Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Zobacz wyniki ankiety: Czy Ci się to podoba (ewentualnie: Jak się zapowiada) ?
Tak...podoba mi się/zapowiada się ciekawie... 66 75.86%
Beznadziejne/ zapowada się kolejne denne foto story 21 24.14%
Głosujących: 87. Nie możesz głosować w tej sondzie

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 25.12.2005, 01:44   #11
Aquila_Ardens
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Rozdział VIII - "Amare?"

No kochani... niespodzianka... taki prezent Świąteczny od Orlicy

cóż... zrobiłam sobie ostatnio rachunak sumienia z twórczości... przypomniałam sobie stare, "dobre" Pueri Fulgori (czyli literacki koszmarek :p ) ... na Bogów! to ma już rok również rok ma Semita... no może prawie... ale jako, iż od pół roku nie dałam żadnego rozdziału... zapodaję wam przedostatni (albo przed przedostatni... ostatni rozdział, który jest w toku pisania, osiągnął już cztery strony drobniuteńkim druczkiem... chyba rozbiję na dwa rozdziały, bo poruszam dwa zupełnie odmienne <jak sądzę> wątki. Niestety, nie będziecie zadowoleni... totalnie zmienił mi się styl pisania... to, co tutaj widzicie napisałam jeszcze w Sierpniu... ale po wyjeździe do Turcji, który okazał się ważnym przełomem w moim życiu, zakańczającym jednocześnie pewien dziwny okres w moim życiu zwany "Kwietniem" (mimo, iż trwał od połowy marca do tegoż sierpnia). w dużej mierze zmienił się mój sposób myślenia... a co się z tym wiąże... styl pisania... rysowania...
no i koncepcja na Sagę. jak już wyżej pokazałam, mam DUŻO pomysłów. aczkolwiek jeden z nich, mianowicie Victor Umbrae, może nie dojść do skutku (mam problem z pisownią tego wyrazu... pomóżcie!!!) , ze względu na to, że "Kwiecień" w dużej mierze opierał się na moich wyobrażeniach dotyczących tegoż projektu.
ale mniejsza... pitolę, pitolę... a wy tu chcecie pewnie owoców pracy
ostrzegam tylko, że to będzie kolejny rozdział a la brazylijski serial... ale gdzieś musiałam umieścić te momenty, bo są one wbrew pozorom dość kluczowe. ale wytłomaczenie znajdziecie w następnym rozdziale.

aha... i jeszcze sprawa zdjęć od wcześniejszego rozdziału...
były, ale się zmyły ==' nie mam ich jakimś cuden na serwerze... więc muszę zrobić nowe. cierpliwości... wszystko, co związane z Semitą zamierzam ukończyć jeszcze w te ferie Świąteczne. Będą. muszę tylko odnaleźć tę dwójkę atlantów ==' .

a! zapomniałabym! Cael-Ra sprzystojniał :p dodałam mu taką fajną grzywkę... nie mogłam się powstrzymać




Rozdział VIII - "Amare?" ( "Kochać?" )

- Er Parte! Er Parte! Ocknij się! Namiestniku! – Ankh-Nu-Nefer szturchnęła towarzysza, który stracił przytomność na jej ramieniu. – Er Parte!
- Nefer... - ledwo jęknął. Uniósł głowę i stanął na piasku o własnych siłach, jednak po chwili stracił równowagę i przewrócił się. – Nefer... czy to już tutaj? – spytał zmęczonym głosem. Kapłanka pomogła mu wstać.







- to tutaj... świątynia Seta... moja świątynia... jeszcze tylko parę kroków... – powiedziała, po czym puściła jego ręce.
- tutaj? Tutaj?! – pytał z niedowierzaniem, niczym obłąkany. Stanął i znów padł na kolana. Ankh-Nu-Nefer klepnęła się demonstracyjnie w czoło, po czym nachyliła nad towarzyszem.
- chodź... jeszcze tylko kawałek...wytrzymasz... – powiedziała, sama przełamując zmęczenie. Szarpnęła go znowu za rękę i zaczęła ciągnąć. Wreszcie po jakiś piętnastu minutach dotarli do świątyni. Ankh-Nu-Nefer zbliżyła się do wielkich wrót budowli i uderzyła w nie kilkakrotnie pięścią.
- otwierać! Otwierać natychmiast! – krzyczała. Wreszcie osunęła się, pozostawiając na drzwiach szkarłatną ścieżkę. Po chwili poczuła na sobie czyjś cień. Otworzyła oczy, przez co dojrzała nachylonego nad nią strażnika.
- coś ty za jedna?- spytał ostrym tonem, przykładając jej do gardła zdobiony sierp.
- Ankh-Nu-Nefer! Kapłanka Seta, córka Arcykapłana Amona Tebańskiego! Zabierz marny sługusie tę stal ode mnie i otwierej! Jest tu ze mną odzyskany namiestnik! Jesteśmy ranni! – warknęła władczym tonem.
- jak zamierzasz to udowodnić, kobieto? – zapytał zuchwale strażnik, po czym dotknął ostrzem skóry jej szyi.
- chcesz dowodów?! – zdenerwowała się – albo mi przyprowadzisz zaraz Jego Świątobliwość Tut-Ay-Ey , albo będę to musiała zrobić własnoręcznie! – Kapłanka wcale nie bała się rosłego stróża. Wręcz przeciwnie...traktowała go jak niegroźnego robaka... robaka, którego trzeba strzepnąć...
- a więc udowodnij! – dalej nalegał mężczyzna. Uśmiechnął się pogardliwie.










- więc miej co chcesz, mały człowieczku! – i wyciągnęła doń rękę... już wokół dłoni pokazał się blask... już oczy zaszły czarną mgłą... już zaczęło bić od niej przedziwne ciepło...
- stop! – usłyszeli nagle młody, męski głos. Ankh-Nu-Nefer czuła, iż jest on znajomy... i oto wrota zaskrzypiały... przez nie wyjrzał młodzieniec o niezbyt długich, śnieżnobiałych włosach i przeszywających, turkusowych oczach.











- Mirai! – wrzasnęła nagle Kapłanka – powiedz temu żałosnemu idiocie, że jestem stąd, ba, że potrzebuję opieki medycznej! – powiedziała z wyraźnym wyrzutem. Strażnik spojrzał na młodzieńca, ten zaś ruszył ręką. Strażnik się cofnął.












- wybacz, o wielka moją skandaliczną zuchwałość... – i się pokłonił. Otworzył wrota. Ankh-Nu-Nefer spojrzała na niego iście nienawistnym wzrokiem. Wreszcie gdy brama stała przed nią otworem, odwróciła się raz jeszcze i resztką siły kopnęła nędznika w łydkę, aż syknął z bólu.
- dlaczego to zrobiłaś? – spytał Cael-Ra, patrząc na strażnika, który rozcierał bolące miejsce.
- za karę. Troszeczkę za daleko się posunął. – syknęła przez zaciśnięte zęby. – Mirai... dobrze że jesteś. Przyprowadziłam Namiestnika! – powiedziała z pełnią entuzjazmu, po czym złapała się za ramię, z którego wciąż wypływała szkarłatna krew.
- jak minęła wam droga? – spytał, patrząc z niechęcią na przyszłego faraona.
- muszę się koniecznie widzieć z arcykapłanem! Mieliśmy „drobny” zatarg z atlantami... – zmieniła ton. Przeszli przez bramy, aż dotarli na dziedziniec świątyni. Wszyscy oglądali się za nimi pełni zdziwienia, ale i pokory... znali Ankh-Nu-Nefer... i to dobrze... wiedzieli, co potrafi, gdy ją ktoś zdenerwuje... dlatego woleli okazywać jej szacunek...
najbardziej dziwił wszystkich jej tajemniczy towarzysz, o niezwykłej urodzie... czyżby to był obiecany przez przepowiednię Cael-Ra? Ten który zaprowadzić ma pokój? Majestatyczny syn Horusowy, potomek wielkiego Sefresa... Latorośl Ekhmesa Trzeciego... ten, który zawładnie wszystkim...
wreszcie dotarli do sporego pomieszczenia, na którego środku klęczał Tut-Ay-Ey. Ten podniósł powoli głowę, po czym ją odwrócił. Na widok Kapłanki natychmiast poderwał się do góry.











