Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 31.10.2008, 07:34   #1
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Szansa

Witam Szanowne Towarzystwo
Postanowiłam przesunąć premierę o jeden dzień.Na rozpoczęcie nowego miesiąca macie prezencik w postaci najnowszego FS by Liv
FS w trochę innej formie, niż wcześniej Wam znana (albo i nie )
Mam nadzieję, że kolejna część historii Lily również się spodoba.
Życzę miłej lektury



I
Porwanie


23 XI 2024r.



Listopadowy chłód dający przedsmak zimy ogarnął całą Polskę.
Przyroda, przybrawszy ponurych barw, przygotowywała się do snu zimowego pod bielusieńką, śniegową pierzyną.
Na niebie często gościły deszczowe, ciemne chmury, a z nich od czasu do czasu lunęły tysiące zimnych, nieprzyjemnych kropel.
Schronienie przed srogością jesieni ludzie znajdywali w domowym zaciszu.
Niemalże w każdym mieszkaniu podczas smętnych, listopadowych dni można było rozwiać szarą aurę łykiem gorącej herbaty i wymianą zdań na temat smętności żywota z bliską, zaufaną osobą. Skutki takiego działania były widoczne: mimo smutku panującego na zewnątrz na twarzach ludzi można było bez problemu dostrzec szczery, krzepiący uśmiech.
Tak było niemalże w każdym domu, jednak do każdej zasady można znaleźć wyjątki.

Życie, najlepszy i najbardziej nieprzewidywalny pisarz, spisał wiele historii wielu ludzi. Wiele z nich było podobny, ale żadna nie powtórzyła się drugi raz.
I może na pozór tego nie widać, to wielu w tak niezauważalny sposób przeżywa próby losu. Ma okazję poczuć smak zapisanej przez Życie opowieści na własnej skórze.
Najbardziej dotkliwe, czasami niewidoczne dla oczu osób z zewnątrz, są cierpienia ducha.
Wśród nas jest tyle istot, które przeżywają osobistą tragedię.
Nie jest jednak regułą, że ból bliźniego jest niezauważalny. Przecież tyle miłosierdzia okazuje się potrzebującym: pomoc materialna, duchowa...
Zazwyczaj są to ludzie, dla których da się jeszcze coś zrobić. Ale są i tacy, którym mimo naszych szczerych chęci nie umiemy pomóc. Jedyne, co możemy zrobić, to współczuć, lub ewentualnie prosić Stwórcę o zlitowanie się nad nimi, albo chociażby ulżenie w walce z przeciwnościami losu, z nadzieją, że prośby zostaną wysłuchane.

***

Halinów, niepozorna mieścina na wschód od stolicy.
Tak jak inne miasta przeżywająca jesienny smutek.
Domy i ich mieszkańcy, którzy bronią się przed smętnością świata o tej porze roku. Dzielni wojownicy gotowi stawić czoło przeznaczeniu. Z niepewnym jutrem wkraczający w każdy dzień, z nadzieją, że los ich i tym razem oszczędzi.
W wielu przypadkach z tej cichej mieściny, udaje się uniknąć wpadnięcia do świeżo wykopanego dołu, na którego dnie znajdują się niezliczone ilości zmartwień i problemów.
Ale jednak NIE WSZYSKIM się udało i... wpadli.

***

Był wieczór. Zimny, deszczowy, ponury...
Smutny. Tak, to zdecydowanie.
Płakała przyroda, wylewając na ziemię potok łez w postaci zimnych kropelek wody, i płakała Ona.

Ale Jej płacz był znacznie bardziej rzewny i jeszcze bardziej przepełniony żałością.
Zegar w korytarzu właśnie wybijał godzinę szóstą.
Inni, słysząc osiemnaście uderzeń pewnie złapaliby się za głowy i wydali dźwięk niezadowolenia typu: "Boże, jak ten czas szybko leci!"
Ona nawet tego nie zauważyła.
Stała jak słup soli przy tym oknie i ślepo patrzyła się w stronę drogi, jakby wyczekiwała ratunku.
Ale ten nie nadchodził...Nie mógł nadejść.

Ona właśnie była jedną z tych osób, którym nie można było pomóc.

- Tania, wróć do mnie...- szeptała z żałością, po czym zaraz na nowy wybuchała płaczem.

