Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 06.04.2005, 20:12   #1
Sensiqúe
Guest
 
Postów: n/a
ThumbsUp "Argahand - syberyjskie mrozy"

Z moich chęci i nieco z Waszych propozycji, dałam drugi tom mojego FS pt.:"Wyjazd z melodią Beethovena z tle". Mimo, że ten drugi tom, co tutaj zaraz przeczytacie dałam w oddzielnym temacie, to ma on jednak bardzo duże i ważne powiązanie z "Wyjazdem z melodią....". Dlatego, proszę abyście zanim przeczytacie to FS, zajrzyjcie tutaj, w pierwszy jego tom http://forum.thesims.pl/showthread.php?t=15145 , to odnośnik do wcześniej wymienionego "Wyjazdu..". Moim zdaniem trzeba najpierw przeczytać tamto, aby zabrać sie do lektury tego
Więc serdecznie zapraszam Was do czytania i komentarzy, mimo tego iż ten odcinek może wydac się z lekka nudny Ale zapewniam, że dalsze części przprawią o zaciekawienie i.. może lekki dreszczyk Bowiem strachu i grozy będzie trochę, ale to w następnych częściach



"Argahand - syberyjskie mrozy"

Odcinek 1 - Wstęp



Godzina 8.00 rano. W wielkim wieżowcu już od przeszło godziny słychać gwar, powodem jego są pracownicy "Podróże odkrywców" –organizacji zajmującej się badaniem przyrody i tego co w niej wybudowane.

Po wejściu do drapacza chmur widać kilka wind, a także biurka dla „zwykłych roboli”, przez ileś następnych pięter ciągnie się pasmo miejsc codziennej pracy.
Aż w końcu, na samej górze (od autorki: a kto by tam liczył, na którym piętrze dokładnie?!) znajduje się gabinet z pięknymi dębowymi drzwiami, wywołują one uczucie powagi, klasy i lekkiego strachu, bo w końcu cóż może kryć się tam w środku? Otóż jest to pokój Johnesa Switcha, szefa całej organizacji, jego imię i nazwisko wyryto na złotej plakietce umocowanej w wejście. Zapewne nietrudno domyślić się już, co kryje tak ważne miejsce, a stoi tam ozdobne biurko, półki z dokumentami, no i oczywiście rzecz niezbędna –komputer najnowszej generacji, po prostu cudo techniki i rarytas na rynku. Ależ czym byłby oprawiony w dzieła sztuki gabinet, bez osoby tam pracującej?
I tak oto, punkt 8.00 rano do wieżowca wchodzi pewnym krokiem mężczyzna.

Twarz ma poważną, widać że zdaje sobie sprawę z pozycji jaką zajmuje. Pracownicy natychmiast przerywają pracę, czy też robienie kawy, aby tylko przywitać mężczyznę. Postać grzecznie kłania się wkoło, po czym znika w windzie, a jedzie nią aż na samą górę. Któż to taki? Komu kłaniają się w pas? Oczywiście nikomu innemu, jak Johnsowi Switch, zacnemu szefowi. Johns położył teczkę z papierami na biurko, powiesił płaszcz i spokojnie zasiadł.
-Linda kotku, zrób mi kawę. –powiedział przez telefon do swojej sekretarki.
-Oczywiście panie Switch. –ona odpowiedziała posłusznie, po czym zaraz znalazła się u swego pracodawcy z kubkiem gorącej kofeinowej.

Johnes podziękował spoglądając nieco zalotnie, sekretarka uśmiechnęła się i wyszła.

Trzeba przyznać, że szef urzekał kobiety, tym co ma wewnątrz, na zewnątrz i pełnym portfelem. On sam doskonale to wyczuwał , zresztą świetnie się przy tym bawił. Zabawa zabawą, ale nawet taki kobieciarz chciałby w końcu czegoś stałego, a nie tylko przygód z prostytutkami. Tak tak, Switch korzystał z usług Agencji Towarzyskiej, ale nie takich byle jakich. Gustował w paniach z agencji „Flamingo”, to drogie miejsce dla przeciętnych ludzi. Jednak nie dla Johnesa, on płacił nawet dwa razy więcej niż trzeba, a chadzała tam najwyżej dwa razy w tygodniu. Jak to u bogatych mężczyzn, reputacja nie psuła mu się od tego. Po solidnym łyku kawy...
-Linda, poproś Johana do mnie. –powiedział do sekretarki.
Nie minęło 5 minut, a w pokoju znalazł się Johan Swenson.
-Tak szefie? –zapytał.
-Bez tych „szefie”, siadaj lepiej bo jest robota. –zażartował Johnes.
Blondas usiadł.

-Taa, i co tam u ciebie? –szef zaczął rozmowę.
-A w porządku, dobrze jest.
Otóż nasz Szwed pracował w organizacji "Podróże odkrywców", można powiedzieć że okazał się prawą ręką szefa.
-Hmm, mogę zwrócić uwagę szefie? – spytał nieśmiało Johan.
-Ależ jasne, wal śmiało! –szef wziął łyk kawy.
-No bo, mam wrażenie, że z twojego płaszcza na wieszaku dynda .. jakby to wyrazić, maj.. znaczy bielizna. –wydusił z siebie Swenson.
-Ekhm, ekhm, że co?! –Switch zakrztusił się.
Wzrok obojga mężczyzn skierował się na wiszące majtki z kieszeni płaszcza. Widać na pierwszy rzut oka, że to kobieca część bielizny, miała kolor różowy, a jej krój był nader skąpy. Szef prędko wstał i upchnął pamiątkę po ostatniej nocy w głąb ubrania, po czym usiadł znowu. Johan dobrze wiedział o co chodzi, ale widział tez że Johnes poczuł się zmieszany, więc Szwed spytał:
-A o jakiej robocie mowa?
-Robota? A właśnie! –Switch uspokoił się.
-No więc, w Rosji, a konkretnie na Syberii z powodu cholernych mrozów zburzono tak ostatnie stare budowle. Jeśli dobrze pamiętam te ruiny nosiły nazwę Argahand. Jednak pod ziemią dokopano się jeszcze do jakiś lochów, ich nie zniszczyliśmy. I tu Swenson, zaczyna się zadanie dla ciebie. Od sekretarki weźmiesz mapy i papiery na ten temat, no i służbowy telefon. Zapoznaj się z tym do dostaniesz od Lindy, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i leć firmowym samolotem właśnie na Syberię. Masz odszukać lochy, zresztą samolot wyląduje w najbardziej dogodnym miejscu, czyli jakieś 3, 4 kilometry od celu, do którego niestety musisz dojść pieszo według map. Wejście w dół i podziemia masz oznaczone flagą, wiesz jaką. Więc cóż.., zgadzasz się? –ciągnął dalej.

