Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 03.05.2012, 17:29   #1001
Malin
 
Avatar Malin
 
Zarejestrowany: 09.12.2008
Skąd: moje własne Idaho
Płeć: Kobieta
Postów: 869
Reputacja: 11
Domyślnie Odp: Belle Rose

Cytat:
Napisał Fallen Zobacz post
I ♥ COLIN
I♥2 xD Jesteśmy "Team Colin"! I kategorycznie żądamy, aby nasz hiroł przeżył!

Cytat:
Napisał Rudzielec
jeśli chodzi o finalne zakończenie, to pewnie się nikt nie domyśla jak to się skończy :>
Po takim wpisie mam jeszcze większy mętlik w głowie. Żeby był aż taki zaskok, to Chris albo Dante musieliby się nawrócić na dobrą stronę. No, wtedy to byłby autentyczny zaskok, a wręcz szok. Albo jeden zabija drugiego, a sam popełnia samobójstwo. :> 2 trupy to już "kilka" śmierci, więc nikt inny umierać nie musi. ^^
Omg, co za emocje!
Malin jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 03.05.2012, 18:10   #1002
Mroczny Pan Skromności
 
Avatar Mroczny Pan Skromności
 
Zarejestrowany: 01.04.2010
Płeć: Kobieta
Postów: 2,601
Reputacja: 14
Domyślnie Odp: Belle Rose

@up: przez cztery minuty szukałem przycisku "Lubię to", dopiero potem zdałem sobie sprawę, że to forum...

Dwie śmierci = Dante i Chris i mamy szczęśliwe zakończenie

Ja obstawiam, że zginie Juri, Marco, Chris, Dante, Colin, Mei, Amour, a wszystkich zatłucze Seth w odwecie za siostrę, buhahahaha

A odcinek ma być w maju, bo jak nie to jesteś u Gwoździarki
Mroczny Pan Skromności jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 03.05.2012, 18:16   #1003
Fallen
 
Avatar Fallen
 
Zarejestrowany: 27.02.2011
Skąd: Mystic Falls
Płeć: Kobieta
Postów: 1,376
Reputacja: 11
Domyślnie Odp: Belle Rose

Cytat:
I♥2 xD Jesteśmy "Team Colin"! I kategorycznie żądamy, aby nasz hiroł przeżył!
Własnie! Jak nie, to spotkasz się z naszą okrutną okrutnością!
Hmm, może by tak avatar zrobić, z napisem "team Colin"? Haha!

@up: Zginą wszyscy, oprócz Colina
No a odcinek w maju oby był, inaczej zawał i depresja gwarantowane ;3
__________________
Fallen jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 13.05.2012, 15:05   #1004
Desire
 
Avatar Desire
 
Zarejestrowany: 25.12.2009
Skąd: woj. łódzkie
Płeć: Kobieta
Postów: 257
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

Napisz tylko, że nie zrobisz nic Colinowi.
Cytat:
I2 xD Jesteśmy "Team Colin"! I kategorycznie żądamy, aby nasz hiroł przeżył!
Podpisuje się pod tym

No dawaj tego bonusa, a zaraz potem odcinek, bo ja już nie wytrzymuję!
Swoją drogą ciekawego jaki ten bonus uknułaś
Desire jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 09.06.2012, 13:06   #1005
Searle
 
Avatar Searle
 
Zarejestrowany: 28.03.2008
Skąd: Dolny Śląsk
Wiek: 38
Płeć: Kobieta
Postów: 4,168
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

Cytat:
Napisał chrupek Zobacz post
Ja obstawiam, że zginie Juri, Marco, Chris, Dante, Colin, Mei, Amour, a wszystkich zatłucze Seth w odwecie za siostrę, buhahahaha
Chrupuś, jak to dobrze, że to nie Ty piszesz to FS


Czekamy na ten bonusik. Super, że będzie to filmik! Bardzo się cieszę
__________________
Searle jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 10.06.2012, 17:12   #1006
Libby
Administrator
 
Avatar Libby
 
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,431
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Belle Rose

Cytat:
Napisał chrupek Zobacz post

A odcinek ma być w maju, bo jak nie to jesteś u Gwoździarki
Maj już się dawno skończył... <odgłos postukiwania paznokciami o gwoździarkę>
__________________

Ostatnio edytowane przez Libby : 10.06.2012 - 17:38
Libby jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 22.06.2012, 17:30   #1007
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

Korzystając z okazji, że sporo osób pyta o ostatni odcinek BR, muszę was o czymś poinformować moi kochani. Odcinek miał być w maju, ale nie będzie go nawet w czerwcu, gdyż muszę zrobić porządek z simsami.
Nie będzie w tym miesiącu na bank odcinka żadnego z FS-ów, bo po prostu nie dam rady zrobić zdjęć w takim stanie gry, która wyłącza się przy każdej nadarzającej się okazji.
Komputer mimo dobrych parametrów zaczyna mi się buntować, bo mam prawie 18 giga dodatków z neta, plus wszystkie oryginalne dodatki do dwójki, co daje ponad 30 giga zajmowanej pamięci...
Muszę usunąć większość dodatków, dlatego jestem zmuszona spakować sobie wszystkie domy i simy z okolicy, po czym wywalić tego osiemnasto gigowego kolosa z downloads i wtedy poinstalować wszystko z powrotem jak należy.
Przykro mi, że tak wyszło, bo już długo czekacie na ostatni odcinek, ale będziecie musieli jeszcze chwilę wytrzymać.
Chwilowo to tyle ode mnie. Dam znać jak uporam się z grą
__________________
Mój profil na WATTPAD
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 18.07.2012, 08:51   #1008
Gold_Chocolate
 
Avatar Gold_Chocolate
 
Zarejestrowany: 05.05.2009
Skąd: Najmilsze miasto.
Wiek: 26
Płeć: Kobieta
Postów: 633
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

