Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 16.06.2005, 19:22   #1
rosex
 
Avatar rosex
 
Zarejestrowany: 14.03.2005
Skąd: wiltshire
Płeć: Mężczyzna
Postów: 947
Reputacja: 10
Domyślnie Vampire - The New Life

A więc, nadszedł czas, aby dodać planowane przeze mnie 3 miesiące tamu FS pt. "Vampire - the new life". Mam nadzieję, że wam się spodoba . A teraz...

Odcinki: 1 - 2 - 3 - 4

ODCINEK 1

TRANSILVANIA | 1578 rok | 00:04
Ciemne chmury zasłaniały niebo. Ulice Astrid City były mroczne. Księżyc był w nowiu i dookoła panował mrok. Mgła snuła się pomiędzy kamiennymi budynkami. Ciszę nocną zakłócały czyjeś krzyki.
Z domu przy Garden Walk 13 wybiegła postać w czarnym płaszczu z zsuniętym na oczy kapturem.

- Tam jest! Łapać ją! – krzyknął jakiś mężczyzna wyłaniając się z tłumu rozwścieczonych ludzi. Wszyscy ruszyli za ową postacią. Ona uciekała co sił w nogach. Nagle jej drogę zastąpił wysoki mur. Mroczna postać upadła na posadzkę. Przywódca wściekłego ludu podszedł bliżej, a następnie wypowiedział głośno:
- To już twój koniec!

Chwilkę później drewniany kołek wykonany z jesionu utkwił w sercu zakapturzonej postaci.

TRANSILVANIA | 1996 rok | 12:38
Był ciepły sierpniowy poranek. Lekki wietrzyk delikatnie muskał listki drzew, które powoli przygotowywały się do opadania. W takiej krainie jak Transilvania panował spokój i harmonia. Wielkie zielone pola rozciągały się po wysokich rumuńskich wzgórzach. Gdzieniegdzie mieściły się stare zabytkowe zamczyska uważane za dawną siedzibę wampirów. Jednak mieszkańcy owej krainy geograficznej zaczęli życie współczesne i dawno przestali wierzyć w takie istoty jak wampiry.
W tym momencie ulicą Garden Walk jechała żółta taksówka. Po chwili zatrzymała się przy dużym, kamiennym domu z numerem 13.
Z samochodu wysiadła młoda kobieta o blond włosach spiętych z tyłu spinką.
- Pośpiesz się Tom! – krzyknęła do mężczyzny siedzącego jeszcze w aucie, który próbował się wygramolić z kilkukilogramową walizką.
Dopiero po kilku minutach Tom’owi udało się wysiąść z taksówki. Małżeństwo stanęło przed kamiennym budynkiem i przez chwilę wpatrywało się w niego w milczeniu.
- Ann chodźmy lepiej do środka... – powiedział mężczyzna, jakby się czegoś obawiał.
Faktycznie, rozejrzał się bojaźliwe dookoła i skierował się do wejścia.