- Ankh-Nu-Nefer! Bądź pozdrowiona, o córko Nut! Jakie szczęście znów cię widzieć! Lecz... co ci się stało?! – podszedł do niej i dłonią starł krew z jej czoła. Spojrzał na Namiestnika. – przyprowadziłaś... dokonałaś cudu! Sprowadziłaś władcę ze świata niższego! – powiedział z podziwem. Cael-Ra wpatrywał się w niego mocno zbity z tropu... jednak po chwili opadł na kolana.
- wasza świątobliwość! – zawołał Mirai, widząc jak chłopak upada. Złapał go za ramiona i z trudem podniósł.
- potrzebujemy odpoczynku! I opatrzenia ran! – jęknęła z boleścią – Atlanci... napadli nas Atlanci... gdy byliśmy na pustyni... – dodała, łapiąc się znów za ramię.
- Atlanci?! Straże! Poślijcie po skrybów! Niech spiszą zeznania! – rozkazał – więc niech się stanie... Szepset! Przynieś maści! – spojrzał na jednego z kapłanów obserwujących zajście. Ten natychmiast skierował się do jakiegoś pomieszczenia. – połóżcie się na razie tutaj. – wskazał matę papirusową. Ankh-Nu-Nefer i Cael-Ra posłusznie położyli się na niej. Po niedługiej chwili Szepset wrócił, po czym gestem ręki pokazał im, aby szli za nim. Razem udali się do jakiegoś pomieszczenia.
- ty zostań tutaj. Zostawmy ich samych. – powiedział Tut-Ay-Ey, łapiąc Mirai za rękę, gdy ten chciał pójść za nimi.
Kapłan wskazał rannym dwa wysokie, kamienne stoły. Kapłanki, które przyszły do pomocy zdjęły z nich szaty, po czym, gdy tamci położyli się na stołach, zaczęły obmywać ich rany z piasku. Robiły to z niezwykłą precyzją... niemalże bezboleśnie...
Potem natarły ich ciała boskimi olejkami... w pomieszczeniu rozniosła się delikatna woń aromatycznych ziół...
Wreszcie zabandażowały rany lnianym płótnem. Po tych zabiegach natychmiast udali się na spoczynek...

۞



Wieczorem następnego dnia, wciąż spali...oddani rozkoszy kojącego snu zapomnieli rzeczywistości...
Mirai wszedł do pomieszczenia, w którym spała Ankh-Nu-Nefer... wyglądała tak... inaczej...tak obco... tak, jak nigdy dotąd...
Stanął u progu i obserwował. Był ciekaw jej podróży... wrażeń ze Świata Dolnego...chciał zapytać... lecz z drugiej strony pragnął patrzeć na tę niezwykłą, pogrążoną w jakimś transie istotę...
Wreszcie zbliżył się i przysiadł przy niej. Wyciągnął powoli dłoń i dotknął jej policzka. Otworzyła oczy.
- Kto... Mirai... – szepnęła zaspana. Podniosła się i spojrzała na młodzieńca.












- leż... nie chciałem cię zbudzić... – powiedział, popychając ją subtelnie z powrotem na łoże.
- jest już późno... długo spałam... – powiedziała, przecierając ręką oczy. – ile wędrówek Ra? – spytała.
- jakieś... półtora. – odpowiedział, drapiąc się po głowie. Przeczesał ręką śnieżnobiałe włosy i pomógł jej wstać. Dopiero teraz poczuła ból, jaki sprawiła jej ta, poniekąd ekstremalna, przygoda. Kolana się pod nią ugięły. Padła w jego ramiona.
- może lepiej by się stało, gdybyś jednak jeszcze poleżała... – powiedział z troską w głosie. Kapłanka go odepchnęła.
- dam sobie radę! – warknęła, przezwyciężając ból. Mruknęła coś jeszcze pod nosem i skierowała się do stołu. Pożywiwszy się udała na przechadzkę po świątyni. Spotkała po drodze Namiestnika, który akurat szedł do łaźni. Pozdrowiła go, i nie mając nic lepszego do roboty wróciła do pomieszczenia, w którym wcześniej spała. Usiadła na miękkim tapczanie i zaczęła się zastanawiać, co dalej robić. Czy zostać kilka dni tutaj, czy od razu iść do Achet-Ankh. Jej rozmyślaniom przerwał młody Atlant.
- Mirai... ty znowu tutaj? – spytała, podnosząc na niego wzrok. – nie dasz’li mi chwili spokoju? – dodała.












- dawno nie widziałem twego oblicza... – zaczął, zasłaniając za sobą lnianą kotarę. – chcę się nacieszyć, nim znowu cię utracę... – i zbliżył się do niej. Przyciągnął za rękę do siebie i zaczął całować. Kapłanka do reszty zirytowana wpadła na pomysł. Odepchnęła go delikatnie od siebie i przyłożyła palec do jego ust. Zaczęła rozwiązywać troczki od czegoś, co można by w języku współczesnym nazwać „staniko-bluzką”. Mirai był ciężko zaskoczony, że wreszcie pozwoli mu zajść tak daleko...













- rad jestem, że wreszcie przekonałaś się do mnie... – powiedział, przyciągając ją z powrotem do siebie i całując po ramionach. Jednak Ankh-Nu-Nefer znów mu się wyrwała. Zbliżyła się do łoża i podniosła kawałek płótno. Spojrzała zalotnie na Atlanta.
- skończ już z tymi gierkami... – powiedział, po czym podszedł do niej i znów zaczął ją całować. Opadli oboje na łoże. Mirai zdarł już z niej szaty do reszty. Był pogrążony w pocałunkach... odurzony widokiem jej ciała... zafascynowany gładką skórą... zaś ona tylko na to czekała... nagle wyślizgnęła się z jego ramion i związała mu płótnem ręce, po czym nogi, tak, by nie mógł się poruszać.
- prosiłem, skończ już z tymi gierkami! – zaczął nalegać, próbując się wyplątać.
- to dopiero początek! – powiedziała zmysłowym tonem. Oderwała kolejny kawałek materiału i zakneblowała go. Rozejrzała się, po czym gdy dostrzegła duży, wiklinowy kosz przyciągnęła go i z impetem władowała do środka Atlanta.












Spojrzała nań raz jeszcze. Ten wiercił się i wyrywał. Mówił coś...lecz len nie pozwalał przejść ni jednemu słowu. Jego oczy błyszczały ze złości... a brwi były zmarszczone...
- może to cię nauczy, że nie należy działać wbrew kobiecie. Ach... ta zemsta jest taka słodka... po trzykroć słodsza od twych pocałunków, mój miły – i zadziornie się uśmiechnęła. Nakryła kosza i postawiła tak, by w miarę uniemożliwić mu przewrócenie się. Podeszła do ściany, na której wisiały jakieś kawałki materiałów.











