Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 02.05.2008, 14:50   #21
Lorena
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Świetnie piszesz- chyba lubisz czytać/oglądać kryminały?
Na pewno będe zaglądać- wciągnęłam się
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 05.05.2008, 19:08   #22
Fobika
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Po długiej przerwie czas na kolejną część... tym razem dosyć długa

Świecąc latarką po podłodze weszła do pokoju. Na środku drewnianej podłogi wciąż były ślady zaschniętej krwi. Powoli podeszła do komody, niewielki przedmiot pod nią wciąż tam był. Nic dziwnego, że nie zauważyli go wcześniej. Pokój był bez okien, a komoda stała w najciemniejszym miejscu. Pochyliła się i ostrożnie podniosła tajemniczy przedmiot. Była to ramka ze zdjęciem, przedstawiającym dwóch uśmiechniętych mężczyzn, jednego rozpoznała bez trudu. Był to doktor Harrison.

Twarz drugiego młodego, gładko ogolonego mężczyzny nikogo jej nie przypominała. Obaj ubrani byli w fartuchy laboratoryjne. Jednym sprawnym ruchem wyjęła fotografię z ramki. Na odwrocie napisane były dwa nazwiska: Harrison i Tomson. Więc ten drugi mężczyzna nazywa się Tomson... Podskoczyła na dźwięk dzwonka komórki.
- Słucham?- mruknęła, nie spuszczając spojrzenia z uśmiechających się do niej twarzy z fotografii.
- Nancy? Gdzie ty jesteś?- odezwał się zaniepokojony głos Kawira.
- Ja... ech... w barze, musiałam się odprężyć- skłamała.
- Mam po ciebie przyjechać?
- Co? A nie, nie, wzięłam samochód sama wrócę.
Po drugiej stronie telefonu przez długą chwilę panowało milczenie.
- Nancy wiesz, że nie możesz prowadzić, jeżeli piłaś alkohol- spoważniał Kawir.
- Wiem, wiem. Póki co jeszcze nic nie wypiłam, niedługo wrócę.
- Mam nadzieje, że nie kłamiesz Nancy.
- Kawir odczep się, niedługo będę- wyłączyła telefon i pośpiesznie wcisnęła zdjęcie do kieszeni.
Na zewnątrz było chłodno. Wsiadła do samochodu i docisnęła pedał gazu. Kawir dostałby zawału, gdyby zobaczył z jaką prędkością jedzie. Musiała się znaleźć jak najszybciej w domu, nie mogła dopuścić by Kawir zawiadomił sierżanta o jej małej ucieczce. Wróci, położy się do łóżka ze szklanką whisky w dłoni i poszuka informacji o Tomsonie.

Mika zatrzymała się w pewnej odległości od niego. Przez ciemne okulary widziała jak wita się z portierem i wchodzi do bloku. Poczuła jak ogarnia ją fala wściekłości, która rozgrzewała do czerwoności jej wnętrze. Kolejny dzień śledzenia Jordana Tomsona nie przyniósł żadnych rezultatów. Znowu straciła czas na patrzenie jak robi zakupy, ćwiczy w siłowni, pracuje... trzy dni temu włamała się do jego mieszkania, ale nie znalazła niczego.

Był cholernie ostrożny. Nie dowiedziała się niczego, czego nie wiedziała już wcześniej. Jakby podejrzewał, że jest śledzony... Nie, to niemożliwe. Pod każdym względem była profesjonalistką, wiedziała jak wtopić się w otoczenie i pozostać niezauważoną. Mimo to bała się. Jeżeli nie zdobędzie potrzebnych informacji, niedługo może być za późno. Nie mogła do tego dopuścić.
Przeklinając pod nosem przeszła na drugą stronę ulicy i weszła do bloku mieszkalnego. Portier widząc ją ukłonił się i uśmiechną się szeroko prezentując liczne braki w uzębieniu.
- Panna Mika!- zawołał rozradowany - Jak minął dzień?- zapytał otwierając przed nią drzwi. Mika uśmiechnęła się słodko.
- Cudownie- skłamała mijając go. Kiedy znalazła się już poza zasięgiem wzroku portiera czarujący uśmiech spełzł z jej twarzy. Kiedy naciskała guzik od windy w jej umyśle znów pojawił się pomysł, który zrodził się w jej głowie kilka dni temu. Może jednak to zrobi? Było to ogromne ryzyko, ale mogło się udać. Być może był to jedyny sposób, by dowiedzieć się czegoś o Jordanie Tomsonie. Potrząsnęła głową. Nie, nie zrobi tego. Sama myśl, że musiałaby się tak poświęcić napawała ją obrzydzeniem.
W mieszkaniu jak zwykle panował bałagan. Przechodząc przez hol potknęła się o stertę porozrzucanych ciuchów i omal nie upadła. Mika zdjęła ciemne okulary i spojrzała w lunetę ustawioną przed oknem. W okrągłym obiektywie zobaczyła Jordana Tomsona, który pałaszując późną kolacje oglądał telewizje. Westchnęła ze zrezygnowaniem. Znowu nic. Opadła na kanapę. Biegała spojrzeniem po pokoju w poszukiwaniu odpowiedzi. Zatrzymała wzrok na pistolecie leżącym na stoliku i oświetlanym przez przedzierające się przez zasłony światło księżyca. Może jednak to zrobi?

