Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Zobacz wyniki ankiety: Czy Sean się odezwie?
Taak.. Pewnie w końcu tak. 41 87.23%
Nie, raczej nie. 6 12.77%
Głosujących: 47. Nie możesz głosować w tej sondzie

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 29.06.2005, 18:57   #1
ignis
Guest
 
Postów: n/a
Smile Psychiatra

Witam. Postanowiłam przedstawić wam moje pierwsze fs. Od razu ostrzegam, nie będzie to horror, ani thriller więc wszyscy miłośnicy trzymających w napięciu opowiadań mogą być zawiedzeni. Proszę o to samo o co prosiłam przy ocenie domków, nie piszcie postów typu "nie podoba mi się", jeśli spotkacie podczas lektury jakiegoś paskudnego, szczerzącego się błędziora zaraz go mi przedstawcie. Wybaczcie, dysponuję jedynie ubraniami i fryzurami znajdującymi się w grze, bo coś mi się w downloads pochrzaniło.Nie będę więcej przynudzać Życzę miłego czytania.




--->Rozdział Pierwszy<---
Lucy siedziała przy biurku. Słońce oświetlało jej twarz i bawiło w rudych włosach. Ostatnio była bardzo zapracowana, prawie nie wychodziła ze szpitala. Potarła podkrążone oczy. Nagle do pokoju wszedł pacjent.
- Witaj Sean, co się stało?- spytała kobieta miłym głosem. Mężczyzna bez słowa położył przed nią rysunek. Widniał na nim robot podpisany koślawym pismem „Lucy”

- O, to miłe. Śliczny rysunek, ale wracaj do łóżka, bo się zaziębisz.
Pacjent wyszedł, a Lekarka westchnęła i powiesiła na ścianie radosną twórczość Seana. Martwiła się o mężczyznę. Ostatnio jego stan się pogorszył, zaczął zupełnie tracić świadomość kim jest. Nie odzywał się, a jedyną osobą, której towarzystwo tolerował była właśnie Lucy.
Spojrzała na zegarek – 00.57. Schowała papiery i wyszła ze szpitala psychiatrycznego św. Bernadety. Orzeźwiające powietrze ochłodziło jej twarz. Minął kolejny identyczny dzień w pracy.

Odetchnęła i szybkim krokiem poszła do domu. Przyszło jej nagle do głowy, że jeszcze nigdy żaden mężczyzna, oprócz ojca Lucy nie przekroczył progu jej mieszkania. Nikt nigdy nie czekał na nią z kolacją i nie próbował usilnie wyciągnąć z niej informacji jak minął dzień w tej cholernej pracy! Rozczuliła się nad sobą. Jej użalanie się przerwał natarczywy sygnał telefonu.

- Halo?
- Lucy, wracaj szybko do szpitala, Josephine ma atak!
- Dobrze, już lecę- odpowiedziała, poczym rzuciła słuchawką. Czy ona kiedykolwiek może mieć czas dla siebie?! Jak tak dalej pójdzie sama stanie się pacjentką w swoim szpitalu! Cholera! Tego już za wiele! Od czego są tam ci przeklęci pielęgniarze? Zawsze wszystko musi robić sama!

- Och! Pieprzony chodnik!- krzyknęła przewracając się o wystającą płytę.
Tak klnąc na wszystko przybyła do szpitala. Wpadła do sali numer 6. Tam paru Pielęgniarzy miotało się wokół rozwścieczonej kobiety.

- BRUTALE! ZOSTAWCIE MNIE! CO ROBICIE?! CHCECIE MNIE ZABIĆ! NIE! POLICJA! POLICJA!- krzyki Josephine słychać było na pewno w całym szpitalu. Spanikowani uczniowie Hipokratesa próbowali ją uciszyć, co dawało jednak marne skutki. Wściekła Lucy rozepchnęła nieudaczników i wbiła schizofreniczce igłę. Skutek był natychmiastowy. Josephine bezwładnie opadła na poduszki i poczęła spokojnie oddychać. Tymczasem Lucy odwróciła się i spojrzała groźnie na zgromadzonych.

