Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 09.10.2014, 11:41   #71
Deska
 
Avatar Deska
 
Zarejestrowany: 09.10.2014
Płeć: Kobieta
Postów: 1
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Maskarada

Uważam, że autor dobrze zrobi nie „podgrzewając” znajomości głównych bohaterek – byłoby to niewłaściwe i oburzające! Natomiast zgodzę się z przedmówcą, że brak dobrze poprowadzonego wątku romantycznego – jedyny charakter męski, który mógł budzić jakieś nadzieje, został brutalnie zamordowany… Mam nadzieję, że przynajmniej wątek młodego policjanta zostanie lepiej rozwinięty. Można by ładniej opisywać bohaterów: był przystojny, umięśniony, miał silne męskie ramiona, głębokie, magnetyzujące spojrzenie, kształtne pośladki... Jako szczęśliwa posiadaczka pięciu kotów, stwierdzam też poważny brak kotów w tekście. Poza tym wszystko mi się podoba i nie mogę się już doczekać kolejnej części!
Deska jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 13.11.2014, 17:01   #72
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Maskarada

Wszystkiego najlepsiejszego, drogi Szlachcicu! Z okazji urodzin chciałabym Ci życzyć więcej weny, chęci i pomysłów na Twoje FS - żeby odcinki pojawiały się częściej! No i poza tym zdrowia, szczęścia, studenckiego życia pełnego wrażeń i spełnienia marzeń

Cytat:
Antoinette uciekła z domu poprzedniej nocy.
Ojej, to by wiele wyjaśniało w takim razie. Prawdopodobnie Charles przymierzał się do zamordowania jej, ale ostatecznie poniósł śmierć z ręki jego niedoszłej ofiary (wyrwała mu pistolet/rewolwer i stało się jak się stało)
Naprawdę nie pamiętam, czy w ostatnim odcinku wspominałeś coś o ucieczce Antoniette i czy nie skomentowałam tego tak samo - wybacz mi, jeśli się powtarzam.

No, ale Lynette nieźle to rozegrała z tym przesłuchaniem! No i wtf z tą wyprawą łódką?! xD

Dobry odcinek - nie widać spadku formy ani nic z tych rzeczy.Zresztą jestem zdania, że tym razem nie ma niczego za dużo. Nie nudziłam się ani przez chwilę Dopatrzyłam się jednego błędziku, ale to naprawdę drobiazg ;]
I nagle zdałam sobie sprawę, jaką szkodę robią te długie przerwy między odcinkami. To niesamowite, że Lynette i Jennifer przyjechały dopiero dnia poprzedniego - tyle się wydarzyło w międzyczasie! I to przez kilka odcinków! Pomyśleć, że ja ostatnio w OJSG streściłam swoją grę z ok. 20 simowych lat, a 2 rzeczywistych

Ale muszę Ci powiedzieć, że jestem też zachwycona zgodnością tego, co widać na zdjęciach z tekstem! Dbałoiść o szczegóły nie może zostać niedoceniona

No i czekam na ciąg dalszy

Ostatnio edytowane przez Liv : 13.11.2014 - 17:03
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 17.11.2014, 13:07   #73
Kleo
 
Avatar Kleo
 
Zarejestrowany: 12.11.2014
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta
Postów: 4
Reputacja: 11
Domyślnie Odp: Maskarada

Pochłonęłam wszystkie odcinki w trochę ponad godzinę i co..? I brak mi kontynuacji!
Zdjęcia są przepiękne, w całości oddają to, co chcesz ukazać poprzez opisy (którymi jestem zachwycona!).
Jennifer jest dla mnie podejrzaną numer jeden i chyba tego zdania nie zmienię. + trochę to banalne.. ale wyczuwam spisek pomiędzy ojcem a nią? Jakiś.. romans?
Kleo jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 02.01.2015, 12:47   #74
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,471
Reputacja: 73
Domyślnie Odp: Maskarada

Szczęśliwego nowego roku!

Jeju, ile to już czasu minęło od ostatniego odcinka? Moi czytelnicy są aniołami, jeśli przez tak długi czas wytrzymali i wciąż tu są. Do tego witam również nowego czytelnika, Kleo i mam nadzieję, że zostaniesz z nami dłużej! A teraz, przechodząc do rzeczy, poniżej kolejny odcinek Maskarady. Miałem jak zwykle dużo problemów z weną, ale w końcu coś wypociłem i mam nadzieję, że i tym razem będzie w miarę znośnie.
Tak więc - przepraszam za zwłokę i życzę przyjemnego(w miarę?) czytania!

Rozdział VII



Lynette powoli zamknęła drzwi i obróciła się, ogarniając wzrokiem gabinet.
Promienie zachodzącego słońca spływały na drewnianą podłogę przez ogromne, przesłonięte bordowymi kotarami okna. Uniesione powiewem wiatru drobinki kurzu opadały leniwie na ziemię, migocząc za każdym razem gdy wpadły w krąg światła. Na starym, dębowym biurku warstwa rozlanego atramentu wgryzła się głęboko w leżące książki i papiery. Lynette weszła na miękki, czerwony dywan i przyjrzała się wielkiej, czarnej plamie zaschłej krwi. Ciało Charlesa zniknęło, lecz doskonale widoczne było miejsce, gdzie jeszcze niedawno leżało.
Nigdy nie zapomni tego widoku. Twarz Charlesa zastygła w niemym zdziwieniu, szkliste, martwe oczy i głęboka dziura w głowie. Na dywanie wciąż leżało kilka włosów, a gdy przyjrzała się bliżej zobaczyła coś, co nakazało jej szybko odwrócić wzrok.
„Cóż to? Czy to… Mózg?” zastanowiła się w przerażeniu, przyciskając dłoń do ust. „Dlaczego tego nie usunięto?”. Siła pocisku najpewniej wyrwała jego część z głowy.
Usiadła na sofie i wciągnęła głęboko powietrze. Wygładziła dłonią materiał sukienki, starając się skupić na tej drobnej czynności i zapomnieć na chwilę o tym, co widziała. Nie mogła teraz zrezygnować, przyszła tu w konkretnym celu: dowiedzieć się czegoś o mordercy. Może w ten sposób oczyści imię matki i uchroni ją przed niebezpieczeństwem, którego tak się obawiała.
Wstała i jeszcze raz rozejrzała się po gabinecie. Zastanawiały ją słowa detektywa. Dlaczego Charles miał połamane kości? Dlaczego leżał w tak dziwnej, nienaturalnej pozycji? To nie był zwykły upadek, tego była pewna. Jednakże w takim razie co naprawdę stało się Charlesowi?
- Nie ma śladów przenoszenia ciała – uznała w końcu. – Gdyby Charles umarł gdzieś indziej, najpewniej krew znajdowałaby się nie tylko na dywanie. Poza tym nie sądzę, żeby nikt nie zauważył mordercy niosącego ofiarę. Charles musiał być zabity tutaj.
Uniosła głowę i spojrzała na sufit. Ogromny, srebrny żyrandol zwisał na poziomie antresoli. Wydawał się być nienaruszony, pajęczyny falowały lekko na wietrze. „Może patrząc z antresoli zauważę coś, czego nie widać z tej perspektywy”, pomyślała, po czym podeszła do neogotyckich, krętych schodów z metalu, ukrytych między półkami na książki. Wspięła się na piętro i przeszła pod kamiennym łukiem. Dotknęła dłonią ciemnej, drewnianej balustrady o surowej formie. Wychyliła się i spojrzała poziom niżej, z początku niczego nie zauważając. Dopiero po chwili dotarło do niej, w jak szczególnym miejscu ciało Charlesa się znajdowało.