Oboje weszli po drewnianych schodkach i otworzyli stare drzwi.
W wewnątrz dom wyglądał o wiele gorzej niż na zewnątrz. Tynk sypał się z sufitu, a tapety na ścianach były podarte i zniszczone. Było mnóstwo kurzu i pajęczyn. A w pomieszczeniu dało się odczuć lekki zapach stęchlizny. Stare schody prowadzące na górę, nie były w najlepszym stanie. Niektóre deski były dziurawe, albo całkiem ich brakowało.
- Chyba dawno nikt tu nie sprzątał. – powiedziała Ann ze skrzywioną miną, a następnie ostrożnie weszła po schodach na pierwsze piętro.
Dom z pozoru wyglądał na nie wielki, ale od środka był całkiem obszerny. Mieścił dwa piętra oraz ogromy strych. Po południu dom już był częściowo wysprzątany, ponieważ Ann od razu wzięła się do roboty.
- Teraz trzeba wezwać fachowców, aby wyremontowali niektóre części domu. Sypialnia na drugim piętrze jest w bardzo dobrym stanie. Po wysprzątaniu, możemy już tam urzędować i się rozpakować. Meble pomimo swego wieku są również doskonałe do użytku. – powiedziała Ann siadając wieczorem na kanapie w salonie.
- No, ale musimy coś zjeść zanim nie odnowimy kuchni.
- Spokojnie. Zrobiłam tam porządek. Jest czysto. Całe szczęście, że nie było w tym domu szczurów, albo innych szkodników, bo chyba nie miałbym siły się z nim użerać.
- Racja. Jutro z rana przyjdą robotnicy, aby odnowić kuchnię, przedpokój, korytarze i łazienki. Myślę, że do końca miesiąca się z tym wszystkim uwiną. – powiedział Tom po czym zabrał walizki z pierwszego piętra i wtaszczył je do sypialni. Małżeństwo wycieńczone dzisiejszym dniem szybko zasnęli.
***
Na drugi dzień obudziło ich głośne pukanie do drzwi. Ann podniosła się i spytała zaspanym głosem:
- Kto by przychodził tak wcześnie rano?
- Nie wiem, może jacyś nowi, nienormalni sąsiedzi? – zażartował Tom – A tak w ogóle to która jest godzina?
Kobieta popatrzyła na elektryczny zegarek, który ze sobą przywiozła.
- CO?! Już 11:04!! Przecież o 11 mieli przyjść ci fachowcy! – krzyknęła przerażona Ann
- Ubierz się, a ja pójdę im otworzyć. – odparł Tom, po czym włożył na siebie szlafrok i zbiegł na dół.
Uchylił lekko drzwi. Na ganku stał tęgi mężczyzna, który spoglądał na jakąś kartkę. Po kilku sekundach zorientował się, ze w końcu ktoś mu raczył otworzyć.
- Czy to pan... Thomas Rainne? - zapytał
- Tak to ja.
- My tutaj mieliśmy robić remont. Zgadza się?
- Tak oczywiście. Proszę wejść do salonu i zaraz omówimy szczegóły. Tylko się ubiorę. – powiedział Tom i uśmiechnął się. Nie widząc zadowolenia z drugiej strony od razu przybrał poważną minę. Zaprosił robotników do salonu i szybko poszedł się przebrać. W tym czasie Ann zaparzyła kawę dla wszystkich.
Po południu wszyscy zabrali się do remontu zgodnie z planami. Taki mijały kolejne godziny, dni i tygodnie, aż wreszcie dom był całkowicie wykończony. Ann bardzo lubiła staroświecki styl, dlatego mieszkanie przybrało podobny wystrój.
***
- Ehh... chyba całkowicie zapomnieliśmy o piwnicy. Ale myślę, że nie przyda nam się to pomieszczenie. Dom jest wystarczająco duży, aby wszystko pomieścić. Tam możemy trzymać najwyżej jakieś rupiecie. – powiedziała kobieta o blond włosach
- Tak. Masz rację. Ja też myślę, że piwnica nie jest nam potrzebna. A tak w ogóle może zejdziemy tam i się trochę rozejrzymy?
- Dobry pomysł – odparła Ann po czym razem ze swoim mężem udała się na dół. W piwnicy było pusto i panował półmrok. Na podłodze było dużo kurzu, a ze ścian zwisały olbrzymie pajęczyny. Prawdę mówiąca n ie było tutaj nic do oglądania.
- Tom, spójrz! Tutaj są jakieś drzwi! – krzyknęła Ann, która była na drugim końcu pomieszczenia. Mężczyzna natychmiast podszedł do swojej żony. Chwycił za klamką i mocno pociągnął w swoją stronę. Drzwi otworzyły się. W piwnicy bardzo się zakurzyło. Weszli do kolejnego pomieszczenia. Tam również było pusto i ponuro, jednakże na środku stał wielki kamienny grobowiec...

- Co to jest? – zapytała z zaciekawieniem, a także ze strachem.
- Nie wiem. Może jakaś skrzynia. Spróbuję odsunąć głaz. – odparł Tom.
Jednak jego wysiłek zdał się na nic, ponieważ kamień ani drgnął.
- Wezwiemy kogoś jutro, a na razie musimy pojechać do miasta na zakupy, bo nasza lodówka jest pusta. – powiedziała Ann i razem z mężem opuściła piwnicę.
***
Późnym popołudniem Ann wzięła się za sprzątanie strychu. Nie było tam aż tak źle, za wyjątkiem kurzu. Na podłodze było porozrzucane kilka książek. Kobieta postanowiła odłożyć je na półki, które się tam znajdowały. Kończyła układać, gdyż jej wzrok przykuł mały czerwony dzienniczek w skórzanej oprawce. Znajdował się w samym końcu strychu, w jednym z najciemniejszych kątów.

Blondynka powoli otworzyła książkę na pierwszej stronie. Ujrzała napis „Pamiętnik należy do Cassandry Catherine D... „. Nie mogła się doczytać ostatniego słowa, ponieważ rozmazał się czerwony atrament. Zaciekawiona tym przewróciła kartkę. Jednak była pusta, tak samo jak kolejne kartki. Zdziwiona tym odłożyła pamiętnik na półkę. Ruszyła w kierunku schodów, aby zejść na dół i zrobić coś n kolację, gdy nagle się potknęła o wystającą z parkietu deskę. Upadła na ziemię. Na szczęście nic jej się nie stało. Podeszła do oderwanej deski i odchyliła ją całkiem.

Pod podłogą leżała mała, brązowa sakiewka. Ann otworzyła ją i wysypała jej zawartość. Na jej dłoń wypadł mały, czerwony kamień. Obejrzała go dokładnie z każdej strony, lecz nie zauważyła w nim nic nadzwyczajnego.
„To tylko zwykły kamyk” – pomyślała i schowała go do kieszeni.
***
Nastał wieczór. Dzisiejszą noc rozświetlał blask księżyca w pełni. Latarnie uliczne się nie świeciły, ponieważ było wystarczająco jasno. Tom już zasypiał w swoim łóżku. Ann właśnie wyszła z łazienki po długiej i relaksującej kąpieli. Ubrana już w koszule nocną udała się w kierunku sypialni. Idąc korytarzem usłyszała za sobą czyjeś kroki. Jakby ktoś wchodził po schodach. Obejrzała się za siebie lecz nikogo tam nie było. Zignorowała to i ruszyła dalej. Znów usłyszała kroki. Odwróciła się za siebie. Tym razem zobaczyła zarys jakiejś postaci i błyszczące, czerwone oczy. Nie zdążyła nawet krzyknąć, a postać wbiła swoje kły w szyję kobiety.

