ojciec Patrick już wcześniej chyba musiał coś podejrzewać, ponieważ pilnował mnie bardzo uważnie. Wykorzystałam to na swoją korzyść. Roześmiała się i kontynuowała: - Możecie być zaskoczeni, ale mężczyzn w sukienkach bardzo łatwo uwieść, szczególnie tych katolickich. To pewnie przez ten cały celibat. W każdym razie wystarczyło kilka czułych słówek, romantyczna schadzka nad wodą i ksiądz był skłonny zrobić dla mnie wszystko. - Myślę, że wystarczy już tej pogawędki - oświadczył nadinspektor Husher. - Alysso McQuillen, jest pani aresztowana za zabójstwo Charlesa Claywortha oraz za współuczestnictwo w zabójstwie Antoinette Leatherby. Sierżancie, proszę ją skuć. - Naprawdę myślicie, że dam się tak łatwo złapać? – Alyssa złapała butelkę whisky i lampę naftową stojące na stoliku obok, po czym odwróciła się na pięcie i cisnęła nimi w nadinspektora. Sierżant Jonathan odruchowo wydobył pistolet i strzelił w jej stronę. Kula przebiła butelkę, tworząc chmurę ognia wokół Alyssy. Krzyknęła, próbując ochronić się rękami. Płomienie natychmiast objęły materiał, rozprzestrzeniając się błyskawicznie na całe ubranie. Alyssa stanęła w płomieniach. Grzebień z celuloidu, wpięty w jej włosy, wybuchł jak dynamit. Na skórze pojawiły się pękające pęcherze, w powietrzu czuć było swąd spalenizny. Ogień przeszedł z Alyssy na pobliskie meble, w tym łóżko, na którym leżała Lynette. - Szybko, łap Lynette i uciekajmy stąd! – krzyknął nadinspektor Husher. Wraz z sierżantem pospiesznie wzięli na ręce Lynette i wybiegli wraz z Jennifer z sypialni do gabinetu. W pomieszczeniu już paliły się książki, piętrzące się na półkach przy ścianach. - Niemożliwe, by ogień tak szybko wydostał się z sypialni – krzyknął Jonathan. - Ktoś musiał podpalić gabinet w tym samym momencie! – odkrzyknął nadinspektor Husher. Podbiegł do drzwi na korytarz, które były zamknięte. Zamachnął się i kilka razy uderzył w nie bokiem ciała. Stary, zardzewiały zamek nie wytrzymał i po chwili drzwi ustąpiły. Wszyscy pobiegli razem korytarzem. Meble, obrazy, nawet zasłony zostały podpalone. Ktoś wyraźnie chciał spalić ich wraz z budynkiem. Zbiegli po schodach i wydostali się na zewnątrz posiadłości. Nadinspektor Husher, Jonathan i Jennifer zatrzymali się na podjeździe przed domem. Jonathan ułożył Lynette przy fontannie. Jej oddech był słaby i niestabilny. Od strony domu dobiegł ich potężny huk, część dachu zawaliła się, a przez dziurę leciały iskry płomieni, opadające na pobliskie drzewa. Ogień powoli zaczynał zajmować także okolicę. Szyby w oknach z trzaskiem pękały, nie wytrzymując temperatury. - Co z resztą domowników? – zapytał Jonathan. – Co, jeśli ktoś jeszcze został? Cedric? Ojciec Patrick? - Ksiądz z pewnością podłożył płomienie - odpowiedział nadinspektor Husher. - Jeśli nie była to misja samobójcza, to pewnie już uciekł daleko. Będzie trzeba rozpocząć poszukiwania. Co do Cedrica, jeśli się nie wydostał, to i tak jest już dla niego za późno. Z okien gabinetu ponownie buchnęły płomienie, rozbijając wszystkie okna. Z okien poddasza wydobył się przeciągły krzyk, a następnie z jednego z nich wypadła Alyssa. Jej sczerniałe ciało spadło na kamienną drogę pod domem. Głowa odbiła się od kamienia, otwierając czaszkę. Z poparzonego, powykręcanego ciała unosił się dym. - Mój Boże… - szepnęła Jennifer. Chciała podejść do ciała siostry, lecz nadinspektor Husher złapał ją za rękę i odciągnął. - To zbyt niebezpieczne – powiedział. – Budynek w każdej chwili może się zawalić. W istocie, po chwili ściana budynku runęła, zasypując tlące się ciało warstwą gruzu. Jennifer krzyknęła i odsunęła się jeszcze bardziej. Odwróciła się, chowając twarz w dłoniach. Nie mogła znieść tego widoku. - Co teraz? - Zapytał Jonathan, wciąż klęcząc obok nieprzytomnej Lynette. Przytrzymywał jej rękę i palcami dotykał przegubu dłoni, sprawdzając cały czas puls. Był słaby, ledwo wyczuwalny, ale stabilny. - Najpierw trzeba zabrać Lynette do najbliższego szpitala i powiadomić straż pożarną o płonącej posiadłości. Ogień nie może się rozprzestrzenić poza granice domu, w innym razie pozostałe domy w lesie mogą być w niebezpieczeństwie. Następnie należy wysłać kogoś od nas do przeszukania okolicy. Ojciec Patrick nie może być daleko. Mamy dowody na to, że ksiądz brał udział w spisku przeciwko rodzinie Leatherby. Trzeba go złapać zanim ucieknie z kraju. Spojrzał na Lynette. - Może to i dobrze, że stało się tak, a nie inaczej - powiedział po chwili. - Jeżeli Opatrzność będzie łaskawa, Lynette powróci do pełni sił gdy sprawa będzie już dawno zakończona. Testament Antoinette nie został stracony, odziedziczy więc cały majątek. Oczywiście, posiadłości już się nie uratuje, lecz to tylko niewielki fragment faktycznej fortuny rodziny Leatherby. - Jeśli panowie pozwolą - zaczęła Jennifer - chciałabym zostać z Lynette. Lepiej żeby była przy niej znajoma twarz, gdy się obudzi. - Tak będzie najlepiej. - Zgodził się nadinspektor Husher. Spojrzeli wszyscy na Lynette. W jej szklistych oczach odbijała się płonąca posiadłość. KONIEC Ostatnio edytowane przez Caesum : 05.07.2023 - 18:15 |
07.07.2023, 15:32 | #85 |
Moderator
Zarejestrowany: 22.09.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 1,325
Reputacja: 41
|
Odp: Maskarada
No i się dowiedziałam Wprawdzie było mi dane zerknąć na ten odcinek już wcześniej (na tyle wcześniej, że przestałam być pewna, czy taka sytuacja w ogóle miała miejsce XD), ale to nie to samo, co przeczytać fotostory na Forum The Sims!
