Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 09.09.2010, 22:09   #1
Nyks
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Przeznaczenie

To będzie takie krótkie, max 5-cioodcinkowe opowiadanie. Odcinek dedykuję Liv, która mnie do napisania tego zainspirowała ^^
Zapraszam do czytania :]

ROZDZIAŁ I - poniżej
ROZDZIAŁ II
ROZDZIAŁ III Część 1
ROZDZIAŁ III Część 2
ROZDZIAŁ IV - OSTATNI


ROZDZIAŁ I
Początek końca

[IMG]http://i51.************/33auj5j.png[/IMG]

Dziewiętnastoletnia Lilith zgasiła papierosa o marmurowy parapet i wrzuciła go do pustej, wyczyszczonej poprzedniego wieczora przez pokojówkę, popielniczki. Leniwie odsunęła się od okna i, szurając stopami odzianymi jedynie w cienkie skarpetki po marmurowej podłodze, udała się w stronę łóżka. Pokój, w którym się znajdowała, był niekiedy jej całym światem. Olbrzymie łoże z baldachimem, na nim dziesiątki poduszek, perskie dywany, ręcznie rzeźbiona toaletka z mahoniowego drewna, odziane w wymyślne ramy obrazy przedstawiające ludzi, których w większości Lilith nie znała, a także wiele, wiele innych. Jednym słowem, pomieszczenie to przypominało komnatę królewską rodem z epoki barokowej. Nikt nie domyśliłby się, że w podziemiach znajduje się sala bilardowa, bar i pokój z ogromnym telewizorem plazmowym. Jednak Lilith wolała przebywać tutaj, w miejscu, gdzie czas cofał się o kilkaset lat. Te wszystkie rzeczy, choć powinny być jej tak obce, wydawały się znajome i swojskie, wśród nich czuła się… czuła się bezpiecznie.
-Panienko Lil, czas na śniadanie! – usłyszała przytłumiony głos, wkradający się do jej azylu przez olbrzymie, drewniane drzwi. Zaciągnęła zasłony, jak to miała w zwyczaju, sprawiając tym samym, że w pomieszczeniu zapanował półmrok. Rosalie, jej opiekunka i pokojówka jednocześnie, z uporem maniaka pragnęła ożywić wspaniały, najwspanialszy pokój ze wszystkich znajdujących się w pałacu. Na próżno. Lilith nie lubiła światła. Światło było zbyt radosne i ciepłe, wdzierało się bezprawnie do jej pokoju, brutalnie budząc dziewczynę z błogiego snu.
-Panienko? – powtórzyła jeszcze raz, nie tyle z niepokojem, co z westchnieniem, bo wiadome i powszechne było, że Lilith Wayland nigdy, przenigdy nie reaguje za pierwszym razem.
-Juuuuż iiiidę! – zawołała niezbyt entuzjastycznie przeciągając sylaby. Wolnym krokiem poczłapała do łazienki, skąd wzięła frotowy biały szlafrok i zarzuciła go na krótkie spodenki i dużo za duży T-shirt. Tak ubrana, lub nie ubrana – zależy od punktu widzenia – wyszła z pokoju i nie zważając na kilkanaście par oczu spoglądających na nią z portretów w holu, dobyła kręconych schodów i zeszła na dół.

[IMG]http://i55.************/9hl92b.png[/IMG]