No to wróciłam. I na wstępie Cię zabiję. Czemuu to jest takie smutne :C no :C
Śliczna jest Amour *_*
Nie znoszę Chrisa. Jak taki padalec może być bratem Marco ? Szczyt wszystkiego.
Coś czuję, że teraz by się przydał temat "100 sposobów na zabicie Chrisa"
Generalnie świetnie napisane, pewnie to wiesz tęskniłam już za tym, muszę nadrobić wszystko na tym forum Czekam na dalsze losy :3

P.S JA TEŻ JESTEM TEAM COLIN <3 ( jakby ktoś jeszcze nie wiedział )
__________________

Ostatnio edytowane przez Gold_Chocolate : 25.09.2012 - 22:35
Gold_Chocolate jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 29.08.2012, 15:52   #1009
Martha Allen
 
Avatar Martha Allen
 
Zarejestrowany: 30.01.2012
Skąd: Ciemny zakątek twojego strychu
Płeć: Kobieta
Postów: 62
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

Proszę rudzielcu, dodaj odcinek.
Kiedy napisałam ci, że zaczynam czytać twoje fotostory, byłam na bodajże drugim rozdziale.
przeczytałam te prawie 100 stron jednym tchem, czytając przy okazji każdy komentarz by nic mi nie umknęło.
przy niektórych scenach płakałam, przy niektórych wczuwałam się w rolę bohaterów, by zrozumieć lub wyobrazić sobie ich uczucia.
i ja nie mam zamiaru czytać innego fotostory dopóki nie zobaczę ostatniego odcinka TEGO fotostory. proszę. dodaj go, zrób to dla mnie i dla innych użytkowników. T.T
__________________
[img]http://i35.************/69f7o2.gif[/img]
Martha Allen jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 02.10.2012, 15:46   #1010
rudzielec
 
Avatar rudzielec
 
Zarejestrowany: 31.03.2010
Skąd: Z siedziby Fantastycznej Czwórki.
Wiek: 14
Płeć: Kobieta
Postów: 2,011
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Belle Rose

Więc tak jak napisałam w reklamie, dzisiaj ostatni odcinek, a raczej za chwilę

Moi drodzy, kochani czytelnicy, dziękuję wam, że byliście ze mną przez te dwa i pół roku i cierpliwie znosiliście wszystkie moje humory () i inne przeciwności losu, z którymi się borykałam, żeby wstawiać kolejne odcinki

Muszę zmartwić wszystkich czytaczy "Miracle", gdyż aktualnie zostanie przerwane i nie wiem kiedy je wznowię. Póki co zaplanowałam Wam za to inną niespodziankę, niektórzy wiedzą jaką, a niektórzy przekonają się za jakiś czas co to takiego
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Na koniec, zanim wstawię tu ten długi ośmio stronowy (tyle wyszło mi w wordzie) odcinek, chciałabym wam jeszcze podziękować za to, że tak licznie komentowaliście, dzięki czemu spełniłam swoje marzenie odnośnie tego FS i przekroczyłam liczbę 1000, uwielbiam Was! <3

Nie ukrywam, że chciałabym zobaczyć pod tym odcinkiem dużo komentarzy, jeśli chcecie jeszcze kiedyś poczytać o dalszych losach bohaterów Mam jeszcze takie małe marzenie, żeby w końcu zobaczyć komentarze czytaczy, którzy nigdy po sobie żadnego śladu nie zostawili (wiem, że są tacy!), chociaż dwa słowa, żebym wiedziała ile naprawdę ludzi czytało :3

No nic, a teraz przechodzimy do odcinka. Niestety ostatniego... Mam nadzieję, że zaskoczę sporo osób, a jeśli nie, to chociaż garstkę
ps. jest mała zmiana w zdjęciach, gdyż nie dałam rady znaleźć wszystkich poprzednich rzeczy.

ROZDZIAŁ 10
Część piąta: Pożegnanie.



Alia siedziała na lekcji matematyki, wsłuchując się jednym uchem w to, co tłumaczyła profesorka. Znała to zagadnienie bardzo dobrze, dlatego potwornie się nudziła. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie i z niezadowoleniem stwierdziła, że jeszcze aż pół godziny do końca lekcji. Westchnęła głęboko i wyjęła ukradkiem telefon z torby. Od Colina również żadnych wieści...
Zaczęła się martwić, że może coś poszło nie tak, chociaż w ogóle nie dopuszczała do siebie takiej myśli. Głęboko wierzyła, że dzisiaj nastąpi koniec jej obaw, a Chris i Dante zostaną ujęci i oddani w ręce policji. Schowała komórkę pod ławkę i postanowiła sama napisać do Colina, gdyż ta cała niepewność potwornie ją męczyła. Już miała wysłać smsa, kiedy nagle sama dostała wiadomość. Z nadzieją, że to dobre wieści od jej faceta, postanowiła szybko ją odczytać.
Nagle uśmiech z twarzy blondynki, znikł równie szybko jak się pojawił, a do jej oczu napłynęły łzy. Przez chwilę nie chciała wierzyć w wiadomość którą dostała, lecz po chwili wybuchła płaczem, zwracając na siebie uwagę całej klasy i profesorki.



- Alia co się stało? - kobieta odłożyła kredę i podeszła do ławki, w której siedziała nastolatka.
- Moi rodzice... - wyłkała, czując, że zaczyna brakować jej tchu. Łzy spływały po jej policzkach tak intensywnie, że nie pomagało przecieranie oczu dłońmi. Przez chwilę nie potrafiła dokończyć zdania. Mimo że otwierała usta, słowa utkwiły jej w gardle, dosłownie jakby nie chciały zostać wypowiedziane – Oni... Oni nie żyją...