Nancy i Kawir staneli przed drzwiami. Nancy nacisnęła dzwonek. Po drugiej stronie drzwi rozległ się stłumione ding- dong. Nancy pochyliła głowę i wytężyła słuch czekając na stukot butów. Lecz żaden taki dźwięk nie dochodził do jej uszu. Kiedy wyciągała dłoń by po raz kolejny nacisnąć dzwonek, zamek w drzwiach przekręcił się. Nancy odgarnęła włosy uparcie wpadające do oczu i trzymając w zaciśniętej pięści odznakę wyprostowała się. Drzwi otworzyła białowłosa kobieta o morskich oczach.
- Czym mogę służyć?- zapytała przerzucając wzrok z Nancy na Kawira.
- Detektyw Morison, czy zastałam panią Tomson?- zapytała Nancy.
- Tak, proszę wejść- odpowiedziała białowłosa kobieta i odsunęła się wpuszczając Nancy i Kawira do przedpokoju- Zaanonsuje panią- odwróciła się i zniknęła za drzwiami. Nancy rozejrzała się po przedpokoju. Od razu zauważyła, że trafiła do jaskini krwiożerczych bogaczy, którzy wydają na wazon więcej niż wynosi jej miesięczna pensja.
- Proszę za mną, pani Tomson czeka.
Kobieta zaprowadziła Nancy i Kawira do sąsiedniego pokoju. Weszli do jasnego salonu. Na śnieżnobiałej, nieskazitelnej kanapie siedziała pani Tomson. Była to zgrabna kobieta w wieku około trzydziestu lat. Widząc Nancy poderwała się z kanapy i wyciągnęła do niej dłoń.

- Alice Tomson, w czym mogę pomóc?- zapytała ściskając delikatnie dłoń Nancy.
- Chciałabym zadać kilka pytań na temat pani męża.
Przez krótką chwilę na twarzy Alice pojawił się ledwo dostrzegalny grymas zaskoczenia, który równo szybko przykrył serdeczny uśmiech.
- Niestety nie będę mogła pani zbytnio pomóc, ponieważ mój mąż wyprowadził się miesiąc temu i od tamtej pory straciłam z nim kontakt.
- Rozumiem, mimo to jednak chciałabym z panią porozmawiać.
- Dobrze- w głosie Alice drgnęła nuta niezadowolenia- proszę usiąść- wskazała na biała kanapę. Sama usiadła naprzeciwko Nancy i Kawira,
- Czy wie pani, gdzie znajduje się pani mąż?- zaczęła Nancy.
- Jak już wspomniałam mój mąż wyprowadził się, nie wiem gdzie obecnie przebywa- odpowiedziała nie przestając się uśmiechać. Nancy nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jest w jej uśmiechu coś fałszywego.
- Czym się dokładnie zajmował pani mąż, nad czym prowadził badania?
Alice wybuchła głośnym wymuszonym śmiechem. Nancy zamrugała nerwowo.
- Proszę mi wybaczyć- Alice z trudem łapała powietrze- Ale nigdy mnie nie interesowało co Jordan robi, spędzał całe dnie w pracy. Mnie interesowało tylko to by na czas przynosił pensje do domu i pozwalał mi kupować najdroższe buty- powiedziała chichocząc. Po tych słowach Nancy przekonała się, że już nie zdoła polubić pani Alice. Nie znosiła takich kobiet, pasożytujących na portfelach swoich mężów. Nigdy w życiu nie skalały swoich białych dłoni pracą, a jedyne co im się udało to zaciągnąć do łóżka bogatego faceta. Hej, Nancy, czy ty przypadkiem kiedyś nie byłaś taka sama? Nancy potrząsnęła głową starając się odgonić od siebie obrazy z przeszłości.
- Może się pani czegoś napije?- zapytała Alice.
Nancy spojrzała na nią z wdzięcznością. Może jednak ją polubi.
- Tak, ma pani szkocką?- zapytała z nadzieją. Alice przez chwilę tępo na nią spoglądała, by po chwili ponownie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Och, miałam na myśli sok pomarańczowy, albo kawę. No, ale skoro życzy pani sobie coś mocniejszego...- powiedziała kładąc nacisk na ostatnie słowa- Suri przynieś butelkę szkockiej i dwie szklanki- powiedziała do białowłosej kobiety.
Nancy poczuła jak na jej policzki wypływa gorąca fala. Spuściła głowę zasłaniając rumieńce. Po chwili Suri wróciła z tacą. Nancy wypiła łyk z podanej jej szklanki i odstawiła ją z powrotem na tacę. Miała cholerną ochotę wypić wszystko, ale musiała zachować pozory. Drżącą dłonią pogładziła policzek, który powoli wracał do swojej dawnej temperatury.
- W jakich okolicznościach widziała pani męża po raz ostatni?- zapytała.
- Niech się zastanowię... ach tak! Około miesiąc temu spakował dwie koszule do walizki i oznajmił mi że wyprowadza się. Mówił, że ktoś go ściga i musi odejść bo nie chce mnie narażać.
Nancy pochyliła się w kierunku Alice i chłonęła każde jej słowo. „Ktoś go ścigał”? więc mogło to mieć związek ze śmiercią doktora Harrisona.
- Wie pani co mógł mieć na myśli mówiąc, że jest ścigany?
Alice odrzuciła do tyłu blond włosy i zaciskając usta w cienką, wąską linię pokręciła głową.
- Nie mam bladego pojęcia.
Nancy westchnęła z niezadowoleniem i spojrzała na stojącą obok Suri.
- Czy Suri jest pomocniczką doktora Tomsona?- zapytała. Alice spojrzała na Suri jakby widziała ją pierwszy raz w życiu.
- Ee... tak- wydukała w końcu. Nancy odwróciła się w kierunku Suri.
- Czy wiesz gdzie znajduje się doktor Tomson, albo czy ktoś mu zagrażał?
- Nie wiem gdzie Jordan się znajduje- powiedziała zasmucona- Nie wiem też, czy ktoś mu zagrażał.
- Pracowałaś z nim?
- Tak- Suri pokiwała głową.
- Gdzie?
- Niestety nie mogę udzielić pani tych informacji.
Nancy z rezygnacją oparła się o kanapę. Typowe dla tych białych potworów, nie da się z nich wyciągnąc żadnych informacji.
- Czemu nie zabrał cię ze sobą?- zapytała po dłuższej chwili milczenia.
- Nie wiem- odpowiedziała ściszonym głosem.
- Takie zachowanie jest karalne- po raz pierwszy włączył się do rozmowy Kawir- Nie można zostawiać swojego asystenta na dłuższy czas. Niestety będę musiał do zgłosić- dodał uśmiechając się głupkowato. Na twarzy Alice pojawił się grymas pogardy.
- Dobrze, jak pan znajdzie mojego męża niech mu pan wręczy mandat.
- Tak zrobię- odpowiedział Kawir, nie rozumiejąc sarkazmu Alice. Nancy przewróciła oczami.
- Jeszcze jedno pytanie...- Nancy wyciągnęła z kieszeni zdjęcie- Czy poznaje pani tego mężczyznę?
Alice spojrzała przelotnie na fotografię.

