Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Zobacz wyniki ankiety: Jak oceniasz moje opowiadanie?
1 - Może sprzedasz duszę diabłu, żeby pisać lepsze opowiadania? 1 2.13%
2 - Lepiej wracaj do przedszkola nauczyć sie pisać literki! 2 4.26%
3 - Popracuj, a może kiedyś... 4 8.51%
4 - Nie jest najgorzej! Nawet więcej: jest dobrze! 10 21.28%
5 - Super! Wciągnęło mnie! Daj następne odcinki! 30 63.83%
Głosujących: 47. Nie możesz głosować w tej sondzie

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 16.04.2005, 18:28   #1
GwinT
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Babcia Klementyna

Czy to horror? Nie bardzo. A może komedia? Nie sądzę. Więc co to u licha jest? To jest efekt nagłego przypływu szaleństwa „altystyćnego”. Teraz, kiedy to wysyłam, wstydzę się tego, ze taki poroniony pomysł narodził się w mojej głowie. No, ale jak już tyle napisałem, to poznajcie moją radosną tfurczość. A nuż wam się spodoba
_____________________________________________
.:Babcia Klementyna:.
I~II~III~IV~V
______________________________________________
Babcia Klementyna

I. Prolog
Franciszek już jako nastolatek pasjonował się magią. Jako dorosły sim zaczął ją uprawiać, zgłębiać swoją wiedzę w dziedzinie czarnej magii. Zirytowany tym, że jego czary dają marne efekty¸ a najczęściej w ogóle nie wychodzą zawarł pakt z samym diabłem.

Diabeł obiecał mu „łaski”, jeśli Franciszek sprzeda mu duszę swego pierworodnego syna.
- To świetnie się składa. Moja małżonka właśnie jest po raz pierwszy brzemienna.

Nadszedł dla Hiacynty, żony Franciszka dzień rozwiązania. Niestety zmarła przy porodzie. Co więcej powiła córkę, a nie syna. Diabeł oczywiście nie był zadowolony. Postanowił opętać Franciszka i zgładzić jego córkę, Klementynę. Czarnoksiężnik jednak zaprzysięgał się, że jeśli jego pan udzieli mu łask, jest gotów z darów korzystać jedynie do złych celów i wysławiania Szatana.
- Mogę się zgodzić – odparł roznoszącym się niczym echo z zaświatów głosem diabeł – ale najpierw sprawdzę jak bardzo jesteś mi wierny. Dam ci moc o jakiej teraz możesz jedynie śnić, jeśli dasz mi swą duszę po śmierci, zgadzasz się? Myśl szybko, bo niedługo pewnie stracisz zmysły.
Franciszek zastanowił się, czy jest wart zapłacić taką cenę.
- Zga.... ale... no dobrze. Zgadzam się.
- Zawahałeś się. To niedobrze. Podnoszę cenę. Dasz mi swoją duszę, a dodatkowo przeklnę twoją córkę za to, że nie jest synem. Dopóki będziesz żył, nic jej nie będzie, lecz gdy umrzesz, co rok będzie musiała składać mi ofiarę z małego dziecka, które widziało nie więcej niż jedną zimę. Póki będzie w stanie to robić, póty będzie miała życie wieczne, choć nie będę jej chronił od starości. Jeśli jednak jej się raz nie uda, zabiorę jej duszę do piekła, gdzie będzie znosić wieczne katusze. Czy teraz się zgadzasz?
Tym razem mag nie wahał się, by diabeł nie podniósł ceny jeszcze bardziej.
- Tak, zgadzam się. – Odparł pewnym tonem.
- Doskonale. Przynieś swoją córkę. Rzucę przekleństwo.
Następnej nocy Franciszek wszedł do lasu ze swoją córeczką. Las stał się mroczny, a jednocześnie rozjaśniały go błyski piorunów. Głos odległy, a niesamowicie głośny i mrożący krew w żyłach powtarzał:
- Yani-ya koom-zi vril-ya an sumer an drakon a-u-ran. Yani-ya glek-ya sol nax an sorat a drakon a-u-ran.


***
Klementyna dorastała z jednej strony pragnąc śmierci ojca, który wyrządził jej takie zło, z drugiej strony modląc się, by żył jak najdłużej. Jednak, gdy miała 36 lat nadszedł na Franciszka czas i połączył się z tym, którego wyznawał. Kobieta była przerażona wizją wiecznych katusz, więc postanowiła spełniać wolę diabła.
Wszak nie każdy jest gotów do heroicznych poświęceń.
Korzystając ze źródeł, które pozostawił po sobie jej ojciec zgłębiała magię. Każdego roku, każdej wiosny za pomocą telekinezy pobierała nasienie od przypadkowo spotkanych mężczyzn i umieszczała w swoim ciele, by po dziewięciu miesiącach ofiarowywać własne dziecko diabłu. Każdy przypadkowy przechodzień mógł być ojcem.

Uspokajała swoje sumienie myśląc, że maleństwa i tak są w lepszej sytuacji niż ona sama. Nim się spostrzegła zaczęła kontynuować kult Franciszka. Utrzymywała kontakt z diabłem przez zaczarowane lustro.



Była nieśmiertelna, lecz starzała się. Pewnego dnia odkryła, że jej ciało nie jest już w stanie rodzic więcej dzieci. Musiała od tej pory wykorzystywać cudze.

II. Nowy dom
Dzień 1
- Fuj! Pachnie tu starością! – mruknął Grzegorz.
- Oto nam przecież chodziło – odparła Karolina. – Poza tym to i tak lepsze od miejskich zanieczyszczeń.

- Dobra, dobra. Już się zgodziłem. Nie musisz mnie więcej przekonywać!
- Weź te graty. Ja idę po następne.
Karolina wróciła się do taksówki podśpiewując:
- Kraj lat dziecinnych, on zawsze zostanie, święty i czysty jak pierwsze kochanie. Jakże się cieszę, że po 20 latach znów mieszkam na wsi – westchnęła.
Nagle zauważyła staruszkę, która wpatrywała się w ich dom. Podeszła do niej.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Widza, żeśta się dopier co wprowadzili!
- A tak. Jesteśmy świeżo po ślubie i postanowiliśmy przeprowadzić na wieś. Nazywam się Karolina Lewik.

