Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 07.06.2008, 19:42   #1
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Company

Witam
Chcę wam przedstawić moje drugie fs na tym forum. To będzie jednak całkowicie odmienne i szczerze mówiąc nie wiem, czy przemówi do dużej ilości osób. Jest mozna powiedzieć całkowicie inne od tych prezentowanych tutaj
Ale co będę gadać, zoabczcie sami. A nuż się komus spodoba




-------------------------------------------------------


I


Leżał nieruchomo już od kilku dni. Na pierwszy rzut oka można by uznać, że nie żyje, jednak po dokładniejszej obserwacji, wyraźnie można dostrzec jego miarowo opadającą i unoszącą się klatkę piersiową. Z drugiej strony, trzeba było by być głuchym, żeby nie usłyszeć głośnego pikania elektrokardiogramu.
Kobieta w stroju pielęgniarki odgarnęła włosy ze zmęczonych oczu. Ostatnio prawie w ogóle nie spała, nic więc dziwnego, że nie mogła usiedzieć na twardym krześle, które mimo wszystko było wygodne niczym wielkie łóżko z mnóstwem puchowych poduszek. Próbując utrzymać coraz bardziej uciekającą przytomność, spojrzała na zegarek. Wpół do dziewiątej. Że też to wszystko musiało spaść na nią. Zdecydowanie wolała wykonywać inną pracę, z pozoru o wiele cięższą, jednak ciągłe gapienie się na nieprzytomnego faceta było ponad jej siły.
Spojrzała na jego twarz. Znała ją już niemal na pamięć. Najgorsze, że nawet gdy zamykała oczy, nie mogła pozbyć się tego widoku. Już miała odwrócić wzrok, kiedy jej wyczulone zmysły wychwyciły coś dziwnego. Spędziła tu tyle czasu, była więc pewno, że jej się nie przewidziało.
Carol powoli podeszła do łóżka, na którym leżał. Przez kilka długich sekund oboje trwali w swoich zastygłych pozach. To, co stało się chwilę potem sprawiło, że nieomal podskoczyła. Młody mężczyzna powoli uniósł powieki, odsłaniając swoje… czerwone tęczówki. Mimo, że była na to przygotowana, człowiek z czerwonymi oczami budził w niej mieszane uczucia.


Zamrugał kilka razy, aż w końcu odzyskał ostrość widzenia. Ani to miejsce, ani stojąca nad nim kobieta nie były mu znane. Co tu się dzieje?
-Gdzie…-wyszeptał, jednak głos uwiązł mu w gardle.
-Proszę nic nie mówić – odpowiedziała pospiesznie pielęgniarka.
Dziwny pacjent zaczął się podnosić, jednak dłonie owej kobiety, jak i nagłe uczucie bólu ogarniającego całe ciało, z powrotem ułożyły go w pozycji leżącej.
-Zawołam zaraz szefa i lekarza – rzekła poprawiając pościel – Proszę chwilę poczekać, za moment wracam.
Zdezorientowany blondyn zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Bez wątpienia musiała to być jedna ze szpitalnych sal. Tylko jak on się tutaj znalazł? Cały czas o tym myślał, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Właściwie, to czuł wielką pustkę. Doskonale wiedział, jak się nazywa, gdzie mieszka, czym się zajmuje, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, co stało się przed tym, jak się tu znalazł. Miał nadzieję, że ludzie, którzy mają za chwilę się tu zjawić, wszystko mu wyjaśnią.
W tak zwanym międzyczasie postanowił sprawdzić, co tak w ogóle mu dolega. Wydawało się, że oprócz pulsującego bólu w czaszce i owiniętej bandażami dolnej części brzucha, wszystko jest w porządku. Akurat skończył pośpieszne oględziny własnego ciała, kiedy do pomieszczenia wróciła długowłosa pielęgniarka w towarzystwie dwóch mężczyzn. Patrząc wprost na blondyna podeszli do szpitalnego łóżka. Po chwili milczenia odezwał się niższy z nich.
-Nazywam się Alan Thomas, a to jest –wskazał gestem na siwowłosego towarzysza - doktor Flame. Carol już znasz.


-Gdzie my jesteśmy? – blondyn ponowił swe wcześniejsze pytanie.
-W szpitalu, panie…
-Preston, John Preston. Domyślam się, że to szpital, ale nie mam pojęcia skąd się tu wziąłem.
Dotąd milczący lekarz szepnął coś do ucha drugiemu mężczyźnie.
-Nie pamięta pan?
-Nic.
-Tego się obawiałem – rzekł doktor, niewiadomo czy do kogoś, czy do siebie.
-Może to i lepiej, że nic nie pamięta – wtrąciła Carol.
-Cicho bądź! – zbeształ ją Thomas.
-Nie chciałbym przeszkadzać w rozmowie, ale czy mogę dowiedzieć się, o co w tym wszystkim w ogóle chodzi? – dopytywał się zdezorientowany pacjent.
-Teraz proszę odpoczywać, później porozmawiamy – odpowiedział rzeczowym tonem mężczyzna z wąsikiem.
-No ale ja…
-Jak wróci ci pamięć, daj znać. Do zobaczenia.
Obydwaj mężczyźni zaczęli kierować się do wyjścia. Pielęgniarka spojrzała na Johna, bezradnie wzruszyła ramionami i również opuściła pomieszczenie, zostawiając go samego z mnóstwem niedopowiedzeń.


-Co chce pan z nim zrobić? – spytał doktor Flame zasiadając za biurkiem.
-To zależy, co pan o tym wszystkim sądzi – odparł ciemnowłosy mężczyzna.
Lekarz wpatrywał się przez kilka chwil w ekran stojącego na blacie monitora, ukradkiem spoglądając na szefa. W końcu zebrał wszystkie myśli.