- Nie znam go- odpowiedziała- Nie wiem z kim mój mąż pracował.
- Czy mogę obejrzeć gabinet pana Tomsona?- zapytała Nancy wciskając fotografię z powrotem do kieszeni.
- Ależ naturalnie, Suri proszę zaprowadź gości do gabinetu Jordana.
Suri zaprowadziła ich do dużego staroświeckiego gabinetu. Pokój różnił się od reszty mieszkania. Był staroświecki, niemal archaiczny. Na środku stało stare, drewniane biurko, a rząd półek ustawionych pod ścianą zawalony był książkami. Nancy przebiegła palcami po grzbietach książek. Łał, książki, niespotykana rzecz w dzisiejszych czasach.

Większość z nich miała dziwne łacińskie tytuły których nie rozumiała. Wtedy jej wzrok przykuła fotografia wisząca na ścianie, na której Harrison odbierał jakąś nagrodę. Promieniejący dumą trzymał przed sobą szklaną statuetkę.
- Pani Tomson czy mogę panią prosić?- krzyknęła przekręcając głowę w stronę drzwi, wciąż wpatrując się w fotografię.
- Słucham?- Alice weszła do gabinetu.
- Kiedy to zdjęcie było robione?- zapytała przejęta.
- Jakieś cztery miesiące temu, jakie to ma znaczenie?- zapytała wzruszając ramionami.
- Od jak dawna pani mąż ma wąsy?- zapytała.
- Że co proszę?- zdziwiła się Alice. Nancy wyszarpała z kieszeni fotografię i jeszcze raz pokazała ją Alice.
- Proszę spojrzeć na tym zdjęciu pani mąż, nie ma jeszcze wąsów.
Alice zmrużyła oczy i przyjrzała się bliżej fotografii
- Och rzeczywiście...- mruknęła- w pierwszej chwili nie zwróciłam na to uwagi. Mój mąż miał wąsy już od dłuższego czasu, nie pamiętam kiedy je zapuścił- powiedziała rozkładając bezradnie ręce.
- A czy ty Suri pamiętasz?
- Tak, Jordan zapuścił wąsy krótko przed ślubem z panią Alice, od tamtej pory ich nie golił.
- A kiedy państwo wzieli ślub?
- Trzy lata temu- wycedziła przez zęby Alice i wyszła z pokoju- Suri chodź ze mną- Suri posłusznie za nią poszła.
Nancy wróciła do obserwacji gabinetu. Nie znalazła niczego w szufladach biurka, ani w komputerze. Nic, co by mogło wskazywać na miejsce pobytu doktora Tomsona.
- Masz coś Kawir?- zapytała przeglądając po raz trzeci te same dokumenty.
- Nic specjalnego- mruknął- Ale ta książka różni się od pozostałych- ściągnął z półki książkę w zielonej oprawie i pokazał ją Nancy- Reszta książek dotyczy głównie medycyny i biochemii, a ta jest o starożytnej religii.
Nancy wzięła od Kawira książkę i przebiegła palcami po wygrawerowanym napisie. Biblia. Litery w książce układały się w nieznane jej słowa.
- Jaki to język?- zapytała Kawira. Kawir spojrzał znad jaj ramienia na książkę.
- Włoski- mruknął- wymarły język.
Nancy przerzucała kartki. Już miała oddać książkę Kawirowi i zbesztać go żeby zabrał się za szukanie prawdziwych poszlak, gdy spomiędzy stronnic wysunęła się złożona kartka. Wewnątrz złożonej kartki widniał odręczny napis: „I otrze Bóg z ich oczu wszelką łzę”. Nancy tępo wpatrywała się w słowa, nie rozumiejąc ich znaczenia.
- Kim jest Bóg?- zapytała Kawira.
- To istota będąca przedmiotem kultu dawnych religii- wytłumaczył- Nancy, spójrz na to.
Nancy odłożyła książkę i podeszła do Kawira.
- Zobacz- powiedział i wcisnął jej do ręki rachunek.

- Och, cudownie- mruknęła Nancy- Rachunek za buty. Rzeczywiście zagadka rozwiązana, Jordan uciekł z domu, bo nie chciał wydawać fortuny na zachcianki żony. Brawo Kawir, mógłbyś...
- Nie o to chodzi- powiedział przejęty- Widzisz?- wskazał palcem na pieczątkę po drugiej stronie rachunku, która przedstawiała wagę- Tego symbolu używał zakład kuśnierski.
- No i?
- Ten zakład nie funkcjonuje od przeszło stu lat, a jego budynek znajduje się w strefie C.
Oczy Nancy rozszerzyły się. Schowała rachunek do kieszeni i szybkim krokiem wyszła z gabinetu.
- Już pani skończyła?- zapytała Alice, wstając z śnieżnobiałej kanapy.
- Tak, dziękuje za pomoc- odpowiedziała Nancy nie zatrzymując się.
- Detektyw Morrison...- Nancy odwróciła się i spojrzała na Alice- Jak już pani znajdzie mojego męża, niech mu pani przekaże, że mój prawnik ma dla niego papiery rozwodowe.
Kiedy drzwi zamknęły się za Nancy i Kawirem, uśmiech spełzł z twarzy Alice pozostawiając po sobie grymas złości. Alice przez dłuższą chwilę stała nieruchomo i wciąż wpatrywała się w drzwi. Wydawała się być spokojna, tylko lekkie drżenie wargi, świadczyło o fali wściekłości, która paliła jej ciało od wewnątrz. Powoli odwróciła się do Suri.
- Muszę znaleźć tego bydlaka pierwsza- powiedziała chłodnym tonem.