-Alez tak! –Johan nie ukrywał zadowolenia, w końcu takie misje to jego pasja.
-No to, za najdalej trzy dni mam od ciebie mieć telefon z Syberii, że dotarłeś szczęśliwie i cieszysz się jak tyłek przymarza ci do lodu! I oczywiście nie próbuj chodzić na ruskie prostytutki, hehe. –żartobliwie stwierdził Switch.
Johan wziął wszystkie potrzebne papiery, po pracy spakował się w domu, wyjaśnił Baśce swoją podróż, że wraca za jakiś tydzień albo dwa.
Następnego dnia, o 17.00 popołudniu Johan wyleciał z lotniska firmowym samolotem w sam środek śniegowej pustyni, zwanej Syberią ...

C.D.N............................................. .................................................. ...............

Przepraszam za błędy, jeśli takie wystąpiły, zapewniam że jakby co, to pisze w Wordzie
Przepraszam też za zdjęcia na interii.., ale z niej tylko aktualnie mogę korzystać.

Dziękuję za wszelkie komentarze i zapraszam do czytania części drugiej, która ukaże się w sobotę najdalej
  Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 17.04.2005, 18:46   #2
Sensiqúe
Guest
 
Postów: n/a
ThumbsUp Odcinek II

Oto po długiej przerwie, daje II odcinek mojego FS. Wiem, że może treść nie jest najlepsza, jak na mnie, ale uwierzcie mi, że tą część najparszywiej mi się pisało. Zapewniam, że następne odcinki będa lepszej treści
Za wszystkie błędy przepraszam, zapraszam do komentarzy


Odcinek II
-
"Biała pustynia"

Lot był długi. Johan przeglądał mapy, jednak jako zahartowany już podróżnik szybko pojmował to, co na papierze. Od czasu do czasu wzrok jego utkwił w oknie samolotu, widok z góry był imponujący, człowiek czuł się wtedy taki malutki, niczym mrówka. W kilka minut potem, Swenson przysnął, z tej drzemki obudził go pilot Jack.

-Panie Swenson, panie Swenson. –powiedział Jack, trącając Szweda.
-Co? Co? Coś się stało? –odpowiedział nieco senny Johan.
-Już jesteśmy na ziemi, czas aby pan poszedł te 3-3,5 kilometra pieszo..- tłumaczył pilot.
Johan wziął mapę, telefon i notes leżące na fotelu, pożegnał się z Jack’iem i wyszedł z samolotu.

-O ty, w mordę... –wyszeptał sam do siebie.
Biel śniegu i jesgo ilość zdumiała Szweda, przez chwilę myślał, że tutaj oszaleje z powodu ogólnej pustki. Zimny wiatr spędził mu tę chwilę słabości z głowy.
-Osz, jest zimniej niż myślałem. –ciągnął dalej.
-Halo, szefie to ja. –Johan posłusznie zadzwonił do swego pracodawcy.
-Swenson! Wreszcie dotarłeś na Syberię!. –odpowiedział Switch.
-Tak, owszem. Do wieczora skończę badać lochy, najdalej jutro rano, wziąłem jakis prowiant, więc proszę się nie martwić.
-Johan, o ciebie nigdy się nie boje, wiem że zawsze poradzisz sobie. A teraz wybacz, ale jem obiad z pewna piękną damą.., więc do widzenia Swenson. –szef skończył.
-Dow.., ech już się rozłączył. On i te jego „damy”, żal mi jego.- Johan schował służbową komórkę do kieszeni.
Johan spojrzał w bezkresną biel, otworzył mapę i ruszył samotnie w kierunku lochów Argahand. Syberyjska przyroda zachwycała, Szwed widziała w oddali majestatyczne i potężne góry, a pod nimi cichą rzeczkę, płynącą przez skupisko drzew iglastych.. Wkoło panowała kojąca cisza.
-Aj, gdybym mógł powspinać się na te szczyty... –Johan myślał na głos.
Jednak praca, to praca, wspinaczek nie obejmowała. Blondas przeszedł połowę obranej trasy, gdy nagle zwolnił kroku i wsłuchał się w przestrzeń...
-Ocy corne.. Hyp! Ocy strosne! Hyk! Haha! – z głębi drzew dochodziły czyjeś śpiewy (od autorki: jakby tak podsumować, to był to bełkot...).
Johan zmieszał się nieco, w końcu Syberia to nie miejsce oblegane przez turystów. Któż więc wydawał te pijackie przyśpiewki?! Spośród roślinności, przed Swensonem wyłoniła się postać dosyć wiekowego mężczyzny, zataczał się trochę, ale z twarzy wyglądał przyjaźnie.
-O bolijezni! Jaki krasny chłoptaś tu się kręci. Hyp! – powiedział emeryt, gdy ujrzał Johana.
Blondas posiadał w sobie dojrzałość i kulturę, choć chciał ominąć nieznajomego, to jednak wygrały w nim jego dobre cechy:
-Eee.., witam pana. –przywitał się.
-Nazywam się Johan Swenson, a pan kimże jest? –Szwed nie ukrywał zdziwienia.

-Hoho! Hyp! Jakie nazwisko, mimo iż lekko wstawiony jesteś, to przywitam się.. ja jestem, ee, chwilka.. –nieznajomy zamilkł nagle.
-Zaraz, hehe, bimber mojej roboty drogi Ho..Ho..Hohanie, to cudo! Daje takiego kopa, że nie pamiętam jak się nazywam! –pijak dostał napadu śmiechu.