Zabrano ją. Zabrano Jej Słońce, przyczynę radości, największy skarb... Zabrano w tak bestialski sposób...

***


- Mamusiu, co się stało?- zapytała Ją ciemnowłosa dziewczynka, widząc, że Mamusia coraz bardziej się denerwuje.
Ona westchnęła ciężko. Że też właśnie teraz musiał nawalić ten bankomat!
- No tak... Jak zwykle ta diabelska maszyna nie chce działać!- zaklęła wściekła.
- Chodź, Taniuś, idziemy do innego bankomatu- zwróciła się w stronę dziewczynki.
Ta natomiast podała Jej rękę, żeby Mamusia nie zgubiła jej.
- Pójdziemy na skróty, wiesz?- oznajmiła Kobieta, po czym skręciły w przejście między ceglanymi murami bloków.

Warszawa, w 23 dniu listopada o godzinie drugiej po południu wydawała się miastem dość spokojnym. Ulice były prawie, że puste, od czasu do czasu przejechał jakiś samochód i to było wszystko.
Niebo powoli napełniały deszczowe chmury. Wiatr z każdą minutą przybierał na sile, więc gdy tylko spotkał jakiegoś zmarzniętego przechodnia, zaraz dokładał mu jeszcze większej porcji zimna.
Tym dwóm jednak to nie przeszkadzało. Obie, ciepło ubrane bez wytchnienia brnęły naprzód między blokami.
- No, już prawie jesteśmy- powiedziała z uśmiechem na ustach starsza z nich.
Chwilę potem przed oczami stanęła im kolejna "piekielna maszyna". Blondynka uśmiechnęła się pod nosem.
- Córciu, stój tu grzecznie- przykazała dziecku. Ono zaś posłusznie kiwnęło głową.
Teraz rozpoczęła się mordercza walka. Trzeba było wystukać na tej starej klawiaturze niemożliwie długi numer konta.
Zajęło Jej to tym więcej czasu, gdyż w wyniku stresu trzęsły Jej się ręce. Chciała to już mieć za sobą, no ale niestety.
- Cholera!- zaklęła cicho.
Okazało się, że i ten bankomat był zepsuty- cyfry mimo opornego wciskania, nie chciały pokazać się na ekraniku.
- Córciu, wracamy do...
Zamarła. W miejscu, w którym przed chwilą stała dziewczynka nikogo nie było.
- Szybko! Ruszaj się, bachorze!- usłyszała groźne pokrzykiwanie.
Obejrzała się w tamtą stronę.
Dwóch czarno ubranych facetów próbowało wcisnąć do auta Jej córeczkę.
Ona, nie czekając ani chwili, rzuciła się w tamtą stronę.

- O k****, spadamy!- krzyknął jeden z nich, zdenerwowanym ruchem próbując się wgramolić na przednie siedzenie.
- STÓJCIE!- krzyczała wściekłym głosem w stronę furgonetki.
Ta była coraz bliżej. W Jej sercu zrodziła się nadzieja, że jednak zdąży wyratować dziewczynkę.
Ale nagle...
Nie! Upadła...
Jej ręce poczuły zimny beton. Nogi przeszył ostry ból. Tak ostry, że od razu nie mogła wstać, mimo iż próbowała.
Dalej wydarzenie działy się jak na przyspieszonym filmie; ryk zapalanego silnika i głośny pisk opon, a potem coraz szybciej oddalający się samochód.