Ostatnio edytowane przez Fobika : 08.05.2008 - 08:08
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.05.2008, 19:12   #23
Fobika
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Cytat:
chyba lubisz czytać/oglądać kryminały?
Prawdę mówiąc w życiu nie przeczytałam ani jednego
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.05.2008, 19:30   #24
Rocket
 
Avatar Rocket
 
Zarejestrowany: 21.03.2007
Skąd: Macondo
Wiek: 32
Płeć: Kobieta
Postów: 3,128
Reputacja: 11
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

cudowne. najlepsze jakie czytałam, mówię bez cienia włazidupstwa.
aleale, zboczenie zawodowe każe mi dodać, żebyś nie pisała dwóch postów pod rząd!
__________________
Obrazek został usunięty, ponieważ przekraczał dozwolony rozmiar.
bezwzględnie.
Rocket jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 05.05.2008, 20:17   #25
karpix
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Świetne (jak zwykle zresztą)!
Z każdym odcinkiem robi się coraz ciekawiej.
Aha, znalazłam błąd (chyba)
Cytat:
- Pani Harrison czy mogę panią prosić?- krzyknęła przekręcając głowę w stronę drzwi, wciąż wpatrując się w fotografię.
Cytat:
Nancy wróciła do obserwacji gabinetu. Nie znalazła niczego w szufladach biurka, ani w komputerze. Nic, co by mogło wskazywać na miejsce pobytu doktora Harriosona.
To chyba był doktor Tomson?
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.05.2008, 20:41   #26
Callineck
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Ok, to na razie błędy, które znalazlam:

Suri przynieś butelkę szkockiej i dwie szklani- powiedziała do białowłosej kobiety.
Czy Suri jest pomocniczką doktora Tomsona? - pomocnicą
Niestety będę musiał do zgłosić

A teraz moja opinia:
NIESAMOWITE!!!!!!!!!!!!

Błędów logicznych brak, poczekam na jakies morderstwo (to z kolei moje zboczenie zawodowe)

Wiem, że mi nie odpowiesz, ale czy Mika czasami nie jest prywatnym detektywem wynajętym przez Alice?

Warto przeżyć ERROR na stronie forum przez kilka dni, żeby przeczytać nowy odcinek
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.05.2008, 20:46   #27
Fobika
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

do karpix
Dzięki, że zwróciłaś uwagę na te błędy... mam tupet, żeby mylić nazwiska własnych bohaterów
do Callineck
morderstwo będzie w następnym odcinku
i narazie mogę powiedzieć, że Mika nie jest detyktywem wynajętym przez Alice
  Odpowiedź z Cytatem
stare 05.05.2008, 21:05   #28
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Db, nie wiem co nawet napisać. Świetnie
I mimo wszystko podoba mi się postać Nancy^^.
Jedyne, co mnie raziło, to gdzieniegdzie dużo powtórzeń.
__________________
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 06.05.2008, 13:33   #29
Callineck
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Cytat:
Napisał Fobika
do Callineck
morderstwo będzie w następnym odcinku
i narazie mogę powiedzieć, że Mika nie jest detyktywem wynajętym przez Alice
A już myślałam.......
Bo jakby mąż miał romans to przy podziale majątku można tylko zyskać i kupowac drogie buty do końca życia.

Ale to super, nie znoszę przewidywalnych historii.
Zanosi się na to, że będzie wiele wątków do rozwikłania. Bardzo dobrze, będzie długa opowieść

Poza tym pamiętam, że ktoś cię pochwalił za zdjęcia, które są oczywiście świetne. Ja natomiast chciałabym cię pochwalić za "plenery", czyli wyposażenie wnętrz, do których naprawdę za nic nie można się przyczepić i które świetnie podkreślają klimat opowiadania.

He, he Kawir też się nadaje na detektywa (chociaż taki z niego pożytek )

EDIT

- Ee... tak- wydukała w końcu. Nancy odwróciła się w kierunku Suri.
- Czy wiesz gdzie znajduje się doktor Harrison, albo czy ktoś mu zagrażał?
- Nie wiem gdzie Jordan się znajduje- powiedziała zasmucona- Nie wiem też, czy ktoś mu zagrażał.


Chiba Tomson????? Albo może mi się coś pomyliło?

Ostatnio edytowane przez Callineck : 08.05.2008 - 21:41
  Odpowiedź z Cytatem
stare 08.05.2008, 16:08   #30
Fobika
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Strefa C. Nancy nie miała wątpliwości, że sprawa śmierci Harrisona i zniknięcie Tomsona, jest ze sobą powiązana. Pracowali razem, opuścili swoje domy w mniej więcej tym samym czasie i obaj ukrywali się w strefie C. Tylko dlaczego na swoją kryjówkę wybrali najbardziej niebezpieczne miejsce w Orionie?
Samochód przejechał przez wyważoną bramę fabryki. Zatrzymali się przy drzwiach frontowych. Nancy wysiadła z samochodu i przebiegła spojrzeniem po starych murach i wybitych szybach. Słońce już powoli zachodziło i tylko kilka jaskrawych promieni wysuwało się znad dachu fabryki i oślepiało oczy.
Nad drzwiami wysiał przekrzywiony szyld, a raczej jego resztki z namalowaną czarną farbą wagą.
- Wymażone miejsce na kryjówkę- odezwał się za jej plecami Kawir. Nancy nieznacznie pokiwała głową. Tak, w takim miejscu można się ukryć przed całym światem. Musnęła koniuszkami palców pistolet przyczepiony do jej paska.
- Chodźmy- mruknęła i odwróciła się w stronę drzwi.
Nagle głuchą ciszę wypełnił krzyk. Krzyk przerażenia, który boleśnie rozdzierał uszy. Nancy poderwała do góry głowę. Z początku nic nie mogła zobaczyć, przez oślepiające promienie słoneczne. Po chwili z rozświetlonego nieba zaczął się wynurzać ciemny kształt. Kształt człowieka. Spadał w dół, wymachując kończynami. Nancy oszołomiona patrzyła jak leci na spotkanie ze śmiercią. Kiedy ciało uderzyło o ziemię, krzyk momentalnie ustał, zastąpił go cichy łoskot łamanych kości.