Nora, sześćdziesięcioletnia siwowłosa kobieta o oliwkowej karnacji, krzątała się między stołem a blatem kuchennym, przygotowując nakrycie do śniadania. Dla jednej osoby. Jak zwykle – przemknęło przez myśl Lilith, kiedy siadała na krześle.
-Rose, siadaj ze mną – mruknęła, nakładając sobie z tacy smażony boczek, w czasie gdy pokojówka nalała do filiżanki zielonej herbaty.
-Panienko, nie przystoi służbie…
-Po pierwsze, nie jesteś moją służącą. Po drugie, kto ma się niby dowiedzieć? Myszy? Listonosz? Czy kto? – nie była wzburzona, lecz jakby smutna. Owszem, w jej słowach wyraźnie pobrzmiewała gorycz, ale widoczne było też cierpienie z braku odpowiedzi na to pytanie. Nikt nie mógłby się dowiedzieć. Nikt. Bo Lilith nie miała nikogo.
Gdy czarnowłosa dziewczynka przyszła na świat, jej rodzice nie posiadali się z radości. Dziecko było piękne – hebanowe kosmyki kontrastowały widocznie z alabastrową cerą, co na myśl przywodziło Królewnę Śnieżkę.
Radość niestety zakończyła się o wiele za szybko.
W tydzień po urodzinach, nieoczekiwanie zmarli dziadkowe dzieciątka, w miesiąc – rodzice. Nawet w dobie współczesnej medycyny żaden lekarz nie był wstanie wyjaśnić, na jaką to chorobę zapadają członkowie rodu Waylandów. Niedługo potem pożegnali się z tym światem wszyscy kuzyni, kuzynki, wujkowie i ciotki dziewczynki – każdy, kto miał z nią styczność. Jedynie Rosalie, pokojówka i prywatna nauczycielka Lilith, a niegdyś jej rodziców, przetrwała tą epidemię i zajęła się Lily jak własną córką.
Kiedyś czarnowłosy aniołek spytał, dlaczego mieszkają tak daleko od miast i czemu ich dom nie wygląda tak, jak wszystkie inne. Wtedy Rose opowiedziała jej całą historię, od początku do końca. O korzeniach ich rodu sięgających szesnastego wieku, o tym, że ich przodkowie byli wielkimi ludźmi w Anglii, dlatego właśnie mieszkają w tym wspaniałym dworze. Nie należałoby wspominać, że dziesięcioletnie dziewczę zasnęło w połowie opowieści, no ale...
-Dobrze, panienko – westchnęła siwowłosa i usiadła na krześle obok niej.
-Wydajesz się jakaś milcząca – zauważyła brunetka, wpatrując się bacznie w kobietę smarującą z niesamowitym zainteresowaniem chleb masłem.
-Nie, skąd – żachnęła się i ułożyła na nim plasterek szynki.
-No dobra. Gadaj, o co chodzi. Prędzej czy później, i tak się dowiem.
Rosalie z westchnieniem odłożyła kanapkę na talerz i splatając ręce, popatrzyła na nią ze skruchą.
-Zaprosiłam na lunch gości.
-Rose – jęknęła, opierając podbródek na drobnych dłoniach. W ogóle wszystko w niej było drobne, a sama była chuda, rzec można – za chuda. A papierosy, które stały się nieodłącznym elementem jej życia, wcale nie pomagały przytyć.
-Wiem, wiem, panienko. Ale to dobrzy ludzie. I mądrzy. Mieszkają kilka kilometrów stąd, w takim nowoczesnym domu, tak, tak, nowoczesnym. Też ładnie urządzonym, ale nasz pałacyk to o wiele lepszy jest przy nim.
-Byłaś tam? – spytała ze zdziwieniem.
-O tak. Kiedy jechałam do miasta po jakieś zakupy, spotkałam tam tą kobietę, gospodynię. Bardzo miła. Młodsza ode mnie, dziennikarka. Pisze do Vogue’a.
-W tej gazecie chyba nie istnieje posada dla kogoś, kto jest dziennikarzem – wtrąciła ciemnowłosa sceptycznie.
-To naprawdę dobra kobieta i wcale nie jest snobistyczna, jakby się mogło wydawać. I ubiera się ładnie. Mówiła, że być może będzie miała dla panienki jakieś ciuchy, ale powiedziałam jej, że jesteś bardzo chuda…
-Nie potrzebuję ubrań od jakiejś bogatej lafiryndy.
-Lilith! – niemal krzyknęła z oburzeniem – Nie wolno ci tak mówić. Nie znasz tej kobiety.
-Może i nie znam, ale wiem, jakie są takie paniusie. Szpileczki, rozmiar zero, cola light i broń Boże kremówki, bo zejdzie na przejedzenie. Tak to wygląda, Rose.
-Tak czy siak, przychodzą dziś na lunch, więc musisz ładnie wyglądać. Upnę ci włosy i może umalujesz się trochę…
-Bez tapety – burknęła, sięgając po kubek z herbatą.
-Dobrze, w takim razie tylko fryzura. Ale, na litość Boską, musisz się umyć!
-A kto właściwie ma przyjść? – spytała nagle zaciekawiona. No owszem, ta kobieta. Ale z mężem? Z dziećmi?
-Pani Westwater z synem. Biedaczka, od siedmiu lat jest wdową.
-Biedaczka – prychnęła, ignorując wzmiankę o synu, choć mimowolnie wywołała u niej dreszcz – Ja od dziewiętnastu lat jestem sierotą.
Rosalie, zawstydzona, zauważając swój błąd, umilkła, a po chwili zabrała się do sprzątania po śniadaniu. Lilith bez słowa wstała od stołu i szybkim krokiem wspięła się po schodach na górę.

[IMG]http://i56.************/2jb8yg3.png[/IMG]

*

[IMG]http://i55.************/20ij5y.png[/IMG]

Ciepła kąpiel była tym, czego dziewczyna potrzebowała. I właśnie dlatego wlazła pod zimny, krótki prysznic. Dziwne, prawda? Każdy normalny człowiek, mając szansę zrobić, co chciałby zrobić, zrobiłby to. A jednak ona zawsze postępowała sobie na przekór. Zawsze.
Toteż kiedy już wyszła spod wody, mimo że na dworzu było bardzo ciepło, jak na jesienny poranek, cała się trzęsła i non stop po plecach przebiegały jej nieprzyjemne dreszcze. Klnąc jak szewc, okutana w szlafrok, a pod spodem całkiem naga, wyszła z łazienki i ruszyła na paluszkach (podłoga była zimna, a ona, jak ostatnia pierdoła, nie wzięła butów) w kierunku szafy.
Kątem oka dostrzegła, że coś się tu nie zgadza. I wrzasnęła.