Dopiero po chwili spostrzegła, że Jej ręce krwawią, a spodnie ma rozdarte.
Szybko sięgnęła do torebki, która leżała zaraz przy Niej, po chusteczki.
Na śnieżno białym materiale zagościła spora plama krwi, zarówno z prawej, jak i lewej dłoni.
Ciągle czując ból podniosła się. Tym razem się Jej to udało.
Tak bezradnie nie czuła się jeszcze nigdy. Nikogo tak nienawidziła, jak porywaczy Jej dziecka. Pierwszy raz Jej serce było tak przepełnione żalem i goryczą.
Spuściła głowę, po czym nastąpił rozlew łez.
Te wspólnie tworzyły jakby wodospad- cały czas spadały z tą samą, w dodatku, ogromną ilością.
Ale były jakby ochłodzeniem tego rozgrzanego żalem serca. Mimo wszystko, dodawały Jej lekkiej otuchy.
Pomału zaczynała Jej wracać świadomość. Jedyną rzeczą, którą wcześniej miała w głowie, było okropne przeświadczenie, że wzięto Jej córeczkę i to drugie, jeszcze gorsze- że ona, jej najwspanialsza w świecie Mamusia, jedna z osób, które darzyła największą i najszczerszą miłością, jej nie uratowała.
Teraz natomiast do Jej głowy dochodziła myśl, że musi spróbować ją odzyskać, że jeszcze nie wszystko stracone. Przecież porywacze zażądają jakiegoś okupu w zamian za małą, ale ona będzie wolna. Co tam z kasą!... Byleby odzyskać ukochane dzieciątko.
Szybkim krokiem udała się do samochodu. Już wiedziała- musi to zgłosić na policję.
Jej bordowe Renault stało na szczęście ciągle w tym samym miejscu. Pospiesznie wygrzebała kluczyki, po czym zasiadła za kierownicą.
Dalej robiła wszystko niemalże automatycznie. Nawet ręce same władały kierownicą, jakby próbując dostarczyć ją w odpowiednie miejsce.
W końcu zajechała przed komisariat.

O dziwo, nawet parking nie był taki pełny, jak to zwykle bywało. Szybko przeszła na drugą stronę drogi. Była coraz bardziej zestresowana. Przecież jeśli źle opisze córkę, policji trudniej będzie ich znaleźć. Nie mogła do tego dopuścić. Białe, przeszklone drzwi ciemnoceglanego budynku, o dziwo, również nie działały tak jak trzeba.
"Ludzie, co się dzieje z tym miastem?!"- myślała zdenerwowana próbując któryś raz je otworzyć.
I kolejna dawka zdenerwowania...

Wiedziała, że nie powinna, ale innej rady nie było. A z resztą, teraz to już niewiele zmieni...
W końcu przyszła odsiecz w postaci idącego w Jej stronę mężczyzny.
Był niewiele starszy od niej, miał może z 30 lat. Wysoki szatyn i ciemnych oczach i spokojnym wyrazie twarzy. Pomyślała, że pewnie nie zostawi Jej samej w obliczu nieszczęścia (oraz pecha) i pomoże przy otwieraniu tych głupich drzwi.
- A do południa mieli je naprawić...- powiedział niezadowolonym głosem, widząc że drzwi z trudem ustępują. Próbując dostać się do środka, o mało ich nie wywarzył.
- Proszę, niech pani wchodzi- rzekł zapraszając Ją ręką
- Dziękuję bardzo- odpowiedziała, wkraczając w długi korytarz.
- Nie wie pan, czy jest może komendant?- zapytała go.

- Komendant... Eeee... Ja jestem komendantem- odparł z lekkim uśmiechem
- Chciałam zgłosić porwanie- powiedziała bez ogródek
- Proszę za mną- odparł, prowadząc ją do gabinetu.

I ona i mężczyzna usadowili się w wygodnych fotelach zielonego gabinetu.
Był to pokój bardzo ładniej urządzony: meble były nowe, można było dostrzec wiele dekoracji (tak, ten człowiek miał gust!), a w dodatku panowała tu nieskazitelna czystość, co bardzo Ją zdziwiło.