Następnie postać udała się do sypialni, gdzie nie zauważywszy Toma zabrała czerwony kamień z parapetu. Otworzyła okno i wyskoczyła przez nie.

- Ann, czy to ty? – zapytał zaspanym głosem Tom, który poczuł powiew zimnego wiatru. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi i usnął po kilku minutach.

C.D.N.

Hmm... przepraszam, bo w jednym miejscu zabrakło mi zdjęcia (tam gdzie jest taka duża luka i jest sam tekst), ale gdzieś się zawieruszyło i musiałabym wchodzić na innego kompa, a mi się nie chce. Myślę, że obejdzie się bez niego. A narazie komentujcie .
Pozdrawiam :*
__________________

Ostatnio edytowane przez rosex : 27.06.2005 - 20:53
rosex jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 24.06.2005, 17:51   #2
rosex
 
Avatar rosex
 
Zarejestrowany: 14.03.2005
Skąd: wiltshire
Płeć: Mężczyzna
Postów: 947
Reputacja: 10
Domyślnie

Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam czasu bawić się w robienie zdjęć. Teraz po zakończeniu roku szkolnego będę dodawać odcinki w mniejszych odstępach czasowych . A teraz kolejny odcinek...

ODCINEK 2

Kolejny dzień powitał Tom’a pięknymi, słonecznymi promykami. Mężczyzna przeciągnął się kilka razy w świeżej, miękkiej pościeli. Podniósł się i spostrzegł, że jego żony nie ma w łóżku. Rozejrzał się po pokoju.
"Pewnie już wstała i robi śniadanie" – pomyślał
Wyszedł z łóżka i ubrał na siebie szlafrok. Otworzył drzwi na korytarz. Był w szoku, kiedy zobaczył swoją żonę leżącą martwo na podłodze, przed drzwiami do łazienki. Podbiegł do niej mając nadzieję, że żyje i że w końcu się ocknie.

Usiadł przy niej. Wziął jej dłoń. Była zimna niczym lód. W jego oku zakręciła się łza. Przecież ich małżeństwo trwało tylko kilka miesięcy. Przecież Ann od niedawna była w ciąży. Zaplanowali już całe swoje życie. Że spędzą je razem ze sobą. Ale ich oczekiwania przerwała śmierć jednego z nich. Co teraz będzie? Co się stanie z Ann, ze Tomem, z ... dzieckiem! Takie pytania kłębiły się w głowie Toma. Kilka łez spłynęło po policzku mężczyzny.
***
- Czy pańska żona miała kiedyś z kimś do czynienia? Czy ktoś podejrzany jej czasem nie śledził? Może to wyjaśni sprawę tego morderstwa... – zapytał policjant
- Nie raczej nie. Niedawno wprowadziliśmy się tutaj i dotąd wszystko było normalne. Wczoraj wieczorem też było wszystko w porządku, ale kiedy obudziłem się rano znalazłem ją martwą w przedpokoju.
- No cóż. Ślady nie wskazują na to, aby użyto jakiejkolwiek broni palnej. Znaleźliśmy tylko dwie głębokie rany na szyi. Przeprowadzimy śledztwo jeszcze raz. Zjawimy się tutaj popołudniu– rzekł policjant i wsiadł do radiowozu wraz z innymi komisarzami.
Wszyscy wracali na komisariat, gdy nagle kierowca gwałtownie zahamował. Do głowy przyszła mu straszna myśl. Domyślał się, kto mógł być sprawcą zabójstwa.
***
Tom siedział w kuchni na krześle. Sam w wielkim mieszkaniu.

Wpatrywał się w filiżankę zimnej już kawy. Cały czas myślał o swojej żonie. O chwilach, które wypełniały go szczęściem. O byciu z nią razem. Wspominał ich pierwszy pocałunek, ich ślub, przeprowadzka do nowego domu, wiadomość o zajściu Ann w ciążę. Te chwile cieszyły go niezmiernie. W końcu przestał. Nie mógł dłużej o tym myśleć. Pogrążony w smutku i rozpaczy wpadł w depresje. Jego stan psychiczny był w kiepskim stanie. Wykończony cierpieniami podszedł do kuchennego kredensu i wyciągną z szufladki nóż. Powoli przyłożył go do swojej żyły. Jednak tę próbę samobójstwa przerwał dzwonek do drzwi. Zrezygnowany mężczyzna przez dłuższy czas milczał i wahał się czy otworzyć, czy nie. Jednak zdecydował się. Poszedł do przedpokoju i uchylił lekko drzwi.