[IMG]http://i51.************/30shojb.png[/IMG]

-Co ty, do cholery, robisz w moim pokoju? – jej głos wydał się aż za nadto piskliwy, kiedy zauważyła chłopaka siedzącego na skraju jej łóżka. Zawiązała ręce na piersi, uniemożliwiając jednocześnie rozsunięcie się połom szlafroka i spojrzała na niego wyczekująco. Z czarnych włosów kapała woda tworząc wokół niej kałużę, a stanie na zimnej podłodze też nie było jej marzeniem.
-Siedzę… chyba – chłopak uśmiechnął się uroczo, co sprawiło, że jej frustracja znacznie wzrosła.
-Ale dlaczego w moim pokoju?
-J'aime cette salle... [Lubię ten pokój...] - odparł płynną francuszczyzną, ale ten język znała perfekcyjnie.
-Jak to lubisz? Przecież ja cię nawet nie znam… - niemal zakręciło jej się w głowie. Nagle zjawia się tu jakiś chłopak, jest bezczelny i twierdzi, że lubi przebywać w jej prywatnym pomieszczeniu.
-Co nie znaczy, że ja nie znam ciebie.
-Jesteś chory.
-Ty chorsza.
-Wynoś się stąd.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Natychmiast!
-Ta kłótnia ma sens… - roześmiał się, przez co na policzkach dziewczyny wykwitły rumieńce. Bynajmniej nie ze wstydu, a ze wściekłości, bo gotowała się jak woda w czajniku. Żeby nie wybuchnąć, co mogłoby sprowadzić tu Rosalie, wzięła parę głębokich wdechów z zamkniętymi oczami, a kiedy uniosła powieki, od razu było jej lepiej. Przynajmniej tak się zdawało.
-Dobra, ustalmy chociaż, jak masz na imię.
-Opłaca mi się to?
-Że co? – wydusiła ze zdziwieniem. Dobrze znała pytania z tak zwanym drugim dnem.
-Dobrze słyszałaś.
Czara się przelała.
-Kuźwa. Wchodzisz do MOJEGO domu, zakładam, że przez okno. Siadasz sobie na MOIM łóżku i gdyby nigdy nic, oznajmiasz, że lubisz przebywać w MOIM pokoju. I pytasz, co dostaniesz za przedstawienie się? No ja *******ę, z tobą jest coś cholernie nie tak!
-To nie moi bliscy zaczęli umierać, kiedy się urodziłem.
Cholera.
Uderzył w czuły punkt. Ba, uderzył! Poczuła, jakby wbił jej nóż w brzuch. Mimowolnie skurczyła się w sobie, kiedy tylko zamknął usta. Sądząc po jego minie, zorientował się, że nie powinien był tego mówić. Ale i tak było już za późno. Lilith nie spodziewała się, że o śmierci rodziców przypomni jej jakiś przypadkowy dupek. I że zrobi to w inny, mniej bolący sposób. To nie fair. Tylko że przecież nie mogła się tu przy nim rozpłakać. Ona taka nie była. Zawsze twarda i beznamiętna, odkąd pamięta.
I choć łzy cisnęły jej się do oczu, a w gardle tkwiło coś niezidentyfikowanego, co utrudniało jej oddychanie, przełknęła ślinę i popatrzyła na niego z chłodem w czarnych oczach.
-Imię – jedno słowo, proste, wypowiedziane nie tyle z dystansem, co z potworną lodowatością. Przybysz wstał.

[IMG]http://i54.************/15qf5sp.png[/IMG]

-Seth – oznajmił po chwili milczenia i podszedł do niej, wyciągając rękę. To było jakąś totalną farsą. Chociaż z jego twarzy zniknął irytujący uśmieszek, a wstąpiła nań powaga, nadal wydawał jej się parodią samego siebie. Przedstawił się. Musiał najpierw zadać jej cholerny ból i na pewno zrobił to świadomie. Skąd wiedział? To pytanie nie otrzyma w najbliższym czasie odpowiedzi, tego była pewna. Spojrzała na rękę chłopaka. W jej głowie kotłowały się myśli, niewypowiedziane słowa, zarzuty, oczekiwania. Chciała dać mu w pysk. Pragnęła wyrzucić go z pokoju, z domu, chciała, żeby szatyn po prostu zniknął. Stała w kałuży zimnej wody, na lodowatej podłodze, przed facetem, który od samego początku zwiastował nieszczęście.
A mimo to uścisnęła jego silną (ogromną w stosunku do jej kilku kostek obleczonych skórą) dłoń.
-Lilith.