-Myślę, że dopóki nie odzyska pamięci, jest całkowicie nieszkodliwy. Jeśli ten chwilowy zanik ustąpi…Mogą zacząć się kłopoty. Świadomy, czy nie, będzie zagrożeniem nie tylko dla innych, ale też dla siebie.
-Zastanawiam się…Jak to możliwe, że nie zaleźliśmy go wcześniej? Musiał rozwalić pół miasta żebyśmy w końcu natrafili na jego trop. A właśnie, jak tam Max?
Doktor odpowiedział jedynie milczeniem, wymownie patrząc w sufit.
-Rozumiem – odpowiedział szef, a kąciki jego ust wygięły się w ironicznym uśmiechu – Wracając do tematu… Skoro to wszystko może się skończyć w taki sposób, musimy trzymać go jak najbliżej siebie.
-Co ma pan na myśli?


-Nie krępuj się, chodźmy – Thomas ponaglał rozglądającego się na boki Johna.
-Wciąż nie rozumiem wielu rzeczy – odparł podążając tuż obok mężczyzny.
-To, co za chwilę zobaczysz, przybliży ci to i owo…
Szef nacisnął na klamkę wielkich drewnianych drzwi i zdecydowanym ruchem otworzył je przed młodym towarzyszem. Ich oczom ukazało się duże pomieszczenie z kilkunastoma komputerami, a przy większości z nich pracowali ludzie.
-Co to za miejsce? – spytał John, któremu wbrew zapewnieniom Thomasa nic a nic się nie wyjaśniło.
-Nazywamy to CI.
-CI?
Centrum Informacji. Nasi ludzie sprawdzają tu wiadomości ze świata, kontaktują się z jakimiś vipami i tak dalej… W sumie ciebie nie musi to za dużo interesować.
-Po co to wszystko?
-Jak to, po co? Skądś chyba musimy wiedzieć, dokąd was wysyłać.


Równym krokiem szli dalej, mijając kolejne stanowiska. Zatrzymali się przy biurku znajdującym się najbliżej wielkiej przeszklonej ściany. Siedząca przy nim blondynka, zobaczywszy stojącego obok szefa, czym prędzej zakończyła ożywioną rozmowę ze swoją koleżanką zajmującą fotel tuż za nią.
-To Victoria White – Thomas przedstawił ową kobietę – Od jakiegoś czasu jest moją sekretarką.
-Cześć – uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę ku Johnowi.
-Eee, witaj… John Preston.
-Wiem – rozbawiona kobieta pokazała mu w komputerze dotąd zminimalizowany dokument. Jego oczom ukazało się zdjęcie, które zrobiono mu zaledwie kilka dni temu oraz jego dane.
-Na wszystkich tutaj coś macie? – wymruczał pod nosem nieco zirytowany.
Jeśli ktoś usłyszał jego słowa, nie dał po sobie tego poznać.

Pożegnali się z dziewczyną, która czym prędzej powróciła do przerwanej wcześniej rozmowy, ani trochę niewiążącej się z jej pracą i ruszyli w stronę przeszkolonego pomieszczenia.
-Będziesz ich kolejną ofiarą – zaśmiał się Thomas.
Po chwili wpuścił blondyna do pokoju, który nazwał swoim gabinetem. Szef żwawym krokiem podszedł do swego biurka, cały czas grzebiąc w kieszeni marynarki. Już miał usiąść na swoim fotelu, kiedy w porę podniósł wzrok.
-Max! – krzyknął głosem pełnym nienawiści – Złaź natychmiast z mojego miejsca!


-Pana też miło widzieć – odpowiedział czarnowłosy mężczyzna, wygodnie wylegujący się na krześle Thomasa.
-Dobra, dobra… Ale wiesz, że tego nienawidzę. Poczekaj chwilę na zewnątrz, mam teraz inne sprawy do załatwienia. Victoria na pewno ucieszy się z twojego towarzystwa.
Wcale niezachęcony tymi słowami Max opuścił fotel.
-Bez obaw. Nie mam zamiaru przebywać w jednym pomieszczeniu z tym albinosem – rzekł, powoli mierząc wzrokiem Johna.
-Ej! – oburzył się blondyn – Wcale nie jestem żadnym albinosem! Myślisz, że jak masz tatuaże i farbowane dredy to już jesteś fajny?
-Do tego farbowany albinos – skwitował ponuro Max, poprawiając zamek od kamizelki.
-Jak dzieci… - zaśmiał się okularnik i rozłożył się na kanapie.
Podczas, gdy on siadał, jego dwaj podopieczni nie próżnowali. Raz po raz z ust któregoś z nich leciały kolejne obelgi. Z drugiej strony mógł powiedzieć, że jest dumny z Maxa. Ostatnim razem, jak do Firmy dołączył nowy egzorcysta, ich powitanie zaowocowało roztrzaskaniem mu szyby i pomieszaniem ton papierów. Jakby bez tego miał z nimi mało problemów. Z przyklejonym do twarzy uśmiechem powrócił do obserwacji.


-Będę na zewnątrz – oznajmił Max Berry, najwyraźniej znudzony kłótnią.
-Nie zapomnij kupić sobie nowego ubrania… To za bardzo opina ci tyłek! – zawołał za nim John.
-Poczekaj, jak zobaczysz swoje… - Max śmiejąc się wyszedł z gabinetu.

Chwilę potem Thomas wstał i przeniósł się na swój fotel przy biurku, które całe zawalone było papierami i innymi rzeczami.
-Masz szczęście, że Max był dziś w dobrym humorze – odezwał się zza góry dokumentów, która pod wpływem jego ruchów runęła na ziemię.
-Jeśli to był dobry humor… - odpowiedział zrezygnowany John i opadł na kanapę.
-Zostawmy to. W końcu przyszliśmy tu w sprawie twojej pracy. Skoro zostałeś naszym nowym egzorcystą, to…
-Ja?! – John przerwał przemowę Thomasa wpół słowa - Przecież mówił pan, że trzeba mieć do tego jakieś predyspozycje czy umiejętności. Nie zauważyłem, żebym miał coś z tego… Poza tym nie urodziłem się z żadnymi dziwnymi znakami, więc odpadam. Posiedzę sobie tutaj za biurkiem, tak na początek, co? Może w tym czasie uaktywni się ta moja super moc.
Szef był wyraźnie pod wrażeniem oświadczenia Prestona i przez chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć. W końcu ten dzieciak miał trochę racji.
-Po prostu znaki na twoim ciele są… jeszcze niewidoczne – odparł przeciągając każdą sylabę – Czasem tak się dzieje. Ale wierz mi, jesteś jak najbardziej odpowiednią osobą do tej roboty.
Te słowa wcale nie przekonały Johna, nie miał jednak już żadnych argumentów.
-To co niby mam robić? – spytał, patrząc wprost na szefa.
-Właśnie miałem o tym mówić. Na początek pojedziesz do Afryki. Ksiądz z katolickiego kościoła zawiadomił nas o pewnych niepokojących zjawiskach.


