Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 24.04.2011, 15:35   #1
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Consilium abeundi

Pewnie mnie już nie pamiętacie. To może i lepiej...
W każdym razie, przygotowałam coś dla Was i mam nadzieję, że ten tekst przeniesie Was do mojego świata - Nevacerrady!



Rozdział 1:
- Harold! Harold! Gdzie jesteś ty gnido?! – Carolyn znów była wzburzona.
Mówiło się, że ta dziewczyna potrafi krzyczeć głośniej niż przekupki na miejscowym rynku, i chyba nie bez powodu. Jednak nikt nie brał jej na poważnie. Kiedy po okolicy krążyły pogłoski o brązowowłosej niewieście, która rozbija się powozem po uprawach oliwek, już wszyscy wiedzieli, że to zapewne Caroline upita w sztorc. I na nic sobie mieli jej wytłumaczenia, że goniła zboczeńca, który zagwizdał na jej widok.
Kiedy próbowała wygłaszać swoje racje, ludzie słuchali jej z udawanym zainteresowaniem, gdyż znali jej temperament i impulsywność zachowań. Na końcu jednak zbywali ją ręką i przewracali oczyma.
Jeżeli kolejna kura zaginęła z pobliskich gospodarstw, od razu rozchodziła się plotka, że to Carolyn ją ukradła, bo znów roztrwoniła wypłatę. Ale na te plotki nie zwracała uwagi, bo jej pensja wystarczała ledwo na jedzenie. Dlatego musiała mieszkać w małej klitce nad sklepem rzeźnika, za co liczył sobie grosze, bo ten gruby, poczciwy rzeźnik był bardzo towarzyskim człowiekiem.
- Harold! Gdzie jest Harold?! – Carolyn w końcu dopadła pyzatą dziewczynę, która pracowała w tym samym barze, który zapełniał się klientami już od ósmej rano. A to ją oskarżano o pijaństwo.
- Chyba na zapleczu. – Kobieta nawet na nią nie spojrzała, tylko dalej czyściła kufle, co chwile spoglądając na swój nowy nabytek – wielki pierścień z niebieskim kamieniem lapis-lazuli.
Kiedy w końcu go dopadła zaszytego w magazynie, palącego cygaro, wściekła podbiegła do niego i zaczęła wrzeszczeć:


- Okradasz mnie, draniu! Spójrz, to moja wypłata! – Wyciągnęła z kieszeni kilka srebrnych monet. – Należy mi się więcej! Wzięłam nadgodziny.
- Uspokój się, Carolyn. – Harold dmuchnął dymem.
- Mam się uspokoić?! Jak ja wykarmię moje dzieci? Pomyślałeś o ich wychudzonych buziach i burczących brzuchach? – Dziewczyna zagarnęła zbłąkany brązowy lok za ucho i wlepiła w pracodawcę zielone oczy.
- Ty nie masz dzieci, Carolyn. – Harold przewrócił oczyma i wstał z pudła w alkoholem, na którym przed chwilą urządził sobie siedzenie.
- Może i nie, ale co z moim psem? – Nie dała za wygraną i założyła ręce na piersi.
- Nie masz także żadnego zwierzaka, dziecko – westchnął. – Posłuchaj… - Jednak brutalnie mu przerwano.
- Nie! To ty posłuchaj, Harold. Ciężko pracowałam na tę wypłatę, wzięłam nadgodziny i codziennie wbijam się w to coś! – Pochwyciła falbany sukni z gorsetem, którą właśnie miała na sobie i spojrzała na niego wściekła.
- Nie mogę ci dać więcej. – Starszy mężczyzna już chciał się obrócić do wyjścia, kiedy Carolyn chwyciła go za ramię.
- Możesz, ale nie chcesz.
Harold westchnął.
- Jesteś młoda, masz dwadzieścia parę lat. Zrób coś z sobą. – powiedział i ruszył w kierunku baru.
- Wiesz, co zrobię? Hę? – Była wzburzona i miała ochotę mu przyłożyć. – Odchodzę!
Z zaciśniętymi pięściami wymaszerowała z baru przez główne wejście i warknęła na jakiegoś czarnowłosego mężczyznę, który się w nią wpatrywał:
- Na co się gapisz?
I wyszła na zewnątrz. Szła brukowaną ulicą między kamienicami i różnego rodzaju straganami. Spojrzała najpierw na dłoń, w której trzymała pieniądze, a potem na stoisko ze słodkościami. Podeszła bliżej i wciągnęła do płuc zapach miodu pitnego, ciast jabłkowych i gruszkowych, lasek wanilii, marcepanu i nugatu sprowadzanego z dalekich stron. Nie mogła sobie na nic pozwolić - miała za mało pieniędzy.
Westchnęła i ruszyła w stronę rynku, gdzie znajdował się sklep mięsny. Weszła do środka i między górami mięsa ujrzała niskiego, dosyć dużego mężczyznę, który świecił łysiną, za to miał bardzo okazałego wąsa.
- Dzień dobry, Ginger – powiedziała. Już zdążyła ochłonąć i posłała mu miły uśmiech.
Rzeźnik o niefortunnym imieniu odpowiedział jej tym samym i od razu ją zagadał.
- Słyszałaś, że do miasta przybył książę? Podobno zjawił się z oddziałem Strażników. – Ginger wytarł krew świniaka z grubych rąk w biały fartuch i podrapał się po nagiej czaszce.
- Strażników? Czy stało się coś złego? – Carolyn uniosła brwi ze zdziwieniem.
- Właśnie nikt nic nie wie. Ale mówią, że ta dziwaczka z czarnej kamienicy, jak ona miała?
- Julienne. – Carolyn podpowiedziała.