Zobaczył pewną kobietę w eleganckim ubraniu. Miała długie, czarne włosy spięte u góry w kucyka. Oczy mulatki miały barwę zieloną. Jej wyraz twarzy był poważny i nie skłonny nawet do lekkiego uśmiechu. Sprawiała wrażenie twardej i nieugiętej kobiety.
- Dzień dobry. Jestem komisarz Nawolski. – powitała go brunetka – Czy to dom pana Rainne?
- Tak. Proszę wejść. – odparł Tom
- Ja w sprawie śmierci pańskiej żony.
- Oczywiście... – pokiwał głową
Mężczyzna zaprosił panią komisarz do kuchni. Kobieta bez owijania w bawełnę powiedziała oschłym tonem:

- Proszę mi powiedzieć co się dokładnie stało, ale szybko, bo nie mam czasu, a muszę przeprowadzić śledztwo.
- Jakieś dwa miesiące temu wprowadziliśmy się tutaj wraz z żoną. Dom był bardzo stary, ale przeprowadziliśmy remont i wszystko zostało odnowione. Wczoraj poszedłem spać bardzo wcześnie. Ann w tym czasie przebywała w łazience i się kąpała. Kiedy zasypiałem usłyszałem czyjeś kroki na korytarzu. Byłem pewny, że to ona idzie do sypialni by położyć się spać. W pewnym momencie nastała cisza. Po chwili drzwi do pokoju otworzyły się. Zrobił się przeciąg i tyle pamiętam.
- A dlaczego zrobił się przeciąg?
- Nie wiem. Prawdopodobnie ktoś w nocy otworzył okno i uciekł przez nie. Rano w sypialni było bardzo zimno, to dlatego, że było uchylone.
- Aha... a czy nic nie skradziono lub nie zniszczono w pańskim domu?
- No chyba nie. Wszystkie rzeczy są na swoim miejscu.
- A czy ostatnio nie działo się coś złego czy podejrzanego? Czy ktoś nie śledził Ann?
- Raczej nie. Przynajmniej ja nic nie zauważyłem.
- A jakieś tajemnicze przedmioty, albo coś w tym stylu nie pojawiły się w mieszkaniu?
- Też chyba nie. Nie licząc tego, że na strychu moja żona znalazła dziwny kamień.
- Jak wyglądał? Proszę go opisać...
- Był w kolorze... czerwonym. Nie wyglądał na duży, ale wieczorem zaczęło się z nim dziać coś dziwnego. Kiedy kładłem się spać, kamień nie spodziewanie spadł z parapetu, bo Ann go tam położyła i zaczął świecić na czerwono. Światełko gasło co chwilkę i zaświecało się ponownie. Po kilku minutach kamyk znów znalazł się parapecie. Potraktowałem to jako zwidy, bo byłem bardzo zmęczony. Potem położyłem się do łóżka.
- Dobrze. Ja i moja ekipa zaraz przeszukamy cały dom.
Pani komisarz wyszła przed dom, aby oznajmić swoim ludziom, że pora zacząć śledztwo. Niepozorni detektywi zaczęli poszukiwania od samej góry, czyli od miejsca, gdzie Ann znalazła magiczny kamień. W pomieszczeniu nie było nic ciekawego. Przeszukano każde miejsce pod drewnianą podłogą, lecz nic nie znaleziono. W pewnym momencie, kiedy komisarz Nawolski wertowała w książkach odnalazła owy pamiętnik w skórzanej oprawce.

Otworzyła na pierwszej stronie i uważnie przyglądnęła się imieniu właścicielki. Udało jej się odczytać ostatnie słowo, jakiego nie doczytała się Ann. Przerażona schowała potajemnie pamiętnik do torebki.
Następnie szukano śladów na niższych piętrach. Oprócz kilku kropel krwi na dywanie nic nie znaleźli. W końcu przyszedł czas na piwnicę. Jako pierwsza weszła pani Nawolski. Rozejrzała się wokół, ale nie zauważyła niczego niezwykłego. Podeszła do drzwi znajdujących się w kącie. Pchnęła je lekko. Weszła do pomieszczenia z tajemniczym grobowcem. Spojrzała z zaciekawieniem i podeszła bliżej. Dokładnie go obejrzała z każdej strony. Na wielkiej, marmurowej pokrywie napisane było „Cassandra Catherine Dracula”
- To nie może być prawda... – powiedziała sama do siebie z nie dowierzeniem lekko drżącym głosem
- Coś się stało pani komisarz? – zapytał jeden z pomocników Jerry
- Musimy jak najszybciej wracać na komisariat. Wrócimy tu wieczorem.
Cała ekipa zrobiła tak jak powiedziała Nawolski. Kiedy znaleźli się już na miejscu, brunetka zorganizowała zbiórkę. Wszyscy zaciekawieni, co się tak nagle stało czekali z niecierpliwością, aż kobieta przemówi.
- Bez owijania w bawełnę. Nie chcę krakać, ale spodziewam się najgorszego. Że mrok znowu zapanuje nad Transilvanią, że znów padniemy ofiarami... wampirów. Tak jak było pięć wieków temu.
- To jakiś nonsens! Przecież nic nie wskazuje, aby ONI powrócili!
- Może lepiej jak przypomnę wam legendę tej krainy i co się działo 500 lat temu. A więc. Na wzgórzu, tuż za miasteczkiem był wielki zamek najpotężniejszego z wampirów. Wielkiego hrabi Draculi. Miał on córkę, której nadał imię Cassandra Catherine. Przy narodzinach dostała od matki prezent, a były to trzy czerwone kamienie. Miały one niesamowitą moc, bo kiedy były wszystkie złączone dawały nieśmiertelność oraz nadzwyczajną i ponadludzką siłę. Każdy wampir, który je posiadał był bardzo potężny, jednak kamyki działały tylko w pełni księżyca. Pewnej nocy w roku 1578 mieszkańcy Astrid City postanowili zaprzestać tyranii wampirów. Wiedzieli, że najpotężniejszym wampirem jest sam Dracula oraz jego córka, którzy dorównywali sobie nawzajem. Właśnie wtedy nastąpił nów księżyca, okres w którym kamienie traciły swą magiczną moc. A wraz z nią traciła się także siła Cassandry. Była ona wiecznie zakochana w wampirze Morfeuszu. Jej ojciec sprzeciwiał się temu związku, lecz oboje ulegli miłości i pomimo zakazów spotykali się w opuszczonym domu przy ulicy Garden Walk 13. Pewnej nocy, gdy stamtąd wracała do zamku jej ojca zaczął ją gonić tłum mieszkańców Astrid City. Zaczęła uciekać, lecz pogoń nie trwała długo. Zatrzymała się po pewnym czasie, ponieważ drogę zagradzał jej wysoki kamienny mur. Wtedy ludzie pozbyli się jej wbijając kołek w serce Cassandry. Zaraz potem wytępiono wszystkie wampiry. Już żadne z nich nie zakłócał spokoju mieszkańcom Transilvanii, aż do dziś.
- Ale jaka jest pewność, że to wampir zabił Ann Rainne? Czy są jakieś dowody?
- W domu państwa Rainne został odnaleziony przez tę kobietę jeden z kamyków. Pamiętnik Cassandry Draculi znajdował się u nich na strychu – powiedziała Nawolski i wyciągnęła przedmiot ze swojej torebki – .Widzieliście te ślady na szyi zamordowanej kobiety? A na dodatek, będąc w drugiej części piwnicy zauważyłam jej grobowiec. Odsunięty. A na dodatek pusty w środku. Udamy się tam dzisiaj jeszcze raz.