**************

Huk z jakim mężczyźni wylądowali na spróchniałej palecie, wypełnił całe pomieszczenie, a tumany kurzu uniosły się w powietrzu, dostając się do gardeł zgromadzonych. Marco kaszląc, próbował podnieść się ze sterty drewna w której leżał, lecz coś skutecznie mu to uniemożliwiało. Tym czymś był potworny ból w ramieniu.
- Takeda, nic ci nie jest?! - usłyszał nagle czyjś głos. Od wystrzału z broni, piszczało mu w uszach, więc w pierwszej kolejności nie rozpoznał nawet, kto do niego krzyczał.
Spojrzał do góry, by zobaczyć kto to i nie przestając kasłać, podjął kolejną próbę podniesienia się z ziemi.
- Nie Max... Nie wiem... Chyba wybiłem sobie bark... – odpowiedział, kiedy nabrał trochę czystego powietrza do ust – Co z...
- Nie żyje... - westchnął blondyn – Trafiłem prosto w głowę, więc braciszek się nie męczył – dodał i wyciągnął rękę do Marco, by pomóc mu wstać.
- A szkoda... Zasłużył sobie na małe tortury – westchnął złodziej, po czym zacisnął zęby i nastawił sobie bolące ramię, mało co nie wyjąc z bólu.
Miał cichą nadzieję, że uda mu się schwytać Dantego i dowiedzieć się gdzie jest Chris, ale w takim wypadku będzie trzeba go szukać na własną rękę. Wiedział, że brata tu nie ma, gdy tylko zorientował się w planach domów, które zobaczył na ścianie, czuł, że to wszystko nie dzieje się przez przypadek. Z drugiej jednak strony cieszył się, że nie ma na sumieniu podłego Lamberta, choć nigdy nie ukrywał, że chętnie sam by go zabił.
- Ma..rco.. – rozległ się nagle cichy głos spod sterty desek.
Takeda spojrzał na Maxa i wybity z zamyślenia, rzucił się na pomoc przyjacielowi. W tym całym szalonym pościgu, zupełnie zapomniał o Jurim, który w ostatniej sekundzie, uratował go przed rychłą śmiercią. Blondyn nie bardzo wiedział co robi złodziej, który z grymasem bólu na twarzy, odrzucał ciężkie dechy, ale postanowił mu pomóc. Po kilkunastu chwilach zrozumiał jednak pośpiech Marco.
- Stary nic nie jest? – Takeda powoli odwrócił przyjaciela na plecy, po czym spojrzał na jego zadrapaną twarz, nie zwracając uwagi na nic więcej.
- Cholera… Chyba dostałem… – chłopak uniósł głowę by ocenić stan w jakim się znajduje, lecz szybko położył ją na ziemi, gdy tylko poczuł przenikliwy ból, który wręcz rozrywał go na pół – Jasny szlag… - wycedził przez zęby.



Złodziej skręcił głowę w kierunku brzucha Juri’ego i wziął głęboki wdech. W jednej chwili zdał sobie sprawę, że właśnie waży się życie kolejnego człowieka, który jest mu bliski.
- Mocno… oberwałem..? – usłyszał głos przyjaciela.
- Nie oberwałeś – odpowiedział mu Max, spoglądając na twarz Marco, który nie mógł w tej chwili wydusić z siebie kompletnie żadnego słowa.
- Miałem aż… takie szczęście? – chłopak lekko się uśmiechnął, mimo że czuł jak ból rozrywa go od środka.
- W twoim brzuchu… - W tym momencie Lambertowi również odebrało mowę. Zaprzyjaźnił się z tym facetem, mimo odmienności charakterów, a teraz musiał patrzeć na coś takiego – Zostawię was samych i zadzwonię po pogotowie… - dodał, po czym z ogromnym żalem odwrócił wzrok i szybkim krokiem udał się do wyjścia z pomieszczenia. Zawsze był miękki w takich sytuacjach i bardzo żałował tego, że musiał wyjść. Nie chciał jednak by Juri takiego go zapamiętał.
Takeda usiadł na betonie. Wziął kolejny głęboki wdech i postanowił, że musi wziąć się w garść. Podniósł lekko głowę przyjaciela, by ten mógł sam ocenić co jest nie tak. Kiedy blondyn zobaczył, że z brzucha wystaje mu spory kawałek odłupanej deski, zrozumiał, w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje…
- No cóż… - wydusił z siebie – Chyba przyszła…pora i na mnie.
- Nie denerwuj mnie Kurzanov. Wyjdziesz z tego i nawet nie próbuj mi tu umierać, bo skopie ci tyłek – powiedział Marco, kładąc głowę przyjaciela na swoich kolanach.
- Szefuncio jak zawsze nie uznaje sprzeciwu… - chłopak wysilił się na uśmiech, choć ból był coraz silniejszy. To wystarczyło, by zaczął czuć się gorzej, niż jeszcze kilka chwil temu. Zamknął na chwilę oczy, by wciągnąć do płuc trochę więcej świeżego powietrza, ale jedynym efekt jaki uzyskał, był kaszel, który zaczął go potwornie dusić. Do tego stopnia, że zaczął pluć krwią.
- Trzymaj się do cholery… - złodziej położył rękę na brzuchu przyjaciela, jakby chciał zatamować krwawienie, które postępowało z każdą chwilą.
- To ci ironia losu… - wydusił z siebie Juri – Że nie umieram…od kuli…
- Nic nie mów, oszczędzaj siły – Takeda złapał kumpla za rękę, po czym spojrzał przed siebie. Kilka metrów dalej, leżał Dante. Dookoła jego głowy rozpościerała się ogromna plama krwi. Zaczął się zastanawiać, co by było gdyby blondyn nie zareagował. Prawdopodobnie leżałby tu zamiast niego i to on podtrzymywałby go na duchu…
- Ty i Mei… - zaczął chłopak, lecz kaszel coraz skuteczniej utrudniał mu powiedzenie czegokolwiek.
- Na Boga, Kurzanov, zamknij się i nie pogarszaj swojego stanu. Pogadamy jak będziesz cały i zdrów! – Marco ścisnął dłoń przyjaciela jeszcze mocniej. Kompletnie zapomniał o tym, że ramię pulsowało mu z bólu.
- Obiecaj mi... – Juri nie dawał za wygraną – Że dopa…dniesz Chrisa…
- Nie. Dopadniemy go razem. We czwórkę. Ty, ja, Colin i Max, dorwiemy gnoja i wsadzimy go za kraty!
- On mu..si zginąć… Inaczej… do koń..ca życia, ty i… Mei… - znów zaczął się krztusić i pluć krwią. Obraz przed oczami zamazywał mu się coraz bardziej.
- Nie mów nic więcej, oszczędzaj się, karetka już jest w drodze! – złodziej uspokajał kumpla.
- On… nie da… o sobie zapo…mnieć… Musisz go… Obiecaj… że go dor…wiesz… Obie..caj.. – blondyn spojrzał ostatkami sił na twarz Takedy. Widział ją niewyraźnie, lecz musiało mu to wystraczyć.
- Obiecuję – odpowiedział stanowczo Marco. Na chwilę oderwał wzrok od twarzy przyjaciela i spojrzał na stojącego w drzwiach Maxa, który z rozdartym sercem, przyglądał się całej tej scenie. Zaciskał mocno zęby, żeby nie rozpłakać się jak dziecko, lecz coraz słabiej mu to wychodziło…
- Cieszę się… - Juri uśmiechnął się na tyle, na ile pozwalały mu siły.
Nagle uścisk jego dłoni poluzował się, a powieki mimowolnie się zamknęły.
- Kurzanov? – złodziej lekko potrząsnął blondynem – Kurzanov, nie rób mi tego do cholery! – niestety, przyjaciel już go nie słyszał – To nie może być prawda… - brunet spojrzał na Lamberta, po czym z desperacją zaczął próbować zrobić cokolwiek, by tylko Juri otworzył oczy… Mimo iż doskonale wiedział, że tak się nie stanie.