Wzięła jeden z nich i narzuciła na siebie. Był to biały, lniany płaszcz, tak cienki, że aż przezroczysty.
Wyszła z pomieszczenia. Rozejrzała się, czy nikt nie idzie i ruszyła w kierunku swoistej łaźni. Wreszcie przekroczyła próg tegoż miejsca. Utkwiła wzrok w jednym obiekcie...
- Nefer! – usłyszała nagle z ust owego obiektu. – co ty tu robisz?! – głos dopytywał się.














- przyszłam zażyć kąpieli. – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic. Zbliżyła się.
- zajęte. – powiedział, mrużąc jednocześnie oczy. – ona nie jest nago... ona nie jest nago... – zaczął sobie wmawiać na głos. Kapłanka usiadła na brzegu i zanurzyła nogi w wodzie.
- przecież mówię, że zajęte! – Cael-Ra... bo on właśnie kąpał się w łaźni zacisnął powieki. Ankh-Nu-Nefer weszła cała do wody i usiadła koło niego. Płótno okleiło się wokół jej ciała, przez co więcej odkrywało, niż zakrywało.
- albo się jakoś zasłonisz, albo zdrętwieją mi powieki! – jęknął, po czym nie wytrzymał i otworzył oczy.
- tutaj...
- wiem, wiem, wiem... „tutaj jest inaczej”...ale ja nie mogę się przyzwyczaić! – powiedział, po czym odwrócił od niej wzrok. Kapłanka jednak odwróciła jego twarz w swoim kierunku i spojrzała mu głęboko w oczy. Ten uniósł brwi i jakby odruchowo położył dłoń na jej gładkim ramieniu.
- zaiste, jesteś dziwna... – powiedział. Ona uśmiechnęła się i wstała. Wyszła z wody i zaczęła powoli kroczyć po pomieszczeniu. Po chwili kołysała już rękoma... biodrami...całym ciałem...

- „

jestem tam,
jestem tam, znów,
znów śpiewam tak,
tak że nikt,
nikt nie znienawidzi mnie...mnie....mnie... (bo ja) ...

śpiewam wam,
śpiewam wam, nów,
nów na niebie, świat
świat w mroku znikł,
znikł, bo już noc jest...jest...jest... (bo ja)


pieśń tą dam,
pieśń tą dam, słów,
słów mi nie brak,
brak mi tylko ich,
ich uznania, pięknych ich...ich...ich...(bo ja)..

o-o-o-o-a-o-o,

jestem-jestem-jestem-jestem tutaj tylko,
tylko dla-a was, dla-a was, dla-a was mili,
śpiewam pieśń,
tylko, tylko, tylko dla ciebie,

mój ty miły...” - śpiewała delikatnie, coraz mocniej poruszając rękoma...coraz zamszyściej biodrami...jej ruchy były intrygujące... tajemnicze...wiła się niczym wąż... a jej głos otulał pomieszczenie jedwabistym szalem rozkoszy delikatności... jej słodka pieśń koiła wszelakie rany...







- „

Stoję tu,
Boję się,
Widzę, duch...
Omamia mnie...

Szepcze głos,
Kochasz to,
Idź w przepaść,
Wyśnij go...”- jej głos wydawał się być coraz głębszy... zmieniła melodię... lecz wszystko pasowało do siebie jak ulał... wszystko było takie harmonijne...

-„

Widzę cię,
Podejdź tu,
Pocałuj mnie,
Tak każe duch...


Pocałuj mnie,
Tak każe duch,
Znajdę wiem,

Twój pierwszy ruch...”- wreszcie zatrzymała się i delikatnie opadła na podłogę. Spojrzała triumfalnie na Namiestnika. Ten zaś wpatrywał się w nią, jak zahipnotyzowany. Była dla niego niezwykłym, wręcz unikalnym zjawiskiem, które można badać wiekami...była niczym rzadki, wysoki kwiat wśród krótkiej trawy... nie! Czerwona róża wśród pustynnego piasku...
- jeszcze... – powiedział Cael-Ra, jakby był jakimś niezwykłym transie... taki był wpływ hipnotycznego tańca Ankh-Nu-Nefer. Owa zaś znów wstała i wróciła do wody. Usiadła koło niego. Położyła mu głowę na ramieniu.
Cael-Ra jednak odwrócił się i zbliżył twarz do jej twarzy...przechylił lekko głowę...ale ona nagle podniosła głowę












- słyszałam coś... – zaniepokoiła się. Poderwała się i rozejrzała. Wzrok utkwiła na chwilę w przejściu do drugiego pomieszczenia. Nagle poczuła szarpnięcie.











Znów siedziała na miejscu. Poczuła ciepło na całym swoim ciele...zaś na ustach... jego usta...
Zatopili się w pocałunku...z każdą chwilą coraz namiętniejszym... gorętszym...przyjemniejszym...

Wreszcie oderwali usta od siebie. Ankh-Nu-Nefer przymknęła oczy i się w niego wtuliła...







۞



Kobieta w średnim wieku o błękitnej skórze i długich, białych włosach nakrytych błękitną chustą spacerowała nerwowo po świątynnych korytarzach...wreszcie dostrzegła za rogiem młodą Kapłankę zmierzającą gdzieś w lnianym płaszczu... była to dobrze znana młoda kobieta...schowała się więc za ścianą.
Postanowiła ją śledzić. Doszła za nią do łaźni...wolała zostać i obserwować...
Po tym, co tam zobaczyła, natychmiast udała się na poszukiwania swego syna.











- Mirai! Mirai! Mirai gdzie jesteś, o potomku mój! – w korytarzach rozległ się jej głos. Wreszcie wszedłszy do pomieszczenia, w którym wcześniej spała Ankh-Nu-Nefer usłyszała coś dziwnego...












zaczęła szukać. Rozrzuciła wszystko, co się dało, aż dotarła do wiklinowego kosza. Otworzyła go i dojrzała...własnego syna. Natychmiast go oswobodziła.
- Mirai! Co ty tam robiłeś?! – spytała się zaniepokojona.
- zostałem przez „kogoś” związany. – mruknął wściekle. – dlaczego mnie szukasz, o matko? – zmienił temat.
- chcę cię powiadomić, iż twoja nałożnica, Kapłanka Seta, ta, która przywołuje i imieniem jest zła uwiodła innego mężczyznę...











- co?! – jedyne, co zdołał z siebie wydusić. Widząc po minie syna, iż nie jest z tego powodu specjalnie zadowolony, matka nabrała śmiałości.
- ta żmija śpiewała dla niego i tańczyła. W cienkich płótnach lnianych...
- wiem w czym. To ona mnie związała. – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – który to ośmielił się?!
- ten, którego uważa się za Syna Horusowego... pan wiatru i nieba, oraz przyszły władca zjednoczonej korony... Cael-Ra.
- to...to... ten mały robak, który nawet sierpa by nie uniósł! Ten...ten... och... to... taka hańba! – krzyknął. Wstał, demonstracyjnie otrzepał się i skierował się do łaźni. – kimkolwiek jest... za zniewagę moich uczuć życiem zapłaci. – rzucił za siebie. Zniknął za progiem. Mężczyznom wolno było mieć wiele nałożnic... ba! Oznaczało to, iż ów bogatym jest i stać go na harem kobiet... jednak gdy to samka właśnie łoża nieprawego zażyje... jest to wielką zniewagą... a ta, która dokonała czynu niecnego nieczystą i godną pogardy jest...