-Wiem! Jestem Vladimir Nazlukin, Rosjanin, emeryt.
Swenson chciał roześmiać się z nieudolności wędrowca, jednak kultura znów wzięła górę.
-Miło mi, ale co pan tutaj robi? – spytał Johan.
-Hoho! A ty co, dziennikarz? –Vladimir zachwiał się –Achh cóż, że mam dobry humor to opowiem..
Nasz Szwed nie miał zbytniej ochoty na wysłuchiwanie pijaka, jednak z drugiej strony wstyd mu było zostawić starca, tak na środku białej pustyni.
-Miałem synku dobrą pracę. –Rosjanin uszczknął bimbru –Ale, że czas na emeryturkę przyszedł, robota się urwała. Mogli mi dać jeszcze jedno zadanie, ale niema. Pracowałem w Moskwie, w pewnej stacji badawczej różne strony świata. Nie chcę... Hyp! Nie chcę stać się starym i bezużytecznym, więc obrałem sobie jeden cel. Hyk! Znaleźć takie jedne lochy po ruinach Argahand, no i obadać je. Po prostu pragnę udowodnić sam sobie, że jestem u szczytu sił! I że potrafię jeszcze wiele! Hyp! Tylko trochę przez mój alkohol, no zgubiłem się.. –Nazlukin skończył objaśniać.
Johan uznał gadanie starego za złudne marzenia, choć trzeba przyznać, że Rusek miał w sobie żyłkę podróżnika.
-Widzi pan, bo ja aktualnie pracuję w amerykańskiej organizacji odkrywców. Tez szukam tych lochów, musze na polecenie szefa dokładnie je przejrzeć. –Szwed opowiadał.
-Oh! Mapę masz nawet, ja tam w domu, tyle co do atlasu spojrzałem, a ze sobą tylko bimber wziąłem. Hyp! –Vladimir zaciekawił się ekwipunkiem nieznajomego.-To co chłoptasiu? Może pomożesz mi, dzięki twoim papierom dotrzemy na miejsce raz, dwa! –mówił dalej.
Szwed już w gorszej sytuacji znaleźć się nie mógł. Z jednej strony taki włóczęga to ciężar, a z drugiej.. sumienie nie pozwalało na obojętność.
Jasne już było, że obaj mężczyźni zawędrują do lochów Argahand wspólnie. Nie minęło pięć minut, a Nazlukin zaczął opowiadać jak najęty, a to o wojnie, o Stalinie i pędzeniu bimbru. Johan ledwo mógł skupić się nad mapą, w odpowiedzi na bełkot starca mówił krótkie „ehe”. Tak szli i szli.., gdy dotarli prawie do celu, Vladimir oznajmił:
-Widzisz tę kłodę? Daj odpocząć mym starym kulasom, usiądźmy. Z rana pójdziemy dalej...
-Że co?! Ale zostało nam niewiele ponad pół kilometra! –powiedział z pretensją Szwed.
-Nie. Na noc zostajemy tutaj, ja rozpalę ognisko, mało tu śniegu więc dam radę. –odpowiedział Rusek.
Blondas bez zbędnych sprzeciwów, przycupnął na konarze. W parę minut później grzał ręce ze swym kompanem przy ogniu. Gwiazdy tej nocy świeciły jasno...

Siedzieli tak razem w ciszy, gdy nagle .. Vladimir zbliżył nos do Johana i powąchał jego ubranie..
-Ej panie! Co pan robisz?! –Swenson wściekł się.
-Oj już, już! –uspokajał go Rosjanin.
Znów zapadła cisza.
-Ładnie pachną ci ubrania, albo masz żonkę ci je pierze, albo sam jesteś na tyle zdolny.. –Nazlukin przerwał to milczenie.
Blondas nie odpowiadał.
-Masz żonę? –ciągnął dalej.
-Miałem, popełniła samobójstwo cztery lata temu. –Szwed odezwał się wreszcie.
-Nie wiedziałem, przykro mi.. –starcowi zrobiło się głupio. –Masz, to ci nastrój poprawi. –po czym podał Johanowi flaszkę.
Swenson nie pił, co najwyżej okazyjnie, lecz teraz gdy na myśl wróciła mu Aneta, wychłeptał jednym pociągnięciem pół butelki. W parę minut później stwierdził:
-Ale to już przeszłość, mieszkam z siostrą mojej byłej żony, Do twojej informacji: to ona mi pierze ciuchy. –lekko uśmiechnął się.
Vladimir poklepał po przyjacielsku blondasa, po czym ułożył się na konarze i zasnął. Szwed jeszcze długo nie mógł zmrużyć oka. Uświadomił sobie, że brak mu Baśki –jej ciepła, słów i czułością jaką go darzyła. Myślał, że jakoś nigdy wcześniej tego nie zauważał. Johan spojrzał w rozgwieżdżone niebo, wolałby mieć tu Baśkę, a nie pijaka.. Po chwili Szwed usnął..

Następnego ranka:
Podróżnicy szli dalej. Choć Swenson miał lekkiego kaca, to prędko zauważył powiewająca flagę od jego organizacji.
-To tu! Tu! Jesteśmy na miejscu! –krzyczał zadowolony.
-No wreszcie! –odpowiedział Rusek.

Satysfakcja Szweda była wielka, razem ze swym towarzyszem nie tracąc czasu, zeszli na dół do lochów. Mimo, że na zewnątrz świeciło słońce, to im niżej schodzili, tym ciemniej było...
-Patrz blondas! Hyp! Widze tam dalej światło! –powiedział Nazlukin.
-Faktycznie.. – odpowiedział z ciekawością Szwed.
Razem, potykając się o nierówną podłogę (od autorki: podłoże było płaskie i różne niczym deska do prasowania, ale po sporej dawce bimbru niejednemu wydawało się wszystko nierówne). Szli tak w kierunku jasnego promyka, gdy nagle.. zza rogu wyszła postać mężczyzny...

-Hej! Jestem Mandolin, a wy to kto he?! –spytał dziwny nieznajomy.

C.D.N............................................. .................................................. ...........................

Kim jest Mandolin?
Czemu nieznajomy ma taki dziwny wygląd?
Czy ktoś ukradnie Vladimirowi bimber?!

To i o wiele więcej w następnym odcinku, który ukaże się najdalej w czwartek

PS: Musiałam dać coś głupawego w FS.., chodzi o imię Mandolin Wzięłam je od książki "Stary człowiek i morze" Hemingway'a, jest tam chłopiec Manolin, więc po przekręceniu jego imienia wyszedł..Mandolin

Zapraszam do komentarzy
  Odpowiedź z Cytatem
stare 14.05.2005, 18:23   #3
Sensiqúe
Guest
 
Postów: n/a
Smile

Przepraszam za tak ogromnie długa przerwę..Powinnam w ramach pokuty odbyc pielgrzymke do Wietnamu w sposób toczenia się Ale lepiej późno niz wcale Powodem spóźnienia jest nauka i format kompa
Chcę przeprosić ja zdjęcia, bo są małe, ale po instalce Simsów zapomniała pogrzebac w opcjach..A od nowa fotek nie mam ochoty robić ;p Ae w następnym odcinku fotografie będą już cacy. Co do treści..może już jutro dam następną część, w końcu to dla mnie łatwe, bo juz cały tekst mam na brudno. Jedyne co pozostaje, to zrobić kilak zdjęć (z nimi problemu nie będzie bo po formacie gra juz tak nie zamula) i przepisac treść z zeszytu w komputer
Dlatego nie będę Was już tym wstępem zanudzać
Jeszcze chcę zapewnić, że emocji w dalszych odcnkach nie zabraknie, bo zadzieje się sporo..a, może nie za dużo.., ale za to krwi popłynie trochę Do tego dojdzie końcowa nutka tajemnicy.., ale już więcej nie powiem xP

"Argand -syberyjsie mrozy"

Odcinek III:

"Maleństwo"


-Hej, jestem Mandolin. Wy to kto? –spytał nieznajomy.
Johana ogarnęło zdziwienie, bo przecież nikt z ekipy nie ostrzegał przed ewentualnymi mieszkańcami.
-Ja, ja jestem Johan Swenson, badacz i podróżnik. A to pan Vladimir Nazlukin, mój towarzysz. Z pracy dostałem zlecenie zbadania tych lochów zaraz po wyburzeniu fundamentów Argahand przez resztę moich współpracowników. –Swenson w przeciwieństwie do Ruska znalazł w sobie odwagę i przedstawił się.