- Tak, Julienne podobno zakopała swojego męża żywcem. Ja tam uważam, że skubany po prostu zszedł, nie widziałem go na mieście od tygodni. A ja dobrze wiem, co się święci, jak kogoś tu nie widuję. Pamiętasz jak to było ze starym Henrym?
Carolyn przestała go słuchać. Strażnicy przyjeżdżali tylko w sytuacjach kryzysowych, a ostatnio nic dziwnego się tu nie wydarzyło. Żadnych morderstw, zbrodni, nic. Dziewczyna usiadła na stole obok wielkiego udźca i zmarszczyła brwi.
- Co wiesz o Strażnikach, Ginger? – zapytała i założyła nogę na nogę.
Jeżeli ktoś miał coś o nich wiedzieć, to tylko Ginger. Ten mężczyzna wiedział wszystko – od grzybicy siostry stryja męża jego ciotki, przez kradzieże i przekręty finansowe, aż po morderstwa i niewyjaśnione zniknięcia, których w ich stronach nie było zbyt dużo. Ale się zdarzały. Jak wszędzie indziej.
- Hmm, Strażnicy to kryzysowy oddział księcia, który zajmuje się usuwaniem prywatnych jego przeciwników. – Ginger pogładził wąsa i zaczął wyrywać pióra martwym kurczakom. – Pewno się tu zatrzymują. Może idą do Haregonu, tam się zawsze coś dzieje.
Miał rację, Haregon był miastem z najwyższym współczynnikiem kryminalistyki w całym państwie.
- Pewnie tak. – Przytaknęła i ruszyła na górę do swojego mieszkania. Pchnęła drewniane drzwi i zasunęła zasuwę, by Ginger jej nie przeszkadzał.
Niech się zajmie swoimi klientami, pomyślała, rzuciła się na kanapę i pociągnęła łyk ze swojej piersiówki. Schowała siedem srebrnych knykli, które były jej wypłatą i napiła się kolejny raz. Zakryła głowę poduszką splecioną z taniego materiału i ułożyła nogi na oparciu kanapy. Westchnęła.
Nie mogła odpocząć nawet minuty, bo zaraz rozległo się walenie w drzwi, a Ginger wrzeszczał:
- Carolyn! Pożar! W mordę jeża, chodź! Ludzie zaraz poumierają!
- Nie rób sobie ze mnie żartów, Ginger. Dobrze wiem, że nic się nie dzie… - Podniosła głowę i wyjrzała przez okno na rynek, kiedy krzyki stały się na tyle głośne, żeby mogła je usłyszeć. – Cholipa, masz rację!
Wybiegła z mieszkania tak szybko, że o mało nie przewróciła przerażonego Gingera, który stał skulony przy drzwiach. Może i wiedział wszystko o wszystkich, ale nie miał za grosz odwagi.
- Chodź! Przydadzą się każde wolne ręce! – Krzyknęła znikając za drzwiami.
Popędziła w dół ulicy, gdzie dym unosił się znad małej księgarenki, do której czasem zaglądała, chyba jako jedyny mieszkaniec Gorgosolo, bo nikt tu nie umiał czytać. Carolyn nie wychowywała się tu, ale znała zakątki górskiego miasteczka bardzo dobrze i zachodziła w głowę, po co komu tutaj księgarnia. Ten starzec, do którego należała nie mógł mieć żadnych zysków z jej prowadzenia. Nie miał też rodziny, która mogłaby go wyżywić. Jednak nadal żył.
Carolyn wiedziała, że teraz najważniejsze jest uratowanie starego Pringleya, więc przyspieszyła i w mgnieniu oka znalazła się przed płonącym budynkiem. Lekko zdyszana przedzierała się między rozwrzeszczanym tłumem, a strach ścisnął ją za gardło, kiedy zauważyła, że nikt nie próbuje ugasić pożaru.
Ludzie biegali naokoło przerażeni i z paniką w oczach rozglądali się naokoło w poszukiwaniu wody. Carolyn nie miała już czasu, była pewna, że staruszek był w środku między swoimi książkami i nie miał najmniejszego zamiaru wyjścia.
Rozejrzała się i zauważyła jakiegoś niskiego mężczyznę w wiadrem wody. Podbiegła do niego szybko, oderwała kawałek materiału swojej sukni roboczej i zamoczyła ją w wiadrze. Blondyn spojrzał na nią zdziwiony i podążył wzrokiem za jej sylwetką znikającą w pochłanianym przez płomienie budynku.
Dziewczyna przykryła wilgotną szmatką usta i nos i mijając kolejne stosy płonących książek, podążyła w stronę lady, za którą miała nadzieję ujrzeć starca z długą brodą zaplecioną w warkocz. Nie myliła się, jednak miała nadzieję, że jeszcze będzie przytomny. A nie był.
Pochyliła się szybko i chwyciła go za szczupłe ramiona, w których tulił wielką brązową księgę – encyklopedię. Był cały mokry, i nie spocony, tylko najzwyczajniej mokry, jakby wskoczył do stawu. Naokoło niego także było pełno wody.