- nie jestem pewien, czy dobrze postępujemy. – powiedział Cael-Ra dość poważnym tonem, obserwując jednocześnie, jak Ankh-Nu-Nefer wsuwa się subtelnie w lnianą, przemoczoną szatę.
- to wbrew tej całej „przepowiedni”. Winnaś się wdzięczyć do tego atlanta... – powiedział, albowiem dręczyły go wyrzuty sumienia...
- dość już mam życia według ścisłych reguł. Nie dość że to męczące... to jeszcze nudne. Nie chciałam być uwzględniona w Przepowiedni. Nie moja wina, że jestem. – powiedziała zmienionym, poważnym tonem. Nagle usłyszeli czyjeś głośne kroki. Oboje obejrzeli się w kierunku przejścia...












Po chwili pojawił się nerwowo stąpający Mirai. Szedł szybko...i pewnie. W ręku trzymał jakiś błyszczący przedmiot.
- Mirai! – wrzasnęła zdziwiona Ankh-Nu-Nefer i odruchowo cofnęła się, chowając za Namiestnikiem. – czego chcesz?! – uspokoiła się i warknęła zimnym tonem.
- zdrajczyni! Zdradziłaś Seeb-Ma’At ! Swych przełożonych...swych przodków...swych Bogów! – powiedział z patosem, wymachując jednocześnie srebrnym przedmiotem.
- co masz na myśli? – syknęła przez zaciśnięte zęby.
- oddałaś się nie temu, co trzeba! – wskazał na Przyszłego Faraona. – nie wiesz, co narobiłaś! Może nawet zmienisz bieg wydarzeń świata! Zniszczysz Harmonię! Zadajesz ból Ma’At ! dobrze dobrano ci imię, Życie Piękne Chaosu! – mówił dalej. – a ty... ty zapłacisz krwią za swe uciechy! Za zakazane uciechy! Z mego sierpa zginiesz! – Atlant wpadł w szał. Rzucił się z ostrzem na Namiestnika, zaś ten odruchowo zrobił unik. Mirai ryknął coś, po czym znowu ruszył na Caela-Ra. Nagle Ankh-Nu-Nefer skoczyła i go odepchnęła.
- to niehonorowe! – warknęła, wyrywając mu z ręki sierp. Ten zaś złapał ją za nadgarstek aż jęknęła i zbliżył do niej twarz. Spojrzał głęboko w oczy. W jego tęczówkach widać było błysk złości... ale i zazdrości...
wreszcie Kapłanka chwyciła za ostrze, aż strużka krwi popłynęła z jej dłoni.
- to niehonorowe! – powtórzyła syknięciem.
- a czy to, że oddałaś mu się było honorowe?! – warknął na nią, próbując wyrwać z jej ręki sierp.






- to nie ma nic do rzeczy! Po za tym nie oddałam mu się! Czym innym pocałunek, czym innym czczenie MINA! – zmarszczyła brwi, po czym puściła demonstracyjnie ostrze. Spojrzała na zakrwawioną dłoń, po czym wyciągnęła ją milcząc w kierunku Atlanta.
- widzisz, co mi zrobiłeś? – mruknęła wściekle, dotykając szkarłatem policzka młodzieńca.
- sama sobie to zrobiłaś. – odpowiedział, ścierając jej krew z policzka. –jesteś niczym wąż...jadowita.... otruć mnie krwią własną próbujesz! – powiedział, uspokoiwszy się trochę. Odepchnął ją od siebie, po czym spojrzał głęboko w oczy... jego mina wyrażała zdenerwowanie, ale i zawód. Wpatrywał się w nią przez chwilę, po czym zbliżył się do Namiestnika.
- widzę, iż nie bronisz SWEJ nałożnicy... – powiedział, kierując ku niemu ostrze. – nie chodzi tu o moją przyjemność. Lecz o bezpieczeństwo świata Niższego, jak i Wyższego. I być może tego legendarnego. – dodał, spoglądając z powagą na Kapłankę. – dorośnij wreszcie. Życie to nie zabawa. Zadeklarowałaś niegdyś coś...Ma’At... pamiętasz to? Byliśmy wtedy razem... inicjacja. Tam nas połączono... na mocy Świętej Przepowiedni. Uważasz, iż to nie ważne? Otóż jest ważne...
- a czy Przepowiednia mówi coś o tym, co się stanie, gdy nie dopełni się jej? Z tego co wiem, mówi tylko o tym, co stanie się po Zjednoczeniu. Nie jest wspomniane nic o czymś przeciwnym. – wtrąciła nagle cynicznie Egipcjanka.
- Ignoro...- spojrzał na nią z lekkim politowaniem. – gdybyś była Arcykapłanką, znałabyś prawdziwą Treść. Ty tylko wiesz o dwóch siostrach i Zjednoczeniu amuletu...
- a ty niby wiesz więcej, tak? Wszechwiedzący jesteś?
- ironia w twym głosie boli mnie... zali uczyniłem ci kiedy krzywdę? Ja jestem specjalnym wojownikiem... mam dostęp do wiedzy, o której ty, Kapłanko, nie masz pojęcia...
- jakiej niby wiedzy? O czym ty mówisz?
- o czterech siostrach...o Phareaquira Iriandinx... – zaczął wymieniać. Ta spojrzała na niego zdziwiona.
- jest nas więcej?! – spytała zaskoczona. Oblał ją dziwny, zimny pot. Miała wrażenie, że zaraz znów opadnie na kolana...
- już nic więcej nie wolno ci wiedzieć. – odpowiedział, po czym cofnął się i wyszedł z pomieszczenia. Ankh-Nu-Nefer stała zdziwiona, wpatrując się w odchodzącą postać Atlanta. Z jej mokrych włosów spływały jeszcze kropelki wody, zaś wilgotna szata przylgnęła do jej smukłego ciała... makijaż pod oczami był nieznacznie roztarty, czego nie można było powiedzieć o szmince, która w większości znajdowała się na wargach Namiestnika. W oczach widać było zaskoczenie... usta były lekko rozchylone...brwi wygięte w dwa majestatyczne łuki. Ręce jej opadły bezwładnie wzdłuż tułowia...kolana trochę się ugięły...
wreszcie obróciła się do Er Parta i spojrzała nań pytająco. Ten odpowiedział podobnym wzrokiem...