Max otarł z twarzy łzy i odwrócił głowę, spoglądając na swego martwego brata. Cholernie go żałował, ale w jego przypadku było tak samo, jak z Chrisem. Gdyby nie zginął, do końca życia nie dałby o sobie zapomnieć. Śmierć była jedynym rozwiązaniem, dla obu parszywców, by w końcu móc żyć spokojnie. Ale czy Marco potrafiłby zabić swojego brata z równie zimną krwią? Ten człowiek zadał mu wiele krzywdy, ale ich rodzinne więzi wydawały się być inne niż Lambertów. Bardziej zacieśnione. Mimo tych wszystkich urazów jakie do siebie żywili, Max odnosił wrażenie, że każdy z nich, chciałby naprawić tego drugiego, by znów stać się rodziną. Oni nie chcieli się zabijać. Nienawidzili się, lecz pragnęli się zjednoczyć…
- Co… Co tu się stało…? – rozległ się głos Colina, który wpadł zdyszany do pomieszczenia.
Takeda siedział nad ciałem Juriego z zakrwawionymi rękami i nie miał zamiaru się odzywać. Twarz miał wbitą w spokojne oblicze martwego przyjaciela, jakby łudził się, że ten najzwyczajniej w świecie otworzy oczy.
- Dante chciał zabić Marco, a Juri… Rzucił mu się na pomoc… - odezwał się cicho Max.
Jensen nie mógł uwierzyć w to co widzi. Spojrzał w stronę Lamberta i dojrzał na podłodze jego martwego brata. Oparł się o ścianę i zaczął układać w głowie wszystko co właśnie zobaczył. Śmierć blondyna była dla niego nie małym wstrząsem, ale pomyślał, że przecież każdy z nich, był gotowy poświęcić się dla przyjaciół. Kurzanov również był w tej grupie. Obiecali sobie nawet, że żaden z nich nie będzie rozpaczał, jeśli ktoś z ich czwórki zginie. Łatwe to nie było, bo serce cholernie bolało, ale…
- Tak sobie myślę, że Juri raczej by nie chciał żebyśmy się teraz użalali… Raczej wolałby żebyśmy dorwali Dantego i Chrisa, pomstując w ten sposób jego śmierć – odezwał się Colin.
- Masz rację – powiedział nagle Marco, spoglądając na swego rozmówcę.
- Dante załatwiony. Trzeba jeszcze dopaść twojego brata… - to mówiąc, Jensen wyjął z kieszeni komórkę – Alia do mnie dzwoniła. W takim stanie jej nigdy nie słyszałem, ani tym bardziej nie widziałem.
- Co się stało?
- Chris… Wysłał jej tego smsa – brunet wyciągnął przed siebie rękę z telefonem.
Takeda wstał i razem z Maxem podszedł do Colina. Kiedy zobaczyli wiadomość, obydwoje pobledli.



- Alia prosiła, żebym do niej przyjechał. Dobrze by było stary… gdybyś pojechał teraz do Mei. Jeśli również dostała takiego smsa…
Takeda spojrzał na ciało martwego przyjaciela, a potem na Lamberta.
- Zostanę tu i zajmę się wszystkim – odparł Max – Jedźcie, dziewczyny was teraz potrzebują.
Jensen i Takeda skinęli porozumiewawczo głowami.
- Dzięki stary. Będziemy w kontakcie – powiedział złodziej, po czym razem z kumplem ruszyli do wyjścia.

*************

Marco wysadził Colina pod szkołą i z piskiem opon ruszył w kierunku posiadłości Tempertonów. Przez całą drogę powrotną, obydwaj nie zamienili ze sobą ani słowa. Byli dobici śmiercią przyjaciela i tym co zobaczyli w smsie jaki dostała Alia. Jak ten cholerny gnój mógł zrobić coś takiego? W głowie Takedy kłębiło się setki myśli, kiedy zajechał pod rezydencję. Westchnął głęboko, wysiadł z auta i ruszył do środka.
- Mei! – zawołał, idąc przez długi hol. Już chciał krzyknąć drugi raz, kiedy nagle do jego uszu dotarł płacz córki. Zaczął biec w kierunku pokoju, w którym znajdowało się dziecko. Najpierw pomyślał, że może mała wybudziła się, bo śniło jej się coś złego i czarnowłosa próbuje ją uspokoić, lecz kiedy otworzył drzwi, zastał go nieprzyjemny widok. Pomieszczenie było puste. Na podłodze koło łóżka, walały się jakieś bibeloty, które wcześniej leżały w szufladzie, szafa z ciuchami Li Mei, była otwarta i zniknęło kilka rzeczy. Marco podszedł do kojca i wyjął z niego Amour, tuląc ją silnymi ramionami.
- Już dobrze kochanie, tatuś tu jest… - powiedział głaszcząc małą po głowie.