Carolyn nie miała czasu, by się zastanawiać, co się stało, tylko zaczęła ciągnąć jego tylko z pozoru lekkie ciało. Krzyknęła, kiedy tuż obok niej spadła płonąca belka. Wszystko naokoło stało w płomieniach, a ona straciła orientację. Nie wiedziała, gdzie jest wyjście, ale uporczywie brnęła naprzód ze starym mężczyzną. Kaszlała coraz mocniej, a oczy zaczęły jej łzawić. Upadła na kolana, ale nie poddawała się. Teraz także chodziło o jej życie.
I wtedy ujrzała klamkę. Była tuż przed nią.
Kto zamknął te drzwi?! Myślała i sięgnęła w górę, by je otworzyć. Syknęła z bólu, kiedy dotknęła rozgrzanego metalu, który poparzył jej dłoń, ale wytoczyła się na zewnątrz razem z właścicielem księgarni.
Oparła dłonie na bruku kaszląc okrutnie. Nie mogła złapać oddechu, ale czuła się wygrana. Czuła, że dała radę coś zrobić – ten jeden z niewielu razy. Nikt nawet nie zwrócił na nią uwagi, jakaś kobieta nadepnęła na jej poparzoną rękę, a tego nie zauważyła. Wszyscy byli zbyt zaaferowani i przerażeni, by przejąć się kaszlącą brązowowłosą dziewczyną, która właśnie wybiegła z płonącego budynku.
Jednak po kilkunastu minutach, kiedy powoli udawało się opanować ogień, poczuła się nieco lepiej i wstała otrzepując suknię.
Rozejrzała się, teraz z wydzierających się ludzi zrodziła się zorganizowana grupa, która gasiła ogień. Kiedy na to patrzyła, przypomniały jej się obrazy z rodzinnego miasteczka w słonecznej Artui, daleko na południe od Gorgosolo. Tam ludzie wiedzieli jak gasić pożary, zdarzały się one częściej niż jej dawna sąsiadka myła stopy. W Artui nikt by się nie zastanawiał, czy wbiec do budynku, czy biegać w kółko, mając nadzieję, że pożar sam się ugasi.
Carolyn tak została wychowana i tęskniła za czasami, kiedy miała kilkanaście lat i uczyła się języków obcych na plaży, bawiła się z przyjaciółmi i kąpała w falach morza Południowego.
Ogień całkiem zgasł i mieszkańcy Gorgosolo odetchnęli z ulgą. Bardo rzadko mieli do czynienia z czymś takim i pokonanie żywiołu uważali za niemożliwe.
- Co się stało? – Rozbrzmiewały jakieś głosy w tłumie.
- Ktoś podpalił księgarnię! – Od razu znalazła się grupka ludzi, która musiała zamącić trochę w atmosferze.