***
Tom siedząc samotny w domu jeszcze nie wiedział co się tak naprawdę stało z jego żoną. I chyba nie chciałby wiedzieć...
__________________
rosex jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 26.06.2005, 10:54   #3
rosex
 
Avatar rosex
 
Zarejestrowany: 14.03.2005
Skąd: wiltshire
Płeć: Mężczyzna
Postów: 947
Reputacja: 10
Domyślnie Odcinek 3

A więc tak jak obiecałam - kolejny odcinek ukaże się w niedzielę. Nie chciało mi sie zwlekać do poniedziałku. Aha i z góry przepraszam, bo nie dałam gdzieś jednego zdjęcia. Niestety zapomniałam i nie chciało mi się go teraz dawać. Wynagordzę wam to jakoś. A teraz lecimy...

ODCINEK 3

Kolejny miesiąc minął powoli i mozolnie. W przeciągu tego czasu zdołano odnaleźć dwa pozostałe kamienie. Stosunki między Tom’em a Margharet znacznie się poprawiły. Stali się niemal przyjaciółmi. Komisarz Nawolski bardzo mu pomogła przetrwać chwilę załamania.
Pewnego jesiennego wieczoru kiedy mężczyzna wracał do swojego domu przy Garden Walk 13 odczuł wrażenie, że ktoś go śledzi. Przyspieszył kroku, szedł coraz szybciej. Doszedł już do swojego mieszkania, gdy nagle naprzeciw stanęła blada kobieta.

Miała ona czarne włosy, które zdawały się być bardzo ładne w świetle latarni ulicznych. Jej oczy były czerwone i iskrzyły się w ciemnościach. Zbliżyła się do mężczyzny i złapała go za rękę. Tom wyrwał się z objęć nieznajomej, zbiegł z ganku i ruszył biegiem w kierunku miasteczka. Wszystkie latarnie zaczęły gasnąć. Postać usiłowała go gonić. Była bardzo blisko. Już prawie dotykała płaszcza mężczyzny, ale nagle tak jakby rozpłynęła się w powietrzu. Ostre światło latarki padło na kamienną ścianę piekarni. Tom oślepiony jasnością zakrył oczy i po chwili zapytał:
- Kto tam jest?
- To tylko ja. – powiedział melodyjny, kobiecy głos
- Margharet? – zdziwił się mężczyzna.
Kobieta skierowała latarkę na posadzkę, a w bladym świetle widać było jej lekki uśmieszek.
- Co ty tu robisz... i to o tej porze?
- Jakbyś nie zauważył to próbuję cię ratować. – zaśmiała się, ale zaraz jej mina zrobiła się poważna. – Lepiej wracaj do domu. To chyba nie jest odpowiednia noc na spacery.
Komisarz spojrzała na zachmurzone niebo i udała się razem z Tom’em do jego mieszkania.