- Czy wy nic sami nie potraficie zrobić?! Dlaczego ja was stale muszę za rączkę prowadzić?! Jeszcze jedna tak sytuacja, a wystąpię o całkowitą zmianę personelu!
Poczym wyszła trzaskając drzwiami. Gdy kroczyła korytarzem zatrzymał ją Peter, lekarz z innego oddziału.
- Ty to masz subtelny głosik. U nas cię słychać. Wydaje mi się, że o tej porze nie bywasz w pracy…

- Josephine, schizofreniczka, miała atak, a biedne dzieci z mojego oddziału nie mogły sobie z nią poradzić. Wyobrażasz sobie? Jeden zastrzyk i wszystko wraca do normy, a te pierdoły biegały jak dzieci na podwórku.
- Współczuję ci. Idziesz jeszcze do domu, czy już zostajesz?
- Zostanę, prześpię się tutaj.
- W takim razie chodź, przed snem napijesz się herbaty.
- Dzięki.

Usiedli w stołówce i ucięli sobie pogawędkę. Gdy Lucy spojrzała na zegarek, spostrzegła, że teraz zamiast herbaty przyda jej się mocna kawa, bo za piętnaście minut zaczyna pracę.
- No cóż, dzięki za herbatę…- powiedziała Lucy uśmiechając się do Petera – Ulżyło mi…
- Bardzo mnie to cieszy.- Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, poczym poszedł do swoich zajęć, a Lucy powróciła do biura i rzuciła się z płaczem na kanapę.


Koniec pierwszego odcinka. Mam nadzieję, że się podobało
Komentujcie!

Ostatnio edytowane przez ignis : 22.08.2005 - 19:49
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 30.06.2005, 12:14   #2
ignis
Guest
 
Postów: n/a
Cool Drugi odcinek

Oto rozdział drugi. Tutaj najbardziej odczuwam brak moich kochanych dodatków Lucy miała miec taką fajną sukieneczkę, ale niestety nie działa ;( :1smutny: . No ale dobra. Zaczynamy, miłego czytanka.



--->Rozdział Drugi<---
- No jak tam, Sean?- spytała Lucy wchodząc do pokoju pacjenta. Mężczyzna spojrzał na nią, uśmiechnął się, ale nic nie powiedział.

- Czas na badania, podnieś koszulę.- to mówiąc przyłożyła stetoskop do jego wychudłej klatki piersiowej. Nagle oczy Seana zrobiły się okrągłe, zerwał się i skulił w kącie pokoju. Lucy odwróciła się zdziwiona. Zobaczyła Petera stojącego w drzwiach. Podniosła się i wyprowadziła kolegę na korytarz.
- Nie wchodź tam. Sean boi się obcych. Po co przyszedłeś?
- Z propozycją nie do odrzucenia. Po dyżurze zabieram cię do restauracji. Sprzeciwów nie przyjmuję.
- Nie mam nic przeciwko. Rzygam już tym miejscem, chętnie gdzieś wyskoczę.
- To czekaj na mnie u siebie w domu o osiemnastej.
- Dobrze, dzięki za zaproszenie.

Dopiero kiedy Peter odszedł Lucy zastanowiła się skąd zna jej adres. Jednak teraz nie była to najpilniejsza sprawa. Wróciła do swojego pacjenta. Ten nadal nie wyszedł z kąta. Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała uspokajającym głosem:
- Chodź Sean, masz tu swoje rysunki, namaluj mi coś ładnego.- mężczyzna ochoczo odebrał jej przybory początkującego plastyka i zaczął bazgrolić. Po półgodzinnym monologu Lucy weszła do swojego pokoju i zaczęła się zbierać do wyjścia. Myślała o spotkaniu. Gdy doszła do domu, jak zwykle pojawił się problem: nie miała w co się ubrać. Założyła swoją ulubioną sukienkę, której parę lat nie wyszło na dobre. Gdy tylko ułożyła włosy zadzwonił domofon.

-To ja, Peter. Stolik już na nas czeka, więc się pospiesz.- wyszli. Lekarz zaprosił ją do miłej restauracyjki. Lucy była szczęśliwa, dawno żaden mężczyzna nie zachowywał się wobec niej w ten sposób. Dawno nie czuła się już kobietą, była tylko lekarzem psychiatrą.