Z tego co pamiętam, to nic wielkiego w fabule się nie zmieniło. Utrzymuję opinię, że dialogów jest dużo, mnóstwo informacji na raz, fajnie by było, gdyby te wszystkie fakty wychodziły na jaw jakoś naturalnie w trakcie opowieści zamiast z ust postaci, ale domyślam się, że trudno byłoby to zrealizować. Musiałbyś napisać jeszcze dużo odcinków. Generalnie muszę przyznać, że całkiem mi się podoba, jak całość się kończy. Historia Cedrica/Charlotte, shady ksiądz (którego bardzo dobrze napisałeś!), zdesperowana Alyssa, nieobecna główna bohaterka oraz zniszczenie miejsca akcji na sam koniec historii. Połączenie ciekawych osobowości z całym poczuciem... finalizacji intrygi daje przyjemny miks. Zdjęcia jak zawsze są piękne. Podejrzewam, że przy każdym komentarzu w tym temacie musiałam to pisać! Wiem, że to nierealne, ale chętnie zobaczyłabym sequel. Może nawet całkiem inny gatunkowo, dla ubawu. Lynette wraca do zdrowia, zrywa kontakty ze wszystkimi, którzy ją znali, i wyjeżdża gdzieś daleko założyć sklep z zabawkami. Żyje swoim najlepszym życiem, szyjąc pluszowe misie. Gratuluję, że udało Ci się napisać to fotostory do końca, Caesum. Wszechświat jest o kilka mikrometrów bliżej doskonałej skończoności
__________________
|
09.08.2023, 11:59 | #86 |
Moderatorka Emerytka
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,632
Reputacja: 53
|
Odp: Maskarada
Ja tu obstawiałam, że Jennifer jest po prostu ignorantką i idiotką - o, jakże się zawiodłam! W tym momencie wypada mi też wspomnieć o kilku lukach:
1. dlaczego Lynette nie zauważyła, że coś się zmieniło (chociażby głos) jej przyjaciółki? 2. dlaczego zapomniała o tym, że Jennifer wyjechała? 3. kiedy na świecie pojawił się Charles? 4. jakim cudem matka Lynette nie rozpoznała zmienionych rysów twarzy, głosu i sylwetki swojej rodzonej siostry? że przestały być do siebie fizycznie podobne? 5. co, po urodzeniu córki, doprowadziło Antoinette do pogorszenia jej stanu psychicznego? Jednego zabójcę wytypowałam dobrze Wątek z Alyssą mnie zaskoczył, tzn. myślałam, że nadal będzie tu grał pierwsze skrzypce Duchowny. W ogóle po latach się zorientowałam, że ojciec Patrick musiał być wyświęconym na księdza zakonnikiem, inaczej nie mógłby być nazywany "ojcem" Mam wrażenie, że bardzo szybko tym odcinkiem zamknąłeś tę historię i że tak naprawdę zgrabniej by było to wszystko rozpisać w jednej albo dwóch częściach więcej (ale z drugiej strony, po 10 latach...!) Zawsze lubiłam dialogi, ale pod względem ich objętości w zakończeniu, odcinek jest inny niż reszta. Szanuję za poszerzone słownictwo z zakresu architektury - ja, czytając naprędce, żeby przede wszystkim przeczytać, nawet nie wiedziałam, co i jak mam sobie wyobrażać, tyle musiałabym posprawdzać W niektórych Twoich (a w zasadzie - narratora) komentarzach, rzuconych mimochodem, widać te 10 lat różnicy Myślisz, że w roku 2023 napisałbyś "Maskaradę" inaczej? Ładne zdjęcia. Ujęcia przypominają mi moje własne Miło się czytało i oglądało. Brawa za ukończenie! |
|
Tagi |
caesum, fotostory, larandil, liv, maskarada |
Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości) | |
|
|