Obydwoje weszli do środka. Mężczyzna zaprosił Margharet do kuchni.
- Może coś zjesz? Albo czegoś się napijesz?
- Chętnie napiję się kawy. – odparła. Tom przysiadł się do stołu i zapytał:
- Przed kim próbowałaś mnie ratować. Co tutaj się w ogóle dzieje?
- Nie jesteś stąd, więc pewnie nie uwierzysz w to co ci teraz powiem, ale właśnie goniła cię córka hrabi Draculi, a nazywa się Cassandra Catherine. To właśnie ona zabiła twoją żonę.
- To przecież bujda! Nie ma takich istot jak wampiry...
- Wiedziałam, że tak będzie, dlatego dopiero teraz tobie mówię. Musiałam, bo najwyraźniej próbuje cię wypędzić z tego domu. Z jakiegoś powodu bardzo jej na tym zależy.
- Ale to niemożliwe... – mówił zaskoczony
- Tak?! To powiedz mi dlaczego dzisiaj jakaś baba goniła cię nocą po całym miasteczku?
- Nie wiem...
Margharet próbowała przekonać Toma, że jest to prawda. Stracili na tym bardzo dużo czasu. Zrobiło się bardzo późno. Obydwoje byli bardzo zmęczeni.
- No to ja będę się zmywać. Już 23:56!
- Chyba żartujesz! Jakiś wampir grasuje po mieście, a ty chcesz sąd wychodzić?! Nie ma mowy! – krzyknął oburzony mężczyzna
- A więc jednak mi wierzysz... – odparła komisarz i uśmiechnęła się
- Zostajesz tutaj i koniec! A teraz idź lepiej wziąć prysznic.
Kobieta zrobiła tak jak jej kazał Tom. Wyszła po schodach na górę i weszła do łazienki. Było to dość duże pomieszczenie. Nie można było na nic narzekać. Wszelki sprzęt sanitarny był nowy, a podłoga aż lśniła od czystości. Margharet ściągnęła swój żakiet i powiesiła go na wieszaku. Powoli odchyliła drzwi do kabiny prysznicowej i weszła do środka. Zimne strużki wody spłynęły po jej nagim ciele.

Gdy skończyła ubrała się w ładną koszulę nocną, którą wręczył jej przedtem Tom. Dawniej należała ona do jego żony, Ann. Kobieta wyszła z łazienki i udała się w kierunku sypialni. O dziwo na łóżku leżał Tom widocznie głęboko zamyślony. Kiedy zobaczył, że komisarz weszła ocknął się i powitał ją uśmiechem. Ona podeszła do niego i usiadła obok. Przez chwilę wpatrywali się w siebie. Ich usta zbliżały się powoli. Już prawie się stykały. W tym momencie mężczyzna objął kobietę i połączył ich gorący pocałunek. Obydwoje położyli się na łóżku.

Ręce Toma zaczęły delikatnie pieścić jedwabistą skórę mulatki. Ich zabawa nie trwała długo, ponieważ znużeni ułożyli się w końcu do spania. Na drugi dzień Margharet obudziła się wcześniej. Leżała kilka minut nie wiedząc skąd się tutaj wzięła. Nagle uświadomiła sobie co się wczoraj zdarzyło i zerwała się natychmiastowo.
„Boże, co ja zrobiłam” – podobne myśli kłębiły się w jej głowie. Pobiegła szybko do łazienki, aby się przebrać, a następnie po cichu wymknęła się z domu.
***
Popołudniu Tom wybrał się do domu Margharet. Jednak nikt mu nie otwierał. Powoli uchylił drzwi wejściowe i wszedł do środka. Udał się po schodach na górę. Na korytarzu panował straszny bałagan. Wszędzie porozrzucane były książki i ubrania. Mężczyzna postanowił zaryzykować i skierował się do sypialni, skąd dochodziły hałasy.
- Margharet? Co się stało? – zapytał, kiedy zobaczył kobietę wertującą w swojej szafie
- Ktoś zabrał dwa kamienie. – powiedziała ze strachem i spojrzała na Toma przerażonym wzrokiem – Przecież położyłam je na stoliku, a teraz nigdzie ich nie ma!
- Na pewno się znajdą.
- Eh... ty nic nie rozumiesz! Jeżeli dostały się w ręce Cassandry to... – mówiła zdenerwowana
- To co?
- Ona, ona odzyska swoje siły. I wtedy będzie źle... bardzo źle. Może przywrócić życie wszystkim wampirom. I wtedy całe miasto padnie ich ofiarą. Jak mogłam zostawić te głupie kamienie na wierzchu? Boże! Co teraz będzie?!
Mężczyzna próbował pocieszyć i uspokoić przerażoną kobietę, lecz jego wysiłki zdały się na nic. Jednak trzeb było ostrzec wszystkich mieszkańców Astrid City. Wszyscy myśleli, że wampirów nie ma już od ponad 500 lat.
Kiedy obydwoje szli do budynku, w którym miały siedzibę władze miasta, komisarz Nawolski wpatrując się w kamienny chodnik w pewnym momencie zatrzymała się. Przykucnęła i podniosła z ziemi czerwony kamień. Taki sam jak znalazła Ann na strychu.
- Spójrz! To jeden z magicznych kamieni! Musiał wypaść Cassandrze kiedy tędy biegła. Na razie nie wszystko stracone, ale i tak trzeba wszystkich ostrzec.
***
Tej nocy Tom nie mógł zmrużyć oka. Przekręcając się z boku na bok usiłował zasnąć, ale wiedział, że ten koszmarny sen znowu mu się przyśni. Piżama przyklejała mu się do spoconego ciała. W pewnym momencie wszystko ucichło. Za chwileczkę dało się słyszeć czyjeś kroki na korytarzu. Tom tkwił w łóżku bez ruchu wsłuchując się, jak podłoga skrzypi pod ciężarem czyjejś stopy. Stukanie było coraz głośniejsze.

W pewnym momencie drzwi do sypialni otworzyły się.

C.D.N.