- Ło! Miastowe! Jestem Klementyna Omen. Prosza mi mówić babcia Klementyna. Tutaj wszyscy tak na mnie wołają. Jakbyśta czego potrzebowali to mieszkam ło tu zara naprzeciwko.
- Dziękuję uprzejmie. Proszę nas odwiedzić za parę dni, jak już wszystkie graty uporządkujemy.
- Dobrze, zobaczę. Do widzenia – powiedziała, a gdy już odchodziła dodała: - Dobrze żeśta przyjechali. Ten dom taki stał samotny, że to aż brzydko.

Dzień 2
- No, uwinęliśmy się szybciej nie myślałem. Dobra, muszę już lecieć do roboty – powiedział Grzegorz, ucałował żonę i wyszedł z domu do samochodu, który miał go odwieźć do pracy.
Karolina włączyła telewizor i zaczęła oglądać wiadomości. Po kilku chwilach przerwało jej dzwonienie do drzwi. Wyłączyła telewizor i poszła otworzyć. To była Marysia, kolejna sąsiadka, która przyszła się przywitać.
- Proszę wejść – Karolina zaprosiła gościa. – Zaraz zaparzę kawy.
Usiadły w saloniku tuż przy oknie i przy kawie długo mówiły, co ślina na język przyniesie. Wtem Karolina przez okno zobaczyła babcię Klementynę przechadzającą się chodnikiem. Już miała wyjść i zaprosić ją na kawę, gdy Marysia powiedziała.
- I proszę uważać na babcię Klementynę. Jak najmniej się z nią spotykać.
- A to dlaczego? – Karolina była szczerze zdumiona.
- Nie chcę plotkować, ale we wsi gadają, że jest czarownicą.
- Co też pani?! Przecież żyjemy w XXI wieku! Dziwię się, że wierzy pani w takie zabobony.
- A jednak. Moja matka też tak mówi, a żyje tu bardzo długo. Widzisz, pani te jej okulary? Są ciemne, bo podobno chce ukryć swoje okropne, ogniście czerwone oczy, które ma po samym diable! A Fuckowa to wręcz gada, że widziała ją jak jakieś diabelskie harce wyprawiała w nocy, w lesie, nago. Ale Fuckowa to też jest plotkara. Nie trzeba wierzyć we wszystko co mówi, bo lubi zmyślać. Swoją drogą ciekawość, co ta Fuckowa robiła o tej porze w lesie. Zaraz jak ją będę widzieć to się jej spytam i ci powiem, co mi powiedziała.

- Rozmawiałam wczoraj z Klementyną. Była bardzo miła. Nie wydaje mi się, żeby była jakąś czarownicą.
- Niech ci się wydaje co ci się chce. Ja tam wolę nie ryzykować.
Karolina w końcu zachichotała.
- Nie no, nie wierzę. Myślałam, że na wsi już przestali wierzyć w takie rzeczy. W każdym razie zaprosiłam babcię Klementynę na kawę i zaproszenia nie odwołam.
Marysia wzruszyła tylko ramionami i pociągnęła pełniejszy łyk.
- W każdym razie ja już muszę lecieć – powiedziała. – Muszę synowi powiedzieć, że gnój ma jeszcze wywalić zanim mi gdzieś się wymknie na noc. Do widzenia.
Karolina pożegnała sąsiadkę. W tym samym momencie wrócił jej mąż. Opowiedziała mu o wszystkim, czego się dowiedziała od Marysi o tutejszych mieszkańcach.

Ostatnio edytowane przez GwinT : 30.04.2005 - 08:52
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 17.04.2005, 10:14   #2
GwinT
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Naprawdę wziąłem sobie do serca wasze rady i naprawdę starałem się przeciągać jak tylko można, ale... ja tak po prostu nie potrafię ;( Piszę co trza, a o tym, co nie trza nawet nie myślę.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i pomimo tych i, z pewnością, wielu innych niedociągnięc opowiadanie, choć krótkie spodoba sie wam

_____________________________________________

III. Herayon
Dzień 796 (dwa lata i dwa miesiące później)
Państwo Lewik już dwa lata mieszkali w Samarii i ani raz nie pożałowali swej decyzji o przeniesieniu się na wieś. Była to spokojna wioska, ze spokojnymi i miłymi ludźmi. Szybko wtopili się w otoczenie. Nie licząc tego, że dwa lata pod rząd, każdej zimy zginęły tragicznie dwa noworodki, nie działo się tu nic nadzwyczajnego.

Mrozy puściły, a drzewa w Samaryjskich sadach rozkwitły na biało i różowo. Życie zdawało się tu być nienaturalnie piękne. Jakby tylko z pozoru. I tak było rzeczywiście. Państwu Lewik do pełnego szczęścia brakowało tylko jednego. I byliby gotowi oddać za tę jedną rzecz wszystko.
- A może to po prostu moja wina? Może jestem niepłodna? – powiedziała Karolina spuszczając głowę.
- Nie mów tak, kochanie. Byliśmy na badaniach. To nie jest twoja wina – Grzegorz przytulił się do małżonki.
- Ani twoja. Więc czyja?
- Niczyja. Brak szczęścia. Zaadoptujemy dziecko tak, jak planowaliśmy.
- No ale to nie jest to samo, co nosić maleństwo w brzuchu.
- A słyszałem, że to nie jest takie przyjemne – niedoszły ojciec uśmiechnął się do małżonki, ta jednak nie odpowiedziała uśmiechem.
„Jednak muszę spróbować wszystkiego” – pomyślała. I wtedy przyszedł jej do głowy straszny pomysł.
*****
Dzień 797
- Wstyd! Jażem myślała, że pani to taka rozsądna kobieta. A pani to taka się okazała jak te baby co przez płot gadają o innych.
Karolina wpatrywała się okulary babci Klementyny. Były tam oczy, z całą pewnością, ale jakiego koloru tego nie mogła odgadnąć.
- Pani wybaczy, ale naprawdę jestem zdesperowana. Chciałam się chwycić naprawdę wszystkiego. To ja już sobie pójdę.