Lynette przeszła na południową część antresoli, skąd był idealny widok na biurko Antoinette. Co więcej, stojąca tam sofa pozwalała na przebywanie w miejscu samemu pozostając niezauważonym. Jeśli Charles chciał zabić Antoinette, najprawdopodobniej ukryłby się w tamtym miejscu. Wprawna dłoń bez problemu oddałoby kilka strzałów w pierś, pozbawiając życia każdego, kto zbliżyłby się do kominka. Gdyby tylko Lynette znalazła tam jakieś ślady, wtedy kwestia Charlesa stałaby się jasna.
Uklękła i spojrzała na podłogę, lecz nie zauważyła nic dziwnego. Na drewnie osiadła już gruba warstwa kurzu, jeśli coś tu się działo, wszelkie ślady zostały zatarte. Rozejrzała się i dostrzegła jakiś przedmiot pod kanapą. Sięgnęła ręką i wyciągnęła niewielki, czerwony guzik. Obróciła go w dłoni i dokładnie badając zastanowiła się, czy mógł on należeć do Charlesa.
Wstała i oparła się na barierce. Drewno zaskrzypiało głośno, coś chrupnęło i balustrada wygięła się znacznie, tak że Lynette straciła równowagę. Ujrzała, jak obraz zmienia się jej przed oczami, straciła z oczu książki na ścianach, ujrzała sufit, a następnie okna po drugiej stronie pokoju, by w końcu zobaczyć ciemną plamę krwi dokładnie pod nią. Czerwony guzik wypadł jej z rąk i spadł na ziemię, a z ust Lynette wydobył się zduszony okrzyk.
W ostatniej chwili złapała się barierki.



Zawisła kilka metrów nad ziemią, oszołomiona i przerażona. Jeśli puści barierkę, upadek złamie jej kości, nie wiedziała jednak jak długo wytrzyma i czy jest w stanie się podciągnąć. Poruszyła nogami i spróbowała oprzeć się o belkę podtrzymującą podłogę antresoli. Choć z początku buty ześlizgiwały się z drewna, w końcu udało jej się wspiąć z powrotem na piętro. Zaraz odsunęła się od barierki i oparła o regał, oddychając ciężko. Nigdy jeszcze nie była tak przerażona. Chwila wahania i spadłaby, podzielając los Charlesa. Serce wciąż biło jej jak oszalałe, nie mogła się skupić na niczym.
Gdy uspokoiła się, spojrzała na nieszczęsną barierkę. W miejscu, z którego wypadła tralki były spróchniałe i połamane, a poręcz wygięta, jakby duży ciężar się na nie oparł. Lynette sama nie mogłaby wyrządzić takiej szkody, ktoś wcześniej musiał spaść z tego miejsca. Przypomniała sobie czerwony guzik. Nagle ją olśniło.
„Charles musiał wypaść z antresoli, dlatego miał połamane kości,” uznała. Jeśli jednak tak w istocie się stało, dlaczego na antresoli nie było żadnych plam krwi? Dokładnie obejrzała podłogę i balustradę, lecz niczego takiego nie zauważyła. Jedynym śladem był czerwony guzik, który i tak jej wypadł.
Zeszła piętro niżej i rozejrzała się za zgubą. W końcu znalazła guzik na kanapie stojącej na środku pokoju. Wzięła go i schowała w torebce. „Może się przydać”.



W tej samej chwili drzwi otworzyły się i do gabinetu weszła Charlotte. Ubrana była w szykowną, choć trochę niemodną szarą sukienkę z czerwoną kokardą. Na głowie miała bordowy kapelusz z piórkiem, a w dłoni czarną, zamszową torebkę. Spojrzała na Lynette z niechęcią, po czym powiedziała:
- Właśnie wróciłam ze wsi. Pogrzeb Charlesa odbędzie się jutro o jedenastej.
Lynette skinęła głową na znak, że zrozumiała, lecz nie odpowiedziała. Charlotte wciąż była poruszona śmiercią syna, Lynette nie chciała więc dać jej powodu do następnego ataku gniewu.
- Charles zostanie pochowany w rodzinnym grobie na cmentarzu przy kościele – kontynuowała, lecz przerwała nagle i spojrzała na nią dziwnie. – Co ty tu robisz?
- To gabinet mojej matki – odparła Lynette krótko.
- Zresztą nieważne – uznała Charlotte. – Dobrze się składa, że jesteś. Chciałabym ci coś powiedzieć.
- Tak? – spytała Lynette, przygotowując się na następną falę oskarżeń.
- Jestem ci winna przeprosiny. Tobie i Antoinette – powiedziała Charlotte, choć z wyraźnym trudem.
- Przeprosiny? – zdziwiła się Lynette. Nie spodziewała się, że ta dumna kobieta zdobędzie się na takie wyznanie. Myślała raczej, że nawet uprzytomniwszy sobie nieprawdziwość słów dalej trwałaby w kłamstwie, niezdolna przyznać się do błędu.
- Przecież mówię wyraźnie – powiedziała ostro, szybko jednak się pohamowała. – Powiedziałam okropne rzeczy na wasz temat i szczerze tego żałuję. Śmierć Charlesa… Szukałam winnego, ale wskazując przypadkowe osoby pozwoliłabym na to, by prawdziwy morderca umknął sprawiedliwości. Tak być nie może.
- Chwilę temu widziałam się z detektywem, policja jest już na tropie, to tylko kwestia czasu zanim złapią mordercę – powiedziała Lynette, by spróbować jakoś pocieszyć Charlotte.
- Mam nadzieję, że masz rację – odparła i westchnęła ciężko, spojrzała na plamę krwi, rozmyślając o czymś innym. - Nie domyślasz się pewnie, kto to zrobił..? – spytała w końcu, spoglądając na nią bez przekonania. Lynette pokręciła głową.
- Nie, ale chciałabym wiedzieć. Ten kto zabił Charlesa z pewnością chciał zabić również moją mamę. Była o tym przekonana.
- Nie byłabym co do tego taka pewna – powiedziała Charlotte. – Zapytałaś w końcu, dlaczego nie opuściła domu?
- Nie – przyznała Lynette – nie miałam ku temu okazji.
- W takim razie chodź za mną, a wszystko ci wyjaśnię – odrzekła Charlotte i ruszyła w stronę drzwi na korytarz. Lynette zaraz za nią podążyła i przez chwilę szły w milczeniu, mijając najróżniejsze portrety i obrazy.
- Czy wszyscy na tych obrazach pochodzą z naszej rodziny? – spytała w końcu Lynette, by przerwać ciszę. Poza tym chciała dowiedzieć się czegoś więcej o rodzinie ze strony matki.