Nancy podbiegła do ciała rozłożonego na chodniku. Wciąż pod sklepieniem jej czaszki kołotał się jego krzyk. Zatrzymała się nad trupem. Jedno spojrzenie na jego twarz uświadomiło jej, że już widziała te łagodne rysy, ciemną karnacje i orli nos.
- To Jordan...- wyszeptała.
Na dźwięk tłuczonego szkła, Nancy znów poderwała głowę. Przez zbite okno na pierwszym piętrze wyskoczyła ciemna sylwetka. Zgrabnie wylądowała na chodniku wśród odłamków szkła i puściła się pędem w stronę najbliższej uliczki. Nancy jednym wprawnym ruchem wyciągnęła broń i pobiegła śladami napastnika. Biegła najszybciej jak umiała, ale ciemna postać powoli stawała się coraz mniejsza i była coraz dalej. Serce jak szalone obijało się o jej żebra, z trudem walczyła o każdy następny oddech, jakby nagle wokół niej zabrakło tlenu. Mimo to biegła dalej. Kiedy dobiegła do zakrętu, za którym zniknął uciekinier, stanęła.
- Cholera rozwidlenie!- krzyknęła. Nerwowo przerzucała spojrzenie z dwóch rozchodzących się uliczek. Gdzie mógł pobiec?

- Kawir biegnij tędy- powiedziała wskazując podbródkiem na prawe rozgałęzienie, sama pobiegła w lewą stronę. Dysząc ciężko przeskakiwała nad porozrzucanymi śmieciami, rozglądając się za ciemną sylwetką. Powoli zaczęło do niej dochodzić, że musiał skręcić w uliczkę, którą wskazała Kawirowi. Zwolniła. Nienawidziła się poddawać. Złapie tego drania, choćby to była ostatnia rzecz.... Nagle poczuła jak jej noga się o coś zaczepia. Runęła na ulicę. W ostatniej chwili wyciągnęła przed siebie ręce, ratując się przed upadkiem na twarz. Zderzenie z ziemią było wyjątkowo bolesne, poczuła przeszywający ból w nadgarstku. Kątem oka zauważyła jak pistolet wysuwa się z jej dłoni i ląduje kilka metrów dalej. Próbowała unieść obolałe ciało, gdy nagle zauważyła, brudne buty stojące przy jej pistolecie.

Pobiegła spojrzeniem w górę, po długich nogach wciśniętych w zniszczone, dziurawe dżinsy, po pasku, ze złotą klamrą, skórzanej czarnej kurtce z ćwiekami, aż w końcu zatrzymała wzrok na wykrzywionej w szyderczym uśmiechu męskiej twarzy.
- Hej chłopaki, patrzcie, jaka ładna rybka złapała się nam w sieć- zawołał zachrypniętym głosem, nie przestając się uśmiechać. Nancy poczuła zimne dreszcze przebiegające po jej plecach.
- Tak bardzo ładna rybka- na dźwięk głosu za swoimi plecami, Nancy szybko odwróciła głowę. Z przerażeniem dostrzegła, że było jeszcze trzech mężczyzn w takich samych skórzanych kurtkach i tym samym kpiącym uśmiechem.
- To bardzo nie mądre, żeby taka ładna dziewczyna chodziła, sama po tym mieście- odezwał się kolejny przebiegając lubieżnym spojrzeniem po ciele Nancy.
- No chyba, że liczyła na to, że spotka tu miłych facetów- powiedział ten, co stał przy pistolecie Nancy. Cała czwórka roześmiała się głośnym, skrzeczącym śmiechem. Mężczyzna pochylił się i podniósł pistolet Nancy.
- Masz duże szczęście laleczko, bo właśnie ich znalazłaś.
- Tak się zabawimy, że zapamiętasz nas do końca życia, chociaż długo sobie już nie pożyjesz.
Niczym stado krwiożerczych wilków otoczyli swoją ofiarę nie spuszczając z niej groźnego spojrzenia. Zaczęli się powoli zbliżać, oblizując przy tym wargi i uśmiechając się. Nancy rozejrzała się szukając drogi ucieczki. Ale nie miała żadnych szans bez broni. Wilczy krąg powoli stawał się coraz ciaśniejszy, zamykając swą ofiarę w morderczej pułapce. Nancy napięła każdy mięsień swojego ciała. Wiedziała, że nie wyjdzie z tego cało, ale zamierzała walczyć do końca. O nie, nie ułatwi im zabawy. Zanim ją zabiją, zamierza im narobić kilka bolesnych siniaków. Mężczyzna z pistoletem wyszczerzył zęby i rzucił się na nią. Nancy wyciągnęła dłonie i wbiła paznokcie w jego policzki. Olbrzym zaskowytał z bólu i cofną się. Otarł wierzchem dłoni ranę i spojrzał na krwawe smugi.