Czuł jak ręka pulsuje mu jak wściekła, ale to była jego najukochańsza córka i dla niej gotów był poświęcić wszystko. Dziewczynka uspokoiła się po kilku chwilach, choć na początku nie było łatwo.
- Gdzie jest mama skarbie? – spytał, nie przestając tulić córki. Lecz kiedy tylko zadał to pytanie, mała znowu zaczęła płakać. Takedzie przestało podobać się to wszystko, tym bardziej, że dom zdawał się być kompletnie pusty. Ale gdzie mogła podziewać się Mei? Przecież nie zostawiłaby dziecka ot tak sobie i wyszła… Uspokajając ponownie córeczkę, złodziej zaczął rozglądać się po pokoju, szukając czegoś, co mogło by mu dać jakąkolwiek wskazówkę, odnośnie tego, gdzie podziewa się jego ukochana. Spojrzał na stertę bibelotów leżącą na ziemi i dostrzegł w niej coś dziwnego. Podszedł bliżej i przykucnął, by podnieść rzecz, która przykuła jego uwagę. Serce zaczęło walić mu z nerwów jak szalone, kiedy pomiętym kawałkiem papieru okazało się być zdjęcie jego brata, leżące w szufladzie od bardzo dawna. Lecz kiedy posadził Amour na łóżku, zobaczył coś jeszcze. Między poduszkami, leżała jakaś zgięta kartka, której róg wystawał na zewnątrz. Wyjął ją i w pośpiechu zaczął rozkładać.
„Jeśli chcesz odzyskać Li Mei, przyjedź w miejsce, gdzie zaczęła się walka o jej serce. Rozstrzygniemy to jak prawdziwi mężczyźni, raz na zawsze. Bądź sam. Inaczej nigdy więcej nie zobaczysz matki swego dziecka. Pamiętasz jak mówiłem, że moja zemsta będzie bolesna dla twojego serca? Mam nadzieję, że zabolało. I to bardzo mocno. Masz czas do dwunastej. Wiesz co się stanie jeśli się nie zjawisz..
Kiedy Marco przeczytał tą wiadomość, poczuł, że coś w nim pęka. Szybko przypomniał sobie jak Chris powiedział mu, że się zemści i że ugodzi go to w serce. W jednej chwili ogarnęło go dziwne uczucie. Jakby nagle wróciło wszystko z czasu kiedy to brat go więził, dosłownie jakby to było wczoraj. Wtedy o mało co nie zamienił się w nieczułą bryłę lodu, a teraz wszystko wróciło i uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Własny brat zabrał mu miłość jego życia i wręcz skazał na cierpienie ukochaną córkę, która została zupełnie sama w tym wielkim domu. Bolało i to cholernie, bo jak nigdy dotąd. Spuścił głowę i spojrzał na pomięte zdjęcie. Po chwili zgniótł je w dłoni, zaciskając pięść tak mocno jak tylko potrafił, jakby chciał w ten sposób pokazać co zrobi swojemu bratu za zniszczenie mu życia. ZEMSTA. To słowo bezustannie świdrowało teraz jego myśli…
- Ta..ta.. – do jego uszu dotarł nagle głos małej. Kiedy uniósł głowę, z kamienną twarzą spojrzał na Amour.



Dziewczynka wyciągnęła w jego stronę małą rączkę i położyła ją na czole, delikatnie klepiąc nią swego ojca. Zamknął oczy wziął głęboki wdech, po czym odwrócił głowę i spojrzał na zegarek, na którym widniała godzina jedenasta. Miał mało czasu, ale wiedział co ma robić. Wziął córkę na ręce, przytulił ją mocno i w pośpiechu ruszył do wyjścia.

****************************

- Zabił ich, ten drań ich zabił…! - Alia nie mogła przestać płakać, wtulając się w Colina.
Jemu samemu nie było łatwo, gdyż również go to bolało. Na dodatek cały czas miał przed oczami swego martwego przyjaciela, o którym nie powiedział jednak blondynce, gdyż nie chciał jej bardziej dobijać.



- Dlaczego to tak bardzo boli?! – krzyknęła, ściskając dłonie w pięści – Przecież moi rodzice nic mu nie zrobili… Wszystko tak dobrze się układało… Było tak cudownie… A tu nagle coś takiego!
- Spokojnie kochanie, jestem przy tobie. I obiecuję ci, że razem to przetrwamy – przejechał dłonią po jej włosach, po czym złożył na jej czole, czuły pocałunek.
- Nie chce mi się żyć… - wyszeptała, obejmując go tak mocno jak tylko potrafiła.
- Nie mów tak, jesteś młoda i silna, dasz sobie radę. Poza tym masz mnie. Wiem, że to niewiele, ale zrobię wszystko byś się teraz nie poddała. Poza tym twoi rodzice na pewno by nie chcieli, żebyś przez nich płakała.
- Jesteś wszystkim co mam, wszystkim co mi pozostało Colin…
- Nie mów tak. Masz jeszcze Mei, Marco i małą Amour, która uwielbia swoją ciotkę. Szczególnie dla niej powinnaś być teraz silna.
Alia otarła łzy i podciągnęła nosem, spoglądając na chłopaka. Jego słowa potrafiły działać cuda i ona doskonale o tym wiedziała.
- Kocham cię i dziękuję, że jesteś – ponownie się w niego wtuliła.
- Też cię kocham skarbie.. – pogłaskał ją po plecach i westchnął cicho.
- Wiesz… Zauważyłam, że Amour polubiła waszego kolegę… Chyba nawet bardziej ode mnie – uśmiechnęła się lekko – Właściwie to gdzie on teraz jest…?
Colin poczuł jak ściska go za serce. Tak bardzo chciał jej powiedzieć co się stało, wyrzucić to z siebie i poczuć chociaż maleńką ulgę, ale nie chciał pogarszać jej stanu, który mimo wszystko, wciąż był dosyć kiepski.
- Juri…? On… Został z Maxem – głos bruneta zaczął się łamać.
- Muszą się pozbyć ciała Dantego… Tak..? – spojrzała na jego twarz.
- Tak… Tak kochanie – przycisnął ją mocno do siebie, by nie widziała, z jakim trudem powstrzymuje łzy. Dopiero teraz, tak naprawdę dotarło do Jensena, że jego przyjaciel nie żyje. Mimo iż wiedział to już od pewnego czasu, nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Tak było mu łatwiej przetrwać… Zamknął zaszklone oczy i wziął głęboki oddech, by się względnie uspokoić. Właśnie wtedy po jego policzku spłynęła łza, która kapnęła mu na koszulkę.



