Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 06.05.2010, 17:36   #1
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Czas zmian (+16)

Kolejna próba na nowej maszynie. Mam nadzieję, że tym razem dokończę bez problemów. Jeśli czytaliście "Razem do celu" mojego autorstwa - tutaj poznacie dalsze losy kilku bohaterów. Zapraszam do czytania ^^

Czas zmian
Part I




Ocknęłam się, gdy światło sączące się przez okno zaczęło drażnić moje powieki. Gdzieś w pobliżu toczyła się przyciszona rozmowa dwóch kobiet, a inne dźwięki dochodziły do mnie stłumione jakąś barierą, prawdopodobnie ścianą. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po brzydkim pokoju urządzonym po spartańsku, a woń, która zaatakowała nagle moje nozdrza podpowiedziała mi, gdzie dokładnie się znajdowałam.
Szpital.
- Kia, nareszcie się obudziłaś – usłyszałam znajomy głos z tyłu. – Całe szczęście. Martwiłem się.



Przekręciłam się na drugi bok i uśmiechnęłam, gdy ujrzałam siedzącego nieopodal mężczyznę. Właściwie Zack wyglądał bardziej jak chłopak, niż mężczyzna, ale zawsze potrafił tak się ubrać i uczesać, że im był starszy tym wyglądał młodziej.
- Co ty tu robisz? – zapytałam, próbując przypomnieć sobie, co robiłam przez ostatnie kilka godzin. Do szkoły dotarłam rano, a teraz słońce było już bardzo wysoko. Umknęło mi sporo czasu.
- Przyjechałem najszybciej jak mogłem – zaczął się tłumaczyć. – Byłem akurat w pracy, gdy zadzwoniła do mnie Sonya i powiedziała, że zasłabłaś na lekcji.
Zmarszczyłam brwi w konsternacji.
- Jaka Sonya? – zdziwiłam się.
- No, twoja nauczycielka, ta co przyszła w tym roku na zastępstwo. Sonya Varela. To moja znajoma jeszcze za czasów studiów. Jaki ten świat mały, nie sądzisz?
Ach, więc pani profesor Varela była jego znajomą! Nie miałam pojęcia, że Zack znał takie osobistości. Kobitka była młoda, zabawna i nie było możliwości, aby jej przygadać. Nie sypała dwójami jak z rękawa, ale uczniowie bali się jej podskakiwać. Tylko ci najbardziej krnąbrni próbowali zachowywać się wobec niej nieodpowiednio, ale nauczycielka nie pozwalała wejść sobie na głowę. Absolutnie nikomu.



Odrzuciłam na bok kołdrę i stanęłam na zimnej posadzce. Miałam na sobie paskudną, szpitalną piżamę przesiąkniętą zapachem różnych, farmaceutycznych świństw, którymi było wypełnione najbliższe otoczenie. Zack zerwał się z miejsca i podbiegł, aby podtrzymać mnie w razie kolejnych zawrotów głowy. Zaśmiałam się tylko i spojrzałam na niego z rozczuleniem. Wspaniały był z niego przyjaciel i świetnie się ze sobą dogadywaliśmy pomimo „teoretycznej”, dziesięcioletniej różnicy wieku.
- Jak właściwie się tutaj znalazłam? – zapytałam, krzyżując ręce na piersi. – Prawdę mówiąc nie pamiętam zbyt wiele. Tylko tyle, że na lekcji było mi duszno i wyszłam na korytarz.
Zack pokiwał powoli głową.
- Tak było – przyznał. – Sonya martwiła się, że długo nie wracasz i wysłała po ciebie jakąś dziewczynę. Leżałaś nieprzytomna na podłodze i wezwano do ciebie karetkę. Sonya zadzwoniła do mnie chwilę później.
- A skąd miała twój numer?
- To proste. – Zack uśmiechnął się szeroko. – W twoich kontaktach był folder „W razie wypadku dzwonić do:”, a ja znajdowałem się na pierwszej pozycji. To znaczy… - Spojrzał na mnie, unosząc brwi. – Nie tyle ja, co „Azbest jest trujący, ale smaczny”. Czy możesz mi to wytłumaczyć?
Zdusiłam śmiech i wzruszyłam ramionami.
- Lista moich numerów jest uporządkowana alfabetycznie, więc „Zack” znalazłby się na końcu. Poza tym, to o azbeście przeczytałam kiedyś na ścianie apteki, w której pracujesz i tak mi się skojarzyło.



Zack otwierał usta, aby coś odpowiedzieć, lecz właśnie wtedy drzwi sali otworzyły się i do środka wszedł lekarz wraz z pielęgniarką. Poczułam, jak coś zakotłowało mi się w brzuchu, a w ustach całkiem wyschło. Prawdopodobnie znali już przyczynę moich dolegliwości i przedłużanie tej chwili tylko podsycało moje zdenerwowanie.
- Pani Heinonen? – zapytał lekarz.
Skinęłam głową.
- To ja – odparłam.
- Proszę usiąść, chciałbym omówić z panią badania. A pana proszę o tymczasowe opuszczenie sali – zwrócił się do Zacka.
- Niedługo wrócę… - szepnął blondyn i wymaszerował z pokoju, oglądając się w progu przez ramię.
Machnęłam na niego ręką i podeszłam do krzesła stojącego przy łóżku. Było mi znacznie lepiej, niż rano. Właściwie to trochę się zmartwiłam, że karetka została wezwana niepotrzebnie skoro nie cierpiałam na żadne poważne dolegliwości.



Pielęgniarka poszła do łóżek pozostałych dwóch pacjentek, a lekarz zajął miejsce na krześle obok mnie. Wyglądał bardzo poważnie. Jak na mój gust zbyt poważnie, aby stwierdzić, że byłam zdrowa i że najwyższa pora iść do domu.
Mężczyzna milczał jeszcze przez chwilę, nim skupił wzrok na mnie. Wstrzymałam odruchowo powietrze, spodziewając się najgorszego.
- Zrobiliśmy pani kilka rutynowych badań, gdy sanitariusze panią przywieźli – zaczął spokojnie. – Pamięta pani? – Pokręciłam głową. – Tego się spodziewałem. Odzyskiwała pani świadomość tylko na krótki czas. Proszę mi powiedzieć, uczy się pani w liceum, tak?
- W drugiej klasie – odparłam.
- Czyli nie ma pani jeszcze osiemnastu lat?
- Skończę je w czerwcu.
- Yhm. – Mężczyzna zamyślił się, składając dłonie na kolanach. – Jak mówiłem, przebadaliśmy panią i prócz lekkiego osłabienia i podwyższonej temperatury niczego nie wykryliśmy. Jednak, żeby wykluczyć pewne podejrzenia chciałbym, aby zrobiła pani test.



Popatrzyłam na mężczyznę jak na wariata.
- Test? – powtórzyłam. Lekarz pokiwał głową. – Mam rozumieć, że trzeba to zrobić we własnym zakresie, bo szpital nie jest w stanie mi zapewnić takich badań?
- Ależ jesteśmy, naturalnie! – powiedział szybko medyk. – Jednak sądziłem, że w tym wypadku zechce się pani skonsultować z własnym lekarzem. Ale jeśli nie ma takiej potrzeby to proszę, ginekolog jeszcze powinien być.
Na to ostatnie prawie zakrztusiłam się powietrzem. Patrzyłam na mężczyznę w szoku, zapadając się głębiej w fotelu.
- Jaki… ginekolog?... – wykrztusiłam.
- Ojej, chyba się nie zrozumieliśmy. – Lekarz uśmiechnął się dobrotliwie. – Miałem na myśli, że powinna pani wykonać test ciążowy. Podejrzewamy, że właśnie dlatego zasłabła pani w szkole. Nasz specjalista pytał panią o ostatnią miesiączkę, a pani stwierdziła, że nie pamięta. Może teraz sobie pani przypomni?
- Jakoś tak niedawno… - wymamrotałam, czując jakby w żołądku zagnieździła mi się wielka bryła lodu. – Spóźnia się prawie miesiąc, ale to przecież się zdarza…
- Mimo wszystko radziłbym zaopatrzyć się w test, nie są drogie. Prócz tego jest pani wolna. Ale jeśli chodzi o pani chłopaka… - Mężczyzna pochylił się i przyciszył głos do konspiracyjnego szeptu. – Jeśli dziecko nie jest planowane, to proszę oszczędzić mu tej nowiny, dopóki nie nabierze pani pewności. Lepiej będzie go na to powoli przygotowywać. Mężczyźni często zachowują się nierozważnie, gdy spadnie to na nich jak grom z jasnego nieba!