- Głupia suka- zasyczał- Chłopaki trzymajcie ją.
Nancy poczuła jak wokół jej ramion zaciskają się niczym kleszcze dwie wielkie łapy. Szarpała się i wierzgała, starając się uwolnić z uścisku, ale była zbyt słaba. Olbrzym śmiejąc się drwiąco, uniósł pistolet i uderzył ją w skroń kolbą. Nagły ból eksplodował w jej czaszce, a po chwili kotara ciemności zasłoniła świat przed jej oczami. Powoli osunęła się nieprzytomna na ziemię. Czwórka mężczyzn stała nad Nancy i łapiąc się brudnymi łapami za brzuch śmieli się zadowoleni z siebie.
- No chłopaki do roboty!- krzyknął jeden z nich. Cała czwórka pochyliła się nad Nancy. Nagły dźwięk upadającego kosza na śmieci poderwał ich głowy. Wszyscy spojrzeli się w stronę skąpanej w mroku uliczki.
- Kto tam jest?- burknął jeden z nich. Oczekiwali w napięciu. Nikt jednak się nie pojawiał.
- To tylko te pieprzone szczury.
Pochylili głowy, jeden z nich z głupkowatym uśmiechem zaczął podciągać do góry koszulkę Nancy. Zajęci swoją ofiarą, nawet nie zauważyli, jak z ciemnej uliczki wyłania się sylwetka mężczyzny.

- Nancy, Nancy! Nic ci nie jest? Obudź się!
Nancy powoli rozchyliła powieki. Zobaczyła przed sobą zatroskaną twarz Kawira. Poderwała się gwałtownie i spłoszonym spojrzeniem rozglądała się dokoła. Po chwili jakaś upiorna myśl zaświeciła w jej głowie i spuściła spojrzenie na dół. Z ulgą dostrzegła, że ma na sobie wszystkie ciuchy, tylko bluzka była trochę pognieciona.

- Nancy, już w porządku, uspokój się- powiedział łagodnie Kawir i położył dłonie na jej ramionach, starając się uspokoić, jej rozdygotane ciało.
- Nie dotykaj mnie!- wrzasnęła Nancy odpychając jego dłonie. Kawir spojrzał na nią urażony.
- Nancy, wszystko w porządku?- zapytał zatroskany. Nancy przyłożyła dłoń do obolałej skroni i przymknęła powieki. Powoli pokiwała głową.
- Tak, wszystko w porządku- mruknęła- Przepraszam- powiedziała widząc zaniepokojone spojrzenie Kawira.- Możemy iść.
Powoli uniosła się z ziemi i stanęła na chwiejnych nogach. Przed jej oczami wybuchła paleta kolorów i poczuła jak traci kontrolę nad ciałem i osuwa się. Przed upadkiem uratowały ją silne dłonie Kawira.
- Może jednak zadzwonię po pomoc?- zapytał.
- Nie- Nancy pokręciła głową i kiedy odzyskała jasność widzenie, powoli drobnymi kroczkami ruszyła przed siebie. Obok niej szedł Kawir gotowy w każdej chwili ją złapać, gdyby znów osłabła. Z każdym krokiem Nancy odzyskiwała siłę, chociaż ból w skroni nic nie stracił na swej intensywności. Powoli zaczęła sobie przypominać co zaszło. Pościg, rozdzielenie z Kawirem, upadek i czwórka tych bydlaków. Drgnęła na myśl, że dotykali ją swoimi brudnymi, tłustymi łapami.
- Dogoniłeś go?- zapytała ściszonym głosem, wciąż mając przed oczami uśmiechające się szyderczo twarze tamtej czwórki.
- Nie, musiał pobiec w uliczkę w którą ty wbiegłaś.
Nancy spojrzała na niego.
- Tu też go nie było- pochyliła głowę- Dziękuje- wyszeptała.
- Za co?- Kawir spojrzał na nią zaskoczony.
- Za to, że odgoniłeś ode mnie tych typów- powiedziała jeszcze ciszej.
- Ale.... ja nikogo od ciebie nie odganiałem- powiedział ostrożnie Kawir- gdy cię znalazłem byłaś sama.
Nancy zatrzymała się i zdziwiona spojrzała na Kawira.
- To nie byłeś ty?- zapytała.
- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz.
Nancy przez chwilę wpatrywała się w Kawira. Jeśli to nie był on, to kto? Przecież tamci nie zostawiliby jej żywej, gdyby ktoś ich nie przepędził.
- Nancy, co się tam stało?- zapytał.
- Nic- powiedziała stanowczo i szybkim krokiem ruszyła w stronę fabryki. Minęła zielony kontener na śmieci. Pogrążona w własnych myślach nie zauważyła obok niego świeżych kropel krwi. Szkoda. Może gdyby zajrzała do środka i zobaczyła w nim cztery zmasakrowane ciała, historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.

Kiedy mijali rozłożonego na ziemi Jordana Tomsona, Nancy nawet na niego nie spojrzała. Zatrzymała się przy samochodzie i wyciągnęła ze schowka opróżnioną do połowy butelkę szkockiej. Upiła kilka łyków i otarła rękawem wargi. Poczuła jak jej głowa staje się wyjątkowo ciężka, zbyt ciężka by jej wątły kark mógł ją udźwignąć. Oparła głowę na rękach. Wplotła palce w kruczoczarne włosy i wbiła spojrzenie w ziemię. Była taka zmęczona...
- Nancy, idziemy?- zapytał Kawir. Nancy powoli uniosła się z fotela i z głośnym trzaskiem zamknęła drzwi od samochodu. Nie miała czasu na zmęczenie.
Weszli do fabryki. W środku panował zaduch, w powietrzu unosiły się drobne płatki kurzu, które szczypały w oczy. Przeszli przez sporą halę, między starymi, zardzawionymi maszynami. Dotarli do schodów prowadzących na piętro. Na piętrze było niewielkie pomieszczenie zawalone kartonami i skrzynkami. Nancy rozejrzała się. Po podłodze walały się puszki po konserwach, gazety i ubrania. Ślady obecności dzikiego lokatora. Jordana Tomsona. Między dwoma sporymi skrzyniami rozłożony był przegnity materac. Nancy pochyliła się i uniosła z ziemi rozrzucone wokół niego papiery. Nic specjalnego, tylko jakieś naukowe notatki o biologii, medycynie i innych bzdurach, o których Nancy nie miała pojęcia.
- Detektyw Morrison?- Nancy poderwała się słysząc swoje nazwisko. Za nią stał mały wychudzony chłopiec, o ogniście rudej czuprynie.
- Roni?- zdziwiła się- Co ty tu robisz?
Na twarzy chłopca lśniły w zachodzącym słońcu ślady po łzach. Załkał cichutko i podbiegł do Nancy. Objął ramionami jej pas i wbił się mocno w jej ciało. Nancy przez chwilę stała oniemiała. Nie wiedziała co zrobić. Objąć go? Poklepać po główce? Nigdy nie miała doczynienia z dziećmi, nie wiedziała jak z nimi postępować. Roni był pierwszym dzieciakiem, który się do niej przytulił. Z uniesionymi rękami, czekała aż chłopiec wypłacze się w jej koszulę.