Niestety na kolejny odcinek musicie czekać troszkę dłużej. Dam go pod koniec następnego tygodnia
Pzdrawiam!
__________________
rosex jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 27.06.2005, 20:51   #4
rosex
 
Avatar rosex
 
Zarejestrowany: 14.03.2005
Skąd: wiltshire
Płeć: Mężczyzna
Postów: 947
Reputacja: 10
Domyślnie Odcinek 4

Tak jak obiecałam - kolejny odcinek w poniedziałek, a więc oto i on...

ODCINEK 4

TRANSILVANIA | 2005 | 9:30
- Matko! Mamy mieszkać w tej ruderze?! %u2013 krzyknęła młoda dziewczyna patrząc na dom przy ulicy Garden Walk 13

- Spoko... może w środku będzie trochę lepiej. - odparł równie młody mężczyzna i się zaśmiał
- No właśnie Ashley. Nie przesadzaj, jest goodzik.
Troje młodych ludzi weszło do starego mieszkania. Wszystko wydawało się być nowe tylko trochę zakurzone i przybrudzone. Nie spodziewali się, że dom będzie w tak dobrym stanie. Meble i cały sprzęt były niemal nie
używane.
Otóż trójka studentów z Nowego Jorku kupiła za niedużą cenę to mieszkanie. Ich uczelnia mieściła się w Rumunii, właśnie w tej krainie geograficznej jaką była Transilvania i to zaraz obok miasteczka Astryd City. Chłopak, który nazywał się Scott Rivers studiował ekonomię drugi rok. Był całkiem przystojny. Żadna dziewczyna nie mogła oprzeć się jego wspaniałemu uśmiechowi. Ale on kochał tylko jedną. Nazywała się Ashley Redd i przyjechała tutaj razem z nim, ponieważ studiują na tym samym wydziale. Dziewczyna była bardzo ładna. Mocna opalenizna idealnie pasowała do jej czarnych włosów opadających na ramiona. Scott zabrał również ze sobą swoją młodszą siostrę Lisę. Uczelnię w Transilvani wybrali im rodzice, dlatego że uważali ją za jedną z najlepszych i sami tam studiowali. Po południu, kiedy mniej więcej ogarnęli bałagan panujący w mieszkaniu zasiedli przy stole, aby zjeść obiad przyrządzony przez Ashley.

Dziewczyna bardzo się ucieszyła, kiedy rodzeństwo stwierdziło, że jest smaczny, bo po raz pierwszy brunetka miała okazję podać jakiekolwiek danie. Po obiadowej sjeście udali się do salonu, aby przed telewizorem spędzić resztę dnia obżerając się przy tym pizzą. W pewnym momencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- To pewnie pizza. - powiedziała Lisa i podeszła do drzwi wejściowych po czym otworzyła je z wielkim rozmachem - Dobry wie...
Urwała w połowie, ponieważ nikogo tam nie było. Wyszła na ganek i rozejrzała się dookoła. Nic nie wskazywało na to, aby ktoś znajdował się w pobliżu. Zdziwiona zignorowała to, potraktowała jako zwykły żart dzieciaków
z sąsiedztwa, które nie mają co robić wieczorami. Słońce powoli zaczęło znikać za horyzontem. Na dworze robiło się już ciemno. Wkrótce zapłonęły latarnie uliczne. Studenci zdenerwowani tym, że dostawca pizzy jeszcze się nie pojawił, postanowili zadzwonić jeszcze raz. Scott podniósł słuchawkę i wykręcił numer miejscowej pizzeri.
- I co? - zapytała po chwili Ashley