Szybko otarł twarz i uśmiechnął się do dziewczyny, która ponownie na niego spojrzała.
- Wszystko się ułoży – powiedział do niej.
Zaraz po tych słowach, obydwoje usłyszeli ryk silnika pojazdu, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy.
- Marco…? – powiedział cicho Colin.
- Miał przecież pojechać do mojej siostry… To raczej nie on… - odparła Alia.
- Kiedy jestem pewien, że to moje auto… - spojrzał na blondynkę.
Nagle zza budynku szkoły wyłonił się samochód, który wszedł w zakręt z ogromną prędkością, po czym ruszył w kierunku tulącej się pary. Kiedy zatrzymał się tuż koło nich, obydwoje przestali mieć wątpliwości, kto siedzi za kierownicą.
- Stary, co ty tu robisz? I gdzie do licha, jest Mei? – zadawał pytania Jensen.
Takeda wysiadł z pojazdu i podał Alii, Amour.
- Zajmijcie się moją córką. Teraz tylko z wami może czuć się bezpiecznie – powiedział z niewyobrażalnym chłodem w głosie.
- Marco, co się dzieje...? – dziewczynie nie podobało się to, co usłyszała.
- Nie mam czasu na wytłumaczenia. Po prostu dbajcie o to, by nic jej się nie stało – odparł i ruszył z powrotem do auta.
Colin jednak poszedł za nim i zatrzymał kumpla tuż przed samochodem.
- Mów co jest grane, albo nigdzie się stąd nie ruszysz.
Złodziej spojrzał w oczy przyjaciela, po czym skierował wzrok w kierunku małej, która patrzyła na niego tęsknym wzrokiem. Widząc to, szybko odwrócił głowę.
- Chris porwał Mei. Amour była sama w tym cholernym domu…
- Co takiego?
- To co słyszysz. Mam niecałą godzinę, żeby ją uratować, inaczej zabierze mi ją i zniknie. Dlatego musicie się zająć moim dzieckiem. Tylko o to was proszę.



Jensen przez chwilę wpatrywał się w skamieniałe oblicze kumpla. W myślach zaczął się nawet modlić, by Marco odzyskał Mei. Ale nie tylko dlatego, by obydwoje mogli być szczęśliwi…
- Dorwij gnoja – skwitował krótko.
Takeda przytaknął, po czym wsiadł do auta i odjechał z zawrotną prędkością. Twarzyczka małej Amour znów zalała się łzami…

********************

Max stał przed wejściem na halę i intensywnie o czymś myślał. Dzisiejsze wydarzenia nie należały do najszczęśliwszych, lecz chłopak nie wyglądał na takiego, który w tym momencie zawracałby sobie głowę tym co już było. Wiedział dlaczego tu stoi i co się za chwilę stanie. Niestety on już wybrał i nie miał zamiaru zmieniać zdania.



Kiedy na teren starych doków przyjechał policyjny radiowóz, po który blondyn zadzwonił chwilę po wyjeździe Takedy i Jensena, oraz sporo opóźniona karetka pogotowia, chłopak zgasił swego ostatniego papierosa i ruszył w kierunku zaparkowanych obok siebie pojazdów.
- Co się stało panie Lambert? – spytał funkcjonariusz policji.
- Chciałem zgłosić morderstwo.
- Kto kogo zabił? – wypytywał mężczyzna.
- Ja zabiłem. Swojego brata. Chcę się do tego przyznać i oddać w ręce władz.
- Ale… Panie Lambert, wie pan przecież, że nie musi pan tego robić – policjant nie ukrywał, że mocno zaskoczyła go ta odpowiedź.
- Już postanowiłem – odparł Max – Jednak wcześniej chciałem coś jeszcze załatwić – dodał i odwrócił się w stronę ratowników – Co tak długo?! Żywy człowiek zdążyłby się już wykrwawić na śmierć za ten czas! – warknął ze złością.
- Proszę wybaczyć, ale w centrum miasta była potworna stłuczka, pojechały tam wszystkie karetki – mówił mężczyzna idąc za Lambertem – A pan wyraźnie powiedział nam przez telefon, że są dwa trupy. Żywi zawsze mają pierwszeństwo.
- No tak… - westchnął blondyn. Jednak po chwili namysłu, zatrzymał się i spojrzał na ratownika – Naprawdę powiedziałem wam, że są dwaj martwi? – zapytał z udawanym zaciekawieniem.
- No tak. Takie odebraliśmy zgłoszenie.
- Więc ktoś musiał się pomylić – dodał i ponownie ruszył przed siebie – Jestem pewien, że mówiłem tylko o jednym trupie - zatrzymał się w drzwiach pomieszczenia, gdzie wcześniej miała miejsce strzelanina i puścił przodem mężczyznę



– Jak pan widzi… - spojrzał w kierunku potężnej plamy krwi, ulokowanej między stertą połamanych desek, po czym skierował wzrok na Dantego – Jest tu tylko ciało mojego brata. Więc to na pewno musiała być pomyłka.