- Czekoj, czekoj! Ty się tak nie poddawaj. Stare takie, jak ja, to się lubią trochu podroczyć, tyle mają do roboty, ale ty się nie przejmuj. Może mogłabym coś zrobić, ale cena będzie wysoka, od razu zaznaczam.
- Naprawdę była by pani w stanie coś zrobić? Naprawdę jest pani czarownicą?
- Hola! Hola! Nie gadaj tyle. Nie zadawaj pytań, bo ci to bokiem wyjdzie. Zróbmy tak: jak zajdziesz w ciążę, to ja poprosza o jedną rzecz. Jedną, ale ty będziesz musiała mi to dać. Oddałabyś cokolwiek, żeby być brzemienną?
- Wszystko! O ile tylko będzie w moim posiadaniu, rzecz jasna. Mów co pani chcesz! Pieniędzy? Samochodu?
Klementyna zaśmiała się.
- A na cóż mnie samochód? Chyba, żebym mi pierun w kurnik strzelił, to by mi kury w nim mieszkały. No, ale skoro tak to zgoda. Idź teraz do dom, zabaw się ze swoim chłopem i mnie wszystko zostaw. Kiedy przyjdzie pora, ja przyjdę po zapłatę.
*****
Dzień 797, wieczór

Karolina zrobiła jak jej Klementyna kazała. Wcale nie musiała męża namawiać. Ale nie zdradziła mu, co zrobiła w południe.
W momencie szczytowania ujrzała przed oczami obraz Klementyny tańczącej pośród piorunów i szeptającej jakieś zaklęcia.

Karolina i Grzegorz legli w łożu. Im obojgu, jak ciche echo, szumiały jeszcze słowa: vuk-khul al-zri shabamn na i ghorot herayon... i ghorot herayon.... ghorot herayon... herayon... herayon...
*****
Dzień 931
Wkrótce Karolina znacznie przytyła. Nie było wątpliwości – nosiła w swoim brzuchu nowe życie.

- Pani! Powiedz, co pani chcesz! Jestem taka szczęśliwa.
- Na razie nic nie chcę od ciebie, dziecko. Wystarczy mi, że się cieszysz, że jesteś matką.
- Bardzo, bardzo, bardzo pani dziękuję! – przyszła matka przytuliła babcię Klementynę, teraz swoją przyjaciółkę.

*****
Dzień 1051
- Ostrożnie, ostrożnie! Początkujące matki muszą na siebie uważać – powiedział Grzegorz otwierając drzwi małżonce, która niosła na rękach małe zawiniątko. – Zaraz przyrządzę ci coś do jedzenia, kochanie. Pewnie jesteś głodna po tych szpitalnych glutach.
Karolina zmusiła się do uśmiechu. Zaniosła swojego synka do jego pokoju, w którym roiło się od zabawek i położyła w kojcu. Zamknęła oczy i ostrożnie odsłoniła kawałek materiału. Otworzyła oczy i ku swojemu przerażeniu odkryła, że wcale jej się nie przywidziało w szpitalu. Mały miał ognistoczerwone oczy, które teraz zdawały się wręcz świecić.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Usłyszała kroki męża, skrzypienie drzwi („Już mu tydzień temu powiedziałam, żeby je naoliwił” – pomyślała.), a potem głos:
- Dzień dobry! Przyszłam coby dziecko obejrzeć. Wieta, stara jestem, doświadczona, zara odgadnę, czy mądre, czy pracowite, czy inne jakieś będzie.
- Proszę wejść. Korytarzem i zaraz drugie drzwi po lewej. Karolina tam powinna być.
Karolina szybko wzięła chłopca na ręce. Kiedy Klementyna weszła uśmiechnęła się.
- Wspaniale, że pani przyszła! Może będzie pani w stanie mi TO wyjaśnić? – odsłoniła główkę dziecko i pokazała staruszce.

- Właśnie przyszłam po to, żeby sprawdzić, czy je ma. Ale widzę, żeś je już zauważyła.
- No trudno nie zauważyć! Przecież to aż razi! Co ja powiem mężowi?
- To coś ty mu nic jeszcze nie powiedziała? Głupiaś! Nie powinnaś takich rzeczy przed nim ukrywać. Teraz będziesz musiała powiedzieć mu prawdę! – Klementyna wzięła dziecko i włożyła je do kojca. Nachyliła się, a wtedy Karolina ujrzała wyraźnie czerwone oczy. Takie same i tak samo wyraźnie jak u jej syna. – A o oczy nie martw się. Wyblakną – dodała babcia.
- Tak jak pani?
- Jak co ja?
- Jak pani oczy? Jakoś nie wyblakły.
Klementyna wyprostowała się i przycisnęła ciemne okulary do twarzy wyraźnie zmieszana.
- Powiedziałam, że wyblakną to wyblakną! I uważaj, co mówisz dziecino! Pamiętaj, że masz jeszcze dług wobec mnie. Niedługo się upomnę.
Wyszła z pokoju. Nie odpowiedziała, kiedy Grzegorz zapytał „Już pani wychodzi?”. Trzasnęła wyjściowymi drzwiami.
Grzegorz wszedł do pokoju dziecka.
- Pokłóciłyście się czy co?
Karolina nie odpowiedziała wpatrywała się w oczy dziecka.
- No nie ważne. Zrobiłem ci sałatkę.
Pani Lewik westchnęła.
- Siadaj kochanie – powiedziała. – Musimy porozmawiać.


______________________________________________

Pewnie domyślacie się, czego zarząda Klementyna Ale co w związku wyniknie dowiecie się z następnych odcinków, które dam dość późno. Za tydzień mam testy i muszę się przygotowywać. Tak więc najprawdopodobniej przez najbliższy tydzien nie będzie żadnego odcinka, albo przez cały tydzień będzie tylko jeden.

Ostatnio edytowane przez GwinT : 19.04.2005 - 13:43
  Odpowiedź z Cytatem
stare 22.04.2005, 20:34   #3
GwinT
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Cytat:
Napisał koszalek
mam tylko jedno zastrzezenie nie ma czegos takiego jak "NIEPLODNA"
Owszem, istnieje taki zwrot i ma się świetnie. A znaczy dokładnie to samo, co „bezpłodna”. Wystarczy, że poszukasz np. w google
Cytat:
Napisał Lina
Widac ze jestes facetem
Rodzenie dzieci to nie taka prosta sprawa.
hmm... nie rozumiem o co ci chodzi. Może o to pobieranie nasienia od przypadkowych przechodniów? Zapewniam cię, że za pomocą telekinezy i różnych innych praktyk magicznych WSZYSTKO jest możliwe