-Co?! Przecież ja nawet nie wiem, jak wygląda ten cały wampir!
-Ile razy mam ci powtarzać? – Thomas spojrzał na niego wzrokiem nauczyciela karcącego swojego ucznia – Na pierwszy rzut oka nie różnią się od ludzi kompletnie niczym. Dopiero jak poczują… - szef Firmy szukał odpowiedniego słowa – …głód, możesz zobaczyć pewne różnice.
-Czyli?
-No na przykład zęby… pojedziesz do Konga, znajdziesz i zabijesz wampira, który do tej pory zaatakował 3 kobiety. Co dziwniejsze, wszystkie nie żyją.
-Nie żyją? Myślałem, że od ugryzienia wampira nie można zginąć – zdziwił się John.
-Teoretycznie. Jeśli wampir wyssie z człowieka całą krew, ten umiera. No i wampir musi ssać krew bez przerwy.
-Świetnie, będę miał pierwszy raz z wampirem-alkoholikiem… Ile mu to zajmuje?
-Nie wiemy dokładnie, ale podejrzewam, że kilka godzin. Nie chcę też burzyć twojej opinii o wampirach, ale wiedz, że większość nich ma na celu doprowadzić człowieka do śmierci – odpowiedział Thomas.
-Dobra, a niby jak ja mam go zabić?
-Szczerze mówiąc, nie wiem.
Blondyn spojrzał osłupiałym wzrokiem na Thomasa.
-Jak to pan nie wie? Mam jechać i liczyć na szczęście?!
-No… coś w tym rodzaju. Nie martw się, nie będziesz w końcu sam. Musimy poczekać, aż… odkryjesz swoje możliwości.
-Profesjonaliści... Te wszystkie wasze testy i badania… Nic nie wykazało, że jestem jakiś wyjątkowy. Nie mam pojęcia, na co liczycie.
Nawet nie wiedział, jak bardzo się myli. Thomas jednak wolał mu tego nie uzmysławiać.
-Na cud… - szepnął cicho i podszedł do jednej z szafek i zaczął w niej gorączkowo czegoś szukać.
Następne kilka minut spędził na wyrzucaniu z jej wnętrza rozmaitych rzeczy, które jeszcze bardziej zaśmiecały i tak już niezbyt czyste pomieszczenie. W końcu tryumfalnie stanął na nogi, trzymając jakiś szary pakunek.
-Co to jest? – zapytał John, dotąd rozglądający się po gabinecie.
-To dla ciebie – szef odpowiedział pokasłując – Wybacz, mam alergię na kurz…


-Nie szkodzi. Mogę wiedzieć, co jest w środku?
-Twój nowy strój. Mundur, można powiedzieć…
-Nie! – krzyknął blondyn, gwałtownie się cofając – Nie nałożę na siebie czegoś takiego jak tamten idiota!
-Nie bój się – uspokoił go Thomas – Nie jest takie samo. Na pewno ci się spodoba.
-Nie mogę po prostu ubrać tego, co chcę? – spytał z nutą nadziei w głosie, jednak owa nadzieja znikła, gdy tylko szef wepchnął mu szarą torbę wprost w ramiona.
-Wampir musi wiedzieć, z kim ma do czynienia – wyjaśnił Thomas, siadając na swym obrotowym fotelu – Wszyscy nasi egzorcyści noszą podobne stroje, przyciągają tym do siebie co groźniejsze wampiry, które chcą się ich pozbyć.
-Mówiąc w skrócie, to mam być przynętą, tak?
-Nie dramatyzuj, chłopcze. Wróć na razie do domu i jutro z samego rana masz się tu zjawić.
-Do domu? – zdziwił się.
-Nie mieszkasz sam, co?
-Nie. Ale co z tego?
-Musisz chyba wymyślić jakąś bajeczkę, czemu cię tyle nie było i czemu znów znikasz…


To wszystko było odległe, nierealne. Gdy tylko znalazł się powrotem w mieście poczuł się, jakby pochodził z całkiem innej rzeczywistości. Spojrzał na twarze mijających go ludzi. Roześmiane, pełne pośpiechu, smutne, rozzłoszczone… Ale czy któreś z nich miało pojęcie o istnieniu wampirów? Żyli nieświadomi tego, co się dzieje. Tak jak on przez te ostatnie dwadzieścia lat. Czy teraz będzie lepiej?
Dodarł wreszcie do drzwi. Zaczął szukać w kieszeni klucza, jednak po chwili przypomniał sobie, że to nie jego spodnie. A, co najgorsze, nadal nie wymyślił nic na swoje usprawiedliwienie! Był pewien, że Kate go zabije. W końcu zebrał się na odwagę i zapukał. W czasie, gdy czekał na otwarcie drzwi, przechodziły mu przez głowę miliony pomysłów, jednak każdy był gorszy od poprzedniego. Na jego nieszczęście nie czekał jednak zbyt długo. Już po kilku sekundach drzwi otworzyła jego…
-John! – krzyknęła jasnowłosa kobieta i rzuciła mu się na szyję – Stęskniłam się za tobą.
Przez chwilę stał osłupiały, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Eee… Cześć mamo…
-Kate powiedziała mi, że byłeś z kolegami w Europie! Musisz mi opowiedzieć, jak tam teraz wygląda – uśmiechnięta matka wciąż ściskała swojego jedynego syna.