Lekarz poszedł porozmawiać z pozostałymi pacjentkami, a ja dalej siedziałam na miejscu, wgapiając się w przestrzeń przed sobą.
Ciąża. Coś takiego podejrzewałam, kiedy jeszcze chodziłam z Angelo, ale pomysł szybko wyparował, kiedy zerwaliśmy przed dwoma tygodniami. Teraz perspektywa noszenia dziecka tego łajdaka wydawała mi się potworna. Serce tłukło mi się w piersi tak szybko, że miałam wrażenie, iż zaraz stamtąd wyskoczy. Stopniowo ogarniał mnie strach, aż musiałam mocniej zacisnąć dłonie na kolanach, aby powstrzymać drżenie rąk. Jeśli test wyjdzie pozytywny – nie będzie dla mnie ratunku.
Chwilę po tym jak wizytacja dobiegła końca, rozległo się ciche pukanie i do pokoju wszedł Zack. Prawie parsknęłam śmiechem na jego widok. Doktor musiał pomyśleć, że to on był moim chłopakiem i stąd te rady od serca.
- Co ci powiedzieli? – zapytał z progu, lustrując mnie uważnym spojrzeniem.
- Mogę iść do domu – powiedziałam. A w przypływie nagłej odwagi dodałam: - Pracujesz w aptece, więc może mógłbyś…
- Czołem, Azbest! – rozległo się od strony drzwi.
Spojrzałam ponad ramieniem Zacka i ujrzałam wchodzącą do pomieszczenia nauczycielkę. Przygryzłam dolną wargę, aby się nie roześmiać.
- Twoje poczucie humoru nigdy szczególnie mnie nie bawiło – odparł mężczyzna, uśmiechając się krzywo. – Nawet nie przejmujesz się stanem uczennicy!
- Oczywiście, że się przejmuję. – Sonya uniosła dłonie w obronnym geście. – Jestem w tej szkole na zastępstwie, nie mogłam tak po prostu sobie wyjść.



Uśmiechnęłam się niepewnie do nauczycielki, nie potrafiąc pozbyć się zdenerwowania. Była młoda, ale co z tego? Belfer to belfer. Chociaż w szkole zyskała dużą sympatię uciśnionych, cały czas miała nad uczniami władzę. Głupio było tak się spoufalać.
- Co tam, mała? – zagadnęła wesoło. – Widzę, że już z tobą lepiej, co nie jest do końca normalne w towarzystwie tego faceta. – Skinęła głową w kierunku Zacka.
- Bardzo śmieszne – burknął.
- Jest w porządku – odpowiedziałam. – Dziękuję, że pani po niego zadzwoniła.
- Za ten azbest powinnaś dostać wyróżnienie! – zawołała nauczycielka, zaczynając się śmiać. – Już dawno tak się nie ubawiłam! Wprawdzie nie załapałam, jaki związek ma Zack z azbestem, ale to pewnie jakaś mądrość w stylu: co ma piernik do wiatraka! – Pokręciła głową. – W porządku, dość tego dobrego. Wypisują cię?
- Tak, mam już iść do domu.
- Świetnie, więc nie zwlekajmy. Odwiozę was.
- Naprawdę nie ma potrzeby, aby nadkładała pani drogi… - wymamrotałam.
- Bzdury! – Machnęła ręką. – Przyjaciele Zacka są moimi przyjaciółmi. Możesz już skończyć z tym tytułowaniem mnie skoro mamy wspólnych znajomych.



Poczułam ogarniającą mnie ekscytację, która zepchnęła na bok wszystkie problemy. Sonya miała w sobie mnóstwo energii i nie była tak „zwyczajna” jak większość ludzi, których dotąd spotkałam. Po szkole krążyły plotki, jakoby pani Varela miała męża i jeszcze związała się z jakimś licealistą. Ten ostatni temat był bardzo popularny, zwłaszcza wśród Angelo i jego kolegów, którzy bardzo interesowali się młodą nauczycielką. Mając ją po swojej stronie czułam, że mogłabym góry przenosić. Niewątpliwie była kobietą o silnym charakterze.
Sonya i Zack towarzyszyli mi, gdy odbierałam swoje ubrania oraz wyniki badań, a później razem udaliśmy się do zaparkowanego wozu nauczycielki. Nadal odczuwałam lekki dyskomfort z powodu tak luźnych stosunków z belfrem, ale musiało to wynikać z szacunku, jakim darzyłam ludzi o tym właśnie zawodzie.
- Gdzie was podrzucić? – zapytała Sonya, wycofując samochód.
- Do apteki na Głównej – powiedział Zack. – Tej przed wiaduktem. Mam jeszcze parę godzin do odpracowania.
- Właśnie, skoro tam będziesz to mógłbyś… - wypaliłam, ale zacięłam się w połowie. Próbowałam jeszcze dwa razy, ale żadne słowo nie chciało przejść mi przez gardło. A przynajmniej nie „te” dwa słowa.
- Mógłbym, co? – dopytywał się mężczyzna.
- Wapno… - wykrztusiłam w końcu. Zack pokiwał głową. – Potrzebuję wapna…
- Podrzucę ci jak będę wracał z roboty – obiecał.
- Gdzie mieszkasz? – zapytała nauczycielka.
- Na Eden’s Garden – odpowiedziałam.
- Burżujska dzielnica – stwierdziła Sonya. – Więc najpierw wyrzucę Zacka, później skoczymy do mojego szwagra po dzieciaki, a dopiero potem do ciebie. Może być?
Przytaknęłam i oparłam czoło o chłodną szybę. Na wspomnienie o aptece znów poczułam jak strach ścisnął mi żołądek. Jak miałam się do wszystkiego przyznać skoro sama nie potrafiłam poradzić sobie z tą nowiną? Oby ta cała ciąża okazała się pomyłką.



Zack wrócił do swojej apteki, a my z Sonyą pojechałyśmy dalej. Okazja, aby poprosić kolegę o kupienie testu nadarzyła mi się jeszcze, co najmniej kilka razy w trakcie jazdy, ale ostatecznie stchórzyłam. Nie byłam wystarczająco przygotowana, aby zdecydować się na taki krok, chociaż doskonale wiedziałam, że odkładanie go tylko pogorszy sprawę. Nasze miasto nie było zbyt duże, plotki szybko się rozchodziły, a u Zacka mogłam liczyć na dyskrecję. Niechciana ciąża wydała mi się nagle jedną z najbardziej upokarzających rzeczy na świecie. Ciekawe, czy tak czuły się wszystkie kobiety…
- Oto jesteśmy! – zawołała Sonya, parkując na podjeździe ładnego, kremowego domku. – Zaraz poznasz moją pomyloną rodzinkę.
- Dlaczego pomyloną? – zdziwiłam się, mimo wszystko nie potrafiąc nie cieszyć się lekką bryzą, która muskała moją twarz. Posesja znajdowała się blisko wybrzeża, a szum fal i okrzyki mew były bardzo wyraźnie słyszalne.
- Wszyscy są pokręceni – stwierdziła, zatrzaskując drzwi samochodu. – Szwagier goth-gej, kuzynek candy-gej, mężuś o słusznym pseudonimie Fantom i… I właściwie tyle. – Wyszczerzyła się. – Tylko moje dzieci są normalne. Chociaż młodszy przejawia ostatnio zainteresowanie ciemnymi kredkami – dodała z zadumą. – Mam nadzieję, że nie pójdzie w ślady wujka.
- Ma pani dzieci? – Sonya spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, więc natychmiast się poprawiłam. – To znaczy, jesteś młoda, nie wiedziałam, że masz…
- Mam! – zaśmiała się. – Dwóch synów, wspaniałe dzieciaki. Za chwilę ich zresztą poznasz.
- Myślałam, że… Cóż… - wymamrotałam. – W szkole mówią, że jesteś z jakimś licealistą…
- Licealistą? – powtórzyła z rozbawieniem, po czym pokręciła głową. – Fantom rzeczywiście był jeszcze w liceum, kiedy zaczynaliśmy ze sobą chodzić, ale kiedy urodziły się nasze dzieci, to kończył już pierwszy semestr na studiach. Swoją drogą ciekawe, kto jest tak nędznie poinformowany, że rozpuszcza plotki na mój temat… - mruknęła do siebie.



Wzruszyłam ramionami i podążyłam za nauczycielką jak cień, gdy ta skierowała się w stronę domu. Czułam rosnące zdenerwowanie przekraczając próg. Pożałowałam, że nie zdecydowałam się zostać przy samochodzie. To miejsce należało do rodziny mojej nauczycielki, na pewno wszyscy byli starsi, mieli poważne zawody i nie prezentowali się tak cudacznie, jak mi przedstawiła Sonya. Jeśli dobrze zrozumiałam był to dom szwagra nauczycielki, który pilnował jej dzieci. Był gejem i przebywał w tym miejscu z innym gejem, który z kolei był kuzynem Sonyi. W takim razie Fantom-mąż musiał być bratem gotha-geja, a ten prawdopodobnie był w związku z candy-gejem. Ta ostatnia nowina rozbudziła moją ciekawość, która bardzo szybko została zaspokojona. W kuchni, pomiędzy wejściem do ganku i łukiem prowadzącym do salonu, zauważyłam obraz. Przedstawiał dwóch mężczyzn, którzy właściwie pasowali do ubogiego opisu, jakim uraczyła mnie Sonya. Była to pierwsza para homo, którą miałam okazję zobaczyć. Widząc ich uśmiechnięte twarze poczułam nagłe ciepło w sercu. Wyglądali na takich szczęśliwych…
- Kia! – Usłyszałam z salonu głos nauczycielki. Porzuciłam kontemplowanie obrazu, kierując się w stronę dźwięku.