- Co sobie pani zamawia?- zagadnął przyjaźnie Peter
- Wątróbkę- uśmiechnęła się zadziornie, na twarzy przyjaciela nie było widać żadnej szczególnej reakcji – Żartuję, spaghetti i czerwone wino, a pan, panie… O Boże, ja nawet nie wiem jak ty się nazywasz!
- Thyer, ale długo będę ci to wypominał panno Byre, zraniło to dogłębnie moje uczucia.
- Błagam o wybaczenie, panie Thyer.- tak gawędząc, śmiejąc się, zjedli obiad. Lucy zupełnie zapomniała o cudzie techniki, jakim był zegarek, lecz po jego usilnym nawoływaniu spostrzegła, że raptem w kalendarzu zmieniła się data, było trzy po północy.
- Och, muszę już iść!
- Odprowadzę cię- zaofiarował się Peter. Gdy doszli do bloku, w którym mieszkała Lucy, zatrzymali się.
- Dziękuję za wieczór. Dawno się tak świetnie nie bawiłam. Może… chciałbyś wejść na górę?
- Z przyjemnością.- wspięli się po schodach.
- Herbatki?- spytała Lucy krzątając się w kuchni.
- Bardzo chętnie- odrzekł lekarz skacząc po kanałach telewizji. Nagle trafił na bardzo romantyczny film i przestał znęcać się nad pilotem. Gdy kobieta weszła do pokoju, siedział już rozparty wygodnie na sofie.

- Masz bardzo wygodną kanapę.
- Cieszę się, że tak uważasz, bo dzisiaj spędzisz na niej noc.
- Jak to?
- Przecież nie wypuszczę cię w taką ulewę na dwór!- Peter spojrzał za okno, padało bardzo intensywnie, a widowisko urozmaicały potężne błyskawice. Jednak jego mina była niezadowolona.
- Och, nie wiem czy wytrwam noc na kanapie.- powiedział zbolałym głosem lekarz.
- Wytrwasz, wytrwasz, mój świętej pamięci tata sypiał na niej, gdy mnie odwiedzał.- odpowiedziała Lucy nie zważając na prawdziwe przesłanie wypowiedzi Petera.

Lucy obudziła się, spojrzała na zegarek- 3.15. Z salonu dochodziło uporczywe chrapanie przyjaciela.

Próbowała zlokalizować odgłos, który wyrwał ją ze snu. To było pukanie do drzwi.



Koniec odcinka drugiego. Poprawiłam jakość zdjęć. Musiałam dać kompowi nezłą łapówę, żeby się zgodził... Dał się, kochany, przekonać. Komentujcie, proszę....
  Odpowiedź z Cytatem
stare 07.07.2005, 11:56   #3
ignis
Guest
 
Postów: n/a
Smile Trzeci odcinek

Wybaczcie, że dopiero teraz, chociaż pewnie i tak nikogo to nie obchodzi.. ;( :1smutny: Jutro wyjeżdżam, więc następny odcinek pojawi się za ponad dwa tygodnie, chyba, że dopadnę gdzieś jakąś kawiarenkę i będę ze sobą nosić dyskietkę z czwartym odcinkiem. Zaczynamy.
--->Trzeci Odcinek<---


Lucy otworzyła drzwi i aż zaniemówiła ze zdziwienia. Oto przed nią stał zmoczony, zziębnięty i przerażony Sean.

- Co się stało, mój drogi?- spytała zaniepokojona. Oczywiście odpowiedzi się nie doczekała. Szybko zaprowadziła pacjenta do sypialni, przebrała w swoje najluźniejsze dresy i wsadziła do łóżka.

Pobiegła do kuchni i zaraz wróciła z ciepłą herbatą. Sean przyjął napój z wdzięcznością, ale nadal nic nie mówił. Po pewnym czasie dała spokój przesłuchaniu. Właściwie sama nie wiedziała czemu nadal ma nadzieję, że staruszek kiedyś się do niej odezwie, bo odkąd go znała nie wypowiedział się ani jednym słowem. Budzik wskazywał 6 rano. Lucy poszła obudzić Petera.