-Gdzie byłem? – zdziwił się i spojrzał na siedzącą na kanapie Kate. Widocznie to ona wymyśliła tą historyjkę, żeby nie martwić matki. Jak zawsze ratowała mu tyłek. Ale i tak mu się od niej oberwie – Znaczy… Tak. Później opowiem. Na razie pójdę na górę.
Unikając spojrzenia obu kobiet, w obawie, że za chwilę któraś z nich zamieni się w wampira i wyssie z niego całą krew, pospiesznie wbiegł po schodach na piętro. Spojrzał na znajomy korytarzyk i po chwili zniknął w jednym z pokoi.
Rzucił szarą torbę w kąt, a sam opadł na sofę. Nagle w głowie pojawiła mu się pewna myśl. Czemu miałby rezygnować z całego życia i uganiać się za jakimiś potworami!? Może fakt, że Thomas pozwolił mu wrócić do domu, to czas na decyzję? Podszedł do szafy i postanowił odwiesić nowe ubranie. Tak bardzo zatopił się we własnych myślach, że nie zauważył jak uchylają się drzwi i ktoś wchodzi do środka.


Uświadomił sobie to dopiero, kiedy otrzymał potężny cios w głowę.
-Jak śmiesz mnie atakować od tyłu! – wrzasnął, zrywając się na nogi.
-Po tym, co zrobiłam dla ciebie, jeszcze się na mnie drzesz? Idiota! – odpowiedziała mu rozwścieczona Kate.
-Nie musiałaś się fatygować, sam bym sobie poradził.
-Właśnie widziałam. Szkoda, że nie mogłeś wydusić z siebie ani słowa.
Chłopak spojrzał wprost na jej twarz. Jej oczy wcale nie wyrażały nienawiści. Zobaczył w nich po prostu troskę i ulgę.
-Przepraszam – szepnął cicho – Wiesz, że nie chciałem, żeby to się tak skończyło.
-Tylko nie próbuj teraz wzbudzać we mnie litości. Nadal jestem na ciebie wściekła. Więc odpowiedz mi, gdzie byłeś i czemu mi nie powiedziałeś, że nie będzie cię aż tak długo!?
-To moja sprawa.
-Nieprawda.
-Czemu ty zawsze musisz się wtrącać?
-Bo, jakbyś zapomniał, mieszkamy razem i jestem twoją siostrą!
-Więc nie musisz zachowywać się jak moja matka!
-Coś się stało? – spytała Maria, która zwabiona krzykami przyszła skontrolować sytuację – Oboje jesteście już dorośli, a zachowujecie się jak dzieci.
-To ona zaczęła – poskarżył się John.
Matka rodzeństwa wybuchła śmiechem. Nagle poczuła się, jakby czas cofnął się o dziesięć lat.


-Gdzie ty znowu znikasz!? – Kate w ostatniej chwili chwyciła za koszulę Johna, wychodzącego po cichu z domu – Myślisz, że jak nie patrzę, to wszystko ci wolno?
-Proszę cię, uspokój się – odpowiedział pogodnie, nawet na nią nie patrząc – Przecież wrócę, tak jak ostatnio.
-Ale czy ty naprawdę nie rozumiesz, jak ja się martwiłam? – spytała mając łzy w oczach – Coś jest nie tak. Nie jesteś sobą. Zostań.
- Do zobaczenia – odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się.
Kate stała sparaliżowana złością i zdziwieniem. Odkąd pamiętała, jej brat nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Za wszelką cenę musiała mu pomóc. W końcu to jej obowiązek, jako starszej siostry. Niestety on tego nie potrafił docenić. Wykorzystując moment, w którym trwała w bezruchu na ganku, on po prostu uciekł! Szedł chodnikiem szybkim krokiem i nawet nie raczył się odwrócić.


-Poczekaj! – krzyknęła Kate, zbiegając po schodkach – Stój, ty ostatni idioto!
Jednak John ani myślał jej posłuchać. Podjął już decyzję. Nie mógł wiedzieć, czy będzie ona dla niego dobra, czy wprost przeciwnie. Może przekonała go chłopięca pogoń za przygodami? Cokolwiek by to nie było, od dziś jego życie na pewno nigdy nie będzie już takie samo.

Ostatnio edytowane przez scarlett : 08.11.2008 - 23:42
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 07.06.2008, 20:04   #2
_Znasz_mnie_
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Company

Wow ... O Jezu. Brak słów. 10/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 07.06.2008, 21:47   #3
Fiorella
 
Avatar Fiorella
 
Zarejestrowany: 18.04.2008
Skąd: W simowie
Płeć: Kobieta
Postów: 643
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Company

Świetne, jak najbardziej w moim stylu, czekam na następne odcinki. Oczywiście 10/10
Fiorella jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 07.06.2008, 22:17   #4
wredzioszka
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Company

ekchmmm...troszkę nie zrozumiałam , tu jest tne blondyn w szpitalu i nagle zostaje egzorcystą. No cóż ;p.
Bardzo mi się ogółem podoba , piszesz ciekawie , realistycznie i ciekawie ;D (wiem ze sie powtorzylam). Po za tym robisz swietne zdjecia , tylko maale sa 9/10 bo ja mały rozumek mam i nie wszystko do końca skapowałam ;/
  Odpowiedź z Cytatem
stare 08.06.2008, 18:07   #5
Ellie
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Company

Witam szanowną autorkę!
Tekst jest naprawdę świetny! Początek jest świetny, bardzo zachęca do czytania. Koniec też ciekawy, więc zachęca do czytania kolejnych ... rozdziałów? części? odcinków? Nie ważne. Cóż ... Tak jak wredzioszka nie do końca zrozumiałam, ale być może taki był zamiar. FS jest bardzo intrygujące i ciekawe, bardzo mi się podoba. Cały czas wydaje mi się, że coś jeszcze nie zostało wyjaśnione... i to zachęca mnie do czytania dalej, dalej i dalej! Zdjęcia też są świetne, widzę, że nie marnowałaś czasu i ściągnęłaś dużo dodatków. To fajnie, przez to, że nie ma maxisowych rzeczy, zdjęcia są ciekawe. I bardzo podoba mi się zdjęcie Maxa na fotelu, bardzo realistyczna pozycja! Wielkość zdjęć nie przeszkadza mi, mogą być takie małe :]
Oto napisałaś właśnie tekst, o jakim marzyłam. Marzyłam, żeby napisać coś w tym stylu. Czekam na więcej! Pozdrawiam serdecznie.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 08.06.2008, 20:00   #6
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Company