-A co pan tu robi? –spytał z wyraźnym zaciekawieniem Rosjanin.
Mandolin zmieszał się nieco, zmarszczył przesuszoną skórę na czole, po czym powiedział nieśmiało:
-Ja tutaj mieszkam. Parę dni temu jacyś ludzie burzyli górną część Argahand, ale nas nie znaleźli, właściwie wcale tu nie zaglądali. Panowie, przyjmę was do jadalni na obiad, poznacie bliżej mnie i moją rodzinę a za tym przyczynę naszego pobytu tutaj. Co wy na to?
Gdy Johan i Vladimir bardziej przyjrzeli się lichemu ubraniu nieznajomego, to tym mniej mieli ochotę na zapoznawanie. Niezwykle sucha skóra Mandolina i te zaniedbane włosy, przestraszony wzrok odpychały od jego osoby. Z drugiej strony życie w lochach to sprawa nader ciekawa i warta zbadania, a w końcu Swenson to zapalony poszukiwacz przygód. Tak oto dwaj podróżnicy wyruszyli w głąb tuneli za ich ‘przewodnikiem’. Coraz bardziej wyostrzał im się wzrok, stopniowo przyzwyczajał do ciemności. Po przejściu kilku metrów oczom mężczyzn ukazała się słabo oświetlona kuchnia ( o ile tak to można było nazwać).

Stała tam nie duża kuchenka, toster i stara lodówka, przy tym wszystkim krzątała się kobieta uczesana w kok. Figurę miała jak typowa matka, największą uwagę przykuwała jej skóra – zielona niczym u jaszczura i ubranie poplamione jakby krwią.
-O *****! –Vladimir na widok kobiety wydał z siebie to siarczyste przekleństwo.
Nieznajoma natychmiast odwróciła się i spytała:
-Mandolin! Kim są ci ludzie?!
-Kochanie, nie złość się. To są naukowcy, pan Johan Swenson i pan Vladimir Nazlukin, będą badać nasze lochy. –Madolin wyjaśniał, po chwili zwrócił się do blondasa i Ruska:
-A to panowie, macie zaszczyt poznać moją wspaniałą żonkę, Helgę Wensberg.
-Witam... panią. – Johan nie krył zdziwienia.
Po paru minutach do pomieszczenia wszedł jeszcze pewien mężczyzna, miał na sobie biały, zakrwawiony fartuch czy płaszcz lekarski i stare okulary – przypominał tym naukowca.
-O! A oto mój... przyjaciel Heinrich Valhimer, to on zainspirował nas do pobytu tutaj.

Swensona i Nazlukina naszły te same myśli, że ci nieznajomi są bardzo a to bardzo inni, wręcz straszni. Ich sucha skóra, jakże okropne stroje przysparzały o dreszcze, choć z wyrazu oczu najbardziej przyjaźnie wyglądała Helga – żona Madolina.
Helga zaprosiła wszystkich do stołu na obiad. Nasi podróżni nie odmówili, jedzenie pachniało zachęcająco, a poza tym nie wypadało rezygnować.

Nagle Mandolin przemówił:
-Wiem, że dziwny jest nasz pobyt tutaj, ale ma on swoje uzasadnienie. Dawniej ja i moją żona mieszkaliśmy w normalnym domu w Moskwie. Niedaleko nas stała elektrownia jądrowa, awaria która tam nastąpiła, spowodowała wybuch, a na całą moskiewską ludność spłynęło promieniowanie. Niektórzy przeżyli to bez większych szkód, jednak my mieliśmy dużo gorzej. Szkodliwe promienie wywołały na nas straszne zmiany skórne, szczególnie w przypadku kochanej Helgi – spojrzał czule na żonę –Dlatego postanowiliśmy się ukryć przed krzywymi spojrzeniami znajomych – skończył tłumaczyć.
-bardzo wam współczuję, teraz rozumiem całą sytuację. Czytałem w gazecie o takim wybuchu. –Johan posmutniał.
-Mi tez jest przykro. – dodał Vladimir.
-Jeśli chcecie badać, to proszę bardzo, ale nie mówcie o nas nikomu.. Damy wam dwa wolne łóżka, mamy taki pokój. – zaproponował Heinrich, który do tej pory milczał.
Po dłuższym namyśle Szwed i Rusek zgodzili się, ich pobyt miał trwać nie więcej niż dwa, trzy dni, więc oferta okazała się nader obiecująca.
W parę chwil po obiedzie nasi podróżnicy ujrzeli swój pokój.
Ściany były kamienne, jak zresztą całe lochy, dwa łóżka obłożone skromna pościelą stały w kątach, jeszcze do tego dochodził mały stolik w rogu pomieszczenia.


-Wiesz co Johan, ci ludzie są okropni. Z jednej strony im współczuje a z drugiej napawają mnie strachem i obrzydzeniem. –Vladimir zwierzał się.

-Rozumiem cię, mam to samo uczucie. Dlatego zostaniemy tu góra dwa dni, a i ten nocy bądźmy czujni, bo nigdy nie wiadomo.. –stwierdził Swenson.

Sen zmorzył ich oboje, położyli się więc i usnęli.
W niecałą godzinę później:
Johana obudził jakby pisk czy szlochanie dobiegające zza ściany.
-Co to może być? –wyszeptał sam do siebie.
Wstał z łóżka, przez niewygodny materac bolały go plecy, ale mimo tego nie narzekał. Próbował wybudzić Nazlukina, jednak ten pijany po całości szepnął coś przez sen:
-Ojej! Jak ja bym poszedł na pikne djewuszki..
„Heh, stary zbereźnik” –pomyślał Johan i wyszedł do sąsiedniego pokoju, otworzył po cichu drzwi, dziwne głosy ucichły...
-Łaaaaaaaaa!!!! – Szwed krzyknął po tym co, a raczej kogo ujrzał bawiącego się na podłodze.