- Wstawaj śpiochu, bo jak mnie posłuchasz to spadniesz z tej kanapy.
- Ssssso się stałło..?- spytał zaspanym głosem
- Sean, mój ukochany pacjent przyszedł tu w nocy i teraz śpi u mnie w łóżku.- Na Peterze nie zrobiło to takiego wrażenia na jakie liczyła kobieta.
- I co zamierzasz z tym zrobić?- spytał już trzeźwiej
- Dziś mam nocny dyżur. Zadzwonię teraz do szpitala i opowiem o sytuacji, a wieczorem pójdzie ze mną.
* * * *
Była święcie przekonana, że tak uczyni. Na początku Sean nie stawiał oporu, dał się ubrać i wyprowadzić z mieszkania, lecz gdy tylko zobaczył szpital stanął ja wryty i nie chciał dalej iść.

- Sean, proszę, chodź ze mną. O co chodzi?- powiedziała łagodnym głosem. Lecz pacjent oczywiście nie odezwał się słowem tylko stał i patrzył się przerażony na budynek. Lucy próbowała go nakłonić do wejścia dobre dziesięć minut, lecz nic nie skutkowało. W końcu zrezygnowana zaprowadziła go z powrotem do domu. Zadzwoniła do pracy, by powiedzieć, że się spóźni. Potem dała Seanowi kartkę i stare kredki i znów poszła do szpitala. Po drodze rozmyślała o całym zajściu. Na miejscu podeszła do recepcji i spytała:

- Kto siedział tu w nocy?
- Ja, w sumie, to powinna Grace, ale jest chora i ją zastępuję- odpowiedziała Mulatka o miłej powierzchowności.
- I nie widziałaś żadnego wychodzącego pacjenta?
- Nie… na pewno nikt tędy nie przechodził.
- No nic, dzięki.- Lucy odeszła od recepcji.
Nie wiedziała, co ma zrobić. Skoro Sean nie wyszedł głównym wejściem zostały tylko drzwi od kuchni, reszta jest na noc z całą pewnością zamykana. Z westchnieniem weszła do swojego pokoju i przebrała się w kitel. Nagle do pomieszczenia weszła Kate, studentka na praktykach.

- Przynoszę pani wiadomości odnośnie pacjentów, żeby potem pani nie była zdziwiona.
- Wierz mi, jak trochę tu popracujesz, to wszystko przestanie cię dziwić.
- No więc, Josephine jest spokojna, choć rano znów wydawało jej się, że chcę ją zabić stetoskopem. Następnie, Jackowi wciąż wydaje się, że jest grzybem. Patrick przegrał bitwę pod Waterloo i jest bardzo nieszczęśliwy.
- Biedactwo, kiepską postać sobie wybrał, ale facet musi dobrze znać historię, póki co nie opuścił ani jednej bitwy Napoleona…
*****
Po skończonym dyżurze poszła do kuchni.

- Przepraszam, czy nikt tędy poprzedniej nocy nie wychodził??- zagadnęła jakąś szatynkę krzątającą się obok niej.
- Nie wiem, niestety nie było mnie tu wtedy.
- A nie wie pani, czy ktoś pilnuje tu przejścia??
- Nie, przecież to kuchnia, ale czemu pani pyta?
- Ach, nie tak po prostu. Byłam ciekawa jak to wszystko wygląda.
Uśmiechnęła się do rozmówczyni, po czym wyszła.
******
Kiedy wróciła do domu wszędzie panowała cisza.
- Sean?

Nie usłyszała odpowiedzi. Zajrzała do sypialni, lecz tam nikogo nie zastała. Spanikowana pobiegła do salonu, ale i tam nie odnalazła zguby. Nagle z kuchni dobiegło ją ukontentowane mruczenie.
- Sean?- powtórzyła.