---------------

odpowiem na pytanie, które pewnie padnie, jak znam życie Akcja dzieje się w czasach współczesnych
i przepraszam za ostatnie zdjęcie, ale po prostu tak mi się spodobało, że musiałam je dać

Ostatnio edytowane przez Nyks : 13.10.2010 - 20:03
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 10.09.2010, 19:12   #2
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,204
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

OeMGie! Ded dla mnie! Dziękuję :*:*
Przyczepię się do błędów, niedociągnięć itd., bo bez tego obyć się nie może!
Cytat:
Te wszystkie rzeczy, choć powinny być jej tak obce, wydawały się znajome i swojskie, wśród nich czuła się… czuła się bezpiecznie
Niepotrzebne powtórzenie.
Cytat:
-Panienko Lil, czas na śniadanie!
Lil to było przezwisko mojej Lily w AND, pamiętasz?
Cytat:
i zajęła się Lily jak własną córką.
Robisz mi na złość, czy raczej chciałaś mnie przyprawić o uśmiech po ciężkim tygodniu spędzonym w szkole?
Szczerze mówiąc trudno się nie rozweselić widząc takie coś (za bardzo jestem zżyta z moimi "dziećmi" po prostu


Na razie bez specjałów, charaktery dobrze mi znane (przy takim natłoku FS jakie przeczytałam/stworzyłam w swoim życiu trudno wymyślić coś naprawdę oryginalnego ). Fabuła mniej, nie umiem przewidzieć co się stanie później, zatem z ciekawością w głowie wyczekiwać będę kolejnego odcinka. Zainteresowałaś mnie tym, co zresztą jest typowe dla romansideł czytanych przeze mnie
Fajne jest też to, ze stosujesz prosty język. I jak będziesz pisała dialogi, stawiaj spację po myślniku. Lepiej będzie wyglądać
Mam nadzieję, że więcej do napisania będę miała przy drugim odcinku.
Bez oceny.
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 10.09.2010, 21:02   #3
Nyks
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

imię 'Lilith' jest mi potrzebne do fabuły, a musiałam jakieś zdrobnienie wymyślić i nic innego nie przychodziło mi do głowy ;p

Cytat:
Napisał Liv
Lil to było przezwisko mojej Lily w AND, pamiętasz?
no a jak, pamiętam!

charakter Lilith jest trochę... trudny. to się objawi w następnych odcinkach ;] bardziej Seth jest taką 'typową' postacią, niż Lil
  Odpowiedź z Cytatem
stare 11.09.2010, 13:52   #4
Searle
 
Avatar Searle
 
Zarejestrowany: 28.03.2008
Skąd: Dolny Śląsk
Wiek: 38
Płeć: Kobieta
Postów: 4,168
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

Fajne, ale nic specjalnego... jak na razie, oczywiście

Czekam na następny odcinek, by wyczaić, o czym dokładnie będzie to FS. Ładnie piszesz. błędów nie robisz i fajnie się czyta
__________________
Searle jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 11.09.2010, 14:12   #5
bubel-96
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

Imię Lilith jak nic mi się kojarzy z fantasy, o ile się nie mylę. Albo z bogami czy czymś takim. A według wikipedii, mam rację Seth też mi się z czymś kojarzy, chyba z jakimś bóstwem mitologicznym, prawda?
Na razie mi się podoba, lubię takie klimaty, trochę tajemnicy. Coś dla mnie. Czekam na następny
  Odpowiedź z Cytatem
stare 11.09.2010, 17:03   #6
Nyks
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

Lilith uważana była za 1-szą żonę Adama, przed Ewą A potem została żoną Szatana. Wg Biblii ofc. A Seth był w mitologii egipskiej, bóstwo chaosu i taki demon ogólnie ^^ w dobrym kierunku idziesz, bubelku ;]

Nie spodziewałam się, że tak szybko dam następny O.o noale.