- Ja wiem kto to uczynił! – Ten blondyn, który wcześniej widział jak dziewczyna wbiegła do budynku, stanął na podwyższeniu tuż obok pręgierza.
Rozległ się szmer tuż po tym jak cały tłum ucichł i zaczął wpatrywać się w mężczyznę.
- To Carolyn! Widziałem jak wbiegła do budynku i udało jej się stamtąd uciec! Z płonącego budynku nie da się uciec! Ona to zaplanowała!
Dziewczyna rzuciła mu mordercze spojrzenie, kiedy tłum zwrócił twarze w jej stronę.
- To nieprawda! Wyciągnęłam z księgarni starego Pringleya! – obruszyła się. – Spójrzcie!
Uklękła przy jego ciele, które nieruchomo spoczywało na ziemi. Dziewczyna przyłożyła dłoń do jego czoła – było lodowate. Sprawdziła, czy oddycha – nie oddychał. Później puls. Pulsu także nie wyczuła.
Spojrzała na zgromadzonych przestraszonym wzrokiem. Jedni byli wściekli, inni zdezorientowani i zaciekawieni. Ale wszystkich łączyło to samo – to ją, jak głupcy, wszyscy osądzali.
- I jeszcze zabiła starego Pringleya! – Krzyknął ktoś z tłumu.
- To nie prawda! – Carolyn poderwała się na równe nogi. – Jesteście zbyt głupi żeby zrozumieć, że to nie ja?! – Była wściekła.
Chciała podejść bliżej do blondyna, który podjudzał tych wszystkich ludzi. Rozstępowali się przed nią, jakby mogła zabić ich dotykiem.
- Ty! Ty ich okłamujesz! – wrzasnęła.
- To ty kłamiesz! Byłaś tam i przeżyłaś, to niemożliwe! Spiskowałaś przeciw niemu!
- Po co miałabym to robić?! – Tłum chyba zaczął się zastanawiać nad jej rzeczywistą winą, bo usłyszała szepty i przytakiwania. – A ty, durniu, nic nie wiesz o pożarach!
Tłum nie zwrócił uwagi na publiczne użycie obelgi, bo Carolyn znana była z mocnego słownictwa.
Dziewczyna rozejrzała się wokoło szukając Gingera, który mógłby udowodnić im, że była w swoim mieszkaniu podczas podłożenia ognia. O ile ktoś rzeczywiście podłożył ogień. Nie zauważyła jednak grubej znajomej twarzy wśród zgromadzonych, więc znów zaczęła krzyczeć:
- Tylko ja z was wszystkich w ogóle zaglądałam do tej księgarni! Jesteście tak głupi, że nie umiecie czytać i jeszcze wolicie słuchać jego, - wskazała na blondyna, który marszczył czoło. – Niż mnie?
- Tak! – Usłyszała głosy w odpowiedzi.
Coś zaczęło się w niej gotować, już miała zacząć wytykać im, że są głupcami, a stary Pringley nie umarł przez nią, ale ktoś ją uprzedził.
- Na pręgierz z nią!
Wystraszona spojrzała na przekonane i podekscytowane twarze ludzi. Na ich usta powoli wstępowały uśmiechy. Przestali się przejmować martwym starcem, który leżał u ich stóp, a ona poczuła silny uścisk dwóch mężczyzn na swoich ramionach.
Próbowała się wyrwać, ale oni bez problemu ją unieśli i postawili przy kamiennym słupie, na szczycie którego, o ironio, umieszczono rycerza z uniesionym mieczem.
- Puśćcie mnie! – darła się na całe gardło, kiedy przywiązali jej ręce do słupa tak, że przywarła do niego plecami.
Spojrzała groźnie na jednego z nich i splunęła mu pod nogi.
- Bezczelne brutale! Nic nie zrobiłam!
Tłum chyba nie był o tym przekonany, bo zaczął gwizdać i wiwatować.
- Za ciasno mnie związaliście! – krzyczała. Już zaczynały ją boleć plecy, bo musiała stać wygięta i wypinać pierś. – Głupcy!
Próbowała się rozwiązać, ale jej wysiłki spełzły na niczym.
- Odwiążcie ją, jest niewinna! – Rozległ się czyjś stanowczy głos.