Mężczyzna siedział w kuchni, i kiwając się wylizywał słoik po marmoladzie. Lucy rozczuliła się widząc ten obrazek, jednak zaraz wrócił jej rozum.
- Sean, łakomczuchu! Co ty tu robisz? Idź do łóżka, może chcesz herbaty?- spytała troskliwie. Pacjent kiwnął głową. Kiedy kobieta zaprowadziła go do łóżka, w salonie rozległ się dzwonek telefonu.
- Lucy, słuchaj, Sean musi wrócić do szpitala- odezwał się męski głos w słuchawce.
- Próbowałam zaprowadzić go tam rano, ale się nie dał.
- Cóż, więc nie mamy innego wyjścia…


To by było na tyle. Mam nadzieję, że się podoba KOMENTUJCIE
EDIT: Przepraszam za te teatralną pozę Lucy na zdjęciu gdy nawołuje Seana, ale jak miałam to inaczej pokazać??

Ostatnio edytowane przez ignis : 07.07.2005 - 15:36
  Odpowiedź z Cytatem
stare 22.08.2005, 15:50   #4
ignis
Guest
 
Postów: n/a
Grin Czwarty odcinek (nareszcie)

Żyję? Żyję? Dobra, żyję. A więc wreszcie(wielki aplauz)prezentuję czwarty odcinek. Mam nadzieję, że wybaczycie... Miłego czytania

Rozdział 4


- Nie, nie słuchaj, jeszcze spróbuję go tam zaprowadzić…
- Nie Lucy, on nie może u ciebie dłużej przebywać. Zaraz by się te popaprańce z gazet poprzyczepiały.
- Niby dlaczego?
- Lucy, obudź się. Przecież nie masz prawnego pozwolenia na opiekę nad Seanem. Zrobiłaby się afera, że w szpitalu św. Bernadety lekarze porywają pacjentów.
- Przecież to jest bezsensu.
- Dla nich każda afera ma sens.
- Tom, słuchaj. Sean jest przerażony. Taka akcja może tylko pogorszyć stan jego zdrowia.
- Nie mamy innego wyjścia.- Tymi słowy Tom zakończył rozmowę.
Lucy po raz drugi naraziła telefon na kontuzję rzucając słuchawką. Sean wynurzył się z sypialni świdrując ją pytającym wzrokiem.

******
- Lucy, mam świetny pomysł! Zabieram cię dzisiaj na piknik do lasu. Co ty na to? Słuchaj, będzie cudownie!
- Peter… przeszkadzasz mi.
- Przyjadę do ciebie o 17. Spotkasz moich…
- Peter, nie mam czasu…
- znajomych, są wspaniali, będziemy się świetnie bawić…
- Peter!
- Co?!- mężczyzna przerwał w połowie zdania.
- Odpieprz się.

Lekarza zatkało. Nadął się, po czym ze świstem wypuścił powietrze.
- Ale o co ci chodzi??
- Czy ty jesteś głuchy? Już powiedziałam, nie mam czasu!- krzyknęła kobieta.
- Lucy, co się stało?- Peter spróbował objąć przyjaciółkę, lecz ta odepchnęła jego rękę. – Chodź, opowiesz mi o tym przy kawce.- Lucy uspokoiła się i posłusznie dała się zaprowadzić do stołówki. Kiedy lekarz postawił przed nią parujący kubek, automatycznie podniosła go do ust. Pociągnęła łyk i zakrztusiła się, zapominając, że napój był bardzo gorący.