Nie zaszkodzi chyba jeśli powiem, że ten szpital jest po prostu częścią owej Firmy. Myślałam, ze będzie łatwo się tego domyśleć

I wielkie dzięki za wszystkie komentarze.
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 18.06.2008, 15:29   #7
asiolek
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Company

wciągnęło mnie fajny pomysł z tymi egzorcystami wampirami itd. i bardzo fajne fotki. Będę czekac na druga część! 9,5/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 23.06.2008, 12:58   #8
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Company

Wybaczcie, że tak długo, ale mój czas niestety trochę się ostatnio skurczył, ale za to odcinek jest dość spory
Dzięki wszystkim za komentarze i byłabym wdzięczna za dalsze opinie^^


II


Coś było nie tak. Czyżby się zgubił? Był gotów uciąć sobie rękę, że to ta sama droga, którą szedł wczoraj wieczorem. Po chwili jednak poczuł wielką ulgę. Ręka mogła pozostać na swoim dotychczasowym miejscu – tuż przed nim znajdował się wielki budynek. Wyglądał jak dziesiątki innych fabryk w tej okolicy. Wielki szyld wyraźnie dawał do zrozumienia, iż w owej firmie produkuje się, ni mniej ni więcej, tylko sprężyny. Zakład ten był doskonałą przykrywką dla ich działalności. Świat i tak miał wiele problemów, nie musiał dowiadywać się jeszcze o istnieniu wampirów. Dopóki sami będą sobie z tym radzić, będą jednymi z nielicznych ludzi z tymi niecodziennymi informacjami.
John otworzył wielką bramę i w końcu znalazł się na terenie Firmy. Wciąż nie wiedział, czemu po prostu nie został w domu. Jedyne, co mu przychodziło do głowy to to, że jest po prostu głupi. Już chciał wejść do środka, ale zauważył siedzącego na ziemi Maxa, opierającego się o ścianę budynku. Nie zastanawiając się, podszedł do niego.
-A jednak wróciłeś – powitał go ponury głos czarnowłosego – Lepiej by było jakbyś został z mamusią w domu.
Blondyn zmarszczył brwi ze wściekłości. Nie zdążył jednak skontrować tej obelgi, bo nagle zza wielkich drzwi wyłoniła się postać szefa.
-Cieszę się, że już obaj jesteście – rzekł radośnie – Dam wam zaraz wszystkie papiery. W pociągu wszystko dokładnie przeczytacie.


Młodzi mężczyźni gwałtownie spojrzeli najpierw na siebie nawzajem, a następnie zwrócili swe oczy przepełnione piorunami w stronę Thomasa.
-My?! – krzyknęli jednocześnie – Nie pojadę nigdzie z tym kretynem!
-Uspokójcie się – Thomas skarcił ich niczym psy – I tak już wszystko ustalone.
Jednak oni wcale nie byli usatysfakcjonowani takim rozwiązaniem.
-Max, pozwól do mnie jeszcze na chwilę – dodał po chwili szef – A ty, John, poczekaj tutaj chwilę. Możesz rozejrzeć się po okolicy.

Czarnowłosi mężczyźni już po kilku chwilach znikli we wnętrzu fabryki sprężyn. Blondyn, który dotąd cały czas stał bez ruchu, postanowił obejrzeć budynek w całej jego okazałości. Z zamiarem ogarnięcia wzrokiem całej budowli, zrobił kilka kroków w tył. Niestety nie zauważył znajdującej się tuż za nim fontanny. W efekcie cały przemoczony wylądował na twardym betonie. Pech chciał, że w tym samym momencie Max powrócił z małego spotkania z szefem.

Z rozbawioną miną spojrzał na ociekającego wodą Johna, który ledwo co wygramolił się z fontanny. On miałby być niebezpieczny? Chyba, że utopiłby się w tej płytkiej wodzie, co wydało mu się bardzo optymistyczną wizją.
-Pospiesz się. Przez ciebie spóźnimy się na pociąg – zawołał ignorując ów mały wypadek.
Ruszył w stronę wielkiego garażu, John musiał więc przyspieszyć kroku, aby dogonić starszego kolegę.
-Wsiadaj – polecił mu Max, wrzucając do bagażnika wielkie torby.
Korzystając z tego przypływu miłosierdzia blondyn czym prędzej wykonał polecenie.
-Co ty robisz?! – wrzasnął niczym grom Max – Myślisz, że pozwolę ci prowadzić? W dodatku zamoczyłeś mi całą tapicerkę!
-Spokojnie, nie chciałem – tłumaczył się John. Czuł się jak śmieć. Miał już tego dość, nie da sobą tak pomiatać.
Zajął miejsce pasażera, a po chwili za kierownicą zasiadł Max.


-Miałeś się przebrać – rzekł zauważywszy strój blondyna.
-W życiu nie włożę na siebie czegoś takiego – odpowiedział wymownie spoglądając w górę.
-Nie jest tak źle, przyzwyczaisz się.
John był wstrząśnięty. To była chyba pierwsza wypowiedź czarnowłosego, która nie była przepełniona sarkazmem. Czekała ich długa wspólna podróż. Poczuł przypływ nadziei, że może uda im się do tego czasu nawzajem się nie pozabijać.