Carolyn spojrzała zaskoczona na ładnie ubranego młodzieńca o blond włosach, który pojawił się niewiadomo skąd.
- Dzieciak ma rację! Nic nie zrobiłam, próbowałam uratować staremu Pringleyowi życie. – Kurczowo chwyciła się liny, którą rzucił jej chłopiec.
Ze zdziwieniem zauważyła, że tłum rozstępował się przed nim, w miarę jak podchodził bliżej. Naokoło niego stanęli umięśnieni mężczyźni z różnego rodzaju bronią, buzdyganami, sztyletami i mieczami. To byli Strażnicy.
- Tak jest, książę. – Podszedł do niej wysoki mężczyzna o czarnych włosach i odwiązał linę.
Carolyn rozpoznała w nim tego mężczyznę, który siedział w barze i się w nią wpatrywał. On akurat nie wyglądał na Strażnika. Był ubrany w luźną koszulę i ciemne spodnie, miał też kolczyk w brwi, co w tych stronach było rzadkością. Ba, w ogóle nie było spotykane.
Dziewczyna potarła nadgarstki i zeskoczyła z kamiennego wzniesienia. Jej wzrok padł na śniadego chłopca o blond włosach. Miał może czternaście lat i już był księciem!
Miał uniesione brwi i intensywnie się w nią wpatrywał jakby czegoś oczekiwał.
Jeżeli chciał przeprosin za nazwanie go dzieciakiem, to chyba nie będzie zadowolony, pomyślała i przeszła obok niego bez słowa. Nie miała zamiaru wplątywać się w żadne kontakty z rodziną królewską ani żadnymi facetami, którzy mieli całe arsenały noży i nożyków za paskami.
Nie chciała na nikogo patrzeć, więc spuściła wzrok i podążyła przed siebie. Czuła się niewiarygodnie głupio, kiedy wszyscy wlepiali w nią wzrok, a uczucie spotęgowało się, kiedy przed nią pojawiły się czyjeś stopy w potężnych butach. Stał przed nią jeden ze Strażników.
- Księciu należą się podziękowania. – wyburczał niskim głosem.
- A książę nie umie się upomnieć? – odparowała i oparła dłonie na biodrach. Miała wielką ochotę się stamtąd uwolnić i wrócić do swojego mieszkanka.
- Księciu należą się podziękowania. – powtórzył, a jego twarz zrobiła się czerwona.
- On tylko powiedział tym idiotom, że jestem niewinna. Na dodatek wiesz, co? – Zaśmiała się. – Och, mówiłam im to samo! Niewiarygodne, prawda? Może mam też dziękować samej sobie?
Odwróciła się z zamiarem odejścia, ale zauważyła, że jest otoczona przez Strażników, za którymi stali ludzie ciekawi rozwoju wydarzeń.
Młody książę podszedł do niej.
- Nic nie zrobiłam. Czemu nie pozwalasz mi iść? – zapytała i zagarnęła brązowe loki na plecy a zielone oczy wycelowała prosto w jego brązowe.
- Och, na pewno coś zrobiłaś, tylko jeszcze nie wiem co. – Uśmiechnął się półgębkiem i zmrużył oczy.
- Och, świetnie! Chciałam uratować tego zgrzybiałego starca, a jeszcze ty, syn głowy państwa, uważasz, że go zabiłam?!
Nic nie odpowiedział, tylko nie zmieniając wyrazu twarzy machnął ręką na Strażników. Wszyscy odwrócili się równo z księciem i zaczęli się oddalać.
- Rozpieszczony bachor. – mruknęła pod nosem, mając nadzieję, że nikt jej nie usłyszał.
Chyba jednak usłyszał ją czarnowłosy młodzieniec, po poklepał ją po plecach i uśmiechnął się.
- Nie dotykaj mnie, zboczeńcu! – Carolyn w końcu wybuchła i chciała walnąć go prosto w twarz. Oczywiście, ten uchylił się przed ciosem i zaśmiał się odchodząc.