- Dobrze- zaczął- Proszę opowiedzieć co się wydarzyło.
Drżącym głosem zaczęła snuć swoją pechową historię. Gdy stanęła w momencie, w którym zabierali Tanię, łzy znów pojawiły się na Jej bladych policzkach.
- Prze... Przepraszam, a-aale to tru-trude...- próbowała się wytłumaczyć.
- Rozumiem... I współczuję- odparł wyrozumiałym tonem
W końcu udało się Jej uspokoić i dobrnęła do końca opowieści.
- Przykro mi, naprawdę- powiedział na zakończenie mężczyzna- W ciągu mojej kilkuletniej kariery na posterunku wielu rodziców zgłaszało porwanie dzieci, ale żaden z nich nie był tak załamany jak pani.
- Widzi pan, ona za wiele dla mnie znaczy- powiedziała z beznadzieją- Na co dzień mam właściwie tylko ją i jesteśmy bardzo ze sobą zżyte. Kocham tą małą nad życie...- Jej głos się załamywał.
Spojrzał na Nią ze szczerym współczuciem. Nie, ta kobieta nie była zwykłą, 21- wieczną matką.
- Teraz proszę opisać dziewczynkę- powiedział chwilę później.
- Trzylatka, bardzo ciemne, brązowe włosy, szare oczy... Ubrana w zieloną kurteczkę, jeansy i różowy szaliczek. Włosy długie, z grzywką, przewiązane żółtą wstążeczką... Twarzyczka okrągła, nosek średniej długości, oczka troszkę wąskie, brwi ciemnobrązowe, o lekkim łuku, usta nieduże, długie...
- Wystarczy. Jakieś znaki szczególne?
- Nie, raczej nie...- mówiła, chwilę się przy tym zastanawiając.
- Jak się nazywa?
- Tania Teresa Wing.
- Nazwisko przez "w"?- zapytał przerywając pisanie
- Tak- odparła krótko.
- A teraz pani namiary... Imię i nazwisko?
- Lily... To znaczy, Lilia Wing- wyrecytowała, poprawiając się
- Adres?
- Polna 28, Halinów.
- Telefon?
- Końcówka domowego 942, komórka 774 383 200.
- I jeszcze jedno...- zaczął komendant nie do końca pewnym tonem- Czy... Czy pani mieszka sama?
Zaskoczyło Ją to pytanie. Nawet bardzo.
- Tak...- odpowiedziała również niepewnym tonem.
- A mąż?
Stropiła się. Szybko palnęła:
- Nie mieszkam z mężem.
Na szczęście o nic już więcej nie pytał.
Może sobie pomyślał, że jest rozwódką, ale co Ją to obchodziło? Jej mąż to była sprawa, o której najmniej chciało Jej się wspominać.
- Martwię się o panią... Nie powinna pani teraz być sama, w dodatku w takim stanie...
Popatrzyła w dół. Ten gość miał rację...
Ona doskonale o tym wiedziała. I choćby nawet chciała, nie mogła zapomnieć...
Tak, Jej ogromny brzuszek wskazywał tylko jedno. Była w ciąży.
Mniej więcej równo za miesiąc miało nastąpić rozwiązanie. Na świat miał przyjść Jej drugi Skarb. Drugie maleństwo, które będzie mogła darzyć szczerą, nieprzerwaną, matczyną miłością. Kochała je już teraz, ale wiedziała, że gdy spojrzy na swoje maleństwo po raz pierwszy, pokocha je jeszcze bardziej.
Lekko się uśmiechnęła, jakby do tego nienarodzonego dzieciątka.
- Dam sobie radę- powiedziała twardo.
- Mam nadzieję- odpowiedział z nadzieją w głosie.
Po krótkim pożegnaniu, miała już wychodzić. Jedną nogą była już na korytarzu, gdy komendant zawołał jeszcze w Jej stronę.
- Pani Lilio- powiedział, gdy się obróciła- Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by mała jak najszybciej wróciła do swojej mamy.
- Dziękuję- odparła ze szczerym uśmiechem.