-Szefie, Eva Brown już jest – dźwięczny głos Victorii trafił wprost do ucha Thomasa, trzymającego słuchawkę.
-Wpuść ją – rzucił krótko i powrócił do swojej pracy przy komputerze.
Po chwili do gabinetu weszła rudowłosa kobieta w średnim wieku. Chociaż na to nie wyglądała, była najlepszym naukowcem w całej Firmie. Nie byli umówieni na spotkanie, mężczyzna więc zdziwił się, czego mogła od niego chcieć.
Witając się z Thomasem już w progu, Eva podeszła do jego biurka. Ten pospiesznie wstał ze swojego fotela, cały czas robiąc coś na laptopie. Kobieta wcale nie wydawała się zaskoczona jego zachowaniem. Szczególnie, że nurtowała ją zupełnie inna kwestia.


-Mamy jakieś święto? – spytała, rozglądając się po pomieszczeniu.
Rzeczywiście, stanowiło ono niecodzienny widok. Po podłodze walały się tylko nieliczne książki, wszystkie dokumenty tkwiły na swoich miejscach na półkach.
Thomas udał, że nie dosłyszał. Jednak w środku poczuł jakieś nieokreślone ciepło, spowodowane tym niecodziennym komplementem.
W końcu wyłączył komputer i spojrzał wprost na kobietę.
-Wybacz mi, mam teraz mnóstwo pracy.
Eva lekko skinęła głową. Doskonale wiedziała, o co chodzi.
-Myślę, że to ci pomoże.
Mężczyzna spojrzał na małe pudełko, które nagle pojawiło się w jej wyciągniętej dłoni. Wyglądało niczym opakowanie pierścionka zaręczynowego, który to ta sama kobieta odrzuciła kilka lat temu. Teraz ona chciała oświadczyć się jemu!? Zszokowany nie wypowiedział ani słowa, tylko tępo patrzył na jej rozbawioną twarz.
-Jeśli pomyślałeś o tym, o czym myślę, to lepiej się nie przyznawaj – rzekła niezbyt skutecznie ukrywając śmiech – Wiem, że czekałeś na to od dawna, nie krępuj się.
Wymownym wzrokiem zachęciła Thomasa do wzięcia bordowego pudełeczka. Nie mając wyboru, czarnowłosy mężczyzna powoli uchylił wieczko. Cały czas jednak obserwował spode łba reakcję Evy. Miał szczęście, że nie widział w tym czasie swojej miny. W jego wnętrzu znalazł to, czego oczekiwał. Może niezupełnie. Wielki czerwony pierścień w niczym nie przypominał swojego zaręczynowego odpowiednika.
-Co to jest? – zdziwił się.
-To, o co nas prosiłeś – rzekła, powoli przeciągając każdą sylabę.
-Pieczęć?! – krzyknął podekscytowany – Mówiłaś, że to zajmie wam dużo czasu!
Wsunął czerwony sygnet na palec. Był tak lekki i wyprofilowany, że nawet nie dało się poczuć jego obecności. To musiała być robota Evy i jej zespołu.


-Czemu się złościsz? – spytała oniemiała – Myślałam, że będziesz zadowolony, jeśli się pospieszymy.
-Chyba żartujesz! W takiej sytuacji mogłabyś dać mi to równie dobrze za miesiąc.
-Nie rozumiem.
-Kilka godzin temu odesłałem Prestona z Berrym do Afryki. Gdybym tylko wiedział wcześniej…
-Wystarczyło powiedzieć. Leżał u nas kilka dni – szepnęła kobieta – Nikt nie chciał ci go przynieść, więc w końcu przyszłam osobiście.
-Mogłaś tego nie mówić – warknął – Przez wasze lenistwo będę musiał wysłać za nimi kolejnego egzorcystę… Sama wiesz, jak niewielu ich jest.
-Nie możesz wysłać z tym po prostu jakiegoś zaufanego człowieka? Carol na pewno by się ucieszyła. Widziałam, że ma dość tej pracy w szpitalu. W końcu mogłaby robić coś chociaż trochę podobnego do jej przeszłości.
-Wiesz, że to niemożliwe – uciął Thomas – Wolę nie myśleć, co by się stało, gdyby pieczęć dostała się w niepowołane ręce. Nie możesz traktować Carol tak, jak kiedyś.
-Rób jak chcesz, ja tu jestem tylko od brudnej roboty – powiedziała i zaczęła kierować się do wyjścia.
-Poczekaj! – zawołał, kiedy już naciskała na klamkę.
Rudowłosa kobieta spojrzała wprost w jego oczy. Thomas odruchowo odwrócił wzrok.
-Dzięki.


Jechali pociągiem już dobrych kilka godzin. Max spojrzał na śpiącego Johna. Nie mógł uwierzyć w to, kim tak naprawdę jest ten blondas. Wyglądał jak zwykły dzieciak, w dodatku kocie wąsy, które mu namalował, jeszcze bardziej pogłębiały to wrażenie.


Mimowolnie uśmiechnął się na myśl o reakcji nowego egzorcysty na swoje odbicie w lustrze.
Jednak Thomas nigdy nie rzucał słów na wiatr. Max był pewien, że wysłał go na tą misję tylko ze względu na Prestona. Po powrocie z Afryki będzie musiał z nim poważnie porozmawiać.


-Wybacz szefie, nie zdążyłam wcześniej – Victoria gorączkowo tłumaczyła się przez telefon.
-Nie martw się – pocieszył ją Thomas z uśmiechem na twarzy, którego ona nie mogła zobaczyć – Przyzwyczaiłem się.
Gdy tylko odłożył słuchawkę, uchyliły się szklane drzwi i do pomieszczenia wszedł kolejny gość. Jak zwykle efktownie.


-Witaj – rzekł spokojnie. Nie musiał mówić, żeby usiadła. Jeśli by to zrobił, na pewno wolałaby postać. Zgodnie z jego oczekiwaniami kobieta zajęła miejsce na szarej sofie i zaczęła rozglądać się po gabinecie. Widocznie jego porządek musiał budzić wiele emocji wśród podwładnych.