Stanęłam w progu, a mój wzrok od razu zatrzymał się na wysokim, bladym mężczyźnie, który w ogóle nie pasował do tego przytulnego pomieszczenia. Odruchowo otaksowałam nieznajomego wzrokiem, czując wstępujące na policzki rumieńce. Nie chciałam, aby pomyślał, że coś do niego mam, więc szybko spojrzałam w inną stronę. Zarejestrowałam obecność młodego blondyna w różowych łaszkach, który oglądał jakąś stację muzyczną, lecz moją uwagę szybko przykuły obrazy wiszące nad kominkiem. Zdecydowanie były tworzone tą samą ręką, co ten w kuchni. Na pierwszym była przedstawiona Sonya razem z mrocznym przystojniakiem, a na drugim prawdopodobnie jej mąż i kuzyn. Rzeczywiście prezentowali się oryginalnie!
- Poznaj moją rodzinkę! – zawołała kobieta, podnosząc z podłogi małego, jasnowłosego chłopca. – Gdzie Fantom? – zwróciła się do gotha.
- W łazience – odparł niskim, głębokim głosem. Z trudem udało mi się opanować wzdrygnięcie, gdy zimny dreszcz przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa. Ton mężczyzny sprawił, że w salonie zrobiło się jakby trochę za chłodno. – Yuda przed chwilą go zarzygał.
- Uch… - Kobieta odstawiła ostrożnie chłopca na podłogę. Domyśliłam się, że to właśnie on miał tendencje do niekontrolowanych przewrotów żołądka. – Tak, w każdym razie przedstawiam wam moją uczennicę. To Kia, przyjaciółka pewnej ciotuni, z którą miałam przyjemność studiować na jednej uczelni…
- Zack nie jest ciotą! – zawołałam. Młody chłopak siedzący na kanapie zainteresował się rozmową i spojrzał na mnie przeciągle. Zrobiło mi się strasznie głupio, gdyż najwyraźniej obraziłam gospodarzy domu, którzy byli gejami. – Znaczy… To nie tak miało zabrzmieć…
- Wiem, że Zack nie jest pedałem – oświadczyła z rozbawieniem Sonya, nie przejmując się, że właśnie wyraziła się wulgarnie o orientacji własnego szwagra. – Ale nie mogę mu tego wybaczyć.
- Czego? – zdziwiłam się.
- Tego, że przez cały czas myślałam, że nim jest! – zawołała. – Cholera, byłam wtedy przekonana, że mnie nie zechce i nawet nie próbowałam go zarywać! Ech, głupia ja, głupia…
- Lepiej, żeby mój brat tego nie słyszał – wymruczał goth, mrugając porozumiewawczo do chłopaka siedzącego na sofie. – Czyń honory żony, cukiereczku – zwrócił się do niego.



Blondyn spojrzał na gotha rozkochanym wzrokiem, po czym wstał z kanapy i podszedł do mnie sprężystym, lekko rozkołysanym krokiem. Jego dłonie były uniesione i poruszał nimi w bardzo zniewieściałym geście.
- Jestem Yuya – przedstawił się, obdarowując mnie przepięknym uśmiechem. Zagryzłam policzki od wewnątrz, aby nie zamruczeć z rozczuleniem. Wyglądał słodko w tym dziwnym, różowym stroju, który tak bardzo kontrastował z czernią gotha. – A to mój przyszły mąż, Hayden! – zawołał radośnie, machnąwszy ręką.
Dostrzegłam kątem oka błysk złota i wtedy zauważyłam na palcu blondyna pierścionek. Poczułam bolesne ukłucie zazdrości. Był przepiękny!
- Miło mi – wymruczał mężczyzna tym swoim seksownym głosem. – Czuj się jak u siebie.
- Uhm, dziękuję, naprawdę… - wymamrotałam, ściskając dłoń jednego, a później drugiego. – Jestem Kia.
Hayden skinął mi głową z leciutkim uśmiechem. Odwróciłam wzrok od jego ciemnych oczu, gdyż nagle zrobiło mi się potwornie duszno.
- Chcesz się czegoś napić? – zagadnął wesoło Yuya, nieświadomy targających mną emocji. – Kawy? Herbaty?
- Kawy, dziękuję… - udało mi się wydusić.
- Chodźmy do kuchni.



Odetchnęłam z ulgą, gdy pojawiła się możliwość wyjścia z salonu. To było niesamowite, że głęboki głos Haydena potrafił w jednej chwili sprawić, że na rękach pojawia się gęsia skórka, a w następnej prawie spalić człowieka żywcem! Uspokoiłam się dopiero, gdy znalazłam się z Yuyą w kuchni i zajęłam miejsce przy stole. Chłopak mógł mieć nie więcej, jak dwadzieścia parę lat. Teraz nucił pod nosem jakąś melodię, poruszając się w tylko sobie znanym rytmie, aby jakoś uprzyjemnić zaparzanie kawy. Skorzystałam z chwili i rozejrzałam się z zainteresowaniem po kuchni. Kolejne dwa obrazy wisiały na ścianie nieopodal i znów przedstawiały młodą parę w towarzystwie gospodarzy domu. Tym razem tematem dzieła były buziaki, co zauważyłam z lekkim rozbawieniem.
- Wspaniałe obrazy – powiedziałam, przerywając ciszę. – Kto je malował?
- Sonya i Fantom. – Yuya spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym popatrzył na obrazy. – A wygląda, jakby tworzył je jeden malarz, co?
Otworzyłam szeroko oczy, nie mogąc wyjść z szoku. Moja nauczycielka była artystką? Co w takim razie robiła w szkole skoro z takim talentem mogła osiągnąć wszystko?!
- Są fantastyczne… - Udało mi się wykrztusić. – Malowali je na swoim ślubie?
- Przed. Najpierw Fantom namalował Sonyę i Haydena, a później Sonya mnie i Fantomcia. Większość obrazów w naszym domu wyszła spod ich pędzla. Uwielbiają uwieczniać chwile – westchnął chłopak z rozmarzeniem. – To takie romantyczne. Po stracie rodziców Sonya porzuciła malarstwo, ale zaczęła do niego wracać, kiedy zapoznałem ją z Fantomem.
- To twoja sprawka? – roześmiałam się.
- A jakże! – powiedział z dumą. – Fantom potrzebował rywala, a na naszej wsi nie było nikogo, kto dorównałby mu poziomowi. No, ale wtedy przyjechała Sonya, aby odpocząć od miejskiego zgiełku. Pamiętam to jak dziś. Używała wyłącznie węgla i ciemnych farb, jej prace były ponure i przedstawiały przeważnie ludzi. Fantom szybko zbliżył się poziomem do mojej kuzynki, zaczęli razem tworzyć i tak już zostało. Ich romans rozkwitał, trzymali go w tajemnicy, aby powstrzymać ludzi od plotek. Nie wiem, czy wiesz, ale Fantom jest cztery lata młodszy od mojej siostry i wtedy był jeszcze w liceum. Ludziom mogło się nie spodobać, że dorosła kobieta uwiodła niedoświadczonego dzieciaka. Jego rodzice też nie byli tą wizją zachwyceni.
- Wydało się? – zapytałam, oczami wyobraźni widząc ten zakazany romans ze sztuką w tle.
- Tak, kiedy okazało się, że Sonya jest w ciąży. Nie planowali tego. Fantom był przerażony, jego rodzice wściekli, ale Sonya to twarda babka, która nie miała zamiaru ulegać presji otoczenia. Rodzice Fantoma szybko zorientowali się, że ich syn będzie z nią bezpieczny. No i jest! – zakończył ze śmiechem. – Chociaż trzeba przyznać, że początki ich wspólnego życia nie były łatwe!



Rozmarzyłam się, opierając się w zadumie o blat. Ta historia była niesamowita i taka romantyczna… Związek z chłopakiem młodszym od siebie na pewno nie był łatwy, ale przecież łączyła ich wspólna pasja. Fantom był jeszcze w szkole średniej, gdy zawisł nad nim cień ojcostwa. Mógł stchórzyć, zostawić kobietę z dzieckiem, tak się przecież ciągle zdarzało. To godne podziwu, że świadomie zrezygnował z życia towarzyskiego, aby zająć się wychowywaniem dzieci. Sonya, nieobliczalna nauczycielka, której rzut kredą zawsze sięgał celu, również mi zaimponowała. Taka silna, niezależna, która podjęła wyzwanie, chociaż zakończenie niekoniecznie mogło udać się po jej myśli, w jednej chwili stała się moim wielkim autorytetem.
Yuya zabawiał mnie rozmową jeszcze przez długi czas. Później dołączył do nas Hayden, którego obecność wciąż wprawiała mnie w zakłopotanie, teraz jednak już nieco mniejsze, gdy poznałam również część jego historii. Był starszym bratem Fantoma, harował prawie dwa lata za granicą, aby postawić swojemu chłopakowi wymarzony dom. Teraz odkładali na wesele i podróż poślubną. Byli ze sobą już prawie sześć lat.
- A co z tobą? – zapytał Hayden, popijając swoją kawę. – Jesteś sama? Masz chłopaka?
- Z ostatnim rozeszłam się dwa tygodnie temu – przyznałam niechętnie, znów czując zimno w okolicy żołądka, gdy przypomniałam sobie o konieczności odwiedzenia apteki.
- Och… Jest kogo żałować?
- Nie sądzę! – odparłam szczerze. – To nieodpowiedzialny kobieciarz, rozpieszczony synalek z bogatego domu. W dodatku drań. Ale z drugiej strony… - zawiesiłam głos, udając rozmarzenie. – Przystojny drań…
Mężczyźni zaczęli się śmiać, a mi od razu zrobiło się lepiej. Nic tak nie poprawia nastroju, jak obgadywanie byłego. Im częściej się go poniżało, tym łatwiej przychodziło uwierzenie, że tak naprawdę nic się do niego nie czuło.