***

- Halo?- odezwał się mężczyzna po drugiej stronie.
- Tato, to ja...- zaczęła. Głos miała smutny i rozżalony.
- Lily, co się stało?- zapytał przejęty
- Gdzie teraz jesteś?- nie zważając na jego pytanie, zadała swoje.
- W Nowym Jorku... Lily?!
No tak, nie przyjedzie. Nawet nie da rady...
Kobieta o mało co nie wybuchła płaczem. Zdawała sobie sprawę z tego, że zostanie sama jak palec ze swoim problemem.
- Porwali Tanię...- powiedziała płaczliwym tonem.
- Ale... Ale jak to?- jej rozmówca był w wyraźnym szoku
Udało Jej się odpowiedzieć. Jej ojciec był jakby w transie- nie przerywał, nie zadawał pytań, nic.
- Przed chwilą wróciłam z przesłuchania- zakończyła.
- Boże...- powiedział tylko mężczyzna.
- Myślałam, że już wracasz i nie będę sama- dodała jeszcze.
- Córciu, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym... Ale nie mogę- odparł z beznadzieją- Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. Ja wiem, że gdybyś tylko mógł, to zaraz byś tu był...
- Tylko błagam, nie załamuj się. Znajdź sobie jakąś robotę, byleby o tym nie myśleć.
- Też tak myślałam. Ale muszę się zastanowić, co by było tą robotą. W sumie, to wszystko mam zrobione...
- A dzwoniłaś...
- Nie, i nie mam zamiaru tego robić- wyrwała się z odpowiedzią. Doskonale wiedziała, o co chciał Ją zapytać, jednak Ona nie miała ochoty o tym myśleć, ani tym bardziej rozmawiać.
- Dlaczego?- Jej ojciec nie ustępował
- Tato, daj spokój. Szkoda moich nerwów. A poza tym... Co by to dało? Przecież jego to chyba najmniej obchodzi, co się tu dzieje- mówiła wściekła.
- Ale Lily, przecież to twój mąż, ojciec Tanii!- on dalej drążył temat.
- I CO Z TEGO?!- odparła jeszcze bardziej podniesionym tonem- A tak w ogóle, to zmieńmy temat.
- W zasadzie, to ja już muszę kończyć- powiedział- Zrobisz, jak będziesz uważała. Bylebyś tylko nie wpadła w jakąś rozpacz.
- Postaram się. Pa!- zaczęła się żegnać
- Pa, córciu. Trzymaj się!
- Ty też!- lekko się uśmiechnęła.
Odłożyła słuchawkę.
Dopiero teraz spostrzegła, że zaczęło padać.
Tysiące małych kropelek uderzały w plastikową szybę starych, drewnianych okien, robiąc przy tym troszkę hałasu. Do tego po chwili dołączyły wyładowania elektryczne, potocznie zwane jako błyskawice, oraz grzmoty.
Usiadła. Zaczęła szukać odpowiedzi na zasadnicze i nurtujące Ją pytanie: co teraz zrobić?
Myślała długo, jednak nic nie przychodziło Jej do głowy.
Przesiedziała tak może z 15 minut, gdy nagle rozległ się wielki, głośny huk.
Lampa nad Jej głową zaczęła migotać. Po chwili jednak zgasła.
- No pięknie!- krzyknęła wściekła- Jeszcze musiało braknąć prądu!

Udało Jej się dojść do okna.
To, co zobaczyła, było co najmniej straszne: drewniany słup z linią energetyczną został powalony przez ogromną gałąź równie ogromnego drzewa.
Zaraz potem kolejna błyskawica przeszyła niebo.
Strach, jaki wtedy poczuła, był nie do opisania. Była zupełnie jak małe dziecko, które boi się burzy w dodatku pozostawione samo w domu.

Upadła na ziemię i zaczęła płakać, czując się tak bezradna i tak samotna jak nigdy.

***

Nagle poczuła głód.
Dopiero w tym momencie doszło do Niej, że przecież jeszcze się nie rozpłynęła.
Z kieszeni wyciągnęła komórkę. Ta wskazywała 18.51.
Lekkie światło komórki zaprowadziło Ją do lodówki.
Ta była prawie, że pusta. Z tych resztek wygrzebała kawałek kotleta ze wczorajszego obiadu oraz prawie odmrożone masło. Z szafki obok wydostała kupiony dzisiaj rano za resztę pieniędzy chleb. Cały czas oświetlając sobie drogę komórką dostała się do noża oraz deski, i ostatecznie mogła się zabrać za przyrządzanie kolacji.
Dawno puściła w niepamięć czasy, gdy przygotowywało się jedzenie tylko dla siebie. Teraz, niestety, musiała je sobie przypomnieć.

Kolacja przy świecach... Pomyślicie "Jakie to romantyczne!".
Ale Ona tak nie myślała.
Nie pasowało to do okoliczności i nie było w tym nic romantycznego, a wręcz przeciwnie.
Z tego całego smutku i żalu nawet jedzenie Jej nie smakowało. Z największym trudem zmuszała się do połknięcia kolejnych kęsów chleba z kotletem.