-O co chodzi? – spytała bez ogródek młoda kobieta.
-Jak zawsze od razu do konkretów – prychnął Thomas. Pomimo wszystkich wad, lubił tą dziewczynę. Czasem przyłapywał się, że po tylu latach zaczął myśleć o niej jak o własnej córce. Z pewnością nie byłaby zadowolona słysząc coś takiego.
-Wiem, że dopiero co wróciłaś z Finlandii, ale mam dla ciebie nowe zadanie. Możesz to potraktować jako małe wakacje. W końcu będziesz mogła się opalić – dodał uśmiechając się pod nosem.
-Udam, że tego nie słyszałam – odparła po chwili – Nie potrzebuję wakacji. Jeśli to coś nieistotnego, może wysłać pan kogoś innego.
-Nie mówiłem, że to nieistotne.
Thomas wyjaśnił kobiecie wszystko po kolei. Ta przez cały ten czas milczała, bawiąc się swymi ognistoczerwonymi włosami.
-Masz zaledwie osiem godzin spóźnienia – szef pokazał wskaźnikiem na mapie trasę do przebycia – Jeśli wyruszysz za chwilę, nie będzie tak źle.
Juliette podeszła do biurka i wzięła z niego małe pudełko. Wróciła na swoje miejsce i włożyła pierścień na palec.


-Jestem pewien, że rozumiesz powagę sytuacji. Chciałem dać to Maxowi… Wiesz… To z pewnej strony mniej kłopotliwe.
-W jakim sensie? – oburzyła się.
-Nie zrozum mnie źle. Po prostu, teraz to ty będziesz musiała wszędzie z nim chodzić.
-Wszędzie?! Chyba pan sobie żartuje!
-Niestety, nigdy nie byłem tak poważny.


Po wielu godzinach podróży w końcu osiągnęli cel, którym była mała wioska w Republice Konga. Pierwszą rzeczą, która rzuciła się obu młodym mężczyznom w oczy, był górujący nad wszystkimi innymi budynkami ceglany kościół. Według instrukcji, które dostali od Thomasa, to właśnie tam mają się kierować. Szli wzdłuż wydeptanych ścieżek, zwracając ku sobie spojrzenia mieszkańców. John czuł się naprawdę niezręcznie. Nie dość, że byli tutaj jedynymi białymi ludźmi, to jeszcze miał na sobie ten kretyński strój. Tylko resztki siły woli powstrzymywały go od podrapania się w tyłek, w który boleśnie wbijały się obcisłe skórzane spodnie.

Po kilku minutach ich oczom ukazał się ceglany budynek w całej okazałości. Na małej ławeczce siedział ksiądz, dyskutujący o czymś z zakonnicą. Zanim egzorcyści zdążyli się odezwać, zostali zauważeni. Gospodarze zerwali się z miejsca i powitali przybyszów.


Pierwszy odezwał się czarnoskóry mężczyzna.
-Jestem ksiądz Anesu Bah, a to siostra Sanaa Kalis – wskazał na stojącą obok zakonnicę. Kobieta pomachała im, cały czas się uśmiechając.
-Mam dla was złe wieści – rzekł ponuro duchowny – W czasie waszej podróży przybyła kolejna ofiara…
-Niech zgadnę… - Max odezwał się, oglądając okolicę – Młoda i piękna dziewczyna?
-Nie wstyd panu tak mówić?! – oburzyła się zakonnica – Czemu mężczyźni muszą myśleć tylko o jednym?
-Spokojnie, siostro, panowie nie mieli nic złego na myśli – Bah wziął ją pod ramię i odprowadził na ławeczkę.
-Wybaczcie jej. Odkąd zaczęły się dziać te straszne wypadki, wciąż martwi się o swoją bratanicę.
-W porządku – zapewnił John.
-Chodźcie za mną, pokażę wam… Farai – ksiądz wykonał gest ręką i zaczął podążać w stronę wejścia do kościoła. Dwójka egzorcystów podążyła za nim.

Wielkie drzwi uchyliły się przy akompaniamencie skrzypiących zawiasów, ukazując nieduże wnętrze świątyni. Przy samym wejściu, jak we wszystkich kościołach, znajdowało się naczynie na wodę święconą, które wzbudziło zainteresowanie blondyna.
-Woda święcona – rzekł, uśmiechając się pod nosem gospodarz. Ci Amerykanie… - Używamy jej…
-O tak? – John uniósł rękę, aby zanurzyć ją w przezroczystym płynie.


Gdy od powierzchni wody jego palce dzieliły zaledwie milimetry, Max stanowczo chwycił go za nadgarstek. Pozostali mężczyźni spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Bah wyglądał, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał.
-Czemu to zrobiłeś? – spytał z wyrzutem rozdrażniony blondyn.
-Nie szkodzi – wtrącił ksiądz – Nie musicie stosować się do naszych zwyczajów tylko dlatego, że jesteście gośćmi. Chodźmy dalej.
Samotnie ruszył w stronę ołtarza, cały czas podejrzliwie spoglądając na Prestona. W końcu się odwrócił i uklęknął przed krzyżem.
Egzorcyści stali przez moment w milczeniu, po czym ruszyli wzdłuż bordowego dywanu, rozciągającego się przez sam środek posadzki.
Odmówiwszy krótką modlitwę, Bah stanął na nogi i ponaglił obu, idących w niemal żółwim tempie, mężczyzn.