---------------------------

to teraz kto mi powie, kim był Min w mitologii Egipskiej? bo wyglądał dość zabawnie

pozdrawiam,

Solituda Aquila Ardens (Haliaeeta Leucocephala) Ex Exploratione Lupina

Ostatnio edytowane przez Aquila_Ardens : 25.12.2005 - 10:15
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 27.12.2005, 00:11   #12
Aquila_Ardens
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Aprille... 100 punktów to jest właśnie Min
http://www.touregypt.net/featurestories/min.jpg

no, kochani... postanowiłam jednak rozbić ten rozdział na dwa, gdyż wyszedł mi całkiem długi i jak już mówiłam, to , co zamierzam napisać w ostatnim odcinku porusza zupełnie inny wątek. po za tym znowu byście się naczekali, bo muszę zrobić kilka strojów, gdyż akurat takich na pewno nie znajdę w internecie nie ma mowy . zauważyłam, że w Semicie mam skłonności do jakiś dziwnych , "romantycznych" scenek, rodem z wenezueli. nie wiem, czy to ja się jakaś tak zrobiłam... czy coś ale we wszystkim tak piszę

Chciałabym serdecznie podziękować Memu Miłemu za pomoc w dobraniu ilustracji tyle ich narobiłam, że selekcja zajęłaby mi kolejną noc...a tak to pół nocy dziękuję

ten rozdział pisałam ostatnio... w ciągu tych kilku Świątecznych dni. tutaj już na prawdę zmienił mi się styl pisania. no i widać, że przybyło mi wiedzy na temat religii starożytnego Egiptu przestudiowałam kilka książek... piszę pracę semestralną "porównanie religii starożytnego Bliskiego Wschodu - Sumer, Egipt, Babilonia i Asyria, Hebrajczycy, Kanaanejczycy, Hetyci , Ugaryci, Fenicjanie, Arabowie" i jak coś mi jeszcze wpadnie, to opiszę


Rozdział IX - Duae Semitae ( Dwie Drogi )







I znów święta Nut ze swego łona narodziła Ra, przodka własnego, który co noc z Apopem – Chaosem walczy...



Świat oblany został gorącem... a to, co Amenhotep IV w dwóch swych hymnach opiewał... ten, którego kult zakazany został, gdyż poniżał Sokoła – Tarcza Słoneczna – unosił się nad drzewami obrastającymi brzegi Rzeki Życia. Na tle czerwonego nieba majaczyły majestatyczne sylwetki czarnych Ibisów Czczonych... zaś w oddali słychać było głosy ludzi goniących bydło i szykujących się do codziennej, ciężkiej pracy. W świątyni roznosił się ekstatyczny dźwięk Sistrum – świętych instrumentów, przypominających nieco dzisiejsze tamburyny, używane przy świętych obrzędach. Muzykę ową przerywały miarowe tupoty sandałów kapłanów, którzy nerwowo krążyli po salach, krzątając się i poszukując godnej szaty, by ubrać posąg Seta.

Ankh-Nu-Nefer podniosła się powoli z łoża. Spojrzała z niedowierzaniem na leżącego obok niej Maiaraurure Sobekhotep Remheb’a. Oparła się na przedramionach, badawczo mierząc każdy fragment jego spowitego lnem ciała.



Jak to się stało, że złamali jej dumę? Że mimo wszystko jest tą, którą być musi? Zadawała sobie pytania. Po jej policzku spłynęła łza. Wiedziała już, do czego wkrótce będzie musiała dopuścić. Myślała o tym z obrzydzeniem. A jednak nachyliła się nad nim...przejechała delikatnie dłonią po jego policzku. Leżał tyłem do niej odwrócony. Nie reagował na pieszczotę. A może jeszcze spał? Ujęła kosmyk jego śnieżnych włosów, zaplatając go wokół swego palca. Dopiero to sprawiło, że duża, silna dłoń uniosła i zakryła jej drobną, kobiecą rączkę. Wzdrygnęła się, po czym westchnęła, próbując się uspokoić. Cała drżała. W pamięci cały czas odtwarzała wydarzenia z ostatniego wieczora...

- zbudziłeś się. – rzekła, przymykając pokornie powieki. Puściła kosmyk, chcąc cofnąć dłoń, jednak ten zatrzymał ją i przyłożył do swego policzka. Po chwili obrócił się na plecy i spojrzał czule na nią. Nawet się uśmiechnął.

- witaj, oblubienico. – szepnął spokojnie. – serce me szczęście napawa, gdyż już od dzisiaj, jak to ustalono na sądzie, dokona się ceremonia zaślubin. – dodał, trochę głośniej i namiętniej. Ta odwróciła twarz i zacisnęła powieki, starając się nie wypuścić kolejnych łez.

- Nefer...

- przepraszam – wydusiła z siebie. Odwróciła się tyłem do niego i skuliła. Oparła głowę na swych kolanach..



- Nefer, zrozum! Nie mówiąc już nawet o twych obowiązkach względem Seeb-Ma-At...- jego ton stał się poważniejszy.

- zamilcz... – wychrypiała prawie niesłyszalnie.

- ... on jest z innego świata. Na krótszą metę może jest to imponujące... pociągające... jednak różnica między wami jest ogromna! Nie zrozumiecie się... a jego łono nie będzie ci miłe... – podniosła głowę. Jej brwi zadrżały, a powieki najpierw opadły, po czym ciężko się uniosły.

- jestem kapłanką! Nie powinnam! Dlaczego ty wciąż myślisz o mnie, jak o kurtyzanie z Domu Rozkoszy?! – na ostatnie słowa zwróciła ku niemu twarz. W jej oczach, mimo głębokiego żalu i bezradności, malowała się piekąca wściekłość.



- jesteś kobietą. Ja jestem mężczyzną. I oboje wiemy, co zachodzi między obojgiem płci. Większość kapłanek, owszem, a przynajmniej to widać po świątyniach Izydy, musi tego dotrzymywać. Lecz zobacz kim one są? Ktoś mądry rzekł, że kapłanki winny albo odchodzić do Sądu Ozyrysa wcześnie, albo robić to, co kobiety Sumeru...

- phi! O, jakże dziwne są ich obrzędy! Ku czci Inanny każda pozwala się posiąść chociaż raz jakiemukolwiek mężczyźnie! To masz na myśli? A nie pomyślałeś, co mogą myśleć?! Barbarzyństwo... – wzburzyła się.

- zwiesz ich barbarzyńcami... lecz wiedz, o piękna kobieto, że to właśnie z Międzyrzecza przyszła do nas astronomia... matematyka... ich to pismem porozumiewamy się z innymi krajami...

- bodajby Thot przebaczył ci twe bluźnierstwa! Przypisujesz wszelakie cnoty tym, którzy nie czczą potęgi naszych Bogów!

- taka jest prawda, miła Nefer. Lecz wracając. Dziewice są straszne. Wredne, złośliwe i niezaspokojone. Po za tym, kapłanki, jak tylko mają możliwość, zakładają rodziny. Twoja matka, bodajby żyła w szczęściu, była kapłanką Bastet. A teraz czci Ma’At. Może wkrótce się to w tobie odezwie, zapragniesz ciała mężczyzny. A on nie będzie umiał ci tego dać. Został tak wychowany, że nie zgodzi się na to przed określonym wiekiem, który u nas jest już wiekiem późnym. Nefer, ja wiem co mówię. A ty jesteś wyjątkowo piękną i powabną kobietą. Szkoda, byś tego nie wykorzystała i pozwoliła starości odebrać wszelkie cnoty twego wyglądu...

- ja chcę żyć według Ma’at . zasada, którą wyznaję, jest odwiecznym prawem Harmonii... zaś łamanie jej, jak to wiele kapłanek czyni, jest godzeniem duszy Bogini. – odpowiedziała.

- wszak jesteś służebnicą Seta, tego, który sprowadza Chaos... tego, który poćwiartował Usira, który wojował z Horem, tego, który włada ludami zagranicznymi i pustynią bezpłodną! Tyś pierwsza winną łamać Ma’at!