Johan odwrócił się i pędem pobiegł do Vladimira.
-Vladimir! Vladimir! Wstawaj! – trącał swego towarzysza.
-Co? Co?! –odpowiedział nieco zaspany emeryt.
-Chodź, byle szybko! Tam.., tam w pokoju, no chodź! –ponaglał Szwed.
Obaj mężczyźni wybiegli czym prędzej do pomieszczenia obok.
-O ty w mordę! Co to w cholerę jest?! Jak długo na tym świecie żyję, to takiej istoty nie widziałem! –Nazlukin darł się wniebogłosy.
-Vladek, zrób coś! –Johan panikował.
Mimo tych głośnych rozmów, to małe „coś” dalej siedziało tyłem do podróżników, bawiąc się lalkami. Właściwie była to drobna istotka przypominająca człowieka, tyle że ze skórą niczym jaszczur.
W całym tym zamieszaniu do pokoju weszła Helga, obudzona wrzaskami.
-Panowie, co się tu dzieje? –spytała.
-No, bo my ee, yy, my właśnie... –Johan jąkał się, chyba po raz pierwszy w życiu nie potrafił sklecić zdania.
-No, bo usłyszałem dziwne jęki czy tez piski i zobaczyłem kto to. Wystraszyłem się, poszedłem po Vladka i o oto tu jesteśmy. –dokończył po chwili Szwed.
-Och! Ależ moi drodzy, to maleństwo jest moją i Madolina córką, która właśnie majstruje przy domku. Mała nazywa się Ela, ma.., ma ten sam problem skórny co my. –Helga tłumaczyła.
-Oj! Ohohoho..Och! – Szwed otarł z czoła zimny pot. – To bardzo przepraszamy za zakłócenie spokoju. –ciągnął dalej.
-Może pan, panie Nazlukin weźmie na ręce Elę? –spytała kobieta.
-Ja? Cóż.. -Rusek zmieszał się, jednak mimo to zbliżył się do brzdąca.

-Lagluh! Nawrehhhh!!! –dziecko spojrzało na Nazlukina z pogardą, wydając przy tym jakieś bełkoty.
-Aaaa! –Rosjanin odskoczył w bok.
Mała odwróciła główkę za siebie, jej śliczne blond włoski opadły na zielone i zaropiałe policzki, po czym powiedziała zachrypniętym głosikiem:
-Mama!
-Cóż, dzieci mają humory. Chodźmy już spać. Dobranoc. – żona Mandolina wyszła z Elą.
Johan i Vladimir stali jeszcze w bezruchu i głuchej ciszy, która rozrywała ich od środka.
Po kilku minutach Nazlukin zagadnął:
-To tego, może weźmiemy sobie po łyczku bimbru?
-Z chęcią.. –odparł Swenson, bowiem miał niepohamowaną chęć ukojenia swych rozterek w alkoholu.
Podróżnicy udali się do swego pokoju, otworzyli butelkę napoju wyskokowego domowej roboty, podając ja sobie co chwilę. Gdy ta przyjemność zakończyła się pustym dnem, Szwed stwierdził:
-Vladek, nie pasi mi tutaj. Jutro zrobię potrzebne badania, a zaraz po tym i to jak najszybciej zmywamy się stąd. Ja tu już nie wytrzymam!
-Cóż, też bym poszedł. Jednak jeśli już, to tylko z tobą, bo po pierwsze: nie zostanę tu sam, a po drugie: nie mam zamiaru opuścić ciebie na pastwę tych dziwaków. Najdalej pojutrze musimy wyruszyć. –odpowiedział Rusek.
Długo ze sobą nie rozmawiali, bimber skutecznie zmorzył ich do snu. Oboje nie wiedzieli co wydarzy się jutro, ale na pewno mieli jak najszybciej opuścić to miejsce.

C.D.N............................................. ..............................................


Wręcz nalegam o komentarze

Ostatnio edytowane przez Sensiqúe : 14.05.2005 - 18:30
  Odpowiedź z Cytatem
stare 15.05.2005, 20:12   #4
Sensiqúe
Guest
 
Postów: n/a
Cool

Wyjaśniam, że ..bimber to alkohol dosyć popularny w Rosji ale i w Polsce

Więc daje dziś czwart odcinek, a już niedługo dam przedostatnią część


"Argahand-syberyjskie mrozy"

Odcinek IV

"Znalezisko"


Ranek dnia następnego. W lochach nie dało się rozróżnić czy to noc, czy dzień. Johan obudził się, w głowie miał okrutny ból po nocnych pijaństwach.

Spojrzał na zegarek, który wskazywał 7:00.
„Cholera, jestem już jak chodzący budzik” – pomyślał, po czym udał się w kierunku kuchni. Tam, przy garach krzątała się Helga.
-Dzień dobry –powiedział Swenson.
-Ach witam. Jak się spało? –spytała kobieta.
-Dobrze, dziękuję. –odpowiedział kulturalnie mężczyzna.
Johan już chciał zasiąść do porannych kanapek, gdy nagle odskoczył od krzesła niczym poparzony.
-Łaaa! -tyle z siebie zdołał wykrzyknąć.
-Co się stało? –Helga spanikowała nieco, podeszła do wystraszonego blondasa. –Ach, to przecież Ela! Proszę się jej nie bać, ona lubi wszędzie zaglądać. –ciągnęła dalej biorąc małą na ręce.
Johan przeprosił, jednak mimo to panicznie bał się córeczki gospodyni. Helga usadziła dziecko w starym krzesełku i wróciła do gotowania.

Berbeć wpatrywał się to w swoją kaszkę, to w podróżnika, którego krępowało takie spojrzenie. Johana dobijała cisza, więc spytał:
-A pani mąż i jego kolega to gdzie są?
-Oni jeszcze śpią, podobnie jak pański towarzysz. Vladimir o ile dobrze pamiętam? –Helga kontynuowała rozmowę.
-A jeśli mogę wiedzieć... Pan ma kogoś? Żonę? Oczywiście proszę nie brać mnie za namolna, po prostu pytam.
-Nie mam partnerki. –sucho odpowiedział Johan.
-To dziwne, bo tak przystojny mężczyzna i samotny? Nie żebym była powierzchowna, ale moim zdaniem ma pan w sobie wiele inteligencji. No i jest pan bardzo interesującym człowiekiem. –Helga prawiła mężczyźnie komplementy, wyrażała je z wyraźną chęcią flirtu.
-Ależ, ależ.., zaskoczyła mnie pani trochę, ale miło mi. –Szwed zmieszał się.
Do kuchni wszedł Mandolin.