ROZDZIAŁ II
Rodzą się pytania

- Zacznijmy od początku – zaproponowała, wychodząc z łazienki z ręcznikiem w dłoni. Owinęła go wokół włosów, robiąc prowizoryczny turban i usiadła na łóżku. Patrzyła na chłopaka wyczekująco, a on, oparty o staromodną drewnianą komodę, wbijał zamyślone spojrzenie w podłogę.
- Heej – zamachała ręką i schyliła się, usiłując znaleźć się w kręgu, który obejmuje jego wzrok. Otrząsnął się gwałtownie i spojrzał na nią z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
- Pewnie chcesz wiedzieć, po co tu jestem – postąpił krok w jej stronę, ale zatrzymała go gestem.
- Zostań tam, gdzie jesteś. Będzie lepiej dla nas obojga.
- Jak chcesz. W każdym razie, bywam tu czasami, kiedy cię nie ma, albo śpisz.
- Zaraz… Obserwujesz mnie, jak śpię? – zmarszczyła ciemne brwi, a wyraz degustacji odmalował się na jej twarzy – Zboczeniec.
- Nic z tych rzeczy. Pilnuję cię – chociaż nadal się uśmiechał, w jego minie zaszła zmiana. Tak jakby… spoważniał.
- Pilnujesz?
- Czy nic złego się z tobą nie dzieje – wyjaśnił, pocierając czoło. Nie minęły dwie sekundy, a Lilith wybuchła śmiechem. Chłopak patrzył na nią sceptycznie, ale z cierpliwością. Spodziewał się takiej reakcji, więc po prostu postanowił przeczekać to w całkowitym milczeniu i nie komentować. Minie.
I minęło.
- To, że cała moja rodzina zeszła na niezidentyfikowaną chorobę, nie znaczy, że ja też umrę – wykrztusiła w końcu, doprowadzając się do porządku. Seth stał i wpatrywał się w nią czujnie, jakby wyłapując reakcje Lilith na każde zdanie, które wypowie.
- Żeby to było takie proste – westchnął w końcu, odpychając się ramieniem od komody i podszedł do niej powoli. Tym razem nie protestowała, gdy usiadł obok. Nabrał powietrza i poprosił:
- Postaraj się mi uwierzyć, okej? – kiwnęła głową. Jej wyobrażenia o tym, co za chwilę usłyszy mocno mijały się z prawdą – Niezidentyfikowaną chorobą jesteś ty.
- Wiem.
Cisza.
Ich ciężkie oddechy były jedynym dźwiękiem, który zakłócał olimpijski spokój. Nie, to nie spokój. Wręcz przeciwnie. Oboje byli zdenerwowani i spięci, patrzyli sobie w oczy: ona w jego zimne, stalowe tęczówki, a on w jej czarne, pozbawione źrenic, tajemnicze ślepia. Nie, nie pocałują się. To nie ta bajka. Szukali w swoich wyrazach twarzy odpowiedzi, odpowiedzi na niezadane pytanie, które sprawiało, że wnętrzności wiązały im się w supeł. Pytanie to nie miało paść w najbliższym czasie.
- Wiesz? – po dłuższej chwili, z trudem Seth w końcu wydobył z siebie głos. Ona pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła. Był to uśmiech pozbawiony krzty wesołości.
- Trudno się nie zorientować. Ile takich przypadków spotkałeś? – było to pytanie retoryczne, więc mówiła dalej – Nie wiem, co ze mną jest nie tak. Ale jestem pewna, że każda osoba, która się do mnie przywiąże lub odwrotnie, ja do niej, umiera. Wystarczy kilka dni, żeby to cholerstwo spowodowało zgon. Już to ogarnęłam. Najpierw pojawia się gorączka, potem ślepota, kaszel i krwioplucie, paraliż, aż w końcu śmierć. Nie ma choroby, która opisywałaby te wszystkie objawy, więc jasne jest, że to ja je powoduję.
Seth nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Toczył ze sobą wewnętrzną wojnę. Z jednej strony znał odpowiedź na jej pytanie, z drugiej – po prostu nie mógł jej udzielić. Coś blokowało w nim umiejętność przekazywania wyroków. Coś, być może jej głębokie i zagadkowe, a jednocześnie zimne spojrzenie. Albo delikatne rysy twarzy, uśmiech, który tak rzadko pojawia się na malinowych wargach. Nie wiedział.
- Skąd to wiesz? – jego rozważania przerwało pytanie Lilith. Wpatrywała się w niego badawczo. Żeby ukryć prawdę, przywdział cwany uśmieszek – jedyne, co było wstanie ją zatuszować.
- Lata praktyki w rozwiązywaniu problemów – puścił jej oczko i wstał. Zaprotestowała dziwnym dźwiękiem, podobnym do miauknięcia.
- Dokąd to?
- Śpieszę się. Mam dziś zajęte popołudnie – odparł krótko i podszedł do okna. Lil obserwowała ze zgrozą, jak je otwiera i wspina się na framugę. Spojrzał na nią przez ramię i uśmiechnął się jeszcze raz, a potem skoczył.
Zerwała się z łóżka i dopadła parapetu. Chłopak właśnie zeskakiwał z gałęzi drzewa, które rosło naprzeciw jej okna. Odetchnęła z ulgą i zabrała się do zakończenia porannej toalety.

*

[IMG]http://i51.************/xd5xf4.png[/IMG]

Pora lunchu zbliżała się wielkimi krokami. Stary zegar w drewnianej oprawie wskazywał siedemnastą dwadzieścia. Lilith siedziała przy toaletce z kwaśną miną, poddając się zabiegom mającym na celu zrobić coś z jej włosami. Odkąd pamięta, ma piękne, gęste, lekko falowane kosmyki. Z powodzeniem mogłaby startować w castingu do reklamy szamponów. Obecna sytuacja jednak jej to uniemożliwiała.
- Au! – jęknęła i skrzywiła się, kiedy Rose mocniej szarpnęła szczotką. Właściwie jej to nie bolało, ale musiała podkreślić, jaka to jest nieszczęśliwa.
- Niech panienka nie przesadza – mruknęła kobieta i upięła kolejny kosmyk. Fryzura była już prawie gotowa, kiedy zadźwięczał gong, w postaci dzwonku do drzwi. Rosalie dopięła kilka ostatnich włosów niedbale i po chwili zniknęła za drzwiami. Lilith westchnęła i spojrzała na swoje odbicie. Rzadko widywała siebie bez grzywki, bo twierdziła po prostu, że ma za duże czoło. Teraz jednak nie wyglądała najgorzej. No, pomijając niezadowoloną minę. Na próbę zrobiła sztuczny uśmiech, który wyglądał bardzo prawdziwie w jej wykonaniu i tak, fałszywie szczęśliwa, zeszła powoli na dół.
Weszła do przedpokoju by powitać gości, jednocześnie kalkulując, ile może potrwać ta wizyta. Powoli zaczęło już zmierzchać, bo okazało się, że Westwaterowie niestety nie wyrobią się na czwartą, toteż lunch został przełożony na godzinę siedemnastą trzydzieści. Więc chyba nie posiedzą za długo?
Gdy tylko weszła do holu stanęła jak wryta i zaparło jej dech w piersi.
To był on.
Był tam i uśmiechał się czarująco i uprzejmie, składając delikatny pocałunek na dłoni Rose. Kiedy wyprostował się i spojrzał na nią, nie wydawał się zaskoczony – wręcz przeciwnie, dał jej do zrozumienia, że jest złośliwie usatysfakcjonowany faktem, że jest tak zaskoczona.