________________________________________________

IV. Fuckowa miała rację.
Dzień 1051
- Nie rozumiem. Dzisiaj pierwszy kwietnia?
- Rany! Myślisz, że żartowałabym sobie z czegoś takiego? Popatrz! Popatrz tylko na te oczy. Nie myśl, że chcę się wykręcić, bo zrobiłam skoczek w boczek! Zresztą znajdź mi faceta, co ma takie coś w oczodołach. Klementyna się z przyczyn czysto fizjologicznych nie kwalifikuje! Nie pamiętasz? Wtedy, kiedy go poczęliśmy nie słyszałeś niczego dziwnego? Nie widziałeś niczego dziwnego?
Z miny swojego męża odczytała, że trafiła w samo sedno. Spoglądał na nią dowierzając mimo woli.
- No więc właśnie... – powiedziała.
***
Dzień 1063
Chociaż była późna jesień, ten dzień był wyjątkowo ciepły i słoneczny. Tak ciepły, że państwo Lewik postanowili zjeść na obiad na podwórku. Stwierdzili, że przed zimą muszą zdobyć sporo energii i Grzegorz przyrządził tłuste hamburgery. Daniel przed chwilą dostał butelkę mleka a teraz spał.
- Proszę cię. Tak ślicznie!
- Kochanie wiesz, że ja jestem jak najbardziej na tak, ale sama rozumiesz. Niedawno dostałem awans i źle by to wyglądało.
- Ale mi naprawdę zależy, żeby tam pójść. To taka ekskluzywna impreza! I będzie Kaśka z Lucyną! Rany, nie widziałam ich całe wieki!
- Mnie nie przekonuj. Idź porozmawiaj z moim szefem. Żeby to było kiedy indziej, ale on naprawdę potrzebuje mnie tego dnia.

Karolina serwetką otarła twarz z keczupu i sięgnęła po jeszcze jednego, małego hamburgera.
- Jak będziesz tak myślał, to na pewno nic nie wskórasz. Weź się w garść i go po prostu poproś. Może obudzą się w nim jakieś ludzkie instynkty!
- Mocno wątpię – stwierdził Grzegorz.
- Ale go poproś! Poproś do cholery!
- Poproszę, poproszę, ale nie spodziewaj się za wiele. Mój chlebodawca to naprawdę wielka świnia – Grzegorz wypił ostatni łyk soku. – No, ja już lecę – ucałował żonę i ruszył w stronę samochodu.
- Tylko poproś, poproś, poproś! – krzyknęła za nim Karolina.
- Nie poproszę! – odkrzyknął a jego żona wrzasnęła z wściekłości. – Poproszę, ale na sto procent się nie zgodzi. Nie obiecaj sobie niczego.
Po chwili Karolina usłyszała trzask zamykanych drzwi samochodowych, warkot silnika, aż w końcu ujrzała auto jadące ulicą w stronę miasta. Żując powoli kolejne kęsy obmyślała jaką tu kieckę sobie sprawić na bal, który odbędzie się za dwa tygodnie i na którym, jak uważała, z pewnością będzie wraz z mężem.
Po długiej, upojnej chwili ocknęła się z otumanienia, zebrała naczynia i już chciała ruszać do domu, do kuchni, gdy zobaczyła Klementynę zmierzającą w jej kierunku. Staruszka zmierzyła całą Karolinę wzrokiem. Karolina zrobiła to samo.

- Cała dzisiaj promieniejesz, dziecino.
- Pani też świetnie wygląda. To chyba dlatego, że dziś mamy taki piękny dzień.
Chociaż od czasu niedawnej sprzeczki nigdy o niej nie rozmawiały, to jakoś obie, bez słów, postanowiły się pogodzić. Karolina nie chciała robić sobie wrogów, Klementyna widocznie też. Już od tygodnia wszystko między nimi grało.
- Zapraszam, zapraszam. Może by pani zjadła hamburgera? Jeszcze trochę zostało.
- Ty nie masz szacunku żadnego dla starych. Myślisz se, że czym ja to pogryza? Wargami nie dom rady, to cię moga zapewnić.
- Jak pani nie chce, to nie. Zaparzę zaraz kawy.
- O to to może być! – odparła babcia uśmiechając się.
Gospodyni zaniosła brudne talerze do kuchni i włożyła je do zmywarki, potem udała się do saloniku, gdzie zaparzyła kawę. Długo siedziały z Klementyną rozmawiając o wszystkim, co ślina na język przyniesie. Karolina pochwaliła się, że wybiera się za dwa tygodnie na bal, co Klementynę bardzo zainteresowało. Pytała, w co Karolina się ubierze i kiedy dokładnie jest to przyjęcie.
Nagle usłyszały jakąś paplaninę dziecka. Obie ruszyły do pokoju Daniela. Okazało się, że mały już się obudził i miał teraz ochotę na zabawę. Matka pogłaskała go po główce, po czym spojrzała na jego oczy, które zawsze powodowały u niej jakiś nieuzasadniony smutek i zmartwienie.
Nie chciała zaczynać tej rozmowy, ale wiedziała, że nawet jeśli potoczy się ona niekorzystnie, to jest konieczna, aby później rozmów, które potoczą się niekorzystnie, było jak najmniej.
- No więc, babciu Klementyno, czego byś chciała za to, co dla nas zrobiłaś?