- mylisz się, o bracie mój. Rzekłeś mi wczoraj o tym, że wiedza twa jest wielką... godną arcykapłańskiej... lecz pomijasz tak ważny fakt, iż Set walczy zaciekle z Chaosem... co noc... on to stoi na Barce Słonecznej Wielkiego Ra ( bądź pozdrowiony, o światło błogosławione!) na dziobie jej w dodatku... on to wypatruje pierwszych ataków Apopa... i on sam pierwszy zadaje cios wężowi! Wszak Apop jest wężem Chaosu... pozostałością po Nu... po uśpieniu Ptaha! Przecież zły ze złym nie walczyłby... Chaos Chaosowi bratem...

- piękne są twe słowa, o Ankh-Nu-Nefer... piękna jest gorliwość, z jaką je wypowiadasz.... i piękna jest twa wiara w Bogów Czarnej Krainy. Lecz nie zmienia to faktu, iż Set włada ludami zagranicznymi. Zaś Sumer Egiptem nie jest. Tyś winna chłonąć dorobek kultur rozwijających się poza Kemet.

- wiedza ma na temat obcych krain jest duża, lecz nie chcę wyznawać ich ideałów, gdyż godzą one Ma’at. Doceniam je, lecz nie znaczy to, że muszę im się podporządkować. W naszych świątyniach zabronione jest kładzenie się przy sobie. W naszych świątyniach nie można przebywać, nie oczyściwszy się po miłości cielesnej. A u Sumerów kobiety w świątyniach oddają się miłości z cudzoziemcami. Sprzeczność!

- nie w świątyniach, lecz ogrodach przy świątynnych. Widzę, iż teraz ciebie nie przekonam, o siostro, lecz wiedz, że przyjdzie czas, że położysz się obok mnie i wraz ze mną rzucisz się w objęcia Mina. Dzieci nasze będą należeć do Seeb-Ma-At i będą ludźmi wykształconymi, biegłymi w piśmie i prawie. – w jego wyobraźni snuła się wizja szczęśliwej, spokojnej przyszłości.



­ - byliby niewolnikami przepowiedni. – powiedziała gorzkim tonem. – po za tym, z łona mojej matki powstał rozpad duszy Wielkiej Strażniczki. Wierzę, że jest jeszcze szansa na zjednoczenie. We mnie jest cząstka duszy powierniczki Irianxu... zaś gdybym pozwoliła ci spłodzić potomstwo, siłą rzeczy musiałabym przekazać cząstkę Ba Wielkiej naszemu potomstwu. Zjednoczenie byłoby utrudnione. – ten gwałtownie jakby zerwał się i objął ją ramionami, przytulając do siebie. Trzymał ją przez chwilę, po czym puścił. Jego głowa opadła, a wzrok utkwił w jedwabnej, wschodniej pościeli. Spojrzała na niego zdziwiona. Ujęła delikatnie dłonią jego podbródek i uniosła. Skupiła wzrok na jego szafirowych oczach.

- nie rozumiem... – szepnęła, widząc w zwężonych źrenicach niepewność. – coś trapi twe serce... coś, czym i ja mogę być przerażona... – puściła go, gdyż poczuła, że głowa jego po raz drugi bezwładnie nie opadnie. Ten westchnął i położył dłoń na jej ramieniu.

- pamiętasz, jak wczoraj w mej wściekłości wspomniałem o Czterech Siostrach? – spytał niższym, ściszonym głosem.

- pamiętam...

- ty i Nefertira nie jesteście jedyne. Istnieją jeszcze dwie dusze...

- nie rozumiem...przecież to ja i moja siostra jesteśmy dwiema połowami Strażniczki!

- tak jest. Lecz strażniczka jest tylko połową trudnego do określenia bytu, który bytem jest idealnym. Obie te dusze przebywają... a właściwie przebywały na Świecie Niższym.

- jak to, „przebywały” ?! gdzie one teraz są?! – spytała zaskoczona. Zbliżyła się do niego, kładąc obie dłonie na jego barkach.



- jedna z nich żyła dawno temu i dała początek rodowi, z którego wywodzi się mężczyzna, w którego wstąpiła, według przepowiedni, dusza mego legendarnego brata Arharahotepa Echn-Amona. Dusza ta błąka się po świecie, gdyż jej potomkowi przeznaczona jest inna rola w przepowiedni, dlatego nie mogła w niego wstąpić. A na sądzie Ozyrysa nie została dopuszczona do Krainy Zachodniej.

- nic mi o Arharahotepie nie wiadomo... – powiedziała z nutką poirytowania w głosie.

- ja w zasadzie też wiele o nim nie wiem. Nie udostępniono mi tej wiedzy, mimo moich nalegań. Ponoć w swym ludzkim wcieleniu jest ode mnie starszy i silniejszy, lecz nie świadom swego pochodzenia i roli, jaką mu za pewne przydzielono. Na szczęście, podobno , Seeb-Ma-At pośrednio utrzymuje z nim kontakt, przez pewną organizację, o której zaraz wspomnę, by nie zgubić wątku. – Kapłanka wpatrywała się w niego, jak w greckiego aojdę, który opowiadał jakieś przedziwne, boskie historie...w aojdę, który...zamilkł.

- Mirai... – szepnęła, próbując nakłonić go do dalszego opowiadania. Westchnął.

- jest jeszcze jedna dusza. Ona wciąż żyje. Żyje w nieświadomości swej roli. Podświadomie ciągnie ją do Arharahotepa (który poniekąd na Świecie Dolnym, o ile dobrze poinformowanym, zwą „Cieniem”)... nie wiem, czy ma to związek z tym, że być może widzi w nim aspekt swej zmarłej przed około sześćset laty, siostry. A może wynika to z faktu, iż w Przepowiedni pojawiają się swoiste dwoistości. Może oni mają być analogią do nas – Atlant z Chaosem.

- Chaosem? – spytała zaskoczona. – Czy ona też jest kapłanką Chaosu?

- nie jest kapłanką, gdyż w jej kulturze dominuje religia zapoczątkowana przez Hebrajczyków. O tym wspomnę zaraz. W tej kulturze kapłanem zostać można dopiero po ukończeniu ponad dwudziestu lat (o ile oczywiście się nie mylę, ale mam wrażenie, że przez ich drogę uczenia brnie się długo). Jeśli chodzi o powiązanie z Chaosem... w sumie wielkiego nie ma... ale jej osobowość można nazwać „chaotyczną” . duża zmienność nastrojów... ucieczka w jakiś własny, wyobrażony świat (być może jest niczym Ten, Którego Imienia Nie Można Wymawiać, syn Amenchotepa trzeciego, i stwarza własną religię, osamotnioną i niedocenianą na tle dominującej religii jej krainy) , nie wie często, jak należy postąpić...

- Chaos, mój bracie, jest czymś, czego nie da się określić. Tak trudno jest to sobie wyobrazić, że nie można tego opisać. Nie wiem, czy charakter tej osoby można nazwać „Chaotycznym”. Raczej obłąkańczym...

- po za tym, jest w pewnym sensie do ciebie podobna. Ozwała samą siebie „Orlicą”. Ty , zaś, często przybierasz postać tegoż Ptaka. – Kapłankę zamurowało. Wpatrywała się przez chwilę w swojego partnera z niedowierzaniem. Po chwili ocknęła się.

- znają się z twym bratem? – zdołała wydusić.