*************************

Marco pędził z zawrotną prędkością w kierunku starej opuszczonej fabryki, która od dawna straszyła swoim wyglądem. To właśnie w tym miejscu, spotkali się z Chrisem, kiedy to złodziej postanowił pomóc bratu w zdobyciu Mei. I pomyśleć, że od tamtego dnia, minęło prawie sześć lat. Sześć długich lat, w których to wydarzyło się tyle rzeczy. O niektórych dobrze byłoby zapomnieć, inne natomiast przywoływały na myśl przyjemne wspomnienia. Teraz jednak Takeda doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Chris zaplanował sobie taki bieg wydarzeń. Zawsze był cierpliwy. I zawsze twierdził, że każdy dobry plan potrzebuje odpowiedniego rozłożenia w czasie, by mógł stać się nie do rozszyfrowania. Jak się okazało, miał rację. Nawet szczwanego lisa Lamberta, udało mu się pozbyć dosyć sprawnie.
Kiedy oczom złodzieja ukazał się wysoki budynek, serce zaczęło mu walić jak oszalałe. Nie dopuszczał do siebie nawet myśli, że jego podły brat mógłby najzwyczajniej w świecie zabrać mu Mei. Coś takiego w ogóle nie wchodziło w grę. Kochał nad życie matkę swego dziecka i jeżeli coś by jej się stało, lub Chris by mu ją odebrał, cholernie odbiłoby się to na reszcie świata. Nie chciał również by ich córka – tak jak on – wychowywała się bez matki.
Zaparkował auto pod fabryką i ruszył na jej szczyt. Musiał odzyskać ukochaną. Doskonale wiedział, że ona tam będzie, pamiętał to miejsce i spotkanie ze swym bratem, jakby to było wczoraj.
Jednak kiedy zobaczył czarnowłosą, jeszcze bardziej – o ile to w ogóle możliwe – zmroziło mu krew w żyłach. Dziewczyna była w opłakanym stanie, jakby kompletnie się poddała. Gładka, jak dotąd, twarz Mei, miała teraz pełno skaz. Zakneblowane usta i twarz pełna łez… Stała tuż obok Chrisa, który trzymał ją za związane ręce i szarpał, kiedy próbowała się wyrwać.



- W tym miejscu to wszystko się zaczęło… i w tym miejscu to wszystko się skończy – warknął nagle oprawca.
- Puść ją, do cholery… - wycedził przez zęby Marco – To są tylko nasze porachunki, po co ją w to mieszasz?!
- Nie bracie. Od kiedy wdarła się do naszych serc, to są również jej porachunki!
- Nie rozśmieszaj mnie. Ty nie masz uczuć gnoju! Inaczej nie zrobiłbyś tego wszystkiego co zadało jej ból!
- To kara. Ta suka cię zmieniła i teraz musi ponieść za to konsekwencje! – ryknął, wściekły Chris.
- To wszystko twoja wina… - Marco zacisnął dłonie w pięści - Po co wciągałeś mnie w swoje intrygi? Nigdy bym jej nie spotkał, gdybyś zapomniał o tym, że masz brata! Trzeba było wymazać mnie ze swojej pamięci, a nie mieszać mi w życiu!!
- Nikt ci nie kazał się godzić na to, co ci zaproponowałem, kundlu. Dzisiaj masz wyrzuty sumienia?! Już nie pamiętasz, co o tym myślałeś na początku?! – chłopak szarpnął Mei ze złością.
- Stul pysk! - złodziej zakasał rękawy – Zaraz spuszczę ci taki wpieprz, że odechce ci się łgać…
Chris pchnął czarnowłosą tak mocno, że upadła na betonową posadzkę i ruszył na swojego brata.
Obydwoje zaczęli się okładać pięściami, walcząc tak zaciekle, że polała się krew. Mimo że Marco potwornie bolała ręka, radził sobie nie wiele gorzej. Wiedział, że nie może odpuścić i pozwolić na to by brat zabrał mu ukochaną, dlatego nie zwracał uwagi na ból.
Patrzącej na to wszystko dziewczynie wręcz rozdzierało serce, a łzy coraz intensywniej napływały do oczu. Chciałaby pomóc mężczyźnie swojego życia, ale nie mogła nic zrobić. Ta bezsilność dobijała ją jeszcze bardziej. Jednego z nich kochała kiedyś, drugiego kocha teraz… Gdyby wiedziała, że to wszystko ostatecznie skończy się szczęśliwie, przeszłaby przez to piekło jeszcze raz, byleby tylko na jego końcu czekał na nią jej mężczyzna. Dla niego była gotowa zrobić wszystko.
- Nie pozwolę ci wygrać! – do jej uszu, dobiegł nagle głos Chrisa, wyrywając ją z zamyślenia.
Spojrzała w kierunku walczących i zamarła. Marco zaciskał dłonie na szyi swojego brata, który mierzył w jego głowę z pistoletu. Chciała krzyknąć, ale nie mogła. Łzy jeszcze intensywniej napływały do jej oczu, a myśli błagały, by gorszy z Takedów nie pociągnął za spust.