- Guci guci blum blum blum. Uti uti tuti buti – babcia szczebiotała do chłopca. – Chca tego małego aniołecka!
Karolina zachichotała, wyjęła synka z kojca i podała Klementynie. Ta wzięła go i utuliła. Potem na chwilę znieruchomiała i powiedziała bardzo cicho, do siebie:
- Już listopad się kończy. Nie powinnam więcej zwlekać - odwróciła się i szybkim jak na osobę w jej wieku krokiem wyszła z pokoju. Karolina zdezorientowana ruszyła za nią.
Klementyna udała się do kuchni i zatrzasnęła za sobą drzwi. Karolina puściła się biegiem. Otwarła drzwi i zobaczyła babcię z jej synkiem na rękach grzebiącą w szufladach.
- Co robisz? – spytała teraz już zupełnie zbita z tropu kobieta.
W końcu staruszka coś znalazła a po chwili w jej ręku błysnął nóż. Uniosła nóż w jednej ręce, a chłopca w drugiej, ręka silniejszą niżby się mogło zdawać.
- Wybacz, że tak bez ceremoniału, ale sam rozumiesz sytuację – powiedziała nie wiadomo do kogo.
Karolina rzuciła się na nią, a ta zauważając ją cofnęła i przycisnęła małego, który nagle zaczął płakać, do piersi. Choć z trudem, matce udało się wyrwać jej syna.
- Ty głupia dziewucho! Nic nie rozumiesz! – wrzasnęła babcia trzęsącym się głosem, a po jej policzku spłynęła łza.
- Wynoś się! – odkrzyknęła Karolina.
- Daj mi go! Później wytłumaczę! Mam mało czasu! Proszę! – zbliżyła się do swej przyjaciółki, ale ta się cofnęła. – Oddawaj natychmiast! Dałam ci go, a teraz chcę go z powrotem! Dawaj!
- WYNOCHA! – ryknęła Karolina.
Klementyna powolnym krokiem łypiąc spode łba minęła Karoliną klnąc:
- To jeszcze nie koniec, berego jedna! Nie myśl sobie, że ze mną pójdzie ci tak łatwo! To jeszcze nie koniec! – a potem dodała ciszej, do siebie – Szlag by to trafił! Zmarnować taką okazję!
Karolina odprowadziła ją nienawistnym wzrokiem do drzwi. Kiedy wyszła, podbiegła do okna i upewniła się, że babcia wróciła do swojego domu. Poszła do pokoiku dziecięcego i położyła Daniela w kojcu. Usiadła przy nim i zaczęła go kołysać, aż ten zasnął. Siedziała jeszcze chwilę aż usłyszała, że jej mąż wrócił.
„Nie ma o czym mówić. Nic się nie stało” – pomyślała, wymusiła uśmiech i wyszła, by go powitać.

- Zapytałeś?
- Zapytałem.
- No i...?
- No i powiedział, że się zastanowi. A to znaczy tyle samo co „Ty chyba masz nierówno pod sufitem! Nie ma mowy!”.
- Przesadzasz. Na pewno się zgodzi.
*****
Dzień 1076
- Fe! Cała się upaćkałam – mruknęła Karolina. Już od godziny zmagała się z brudną wanną. Nagle zadzwonił telefon.
Obtarła ręce i poszła odebrać.
- Kochanie? Mam jaką taką, ale raczej dobrą rzecz do powiedzenia.

- No, słucham?
Grzegorz ściszył głos.
- Mój szef to naprawdę debilna świnia – powiedział, a potem dodał normalnym głosem: - ale mimo to był tak łaskaw i w ostatniej chwili zgodził się zwolnić mnie kilka godzin wcześniej. Wiem, że chciałbyś sobie kupić jakąś sukienkę, ale zapewniam cię, że już masz bardzo dużo ładnych sukienek. Teraz muszę już kończyć. Będę za jakąś godzinkę.
- Okej, misiu. Papa! – odparła Karolina i odłożyła słuchawkę. Pomyślała chwilkę, a potem wykonała jeszcze jeden telefon.
- Karolina? Miałaś wpaść do mnie już z tydzień temu! Czego nie przyszłaś?
- Innym razem, Marysiu. Słuchaj, mam pilną potrzebę. Czy nie mogłabyś dziś wieczór popilnować mi Danielka? Jednak się okazało, że idziemy z Grześkiem na tę imprezę. Tak wyszło znienacka i już za późno, żeby dzwonić do opiekunki.
- Oj, chciałabym, naprawdę! Ale no nie mogę! Krowa mi się cieli i musze być przy niej. Ale moja córka nic nie ma do roboty. Dzisiaj piątek, to się jej nie każę uczyć. Mogę ją poprosić.
- Jeśli jej to nie sprawi kłopoty, to bardzo bym prosiła.
- Żadnego kłopotu! Ona to lubi małe dzieci. Samą przyjemność będzie miała. Powiedz mi tylko o której chcesz, żeby ją przysłała?
- Niech wpadnie wpół do ósmej, to jej jeszcze wyjaśnię wszystko co ma robić.
- Dobrze, będzie jak chcesz, ale teraz muszę lecieć, bo coś mi się tam drze, słyszę, ze stodoły. Pa!
- Pa!
Wróciła do łazienki i posprzątała środki czystości. Potem poszła do drugiej łazienki i wzięła kąpiel. Kiedy już się wykąpała ruszyła do szafy i tam wyciągnęła wiszącą na wieszaku kreację, która sprawiła sobie kilka dni temu, mając nadzieję pojechać na bal mimo wszystko.
W tym momencie wróciła głowa rodziny. Grzegorz rzucił teczkę na fotel i poszedł się wykąpać.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Karolina rozłożyła sukienkę na łóżku i poszła otworzyć.
- Dzień dobry pani Lewik. No to gdzie jest to maleństwo, co się mam nim zająć?
- Witaj Dorotko. Chodź za mną. Wszystko ci wyjaśnię.
Poszły razem do pokoju Daniela.
- Daniel przed chwilą się bawił, teraz go ululałam i będzie najprawdopodobniej spał dopóki nie wrócimy, ale gdyby się obudził, to mu zagrzej mleka. Butelka jest przygotowana w lodówce, tylko musisz ją podgrzać, najlepiej w mikrofalówce, ale nastaw na 5 minut, bo nasza mikrofalówka jest trochę zepsuta i nie chcesz grzać...
-Niech pani przestanie! Niech się pani nic nie martwi! W telewizji gadali, że jak się dziecko się opiekuje zwierzętami, to się uczy odpowiedzialności. A mnie jak nikogo chyba we wsi zagania matka to do krowy, to do świń. Jak się prosiakiem umiem zająć, to co bym sobie z dzieckiem nie poradziła? Ja mam już wszystko obczajone. Niech się pani nie martwi.
Dorota pochyliła się nad kojcem i przypatrzyła się chłopcu. W tym momencie wszedł do pokoju Grzegorz, zakręcił młynka przy skroni, potem powiedział do swojej lepszej połowy:

- Strzeszczaj się, bo znowu się spóźnimy.
- Racja – odpowiedziała mu Karolina. Poszła do sypialni, gdzie umalowała się i założyła sukienkę. Zeszło jej z tym więcej czasu, niż się spodziewała, bo gdy skończyła, Grzegorz krzyknął, że taksówka już przyjechała. Poszła do pokoju Daniela. Opiekunka siedziała na krześle i czytała książkę, a mały spał w najlepsze.
- Zdaję się na ciebie – powiedziała do Doroty. – Mam nadzieję, że doświadczenia ze świniami rzeczywiście ci się przydadzą. Ucałowała Daniela w czoło i wyszła wraz z Grzegorzem z domu.