Helga podała mężowi posiłek, wytarła ręce w ręcznik. Spojrzała na Johana uśmiechając się zalotnie, po czym wyszła. Swenson poczuł się trochę głupio, przyjrzał się Mandolinowi, jednak ten niczego nie zauważył. W parę minut potem na śniadanie przyszedł Heinrich, zasiadł przy talerzu.
-Mandolin, zamieszaj mi herbatę i przypraw pieprzem kanapki. A tak w ogóle ... Czemu nie zrobiłeś tego wcześniej?! –Heinrich mówił tonem władczym, jednocześnie pełnym pogardy. Dopiero po chwili zorientował się, że całe zajście widział Johan.
-Jak tam noc? –spytał trochę spięty Heinrich.
-Dobrze, dziękuję. –blondas odpowiedział krótki i bez zbędnych czułości. Szweda mocno zaintrygowała cała sytuacja, wyglądało to co najmniej dziwnie.
„Czemu Mandolin zachował się jak nędzy sługa? O co tu chodzi?” –Swenson miał takie myśli, na które nijak nie potrafił sobie sam odpowiedzieć.
Johanowi nie pozostało już nic innego niż wyjść i zająć się pracą. Był już na korytarzu, jednak wrócił się aby podsłuchać rozmowę Wensberga i Valhimera –ci go nie zauważyli.
-Mogę już odejść od stołu? –spytał Mandolin.
-Nie! Co ty sobie wyobrażasz?! Wstałeś za późno, a więc należy ci się kara! –Heinrich mocno się zdenerował.
-Niee! Proszę, tylko nie to! –mąż Helgi wstał z krzesła, uklęknął przed swoim rozmówcą mówiąc błagalnym tonem.
Jednak Heinrich przewrócił na plecy Wensberga, po czym syknął do niego z pogardą:
-Będzie, będzie! Za karę trafisz dziś do pracowni, prosto na stół!
Rudy mężczyzna wyszedł z pomieszczenia pewnym i szybkim krokiem, Johan zdążył skryć się w pokoju obok. Na środku jadalni, wśród słabych błysków świeczników siedział Mandolin, twarz schował w rękach, od czasu do czasu pociągając nosem. Swenson nie miał pojęcia jak zinterpretować całe zajście, z jednej strony chciał pobiec do męża Helgi i wypytać o wszystko, ale z drugiej strony ten zapewne nic by nie powiedział. Szwed postanowił zbadać lochy, może czegoś się przy tym dowie. Johan lustrował całe pomieszczenia, robiąc skrupulatnie notatki i zdjęcia. Po kilku godzinach takiej roboty, stwierdził że nie ma tutaj nie na tyle szczególnego, co jakoś by mu pomogło wyjaśnić poranne zajście. Gdy już uważał, że na dzień koniec szukania, jego uwagę przykuły pewne.. kości. Było ich wiele w całych lochach, jednak te wyglądały inaczej. Swenson myślał szepcąc:
-Hmmm, te szczątki są jakieś inne, jakby dużo młodsze od pozostałych szkieletów.
Chwycił jedną ‘podejrzaną’ kość i porównał z drugą.
-Ależ oczywiście! Różnica jest kolosalna! -po tych słowach pobiegł ze swym znaleziskiem do Vladimira.
-Vladimir! Patrz na co natrafiłem! –mówił pełen podniecenia.
-Nooo., o ile mnie moje stare oczy nie mylą, to widzę szczątki. –Rusek odpowiedział z lekką złośliwością, aż zaśmiał się.

-Ależ nie żartuj sobie! Popatrz, jedna z nich to stara kość, ma gdzieś ze sto lat. O! A tu masz drugą, na ostałą sprzed miesiąca, może dwóch. A wiesz co to oznacza? Że tutaj ktoś całkiem niedawno umarł... –na twarzy Szweda pojawił się strach.
-O ty w mordę! Hmmm, jeśli wybuch elektrowni był przecież prawie trzy lata temu, to nasi gospodarze muszą coś wiedzieć o tych szczątkach.. Ale czemu nic nam nie mówili?! –Rosjanin przeraził się nie na żarty.
Dwaj podróżnicy poszli do stosu kości, po paru chwilach wiadome już stało się, że przynajmniej pięć ludzkich szkieletów ma lekko ponad miesiąc. Przebierali tak liczne sztuki, a wraz z tym na twarzach malował im się coraz to głębsza panika.
-Johan, myślisz że oni tutaj kogoś..tego..tego..? –Vladimirowi trudno szło wymówienie choć jednego zdania.

-Nie wiem Vladek, za cholerę nie wiem. –blondas podrapał się w głowę.
W tym czasie zza rogu do zszokowanych odkrywców wyjrzał Heinrich.
-Co wy tu robicie? –spytał z pretensją.
-My? My badamy! –powiedział pewnie Swenson.
-Aha, rozumiem. Uważajcie, tutaj można się łatwo zgubić. –odpowiedział oschle ‘naukowiec’.
-Właśnie! Blondas, helga prosiła abyś do niej teraz zajrzał. Jej pokój jest koło kuchni, idź tam. –ciągnął dalej, po czym zniknął w dalszej części korytarza.
-O nie, nie mam zamiary rozmawiać z tą kobietą! –Johan rzucił w stronę Ruska.
-Ale powinieneś, a nóż się czegoś dowiesz. –zachęcał Nazlukin.
Szwed poszedł w kierunku pokoju Helgi, wprawdzie chęci ku temu nie miał, ale czuł że musiał.

C.D.N............................................. .................................................. ......

Nalegam o komentarze
Przepraszam na konto na interii

I już Wam powiem, że w dalszych częściach akcja pójdzie do przodu, rozleje sie kilka kałuż krwi..i więcej nie powiem xP

Ahaa.., pracuję też nad nowym FS, prawdopodobnie dam pierwszą część jutro, a może pojutrze Ale też zapewniam rozlew krwi do granic możliwości
  Odpowiedź z Cytatem
stare 26.05.2005, 19:09   #5
Sensiqúe
Guest
 
Postów: n/a
Smile

Oto przed Wami przedostatni odcinek tego FS Jutro umieszczę część "La Prostituto", a pojutrze ostatni odcinek "Argahand...."

Przepraszam za błędy i za fotki na interii. Gdy skończę to FS, pomyślę nam innym serwerem..może imageshack..zobacze

Miłej lektury

"Argahand - syberyjskie mrozy"


Odc.V

"Uczucia Helgi"


Swenson zapukał do pokoju Helgi.
-Proszę! –odpowiedziała kobieta.

-Ach Johanie! Właśnie na ciebie czekałam. Popatrz jaką mam suknię, chciałam abyś mi ją ocenił. –ciągnęła dalej.
Szwedowi aż odebrało mowę, ale to nie z powodu piękna lecz brzydoty. Okropna zielona skóra Helgi odtrącała całkowicie każde męskie oko. Nawet ta cudowna suknia wyglądała strasznie na kimś tak obleśnym, Swenson nie miał pojęcia, jak ująć w słowach ten widok.
-I jak? Ładna? Nie podobam ci się w niej? –żona Mandolina wciąż dopytywała się, próbując przyjąć jak najbardziej uwodzicielską postawę.
-Cóż, proszę pani.. –Johan zaczął.
-Alez mówmy sobie na ty! Nalegam. –Helga przerwała.
-Dobrze. Helgo, wyglądasz w tym ubraniu, wyglądasz...Nie wiem jakich słów by tu użyć. –blondas próbował uśmiechnąć się, ale z mizernym skutkiem.
-Och! Hihihi! –pani Wensberg zaśmiała się niczym dziewica przed nocą poślubną.
-Wyglądasz bardzo pięknie i... kobieco. Suknia ma taki kolor pasujący ci do.. –tu mężczyzna urwał, mało co aby powiedział „do skóry” –do.. do oczu. – na koniec aż wydał z siebie wydech ulgi.
-Och! Ach! Dziękuję! Prawda, że powabnie wyglądam? A do tego uwodzicielsko, czyż nie? –ona drążyła temat dalej.
-Ależ oczywiście. –Johan poczuł się już skrajnie zmieszany.
W jego myślach kłębiły się słowa całkiem przeciwne, niż te co wypowiedział.
-Oj! Jeszcze raz dziękuję, wiem już co nosić. –Helga zaczęła rozpinać zamek od ubrania. –Mógłbyś mi pomóc? Coś się zacięło. –spytała
„Już mi starczy odległość od niej na metr, ale żeby na centymetr?! Johan, w co ty się wpakowałeś! Durniu!” –Swenson myślał.
Czuł, że obrzydzenie sięgnęło mu zenitu, ale przecież nie mógł odmówić pomocy kobiecie, która go karmiła. Podszedł więc do Helgi, chwycił zamek na jej plecach próbując jakoś zaradzić. Na jego twarzy widać było strumienie zimnego potu, ręce trzęsły mu się ze zdenerwowania... W końcu mały kawałek metalu obsuwał się w dół ubrania, a spod niego oczom mężczyzny wyłoniły się nagie plecy kobiety, wręcz obsiane ropnymi wypryskami i do tego ta...ta skóra.
-Ufff, już. –Szwed odparł z ulgą
Helga szybko zsunęła suknię z siebie, odwróciła się do mężczyzny przodem chwytając go za ramiona, zaczęła mówić czułym tonem:

-Czyż nie pociągam ciebie? Czyż nie jestem kobieca?1 Ty mnie fascynujesz od samego początku! Chodź, ulegnij mi, nie bądź oschły. Takiej kobiety jak ja, to nigdy nie spotkasz. Obiecuję, nie zawiedziesz się...
Johan odepchnął Helgę gdy ta skończyła mu wyjawiać swoje fantazje i pragnienia, po czym wybiegł z sypialni.
-Cholera! A byłam tak blisko! –pani Wensberg ubrała się, usiadła na łóżku, a po jej policzkach spływały łzy...
Tymczasem Swenson wszedł do swojego pokoju z poważną miną.
-Blondasek, co jest? –Rusek leżał na pościeli i czytał mapy.
-Vladimir, jutro w południe zmywamy się stąd. –Johan odpowiedział stanowczo.
Nazlukin przytaknął mu, oboje wiedzieli że czas opuścić to dziwne miejsce.
Natępnego ranka:
Johan i Vladimir po niezbyt dobrze przespanej nocy zasiedli do śniadania, jednak tym razem Helgi ani reszty mieszkańców nie było w kuchni.

-Przecież to 7:20, wszyscy powinni już jeść.-Szwed dziwił się.
-Może ich poszukajmy? –zaproponował Rosjanin.
Obaj podróżnicy wyszli z jadalni i udali się w tą część lochów gdzie jeszcze nie byli, a mianowicie w kierunku pokoju Heinricha. Vladimir już chciał zapukać, jednak zza drzwi dobiegały odgłosy pewnej rozmowy gospodarzy. Blondas i jego towarzysz oparli się lekko o wejście i uważnie nasłuchiwali.
-Co?! Wyciąłeś? – to był głos Helgi pełen pretensji.
-Tak! Myślisz, że co? Miał mi doprawić kanapki, a że się spóźnił to pozbawiłem go wątroby! –ofpowiedział Heinrich.
-Khry! Khry! Ekh! Ekhhh! –Mandolin dziwnie kaszlał.
-Jak on ma żyć bez wątroby?! Heinrich, mój mąż umiera przez ciebie i te twoje durne eksperymenty! –znów Helga.
-Miałaś razem z nim uprowadzić tych dwóch badaczy, nie spełniliście tego, to na was nadal muszę pracować! –rudy naukowiec krzyczał. –Ci kretyni nawet nie wiedzą, że są prawie moimi niewolnikami, tak jak wy zresztą! Powinniście to wykorzystać! Dzięki temu oni by teraz mieli chorobę skóry, to oni nie mieliby wątroby! To wasza wina! Dlatego jeśli chcecie żyć, macie mi ich tutaj przyprowadzić żywych! –ciągnął dalej.



-Ekhrrrr! –Mandolin coraz głośniej cierpiał.
W tym czasie Vladimir przez nieuwagę mocniej oparł się o drzwi i razem z Johanem wpadli z hukiem w sam środek miejsca kłótni. Wszyscy zamilkli, nastała głucha cisza...

C.D.N............................................. .................................................. .......................
  Odpowiedź z Cytatem
stare 27.05.2005, 08:23   #6
Sensiqúe
Guest
 
Postów: n/a
Wink Ostatni Odcinek!!!

I oto daję ostatni odcinek tego FS Zapraszam do lektury i licznych komentarzy
Teraz, gdy skończyłam pisać to FS, mogę już w 100% poświęcić się "La Prostituto"

"Argahand - syberyjskie mrozy"


Odc. VI OSTATNI

"Krwawy koniec"


-Ekhm! Ekhr! –krwawy kaszel męża Helgi przerwał tę grobową ciszę.
-O! Ach! Oj! Śniadanie! Na śmierć o nim zapomniałam, już moi kochani robię. –Helga tłumaczyła się.
Johan i Vladimir podnieśli się z podłogi, oboje nie wiedzieli co poczynić.
-Nie Helgo! Nie tym razem. –Heinrich spojrzał podejrzliwie na podróżników, po czym szybkim ruchem wziął ze stolika duży nóż do chleba.
-Wszystko słyszeli, dobrze wiedzą co się święci ... –Valhimer obracał w dłoni rączkę ostrego narzędzia powoli zbliżając się do Szweda i Ruska.
-Swenson, nie stójmy tu jak przygłupy tylko spadajmy! –Nazlukin popędził w stronę wyjścia z pokoju, a wraz z nim Johan.
-Arghhhhhh!! –Heinrich wydał z siebie okrzyk wściekłości, jego oczy zaświeciły się od nienawiści, z nożem w ręce ruszył na uciekinierami.

Johan i Vladimir biegli przez ciemnie lochy, pod wpływem strachu stały się one jeszcze ciemniejsze i nieznane. Panika jakiej ulegli doprowadziła ich do zgubienia się, za sobą słyszeli groźby szaleńca:
-Znam to miejsce! Znajdę was!
Obaj podróżnicy cali zdyszani, przystanęli na chwilę aby zorientować się gdzie są dokładnie:
Vladek, Vladek! Którędy teraz?
-Nie wiem blondas.. ***** nie wiem!
-Tu, tam, nie lepiej tędy! Albo..tam! Och gdzie wyjście?!
-Swenson! Biegniemy tam!
Po paru minutach, widzieli kilka metrów od siebie upragnione wyjście z lochów, już pędzili ku niemu gdy nagle drogę zastąpiła im obleśna postać.