Starała się zmienić temat rozmyślań, ale wszystkie próby kończyły się definitywnym niepowodzeniem.
Obraz zabieranej córki był jak koszmar, z którego nie można było się obudzić.
Nie wiadomo dlaczego, ale teraz straszliwy sen nabierał jeszcze większej mocy.
Opierała się. Nie mogło Jej się przecież nie udać!
Jednak w pewnym momencie pękła. Z rąk wypadły Jej nóż oraz deska. Ją samą zaś powaliło na kolana.
- RATUNKU!!- zaczęła krzyczeć wniebogłosy, zalewając się przy tym łzami.
Nawet nie zauważyła, kiedy odpłynęła w inny świat.
Zemdlała.

***

Na koniec jeszcze podziękowania dla niejakiej Chanel, która pomogła mi dokonać wyboru fryzury głównej bohaterki, przy której miałam spory dylemat (wg pierwotnego założenia, Lily miała mieć długie włosy).
Oceniajcie.
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 31.10.2008, 11:15   #2
ptasie mleczko
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Szansa

Wow wlazłam sobie na chwilkę a tu taka niespodzianka Właściwie to nawet nie wiem co powiedzieć odcinek dłuugi to in plus. Wstęp był po prostu świetny, taki filozoficzny, w sam raz pod zbliżające się święto. Na początku nie za bardzo wiedziałam o kim mowa tak właściwie się miotałam między dwoma opcjami: że jest to opowiadanie z przeszłości i przy bankomacie męczy się babcia Lily a mała Tania to jej matka (skoro taki rozklekotany i nieusłużny ten bankomat mogło się to dziać w przeszłości, zwłaszcza że daleko w przyszłość wybiegłaś przy opisywaniu historii Lily - ale namieszałam nie ważne) albo Lily i jej córka z imieniem matki Lily. Ja tu się spodziewałam że na początku będzie sielanka, miłość w rozkwicie Dustin w pełni szczęścia a tu co? muszę Ci jednak powiedzieć, że bardzo ale to bardzo ulepszyłaś swój styl i bardzo ale to bardzo się zaciekawiłam, mimo, że tak nawywijałaś z moim ulubionym Dustinem i spodziewam się, że chyba chcesz go wykluczyć z dalszej części historii <maniakalnie przywiązana do pana Winga, chlip>

było parę literówek, ale od poprawiania błędów to my tu mamy korektora jedno co mi się tak rzuciło w oczy to "21-wieczną" powinno być chyba "21-letnią", chyba, że mówisz o XXI wieku to może tak: " nie była zwykłą matką XXI wieku"
no i do bankomatu nie wpisuje się całego numeru konta, lecz jedynie czterocyfrowy kod pin
na koniec powiem że jestem totalnie rozmiękczona mrrr i jak ja mam się teraz wziąć za pracę no jak?


Edit: no taaak. jak zwykle musiałam namieszać. aż się wróciłam do AND i rzeczywiście to nie mogła być babcia Lily bo Tania była Amerykanką oj tam nadałam jej polskie obywatelstwo. jak zwykle muszę przekombinować ale po Tobie się spodziewałam właśnie takich kombinacji i dlatego tak sobie to wymyśliłam

Ostatnio edytowane przez ptasie mleczko : 31.10.2008 - 11:35
  Odpowiedź z Cytatem
stare 31.10.2008, 13:10   #3
Libby
Administrator
 
Avatar Libby
 
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,431
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Szansa

Ładny odcinek. Dobrze sobie z nim poradziłaś.
Lily ładnie wygląda. Przynajmniej na ostatniej fotce, bo na poprzednich nie widać jej tworzyszy. Co Ty wykombinowałaś, co? Gdzie podziałaś Dustina? Spełniły się jego obawy. Jak mogłaś mu to zrobić ? Oni muszą znów być razem ! Czekam na kolejny odcinek! Oby szybko się pojawił!
__________________
Libby jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 31.10.2008, 15:14   #4
Björk
Admin Emeryt
UWAGA Konto Nieczynne
 
Avatar Björk
 
Zarejestrowany: 03.11.2007
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta
Postów: 4,885
Reputacja: 19
Domyślnie Odp: Szansa

Fajne foty zrobiłaś - takie szare, listopadowe i mroczne
Fajnie oddajesz słowami klimat: emocji ludziów, przyrody itp
__________________
Love Profusion
Björk jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 31.10.2008, 18:32   #5
Karcia028
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Szansa