- A więc, zaczynam przesłuchanie- powiedział Peter, gdy Lucy przestała kaszleć.
- Czy byłeś łaskaw zapamiętać, co mówiłam ci tego ranka, gdy u mnie nocowałeś?
- Chodzi ci o tego Seana?
- Tak. On panicznie boi się tego szpitala, gdy chciałam go tu zaprowadzić, zaparł się i nie chciał tam iść.
- I co??
- Zadzwonił Tom i powiedział, że trzeba go będzie zabrać siłą…
- No cóż… Jak nie ma innego wyjścia…
- Peter!- zawołała oburzona - Przecież jesteś lekarzem! On teraz jest zestresowany. Jeśli jeszcze zdarzy się coś takiego, na zawsze zamknie się w sobie i nigdy nie odezwie. To zniweczy całą jego terapię!
Lekarz nie odezwał się. Oboje wypili swoje kawy, poczym Lucy mruknęła, że musi już iść. Na korytarzu zaczepił ją Tom.
- Przyjedziemy dziś po niego- zaczął jakby był w trakcie miłej pogawędki.
- Tom, słuchaj, dajcie mu szansę, nakłonię go, aby ze mną przyszedł…
- Nie, już wszystko ustalone. Wracaj do domu i go przygotuj.
Lucy szybko wyszła ze szpitala. Gdy doszła do domu Sean leżał na łóżku i tworzył kolejne dzieło. Lucy w drodze z pracy długo się zastanawiała, co zrobić. Odpowiedź była banalna.
Och, ty głupia histeryczko! Skarciła się w duchu.
- Chodź Sean, idziemy- powiedziała, ukrywając w kieszeni apaszkę. Staruszek wyszedł za nią z mieszkania. Na początku mężczyzna zdawał się nic nie rozumieć. Szedł posłusznie za Lucy. Gdy zbliżyli się do szpitala Lucy nałożyła Seanowi apaszkę na oczy. Staruszek najwyraźniej pomyślał, że to jakaś zabawa, bo wyciągnął ręce i zaczął szukać lekarki. Kobieta zaczęła prowadzić go w stronę szpitala. Po paru metrach mężczyzna zatrzymał się i nie chciał iść dalej. Dokładnie jak poprzednim razem, Tylko, że teraz nie widział drogi. Siłowanie się z nim było bezsensu. Zrezygnowana zaprowadziła go znów do domu.
*****
Parę godzin później przyjechali ludzie ze szpitala.

Sean bez problemu dał się wyprowadzić z mieszkania, jednak gdy zobaczył karetkę zaczął wyrywać się z mocnych uścisków dwóch pielęgniarzy, którzy siłą wrzucili go do samochodu. Lucy wsiadła razem z nim. Staruszek cały czas się rzucał, więc dano mu zastrzyk uspokajający. Skutek był natychmiastowy: mężczyzna opadł bezwładnie i wbił tępe, choć nadal błagające spojrzenie w Lucy. Starała się go unikać. Po kilkunastu minutach dojechali do szpitala.
Gdy Lucy wyszła z pokoju Seana puściły jej nerwy. Oparła się o ścianę i ukryła twarz w dłoniach. W takim stanie znalazł ją Peter.

- A ty co? Znów ten Sean? Lucy! On jest tylko pacjentem. Chodź. Właśnie skończyłem dyżur.- to mówiąc wziął ją pod rękę i wyprowadził ze szpitala.
Kiedy Lucy oprzytomniała, zobaczyła, że znajduje się w samochodzie Petera.
-Gdzie jedziemy?- spytała zdziwiona.
- Zobaczysz…- odpowiedział przyjaciel tajemniczo unosząc brwi. Po półgodzinie dotarli na miejsce. Był to park. Peter zamknął wóz, poczym skierował Lucy w stronę małej grupki ludzi.
- Hej ludziska!- przywitał się, według lekarki dość prymitywnie.

- Cześć!- odpowiedziała jakaś kobieta. Lekarz tymczasem zwrócił się do Lucy:
- To właśnie piknik, o którym ci mówiłem.- to mówiąc podał jej piwo, które ona bez wahania przyjęła. Miała już wszystko gdzieś.
Zaczęła się zabawa, która trwała do późnej nocy. Lucy wypiła bardzo dużo piwa.

Jedynym wstrzemięźliwym był Peter, który na szczęście miał nowy wóz i tylko to powstrzymywało go od przyjęcia alkoholu. Gdy impreza dobiegła końca lekarz musiał zaprowadzić Lucy do samochodu. Ruszyli. Peter zagadnął z lekkim zdziwieniem i zdegustowaniem:
-Sporo wypiłaś…
Nie wiedzieć czemu Lucy wydało się to bardzo śmieszne. Ryknęła okropnym pijackim rechotem i nie mogła go stłumić aż do powrotu do domu.
- Chceszsz u mnie nossować?- spytała kompletnie upita, gdy wysiedli z wozu.

- Chyba powinienem.- powiedział i nadal podtrzymując ją pod rękę zaprowadził do mieszkania. Gdy weszli do środka Lucy wepchnęła Petera prosto do sypialni.


No, to by było na tyle. Przepraszam za niewielką ilość zdjęć. W razie możliwości dodam trochę więcej.
pozdrawiam
z wyrazami ulgi
ignis.
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 05:47.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023