-Ciało Farai jest na zakrystii… - rzekł duchowny, otwierając małe drzwi – Jutro wieczorem odbędzie się jej pogrzeb, teraz możecie obejrzeć jej ranę, jeśli to cokolwiek zmienia…

Cała trójka weszła do niewielkiego pomieszczenia, na środku którego stała trumna z ciałem dziewczyny. Max bez wahania podszedł bliżej i pochylił się nad jej twarzą. Jego wzrok przeniósł się szybko na dwie małe rany na jej szyi. Kto by pomyślał, że takie coś było w stanie odebrać jej życie.
John natomiast cały czas trzymał się z tyłu. Ona nie żyła. Była martwa…a on miałby oglądać jej ciało niczym eksponat w muzeum?
-Co się tak gapisz? – wymruczał Max, wyłaniając się z trumny.
Blondyn nie odpowiadał.
-Przyzwyczajaj się… - rzekł, po czym zwrócił się do Baha – Podejrzewacie kogoś?
-Szczerze mówiąc, to tak…
Czarnowłosy egzorcysta ponaglił go wymownym spojrzeniem.
-Biorąc pod uwagę, że zabijał tylko młode dziewczyny, to musi być facet… Mamy u nas w wiosce chłopaka, za którym oglądają się wszystkie dziewczęta. Myślę, że łatwo mógł nawiązać z nimi kontakt i wyprowadzić w jakieś ustronne miejsce, a one niczego się nie spodziewały. Ale to tylko moje przypuszczenia.
-Chcę go zobaczyć – rzucił po chwili Max.
-To niemożliwe. Malik wyjechał dziś rano do miasta. Wróci dopiero jutro rano.
-Więc chcę się z nim spotkać jutro…
-Ale w takim razie jak mógł ją zabić, skoro wyjechał? – wtrącił dotąd milczący John.
-Dzieci znalazły ciało dziś rano. Matka Farai mówiła, że dziewczyna wyszła z domu poprzedniego wieczora…
-Więc teoretycznie miał taką możliwość…
-W porządku, widzę, że nie jestem już potrzebny. Będę czekał na zewnątrz. Obiecałem siostrzenicy siostry Sanaa’y, że zaprowadzę was do niej na kolację.




-Cześć – młoda kobieta wyciągnęła ręką w stronę nowych gości – jestem Mea, a to mój syn, Rudo.
Mały chłopiec uśmiechnął się i zniknął we wnętrzu domu. Egzorcyści uścisnęli dłoń kobiety i podążyli za dzieckiem.


-Niezła laska – szepnął blondynowi do ucha Max, przechodząc przez próg.
-No..
-Zapomnij, jest moja – pozbawił kolegę wszelkich złudzeń i wyszczerzył zęby w stronę pięknej Afrykanki.
Oprócz egzotycznej urody wyróżniał ją niesamowity tatuaż na lewej brwi. John, ostatnio bardzo wyczulony na ten element, zastanawiał się, czy to możliwe, aby zrobiła go sama. Wydało mu się to jednak zbyt mało prawdopodobne.

Gdy znaleźli się w środku. Ich oczom ukazała się postać zakonnicy. Kobieta krzątała się w małym kąciku kuchennym i pomagała w przygotowaniach kolacji.
-Usiądź, ciociu – rzekła Mea. Miała przyjemny głos – Dam już sobie radę sama.
Wszyscy pozostali usiedli przy niewielkim stole, czekając na posiłek. Max cały czas bacznie obserwował bratanicę rozgadanej zakonnicy. Wbrew temu, o czym mówił Bah, nie była aż tak przerażona. Chyba, że w taki sposób ukrywała swój lęk.

W końcu Mea podała do stołu skromną kolację i wszyscy zajęli się jedzeniem.


-Ach, jak już późno! – westchnął Bah, kończąc swoją porcję – Nawet nie zauważyłem, kiedy się ściemniło.
-Racja, pora kłaść się spać – zawtórowała mu siostra Sanaa – jutro czeka nas ciężki dzień. A właśnie, panowie pójdą z nami?
-Nie ma potrzeby – wtrąciła Mea, siedząca, ku uciesze Maxa, obok niego – Mam jeden wolny pokój, mogą przenocować tutaj.
-Mea! – skarciła ją ciotka – Sama z obcymi mężczyznami w domu…
-Bez obaw – oburzyła się – Z resztą będzie tu też Rudo.
-Nie chcemy robić problemów… - szepnął John.
-Żaden problem! Postanowiłam i już. Możecie iść już na górę, drugie drzwi po lewej.
Egzorcyści powstali ze swoich miejsc, pożegnali się i po drewnianej drabinie wspięli się na wyższe piętro, zostawiając za sobą marudzącą zakonnicę.


-Co to ma być!? – krzyknął przerażony Max.
Gdy tylko znaleźli się we wskazanym pomieszczeniu, stanęli jak wryci. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden szczegół. Pod ścianą stało tylko jedno łóżko.
Po chwili Berry oprzytomniał, rzucił na ziemię swój bagaż, i położył się na miękkiej pościeli.


Rzucił w kąt rękawice i skórzaną kamizelkę. Poczuł niesamowitą ulgę. W takim klimacie można było się w tym po prostu ugotować.
-Co ty sobie myślisz? – skrzywił się blondyn- Że ja niby mam na podłodze spać?
-Zgadłeś – Max uśmiechnął się pod nosem i zamknął oczy.
-Proponuję się zamienić.
-Byłem pierwszy.
-Co z tego?
-Prawo dżungli, mój drogi. W końcu jesteśmy w Afryce.
John przewrócił oczami i nie zwracając uwagi na protesty Maxa, zajął miejsce po przeciwnej stronie.
-Co ty robisz? – oburzył się.
-Idę spać.
-Tu?
-Dokładnie. Jeśli chcesz, możesz przenieść się na podłogę.
Max oparł się bezradnie o brzeg łóżka i obserwował Johna, walczącego zaciekle ze swoimi butami.


-Tylko niczego sobie nie wyobrażaj!

--------------------------------------------------------------------


Imię: John
Nazwisko: Preston
Wiek: 20
Wzrost: 179
Znaki szczególne: Czerwone tęczówki
Stanowisko w Firmie:Egzorcysta
Pochodzenie: Stany Zjednoczone

Ostatnio edytowane przez scarlett : 08.11.2008 - 23:45
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 23.06.2008, 14:03   #9
_Znasz_mnie_
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Company

No i kolejny, boski odcinek! Już od samego początku mi się podobało, 100/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 23.06.2008, 20:28   #10
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,203
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Company

świetne FS. Pomysł okropnie oryginalny- tylko pogratulować. Bardzo ładnie piszesz. Mam nadzieję, że na nowe odcinki nie będziemy musieli tak długo czekać tak jak na ten.
10/10
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz

Tagi
company, firma, wampir


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 11:17.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023