- Oczywiście. Każdy portret, jaki znajdziesz w tym domu, ukazuje członków rodziny. Chociażby w gabinecie Antoinette, zaraz nad kominkiem wisi obraz twojej babki – odpowiedziała Charlotte.
Lynette sięgnęła pamięcią wstecz i spróbowała przypomnieć sobie portret wiszący nad biurkiem w gabinecie. Ujrzała wysoką, młodą brunetkę o brązowych oczach, ubraną w czarną suknię z jedwabiu i trzymającą niewielki wachlarz w dłoni. Ciemne włosy spięte były w koczek, pojedyncze kosmyki opadały jej na bladą twarz o wręcz francuskich rysach. Wydawała się być poważna, jednak lekko uniesione kąciki ust zdradzały przyjazne usposobienie.
- Francine de Courtenay – powiedziała Charlotte. – Tak się nazywała, zanim wyszła za mąż za Philipa Ravensdale, twojego dziadka.
- Moja babcia była Francuzką? – zdziwiła się Lynette. – Nigdy o tym nie słyszałam.
- A ile w ogóle słyszałaś o swojej rodzinie, moja droga? – Spytała Charlotte, nieudolnie starając się ukryć złośliwy uśmieszek, jaki zawitał jej na ustach. – Twój ojciec niewiele wspominał o przeszłości twojej matki, czyż nie?
- Omijał ten temat za każdym razem, gdy próbowałam się czegoś dowiedzieć – przyznała Lynette.
Doszły do małych, wąskich schodków pnących się wysoko w górę, na których końcu widać było stare drzwi z odpadającymi płatami białej farby. Nad nimi wisiała na kablu żarówka, która zapaliła się bladożółtym światłem, gdy Charlotte dotknęła włącznik.
- Po tym, jak twoja babka umarła, wiele rzeczy zostało przeniesionych na strych. To właśnie wtedy dom został przekształcony w hotel. Twój dziadek pozostawił rodzinę z długami, które trzeba było szybko spłacić. Hotel okazał się sukcesem i szybko zgromadziliśmy nowy majątek, ale wtedy twoja matka kazała zamknąć działalność. – Powiedziała Charlotte, wspinając się po schodach na strych.
- Dlaczego? – zdziwiła się Lynette. – Jaki miała powód?
- Twoje narodziny, moja droga – odpowiedziała natychmiast Charlotte. – Ale sama zobaczysz.
Weszły przez drzwi do niewielkiego pomieszczenia ze stromym sufitem, wypełnionego najróżniejszymi pudłami i przykrytymi materiałem meblami. Przez niewielkie okno w dachu dostawało się światło dzienne, oświetlając wielki kufer z metalowymi okuciami, stojący na samym środku strychu. Pokryty był grubą warstwą kurzu, jakby od dawna nikt go nie używał. Charlotte zdmuchnęła z niego pył i otworzyła wieko, ukazując stertę zdjęć i albumów. Przez chwilę przeglądała niektóre z nich, po czym uniosła najbardziej zniszczony, zielony album z secesyjnym kwiatem na okładce. Otworzyła na jednej ze stron, po czym bez słowa przekazała ją Lynette.
Na pierwszym zdjęciu zobaczyła ogromny budynek z kopułą, zamknięty za metalową bramą wysokości prawie dwu ludzi. Wejście zdobiły masywne kolumny, a na dachu widać było kilka rzeźbionych kominów, z których buchał dym. W rogu ktoś napisał: „Bethlem Royal Hospital”.
Na następnym zdjęciu ukazana była jej matka.



Zdjęcie musiało zostać zrobione kilkanaście lat temu, kiedy Antoinette była znacznie młodsza. Leżała na metalowym łóżku przykryta białą pierzyną. Twarz miała bladą i bez wyrazu, jakby ciężko chorowała, włosy brudne i potargane, a ręce przykute łańcuchami do ramy łóżka. Na innych zdjęciach siedziała przy stole lub była badana, za każdym razem jednak z unieruchomionymi rękami. Na jednym z nich karmiła ją pielęgniarka.
- Bethlem Royal Hospital? – spytała Lynette, nie wierząc, co zobaczyła. – Czy to nie jest aby…?
- Sanatorium? Tak – odpowiedziała Charlotte, po czym dodała widząc jej minę: - Weź ten album. Poproszę któregoś ze służących, by przeniósł kufer do twojego pokoju. Zapewne będziesz chciała przejrzeć je wszystkie.
- Tak, oczywiście – odparła Lynette, choć nie słuchała za bardzo, co Charlotte do niej mówiła. Była wstrząśnięta. „Moja matka w sanatorium?”, myślała. „Jak to możliwe? Dlaczego?”.
- Dlaczego moja matka była w szpitalu psychiatrycznym? – spytała w końcu, starając się stłumić emocje.
- Nie znam dokładnych przyczyn, jednakże stało się to zaraz po twoim urodzeniu. Wróciła prosto z Ameryki, rozkazała zamknąć hotel, po czym zamknęła się w pokoju i nie chciała z niego wychodzić. Nie jadła obiadów, piła tylko alkohol. W końcu wyważono drzwi akurat w momencie, gdy chciała podciąć sobie żyły. Po tym incydencie doktor rodziny poradził, byśmy wysłali ją do sanatorium na badania. Stwierdzono, że jest niebezpieczna dla samej siebie.
- Jednak wypuszczono ją w końcu, czyż nie? Wyleczono moją mamę. Antoinette już nie potrzebuje pomocy – zauważyła Lynette.
- Antoinette uciekła z zakładu, robiła to zresztą regularnie i za każdym razem starała się wrócić do Ravensdale Manor – oświeciła ją Charlotte. – W końcu uznaliśmy, że lepiej będzie trzymać ją pod kluczem w domu, żeby mieć nad nią pełną kontrolę. Od tego czasu Antoinette bardzo się zmieniła, ale wciąż nie jest w pełni władz umysłowych. Dlatego też policja tak starannie jej teraz szuka, ponieważ wydaje się być najbardziej prawdopodobną sprawczynią śmierci… - tu urwała.
- Rozumiem – Lynette próbowała powstrzymać łzy, to było dla niej za wiele. – Jednakże nie wierzę, by była morderczynią.
- Możliwe, że widziała mordercę – zastanowiła się Charlotte. Przez chwilę milczała, po czym potrząsnęła głową, jakby odganiając uporczywą myśl, wstała, spojrzała na Lynette i rzekła: - To by było na tyle, moja droga. Wybacz, ale muszę zająć się sprawami domu.
Po tych słowach odeszła, pozostawiając ją samą. Lynette zapłakała cicho.



Antoinette postradała rozum zaraz po tym, jak ona się urodziła. Czy mógł być to szok spowodowany porodem? Co się stało, że Antoinette porzuciła swoje dziecko i wróciła do domu, gdzie uznano ją za szaloną?
Wstała, przycisnęła album do piersi, po czym wyszła ze strychu, starając się wrócić do swojego pokoju. Przez chwilę błąkała się korytarzami, trafiając na różne klatki schodowe i galerie, lecz w końcu trafiła do znanej jej części domu, z której niedaleko było do głównego holu i jej sypialni.
- Czy to nie panienka Lynette przemyka korytarzem? – usłyszała nagle, a gdy się obejrzała ujrzała ojca Patricka idącego w jej stronę. Był uśmiechnięty lekko, najwyraźniej bardzo zadowolony ze spotkania. – Gdzie panienka tak pędzi, jeśli można wiedzieć?
- Do swojego pokoju, jestem trochę zmęczona – odpowiedziała zaraz, mając nadzieję, że ksiądz nie zauważy lekko rozmazanego od płaczu makijażu.
- Zmęczona? Raczej poruszona. Wygląda pani jak sto nieszczęść – zauważył, a Lynette w duszy przeklęła jego dobry wzrok. – nie puszczę panienki samej w takim stanie, proszę za mną.
- Ależ naprawdę nie trzeba, po prostu boli mnie głowa – mówiła Lynette. – W pokoju mam tabletki na migrenę, zaraz mi przejdzie.
- Bzdura, widzę przecież, że panienka jest roztrzęsiona. Odrobina herbatki nie zaszkodzi. Jeszcze nikt po tym nie umarł… – tu urwał, po czym powiedział przepraszającym tonem: - och, proszę mi wybaczyć. Nie chciałem tego powiedzieć.
- Nic się nie stało – odpowiedziała, choć kłamała. Jak ojciec Patrick mógł być tak spokojny, skoro dopiero co wydarzyło się morderstwo, a jej matka zaginęła?