Bardzo fajne sformułowania, szczególnie początek
niestety nie czytałam twojego wcześniejszego fs
ale mam nadzieje że nie będę musiała i z tego się wszystkiego dowiem
  Odpowiedź z Cytatem
stare 31.10.2008, 18:33   #6
niepokorna
 
Avatar niepokorna
 
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 30
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Szansa

Ach... jednak trzeba było zabić Dustina
Jak mógł ją tak po prostu... zostawić?
Zdjęcia sią prześliczne
10/10
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
niepa edit : straszne.
mod edit: dla kogo =)
niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!!
mod edit: ok, już nie będę ;]

niepokorna jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 31.10.2008, 21:34   #7
Flash
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Szansa

wkońcu kontynuacja ale jakoś mi się nie podoba :/
za dużo opisów a bohaterce ładniej byłoby w dłuższych włosach
ocenie po 2 odcinku
  Odpowiedź z Cytatem
stare 01.11.2008, 08:39   #8
Panna Lawenda
 
Avatar Panna Lawenda
 
Zarejestrowany: 20.06.2008
Skąd: Chatka Ech
Wiek: 28
Płeć: Kobieta
Postów: 1,209
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Szansa

No wiesz co jak mogłaś zrujnować Lili życie?!
Jak mogłaś zrobić by Dustin ją zostawił!
Ty, ty, ty!
Podoba mi się bardzo. Ty to masz wprawę w pisaniu
A co mi tam: 10/10
Pozdrawiam,
Di
__________________

Ach, Marylo, wszak oczekiwanie czegoś daje nam już połowę przyjemności!
Może się zdarzyć, że się tego nie otrzyma wcale, ale nikt nie może zabronić cieszyć się z oczekiwania.

Lucy Maud Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza

Panna Lawenda jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 01.11.2008, 18:18   #9
Gio
 
Avatar Gio
 
Zarejestrowany: 28.01.2008
Płeć: Mężczyzna
Postów: 3,238
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Szansa

Dopiero teraz poświęciłem swój cenny czas na przeczytanie AND3, chociaż dałąś go już w piątek. Nie będe owijał w bawełnę. Ogólnie jestem rozczarowany i czuję niedosyt. Myślałem, że z pełny zachwytu i wychalań będe mógł Ci dać 100000/10, jednak na razie zostańmy przy 8/10 (oceniałem względem innych opowiadań). Odcinek długi, baaaardzo dużo się w nim dzieje. To porwanie, to jakoś najmniej fajnie Ci wyszło. Chyba matka, jeżeli jest w szoku nie stoi i nie ryczy tylko biegnie nieświadomie za porywaczami, lub krzyczy w niebogłosy, lub odrazu wyjmuje komórkę i dzwoni na 997, lub zalewa się łzami i ze wścikłości i z żalu, oraz z własnej bezradności niszczy wszystko co wpadnie w jej ręce, łącznie z własną sobą.
Zaczynasz z opisami, jednak ja tam specjalnej różnicy nie widzę. opisy ładnie ulożone, niektóre zdania nawet bardziej złożone, użycie jakiegoś specjalniejszego słownictwa, ale bardzo krótkie te opisy
Odczuwam mieszane uczucia. Z jednej strony wielkie rozczarowanie (chociaż nie wiem czego ja od Ciebie wymagałem) , a z drugiej strony nie jest najgorzej w stosunku do innych FS. i w koońcu nauczułaś się pisać przyzwoite początki
Mam jeszcze odczucie, że niektóre zdania robiłaś przez siłę. Przecież każdy chyba wie, że wyładowanie elektryczne to potocznie zwane błuskawice. No to tak. Ocena wiesz- 8/10. Pozdrawiam i mam nadzieję, że mój komentarz dodał Ci motywacji na kolejne odcinki
__________________
Evil is a Point of View
Gio jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 03.11.2008, 09:32   #10
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Szansa

Kurczę, widzę, że jednak niezbyt się podoba...
No cóż
Odcinek mam właściwie, że gotowy. Będzie w piątek albo później.
Może teraz będzie się podobał... Oby.

A z tym Dustinem, to nie do końca tak, jak myślicie
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 18:56.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023