­- znają i to dość dobrze. Nie wiem nawet, czy przypadkiem nie łączy ich miłość. Arharahotep dostał od kilku ludzi, z którymi my się kontaktujemy, zadanie ochraniania Siostry. Zaś ci, z którymi często się spotykamy, są zrzeszeniem ludzi walczących z pewnym groźnym kapłanem Boga Hebrajskiego. Posiada on legendarną broń, zwaną z języka Latynów „Victor Umbrae”. Ponoć potrafi ona zabić słabą duszę. Tak, dobrze słyszysz. Duszę. Ów kapłan dąży do zabicia wszelakich istot związanych z przepowiednią. Tak więc i ona, i Arharahotep i twoja Siostra, są zagrożeni. I oni mają przebywać pod opiekuńczym skrzydłem Seeb-Ma-At. Lecz Nefertira jak dotąd nie trafiła na nich i jest całkowicie nieświadoma. Dlatego lepiej sprowadzić ją z powrotem na Świat Wyższy. – Ankh-Nu-Nefer nadal wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

- to, co ci powiedziałem, jest ściśle poufne. Nie mów, że ci tego udzieliłem, ani nie chwal się swą wiedzą. – powiedział na koniec. Nagle do pokoju sypialnianego wparowała Smii-Akh-Mnibit.



- synu, strawa czeka na ciebie i twą wybrankę. – oznajmiła. Kapłanka natychmiast się poderwała i przylgnęła do Mirai, by ukryć swą nagość. W zasadzie była przyzwyczajona nie okazywać wstydu przed innymi kobietami... jednak ta wyjątkowo ją odpychała. Atlant objął ja ramieniem, po czym skinął głową, by jego matka wyszła.




Ankh-Nu-Nefer zacisnęła powieki, wypuszczając tylko jedną łzę. Mirai uniósł jej głowę i spojrzał głęboko w jej przedziwne, złociste oczy.
- cóż znowu sprawia, że widzę smutek na twym obliczu? – spytał łagodnym tonem. Ta wtuliła głowę w jego pierś.

- wszystko. – szepnęła. – wszystko jest tak zagmatwane... i czuję, że to wszystko próbuje mną zawładnąć...

- niestety, tak jest. Tak, jak włada nami Ma’at, tak podobną władzę ma przepowiednia. – rzekł, głaszcząc ją delikatnie po głowie. Zafascynował go fakt, iż jako jedna z niewielu kobiet z wyższej kasty miał własne włosy. Że nie uległa wszechobecnej modzie golenia głowy. Tam zaś, skąd on pochodził, kobiety nigdy nie nosiły peruk, lecz zawsze posiadały długie, gęste i miękkie włosy. Jedwabiste w dotyku, pachnące słodkimi olejkami...

zaś tam, gdzie zmuszony był mieszkać, własne włosy miały tylko ubogie mieszczanki, których nie było stać na misternie układane peruki. Jakakolwiek kobieta, z którą miał okazję obcować była... łysa. Ba! Nim pozwoliła mu zajść dalej, kładła jego dłonie, nakłaniając go do głaskania modnej, w jej mniemaniu zmysłowej, łysiny. Zawsze wtedy cofał zniesmaczone ręce, ku niezadowoleniu partnerki. Wreszcie podniósł głowę Kapłanki.

- każ niewolnicom siebie odziać. Spotkamy się w sali jadalnianej. – powiedział, po czym wstał. Trzymała go jeszcze przez chwilę za ręce, jednak zrezygnowana puściła.



Klasnęła słabo dłońmi i weszły trzy niewolnice z kolczykami w nosach. dwie Nubijki i jedna Kanaanejka. Natychmiast przystąpiły do swych czynności, przygotowując Ankh-Nu-Nefer do ukazania się przed innymi. Wreszcie wyszła i ze spuszczoną głową udała się do sali z posągiem Seta. Oddała mu hołd, po czym poszła do sali jadalnianej. Wkroczyła powoli i zasiadła na swym miejscu, jak zawsze po prawicy dostojnego Tut-Ay-Ey. Cael-Ra który siedział tam od dłuższego czasu podszedł do niej i ją pozdrowił. Ona zaś odpowiedziała słabym uśmiechem.



­- o Wielki, nie przystoi przyszłemu władcy witać się pierwszemu ze swymi poddanymi. – powiedział zimnym, karcącym tonem Mirai.



Namiestnik zaś obrócił powoli twarz w jego kierunku i z istnie nienawistną miną odpowiedział:
- możesz mi oszczędzić swych nudnych pouczeń, które są mi brzęczeniem much przy uchu. Niepodobna, by poddany pouczał swego przyszłego władcę tonem ostrym i wywyższającym. Zamilcz więc i nie chcę cię słyszeć przez resztę posiłku!- warknął.




Ankh-Nu-Nefer złapała go za rękę i wskazał siedzenie, z którego wcześniej wstał.
- proszę, o panie, zasiądź na swym miejscu, nie pozwól targać się emocjom... – wychrypiała cicho, po czym puściła jego dłoń i zajęła się spożywaniem kilku daktyli. Reszta posiłku minęła w ciszy. Wreszcie wszyscy odeszli od stołu. Kapłanka szła zrezygnowana przed siebie korytarzem. Nagle poczuła silne szarpnięcie. Pisnęła przerażona i już znalazła się w czyichś objęciach.




- Nefer... co się z tobą dzieje?! – usłyszała głos Namiestnika. Odwróciła doń głowę i wpatrywała się w niego trwożnie.

- ja... ja... – zaczęła niewyraźnie. – wczoraj wieczorem odbył się sąd... nakazano mi, pod groźbą męk, stosować się do przepowiedni... a wszelki prawo jest temu przychylne...

- jaki sąd?! Zaraz karzę wszystkich wychłostać! Jakie prawa?! Zaraz je zmienię!

- o, Namiestniku, nawet ty, w całym majestacie swym, nie możesz tego uczynić! – jęknęła. – oni są nawet ponad ciebie! Ponad Horusa wcielonego! O Izydo! Ty jedyna wiesz, co znaczy kochać martwego! Kochać tego, który jest daleko! – wykrzyknęła nagle, wykonując gest żałobny. Poczuła w swym pasie ręce Caela-Ra , oplatające ją. Na plecach zaś jego tors... a na ramieniu podbródek. Oblał ją zimny dreszcz. Nagle wyrwała się z jego objęć i z obłąkańczym wzrokiem spojrzała głęboko w jego oczy.



- nie mogę kochać dwóch na raz! Cudzołożnice na hańbę wieczną zasługują! – powiedziała ściszonym głosem, po czym zaczęła się oddalać... aż zniknęła za rogiem... a wtedy puściła się pędem...

w biegu tym trafiła na jednego z kapłanów. Pocieszony jej widokiem rzekł:

- dobrze , że widzę cię, o dostojna Anhk-Nu-Nefer. Bądź pozdrowiona przez Amona Tebańskiego!

- witaj, dostojny. Niechaj Ozyrys ci błogosławi. – wydukała w odpowiedzi.

- przybywam, niosąc ci edykt od Faraona (oby żył w szczęściu i zdrowiu! ).

- widzę, że Faraon zawładnął na tyle gołymi czaszkami, że posyła je jak skrybów. – mruknęła cynicznie.



Kapłan, mimo że się skrzywił, zignorował jej obraźliwą uwagę. Podał jej zwój papirusu.