W końcu dotarli do niewielkiej kaplicy w najstarszej części domu. W tym miejscu podłoga była z terakoty, ściany pomalowane w różne wzory i pokryte gobelinami, a okna małe i wąskie, przez które ledwo wlewało się światło słońca. Ze sklepienia krzyżowo-żebrowego zwisał secesyjny żyrandol, znacznie nowszy od reszty wyposażenia kaplicy. Mimo że prąd był doprowadzony i tutaj, jedyne palące się światła pochodziły z lichtarzy przy ołtarzu. Ojciec Patrick wskazał jej niewielkie drzwi ukryte z boku kaplicy, po czym zaprosił ją do środka. To pomieszczenie było już znacznie skromniejsze. Białe ściany, drewniana podłoga, ciemne belki nośne na suficie. Miało jednak duże okno, które wychodziło prosto na ogród.
- Siadaj, siadaj dziecko – powiedział ojciec Patrick, wskazując na krzesło przy stole. – Zaparzę ci zaraz odrobinę dobrej herbaty. Od razu poczujesz się lepiej.
Po tych słowach zaczął krzątać się przy kuchni, przeszukując szafki i zaglądając na półki. W końcu wyciągnął stary imbryk i nastawił wodę, a następnie usiadł obok i zagadał:
- Pogoda jest dzisiaj wyjątkowo piękna, takiego dnia nie warto zawracać sobie głowy nieprzyjemnymi sprawami.
- Proszę wybaczyć, ale nie wie ojciec co mówi – odparła Lynette trochę głośniej niż chciała. Była zirytowana impertynencją ojca Patricka. Jak śmiał prawić jej kazania w obecnej sytuacji?
- Och, woda gotowa! – zawołał ojciec Patrick, całkiem ignorując słowa Lynette. – Jedna łyżeczka cukru, dwie?
- Nie piję z cukrem – oznajmiła. Ksiądz wsypał dwie łyżeczki i podał kubek. Usiadł naprzeciw Lynette i zamyślony spojrzał jej prosto w oczy.
- Nie wierzysz, że Antoinette to zrobiła, prawda? – spytał nagle, co ją zaskoczyło.
- Oczywiście, że nie – odpowiedziała oburzona. – Moja matka nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego.



Ksiądz pokiwał głową z uznaniem.
- Masz rację – powiedział. – Znam Antoinette bardzo długo i wiem, jaka jest. Charlotte najpewniej już zapoznała cię z przeszłością twojej matki. Pamiętaj, że był to tylko krótki okres w jej życiu, który nie miał z tobą nic wspólnego.
- Skąd ojciec to wie? – zapytała. – Mama mówiła coś ojcu?
- Sama do mnie napisała, bym przyjechał do Ravensdale Manor. Jesteśmy starymi, dobrymi przyjaciółmi. Ufa mi, a ja ufam jej. I wiem, że nigdy nie popełniłaby żadnej zbrodni, a już z pewnością nie morderstwo.
- Pańskie słowa na niewiele się zdadzą, policja uważa, że to ona zabiła Charlesa. Wszystko to z powodu jej przeszłości i ucieczki z domu. Poszukują jej cały czas, a kiedy zostanie znaleziona, będą chcieli szybko zakończyć sprawę.
- Nie, dopóki ja tu jestem – odpowiedział ojciec Patrick i uśmiechnął się tajemniczo. – Mam jeszcze kilka asów w rękawie, sama zresztą zobaczysz, gdy tylko Antoinette się pojawi.
- Czy wie ojciec może, gdzie moja matka się teraz ukrywa? – zapytała Lynette drżącym głosem. Miała nadzieję, że ksiądz odpowie twierdząco i że będzie mogła się z nią spotkać.
- Wiem, ale to musi pozostać tajemnicą jeszcze trochę dłużej – powiedział, po czym widząc minę Lynette dodał: - ale już niedługo spotkasz się z matką. Jest bliżej niż myślisz.
- Co ma ojciec na myśli? – zdziwiła się. – Czyżby była ciągle w domu?
- Nie, ale bardzo blisko. I sądzę, że nocami może ją panienka czasem widzieć.
„Nocami?” zastanowiła się. Co ojciec Patrick miał przez to na myśli? Jak mogłaby nocą zobaczyć swoją matkę?
- Dopij herbatę, drogie dziecko. Zaraz zrobi ci się lepiej.

---



Jennifer zamknęła drzwi kajuty i podeszła do biurka stojącego na środku pokoju pod ścianą. Musiała kupić bilety drugiej klasy, gdyż wszelkie oszczędności zniknęły jej z portfela, jednakże sprawa była na tyle poważna, że nie mogła sobie pozwolić nawet na chwilę zwłoki. Miała ważną sprawę do załatwienia, a jeśli jej przypuszczenia były prawdziwe, znienawidzona przez nią osoba właśnie była obok Lynette, gotowa zrobić jej krzywdę, jeśli tylko będzie miała z tego jakieś korzyści. Jennifer znała ją bardzo dobrze, wiedziała że nic nie powstrzyma jej przed najohydniejszą zbrodnią, byle by zaspokoić własne chciwe pragnienia.
Znów poczuła mdłości. Nie była przyzwyczajona do takich podróży. Za każdym razem, gdy tylko wsiadała na pokład, żołądek zaraz podchodził jej do gardła. Dzięki Bogu, że zabezpieczyła się ilością tabletek wystarczającą na całą podróż. Może jakoś przetrwa tydzień koszmaru jakim niewątpliwie będzie ten rejs.
Zdjęła z głowy kapelusz, rozpięła guziki płaszcza i rzuciła wszystko na łóżko. Następnie zasiadła przy biurku i zaczęła pisać list:

Najdroższa mamo!

Piszę właśnie z Lusitanii. Kabiny drugiej klasy nie są takie złe, jak z początku mi się wydawało. Oczywiście, są znacznie mniejsze, jednakże oferują wszelkie podstawowe wygody, a to w zupełności wystarczy mi na czas podróży. Wybacz proszę, że tak nagle postanowiłam Cię opuścić i udać się w rejs statkiem, jednakże pewne obowiązki zmusiły mnie do podjęcia takiej decyzji. Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe kilku kolejnych dni rozłąki. Wiem, że zawsze potrafiłaś zająć się sobą nawet wtedy, gdy nie miałaś żadnego towarzystwa w domu. Może zaproś kilka swoich znajomych, albo wyjedź gdzieś, tak jak ja? Chwila odpoczynku z pewnością dobrze Ci zrobi.
Jeszcze raz najmocniej przepraszam za tak nagłą zmianę planów, jednakże nie martw się! Wynagrodzę Ci to, gdy tylko wrócę do domu.
Twoja kochająca córka,
Jennifer

C.D.N.

EDIT: Pierwsze poprawki wprowadzone. Dziękujcie mamie.
EDIT2: Błędy zauważone przez Dianę również poprawione.
EDIT3: Błędy wskazane przez Liv poprawione!

Przypominam o wciskaniu , jeśli odcinek wam się podobał!

Ostatnio edytowane przez Caesum : 29.06.2023 - 18:48
Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 02.01.2015, 19:06   #75
Diana
Moderator
 
Avatar Diana
 
Zarejestrowany: 22.09.2012
Płeć: Kobieta
Postów: 1,089
Reputacja: 30
Domyślnie Odp: Maskarada

Cytat:
- Moja babcia była francuską? – zdziwiła się Lynette.
Francuzką

Cytat:
Po tych słowa zaczął krzątać się przy kuchni
Chyba miało być słowach, nie?

Zaskakujący ten odcinek, przyznam. Nigdy bym nie podejrzewała, że Charlotte przeprosi Lynette i będzie dla niej choć trochę miła. No i jeszcze ojciec Patrick, ciekawe, czemu nie chce powiedzieć, gdzie jest Antoinette. Cała ta przeszłość matki głównej bohaterki jest dziwna.
Co do Jennifer to nadal nie zmieniam zdania, wydaje mi się bardzo podejrzana.
Zdjęcia cudowne jak zawsze, najbardziej spodobało mi się to i to.

Odcinek dobry, warto było czekać. Tylko mam nadzieję, że następny będzie szybciej niż za kolejne trzy-cztery miesiące.