Ostatnio edytowane przez Red Trumpet : 24.04.2011 - 21:00
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 24.04.2011, 15:47   #2
Bush
 
Avatar Bush
 
Zarejestrowany: 05.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 441
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Consilium abeundi

Łuhu! Kurka, alez mi się podoba. To fs chyba przyćmi każde inne, wprowadzasz niesamowity klimat, swój świat i jeszcze przebojowa Carolyn! Jestem tylko ciekawa po kiego grzyba książę ją uratował? Jakiś spisek? A ten ciemny, na końcu, to już w ogóle zagadka. ^ ^
Jestem pod wrażeniem, na prawdę. Będę czytać i śledzić Twe niesamowite dokonania.
Ach, jeszcze coś - twój warsztat pisarski jest niesamowity.
__________________
Bush jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 24.04.2011, 16:04   #3
Lexi
 
Avatar Lexi
 
Zarejestrowany: 09.04.2010
Skąd: Wyspa Demonów
Wiek: 30
Płeć: Kobieta
Postów: 113
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Consilium abeundi

Bardo mi się podoba Świetnie piszesz i wprowadzasz czytelnika w klimat fs. A Carolyn będzie moją idolką, ma przebojowy charakter. Będę tutaj zaglądać i czekam na kolejny odcinek.
__________________


One hell of a butler <3
Lexi jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 24.04.2011, 18:52   #4
Vipera
 
Avatar Vipera
 
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Consilium abeundi

Cytat:
Ginger wytarł w biały fartuch grube ręce z krwi świniaka i podrapał się po nagiej czaszce.
Już nie chce mi se poprawiac powtórzen i innych dupereli, ale to zdanie jest tragiczne.
Może... Wytarł krew swiniaka z grubych rąk w biały fartuch i podrapał się po łysej głowie.

Cytat:
Dziewczyna usiadła na stole obok wielkiego udźca [[i]] zmarszczyła brwi.
i za i, i pogania ;> więcej się ich już nie dało? Źle sie czyta, kiedy nie mażadnego urozmajcenia.
Usiadła na [...] marszcząc brwi.

Cytat:
- Hmm, Strażnicy to kryzysowy oddział księcia, który zajmuje się usuwaniem prywatnych jego przeciwników.
jego prywatnych przeciwników - szyk

Cytat:
Oparła dłonie na bruku i kaszlała okrutnie.
kaszląc okropnie, 'i' jest zbędne, z reszta i tak juz nawaliłaś ich całą tonę w tym tekscie.

Powiem tak...
Nawet interesujące, jednak baaaaardzo długo to męczytałm. Tekst nie jest napisany poprawnie, zły szyk w wielu miejscach utrudnia czytanie, oraz dużo powtórzeń, w szczegolnosci 'i'!
Akcja jakaś jest, dość ciekawa... także będę czekać na kolejny odcinek.
Póki co nie moge napisać nic więcej.
__________________
Melodia Strachu v2
Wattpad
Vipera jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 24.04.2011, 21:06   #5
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Consilium abeundi

Dziękuję Wam bardzo za komentarze.
Vipero, dziękuję za cenne uwagi, ale muszę powiedzieć, że zmienianie szyku zdania w wypowiedziach postaci jest zamierzone. Ma to na celu niejakie 'wczucie' czytelnika w klimat moich wymyślonych czasów, dla których inspirację czerpię ze schyłku średniowiecza, renesansu i angielskiej epoki wiktoriańskiej.
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 24.04.2011, 21:32   #6
Vipera
 
Avatar Vipera
 
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Consilium abeundi

Ja nie pisałam tylko o szyku w wypowiedziach, ale ogólnie w tekscie. Tego juz być nie powinno, tekst czyta się długo i mozolnie... tak jak ja dzisiaj.
__________________
Melodia Strachu v2
Wattpad
Vipera jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 25.04.2011, 09:58   #7
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Consilium abeundi

Cytat:
Napisał Vipera Zobacz post
Ja nie pisałam tylko o szyku w wypowiedziach
Za to ja tak.
Do reszty masz rację, dziękuję .
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 00:32.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023