[IMG]http://i51.************/29ejhw6.png[/IMG]

Ledwo dojrzała kobietę stojącą za nim. Mimo iż wyglądała młodo dzięki kupie tapety nałożonej na jej twarz, nie dało zatuszować się obwisłych kącików ust, zmarszczek w kącikach oczu i zmęczonego spojrzenia.
- Pani Westwater, to jest moja podopieczna, Lilith Wayland – przedstawiła ją. Lil nabrała powietrza i ignorując upierdliwe spojrzenie Setha, podeszła do szatynki i uścisnęła jej wyciągniętą dłoń.
- To mój syn, Caine – wskazała na chłopaka. Przez chwilę Lily nie wiedziała, o kogo jej chodzi. Przecież to był Seth, Seth, kobieto! – krzyczała na nią w myślach, chociaż na twarzy miała uprzejmy uśmiech. Ciągle udając, wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, a on ledwie musnął ją ustami. Tyle wystarczyło, żeby przeszedł ją przyjemny dreszcz, za który zresztą nieźle się opierniczyła.
- Miło cię poznać, Lilith – powiedział ciepłym i przyjaznym głosem. Zagotowało się w niej. Jak mógł tak perfidnie udawać, że nie był tu zaledwie kilka godzin temu, sprawiając jej ogromną przykrość. Ale zamiast robić sceny, postanowiła kontynuować grę i zobaczyć, co się z tego wykluje.
- Mi również.
Zapadła niezręczna cisza, podczas której Caine aka Seth i Lilith toczyli walkę na zagadkowe spojrzenia.
- Przejdźmy do salonu – zaproponowała Rose, chcąc uwolnić się od milczenia. Reszta pokiwała głowami i udała się za gospodynią.

*

[IMG]http://i51.************/r6wciq.png[/IMG]

- Więc uczysz się w domu? – spytała po raz setny pani Westwater, która, jak się okazało, ma na imię Felice. Lilith sennie pokiwała głową. Dochodziła dziewiąta, a oni nadal siedzieli i pili herbatę, przy okazji pałaszując szarlotkę. W dodatku ten palant, Seth, który nadal udawał, że Sethem nie jest, irytował ją bardziej, niż przy niespodziewanej i niechcianej wizycie w jej pokoju.
W pewnym momencie wpadła na genialny pomysł.
- Et vous? Vous apprendrez à la maison? A ty? Uczysz się w domu ?
- Niestety nie rozumiem francuskiego – pokręcił zmieszany głową. Dobry z ciebie aktor, kochanie, ale nic z tego – przemknęło jej przez myśl, a w jej uśmiechu pojawiła się złośliwa nuta.
- To piękny język – wtrąciła Felice i uśmiechnęła się. Lil skinęła głową.
- Tak, pewnie. Może… Może przyniosę trochę herbatników? – zaproponowała, ale Rose natychmiast zaoponowała, twierdząc, że sama powinna to zrobić, a herbatniki są zbyt wysoko, żeby mogła je zdjąć z półki.
- Myślę, że Se… Caine mógłby mi pomóc – oznajmiła, a Rosalie zmarszczyła brwi w minie pod tytułem: „Tak nie przystoi! Gości nie wolno wykorzystywać!”
- Owszem, chętnie pomogę.
To nie pozostawiało pola do dyskusji, więc chłopak wstał, zaraz za nim Lilith i razem udali się do kuchni. Gdy tylko zamknęła za nimi drzwi, odwróciła się do niego z rękami zawiązanymi na piersi i wojowniczą miną.