Wkrótce po tym dołączyła do nas Sonya tłumacząc, że pomagała mężowi umyć plecy. Hayden i Yuya wymienili porozumiewawcze spojrzenia, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia jak ta „pomoc” musiała wyglądać. Ustąpiłam nauczycielce miejsca przy stole i poszłam pobawić się z małym Yudą, który od pewnego czasu kręcił się po kuchni. Maluch był uroczy, zupełnie jak małe zwierzątko. Nie płakał, nie wstydził się i nie chował za mamę, jak jego brat-bliźniak.
Wtem w głębi domu trzasnęły drzwi, a następnie rozległo się ciche szuranie po wykładzinie. Podniosłam głowę spodziewając się ujrzeć ostatnią osobę z obrazów i nie myliłam się. Fantom wkroczył dziarsko do kuchni, ubrany tylko w szlafrok. Jego czerwone włosy były mokre, oklapnięte, a grzywka prawie całkiem wchodziła mu do oczu. Już na portretach udało mi się dojrzeć, że tęczówki mężczyzny były dwukolorowe, ale przez te cholerne kłaki nie mogłam tego sprawdzić.
- Mój szlafrok – stwierdził chłodno Hayden.
- I kapcie – dodał pomocnie Fantom, przyglądając się sobie. – Leżą jak ulał. Chociaż wydaje mi się, że nieco przytyłeś – droczył się, obwiązując się ciaśniej paskiem.
- To ty ciągle chudniesz – warknął goth. – Chociaż może to i lepiej. Zawsze uważałem, że masz wielką…
- Przestańcie! – żachnęła się Sonya, wywracając oczami. – Kłócą się od lat – wytłumaczyła mi. – To ich osobisty rodzaj okazywania miłości.
- Rozumiem! – zaśmiałam się.



Ostatni raz zmierzwiłam dziecku włosy i wstałam. Fantom wyszczerzył żeby w szerokim uśmiechu i podał mi rękę.
- Valentine – przedstawił się.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Kia, ale… Wszyscy tutaj mówili na ciebie Fantom…
- Fantom, Val, Valentine, co za różnica! – Machnął ręką. – Różnie na mnie mówią, ale ograniczają się do tych trzech.
- Ej, a pamiętasz, jak byłeś mały to koledzy wołali na ciebie… - zaczął Hayden, ale brat zgromił go wzrokiem.
- Zamknij się! – warknął. – Żebym ja nie przypomniał jak mówili na ciebie, geju!
- Masz na myśli Brzytwa? Lepsze to, niż Stonka!
Zażenowany Fantom uderzył się dłonią w czoło, ale szybko doszedł do siebie. Na jego policzkach pojawiły się rumieńce, ale najwyraźniej próbował robić dobrą minę do złej gry. Wykonał jakiś chaotyczny ruch rękami, uśmiechając się krzywo.
- Nie słuchaj go – powiedział. – Zawsze gada głupoty, jak się nawącha sproszkowanego mleka…
Pokiwałam głową z udawanym zrozumieniem, krztusząc się ze śmiechu. Mężczyźni zaczęli się ze sobą sprzeczać, ku wielkiej uciesze Sonyi i jej kuzyna, którzy przyglądali im się, jakby byli na meczu tenisa: raz na jednego, a raz na drugiego.



Yuya przygotował przekąski i wszyscy udaliśmy się do salonu. Fantom potrzebował trochę czasu, aby się przebrać i doprowadzić włosy do ładu, a gdy już skończył zarządził, że najwyższa pora przekonać się, ile jestem warta. Jak się później okazało miał na myśli mały turniej na konsoli.
- Nie graj z nim – ostrzegła mnie Sonya, gdy jej mąż wręczał mi pada. – To krętacz. Tak cię wyroluje, że nawet nie zauważysz kiedy!
Postanowiłam jednak przyjąć wyzwanie i rozsiadłam się na sofie, pojadając chipsy z półmiska, podczas gdy Val włączał odpowiednią grę. Nie wyobrażałam sobie, jak można było oszukiwać w zwykłej zręcznościówce. To nie były karty czy szachy, żeby coś zabrać lub podłożyć. Jak się później okazało – oszustwa Fantoma wcale nie były tak subtelne, jak się spodziewałam.
- Oj, słabo ci idzie, słabo! – komentował, zerkając na ekran tylko od czasu do czasu. Musiał być już obcykany w tej grze, skoro nawet nie musiał patrzeć. – A to co? Przewrócił się? No podnieś go! Nie tak, ten zielony! Nie, nie niebieski! Masz obok, taki jasny, też niebieski, a teraz weź w bok, no w bok, tam, w lewo, a teraz góra, żółty, nie, nie zielony, słuchaj bo nigdy mnie nie dogonisz!
Marszczyłam brwi w skupieniu, próbując ogłuchnąć na doradzającego mi mężczyznę. W rezultacie ciągle popełniałam pomyłki, nie mogąc się skoncentrować.
- Skończ już! – zawołałam, mocniej ściskając pada. – Zajmij się swoim graczem!



- Po co? – roześmiał się. – Już jestem na mecie!
- Co…
Spojrzałam z niedowierzaniem na jego część ekranu. Postać z gry dotarła do końca trasy ku wielkiej radości Fantoma, który cieszył się zwycięstwem jak dziecko.
- Ty oszuście! – zawołałam. – Specjalnie mnie zagadywałeś!
- Wygrałem! Wygrałem! – Wymachiwał pięścią w geście zwycięstwa. – Jestem najlepszy!
- Oszukiwałeś!
- Woohoo!
Nie mogłam poddać się bez walki, więc stoczyliśmy jeszcze kilka rundek. Scenariusz przebiegał zawsze bardzo podobnie. On mnie zagadywał, rozpraszał, a później udawał, że nie miał z tym nic wspólnego. Hayden kręcił głową z politowaniem, a Yuya i Sonya bawili się tak dobrze jak Val. Gdzieś zniknęło wcześniejsze zakłopotanie, atmosfera rozluźniła się. Przestałam zauważać, iż byłam w tym towarzystwie najmłodsza, nie licząc dzieci. Wszyscy wydawali mi się równi, wyluzowani, wspaniali. Czułam się zaakceptowana i chciałam, aby ta znajomość przerodziła się w wielką, prawdziwą przyjaźń.



Zbliżał się zmierzch, gdy w końcu otrząsnęłam się z tego otępienia. Nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się tak późno. Czas przepływał między moimi palcami jak woda, nie byłam w stanie go zatrzymać. Zrobiło mi się strasznie smutno, gdy zrozumiałam, że koniec tego pięknego dnia wreszcie nadszedł. Jutro znowu wrócę do szkoły, będę patrzeć na te same twarze i prowadzić te nudne rozmowy. Nie wyobrażałam sobie, iż teraz mogłabym się dobrze czuć w towarzystwie rówieśników. Ci ludzie, Sonya i jej rodzina mieli za sobą wiele doświadczeń, wiedzieli czym było życie i stawiali mu czoła. Co innego znajomi w liceum. Nadal mieli rodziców, którzy na nich zarobią, nadal zawierali nędzne przyjaźnie, które rozsypią się po zakończeniu szkoły. Och, ile bym dała, by przyłączyć się do tej paczki tutaj…
- Przepraszam, ja też się zasiedziałam! – mówiła Sonya, gdy wszyscy odprowadzali mnie pod furtkę. – Na pewno sama pójdziesz? Może jednak cię podrzucić?
- Nie, poradzę sobie – odparłam z uśmiechem. – Muszę skoczyć w jeszcze jedno miejsce, a to nie po drodze.
Zdecydowałam. Po tym, co dzisiaj usłyszałam nadszedł czas, abym zatroszczyła się o własne interesy. Jak Sonya. Silna kobieta, którą szczerze podziwiałam.
- Miło, że wpadłaś – powiedział Hayden. – Zapraszamy ponownie.
- Mam nadzieję, że nie mówisz tego z grzeczności. – Uśmiechnęłam się lekko. O tak, zdecydowanie chciałam ich jeszcze odwiedzić.
- Gdybym mówił z grzeczności, pominąłbym twoją ostatnią kwestię milczeniem, a tak…
- On chyba znowu będzie rzygał – odezwał się nagle Yuya, patrząc na dziecko na rękach Fantoma. – Lepiej go odstaw.
- Daj spokój! – obruszył się Val. – Nie ma po czym wymiotować!
- W każdym razie… - Głos nauczycielki znów zwrócił moją uwagę. – Super z ciebie dziewczyna. Sądzę, że od tej pory będziemy…
- CHOLERA, NIE!



Wrzask Fantoma sprawił, że odskoczyłam do tyłu jak oparzona. Kiedy więc na niego spojrzałam dostrzegłam wielką, białawą plamę, pokrywającą jego bluzkę. Parsknęłam śmiechem, zakrywając usta dłonią.
- No nie! – jęknął, odsuwając od siebie dziecko. – Znowu to zrobił! Drugi raz mnie zarzygał!
- Mówiłem! – zawołał melodyjnie Yuya na chwilę przed tym, jak zaczęliśmy się śmiać.
Jedynie biednemu tatuśkowi nie było zbyt wesoło, ale nie wydawał się również jakoś specjalnie urażony naszą radością. W tym momencie bardziej przejmował się swoim ubraniem i twarzą, niż nami. To jednak nie miało dla mnie znaczenia. Zdałam sobie sprawę, że ci ludzie powoli zaczęli stawać się przykładem idealnej rodziny, do której ja również kiedyś chciałabym należeć.