Była to irisz –siostra Valhimera, na której tez przeprowadzał liczne przymusowe eksperymenty. Irisz pracowała kiedyś jako zwykła sprzedawczyni, za kradzież pieniędzy wyrzucili ją, a ona znalazła spełnienie w pracy ulicznej prostytutki. Po trzech latach testów ogłupiała do cna, przerażała wszystkich swoją skórą pokrytą bąblami i oczami pełnymi krwi.
-A donde puedo sair??? –spytała z dziwnym uśmiechem .
-Johan, co ona mówi?! –Vladimir nie rozumiał słów nieznajomej.
-Eee .. cos po hiszpańsku, chyba chce wiedzieć gdzie jest wyjście... –wyjaśnił Szwed.
Obaj nie rozumieli sensu tego pytania, chcieli pomóc kobiecie , ale usłyszeli za sobą heinricha.
-Spadamy! –krzyknął Swenson.
On i Rusek wyszli z lochów na świeże powietrze, biel śniegu zabolała ich w oczy, mimo tego biegli dalej aż w końcu zatrzymali się cali spoceni i zmęczeni. Valhimer nie wyjrzał za nimi na zewnątrz, zbyt długo przebywał w ciemnościach aby móc spojrzeć na świat w porannym świetle.
-Argh! –wydał z siebie okrzyk złości. –Irisz, czego ich nie zatrzymałaś?!
-Unehmeh, ugheh.. Irisz chce iść. –kobieta wymamrotała coś zupełnie nie na temat i udała się w ciemne korytarze lochów.
Tymczasem na bezkresnej śniegowej pustyni:
-Johan, jak my stąd pójdziemy? Przecież nie brałeś nawet komórki .-Rusek czuł się zdezorientowany.
-Jak na razie rozpalmy ognisko, mam w kieszeni kanapki. Poczekamy tu do nocy, musimy odpocząć a potem pomyślimy co zrobić. Grunt, aby ci tam na dole uspokoili się. –Swenson tłumaczył.
Jak postanowili, tak też zrobili. Wieczór zapadł szybko.

Gwiazdy pięknie świeciły, wiatru prawie nie było, cała Syberia wyglądała tak spokojnie...
-Ej te, Szwedzik! Popatrz tam. 0Vladek trącił towarzysza.
-He? Przecież to.. to Helga wychodzi z lochów, cos trzyma w ręce! -Johan aż wstał.
To faktycznie była żona Mandolina, podeszła do podróżników.
-Macie, oto wasza komórka i rzeczy. Wykradła się dopiero teraz, bo jest ciemno a na światło dzienne źle bym zareagowała. –mówiąc to podała im notes i kilka innych przedmiotów.
-Ale, ale co się dokładnie tam z wami dzieje?! Co z Mandolinem? –Swenson wypytywał z nieukrywaną ciekawością.
-Heinrich porwał swoją siostrę, a potem nas w celu przeprowadzania testów genetycznych. Nie możemy się już od niego uwolnić, bo on daje nam coś, dzięki czemu żyjemy. Wiem, to szaleniec. –kobieta tłumaczyła.
-Czyli narażasz własne życie teraz, aby nam pomóc? –spytał Vladimir.
-Tak, ale już muszę iść. Co do mojego męża.., Valhimer podłączył go do jakiegoś urządzenia, jednak nie wiem po co. –pani Wensberg mówiła szeptem.

-Jak tylko wrócę do domu, to znajdę dla was pomoc. Tak nie może zostać, mój szef i cała agencja zaangażuję się w ratowanie waszego życia od tego mordercy! –Szwed obiecywał.
-Żegnajcie. –Helga odwróciła się, poszła do lochów, jeszcze spojrzała na Johana i znikła całkiem w dole.
Starała się jak najciszej schodzić po schodach, jej myśli skupione były wokół Szweda, jednak miała też świadomość że to tylko marzenia.. Z rozmyślań wyrwało ją dziwne uczucie, iż nie jest sama...
-Ty suko! –usłyszała za sobą męski głos, po czym ktoś wbił jej nóż w plecy. Ona nie zdążyła się nawet odwrócić czy krzyknąć o pomoc. Jej ciało osunęło się bezwładnie na podłogę, tonęła we własnej krwi. Od tej pory życie i cierpienie Helgi Wensberg skończyło się na zawsze. Z ciemności wyłonił się Heinrich, wdepnął nogą w kałużę krwi kobiety, w ręce trzymał ostre narzędzie, którym dokonał zimnego mordu 9już nie pierwszego zresztą). Spojrzał na leżące zwłoki, uśmiechnął się sam do siebie, otarł o ubranie swej ofiary pokryty soczystą czerwienią nóż i zmierzył ku głębi lochów. Śmierć matki widziała mała Ela, nie zdawała sobie sprawy z tego co ujrzała.

Podpełzła do ciała, cała jej zielona sukienka zabarwiła się na bordowo, trącała Helgę, jednak ta nie nic nie odpowiedziała. W końcu dziecko usnęło w kałuży na ramieniu kobiety.
Następnego ranka:
Johan zadzwonił do pracy po firmowy samolot, a ten przyleciał w trzy godziny. Vladimir poleciał razem ze Swensonem w ramach nagłośnienia całych tych wydarzeń.

Johnes Switch przyjął ich z radością, która przerodziła się w wielkie zdziwienie po tym jak opowiedzieli mu o lochach. Nazlukin pozostał ze Switchem przy butelce whisky, gdy Swenson pojechał do domu i Baśki.

Szwed czuł, że Baśka tęskniła za nim, a on za nią zresztą też. Chyba tak naprawdę, to dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo jej potrzebuje, całego wsparcia i czułości, z jaką ona się do niego odnosiła.
W parę dni później Switch wraz z Johanem, Vladimirem i sztabem moskiewskiej policji wkroczyli do lochów Argahand. Ku ich zaskoczeniu nikogo tam nie było, ani Wensberów czy Heinricha z siostrą. Brakowało też jakichkolwiek śladów ludzkiego życia, sprzętu kuchennego, narzędzi w pracowni Valhimera i tych szkieletów sprzed paru miesięcy. Pomieszczenia stały puste, bądź stanowiły po prostu zwykłe lochy. Switch wierzył Swensonowi, jednak o całej sprawie postanowiono zapomnieć, wyburzono podziemia Argahand. Moskiewska policja przeczesała teren w nadziei znalezienia tych dziwaków, przeszukano nawet wsie, miasteczka i miasta, jednak ich nie znaleziono. Według Rosyjskiego Urzędu Cywilnego nie istniały osoby takie jak Helga i Mandolin Wensberg z córką Elą, Heinrich Valhimer z siostrą Irisz.
Kim więc byli? Co zrobili? Nikt tego nie wie. Ta sprawa nie została wyjaśniona...


KONIEC
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ostatnio edytowane przez Sensiqúe : 27.05.2005 - 08:46
  Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 07:01.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023