[IMG]http://i52.************/5pn59u.png[/IMG]

- Co ty odstawiasz? – warknęła przyciszonym głosem, bo drzwi w końcu dźwiękoszczelne nie były. Seth aka Caine odpowiedział jej nienagannym uśmiechem, który powoli zaczął nabierać kształtu tego, którym obdarowywał ją kilka godzin wcześniej.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparł rozbawiony. Podeszła do niego na tyle blisko, że bez problemu mogła dźgnąć go w pierś, co zresztą zrobiła.
- Seth – zwróciła się do niego po imieniu, PRAWDZIWYM imieniu.
- Jestem Caine – poprawił ją.
- Nie, idioto. Myślisz, że jestem na tyle tępa, żeby dać sobie wmówić, że wszystko to sobie wymyśliłam? Byłeś dziś u mnie w pokoju. Nie mam omamów.
- Spokojnie, Lil. Jak niby wszedłem i wyszedłem?
Dziewczyna nieco zmieszana odparła:
- No… Przez okno. Wskoczyłeś na drzewo, a potem…
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto łazi po drzewach?
- Nie, ale…
- Więc widzisz.
- Kłamiesz. Wiem, że kłamiesz.
- Nie masz dowodu.
- Nie jesteś Caine, na litość boską.
- Jestem.
- Nie, nie jesteś.
- Owszem, tak.
- Nie.
- Tak.
- Vous êtes Seth [Jesteś Seth].
- Non.
- Aha! – krzyknęła z tryumfem – Nie znasz francuskiego, co?
- Nie trudno się domyślić, co powiedziałaś.
- Odpowiedziałeś „Non” nie „Nie” – wysunęła jeden z argumentów, które teraz gromadziła, obserwując go czujnie. Przełknął nerwowo ślinę, a uśmieszek, na ułamek, dosłownie ułamek sekundy, zniknął z jego twarzy. Tyle wystarczyło dziewczynie, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że ma rację.
- Naprawdę coś ci się pomieszało – odparł z fałszywym rozbawieniem. Lilith tylko pokręciła głową z dezaprobatą.
- Więc może spytamy mamuśkę?
- Lilith, nie! – zaprzeczył ostro, lecz to ona stała bliżej drzwi. Szarpnęła za klamkę i wpadła do salonu mierząc wrogim spojrzeniem szatynkę, która zamarła z filiżanką w połowie drogi do ust. Uśmiechnęła się słabo i przybrała pytający wyraz twarzy.
- Chcę wiedzieć, co tu się dzieje. Natychmiast masz mi to wyjaśnić, Felice – nawet Rose nie zaprotestowała, kiedy usłyszała, że zwraca się do starszej i do tego obcej osoby po imieniu. Po prostu zmartwiała. A sama pani Westwater przygryzła wargę i jakby posmutniała. Odstawiła filiżankę na stół i otworzyła usta, ale to nie z nich wypłynęło dwa słowa:
- Przepraszam, Lil – słowa Setha były ostatnimi, które słyszała. Później ukłucie na ramieniu.

[IMG]http://i55.************/2r4rfrn.png[/IMG]

Podniosła rękę do góry, ale zanim zdążyła spojrzeć, co je spowodowało, powieki stały się ciężkie i opadły. Zakręciło jej się w głowie i poczuła, jak osuwa się na podłogę. Wszystkie głosy zlały się ze sobą, a dziewczyna poczuła, że czyjeś ramiona ratują ją przed upadkiem. A potem zapadła ciemność.

*

Było ciemno. Ale jakimś cudem w tej ciemności rysował się jeszcze czarniejszy kształt. Kształt ludzkiej sylwetki. Powoli się zbliżała, a Lilith była wstanie określić, że jest to kobieta o długich włosach – kiedy szła, rozwiewały się na boki. Nie wiedziała dlaczego, ale kobieta wzbudzała w niej jednocześnie przerażenie i coś na kształt… Nie potrafiła tego określić. Bezpieczeństwa, tak. Bez niej byłoby tutaj tak pusto.
Teraz stała zaledwie metr od niej. Dziewczyna nadal nie widziała twarzy nieznajomej, ale kolor jej włosów był tak ogniście rudy, że nawet mimo panujących egipskich ciemności, była wstanie go określić.
- Pozwól przeznaczeniu – poprosiła, a jej cichy głos rozległ się w głowie brunetki. Nie rozumiała tych słów, a jednocześnie wiedziała, że powinna. Otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale wtedy kobieta zniknęła za rozmywającą się powoli kotarą ognistych włosów.
Lilith poczuła, jak wracają jej zmysły.