******
- Oj, wytańczyłam się za wszystkie czasy. Warto było znosić przez pierwsze półtora godziny tego gbura.
- Masz rację – odparł Grzegorz. – dobrze, że wtedy nie poszliśmy do domu. A tego jak ta twoja przyjaciółka, Lucyna bodajże, przekręciła nazwisko tego posła nie zapomnę nigdy.
Karolina zaśmiała się, ściągnęła kolczyki i ruszyła w stronę pokoju dziecięcego. Grzegorz zwalił się na fotel. Po chwili usłyszał jednak zrozpaczony krzyk żony. Rzucił się biegiem do pokoju Daniela. Pokój wyglądał jak zwykle, z tą tylko różnicą, że w kojcu nie było jego syna.
- Prze... przepraszam. Naprawdę go broniłam, ale była bardzo silna – powiedziała Dorota, którą małżeństwo dopiero zauważyło. Stała zapłakana pod ścianą.

- Ale kto? Kto był silny? – spytał trzęsącym się głosem Karolina, bojąc się, że już zna odpowiedź.
- Pani Omen! – wydusiła dziewczyna i zalała się łzami.
- Czyli kto? – dopytywał się Grzegorz.
- Klementyna! – krzyknęła jego żona. Jej mąż zrobił minę wyrażającą całkowite niezrozumienie. – Nie ważne! Musimy znaleźć Klementynę, bo może się ta przygoda skończyć tragicznie.
Karolina puściła się biegiem do domu Klementyny, Grzegorz ruszył za nią. Po drodze zadawał pytania, ale małżonka nie odpowiedziała na żadne z nich. W końcu dotarli do celu.
Dom Klementyny był więcej niż pusty. Nie dość, ze nie było w nim nikogo, to na dodatek nie było niczego. Tylko puste ściany nawet bez tapet. Wtem usłyszeli donośny grzmot i zobaczyli błysk. Wybiegli w domu tylnymi drzwiami i zobaczyli pioruny uderzające gdzieś w głąb lasu, który rósł tuż za domem Klementyny.
- Chyba powinniśmy tam iść – zgadł Grzegorz
- Musimy! – odparła Karolina.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 30.04.2005, 08:44   #4
GwinT
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

1.Dzisiaj odcinek bardzo krótki. Na pocieszenie wam powiem, ze następny będzie jeszcze krótszy . I na dodatek będzie ostatni.
Co? Już? – zapytacie.
Ano już – odpowiem. – Chcę jak najszybciej skończyć Klementynę i rozpacząć pisanie mojego nowego fotostory. Ale na razie cicho sza!
2.Założyłem blog o moich fotostory. Znaleźć go można pod adresem http://gwint0.blog.onet.pl . Zapraszam serdecznie, szczególnie jak skończę Klementynę. Od czasu do czasu będą się tam pojawiały informacje o postępie pracy nad nowym fotostory.

A teraz już zapraszam do lektury i komentowania!

_________________________________________________

V. Pieśń Mefista

Dzień 1076
Nie mogli ustalić swojego położenia. Światło księżyca, które dotychczas pokazywało im drogę nie mogło im już więcej pomagać, gdyż zakryły je chmury.
Pioruny przestały strzelać. Obawiali się, że Klementyna cokolwiek chciała zrobić, a raczej nie było to nic przyjemnego, już skończyła. Odpędzali od siebie tę myśl, lecz ona, jak zwykle w takich przypadkach, pulsowała gdzieś, w ich głowach, w rytmie bicia ich pobudzonych serc.
Chociaż biegli od początku prosto do jednego miejsca, las zdawał sam kręcić się kółko próbując zgubić ich. I rzeczywiście.
Nagle znów zagrzmiało i ciemność nocy rozpruł błysk. Jednak nie na wprost, lecz po ich prawej stronie. Szybko skierowali głowę w tamtą stronę i w tym błysku ujrzeli sylwetkę kobiety. Odwrócili się i znów puścili się biegiem. Ponownie nastała ciemność. Teraz zdawała się jeszcze mroczniejsza, bo przed chwilą ich oczy poraził blask.
Lecz tym razem przerwa była znacznie krótsza. Teraz, choć wciąż z nieba nie spadła ani jedna kropla, chmury jakby oszalały i ciskały dziesiątkami błyskawic, jedną po drugiej, w to jedno miejsce. Wykorzystali okazję i dobiegli wreszcie do celu.