- Roni....- szepnęła z zażenowaniem- Skąd się tu wziąłeś?
Chłopiec rozluźnił uścisk i cofnął się o krok, otarł łzy rękawem i głośno pociągną nosem.
- Staru....szek powie powiedział, że jeśli coś mu się sta stanie mam przyjść do Jordana- powiedział chlipiąc. Nancy kucnęła przed chłopcem.
- Roni powiedz mi co się tu stało?
Chłopiec wybuchł głośnym, przeszywającym płaczem. Przycisnął zaciśnięte piąstki do oczu i mocno nimi pocierał.
- Roni, uspokój się- powiedziała łagodnie. Próba uspokojenia malca nie powiodła się, chłopiec zaczął płakać jeszcze głośniej. Nancy podniosła się i zaczęła chodzić w kółko. Co ma zrobić? Jak go uspokoić?
- Chodź Roni, zabiorę cię stąd- podeszła do chłopca i podniosła go. Roni pozwolił się podnieść i splótł ręce wokół jej szyi. Wpił mokrą twarzyczkę w jej ramię i zapłakał cicho. Ku zdumieniu Nancy chłopiec nie był ciężki. Położył dłoń na jego plecach i pod warstwą swetra poczuła wystające kręgi. Ależ ten chłopiec był chudy. Stawiając ostrożnie kroki ruszyła w stronę wyjścia.
- Nancy, co ty robisz?! Nie możesz go zabrać!- zaprotestował Kawir. Widząc Kawira chłopiec mocnej ścisnął szyję Nancy, tak, że poczuła jak odcina jej dopływ powietrza.
- Mały jest w szoku, muszę go stąd zabrać...- powiedziała kręcąc głową by rozluźnić uścisk Roniego- Zawiozę go na komisariat- ruszyła dalej. Kiedy usłyszała za sobą kroki Kawira odwróciła się.
- Ty tu zostaniesz i poczekasz na resztę- powiedziała stanowczo.
- Dlaczego? Powinienem iść z tobą.
- Naprawdę nie widzisz, że chłopak się ciebie boi? Twoja obecność tylko pogorszy jego stan- powiedziała stanowczo- Zostań tutaj.
Kiedy schodziła z Ronim po schodach, poczuła jak uścisk rąk chłopca wokół jej szyi rozluźnia się. Stąpała ostrożnie, chłopiec był taki kruchy, że bała się, że jeśli go upuści na ziemię malec rozbije się na kawałeczki. W samochodzie chłopiec zasną, skulił się, wtulając rudą głowę w fotel. Jego oddech był płytki i rytmiczny. Nancy co chwila spoglądała na niego. Nie mogła go zawieść na komisariat, jeszcze nie teraz. Postanowiła, że zabierze go do siebie. W mieszkaniu na pewno poczuje się bezpieczniej i zacznie mówić. Nancy wlepiła zimne spojrzenie w drogę. Musi go zmusić, by powiedział jej wszystko co wie.
Otwieranie drzwi, gdy ma się jedną rękę zajętą trzymaniem dziecka, okazało się być bardzo trudnym zadaniem. Po kilku próbach włożenia kluczy do dziurki i serii rozbudowanego wianuszka przekleństw Nancy udało się otworzyć drzwi. Delikatnie położyła chłopca na kanapie i zapaliła światło. Sama usiadła naprzeciwko w fotelu, który zazwyczaj zajmował Kawir. Wpatrując się w piegowatą twarz chłopca, czekała aż się obudzi. Roni rozchylił oczy po piętnastu minutach. Ziewnął głośno i przetarł zapuchnięte oczy. Na widok nieznanego pomieszczenia zesztywniał gotowy do ucieczki. Dopiero, kiedy spostrzegł Nancy rozluźnił się.
- Gdzie ja jestem?- zapytał.