Ostatnio edytowane przez Ruder : 07.05.2010 - 16:00
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 06.05.2010, 18:13   #2
ddo bwayo
 
Avatar ddo bwayo
 
Zarejestrowany: 10.01.2009
Skąd: クラクフ
Płeć: Kobieta
Postów: 2,276
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

Fantom jest dalej taki mega uroczy *_*
No i co mam powiedzieć, pare literówek , jedno nazwisko raz z małej litery i tyle.
Piszesz bosko, i jestem Twoją największą fanka ^^
__________________
it is not an end but an and
ddo bwayo jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 06.05.2010, 18:18   #3
Charionette
Admin Emeryt
Admin Kumpel
 
Avatar Charionette
 
Zarejestrowany: 28.03.2008
Wiek: 28
Płeć: Kobieta
Postów: 3,527
Reputacja: 18
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

Strasznie tego dużo
Ale bardzo ładnie
Charionette jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 06.05.2010, 20:17   #4
Bush
 
Avatar Bush
 
Zarejestrowany: 05.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 441
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

UUUhuuu!
Ruder, nareszcie powrót!
I to w jakim stylu!
Odcinek był długi, ale fajny!
Nawet nie fajny ale super.
Bush jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 07.05.2010, 12:12   #5
Libby
Administrator
 
Avatar Libby
 
Zarejestrowany: 17.01.2006
Skąd: z kabiny F-14 Tomcat
Płeć: Kobieta
Postów: 3,431
Reputacja: 15
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

I to się nazywa wielki powrót . Cieszę się, że zdecydowałaś się napisać. Szczególnie, że dowiem się czegoś o dalszych losach naszych starych znajomych.
Bardzo fajnie napisane, idealnie wczułam się w całą sytuację. Czułam, jak bym tam była z nimi . Na pewno będę tu zaglądać . Czekam na więcej i oby szybko się pojawiło .
__________________
Libby jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 07.05.2010, 13:21   #6
Searle
 
Avatar Searle
 
Zarejestrowany: 28.03.2008
Skąd: Dolny Śląsk
Wiek: 38
Płeć: Kobieta
Postów: 4,168
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

Przyznam, że nie czytałam wcześniejszych Twoich dzieł, ale to na pewno będę śledzić.
Zaciekawiło mnie, to czy Kia jest w ciąży. No i niezła rodzinka - nie ma co

Mam takie pytanie: czy Kia ma rodziców? Bo gdy osoba niepełnoletnia (bo przecież dziewczyna nie skończyła jeszcze 18 lat) trafia do szpitala w pierwszej kolejności wzywa się rodziców lub opiekunów.

Błędy:
Cytat:
- Kia, nareszcie się obudziłaś. – Usłyszałam znajomy głos z tyłu.
Nie stawiaj kropki po wypowiedzi, jeśli komentarz ( który musi być z małej litery) do niej się odnosi.

Cytat:
- A skąd miła twój numer?
miała

Cytat:
nie potrafiąc pozbyć się zdenerwowania
niepotrafiąc - to chyba pisze się razem.

Cytat:
mrugając porozumiewawczo o chłopaka
do chłopaka

Cytat:
Nie, poradzę sobie – odparłam z uśmiechem. – Muszę skoczyć w jeszcze jedno miejsce, a to nie po drodze.
Zdecydowałam. Po tym, co dzisiaj usłyszałam nadszedł czas, abym zatroszczyła się o własne interesy. Jak Sonya. Silna kobieta, którą szczerze podziwiałam.
Tu zjadłaś chyba myślnik, który powinien być, jak mniemam, przed 'Zdecydowałam.

Cytat:
do której ja również kiedyś chciałabym kiedyś należeć.
'kiedyś' się zdublowało.
__________________
Searle jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 07.05.2010, 14:08   #7
Bezimienna
 
Avatar Bezimienna
 
Zarejestrowany: 09.08.2009
Skąd: Pośród nocnej magii.
Wiek: 25
Płeć: Kobieta
Postów: 278
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

Ja nie czytałam "razem do celu" ale to przeczytam (bo ten blondyn jest sexyy :** )jak skończę to editnę

EDIT: no no, całkiem fajne Zack i Fantom są super tylko dużo tego

Czekam na next część
ocenka: 9/10

PZDR~Caro

PS: skąd masz fryzurkę Yuya?
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna

Ostatnio edytowane przez Bezimienna : 07.05.2010 - 15:06
Bezimienna jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 07.05.2010, 16:10   #8
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

Searle: Kia oczywiście ma rodziców, lecz więcej o ich więziach opiszę w następnym rozdziale ^^

Carolina: Prawdę mówiąc nie mam pojęcia skąd zassałam fryzurę Yuyi. Była to prawdopodobnie jakaś koreańska strona, z której zwykle ściągam dodatki xD Więc przykro mi, ale nie pomogę, gdyż w nazwie pliku nie ma nawet jego autora.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 25.05.2010, 22:51   #9
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

Ostrzeżenia: wulgarny język.

Czas zmian
Part II




Nie potrafiłam się zdobyć, aby odwiedzić Zacka w aptece, bo co niby miałam mu powiedzieć? Lekarz ze szpitala miał rację, powinnam przede wszystkim wybadać grunt, a mój przyjaciel na pewno nie był przygotowany na wieść o ewentualnej ciąży. Postanowiłam, że najpierw z nim porozmawiam, uspokoję w razie histerii i dopiero wtedy przejdę do sedna. Byliśmy jak rodzina, znaczył dla mnie dużo więcej niż najlepszy starszy brat i nie wyobrażałam sobie, iż łącząca nas więź mogłaby kiedykolwiek zostać zerwana.
Zadzwoniłam do Zacka w drodze do domu. Z początku chciałam przenieść rozmowę do mojego pokoju, lecz wówczas przypomniałam sobie, że dzisiaj ojciec przychodził na noc. Wiele rzeczy mogło się zdarzyć tego wieczora, nawet porządna awantura. Gdyby Zack ze złości wyrzucał z siebie wszystko, co mu ślina na język przyniesie, a stary przypadkiem by to usłyszał – rozpętałaby się apokalipsa. Sam pomysł o uświadomieniu ojca był potworny. Rozważyłam wszystkie wyjścia i doszłam do wniosku, że najbezpieczniejszą opcją będzie spotkanie się z przyjacielem poza domem, najlepiej w jakimś opuszczonym miejscu. Co prawda posępny podwórzec jednej ze zrujnowanych fabryk był miejscem, gdzie przesiadywały zadziorne dzieciaki, ale o tej porze ich bunt się kończył i grzecznie wracały do siebie. W pobliżu nie było lepszej kwatery, a w razie napadu złości – Zack mógł tutaj wrzeszczeć do woli.



Plac był nocą opuszczony, niewiele osób decydowało się tutaj przychodzić, jeśli pod ręką nie było samochodu. Założyłam, że przed weekendem nie spotkam tutaj nikogo, bo w końcu po co zapuszczać się w te okolice, skoro następnego dnia trzeba iść do szkoły? Byłam już potwornie zmęczona tym długim dniem i chciałam mieć go jak najszybciej za sobą.
Dopiero grubo po dziewiątej do moich uszu dotarł szmer rozmów i jakieś śmiechy. Wstałam ze starej, okropnie skrzypiącej kanapy przygotowana, że to może Zack z kolegami z pracy, lecz mina natychmiast mi zrzedła, gdy ujrzałam wchodzącą na podwórzec grupę. Oni dostrzegli mnie chwilę później.
- A mówiłeś, że ta miejscówka jest wolna! – jęknął rudzielec, którego znałam ze szkoły. Był rok młodszy, ale już szedł w ślady brata i powoli stawał się równie popularny, co on. Nie żywiliśmy do siebie zbyt dużej sympatii. – Grzeczne dziewczynki powinny być o tej porze w domciu! – zadrwił.
Przełknęłam przekleństwo cisnące mi się na usta i obrzuciłam paczkę niechętnym spojrzeniem, ostentacyjnie ignorując ich lidera. Aż coś przewracało mi się w żołądku, gdy tylko poczułam jego wzrok na sobie.
- Kto to jest? – zapytała dziewczyna o włosach w kolorze mahoniu. Miała denerwujący, piskliwy głos, na którego dźwięk zazwyczaj zgrzyta się zębami.
- Moja ex – odparł blondyn, krzyżując ręce za głową. – Ta ex.



Gdybym wcześniej wiedziała jaki poziom reprezentował Angelo, w życiu bym się nim nie zainteresowała. On i jego młodszy brat byli przez pewien czas bardzo interesującymi ludźmi, lecz ich urok szybko prysł. Udając zgrane, przebojowe rodzeństwo zwiększali swoje szanse na znalezienie panienek, ale oczywiście nie wiedziałam tego, dopóki nie stałam się jedną z wielu zdobyczy blondyna. Wpadł mi w oko, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam próg szkoły. Wiedziałam, że nie miałam u niego szans, nie kiedy interesowały go wyłącznie gorące ślicznotki. Pierwszy rok liceum upłynął na przygotowaniach, ćwiczeniach i wyrzeczeniach, aby pewnego dnia stać się wymarzoną dziewczyną dla Angelo, który wówczas nawet nie wiedział o moim istnieniu. Zainteresował się mną dopiero na początku tego roku szkolnego, gdy zaczynał trzecią klasę. Przez kilka długich miesięcy myślałam, że złapałam boga za nogi, ale złudzenie rozproszyło się niespełna dwa tygodnie temu. Łudziłam się, iż nigdy nie zamienię z draniem słowa, lecz każdy dzień utwierdzał mnie w przekonaniu jak bardzo się myliłam.
- Co robisz, maleńka, w tej strasznej okolicy całkiem sama, hm? – zadrwił, łapiąc mnie za rękę. Jego brat parsknął śmiechem, a dwie dziewczyny stanęły z boku, przyglądając nam się. – Chyba nie szukasz okazji, co?
- Nie, ale widzę, że ty swoją już znalazłeś! – warknęłam, patrząc znacząco na jasnowłosą panienkę.
Dobrze ci idzie – uspokajałam się w myślach, gdy na twarzy Angelo pojawił się pełen wściekłości grymas. Prawdę mówiąc obrażanie go nie przychodziło mi z taką łatwością, jak się spodziewałam. Nasz romans skończył się tak gwałtownie, że nie zdążyłam jeszcze dojść do siebie. Docinki chłopaka raniły mnie do głębi, ale nie mogłam pokazać, co rzeczywiście czułam, gdyż wtedy byłoby tylko gorzej.