Klementyna oraz Daniel byli nadzy. Mały siedział na ziemi i wpatrywał się w wiedźmę, a ta poruszała się w dziwny sposób i poruszała lekko ustami, pewnie szepcąc jakieś zaklęcia. Nie wyglądała tak, jak zwykle. Jak pewna uprzejma staruszka mieszkająca naprzeciwko. Jej twarz wyglądała teraz jakby zgryziona boleśnie zębem czasu. Stara, obwisła i pomarszczona. Usta były czarne jak węgiel, a ciemne czernie pod oczami zapraszały wzrok do spojrzenia w głąb oczu Klementyny, które zdawały się płonąć.
- Co ty robisz stara wariatko? – krzyknął Grzegorz i rzucił się by przejąć syna. Klementyna wyprostowała ramię i skierowała otwartą dłoń w stronę mężczyzny.
- NIE! – wrzasnęła.
Ciężko zgadnąć, czy podmuchem wiatru, czy ciosem piorunów, które błyskały co chwila, Grzegorz został boleśnie powalony na drzewo.
Starucha zachichotała, jakby właśnie dowiedziała się jak wielką ma moc i była z siebie bardzo dumna. Potem mina jej zrzedła i powiedziała przez zęby:
- Pocoście przyszli? Trza było w domu grzecznie siedzić.
Karolina zrobiła krok wprzód i chciała coś powiedzieć, ale Klementyna nie dała jej dojść do słowa.
- CICHO! Tera ja gadam! Nawet cię lubiłam, mała. Byłaś inna od tych wszystkich wieśniaków, którzy jeno plotkowali o mnie i utrudniali mi życie. Przykro mi, że padło na twoje dziecię, ale czekałam do ostastnigo czasu. Prawdę ci gadam. Ale teraz nie mam wyjścia. Kiedyś może zrozumiesz i mi wybaczysz. Teraz jednak z moją magią nie masz szans, więc jak chcesz to siedź tu i gap się, albo idź do dom i czekaj tam na mnie. Wszystko ci wyjaśnię.
Wiedźma odwróciła się od nich i podjęła znowu tą dziwną modlitwę. Karolina zalała się łzami. Grzegorz, który już podniósł się po upadku podniósł z ziemi kamień i rzucił nią w stronę Klementyny. O dziwo, kamień doleciał i trafił ją w głowę.
- No nie! – powiedziała staruszka odwracając się. – Jednak nie dacie mi spokoju. Zobaczymy kto się lepiej ściga.
- Czekaj! – krzyknęła przez łzy zrozpaczona matka. – Powiedz mi, dlaczego?
- Nie martw się, kochana – odparła jej Klementyna. – Powiem ci, że i tak jemu będzie lepiej niż mi by było. Czekaj na mnie w swoim domu. Jak skończę, to ci wyjaśnię.
Teraz wszystkie błyskawice jak szalone uderzały w miejsce, gdzie stali Klementyna i Daniel, tak, że małżeństwo straciło ich z oczu. Po chwili blask zbladł i nie ujrzeli już nic. Lecz księżyc znowu oświetlił las w takim stopni, by mogli się zorientować w swoim położeniu.
Karolina jęknęła i zalała się nową falą łez. Zasłaniając twarz rękoma nic nie widziała, lecz słyszała powolne kroki jej męża. Po chwili jego kroki ustały i usłyszała jego głos.
- Zostawiła jakąś książkę – powiedział.
Kobieta pociągnęła nosem i wstała z ziemi. Podeszła do Grzegorza i zajrzała mu przez ramię.
Grzegorz przekartkowywał stronice książki. Widniały na nich różne znaki. Znaki były na jednych stronach podobne do siebie, by potem okazać się zupełne różne od poprzednich. Tak, jakby książka była pisana w wielu różnych językach. Raz były to same kreski, jakby runy, innym razem same kółka, raz pełne, raz niepełne z kreskami w ich środku.
Mężczyzna wciąż kartkował aż w końcu Karolina wyszeptała.
- Te możemy odczytać! – wzięła od niego książkę.
- Ale i tak to piszą same jakieś bzdety. Co chcesz zrobić?
- Klementyna miała rację. Siłą mięśni z jej magią nie mamy szans.
- Tylko mi nie mów...
- Masz lepszy pomysł?
- Karolcia, to jest złe! Nie wiesz na co się porywasz.
- Sam pomyśl. To nasza jedyna szansa cokolwiek się stanie, gorzej i tak już nie będzie.
Odchrząknęła i zaczęła czytać:

- Liyuvaws phrunaym’ vaiirriþ lôbans boghum gilwågroni khlidmúnjandei böirrka liurdaindeill – przeczytała. Na końcu tych wersów ujrzała znak mnożenia i cyferkę 3. Powtórzyła to zdanie jeszcze dwa razy. Przełożyła kartkę w książce, kiedy jej mąż powiedział:
- Spójrz! Jakaś czerwona łuna! Coś ty zrobiła?
- Lepiej chodźmy i zobaczmy.
Puścili się biegiem przez las w stronę światła. Tym razem udało im się to zrobić bardzo szybko. Zaraz znaleźli się na tyłach domu Klementyny. Zauważyli, że zarówno tylne drzwi, jak i drzwi wejściowe były otwarte. Skrócili sobie drogę biegnąc przez dom. Ku ich zdziwieniu w domu znów były wszystkie meble.
- Poczekaj – powiedział Grzegorz i zaczął biegać po całym domu. W końcu wrócił.
- Nie mam jej tutaj.
Wybiegli z domu i ujrzeli coś strasznego. Ich dom był w ruinie. Pozostały tylko fundamenty i część ścian. I niektóre meble rozrzucone byle jak. Wbiegli na fundamenty i usłyszeli kobiece jęki i zawodzenia. Powolnym krokiem przemieszczali się z pomieszczenia do pomieszczenia, aż w końcu ujrzeli Klementynę. Nie była już naga, ale ubrana w czarną suknię. Jednak jej twarz była wciąż tak samo przerażająca. Ujrzała ich i powiedziała:
- No i masz! Ty mała zasranico! Mniej masz w głowie niźli stara śmierdzunca onuca. Chodź, chodź. Chodź i zobacz sobie cożeś narobiła!
Ruszyli dalej i zobaczyli coś, już kompletnie zmroziło im krew w żyłach. Nie musieli pytać. Wiedzieli kto to jest.
  Odpowiedź z Cytatem
stare 01.05.2005, 14:22   #5
GwinT
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie

Oto mam zaszczyt zaprezentować Wam ostatni już odcinek FS Babcia Klementyna. Mam nadzieję, że mimo, iż smutny, przypadnie Wam do gustu. Ja tymczasem wręcz już od zaraz zabieram się za tworzenie nowego.
Zapraszam do odwiedzania mojego bloga (i zostawiania na nim komentarzy, jeśli łaska )