PS. Również życzę szczęśliwego nowego roku, wielu spełnionych marzeń i przede wszystkim mnóstwa weny.
__________________
Diana jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 08.01.2015, 14:12   #76
Kleo
 
Avatar Kleo
 
Zarejestrowany: 12.11.2014
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta
Postów: 4
Reputacja: 11
Domyślnie Odp: Maskarada

Odcinek jak zwykle trzyma poziom.
Fakt, przeprosiny Charlotty były dla mnie sporym zaskoczeniem, bo raczej spodziewałabym się wybuchu z jej strony( ale może to tylko taka zagrywka?). Psychiatryk? I to nie miało związku z narodzinami głównej bohaterki? Dziwne, dziwne. Mam nadzieję, że masz jakiegoś asa w rękawie i nas czymś zszokujesz.

Zdjęcia są rewelacyjne, składam pokłony!

Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek
Kleo jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 09.01.2015, 21:52   #77
Drewno
 
Zarejestrowany: 31.08.2013
Płeć: Kobieta
Postów: 5
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Maskarada

Mnóstwo emocji w tym odcinku. Ten kawałek mózgu niedbale walający się po podłodze biblioteki to perełka! No i ten opis psychiatryka, prawie jakby z realu. Pojawił się też mój ulubieniec, ojciec Patryk. Miałam nadzieję na jakąś interesującą scenę między nim i główną bohaterką. Tak ją częstował tą herbatką w odludnym miejscu. Myślałam że doda do niej tabletkę gwałtu. I tak ją namawiał na ten cukier... A tu nic.
Ciekawe jest też jego stwierdzenie że Lynette może zobaczyć swoją matkę nocą. Zupełnie jakby została nocnym stróżem albo Panem Twardowskim na księżycu.
Coraz bardziej zastanawia mnie Charlotte. Jak tak na nią patrzę to wygląda mi ona na transwestytę. To by tłumaczyło dlaczego tak łatwo przebolała śmierć Charlesa. Jako transwestyta nie mogła być jego matką i on ją szantażował.
Mam jeszcze drugą teorię że mordercą jest Pan Kleks bo w bibliotece znaleziono guzik, pewnie od czapki.
Drewno jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 05.02.2015, 10:12   #78
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Maskarada

Cytat:
„Cóż to? Czy to… Mózg?”

Cytat:
Uklękła i spojrzała na podłogę, lecz nie zauważyła nic dziwnego.
W międzyczasie zeszła z antresoli? Bo wnioskuję, że kanapa, o której mowa, to widoczna na zdjęciu nr 3. Czy po prtostu nie pokazałeś sofy stojącej na antresoli?
Ahaha, spadająca Lynette! Świetny opis!
Dobrze, że Charlotte się opamiętała! Musiałą jednak kochać swojego syna
Cytat:
- Dlaczego? – zdziwiła się Lynette. – Jaki miała powód?
- Twoje narodziny, moja droga – odpowiedziała natychmiast Charlotte.
O?
Ta pierzyna nie jest biała
O rety - to jakaś depresja poporodowa dopadła Antoniette czy co? A może to z Lynn było coś nie tak...?
Wow, nawet kapliczkę mają w Ravensdale Manor Swoją drogą wygląda świetnie!
Cytat:
- Och, woda gotowa! – zawołał ojciec Patrick, całkiem ignorując słowa Lynette.
Szybko im się woda gotowała w tamtych czasach
Cytat:
nie popełniła by
Razem.
Cytat:
Jennifer zamknęła drzwi kajuty
Eeee? Dopiero co była w domu
Cytat:
Mam nadzieję, że nie będziesz mi miała za złe kilka kolejnych dni rozłąki.
Kilku.
Ostatniego fragmentu kompletnie nie rozumiem
Jak widzisz, znalazło się dla mnie trochę niejednoznaczności w tym odcinku. Trochę się pogubiłam w tym fragmencie, gdzie Lynn obserwuje z góry gabinet matki, a potem jeszcze to nagłe "zniknięcie" Jennifer.
Mimo to czytało się dość szybko i nie nudziłam się ani przez chwilę - świadczy to o dobrych proporcjach opisy:akcja.
Ravensdale Manor ma prześliczne wnętrza! Przykro, że nie pokazujesz wszystkich na zdjęciach
W tym momencie żałuję też, że nie trafiłam na ten temat z 5 lat później - wtedy mogłabym przejść do kolejnego odcinka i moje wątpliwości prawdopodobnie zostałyby wyjaśnione... Nie lubię żyć w takim zawieszeniu
Ale! Teraz, zdaje się, masz trochę wolnego i mam nadzieję, że to wykorzystasz na napisanie czegoś Liczę na Ciebie!
Jakby coś to wiedz, że masz poniekąd mnie na sumieniu!
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 10.03.2015, 13:51   #79
Sovillian
 
Avatar Sovillian
 
Zarejestrowany: 06.12.2014
Płeć: Kobieta
Postów: 69
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Maskarada

Nareszcie przeczytałam wszystko od początku do końca. Zacznę może najpierw od ostatniego odcinka. Czytając komentarze u góry tak sobie myślę czy tylko ja całkiem inaczej odebrałam ten odcinek. A więc zacznę od tego, że ksiądz Patrick nie zaprosił ją na herbatkę by pogawędzić, ale po to by ją otruć lub coś w tym stylu. Zwłaszcza jak mówi "już nie długo zobaczysz się z matką". Po drugie (może to moja nadinterpretacja albo bujna wyobraźnia). Ale tak naprawdę cały czas mieliśmy do czynienia z siostrą Jennifer, a nie z nią samą. Ostatnia sytuacja gdzie Jennifer udaje się w podróż jest tego jak dla mnie dowodem. Poza tym w którymś z pierwszych odcinków "Jennifer" mówi, że jej siostra lubi czerwony itd.
Cytat:
Lubi czerwony kolor, choć matka mówi jej, że to kolor ladacznic.
i tak dziwnym trafem przez większość opowieści "Jennifer" pomyka sobie ubrana na czerwono.

I już sama nie wiem, czy ty po prostu tak mistrzowsko to wszystko rozegrałeś. Jeśli tak to należą ci się ukłony. A jeśli nie, to cóż... chyba ze mną jest coś nie tak, że doszukuje się takich spisków. I liczę na to, że rozjaśnisz trochę tą sytuację. ;D

Chciałaby jeszcze dodać, że zdjęcia jak i sam klimat, który stworzyłeś są rewelacyjne. Przeczytałam wszystko za jednym razem. Błędów nie lubię wytykać, zresztą sama się nie znam za specjalnie.
Sovillian jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 31.12.2015, 01:42   #80
Caesum
Administrator
 
Avatar Caesum
 
Zarejestrowany: 26.05.2005
Skąd: Warszawa
Wiek: 29
Płeć: Mężczyzna
Postów: 1,471
Reputacja: 73
Domyślnie Odp: Maskarada

A więc jednak do tego doszło. Myślałem, że już nigdy tego nie zrobię, ale po ROKU przerwy wreszcie udało mi się napisać nowy odcinek!
W związku z tym dodam również, że jest to przedostatni odcinek mojego fotostory. Miało być trochę więcej odcinków, ale jako że teraz mam mniej czasu na pisanie, uznałem że najlepiej będzie skrócić fotostory. Przepraszam wszystkich za to, że musieli tyle czekać i zapraszam do czytania nowego odcinka. Jako że minęło sporo czasu od ostatniego odcinka, możliwe że trochę zardzewiałem. Mam nadzieję jednak, że nie będzie zbyt dużo błędów.

No i skoro stary rok już prawie za nami, chciałbym wam wszystkim życzyć szczęśliwego nowego roku!