- Strzelaj… - wycedził Marco – W końcu chcesz to skończyć, prawda..? Zabij mnie, do cholery!
Patrzyli sobie w oczy z ogromną nienawiścią, kiedy nagle Chris opuścił broń, strzelając prosto w nogę brata. Marco w jednej sekundzie poluzował ręce, a potem poczuł jak mocny kopniak powala go na ziemię. Na jego twarzy malował się obraz ogromnego bólu, pomieszanego z chęcią odwdzięczenia się bratu za to, co zrobił.
- Nadal jesteś takim wielkim tchórzem… - powiedział unosząc głowę – Myślałem, że załatwimy to jak mężczyzna z mężczyzną, a ty wciąż wysługujesz się tą śmieszną zabawką żeby zwiększyć swoje szanse…
- Dopiero chciałeś żebym cię zabił – Chris odsunął się i schował pistolet – A teraz nagle zarzucasz mi, że pomagam sobie bronią? – odwrócił głowę i spojrzał w stronę leżącej na betonie Mei, która wylała już morze łez, patrząc z cierpieniem na to co się działo – Nie płacz skarbie, za chwilę stąd znikniemy… - odparł z wrednym uśmieszkiem.
- Nie zabierzesz jej nigdzie – usłyszał głos brata – Nie pozwolę ci na to! – poczuł jak traci równowagę i ląduje na ziemi. Sięgnął po broń, ale Marco w ostatniej chwili przyłożył mu w twarz, na co chłopak wypuścił z ręki jedyny możliwy środek obrony. Szamotali się przez chwilę, lecz ból jaki musiał znosić złodziej, znacznie osłabił jego siłę. Chris natomiast, postanowił szybko to wykorzystać. Chwycił za broń leżącą obok i ponownie strzelił, trafiając brata w tą samą nogę. Tym razem chłopak, aż zawył z bólu.
- Mógłbym cię dobić… - usłyszał nad sobą głos oprawcy – Ale lepszą frajdą jest patrzeć jak cierpisz… - nagle poczuł solidnego kopniaka w plecy. Zaraz po nim następnego, a potem kolejnego. Leżał nieruchomo na ziemi, mając przed oczami pełno białych plam, między którymi widział Chrisa, kierującego się w stronę jego ukochanej. Próbował się podnieść, ale ból był tak silny, że mu na to nie pozwolił.
- Nie odbierzesz mi jej!!! – wrzasnął najgłośniej jak potrafił.



- Za późno bracie! – usłyszał w odpowiedzi – Już to zrobiłem…
Marco patrzył jak kobieta jego życia, odchodzi z niechęcią. Próbowała się wyrywać, ale wtedy Chris wziął ją na ręce i przerzucił sobie przez ramię. Zanim jednak wyszedł, ostatni raz odwrócił głowę w kierunku złodzieja i uśmiechnął się z satysfakcją.
– Jeszcze się spotkamy – odparł, po czym zniknął w budynku.

****************************

Czas mijał, a złodziej zwijając się z bólu, leżał na środku ogromnego dachu fabryki. To co teraz czuł było nie do opisania. Stracił wszystko. Brat zabrał mu ukochaną, której tak mocno postanowił bronić, na dodatek on sam czuł się winien tego, że nie potrafił zabić Chrisa. Co za tym idzie, nie dotrzymał obietnicy danej Juriemu, kiedy ten konał mu na rękach. Gdyby zadusił brata, kiedy miał do tego okazję, razem z Mei, jechaliby w tej chwili do swojej córki, która na pewno za nimi tęskniła. No właśnie, małą Amour czekał teraz taki sam los jak jego… Miał ochotę się rozpłakać, ale zwyczajnie nie potrafił. Łzy nie chciały napływać mu do oczu, mimo tego, że próbował je wywołać. Miał również ochotę wykrwawić się na śmierć, ale jak na złość, jakaś siła nie dawała mu umrzeć, mimo że stracił sporo krwi…
- Marco! – usłyszał nagle głos za plecami – Stary żyjesz?! – Colin podbiegł do znieruchomiałego przyjaciela.



- Jak… Mnie znalazłeś…? – zapytał cicho Takeda.
- Dzięki Bogu, żyjesz.. – westchnął z ulgą chłopak - Zwinąłem komuś auto i pojechaliśmy do rezydencji. Znalazłem tam ten list od…
- Nie kończ… Nie trzeba było tu przyjeżdżać…
- Co ty mówisz? Chciałem ci pomóc, a zdawałem sobie sprawę, że nie zechcesz mnie wziąć ze sobą… - Jensen spojrzał na rozległą ranę kumpla – Jak widać sporo się spóźniłem… Ale to nic, znajdziemy Mei i zabijemy tego sku*wiela. Musisz się trzymać stary!
- Nie mam na to siły Colin… - Marco spojrzał na kumpla obojętnym wzrokiem – Zostaw mnie… chce tu zdechnąć jak pies.
- Marzy ci się – odparł mu przyjaciel – Masz córkę, która potrzebuje cię teraz jak nikogo na świecie. Ja i Alia nie zastąpimy jej rodziców.
- Gdzie ja teraz znajdę Mei?! – krzyknął nagle złodziej – Chris na pewno jest już daleko stąd, a ja leżę tu i… - głos mu się załamał w tym miejscu.
- Nie zachowuj się jak mięczak, bo stracisz nie tylko kobietę swojego życia – mówiąc to, Jensen położył obok Marco małe pudełeczko – Alia znalazła to w waszym pokoju.
- Co to jest? – spytał Marco – Kolejna wiadomość? Może tym razem ten gnój chce zabrać mi córkę, co?!
- Zamknij jadaczkę Takeda i otwórz! – wrzasnął Colin, uspokajając przyjaciela.
Złodziej spojrzał na kumpla, po czym powolnym ruchem podniósł się na jednej ręce, drugą zaś sięgnął do pudełka i ściągnął z niego wieczko. Kiedy zobaczył co jest w środku, zwyczajnie pobladł.
- To jakiś żart..? – skierował wzrok na kumpla.
- Najwidoczniej Mei chciała ci to pokazać, tylko czekała na odpowiedni moment…
Marco westchnął głęboko, po czym zamknął i odsunął pakunek.



- Pomożesz mi…? – zapytał Colina.
- Dobrze wiesz, że moja odpowiedź zawsze będzie brzmieć „tak”.
Chłopak wysilił się na uśmiech i lekko poklepał przyjaciela po plecach. Jeszcze raz spojrzał na pudełeczko, w którym znajdowały się maleńkie buciki… Nagle jego spotkanie z bratem stało się jak najbardziej realne. Lecz tym razem Takeda po prostu wiedział, że Chris… nie wyjdzie z tego żywy.

KONIEC
__________________
Mój profil na WATTPAD
rudzielec jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz

Tagi
belle rose, colin, lofffu, rudzielec, vincent and marco, vorg


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 3 (0 użytkownik(ów) i 3 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 03:45.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023