__________________________________________________ _

VI. Ogień piekielny

Ruszyli dalej i zobaczyli coś, już kompletnie zmroziło im krew w żyłach. Nie musieli pytać. Wiedzieli kto to jest.
Karolina zeszła powoli z fundamentów domu, potem zgarbiła się i ukryła twarz w dłoniach. Grzegorz podbiegł do płaczącej Klementyny i zaczął potrząsać nią.
- Co żeś zrobiła? Co żeś zrobiła, stara babo? Po coś go ściągnęła?!
Klementyna wyrwała się z uścisku i silnie odepchnęła napastnika.
- Głupi żeś! To ta twoja żona była taka tępa, że wzięła się za coś...
- CISZA! – przemówił diabeł głosem cichym, ale wkradającym się mimo woli wewnątrz ciała i paraliżującym wszystkie członki. – Zamilknij śmiertelniku! Dla ciebie też przyjdzie czas na rozmowę, a wtedy pożałujesz, żeś się odezwał. A teraz, Klementyno, dokończmy naszą rozmowę. A raczej zróbmy co mamy zrobić, bo rozmowa chyba skończona.
- Nie... – szepnęła Klementyna powoli odwracając głowę i przerażonym wzrokiem spoglądając na diabła. – Zrobię co zechcesz. Będę ci wiernie służyć już na zawsze. Tylko nie wysyłaj mnie TAM.
- Nie. Nie jesteś tak zabawna jak twój ojciec. Twoje ofiary i ty płacząca po nich już dawno mnie znudziły. Myślałem, że dzięki tej ugodzie będziesz siać złość i nienawiść. Jednak ukrywałaś się za nieszczęśliwymi wypadkami. Nie będziesz miała więcej szansy żeby się poprawić. Chodź.
- Miejże litość! – jęknęła staruszka. Teraz, gdy była tak skulona, samotna i bezbronna, wywoływała u Karoliny i Grzegorza litość.
Diabeł zaśmiał się zimno, szyderczo i bezwzględnie.
- Chyba ci się już od tego wszystkiego we łbie coś poprzestawiało. Mnie? Mnie błagać o litość? Chodź tu do mnie, ale zaraz. Musisz spłacić dług swego ojca.
Klementyna nie dawała za wygraną. Postanowiła walczyć do końca.
- Mój głupi ojciec nie miał prawa decydować o mnie! Niechże sam płaci za siebie.
- Zapewniam cię, że słono zapłacił za siebie i słono pożałował swego cwaniactwa. A co do praw. Jeśli on uznał, że takie prawo posiada, ja jego uznaję jego przekonania. Nie jesteś głupia. Wiesz przecież, że jeśli ktoś przy tym ma cierpieć, to mnie to nic nie obchodzi. Zresztą pomyśl. Płacisz też za siebie. Czyż to nie było wspaniałe używać magii przez tyle lat?
- Nie! – odparła stanowczo babcia.
- No, tu ci muszę przyznać rację. Byłaś bardzo silna i długo się mi opierałaś. Nawet teraz próbujesz się uwolnić ode mnie. Wiedz jednak, że to niemożliwe. Musisz spłacić dług swego ojca. – diabeł nagle zachichotał a potem dodał – Cóż by to było, gdybym ci popuścił? Wszyscy by myśleli, że nagle zmiękłem. Na szczęście nie leży to w mojej naturze. Koniec rozmowy. Kropka, jak wy to mówicie. Jazda do mnie.
- NIE! – wrzasnęła rozpaczliwie Klementyna i rzuciła się do ucieczki. Nagle niebo rozdarła błyskawica, która przebiła się przez ciało Klementyny i pociągnęła ją wprost do diabła.

- Jedna sprawa z głowy. Teraz ty śmiertelniku – skierował się do Grzegorza, która na te słowa wzdrygnął się. – Do twojej kwoki nawet nie chcę się zwracać, bo jest taka głupia, że boję się, że to przejdzie na mnie, kiedy tylko na nią popatrzę – zaśmiał się szyderczo.
Karolina zalała się nową falą łez. Jej mąż bardzo chciał rzucić jej miłe i pocieszające spojrzenie, lecz ona nie patrzyła na niego.
- Myślała, że zrobi coś dobrego. No i zrobiła. W lesie trzykroć wyśpiewując pieśń ku mojej czci ofiarowała mi duszę tego tutaj młodego mężczyzny, co go trzymam na rękach. Gdyby nic nie robiła umarłby w spokoju. Teraz jednak ja zapewnię mu nieszczęśliwe, ale z pewnością interesujące życie po śmierci. Śmiertelnicy są naprawdę bardzo zabawni.
Grzegorz wiedział, że nie ma żadnych szans, ale mimo to spróbował.
- Proszę cię – przełknął ślinę – Panie. Zostaw go nam. Moja żona nie chciała tego zrobić – przestraszył się. Co diabeł z nim zrobi po tych słowach?
- O nie! Na pewno nie zrezygnuję z takiego daru. Nic mnie nie obchodzi, ze nie chciała. Ale zrobiła. I wiedz też, że powiedziała znacznie więcej, niż tylko to. Dosyć już. Nudzi mnie ta rozmowa. Atmosfera robi się tu zbyt przepełniona miłością i tęsknotą. Żyjcie grzesznie, to kiedyś jeszcze zobaczycie swego syna.
Nagle coś trzasnęło i wszędzie wokół nich pojawił się ogień.

Płonął długo, aż w końcu Karolina i Grzegorz stracili Klementynę, diabła i małego Danielka z oczu.
Płonąłby jeszcze dłużej, lecz zaczął padać deszcz i ugasił ogień.
Kobieta wciąż wylewała gorzkie łzy. Jej mąż powolnym krokiem zbliżył się do niej. Bardzo chciał coś powiedzieć. Coś co by ich pocieszyło. Coś, czym uczciłby pamięć ich syna.
- My... straciliśmy go – powiedział tylko.
Karolina nic nie odpowiedziała. Wciąż płakała. Grzegorz stanął za nią. Oboje patrzyli na posępny wschód słońca, które oblewało światłem ich wciąż przerażone twarze i ruiny ich domu.


Epilog
Kobieta zasymulowała kaszlnięcie. Kiedy upewniła się, że udało jej się ukryć twarz, otarła łzę. Podniosła głowę i odgarnęła siwe włosy. Uniosła kącik ust, kiedy spojrzała na twarze chłopców, którzy wpatrywali się w nią z szeroko otwartymi oczyma.
- No – powiedziała.- Chcieliście bajkę, oto była bajka. Moi drodzy. Babcia będzie zaraz musiała iść się pakować, bo jutro wyjeżdża do domu. Zanim jednak się rozstaniemy, chcę was o coś prosić. I to jest bardzo, bardzo, bardzo ważne rzecz. Zresztą usłyszeliście bajkę. Powinniście już sami wynieść z niej naukę. Ale obiecajcie mi, że nigdy, przenigdy, choćby nie wiem jak potoczyły się wasze losy, nigdy nie sięgnięcie po magię. Nigdy. Obiecujecie?
Bliźniacy byli bardzo zdziwieni tym pytaniem i nic nie odpowiadali.
- No powiedzcie! Obiecujecie? Obiecajcie to swojej babce!
- No, dobrze – powiedział jeden.
- Co „no dobrze”? Pełnym zdanie i obaj naraz!
- Obiecujemy, babciu, że nigdy nie sięgniemy po magię – powiedzieli chórkiem chłopcy.
Jestem już trochę spokojna, ale naprawdę was proszę. Trzymajcie się w tym przekonaniu. Babcia musi już iść. Dobranoc Arek. Dobranoc Wiktor.
- Dobranoc babciu Karolino.
Staruszka odsunęła pod ścianę krzesło, na którym siedziała opowiadając chłopcom swoją historię, zgasiła światło i wyszła z pokoju.

Ostatnio edytowane przez GwinT : 01.05.2005 - 14:29
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 19:39.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023