- „ Radym , że syn mój, chyży Horus, Cael-Ra osiągnął już w swej wędrówce kraj Kemet. Jednak zmartwieniem dla mnie jest, że tak długo przebywa on w przybytku Seta wśród nie miłych Ozyrysowi kapłanów. Pragnieniem mym jest, by niegdyś utracon potomek znalazł się czym prędzej pod opieką Kapłanów Amona, tudzież i pod mym skrzydłem opiekuńczym. Niechaj stanie się to w chwale Bogów, a tego, który podejmie się eskortowania potomka mego sowicie wynagrodzon zostanie. Takim jest mój rozkaz” – przeczytała elegancki zapis hieroglificzny na głos, po czym podniosła wzrok na Kapłana.

- podyktowawszy treść papirusu Faraon (oby żył w szczęściu i zdrowiu!) raz jeszcze nalegał, by nie tracić czasu i wyruszyć w drogę powrotną zaraz po dostarczeniu.

- droga wolna, o dostojny. Nikt nie zmusza cię do przebywania w murach przybytku Seta, który jest ci tak obrzydliwy. – odpowiedziała chłodno, zwijając papirus. Westchnęła.

- więc niech się stanie. Jutro o świcie wyruszymy do Achet-Ankh. – zadecydowała. – a teraz idź i zgłoś się do innych kapłanów. Powiedz, że z polecenia przyszłej Arcykapłanki Ankh-Nu-Nefer, masz być ugoszczony z czcią i wygodami. Ja pójdę przygotować ludzi do podróży. – powiedziała, po czym pokłoniła się, jak każe tradycja, kapłanowi.




Zaczęła przemierzać korytarze, aż dotarła do pomieszczenia w którym sypiała. Zaklaskała kilkakrotnie, aż weszły niewolnice.
- Ezano – spojrzała na jedną z Nubijek. – odnajdź mi Namiestnika i przekaż, by szykował się do podróży, gdyż Faraon (oby żył w szczęściu i zdrowiu!) przysłał edykt ponaglający. Nadino – przeniosła wzrok na Kanaanejkę. – przyszykuj mi najelegantszą szatę, by z rana wczesnego mnie w nią odziać. Erachne? – wreszcie spojrzała na młodą Kreteńkę. – gdzie Kahira?

- Kahira, o czcigodna, dostała nudności i dostojny Tut-Ay-Ey pozwolił jej przez dzień ten odpocząć w odosobnieniu. – odpowiedziała, spuszczając pokornie głowę.

- płodzą się jak króliki... – mruknęła pod nosem, przewracając oczami. - dobrze. Więc ty, Erachne, zawiadom innych kapłanów o planowanej przeze mnie podróży i każ przygotować lektyki na Pochód Chepriego. Niech przygotują wszystko, co potrzebne na podróż do Achet-Ankh. – niewolnice pokłoniły się i opuściły pomieszczenie. Ankh-Nu-Nefer wpatrywała się przez chwilę w sufit, po czym poszła do sali, w której znajdował się posąg Seta...




- o Wielki! Jeśliś moim opiekunem, racz pomóc mi w wędrówce, jak i przezwyciężeniu tego, co mi przeciwne...- szeptała. Uklękła. Po jej policzkach płynęły łzy. Podniosła głowę...





- nie wolno mi płakać! Wszak jestem wybraną przez Przepowiednię! Dlaczego łza wypływa z oka złotego?! – jęknęła, po czym opadła na posadzkę. Leżała, wpatrując się w stopy posągu.

- kim ja jestem, że nie idzie nic po myśli mej? Przecież mam prawo wyboru małżonka! Nie pozwolę decydować o sobie... – jej usta drżały a głos stał się jadowity. Podniosła wzrok i utkwiła go w oczach posągu. Zmarszczyła brwi.



- ja jestem wolna! Jestem kapłanką, tą, która ma wpływ na szary lud Egiptu! Co uczynię, co powiem... oni w to uwierzą... niech wiedzą, że mój gniew jest gniewem Seta Sprawiedliwego! Panie mój! Ja jestem twoim gniewem! Mścicielką sprawiedliwości prawdziwej! Bo cóż za sprawiedliwość, gdy dyskryminuje się czcicieli Potępionych?! O Wielki, Wielki, Wielki! – wstała, wznosząc ręce do góry. – O, jakże piękna jest Twa potęga!


O jakże pięknym jest gniew,

Gniew Potępionej...

O jakże piękne jest wyzwolenie!

Wyzwolenie Potępienia...



O Potęgo, która wstępujesz!

O Duchu wielki, o Boże Waleczny!

O Ty, któryś mym Patronem!

O Potęgo, wstępuj we mnie!



Usta me twymi ustami,

Ty, któryś mi władcą,

Głos mój twym głosem,

O ty, któryś mi strażnikiem,



Będę ci siostrą!

Będę ci Neftydą!

Bo ty życia nie dajesz, tylko je odbierasz,

A mnie życie nowe w łonie mym nie potrzebne... – padła znów na kolana i oddała kilka pokłonów. Znowu upadła na ziemię. Skuliła się. Znów zaczęła szlochać.




- jakim prawem ja to mówię?! Ja, marna wybranka Przepowiedni! Czemu nie żal mi szczęścia w ramionach Maiaraure? Jest mi żal! Szczęścia i spokoju! Sielanki... – ostatnie słowa szeptała. Zanosiła się głośnym szlochem...serce kołatało jak szalone, myśli kłębiły się, walcząc zaciekle... czuła się bezwładną niewolnicą jednej i drugiej strony...niewolnicą nie mogącą utworzyć między stronami Harmonii...Harmonii...

Ni jedna, ni druga strona jej nie odpowiadały. A jednak... musiała między którąś wybrać. A sprowadzało się to dwóch osób... do tych dwóch wielkich osób, między którymi musiała wybrać...

A gdyby tak żaden z nich? Uniosła głowę do góry. Znów spojrzała w oczy posągowi. Stał zimny i nieporuszony. Wpatrywał się w nią dwoma rubinami... a twarz jego trwała w niezmienionym, wyniosłym wyrazie.

- o Wielki! – jęknęła, po czym znów opadła na ziemię. Położyła głowę na stopach posągu. – o Wielki... – powtórzyła. Przymknęła oczy. Bicie serce uspokoiło się. Trwała przez dłuższą chwilę w jednej pozycji. Po policzkach płynęły łzy, lecz nie szlochała. Powieki znów uniosły się. Wpatrywała się w kolumnę. Coś było na niej napisane...

- „ złota era Przepowiedni...srebrna era rozpadu...brązowa era zapomnienia,

o, bodajby wróciło! Tyś która Chaosem, nie twórz Chaosu,

niechaj minie zimna era zaciemnienia,

i znów nastała ta piękna,

era zjednoczenia...” - zmarszczyła brwi. Tak... to był fragment Wielkiej Przepowiedni. Uderzyła pięścią w podłogę i znów zaniosła się szlochaniem.

- dlaczego ja?! – wyjąkała. – co ze mną jest nie tak, że akurat ja?!

- o Bogowie! – usłyszała nagle głos. Podniosła głowę. Jakaś postać do niej podbiegła.



- na Bogów! Co się stało, o córko droga?! – postać dopytywała się, pomagając jej wstać. Ta spojrzała na niego.




- czcigodny... już znikąd pomocy... – wydusiła z siebie. arcyapłan otarł łzę z jej policzka. – już dobrze, droga Ankh-Nu-Nefer... potrzebujesz spokojnej rozmowy z kimś, komu możesz ufać... – powiedział łagodnym tonem. Arcykapłan Tut-Ay-Ey wyprowadził ją z sali... a ona oglądała się za siebie, wypatrując posągu... z błyskiem olśnienia w oczach...






  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 03:42.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023