*

- Nie może się dowiedzieć!
- Nie może? Musi!
- To idiotyczne… - odgłosy kłótni dochodziły zza przymkniętych drzwi, kiedy dziewczyna odzyskała przytomność. Słyszała Setha i jego matkę, a co jakiś czas wtrącenie Rose. Widać było, że konflikt właściwie trwał pomiędzy Westwaterami, ale Rosalie stała po stronie Felice.
- Nie możemy jej powiedzieć. Jest taka… - chłopak umilkł, nie wiedząc, co powiedzieć.
- O nie – zaoponowała z przerażeniem jego matka – Nie pozwolę ci się w niej zakochać. Nie możesz, rozumiesz?!
Lilith postanowiła się odrobinkę przesunąć, żeby wszystko lepiej słyszeć. Zapomniała, że łóżko zawiera jedną sprężynę, która zawodzi z każdym razem, kiedy choćby się jej dotknie. Więc kiedy ruszyła nogą, łóżko zaskrzypiało, a głosy w przedpokoju umilkły. Dziewczyna nawyzywała się w myślach od najgorszych, kiedy skrzypnięcie zawiasów w drzwiach oznajmiło wizytę gości.
- Nie ciebie chciałam zobaczyć po obudzeniu się – mruknęła, kiedy naszło ją dziwne uczucie. Co się stało? Jakim cudem leży tu, zamiast siedzieć na nudnym lunchu z Westwaterami. Dlaczego Felice patrzyła na nią z troską równą trosce Rose? Dlaczego tak strasznie kręciło jej się w głowie? Dlaczego nic nie mogła sobie przypomnieć? Jadła lunch, pani Westwater spytała o szkołę, a potem… Dlaczego? I dlaczego… A, jednak nie. Cwany i jednocześnie irytujący uśmiech Setha pozostał na swoim miejscu.
- Jak się czujesz? – zapytała Rosalie, siadając na skraju łóżka. Lil chciała podeprzeć się na łokciach, ale kiedy tylko uniosła głowę, zabolała ją tak bardzo, że opadła z powrotem na poduszki.

[IMG]http://i54.************/rk956p.png[/IMG]

- Nie wstawaj – poradziła Felice. Kiedy próbowała sięgnąć do ostatnich chwil przytomności, jej czaszkę obejmował tak silny ból, że miała ochotę krzyczeć. Porzuciła więc próby dokopania się do owych wspomnień.
- Co się stało?
- Szłaś do kuchni po herbatniki i nagle zasłabłaś. Caine uchronił cię przed upadkiem – Rose odwróciła się do chłopaka z dziękczynną miną. Lilith zastanawiała się, czy tylko ona widzi jak sztuczne jest to całe przedstawienie.
- Dziękuję – mimo to zwróciła się słabym głosem do szatyna. On przez chwilę wydał się zdezorientowany, ale chwila ta była tak krótka, że równie dobrze mogło jej się to przewidzieć. Odpowiedział jej skinieniem głowy.
- Odpocznij, panienko – Rose odgarnęła jej włosy z twarzy i uśmiechnęła się.
W jej spojrzeniu było coś straszliwie smutnego.
Kiedy cała trójka opuściła pokój, zostawiając Lilith samą, przekręciła się na bok, by wygodniej się ułożyć. Coś zabolało ją na przedramieniu, więc spojrzała w tym kierunku. Widniał tam wielki siniak, po środku którego znajdowała się mała, czerwona kropka. Od dziecka w ten sposób reagowała.
Ślad po igle.

[IMG]http://i56.************/2a4w9ip.png[/IMG]
  Odpowiedź z Cytatem
stare 11.09.2010, 18:01   #7
yaoi fan
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

Gdybym miała oceniać, musiałabym się rozpisać, a mi się nie chce xD Dobra powiem tylko, piszesz z sensem, jasno, ale.. język jest raczej nie zbyt 'wybitny'? Tak to może nazwę. Jak ma FotoStory to to się ja najbardziej nadaje. Wyhaczyłam parę błędów, które na pewno zostaną wymienione przez użytkowników Pozdrowioka!

Aha i jedna sugestia, siniak nie robi się w pięc minut po uderzeniu, chyba wiesz, a nie jest napisanee skąd się wziął, więc myślę że po zastrzyku. Więc siniak powinien pojawić się dopiero drugiego dnia. Takie małe potknięcia wielka różnica.

Ostatnio edytowane przez yaoi fan : 11.09.2010 - 18:08
  Odpowiedź z Cytatem
stare 11.09.2010, 20:13   #8
Nyks
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

Cytat:
Napisał Nyks
Od dziecka w ten sposób reagowała.
Ślad po igle.
czyli po zastrzyku. dwa - kto powiedział, że nie minął dzień? ;>
w każdym razie tak - wybitnym językiem mogę pisać, owszem, trudniejsze to i pochłania więcej czasu, ale myślę że tak 'lżejszy' jest lepszy do tego typu opowiadań ^^
  Odpowiedź z Cytatem
stare 11.09.2010, 21:51   #9
bubel-96
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

Woow.. Jak mamy nazywać Setha/Colina? Podobało mi się, Lil nieźle go wrobiła . Czekam na ciąg dalsze, nie mogę wymyślić nie sensownego..
  Odpowiedź z Cytatem
stare 17.09.2010, 20:44   #10
Searle
 
Avatar Searle
 
Zarejestrowany: 28.03.2008
Skąd: Dolny Śląsk
Wiek: 38
Płeć: Kobieta
Postów: 4,168
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Przeznaczenie

O kurczę, bardzo ciekawie się to potoczyło. Teraz zastanawia mnie ta cała akcja z odurzeniem Lil.
No i kim do diabła jest Seth i jego matka?
Mam nadzieję, że w następnym odcinku wyjaśnisz nam co nieco, bo na razie jest bardzo tajemniczo

Cytat:
w postaci dzwonku do drzwi
- dzwonka

Cytat:
a Lilith była wstanie określić
– w stanie
__________________
Searle jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 14:58.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023