- Nie ma sygnału. Linia telefoniczna musiała zostać uszkodzona. Tylko w
jaki sposób?
- Skąd mam wiedzieć? Zadzwoń z komórki. %u2013 zaproponowała brunetka.
Chłopak zrobił tak jak mówiła, lecz w telefonie Scotta też nie było
żadnego sygnału. Za kilka sekund bateria się wyczerpała i telefon się
wyłączył.
- Co jest *****! - zaczął krzyczeć
- Nic nie poradzisz moja też się rozładowała przed chwileczką. %u2013
powiedziała Ash spoglądając na wyświetlacz swojej komórki.
- I moja również - odparła Lisa wchodząc do przedpokoju. Rozmowę przerwał potężny i głośny grzmot. Dom aż się zatrząsł. Wszyscy wystraszeni pobiegli do salonu i usiedli na kanapie. Brunetka wyłączyła wszelkie urządzenia zasilane prądem. Piorun uderzył ponownie, a następnie fala silnego wiatru uderzyła o lokal. Okno w salonie otwarło się i zaczęło uderzać krawędziami o ścianę z przeraźliwym łoskotem. Zasłonki urwały się i
pofrunęły wzdłuż całego salonu. Do pomieszczenia wdarł się okropny chłód. Drzwi zaczęły ruszać się w tę i tamtą stronę, popychane przez wiatr strasznie trzaskały. Scott próbował podejść do okna i je zamknąć. Po kilku
próbach w końcu mu się udało.
- Okno w kuchni też jest otwarte - krzyczała Lisa.
Ledwo było ją słychać z powodu licznych uderzeń błyskawic i szumiącego w uszach wiatru. Wkrótce studentom udało się opanować sytuację.
Cała noc była bardzo burzliwa. Wichura uspokoiła się dopiero nad ranem. Wszyscy zmęczeni i wycieńczeni wstali z łóżek bardzo późno. Jak pierwsza obudziła się Lisa. Kiedy się umyła i ubrała poszła na dół do kuchni zrobić śniadanie dla wszystkich. Scott i Ashley wstali około godziny 11:45. Kiedy chłopak popatrzył na zegarek, natychmiastowo zerwał się z łóżka i krzyknął do brunetki, która przysnęła sobie z powrotem:
- Ash wstawaj! Za 15 minut mamy wykłady, a chcę zaliczyć ten semestr, bo niewiele mi brakuje, żebym dostał warunek! Ty chyba też tego nie chcesz, dlatego zbieraj się! Zanim dojedziemy to minie sporo czasu!
- Po co ten pośpiech... - powiedziała zaspanym głosem brunetka i znów
urządziła sobie drzemkę.
- Jak chcesz to zostań. - oznajmił beztroskim tonem i wyszedł z pokoju.
Opuścił mieszkanie i biegiem udał się na przystanek autobusowy. Uczelnia znajdowała się na przedmieściu, a droga zajęła by bardzo dużo czasu, więc Scott postanowił, że wykupi sobie bilet miesięczny. Po kilkunastu minutach znajdował się już w budynku i poszedł do Sali, w której miały odbyć się wykłady. Tymczasem w domu przy Garden Walk 13 Ashley wygramoliła się w końcu z łóżka. Uświadamiając sobie, że nie jest na wykładach szybko się ubrała i zbiegła do kuchni, aby zjeść śniadanie.
- Gdzie się tak spieszysz? - zapytała żwawo Lisa
- Na uczelnię, a gdzie mam się spieszyć?
- Chyba księżniczka się jeszcze nie obudziła! Wykłady zaczęły się godzinę temu i już dobiegają końcowi! - powiedziała głośno i wyraźnie młodsza
siostra Scotta akcentując każdy wyraz.
- *****! Znowu zaspałam. A ty z czego rżysz? - zapytała poirytowana
- Z ciebie! - ledwo wydusiła śmiejąc się tak, że o mało się nie
przewróciła
- Nie widzę w tym nic śmiesznego.
W tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły i do środka wszedł Scott.

- I jak braciszku na wykładach? Nie spóźniłeś się? - spytała nadal tłumiąc swój śmiech
- Widzę, że masz dzisiaj dobry humorek. - odparł i uśmiechnął się
- Kochanie - zwrócił się do brunetki - Chciałbym cię dzisiaj
zabrać na kolację do tej francuskiej restauracji na rogu.
- A co to za okazja dzisiaj jest, że chcesz zjeść ze mną kolację? - zapytała zdziwiona
- O ile pamiętasz jesteśmy już ze sobą równy rok.
***
Zrobiło się już późno. Dzisiejszy wieczór był bardzo pogodny. Księżyc w pełni oświetlał kamienne uliczki, które przemierzała właśnie cudowna para.
Scott i Ashley zatrzymali się przy dość dużym budynkiem. Blade światło wylewało się na chodnik z okien restauracji. Przy wejściu stał lokaj, który sprawdzał, czy klienci faktycznie mają rezerwację. Chłopak wraz z mulatką wszedł do środka. Elegancki wystrój pomieszczenia i romantyczny nastrój wprawiał dziewczynę w zachwyt. Zawsze marzyła, aby znaleźć się ze swoim ukochanym w takim miejscu. Wraz ze Scottem usiadła przy stoliku, który znajdował się na uboczu sali. Szatyn złożył zamówienie. Posiłek podano dopiero po kilkunastu minutach.

Kiedy już zjedli Ashley odezwała się pierwsza:
- Oh Tom jesteś cudowny.
- Ale nie tak bardzo jak ty kochanie.
- Kocham cię
- Ja też cię kocham - rzekł Scott.
Przez kilka minut wpatrywali się w siebie, a po chwili połączył ich
namiętny pocałunek. Klienci siedzący przy innych stolikach wpatrywali się w całującą się parę z oburzeniem i niesmakiem. Najwyraźniej młodym było to obojętne. Zapatrzeni nie widzieli świata poza sobą. Spędzili jeszcze godzinkę w restauracji rozmawiając i planując swoje dalsze życie w Astrid City. Kiedy wyszli z restauracji na dworze był zupełnie ciemno. Latarnie nagle zgasły. Obydwoje zatrzymali się na chodniku. Przestraszona dziewczyna wtuliła się w objęcia swojego ukochanego. Nie wiedzieli co się dzieje.
Nagle usłyszeli szelest za sobą. Obrócili się, lecz nikogo tam nie było.
- Chodźmy do domu kochanie - powiedziała Ashley, która drżała ze strachu
A więc para ruszyła naprzód, ale znów usłyszeli dziwny szelest. Ignorując to szli dalej. W pewnym momencie ktoś chwycił Scotta za rękę. Chłopak obejrzał się. Blada kobieta trzymała jego dłoń i nie chciała jej puścić.

Z trudem udało mu się wyrwać. Razem z Ashley pobiegli ile sił w nogach w kierunku Garden Walk 13. Wydawało im się, że postać zniknęła i nie będzie ich już gonić. Ale po chwili usłyszeli przeraźliwy krzyk Lisy dochodzący z
korytarza. Czym prędzej otworzyli drzwi wejściowe.
__________________
rosex jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 10:00.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023