- Kotku, dlaczego tak mnie ranisz? – zapytał z udawanym bólem w głosie. – Czy tak strasznie cię wykorzystałem przez ostatnie kilka miesięcy? To było tylko osiem razy! – zaśmiał się szyderczo.
Wyszarpnęłam rękę i cofnęłam się o kilka kroków.
- Spadaj, palancie!... – wykrztusiłam, przerażona słabą barwą własnego głosu.
Coś tu było zdecydowanie nie tak. Miałam być jak Sonya, miałam być twardą kobietą, a nie skrzywdzoną dziewuszką, która przeżywa utratę swojego pierwszego faceta. Zanim zaczęłam chodzić z Angelo nie wierzyłam, że seks może wzmocnić więzi łączące dwoje ludzi. W tym przypadku to niestety ja byłam tą głupią gęsią, która pozwoliła przywiązać się innej osobie.
- Nie odzywaj się tak do niego! – warknęła stojąca nieco dalej blondynka.
Rzuciłam jej szybkie spojrzenie, aby jakoś wziąć się w garść. Im dłużej patrzyłam na Angelo lub czułam jego zapach, działy się ze mną niedobre rzeczy. Moja wola słabła, oczy wilgotniały i mogłam się tylko modlić, aby w ciemnościach nie zostało to zauważone.
- Nie musisz mnie bronić! – parsknął chłopak, odsuwając się ode mnie. – Ta mała kobietka jest nieszkodliwa.
Zacisnęłam mocno szczękę i odwróciłam ostentacyjnie głowę. Przyjaciele Angelo wydali z siebie nieszczęśliwe jęki, ale w końcu cała czwórka udała się na prowizoryczne trybuny w głębi podwórza. Próbowałam opanować szaleńcze bicie serca, ale targały mną tak sprzeczne emocje, że było to zbyt trudne. Z jednej strony nienawidziłam swojego ex za to, co zrobił i najchętniej wymazałaby te wszystkie chwile z pamięci. Z drugiej natomiast to było potwornie przykre, iż tak mnie gnębił i wyciągał przy ludziach wszystko, co kiedyś nas łączyło. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak mnie traktował i bałam się kiedykolwiek poznać odpowiedź na to pytanie.



Angelo ze swoją grupą jeszcze dobrze nie zasiedli na trybunach, gdy na opustoszałej ulicy rozległy się następne kroki. Podeszłam do przerwy w murze, gdzie kiedyś musiała znajdować się brama i z daleka zobaczyłam zbliżającego się Zacka. Zmusiłam się do uśmiechu i pomachałam do niego, gdy tylko mnie zauważył. Odetchnęłam głęboko kilka razy, aby całkiem się opanować. Nie było szans, aby poważną rozmowę przeprowadzić tutaj, ale to nic. Odechciało mi się wszelkich spacerów po ruderze, gdy w pobliżu znajdował się ten drań i jego radosna grupa. Znałam Angelo kilka miesięcy, obserwowałam go od prawie dwóch lat, lecz nadal był nieobliczalny. Nie potrafiłam stwierdzić, jak zareagowałby na wieść, że istnieje prawdopodobieństwo, iż zostanie ojcem, ale z pewnością nie przyjąłby tej informacji z uśmiechem na twarzy i szeroko otwartymi ramionami. Jeśli test okaże się pozytywny będę zgubiona. Nie powiem przecież o tym temu skończonemu durniowi!
- Przepraszam, że czekałaś! – wydyszał Zack, zbliżając się do mnie. – Biegłem przez całą drogę. Jared znowu czegoś nie doliczył i kazał mi zostać dłużej. Bardzo zmarzłaś?
- Nieszczególnie – skłamałam. Teraz, kiedy zjawił się mój przyjaciel napięcie trochę opadło. Dzięki bogu zawsze potrafił przyjść o odpowiedniej porze i teraz wreszcie będziemy mogli opuścić to miejsce. – Chociaż właściwie jest mi trochę zimno – dodałam szybko. – Mieszkam bliżej, więc możemy iść do mnie.
Zack popatrzył na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa.
- Wszystko okej? – upewnił się. Przytaknęłam. – Dziwnie się zachowujesz. Po co kazałaś mi tu przyjść skoro teraz idziemy do ciebie? Nie lepiej było od razu powiedzieć, w czym rzecz?
- Niezupełnie… - mruknęłam, krzywiąc się mimowolnie.
Zack spojrzał ponad moim ramieniem i na jego twarzy pojawił się cień zrozumienia. Marszczył przez chwilę brwi w konsternacji, po czym otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz wtedy cały podwórzec wypełnił się gromkim śmiechem.



- Patrzcie! – Znajomy głos Angelo wzniósł się ponad pozostałymi okrzykami. – A jednak miałem rację!
Gorąco buchnęło mi z policzków, ale nie miałam odwagi, aby od razu się obejrzeć. Taki właśnie był ten pieprzony Angelo Laguna. Z nikim się nie liczył, poniżał innych, był typem szkolnego osiłka znęcającego się nad wszystkimi, a i tak ludzie go lubili. Zack raz czy dwa miał okazję pogadać z moim byłym, lecz ich rozmowa była neutralna, za krótko się znali, aby stwierdzić czy żywią do siebie sympatię. Teraz jednak wyczułam, że słowa Angelo miały nie tyle upokorzyć mnie, co właśnie mojego przyjaciela. Nie wiedziałam jak daleko może posunąć się ex, więc uznałam za rozsądne jak najszybsze opuszczenie tego miejsca. Z kolesiem policzę się w szkole, kiedy w pobliżu nie będzie przysłuchującego się Zacka.
- Ależ ona przewidywalna! – zadrwił brat Angelo, Rock.
- I to jak! – zawtórował mu blondyn, a jego donośny głos rozniósł się echem między ścianami opuszczonej fabryki. – Kia ma nową dupę!



Wrzut nie był dla mnie szczególnie dotkliwy, ale na moment odwrócił moją uwagę. To w zupełności wystarczyło, aby Zack wystartował do przodu z furią wypisaną na twarzy. Wyminął mnie i zrobił kilka ostrzegawczych kroków w stronę trybun, ściągając groźnie brwi.
- Chyba sperma ci oczy zalepiła, gnoju! – warknął. Zamurowało mnie całkowicie. Mężczyzna jeszcze nigdy nie wyraził się wulgarnie w mojej obecności. – Kia i jej dupa są na swoim miejscu, jeśli nie widzisz!
Tym razem nikt się nie roześmiał. Angelo oniemiał, jego brat też, a dwie dziewczyny wyglądały, jakby do końca nie zrozumiały obelgi mojego przyjaciela. Pierwszy otrząsnął się lider grupy, którego zszokowany wyraz twarzy szybko przemienił się w gniew.
- Spedalony obrońca, jakie to słodkie!... – wysyczał Angelo, podnosząc się powoli z miejsca. Atmosfera jeszcze bardziej stężała, gdy za nim wstał jego brat. Obydwaj trenowali ten sam sport i mieli bardzo dobrą kondycję. – Jesteś typem, który się nadstawia i szuka czułości w szerokich, męskich ramionach, co? Bądź pewny, że moje bardzo chętnie się tobą zajmą!



Patrzyłam z przerażeniem jak rodzeństwo Laguna schodzi z trybun i dziarskim krokiem kieruje się w naszą stronę. Jeśli Zack się obawiał to w ogóle tego nie okazywał. Minęło dużo czasu od jego ostatniej bójki, mężczyzna już z tego wyrósł, ale nie dotyczyło to dwóch, młodszych o kilkanaście lat chłopaków. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy i pociągnęłam Zacka za ramię, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Odpuść!... – syknęłam. – Jest ich dwóch, nie poradzisz sobie!...
- Nie mam zamiaru uciekać skoro ich sprowokowałem!... – prychnął.
- Jesteś głupi! Obydwaj są sportowcami i…
- To gówniarze! – przerwał mi. – Zwykłe, rozbestwione gnojstwo. Co mogą zrobić? To pytanie retoryczne – dodał. – To kwestia honoru, jeśli rozumiesz.
- Tak, który zostanie zdeptany, kiedy przegrasz! Mają przewagę liczebną – powiedziałam z naciskiem.
- Histeryzujesz.
- A co, jeśli…
- Nagadaliście się, gołąbki? – rozległ się drwiący głos Angelo, zdecydowanie zbyt blisko jak na mój gust. Zack tylko wzruszył lekceważąco ramionami i podszedł do swoich przeciwników.