- W moim mieszkaniu- powiedziała Nancy- Jesteś głodny? Chcesz się czegoś napić?
Roni rozciągając się spuścił nogi na ziemię.
- Nie, dziękuje. Mogę już iść do siebie....- Roni próbował podnieść się z kanapy. Nancy zatrzymała go stanowczym ruchem ręki.
- Zaczekaj, chce z tobą porozmawiać- powiedziała łagodnie.
Roni przyglądając się jej podejrzliwie usiadł z powrotem na kanapie.
- Skąd znasz Jordana?- zapytała.
- Był przyjacielem Staruszka, czasami przychodził do jego mieszkania. Zamykali się wtedy w pokoju i rozmawiali o czymś.
- Nie wiesz o czym?
- Nie wiem... to znaczy raz...- zająkał się- przez przypadek usłyszałem jak mówią o „przebudzeniu”.
Nancy drgnęła.
- Czyim przebudzeniu?
- Nie wiem- Roni wzruszył ramionami- Chyba kogoś ważnego.
Nancy wsparła podbródek na dłoni i zastanowiła się. Sprawa robiła się coraz bardziej skomplikowana. Zbyt wielu rzeczy nie wie, a jedyną drogą do odpowiedzi jest rudowłosy chłopiec siedzący przed nią. Tylko dlaczego wydaje jej się, że mały coś ukrywa.
- Wiesz skąd Tomson i Harrison się znali?
- Staruszek mówił, że pracowali kiedyś razem. Ale chyba ich zwolniono.
- Wiesz za co?
Chłopak pokręcił głową.
- Dobrze Roni, teraz opowiedz mi co się stało Jordanowi Tomsonowi.
Chłopiec spuścił głowę i zacisną wargi. Nancy przez chwilę wydawało się, że zaraz znów wybuchnie płaczem, ale Roni zdołał się opanować.
- Przyszedł do nas... jeden z nich. Z tych potworów, które porwały moją mamę i nie wychodzą za dnia. Ale ten był inny, nie bał się światła słonecznego. Jordan kazał mi się ukryć między skrzyniami. Nie chciałem się tam chować... jak... jak jakiś tchórzliwy szczur. Chciałem pomóc Jordanowi. Uciekł na dach, obiecał, że wróci po mnie- Roni zamrugał oczami powstrzymując łzy- Nie wiem co się dalej stało, ten potwór chyba zepchnął go z dachu.
- Jak wyglądał ten potwór?- zapytał Nancy ściszonym głosem. Roni podniósł wzrok i splótł zielone spojrzenie swoich oczu z oczami Nancy.
- Przypominają ludzi, ale nimi nie są. Są szybsi, silniejsi. Ich skóra... ma dziwną barwę, dlatego ukrywają twarze pod maskami. Ich oczy są bezbarwne, białe. Nie potrafią mówić, tylko syczą. Nigdy nie używają broni, zabijają gołymi rękami- chłopiec przerwał na chwilę- Widziałem, jak oderwali gołymi rękami jakiemuś włóczędze ramię.
Nancy gwałtownie podniosła się z fotela. Zaczęła chodzić wzdłuż pokoju. Trzy kroki, obrót, trzy kroki, obrót. To nie możliwe, nie mógł ich widzieć. Małemu na pewno się coś pokręciło. Tylko skąd tyle o nich wiedział? Trzy kroki, obrót, trzy kroki, obrót.
- Jesteś pewni, że te potwory tak wyglądały? – zapytała nie zatrzymując się.
- Porwali moją matkę, zdążyłem się im dobrze przyjrzeć- odpowiedział poważnym tonem.
Trzy kroki, obrót, trzy kroki, obrót. Ale jakim cudem? Przecież Oni nie chodzą swobodnie po mieście, nie są wypuszczani z laboratorium. Ich istnienie jest największą tajemnicą. Trzy kroki, obrót, trzy kroki, obrót. Ten projekt jest wciąż w fazie testów. Więc skąd on...
- To niemożliwe- szepnęła opadając ciężko na fotel. Jej twarz wydłużyła się, poczuła się tak jakby w jednej krótkiej chwili postarzała się o dwadzieścia lat. Oczy Roniego rozszerzyły się. Poderwał się z kanapy i podbiegł do Nancy. Wsparł malutkie dłonie na jej kolanach i zbliżył swoją twarz do jej twarzy, tak blisko, że koniuszki ich nosów prawie się stykały.
- Pani wie gdzie oni są?- zapytał z przejęciem. Nancy milczała. Czuła ciepły powiew jego oddechu na swoich policzkach.

- Niech mi pani powie! Oni porwali moją matkę!- Roni zacisnął usta w wąską linię i z wyczekiwaniem wpatrywał się w Nancy. Ona wciąż milczała. Co miała mu powiedzieć? Że wie kim oni są? Miała mu opowiedzieć o martwych ciałach, przywróconych do życia za pomocą alchemii kapłanów? Miała mu powiedzieć o tych maszynach do zabijania? O tym, że piją ludzką krew, że są potworami pragnącymi jedynie zaspokoić wieczny głód? Miała mu zdradzić największą tajemnicę kapłanów? Opowiedzieć mu o Nocnych Łowcach? Nie. Świadomość, że takie istoty żyją głęboko w mrocznych zakamarkach miasta Orion doprowadzała ją do szaleństwa, więc jaki to by miało wpływ na umysł dziesięcioletniego chłopca?
Ale Roni nie potrzebował już by cokolwiek potwierdzała. Odpowiedź, była jasno wymalowana na jej poszarzałej twarzy.
- Kim oni są?- zapytał odsuwając się od niej. Nancy wciąż milczała- Kim oni są?!- wrzasnął rozłoszczony.
Dzwonek komórki wypełnił dłużącą się ciszę. Nancy sięgnęła do kieszeni i odebrała telefon.
- Słucham?- zapytała nie odrywając spojrzenia od dyszącego ze wściekłości Roniego.
- Nancy? Co ty wyprawiasz?- w słuchawce telefonu odezwał się Kawir- Gdzie jest chłopak? Miałaś go zawieźć na komisariat!
- Roni był głodny, zatrzymaliśmy się żeby coś zjadł- skłamała gładko.
- Sierżant szaleje. Przyjeżdżaj szybko, musisz zdać raport i oddać chłopca.
- Już jadę- powiedziała i nie czekając na odpowiedz rozłączyła się. Przez dłuższą chwilę między Nancy, a Roni zapanowała cisza. Cisza tak intensywna, że niemal raniła uszy.
- Musimy już jechać- podniosła się z fotela.
- Oni porwali moją matkę- wyszeptał Roni, łapiąc Nancy za rękaw w desperackim geście zatrzymania jej- Muszę ją znaleźć- prosił błagalnie bliski łez.
Nancy stanowczym ruchem wyrwała rękę z uścisku chłopca i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi.
- Znajdę ich! Czy mi pani w tym pomoże czy nie!- krzyknął rozłoszczony.
- Trzymaj się z daleka od Nocnych Łowców- powiedziała. Dopiero po chwili dotarło do niej jaki wielki błąd popełniła. Ale już nie mogła cofnąć wypowiedzianych słów. Dotarły one już do uszu chłopca i głęboko zakorzeniły się w jego umyśle.
- Nocni Łowcy?- zapytał.
Nancy odwróciła się i pociągnęła chłopca za ramię w stronę drzwi. Roni pisnął z bólu, ale z jego ust nie padło nawet słowo sprzeciwu.
- Chodź już- powiedziała stanowczo.
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 18:31.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023