Rozdział VIII


Minął tydzień od przyjazdu Lynette. Policja przestała przeszukiwać tereny wokół posiadłości i zdecydowała się szukać Antoinette w wiosce, jednak bezskutecznie. Śmierć Charlesa mocno wpłynęła na Charlotte, która coraz rzadziej wychodziła ze swojego pokoju. Od ostatniej rozmowy Lynette nie zamieniła z nią ani słowa, lecz nie przeszkadzało jej to. Była dostatecznie zmęczona niepewnym losem matki, ciągnącym się śledztwem i zakazem powrotu do domu. To wszystko wprawiało ją w przygnębienie, co nie uszło uwadze ojcu Patrickowi, który zaczął ją częściej odwiedzać. Zdawać by się mogło, że chciał poprawić jej humor, lecz w trakcie rozmów podejmował wyłącznie tematy nudne i powierzchowne, tylko ją drażniące. Uparcie trwał przy narzekaniu na drobne niedogodności, które Lynette wydawały się tak małostkowe i odległe w porównaniu do jej własnych problemów, że była w stanie jedynie odpowiadać pojedynczymi słowami, nie starając się nawet ukryć irytacji. Wciąż zastanawiały ją słowa księdza odnośnie Antoinette. Co miał na myśli mówiąc, że nocą można ją zobaczyć? Zupełnie jakby stała się duchem i nawiedzała posiadłość. Nie potrafiła tego zrozumieć, a ojciec Patrick ignorował wszelkie pytania na ten temat.


- Słuchasz mnie, moje dziecko? Chyba znowu odpłynęłaś! Dobrze się czujesz? – spytał pewnego razu, gdy Lynette ponownie zbyła milczeniem jego opowieści.
- Nic mi nie jest, czuję się doskonale. Niech ojciec kontynuuje – skłamała pospiesznie, lecz nie uszło to jego uwadze.
- Nie musisz udawać, widzę doskonale, że cię zadręczam – odpowiedział śmiejąc się. – Niestety, starość nie radość! Młodych interesują zupełnie inne sprawy, nie mają nawet czasu na rozmowy ze starym duchownym. Jakaż szkoda, bo gdyby tylko posłuchali, uniknęliby wielu naszych błędów.
Po tych słowach zniżył głos i kontynuował szeptem:
- Poza tym wiemy o takich rzeczach, których młodzi nawet by się nie spodziewali.
- Co ojciec ma na myśli? – spytała zdziwiona. Co takiego mógłby jej powiedzieć? Czyżby miał zamiar wreszcie podjąć wątek Antoinette? Spojrzała na księdza wyczekująco, lecz ten tylko konspiracyjnie stuknął palcem w nos i mrugnął porozumiewawczo.
Wstała, pożegnała się chłodno i ruszyła do swojego pokoju. Na zewnątrz wiatr wzmógł się i poruszył korony drzew, zrywając kilka liści i unosząc je w powietrze. Chmury spowiły niebo i przesłoniły słońce, a ogród skąpał się w półmroku. Po chwili pierwsze krople wody uderzyły o szyby okienne, zapowiadając ulewę. W oddali deszcz siekł już tak gęsto, że przypominał mgłę.
Gdy tylko dotarła do swojego pokoju zaraz otworzyła drzwi, chcąc odseparować się od reszty domu. Miała dość rozmów z innymi ludźmi, obawiała się kolejnych historyjek o mrocznych tajemnicach rodzinnych. Czuła przemożną chęć położenia się w łóżku, przykrycia pierzyną i pozostania tam do końca życia. Jednak gdy tylko stanęła w progu sypialni, zaraz zamarła, z niepokojem patrząc na nowy obiekt, jaki się tam znalazł. Kufer Francine de Courtenay, ten sam, który kilka dni temu widziała na strychu, został przeniesiony do jej pokoju.


Podeszła i uniosła wieko, zaglądając do środka na stertę przedmiotów: dokumentów, albumów, szkatułek z biżuterią, szklanych fiolek z perfumami oraz licznych drobnych przedmiotów, zgoła bezużytecznych, zebranych tam zapewne tylko po to, by nie gromadziły kurzu gdzieś na półce. Na samym wierzchu leżała poszarpana książka z wielkim, ozdobnym napisem „Alexandre Dumas, La dame aux camèlias”. Lynette podniosła ją, otworzyła i przeczytała kilka stron. Czy taką literaturę czytała jej babka?
Odłożyła książkę na miejsce, po czym wzięła do ręki czarny zamszowy album, starty i wyblakły, wyglądający na najstarszy ze wszystkich. Był wyraźnie zniszczony, z odpadającą okładką i wyrwanymi kartkami. Nie to jednak zdziwiło Lynette, lecz same zdjęcia. Na jednym z nich stała rodzina zgromadzona wokół trumny. Jej wieko było otwarte, w środku zaś leżał starzec, z pozoru śpiący. Na innym zdjęciu kobieta siedziała na krześle, o którego oparcie podpierał się mężczyzna, prawdopodobnie jej mąż. O ile dama była lekko rozmazana, jej towarzysz był wyraźny, jakby z kamienia. Jego oczy były puste i zamglone.
- Cóż za okropność – skomentowała, przypominając sobie rozmowę sprzed tygodnia, jaką przeprowadziła z Charlotte.
Na zewnątrz zapadła już noc, z ciemności wyłaniały się tylko pojedyncze gałęzie, stukające w okno z każdym powiewem wiatru. Deszcz siekł gęsto w szyby okienne, a przez szpary w framugach ciągnęło przejmującym chłodem.
Schowała album z powrotem do kufra i zamknęła wieko. Nie chciała przeglądać rzeczy babki ani chwili dłużej. Myślała, że dowie się czegoś więcej, tymczasem miała wrażenie, jakby tylko zajrzała w przeszłość równie zgniłą i zamierzchłą, co trup osoby, której rzeczy przeglądała. Wszystko kojarzyło jej się ze śmiercią - drobinki kurzu unoszące się przy dotknięciu zakurzonej książki, woń starych papierów zmieszany z mdłym zapachem perfum. Jeśli w kufrze znajdowało się cokolwiek ważnego, zapewne było już zniszczone i przeżarte przez robactwo. To, co się zachowało, było tylko pustym wspomnieniem właścicielki.
Wstała, spojrzała na zegarek i stwierdziła, że najwyższa pora przygotować się do kolacji. Już niedługo Charlotte uderzy w gong, a wtedy będzie musiała zasiąść do stołu, by trwonić czas w niezręcznym towarzystwie swojej ciotki i ojca Patricka. Gdyby nie obecność Jennifer, już dawno by z tego zrezygnowała i poprosiła służącą, by zanosiła jedzenie do jej pokoju.
Poprawiła fryzurę, chwilę jeszcze zamarudziła przy toaletce, po czym wstała i wyszła na korytarz, gdy tylko usłyszała gong. Za drzwiami zobaczyła Jennifer, która właśnie zmierzała w jej stronę.