Byłam przerażona. Lodowata dłoń strachu zaciskała szpony na moim sercu i paraliżowała wszystkie mięśnie. Jeszcze nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji, nie miałam pojęcia, co robić. Zack nie musiał się odzywać, w gruncie rzeczy Angelo nie powiedział niczego uwłaczającego, a jednak w jakiś sposób wyprowadził mojego przyjaciela z równowagi. Wmawiałam sobie, że po wszystkim zrobię mężczyźnie taką awanturę, iż prędko się nie pozbiera, ale jakoś nie mogłam nakierować myśli na przyszłość. Nie, kiedy groziło mu niebezpieczeństwo i nie wiedziałam jak to się skończy.
- Wezwę policję, jeśli zaraz nie przestaniecie! – spróbowałam ostatniej deski ratunku.
Angelo tylko się zaśmiał.
- Proszę bardzo! – prychnął. – Nie zajmie nam to dużo czasu!
- Tchórze! – krzyknęłam. – Jest was dwóch na jednego! I wy nazywacie się mężczyznami?!
- To się nazywa obrona godności rodziny – powiedział Rock.
- Jakbyś wiedział, co to w ogóle znaczy godność!
- Porozmawiamy sobie o tym jutro, mała – wtrącił Angelo. – A teraz zjeżdżaj. Przeszkadzasz.
Zdziwiły mnie nieco słowa blondyna. Dobrze znałam jego plan lekcji i wiedziałam, że w tym dniu nie ma możliwości, abyśmy się spotkali. Porzuciłam szybko te przemyślenia i dalej postanowiłam grać na zwłokę. Może łudziłam się, że Zack zdąży ułożyć sobie w głowie plan działania? Jakkolwiek na to liczyłam – myliłam się.
Bo to Zack zaatakował pierwszy.



Nigdy nie widziałam go w bojowym nastroju i naprawdę nie chciałam, aby to się kiedykolwiek zmieniło. Bójki nigdy specjalnie mnie nie interesowały, ale kilka razy byłam świadkiem, kiedy Angelo przeszedł do rękoczynów. Walka nigdy nie trwała dłużej, niż połowa czasu najkrótszej przerwy w szkole. Tym razem sytuacja również się nie zmieniła.
Zack uderzył rudzielca w twarz, ale reakcja jego brata była błyskawiczna. Pięść Angelo trafiła mojego przyjaciela w mostek, wyrywając mu powietrze z płuc. Zatoczył się i uniósł ramię, aby się osłonić, lecz następny cios zadał Rock, celując prosto w twarz przeciwnika. Zack zachwiał się, lecz rodzeństwo nawet nie poczekało, aż złapie równowagę. Ich uderzenia były perfekcyjne, wymierzane w najsłabsze punkty w ciele rywala. To starszy z braci był tym, który osłabiał, podczas gdy Rock wykorzystywał sytuację, aby zaatakować. Następny cios Angelo trafił odsłoniętego Zacka w krtań, a rudzielec powalił go silnym uderzeniem w głowę na ziemię.
I było już po walce.



Zack upadł, a jego głowa spotkała się z twardym betonem. Krzyknęłam głośno, lecz mój głos został zagłuszony przez donośny śmiech rodzeństwa i piskliwe chichoty ich dziewczyn. Nie miałam pojęcia, co robić. Stać w miejscu? Podbiec? Rzucić się z furią na Angelo i wydrapać mu oczy? Byłam przerażona, gdy tak patrzyłam na leżącego przyjaciela. A co, jeśli Laguna uderzył go za mocno i teraz…
Odetchnęłam z ulgą, gdy mężczyzna poruszył się i powoli podniósł się do siadu. Splunął krwią i ostrożnie otarł usta wierzchem dłoni. Ręka, którą się podpierał drżała i miałam wrażenie, że Zack za chwilę znów padnie na ziemię.
- I to by było na tyle, cioto! – zawołał Angelo, patrząc z góry na pokonanego przeciwnika. – Gdyby twoja morda nie była tak umazana krwią, to w tej chwili lizałbyś mi buty, szmato! – zadrwił, po czym spojrzał znacząco na brata. – A może jednak Rock się skusi, co?
- Nie w tym życiu! – prychnął rudzielec, mierząc Zacka pogardliwym wzrokiem. – Boję się, że coś złapię!
Mężczyzna nie odzywał się. Z trudem przetoczył się na kolana i podczołgał pod mur, opierając się o niego plecami. Rodzeństwo znudzone brakiem odzewu ze strony pokonanego szybko dało za wygraną. Nie opuścili terenu fabryki ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu. To oznaczało, że to ja i Zack musieliśmy odejść.



Podeszłam do mężczyzny i stanęłam nad nim. Nie wiedziałam, co mogłabym w tej sytuacji powiedzieć. Pocieszyć go? Czy może prawić morały? Było mi go strasznie żal i nie chciałam, aby poczuł się z mojego powodu jeszcze gorzej. Poczułam ucisk w sercu, gdy Zack pochylił się do przodu i wypluł kolejną porcję krwi. Pogłaskałam go ostrożnie po ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. Wciąż słyszałam podniesione głosy Angelo i jego paczki, którzy nabijali się z pokonanego przeciwnika. Nie potrafiłam stwierdzić czy byłam bardziej wściekła, czy smutna.
- Dałem ciała, co?... – wymamrotał cicho Zack.
Przygryzłam dolną wargę i ponownie dotknęłam jego ramienia.
- Nie – odparłam równie cicho. – Dla mnie i tak jesteś najwspanialszy.
- Nawet nie potrafiłem cię obronić…
- Pogadamy o tym w domu, dobra? – przerwałam mu, wstając i wyciągając telefon. – Trzeba się tobą zająć.
Zack nie odpowiedział. Zraniona duma musiała boleć go dużo bardziej, niż zewnętrzne obrażenia. Pod jego okiem już formował się spory siniak, a na twarzy pojawiała się opuchlizna. Miałam nadzieję, że jakoś uda mi się to „naprawić”.



Nie minęło pół godziny, gdy dotarliśmy do domu. Ulokowałam Zacka w pokoju gościnnym, który zazwyczaj zajmował, gdy u mnie przesiadywał. Ojca jeszcze nie było, więc zadbanie o stan przyjaciela poszło szybko i sprawnie, bez zbędnych ceregieli. Wciąż nie mogłam dojść do siebie po tym, co stało się na terenie opuszczonej fabryki. Nie chciałam wierzyć, że tamten incydent w ogóle się wydarzył; że chłopak, w którym byłam zakochana tak potwornie potraktował mojego przyjaciela. To nie mieściło mi się głowie. Co innego bójka jeden na jednego, a co innego, kiedy przeciwnik miał wyraźną przewagę.
- Jared wyrzuci mnie na zbity pysk… - jęknął Zack, kiedy skończyłam robić mu okłady. Opadł na blat i ukrył twarz w ramionach. – Jak ja pójdę jutro do roboty? Jeśli zobaczy mnie z limem pod okiem to od razu się mnie pozbędzie!
- Nie możesz wziąć urlopu? – zapytałam. Mężczyzna pokręcił głową. – Dlaczego?
- Nie mam nikogo na zastępstwo… Ta ostatnia zaciążyła i jest na zwolnieniu! – warknął z frustracją.
Poczułam jak coś ciężkiego osiada mi na żołądku i nieświadomie wstrzymałam powietrze. Przez to całe zamieszanie całkiem zapomniałam o sprawie, jaką miałam do Zacka. Teraz jednak mężczyzna był ewidentnie nie w humorze, więc postanowiłam, że nie będę zawracać mu głowy głupotami. Nadarzy się jeszcze wiele okazji i nie ma sensu stresować go niesprawdzoną informacją.



Zack odsunął sobie krzesło i wstał. Na jego rozciętych wargach znów pojawiła się krew, którą rozmazał wierzchem dłoni. Mężczyzna poczłapał niemrawo do wiszącego na ścianie lustra i przyjrzał się swojej twarzy. Jego mina była bardzo zbolała, za co było odpowiedzialnych bardzo wiele czynników: złe samopoczucie, ból, zraniona duma i strach przed tym jak zareaguje jutro jego szef. Nie chciałam bardziej dobijać Zacka, ale czułam, że muszę go przygotować na prawdopodobne powtórki z dzisiejszego dnia.
- Teraz Laguna myślą, że jesteś gejem – powiedziałam z pozoru spokojnym tonem. Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby nie słuchał i dalej kontemplował swoje odbicie. – Dlaczego nie zaprzeczyłeś? Odtąd nie dadzą ci spokoju.
- Wyrosłem z tego – mruknął, masując się lekko po szczęce. – Jestem już za stary na to szczeniackie wyzywanie się od ciot.
- Wcale nie jesteś stary. Masz tylko…
- Od prawie czterech lat dwadzieścia siedem lat – dokończył z goryczą. – Wiem. Nie obchodzi mnie tamten dzieciak i jego poglądy, dopóki jego ojciec nie jest moim pracodawcą.
Westchnęłam cicho i zawiesiłam wzrok na ścianie. Było naprawdę źle, skoro Zack tak otwarcie mówił o swoim wieku.
- Chcesz się wykąpać? – zmieniłam dyplomatycznie temat. Mężczyzna pokiwał głową. – Zostaniesz na noc?
- Jeśli tylko nie sprawiam kłopotu.
- Wezmę od ojca jakieś ubrania na zmianę, a do tego czasu wystarczy ci szlafrok, nie?
Zack westchnął i bez słowa opuścił pokój. Nie potrafiłam stwierdzić, co tak naprawdę go trapiło. Przecież nikt nie kazał mu skakać z łapami do kolesia, za którego na pewno wstawi się brat. Dlaczego to zrobił wciąż było dla mnie wielką niewiadomą.