- A więc tu jesteś! – zawołała, podbiegając do niej. – Szukałam cię chyba wszędzie, gdzie byłaś cały ten czas?
- Ojciec Patrick zaprosił mnie na herbatę, dopiero niedawno wróciłam do swojego pokoju. Idziesz na obiad? – zapytała Lynette.
- Tak, przed chwilą rozmawiałam z Charlotte. Powiedziała mi, że dzisiejsza kolacja nie będzie podana w jadalni, tylko w salonie wieczornym. Właśnie szłam ci to powiedzieć. Pójdziemy tam razem?
- Oczywiście – odparła Lynette. – Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś. Nie chciałabym sama tam iść, tak bardzo męczy mnie ta posiadłość. Pomyśleć, że właśnie tutaj wychowała się moja mama, w miejscu tak odmiennym od domu w Nowym Jorku.
- Jesteś przemęczona, za bardzo się wszystkim martwisz – uznała Jennifer. Podeszła do Lynette i przytuliła ją. – Powinnaś odpocząć. Jeśli chcesz, mogę powiedzieć Charlotte, że źle się czujesz i zjesz u siebie.
- Nie trzeba, dziękuję. Nie będę okazywać słabości. Chodźmy już.
Salon wieczorny okazał się być dość niewielkim pomieszczeniem. Wszędzie panował półmrok, jedynym źródłem światła były kandelabry z zapalonymi świecami, które poustawiano na dębowych meblach po obu stronach pokoju. Na środku stał okrągły stół, wokół którego rozstawione były cztery krzesła. Wyglądało to jak scena w sztuce, w której domownicy próbują wywołać ducha. Efekt psuła zastawa stołowa i jedzenie, które właśnie wnosiła służba. Ojciec Patrick i Charlotte już czekali, każdy stojąc po przeciwnym końcu pokoju. Ich twarze były jak kamienne maski, nieruchome i bez wyrazu, lecz w powietrzu czuć było napięcie.


- Kolacja jeszcze się nie zaczęła, a już się pokłócili – szepnęła Jennifer i zaśmiała się cicho.
Na ten dźwięk Charlotte odwróciła się i spojrzała na nie. Po jej twarzy przebiegł cień nienawiści, ręce zadrgały gwałtownie, lecz zaraz znów była opanowana. Spojrzała na dziewczyny wyniośle i powiedziała swym zwykłym głosem:
- Jesteście nareszcie, zastanawiałam się właśnie z ojcem Patrickiem, kiedy przybędziecie.
- Charlotte zaczęła się nawet martwić, że coś się stało. Widzi morderców i złodziei na każdym kroku.
Po tych słowach ojciec Patrick prychnął pogardliwie, lecz Charlotte zignorowała go i usiadła przy stole. Jennifer i Lynette zrobiły to samo, a ksiądz wkrótce się dosiadł, zwracając dziewczętom uwagę:
- Lepiej trzymajcie ręce na widoku, bo jak coś zniknie to możecie mieć nieprzyjemności.
- Och doprawdy – zezłościła się w końcu Charlotte. – Niech już ojciec zamilknie i zajmie się jedzeniem.
Gdy tak powiedziała, służące weszły do pomieszczenia i podały obiad. Pierwszym daniem był gęsty krem z zupy jęczmiennej, sałatka szparagowa i pieczona ryba z ostrym sosem, zielonym groszkiem i ryżem. Na ten widok ojciec Patrick uśmiechnął się i pokiwał głową z uznaniem, zabierając się do jedzenia. Lynette spojrzała na swój talerz i wzięła kromkę chleba, którą umoczyła w kremie. Gdy tylko go skosztowała, zaraz poczuła nutę sherry. Następnie spróbowała ryby, która z wierzchu była chrupiąca, lecz w środku miękka i delikatna. Na drugie danie dostała pieczeń wołową ze słonym brązowym sosem, rozpływającym się w ustach, a jako deser słodki pudding śliwkowy z owocami oraz białe wino.


- Wspaniały obiad – pochwalił ojciec Patrick. – Aż dziw, że kucharz tak długo tu wytrzymał. Ale zapewne nie gryzie się ręki, która karmi. – Po tych słowach spojrzał jeszcze raz na Charlotte, która poczerwieniała ze złości. Ojciec Patrick jednak nie przejął się tym i dumał dalej: - A może ma to związek z tajemnicami rodzinnymi? Podobno wrogów trzyma się blisko.
- Co ojciec insynuuje? – spytała Charlotte grobowym tonem. Głos jej drżał. Widać było, że ledwo się powstrzymuje.
- Ależ nic! Tak tylko głośno myślę – ojciec Patrick przysunął świecę i zaczął bawić się palcem nad jej płomieniem. – Niektórzy mają po prostu grzechy, których boją się wyznać. Choć może powinienem powiedzieć, że boją się do nich przyznać, mimo że są widoczne na pierwszy rzut oka.
Spojrzał na Charlotte ze złośliwym uśmiechem. Wstał, podszedł do drzwi i wychodząc powiedział jeszcze:
- Te suknie są doprawdy nie na miejscu. Jeszcze rozumiem w domu, gdy nikt nie widzi, ale na pogrzebie? Czy tego właśnie chciał Charles?
- Nie waż się nawet wspominać o Charlesie! – huknęła Charlotte zgoła męskim, grubym głosem, po czym złapała za talerz i rzuciła w stronę księdza, który w ostatniej chwili zrobił unik.


- Co za tupet! Co za paskudny człowiek! Jak ja go nienawidzę! Jak bardzo chciałabym go otruć, udusić, cokolwiek! Byle tylko już się tu nie kręcił! – złościła się Charlotte, chodząc w kółko po pokoju. Lynette i Jennifer patrzyły na to z niemym zdziwieniem, przestraszone i nie rozumiejące nic z tego, co się właśnie przydarzyło. Charlotte nie zwracała na nie uwagi. Usiadła na fotelu przy oknie i nalała sobie wina do kieliszka. Wciągnęła głęboko powietrze kilka razy, zbliżyła kieliszek do ust i powoli sączyła trunek, ponownie zamykając się w sobie. Już po chwili była znów zimna i spokojna, bez cienia zdenerwowania na twarzy. Wychyliła kieliszek do końca, wstała i spojrzała na dziewczęta.
- Ojciec Patrick przypomniał mi o czymś, co miałam wam powiedzieć. Odradzam wychodzenie z domu po zmroku. Od kilku dni przez okna widać, jak nocą ktoś chodzi po lesie. Odźwierny jest już zbyt stary, by ciągle pilnować posiadłości, a policja przestała przeszukiwać ogrody. Wspomniałam już o tym inspektorowi, ale nic to nie zmieniło.
Po tych słowach jeszcze chwilę patrzyła na Lynette, jakby chcąc coś dodać, lecz machnęła tylko ręką i wyszła z jadalni.
- Kto mógłby chodzić nocą po tym okropnym lesie? – zastanowiła się głośno Jennifer. – Byłam tam niedawno, ciemno i ponuro, wszędzie pełno krzaków i pajęczyn. I te paskudne ruiny. Nigdy nie zrozumiem parków romantycznych. Wolę, gdy wszystko jest uporządkowane.
- Naprawdę? – zdziwiła się Lynette. – Zawsze myślałam, że lubisz takie parki. Pierwszy raz słyszę, byś mówiła coś takiego.
- Musiałaś mnie źle zrozumieć – odpowiedziała, śmiejąc się. Ziewnęła przeciągle i wstała. – Jestem strasznie zmęczona, pójdę już. Nie siedź tu za długo. Jeszcze Charlotte wróci i znów będzie cię dręczyć. Ja staram się jej unikać, tobie radziłabym to samo.
Ucałowała Lynette w policzek, życzyła dobrej nocy, po czym opuściła pomieszczenie. Lynette odprowadziła ją wzrokiem, zastanawiając się nad słowami Charlotte. Przypomniało jej się, że tamtej nocy, gdy Charles umarł, widziała światło w lesie. Czy była to ta sama osoba, o której wspominała ciotka? Czy mógł to być morderca Charlesa?