Następnego ranka, po długim prysznicu, spotkałam Zacka w jadalni. Siniec pod jego okiem nabrał na wyrazistości, a na dolnej wardze widniała bardzo paskudna rana. Ciężko było określić, czy wyglądał dzisiaj korzystniej, niż wczoraj.
- Wcześnie wstałeś – zauważyłam, ciaśniej obwiązując się szlafrokiem. – Co z pracą?
- Dzwoniłem do Jareda – odparł, ziewając. – Mmm… Powiedziałem mu, że miałem drobny wypadek. Kazał mi zostać w domu.
- Dobry z niego człowiek.
Zack prychnął.
- Jest w dobrym nastroju tylko dlatego, że wczoraj w nocy urodził mu się wnuk!
- Skąd wiesz? – zapytałam ze zdziwieniem, zajmując miejsce po przeciwnej stronie stołu.
- Teraz już wszystko wiem – mruknął niechętnie, zerkając tęsknie w stronę drzwi do kuchni. Wczoraj byliśmy zbyt zdenerwowani, aby jeść i ja również poczułam uciążliwy skurcz w brzuchu. W jadalni roznosił się zapach świeżo przyrządzonych naleśników i nie mogłam się doczekać, kiedy gosposia je przed nami postawi. – Rodzice nazwali go Gerard, waży prawie trzy kilo i jest najpiękniejszym dzieckiem pod słońcem. – Zack pokręcił głową. – Jak Jared się rozgada to trudno go uciszyć… Ale! – Mężczyzna spojrzał na mnie szybko. – Ty też chciałaś mi coś wczoraj powiedzieć, ale jakoś nie udało nam się pogadać… Możemy nadrobić to teraz.



Byłam pod wrażeniem, że Zack przypomniał sobie o tej rozmowie akurat wtedy, gdy mówił o porodzie i dzieciach. Coraz bardziej zaczynałam wierzyć w jego umiejętności telepatyczne. Zupełnie, jakby nieświadomie przypisywał jakiś temat do mojego problemu i co najważniejsze – robił to niezwykle trafnie.
- Właściwie to…
Nim zdążyłam dobrnąć do połowy zdania, drzwi kuchni otworzyły się i do jadalni weszła pulchna kobieta, trzymając w dłoniach talerz z parującymi naleśnikami.
- Śniadanie! – oznajmiła wesoło.
Widziałam jak wyraz twarz Zacka zmienia się, jak nie może się zdecydować, czy dać się ponieść swoim pierwotnym instynktom i rzucić się na jedzenie, czy może ze stoickim spokojem wysłuchać mnie i udzielić właściwej rady. Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać szczególnie, że sama byłam głodna jak wilk.
- Wiesz co, zapomnij – powiedziałam, machnąwszy ręką. – Najpierw żarcie, później rozmowa.
- Jesteś pewna? – zapytał, chociaż jego spojrzenie częściej zatrzymywało się na talerzu, niż na mnie.
Pokiwałam głową, biorąc do ręki widelec.
- Absolutnie.



Gosposia wyszła, a my zabraliśmy się za jedzenie. Na stole były postawione trzy nakrycia, więc ojciec prawdopodobnie do nas dołączy. Nie widziałam go od pół roku. Był bardzo ważną osobistością w biznesie, jeździł po całym świecie i widywaliśmy się tylko raz na kilka miesięcy. Wyjazdy służbowe taty nie były tak tragiczne, gdy jeszcze była z nami mama. Od kiedy odeszła do innego faceta, wszystkie święta i inne rodzinne uroczystości zawsze spędzałam z Zackiem. Życie nie obeszło się z nim delikatnie. Nie znał ojca, jego matka była alkoholiczką i miał piątkę młodszego, przyrodniego rodzeństwa. Co gorsza – każde z nich miało innego „tatusia”. Mój przyjaciel był bardzo opiekuńczym mężczyzną, ale nigdy nie wyciągnął do mnie ręki po jałmużnę. Wzbudził zaufanie mojego starego i stał się prawie członkiem Rodziny. Tej Rodziny.
Atmosfera przy stole była lekka i przyjemna. Rozmawialiśmy o głupotach, muzyce czy polityce, ani słowem nie wspominając incydentu z poprzedniego dnia. Przez tą opuchniętą szczękę Zack miał problem, aby się szerzej uśmiechnąć, ale nie uskarżał się na swoją niewygodę. Musiał jakoś poradzić sobie ze swoją zranioną dumą, a niewracanie do tematu wydawało się najlepszym rozwiązaniem.
- Nie sądziłam, że Sonya może mieć tak niesamowitą przeszłość! – opowiadałam moje wrażenia z odwiedzin u szwagra pani Varela. – Nie dość, że twarda baba to jeszcze artystka! Chciałabym być taka jak ona… - westchnęłam.
- Nie wiem czy to dobry pomysł! – zaśmiał się Zack. – Sonya wprawdzie nie miała problemów z prawem, ale po kilku akcjach ludzie zaczęli jej unikać. Jedynymi znajomymi byli koledzy jej brata, a prócz tego była bardzo samotną osobą.
- To niemo… - urwałam i zawiesiłam wzrok ponad ramieniem mężczyzny. Widząc mój wyraz twarzy Zack zerwał się z miejsca, aby przywitać się z gospodarzem domu.



- Antero! – zawołał. – Jak miło cię znów widzieć!
Uścisnęli sobie dłonie po męsku i wymienili proste uprzejmości. Mój ojciec był eleganckim mężczyzną po czterdziestce, który większość czasu spędzał poza granicami kraju. Był rodowitym Finem i to właśnie w swoich rodzinnych stronach dorobił się pierwszego miliona. Przepadały za nim kobiety w każdym wieku, różnej narodowości. Antero mówił z wyraźnym akcentem, gdy się złościł bluzgał po fińsku lub wplatał w zdania wyrazy z rodzimego języka. Nasze relacje były raczej chłodne. Nie znałam za dobrze taty, tak samo jak on nie znał mnie. Nie byliśmy pokłóceni, ale obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że ja nie potrzebowałam ojca, a on córki.
- Ach, Zack! – Antero uśmiechnął się, klepiąc blondyna po ramieniu. - Mitä kuuluu?
- Eee… - Mężczyzna zaciął się, zerkając na mnie niepewnie.
- Pyta jak się masz!... – syknęłam.
- Ach! Tak, eee… Wspaniale, miło, że pytasz!
Ojciec pokręcił z rozbawieniem głową.
- Doprawdy, mógłbyś nauczyć się chociaż kilku podstawowych zwrotów! – zaśmiał się. – Czy moja córka niczego cię nie uczy?
- To Zack jest tym, kto pomaga w lekcjach – odparłam.
- Chciałbym kiedyś zabrać go do Finlandii, jest bardzo reprezentatywny, ale… Co się właściwie stało z twoją twarzą?
Nim mężczyzna zdążył otworzyć usta, już opowiadałam straszliwą historię o ziomalach z ośki, którzy chcieli mnie okraść, ale Zack bohatersko stanął w mojej obronie i dostał w łeb. Nie mogłam powiedzieć prawdy, nie chciałam, aby ojciec dowiedział się, że mój przyjaciel tak naprawdę przegrał bójkę z innym burżujem. Antero bardzo lubił Zacka, ale na pewno opowiedziałby się po stronie tych bogatych chłopaków. Za wszelką cenę chciałam tego uniknąć.



Kiedy byłam już gotowa, aby pójść do szkoły, ojciec wezwał mnie do salonu. Nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą dużo, nie miałam do niego pretensji, że nie interesuje się moim życiem, ale strasznie drażniło mnie jego podejście. Tak więc, gdy stawiłam się w wyznaczonym miejscu Antero czytał gazetę. Wiedział, że przyszłam, ale ostentacyjnie mnie zignorował. Takie zachowanie doprowadzało mnie do szału, więc jego częste podróże i duży dom były w tym wypadku zbawieniem: nie musieliśmy na siebie wpadać i drażnić się częściej, niż było to konieczne.
- Czym zasłużyłam sobie na twoją audiencję? – zapytałam.
Ojciec zignorował oczywiste wyzwanie w moim głosie i przerzucił stronę gazety.
- Wieczorem będziemy mieć ważnych gości – odparł. – Wchodzę we współpracę z jednym z tutejszych przedsiębiorców i mam zamiar zrobić na nim dobre wrażenie. Idź do fryzjera, kup ładną sukienkę i wyglądaj olśniewająco – rozkazał.
- To dla mnie nie problem – mruknęłam. – Ale co z tobą?
- Nie bądź bezczelna! – prychnął, strzepując gazetę zdecydowanym ruchem i ucinając tym samym rozmowę.
Jego przedłużające się milczenie uznałam jako zezwolenie na odejście. Perspektywa spędzenia kolacji w sztywnym towarzystwie nie przypadła mi do gustu. Nie, kiedy byłam tak rozbita dniem wczorajszym. Chyba wizyta w aptece i wyznanie opinii lekarza Zackowi będzie musiało jeszcze trochę poczekać.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 26.05.2010, 10:18   #10
ddo bwayo
 
Avatar ddo bwayo
 
Zarejestrowany: 10.01.2009
Skąd: クラクフ
Płeć: Kobieta
Postów: 2,276
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Czas zmian (+16)

Buuu... a ja niecierpliwie czekam aż on się dowie ;<
Zack jest uroczy , bardzo go lubie <3
__________________
it is not an end but an and
ddo bwayo jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 12:37.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023