Wstała i podeszła do okna. Na zewnątrz było tak ciemno, że ledwo mogła ogarnąć wzrokiem taras. Las był całkiem niewidoczny, wręcz zlewał się z niebem, tworząc czarną ścianę przez którą nic nie dało się zobaczyć. Deszcz siekł w okna, a wiatr szumiał liśćmi drzew, poza tym jednak ogród wydawał się martwy.
Równie martwy jak Charles, pomyślała Lynette.
Nagle w oddali pojawiło się nikłe, blade światło, powiększające się jednak i jaśniejące z czasem. W świetle tym Lynette mogła odróżnić kształt kobiety trzymającej lampę. Już sam zarys postaci wystarczył, by odgadła kto idzie lasem. Antoinette zmierzała w stronę domu.
Lynette czym prędzej opuściła salon i przeszła do holu, gdzie drzwi już stały rozwarte, wpuszczając chłodne powietrze do środka. Kątem oka dostrzegła mgliste światło latarni znikające w głównej jadalni.
Zeszła po schodach i wkroczyła do środka. Światło lampy zniknęło, za to na końcu pomieszczenia ujrzała postać w czerni, która stała pochylona przy kominku i czegoś szukała. Po chwili Lynette poczuła powiew zimnego powietrza, a postać zniknęła w kominku, zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu.
- Chyba mam zwidy – powiedziała na głos, całkiem zdezorientowana. Podeszła szybko do kominka i rozejrzała się, jednakże jedyne co zobaczyła to ciemną, osmoloną ścianę paleniska.
Lynette westchnęła ciężko. Nie wiedziała, co dalej robić.


Na krawędzi gzymsu kominka stała niewielka lampa naftowa. Gdy Lynette jej dotknęła, zaraz cofnęła rękę. Była wciąż gorąca. Podniosła klosz i zapaliła knot. Gdy płomień ustabilizował się, wzięła do ręki lampę i oświetliła wnętrze kominka. Przytknęła dłoń do ściany i przeciągnęła opuszkami palców po zimnej powierzchni. Nagle poczuła powiew wiatru ciągnący ze szczeliny biegnącej pionowo i zakręcającej nagle, tworząc zarys drzwi.
- Teraz wszystko rozumiem – powiedziała przejęta. – Tutaj jest tajne przejście!
Natychmiast zaczęła szukać czegoś, co mogłoby działać jak przełącznik. Wszakże sama widziała, jak ściana odsunęła się przed czarną figurą, zupełnie jakby pchnięta niewidzialną siłą. Musiał być sposób, żeby wejście otworzyło się przed nią. Starannie badała każdą cegłę, starając się dostrzec jakikolwiek fragment odstający od reszty. Oczekiwała przycisku, wysuniętej cegły lub ornamentu, lecz ściana była idealnie gładka i niczym się nie wyróżniała. Jeśli był tu jakiś przycisk, musiał być dobrze ukryty.
- To bez sensu – odrzekła w końcu zrezygnowanym tonem i usiadła na podłodze. – Nic tu nie widać.
Krytycznym wzrokiem objęła jeszcze raz cały kominek, po czym westchnęła i opuściła głowę z rezygnacją. Na brudnej od sadzy, kamiennej płycie ujrzała herb z krukiem stojącym na kawalerskim krzyżu. W jego dziobie widoczny był niewielki, srebrny pierścień. Lynette drżącą ręką przycisnęła pierścień, lecz nic się nie stało. Paznokciem pociągnęła od spodu i pierścień wyskoczył z posadzki, tworząc coś w rodzaju kołatki. Lynette pociągnęła za pierścień i herb uniósł się, a ściana blokująca przejście zniknęła w podłodze.


Lynette wstała natychmiast i przeszła przez szczelinę, oświetlając drogę lampą. Korytarz był wąski i wilgotny, a sufit tak niski, że musiała iść schylona. Liczne pajęczyny powiewały na wietrze, a droga ciągnęła się w nieskończoność, bez żadnej lampy czy pochodni rozświetlającej drogę. Zewsząd otaczały ją egipskie ciemności, które nikły płomień lampy z trudem rozpędzał. Korytarz nieustannie ciągnął się w dół, po ścianach ciekła woda i zbierała się w kałuże. Im głębiej Lynette schodziła, tym bardziej popękane i porośnięte stawały się ściany. Grube krople wody skapywały z sufitu i spływały po szkle lampy, płomień knota syczał złowrogo i jakby ostrzegał Lynette, by zawróciła się i zaniechała dalszej drogi. Mimo to jednak szła do przodu, czując że na końcu korytarza spotka się raz jeszcze ze swoją matką, pozna imię mordercy i uchroni Antoinette przed śmiercią.
W końcu w oddali pojawił się nikły blask, zwiastujący koniec wędrówki. Lynette zgasiła lampę i ruszyła w stronę światła, starając się wydawać jak najmniej dźwięków. Gdy korytarz skończył się, ujrzała ogromną salę z okrągłą, szklaną kopułą. Na ścianach widniały tabliczki z imionami rodziny, oświetlone płomieniem świec w lichtarzach. Na środku komnaty stało drewniane biurko i krzesło. Lynette podeszła bliżej i spojrzała na liczne papiery leżące na blacie. Były to testamenty. Testamenty całej rodziny, zebrane w jednym miejscu. Lynette nie rozumiała tylko - po co?


- Lynette – usłyszała dobrze jej znany głos. Odwróciła się i ujrzała matkę, wprawdzie roztrzęsioną i zaniedbaną, lecz żywą. Stała naprzeciw niej, w swej niebieskiej sukni i złotym naszyjniku.
- Lynette – powtórzyła. – To nie ja zabiłam Charlesa, to nie byłam ja!
- Wiem, mamo – odpowiedziała Lynette. – Wiem. Kto to zrobił?
- Widziałam wszystko, widziałam jak Charles stał na balustradzie i rozmawiał. Słyszałam każde słowo – oznajmiła. – „Nie będę dłużej twoją marionetką”, krzyczał, „nie będę załatwiał za ciebie brudnej roboty!”. Widziałam, jak spadał z antresoli, jak uderzył ciałem w podłogę. Byłam przy tym, gdy umierał.
- Mamo, kto to zrobił? – spytała raz jeszcze Lynette, lecz Antoinette jakby nie słyszała. W jej oczach widać było czyste szaleństwo. Podeszła do Lynette i złapała mocno za ramię, potrząsając nią i krzycząc:
- Widziałam, wszystko widziałam!
- Mamo, przestań, to boli! – błagała Lynette, lecz bez skutku. Palce Antoinette coraz mocniej zaciskały się na jej rękach, paznokcie wbijały się w skórę i zostawiały czerwone ślady.
Nagle uścisk zelżał. Antoinette pobladła, na jej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia, a gdy spróbowała coś powiedzieć, z ust popłynęła struga krwi. Lynette przerażona odepchnęła ją, a ta zatoczyła się do tyłu, po chwili odzyskała równowagę i zamarła na środku komnaty. Jej ręce bezwiednie podążyły w stronę brzucha, z którego wystawała długa szpila. Zrobiła krok do przodu i wyciągnęła ręce w stronę Lynette, lecz ta odruchowo cofnęła się. Antoinette próbowała coś powiedzieć, lecz głos uwiązł jej w gardle. Padła na kolana.
- Lynette… - wykrztusiła, a ciało osunęło się na ziemię. Mgła zasnuła jej oczy. Umarła.
W oddali słychać było dźwięk otwieranych drzwi. Kątem oka Lynette zauważyła figurę postaci habicie, z pewnością mężczyzny. Ukłonił się teatralnie, zaśmiał szyderczo i zniknął.
Lynette oniemiała. Nie mogła się ruszyć, nie czuła smutku ani złości, tylko wszechogarniającą pustkę, jakby duch uleciał i zostało tylko naczynie w formie ciała. Wzrok skupiony miała na zwłokach matki, w głowie odbijały się echem strzępki ostatnich rozmów. Poczuła, jak mięśnie nagle się rozluźniają, jak pada na zimną posadzkę. W jej oczach pojawiły się łzy.
"Moja matka nie żyje", pomyślała, tracąc przytomność.



C.D.N.

Ostatnio edytowane przez Caesum : 29.06.2023 - 18:51
Caesum jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz

Tagi
caesum, fotostory, larandil, liv, maskarada


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 13:23.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023